[311]PÓŁNOC
FAUST / CZTERY WIEDŹMY: BRAK,
WINA, TROSKA, NĘDZA
ZJAWIAJĄ SIĘ CZTERY ZJAWY NIEWIEŚCIE
PIERWSZA
DRUGA
TRZECIA
CZWARTA
RAZEM
Podwoje zamknięte, niegościnny próg;
tu bogacz zamieszkał, niema dla nas dróg.
BRAK
WINA
NĘDZA
A na mnie-by spojrzał z wzgardliwem obliczem.
[312]TROSKA
Wam siostry niewolno — ja sama tam wpłynę,
bo troska się wśliźnie przez każdą szczelinę.
(Troska znika)
BRAK
W pomroki się, siostry, oddalcie stąd czarne.
WINA
Ja z tobą; do ciebie się siostro przygarnę.
NĘDZA
A z wami w zespole popłynie w ślad nędza.
RAZEM
Przygasły już gwiazdy, wiatr chmury napędza;
z oddali, z oddali, z bezkształtnej pomroczy
cień czwarty się zbliża — — śmierć kroczy!
FAUST
(w pałacu)
Trzy odeszły, a cztery postacie widziałem;
mówiły z sobą; treści słów nie zrozumiałem;
jedno z nich brzmiało: „nędza“ — a wraz drugie słowo
„śmierć“ zawołało ponuro, grobowo;
załopotała echem noc upiorna, głucha.
Więc jeszcze nie wywiodłem ku wolności ducha?!
Gdybym potrafił mosty po za sobą spalić,
wyzbyć się czarnoksięstwa, zaklęcia oddalić,
i przed naturą stanąć w mocy niezawodnej —
ten trud byłby zwycięski i człowieka godny.
Byłem człowiekiem zanim ducha w mroki wpiąłem,
nim bluźnierstwem świat cały i siebie przekląłem.
A teraz na powietrzu tyle siły wrogiej,
że nikt nie wie jak umknąć i jak jej zejść z drogi.
[313]
Dzień się mądrze uśmiecha i radośnie świeci,
noc nas łowi w majaków przeraźliwe sieci;
z łąk kwiecistych wracamy, z słonecznego rana,
nagle wrona zakracze; co kracze? — „przegrana“.
Tysiące zabobonów myśl naszą oblega:
„na psa urok“, „zły omen“, „uważaj“ — przestrzega.
Tak spłoszeni, strwożeni — jesteśmy wciąż sami.
Drzwi skrzypią, nikt nie wchodzi skrzypiącemi drzwiami.
(strwożony)
TROSKA
FAUST
TROSKA
FAUST
TROSKA
Zostanę; tutaj miejsce moje.
FAUST
(zrazu gniewny)
(łagodnieje)
(do siebie)
Nie chcę zaklęć! Czarami się dziś nie ukoję.
TROSKA
Choć mnie nie słyszy nikt, bezdźwięcznej,
powiada o mnie głos wewnętrzny;
[314]
postać się moja wciąż przeradza:
złowieszcza moja władza.
Idę przez miasta, wody, niwy,
wierny towarzysz, przeraźliwy;
każdy mnie znajdzie, nikt nie szuka,
— schlebia — przeklina — ofuka —
Czyż nigdy Fauście nie zaznałeś troski?
FAUST
Przez świat przebiegłem jak wichr samowładnie;
rozkosz, użycie w przelocie chwytałem —
co niedomiarem, niechajże przepadnie;
co umykało, tego nie szukałem!
Żądzą-li żyłem i tylko spełnieniem
i znowu żądzą! — Tak mocy pragnieniem
porwałem życie na wielkość i władzę;
dzisiaj idę w mądrości, dziś idę w rozwadze.
Już dostatecznie krąg ziemi poznałem,
w zaświaty mierzyć — próżnym ducha szałem!
Głupiec, kto szuka tęsknemi oczami
sobie podobnych ponad obłokami!
Niech stoi twardo, niech patrzy pojętnie;
dzielnemu ziemia odpowiada chętnie.
Pocóż te wzloty ku wieczności szczytne?!
Poznanie jego winno być uchwytne.
Niech tak pomiernie dni przeżywa swoje;
ani go strachy zmogą, ani niepokoje;
w dążeniu naprzód znajdzie szczyt i skłony —
on — nigdy niczem niezaspokojony!
TROSKA
Kogo los w moje sidła wżenie,
utonie w mroków powodzi
i w wieczne pójdzie zatracenie,
gdzie dzień nie wschodzi, nie zachodzi.
[315]
Na zewnątrz zmysłów tęgie siły,
<a wewnątrz mrok wszechwładny —
choćby wkrąg skarby się piętrzyły,
nie zdoła ich posiąść, bezradny.
W szczęściu, nieszczęściu mrze z udręki,
i w spichrzu z głodu ginie;
życia radości, życia męki
jutrzejszej zdaje godzinie.
Tak teraźniejszość przyszłością spowija,
aż życie w pustce strwonione — przemija.
FAUST
Zaprzestań! Nie dojdziesz do ładu ze mną!
Próżno tą gadaniną wołasz.
Wyjdź stąd! Litanją swoją ciemną
i najmędrszego otumanić zdołasz.
TROSKA
(w dalszym ciągu)
Iść? Wracać? — A znikąd obrony —
co czynić? — W myśli trwa bezładnej;
na środku drogi, jak zwiedziony,
półkroki stawia, nieporadny.
Wszystko się wkoło gnie i troi,
na bezpowrotne wszedł rozstaje;
siebie i bliźnich niepokoi,
aż w tej rozterce tchu nie staje.
Ani umiera, ani żyje,
ani to rozpacz, ni poddanie —
aż-ci bezwola go spowije
i pchnie w bolesne poniechanie.
Strach i ucieczka, pęd wolności,
półsen i jawa w ciągłej biedzie —
[316]
tak trwa na miejscu, w niepewności,
która go prosto w piekło wiedzie.
FAUST
To wy, nieszczęsne strachy, w zło wiedziecie ludzi,
wasz omam potysiąckroć rodzaj ludzki trudzi.
Dni obojętnych zamieniacie trwanie
w męki, okowy twarde, wstrętne zamieszanie.
Trudno się schronić, wiem, przed demonami,
nierozerwalne więzy wiążą nas z duchami;
ale twoje podstępy mnie, trosko, nie wadzą,
nie uznaję cię! Pomiatam twą władzą!
TROSKA
A więc ją poznaj, Fauście! — Oto
z złorzeczeniami opuszczam cię!
Wzrok ludzki zawsze jest ślepotą,
więc-że i ty żyj wreszcie w ćmie!
(tchnęła na niego)
(znika)
FAUST
(oślepły)
Noc, zda się, coraz gęstszym mrokiem zionie,
a w wnętrzu mojem żywe światło płonie;
co zamierzyłem dokonam w tej chwili,
rozkazem władnym wielki czyn się zsili.
Wstawajcie słudzy! Chłop w chłopa, a zgrają!
Niech się szczęśliwie plany dokonają.
Chwyćcie narzędzia, rydle i łopaty!
Strzec mi porządku! Za pilność w tym czynie
rychła nagroda was, dzielni, nie minie;
by wielkich dzieł dokonać, czegóż trzeba więcej? —
wystarczy jeden duch wśród rąk tysięcy.