Gdyby mi ducha nie krępowali,
Formą wykutą z zimnych lodu brył,
Płynąłby w górze ponad obłokami,
Za słońca światy — szczęśliw by się krył.
I tam z wysoka cudu nieba siłą. Proroczych natchnień dałby wielką moc, Głosem aniołów wnosiłby pieśń miłą Gdy w ludzkie serca padnie zwątpień noc.
Ale mi chyże skrzydła nie obcięli,
AleAle mi chyże skrzydła me obcięli,
Nogi spętali w niecnych intryg szmat,
Blask mego słońca sobą zasłonili —
I — witaj! — mówią — teraz tyś nasz brat.
Ani ja bratem, ani waszym duchem, Ani ja włożę w zimnej formy głowę, Lecz przepotężnym młodych orlic ruchem Pozrywam pęta — pójdę w światy nowe,
Toż mocą bólu skrzydła mi wyrosły,
Niedola chyżość lotu mi nadała,
Praca i trudy w górę mię uniosły,
Nić twórcza — wieczna — prząść siebie kazała.
Posłuszna idę za głosem jej świętym W prorocze sfery natchnień cudnych kraj I gdy na ziemię ze skrzydłem podciętem Spadam... Przynoszę nieba rozśpiewany maj.