Najnowsze tajemnice Paryża/Część trzecia/XXV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXV.
Objaśnieniu i warunki.

Kodom usiadł, a zakładając nogę na nogę z miną doktoralną odpowiedział:
— Moje lube dziecię, nie jesteśmy w krainie fantazyi, lecz na gruncie zupełnéj rzeczywistości. Wszystko co tu widzisz, te obrazy które cię tak zajęły i brylanty na któreś została obojętną, te paki akcyj, biletów bankowych, obligów może trochę podejrzanych, nie mających wprawdzie wartości artystycznéj, zgoła wszystkie te przedmiota mniemasz że wpakowałem do kufra skórzanego dla błachéj przyjemności? Przybyliśmy tu aby zrobić pieniądze i sprzedać nasze towary, tak dobrze jakby kupiec czém bądź handlujący.
— Ależ trzeba było wszystko sprzedać w Paryżu.
— W Paryżu, cały świat zna galeryją Roberta Kodom, jego djamenty i jego stanowisko finansowe. W Paryżu Kodom nie mógłby jednéj rzeczy spieniężyć, żeby nie ściągnął podejrzenia, nie zachwiał się w opinii na placu handlowym, bo zaufanie kredyt stwarza, sądzę że o tem nie powątpiewasz. Byłaś zawsze tak zimną i przezorną, że tylko pięknemi oczkami płaciłaś swojej klientelli. Zaufanie, zaufanie wszystko stanowi. Jutro w Brukselli, w Malines, Antwerpii, Namur, Liége aż do Spa, w czterech krańcach Belgii, Robert Kodom może negocyjować swoje weksle choćby wątpliwe, spieniężać częściowo z powodu chwilowego kłopotu w grze papierów; to jest interes mnie dotyczący. Co do twojego zajęcia moja księżniczko, to polega na sprzedaży dzieł sztuki i diamentów. Przekonałaś mnie w téj chwili z wielkiem podziwieniem, lecz razem z mojem zadowoleniem, że posiadasz tyle znajomości i przebiegłości co się tyczy malarstwa, ile go ma żyd frankfurcki. Jednego więc dnia będziesz młodzieńcem hulaszczym, podróżującym, który z potrzeby musi robić ofiarę; nazajutrz staniesz się wielką damą, dotkliwie podrujnowaną w kassynach niemieckich, zmuszoną do sprzedania swych biżuteryj, aby wrócić do kraju. Zgoła niekiedy i stosownie do okoliczności będziesz magnatem, jako mężczyzna, albo najmniéj księżniczką jako kobieta. Będziesz zmieniać nazwiska i płeć stosownie do potrzeby lub upodobania; są to role bardzo rozmaite do odegrania, z tém wszystkiém role szlachetne, sądzę że się na nie żalić nie ma powodu.
— Nie mam przecież prawa na nic się żalić, bom przyrzekła ci posłuszeństwo — więc rozkazuj. Jeszcze natchnienie nie przyszło, lecz kiedy raz wejdę na tor intrygi, wtedy spodziewam się będę inspirowaną.
— Jestem tego pewny. Że zaś rozmowa zimna nie prowadzi do pożądanego rozwiązania, którego potrzebujemy oboje, tak dobrze jak książę Riazis, przeto ci szczegółowo objaśnię moje warunki. Zdążając do celu za którym od lat 30 goniłem, a który nie jest żądzą posiadania tylko bogactw, przyszedłem prawie do ruiny. Wprawdzie możesz powiedzieć, że resztki z rozbicia pozostałe wystarczyłyby dla ambicyj mniéj od mojéj wymagających, lecz ci już oświadczyłem, iż mam obowiązki dla ludzi za memi plecami stojących.
Maryanna wsparta na obu rękach słuchała Kodoma. najmniejszém skinieniem nie zatwierdzając tego co on jéj mówił. Bankier tak daléj ciągnął:
— Jutro o pierwszéj godzinie postarasz się być gotową chociaż to będzie przeciwne zwyczajom paryzkim. Nie zajmuj się niczem, bo znajdziesz w twych pokojach godnych ciebie, zbiór kostiumów o których potrzebie uprzedziłem. Na ten dzień młody grek będzie stosownym do okoliczności. Nie potrzebuję dodać, że posiadam rozmaite dowody z rozlicznych kancellaryi dyplomatycznych, które ci zjednają wszędzie przyjęcie równie przychylne, jak niemniéj z wszelkiem poważaniem. Pilném jest aby tego samego dnia były sprzedane diamenty w imieniu armeńczyka, o którym mówiliśmy. Czyli to byłoby ci dogodnem ażebyś stanęła po nieprzyjacielsku naprzeciw twemu rządowi? Będziesz niby rewolucyonistą, albo zwyczajnie dekorowanym, zależy to od twego wyboru. Jeżdżąc z możliwą gorliwością, o któréj niepowątpiewam, mniemam że bez trudu dowiesz się o nazwiskach zbieraczy obrazów, których jak mówią ma być bardzo wielu w tem mieście. Dostateczném będzie posłać przez komisyonerów stosowne objaśnienia owym sztuk protektorom. Przy każdym adresie znajdziesz rekomendacyją która ci wstęp ułatwi, i nie pominę téj ostrożności, ażeby ci zostawić na toalecie szczegółowe instrukcyje, jaką masz przybrać postawę według charakteru i pozycyi każdego z tych panów.
Być może, iż zajdzie potrzeba zmieniania kostjumów różnéj narodowości, ale nie, sądzę że to okaże się zbyteczném, z powodu nagłości spieniężenia przedmiotów. Udasz się tylko do arystokracyi, która płaci w 24 godzinach długi karciane. Czy pojęłaś wszystko?
— Zrozumiałam panie.
— A więc cudownie! Teraz mój dobry Mario wdziéj na bakier czapkę burszowską, pociąg szczotką po twojéj kurtce, obetnij paznogcie i chodźmy na obiad, jeżeli ci się podoba. Po obiedzie możesz spędzić wieczór w teatrze przy mennicy albo przy browarach, tam więcéj hałasu. Co do mnie jestem wygodnicki, potrzebujący wypoczynku — robiąc rachunki.
Maryanna powstawszy rzekła: — Do twoich usług panie i władco mój.
Kodom pochował kosztowności do tłumoka, papiery do biórka, które starannie zamknąwszy, schował klucze do kieszeni. Dzwonek zabrzmiał w salonie, bo siódma wybiła na zegarze hotelowym. Zeszli na obiad.
Nazajutrz ze świtem Robert zapukał do drzwi Maryanny i był bardzo zdziwiony znalazłszy ją już ubraną, wyglądała oknem paląc swe pierwsze cygaretto przy brzasku poranku bardzo mglistego. Wyraził on swe podziwienie w kawalerski sposób, wyszły już z mody od czasu restauracyi.
— Nazywam się Maryanna de Fer — odrzekła tonem spokojnym — i towarzyszę panu aby być posłuszną.
— Posłuszeństwo nie będzie uciążliwe, gdyż wynalazłem ci hotel na bulwarze Waterloo będziesz tam zupełnie. u siebie i w najdogodniejszych warunkach komfortu, oraz high-life umieszczona. Nietrzeba się okazywać ubogą, ażeby korzystnie sprzedać drogocenne towary. Ten apartament przeznaczony na biżuterye i kosztowności. Sprzedaż obrazów będzie miała miejsce w pracowni umeblowanéj, którą wynająłem na czas nieobecności artysty, co podniesie wartość obrazów.
— Jestem gotowa, proszę iść naprzód.
— Weź przedewszystkiem tę szkatułkę, to ciężkie ale jesteś silna. Zawiera ona diamenty najczystszéj wody; będzie dosyć zajęcia przed obiadem. Nateraz zajdziesz do twojego mieszkania, gdzie złożyłem w kasetce resztę biżuteryi, od któréj jeden klucz wezmę do siebie. Po południu koléj na obrazy. Oto masz drugi klucz od kasetki.
Tak rozmawiając Robert Kodom i Maryanna przyszli do hotelu ocienionego topolami i sykomorami. Zieloność już zniknęła lecz gęste gałęzie dobrze zasłaniały front budynku, tak że wnętrze czyniły nieprzejrzystem, jak mówią anglicy. Weszli, Robert wyjął pęk kluczy z kieszeni.
— Co to znaczy? zawołała Maryanna. — Czy miałbyś pretensyą zostać moim dozorcą. Nasz układ zastrzegł tylko 15 dni najwięcéj zaś miesiąc niewoli i to złagodzonej względnem obejściem.
— Będziesz swobodną jak w Paryżu, i spodziewam się że nad dwa dni nie będę potrzebował cię dłużéj.
— Ach! spieszmy się!
— Jesteś u siebie, rzekł Kodom.
— Na jak długo? zapytała Maryanna.
— Och nie chciéj zasmakować w tém ustroniu rozkoszném, widzę że niezwyczajność ma zawsze pociąg dla ciebie. Twoje bagaże są w salonie, czy raczysz je zobaczyć?
— Dobrze, zobaczymy.
Wszystko było ustawione w największym porządku.
— Co za kostium! ach tak przypominam sobie na dziś jestem Grekiem.
Otworzyła jeden kufer bez wahania i wyjęła z niego przepyszny kaftan obszyty futrem. Następnie przeszła do ubocznego pokoju, zkąd po kilku minutach wróciwszy, przedstawiła się w przepysznym stroju, z puginałem u boku i w giloszowanym pasie, mając czapeczkę aksamitną na głowie, niby cały budynek koronującą.
— Ależ to jest zadziwiającem! zawołał Kodom. — Nie miałaś tyle czasu aby przebyć morze i powrócić.
— Patrz jacy to jesteśmy!.. odrzekła, — przeglądając się z przyjemnością w czterech lustrach pokoju.
— Załowaćbym musiał gdyby było inaczéj.
— Nędzni pochlebcy! mruknęła Maryanna.
— Teraz do dzieła, wszystko dobrze zrozumiałaś?
Dała znak potwierdzający.
— Ach mój Boże! zapomniałem najważniejszych szczegółów.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.