Encyklopedja Kościelna/Begwinki i Begwardzi

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Encyklopedja Kościelna (tom II)
Redaktor Michał Nowodworski
Data wyd. 1873
Druk Czerwiński i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron

Begwinki i Begwardzi. W wiekach średnich, oprócz zakonów, istniały luźniejsze stowarzyszenia religijne, które się od pierwszych różniły tém, że od wstępujących nie wymagano wiecznych ślubów, zrzeczenia się własności i ścisłej klauzury. Ten rodzaj stowarzyszeń religijnych sięga początkami swemi pierwszych czasów chrześcjaństwa i poprzedza nawet ustanowienie pierwszych reguł zakonnych. Nawet cenobici w IV wieku, t. j. w pierwszym okresie życia zakonnego, nie składali wiecznych ślubów. Swobodniejsze stowarzyszenia religijne utrzymywały się przez całe wieki średnie, obok surowszych. Krajem, w którym największe znajdowały one poparcie, była Belgja. Malderus, bp Antwerpji, mówi: „Begwinki nie są zakonem, lecz pobożném stowarzyszeniem i niejako przygotowaniem do doskonalszego stanu zakonnego; w zgromadzeniu tém żyją bogobojne niewiasty, w sposób odpowiadający usposobieniu i charakterowi narodu. Naród ten bowiem przywiązany jest wielce do swobody swojej i woli być kierowanym niż przymuszanym. Jakkolwiek większą zasługą jest Bogu się poświęcić przez wykonanie ślubów czystości, posłuszeństwa i ubóstwa, i wiele kobiet te śluby wykonywa, większa część wszakże lęka się nieodwołalnych przyrzeczeń. Wolą one pozostawać czystemi, niż przysięgać wieczną czystość; wolą dobrowolnie być posłusznemi, niż formalnie zobowiązywać się do posłuszeństwa, jak również przekładają one ćwiczenie się w ubóstwie, przez skromne używanie swego majątku, nad zupełne wyrzeczenie się własności” (Hallmann, Gesch. des Ursprungs der belgischen Beghinen, Berlin 1843). Z powyżej przytoczonych słów biskupa Antwerpji, łatwo objaśnić sobie charakter stowarzyszenia begwinek, inaczej zwanych beginkami, beguinkami i beguttami. Wdowy i dziewice, aby uniknąć niebezpieczeństw świata, gromadzą się w związki religijne, żyją w ascetyzmie i odosobnieniu, bez wykonywania uroczystych ślubów, zobowiązując się wszakże na czas pozostawania w stowarzyszeniu do posłuszeństwa względem proboszcza i przełożonej, do zachowywania czystości i życia ubogiego. Nie ulegają one surowej klauzurze, mogą znosić się z ludźmi świeckimi, za pozwoleniem przełożonych, zajmują się nauczaniem dziewcząt i pielęgnowaniem chorych. W każdej chwili mogą opuścić stowarzyszenie, powrócić do świata i wstępować w związki małżeńskie. Wychodząc ze zgromadzenia, otrzymują napowrót to wszystko, co wniosły do funduszów zgromadzenia. Wspólne ich życie (vita communis) jest odmienne od zakonnego. Mieszkają nie w klasztorach, lecz w tak nazwanych begwińskich domach (beginagium, begginasium, curtis beguinarum), w mieście lub za jego murami. Taki dom begwiński składa się z pewnej liczby domków, otoczonych jednym wspólnym murem. W każdym domku mieszka jedna lub dwie begwiny; każda prowadzi własne gospodarstwo. Utrzymują się z dochodów stowarzyszenia, z robót ręcznych, z nauczania i darowizn pobożnych ludzi. Co pozostaje z dochodów, po opędzeniu potrzeb, używa się na czyny miłosierne. Jako stowarzyszenie swobodne nie mają beg. wspólnej reguły i ubioru zakonnego. Każdy dom begwiński ma własne statuty i zwyczaje, łagodniejsze od klasztornych, i własną formę ubioru, odpowiadającą odzieży zwykle przez uczciwe i poważne kobiety noszonej. Jedne domy używały koloru błękitnego, inne brunatnego i t. d. Trudno oznaczyć z dokładnością czas powstania stowarzyszeń begwińskich. W średnich wiekach powszechnie mniemano, co zresztą najlepsze źródła historyczne stwierdzają, że w drugiej półowie XII w. ksiądz Lambert le Begues albo le Beghe, z m. Lüttich, założył pierwszy dom begwiński, i instytucja ta stała się wzorem wszystkich późniejszych. Właśnie wtedy panowało w m. Lüttich wielkie zepsucie obyczajów. Biskup Rudolf był prawdziwą klęską dla swojej djecezji i nietylko gorszył innych własném postępowaniem, lecz rozdawał za pieniądze godności i beneficja kościelne najniegodziwszym ludziom. Na placu publicznym sprzedawano przez licytację dostojeństwa duchowne. Doszło więc do tego, że rozpusta duchowieństwa podsycała ogólną rozwiązłość obyczajów. Wtedy gorliwy kaznodzieja Lambert wpadł na myśl założenia instytucji, w której uczciwe niewiasty mogłyby bogobojne życie prowadzić. Tak powstał pierwszy dom begwiński, około 1184 r. Nazwę begwinek zatrzymano dla przechowania pamięci założyciela. Takie panowało mniemanie o początku begwinek do XVII w. Lecz oddawna przechowywało się też podanie, że stowarzyszenie begwinek datuje się już od czasów Beggy, córki majordoma Pepina Landeńskiego w VII w., i że ich nazwisko od niej pochodzi (Rettberg, Kirchengesch. Teutschl.). To podanie, opierające się głównie na podobieństwie nazwisk, zostało przedmiotem badań naukowych dopiero od XVII w. Głównymi jego obrońcami byli: professor Erycius Puteanus z Leodjum, i Ryckel, opat klasztoru św. Gertrudy. Pierwszy w dziele, wydanem 1630 r., p. t. De beguinarum apud Belgas instituto et nomine, podaje św. Beggę jako założycielkę begwinek; dokładniej jeszcze tę rzecz traktuje opat Ryckel, w obszernej książce: Vita S. Beggae cum historia Begginasiorum. Obaj powołują się na dokumenta znalezione w domu begwińskini w Vilvorde pod Bruksellą. Z tych dokumentów okazuje się, że dom begwiński w Vilvorde istniał już na 100 lat przed Lambertem. Odtąd hypoteza Ryckla i Puteana powszechnie przez uczonych była przyjmowana za pewny fakt historyczny; dowodzenia zaś Coensa, kanonika w Antwerpii, współczesnego Rycklowi, odrzucano jako niewiarogodne. Nawet Mosheim, opierając się na dokumentach vilvordzkich, utrzymywał, że początek begwińskich związków sięga dawniej niż czasy Lamberta. Taki jest wywód dosyć głośnego dzieła Mosheima: De beghardis et beguinabus commeutarius, Lips. 1790. Inny obrót przybrała kwestja o początku begwinek, od wyjścia w r. 1843 książki dra Hallmanna, lekarza, który się pilnie zajmował historją tego stowarzyszenia. Udało mu się rozwiązać zawikłaną sprawę. Hallmann niezbitemi dowodami stwierdził, że dokumenty vilvordzkie są fałszywe i odnoszą się nie do XI lecz do XIII w. Z aktu fundacji okazuje się, że dom begwiński w Vilvord założony został dopiero w 1239 r.; biskup kambrejski Wilhelm nazywa go w 1294 r. novella plantatio. Owocem więc badań dra Hallmanna jest, że Lambert, bogobojny kapłan, był istotnym założycielem związków begwińskich; zaczém także idzie, że begwinki od niego biorą swe nazwisko, a nie od saksońskiego wyrazu beggen, prosić albo modlić się, jak utrzymują Mosheim i Bollandyści. Lambert zaś nazywał się le Beghe, jąkała, nie dla tego, żeby sam miał się jąkać, gdyż, przeciwnie, był on sławnym na swoje czasy kaznodzieją, lecz że był to przydomek jego familji. — Instytucja begwinek wkrótce do ościennych krajów przeszła. W skutek wojen krzyżowych wiele niewiast utraciło mężów, wiele dziewic rodziców lub narzeczonych. Tysiące kobiet szukało przytułku w domach begwińskich, tém więcej, że mało jeszcze wtedy było klasztorów żeńskich. Najliczniejsze domy begwińskie były w Niderlandach, gdzie w miastach było ich po kilka, a niektóre dawały przytułek trzystu lub czterystu kobietom. Francja, Włochy i Niemcy miały swoje domy begwińskie. W Kolonji ok. r. 1250 było 1000 begwinek. W wielu miejscach zajmowały się pielęgnowaniem chorych. W 100 lat po założeniu, tu i owdzie do domów begwińskich przenikły marzycielskie nauki braci i sióstr wolnego ducha, fratricellów i innych spirytualistycznych sekt XIII i XIV w., a ponieważ i różne heretyckie stowarzyszenia pod nazwą begwinów i begwardów się ukrywały, zaczęto pilniejszą zwracać uwagę na domy begwińskie. Największemu skażeniu uległy stowarzyszenia begwińskie w południowej Francji, gdzie spirytualistyczne marzycielstwo miało swoją główną siedzibę. Na synodach, w Kolonji 1306 r. i Vienne 1311 r., potępiono ośm zdań heretyckich, rozpowszechnionych wówczas między begwinami i begwardami (Harduin, Coll. concil. VII p. 1358; Raynald, Ann. ad a. 1306 n. 18). Zamknięto wiele domów begwińskich, inne ocaliły się przyjęciem reguły św. Franciszka lub św. Dominika. Lepsze czasy dla tej instytucji nastąpiły za Papieża Jana XXII, który wziął pod swoją opiekę wszystkie begwinki, wolne od skażenia heretyckiego. Znowu liczba ich zaczęła się powiększać, lecz, pomimo to, stowarzyszenia begwińskie już nie powróciły do dawnéj świetności. W Niemczech mianowicie niektóre domy begwińskie tak nizko upadły, że władze duchowne musiały je zamykać, z powodu ich rozpustnego życia. Tak w r. 1470, z polecenia Papieża, Bernard, opat z Hirsau, zamknął w Szwabji kilka begwińskich stowarzyszeń, męzkich i żeńskich. Reformacja zsekularyzowata pozostałe domy begwińskie. Obecnie, o ile nam wiadomo, istnieją begwinki w jednéj tylko Belgji, i są bardzo szanowane przez miejscową ludność: wielki dom begwiński w Gandawie (Beguinage, Beggynhof), nie tknięty przy reformach Józefa II, stanowi jakby małe miasto oddzielne i liczy około 700 niewiast. Noszą one czarne ubranie, a na głowie biały welon. Nowicjuszki mają oddzielne ubranie, a które niedawno przyjęły welon, noszą nadto na głowie wieniec. Zajmują się także wyrobem koronek. R. 1846 wszystkich domów było w Belgji 20, z 1549 begwinkami. — Późniejszego pochodzenia są Begwardzi (beghardzi, beggardzi), stowarzyszenia męzkie, utworzone na wzór żeńskich. Nie mają one właściwego swego fundatora, lecz powstawały w rozmaitych miejscach i czasach. Opat Ryckel wyprowadza begwardów także od św. Beggi, choć czyni to z niejakiém powątpiewaniem. Gieseler w swojej Historji Kościoła (Kirchengesch. Bd. II Thl. 2) przytacza, że w Vita Joannis II, episcopi Megalonensis (Gallia christ. tom V), powiedziane jest: „Petro Beguino ejusque asseclis anno 1176 impia dogmata spargentibus etc.“ Podług tej cytaty begwardzi byliby dawniejsi od Lamberta le Beghe i jego begwinek. Lecz wyrazy przytoczone nie należą do jakiegoś dawnego dokumentu, lecz do autorów Galliae christianae, którzy marzycieli XII w. nazwali późniejszém nazwiskiem. Pierwszą wiadomość o begwardach spotykamy pod r. 1215. Utrzymywali się oni z robót ręcznych, mianowicie z tkactwa, spełniali niższe posługi w kościołach i prowadzili życie podobne do begwinek. Rozpusta i herezje zakradły się pierwej do begwardów niż do begwinek. Wielu fratricellów i braci wolnego ducha ukrywało się pod ich nazwiskiem. Ztąd poszło, że inkwizycja, Papieże i cesarze surowo ich karali, i w niektórych miejscach nie było już więcej begwinów w końcu XIV w., w innych ostatnie ich ślady spotykamy w końcu XV w. Większość poprzechodziła na tercjarzy zakonów żebrzących. Resztki begwardów zniósł Innocenty X w 1650 roku. — Oprócz powyżej wymienionych dzieł Hallmanna i Mosheima, ob. Fehr, Allg. Gesch. der Mönchsorden. (Hefele).J. N.

Begwardzi do Polski przybyli z Niemiec i osiedli na granicy posiadłości krzyżackich, w djecezji chełmińskiej, gdzie biskupi kujawscy posiadali swe dobra stołowe. Wisław bp ustąpił im znacznej części gruntu, na którym w Złotorji wystawili klasztor i kościół pod tyt. św. Krzyża; zastrzegł jednak, iż gdyby kiedykolwiek zniesieni zostali, lub istnieć przestali, dobra te do biskupa kujawskiego mają wrócić (sub ea videlicet conditione donavit, ut si ullo unquam tempore sectam begardorum ipsorum cassari seu destrui forte contingeret, Theiner, Monum. 1 f. 163). Zdaje się, że już wówczas nie mieli dobrej opinji; wkrótce też zaczęli jawnie szerzyć swe błędy. Gdy zaś Klemens V na soborze wieneń. roku 1311 begwardów potępił, następca Wisława, Gerward, bawiąc w Awenionie u Papieża Jana XXII, uzyskał powrócenie sobie tych dóbr. W tym celu Papież polecił biskupowi poznańskiemu i dwom prałatom gnieznieńskim, dziekanowi i scholastykowi, aby wyprowadzili śledztwo i dobra begwardów biskupowi kujawskiemu oddali. Biskup poznański i dziekan gnieznieński wezwali przed swój sąd Henryka, Rudolfa, Jana i innych tej reguły zakonników, którzy musieli okazać się winnymi herezji, gdy bez żadnej trudności, dobrowolnie (l. c. Theiner) oddali klasztor, kościół i drzewo Krzyża św., oraz należące do nich: łąkę, winnicę, sad i grunta, mianowicie 10 włók we wsi Dobrzejewicach (Damalewicz, Vitae Ep. Vlad. p. 222), z wszelkiemi przywilejami i prawami, które tenże biskup kujawski odebrał zaraz w posiadanie przez plenipotenta. Lękając się jednak, aby w przyszłości begwardzi nie czynili o nie zabiegów, biskup Gerward r. 1321 uzyskał u Papieża Jana XXII zatwierdzenie tego aktu (u Thein. I f. 163). I słuszne były jego obawy, gdyż jeszcze w r. 1354 ukrywali się oni w prowincjach polskich. Gdy bowiem inkwizytorowie ścigali ich w okopach Magdeburga, Bremy, w Turyngji, Hessji i innych, znaczna ich liczba schroniła się do księstwa Szczecińskiego, na Szląsk i do Polski. Aby stanowczy położyć im koniec, Innocenty VI napisał list do biskupów i książąt Polski i Szląska, prosząc o dawanie pomocy inkwizytorom, wysłanym w celu tępienia ich sekty w tych stronach, in quibus beghardorum et beginarum hujus modi esse dicitur multitudo (Thein. I f. 555). Mało jednak znajdujemy dziś śladu o istnieniu klasztorów tych w Polsce, co zapewne w zawiązkach zaraz niszczonej ich sekcie przypisać należy. Akta kapituły sandomierskiej świadczą, że do tego miasta begwinki zaprowadziła Jadwiga, żona Władysława Łokietka, r. 1315 [1]. Lecz i później okazywano im dość względów, gdy król Kazimierz Jagielończyk r. 1459 nadania te potwierdził. Nie sprzyjały zapewne błędnym zasadom swych siostr i braci włoskich i niemieckich, albowiem tak gorliwy biskup, jak Zbigniew Oleśnicki, nie byłby ich ścierpiał w djecezji krakowskiej. W tychże aktach znajduje się wzmianka o niektórych domach, placach i ogrodach, około kościoła kolegjackiego, czyli około dzisiejszej katedry, które do begwinek należały. Że to zgromadzenie istniało w Sandomierzu jeszcze r. 1533, dowodem jest list króla Zygmunta I, pisany w tymże czasie do Jana Tarnowskiego, starosty sandomierskiego, w którym to liście poleca mu król, aby nie dozwalał odbierać gruntów do begwinek należących, do których sobie wikariusze kolegjaty prawo rościli. Kiedy jednak to zgromadzenie istnieć u nas przestało, żadnego nie znalazłem śladu.X. M. B.




  1. Długosz jednak nie czyni o nich żadnej wzmianki in libro beneficiorum.