Wśród smutnej doli za króla Sasa, Wśród nędz powodzi —
Nagle po kraju pierwsza radosna Wieść się rozchodzi:
Znowu Podole i Ukrainę Polsce wrócono,
I w Karłowicach oddać Kamieniec Postanowiono.
Generał Kątski odebrać twierdzę Do Turków jedzie.
Wieść ta słonecznym błyska promieniem W powszechnej biedzie. ...............
Przyjechał Kątski. Wita go wściekły Turecki aga[1].
Dyplomatycznie gniew i nienawiść W sercu przemaga.
Przy oglądaniu twierdzy wstępują Do ciemnych lochów,
Gdzie pod ścianami czernieją beczki Drzemiących prochów.
Ogląda Kątski z oficerami Groźne piwnice —
Śledzą go pilnie dzikie, płonące Turka źrenice.
— »No, chwała Bogu — rzecze generał, Zwycięża wiara —
Znowu powrócisz do swoich panów, Warownio stara!«
Słysząc te słowa, zaśmiał się Turek... Trzask... jasność blada...
Na beczkę prochu z ręki pohańca[2] Lont nagle pada.
Zdrętwieli wszyscy na groźny widok, Kątski się wzdryga —
A w mroku, z głuchym, ponurym szmerem Światełko miga.
Ku wyjściu bieży w strasznym popłochu Pobladła świta...
Nagle generał ku beczce skoczy I za lont chwyta.
Trzyma go w dłoni, choć ogień kąsa, Do kości parzy,
I stąpa dalej z głową wzniesioną W głąb korytarzy.
Zbladł mściwy aga. Spuścił źrenice I wbił je w ziemię,
I szepnął cicho: — »Giaurze[3] przeklęty! Lew w tobie drzemie!«