Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres II/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Karwowski
Tytuł Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
Część Okres II
Rozdział Sprawy kościelne
Wydawca Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Sprawy kościelne.

I w dziedzinie kościelnej dotkliwie uwydatnił się system rządowy.
Najprzód zabrano się ostro do klasztorów żebrzących.
Już dnia 20 października 1830 r. minister spraw wewnętrznych i policyi Brenn doniósł naczelnemu prezesowi Księstwa, że wielka liczba kwestarzy zakonnych kręci się po kraju i pod pozorem kwesty podburza ludność polską przeciwko rządowi, trzeba więc temu zapobiedz. Atoli naczelny prezes odpowiedział ministrowi 6 listopada t. r., że klasztory wysyłają wprawdzie kwestarzy, ale w ograniczonej liczbie i to prostaków, którzy żadnego politycznego wpływu wywierać nie mogą.
Pomimo to, gdy Flottwell objął w W. Księstwie Poznańskiem rządy, poddał duchowieństwo klasztorne ścisłemu nadzorowi.
Dnia 22 marca 1831 r. doniósł mu naczelny prezes Prus Schoen, że kwestarz Bernardynów z Górki pod Łobżenicą przybył do Prus Zachodnich i tam polsko-patryotyczne wygłaszał mowy. Natychmiast wezwał Flottwell rejencyą bydgoską, aby wyśledziła owego kwestarza i stawiła go pod dozór policyjny, a klasztorom zagroziła najsroższemi karami, gdyby choć jeden z zakonników ściągnął na siebie podejrzenie pod względem politycznym. Tymczasem radca ziemiański powiatu wyrzyskiego Bukowiecki, któremu rejencya poleciła zbadać sprawę, stwierdził, że kwestarz klasztoru góreckiego nie mógł być w Prusach Zachodnich w tym czasie, jaki podał Schoen, bo był chory i z klasztoru się nie ruszał.
Chociaż żadnego przestępstwa nie można było dowieść zakonnikom, rejencya poznańska ograniczyła rozporządzeniem z dnia 2 maja 1831 r. kwestę 9 klasztorów żebrzących, znajdujących się w departamencie poznańskim, na pewien ściśle ograniczony obszar, grożąc, że w razie, gdyby który kwestarz pokazał się poza granicami tego obszaru, będzie uważany jako zwykły żebrak i włóczęga.
W tym czasie dowiedział się Flottwell, że O. Frasunkiewicz, przeor Dominikanów poznańskich, często wyjeżdżał. Napisał więc zaraz do arcybiskupa Dunina, że na to w żaden sposób w okolicznościach, jakie panują, pozwolić nie może, i wezwał arcybiskupa, aby przeorowi wyjazdów zakazał.
Arcybiskup odpowiedział, że O. Frasunkiewicz jego jurysdykcyi nie podlega, więc zakazu takiego wydać nie może, korzysta jednak ze sposobności, by zapewnić naczelnego prezesa, że O. Frasunkiewicz jest jednym z najgodniejszych zakonników, za którego ręczy, że wyjeżdża tylko w celu zbierania jałmużny, a nie w celach politycznych.
Nie zważając na to zapewnienie arcybiskupa, Flottwell wezwał 29 maja O. Bociańskiego, komisarza generalnego OO. Dominikanów, aby O. Frasunkiewicza odwołał z podróży i nie wypuszczał go z klasztoru,[1] bo, chociaż nie można mu dowieść propagandy politycznej, to jednak podróże nie zgadzają się z regułą klasztorną.
O. Bociański protestował, ale Flottwell zagroził, że w razie niezastosowania się do jego woli, surowo sobie z O. Frasunkiewiczem postąpi.[2]
Już też za długo było rządowi czekać na całkowite wymarcie zakonników, zatem podczas narad w Berlinie zimą 1832 r. postanowiono zamknąć wszystkie istniejące jeszcze w W. Księstwie Poznańskiem klasztory.
Było ich zaś jeszcze w departamencie poznańskim 10 męskich z 44 zakonnikami i 4 żeńskie z 31 zakonnicami, a w departamencie bydgoskim 6 męskich z 25 zakonnikami i 3 żeńskie z 11 zakonnicami, razem 23 klasztory z 111 osobami. Pomiędzy niemi 13 zakonników miało 70—80 lat, 2 zakonników 80—90 lat, a jeden nawet 96 lat. Zakonnic było 3 od 70—80 lat wieku i 3 zakonnice od 80—90 lat. Z zakonników 10 złożyło śluby zakonne przed 50—60 laty, z zakonnic 2 przed 50—60 laty, a 2 przed przeszło 60 laty.[3]
Komisya tedy, z samych protestantów złożona, skreśliła plan podziału majątku klasztornego, który dnia 31 marca 1833 uzyskał potwierdzenie królewskie.[4] Majątek wszystkich klasztorów, które w przeciągu trzech lat zniesione być miały, pozostający po wyposażeniu beneficyów, na które przechodziło duszpasterstwo, przez klasztory dotąd sprawowane, przeznaczono w ogólności na kościoły i szkoły w W. Księstwie Poznańskiem, ale tak katolickie, jak protestanckie, mianowicie wyznaczono 3500 talarów z tak zwanego funduszu sekularyzacyjnego dla nowoutworzonego gimnazyum ewangelickiego Fryderyka Wilhelma w Poznaniu, tudzież 2000 talarów rocznie na stypendya dla młodzieńców niemieckiego pochodzenia z W. Księstwa Poznańskiego, t. j. zazwyczaj ewangelików, umiejących po polsku i pragnących się sposobić w gimnazyach i na uniwersytetach do stanu nauczycielskiego i urzędów w W. Księstwie Poznańskiem.
Nadto zabierano budynki klasztorne na szkoły protestanckie, które obdarzano też ogrodami poklasztornymi. Z tegoż funduszu sekularyzacyjnego przeznaczono 6000 talarów na pomnożenie funduszu budowlanego w patronacie rządowym, zatem jedynie na korzyść fiskusa.
Gdy w r. 1828 klasztor bernardyński w Gołańczy[5] wygasł, proboszcz miejscowy przeniósł z drewnianego parafialnego kościoła nabożeństwo do kościoła pobernardyńskiego. Atoli dnia 27 maja 1829 r. oddano wbrew fundacyi kościół klasztorny nowopowstającej gminie ewangelickiej w Gołańczy z rozkazem ustanowienia osobnego ewangelickiego kaznodziei i umieszczenia go w budynku klasztornym. Napróżno katolicy ofiarowali gminie ewangelickiej, składającej się z niewielu rodzin, kościół parafialny. Gdy tedy tenże kościół mocno podupadł, zmuszeni byli katolicy odprawiać nabożeństwo w kościele klasztornym, gdzie się też odbywało nabożeństwo protestanckie. Takie stosunki doprowadziły do zatargów, wreszcie dnia 15 września 1833 r. przyszło do rozruchu, gdy pastor ukazał się z zapaloną fajką w ustach na cmentarzu przy kościele wobec zgromadzonych na nabożeństwo katolików. Ks. Michalski, który chciał powstrzymać wzburzonych parafian, został skazany na dwa lata więzienia, ale później uznano go niewinnym, pastora zaś, który podraźnił katolików, nie pociągnięto do odpowiedzialności.
Potem zmuszono katolików do wybudowania nowego kościoła własnym kosztem, kościół zaś klasztorny, zamieniony na ewangelicki, rząd odnowił; budynki i ogrody klasztorne podzielono.
Do r. 1840 rząd żadnej zapomogi nie dał na budowę lub odnowienie kościołów i budynków plebańskich, natomiast wspierał protestanckie kościoły z funduszów poznoszonych zakładów katolickich.
Flottwell dokonał też tego, że przekształcono zupełnie obadwa seminarya duchowne w Gnieźnie i Poznaniu. Do r. 1834 były one pod sterem XX. Misyonarzy, odtąd zreorganizowała je zwierzchność duchowna w porozumieniu z rządem w ten sposób, że w Poznaniu urządzono teoretyczne, w Gnieźnie zaś praktyczne seminaryum i do obu zakładów sprowadzono profesorów Niemców, skutkiem czego niektóre przedmioty jak historyą, filozofią i egzegezę wykładano po niemiecku, inne zaś po łacinie. Programy seminaryjne i dołączone do nich rozprawy ukazywały się po łacinie. Urządzenie całe tych seminaryów, mianowanie profesorów, decyzya, czego który z nich miał nauczać, wszystko to przeważnie zależało od władzy świeckiej; nawet mianowanie regensów seminaryjnych podlegało królewskiemu potwierdzeniu.[6]
Za Flottwella zwracała rejencya wszystkie pisma, które do niej przychodziły z konsystorzów w polskim języku. Wreszcie na przedstawienie arcybiskupa, że w konsystorzach zasiadają sami Polacy, ustanowiono jednego tłomacza przy każdym konsystorzu, ale za to wymagano, aby wszelkie polecenia konsystorzów do dziekanów i plebanów w niemieckim były pisane języku, a do tych, co tylko po polsku umieli, w obu językach. Rejencya żądała wykazów, ilu księży tylko po polsku umiało i którzy w niemieckim języku mogliby pisywać. Pierwszym dozwolono jak dotąd używać języka polskiego, drugim nakazano tylko po niemiecku pisywać.
Ponieważ Flottwell uważał duchowieństwo polskie tak samo jak szlachtę za nieubłaganych wrogów rządu, postanowił wychować w duchu rządowym młodszą generacyę księży. W tym celu zamierzył stworzyć przy uniwersytecie wrocławskim wielki konwikt dla teologów z W. Księstwa Poznańskiego. Na ten cel przeznaczył rząd 16,000 talarów rocznie, zakupiono już nawet grunt na budowę konwiktu, ale arcybiskup Dunin, który w r. 1833 dał swoje przyzwolenie, spostrzegłszy się, do czego Flottwell zmierza, cofnął je, a natomiast zażądał dla młodych teologów z Księstwa pozwolenia odbywania studyów w Monachium, Wiedniu, Pradze lub Rzymie.
Tak więc sprawy religijne za Flottwella wystawione były na niechęć obcych z wyznania i języka urzędników. Stąd powoli naprężały się stosunki pomiędzy władzą duchowną a świecką, aż nareszcie przyszło do gwałtownego zatargu w sprawie małżeństw mięszanych.
Sprawa tak się miała:[7]
Bula papieża Benedykta XIV Magnae nobis admirationis z dnia 29 czerwca 1748 r., wystosowana do biskupów polskich, nakazywała, aby wszystkie dzieci małżeństw mieszanych po katolicku były wychowywane. Temu przepisowi sprzeciwiał się § 76 tyt. 11, część II pruskiego prawa krajowego, wymagający, aby synowie w religii ojca, a córki w religii matki wychowywane były, sprzeciwiał się też rozkaz gabinetowy króla pruskiego z 21 listopada 1803 r., aby wszystkie dzieci w religii ojca wychowywane były, jeżeli małżonkowie innej nie zawarli ze sobą umowy. Za nastaniem Księstwa Warszawskiego obydwa powyższe przepisy pruskie przestały obowiązywać, a prawo ówczesne cywilne, uważając małżeństwo tylko jako kontrakt cywilny, względem religijnego ślubu nic nie postanowiło, duchowni więc trzymali się buli Benedykta XIV z 29 czerwca 1748 roku.
Przy zajęciu W. Księstwa Poznańskiego oświadczył wprawdzie Fryderyk Wilhelm III w patencie z 15 maja 1815, że religia katolicka będzie szanowana, mimo to zaprowadzono 1 marca 1817 r. powszechne prawo krajowe pruskie, którego § 76 sprzeciwiał się wolności Kościoła, a 1834 r. zawiadomił naczelny prezes Flottwell arcybiskupa Dunina, że ustawa z 21 listopada 1803 r., tycząca się wychowania dzieci w religii ojca, jest obowiązującą.
Takie zmiany sprawiły niepewność i niejednostajność w postępowaniu duchownych co do dawania ślubów osobom różnego wyznania.
Tymczasem wydał Pius VIII dnia 25 marca 1830 r. brewe do arcybiskupa kolońskiego i biskupów monasterskiego, trewirskiego i padernbornskiego, nakazujące wychowanie wszystkich dzieci małżeństw mięszanych w wierze katolickiej. To brewe, ogłoszone 1834 r., dostało się przez pisma publiczne do wiadomości duchowieństwa W. Księstwa Poznańskiego. Wszczęte stąd wątpliwości i mnogie zapytania, do konsystorzów gnieźnieńskiego i poznańskiego w sprawie małżeństw mięszanych nadchodzące, spowodowały arcybiskupa Dunina do proszenia ministeryum 13 stycznia 1837 r., aby pozwoliło mu brewe Piusa VIII w archidyecezyi gnieźnieńsko-poznańskiej ogłosić lub zwrócić się do Stolicy Apostolskiej o usunięcie wątpliwości.
Na to otrzymał 30 stycznia 1837 r. odpowiedź, że brewe Piusa VIII wydane zostało tylko do arcybiskupa kolońskiego i biskupów monasterskiego, trewirskiego i padernbornskiego i przeto tylko w ich dyecezyach mogło być ogłoszone, powtóre, że ogłoszenie go w archidyecezyi gnieźnieńsko-poznańskiej wprowadziłoby nowość, dotychczasowemu zwyczajowi przeciwną.
Arcybiskup odpowiedział 15 kwietnia 1837 r., że ministeryum świeckie, a do tego akatolickie nie może pouczać go jako arcybiskupa katolickiego, kogo brewe Piusa VIII obowiązuje, oraz czy ogłoszenie go byłoby nowością, a do pisma swego dodał obszerny wywód, wykazujący, że wnioskowanie ministeryum jest przeciwne zasadom Kościoła katolickiego; zaraz powtórzył prośbę swoją.
Pismo arcybiskupa nie odniosło pożądanego skutku, ministeryum bowiem w reskrypcie z 3 maja tegoż roku dało odmowną odpowiedź i oświadczyło, że poleciło władzom cywilnym, aby natychmiast oparły się, gdyby który kapłan zapowiedzi i ślub czynił zawisłemi od warunku wychowania dzieci po katolicku — że wywód arcybiskupa okazuje objęcie ograniczone, nieznajomość prawa i nieprzychylność ku rządowi — że nareszcie arcybiskup ma postępować sobie tak, jak poprzednicy jego Gorzeński i Wolicki, którzy ustnie zapewnili, że księdza katoliccy błogosławią małżeństwa mięszane bez owego warunku, w przeciwnym bowiem razie chwyconoby się ostrych środków.
Na powyższy reskrypt odpowiedział arcybiskup 14 czerwca, że jego wywód sprawy nie miał na baczeniu praw i skutków małżeństwa pod względem cywilnym, lecz małżeństwo, o ile jest Sakramentem i że o tem, jak ten Sakrament ma być administrowany, żadna władza świecka rozstrzygać nie może, tylko najwyższa władza Kościoła, dalej, że jeśli arcybiskup Gorzeński i Wolicki owe ustne oświadczenie złożyli, to się pomylili — że głos Głowy Kościoła w brewe Piusa VIII koniecznie większą wagę mieć musi, nić osobiste zdanie owych dostojników kościelnych. W końcu prosił arcybiskup raz jeszcze o pozwolenie przedstawienia sprawy Stolicy Apostolskiej.
W odpowiedzi z dnia 30 czerwca zagroziło ministeryum w razie stosowania się do brewe Piusa VIII zatrzymaniem pensyi, dla konsystorzów generalnych wyznaczonej, i przysłało arcybiskupowi odpis świadectwa generalnego konsystorza poznańskiego z czasów administracyi arcybiskupstwa, iż osobom różnego wyznania bezwarunkowo śluby były dawane.
Wtedy to zwrócił się Dunin 26 października wręcz do króla, przedstawiając mu rzecz całą, ale i od tego dnia 30 grudnia stanowczą otrzymał odmowę. Nie zważając na nią, a utwierdzony w przekonaniu swojem alokucyą Grzegorza XVI do kardynałów z dnia 10 grudnia 1837 r., potępiającą bezprawnie zaprowadzoną praktykę względem małżeństw mięszanych, przeciwną nauce Kościoła katolickiego, polecił okólnikiem z dnia 30 stycznia 1838 r. duchowieństwu swemu trzymać się ściśle brewe Piusa VIII, a instrukcyą z 27 lutego 1838 r. zagroził nieposłusznym duchownym złożeniem z urzędu.
Kapituła poznańska stanęła po stronie arcybiskupa i przez delegata swego, proboszcza katedralnego Przyłuskiego, wyraziła mu cześć i uznanie, za co jej własnoręcznem pismem 16 marca 1838 r. serdecznie podziękował. Nie poszła więc kapituła poznańska za gorszącym przykładem kapituły kolońskiej, która, ulegając parciu ze strony rządu, poważyła się nieprawnie obrać administratora dyecezyi, a nawet czcigodnego swego pasterza, Klemensa Augusta Droste zu Vischering, broniącego odważnie nauki Kościoła, oskarżyła jako winowajcę przed papieżem.
Rozgniewany oporem arcybiskupa Dunina i Drostego rozkazał król 9 kwietnia 1838 r. ministeryum pruskiemu aresztować i zamknąć w fortecy każdego, coby się ośmielił ogłaszać lub rozpowszechniać rozporządzenia „zagranicznych władz duchownych”, a 12 kwietnia wydał manifest „do poddanych swoich katolickich W. Księstwa Poznańskiego”, w którym powtarzał uroczyste swoje przyrzeczenia co do wolności Kościoła katolickiego, ale zarazem zapowiadał, że ostro wystąpi przeciw „nasieniom niezgody i nieufności, któreby złośliwa chęć lub źle zrozumiana i błędem uwiedziona gorliwość wśród nich rozpościerać usiłowały.”
Tymczasem wytoczył Flottwell z polecenia królewskiego proces arcybiskupowi. Ale arcybiskup wzbraniał się stanowczo stawać w sprawach kościelnych przed świeckim sądem, zaczem rząd ogłosił 25 czerwca 1838 r. rozporządzenie arcybiskupie za nieważne i zagroził tym, coby temu rozporządzeniu byli posłuszni, karą, nieposłusznym zaś przyrzekł opiekę.
Papież pochwalił postępowanie ks. Dunina i zaprotestował przeciwko bezprawnym krokom rządu.
Na Wielkanoc 1839 r. powołał król ks. Dunina do Berlina. Tam przyjęto go z wielkim odznaczeniem, ale trzymano jakby więźnia. Napróżno deputacya obywatelstwa miasta Poznania, którą składali Kasper Kramarkiewicz, Stanisław Kolanowski i Sypniewski, przybyła do Berlina, by wyprosić powrót arcybiskupa.
Gdy wszelkie usiłowania złamania stałości ks. Dunina okazały się daremnemi, ogłoszono mu wyrok: Złożenie z urzędu, sześciomiesięczne więzienie, niezdolność piastowania w przyszłości jakiegokolwiek urzędu w Prusach i zapłacenie kosztów procesu.
Z wykonaniem tego wyroku zwlekano, z czego korzystając, opuścił arcybiskup potajemnie Berlin i ku wielkiej radości dyecezyan powrócił 8 października do Poznania. Ale już następnej nocy aresztowano go i odwieziono do fortecy kołobrzegskiej. Z tego samego powodu zamknięto w fortecy mindeńskiej arcybiskupa kolońskiego Klemensa Augusta Droste zu Vischering.
Oburzyło to cały świat katolicki, a tak w Nadrenii, jak w W. Księstwie Poznańskiej przestały bić dzwony, ucichły organy i pieśni, wszelkie zabawy ustały, w Poznaniu panie polskie przyodziały żałobę.
Wszystko to się stało, nim jeszcze kapituły gnieźnieńska i poznańska zarządziły żałobę kościelną. Rzad nakazał znieść ją, ale nakaz nie skutkował.




  1. Piękny klasztor OO. Dominikanów, jeden z najstarszych w kraju, rozebrano 1865 r.
  2. Laubert M. Bettelmönche in der Provinz Posen. Historische Monatsblätter, XVI, nr. 3.
  3. Posener Zeitung. R. 1835, nr. 163.
  4. Promemoria w sprawie nadwyrężenia praw kościoła katolickiego od czasu królewsko-pruskiego zaboru. Poznań 1848. Nakładem i czcionkami Kamieńskiego.
  5. Klasztor w Gołańczy rozpoczął budować Olbracht Jan Smogulecki, starosta nakielski, dziedzic Gołańczy, przed r. 1652, ukończył zaś budowę syn jego Marcin, który OO. Bernardynom 15,000 zł. wyznaczył, a żona jego, Katarzyna z Rozdrażewa, przydała 5,000 zł. Dziennik Poznański, 1868, nr. 65. Zamek w Gołańczy zburzyli Szwedzi 1656 r.
  6. Kuryer Poznański. R. 1887, nr. 158. Artykuł „Przed półwiekiem”
  7. Okólnik arcybiskupa Dunina do duchowieństwa. Poznań, 30go stycznia 1838 r.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Karwowski.