Historya (Krasicki, 1830)/Xięga II/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Historya (Krasicki, 1830)
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X. Publiczne nieszczęścia zwyczajnie najbardziej dają się czuć prywatnym ludziom. Mają możni swoje excepcye, i jużto musi być ostatnia klęska, kiedy i oni cierpią. Życie moje ukryte na wsi nie oszczędziło mi nieszczęścia powszechnego uczestnictwa. Dwa razy musiałem z całą gromadą wsi naszej w góry uciekać. Za każdym powrotem zastaliśmy domy spustoszałe, obory i gumna puste. Za trzecim razem, gdym nawet i znaku domu mojego nie zastał, porzuciłem kraj winą rządców zgubiony.
Przebywszy granice prowineyi Chen-si, znalazłem się w kraju zupełnie dzikim, błąkałem się przez kilka miesięcy między górami, wszedłem nakoniec w niziny, ale te piaszczyste żadnego nie mogły dać pożywienia. Zimno zaczęło mi dokuczać; chcąc więc przynajmniej znośniejszego powietrza szukać, udałem się ku zachodowi, w tej nadziei, iż przynajmniej kraj jaki mieszkalny znajdę. Daremne były przez długi czas usiłowania moje : zaszedłszy jednakże w kraj górzysty i leśny, znalazłem podobnąż wcale sytuacyą do owej, gdziem był pierwszy raz odmłodniał.
Osiadłem tam, chcąc w oddaleniu od towarzystwa ludzkiego, które mi się było sprzykrzyło, dni, jeżeli nie zupełnie szczęśliwe, przynajmniej spokojne pędzić. Żem miał drzewa dostatek, zbudowałem sobie dóm nie wspaniały, ale wygodny, uprawiłem znaczny kawał roli, gdzie zasiawszy, te, które mi się zdawały sposobne do wyżywienia, a dobre do smaku jarzyny i zioła, dostatecznie w tej mierze byłem uprowidowany.
Że wstrzemięźliwość i praca najlepszem jest dla człowieka lekarstwem, nauczyło mnie naówczas doświadczenie. Przez cały czas życia mojego na puszczy, najmniejszego nawet znaku choroby nie postrzegłem. Złapałem był w sidła kilkoro małych zwierząt nakształt sarn, takem je ułaskawił, iż mnie nigdy nie odstępowały : toż samo z wielorakiem ptastwem uczyniłem, które mnie wielce bawiło śpiewaniem swojem, jam im opatrywał żywność, o którą bardzo mi było łatwo, ziemia albowiem była żyżna.
Potrzeba, matka inwencji, nauczyła mnie zczasem wszystkich rzemiosł. Ja, który nie bywszy cieślą postawiłem dóm; gdy suknie starością zbótwiałe ze mnie spadły, z kory drzew, zrazu niewygodne, dalej znośniejsze, nakoniec wcale i wygodne i przystojne suknie sporządziłem sobie, instrumenta rolnicze mojej inwencyi, lubo bez żelaza, tak przecie służyły do uprawy ziemi, jak te, którem w ręku innych rolników widział. Na końcu do tegom stopnia inwencyi przyszedł, żem z kory i liści zrobił papier, atrament z wyciśnionych rozmaitego ziela soków, piór dodawały mi ptaki.
Obdarzony w te wynalazki jeszczem się bardziej w mojej pustyni zakochał, i postanowiłem u siebie, ile możności, jak najdłużej w niej mieszkać, a czas odmłodnienia jak najdalej przewlekać, żeby doznać do jakiego terminu w wstrzemięźliwości przepędzony dojść może.
Czas, który mi zbywał od pracy, zacząłem łożyć na pisanie : mając sposobność do wielorakich obserwacyj, opisałem naturę i przymioty wszystkich drzew i ziół, które tylko były w okolicach mieszkania mojego. Rozmaicie ich skutków próbując, dociekłem wiele sekretów, udzieliłem niektóre, i wiele jeszcze innych udzielę; lubo przyznać się muszę, iż są między niemi takowe, z któremi się taić muszę dla tego, żebym większej nie otworzył sposobności do złego nieprawym ludziom.
Oprócz tych xiąg wiele jeszcze pisałem w różnych materyach, najbardziej mi żal historyi od czasów Zoroastra, aż do Ptolemeusza, syna Lagowego; tam wszystkie dawnej Filozofji tajemnice były zawarte, i chronologia dokładna najdawniejszych monarchij. Zginęła mi ta xięga, jak niżej powiem, i mój herbarz we dwudziestu dziewięciu tomach in folio.
W tak słodkich zabawach przebyłem lat siedmdziesiąt dziewięć, gdy jednego razu wchodzą,......[1]
Gdyśmy się więc przeprawili przez tę rzekę, obróciwszy się Lech do swoich, a widząc strwożonych i zmordowanych przeciągiem drogi, pobudzał ich do odwagi i cierpliwości, obiecując wkrótce żyżne siedliska i zdobycz obfitą. Dzielniejsze te były obietnice nad układną przemowę, na którą człowiek prosty, żadnej nauki nie mający zdobyćby się zapewne nie mógł. Ruszyło więc ochotnie nie tak wojsko, jak bardziej tłum rozmaitego gatunku ludzi z żonami, dziećmi i bydłem. Tym sposobem, gdyśmy przebyli Odrę, a zaszliśmy w kraj pusty, lasami zarosły, i gdy Lech uznał, iż ziemia była dobra, rzeki i jeziora rybne, paszy dla koni i bydła dostatek, osiadł w miejscu od siebie upatrzonem; i jeżeli nazwać można miastem namioty i budy chróściane, powiem naówczas z Kadłubkiem i Długoszem, że miasto założył.
Chcąc pierwiastki swoje uszlachcić kronikarze narodu Polskiego, przyczynę nazwiska Gniezna, od znalezionego tam orlego gniazda dają; a ciągnąc jednę konsekwencją z drugiej, temuż szczęśliwemu znalezieniu przypisują herb polski orła białego. Nie przeczę ja temu, że Gniezna do gniazda jest podobieństwo, wiem, że Polska pieczętuje się orłem białym, i że ten herb wzięto, musiała być tego jakowa przyczyna. Ale miłość prawdy wymaga po mnie, abym szczerze i rzetelnie opisał, na com oczyma mojemi patrzał.
Lech, jakem wyżej namienił, nieuczony, prosty, nie tylko orła sobie za herb nie wziął, ale nawet nie wiedział co to jest herb; za jego czasów zwyczaj herbów nie był używany. Lubo Rzymianie na proporcach półków swoich mieli orły, akta cesarskie, a dawniej senatu nie znały pieczątek z tem piętnem. Używali w szczególności obywatele sygnetów do pieczętowania listów swoich, ale każdy brał do sygnetu takowe znamię, jakie się mu podobało. Plutarch twierdzi, iż na sygnecie Pompejusza wyryty był lew, nie można jednak stąd wnosić, że Pompejusz był herbu Prawdzic.
Orły gnieżdżą się na wierzchołkach skał, tych około Gniezna nie masz, a choćby i były, mogę śmiele upewnić czytelnika, że nam natenczas o większe rzeczy chodziło, niż o szukanie gniazd. Nie od orlich więc gniazd, ale od pierwszego w tem miejscu zagnieżdżenia się, osadę Lechową zczasem nazwano Gnieznem.
Dobrze jest mieć liczną koligacyą, ale żebyśmy z Czechami i Rusią byli bracią stryjecznorodzonymi, i to się z prawdą nie zgadza. Lech żadnego brata nie miał, tylko dwie siostry, tych mężowie osadzili Kalisz i Poznań, miasta dotąd stołeczne województw tegoż nazwiska.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Przypis własny Wikiźródeł Tu kilkadziesiąt kart z manuskryptu świeżo było wydartych, i mimo najusilniejsze starania moje znaleźć ich nie mogłem. Co więc na pierwszej karcie po wydartych następowało, wiernie kładę. (przyp. autora)