Najnowsze tajemnice Paryża/Część trzecia/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.
Kawaler Pulnitz.

List kapitana jachtu Rekin, nazajutrz otrzymany, uwiadomił lorda Trelauney’a o ucieczcze Alego. Zdołał on zrobić dziurę na dnie okrętu, którą kapitan spostrzegłszy kazał zatkać, lecz co do Alego powątpiewano czy zdołał się dostać do brzegu..

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Któż może znaleść coś tkliwszego, nad pożycie osób w domku pod lasem zgromadzonych. Ludwika bardzo pokochała Cecylią. Kiedy ona weszła do pokoju obłąkanjé i podała jéj uśmiechniętego malca, który już drugą wiosnę zaczął, wtedy serce matki zatętniło silniéj, mimo mgły umysł biednéj osłaniającej. Ludwika wzięła dziecię i okryła pocałunkami. Raul niepoznany przez obłąkaną, wylewał łzy radości i żalu. Użył on wszystkich sposobów aby obudzić wspomnienie w téj ognistéj duszy, któréj żar nieszczęście przytłumiło. Sprowadził więc Ludwikę do ustroni w lesie, gdzie dawniéj miewali schadzki. Tam biorąc jéj delikatne ręce, powtarzał słowa miłości, najsłodszéj nadziei, za pomocą których zdołał ją uwieść, ale Ludwika potrząsając głową, tylko smutnem uśmiechem odpowiadała.
Nie zadługo zmęczona mową Raula, której wcale nie pojmowała, obłąkana zaczęła zbierać stokrotki, skubiąc korony kwiatów listek po listku. Był że to dla niéj czyn zupełnie machinalny? czy też przeciwnie słabe wspomnienie przeszłości? Raul nie mógł rozwiązać tego pytania.
Trelauney rzadko opuszczał domek, chciał on przywieść bandę 21 do upadku samym brakiem funduszów. W końcu każdego kwartału podczas nocnéj schadzki, stowarzyszeni przynosili weksle na mniejsze lub większe summy, według wydatków usprawiedliwionych. Weksle były akceptowane przez bankiera Roberta Kodom, które on w terminie płacił z dostarczonych funduszów przez Furgata. Ten zaś czerpał pieniądze w skarbcu i bankier zawsze był pokryty. Powinien więc nadejść czas w którym majątek Roberta Kodom okazałby się niewystarczającym na wymagania bandy, a ztąd powinien powstać rozstrój zupełny stowarzyszenia, wtedy zemsta stałaby się dość łatwą. Wanda w domu obłąkanych, bankier zgubiony bez funduszów, a Riazis stawszy się pospolitym zbrodniarzem, sam wpadłby w ręce Trelauney’a. On sam tylko wiedział jaka kara ich spotkać może.
Kawaler Pulnitz przybył aby przepędzić wieczór z mieszkańcami domu. Ludwika została w swoim pokoju, gdyż starannie ukrywano ją przed obcemi.
— Gdzie jest młoda dziewczyna, którą widywałem razem z Cecylią? zapytał Pulnitz.
— Ona jest cierpiącą, — odpowiedział Trelauney.
— Zdaje się, że jest córką poczciwej kobiety, którą nazywają Magdaleną Deslions?
— Tak panie.
— Jest cierpiącą? to niedobrze.
Trelauney nic nie odpowiedział.
Kawaler Pulnitz odezwą! się znowu: Chcesz milordzie abym ją uzdrowił?
Lord kiwnął głową z niedowierzaniem, i odrzekł:
— Niestety! wierzę że tylko Opatrzność może ten cud zrobić.
— Mylisz się milordzie! Istnieje nauka, któréj szarlatani nadużywają i którą nawet ośmieszyli, a jednakże za jéj pomocą można otrzymać skutek upragniony przez pana.
— Tak mniemasz kawalerze?
— Mogę ci milordzie udzielić radę szczegółową...
— Czy konsultacya twoja panie kawalerze usunie moją wątpliwość?
— A więc zaraz cię przekonam milordzie, przywoławszy chorą dziewicę.
— Ona pana nieusłyszy...
— Nie potrzebuję aby mnie słyszała.
Kawaler Pulnitz powstał i utkwiwszy wzrok z całém natężeniem ducha we drzwi prowadzące wewnątrz mieszkania, wyciągnął obie ręce. Nie zadługo Trelauney usłyszał szmer idącéj osoby. Ludwika zbliżała się do pokoju gdzie był Pulnitz, będąc posłuszna nieodgadnionéj potędze. Lord otworzył drzwi i ujrzał nadchodzącą powoli Ludwikę, która stanęła przed magnetyzerem.
— To jest rzecz niepojęta, cudowna, — szepnął Trelauney.
Ludwika spała.
— Czy widzisz? zapytał jéj Pulnitz.
— Tak!
— Rozpoznajesz wszystko?
— Wszystko... widzę mego ojca żyjącego...
Trelauney zawołał wzruszony. — Żyjącego! więc hrabia Nawarran nie umarł?
— Milczenie!... rzekł kawaler, kładąc palec na ustach, i pytał daléj:
— Kogo widzisz więcej?
— Mego brata, którego życie jest zagrożone...
— Przez kogo?
— Potwór obciążony zbrodniami śmierć jego poprzysiągł... Cudzoziemiec jest jego wspólnikiem... człowiek ogorzałéj cery, z orlim nosem...
Trelauney rzekł do siebie: — O tak, Robert Kodom i Riazis.
— Zkąd przyszłaś?.. pytał znowu Pulnitz.
— Z wielkiego domu... tam w Paryżu, gdzie są zamknięte nieszczęśliwe kobiety... O ch widzę jednę... tę samą u któréj znalazłam chwilowo schronienie...
— To Wanda! rzekł Trelauney. Ludwika mówiła daléj:
— Ona załamuje ręce, cierpi okrutnie... Czasami przeklina, potém uspakaja się i myśli, że ten człowiek co chce gubić mego brata, zdoła ją odszukać... ona ma nadzieję iż prześle doń list.... a potem, potem,...
— Dokończ! Ach to okropne... Widząc się między obłąkanemi, rozważa, przypomina sobie przeszłość,... i przed potwornością jaka się jej przedstawia, zapytuje sama siebie, czy rzeczywiście popełniła wszystkie te zbrodnie... poczem przerażona, dreszczem strasznym przejęta, wierzy że istotnie ma pomięszanie zmysłów!
Trelauney odetchnął swobodnie i pomyślał: tego właśnie pragnąłem, takie tortury dla niej zgotowałem.
Kawaler Pulnitz dotknął czoła Ludwiki i rzekł:
— Mów jeszcze, czy widzisz swoje dziecię?
Lica dziewczyny zajaśniały radością. Tak widzę jest przy mnie, a Raul! Raul! kocha mnie znowu i pragnie zaślubić!é Raul obecny téj scenie nie mógł już dłużej wytrzymać, ukląkł więc u nóg Ludwiki i wycisnął na jéj rękach gorące pocałunki, ustami które łzy skropiły.

~ O tak kocham cię Ludwiko! zawołał z uniesieniem, — zaklinam! chciéj mnie poznać najdroższa! Lecz wzruszenie jéj było za mocne.
— Obudziłeś ją panie! rzekł kawaler Pulnitz.
W istocie Ludwika spoglądała koło siebie z zadziwieniem; zdawała się być zawstydzoną, ujrzawszy się śród osób nieznajomych. Po chwili wahania, spuściła oczy zarumieniona i uciekła do swego pokoju. Raul rzewnie płakał.
— Nie należy często powtarzać tego doświadczenia, — rzekł Pulnitz, potém wysileniu następuje osłabienie, co mogłoby zaszkodzić tak delikatnéj kompleksyi... Lecz spodziewam się, że jednego dnia przejście z uśpienia do istotnego życia będzie spokojne, a umysł ze stanu magnetycznego do normalnego przechodząc stopniowo, odzyska swą dawną przytomność i wiedzę.
— Kto jest tym człowiekiem? pytał sam siebie Trelauney. Gdzie go widziałem i kiedy? ale pamięć lorda nie mogła mu odpowiedziéć nic pewnego. A jednak był pewnym że kawalera Pulnitz nie pierwszy raz w życiu spotyka.
Magnetyzer pożegnał Trelauney’a mówiąc: do widzenia!
Tymczasem Jan zauważył, iż nadszedł czas skończyć z Riazisem. Wrócił więc do swéj wili w Auteuil i kazał przywołać pana Combalou.
Ajent przybył omnibusem amerykańskim. Zdawał się być zakłopotanym, a jego ubiór mimo starannego wyczyszczenia, bardzo biednego stanu ukryć nie zdołał. Combalou wszedł śród głębokich ukłonów.
— Panie Combalou co się z tobą dzieje? zapytał Trelauney.
— Nic dobrego milordzie, — nic dobrego.
— Interesa niedobrze ci idą?
— Zupełna cisza, stagnacya we wszystkiem.
— Nie ma nic nowego?
— Nic,... prócz uwięzienia tego biednego barona...
— Jakiego barona?...
— Pana Maucourt.
— Czy tak?...
— Wszystko jest szczęściem lub nieszczęściem na tym świecie!
— I cóż mu się przytrafiło?
Combalou uśmiechnąwszy się, rzekł: — Chciał wypłatać figla na swój sposób.
— I figiel mu się nie udał?
— Najzupełniéj się nie udał.
— Opowiedz mi panie Combalou.
— Pan baron wdał się w nie swoje rzeczy, 5mięszając się do pewnjé tajemnicy.
— Do jakiej?
— Pewna dama... pan mnie pojmujesz... dama bardzo bogata prowadziła miłosną intrygę... z pewnym przyjemnym tenorem.
— Oni są wszyscy bardzo przyjemni — dodał z uśmiechem Trelauney.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.