Matecznik

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Matecznik • Juliusz Słowacki
Matecznik
Juliusz Słowacki

 Bóg, który łono wszelkich tajemnic odmyka,
 Do tego ohydnego w duchu matecznika,
 Gdzie duch z duchem się bije, a kość trupia z kością,
 Pozwolił wejść i oczy oswoić z ciemnością.
 I zoczyłem okropną umysłów ruinę.
 Oczy krwią zaszłe, twarze ołowiane, sine,
 Żywe zwierze, myślące o knucie i carze,
 Dalej trupy — i skryte na trupy smętarze
 Tam, jeśli który ludzkiej nie wytrwa ohydzie,
 Pokorny, wariat blady, sam na cmentarz idzie
 I kładzie się i kona od braci daleko;
 Dlatego nigdy trupów za sobą nie wleką,
 Ani się pokazują śród ludzi ze łzami,
 Ani krzyku usłyszysz stojąc pod oknami.


 Pośrzodku tron ujrzałem zbroczony i czarny,
 Na którym usiadł straszny duch — niedźwiedź polarny,
 Figura z krwi i ciała, ohydna i tłusta,
 M o c a r z zapowiedziany w proroctwie o s z u s t a.
 Przed jego pożyczoną od Mongołów mocą
 Szkielety waryjatów kładną się — gruchocą,
 Podlą się i za podłość mu składają dzięki;
 Słychać trzask czaszek, grzechot piszczeli i jęki.
 Któż by rzekł, że ta ciemna tajemnic kotara
 Kryła taką straszliwą ucztę Balthazara,
 Że tam w nocy, po ciemku, bez gwiazd i miesiąca
 Jest ręka cara ogniem po ścianach pisząca,
 Że przy stole żebrackie zbierając okruchy
 Siedzą ciała, nie swymi napełnione duchy,
 Liczba jakaś szatanów, która ciał używa,
 Ten powie j a, a drugi duch się w nim odzywa.
 Inny, którego przeszłość w siebie zajrzeć znęci,
 Spojrzy i cudzą pamięć znajdzie w swej pamięci;
 Inny, gdzieś pod Grochowem naznaczony blizną,
 Zapomni się i Moskwę nazywa ojczyzną.


 Tamten rozczochra włosy i podniesie pięście
 I wrzaśnie jak kobieta: „Boże! o! nieszczęście!”
 A potem, gdy w szlochaniu pozbędzie oddechu,
 Upada w zgrzytającą harmonikę śmiechu,
 Z tonu na ton zlatując, jak czart i kobiéta,
 I szkło, które pod palcem zajęczy i zgrzyta.


 Pośrzodku upior — niby zachłyśniony Bogiem,
 Swojej dawnej ojczyzny matki stanął wrogiem.

 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

 W serce, gdzie ona jeszcze święty ogień trzyma,
 Swymi sztyletowymi utkwiony oczyma...
 Wariat, a mądry... sztandar zaguby rozwinie,
 Wszystkich wyszle i straci — ale sam nie zginie,
 Jako płaz będzie pływał w skorupach i ślinie.


 I teraz stoi, patrzaj, jak trup w grobie cały,
 Od którego robaki sto lat uciekały,
 I nareszcie z przestrachem rzuciły trumnicę,
 Gdzie kości wypróchniałe gorzały jak świéce.


 I nad okropnym, ciemnym piekła malowidłem
 Szary tak machnął ręką, jak niedoperz skrzydłem...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.