Jednostka i ogół/Dzikie pretensye

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Nałkowski
Tytuł Jednostka i ogół
Podtytuł Szkice i krytyki psycho-społeczne.
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
Dzikie pretensye.


Wostatnim zeszycie dawnego[1] „Ateneum“ p. Br. Chlebowski pomieścił recenzyę mych „Szkiców geograficznych“, w której nie spotykam wprawdzie ani jednego zarzutu naukowego, ale za to — mnóstwo do mnie pretensyi.

Pragnę wykazać jak dalece nieuzasadnione i dziwne są te pretensye:
1) P. Chl. ma do mnie pretensyę, żem napisał mało: przez 25 lat tylko jedną i taką małą książeczkę.
Jako zajmujący się literaturą polską i geografią p. Chl. mógł podwójnie wiedzieć, że prócz tej książki wydałem też i inne, a nawet tylko jako recenzent mógł z mej przedmowy wyczytać, że oceniona przez niego książka jest tylko początkiem seryi wydawnictw, których dalsze ukazywanie się jest naturalnie zależne od księgarskiego powodzenia tego początku (p. Chl. chciał się zapewne swą recenzyą do tego przyczynić!) — Zresztą jestem doprawdy w kłopocie, jak tym poczciwym ludziskom dogodzić, bo proszę tylko zauważyć: zarzuca mi, że napisałem tylko jedną książkę i to za małą solidarny członek tej samej instytucyi (kasy Mianowskiego), która nie chciała wydrukować drugiej mej książki (geografii fizycznej) dlatego, że ta była za duża.
2) P. Chl. ma do mnie pretensyę, że zamiast dawać społeczeństwu naszemu rzeczy z krajoznawstwa polskiego zajmuję się czem innem, zwłaszcza geografią powszechną.
Naprzód należałoby wiedzieć, że społeczeństwo nie może nabrać naukowego pojęcia o własnem „krajoznawstwie“, nie nabrawszy uprzednio ogólno-geograficznego wykształcenia, nie poznawszy narzędzi geograficznego poznania; nie mogłoby więc przyjąć geografii własnego kraju „z wdzięcznością“ (jak sądzi p. Chl.), gdyby geografii takiej nie zrozumiało: wszakże nasza „Encyklopedya Wychowawcza“ w artykule prof. Plebańskiego („geografia“) uznała mój „geograficzny rzut oka na dawną Polskę“, jako nienależący do geografii“ (!) — Ta moja praca, którą sam p. Chl. umieścił w „Słowniku geograficznym“ powinna mu była wyjaśnić niesłuszność aż trzech jego pretensyi: żem napisał tylko jedną pracę, żem się nie zajmował geografią Polski, że społeczeństwo za geografię kraju jest „wdzięczne“.
Wreszcie znów proszę zauważyć: zarzuca mi obojętność dla sprawy naszego krajoznawstwa, a zajmowanie się powszechnem: a) redaktor tego samego słownika geograficznego, w którym była pomieszczona moja praca o Polsce, i b) recenzent tego samego czasopisma (Ateneum), które odrzuciło dwie moje prace, tyczące Polski (o rzekach sarmackich i o poglądach Duchińskiego), a artykuły z geografii powszechnej, które obecnie potępia (Abisynia, Afganistan, Nil), nie tylko pomieściło, ale takich właśnie odemnie żądało.
3) P. Chl. ma do mnie pretensyę, że mam „spotęgowane przeświadczenie o ważności moich studyów“, że jestem „wielce przywiązany“ do mych prac i dla tego zamieściłem w „Szkicach“ dawne artykuły „mające tylko chwilową wartość“.
Naprzód sądzę, że przywiązanie do swej pracy jest nie ujemną, lecz dodatnią stroną każdego pracownika. Powtóre, co się tyczy „Szkiców“, to na ich nowe opracowanie użyłem trzy miesięcy czasu i uzupełniłem je nowemi zdobyczami wiedzy; z drugiej strony wiele obszernych artykułów uległo skróceniu (np. o Kolumbie, Rogozińskim), aby usunąć wszystko, co miało charakter chwilowy lub sprawozdawczy. — Jeżeli mimo to p. Chl. znalazł rzeczy przestarzałe, to wielka szkoda, że nie wykazał tego szczegółowo: nie omieszkałbym skorzystać z tego w następnem wydaniu i to nie pomimo, lecz właśnie dlatego, że jestem do prac mych „wielce przywiązany“[2].
4) P. Chl. ma do mnie pretensyę, że w mych „Szkicach“ dałem charakterystykę Kołłątaja, Śniadeckiego, Hubego, a nie dałem Długosza, Macieja z Miechowa i wogóle całokształtu (nb. w „szkicach“) historyi geografii u nas.
Akurat z temi samemi pretensyami mógłbym się zwrócić do p. Chl.: dlaczego on tego wszystkiego nie napisał, dlaczego nie napisał historyi literatury polskiej, itd. itd. Taka metoda była używana dotąd tylko w stosunkach handlowych: gdy proponujemy skromnie handlarzowi do sprzedania np. spodnie, odwraca on od nich obojętnie i żąda wyniośle butów; i to ma sens, chodzi mu bowiem o osłabienie strony przeciwnej, o suggestyonowanie, że ona do swego towaru przywiązuje „spotęgowaną wartość“, a tymczasem jest to towar, nie mający żadnej wartości rynkowej. — Tak bywa w handlu, ale po co ta metoda w recenzyi p. Chl.?
5) Dalszą pretensyą jest, że nie zrozumiałem potrzeb społeczeństwa; zamiast „operacyi“ krytycznych, nie napisałem obszernej geografii Polski.
Właśnie w tych „Szkicach“, które p. Chl. powinien był chyba czytać całe, wyjaśniłem, jakie do powstania dzieła takiego potrzebne są warunki, dlaczego dzieła takiego dotąd nie mamy. P. Chl. niechce nic o tem słyszeć, udaje, jak to mówią, że ma „feler na ucho“. Stawiać wymagania wieloletniej pracy prawie platonicznej można rentyerowi lub synekurzyście, którzy rozporządzają swobodnie swym czasem, mają pieniądze na bilioteki i inne pomoce naukowe. P. Chl. mówi, iż społeczeństwo byłoby „wdzięczne“; zapewne, tylko ta wdzięczność ograniczyłaby się do kilku nauczycieli, zajmujących się geografią; tymczasem „społeczeństwo“ składa się jeszcze z innych, daleko poważniejszych elementów, jak lichwiarze, kamienicznicy, a dalej krawcy, szewcy itp. otóż sądzę, że takiemu półgłówkowi, a raczej „odludkowi, mizantropowi, któryby na lat wiele zatopił się w pracy nad geografią Polski, tacy panowie okazaliby taką „wdzięczność“, iżby go zlicytowali, wyrzucili na bruk i tropili na każdym kroku jak dziką bestyę. A gdyby przedtem nawet zdążył dzieło wykończyć, to nie ujrzałoby ono światła dziennego, gdyż wydanie jego zależałoby od widzimisię jakiegoś mecenasa — idyoty, któryby je uznał za „nie należące do geografii“, za „przeładowane geologią“ i t. p.
Wreszcie ma p. Chl. do mnie pretensye o „zgryźliwość, żółciowość, mizantropię“. — Nie wiem doprawdy, skąd się wzięły te pretensye, bo na wątrobę, rzecz dziwna, nie choruję, a w mych recenzyach nie roszczę nigdy nieuzasadnionych, a zwłaszcza dzikich pretensyj. Poprostu jest to to widać właściwa terminologią pana Chl.: wrażliwość na krzywdy jednych a nikczemność drugich p. Chl. nazywa żółciowością, mizantropią, czemś niby w rodzaju waryactwa. Nie jest to wprawdzie terminologia nowa, lecz dotąd znana była tylko w ustach wszelakiej filisteryi i tam jest ona zupełnie zrozumiała: służy za tarczę, lecz co ona znaczy u p. Chl.? Czy może to tarcza przeciw mej „pretensyi“ do „Kasy“ o niewydanie geografii fizycznej? ależ „pretensya“ to czyato prawna, nie można jej zmacać żadnemi, ad hoc fabrykowanemi „żółciami“. Jeżeli p. Chlebowski chciał swem wystąpieniem obronić instytucyę, której został członkiem, to nie wyświadczył tem, ani jej, ani sobie, zbyt wielkiej przysługi.





  1. Za redakcyi p. I. Chrzanowskiego.
  2. Zresztą co do tego „chwilowego znaczenia“, to wiele zależy od indywidualnego poglądu: tak np. ręczę, iż niniejszemu memu artykułowi p. Chl. przyznałby tylko „chwilowe znaczenie“; a jednak ja nie waham się pomieścić go w zbiorze mych „Szkiców“, sądzę bowiem, iż ma on znaczenie dokumentu historycznego, zwłaszcza w zestawieniu z dwoma powyższemi, a prócz tego — także i dokumentu psychologicznego, zwłaszcza, że p. Chl. zanim został dygnitarzem Kasy, był dla mnie życzliwym kolegą.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Nałkowski.