Kroniki lwowskie/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Kroniki lwowskie
Podtytuł umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868 i 1869, jako przyczynek do historji Galicji
Pochodzenie Gazeta Narodowa Nr. 7. z d. 10. stycznia r. 1869
Wydawca A. J. O. Rogosz
Data wyd. 1874
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
52.
Pogotowie błotne zwierzchności miejskiej i błotny status quo na ulicach. — O cierpieniach niektórych drapieżnych zwierząt z powodu pobytu w gmachu teatralnym lwowskim. — P. Henryk Schmitt i Towarzystwo narodowo-demokratyczne. — Dr. Smolka i organ demokratyczny. Przewaga pieniężna „szlachotczyzny“.

Zima wysypuje na nas wszystkie zaległości śniegowe, które nam się należą, a nowa instytucja, przeznaczona do wywożenia tego niemiłego artykułu z miasta, odbywa wachparady przed komisją Rady miejskiej, i stoi w pogotowiu, ni mniej ni więcej jak armia niejednego państwa, dzielna w koszarach i na placu mustry, a nigdy niewidziana na polu bitwy. Natomiast cały legion kronikarzy, pozbawionych materjału, chwyta — nie za miotły, ale pióro, żeby znowu raz zająć się tak pożądanym i od dawna niewidzianym przedmiotem, jakiem jest błoto. Stosując się do wymagań chwili, skonstatujmy i my, że władza, czuwająca nad czystością ulic, i w tym roku kieruje się raczej wytrawnym konserwatyzmem aniżeli gorączkowym pospiechem i przedwczesnem zastosowaniem postępowych teoryj. Z chodników zmiatają wprawdzie śnieg, ale tylko w niektórych ulicach i jedynie o tyle, ile potrzeba, by obryzgać przechodniów wtenczas, gdy ulice najbardziej są ożywione. Co do ulic samych, status quo utrzymywany jest z największą troskliwością i z tą starą patrjarchalną wiarą w dobroć Niebios, które nie omieszkają z początkiem wiosny spuścić deszcz i spłukać, co się zbierze przez zimę. System ten oprócz swojej praktyczności, ma być przytem według zdania niektórych pp. radnych nadzwyczaj tanim, miasto opłacić ma bowiem tylko 33 fur po 2 złr. 50. cent, dziennie, a fury te mogłyby w istocie wywieźć bardzo wiele stóp kubicznych śniegu, gdyby oprócz wachparady i stania w pogotowiu, obowiązane były już teraz do rozpoczęcia swoich czynności.
Wszystko jest tedy w jak największym porządku, i niema obawy, ażeby prawa natury i zwyczaje praojców doznały tej zimy jakiegokolwiek pogwałcenia ze strony zwierzchności naszej gminy. Zgłaszające się fury właścicieli prywatnych odsyłane bywają co rana z podwórza ratuszowego przez urząd budowniczy z tem wyjaśnieniem, iż są zupełnie niepotrzebne. Brzmi to tak imponująco, jak gdyby n. p. p. Brestel nie chciał przyjąć pożyczki, którąby Botszyld chciał ofiarować skarbowi austrjackiemn. Ale porównanie to chroma, bo pan Brestel nie znajdzie się wprawdopodobnie nigdy w tej miłej konieczności.
W gmachu teatralnym przywrócony już jest podobno porządek, t. j. pani Casanuova wyjechała ze swojem drapieżnem towarzystwem dramatycznem. Mówią, że wyjazd ten nastąpił prędzej niż się spodziewano, ale bynajmniej nie wskutek zażaleń publiczności, uczęszczającej do teatru — lecz wskutek przedstawień kilku niemieckich towarzystw przeciw dręczeniu zwierząt, które usilnie się tego domagały ze względu na udręczenia, jakim ulegały biedne zwierzęta w tak bliskiem sąsiedztwie opery niemieckiej. Osobliwie zaś cierpiał lew, który jak wiadomo nie może znieść piania kogutów. Łatwo pojąć, że popisy niektórych śpiewaków i śpiewaczek doprowadziły go były prawie do konsumcji.
Towarzystwo narodowo demokratyczne poniosło znaczną stratę, pan Henryk Schmitt złożył bowiem godność wiceprezesa i wystąpił podobno całkiem z Towarzystwa. Mimo wszelkiego uwielbienia dla zasad, których krzewieniem ma się kiedyś zająć to Towarzystwo (dotychczas bowiem nie zajmuje się ono właściwie niczem), nie możemy utaić, że krok ten ze strony p. Schmitta wydaje nam się bardzo łatwym do wytłumaczenia. Mąż poważny, którego praca na innem polu może być tak użyteczną, kompromituje stanowisko swoje udziałem w tak dziecinnej igraszce, jaką jest to Towarzystwo. Sam już fakt, że mimo wszelkich usiłowań nie udało się wywołać żywszego zajęcia się ogółu czynnościami Towarzystwa, świadczy najlepiej, że nazwa, „dziecinnej igraszki“, jaką mu dajemy, jest usprawiedliwiona. Udział ludzi wytrawnych i poważnych dodałby może znaczenia nawet takiej igraszce, ale po całorocznych doświadczeniach, wykazujących brak wszelkiej praktycznej myśli i żywotności, nie dziwimy się, że mąż, jak p. H. Szmitt, uznał za stosowne zostawić Towarzystwo jego losowi.
Całe życie i cały rozwój demokracji narodowej skoncentrowały się obecnie w Organie demokratycznym, który coraz śmielsze i pewniejsze kroki stawia po bruku lwowskim i po powiatach, odkąd dr. Smolka wystawił mu zaświadczenie moralności, rozesłane po całym kraju w osobnym drukowanym liście rekomendacyjnym, i w towarzystwie wielu egzemplarzy biografii szanownego prezesa Towarzystwa demokratycznego, napisanej przez p. Widmana. Zapominamy tak łatwo o zasługach naszych znakomitszych współobywateli, że powinniśmy im być wdzięczni, jeżeli nam sami pomagają oświecić się w tej mierze. Otóż po takich krokach przedwstępnych, i po zapewnieniu, że Dziennik Lwowski wyraża całkiem wiernie opinie dr. Smolki, organ ten rozwinąwszy sztandar, przy którym tak długo i tak wiernie stali pp. Groman i Jasiński, wstępnym bojem uderzył na Utylitaryzm, na ekonomiczną przewagę arystokracji, na polityczną przewagę szlaeheczczyzny it. p. Niektóre jego twierdzenia nacechowane są tak głębokim zmysłem dla wymagań niniejszego fejletonu, że nie mogę sobie odmówić przyjemności powtórzenia ich w nadziei zbudowania czytelników Gazety.
I tak: jeżeli Niemcy austrjaccy dozwolą, by Austrja upadła, to grozi im straszna klęska utonięcia w otchłani pangermanizmu, podczas gdy my zachowamy naszą odrębność. Łatwo sobie wyobrazić przestrach biednych Niemców, spowodowany tą groźbą. Zupełnie, jak gdyby kto pogroził nam Galicjanom, iż w razie odbudowania Polski, utoniemy w otchłani panpolinizmu!
Dalej, ponieważ pokazuje się, że Niemcy są nam niechętni, i nie chcą wypełnić skromnych naszych żądań, więc Organ demokratyczny radzi, byśmy się jeszcze pogniewali i z Węgrami, tj. byśmy wysunęli naprzód program federalistyczny, o którym już nawet i Czesi przestali wspominać z powodu, iż Węgrzy są mu przeciwni, bo pozbawiłby ich mozolnie zdobytego stanowiska państwowego, i poddałby ich jakiejś nowej władzy centralnej.
Ale te wszystkie polityczne arcana demokratyczne są dość już znane. Nowemi są poglądy Dziennika Lwowskiego na gospodarstwo narodowe. Według niego, szlachta nasza ma za wiele pieniędzy, co w narzeczu demokratycznem brzmi: w kierunku ekonomicznym szlacheczczyzna jak dawniej, tak i dziś jest u nas górą, na niekorzyść kraju i klas pracujących“. Bliżej wyjaśnia się rzecz tem, iż „od czasu zniesienia pańszczyzny, szlacheczczyzna nie mogąc eksploatować włościan, rzuciła się na pole spekulacji, a zagarnąwszy wszystkie prawie koleje i banki, korzysta z pracy inteligencji, która nie umiała lub nie mogła odpowiedniego wyrobić sobie stanowiska, by W połączeniu z kapitalistami stanąć na czele przedsiębiorstw“. No, proszę, ktoby to był myślał! Dotychczas nikt tak mocno nie narzekał, jak demokracja, że pod względem pieniężnym jesteśmy wszyscy, szlachta i nieszlachta, w ręku żydów, — a teraz wyjaśnia się rzecz w ten sposób, że właściwie kapitaliści (tj. żydzi) i inteligencja (tj. adwokaci, technicy, literaci i t. p.) wszyscy są w kieszeni szlachty! Na ten fatalny stan stosunków ekonomicznych podaje Dziennik Lwowski tę radę, iż kapitaliści i inteligencja powinni się stowarzyszyć, ażeby złamać ową mniemaną przewagę szlachty. Możeby praktyczniejssą była droga, praktykowana swojego czasu przez Hasło: oto, niech Dziennik Lwowski podoi trochę tych szlachciurów, co to mają tyle pieniędzy! Byłoby to tem pożądańszem, że, jak twierdzi Dziennik Lwowski, kto nie bierze udziału w ruchu ekonomicznym za pomocą pracy umysłowej lub fizycznej lub posiadanej przezsię ziemi, lub innego rodzaju kapitałów, ten jest pasożytem, żebrakiem lub złodziejem. Powinien tedy Dziennik Lwowski starać się jak najprędzej o wzięcie udziału w ruchu ekonomicznym, choćby za pomocą podojenia tej szlachty, która siedzi na skarbach, jak djabeł Biruta.
Dla nas, którzy pamiętamy ogłaszane przed rokiem w Dzienniku Lwowskim artykuły, zarzucające szlachcie nieporadność pod względem ekonomicznym i uderzające na nią z powodu, iż dozwala obcym kapitalistom budować u nas koleje, zakładać banki i t. p. — zwrot ten jest cokolwiek niespodzianym. Nie możemy się przytem jakoś dopatrzeć tej przewagi szlacheckiej w świecie finansowym, choćbyśmy ją może radzi widzieli, bo przynajmniej szlachecki kapitał jest niewątpliwie polskim kapitałem, i bodaj jedna jego cząstka obróconą będzie na pożytek sprawy polskiej. Innych kapitalistów Polaków, oprócz nielicznej zamożniejszej szlachty, prawie nie mamy. Żydzi tak mało jeszcze udziału biorą w życiu naszem narodowem, że ich „udział w ruchu ekonomicznym“ tylko pośrednio wychodzi na korzyść kraju. Z.czasem zmieni się to zapewne, jak się spodziewamy. Ale bądź co bądź, kapitaliści żydzi nie mają bez wątpienia powodu narzekać, by kapitały ich wykluczone były od ruchu ekonomicznego. Potrzeba się znajdować w stanie jakiejś halucynacji federalistyczno-demokratycznej, by się użalać na ekonomiczną przewagę szlachecczyzny!

(Gazeta Narodowa, Nr. 7, z d. 10 stycznia r. 1869.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.