Kiermasy na Warmji/Przygotowanie na kiermas
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kiermasy na Warmji |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Czcionkami drukarni „Gazety Olsztyńskiej“ |
Miejsce wyd. | Olsztyn |
Źródło | skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przygotowania na „Kiermas“ i pierwsze przywitania.
Przypatrzmy się bliżej takiemu „kiermasowi“.
Podwórze wyczyszczone, dom przystrojony, okna i okiennice czysto omyte, fundament domu i komin białem wapnem świeżo obielone — dostojny gospodarz nie boi się nawet całego wojska dziadów i bab, chodzących hurmem, szczególnie w wigilją przed kiermasem po żebraniu i patrzących zyzem ciekawie na białe kominy — „bo tam kraśniej się dostanie“. —
Izba także świeżo bielona i gustownie malowana modremi kwiatkami, a zakończona u góry piękną „bortą“. Na ścianach pełno obrazków schludnie „okurzonych“, nawetbyś pajęczyny nie spostrzegł. Podłoga starannie wymieciona i posypana bielutkiem piaskiem, stoły zestawione w długi rząd i przykryte lśniącemi obrusami własnej roboty, koło nich długie ławy, malowane lub białe, i stołki i krzesła w jednej linji — w każdym kącie porządek i ład.
Dzieci już rano powstawały; z radości i ciekawości nawet spać nie mogły — a uczesane i ustrojone, jak cacka, stoją przy oknach niby żołnierze na posterunkach, i wyglądają niecierpliwie, ale z podziwienia godną wytrwałością, gości swoich... Na raz krzyknie Baśka; „Matulku, jadą! Dyzicka ciotka z wujem i Michałkiem, za nimi Ługwałdzcy łoboje i Mykowscy, jekby się zmózili, wszyscy razam, a i nasz wózek zidać, na niam dziadek lamkowski z Marychną — nie darmo po nich pojechał Kubalek na kolej do Łolstyna!“
— O, to dobrze — odpowiada gospodyni, która jeszcze zawsze zatrudniona uprzątaniem i porządkowaniem różnych drobnych rzeczy — wyleć moja jegódko do nich na podwórze, a tych wujów i te ciotki to tak mocno ukochaj i uściskaj. Wyjdzie zaraz do nich łojczulek, a ja tu w izbzie ich przyzitam.
W tem woła Janek, który przy szczytowem oknie stał na czatach:
— Patrzcie no, łojczulku, Gietrzwałdzcy z górki sia spuszczają pełan wóz ich jedzie, ciotka siedzi w tyle, z małą Katrynką na kolonach, przy ni Fynka i Anulka, na przednem siedzisku Józefek i Jędrysek a Wyktorek trzyma lejczyki w rangku i pogania. Ci równo náma są nálepsi, bo wszyscy jadą, chociaż nádali mają — jano wuja łostazili przy gospodarstsie; — a wejcie tam z drugi strony, tam z pod lasa na górce między jerzbami, to Linowscy i Butryńscy — a i z pod Gieleków migoce sia para wozów, to pewnie konie Purdzkiego wuja tak skaczą — dzieci ni ma, za to nalepsze konie ma, może za niam i Pajtuńscy sia najdą. Jeki já rád — to bańdziewa mieli gości — tyle wujów i ciotków — tyle bratów i siostrów!“
Tymczasem Baśka woła już z daleka „Zitájcie u náju!“ i z ojczulkiem i Jankiem wita pierwszych gości na podwórzu, tak ich ściskając, że się oderwać nie może: „Jek my redzi ciotuchno, żeście przyjechali, mocnom sia wáju spodziewali i nie darmo. Jeszcze ni máwa nikogoj, jano Watamborscy na noc przyjechali, ale już pośli na rane do kościoła, bo sia chcieli do spoziedzi dostać; — wyśta psiersze.“ Tak mówiąc wprowadza gości do izby, do matulki, gdy ojczulek z Jankiem zostają przy koniach, aby i tym dać przegryźć.
Goście wchodząc do pokoju („obtątani w płaszcze i chustki — bo z powrotem późno się pojedzie, a tu w nocy zimno“) pozdrawiają staropolskiem: „Niech bandzie pochwalony Jezus Chrystus!“ na co gospodyni radośnie przytakuje: „Na zieki, zieków. Aman. Zitajcie łu nás“. A gość dalej: „Boże wáma dáj szczeście na tan uroczysty łodpust, żebyśta go w zdroziu drugi raz doczekali“: „Bóg wáma zapłać“ oddaje gospodarstwo i dzieci. Poczem następują znowu nowe uściski i pocałunki.
Tedy rozpoczyna wymowna gospodyni: „A Bóg że wáma zielgi zapłać, żeśta też do náju zajrzeli, my sia wéáaju spodziewali, wyglądali i tak ciajsto o wáju wspominali. Łusiądźta i zabáwta sia, jużci Gietrzwałdzcy i Pajtuńscy nadjeżdżają, pudzieta razam do kościoła“. Przy tem zdejmują gościom płaszcze i chustki, chowają do szafy i raczą ich siadać do nakrytego stołu i przynoszą wino. — Pan domowy, który tymczasem więcej gości wprowadził do izby, nalewa we dwa kieliszki, podaje jeden gościowi, bierze sam drugi, trąca i przypija do każdego: „na zdroziel“ na co odpowiedź: „psij (lub psijcie) z Bogam!“ Do tego obrządku zwykle dwa kieliszki wystarczą, bo jeżeli jedno wypije, nalewa się w ten sam drugiemu itd. z kolei. Do wina dają przegryźć słodkie ciastka, w rozmaitych formach pieczone. Tedy zasiadają wszyscy do kawy, kosztują „kucha“ i podjedzą kawałek kaczki pieczonej, kiełbaski lub od młodego prosiaczka, przyczem się krótko pomówi o najważniejszych zajściach domowych i nowinach krążących po wsiach. Nareszcie trzeba pochwalić kuch, który gospodyni sama z wielką umiejętnością i z najlepszej pszennej mąki przyrządziła i upiekła.
Kuch warmijski to wyśmienite pieczywo pszenne, którego nie zabraknie na żadnym „kiermasie“. Dzielą się nim Warmjacy jak opłatkiem, kiedy się zjadą po przyjacielsku; dzielą się nim przy rozjeżdżaniu, dając go i dla tych, którzy w domu pozostać musieli. Gospodynie sporządzają go umiejętnie w taki sposób: biorą pszennej lśnąco białej mąki, dodają mleka, jaj, cukru, masła, „rozynów“, kaneli i olejku cytrynowego, i może więcej czego, ale w tem tajemnica każdej gospodyni — wszystko to proporcjonalnie dzieląc i mieszając; tedy tęgo przyczynią, rozłożą na „blachy“ i akuratnie odpilnują w piekarniku; nareszcie posypią na wierzchu „mandlami“ i cukrem, albo mączką z masła i tartego cukru. Tak sporządzony kuch pokrają w raźne glonki i rozstawiają na malowanych talerzach po stole nakrytym, dodając do niego na drugich talerzykach świeżego masła i miodu. Skosztuj tego, a będziesz miał, jak tu mówią, „najmaczniejszą w świecie pomazkę“.