Kronika tygodniowa, Kurier Warszawski 1881, Nr 163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

Kronika tygodniowa - Kurier Warszawski, rok 1881, nr 163, dnia 23 lipca

Pożary i jedyny środek przeciw nim. - Znowu hojność p. Landaua i o możliwych jej następstwach. - Ogłoszenie o „niezależnym bycie" i rada dla szukających pracy.


Przed kilkoma dniami kolega nasz, pan A. R., zadał sobie pytanie: jakie też klęski w roku bieżącym wyrządziły pożary? I w odpowiedzi na to ogłosił w „Kurierze" straszną litanię, która obejmuje około stu nazwisk spalonych miast, miasteczek, wsi i lasów.

Z cyfr pana A. R. wypada, że od dnia 1 maja do połowy lipca samo Królestwo Polskie straciło w ogniu z górą trzy miliony rubli wartości i że w kraju tym około 40 tysięcy ludzi nie ma dziś dachu nad głową.

Czy klęska ta jest zjawiskiem nie przewidywanym? Bynajmniej. Powtarza się ona od kilkunastu lat tak prawidłowo, że już w r. 1875 czy 76 przepowiadano: ile strat poniesiemy od pożarów w latach następnych.

Zbytecznym byłoby dodawać, że przynajmniej od dziesięciu lat cała prasa z godną uwagi jednomyślnością „występuje przeciw pożarom".

Co najwyżej, udało się parę razy dziennikarstwu wyżebrać dla pogorzelców mizerny zasiłek, który nie tylko nie pokrył strat, ale nawet nie zażegnał nędzy.

I rzeczywiście: jaki bogacz, jaki koncert, jaka składka mogłaby odbudować kilka tysięcy domów tudzież odziać i karmić przez pół roku czterdzieści tysięcy ludzi? Kraj bezsilnym jest wobec ogromu tej stałej klęski, przy której jednorazowy zalew Szegedyna albo trzęsienie ziemi w Zagrzebiu schodzą do rzędu drobiazgów.

Ta jest jeszcze, niestety, różnica między naszą a szegedyńską albo zagrzebską nędzą, że my ze swoją - kryć byśmy się powinni przed światem, bo ona dowodzi niemocy społecznej. Niemoc zaś - nie wywołuje sympatii!...

Oto nasz tegoroczny dorobek: trzy miliony rubli rzuconych w ogień - i - cała armia ludzi pozbawionych podstawy bytu. Ilu z nich wykształci się na żebraków, ilu zniedołężnieje, ilu nauczy się kraść i rozbijać, ilu zginie przed czasem?

A przecie w tych pożarach, które wytrawiają nasz społeczny organizm, niemało także traci skarb; myślę nawet, że setki tysięcy rubli rocznie.

Periodyczne jak bieg słońca klęski ogniowe są tym boleśniejsze, że społeczeństwo posiada zupełną ich świadomość. Alboż nic wiemy, co można zrobić dobrego za miliony rubli, bezpowrotnie tracone? Alboż nie rozumiemy, w jak opłakany sposób nędza demoralizuje ludzi, którzy wczoraj jeszcze posiadali chatę, pościel, bodaj dziurawą sukmanę, a dziś - mają upał i deszcze nad głową, a kość jałmużny w zębach?

Czy zresztą nie wiemy, że gdyby inaczej budowano chaty - gdyby mazano gliną ich dachy - gdyby zaprowadzano straże i narzędzia ogniowe - i gdyby w końcu - ubezpieczano się od klęski pożaru, to bez porównania mniejszy byłby jej rozmiar i skutki?

Wszystko to wiemy, lecz i któż nam zaprowadzi tak rozległe reformy? Z pewnością nie politycy z Grodziska, którzy dziś na przykład stawiają przeszkody do zawiązania straży ogniowej, choć podobno były już na ten cel zebrane pieniądze...

Gdzie są pieniądze i kto w Grodzisku będzie nosił owe medale, przeznaczone za pięcioletnią służbę w straży, jeżeli tamtejsi mężowie stanu tak skutecznie oponują przeciw ministerialnym rozporządzeniom?

Wobec pożarów kraj podobny jest do robaka rzuconego w szklankę. Co robak wypełza po szkle parę milimetrów w górę, to znowu spada; co społeczeństwo wypracuje i zaoszczędzi przez zimę, to pożary zjedzą mu w lecie. I tak wciąż!

Przed kilkoma dniami zgłosił się do redakcji niejaki p. Piotr Wiśniewski, nie żaden początkujący literat, ale zwyczajny dozorca powązkowskiego cmentarza.

- Co pan sobie życzysz? - spytaliśmy go.

- Przyszedłem tu do łaski panów z jedną biedą...

- Co panu za bieda? Czy umarli włóczą się po nocach?

- I... nie, proszę łaski, ale mi ludzie już nie chcą dawać zarobku, bo mówią, żem wielki pan.

- A cóżeś to wygrał na loterii?

- I to nie, ale - złapałem dla pana Landau sto tysięcy rubli, więc inni mówią, żem dużo od niego zarobił i że już pewnie nie będę dbał o dusze zmarłych.

- A możeś pan istotnie dużo zarobił i teraz innym odbierasz chleb?

- I to nie - odparł dozorca. - Dawał mi pan Landau z początku dziesięć rubli, potem piętnaście, a potem - dwadzieścia pięć. Alem nie wziął, ze strachu, żeby się te sto tysięcy rubli nie zawstydziły, i dziś - taki jestem biedny jak dawniej. Jeszcze nawet biedniejszy, bo mi ludzie nie dają roboty koło grobów i mówią: „Dosyć z ciebie, boś ty kupę zarobił od pana Landau..."

Ażeby już raz skończyć z hojnością p. Landau, dodajemy: że pan L. owej kobiecie, która wydała sprawców kradzieży, zamiast obiecanych 10 000 rs, ofiarował 200 rs - i że p. L. tym, co ścigali złoczyńców, nie dał nic.

Pan Landau umie robić interesa. Zrobiwszy interes na Panu Bogu, który pozwolił mu odzyskać prawie całą sumę uronioną, zrobił następnie interes na tych, którzy pomogli mu do odzyskania majątku, a dziś robi interes na mnie, który w ciągu paru tygodni zmuszony jestem pisać mu już drugą reklamę!...

Może kto sądzi, że powyżej zacytowane dowody wspaniałomyślności pana L. stanowią sprawę prywatną, której nie należy rozmazywać po dziennikach.

Otóż myli się ten ktoś.

Czyny pana L. mają charakter działalności publicznej: sieją bowiem demoralizację nienawiść.

Przysłuchajmy się na przykład rozmowom w szynczkach, bawaryjkach i garkuchniach.

- Ho! ho! - mówią w jednym miejscu. - Ja, gdyby mi wpadł w ręce taki grosz, nie puściłbym go. Bo i po co?... Żeby mi dali 10 rubli znaleźnego albo i nic?... Przecież tak zrobił Landau...

- Co bogacz, to nic nie wart - mówią w innym miejscu. - Dasz mu do garści majątek, a on ci za to ciśnie parę rubli jak psu ochłap. Przecie tak w oczach zrobił Landau...

- Żyd zawsze cię okpi! - odpowiada trzeci. - Żebyś mu się jak najlepiej wysługiwał, to się na tym nie pozna. Oto macie, jak zrobił bankier z tymi, co mu znaleźli!...

Gdzieś w kąteczku siedzą dwaj złodzieje, którzy podzielili się świeżo zdobytym łupem, starszy zaś szepce do młodszego:

- A wydaj mnie, kundlu, wydaj!... Tak ci zapłacą jak bankier babie, co zdradziła swoich... Głupia! on jej dał 200 rubli, choć od tamtych ś p i w a j ę c y mogła dostać tysiąc...

Z szynczków, bawaryjek, garkuchni legenda o chciwych bogaczach, niesumiennych Żydach, źle wynagradzanych usługach rozchodzi się do lepianek, na poddasza, do suteryn...

I otóż padła nowa kropla nienawiści do Żydów, przybył nowy powód do pilnego ukrywania występków i - do słabego ich ścigania...

Gdy zaś potem kogo obedrą, społeczność dziwi się i mówi o „złych instynktach" ciemnego ludu. Ależ, kochane społeczeństwo! ten ciemny lud jest tylko rolą, w którą p. Landau w naszych oczach rzucił ziarna międzywyznaniowej niechęci, lekceważenia zobowiązań, niepłacenia za usługi, niewynagrodzenia krzywd.

W tych właśnie czasach zarząd Kolei Terespolskiej ogłosił 500 rs nagrody temu, kto wykryje sprawców zbrodni wykolejenia pociągu. Może między występnymi znajduje się taki, który za 500 rubli wydałby swoich kolegów. Na szczęście dla nich. p. Landau dał mu publiczną lekcję rozumu i koleżeńskiej solidarności.

Niech więc Kolej Terespolska cofnie swoją dziecinną obietnicę. Na takie plewy, dzięki panu L., już się nasze wróble nie złapią!...

Aż z wołyńskiej guberni doszła do nas protestacja przeciw następującemu faktowi.

Pomiędzy ogłoszeniami jednego z dzienników znajdował się taki anons:


BYT NIEZALEŻNY
OSOBOM INTELIGENTNYM, TAK NA WSI, JAK W MIEŚCIE,
WSKAZUJE SIĘ ZAJĘCIE POBOCZNE (?!)
PRZYNOSZĄCE OD 60 DO 100 RS MIESIĘCZNIE. ADRES ITD.


Otóż jakiś Wołyniak, szukający „pobocznego zajęcia" z dochodem 60-100 rs, nie tylko wysłał list pod wskazanym adresem, ale nadto, na żądanie wynalazcy „bytu niezależnego", posłał mu rs 5 - za sekret.

Czy mu odkryto sekret „niezależnego bytu z pobocznym zajęciem i pensją 60 do 100 rs miesięcznie" - i - jaki był ów sekret? nie wiem. W każdym razie Wołyniacy po wyprawieniu pięciu rubli zaczęli domyślać się figla i z niemałym pośpiechem wysłali do mnie list z prośbą, ażebym: Warszawę, cały kraj, a nawet cały świat - ostrzegł przed pułapką noszącą tytuł: „Byt niezależny, z zajęciem pobocznym", itd.

Mnie ścisnęło się serce. Miły Boże! jaka u nas musi być bieda, jeżeli dla chwilowego odstraszenia jej - jeden sprzedaje, a drugi kupuje sekret „niezależnego bytu" itd.

Wnet jednak pocieszyłem się myślą, że nie mniejsza bieda musi być i w Petersburgu, gdzie - jak głoszą wieści - pewna Francuzka z półświata puszcza się na loterię, zapewniając wygrywającego, iż: „będzie mógł robić z nią wszystko... co się nie sprzeciwi prawu".

Jeżeli taki jest warunek, to - nawiasowo mówiąc - zrobi z nią niewiele.

Ale o to mniejsza. W Petersburgu ludzie z biedy puszczają się na loterię, a u nas obiecują gruszki na wierzbie w formie: „niezależnego bytu z pobocznym zajęciem". Przez chwilę pytałem się: co znaczy owo „potoczne zajęcie"? Czy polega ono na przemycaniu towarów, czy na fałszowaniu banknotów, czy może na pełnieniu urzędu „lektora" przy - jakiej pełnoletniej damie, której już nikt nie chciałby wygrać na loterii?...

Niebawem jednak zawstydziłem się mojej płochości. Istotnie, co mi tam do lektorów, sekretarzy, kuzynów i innych biedaków, okupujących za pomocą „pobocznego zajęcia" - „niezależny byt" z pensją 60 do 100 rs?L.

W sprawie tej nasuwa się nierównie ciekawszy punkt.

Dlaczego Wołyniak, na prosty anons, posłał nieznajomej osobie rs 5 za „sekret niezależnego bytu"?

Oto dlatego, że u nas jest wielu ludzi, którzy szukają pracy i - nie mogą jej znaleźć. Taki zaś człowiek gotów zaryzykować 5 a nawet 10 rubli za najmniejszy błysk nadziei, że pracę znajdzie.

Więc u nas istotnie nie ma „pracy"?

A nie ma, bo nie tylko jest zajętą każda posada, ale jeszcze na każdą posadę czeka kilkunastu kandydatów.

Więc tym sposobem u nas są już zaspokojone wszystkie potrzeby społeczne?

Bynajmniej. Jest mnóstwo nie zaspokojonych potrzeb, wprost dlatego, że - brakuje ludzi.

Tak, brakuje ludzi i między kandydatami do posad, i między tymi, którzy starają się o tytuł kandydata do posady, i między tym legionem, który na wszelkie tony żąda „pracy", innymi słowy: utrzymania.

Dziwne to zjawisko, w którym z jednej strony leży stos nie tkniętych zajęć, a z drugiej - tłum ludzi szukających zajęcia, pochodzi stąd, że:

„u nas rzadko kto umie wymyślić sobie zajęcie samodzielne".

Każdy czeka, ażeby mu dano do ręki pracę, a nikt jej nie umie stworzyć. Każdy czepia się jakiegoś biura, naczelnika, prezesa, ale nikt nie umie wejść na pole leżące odłogiem i tam założyć własne biuro, a siebie zrobić prezesem.

Objaśniając to, ludzie mówią, że: „brak nam sprytu". Ja zaś myślą, że brak nam czego innego. I tak.

Każdy, kto „szuka pracy", myśli tylko o sobie. Chce mieć taki a taki dochód, takie a takie stosunki, takie a takie wygody.

Tymczasem cóż się dzieje w społeczeństwie? Oto w społeczeństwie płacą prawie wyłącznie za użyteczność. Więc ten, kto chce być płatnym, mieć niezależny byt, musi być użytecznym, musi zaspakajać jakąś społeczną potrzebę.

Któż z was, o „panowie szukający pracy", myślał kiedy, ażeby przede wszystkim stać się użytecznym? Kto z was badał najsilniejsze potrzeby społeczne? Kogo z was uczono: w jaki sposób zaspokoić owe potrzeby?...

W społeczeństwie człowiek ma o tyle rację bytu, o ile jest przydatny dla innych. Tymczasem ideał wszystkich jest ten, ażeby cały świat służył nam, my nikomu.

Jest to najstraszliwszy egoizm, który ogromną masę jednostek skazuje na zagładę.

A zatem wy, którzy szukacie pracy! oto bezpłatna recepta na znalezienie jej: „Nie myślcie o tym - mówi Chrystus - co będziecie jedli albo pili, ale - szukajcie królestwa Bożego" - czyli: starajcie się być użyteczni innym.

Upewniam zaś, że każdy, kto będzie szukał nie pensji, ale użyteczności, pozyska ów byt niezależny, do którego dziś na próżno wzdycha.

Pierwszego zaś, który na tej drodze znajdzie, czego szukał, upraszam, ażeby w nagrodę doniósł mi o tym listownie.