Przejdź do zawartości

Lucyan/Rozmowa XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Lucyan
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ROZMOWA XV.
Filozofy na przedaż.

Jowisz. Niech stołki postawiają, i miejsce, gdzie ma być tandeta, oczyszczą, a tymczasem trzeba przystrajać sekty filozofów, aby się lepiej wydawać mogły. Ty Merkuryuszu, wezmiesz na siebie postać i urząd woźnego. Zwołaj kupców, żebyśmy się tego towaru jak najprędzej pozbyli. Będziemy przedawać rozmaite sposoby życia. Kto będzie je chciał kupować, a nie będzie miał pieniędzy na pogotowiu, poborgujemy i na rok, byleby dał za siebie rękojmią.
Merkuryusz. Kupców jak widzę dosyć jest, nie trzeba ich wytrzymywać; a od czego zaczniemy?
Jowisz. Od sekty Włoskiej. Niechno zejdzie ów starzec poważny z zapuszczonemi włosami.
Merkuryusz. Przystąp Pitagorasie[1] i obejdź miejsce na około, żeby cię wszyscy widzieć mogli.
Jowisz. Wołajże teraz.
Merkuryusz. Oto sposób życia niebieski[2], sposób życia, jakim sami bogowie żyją; kto go chce kupić? Kto chce być większym nad człeka[3]? Kto chce znać harmonią[4] świata i żyć razwraz?
Kupiec. Obietnice zaprawdę wielkie, i człowiek dobrze wygląda, a co on umie?
Merkuryusz. Arytmetykę[5], Astronomią, Muzykę, Geometryą[6]. Czarnoxięztwo[7], kunszt działania cudów, prorok nakoniec jest.
Kupiec. A można się go o co spytać?
Merkuryusz. I owszem.
Kupiec. Skądeś?
Pitagoras. Z Samos.
Kupiec. Gdzieś się uczył?
Pitagoras. W Egipcie, u mędrców tamtego kraju.
Kupiec. Jeźli cię kupię, czego mnie nauczysz?
Pitagoras. Niczego cię nie nauczę, ale potrafię w to, iż sobie przypomnisz, coś dawniej wiedział[8].
Kupiec. A to jak?
Pitagoras. Oczyszczając twoję duszę i wydobywając ją z oszpecenia.
Kupiec. Dajmy na to, iż już czysta, jak ją będziesz naówczas uczył?
Pitagoras. Milczeniem : przez lat pięć nie będziesz gadał.
Kupiec. Ucz ty syna Krezusowego[9], ja chcę być człowiekiem, nie posągiem. A po tem pięcioletniem milczeniu, cobyś chciał dalej zemną czynić?
Pitagoras. Nauczę cię Geometryi i Muzyki.
Kupiec. Taką rzeczą trzeba być pierwej skrzypkiem, niż filozofem. A potem, czegóż mnie będziesz uczył?
Pitagoras. Arytmetyki.
Kupiec. Ja ją umiem.
Pitagoras. Jakże rachujesz?
Kupiec. Raz, dwa. trzy.
Pitagoras. Mylisz się : co ty rozumiesz, że jest cztery[10], jest dziesięć, trójgran doskonały, i nasza przysięga.
Kupiec. Przebóg! nic jeszcze nad to cudowniejszego nie słyszałem.
Pitagoras. Dowiesz się potem, iż są cztery żywioły : Ziemia, woda, powietrze i ogień. Dowiesz się, jakowa ich postać jakie przymioty, jakie wzruszenia.
Kupiec. Powietrze i ogień mająż postać?
Pitagoras. Mają, i nader widoczną. Gdyby albowiem nie miały postaci, nie miałyby wzruszenia. Dowiesz się potem, iż najwyższa istność jest liczbą i dźwiękiem.
Kupiec. Dziwne ty widzę rzeczy prawisz.
Pitagoras. Co większa, ty czem innem jesteś, niż się być zdajesz, i w tobie jest wiele ludzi.
Kupiec. Jak to? nie jestem ja ten, który z tobą rozmawiam?
Pitagoras. Jesteś teraz, ale przedtem byłeś inszy, i znowu potem w inszych przejdziesz, a to przez ustawiczne odmiany i obroty.
Kupiec. Tym sposobem będę razwraz, ale dość już o tem. Pytam się teraz ciebie, czem ty żyjesz?
Pitagoras. Niczem, co żyje. Jem zatem wszystko, co nie żyje, oprócz bobu.
Kupiec. A poco ty bobu nie jesz?
Pitagoras. Ponieważ ma w sobie coś wyższego : podobien jest nieco do tego, co staży przyrodzeniu. Zgotowany, a oświecony xiężycem, zaryna na krew; co zaś w nim najuroczystszego, używany bywa w Atenach, gdy lud urzędników obiera.
Kupiec. Wiele za niego?
Merkuryusz. Trzysta grzywien.
Kupiec. Oto są.
Jowisz. Niechże go weźmie. Obwołaj drugiego.
Merkuryusz. Dyogenesie[11] przystąp. Oto sposób życia męzki, odważny, wolny : kto go chce kupić?
Kupiec. Zatrzymaj się panie woźny; ludzi wolnych nie przedają : a nie boisz się tego waszmość, iżby cię do Areopagu nie zapozwano, jako godnego śmierci winowajcę?
Merkuryusz. Ale on sam o to nie dba : w jakimkolwiek bądź stanie[12], powiada, że wolnym jest i będzie.
Kupiec. To co innego, ale cóż począć z tą poczwarą? Oo się chyba zda na to, aby był garbarzem, lub nosicielem wody.
Merkuryusz. Lepiej, stróżem, bo szczeka jak pies, i nawet szczyci się tem nazwiskiem[13]
Kupiec. Skądże on jest, i co on też przecie umie?
Merkuryusz. Sam go się możesz spytać.
Kupiec. Boję się, żeby mnie nie ukąsił, zębami widzę zgrzyta, i krzywo pogląda. Patrzno jak się zmarszczył, i kijem grozi.
Merkuryusz. Nie bój się, swojski jest.
Kupiec. Skądeś przyjacielu?
Dyogenes. Zewsząd.
Kupiec. A to jak?
Dyogenes. Jestem obywatel świata.
Kupiec. Jaki twój cel.
Dyogenes. Naśladować Herkulesa.
Kupiec. Czemuż tak, jak on lwią się skórą nie przyodziewasz, bo twój kostur stanie za jego pałkę.
Dyogenes. Płaszcz mój wytarty, jest lwią skórą : a jak Herkules potworom, ja żądzom moim wojnę wypowiedziałem, abym z nich świat oswobodził.
Kupiec. Przedsięwzięcie zaprawdę chwalebne i wielkie: jaki twój kunszt?
Dyogenes. Jestem lekarzem duszy, ogłosicielem prawdy i swobody.
Kupiec. Panie ogłosicielu! nich cię ma Jowisz w swojej opiece; jeżeli ja ciebie kupię, powiedz, czego ty mnie nauczysz?
Dyogenes. Oderwę cię od rozkoszy, a złączę cię z ubóztwem. Będziesz podemną w pracach, w polach, w wysileniu. Twardo będziesz spał, jeść będziesz bez braku. Jeżeli będziesz miał pieniądze, wrzucisz je w wodę. Krewnych się zaprzesz, a co inni twierdzą być miłym związkiem, ty naprzeciw niemu powstaniesz. Porzuciwszy dóm ojczysty, osiędziesz w pustce, w pieczarze, w grobie, lub w beczce, tak jak ja. Sakwy będą twojem dobrem mieniem. Napełnisz je ułomkami i gałganami, i będziesz się natrząsał z bogactw, a szczęścia twego i Jowiszowi nie ustąpisz. Jeżeli cię zbiją lub zesromocą, będziesz się z tego śmiał.
Kupiec. Trzeba naówczas mieć chyba takową skórę, jak u ostrygi, albo u żółwia.
Dyogenes. Co mówił Eurypides, wypełnisz, będziesz cierpiał bez narzekania. Wreszcie oto treść mojej nauki : trzeba być śmiałym, bezczelnym, wszystkiemu przyganiać, łajać wszystkim, tym sposobem ludzi zdziwisz. Trzeba mieć sposób i dźwięk mówienia twardy, niezgrabny, dziki, czoło zmarszczone, postać ponurą. Być bez uprzejmości, bez wstydu, bez względu, tak się obchodzić wśród ludzi, jak na ustroniu; samym być w ciżbie. A jeżeli ci życie nudne, od czego nóż i arszenik? tojest uszczęśliwienie, którego ja jestem ogłosicielem.
Kupiec. Odrażające, nieludzkie, dzikie.
Dyogenes. Ale łatwe : bez nauki, przepisów i xiąg obejść się może, a sławy dochodzi. Dziwactwem wziętość zyskasz, i wybijesz się z najpodlejszego stanu.
Kupiec. Do tego co ty głosisz, nie trzeba mistrza. Gdybyś obrał jaki kunszt, przystałoby ci być chyba przewoźnikiem, albo przekupką; tam się przyzwyczajają i łajać, i cierpieć łajanie. Dam za niego dna grosze.
Merkuryusz. Daj : znudził nas ten szczekacz.
Jowisz. Wołaj inszego.
Merkuryusz. Kogo chcesz, abym wołał?
Jowisz. Tego wytwornego gacha Arystyppa[14].
Merkuryusz. Oto kęsek smaczny : kto go chce? kto chce prowadzić życie słodkie, nieczynne, w rozkoszy i użyciu, niech go kupuje.
Kupiec. Niech się zbliży, niech powie, co umie : kupię, jeżeli się na co przyda.
Merkuryusz. Nie nadto go wypytuj, bo pijany. Patrz jak się jąka i chwieje.
Kupiec. A mnie co po takim hultaju? Piękne kupno! powiedzże ty przynajmniej, co on umie, i do czego jest zdatnym?
Merkuryusz. Umie u stołu gospodarować, tańcować, gdy sobie podochoci, wie różnicę między przysmakami; jednem słowem jestto mistrz rozkoszy. Strawił wiek w Alenach i u dworu królów Sycylijskich, którzy go wielce czcili.
Kupiec. Jakaż jest treść jego nauki?
Merkuryusz. O nic nie dbać, wszystkiego używać, i rozkoszy we wszystkiem szukać.
Kupiec. Niech on sobie inszych szuka, nie mnie. Moja kuchnia nie dość dla niego.
Merkuryusz. (do Jowisza). Obaczysz, że nam się ten towar zostanie.
Jowisz. Każ mu pójść precz, a innego zawołaj, albo tych dwóch, tak sobie przeciwnych.
Merkuryusz. Przyjdźcie tu Heraklicie z Demokrytem. Oto zbiór mądrości i głupstwa świata tego.
Kupiec. Cóżto za różność! jeden płacze ustawicznie, drugi się razwraz śmieje. Z czego się ty śmiejesz mój przyjacielu?
Demokryt. Z tego, iż cokolwiek czynicie zdaje mi się być godnem śmiechu, i ty także.
Kupiec. To ty się śmiejesz, jako widzę, i z ludzi, i z ich spraw?
Demokryt. Zgadłeś : cóż bowiem na świecie jest stałego? wszystko próżność. Człowiek jest zbiorem atomów, igrzysko losu i szczęścia.
Kupiec. Ty sam głupi jesteś, i marzy ci się we łbie. Coto za zuchwałość! a śmieje się razwraz. Udam się teraz do drugiego, zdaje się być roztropniejszy. Powiedz nieboże, dlaczego ty płaczesz?
Heraklit. Dlatego, iż stan człowieczy godzien płaczu. Nic na świecie trwałego niemasz. Rozkosz boleścią jest, rozum głupstwem, wielkość podłością, a co mniemamy być mocą, szczera jest niedołężność. Żałuję czasu przeszłego; nudzi mnie teraźniejszy, przyszły straszy, to jest koniec świata, który ogniem spłonie.
Kupiec. Co jest świat?
Heraklit. Dziecko, co się cackami bawi, fraszkami zatrudnia.
Kupiec. A ludzie co są?
Heraklit. Są bogi śmiertelne.
Kupiec. A bogi?
Heraklit. Ludzie nieśmiertelni.
Kupiec. Prawisz ty rzeczy trudne do pojęcia, coś nakształt wyroków.
Heraklit. Bo też nie dbam o to, żeby mnie zrozumiano.
Kupiec. Nikt też o ciebie nie będzie dbał, nikt cię nie i kupi.
Heraklit. A ja wam wszystkim przykazuję, żebyście płakali, czy mnie kupicie, czy nie kupicie.
Kupiec. Jeden głupi, a wesoły, drugi głupi, a smutny. Żadnego z nich nie chcę.
Merkuryusz (no Jowisza). Tych podobno nie przedamy.
Jowisz. Zawołaj no tego wymownego Ateńczyka.
Merkuryusz. Zbliż się ku nam Sokratesie. Oto sposób życia roztropny, umiarkowany. Kto go chce kupić?
Kupiec. Co ty umiesz?
Sokrates. Umiem kochać.
Kupiec. Niebardzo to pożyteczny kunszt.
Sokrates. Nie zmyślność, ale duszę ja kocham.
Kupiec. Ja temu nie bardzo wierzę.
Sokrates. Poprzysięgam przez psa i jawór.
Kupiec. Co to za bogi?
Sokrates. Alboż pies nie bożyszcze? czy nie wiesz, iż Cerber w piekle, a w Egipcie Anubis?
Kupiec. Prawda, zapomniałem. Jakaż twoja nauka?
Sokrates. Wymarzyłem sobie rzeczpospolitę, i życie według jej praw.
Kupiec. Jakież są te prawa?
Sokrates. Naprzykład, iż niewiasty są wspólne.
Kupiec. A w co pójdą ustawy przeciw cudzołoztwu?
Sokrates. To bajki.
Kupiec. Jakież są inne twoje maxymy?
Sokrates. Idee są prawidłami wiecznemi tego, co jest na świecie. Wszystko to albowiem, co widzimy, jest tylko naśladowaniem rzeczy nie będących w przyrodzeniu.
Kupiec. A gdzież te rzeczy są?
Sokrates. Nigdzie; bo żeby gdzie były, toby nie były.
Kupiec. Ja tych rzeczy i prawideł wiecznych nie dostrzegam.
Sokrates. Bo nie patrzysz oczyma duszy. Ja widzę je i ciebie i mnie. obudwu niewidomych; jednem słowem, widzę wszystko w dwójnasób.
Kupiec. Masz bystry wzrok, kupuję cię. Co za niego?
Merkuryusz. Tysiąc talarów.
Kupiec. Zapłacę niezabawnie.
Merkuryusz. Jak się zowiesz?
Kupiec. Dyon z Syrakuzy.
Merkuryusz. Weźże go sobie.
Jowisz (do Merkuryusza). Wołaj.
Merkuryusz. Epikurze![15] na ciebie kolej. Oto jest! uczeń owego śmieszka, coście go niedawno widzieli; owego rozpustnika, co się chwiał i jąkał pijany. Jeszcze rozpustniejszy, jeszcze bezbożniejszy niż jego mistrzowie, ale uprzejmy, towarzyski, rozkoszny.
Kupiec. Co za niego?
Merkuryusz. Pięćdziesiąt złotych.
Kupiec. Oto są : a co on lubi?
Merkuryusz. Rzeczy smakowite i słodkie.
Kupiec. Nakupię mu rozynków.
Merkuryusz. Tego mu też właśnie potrzeba.
Jowisz. Niechno przyjdzie ów Stoik, z długą brodą a krótkiemi włosami.
Merkuryusz. Dawno też oczekują na niego kupcy. Chryzypie[16] przystąp! Oto cnota istotna, doskonała, poprawiacz człowieczych spraw; oto ten, w którym wszystko.
Kupiec. A to jakim sposobem?
Merkuryusz. Oto tym, iż on jest sam tylko mądry, wymowny, bogaty, kształtny, sprawiedliwy i t. d.
Kupiec. Taką rzeczą wszystkie nauki, kunszta i rzemiosła posiada.
Merkuryusz. I mnie się tak zdaje.
Kupiec. Przyznaj mi się, przyjacielu Chryzypie, a szczerze, wszak cię to dolega, iż musisz służyć?
Chryzyp. Bynajmniej, bo to nie jest w naszej mocy, a co nie jest w naszej mocy, jest obojętne.
Kupiec. Ja ciebie nie rozumiem.
Chryzyp. Nie wieszże o tem, iż są jedne rzeczy większe, a drugie mniejsze?
Kupiec. Cóż z tego?
Chryzyp. Przymiotu jak widzę pojętności nie nadto masz, i do naszych wyrazów przyzwyczajony nie jesteś : ale jak się nauczysz Filozofji, nie tylko te rzeczy, ale i to pojmiesz, co jest przypadek, i przypadek z przypadku.
Kupiec. To, co ty gadasz, dziwi mnie : ale naucz, co to znaczy, co ty gadasz?
Chryzyp. Łatwo to pojąć możesz. Gdyby naprzykład odnosi ranę w nodze człowiek, który na tęż same nogę przedtem chromał, pierwsza niedołężność byłaby przypadkiem, a druga przypadkiem z przypadku.
Kupiec. To dowcipnie. A nie umiesz ty więcej czego jeszcze?
Chryzyp. Umiem robić sidła, w które się ludzie łapią.
Kupiec. Jakie one są? i jak się zowią?
Chryzyp. Syllogizmy.
Kupiec. Musi to być coś osobliwego.
Chryzyp. Obaczysz. Masz ty syna?
Kupiec. A tobie co do tego?
Chryzyp. Gdyby naprzykład krokodyl go porwał i obiecał go oddać, z tym dokładem, żeby zgadnąć, co on miał z nim uczynić : cóżbyś ty na to odpowiedział?
Kupiec. Ja sam nie wiem, ale odpowiedz za mnie, żeby mi tymczasem syna nie zjadł.
Chryzyp. Nie bój się, ja cię jeszcze dowcipniejszych i rzeczy nauczę; naprzykład o żeńcu, o panującym, o utajonym, o Elektrze.
Kupiec. Cóżto jest ta Elektra?
Chryzyp. Córka Agamemnona. Ta w jednymże czasie i wie jednę rzecz i nie wie. Wie, iż Orestes jest jej brat : a nie wie, że ten co przy niej, jest Orestes. Co się tycze utajonego, tego pojąć niepodobna. Znasz twego ojca?
Kupiec. A kto o tem wątpić może!
Chryzyp. Gdyby go ci pokazano z maską na twarzy, cobyś na to powiedział??
Kupiec. Powiedziałbym, iż nie wiem, kto to jest.
Chryzyp. Znasz więc ojca, i nie znasz.
Kupiec. To fałsz : niech mu maskę zdejmą, ja go poznam. Ale cóż jest za cel tego wszystkiego, co ty mnie prawisz? Gdy go dojdziesz, jak będziesz żył?
Chryzyp. Według przyrodzenia. Trzeba jednak pierwej wiele pracy użyć, wzrok osłabić czytając stare szpargały, wiele xiąg przewertować, nauczyć się wyroków dzikich i niewiadomych. Jednakże i tak dojść celu nie można, kto mózgu przynajmniej trzy razy blekotem nie oczyści.?
Kupiec. I to coś dziwnego : ale mówią o tobie, żeś lichwiarz : a jak się to zgadza z mądrością, wybornemi sentymentami i z usiłowaniem człowieka, który dla osiągnienia mądrości i na blekot się odważa??
Chryzyp. Czemu nie? któż lepiej nad mądrego z pieniędzy korzystać może!?
Kupiec. A to jakim sposobem?
Chryzyp. Oto takim: mądry najlepiej potrafi wnieść, co zaczem idzie. Zarobek jest skutkiem kapitału. Z tego więc powodu, może brać lichwę z lichwy, jako rzecz która za drugą idzie; a to się dowodzi Syllogizmem hipotetycznym. Jeżeli pierwsze jest jego, i drugie jemu służy, a że pierwsze jest jego, ergo i drugie.
Kupiec. Toż samo rzec można i o pieniądzach, które bierzesz za naukę. Korzysta mędrzec ze wszystkiego, nawet i z cnoty.
Chryzyp. Wchodzisz w rzecz, ale ja nie tak dla siebie czynię, jak bardziej dla ucznia. Wszak lepiej dawać, niż brać? biorę więc dlatego, żeby mój uczeń był dawcą.
Kupiec. Nie tak się rzecz ma : mistrz jest dawcą nauki, a uczeń ją bierze.
Chryzyp. Żartujesz widzę ale miej się na ostróżności, bo cię wskroś demonstracyą przeszyję.
Kupiec. I cóż stąd wyniknie?
Chryzyp. Wyniknie dla ciebie wstyd, hańba. Zamilkniesz, bo jeżeli zechcę, obrócę cię w kamień.
Kupiec. W kamień? alboś ty Perseusz?
Chryzyp. Obaczysz : Kamień jest rzeczą dotkliwą?
Kupiec. Jest.
Chryzyp. Zwierze jest rzeczą dotkliwą?
Kupiec. Zapewne.
Chryzyp. Tyś jest zwierze?
Kupiec. Jestem.
Chryzyp. Więc ty kamień?
Kupiec. Jako żywo; ale ztemwszystkiem proszę cię, wróć mi moję przeszłą postać.
Chryzyp. Wrócę: kamień nie jest zwierzęciem.
Kupiec. Prawda.
Chryzyp. Tyś zwierze.
Kupiec. Tak jest.
Chryzyp. Więc ty nie kamień.
Kupiec. Dziękuję; już mi było w nogi zimno, i bałem się losu Nioby, kupię cię za to. Jaki jego szacunek?
Merkuryusz. Sto cztery złote.
Kupiec. Zgoda.
Jowisz (do Merkuryusza) : Wołaj.
Merkuryusz. Pojdźno sam Parypatetyku. Oto piękny, bogaty, rozumny, łagodny, umiarkowany; jednem słowem sposób życia właściwy człowiekowi, a co większa dwoisty.
Kupiec. Jak to być może?
Merkuryusz. Inakszym się pokazuje, niż jest. Jeżeli go więc kupisz, pamiętaj na to, abyś umiał czynić różnicę, między zwierzchniem a wewnętrznem.
Kupiec. Jakie są jego zdania?
Merkuryusz. Utrzymuje, iż jest trojakie dobro, ciała umysłu i losu.
Kupiec. To przecież po ludzku. Wiele za niego?
Merkuryusz. Pięćset złotych.
Kupiec. Drogo.
Merkuryusz. Nie drogo : podobno on ma pieniądze w zanadrzu, moja rada spiesz się z kupnem, bo wielu go będą chcieli nabyć. On wie wszystko: nauczy cię, jak długo żyje motyl. Jak głęboko promienie słoneczne zachodzą w morze; jaką duszę mają ostrygi, i wiele jeszcze innych rzeczy od niego się nauczysz.
Kupiec. Prawda, że bystry.
Merkuryusz. I tego się jeszcze nauczysz jak się niemowie w żywocie macierzyńskim wzmaga. Jak człowiek jest zwierze śmiejące się, a nie osieł, który nie umie się śmiać.
Kupiec. Bierz pieniądze.
Jowisz (do Merkuryusza). Jestże jeszcze co na przedaż?
Merkuryusz. Sceptycy : przystąp Pyrronie a śpiesz się, bo kupcy odchodzą. Kto go chce?
Kupiec. Ja; ale powiedz, co umiesz?
Pyrron. Nic nie umiem.
Kupiec. Jakto nic?
Pyrron. Ponieważ i tego nie wiem, jeźli co jest na świecie.
Kupiec. A ja nie jestemże na świecie?
Pyrron. Kto to wie.
Kupiec. A ty?
Pyrron. Tym bardziej.
Kupiec. To śmieszna niepewność. Co znaczą te szale, co w ręku trzymasz?
Pyrron. Ważę dowody z obu stron, a dokładnie zważywszy wszystko postrzegam, iż nic nie umiem.
Kupiec. Jesteś ty tak dziwaczny w życiu, jak w sposobie myślenia?
Pyrron. Wszystko. ile możności, porządnie czynię, oprócz tego, iż uciekającego nie ścigam.
Kupiec. A dlaczego nie ścigasz?
Pyrron. Bo łapać i ująć nie umiem.
Kupiec. Wierzę temu, boś tłusty. Cóż jest za cel twojej nauki?
Pyrron. Ani wiedzieć, ani słyszeć, ani rozumieć.
Kupiec. Tojest, być głuchym, ślepym i głupim.
Pyrron. I być tem, co robak.
Kupiec. Tyś wart, żeby cię kupiono za osobliwość. Co za niego?
Merkuryusz. Trzydzieści złotych.
Kupiec. Mówże teraz, czyś nie jest mój?
Pyrron. Nie wiem.
Kupiec. Kupiłem cię jednak, i towar mi jest oddany.
Pyrron. Jam jeszcze na tem nie przestał, szala równo waży.
Kupiec. Jednak trzeba iść za mną.
Pyrron. A kto to wie?
Kupiec. Świadkowie i woźny.
Pyrron. Albo tu jest kto?
Kupiec. Dowiesz się, że jest, a kiedy nie będziesz chciał procować, kij cię nauczy.
Merkuryusz. Idź za nim, a nie mrucz. Mościpanowie, jutro będzie na przedaż życie mieszczan, rzemieślników i innych, o których mało dbają.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Pitagoras wódz i prawodawca szkoły filozofów którą Włoską nazywają, urodził się na wyspie Samos : On pierwszy wprowadził z Azyi od Brachmanów i Gimnozofistów naukę przemiany dusz w rozmaite ciała.
  2. Najpierwsze, według zdania tego filozofa, każdego człowieka staranie być powinno, iżby się zbliżał ku bóztwu.
  3. Zmierza ten wyraz do nauki przemian dusz w ciała przechodzących z istoty nieśmiertelnej.
  4. Na harmonji świata zasadzał cel stworzenia, mniemając, iż wszystko się tem ułożeniem sprawia, stanowi i wzajem jednoczy.
  5. Liczbie najosobliwsze dawał przymioty Pitagoras, i stąd go biegłym w Arytmetyce mistrzem nazywa Lucyan.
  6. W Geometryi wielce był biegłym, i wynalazłszy sławną dotychczas hipotenuzy kwadratu demonstracją, sto wołów dał na ofiarę Jowiszowi.
  7. Następna wieków powieść przypisywała temu mędrcowi dar działania rzeczy nadzwyczajnych, i stąd to nazwany czarnoxiężnikiem.
  8. Na fundamencie przemian dusz coraz w inne ciała przechodzących twierdził Pitagoras, iż pamięć nasza jest przypomnieniem tego, cośmy pierwej w dawnych ciałach naszych działali.
  9. Syn Krezusa był niemym. Herodot twierdzi, iż gdy po wzięciu Sardów stołecznego miasta Lidyi, gdzie panował Krezus, żołnierz w tumulcie już miał miecz podniesiony do ciosu na tego króla, syn jego niemy, przerwawszy więzy języka zawołał : żołnierzu! nie podnoś ręki na Krezusa.
  10. Zdanie swoje w tej mierze, tak obwieszczał Pitagoras : liczby 1, 2, 3, 4, złączone razem czynią dziesięć. Składają trójgran tym sposobem :

    ∗             ∗

    ∗             ∗
     ∗ 

    ∗             ∗

    przysięga uczniów Pytagora, była przez liczbę czworaką.

  11. Lucyan przystępuje teraz do sekty Cyników, z której się więcej jeszcze niż z Pitagoryków naśmiewa. Dyogenes rodem z Synopu miasta Pontu, najznamienitszym był u Cyników.
  12. Gdy miano przedawać Dyogenesa w niewolą zabranego, zawołał: « Kto chce pana dla siebie kupić? » Spytany coby chciał działać, rzekł : rozkazywać ludziom. Gdy go nakoniec kupił jeden z obywatelów Koryntu, z temi się do niego odezwał słowy: jesteś teraz moim panem, ale gotuj się na to, abyś mi był posłusznym, jak zwykli panowie lekarzom. Chcieli go odkupić przyjaciele, ale im na to odpowiedział : Lwy nie są tych niewolnikami, którzy je karmią, ale karmiciele służą lwom. Tak się dobrze sprawił u pana, iż poznawszy jego zdatność rząd mu domu powierzył i syna wychowanie.
  13. Szkoły Antystena ucznie zwali się Cynikami, co w greckim języku psa znaczy : życie też ich tułacze i bezwstydne, podobne było do zwierząt, których się nazwiskiem zaszczycali.
  14. Arystyp uczniem był Sokratesa, mistrzem i prawodawcą szkoły filozofów, którą Cyrenejską nazywano; rozkosz mniemał być największem dobrem człowieka.
  15. Epikur tak jak i Arystyp zasadzał szczęśliwość ludzką na rozkoszy, z tą jednak różnicą, iż pierwszy kładł ją w lubieżności, on zaś w tem ukontentowaniu wewnętrznem, które wstrzemięźliwość, i cnota nadarza. Uwłoczy mu więc Lucyan, gdy go do Arystypa przyrównywa : w tem jednak naganny, iż sprzeciwiał się powszechnemu innych zdaniu twierdząc, iż bogowie nie zatrudniali się rządem świata i ludzi.
  16. Zenon był mistrzem i stanowicielem pierwszym szkoły stoików; Chryzyp, o którym tu wzmianka, najcelniejszym był jego uczniem. Nie śmiał Lucyan, wyszydzać Zenona, przez wzgląd na żyjącego wówczas jeszcze Marka Aureliusza, który był tej szkoły uczniem.