List do Imci Pana Otwinowskiego, Podczaszego Sendomirskiego

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Andrzej Morsztyn
Tytuł List do Imci Pana Otwinowskiego, Podczaszego Sendomirskiego
Pochodzenie Poezye oryginalne i tłomaczone. Poezye liryczne — Lutniéj księga pierwsza
Wydawca Nakładem S. Lewentala
Data wyd. 1883
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
List do Imci Pana Otwinowskiego,
Podczaszego Sendomirskiego.

Chociaż tak nieodmienne wyroki miéć chciały,
Żeby mię bystre wiatry na cudzy brzeg gnały,
Jeśli cię jednak kiedy, dobrodzieju drogi,
Zapomnę, niech Charybdy topi mię wir srogi;
Niech mię na Syreńskie głośno-brzmiące skały
Z rozbitego okrętu sztuką niosą wały.
Nie zapominaj wzajem Muzą sługi twego
I oczerstw swoim rymem melancholicznego.
Bo przypomniawszy sobie i ojczyste progi,
I ciebie i rodzice, musi miéć co trwogi
I co żalu przeniknąć; ty sam ulżyć tego
Możesz, nie będziesz-li chciał żałować mi swego
Pióra i ręki swojéj. A gdy twoja ona
Księga z prasy wynidzie, pierwéj od Nasona
Po rzymsku napisana, a w sarmacką zbroję
Od ciebie ustrojona: niech w tym łaskę twoję
Uznam przeciwko sobie, przyślij mi ją, żeby
I tam sława słynęła twa, póki pod nieby

Okręt wiatrem pędzony pobieży, i póki
Żeglarz się strachać będzie scyllejskiéj opoki,
I póki go Malta rozciągniona długo
Straszyć będzie. Zatym zostaję twym sługą[1].






  1. Podajemy tu odpowiedź Otwinowskiego, zawartą w rk. Oss. „Lutni“.

    Respons.

    Ufam ja cale w Bogu swym, mój wnuku drogi,
    Że ty wielki wziąwszy zysk z trudu i z twéj drogi,
    I zwiedziwszy narodów wielu obyczaje,
    Wrócisz się, da Bóg, zdrowo znowu w nasze kraje.
    Ni cię baba o kradzież wrzucona do wody,
    Ni dziewka psich głów pełna przywiedzie do szkody,
    Ni uszu twych głos panien zdradliwych dosięże,
    Ni srogość lakońskich skał nawy twéj dolęże,
    Gdy Bóg, któregoś ty jest opiece oddany,
    Będzie cię bronił od wszéj szkodliwéj odmiany.
    Ma morze Faraona, którego w swéj toni
    Zatopiło i z wojski za Żydy w pogoni,
    Ma Hillasa w kolchidzkiéj zgubionego drodze,
    Ma Oronta z okrętem rozbitego srodze,
    Pallinusa, Aisaka, Leandra, Milona,
    Eupola, Mirtila, Lika, Palemona,
    Ma Parta i Ikara, Ceiksa i co ich
    Bez liczby w głębokościach pogrążyło swoich.
    Ale na cię, któryś jest w Najwyższego straży,
    Nic się, da Bóg, nacierać nigdy nie poważy.
    Owszem, ty wygodziwszy swéj wrodzonéj chęci,
    I nazbierawszy mądrych rzeczy do pamięci,
    Doma cię czekające pozbawisz tęsknice
    I poczciwe ucieszysz zdrowiem swym rodzice.
    Mnie — nie wiem! którego już nadwietszałe lata
    Wypychać się potężnie zdają z tego świata.
    Bądź mię jednak zastaniesz umarłym, bądź żywym,
    Nie znajdziesz, jedno żem ci jest, lub był życzliwym.
    I rzeczesz, kiedyś po mym przechodząc się grobie,
    Miałem ja przyjacielem tego człeka sobie.
    Jakoż ja tym i teraz to pismo zawieram,
    Że niewątpliwie twoim — żyję i umieram.
    Naso mój jeszcze w cieniu, lecz już w swym niewczasie
    Narzeka u srogiego rzemieślnika w prasie.
    Skoroć się jednak Bóg da stamtąd mu wyprawić,
    Nie zmieszka i do Belgów za tobą się stawić.
    Vale! Otwinowski,
    Podczaszy Sendomirski.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Andrzej Morsztyn.