Pomyśl: gdy będziesz konał — czem się w tej godzinie
Twoja pamięć obarczy, nim szczeźnie a minie,
Wszystką ziemię ostatnim całująca tchem?
Czy wspomnisz dzień młodości — najdalszy od ciebie —
Za tę jego najdalszość, za odlot w podniebie,
Za to, że w noc konania nie przestał być dniem?
Czy wspomnisz czyjeś twarze, co — wspomniane — zbledną?
Czyli, śmiercią znaglony, zaledwo z nich jedną
Zdążysz oczom przywołać — niespokojny widz?
Czy w popłochu tajemnych ze zgonem zapasów
Zmącisz pamięć i zawrzesz na sto rdzawych zasuw,
I w tem skąpstwie przedśmiertnem nie przypomnisz nic?
Lub ci może zielonem narzuci się złotem
Las, widziany przygodnie — niegdyś — mimolotem,
Co go wywiał z pamięci nieprzytomny czas?...
I, ócz zezem niecałe rojąc nieboskłony,
Łzami druha powitasz — i umrzesz, wpatrzony
W las nagły, niespodziany, zapomniany las!...