Księżyc przyszedł u stóp mych obalić te skały Długim i przejrzystym cieniem,
I ściąć w srebro lecące wód żywych kryształy I świecić ziemi — spojrzeniem.
W alabastry zaklęte spłonęły gór grzbiety W cichej miesięcznej poświacie;
I wstała noc w piękności swojej majestacie I wzięła lutnię poety —
I na duszy mej strunach naciągniętych grała Pieśń wielkości i swobody;
I słuchały jej lasy milczące i wody, I wielką była jej chwała.
A na królewskim płaszczu śpiewającej nocy, Nakształt wielkiej czarnej chmury,
Rozciągnął skrzydła swoje duch wieku ponury, Co ziemię trzyma w swej mocy.
I wziął mnie — i postawił mnie na góry szczycie, A góra była wyniosła,
Stopami w las odwieczny, pełny mroków, wrosła, A czołem stała w błękicie.
I rzekł mi duch: »Czy widzisz ten zamek w dolinie, Z jasnych kryształów ulany?
Strumień pereł w parowie brzęczy tam i płynie, A złotym kłosem drżą łany.
Ja ciebie tym strumieniem i zamkiem obdarzę, Lecz śpiewaj mi pieśń wesołą«.
I rzekłam: »A nędzarze, panie? a nędzarze?« — I spuścił duch chmurne czoło.
I na skrzydła mnie swoje wziąwszy, nad świątynię Uniósł mnie duch marmurową
I rzekł mi: »Chcesz? Kapłanką wielkich cię uczynię, Złotem zważę każde słowo,
I powiodę cię w chwale przez życie — i w mocy, Lecz ty mi oddaj objaty!«[1] —
I rzekłam: »A te chaty? — a te czarne chaty?« — I zaszedł duch cieniem nocy.
I zaś mnie chwycił swemi potężnemi pióry I ukazał wielkie słońce,
Gmachom tylko wspaniałym i mocnym wschodzące, Przeciw ustawie natury.
I rzekł mi: »Oto światło dla moich stuleci, Skrzesane z szczerego złota;
Patrz, jak potężne blaski na marmury miota, Jak na alabastrach świeci!
Dam ci z niego pochodnię, abyś szła bez trudu; Lecz ucisz pieśni płaczące«.
I rzekłam mu: »O Panie! a ciemnota ludu?...« I zagasł duch — a z nim słońce.
I pochwycił mnie wichrem i poniósł mnie w strony, Gdzie męże wznieśli puhary
I pili za swe szczęście i za swe zamiary, A z boku — stały miljony.
I rzekł mi duch: »Nie jestem zdradą — lecz miłością: Patrz, jako zapalam dusze!
Gdy zechcę, martwe kości w mogiłach poruszę — Bom jest twej ziemi przyszłością.
Uwierz mi, a obaczysz, co jutro się stanie — I dożyjesz dnia zbawienia!«
I rzekłam: »A lud kędy? a kędy lud, panie?...« I rozwiał się duch wśród cienia
I zagasła na górach mgła — i zorza wstała I zapłonęła świtaniem;
A ja — z płaczem na ziemię upadłam i z łkaniem, I zbudziłam się — w łzach cała.