Kroniki lwowskie/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Kroniki lwowskie
Podtytuł umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868 i 1869, jako przyczynek do historji Galicji
Pochodzenie Gazeta Narodowa Nr. 51. z d. 1. marca r. 1868
Wydawca A. J. O. Rogosz
Data wyd. 1874
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
9.
Ostatnie wspomnienia z karnawału. — Mody damskie. — Zapiski geologiczne. — Uwagi dla fryzjerów. — Budżet zapustny. — Przepisy, tyczące się postu. — Sądy przysięgłych. — Towarzystwo sztuk pięknych we Lwowie. — Wystawa obrazów. — Nowiny Literackie.

Najważniejszym wypadkiem całego tygodnia tego był niewątpliwie koniec karnawału. Koniec jego godny był tego świetnego żywota, który przez sześć tygodni utrzymywał nas w nocy na nogach i zasilał nowiniarzy brukowych coraz to świeżym materjałem. Najprzód, od soboty wieczór do niedzieli rano, a dla niektórych do popołudnia w niedzielę, trwał ostatni i najliczniejszy ze wszystkich bal kasyna mieszczańskiego. Nazajutrz, kto jeszcze mógł jako tako plątać nogami, miał sposobność do okazania swej wytrwałości na balu u p. namiestnika, na wieczorku w kasynie, na kilkunastu zabawach w domach prywatnych, lub na reducie. We wtorek tańczono znowu wszędzie z równym zapałem, i znalazło się prócz tego jeszcze około pięćset osób, które nie mając nic lepszego do czynienia, odwidziły redutę. Na wszystkich trzech ostatnich redutach, mniej było owych obowiązkowych krakowiaków i debarderów, stanowiących nieodzowny zawiązek każdej z tych zabaw. Natomiast można było uważać domina i inne maski, które przybyły na salę z różnemi specjalnemi, mniej lub więcej złośliwemi i dowcipnemi zamiarami, i prześladowały upatrzone z góry, niemaskowane swoje ofiary. Potrzebaby być wtajemniczonym w różne a różne szczegóły życia rodzinnego i towarzyskiego, wszystkich kółek naszego miasta, ażeby zdać dokładnie sprawę z całej tej szermierki dowcipu, złośliwości, a czasem i niewinnej głupoty. Tymczasem, oprócz znanej od kilkudziesięciu lat i corocznie powtarzanej historji o mężu i żonie, którzy zamaskowawszy się i niepoznawszy nawzajem, dali sobie słodkie rendenz-vous i tym sposobem niechcący dochowali sobie wierności małżeńskiej, i oprócz kilku innych podobnych, niemniej starych anegdot, doszła do mojej wiadomości tylko jedna zupełnie nowa. Dwaj literaci, którzy snać nie dokuczyli sobie jeszcze dostatecznie swojemi artykułami, wpadają pewnego wtorku obydwaj równocześnie na jednę i tę samą myśl: każdy z nich zamaskował się, i przypuszczając, że przeciwnik będzie niemaskowanym, wybrał się na redutę, naostrzywszy poprzednio język, jak mógł najlepiej. Na nieszczęście, maska czyni używanie okularów niemożliwem, rezultat był więc taki, że przy krótkim wzroku i w niezwykłym kostiumie, żaden z obydwu braci w Appollinie nie mógł znaleźć drugiego. Jeden padł tedy ofiarą jakiegoś czerwonego debardera, a drugi ugrzązł w restauracji; i tam w kwasie feslauera szukał tej prawdy, o którą tak trudno w kwasach codziennego życia. Niestety! odkąd ojcowie miasta pozwolili na wiadome upiększenie ogrodu Pojezuickiego, trudno u nas o prawdę, nawet w winie!
Jedne tylko mody naszych pań i panien skierowane są ku temu, byśmy pod pewnemi względami przynajmniej, mogli poznać nagą prawdę! Mówię „nagą“, bo najprzód, jeżeli tarlatany, atłasy i inne artykuły pp. Kühmajera i Lewickiego nie spadną w cenie, to każdy czuły małżonek lub ojciec, dbający o toaletę żony lub córki, sam niezadługo zmuszony będzie obchodzić się bez wszelkiego kostiumu, i ani tużurkiem, ani innemi, mniej gładko nazwać się dającemi szatami, nie będzie mógł ukryć przed bliźnimi, jakim go Pan Bóg właściwie stworzył. Powtóre, stroje naszych pań pozwalają przy całej swojej wykwintności, oglądać niektóre kształty daleko dokładniej, aniżeli to czyniły dawniejsze mody, — wychodzą więc na jaw nieznane przedtem prawdy estetyczne, anatomiczne, a nawet — geologiczne. Oto, jeżeliby kiedy przepełniła się miara naszych grzechów, i jeżeliby nowy potop nawidził te piękne dwa królestwa, Galicję i Lodomerję, jeżeliby dalej przyszłemu jakiemu geologowi udało się wykopać między innemi fosyliami także skamieniały egzemplarz niniejszej kroniki, niechaj wie, że dwie kolosalne kości, które będą znalezione w dolinie Pełtwi, między Wysokim Zamkiem a górą nad stawem Pełczyńskich, nie były wcale kośćmi mamuta, ale łopatkami stworzenia, bardzo zbliżonego do małpy, którego rodzaj w XIX. stuleciu ery chrześciańskiej stanowił znaczną część ludności tych okolic, i że łopatki te w r. 1868 widziano mocno wygorsowane na kilku publicznych i prywatnych zabawach we Lwowie, który wówczas był autonomiczną stolicą całej tej krainy, i między innemi osobliwościami posiadał także najsławniejsze w całej Europie błoto i Radę gminną, najmniej skwapliwą w pozbawieniu go tej sławy.
Ażeby już raz skończyć z karnawałem i z jego modami, muszę tu zwrócić uwagę pp. fryzjerów damskich na to, że używany przez nich sposób przymocowywania włosów do głowy, okazuje się wcale niepraktycznym. We wtorek na wieczorku w pewnym bardzo dystyngowanym domu, pewna pani tańcząc polkę-tremblante z oficerem od huzarów, upadła na wznak tak nieszczęśliwie, że szinion wraz z peruką został na posadzce, a dama, zbyt skwapliwie podniesiona przez grzecznego dansera, stanęła nagle w środku z głową, która dawała jak najsmutniejsze świadectwo o skuteczności medytryny i innych kosmetyków. Można sobie łatwo wyobrazić efekt, jaki to sprawiło. W interesie łysej ludzkości powinni więc wykonawcy kunsztu perukarskiego pomyśleć o wynalezieniu jakiejś lepszej spójni dla głów, zostających w tak dualistycznym stosunku ze swojemi włosami.
Jeszcze jedno zażalenie wniesiono dziś do mojej Kroniki w przedmiocie fryzur. Oto wskrzeszono modę pudrowania włosów, ale zamiast, niewinnej mączki, używanej w przeszłem stuleciu, wynaleziono puder szklanny, t. j. robiony ze szkła, tłuczonego na proch. Subtelny ten i ostry proszek rozwiewa się w tańcu i działa nadzwyczaj szkodliwie na. oczy. Nie będę usiłował wykazywać tu, że w ogóle można być bardzo piękną, a nawet piękniejszą bez pudru na włosach — bo wszelkie rozumowania przeciw ekscentrycznościom mody, były i będą zawsze bezskutecznemi, — ale może znajdzie uwzględnienie ta uwaga, że puder szklanny nie jest bynajmniej piękniejszym od krochmalowego, i że bez żadnego uchybienia modzie, może być zastąpiony tym mniej szkodliwym surogatem. W imieniu brzydszej połowy rodzaju ludzkiego, oświadczamy tedy płci pięknej, że jakkolwiek pozwalamy nieraz chętnie, by nam mydlono oczy, prosimy jak najmocniej, by nam ich przynajmiej nie zasypywano szkłem…
Dotychczas mało się jeszcze zebrało dat, by obliczyć dokładnie wszystkie zyski i straty zapustne. Wiadomo tylko, że w banku ormiańskim we Lwowie zastawiono od 6. stycznia do 23. lutego r. b. pięć tysięcy zegarków złotych i srebrnych. Innych fantów tego rodzaju nagromadziło się tyle, że w ostatnich dniach brakło miejsca w banku na przechowanie zastawów. Filia wiedeńskiego banku zastawniczego wykazuje podobne rezultaty, a dochód trafikantów ze sprzedaży stemplowanych blankietów wekslowych podniósł się w tych dwu miesiącach o 150 od sta. Z tych kilku drobnych szczegółów widzimy najlepiej, jak potężnie karnawał wpływa u nas na obrót kapitałów, i jakie korzyści przynosi pod względem gospodarstwa narodowego. Dalsze rozpamiętywania postne dopomogą zapewne statystyce krajowej w zbieraniu dokładnych dat w tej mierze.
Post inaugurowany był przez Gazetę Lwowską ogłoszeniem dyspenzy ks. arcybiskupa dla dyecezji lwowskiej. Według tejże wolno jest pobożnym katolikom w dnie niepostne jadać mięso, a w niedziele i święta wolno jadać takowe dwa razy na dzień, należy się jednak wystrzegać, by przy jednym i tym samym obiedzie nie jeść ryb i mięsa. Bifsztyk z sardelowemmasłem lub bifsztyk z „przeszkodami“, t. j. z sardelkami i t. p., jako potrawa z ryb i mięsa powinien przeto być wykluczonym z każdej prawdziwie katolickiej kuchni.
Gazeta urzędowa, oprócz tej dyspenzy arcybiskupiej, przyniosła nam miłą bardzo wiadomość o przygotowaniach, robionych w tutejszym c. k. sądzie krajowym w celu zaprowadzenia sądów przysięgłych. Dziennikarstwo mianowicie powinno z radością powitać zapowiedź tej zmiany. Dobrze jest przytem, że mamy ustawę, która wydawcy dziennika lub innego pisma zapewnia zwrot kosztów i strat, poniesionych w razie, jeżeli sąd uzna, że konfiskata nastąpiła bez prawnego powodu, i że poszlakowany utwór literacki nie zawierał żadnej zbrodni. Za czasów samowoli policyjno-sądowej, zdarzało się n. p. że skonfiskowano dziennik z powodu, iż zawierał wiersz, który w ogólnikowych wyrazach opiewał cierpienia jakiegoś narodu, i wyraził nadzieję lepszej przyszłości, zachęcając do wytrwałości i męstwa. Wiersz nie wymieniał wyraźnie żadnego narodu: można go było stosować do narodu austrjackiego, uciemiężonego przez Prusaków w r. 1866, albo do narodu żydowskiego, rozsypanego po całym świecie, albo do Duńczyków w Jutlandji i t. p. Ale dawny, jak mówiłem, policyjno-sądowy system odznaczał się doskonałym węchem. Wiersz napisany był po polsku, więc musiał tyczyć się cierpień i nadziei narodu polskiego, ergo powinien być skonfiskowany. Gdyby autor, zamiast narzecza piśmiennego polskiego, użył był ruskiego, albo jeszcze lepiej, gdyby był rymował po moskiewsku, byłby mógł opiewać jak najwyraźniej bole i pragnienia ojczyzny wielkorusskiej — a system policyjno-sądowy nie byłby zwietrzył nic złego. Oczywiście, działo się to dawniej, bardzo dawno — ale jakoś przypomniały mi się dziś te czasy i rad jestem z ustawy, która nietylko chroni poetów od kozy za ogólnikowe wyrażenia, ale zabezpiecza także wydawców od szkód materjalnych. Śniło mi się bowiem tej nocy, że c. k. prezydent wyższego sądu krajowego we Lwowie został odwołany ze swej posady, i że jego miejsce zajął ktoś inny, przypominający żywo tradycje owego dawnego, policyjno-sądowego systemu, i nieuważający za rzecz, będącą poniżej swej godności, ukaranie dziennikarzy winnych lub niewinnych.
Z wiadomości literackich i dziennikarskich jest tylko ta, że zapowiedziany pierwszy numer Śmieszka spóźnił się, albowiem c. k. wyższy sąd krajowy we Lwowie zatwierdził wyrok, wydany poprzednio w sądzie krajowym przeciw p. Włodzimierzowi Zagórskiemu o przekroczenie prasowe, i tenże jako wydawca Śmieszka musiał dopiero poszukać kogoś, coby objął odpowiedzialną redakcję tego pisemka na czas, w którym sam wydawca nie będzie mógł pełnić tej funkcji. Pierwszy tedy numer Śmieszka pojawił się dopiero wczoraj, pod odpowiedzialną redakcyą pana Astolfa Grafczyńskiego.

(Gazeta Narodowa, Nr. 51. z d. 1. marca r. 1868.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.