Legenda (Wydęte karawelle...)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Legenda |
Pochodzenie | [12/19] Wiersze wybrane 1940-42 |
Wydawca | nakładem autora |
Data wyd. | 1942 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Legenda.
Wydęte karawelle o żaglach z czerwonych motyli
pachnące cynamonem, pieprzem i imbirem
upływają po morzach mosiężnych, a wtyle
delfiny ciągną jak antyczne liry.
Jacyż na rufach zdobywcy
odlani z płynnego złota
w pieśniach wysmukłych jak skrzypce
z puszystym wejrzeniem kota.
A zawsze tak sam daleko
dzwonią na widnokręgu
maleńkie archipelagi,
które dosięgnąć ręką.
Tam w wyspach małych jak uśmiech
przez dżungle tygrysiej trawy
wędrują złote strusie
i szyldkretowe żyrafy.
W różowym hamaku wybrzeża
koń purpurowy gna,
a z dziupli zagląda w pejzaż
maleńki, induski strach.
Kto ten krajobraz zbudował
na wiotkim cieniu zamyśleń,
nad trąbką wiatru wydymał
policzki wezbrane jak wiśnie.
Oto zwrotniki płonące
jak złoto-czerwone piekło.
Maleńkie archipelagi
zawsze tak samo daleko.
Strzelały race gwiazd
w przestrzeń wydętą i ślepą,
spadały księżyce napłask
do dna stopionego w srebro
Spiewały ryby skrzydlate
pieśni przejrzyste i szklane
kiedy w wyblakłe rano
okręt upływał nad światem.
Oto legenda marzeń
śmiesznych ptaków ze snu.
Nocą to tylko żeglarze
płyną na dziwny łów:
Patrzeć, patrzeć na niebo smutku,
nad drzewo odarte historji.
Tam białe trupy zdobywców
herosów zastygłych w orion.
Tam tylko w hamaku plaży
dziewczynki z miedzi kołyszą
pieśni zgubionych żeglarzy
zarosłych czasem i ciszą.