Tak! muszę gwałtem zerwać ze sobą!
Zbliża się wielka przesileń chwila,
Z nędznej poczwarki tą właśnie dobą
Muszę się wreszcie zmienić w motyla!
Szersze uczucia w pierś mą kołacą,
Myśl w kraj idei biegnie na zwiady;
Wy mi wskażecie, prawdo i praco,
Jak trzeba w życiu zostawiać ślady!
Drobna zwyczajność dręczy mnie nudą,
Życie fizyczne nadto jest krótkie,
Nie mogę próżnią żyć, ni obłudą, —
To mi do walki doda pobudkę!
Serce mi szarpie poczwara dumy,
Dysząc za karmem sławy dalekim:
„Kto się nie umiał wybić nad tłumy,
Kto nic nie zrobił — nie był człowiekiem!“
Śmiejcie się!… Drwiny wasze pojmuję!
Cóż?! Kiedy orły biegną w obłoki,
I ja do lotu ochotę czuję,
I ja chcę wzlecieć w obszar wysoki!
Gdym drobny ptaszek, niechaj z błękitu
Spadnę, w przepaściach głowę rozbiję;
Lecz jeślim orzeł — o szczęście bytu!
Wtedy naprawdę pojmę, że — żyję!