Najnowsze tajemnice Paryża/Część trzecia/XXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIII.
Pogadanka w wagonie.

— Tak Mario, to się rozumie moje dziecko, — mówił głośniéj bankier, żeby się zpoufalić z włoskim językiem, albo żeby oznajmić siedzącym w wagonie nazwisko swego pięknego towarzysza.
— Mario? to nazwisko angielskie — dowodził poufnie gruby jegomość siedzący naprzeciwko, damie zdającéj się być raczjé jego gospodynią niż żoną. Wyrostek z kołyszącemi się rękoma, bladem obliczem, wzrokiem kołowatym i włosami żółtemi na środku głowy zawiązanemi, dopełniał trio. Był to zapewne uczeń około lat piętnastu, pragnący spamiętać wszystkie wrażenia z podróży, gdyż na zapewnienie grubego jegomości, wydobył pugilares i napisał w nim: „Mario, anglik.”
Zdaje się, że według zlecenia ojca wyrostek miał obowiązek zanotowania tego wszystkiego co tylko słyszał w wagonie. Tymczasem Robert Kodom zaczął się kiwać, na tę i ową stronę, co zwykle jest oznaką drzemania. Maryanna poglądała przez szyby na ogołocone z liści lasy, pola szronem pokryte, które w jéj oczach wirując, mocno ją bawiły. Żelazna ta organizacya lubowała się w twardéj bezbarwnéj naturze, a jéj nerwy rozciągały się w téj ostréj atmosferze, w tym przelocie unoszącym ją coraz daléj i daléj. Okolice uciekały i znikały jakby w czarodziejskiéj latarni, unosząc z miejsc codziennego życia. Nie wiedziała nawet gdzie, ani celu dokąd jedzie — czuła tylko że krew w niéj swobodniéj krąży, i że każde poruszenie machiny oddalało ją na jakiś czas od Paryża, miasta potępieńców. Może ją uwożono do innych przepaści, lecz przynajmniéj do innych!
Ta nerwowa organizacya, chciwa rzeczy nieznanych, odczarowana i naiwna zarazem, czuła potrzebę koniecznéj zmiany miejsca jak wszystkie dusze cierpiące, nie mające swego opiekuńczego dachu. Niekiedy Kodom uchylał powieki, a jego źrenice rzucały inteligentne i ciekawe na około spojrzenie; czuł on konieczność śledzenia nawet w czasie snu chwilowego. Zdawał się być zadowolonym ze swego towarzysza, gdyż bez zdania sobie rachunku wyszeptał: ona wygląda zupełnie jak chłopiec.
— Zobaczysz, — odrzekła Maryanna słysząc zdanie o niej wyszeptane, — że mi nie zbywa na stanowczości, i że w razie potrzeby mam pięść nie od kształtu.
Bankier położył palec na ustach.
— Cicho! usiłujmy spać aż do pierwszjé głównéj stacyi, tam znajdziemy przecie miejsce, gdzie możemy sami być w wagonie.
— Rozumiem, — odparł Mario.
I od godziny nie wyrzekli ani słowa. Trzéj opisani podróżni, szukali roztargnienia dla skrócenia czasu, rozprawiając i narzekając na spadnięcie cen torfu. Według wszelkiego prawdopodobieństwa musieli oni być z Pikardyi, gdyż obniżenie tego produktu mocno ich dotykało; przyczyną klęski, według zdania głowy rodziny było błędne postępowanie rządu. Dama odpowiadała z przekonaniem, iż rząd cierpi na zamęt w głowie, jak każdy prywatny człowiek, bo musi myśleć o tylu rzeczach; o wojnie, o marynarce, o finansach i budowie kościołów!
— Tak, lecz rolnictwo daje chleb społeczeństwu, i rolnictwo należy podtrzymywać, dając mu pierwszeństwo przed sztukami.
Maryanna nie mogła powstrzymać się od nieznacznego uśmiechu. Nie pojmowała ona związku między rolnictwem i torfem, a chleb otrzymywany z fabrykacyi tłustéj ziemi na cegiełki, według jej smaku zdawał się, że musi być bardzo czarny i niesmaczny. Gruby człowiek dostrzegłszy ironiczny uśmiech Maryanny, odezwał się:
— Pan jesteś stronnikiem sztuk pięknych, mości Mario? mówił robiąc nacisk na każdą sylabę, ażeby przekonać, iż niezbywa mu na pojętności i pamięci. To bardzo naturalne w twoim wieku.
Wyrazy te powiedział tonem, który oznaczał: ot młokos! Otyły gawędziarz mówił daléj, przesuwając między palcami liczne breloki:
— A więc młodzieńcze, powinienbyś prosić twego ojca o pozwolenie zatrzymania się dłużéj w Saint-Quentin, gdzie my wysiądziemy. Miałbym wtedy przyjemność oprowadzić pana po naszém muzeum, jedném z najbogatszych w Europie. Ile to kosztuje pieniędzy nasze miasto! po nabyciu osobliwości, z kolei trzeba było wybudować salę, uposażyć konserwatorów i całą służbę... czysta ruina funduszów tymczasem rolnictwu zbywa na rękach do pracy!
Mario bębniąc takt palcami w szyby, towarzyszył tym sposobem opowiadaniu grubego jegomości. Powiedzianoby, że on potrzebował takiego akompaniamentu, gdyż ciągnął dalej z zapałem:
— I owe nieskromne obrazy, te posągi na wzór starożytnych, rozpowszechniają po naszych siołach! wstyd o tém pomyśléć... Oto panie ostatni raz zakupiono na wagę złota Wenus z marmuru, bez najmniejszéj osłony panie, zupełnie nagą!...
Na ten ostatni wykrzyknik, jejmość obok siedząca skromnie oczy zasłoniła. Pociąg zatrzymał się jak cyklop dmuchając; donośnym głosem zawołano:
— Saint-Quentin!
Kodom miał minę jakby się budził ze snu twardego. Nieprzyjaciel sztuk zwinął uważnie swój płaszcz podróżny i obróciwszy się przed odejściem do Maria, rzekł:
— Szkoda że nie idziesz ze mną mój przyjacielu.
Kodom niecierpliwił się, on nie podzielał wyobrażeń starości. Człowiek otyły powiedział znowu:
— Zgaduję.... pilne interesa. Wszyscy handlujący mają termina nie cierpiące zwłoki. Torf naprzyklad...
— Wsiadać panowie!... wołał człowiek w czapce ze srebrnym galonem. Podróżny z Saint-Quentin usiłował skończyć zaczęty frazes:
— Przebacz pan, sztuka nas interesuje: zapomniałem... Wenus która miasto zrujnowała, uważam za nieskromną. Ja nie chowam w kieszeni tego co myślę, nie ukrywam tego przed nikiém. Lecz koniec końców, urok i wdzięki Wenery.... niestety szkoda, że nie możesz pan jednego dnia poświęcić, aby zobaczyć jak to wszystko dobrze naśladowane.
Dama do towarzystwa wysiadła, wyrostek poszedł za nią, a tłusty jegomość wychodząc z wagonu powtarzał jeszcze:
— Ach doskonale naśladowane... doskonale!...
Maryanna a nateraz Mario zaledwie wytrzymała aby śmiechem nie parsknąć. Gruby człowiek szukał swoich trzech biletów w portmonetce.
— Panie, panie! wołała przebrana paryżanka, — czy rzeczywiście dobrze naśladowane?
— Sądziłem żem zapomniał mego szala, mając go na ramieniu, cudownie naśladowane!...
Na ten ostatni wykrzyknik, dama do towarzystwa zbliżyła się aby uprowadzić swego pana. Swistawka dała znak odjazdu. Maryanna złożywszy dłonie na kształt tuby, wołała:
— A kto cię objaśnił, że tak dobrze naśladowane, stary grzeszniku? Dama złożyła chustkę we czworo i wsunęła ją pod wualkę, potem wzięła za rękę starego grzesznika i z sobą uprowadziła. Pociąg zaczął się poruszać. Robert Kodom otworzył teraz oczy, już nie spał. Maryanna jakkolwiek nie lękliwa, nie mogła przecież znieść tego dziwnego wzroku bez doznania niemiłego wzruszenia, którego ukryć nie zdołała.
— Teraz pomówmy Mario, — rzekł Kodom. Jesteśmy w podróży i nie mamy czasu bawić się skubaniem kwiatków. Rozumiesz, że trzeba pojmować szybko, wykonywać podobnie i niewiele gawędzić, wszakże mam do czynienia z mężczyzną nie z kobiétą.
— To téż mężczyzna zostaje na twéj łasce panie, kobiéta ma swoje zamiary jak ty masz swoje.
— Nie wiem o tobie tylko to, co gazety ogłaszały o twéj dzikiéj ekscentryczności i o twych wybrykach zakrawających na fanfaronadę. Zdaje się, że zbyt łatwo wspinałaś się na maszt po złożoną tam nagrodę, tak jesteś silna w rękach i w nogach. Kronika nawet opowiada, że umiesz robić pałaszem jak instruktor w szkole fechtowania, i że zabijasz w locie tuzin gołębi bez wyjęcia z ust cygaretta. Masz ustaloną sławę na bruku paryzkim, która nie cierpi ani nędzy, ani mierności; jest to łatwa egzystencya i bierze mnie ciekawość dowiedzieć się, co cię skłoniło do szukania awantur, ciebie, dla któréj dosyć jest uśmiechnąć się, aby ujrzeć u swoich nóg całą młodzież szaloną i wszystkich starców hełpliwych?
— Ach przebacz pan, gdyż nie uprzedzono mnie, iż w drodze mam się wyspowiadać. Dopełniłam już tego przed Riazisem i nie żądałam od niego rozgrzeszenia; czy chcesz koniecznie udzielić mi swoje?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.