Przejdź do zawartości

Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 69. Przyjazd carowej Maryny i O. Sawickiego do Moskwy. — Festyny weselne. — Rozmowa cara z O. Sawickim i pierwsza rewolucya pałacowa w Moskwie — Niewola. — Powrót do kraju. 1606—1608.

W maju 1606 r. przybył do Moskwy inny Jezuita, znany nam już O. Kasper Sawicki. Po co on tam przybywał?
Po uroczystym ślubie Dymitra z Maryną, przez carskiego prokuratora Własiewa w Krakowie 22 listop 1605 zawartym, nastąpić miał wyjazd młodej carowej do Moskwy, koronacya jej i wesele. Dymitr naglił, bo podobno szczerze kochał Marynę, dopiero jednak 26 stycz. 1606 orszak carowej, do którego się później przyłączył orszak posłów od króla i rzpltej do Dymitra, Oleśnickiego i Gosiewskiego, ruszył w drogę do Moskwy, wlókł się blisko cztery miesiące, stanął w stolicy 12 maja. Maryna od lat najmłodszych duchowne dziecko i penitentka OO. Bernardynów samborskich, czterech z tych zakonników zabierała z sobą do Moskwy. Ale nuncyusz Rangoni żądał, aby ktoś świadomszy zakulisowych wypadków, odpowiedniejszy trudnościom sytuacyi, towarzyszył młodej niedoświadczonej pani, był jej niejako ochmistrzem i doradcą, a przytem, aby wybadał zamiary i chęci Dymitra. Wybrał na to O. Sawickiego, męża ze wszech miar poważnego i roztropnego, do którego i Dymitr miał zaufanie wielkie, przedstawił go papieżowi, a ten przez kardynała Borghese polecił temuż Ojcu, aby jako kapelan orszaku carowej Maryny towarzyszył jej do Moskwy.
Tak się też i stało; jechał z nim braciszek Wawrzyniec Opoczny. Spowiednikami carowej pozostali OO. Bernardyni[1], acz się od czasu do czasu u O. Sawickiego spowiadała. Przyłączył się on do jej orszaku w drodze w Dębowcu 28 stycznia i dzień po dniu spisywał dokładny diariusz podróży, z którego czerpał swe opowiadanie O. Wielewicki, autor diariusza domu professów św. Barbary[2]. Orszak ruszywszy 26 stycz. z Krakowa, na Dębowiec, Krosno, Sącz, Chyrów, stanął 10 lutego w Samborze. Tu się zatrzymał do końca miesiąca, bo wda Mniszech, wódz orszaku, ostateczne do tak dalekiej podróży czynił przygotowania. O. Sawicki bawił przez ten czas we Lwowie. Dnia 1 marca ruszono z Sambora w pochód; od 8—14 marca wypoczywano w Lublinie. Tu (10 marca) witało carowe i jej ojca kolegium i szkolna młodzież oracyą łacińską i wierszami. Wielkanocne święta spędzono w Słonimie; O. Sawicki kazał w parafialnym kościele wobec carowej i jej dworu. W drugi dzień świąt, 27 marca, posunięto się do Miru. Zastano tu świątkującego legata papieskiego, hr. Rangoni, wracającego z Moskwy. O. Sawicki zasięgnął od niego wiele ciekawych informacyi; niestety, przekonał się potem, że legat w zbyt różowym świetle widział i przedstawił mu Dymitra i Moskwę. W Nieświeżu 30 i 31 marca podejmował Marynę wystawnie bardzo kże Radziwiłł Sierotka. Wspaniałe kolegium w nieświezkiem ustroniu wprawiło ją i jej orszak w podziwienie. Powitań nie było, bo spór powstał o tytuł cesarski, nie chciano go rozogniać. Dnia 3 kwietnia przystanek w Mińsku, gdzie jakiś pijany żołnierz o mało nie zabił O. Sawickiego; mrozy tak silne, że podczas mszy św. wino zamarzło w kielichu. Sześć dni od 12—18 kwiet. zatrzymano się w Orszy, oddalonej o trzy dni drogi od granic carstwa. Każąc w orszańskiej farze na 3-cią niedz. po wielk. O. Sawicki, upominał wszystkich, że skoro w kraj schizmatycki, Katolikom wrogi wchodzą, niechże budującem swem życiem i uprzejmością usuną wszystko, coby Moskalom urazą albo zgorszeniem być mogło.
Przewidując rozciecz wiosenną, rozkazał Dymitr wzdłuż całej drogi, od pierwszej wsi moskiewskiej Wasilewicze aż do Moskwy pobudować nad rzekami, potokami i moczarami jakie 600 mostów, brakło ich kilka pod samą Moskwą ku wielkiej niewygodzie i mitrędze podróżnych. Tu i ówdzie na spotkanie swej pani wychodzili bojarzy i popi na czele gromadek ludu, okolica to bowiem pusta, zrzadka wsiami zasiana, ofiarując chleb i sól, czasem obrazy święte i miód. W Wasilewiczach czterech poważnych bojarów otoczyło O. Sawickiego i dalejże dopytywać, skądby był, łacinnik czy Rusin, czy carowa wiezie z sobą popów, a ci, co przy niej są, czy to łacinnicy? W niemałym kłopocie znalazł się Jezuita, aby ciekawość ich zaspokoić, a nie powiedzieć nic, coby niechęć lub podejrzenie ich obudzić mogło.
Urzędowe powitanie nastąpiło we wsi Lubnie pod Smoleńskiem 20 kwietnia. Kniaź Massalski, marszałek dworu Dymitra i Nagi, bojar dumny, na czele 200 jazdy[3], witali wymownie najprzód Mniszcha, potem carową. Nazajutrz wsadziwszy ją i dwór jej w troje sani, każde sanie w 12 białych koni zaprzężone, wprowadzili do Smoleńska. U bram witał vice-namiestnik. Szpalerem czerwono przybranych streliców wjechano do miasta, w którym, krom zamku warownego i kilku cerkwi, domki tylko drewniane. Do zamku nie wpuszczono nikogo, nawet carowej. Zdaje się, że namiestnik Smoleńska, bojar starej daty, wtajemniczony do spisku Wasyla Szujskiego, wrogo carowej i orszakowi jej usposobiony, rozmyślnie unikał jej spotkania. Na Drohobuż, Wiazmę, Możajsk, sławny prastarym obrazem św. Mikołaja cudotwórcy[4] i Wiesiomę, zdążając do Moskwy, zatrzymano się dni cztery o półtorej mili od stolicy, na otwartem polu pod namiotami, jakby w obozie wykwintnym a bogatym w makaty i wschodnie materye.
W sam dzień wjazdu 12 maja, przed wschodem słońca zawezwie carowa O. Sawickiego do swego namiotu, prosi o spowiedź, mszę i komunią św. Ołtarz połowy już był przygotowany. Poczem O. Sawicki przypomniał jej obietnice dane w Polsce nuncyuszowi, polecił swój zakon, dla siebie zaś prosił o ułatwienie przystępu do cara. Sprawiwszy to, nie czekając pojechał do Moskwy i koło południa stanął na Kremlinie w mieszkaniu O. Cyrowskiego. Wjazd Maryny był pyszny, okazały. Moskwa górowała liczbą koni i bogactwem strojów, Polacy marsową postawą i wojennym przyborem. Carowe umieszczono w monasterze Uspienia i między lud puszczono wieść, że tam ona ochrzczona powtórnie, prawosławie przyjęła, dlatego też w Zielone świątki nie pozwolono jej mieć kapłana i mszy św. Polaków rozrzucono po całym mieście „rozległem jak Rzym“, widocznie z natchnienia spiskowych. Nazajutrz orszak Maryny, a po nim posłowie od króla polskiego przypuszczeni do ucałowania ręki cara. Na koronacyę carowej naznaczono 18-ty dzień maja i nazajutrz, był to dzień piątkowy, uczta koronacyjna, mięsna, ku niezmiernemu zgorszeniu Moskali, trwająca dni kilka.
Wśród tych festynów i uczt dojrzewał spisek, którego wątek snuli Wasyl, Dymitr i Iwan, kniaziowie Szujscy[5]. Kilkudziesięciu bojarów, oddział strzelców i straże zamkowe byli doń wtajemniczeni. Zrozumieli Polacy dobrze co się święci, przestrzegli ich zresztą życzliwsi Moskale, więc wyprawili Mniszcha do Dymitra, błagając, aby energicznie zabrał się do zduszenia spisku, ukarania przykładnie winnych, inaczej on i oni głową przypłacą. Dymitr, który już od swoich i od żołnierza Niemca kartką powiadomiony był o spisku i nawet o dniu wybuchu jego, dziwnem jakiemś zaślepieniem wiedziony, uważał to za plotkę, kartkę ona przeczytawszy, rozdarł i rzucił, w końcu zniecierpliwiony donosami, pod karą zakazał cośkolwiek mówić o spisku, Mniszcha zaś uspokoił, iż on wszystko bierze na siebie i za wszystkich odpowiada.
Dwa dni przed katastrofą, dnia 25 maja, widocznie na instancyę carowej Maryny, zaprosił do siebie O. Sawickiego i przyjął z czcią i łaskawością wielką. Po wymianie grzeczności powitalnych, złożył Jezuita carowi podarunki od Pawła V i Akwawiwy: kamienie bezoarowe i srebrno — złoty medal z popiersiem papieża nadany odpustami. Przyjął car dary wdzięcznie, odłożył na stole, potem to stojąc, to przechadzając się po komnacie, rozmawiali z sobą dobrą godzinę: najprzód o założeniu kolegium i wyższej szkoły w Moskwie, o sprowadzeniu do niej poduczonych już studentów i dzielnych mistrzów z Polski czy z Litwy, ażeby wykłady odrazu w bieg puścić. Nagle zmieniając temat, przechwalał się Dymitr, że ma 100.000 wojska pod bronią, że nie wie jeszcze, przeciw komu je poprowadzi, może przeciw Turkom, może przeciw komu innemu. I zaraz począł skarżyć się na Zygmunta, że mu tytułu cesarskiego odmawia. Umilkł potem. Więc O. Sawicki zapytał go, czy ma zamiar odesłać go do Polski, czy też zatrzymać na swe usługi, a zrozumiawszy, że to drugie, prosił, aby mu dozwolił wolny każdej chwili przystęp do siebie. Dymitr poskoczył ku drzwiom i otworzywszy, polecił podkomorzemu Miechowickiemu, aby O. Sawickiego zawsze anonsował, ile razy przyjdzie. Po nader przyjacielskiem pożegnaniu rozeszli się, Dymitr z wizytą do swej matki, Jezuita do swego mieszkania. „I to była pierwsza moja i ostatnia z Dymitrem rozmowa, zapisuje w swym dzienniku, bo w dwa dni potem zginął od spiskowych“, a z nim 400 Polaków[6]. Była to pierwsza z tych rewolucyj pałacowych, któremi Moskale pozbywają się nieprzyjemnych sobie carów.
Jezuici ocaleli dzięki uprzejmości kupców litewskich, swoich sąsiadów, którzy ich skrytemi drzwiami w dom swój przyjęli. Potem zabrali ich do swego orszaku posłowie polscy, z którymi dzielili losy dwuletniej przeszło niewoli.
Wasyl Szujski przez spiskowych obrany carem 29 maja, niezdolny, aby rządzić postrachem, był raczej rządzonym jak rządził. Wystąpienie Dymitra II Samozwańca w księstwie siewierskiem, powodzenie jego oręża, które zawdzięczał zaciężnym pułkom polskim, gdy prawie przez półtora roku trzymał Moskwę w oblężeniu, paraliżowało jego akcyą. Rządzili tedy bojarzy, a na tych gromowładnych rządach źle wychodzili jeńcy polscy. Król Zygmunt zaprzątnięty rokoszem, nie mógł upomnieć się orężnie o pogwałcone na posłach swych prawo narodów, ledwo w październiku 1607 zdążył wyprawić nowych posłów, Sokolnickiego i Witowskiego do Moskwy, którzy dopiero 27 lipca 1608 zawarli czteroletni rozejm z carem Szujskim i uzyskali uwolnienie jeńców. Trzymano więc posłów polskich Oleśnickiego i Gosiewskiego a z nimi Jezuitów i 300 Polaków w jednym budynku, otoczonym częstokołem, pod silną strażą[7]. Ciasnota, brud, fetor, brak wszelkich wygód i dostatecznego pożywienia dokuczał do żywego. W szczególniejszy bowiem sposób Moskale nie cierpieli Polaków, im to przypisywali autorstwo awantury z Dymitrem I, ba nawet winę domowej wojny, która wybuchła z powodu zjawienia się Dymitra II w Starodubie; częste też pożary w Moskwie, wzniecane w chęci rabunku przez niesforne kupy, kładli na karb ich podszeptów, aby wśród zamieszania ułatwić ucieczkę sobie. O. Sawicki zwyczajem swoim, w tem więzieniu urządził formalną misyą, prawił kazania, spowiadał, nawrócił szlachcica arianina i drugiego heretyka i czterech schizmatyków. Młody jakiś kalwin, który włóczył się po Turcyi, Niemczech i Francyi, wezwał go na dysputę religijną. Pokonany w niej, ze wstydu i gniewu przekupił Moskala ze straży, aby Jezuitę zastrzelił, dowiedzieli się jednak o tem posłowie polscy i przeszkodzili zbrodni[8].
Tembardziej zato bolała O. Sawickiego apostazya przeszło 30 Polaków, którzy sprzykrzywszy sobie długą niewolę, przyjęli prawosławie i przeszli do Moskali. Ci chcąc zaskarbić sobie łaskę nowych panów, opowiadali niestworzone rzeczy o Polakach i Jezuitach, ich intrygach, podstępach, zamachach, i jątrzyli przeciw nim Moskwę; ani wątpić, że przy pierwszem starciu orężnem lub rozruchu rzuconoby się najprzód na Jezuitów.
Już się na to zaniosło 22 listopada 1607. Polaków żywiono nędznie. Kuchta polski, barana zbyt chudego, obrawszy ze skóry zamiast ugotować, rozpiął na bramie, którą prystawy i bojary nadzór mające nad więźniami przechodzili. Wzięli to za urazę Moskale i argumentując po swojemu: muszą Polacy mieć za wiele jadła, skoro baraninę rozwieszają na bramie, obcięli już i tak skromne porcye do połowy. Głód dokuczał, rozjątrzenie rosło, animuszu zaś przybywało, bo wiedziano, że Sokolnicki i Witowski już paktują z carem Szujskim. Więc nie czekając postanowili zbrojną ręką uwolnić się. Wstrzymywał ich od nierozważnego kroku O. Sawicki z O. Bernardynem, ale na próżno, więc przewidując rzeź ich wszystkich, przygotował ich po obozowemu jak w przededniu bitwy, spowiedzią i komunią św. Szczęściem Moskale widząc zbrojną postawę Polaków, a mając na karkach swych Dymitra II z pułkami Sapiehy, Rożyńskiego, Tyszkiewicza, Lisowskiego i innych partyzantów, wdali się w układy. Obiecano im powiększenie porcyj żywności, czego też dotrzymano, oraz prędkie uwolnienie, na które jednak jeszcze ośm długich miesięcy czekać musieli. Nieco pociechy przyniosło im to, że 27 grud. 1607 sprowadzono wszystkich na zamek i pozwolono widzieć się z nowymi posłami Sokolnickim i Witowskim, rozmówić się dowoli i listy od swoich z Polski odebrać. Niebawem musiał się car Szujski zgodzić na uwolnienie dawnych posłów Oleśnickiego i Gosiewskiego, nowi bowiem oświadczyli, że bez tamtych rozejmu zawierać nie mogą, oddali im nawet listy swoje kredencyonalne[9]. Więc i nad innymi więźniami rygor zwolniono. O. Sawickiego z 17 jeńcami przewieziono do Tweru, gdzie już tych jeńców było blisko 100. Więc był ich kapelanem, w wielki piątek 1608 r. urządził grób Zbawiciela, a przed nim nabożeństwo zakończone publicznem biczowaniem[10].
Trzymanym pod strażą po domach w różnych stronach miasta Polakom pozwolono odwiedzać się wzajemnie. Mniszech z Maryną internowany zrazu do Jarosławia, Sprowadzony potem do Moskwy, a z nimi Tarło, Wiśniowiecki, odwiedzili Gosiewskiego i Oleśnickiego, którzy nareszcie 27 lipca 1608 podpisali rozejm czteroletni. Wskutek tego odzyskali wszyscy więźniowie wolność i wieczorem 2 sierp. 1608 pod eskortą 500 moskiewskiej jazdy, zbiedzeni i wynędzniali opuścili Moskwę, do której trzy lata temu weszli tryumfatorami.
Powrót nie był łatwy. Dymitr II z obozu pod Moskwą wydał rozkaz do swoich, aby nie wypuszczali Polaków z granic Moskwy, a Mniszcha i Marynę dostawili do obozu jego. Potrzeba było więc przez moczary i lasy obchodzić oddziały dymitrowe i miasta jemu podległe, nakładając przez to jakie 80 mil drogi. Na jakiemś rozdrożu w lesie, 7 mil od Wołgi, drużyna polska poróżniła się między sobą. Oleśnicki z Mniszchem, Maryną i częścią Polaków, pomimo przestróg O. Sawickiego, zawrócili się na trakt smoleński i zdaje się, że wskutek tajemnej zmowy, dozwolili się 26 sierp, pochwycić Aleksandrowi Zborowskiemu partyzantowi Dymitra II i odprowadzić do obozu tegoż[11]. Gosiewski przeciwnie z O. Sawickim i resztą Polaków, usłuchawszy rady przewodników Moskali, dostali się do Perejesławia, przeszli Wołgę, zdobyli zamek Toropiec, w którym więzionego z ważnemi listami gońca polskiego odbili i dnia 30-go sierpnia śpiewali dziękczynne Te Deum w Wieliżu, pierwszym zamku polskim[12].
Oto, do czego się redukują krzyki, narzekania, żale i zarzuty rosyjskich i polskich historyków na Jezuitów w „sprawie Dymitra“. Od początku do końca rola ich wybitnie religijna, kapłańska, misyonarska. Nawet legacya O. Ławickiego do Rzymu, która zresztą doniosłości nie miała, bo legat z powrotem bawił jeszcze w Polsce, gdy Dymitr został zamordowany, nosi wyraźne piętno ogólno-chrześcijańskie, religijne. Sprawom zaś dwóch innych Dymitrów, II-go i III-go, Jezuici pozostali całkiem obcymi, i ani nawet pośrednio nie mieszali się do nich.









  1. Nie byli oni niechętni O. Ławickiemu, ale gdyby go nie było, znieśliby to obojętnie. Wielewicki II, 120.
  2. T. II, 104, 110, 119—121, 129—133, 144—147.
  3. Tak O. Pierling Wielewicki i źródła moskiewskie podają 2.000 jazdy, co nieprawdopodobne, bo i na co tak olbrzymi konwój a tak trudny w zimowej porze do przeprowadzenia i wyżywienia.
  4. Wydarzył się tu O. Sawickiemu charakterystyczny wypadek. Zwiedzając ciekawości miasta, zapowiedział swą wizytę i do monasteru czerńców. Czekali nań w dziedzińcu, powitali uprzejmie, uraczyli miodem. — A gdzież wasz ihumen? — On bogomyślności oddany w swej celi, nikt niema doń przystępu, tylko młody jeden kleryk odwiedza go i potrzeby opatruje. Zwiedzano więc monaster, aż tu wpada z radośnym okrzykiem ihumen, ale ustać nie może na nogach, bełkocąc słowa, przynieść każe miodu i kielichem przypija do Jezuity. On się zaś powoli ku drzwiom usuwa, ihumen za nim aż na plac przedklasztorny a z kielichem w ręku. Ledwo się uratował od zbyt natarczywej gościnności. Nic dziwnego, dodaje w swym pamiętniku, pijaństwo — to powszechna wada Moskali. (Wielewicki II, 134).
  5. Spisek Szujskich już był ukartowany w jesieni 1605 r., tylko czekano umyślnie na Marynę, aby drogie prezenta ze skarbu carskiego dane sobie przez Dymitra przywiozła do Moskwy. Własiew, poseł Dymitra do Zygmunta, należący do spisku, przestrzegał Zygmunta przez kanclerza Sapiehę i Gosiewskiego, ze się uwiódł łatwowiernością, bo Dymitr łotrem i oszustem; niech go król odstąpi, a Moskale gotowi Władysława królewicza zaprosić na tron carski. Także carowa wdowa Marya z domu Nagi, przez wychowanicę swą Inflantkę Rozenównę, ta zaś przez pewnego Szweda, który zjechał umyślnie po to do Krakowa, upewniała króla, że przymuszona tylko uznała cara Dymitra swym synem; prawdziwy syn jej Dymitr istotnie zabity spoczywa w grobach cerkwi w Ugliczu, a ten co caruje w Moskwie oszustem. „Wszakże ani król ani Mniszech, nie dając temu wiary, gotowali się do wesela“. (Naruszewicz. Żywot J. K. Chodkiewicza II, 203).
  6. Tak Wielewicki II, 147. Inni podają cyfrę zabitych Polaków na 2.000.
    Marynę i jej frauencymer zhańbiwszy, wtrącono do monasteru w Moskwie, potem wraz z ojcem deportowano do Jarosławia. Puszczona na wolność 1608 dała się zabrać w niewolę Dymitrowi II i uznała go, jak wiadomo, za swego małżonka. Źle na tem wyszła. Po upadku i śmierci Dymitra II została pojmaną i nie utopioną wraz z synkiem w rzece Jaiku (Uralu), jak twierdzi Ustriałów a za nim Szujski, ale odwiezioną do Moskwy, zamkniętą w monasterze czernic. Tu znęcano się nad nią w straszny sposób i męczono; odcięto nos, usta i uszy, i tu ona z ran i cierpień umarła.
    Synek jej, Dymitr, przywieziony także do Moskwy, został powieszony publicznie wobec duchowieństwa, urzędników i tłumów ludu na placu za Sierpuchowskiemi wrotami, za miastem (Z notatek ks. Wacława Nowakowskiego).
    Ojciec Maryny, wda Mniszech, zatarasował się w mieszkaniu, bronił do upadłego. Poddał się na parol wraz z Maryną deportowany do Jarosławia.
    Posłów królewskich zostawiono zrazu na wolności, wnet jednak pod pozorem, że w obronie Polaków mieszają się do rozruchów, wzięto pod staż.
  7. Według diariuszów OO. Sawickiego i Wielewickiego, tylko sam O. Sawicki z dwoma braciszkami trzymany był w niewoli, albowiem O. Cyrowski zaraz pierwszego dnia niewoli przeniósł się do żołnierzy polskich, aby im nieść pomoc duchowną. Otóż 7.000 pospolitych żołnierzy polskich z rozkazu cara Szujskiego puszczsono wolno, wrócili do Polski, a z nimi zdaje się O. Cyrowski, bo już żadnei o nim w diariuszach niema wzmianki.
    Według Rostowskiego zaś było Jezuitów więzionych w Moskwie więcej, pisze bowiem (str. 208), że Dymitr „sprowadził z litwskiej prowincyi T. J. kilku kapłanów dla propagandy katolickiej“, a kilka wierszy niżej: „kapłani nasi, wtrąceni do więzienia, po wielu niewygodach i cierpieniach z trudnością odzyskali wolność“.
  8. Ms. bibl. Ossol. nr. 625 str. 531.
    Skrzynecki De ortu et progressu S. J. in Polonia.
  9. Naruszewicz (I, 208) twierdzi, że car Szujski rozumiejąc, iż tylu Polaków garnie się pod sztandar Dymitra II przez zemstę za śmierć i niewolę Polaków w Moskwie, obawiając się nadto Chodkiewicza, o którym puszczono wieść, że z Inflant z wojskiem nadciąga, uwolnił posłów królewskich i Mniszcha z Maryną na parol, że do obozu Dymitra II nie przejdą, i nad resztą więźniami zwolnił rygor niewoli. Twierdzi to samo mniej wyraźnie Wielewicki.
  10. Skrzynecki str. 533.
  11. Wiemy, że Maryna, której koniecznie carować się chciało, uznała oszusta Dymitra II za męża swego Dymitra I.
    Historyk Szujski dodaje: „Maryna, zwyciężywszy wstręt chwilowy, uznaje oszusta i bierze z nim, za radą Jezuitów, ślub potajemny“. III, 197. Otóż ani jednego Jezuity nie było w całym obozie Dymitra II, ani przy boku Mniszcha i Maryny.
  12. Wielewicki II, 276—279.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.