Między grzecznemi dziećmi są czasem mazgaje, Jak ci się też Józiu zdaje, Czy dobrze na tem wychodzą?
O! wierz mi, jak cię kocham, same sobie szkodzą. Marcinek, jak ty, malutki,
O najmniejszą drobnostkę zaraz stroił dudki: Czy mu się co zapodziało,
Czyli kiedy od mamy dostał czego mało,
Czy kto nań palec zakrzywił, Zaraz się rzewnie roztkliwił; Zaraz beczał, zaraz szlochał. Nikt go też za to nie kochał, Wszyscy się z niego naśmiali, Mazgajem go nazywali.
Nareszcie widzi, że to brzydka wada.
Choćby oczy wypłakał, wszystko nic nie nada. Wziął się więc na inny sposób: Grzecznym był dla wszystkich osób;
A o co tylko poprosi uprzejmie, Każdy od swych ust odejmie I chętnie się z nim podzieli.
O dawnej wadzie wszyscy zapomnieli. Ledwie się popatrzy ładnie, Już myśl jego każdy zgadnie, Nikt mu już w niczem niesprzeczny, Bo Marcinek bardzo grzeczny.