Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Wydawca W. L. Anczyc i Sp.
Data wyd. 1908
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


§. 153. Niedoszła rezydencya w Tuchowie 1821—1843. — Dom w Łańcucie. 1820—1890.

Biskup przemyski Gołaszewski wprowadził za zgodą rządu 1821 r. Jezuitów do Tuchowa, własności niegdyś opactwa Benedyktynów tynieckich, zniesionego 1816 r. Parafią zarządzał staruszek Benedyktyn Ganter, w klasztorku za rzeką Białą rezydował Andrzej Ankwicz, gdyż ks. Felicyan Toriani umarł 29 kwietnia t. r. W myśl biskupa, Jezuici mieli onych wiekowych Benedyktynów wyręczyć w pracy, a po ich wymarciu objąć nie probostwo tuchowskie, ale ów klasztorek za Białą, przy którym kościół niewielki z cudownym obrazem Matki Boskiej. Jakoż 6 misyonarzy znalazło dość pracy, bo nieustająca prawie trwała tam misya, z powodu 7 wielkich ośmiodniowych odpustów.
Po śmierci Benedyktyna Gantera 1827 r., rząd powierzył Jezuitom tymczasowo administracyę dóbr i gospodarstwo, kapitał jednak w 15 obligacyach z rocznym procentem 277 florenów zabrał na rzecz funduszu religijnego. Gdy kilkoletnie starania biskupa tarnowskiego Pisztka i Jezuitów o zwrot obligacyj okazały się daremnemi, rozkazał prowincyał Rafał Markijanowicz zwinąć misyę tuchowską 1842 r. Przy kościele za Białą osiadł świecki ksiądz komendarz. Dziś tam OO. Redemptorzyści, jako trzeci z rzędu zakon w Tuchowie.
Szczęśliwiej powiodło się z domem w Łańcucie hr. Artura Potockiego. Miasteczko zniszczył pożar 1820 r., a z niem klasztor dominikański, w którym jeden tylko mieszkał zakonnik. Ten przeniósł się do swych braci w Dzikowie, spalony klasztor rząd przerobił na szpital wojskowy, fundacyjne wsie Krzemienicę i Dębinę zabrał na fundusz religijny. Parafią łańcucką (6.650 dusz) zarządzał wiekowy schorzały proboszcz Antoni Gajewski, podołać nie mógł pracy, tem mniej obsłużyć kaplicę zamkową.
Więc hr. Potocki, dowiedziawszy się o przybyciu białoruskich Jezuitów, prosił prowincyała Świętochowskiego i biskupa Gołaszewskiego, o dwóch misyonarzy, Chaniewskiego i Samujłę, na pomoc proboszczowi. Gdy ten umarł 1823 r., umyślił hrabia, za zgodą biskupa, powierzyć im zarząd parafii i w tym celu założyć »małe kolegium«, uposażone dochodami z probostwa i deputatem w naturze z skarbu łańcuckiego, jaki przedtem otrzymywali Dominikanie. Pozwalał na to cesarz, ale zwlekała nadworna kancelarya; nie spieszył też prowincyał, bo do przemiany świeckiego beneficium na zakonne, potrzebna dyspensa papiezka, a na otwarcie nowego domu pozwolenie jenerała.
Zniecierpliwiony zwłoką hr. Potocki, ponowił 1830 i 1833 r. prośbę u cesarza, aby zezwolił na otwarcie »rezydencyi« jezuickiej w Łańcucie dla 4 księży, którzy od szeregu lat tymczasowo obsługują parafię łańcucką. Ofiarował się wymurować dla nich dom mieszkalny, ale ponieważ dochód z probostwa nie starczyłby na ich utrzymanie, domagał się, aby rząd oddał wsie Krzemienicę i Dębinę, zapisane przez Stanisława Lubomirskiego 1650 r. Dominikanom, z warunkiem, aby pomagali w duszpasterstwie. Rząd po długich układach, pozwolił, dopiero jednak 1839 r. rzeczone wsie przepisano z funduszu religijnego na dotacyę Jezuitów w Łańcucie, które wraz z probostwem skarb łańcucki wziął w dzierżawę. Już też i biskup przemyski Korczyński wystarał się o dyspensę papiezką. przemiany łańcuckiego beneficium na zakonne i doręczył ją prowincyałowi 6 kwietnia 1836 r.
Aliści nowa trudność. OO. Dominikanie zgłosili się do rządu z pretensyą oddania im łańcuckiego probostwa i klasztoru. Rząd odmówił. Oni zaś 1846 r. starali się o to samo przez konsystorz przemyski, twierdząc, że dobra zniesionego ich klasztoru w Łańcucie, obrócone być powinny na polepszenie uposażenia klasztoru w Dzikowie. Sprawa oparła się o Rzym, który oddał ją biskupowi przemyskiemu Wierzchlejskiemu do załatwienia. Rząd jednak odrzucił wszelkie układy, Jezuici pozostali w Łańcucie, zrazu (od 1820—1823 r.) jako misyonarze, potem (do 1836 r.) jako misyonarze i tymczasowi administratorowie probostwa, wreszcie (od 1837—1848 r.) nie mają nazwy, dom ich nazywa się domicilium lancutense, w istocie zaś są administratorami probostwa.
Więc też parafialne obowiązki, zwłaszcza katechizacye w szkole i po wsiach, w obszernych izbach, zwłaszcza zimą, są ich głównem zajęciem. Dojeżdżając, obsługują kaplicę filialną w Soninie, a w kaplicy zamkowej odprawiają mszę św. ile razy hrabstwo tego zażądają. Zaproszeni, mówią kazania, słuchają spowiedzi w sąsiednich parafiach.
Rozegnał ich rok 1848, zarząd parafii objął świecki ksiądz Sieczkowski. Ale już 1853 r., na uprzejme zaproszenie hrabstwa Potockich, wrócili do Łańcuta, wprowadzeni uroczyście do kościoła i swego domicilium. Rząd wyznaczył im tymczasowo 840 złr. rocznej pensyi, a dopiero 1860 r. oddał im dawne uposażenie probostwa i domu, które oni wydzierżawili skarbowi łańcuckiemu na lat 99. Rząd nie zatwierdził kontraktu dzierżawy, więc sporządzono 1868 r. nowy na lat tylko 30, ale prowincyał Szczepkowski odrzucił wszelkie układy o dzierżawę, administracyę zaś probostwa i Krzemienicy kazał prowadzić superiorowi. Było to błędem, przy odbieraniu bowiem dzierżawy, okazało się, że 2½ morga kościelnego gruntu, przyłączono do hrabskiego ogrodu, a część pola ornego z pustki Peszkówka, nadano wieśniakowi Wchowi. Stąd komisya biskupia, która rozstrzygnąć także miała spór o plac pod nową szkołę miejską, a w ślad zatem poróżnienie z urzędnikami skarbu łańcuckiego, oziębienie dobrych stosunków z dworem, który też z przyobiecanem powiększeniem kościoła zwlekał naumyślnie.
Zwyczajne prace parafialne, pomnożyła cholera 1855 r., która grasowała w 10 wsiach i w mieście, zwłaszcza w szpitalu wojskowym. Obsługujący go O. Kosiarski, padł ofiarą 6 czerwca t. r. Pomnożyły nadzwyczajne prace, jak coroczne rekolekcye dla kleru, dla sióstr Boromeuszek w mieście i sióstr Opatrzności w Łące pod Rzeszowem. Częste pogrzeby z rodziny Potockich, jak młodziutkiego Artura 1836 r., młodej Izabelli z brzeżańskich Potockich Romanowej Potockiej, hr. ordynata Alfreda Potockiego 1889 r., tudzież pogrzeby superiorów Władysława Lasockiego 1880 r. i Maurycego Głowackiego 1888 r., ściągające liczny zjazd panów, dygnitarzy i kleru, to jedyna smutna przerwa w monotonii parafialnych obowiązków.
Ponieważ dyspensa papiezka 1836 r. daną była czasowo, dopokąd biskup przemyski nie będzie miał dosyć dyecezalnego kleru, więc prowincyał Jackowski, uważając, że brak kleru już usunięty, umyślił 1885 roku zwinąć domicilium łańcuckie, tembardziej, że zamierzał otworzyć kilka rezydencyj kresowych. Sprzeciwiał się temu biskup Solecki, twierdząc, że jeszcze wiele posad duchownych dla braku kleru wakuje; urażonym czuł się hr. Alfred Potocki i osobnym listem do jenerała Beckxa prosił o pozostawienie mu Jezuitów, nadewszystko zaś ludność parafii suplikami, deputacyami zamęczała formalnie prowincyała, aby jej »tej krzywdy nie czynił«, ale on trwał przy swojem. Zwłokę kilkuletnią spowodowało przyłączenie Krzemienicy do uposażenia probostwa łańcuckiego, ale gdy nareszcie 2 października 1889 r. minister wyznań na to zezwolił, opuszczać poczęli Jezuici na wiosnę 1890 r. Łańcut; ostatni odjechał 1 maja, superior Stojek, oddawszy inwentarze świeckiemu proboszczowi ks. Zaudererowi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.