Jednodńuwka futurystuw (fragmenty Jasieńskiego i Czyżewskiego)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bruno Jaśeński
Anatol Stern[1]
Stanisław Młodożeniec[2]
Tytus Czyżewski
Tytuł Jednodńuwka futurystuw
Podtytuł mańifesty futuryzmu polskiego
Redaktor Bruno Jasieński
Wydawca Bruno Jasieński
Data wyd. czerwiec 1921
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Krakuw[3]
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
JEDNODŃUWKA
FUTURYSTUW
mańifesty futuryzmu polskiego
wydańe nadzwyczajne
na całą Żeczpospolitą Polską
KRAKUW czerwiec MCMXXI




DO NARODU POLSKIEGO.
MAŃIFEST
w sprawie natyhmiastowej futuryzacji żyća.

Rozumiejąc jasno, że sporadyczna i izolowana reforma sztuki w oderwańu jej od samego żyća, kturego tętnem i funkcją orgańiczną jest sztuka każda, muśi śę okazać z gruntu czczą, bezowocną i jałową, ńe mając jednocześńe czasu na żadne kroki pszedwstępne i pszygotowawcze w tym kierunku, — żyće i sztuka polska grożą zaduszeńem, a jedynym możliwym i skutecznym w takim wypadku środkiem jest ńezwłoczna traheotomja, — my, futuryśći polscy, pszystępujemy z dńem dźiśejszym do wielkiej radykalnej pszebudowy i reorgańizacji żyća polskiego i wzywamy wszystkih obywateli wolnej Żeczypospolitej Polskiej do zorgańizowanego wspułdźałańa i pomocy.

Wojna wszehświatowa wraz z olbżymim pszesuńęćem śę całych państw, warstw i naroduw poćągnęła za sobą wielkie pszesuńęće wartośći. Rezultatem tego jest kryzys kulturalny, kturego widowńą jest dźiśaj cała Europa Wshodńa i Zahodńa. U nas ten kryzys objawia śę w szczegulńe ostrej i specyficznej formie. Pułtora wieku ńewoli politycznej wyćisnęło na całej naszej fizjognomji, psyhice i produkcji twardy, ńezatarty śćeg. Świadomość kulturalna nasza ńe mogła śę rozwijać tak swobodńe, jak w państwah zahodńih. Z końecznośći cała nasza energja narodowa wyładowywała śę w kierunku największego naporu, w kierunku żmudnej i mozolnej walki o język, żyće i orgańizacje własne. W tym samym kierunku walki o własne narodowe „ja“ i budowańa twardej, ńepszełamanej, odpornej na wszystko i żyćowo zdolnej narodowej psyhiki wyładowywała śę i sztuka polska.
My, futuryśći polscy, składamy w tym miejscu polskiej poezji romantycznej okresu ńewoli, kturej widma dźiśaj bez litośći szczuć i dobijać będźemy, — hołd za to, że w czasah wielkiego skupiańa śę i powolnego dojżewańa Narodu Polskiego ńe była sztuką „czystą“, a właśńe głęboko narodową, że pisana była sokiem i krwią samego pszewalającego śę żyća, że była tętnem i kszykiem swojego dńa, jaką wogule i jedyńe może i muśi być każda sztuka.
Dla tyh samyh pszyczyn dźiśaj, kiedy, wraz z odzyskańem samodźelnego bytu politycznego, żyće polskie wstąpiło w zupełńe nową fazę i ocknęło śę wobec miljona czyhającyh u dżwi zagadńeń, o kturyh wczoraj jeszcze ńe było poprostu czasu myśleć, a na kture dźiś już tszeba dać ńezwłoczną i kategoryczną odpowiedź, jeżeli ńe hcemy aby fale nabiegające znuw nas zalały, wołamy do was:
Dosyć długo byliśmy już narodem-panopticum, produkującym tylko mumje i relikwje. Szalone ńepowstszymane dźiś wali do wszystkih naszyh dżwi i okien, kszyczy, dopomina śę, wymaga. Jeżeli ńe stać nas na stwożeńe nowyh kategorji w kturyh by śę mogło pomieśćić, nowej sztuki, w kturej by śę mogło wyśpiewać — ńe ostoimy śę.
Tszeba otwożyć naośćeż wszystkie dżwi i okna, ńeh wywieje ten swąd piwńic i kośćelnego kadźidła, kturym od dźecka uczyli was oddyhać. Zaopatszeńi w gigantyczne respiratory idźemy wam na spotkańe.
Ogłaszamy za St. Bżozowskim wielką wypszedaż staryh rupieći. Spszedaje śę za puł darmo stare tradycje, kategorje, pszyzwyczajeńa, malowanki i fetysze.
Wielkie ogulno-narodowe panopticum na Wawelu.
Będźemy zwoźić taczkami z placuw, skweruw i ulic ńeświeże mumje mickiewiczuw i słowackih. Czas oprużńić postumenty, oczyśćić place, pszygotować miejsca tym, ktuży idą.
My, ludźe o szerokih płucah i rozrośńętyh barah, kihamy od mdłyh zapahuw waszego wczorajszego mesjańizmu, a proponujemy wam mesjańizm nowy, jedyny, wspułczesny i szalony. Jeżeli ńe hceće być narodem ostatńim w Europie, a pszećiwńe narodem pierwszym, pszestańće raz karmić śę starymi ohłapami z kuhńi Zahodu, (stać nas na swoje własne menu), a w wielkim wyśćigu cywilizacji o rekord krutkimi, syntetycznymi krokami zdążajće do mety.
Pszystępujemy do budowańa nowego domu dla rozszeżonego Narodu Polskiego, ktury w starym już śę pomieśćić ńe może. Sami ńe podołamy. Wzywamy wszystkih żywyh, ńemieszczącyh śę i hcącyh do pomocy.

Ogłaszamy:
Wielkie pszesuńęće śę warstw na Wshodźe i Zahodźe trwa. Do głosu dohodźi nowa śiła — uświadomiony proletarjat. Zaczyna śę wielkie pszewartośćowańe wartośći. Mieżą śę wszystkie prawośći i ńeprawośći 1000-wiekowej za jego plecami jego kosztem wytwożonej kultury. Mieżą śę jedynym sprawdźanem bojującego żyća — twardą, żelazną, orgańiczną pracą. Następuje wielki pszegląd legitymacji. Kto ńe potrafi wylegitymować swojego udźału w żyću tą jedyną monetą — ńe ostoi śę.
Podkreślamy tszy zasadńicze momenty żyća wspułczesnego: maszynę, demokrację i tłum.
Żyće warstw intellektualnyh pszehodźi powolny okres wyradzańa śę i neurasteńji. Dawne kategorje pszeżyły śę już i strawiły — nowyh jeszcze ńema. Moment ogulnego psześileńa. Żyće samo, zamiast być w swoim założeńu radośćą i dytyrambem, pszybiera coraz wyraźńej formy twardego, nażuconego zzewnątsz obowiązku. Człowiek nowoczesny ńe potrafi już orgańiczńe ćieszyć śę żyćem. Epidemja samobujstw, wykolejeń, załamań i pszetragedyzowań jest tylko konsekwentnym, domyśleńem do końca tego zjawiska. Ten stan żeczy dłużej pozostawać bez zmiany ńe może. Należy pszedśęwźąć natyhmiastową i energiczną akcję leczńiczą. Jako jeden z zasadniczyh czynnikuw proponujemy:
Więcej słońca.
Pszysłowie mądrośći starohińskiej: „Noś parasol i pszy pogodźe“ stało śę u nas czymś orgańiczńe ukonstytuowanym.
Odżucamy parasole, kapelusze, melońiki, będźemy hodźić z odkrytą głową. Szyje gołe. Tszeba, aby każdy jaknajbardźej śę opalił. Domy budować należy ze śćanami szklanymi od połudńa. Więcej światła, powietsza i pszestszeńi. Gdyby Sejm polski obradował na powietszu, napewno mielibyśmy o wiele słoneczńejszą konstytucję.

Człowiek nowoczesny, ¾ energji kturego pohłańa praca fahowa, potszebuje mocnego i zdrowego pokarmu, nowyh, ostryh, syntetycznyh wrażeń. Tyh wrażeń może mu obecńe dostarczyć jedyńe sztuka. Sztuka winna być sokiem i radośćą żyća, a ńe jego płaczką, ani poćeszyćelką. Zrywamy raz na zawsze z fikcjami t. zw. „czystej sztuki“, „sztuki dla sztuki“, „sztuki dla absolutu“. Sztuka musi być jedyńe i pszedewszystkiem ludzką tj. dla ludźi, masową, demokratyczną i powszechną.
Rozumiejąc zadańe sztuki wobec dńa dźiśejszego i jego zagadńeń, wołamy:
Artyśći na ulicę!
Sztuka gńeżdżąca śę w kilkuset, a nawet kilkutyśęcznoosobowyh salah koncertowyh, wystawah, pałacah sztuki itp jest śmiesznym anemicznym dźiwolągiem, pońeważ kożysta z ńej 1/100.000.000 wszystkih ludźi. Człowiek wspułczesny ńema czasu na hodzeńe na koncerty i wystawy, ¾ ludźi ńema po temu możnośći. Dlatego sztukę muszą znajdować wszędźe:
Latające poezokoncerty i koncerty w poćągah, tramwajah, jadłodajńah, fabrykah, kawiarńah, na placah, dworcah, w hallah, passażah, parkah, z balkonuw domuw, itd., itd. itd. o każdej poże dńa i nocy.
Sztuka muśi być ńespodźaną, wszehpszeńikającą i z nug walącą.

Człowiek wspułczesny przestał śę już oddawna wzruszać i spodźewać. Kodeksy prawne unormowały i poklasyfikowały raz na zawsze wszystkie ńespodźanki. Żyće, kture tem rużńi śę od nowoczesnej maszyny, że dopuszcza bajeczne ńepszewidźalnośći, coraz mńej poczyna śę od ńej rużnić. Odwieczne kategorje logiczne zgodńe z kturymi po pojęću A, zawsze nastąpić muśi pojęće B, a one oba w sumie ńeuńikńeńe dadzą C, — stają śę ńe do wytszymańa. Matematyczne 2 X 2 = 4 rozrasta śę do rozmiaruw upiornego polipa, ktury nad wszystkim rozpostarł swoje macki. Wszelkie logiczne możliwośći wyczerpały śę do ostatńej. Następuje moment wiecznego pszeżuwańa w kułko aż do utraty pszytomnośći. Żyće stało śę w swojej logice upiorne i ńelogiczne.
My, futuryści, hcemy wskazać wam furtkę z tego, ghetta logicznośći. Człowiek pszestał śę ćeszyć, pońeważ pszestał śę spodźewać. Jedyńe żyće, pojęte jako balet możliwośći i ńespodźanek może mu jego radość powrućić.
W djabelskim kole żeczy, kture śę same pszez śę rozumieją, zrozumieliśmy, że ńic śę pszez śę ńe rozumie i że poza tą jedną logiką istńeje jeszcze całe może ńelogicznośći, z kturej każda może twożyć swoją odrębną logikę, gdźe A + B = F, a 2 X 2 daje 777.
Potop cudownośći i ńespodźanek. Nonsensy tańczące po ulicah. Sztuka — tłumem.
Każdy może być artystą.
Teatry, cyrki, pszedstawieńa na ulicah, grane pszez samą publiczność.
Wzywamy wszystkih poetuw, malaży, żeźbiaży, arhitektuw, muzykuw, aktoruw, aby wyszli na ulice.
Scena śę pszekręca. Tszeba zmieńić dekoracje.
Obrazy, jako śćany poszczegulnyh gmahuw. Domy wielośćenne, kuliste i stożkowate. Orkiestra gra marsza. Ludźe hcą hodźić do taktu.
Wzywamy wszystkih żemieślńikuw, krawcuw, szewcuw, kuśńeży, fryzjeruw, do twożeńa nowyh, nigdy ńe widźanyh strojuw, fryzur i kostjumuw.
Wzywamy tehńikuw, inżyńeruw, hemikuw do odkrywańa nowyh ńebywałyh wynalazkuw.
Tehńika jest tak samo sztuką, jak malarstwo, żeźba i arhitektura.
Dobra maszyna jest wzorem i szczytem dźeła sztuki pszez doskonałe połączeńe ekonomicznośći, celowośći i dynamiki. Aparat telegraficzny Morsego jest 1000 razy większym arcydźełem sztuki niż Don Juan Byrona.

Rozrużńamy z pomiędzy dźeł sztuki arhitektońicznej, plastycznej i tehńicznejkobietęjako doskonałą maszynę rozrodczą.
Kobieta jest śiłą ńeobliczalną i ńewyzyskaną pszez swuj wpływ ńebywały. Domagamy śę bezwzględnego ruwnouprawńeńa kobiet we wszystkih dźedźinah żyća prywatnego i publicznego. Pszedewszystkiem równouprawńeńa w stosunkah erotycznyh i rodźinnyh.
Liczba małżeństw ńe żyjącyh ze sobą, rozhodzącyh śę oficjalńe, lub ńeoficjalńe dośęga rozmiaruw zatrważającyh dla pożądku społecznego. Jako jedyny sposub zapobieżeńa i powstszymańa tego procesu uważamy ńezwłoczne wprowadzeńe rozwoduw.
Podkreślamy moment erotyczny jako jedną z najbardźej zasadniczyh funkcji żyća wogule. Jest on jednym z elementarnyh i nadzwyczaj ważnyh źrudeł radośći żyća, pod warunkiem, że stosunek do ńego jest prosty, jasny i słoneczny. Tragedje seksualne à la Pszybyszewski są ńesmaczne i dowodzą tylko zupełnej bezpaćeżowośći i impotencji mężczyzn wspułczesnyh. Wzywamy kobiety, jako zdrowsze i śilńejsze fizyczńe do ujęća ińicjatywy w tej płaszczyźńe.

W celah wyżej wymieńonyh społeczeństwo polskie muśi samo wźąć w swoje ręce nadzur i kontrolę nad całokształtem dotyhczasowego żyća społecznego i wszelką produkcją, ńe dopuszczając nadal do produkowańa żeczy z tym celem ńezgodnyh, zbędnych lub szkodliwych. Jako pierwszy i końeczny krok — kontrola nad wszelką produkcją artystyczną. Ńe pozwalajće zalewać śę codźenńe kubłami stęhłej, starczej i snobistycznej literatury, ktura ńe jest już nawet w stańe pobudźić waszyh instynktuw płćowyh. Publiczność zorgańizowana jest siłą, pszećiwko kturej ńic śę ńe ostoi. Żadna ńepotszebna kśążka ńe będźe mogła być ogłoszoną drukiem, skoro ńikt jej ńe zapotszebuje.
Wzywamy wszystkih obywateli Państwa Polskiego do zorgańizawanej akcji samoobrony. Publiczność polska pszerosła swoih twurcuw. Dźiśejszy widz źewa już otwarće na Makbeće i czuje ńeokreślony bul w okolicah ślepej kiszki pszyglądając śę umierającym Orlątkom. Twurczość polską zaś ńe stać na stwożeńe dla ńego nowego, żywotnego pokarmu. Jako jedyna skuteczna walka z beztwurczośćą — zgodny zorgańizowany sabotaż starczej literatury i sztuki. Ńe hodzeńe do teatruw, ńe kupowańe kśążek, ńe czytańe czasopism itd., itd., itd.

Dla zorganizowańa społeczeństwa polskiego do wspulnego owocnego wyśiłku w kierunku natyhmiastowej, głębokiej, do kożeni śęgającej, zasadniczej i trwałej futuryzacji żyća, zakładamy na całą Żpltą Polską gigantyczne stronnictwo futurystyczne. Członkiem czynnym stronnictwa może śę stać każdy obywatel pracujący, pszeżywający instynktowńe moment obecnego psześileńa ogulnokulturalnego i szukający z ńego wyjśća. Takih neurasteńikuw i męczennikuw żyća wspułczesnego jest dźiś całe społeczeństwo. Tym podać hcemy rękę.
Zwracamy śę do t. zw. ludźi nowyh, tj. ńe zakażonyh jeszcze luesem cywilizacji, kturyh wojna wszehświatowa wyżućiła na powieszhńę i do kturyh społeczeństwo stare odnośi śę ćągle jeszcze ńesłuszńe jak do bękartuw. My, futuryśći, pierwsi wyćągamy rękę braterstwa do „ludźi nowyh“. Ońi będą tym zdrowym odżywczym sokiem, ktury odświeży starą, wyradzającą śę rasę ludźi wczorajszych, tą bolesną końeczną szczepionką, kturą wielki kataklizm dźejowy zaszczepił całej rozkładającej śę i zaczynającej już cuhnąć Europie pszedwojennej.
Stronnictwo nasze, ludźi wdźerającyh śę w jutro, będźe ńebywałe, wszehogarńające i szalone. Każdy może być wodzem i ńikt ńe może być wodzem. Decentralizacja jaknajszersza. Ne znamy leaderuw ańi szeregowcuw, każdy jest ruwnym pracowńikiem bojującego żyća; Podkreślamy wielki moment w dźejah ludzkośći.
Los pszeżył śę i umarł. Każdy odtąd może stać śę twurcą własnego żyća i żyća ogulnego.

My, futuryśći, idźemy społeczeństwu polskiemu w tej akcji z pomocą. Poszczegulnymi odezwami będźemy dawać konkretne wskazuwki i instrukcje we wszystkih dźedźinah w myśl ńińejszego mańifestu. Na wezwańe nasze każdy bezimienny członek stronńictwa Futurystycznego (nazwisk ńe potszebujemy — istńeją tylko ruwńi, świadomi i powszehńi) — wińen odezwać śę na swojej placuwce.
Aby jakakolwiek akcja, z naszej strony okazała śę możliwą, domagamy śę od Sejmu konstytucyjnej Żpltej Polskiej ńezwłocznego uhwaleńa ńetykalnośći artysty na ruwńi z posłem na sejm. Artysta jest takim samym pszedstawićelem Narodu, jak poseł, pośadającym jedyńe inny zakres dźałańa i inne kompetencje.

W hwili wielkiej i pszełomowej, my, futuryśći, zapominamy dawnyh uraz, ńe pamiętamy tego, że dotyhczasowe wszystkie nasze poczynańa, zmieżające w jednym wytkńętym kierunku, spotykane były pszez społeczeństwo polskie wrogo, bezmyślńe i śmieszńe. Wiemy dobże, że było to ńeporozumieńe, wywołane pszez fałszywyh informatoruw i komentatoruw, jak ruwńeż i pszez brak jednolitego frontu i jasnego, fizycznego wiary wyznańa nas samyh. Teraz wszystkie te ńeporozumieńa odpadają same pszez śę. Z purpurową wiarą w jutro i jego ńewyczerpane możliwośći jednym mocnym żutem pszekreślamy wszystko, co było poza nami i w nas samyh złe, zbędne i starcze i wyćągamy rękę do społeczeństwa polskiego. Jeżeli jesteśće żywym narodem, a ńe narodźikiem, jeżeli pułtorawiekowa ńewola ńe wyżarła wam mlecza paćeżowego, jeżeli jesteśće żeczywiśće narodem jutra, a ńe narodem-pszeżytkiem — pujdźeće za nami.

Wzywa śę wszystkih do rozpoczęća zgodnej, masowej, akcji futurystycznej ńezwłoczńe z hwilą ogłoszeńa tego mańifestu.
W Krakowie, 20 kwietńa 1921 r.

BRUNO JAŚEŃSKI.





MAŃIFEST
w sprawie
poezji futurystycznej.

1. Kubizm, ekspresjońizm, prywitywizm, dadaizm pszelicytowały wszystkie izmy. Pozostał jeszcze ńewyzyskany jako prąd w sztuce jedyńe onańizm. Proponujemy go na zbiorową nazwę dla wszystkih naszyh pszeciwńikuw. Jako uzasadńeńe podkreślamy podstawowe momenty sztuki antyfuturystycznej: bezpłćowość; ńemoc zapłodńeńa swoją sztuką tłumuw; spokojny, paseistyczny samogwałt w ćeńu melanholijnyh pracowńi.
2. W hwili olbżymih realizacji wprowadzańe nowyh nazw uważamy za zbyteczne i z hwilą ńezgodne. Podnośimy zamiast godła imię tej garstki, ktura pułtora dzieśątka lat temu pierwsza żućiła hasła tej walki, kturą my dźiś kończymy i powturńe nazywamy śebie

futurystami.

3. Ńe mamy zamiaru w r. 1921 powtażać tego, co ońi czyńili już w 1908. Wiemy, że o tyle lat starśi od ńih jesteśmy. To, co u ńih było tylko pszeczuwańem, pośpiesznym żucańem nowyh perspektyw — muśi u nas stać śę twardym, świadomym śebie i twurczym wyśiłkiem.
Jako spadkobiercy ogromnego mocarstwa formy, ogłaszamy wielkie ujednostajńeńe waluty. Będźemy wymieńać wszystkie kubistyczne, ekspresjońistyczne, dadaistyczne, primitywistyczne bilety kredytowe na jedyńe od czasuw greckih ńepodrabialne talenty.
W tym celu postanawiamy:
4. Ńe wolno w r. 1921 nikomu twożyć i konstruować tak, jak to czyńiło śę już kiedyś pszed ńim. Żyće płyńe napszud i ńe powtaża śę. Twurcę każdego obowiązuje to wszystko, co zastał + ten cudowny nowy skok, ktury artysta każdy uczynić muśi w pruźńę wszehświata.
Sztuka jest twożeńem żeczy nowyh.
Artysta, ktury nie twoży żeczy nowyh i ńebywałyh, a pszeżuwa jedyńe to, co było pszed ńim zrobione, po paręset razy — ńe jest artystą i powińen za używańe tego tytułu odpowiadać sądowńe, jak za używańe każdego innego bez odpowiedńih kwalifikacji. Wzywamy społeczeństwo do zorganizowanego bojkotu podobnyh jednostek.
5. Każdy artysta obowiązany jest stwożyć zupełńe nową ńebywałą dotąd sztukę, kturą ma prawo nazwać swoim imieńem.
6. Dźeło sztuki uważamy za żecz dokonaną, konkretną i fizyczną. Kształt jego uwarunkowany jest śćiśle wewnętszną potrzebą. Jako takie odpowiada ono za śebie całym kompleksem sił go składającyh, zawdźęczając kturym tak, a ńe inaczej — t. j. z 6]wewnętsznym pszymusem skoordynowane są jego poszczegulne częśći w stosunku do śebie i do całośći. Ten wzajemny stosunek nazywamy kompozycją. Kompozycję doskonałą, t. j. ekonomiczną i żelazną — minimum materjału pszy maximum ośągńętej dynamiki — nazywamy kompozycją futurystyczną. W ten sposub wolno jedyńe odtąd komponować. Jako motywy decydujące podajemy pszedewszystkiem: Drożyzna ogulna: a) środkuw drukarskich, ktura czyńi ogłaszańe drukiem żeczy zbędnyh ńe wskazanym i dla położeńa ekonomicznego państwa wręcz szkodliwym; b) drożyzna czasu. Człowiek wspułczesny zajęty jest pszez 8 godźin pracą fahową. Pozostałe 4 godźiny ma na jedzeńe, załatwiańe interesuw żyćowyh, sport, rozrywki, utrzymywańe stosunkuw toważyskih, miłość i sztukę. Na samą sztukę pszypada u pszećętnego człowieka wspułczesnego od 5 do 15 minut dźenńe. Dlatego sztukę otszymywać muśi w specjalńe spreparowanyh pszez artystuw kapsułkah, zawczasu oczyszczoną z wszelkih zbytecznośći i podaną mu w formie zupełńe gotowej, syntetycznej.
Dźeło sztuki jest ekstraktem. Rozpuszczone w szklance dńa powszedńego powinno ją całą zabarwić na swuj kolor.
Pszed ogłoszeńem dźeła sztuki drukiem artysta obowiązany jest wyćisnąć z ńego pszedtem wszystkie pozostałe resztki wody. Artyśći, wykraczający pszećiw temu postanowieńu, odpowiedźalńi będą pszed społeczeństwem na ruwńi ze zwykłymi złodźejami pod zażutem kradźeży czasu.
7. Pszekreślamy logikę, jako mieszczańsko-burżuazyjną formę umysłu. Każdy artysta ma prawo i jest obowiązany stwożyć swoją własną auto-logikę. Za zasadńicze cehy każdej poszczegulnej logiki uważamy:
błyskawiczne kojażeńe żeczy pozorńe dla logiki mieszczańskiej od śebie odległyh; dla skrutu drogi pomiędzy dwoma szczytami — skok pszez prużńę i salto mortale.
8. Poezja operuje w płaszczyźńe słowa, tak jak plastyka w płaszczyźńe kształtuw, muzyka — dźwiękuw. Słowo jest materjałem złożonym. Oprucz treśći dźwiękowej ma jeszcze inną treść symboliczną, kturą reprezentuje, a kturej ńe tszeba zabijać pod groźbą stwożeńa tszećej sztuki, ktura ńe jest już poezją, a ńe jest jeszcze muzyką (dadaizm).
Poezja jest taką kompozycją słuw, aby ńe zabijając tej drugiej konkretnej duszy słowa wydobyć z ńego maximum rezonansu.
Zrywamy raz na zawsze z wszelkim opisywańem (malarstwo), ale z drugiej strony i z wszelkim onomatopeizowańem, naśladowaniem głosów pszyrody i t. p. ńesmacznymi rekwizytami pseudofuturyzującego neorealizmu.
Pszekreślamy zdańe jako antypoezyjny dźiwoląg.
Zdańe jest kompozycją pszypadkową, spojoną jedyńe słabym klejem drobnomieszczańskiej logiki. Na jego miejsce — skondensowane, ostre i konsekwentne kompozycje słuw, ńe krępowanyh żadnymi prawidłami składni logiki czy gramatycznośći, jedyńe twardą wewnętszną końecznością, ktura po tońe A domaga się tonu C, po tońe C tonu F i t. d.
9. Pszekreślamy kśążkę, jako formę dalszego dostarczańa poezji odbiorcom. Poezja, jako sztuka operująca wartośćami akustycznymi może być oddawana jedyńe słowem. Kśążka odgrywać może conajwyżej rolę nut, na podstawie kturyh pewna kategorja ludźi, wyjątkowo uzdolńonyh (wirtuozuw) może odbudowywać całość pierwotną. Z hwilą wynaleźeńa telefonografu, t. j. połączeńa fonografu z telefonem, kśążka jako pomost pomiędzy twurcą a publicznośćą okaże śę do reszty ńeużyteczną i zbędną.
10. Sztuka nasza ńe jest ańi odzwierćedleńem i anatomją duszy (psyhologja), ańi wyrazem naszych dążeń ku zaświatom Boga (religja), ańi roztsząsańem odwiecznyh problematów (filozofja). Pszeciw takim zażutom odpowiadać dźiś hyba ńe potszebujemy. Sztuka ńe jest ruwńeż pamiętńikiem skąd inąd może ćekawyh pszeżyć i perypetji wewnętsznyh artysty. Dźadkowie nasi dosyć namęczyli ćerpliwyh wspułczosnyh swymi tęsknotami, ćerpieńami i erotomańją. Pszeżyća artysty są jego własnośćą prywatną, zajmującą ńewątpliwie dla najbliższej rodźiny i wielbićelek, ale dla ńikogo więcej. Poleca śę artystom dla odprowadzeńa i wyładowańa pszeżyć swoih w odpowiednim kierunku zajmować śę więcej sportem, miłośćą płćową i naukami śćisłymi.
11. Odrywamy od orgańizmu żyća pszyczepionyh do ńego jak pijawki zarozumiałyh posożytuw, nazywającyh śebie poetami, karmiącyh śę cudzą pracą i ńe produkującyh wzamian ńic, pońeważ żyće takie, jakiem jest, ńe wytszymuje miary ih prometejskih psyhe.
Pohwalamy żyće, kture jest wiecznym mozolnym zmieńańem śę — ruh, motłoh, kanalizację i Miasto.
Poezja muśi być codźenną, głęboko aktualną i powszechną.
Romantyczny smęt ruż i słowikuw dawno pszestał już na nas dźałać.
Egzaltuje nas tłum, pojęty jako gigantyczna fala obracającej śę turbiny. W wiecznej pracy i walce żyća o wytwożeńe dńa jutszejszego hcemy być w swoim zakreśe uczćiwymi i świadomymi pracowńikami.
12. Zrywamy raz na zawsze z patosem wiecznośći w stosunku do dźeł sztuki.
Bezwzględna wartość dźeła sztuki waha śę pomiędzy 24 godźinami a mieśącem.
W kraju, gdźe wszystko pszeżywa śę tak powoli — u nas — pszedłużamy ten termin do 1 roku. Po upływie tego czasu wszystkie ńewyspszedane kśążki mają być wycofane z handlu kśęgarskiego. Wszelkih drugih i tszećih wydań zabrańa śę. Ńe poddający śę temu postanowieńu poćągńęci będą do odpowiedźalnośći pszed społeczeństwem, kture samo rozstszygać będźe poszczegulne wypadki w drodze plebiscytu.

W Krakowie 3 kwietńa 1921.

BRUNO JAŚEŃSKI.





BRUNO JAŚEŃSKI
POGŻEB REŃI.
Tobie Malutka, wszystko co
dobrego napisałem i napiszę
kiedykolwiek.
Motto:
„Jak hcesz wżeszczeć — ćiszej wżeszcz!...
„Pszyjdą ludźe!... Światła wńosą!...“
Jaśeński.

1. Źelone noszą sukńe z muślinu i trawy.
Bez źreńic mają oczy, jak ludźe w obłędźe.
Nocą raz je widźeli shodzące nad stawy,
Gdźe pośrud czarnyh lilji śpią żułte łabędźe.

Kiedy palce drapieżne, jak wśćekłe pająki,
Na klawisze rozpuszczą i każą śę prężyć —
Krowy ryczą w oborah spędzane na łąki
I szczury z nur wyłażą zezować na kśężyc.

Ranki teraz są hłodne i mieńą śę strahem.
W pokojah szepcą szafy i tańcują stołki.
Nocą długo ktoś hodźił koło moih sztahet,
A na progu znalazłem czerwone fiołki...

2. Pszyjehali wieczorem, o zmieżhu.
Nikt ńe wyszedł otwierać im bramy.
Zatszymali śę zdala od mieszkań.
Poszli w gurę tylnimi shodami.

Nikt ńe widźał ih pszedtem i potem.
Mieli w rękah narcyzy i ruże.
Gdy nad ranem wracali zpowrotem,
Ćihy płacz było słyhać na guże.

3. Hodźił pajac po pokoju,
Na nogah śę huśtał.
Ktoś śę długo w sali stroił,
Ńe pozwalał pujść tam.
Aa aa
Moja mała będźe spała.
Ńe wpuszczę tu żadnyh ludźi,
Jeszcze mi ją kto obudźi.
Hodźił wiatr, wpadł po sali
Tam i dźwiami stukńe.
Aa aa
Moja mała będźe spała
Powrućiła dźiśaj z balu
W wieczorowej sukńi.

4. Ubierali Ją po ćihu, zatszymali zegar.
Dwuh wkładało pantofelki, jeden znośił kwiatki.
Tulipanuw ńe mugł znaleźć, po ogrodah biegał.
Białe kwiatki, kwiatki w kratki Panabogomatki.
Kto znuw hce śę ze mną widźeć?
Teraz już jest noc.
Powiedzće im, że mńe niema.
Ńeh idą na lewo.
62-22 to ńe muj telefon...
Hodźił pajac po pokoju
Do samego rana.
Ktoś Ją długo w sali stroił.
Jeszcze ńe ubrana.
Takie głupie bywa żyće...
Hodźił pająk po sufiće.
Aa aa
Patsz, patsz, jak ładńe!
Jak on ńe upadńe!
Hodźił, hodźił, drogę macał, huśtał śę jak ślepy...
Ńeh już ońi sobie idą.
Po co ońi znuw
Grają one-stepa.
Reńa ńe hce tańczyć...
Reńa jest zmęczona...
Powiedzće im ńeh przestaną.
Już jest puźno przećeż,
Zaraz będźe rano...

5. Teraz noc, gdacząc, jak kura,
Zńosła okrągłe kśężycowe jajko.
...Widźisz, on płacze, że ńic ńe wskurał.
Hodź, to ći zaraz opowiem bajkę...

Był raz sobie taki pajac,
Co śę śmiać ńe umiał.
Raz śę pajac cjanku najadł,
Horował i umarł.
Aa aa
Spadła z ńeba jedna gwiazdka.
Taka mała opowiastka.
Co to komu po tem.
Ktoby się ktopotał.

6. Jak hodźili naokoło, coś szeptali pszytem.
Mieli tważe bardzo białe, poplątali ńići.
Ktoś pszyhodźił ńeznajomy o ręce śę pytał.
Pokazali mu na kśężyc, skurczył śę i pszycihł.
Tak tak tak tak
Taka mała figurynka
Wydłużała śę, słuhała,
Słańała śę, bladła.
Kśężyc wyszedł za hmury —
Z etażerki spadła!...
Aaaaa!!

7. Poszły koła po wodźe
Duże — małe — duże
Ktoś ih widźał, jak ućekli.
Ućekali po ogrodźe.
Podeptali ruże.

Krakuw, noc 24. V. 21.





MAŃIFEST
w sprawie
krytyki artystycznej.

Pońeważ fakt, że Polska ńe pośada zupełńe krytykuw, t. j. ludźi ktuży by ją mńej lub więcej uczćiwie informowali i pszygotowywali do pszyjęća nowyh pojawiającyh śę kśążek i nowyh powstającyh zagadńeń, jest żeczą ogulńe wiadomą i uznaną. Pośadamy zato całą galerję pp. Pieńkowskih, Żyznowskih, Rabskih, Słońimskih i Peżyńskih, kturyh w takiej ilośći pozazdrośćić nam może cała Europa;
pońeważ, z drugiej strony, publiczność ńe jest na tyle wyrobiona, ażeby obejść śę bez t. zw. recenzji i samej oceńić i pszetrawić każdą choćby trohę z pod ogulnych szablonuw wyłamującą śę żecz,
uważając biadańe nad tym faktem w ńeskończoność za bezowocne i daremne, pragnąc jednocześńe pszyjść z pomocą pokszywdzonej publicznośći —
wzywamy wszystkih autoruw, aby z dńem dźiśejszym sami zaczęli jedyńe pisać o sobie recenzje.
Jako najbliżej żeczy stojący i najbardźej, bądź co bądź, kompetentńi — mogą powiedźeć na ten temat parę ćekawyh słuw, co w poruwnańu z bezpłćową miamlańiną t. zw. „krytykuw zawodowyh“ będźe już skarbem ńe do obliczeńa. Publiczność będźe miała recenzje o kture jej hodźi i to z najpierwszego źrudła, zeceży zaś ńe będą nadal zmuszańi do składańa długih kolumn bzdur i ńepotrzebnośći, co w związku z ih uświadomieńem klasowym stanowczo ńe powinno być dopuszczalne.
Jeżeli hodźi o t. zw. „stronńiczość autorską“, t. j. pszesąd, że każdy autor będźe pisał o swojej kśążce żeczy jedyńe pohlebne, to stronńiczość ta w poruwnańu ze stronńiczośćą t. zw. „krytykuw zawodowyh“ jest oczywiśće zupełńe ńeszkodliwą.
Zresztą w czasah pszedwojennyh, kiedy kolacje były jeszcze stosunkowo tańe, każdy pszeciętńe zamożny autor mugł sobie pozwolić na pohlebną recenzję. Obecńe jednak stanowczo uczćiwa kolacja ńe opłaca ńeuczćiwej krytyki.
Wyhodząc z tyh założeń, wzywa śę wszystkih autoruw do zorgańizowanego sabotażu. Ańi jednej kolacji, ańi jednego obiadu więcej! Ńe potszeba nam dla naszej sztuki pośredńikuw. Sami potrafimy być jednocześńe jej twurcami, szeżyćelami i wyznawcami.
Odczytać we wszystkih związkah artystycznyh, klubah, zjazdah i orgańizacjah futurystycznyh.

W Warszawie, 1 marca 1921 roku.

BRUNO JAŚEŃSKI.





MAŃIFEST
w sprawie
ortografji fonetycznej.

1. Wyhodząc z założeńa, że mowa ludzka jest kompleksem pewnej skali dźwiękuw, połączonyh ze sobą i twożącyh w ten sposub dźwięki złożone o pewnym umuwionym znaczeńu = słowa, za najważńejsze zadańe pisowńi każdej rozumimy jaknajdoskonalsze oddańe za pomocą znakuw symbolicznyh (liter) znakuw orgańicznyh (dźwiękuw). Idealną pisowńą zatem będźe pisowńa z gruntu prosta i śćiśle fonetyczna. Wszystko co pszesłańa ten cel lub mu bezpośredńo ńe służy jest tem samem ńepotszebne, obćążające i szkodliwe.
2. Z drugiej strony zadańem i celem każdego pisma jest za pomocą jaknajmńejszej ilości umuwionyh znakuw odtwożyć jaknajwiększą ilość dźwiękuw-słuw i dźwiękuw-zdań. Dlatego tu, jak i w każdej innej dźedźińe proporcjonalńe do rozszeżeńa materjału pisowńa w swoim rozwoju zdążać muśi świadomie i konsekwentńe do jaknajwiększej syntetyzacji i skrutuw. Ideałem każdego pisma jest stenografja.
Opierając śę na tyh dwuh zasadńiczyh pszesłankah, kture uważamy za słuszne i jedyne, zastosowując je do obecnej ortografji polskiej i ńe cofając śę pszed wyprowadzeńem z ńih wszystkih konsekwencji —
ogłaszamy:
3. Absurdem jest dla wyrażeńa jednego i tego samego dźwięku używańe 2 rużnyh znakuw (liter). Dlatego skreślamy raz na zawsze z alfabetu polskiego jako zbyteczne litery ó i rz, pońeważ w wymawiańu ńe rużńą śę ńiczem od liter u i ż lub sz i bez szkody dadzą śę pszez ńe zastąpić. Bardźej skomplikowańe pszedstawia śę sprawa z literami ch i h, w kturyh wymawiańu fonetycznym zahodźi żeczywiśće pewna bardzo subtelna rużńica. Pońeważ jednak wyrażańe jednego dźwięku dwoma ńic ze sobą wspulnego ńe mającymi znakami (c i h), kturyh połączeńe w żadnym raźe ńe daje takiego dźwięku h za jaki go wymawiamy, jest w zasadźe absurdem, pszeto i w danym wypadku połączeńe liter ch z alfabetu polskiego wykreślamy. Dla zaznaczeńa tyh subtelnyh rużńic można z czasem nad zasadńiczą literą h stawiać jakiś umuwiony znak. Ńe wprowadzamy tego, pońeważ naraźe powstszymujemy śę od twożeńa jakihkolwiek nowyh liter. Zadańem tej reformy elementarnej jest jedyńe oczyszczeńe pisowni polskiej z całego balastu znakuw zbędnyh, a tem samem szkodliwyh.
Dlatego pozostawiamy po dawnemu połączeńa liter (sz cz (także dz, dź), pońeważ dla oznaczeńa dźwiękuw sza i cze alfabet polski innyh znakuw ńe pośada. Można by je zastąpić na wzur alfabetu czeskiego umuwionymi znakami nad literami s i c, od czego śę jednak powstszymujemy, pońeważ zamieńańe jednyh liter drugimi ńe jest naraźe naszym zadańem. Uważamy więc poprostu znaki sz i cz (także dz i dź, za nowe złożone litery, powstałe z połączeńa dwuh liter dawnych i nazywamy je literami sza i cze.
4. Absurdem jest pośadając już w alfabeće umuwiony znak na wyrażeńe danego dźwięku w pewnych ńeuzasadńonyh wypadkah zamieńać go dwoma innymi znakami, ńe dającymi wcale w sumie tego dźwięku.
Skoro alfabet polski pośada litery symbolizujące dźwięki miękkie ń, ć, ś, ź — nonsensem jest używańe pszed samogłoskami zamiast tyh liter absolutńe ńe pokrywającyh ih ni, ci, si, zi (sieć zamiast śeć; nie zamiast ńe; cień zamiast ćeń; ziele zamiast źele).
Ruwńeż używańe liter twardyh (n, s, c, z) tam gdźe wyraźńe słyszy śę miękkie (ń, ś, ć, ź) jest nonsensem i podlega usuńęću, (sito zamiast śito; cisza zamiast ćisza; zimno zamiast źimno).
Tam gdźe alfabet polski odpowiednih zmiękczeń ńe pośada pozostawiamy naraźe sposub pisańa stary. Z czasem, na wzur spułgłosek miękkih ń, ś itd. powstaną takie same ḿ, ṕ, ẃ, kture znaczńe uproszczą i ujednostajńą pisowńę polską. Naraźe jednak z pszyczyn czysto tehnicznyh i aby ńe wprowadzać zbyt wielkiego haosu ograńiczamy śę jedyńe do tyh znakuw, jakih dostarcza nam alfabet polski. Z hwilą pszełamańa pierwszyh loduw tradycji i pszyzwyczajeń będźe mogła ta reforma pujść dalej i zająć śę uzupełńeńem samego alfabetu.
5. Na miejsce tyh wszystkih zbytecznośći i dźiwactw ortograficznyh wszędźie tam, gdźe słyhać wyraźne jakiś dźwięk, a w najbliższyh odmianah ńema dźwięku bliźńo innego (łyżka — łyżek) ustanawia śę pisowńę śćiśle fonetyczną. Dlatego odtąd słowo tszy pisać będziemy zawsze pszez sz, pońeważ dźwięk ten jest w ńim zupełńe wyraźny i ńema uzasadńonego powodu zamieńańa go jakimś innym. Ruwnież pszyrostek psze, pszed i wszystkie od ńego pohodne słowa pisać będźemy nadal w ten sposub, pomimo najszczerszyh bowiem hęći ńe możemy śę dopatszyć rużńicy w bżmieńu między słowami pszeńicować a pszeńica, ktura by nam to pierwsze kazała pisać w jakiś odrębny sposub.
6. W pszekonańu że reforma nasza ortografji polskiej oparta na zasadah fonetycznyh jest jedyńe słuszną, uzasadńoną i wygodną — wzywamy wszystkih obywateli polskih do wprowadzańa jej w życie z hwilą ogłoszeńa ńińejszego manifestu. Zwracamy śę do kierowńikuw szkuł, nauczyćeli ludowyh i gimnazjalnyh, także do Ministerstwa Wyznań Religijnyh i Oświeceńa publicznego z żądańem wprowadzeńa jej ńezwłocznego w szkołah elementarnyh, średnih i wyższyh.

W Sandomierskiem, 25 marca 1921

BRUNO JAŚEŃSKI.





BRUNO JAŚEŃSKI
UPAŁ

białe pomarańczowe żułte
płyty trotuaruw w tańcu
prostytutka samohud detektyw
długi  kinematograficzny  łańcuh
pułobłąkane  jasnowidzeńa
jednohwilowyh  perspektyw

pańe cedzą pszez słomki mazagran
zaćągńęte w czarne rękawiczki
i  uśmiehają śę powłuczyśće
pszehodzącemu artyśće
na  czarujące  good-by

kwintet na balkońe zagrał
potpourri  z m-me  butterfly

oglądając śę trwożńe na drogę
po kturej hodźi tłusta i spocona bona
dźeći fortyfikują skwer
białe zdenerwowane pańenki
z czerwonymi wypiekami na tważy
założyły nogę na nogę
oddyhają prędko czekają
może śę kto odważy

tramwaj auto fox-terrier

pszybiegł hudy z długimi włosami
muwił groźił wymahiwał sapał
coś tłomaczył coś bardzo uśilńe
nagle zaczął podskakiwać jak piłka
i rozlećał śę jak na złym filmie
zostawiając mdły ńeznośny zapah
i w powietszu dużą pustą dźurę
tramwaj skręćił ńespodźańe z szyn
ńe zważając na gwizdki konstebluw
i potoczył śę w gurę po rynńe
końe służą na dwuh łapah jak pudle
ślepy żebrak w słomianyh sabotah
wzbudzający ogulne wspułczuće
frunął żywcem do ńeba na szczudle
z kina wyszedł autentyczny max linder
w staromodnym angielskim surduće
i pszehodząc szeroką ulicą
wpadł pod pierwszy jadący autobus
ogulńe szanowany profesor  x
z british collegium
z głową łysą jak głobus
odpażywszy podeszwy od rozgżanyh płyt
najńespodźewańej zdjął cylinder
i na głowie udał śę do swojego mieszkańa
pszy  ul.  backer-street

spadła oknem zadyszana goła
spazmowała paanowie paanowie
koła koła koła koła
zatańczyły zaskakały zatłukły
aaa 22 na lewo jeden zatszymać
zaraz wszyscy 8 bez czapek
biegł upadł wstał wył
wołał płakał kszyczał tupał
—————————
był
upał
Krakuw w kwietńu 1921





KRYTYKA.
Bruno Jaśeński: „But w butońerce“.
Stron dźewięćdźeśąt sześć. Warszawa
— 1921 — Kraków. Nakładem klubu
Futurystuw „Katarynka“. — — —

Zmęczył mńe język, jak twardy zlepek.
Jestem jak człowiek, co lampy pszerosł.
Na skszyżowańu dwuh wrogih epok
stoję, cyńiczńe gryząc papieros.

Nudzą mńe wiersze najszczersze,bo
poznałem wszystkih muw Niagary.
Z jednyh słuw umiem tak, jak Rimbaud
stawiać katedry i lupanary.

Znam słowa śmigłe, jak uda sarn.
Znam słowa ruwne biblijnym psalmom,
Nad łużkiem moim śpiewał Verhaeren
i długie fugi zawodźił Balmont.

Tańczą mi w wśćekły porwane trans
tważe i domy, ludźe i żeczy.
Umiem być hłodny jak Huysmans,
umiem być dźiki, jak Pallazzecchi.

Hałas szantanuw i ćiszę morg
zakląłem w strofy pijane rytmem.
Dźeckiem mi bajki muwił Laforgue
i źimne hymny skandował Whitman.

Mugłbym na nerwah dojżałyh pańen
grać, jak na strunah ćenkih, jak włoski.
Mogę tak pisać, jak Siewierianin,
Mogę tak pisać, jak Majakowskij.

Mogę tak pisać, jak Appollinaire.
Mogę tak pisać, jak Marinetti. —
Tamte drapieżne, lubieżne kobiety
rozdarły by mńe na żer.

O braća włoscy, rosyjscy, francuscy
tacy ogromni w swoim patośe!
O ukohańi, najdrożśi, blizcy —
mam już was wszystkih po dźurki w nośe!

Nocą mi w łużku ńe dają spać
olbżymie stosy wżeszczącyh poezji.
Hcę biec, ućekać, ńe słyszeć, gnać!
Precz, z Europy do Polinezji!

O tłumie pańen, czytającyh Ewersa,
Zahwycającyh śę Romain Rollandem!
Ućeknę od was aerolandem!
Jak łatwo serca chwytać zamiast sersa!

Puśćće, bo będę kszyczał, jak ham!
I walę pięśćą w twardy parapet,
W mieszkańu moim ńe takie mam
tapety z wierszy i wiersze z tapet!

Poezjo! Utszymanko eleganckih panuw!
Anemiczńi, nerwowi, bladźi masturbanći!
Precz! Hcę dźiś sławić czarnyh ordynarnyh hamuw,
co ńe potrafią France’a odrużńić od francy!

O ekstatyczny tłumie żarty pszez syfilis!
Zaropiałe, cuhnące, owżodzone bydło!
Kiedy w czarnym pohodźe nademną śę shylisz?
Wszystko mńe już zmęczyło i wszystko obżydło!

Ręce wasze potworne, pokręcone palce,
Gigantyczne, czerwone, obrośńęte macki,
kturym wszystko podatne jest, jak hleb z zakalcem,
więcej muwią mi jedne, niż cały Słowacki!

Stwożę wam sztukę nową, sztukę czarnyh miast.
Będźe mocna, jak wudka i dobra, jak piernik.
Zdźiwiće śę, że tyle jest na ńebie gwiazd,
kturyh żaden wam pszedtem ńe odkrył Koperńik.

W waszyh stęhłyh zaułkah, gdźe kruluje wćąż
pokraczny mały Hrystus oprawiony w ramki,
tłum czarny śę pszewala, jak olbżymi wąż,
zapładńając bżuhate, tłustopierśne samki.

Będą rodźić pod płotem, pod prug, byle gdźe
malutkih czarnyh ludźi śine do boleśći
i już ksztuszą śę wami pszedmieśća i wśe
i już was więcej żadne miasto ńe pomieśći.

Wylejeće zatorem za rogatki bram
olbżymia czarna masa straszna i wspańała
i sto tyśęcy pięknyh, wypieszczonyh dam
odda wam swoje białe i pahnące ćała.

Rozsypieće śę możem wielobarwnym, pstrym,
na wszystko spadnie z gury wasz miażdżący młotek
i poćągńe za wami popielaty dym
z tyśącoletnih wszebńic i czarnyh bibljotek.

Hodźće! Hodźće tu wszyscy! Ponsowi! We krwi!
O Tłumie! O Motłohu! Tytańe! Narodźe!
Odsłońće głowy z czapek i zamkńijće dżwi!
Zaśpiewamy dźiś razem wielką „Pieśń o głodźe“.

Krakuw, w kwietńu 1921.

BRUNO JAŚEŃSKI.





IRENA SOLSKA.

Ruwnoczesny i gwałtowny kryzys kśążki, jako formy dalszego dostarczańa poezji odbiorcom i teatru, jako artystycznego widowiska, stawiają człowieka nowoczesnego wobec tyśąca wyrastającyh z pod źemi zagadńeń. Zwłaszcza, podczas gdy teatr nowy pszehodźi dopiero stadjum mozolnyh i bolesnyh narodźin, — ta poezja nowa, jedyńe i głęboko akustyczna, ktura hce i muśi być oddawaną środkami jej wspułmiernymi — żywym słowem, już śę twoży, już właśćiwie jest. Otwiera śę zupełńe nowa dźedźina „terra incognita“, o kturej ńe było czasu myśleć dotyhczas, wielka ńeznana płaszczyzna sztuki, ńe pokrywająca śę już z płaszczyzną sztuki aktorskiej, a ńe mńej od ńej ważna. Gwałtowna potszeba nowej kasty artystuw-recytatoruw, kturyh ńema, coraz boleśńej daje śę odczuwać. Dotyhczasowe postawieńe tej sprawy na poźomie pszećętnej „deklamacji“, t. j. oddawańe poezji na modłę tego, jak oddawało śę tę, lub inną rolę w teatsze naturalistycznym, jest dźisiaj śmieszne i ńewystarczające. Staży aktoży postawieńi wobec nowyh zagadńeń okazują śę ńeudolnymi i ńeużytecznymi. Za mało zwracało śę wogule uwagi na wartośći słowa, jako takiego, na jego stronę słuhową, do czego potszeba zresztą ńepomierńe większej kultury, niż jej pośada pszećętny aktor starego teatru. Ńeomal, a nowa poezja polska okazała by śę z zatkanymi ustami, bez odtwurcuw, ktuży by ją mogli podńeść, skupić i rozżucić na tłumy.
Pierwszą wielką polską artystką, ktura ten moment świadomie pszeżywa i toruje zupełńe nowe drogi dla recytacji wspułczesnej, jest ńewątpliwie p. Irena Solska-Grosserowa. Już sam fakt, że artystka o takiej renomie i tradycji sceńicznej, jedna z tyh, kturyh imię „obowiązuje“, ńe pomieśćiła śę w ramah swoih dotyhczasowyh rul, a miała na tyle odwagi cywilnej, aby jednym mocnym żutem rozwalić hiński mur tradycji i tradycyjek i otwarće stanąć w żędźe rąbiących nowe drogi, muwi dosyć wymowńe o żywotnośći i ńespożytyh śiłah twurczyh tej jedynej polskiej artystki-konstruktorki.
Dla p. Solskiej ńema już miejsca w obecnym naturalistyczno-symbolicznym tingltangl-teatrze. Pszerosła go o całą głowę. Dlatego, w poszukiwańu za nowymi, ńestrawionymi formami dla swojej intuicji artystycznej, zwruciła śę tam, gdźe zdawało jej śę że te formy już słyszy — ku futurystycznej poezji. P. Solska, jako recytatorka ńe ma pszynajmniej dookoła śebie całej tej staro-teatralnej mahiny, ktura paraliżuje jej ruhy i ńe pozwala wyładować wszystkih swoih możliwośći. Sama bieże na swoje barki cały ćężar i za ńego odpowiada. Artystka o takiej kultuże słowa i poczuću stylu była jakby predestynowaną do uczyńeńa pierwszego wyłomu w dźejah polskiej recytacji. Obecńe cały zastęp najkulturalńejszyh aktoruw pujdźe już tą drogą (Janusz Strahocki, Jan Kohanowicz).
P. Solska, jak nikt inny czuje kompozycję, jej bryłowatość i pszećęća. Jest pierwszą polską artystką, ktura stara śę konstruować. W walce o wyzwoleńe z jażma naturalizmu i pszywrucenie słowu jego wartości akustycznyh dohodzi do muzycznego ujmowańa poszczegulnyh momentuw i całyh pomńejszyh utworuw. Powstają żeczy kapitalne („Deszcz“ Jaśeńskiego, „Śnieg“ Młodożeńca).
Publiczność i „krytyka“ warszawska zostały po raz pierwszy postawione oko w oko wobec faktu dokonanego, wobec wielkiego wyłomu. „Krytyka“ zresztą tak śę zgubiła, że oprucz kilku wykszykńikuw pod adresem samej recytacji i wyrazuw zdumieńa z powodu assocjacji Solska-futuryśći („Pani, co czyńisz!...“) ńic ńe potrafiła wyksztuśić. Wszyscy jednakże poczuli instynktowńe (nawet „Żeczpospolita!“) że dźeje śę tu coś istotńe pszełomowego.
Pańi Solska ńe pomieśći śę już dalej w teatrze p. Szyfmana. Społeczeństwo polskie winno pomyśleć nad tym ażeby dać tej wielkiej artystce scenę, z kturej mogła-by rozdawać tłumom to, na co ją i jedynie ją, stać. Czy czekamy aż wyręczy nas w tym ktura ze scen zagrańicznyh?

B. J.





Pszegląd prasy w mińatuże.

Neue Freie Presse w sensacyjnej aczkolwiek spuźńonej recenzji z pierwszego wieczoru futurystycznego w warszawskiej Filharmonji pisanej widoczńe na podstawie wiadomości zaczerpńętyh z gazet warszawskih, podaje cały szereg szczegułuw, ćekawyh zwłaszcza dla samyh organizatoruw tego wieczoru. Dowiedzieliśmy śę z ńej, między innymi, że na wieczoże w Filharmońji zarobiliśmy na czysto 300.000 mp. — Neue Freie Presse jest widoczńe zbyt optymistycznyh zapatrywań co do uczćiwośći i prawdomuwnośći naszyh gazet stołecznyh. Można pszewidźeć, że skoro za parę mieśęcy eho o tym wieczoże dotsze do gazet paryskih — futuryśći polscy urosną już pszez ten czas do rozmiaruw amerykańskih miljarderuw.
Objaw ten jest zresztą o tyle poćeszający, że może wreszće ńekture „czarno-sećinne“ gazety tego gatunku, co krakowski
Głos Narodu wraz ze swym feljetonistą p. Skoczylasem — pszestaną obliczać nasze subsydja, jakie otszymaliśmy od żądu sowietuw na akcję futurystyczną w Polsce. U „Głosu Narodu“ każdy najlżejszy powiew wiatru wywołuje febryczne drżeńe łydek. Tego mu nikt zabronić ńe może. Hćeliśmy jedyńe zwrucić uwagę władz odnośnyh na wołający o pomstę do ńeba tytuł tego pisma — „Głos Narodu“. Imieńem Narodu ńe wolno handlować, jak państwowymi ożełkami, kture każdy może nośić w krawatce. — Co śę tyczy braći Skoczylasuw, to tyh dostateczńe określa zmoderńizowane staropolskie pszysłowie. Zamiast dawnego „wyrwał śę, jak Filip z konopi“, muwi śę obecńe: „wylazł, jak Skoczylas“.
Głos Polski łudzki, ńe idąc pod tym względem śladem gazet warszawskih, stara śę mńej więcej uczćiwie zdać sprawę z 2 wieczoruw futurystycznyh w Łodźi. Pszyznając pewien talent Jaśeńskiemu i Młodożeńcowi i potępiając w czambuł Anatola Sterna, krytyk łudzki wygłasza między innymi zdańe, że „cała Młoda Polska: Wieżyński, Tuwim, Słońimski, Lehoń, Iwaszkiewicz — to brać pszyrodńa Jaśeńskiego i Młodożeńca“. Istotńe trudno zdecydować co w ostatecznośći lepsze: karczemne wymysły panuw Słońimskih czy pohwały łodźanina.
III. kurjerek codźenny krakowski zamieśćił artykuł p. Ferdynanda Hoesicka p. t. „Wieśći ze stolicy“, w kturym szanowny ten krytyk pszedrukował poprostu feljeton p. Pieńkowskiego o wieczoże futurystycznym w Filharmonji, zaopatszywszy go jedyńe w swoje entuzjastyczne uwagi na temat dowćipu, inteligencji i „espritu“ warszawskiego kolegi. Pan Pieńkowski w związku z tym artykułem został „ńemile dotkńęty“ pszez p. Iwaszkiewicza. Zadańe logiczne: czy p. Hoesick został spoliczkowany?
Pozatem sam fakt, że Kurjerek Codźenny tak żywo zajmuje śę nową poezją, poświęcając jej całe kolumny mńej lub więcej ordynarnyh kawałuw, jest radosnym dowodem, że zainteresowańe ruhem futurystycznym pszenikać już zaczyna nawet do warstw najńiższyh.
Kurjer Polski ogłoszeńem istotńe dowćipnyh parodji „Futurobńi“ Młodożeńca dowiudł, że pomimo pojawiającyh śę tam od czasu do czasu „wierszy“ i „krytyk“ Antońego Słońimskiego pismo to umie jeszcze ńekiedy odrużńić źarno od plew. Radźimy z serca więcej żeczy traktować z humorem, a ńezawodńe i fizjognomja polityczna tego pisma zyska na tężyźńe i rumieńcah, jakie daje jedyńe jasny, zdrowy śmieh. Wypada żałować, że tak mało dńi w kalendażu nazywa śę prima aprilis.
Mńej szczęśliwym pod tym względem okazał śę Robotńik zamieszczając ćężkawą i ńewszędźe dowcipną parodję „Marsza“ Jaśeńskiego („futurjaje“) na mile ńosącą „hlaśńęćami“. Wogule hćeliśmy zwrucić uwagę „Robotńika“, że jako pismu, uważającemu śę, bądź co bądź, za pszedstawićela lewicy politycznej, ńe do tważy mu powtażańe za gazetami „burżuazyjnymi“ głupih, oklepanyh i banalnyh frazesuw, i ńezupełńe rozumimy dlaczego tak ćągle blizką sercu i ńetykalną jest dla ńego sztuka wczorajsza, z takim zapałem brońona pszez te gazety.
Odnośi śę to i do innyh gazet socjalistycznyh.
Skamander ostatńim swoim numerem pszyniusł tym krytykom, ktuży ćągle dopatrywali śę w ńim jakihś lewyh i ńebezpiecznyh elementuw — ostateczną porażkę. Dowiedźeli śę bowiem, że Stańisław Wyspiański oficjalńe pszystąpił do „Skamandra“ i drukuje w ńim fragmenty ze swojego „Wyzwoleńa“, Oprucz tej sensacyjnej wiadomośći zawiera ten numer cały szereg dźeł pomńejszyh: na pierwszym plańe Wł. Zawistowskiego „Amor i Felix“ (prawdopodobńe Pszyśecki) — tragedja w 3 aktah. W rubryce „menu na kwiećeń“ Jarosław Iwaszkiewicz proponuje w dalszym ćągu oktostyhy odgżewane. Tuwim dał w tym zeszyće mały obrazek botańiczny p. t. „Motyle“. Wierszyk ten, jak dowiadujemy śę ostatńo, został już zakupiony pszez znanego botańika p. Dyakowskiego do następnego wydańa jego kśążki p. t. „Z naszej pszyrody“. P. Felix Pszyśecki daje jeszcze kilka interesującyh pszyczynkuw do historji swojej tragicznej miłośći (patsz „Amor i Felix“ Zawistowskiego w tymże zeszyće). Młody i obiecujący poeta p. Zygmunt Karski wystąpił znuw z obszerńejszym repertuarem. Szkoda, że tym razem wlazł zupełńe Słońimskiemu w „paradę“. P. Słońimski w pszydługiej spowiedźi swojej p. t. „Koło“ tłumaczy śę czytelnikom, dlaczego pisuje wkoło jedno i to samo i, widoczńe uważając śę już za dostateczńe usprawiedliwionego, pomieszcza jeszcze 2 wiersze. Zeszyt zamyka efektowny sonet p. Cz. Kozłowskiego na temat „Hermelin-Cyndelin“. Okładkę zdobią, jak zwykle, gustowne amorki roboty p. T. Gronowskiego.
Zdruj poznański nareszće pszestał już wyhodźić.

bj.





TYTUS CZYŻEWSKI
HYMN DO MASZYNY MEGO ĆAŁA.
krew pepsyna krew
żołądek serce krew
pulsują biją natężone
zwoje myh kiszek
muzg
Kable do moih żył raz raz raz
skręcony drut pszewud bije moje serce raz
do mego serca elektryczne serce raz
akumulator
zmiłuj się nademną Transmisyjny paśe
moje serce moih kiszek
dynamo-serce dwa dwa dwa
elektryczne płuca
magnetyczna pszepono zmiłujće śę nademną
bżuszna raz dwa
Telefon mego muzgu
dynamo-muzgu
tszy tszy tszy
raz dwa tszy
maszyno mego ćała
funkcjonuj obracaj śę
żyj





TYTUS CZYŻEWSKI
W SZPITALU OBŁĄKANYH.
Prawa ręka fala złota Myśli Myśli
lewa ręka fala srebrna mkną seledynowe
koła źelone hmury
dwa Pszyjehali gośće stanęli na mośće
kłąb wężuw myśli miedźanyh a — a — a — a
skaczącyh na trotuaże kotki   dwa   szare   bure
dzin   dzin   dzin obydwa
Dzwoneczki Greloteczki a teraz whodzę
cztery w metampsyhozę
miedźane lihtaże Idę ubierać Boga
Śostra brat w jego sypialńi
Śostra miłośerdźa Idę do jadalńi
skszydła biała w Raju
głowa koguta
Dwie obręcze białe Pułmiski z kośći słońowej
oczy wypłowiałe Tależe z masy perłowej
I żęsy   kraty żelazne Dźeń dobry Ći Boże
zamykają muj dźeń Pańe doktoże
dźeń dźeń dźeń Dźeń dobry





TYTUS CZYŻEWSKI
„o Źelonym oku“
i o swoim malarstwie
(autokrytyka — autoreklama).

„Źelone oko“ napisał Tytus Czyżewski t. zn.

ja

myśląc o pszewrotnośći koloruw, linji i formy. W świeće wszystko żyje i wszystko ma swoją wartość. Co ńe żyje — ńe istńeje, a co ńe istńeje ńema ańi formy, ańi barwy.
„Koćą serenadę“ napisałem  „nathńony“  pszez uczuće miłosne pewnego koczura starego znajomego mej znajomej kotki.
Miłość u zwieżąt odbywa śę z furrorem i z bezpośredńośćą Instynktu.
„Pastorałki“ moje są reminiscencją podtatszańskiej wśi rodźinnej (z lat dźećinnyh), na kturą spadł obfity śńeg grudńowy

hej kolęda, kolęda.

„Śpiewające domy“ to „poemat“ kszywośći linji i miary. Wszystko tańczy w europejskiej hući powojennej.
Domy śmieją śę z ludźi, a ludźe płaczą nad swoją głupotą.
Dźeći śmieją śę z rodźicuw.
„Melodja tłumu“ jest to poemat ńepokoju, albo denerwujący misz-masz paryskiego bulwaru (bul-miszlu), na kturym znalazła śę moja osobistość (polskiego artysty bez steru i kotwicy).
„Le soir d’ amour“ jest to szczękańe zembami pszed „tem“ — co „potem“ staje śę zwykłą banalnośćą.
„Elektryczne wizje“ — zmehańizowany poemat.
Człowiek spłodźił i rozpętał mahinę, ktura kiedyś zabije go, albo wywyższy.
Zbudujemy maszyny — pojedźemy na gwiazdy, aby obserwować słońce.
Słońce zdźiwi śę skąd człowiek nabrał „tyle“ rozumu.
Człowiek zbuduje mehańiczne słońce.
Stare słońce — to stara poczćiwa maszyna.
Kohajmy słońce i ńe wygadujmy na ńego poza oczami.
Pszyszły człowiek, to elektryczna maszyna — czuła, skomplikowana, a prosta w stylu.

· · · · · · · · · · · · ·

Rużńi krytycy pisali o „Źelonym oku“ rużne żeczy.
Krytycy piszący w gazetah o „poezji“ zgadzali śę prawie wszyscy na jedno, — że moje poezje są złożone z minimum „talentu“, natomiast malarstwo moje uważali za żecz „epokową“.
Naodwrut — krytycy piszący w gazetah o „sztukah plastycznyh“ zgadzali śę prawie wszyscy na jedno, że poezje moje są „epokowe“ (?!), a malarstwo moje jest „ńedołężne“, bez „rysunku“ i „koloru“.
Wiedząc jednak z doświadczeńa, że w polskiej praśe najlepsze artykuły o polityce piszą inżyńerowie i muzycy, o rolńictwie i ogrodńictwie — generałowie, o handlu — poeći, o poezji — prawńicy i lekaże, o medycyńe — profesorowie językuw starożytnyh (greka, łaćina), o grece i łaćińe — profesorowie rysunkuw, o sztukah plastycznyh — doktorowie weterynarji, geologji i nauk politycznyh.
Z tego powodu jestem o moje „Źelone oko“ i o moje malarstwo zupełńe spokojny.
Kohajće elektryczne maszyny, żeńće śę z nimi i płodźće Dynamo-dźeći — magnetyzujće i kształćće je, aby wyrosły na mehańicznyh obywateli.
Tego wam życzy wasz poeta bez „skszydeł“ i malaż bez „farby“.




Powołując się na artykuł 104 Konstytucji Żeczypospolitej Polskiej 17 marca 1921 r., ktury bżmi:

„Każdy obywatel ma prawo swobodnego wyrażańa swoih myśli i pszekonań, o ile pszez to ńe narusza pszepisuw prawa“.

domagamy śę od Sejmu Ustawodawczego i władz odnośnyh natyhmiastowego skasowańa cenzury prewencyjnej dla odczytuw i wieczoruw poetyckih, jako instytucji urągającej elementarnym zasadom państwa konstytucyjnego.




O teatsze, dopuki istńeją jeszcze po miastah polskih instytucje powszehńe zwane teatrami, pisać ńe będźemy. Teoretyczne doćekańa na temat tego jakim teatr być powińen, kiedy śę ńe ma jednocześńe do rozpożądzeńa żadnej sceny, uważamy za bezużyteczne i jałowe. Każdy kto ma wieczur do straceńa może śę łatwo pszekonać jakim teatr być ńe powińen.
Uważając teatr za jedną z najważńejszyh placuwek sztuki w kierunku oddźaływańa jej na tłumy, domagamy śę od społeczeństwa oddańa wszystkih budynkuw teatralnyh i cyrkowyh na tereńe Żpltej Polskiej w nasze ręce, a dowiedźemy wam, że stwożymy teatr, ktury bogactwem i ńespodźanośćią form i assocjacji prześćigńe daleko wszystkie najśmielsze dotyhczasowe możliwośći.




Zauważyliśmy, że od hwili ńepszyjemnego incydentu z p. Pieńkowskim, (krytykiem „Gazety Warszawskiej,“) w kturym według starego mańifestu Marinettiego brały udźał „policzek i pięść,“ bzdury na temat nowej poezji, pojawiające śę od czasu do czasu w gazetah stołecznyh i prowincjonalnyh, zjawiają śę już obecńe bez podpisu. Pohwalamy w zupełnośći ten rozumny odruh ze strony naszyh „krytykuw,“ hcemy jedyńe sprostować ńeporozumieńe, jakie śę tu zakradło. Mianowiće, jak donośiły gazety, sprawcą zajśća z p. Pieńkowskim stał śę p. Jarosław Iwaszkiewicz, wprawdźe ruwńeż poeta, ale członek warszawskiego mieśęczńika „Skamander,“ zatem z jakąkolwiek „nową poezją“ vel futuryzmem nic ńe mający wspulnego. Futuryśći polscy, pszystępując do wielkiej pracy reorgańizacyjnej, hcą mieć ręce czyste, dlatego ńe będą ih używać do czynnośći, w kturyh-by śę mogły powalać.
Pozostawiamy to tym, kturyh te „krytyki“ dotykają, lub obrażają.




OD REDAKCJI.

W hwili wielkih kompromisuw i maleńkih kompromiśikuw, świadomyh i bezwiednyh wypaczeń, bolesnyh wykszywień i załamań, kiedy kśążka futurystyczna, dekorująca witryny kśęgarskie, kosztuje 180 mp., a po usłyszeńe wiersza futurystycznego hodźi śę do Filharmonji, kiedy każdy czyn swuj i zamieżeńe ogląda śę pszefiltrowane pszez pryzmat czynuw innyh ludźi, jak odbite w kszywem zwierćedle — słowa same nabierają jakiegoś pierrotowatego grymasu i bolesnej powagi.
Hcąc nareszće raz wyrwać śę z błędnego koła bezczynnośći i frazesów, żucamy na rynki, place i ulice wszystkih miast polskih ten pierwszy świstek futurystyczny.
Hcemy, aby ći, ktuży naruwńi z nami boleśńe pszeżywają całą upiorną ńelogiczność dńa dziśejszego i czekają od kogoś pomocy, dowiedźeli śę, że jesteśmy, że słyszymy i że jedyne tyśące krępującyh względuw ńe dało nam dojść dotąd do pełnego głosu. Zdajemy sobie doskonale sprawę, że dotyhczasowa nasza akcja poetycka w Warszawie, Krakowie i Łodźi była śmiesznym pułśrodkiem, kturego muśeliśmy śę hwycić, aby ńe mieć ust zatkanyh całkowiće. Ten świstek manifestuw, protestuw i bomb jest pierwszą prubą dowiedzeńa, że hasła nasze o demokratyzacji sztuki i uczyńeńu jej jej codźenną, aktualną i powszehną tak, aby z czasem była zdolną wytszymać konkurencję nawet z gazetami, ńe są czczym frazesem i potrafimy je w czyn wprowadzić.
Będźemy odtąd wypuszczać co jakiś czas, w miarę nagromadzeńa energji, domagającej śę wyładowańa, takie świstki, kturyh zadańem będźe dać naszą odpowiedź na wszystkie najbardźej palące zagadńeńa dńa, ńe strońąc od kwestji najbardźej aktualnyh i drażliwyh. Będźemy ruwńeż drukowali tą drogą dla wiadomośći najszerszyh mas najnowsze nasze, futurystuw polskih, rewelacje w dźedzińe poezji, teatru i in. W ten sposub będźemy mogli znajdować śę w ćągłym kontakće z najszerszymi warstwami społeczeństwa polskiego, będźemy je mogli wspierać, kierować i pomagać im w ih akcji futurystycznej.
Na zakończeńe wzywamy wszystkih do jaknajspieszńejszego twożeńa i zawiązywańa na całym tereńe Żpltej Polskiej organizacji futurystycznyh w celu natyhmiastowej i powszehnej futuryzacji żyća w myśl ogłoszonego powyżej mańifestu,

Kśążki mające śę ukazać.

Tytus Czyżewski: „Noc i dźeń“.
Tytus Czyżewski: „Ośoł i słońce w metamorfoźe“.
Bruno Jaśeński: „Foot-bal wszystkih świętyh“ futuremy.
Bruno Jaśeński: powieść.
Stańisław Młodożeńec: „Pszewroty w głowie“.
Anatol Stern: „Ańelski ham“. (W pudle tekturowym z pszyżądami).
Anatol Stern: „Perseusz i Andromeda“, epos.
Aleksander Wat: „Namopańiki“.



Redaktor i wydawca Bruno Jaśeński.

Czcionkami Drukarni Związkowej w Krakowie, ul. Mikołajska L. 13, pod zarządem J. Dziubanowskiego.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Utwory Anatola Sterna (1899-1968) będą możliwe do udostępnienia w 2039 roku.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Utwory Stanisława Młodożeńca (1895-1959) będą możliwe do udostępnienia w 2030 roku.
  3. Przypis własny Wikiźródeł wg pisowni oryginalnej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie .