Przejdź do zawartości

Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki/Xięga I/XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DYARYUSZ PODRÓŻY PARYZKIEJ.

XIV. Wyjechałem z Warszawy dnia 20go Listopada o godzinie dziewiątej zrana, pocztą na Kraków do Wiednia, w karecie Berlińskiej posrebrzanej, żółtą trypą wybitej, na dwie osoby. Siedział zemną mój kamerdyner la Rose, na koźle Michał lokaj z Krystyanem kucharzem.
Zaraz pierwszego dnia na grobli, nie daleko Nadarzyna, kazałem moim ludziom obić żyda, za to, że przed groblą nie stanął, słysząc trąbiących postylionów.
W Drzewicy kupiłem pięknej materyi napięć kamizelek, i garnitur gotowy passamanów na liberye. Zdadzą się w Paryżu.
Reszta drogi do Krakowa bez przypadku. Musiałem wysiadać kilka razy na mostach, jeden się pod karetą załamał, szczęście, że na rzeczce nie bardzo głębokiej; a jakem się dowiedział, kupcy tam mostowe płacą.
Stanąłem w Krakowie 27go w nocy dla dróg bardzo złych. Miasto obszerne, piękne, znać, że było kiedyś w istocie stołeczne królestwa. Oglądałem ciekawie tamtejsze i okoliczne osobliwości, grób królowej Wandy, szkołę Twardowskiego, Akademią, i. t. d. NB. wino lanie i dobre, ale zdaje mi się, iż beczki mniejsze, niż pierwej bywały.
Wyjechałem z Krakowa 2go Grudnia, a nazajutrz nie bez żalu porzuciłem Polskę. Pierwsze miasto szlązkie Bilsk. Szlązkiem kilka poczt jechałem, nimem się dostał do Morawy. Drogi lepsze niż u nas. W austeryach miejscami piwa dobre, ale nazbyt mocne, nie komparacya do Wilanowskiego, Inflantskiego, Bielawskiego, i t. d. Ołomuniec, miasto dość obszerne i mocne, pierwszato jest forteca, którą widziałem.
10go Grudnia o w pół do jedenastej stanąłem w Wiedniu, ale mnie rewidowano i trzęsiono bez miłosierdzia; musiałem przez pół dnia w stancyi na rzeczy moje czekać: tymczasem, chcąc osobliwości krajowe widzieć, poszedłem na komedyą niemiecką. Nie rozumiałem, co gadali, jednakowo mi się bardzo podobała, a osobliwie, kiedy zaczęły się tańce. Nie pamiętam w życiu tak wysoko skaczących. Nazajutrz widziałem przejeżdżającego Cesarza. Chodzi po francuzku.
Wieża kościoła Śgo Szczepana z kamienia ciosowego, wyższa od Świętokrzyskich w Warszawie.
Wino Węgierskie nad moje spodziewanie, nie tak dobre, jak u nas. Chciałem się gruntownie wywiedzieć dla jakiej przyczyny: ale winiarz, który próbki przyniósł, nie umiał po polsku, a mego kucharza tłumacza nie było naówczas w domu. Statuy króla Jana nie widziałem.
Ruszyłem z Wiednia w dalszą podróż 21go Grudnia traktem na Frankfurt. Tam zatrzymałem się dni kilka dla bardzo pięknej i wygodnej austeryi. Ale też na wyjezdnem zdarł mnie gospodarz za to, jak powiadał, że mi dał apartament, w którym stał podczas elekcyi Palatinus Rheni.
Bawiłem w Moguncyi przez pięć dni. Szynki wyśmienite, wino Reńskie najlepsze. Chorowałem tam na niestrawność żołądka, podobno z szynek.
Właśnie w sam dzień trzech Królów stanąłem w Kolonji: byłem w katedrze na odpuście, i całowałem głowy SS. Kaspra, Majchra i Baltazara.
Lubo mi się dość podobały niemieckie kraje, zdało mi się jednak, żem się odrodził gdym, przebywszy most na Renie od fortecy Kiel, stanął w Strazburgu. Szkoda, że zima, bobym słyszał głos ptasząt, które zapewne we Francyi piękniej śpiewają jak gdzieindziej: trawa musi być zieleńsza. Co mróz, lubo był tego dnia, jakem przyjechał, dość przykry, tęższe są nierównie u nas. Zapomniałem był wziąć z sobą rękawa, albo go kupić w Wiedniu. Obiegłem cały Strazburg, nie mogłem jednak dostać białych niedźwiadków.
Drogość tu, prawda, wielka, jak mogę miarkować z rejestru gospodarza: ale człowiek tak grzeczny, tak miły, i do tego przychylny, iż mu z ochotą zapłaciłem za trzy dni tyle, ile we Frankforcie za tydzień. Wracam się jeszcze do niedźwiadków: rzecz mi się zda bardzo dziwna, że w tak wielkiem mieście, a co największa francuzkiem, nie można tego dostać, o co w Brodach i w Opatowie nie trudno. Musi to w tem być jakaś tajemnica, o której się ja zczasem w Paryżu, da Bóg, zapewne muszę dowiedzieć.
Droga ze Strazburga brukowana bardzo dobra do samego Paryża: w Metzu zasiałem bardzo wielu Żydów; ale nie są tak ubrani, jak u nas: poznałem tam z wielkiem zadziwieniem Lejbę synowca arendarza mojego z Szumina: jak mi powiadał, wysłał go tam stryj na naukę. Bożnica jeszcze piękniejsza, niż w Brodach.
Nie długo bawiąc w Metzu, jechałem prosto szczęśliwym krajem, gdzie się wino szampańskie rodzi: w Reims mieście stołecznem, z wielkim moim żalem nie mogłem widzieć cudownej ampułki Sgo Remigiusza.
Tandem po dość długiej, wielce zabawnej, a więcej jeszcze kosztownej podróży, stanąłem szczęśliwie w Paryżu 3go Lutego, o godzinie trzeciej z południa.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.