O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze/Przedmowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Marcin Czermiński
Tytuł Przedmowa
Pochodzenie O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze
Wydawca Redakcya »Missyj Katolickich«
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron





P


Podaję Ci czytelniku zbiór niektórych listów poufnych X. Jana Beyzyma, pisanych jedynie dla naszej informacyi, do których ogłoszenia to mnie tylko upoważnia, iż ten missyonarz już umarł dla świata, bo cały poświęcił się obsłudze trędowatych, wśród których ma zamiar tak długo pozostać, aż zarażony tążsamą nieuleczalną chorobą, wypełni ofiarę heroicznej miłości bliźniego.
X. Beyzym, syn obywatelskiej rodziny, znanej i cenionej na Wołyniu, od pierwszej młodości miał sposobność hartować swą duszę. Gdy po r. 1863 jego rodziców majątek uległ konfiskacie (na szczęście czasowej), a liczna rodzina została naraz bez dachu i środków utrzymania: przyszły missyonarz, jako najstarszy z rodzeństwa, zaprzągł się do robót przewyższających jego siły, i sam będąc dzieckiem, utrzymywał braci w szkołach kijowskich. Praca, głód, zimno, nie złamały w nim ducha. Po ukończeniu gimnazyum w Kijowie, gdy widział, że przy zmianie stosunków materyalnych rodziny, nie będzie jej już koniecznym, wstąpił do Zakonu.
Najulubieńszem jego zajęciem było oddanie się wychowaniu młodzieży w konwiktach tarnopolskim i chyrowskim. Tam kilkanaście lat przebył jużto jako prefekt, jużto jako profesor rossyjskiego i francuskiego języka. O ile mu czas pozwalał, spędzał go w infirmeryi wśród słabych chłopców, chcąc swą opieką zastąpić im matkę i ojca.
W listach przebija się nieraz uczucie macierzyńskiej tęsknoty za młodzieżą, którą całem sercem ukochał. Lecz i tę miłość poświęcił dla obcych, najnędzniejszych w świecie pogan, aby uczucia swojego serca jeszcze bardziej uszlachetnić, a miłością dla Boga zjednać tych, którymi świat gardzi i przed nimi ucieka.
Raz poraz dolatywały do nas echa prac O. Damiana De Veuster na Molokai wśród trędowatych, to O. Wehingera w Birmie. Wielu podziwiało poświęcenie tych missyonarzy, niektórzy szli im z pomocą; O. Beyzym postanowił sam złożyć się trędowatym w ofierze. W tym celu napisał list z prośbą do Generała Zakonu, aby go wyznaczył do obsługi trędowatych. Pozwolenie nadeszło i wyznaczono mu missyę mangalorską w Indyach. Gdy czas był do odjazdu, przyszła z Indyi wiadomość, że małym tamtejszym zakładem już się ktoś zajmuje, więc jego ofiara zbyteczna. O. Beyzym nie ma zwyczaju od postanowienia odstępować. Dowiedziawszy się, że na Madagaskarze również są trędowaci, a niema ktoby się nimi należycie opiekował, za zezwoleniem przełożonych, zamiast do pięknych Indyj, wyjechał na skalistą i febrzystą afrykańską wyspę. Jak się tam dostał, co zastał, co robi, co zamierza zrobić, niech jego słowa powiedzą.

X. Marcin Czermiński T. J.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Marcin Czermiński.