Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 94. Miłość księcia
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

94.
Miłość księcia.

Gdy w nocy po festynie, który odbył się w zamku warszawskim, młody książę Iwan Aminow z Sassą i służbą swoją opuścił w gniewie miasto, powziął on natychmiast postanowienie odwrócić się zupełnie od Polski.
Został obrażony w osobie swojej młodej i ukochanej małżonki, a należał do ludzi, którzy nie znoszą i nie zapominają obrazy.
Oparłszy się o poduszki swego podróżnego powozu, rozmyślał on z nachmurzonem czołem monarchy i nakłonić go do przymierza z Turkami, ponieważ na dworze sułtańskim nie doznał tak zniechęcają/ego przyjęcia jak w Warszawie.
Ze względu jednak na swoją małżonkę postanowił pojechać do Wiednia, do sławnego lekarza Braila i ze względu na nią decydował się teraz nie odstępować od swego zamiaru.
Sassa siedząca obok księcia, czuła, że dusza jego przejętą jest gniewem. Poznała ona już swego małżonka i wiedziała o tem, że gdy był zagniewamy, nie można było wpływać na niego perswazyą.
Gdy jednak przybyła z nim do granicy i zatrzymali się w jednem z mniejszych miast austryackich, aby wypocząć po długiej podróży, uznała, że nadeszła pora ułagodzenia go.
Młody książę pod wpływem gniewu napisał do cara sprawozdanie i zawołał kuryera, aby je przesłać.
Wtedy Sassa przystąpiła do niego.
— Co chcesz uczynić, mój małżonku? — zapytała łagodnym głosem, — o! wysłuchaj mojej prośby! Chcesz narazić na wielkie niebezpieczeństwo króla Jana Sobieskiego, który mnie przyjął z tak wielką miłością.
— Zbyt względną jesteś, Sasso! Ubliżono ci na dworze warszawskim wobec zebranych gości w tak haniebny sposób.... Jestem zdecydowany pomścić się za to, bo kto ciebie obraża, ten i mnie obraża.
— Jakże ci wdzięczną jestem za twoją miłość, mój panie i małżonku, — mówiła Sassa dalej, — uszczęśliwia mnie ona! Ale dajesz się unosić gniewowi! Obraziła mnie tylko wojewodzina Wassalska, która mnie nienawidzi.
— Wiem, że cię prześladowała, opowiadałaś mi to kiedyś. Ale ten czas już minął i nie zniosę tego, żeby się poważyła ścigać cię teraz swoją złością, — odpowiedział książę.
I zawoławszy kuryera, dodał:
— Weź to pismo!
Sassa padła przed księciem na kolana i złożyła ręce.
Ulituj się, małżonku mój, nie posyłaj tego listu! — błagała drżącym głosem.
— Co czynisz, Sasso?
— To co mi serce nakazuje, mój małżonku! Proszę dla króla Sobieskiego! — mówiła Sassa dalej, — był on dla mnie zawsze najlepszym panem! O, wysłuchaj mego błagania! Nie doradzaj swemu monarsze, aby wystąpił przeciw Janowi Sobieskiemu!
— Wstań Sasso! — rzekł młody książę, podnosząc klęczącą, — czynisz zbyt wiele dla tych, którzy poważają się obrażać cię!
— Nie posyłaj listu, mój panie i małżonku!
— Życie twoje w Polsce było jednym ciągiem cierpienia! Muszę postarać się o to, ażeby srodze ucierpieli ci, którzy cię obrazili!
— Nie chcę zemsty, któraby dotknęła tego, co zawsze był dla mnie łaskawy, mój małżonku! — mówiła Sassa dalej, — wysłuchaj mojej prośby, poskrom twój gniew! Wierz mi, że niebo samo ukarze tych, którzy mnie prześladowali!
Prośby małżonki zmiękczyły księcia Aminowa.
— Jesteś zbyt szlachetną, Sasso, skoro chcesz przebaczać swoim nieprzyjaciołom, — rzekł.
Chcesz ich ukarać, ale czyż powinieneś karać niewinnego, mój małżonku? — zapytała Sassa. — Czyliż sam nie byłeś świadkiem, jak król był dla mnie łaskawy? Jeżeli mnie rzeczywiście tak kochasz, jak mi tego codzień składasz dowody, to musiałeś widzieć i czuć, że król czynił wszystko, aby zatrzeć to upokorzenie! A czyliż rzeczywiście nie byłam biedną, ślepą niewolnicą, która dopiero przez twą dobroć i miłość stała się czem innem?
— Czem byłaś!... — odpowiedział książę Aminow dumnie, — od chwili, w której poślubiłem cię, jesteś księżną. Gdyby car poślubił biedną niewolnicę, stałaby się ona carową! nie zapominaj o tem!
— Nie sprowadzaj nieszczęścia na kraj cały z winy jednej kobiety, którą szczęście me gniewa i która mi go zazdrości, mój małżonku! Jestem pod twoją opieką! Nienawiść Jagiellony nie może mnie już dotknąć! Niechaj to mnie i ciebie uspokoi! Daj mi to pismo, które ci gniew podyktował! Pozwól mi je zniszczyć! Wyświadczysz mi łaskę, gdyż spełniam tylko obowiązek wdzięczności ochraniając Sobieskiego przed niebezpieczeństwem, jakie mu grozi. Nie wie on co się tu dzieje, nie domyśla się, że groźna chmura nad nim zawisła... Wysłuchaj mojej prośby! Daj mi ten list!
— Skoro ty prosisz za Janem Sobieskim, szlachetna istoto.... weź ten list, — rzekł książę wzruszony i pokonany miłością.
A do kuryera dodał:
— Idź nie jesteś mi potrzebny.
— O! dzięki ci za ten nowy dowód twojej miłości, panie mój i małżonku! Niebezpieczeństwo grożące niewinnemu królowi zostało odwrócone! Muszę ci wyznać w tej chwili, że kochałam Jana Sobieskiego, kochałam go całą potęgą mego biednego serca, kochałam go jako dobroczyńcę i wybawcę, nie, nie, więcej jeszcze! Potem przyszedłeś ty! Bóg cię sprowadził na drogę mego życia! Podałeś mi rękę! Zadrżałam w uczuciu nieznanej mi dotąd rozkoszy, gdym usłyszała twoje dobrotliwe słowa. Oprócz Jana Sobieskiego nikt jeszcze tak łaskawie nie przemawiał do mnie. Podniosłeś mnie do siebie... Uiezyniłeś mnie swą małżonką! Za to wiecznie będę ci wdzięczną! Dusza moja przywiązaną jest tylko do ciebie! Modlę się za ciebie codziennie i mam tylko jeden cel życia — odwdzięczyć ci twoją miłość.
— Czynisz to, Sasso, skoro mnie kochasz!
— O! dzięki ci za list! Dzięki ci, że wysłuchałeś mojej prośby! Codzień mam nowy powód do dziękowania ci! I nic czynić nie mogę, aby ci odwzajemnnić twą dobroć!
— Poczekaj jeszcze trochę, Sasso, a odwzajemnisz mi się za wszystko, gdy będziesz mogła widzieć mnie i słońce i ziemię i gdy ja będę świadkiem twojego szczęścia!
— Więc mój małżonku sądzisz rzeczywiście, że ten lekarz wiedeński zdoła mi wzrok przywrócić?
— Mam nadzieję Sasso!
— O! toby było największem dobrodziejstwem jakie mi wyświadczyć możesz! — zawołała Sassa w nadmiarze szczęścia i nadziei.
— Za kilka dni wszystko się rozstrzygnie, Sasso. Jutro pojedziemy dalej, a wkrótce przybędziemy do Wiednia. Tam zaprowadzę cię do lekarza Braila, sławnego optyka, a ten nam powie, czy będzie mógł noc twego wzroku w dzień zamienić.
— Gdyby się to stało... gdybym widzieć mogła... Oh! ja nie mogę nawet pojąć tej myśli! Ale to jedno ślubuję już teraz i wiem, że zgodzisz się na to, mój małżonku, że jeśli Bóg za pośrednictwem zdolnego lekarza powróci mi wzrok, to przedewszystkiem na to go użyję, ażeby wyszukiwać takich, co są biedni i nieszczęśliwi, jak ja niegdyś byłam i podawać im rękę pomocną!
— A obok tego będziesz korzystała z wzroku, ażeby wraz ze mną używać życia, które dotychczas było dla ciebie pełnem troski męczarni, Sasso, — odpowiedział książę. — Słowo daję, nie widziałem jeszcze istoty takiej jak ty, coś w bolesnych i ciężkich chwilach stała się jeszcze szlachetniejszą i lepszą, i wstawiasz się nawet za swoimi nieprzyjaciołmi.
Książę ucałował Sassę, która jego gniew pokonała. Patrzył na nią jak na dobrego swego anioła.
Pod wpływem jej łagodności i słodyczy stawał się on innym człowiekiem.
Nazajutrz puścili się w dalszą drogę do Wiednia i po upływie kilku dni i nocy przybyli do stolicy cesarskiej nad Dunajem, gdzie poseł cara wynajął już i urządził pałac dla księcia.
Znając wpływ i potęgę księcia Aminowa poseł przyjął go z nadzwyczajnemi atencyami. Pokoje Sassy były pełne kwiatów, a córki posła przybyły powitać księżnę Aminow.
Cesarz także wyraził życzenie, aby książę ukazał się na dworze, ponieważ wobec grożących niebezpieczeństw wiele mu zależało na przymierzu z carem.
Urocza postać Sassy i jej ujmująca prostota oczarowały posła i jego rodzinę, a gdy książę Aminow oznajmił mu, że przybył do Wiednia tylko po to, aby zasięgnąć rady sławnego lekarza Braili, poseł sam pospieszył do podeszłego już wiekiem doktora, ażeby go zaprowadzić do księcia.
Była to ważna i niecierpliwie przez Sassę oczekiwana chwila, gdy lekarz ukazał się w pałacu. Od tej chwili zależało rozstrzygnięcie kwestyi xiajważniejszej w jej życiu. Nie mogła go widzieć, usłyszała tylko głos jego, gdy książę wprowadził ją do pokoju, w którym znajdował się Braila.
Sassa przystąpiła do niego. Chód jej i ruchy oznajmiły już lekarzowi, że jest zupełnie niewidomą.
— Odbyliśmy daleką podróż do pana, — rzekł książę do doktora, — sława pańska rozeszła się szeroko, pragniemy zasięgnąć pańskiej rady.
— Łaskawe słowa księcia pana są dla mnie bardzo pochlebne, — odpowiedział lekarz.
— Moja małżonka jest pozbawioną wzroku, — mówił książę dalej, — od pańskiej decyzyi wlać w nią nadzieję lub odjąć na zawsze!
— Co tylko jest w mocy ludzkiej uczynię, mości książę!
— Bądź pan pewny sowitego wynagrodzenia, — dodał książę, — jeżeli pan małżonce mojej wzrok przywrócisz, uczynię pana tak bogatym, że zazdrościć panu będą!
— Nie jestem w niedostatku, mości książę, więc i bez tego przyrzeczenia uczyniłbym to, com przyrzekł.
— Niech jednak słowa moje zachęcą pana do użycia całej pańskiej sztuki, aby pomódz mojej żonie.
— Czy wolno mi zobaczyć, mości książę? — zapytał lekarz.
— Chwila decydująca nadeszła! Oto jestem, — rzekła Sassa, podając lekarzowi rękę, — nie ukrywaj pan nic przedemną! Powiedz otwarcie co sądzisz! Wszystko przeniosę!
Braila zaprowadził Sassę do okna i obejrzał jej oczy.
Po dość długiem badaniu twarz jego przybrała wyraz bardzo poważny.
— Milczysz pan, — rzekła Sassa, — nie możesz mi zrobić żadnej nadziei? Powiedz otwarcie!
— Dam panu dziesięć beczek złota, jeżeli mi przyrzeczesz przywrócić wzrok mej małżonce! — zawołał książę wzruszony bolesnym głosem Sassy.
— Chociażby książę pan jeszcze więcej mi obiecał, nie mógłbym nic przyrzec, gdybym miał przekonanie, że sztuka moja nic tu nie pomoże, — odpowiedział Braila. — Wypadek księżnej pani jest nadzwyczaj rzadki! Nic dziś jeszcze przyrzec nie mogę! Jeżeli jednak księżna pani pozwoli, to mogę spróbować operacyi.
— Poddam się jej, jeżeli mój małżonek na to się zgodzi, — rzekła Sassa, — Czy masz pan nadzieję powodzenia? — zapytał książę niespokojnie, Braila wzruszył ramionami.
— Powtarzam księciu panu, że nie przyrzec nie mogę, — odpowiedział.
— Mimo to moja małżonka podda się operacyi, spodziewa się Dowiem po zręczności pańskiej dobrego skutku, jeżeli to zgoła jest możebne!
— Muszę położyć jeszcze jeden warunek mości książę, — rzekł doktor, — warunek, bez którego nie mógłbym się podjąć operacyi!
— Jakiż to warunek? — zawołał książę.
— Do operacyi potrzebne są pewne przygotowania, mości książę, — mówił Braila, — wymaga ona pewnych urządzeń, jakich w tym pałacu nie ma. Musiałaby zatem księżna pani udać się na kilka tygodni do mego domu, pod moją opiekę.
— Byłoby to niepokojącem i niedogodnem dla mej małżonki, — rzekł książę, — czy nie mógłbyś pan tu się urządzić, cobądźby to kosztować miało?
— Koszta nic tutaj nie stanowią, mości książę, ale niepodobna tu poczynić takich urządzeń, — rzekł Braila stanowczo, — nie mogę księciu panu wyliczać wszystkiego, bez czego obyć się nie jestem w stanie i nie mógłbym przedsięwziąć operacyi.
— Troskliwość mego małżonka idzie za daleko, — rzekła Sassa, — jeżeli mi zechce pozwolić, przeniosę się chętnie do domu pana.
— Do operacyi potrzeba ciemnego pokoju, do którego bardzo powoli będzie wpuszczanem światło, — mówił Braila dalej, — bo gdyby się operacya powiodła, nagle ujrzenie światła sprowadziłoby nową, już niepodobną do uleczenia ślepotę. Różne inne urządzenia mego domu czynią pobyt w nim księżnej pani niezbędnym!
— Ufam panu, — odrzekła Sassa, podając lekarzowi rękę, — naprawdaż mój małżonku, że mi na to pozwalasz?
— Skoro tak chcesz, niedh tak będzie! — oświadczył książę.
— Książę pan może być zupełnie spokojnym, — rzekł Braila, — przed rokiem arcyksiężna Leonora bawiła przeszło miesiąc w moim domu lecząc się na oczy. Udało mi się wyleczyć ją dopiero wtedy, gdy się zgodziła u mnie zamieszkać.
— Skoro to warunek konieczny, poddaję mu się, — rzekł książę.
— Dzięki ci, mój małżonku! — rzekła wzruszonym głosem, — przeczucie mi mówi, że przy pomocy tego zacne lekarza powrócę do ciebie z odzyskanym wzrokiem.
— Czy moją małżonkę można będzie odwiedzać? — zapytał książę.
— Żałuję, mości książę, że nie mogę nato zewolić, — odrzekł doktór, — potrzebnym jest spokój bezwarunkowy.
— A zatem przez cały ten czas będę z tobą rozłączoną, mój małżonku? — szepnęła Sassa.
— Odstępuję od wszelkiej próby, mości książę, jeżeli którykolwiek z moich warunków nie może być spełniony, — rzekł doktór.
— Jesteś pan tak stanowczym w rozkazach? — zapytał książę zdziwiony.
— Ja nic nie rozkazuję mówię tylko co nakazuje konieczność! — odparł lekarz.
— Niech więc tak będzie! Pójdziemy za przykładem arcyksiężny i poddamy się. Użyj pan całej swej umiejętności i sztuki, — rzekł książę.
I zwróciwszy się do Sassy, dodał:
— Bądź zdrowa, Sasso! Rozstaję się z tobą na czas krótki, w nadziei, że cię ujrzę szczęśliwą! Powierzam panu mój najdroższy klejnot, — zwrócił się znowu do doktora, — wiem, że pan nie zawiedziesz mego zaufania, a co do wynagrodzenia, com przyrzekł, dotrzymam!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.