Przejdź do zawartości

Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)/Część druga/Północ

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Faust
Wydawca Franciszek Foltin
Data wyd. 1926
Druk Franciszek Foltin
Miejsce wyd. Wadowice
Tłumacz Emil Zegadłowicz
Tytuł orygin. Faust
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 1
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PÓŁNOC

FAUST  /  CZTERY WIEDŹMY: BRAK,
WINA, TROSKA, NĘDZA

ZJAWIAJĄ SIĘ CZTERY ZJAWY NIEWIEŚCIE
PIERWSZA

Ja jestem Brak.

DRUGA

Ja jestem Wina.

TRZECIA

Ja jestem Troska.

CZWARTA

Ja jestem Nędza.

RAZEM

Podwoje zamknięte, niegościnny próg;
tu bogacz zamieszkał, niema dla nas dróg.

BRAK

Przewiałabym cieniem —

WINA

— Tu byłabym niczem.

NĘDZA

A na mnie-by spojrzał z wzgardliwem obliczem.

TROSKA

Wam siostry niewolno — ja sama tam wpłynę,
bo troska się wśliźnie przez każdą szczelinę.

(Troska znika)
BRAK

W pomroki się, siostry, oddalcie stąd czarne.

WINA

Ja z tobą; do ciebie się siostro przygarnę.

NĘDZA

A z wami w zespole popłynie w ślad nędza.

RAZEM

Przygasły już gwiazdy, wiatr chmury napędza;
z oddali, z oddali, z bezkształtnej pomroczy
cień czwarty się zbliża — — śmierć kroczy!

FAUST
(w pałacu)

Trzy odeszły, a cztery postacie widziałem;
mówiły z sobą; treści słów nie zrozumiałem;
jedno z nich brzmiało: „nędza“ — a wraz drugie słowo
„śmierć“ zawołało ponuro, grobowo;
załopotała echem noc upiorna, głucha.

Więc jeszcze nie wywiodłem ku wolności ducha?!
Gdybym potrafił mosty po za sobą spalić,
wyzbyć się czarnoksięstwa, zaklęcia oddalić,
i przed naturą stanąć w mocy niezawodnej —
ten trud byłby zwycięski i człowieka godny.

Byłem człowiekiem zanim ducha w mroki wpiąłem,
nim bluźnierstwem świat cały i siebie przekląłem.
A teraz na powietrzu tyle siły wrogiej,
że nikt nie wie jak umknąć i jak jej zejść z drogi.


Dzień się mądrze uśmiecha i radośnie świeci,
noc nas łowi w majaków przeraźliwe sieci;
z łąk kwiecistych wracamy, z słonecznego rana,
nagle wrona zakracze; co kracze? — „przegrana“.
Tysiące zabobonów myśl naszą oblega:
„na psa urok“, „zły omen“, „uważaj“ — przestrzega.
Tak spłoszeni, strwożeni — jesteśmy wciąż sami.
Drzwi skrzypią, nikt nie wchodzi skrzypiącemi drzwiami.

(strwożony)

Kto tu?

TROSKA

Ja!

FAUST

Ktoś ty?

TROSKA

Jestem; tutaj stoję.

FAUST

Precz stąd!

TROSKA

Zostanę; tutaj miejsce moje.

FAUST
(zrazu gniewny)
(łagodnieje)
(do siebie)

Nie chcę zaklęć! Czarami się dziś nie ukoję.

TROSKA

Choć mnie nie słyszy nikt, bezdźwięcznej,
powiada o mnie głos wewnętrzny;

postać się moja wciąż przeradza:
złowieszcza moja władza.
Idę przez miasta, wody, niwy,
wierny towarzysz, przeraźliwy;
każdy mnie znajdzie, nikt nie szuka,
— schlebia — przeklina — ofuka —

Czyż nigdy Fauście nie zaznałeś troski?

FAUST

Przez świat przebiegłem jak wichr samowładnie;
rozkosz, użycie w przelocie chwytałem —
co niedomiarem, niechajże przepadnie;
co umykało, tego nie szukałem!
Żądzą-li żyłem i tylko spełnieniem
i znowu żądzą! — Tak mocy pragnieniem
porwałem życie na wielkość i władzę;
dzisiaj idę w mądrości, dziś idę w rozwadze.
Już dostatecznie krąg ziemi poznałem,
w zaświaty mierzyć — próżnym ducha szałem!
Głupiec, kto szuka tęsknemi oczami
sobie podobnych ponad obłokami!
Niech stoi twardo, niech patrzy pojętnie;
dzielnemu ziemia odpowiada chętnie.
Pocóż te wzloty ku wieczności szczytne?!
Poznanie jego winno być uchwytne.
Niech tak pomiernie dni przeżywa swoje;
ani go strachy zmogą, ani niepokoje;
w dążeniu naprzód znajdzie szczyt i skłony —
on — nigdy niczem niezaspokojony!

TROSKA

Kogo los w moje sidła wżenie,
utonie w mroków powodzi
i w wieczne pójdzie zatracenie,
gdzie dzień nie wschodzi, nie zachodzi.

Na zewnątrz zmysłów tęgie siły,
<a wewnątrz mrok wszechwładny —
choćby wkrąg skarby się piętrzyły,
nie zdoła ich posiąść, bezradny.

W szczęściu, nieszczęściu mrze z udręki,
i w spichrzu z głodu ginie;
życia radości, życia męki
jutrzejszej zdaje godzinie.

Tak teraźniejszość przyszłością spowija,
aż życie w pustce strwonione — przemija.

FAUST

Zaprzestań! Nie dojdziesz do ładu ze mną!
Próżno tą gadaniną wołasz.
Wyjdź stąd! Litanją swoją ciemną
i najmędrszego otumanić zdołasz.

TROSKA
(w dalszym ciągu)

Iść? Wracać? — A znikąd obrony —
co czynić? — W myśli trwa bezładnej;
na środku drogi, jak zwiedziony,
półkroki stawia, nieporadny.

Wszystko się wkoło gnie i troi,
na bezpowrotne wszedł rozstaje;
siebie i bliźnich niepokoi,
aż w tej rozterce tchu nie staje.

Ani umiera, ani żyje,
ani to rozpacz, ni poddanie —
aż-ci bezwola go spowije
i pchnie w bolesne poniechanie.

Strach i ucieczka, pęd wolności,
półsen i jawa w ciągłej biedzie —

tak trwa na miejscu, w niepewności,
która go prosto w piekło wiedzie.

FAUST

To wy, nieszczęsne strachy, w zło wiedziecie ludzi,
wasz omam potysiąckroć rodzaj ludzki trudzi.
Dni obojętnych zamieniacie trwanie
w męki, okowy twarde, wstrętne zamieszanie.
Trudno się schronić, wiem, przed demonami,
nierozerwalne więzy wiążą nas z duchami;
ale twoje podstępy mnie, trosko, nie wadzą,
nie uznaję cię! Pomiatam twą władzą!

TROSKA

A więc ją poznaj, Fauście! — Oto
z złorzeczeniami opuszczam cię!
Wzrok ludzki zawsze jest ślepotą,
więc-że i ty żyj wreszcie w ćmie!

(tchnęła na niego)
(znika)
FAUST
(oślepły)

Noc, zda się, coraz gęstszym mrokiem zionie,
a w wnętrzu mojem żywe światło płonie;
co zamierzyłem dokonam w tej chwili,
rozkazem władnym wielki czyn się zsili.
Wstawajcie słudzy! Chłop w chłopa, a zgrają!
Niech się szczęśliwie plany dokonają.
Chwyćcie narzędzia, rydle i łopaty!
Strzec mi porządku! Za pilność w tym czynie
rychła nagroda was, dzielni, nie minie;
by wielkich dzieł dokonać, czegóż trzeba więcej? —
wystarczy jeden duch wśród rąk tysięcy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Emil Zegadłowicz.