Gdym z Kozaki szedł na boje, Moja Hanna rzecze:
Niesiesz, luby, życie swoje Pod tatarskie miecze!
Lecz modlitwa, płacz dziewczyny W boju cię ocali;
Ty mi za to, mój jedyny, Przywieź sznur korali.
Bóg kozaczej szczęścił braci: W jednej boju chwili
Han tatarski wojsko traci, A my gród zdobyli.
Gdy wyparto krzepkie wrota, Gdy się miasto pali,
Inszy srebra, inszy złota, Jam szukał korali.
Wśród rabunku los mi służy, Pan Bóg zdobycz poda:
Sznur korali krasny, duży, Jakby wiśnia młoda!
Pochwyciwszy zdobycz drogą, Już nie czekam dalej,
Śpieszę stanąć przed niebogą, Dać jej sznur korali.
Pędzę stepem, pędzę błonią, — Oj daremna praca!
W naszej wiosce dzwony dzwonią, Lud z mogiłek wraca.
Dobrzy ludzie śpieszą ku mnie I wołają z dali:
— Twoja Hanna leży w trumnie, Nie trzeba korali!
Zapłakałem, zajęknąłem I roztrącam rzesze,
I przed cerkwią padam czołem, I przed obraz śpieszę.
Do najświętszych stóp Maryi Niosę smutne żale,
I zawieszam u Jej szyi Czerwone korale!