Przejdź do zawartości

Królowa Margot (Dumas, 1892)/Tom III/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Królowa Margot
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1892
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Reine Margot
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział IX.
MAUREVEL.

Gdy wesoła i o nic nie troszcząca się młodzież, w świetnym orszaku posuwała się drogą ku Bondy, Katarzyna, zwinąwszy kosztowny pargamin, podpisany przez króla Karola IX-go, rozkazała przywołać do swego gabinetu, człowieka, któremu przed kilku dniami poleciła wręczyć przez swego kapitana gwardyi list, adresowany na ulicę Cerisaie, obok arsenału.
Szeroka przepaska z czarnej kitajki, idąc równolegle od okropnej szramy, zakrywała jedno oko wchodzącego, a garbaty nos, nakształt jastrzębiego dzioba, wystający z pomiędzy wydatnych kości policzkowych, i pół twarzy zarosłej szpakowatą brodą, nadawały temu człowiekowi nienajprzyjemniejszą postać.
Człowiek ten był owinięty szerokim i długim płaszczem, pod którym znajdował się cały arsenał.
Oprócz tego, przy boku miał szeroką, długą, i o podwójnym gifesie szpadę, co nie było w zwyczaju u ludzi, przedstawiających się u dworu.
Ręka, ukryta pod płaszczem, nie opuszczała rękojeści sztyletu.
— A! to pan — powiedziała królowa, siadając — zapewne pamiętasz, że na skutek tylu usług, wyświadczonych podczas nocy Ś-go Bartłomieja, obiecałam nie zostawiać pana w bezczynności. Otóż teraz właśnie nadarza się bardzo piękna sposobność, a raczej ja się o nią postarałam. Podziękuj też mi, panie Maurevel.
— Uniżenie dziękuję Waszej królewskiej mości — odrzekł człowiek z przepasanem okiem, na wpół skromnie a na wpół drwiąco.
— Śliczna, panie, sposobność. Tak dobra już ci się może nie nadarzy drugi raz w życiu. Korzystaj więc.
— Czekam, Najjaśniejsza pani; obawiam się tylko po tym wstępie...
— Żeby polecenie nie było za gwałtowne?... Kto życzy sobie być podwyższonym, ten nie żałuje swojej ręki. Takiego polecenia, jakie dam panu, pozazdrościłby Tavannes, ba, nawet sam Gwizyusz.
— A!.. pani, jakiekolwiek byłoby — zawołał Maurevel — zawsze jestem na rozkazy Waszej królewskiej mości.
— Czytaj więc — powiedziała Katarzyna.
I podała mu pargamin.
Maurevel szybko przebiegł rozkaz wzrokiem i zbladł.
— Co! — zawołał — rozkaz uwięzienia króla Nawarry.
— I cóż w tem tak dziwnego?...
— Lecz król!.. pani. W samej rzeczy sądzę, i boję się, iżbym nie był zbyt małoznaczącym szlachcicem...
— Moje zaufanie czyni cię równym każdemu z najlepszej szlachty.
— Dzięki Waszej królewskiej mości — powiedział morderca, wahając się.
— Spełnisz więc rozkaz?
— Skoro Wasza królewska mość rozkazujesz, czyż to nie jest moim obowiązkiem?
— Rozkazuję ci więc.
— Będę posłusznym.
— A jak się do tego weźmiesz?
— Jeszcze nie wiem, Najjaśniejsza pani, lecz spodziewam się, że Wasza królewska mość zechcesz mi powiedzieć.
— Boisz się hałasu?
— Przyznaję.
— Weź dwunastu ludzi, na których możnaby liczyć; nawet więcej, jeśli będzie potrzeba.
— Rozumiem to. Lecz proszę Waszej królewskiej mości, gdzie mam porwać króla Nawarry?...
— Gdzie ci będzie wygodniej.
— Radbym to zrobić w takiem miejscu, ażeby ono samo dawało mi rękojmię bezpieczeństwa.
— To w którym z królewskich pałaców. Cóżbyś też, naprzykład, powiedział o Luwrze?
— A w jakiej części Luwru?
— W jego własnym pokoju.
Maurevel ukłonił się.
— Kiedy, pani?..
— Dzisiaj wieczorem, albo lepiej w nocy.
— Dobrze, Najjaśniejsza pani. Teraz Wasza królewska mość pozwolisz mi zapytać jeszcze o jednę rzecz?
— O cóż przecie.
— Jak mam go traktować, jak szanować, jak uważać, jego stan.
— Szanować!.. uważać jego stan!.. — zawołała Katarzyna. — Lecz, zdaje mi się, że król Francyi dla nikogo nie powinien znać uszanowania w swojem państwie; alboż tu może się ktokolwiek z nim porównać?
Maurevel drugi raz się ukłonił.
— Jednakowoż ja pozostaję przy swojem, i jeżeli tylko Wasza królewska mość pozwolisz...
— Pozwalam.
— Otóż, jeżeli król Nawarry nie uzna autentyczności rozkazu, o czem bardzo wątpię, ale w każdym razie...
— Przeciwnie, panie; to jest jak najpewniejsze.
— A więc go nie uzna?
— Bez żadnej wątpliwości.
— A ztąd wypada, że nie będzie posłusznym?
— Tak sądzę.
— I będzie się bronił?
— Niezawodnie.

--A! na szatana! — zawołał Maurevel — w takim razie....
— W jakim razie? — zapytała Katarzyna, wlepiając w niego swój wzrok.
— W razie, gdy się będzie bronił, cóż mam robić?
— Co pan robisz, kiedy masz w ręku rozkaz króla, to jest, kiedy pan w swojej osobie reprezentujesz króla, a sprzeciwiają ci się?
— Pani! — powiedział morderca — jeżeli mi dadzą podobny rozkaz, a rozkaz ten dotyczę szlachcica, zabijam go.
— Już panu rozpowiedziałam i to niedawno — odparła Katarzyna — i jeszcze nie powinienbyś pan zapomnieć, że tylko król Francuski jest królem we Francyi; wszyscy zaś inni, jakkolwiek są znakomici, w porównaniu z nim, są tylko szlachtą.
Maurevel zbladł, zaczął bowiem pojmować.
— A! — zawołał morderca — zabić króla Nawarry?...
— Lecz któż ci mówi, żeby go zabić? gdzież jest rozkaz zabicia? Król żąda ażeby Henryka odprowadzono do Bastylii; rozkaz nic więcej nie obejmuje. Niech się da uwięzić, bardzo dobrze; lecz jeżeli nie zechce się na to zgodzić, będzie się bronił, zabije cię....
Maurevel zbladł jak trup.
— Wtedy będziesz się bronił, — mówiła dalej Katarzyna. — Przecież nie możesz pozwolić, ażeby cię zamordowano, Bóg wie za co. A podczas twojej obrony, jakżeż chcesz? przecie może co nastąpić. Czy teraz już mnie rozumiesz?
— Zupełnie, pani.
— Pan zapewne chcesz, ażebym po wyrazach: „Rozkaz uwięzienia,” dodała własną ręką: „żywego lub umarłego”?
— Przyznaję, pani, że te słowa rozproszyłyby moje skrupuły.
— Jeżeli pan sądzisz, że bez tego nie można wykonać rozkazu, to trudno, niema się co ociągać.
I Katarzyna, wzruszywszy ramionami, rozwinęła pargamin i własną ręką dopisała: „żywego lub umarłego”.
— Czy teraz, uważasz pan już rozkaz za formalny?
— Zupełnie, pani — odpowiedział Maurevel.
— Lecz upraszam, ażebyś Wasza królewska mość pozwoliła mi wziąć się do rzeczy, zupełnie podług mej woli.
— Jakto? Czyżbyś nie chciał wykonać rozkazu w nocy?
— I owszem. Wasza królewska mość rozkazałaś mi wziąć dwunastu ludzi.
— Tak jest, dla większej pewności...
— Otóż prosiłbym, ażebyś Wasza królewska mość pozwoliła mi wziąć tylko sześciu.
— Dlaczego?
— Dlatego, pani, że, gdyby, jak to można przypuszczać, miało się stać z księciem jakie nieszczęście, sześciu ludziom można przebaczyć, ponieważ mogli się obawiać, żeby im więzień nie uciekł; dwunastu zaś jest nie do darowania, gdyby który z nich podniósł rękę na króla wprzódy, aniżeliby król własną, ręką nie zabił choć ze sześciu.
— Na honor! piękny mi król bez królestwa.
— Pani! — powiedział Maurevel. — Nie królestwo, lecz urodzenie stanowi króla.
— Czyń jak chcesz — rzekła Katarzyna. — Powiem ci tylko tyle, że mam przeczucie, iż już nie opuścisz Luwru.
— A jakim sposobem zbiorę ludzi?
— Wszakże masz pod swem dowództwem jakiegoś sierżanta, który może się tem zająć?
— Mam pani wiernego pomocnika, który już nieraz służył mi w rzeczach tego rodzaju.
— A więc poszukaj go i umów się z nim. Znasz zbrojownię króla, nieprawdaż? Otóż tam będziesz jadł kolacyę, ztamtąd będziesz wydawał rozkazy. Zbrojownia ta powinnaby cię podnieść na duchu, jeżeliś na nim upadł. A skoro król powróci z polowania, przejdziesz do mojej modlitewni, i tam będziesz czekał do oznaczonej go— Lecz jakim sposobem wejdziemy do jego pokoju? Henryk bezwątpienia coś podejrzewa, zamknie się więc dobrze.
— Mam drugie klucze do wszystkich drzwi — powiedziała Katarzyna. — Do widzenia, panie de Maurevel; do prędkiego zobaczenia. Każę cię zaprowadzić do zbrojowni króla. Pamiętaj pan, że rozkaz króla powinien być wykonany; żadna przeszkoda nie uniewinni pana, gdybyś go nie wykonał: przegrana bowiem skompromitowałaby króla. To jest bardzo ważne.
Katarzyna, nie dając czasu Maurevel’owi odpowiedzieć, zawołała pana de Nanccy, swego przybocznego kapitana, i rozkazała mu zaprowadzić Maurevela do zbrojowni króla.
— Na szatana!... — mówił do siebie Maurevel, postępując za swym przewodnikiem — coraz bardziej wznoszę się w hierarchii morderstwa: od prostego szlachcica do kapitana; od kapitana do admirała; od admirała do króla!...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.