Lecznica kosowska

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Lecznica kosowska
Pochodzenie Świat R. I Nr. 29, 21 lipca 1906
Redaktor Stefan Krzywoszewski
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Lecznica kosowska.

Słońce! zieleń! Szum delikatnych liści, kwiaty, dzieci — i wielki cudny sad...
Migają na trawie bose nogi, piją rosę chciwie spragnione, znużone, zgorączkowane, więzione całe życie — na ramiona kobiet spadają płaszcze włosów, dzieci ledwo odziane biegają wśród kwiatów, szpalerem ku kapliczce otwartej na roścież idzie szybko ksiądz, niosąc w sobie chęć ofiarnej gorącej modlitwy. Tak widmo, tak jakoś jasno — i pierś lżej oddycha i duszy spokojniej w tym zakątku podkarpackim. To, czem się oddycha, przepływa przez organizm dobroczynnym strumieniem. I jakieś ożywcze, dobre siły powstają, a może powracają tylko te dawne, stłumione zabójczymi warunkami, które „kultura“ nam narzuca...
Dusza nasza znużona, ciało udręczone chłonie w siebie to słońce poranne, to powietrze, tę rosę — z początku nieśmiało, jakby z lękiem. Wierzyć zdaje się nie chcą, że na takie gody je wezwano. Tak mało dano im tej prawdziwej rozkoszy. Zajmują się nimi? nie gnębią? nie męczą w zatrutych, zamkniętych pudełkach — nie chronią przed blaskiem słonecznym — nie spowito ich w masę łachmanów i konwenansów, pod fałszywym pozorem piękna?...
Jakieś święto uroczyste, jasne... Prawdziwe Święto.

· · · · · · · · · · · · ·

Bo dr. Tarnawski wierzy głęboko w moc swych zasad i w tem tkwi tajemnica jego siły uzdrawiającej. Tylko człowiek prawdziwej wiary może tworzyć i prowadzić taką lecznicę, jak lecznica Kosowska. Oprócz światła, powietrza, hygienicznego odżywiania, zakład tego rodzaju musi mieć duszę własną — duszę, któraby żyła za wszystkich, któraby, napozór cicho, przesuwała się wśród tej zieleni i słońca, a ze siebie dawała całe snopy życiowej siły tym, którzy już jej nie mają, bo niebacznie rozproszyli ją po drodze, niedoszedłszy nawet do kresu. Jak marnotrawcy tak rozrzucali skarby swej siły żywotnej, zabijając się brakiem najelementarniejszych zasad hygieny. Jakże troskliwie bronimy naszych zapasów pieniężnych i nawet marnych świecideł — a jak lekkomyślnie tracimy to, co jest rzeczywiście naszem bogactwem: zdrowie i chęć do życia! I dziwnie porywający jest widok tej setki ludzi, garnących się instynktownie do matki ziemi, do słońca — do wody i do źródła energii życiowej — po to, aby znaleźć moc uzdrawiającą z bólów nędzy i ostatecznego zwątpienia. Łagodny spokój, nadzwyczajna swoboda, którą jest przepojona moralna atmosfera w lecznicy kosowskiej, jest niemniej ważnym czynnikiem w skutkach kuracyi. Od lat czternastu, u podnóża Karpat, w najcudowniejszym klimacie — rozkwita ten zakład, założony bardzo skromnymi środkami, a dziś mieszczący do dwustu osób w pełnym sezonie. Dr. Tarnawski, po długiej praktyce w szpitalach i jako lekarz rządowy, z doświadczeń i na własnem zdrowiu zrozumiał, jak małe wyniki przynoszą środki lekarskie bez odpowiedniej hygieny. I zaczął szukać dróg nowych, gruntownie zaznajamiał się z metodami leczniczemi Kneippa, Lahmana, Czerwińskiego, najczęściej jako pacyent. I z głęboką wiarą, że hygiena to podstawa, to główna dźwignia, a środki lekarskie tylko pomocnicze czynniki — czternaście lat temu otworzył swą lecznicę dyetetyczno-fizykalną — uważając, że nie staje na czele zyskownego interesu, lecz spełnia misyę dla dobra tych, którzy ratunek mają w swym ręku, a odtrącają go własnowolnie. Wśród niesłychanych trudności, wspierany w pracy, wyczerpującej siły, przez żonę swą, pełną najpiękniejszych dążeń i wyjątkową kobietę — uparcie dążąc do celu, zdołał wreszcie obudzić ufność lekarzy i publiczności do swego sposobu leczenia. Zrozumiano, jak potężną dźwignią jest kuracya słoneczna, jarstwo, woda — powrót do przyrody. Coraz więcej też napływa gości do ślicznych, wesołych, tonących w kwiatach i drzewach domków kosowskiego zakładu.

· · · · · · · · · · · · ·

Fanatyk! mówiono w początkach na Tarnawskiego. Fanatyk — zgoda... Lecz fanatyzm ten daje porywającą siłę i przekonywującą moc. Aby uzdrowić zatrute ciało, aby duszy ludzkiej, zapadłej w zwątpienie i gorycz, powrócić prymitywną jasność, na to trzeba mieć tę gorącą wiarę, jaką ma w swoje dzieło Tarnawski. I gdy jego drobna, dziwna postać zniknie z pośród żyjących, dzieło jego istnieć będzie i rość — bo ten człowiek idei nauczył ludzi nie kryć się przed słońcem, nauczył ich, gdzie są właściwe źródła życiodajnej siły — i sam nie zebrał wprawdzie majątku, lecz miał tę radość, że praca jego ciężka — nie poszła na marne.

G. Zapolska.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.