Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 37. Podziemne przejście
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

37.
Podziemne przejście.

Gdy ślepa niewolnica usłyszała, że ludzie zamknąwszy wieżę oddalają się, przejął ją nagle przestrach nieopisany.
Zerwała się.
Czerwony Sarafan radził jej wprawdzie, żeby się ukryła, żeby się nie pokazywała, gdyż może wpaść w ręce kozaków, przyszło jej jednak na myśl, że może być zapomnianą w wieży, a jeszcze bardziej trapiła ją niepewność względem losu Sobieskiego. Aby tylko on został ocalony! W tem się streszczały jej modlitwy i życzenia.
Pocieszała się myślą, że czerwony Sarafan poszedł, ażeby Sobieskiego wydobyć z rąk nieprzyjaciół. Zrozumiała, że wydostawszy się do górnych części wieży i wołając o ratunek, może zostać ocaloną.
Na dole w wieży było ciągle duszne powietrze. Chociaż Sassa poniekąd przyszła do siebie, czuła jednak potrzebę opuszczenia dolnych części wieży i wydostania się na schody, ażeby gdy ostygną zwęglone części drzewa, dostać się na szczyt ruiny.
Poszła korytarzem i zbliżyła się do jego końca.
Nagle jednak uczuła że coś jej przeszkadza iść dalej. W korytarzu znajdowały się drzwi, które kozacy zaniknęli także, Sassa więc nie mogła wydostać się do górnych części wieży.
Niespodziane to spostrzeżenie niezmiernie przeraziło ślepą niewolnicę z Sziras.
Wąski, sklepiony i dosyć długi korytarz wieży był odcięty od reszty świata. Na jednej stronie znajdowały się drzwi, które go oddzielały od schodów i wielkiej, od ulicy położonej izby, z drugiej strony mała żelazna furtka oddzielała go od fos fortecznych.
Sassa stała przez chwilę jak sparaliżowana.
Była odciętą od całego świata. Była zatraconą w wieży. Gdyby zapomniano o niej, byłaby zmuszoną zginąć tu nędznie z głodu i pragnienia.
Była prócz tego zupełnie wyczerpaną z sił. Po tem, co przebyła, podziwiać należało jej wytrwałość, że była jeszcze w stanie trzymać się na nogach. Teraz zaś widziała się znowu zagrożoną niebezpieczeństwem nie mniejszem od przebytego.
W chwilę potem jednakże pocieszyła się myślą o czerwonym Sarafanie. Wiedział on przecież o jej pobycie w wieży, a ponieważ rozmawiała z nim tego dnia, nabrała zatem o nim innego pojęcia. Powzięła do niego zaufanie. Przestał on być dla niej przerażającym. Czynił na* niej wrażenie człowieka nieszczęśliwego, skazanego na powodzenie smutnego życia, tak jak ona.
I myśl o nim dodawała jej ochoty. Mówiła sobie, że on przyjdzie, ażeby ją ocalić.
Powróciła ponownie do żelaznej furtki, która się znajdowała od zewnętrznej strony wieży i usiadła tam, wypiwszy resztę wody, którą jej przyniósł czerwony Sarafan, ażeby ugasić pragnienie.
Godziny upływały jedna za drugą.
Od strony miasta doszedł do niej gruchy szmer... głosy dochodziły do niej.
Nadszedł wieczór, kozacy wydali okrzyki przy stosie.
Następnie uciszyło się. Sassa zasnęła.
Nagle zbudzoną została głośnym hałasem.
Kozacy opuszczali miasto i okolicę.
Sassa przerażona zerwała się.
Czuła, że o niej zapomniano, że będzie musiała zginąć w wieży. Głód zaczynał ją już dręczyć bardzo dotkliwie.
A nie było żadnego wyjścia z tego strasznego miejsca.
Wstrząsnęła silnie zamkniętą żelazną furtką, wołała, ale furtka nie dała się otworzyć, a głos jej nikł bez echa w niskiem miejscu.
— Byle stąd wyjść! — mówiła do siebie, — czyż mnie nikt nie usłyszy?...
I znów wołała podniesionym głosem: — Na pomoc! tutaj! uwolnijcie mnie! Sarafanie! ulitujcie się, Sarafanie!
Zamilkła... wsłuchiwała się!...
Cisza, dokoła cisza!... Nic się nie poruszało.
A jednak... cóż to być mogło?... Jakiś szczególny głos dał się słyszeć tuż przy niej, rodzaj nieprzyjemnego pisku.
Pochyliła się... ręka jej pochwyciła gładkie, uciekające zwierzątko. Szczury znajdujące się w wieży zbliżały się do niej, aby zobaczyć, kto podziela z nimi siedzibę.
Sassa nie obawiała się zwierzątek które się przesuwały koło jej nóg, lękała się tylko śmierci głodowej, której straszliwy obraz stał przed jej oczyma.
Załamała drżące ręce. Raz jeszcze przystąpiła do furtki i silnie w nią uderzyła. Wołała o pomoc. Wstrząsała drzwiami rozpaczliwie.
Nikt jej nie słyszał!...
— Sarafanie! — krzyczała przerażającym gołsem, — czy mnie nie słyszysz? Sarafanie, ulituj się! uwolnij mnie, Sarafanie!
Nikt nie przychodził.
Ślepa niewolnica z Sziras czuła, że była bez ratunku zgubioną.
Przerażenie i śmiertelna trwoga złamały ją... upadła na kolana... lekki jęk wydobył się z jej udręczonej piersi.
— Pragnę umrzeć, — szepnęła, — nie będę się skarżyła, byłeś ty tylko był ocalony, mój szlachetny panie... ale obawiam się... czy i ty nie znajdziesz śmierci... z ręki... twoich nieprzyjaciół!... Sarafanie!... ulituj się!...
Słabe dźwięki jej głosu ucichły zupełnie. Biedna ślepa niewolnica leżała wycieńczona i bezwładna...
Straszna cisza otaczała samotnicę, która jakby żywcem pogrzebiona w ciemnych wnętrzach spalonej wieży, była wystawioną na zgubę!
Nagle z bezprzytomności zbudził ją przestrach... krzyk przerażenia wydarł się z jej ust... uczuła silny ból w ręku.
Wstręt i przestrach przywróciły jej zmysły.
W tej chwili jednak chcąc powstać i uciec przed napastującemi ją zwierzątkami, Sassa natrafiła ręką na małe żelazne kółko, znajdujące się w jednej z płyt podłogi.
Natychmiast nasunęło jej się na myśl pytanie, jaki cel mogło mieć to kółko. Ujęła je i próbowała podnieść płytę kamienną.
Nie było to tak łatwem, bo płyta była ciężka.
Nakoniec po długich usiłowaniach, udało jej się podnieść ją o tyle, że mogła ją wyciągnąć na przyległe płyty i przekonała się, że ma przed sobą mały czworograniasty otwór.
Pochyliła się i zapuściła w ten otwór rękę.
Uczuła, że w tym otworze znajduje się drabina.
Być może, że pod wieżą znajdowała się jakaś piwnica lub korytarz, którym zdołałaby wydostać się na wolność.
Myśl ta wlała w nią nową nadzieję i dodała jej nowych sił.
— Zejdę na dół, — mówiła do siebie, — ocalę się! ucieknę z tego strasznego więzienia! Muszę uciec! Muszę uciec!
I przejęta śmiertelną trwogą, ponieważ czuła, że zginie, jeżeli szybko nie znajdzie jakiego ujścia, postanowiła zejść po schodach w wilgotną głębię prowadzącej drabiny.
Uderzyło ją prawdziwe grobowe powietrze.
Zręczna przyzwyczajona do wiecznej ciemności, dostała się na szczeble i zeszła nimi powolnie i ostrożnie na dół.
Wkrótce drobne jej nóżki dostały się na twardy grunt.
Znajdowała się pod wieżą. Wilgotne nie świeże powietrze dowodziło najlepiej, że było to miejsce położone głęboko pod ziemią i od dawna zamknięte.
Odszedłszy od drabiny, zaczęła swoim zwyczajem macać około siebie.
Czuła dokoła ściany sklepienie u góry, po jednej stronie nie było ściany. Poszła w tę stronę powoli dalej, macając rękami wzdłuż dwóch ścian, które otaczały wąski sklepiony podziemny korytarz.
I tutaj roje szczurów zdawały się mieć swoje królestwo; świadczył o tem szmer koło nóg Sassy, ręce zaś jej posuwały się po wilgotnych, śliskich miejscach i niekiedy natrafiały na brzydkie wstrętne robactwo.
Przejście podziemne zdawało się być długiem.
Takie podziemne korytarze za dawnych czasów, kiedy miasta często były narażone na oblężenia, znajdowały się prawie wszędzie. Miały one na celu dać możność mieszkańcom oblężonego miasta zaopatrywania się w żywność i utrzymywania stosunków ze światem.
Podobny cel miało widocznie i to przejście, ale już od dawnego czasu było pozostawionem bez użytku.
Podłoga była wilgotna, a miejscami tak zawodniona, że Sassa mogła czuć brudną i cuchnącą wodę, która przepływała u jej stóp.
Nieprzejrzana ciemność otaczała ślepą niewolnicę z Sziras. Dla każdej innej grób ten byłby okropniejszym niż dla niej, ponieważ była pozbawioną wzroku.
Szła dalej, coraz dalej. Obawa jej wzrastała z każdą chwilą, ponieważ trudy i wysilenia błąkały prawie jej zmysły.
A jeżeli nie wydostanie się na wolność? Jeżeli padnie tutaj sił pozbawiona.
W takim razie byłaby zgubioną. Przekonywała się o tem z największą zgrozą. Zimny dreszcz przebiegał jej członki. Włosy stawały jej na głowie. Drżała, kolana chwiały się pod nią, zimno ścinało jej członki.
Wymawiała pomięszane, nie mające związku wyrazy... zdawała się tracić rozum wobec tych strasznych wrażeń.
Korytarz podziemny zdawał się być bez końca.
Sassa stanęła i wsparła się o ścianę.
Czy miała wracać?... A może czerwony Sarafan przyjdzie do wieży i nie zastanie jej!...
Nie!... skoro zaszła tak daleko, powinna była użyć ostatnich sił, ażeby dostać się do wyjścia, bo przecież jakieś wyjście być musiało.
Szła dalej.
Pierś jej wznosiła się gwałtownie... powietrze było napełnione szkodliwemi gazami... groziło jej zaduszenie.
Chwiała się.
Nagle uderzyła nogą o kamień... wyciągnęła ręce...
Krzyk przerażenia rozległ się w podziemiu...
Przyszła do końca lochu, ale wyjście z niego było zasypane kamieniami, i ziemią! Nie było wyjścia! Była zagrzebaną!
Nie była w stanie przenieść tego zawodu.
Załamała ręce rozpacznie!
— Na pomoc!... litości! — wołała słabym, zamierającym głosem, — wybaw mnie, ocal Sarafanie!... Umieram! powietrza!... precz stąd!... Mój ukochany panie...
Wymawiając te wyrazy, padła bez zmysłów.
Przedmiotem jej ostatniej myśli był Jan Sobieski.
Biedna ślepa niewolnica padła na rumowisko, którem zasypane było wyjście.
Jeszcze westchnienie wydobyło się z jej piersi.
Potem nastąpiła cisza, śmiertelna cisza w podziemiu, w tym wielkim, ponurym grobie, do którego żaden odgłos ze świata nie mógł się dostać.
Sassa nie poruszała się.
Imię Sobieskiego zmarło na jej ustach, a wśród snów gorączkowych czuła go przy sobie...
Sen był litościwszym, niż rzeczywistość!”


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.