Fragment (Lange, 1893)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Lange
Tytuł Fragment
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
FRAGMENT.


I ja pragnąłem również mych tortur udziału,
I ja pragnąłem walki tytanicznej grzmotów,
I ja pragnąłem krzyżów męczeńskiego szału
I miłości potężnych — i wysokich lotów.

Ale przyszedłem na świat w dniach mogilnej ciszy,
Gdy zamarły już echa ostatecznych gromów,
Gdy niebotyczne góry rodzą nędzne myszy
I rozbił się olbrzymów bój na bój atomów.

I tak zamiast mię zaraz dać pod miecz katowski,
Życie niosło mi zwolna swe jadowe bole,
I walki swe nikczemne — i mizerne troski
I miłości fałszywych próżne aureole.

Jak jednostajny potok chłodnych dni jesiennych
Bez tęcz i bez piorunów na szarym błękicie
Na tej bezwładnej glebie moich walk codziennych
Zlodowaciała krew ma i zastygło życie.

Jak krople dżdżu, co febry lód gorący tłoczą,
Płynie mi tych atomów szereg niedościgły;
Jak złośliwe robaki serce moje toczą
I ciało moje kolą jak zatrute igły,

I duszę mą w wieczystych trzymają konaniach,
Których nigdy nie kończy dzwon pogrzebu twardy;
Miljardy ich zginęły w przeszłości otchłaniach
I widzę ich w przyszłości straszliwe miljardy.


Widzę te nieskończone męczeństwa godziny,
Jak Makbet, co spogląda w czarownic zwierciadło
I dostrzega w nim Banka niezliczone syny
I nie dosięgnie w przyszłość dłonią swą opadłą.

Zaledwie jedna igła w tym pościgu wiecznym
W zmęczoną pierś mi wpiła swe żądło mizerne,
Oto druga już ogniem pali mię serdecznym
I z tych ukłuć nicestwa bóle mam niezmierne.

Omdlały tym powolnym atomów pochodem
Pytam, czy nie stanęły już bytu zegary,
Czy jaskinia Eola pokryła się lodem
I marzę nawałnice, wichry i pożary.

Jestem niby ów chińczyk strażą otoczony,
Nędzarz na długie noce wyklęty bezsenne,
Albo człowiek spętany i tak zawieszony
Nad przepaścią, by nie wpadł w jej łono bezdenne.

I tak mi życie całe jest jak kat złośliwy,
Który niemo w powolnych żarzy mię płomieniach,
Lub pająk, co szaremi więzi mię przędziwy
I w ciągle wzrastających pogrąża mię cieniach.

Potem, jak ów skazaniec do ławy przykuty,
Nad którym ostry miecz się kołysze widomy,
Miecz, który powolnemi, lecz stałemi rzuty
Szyderczo ku mej piersi schodzi nieruchoméj.

Lecz nigdy nie uderza śmiertelnym piorunem,
Co jedną krwawą iskrą do grobu układa, —
I zwolna mnie zabija mizernym piołunem
Ta wielka w swem nicestwie małych trosk szkarada.

Napróżno uderzały pulsa me namiętne,
By uciec choćby w ogniach od żywota kału,
Dusi mię to powietrze zatęchłe i mętne
I dziś jam tylko żebrak czynu i zapału.


Warszawa.Antoni Lange.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.