Encyklopedia staropolska/Mór

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Gloger
Tytuł Encyklopedia staropolska (tom III)
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii


Mór w Polsce. „Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas, Panie!“ Snadź powietrze było klęską nie lada, skoro postawiono je na czele wszystkich innych. Jakoż w samej rzeczy, gdzie się tylko ukazało, wnet tysiące ofiar ginęły pod jego zabójczem tchnieniem. Kto żyw, szukał ratunku w ucieczce, a pierwsi dawali do tego przykład dawni lekarze, przestrzegając:

To troje zwykło w ludziach powietrze wytracać:
Wnet daleko wyjść, uchodzić i nierychło wracać.

Dla niesienia pomocy pozostawali tylko niektórzy zakonnicy, ale po to tylko, aby chorych jednać z Bogiem, ciała ich grzebać i samym z zarazy umierać. Dr. Fr. Giedrojć w cennej pracy swojej „Mór w Polsce“ (Warszawa, 1899 r.) powiada o lekarzach XVI i XVII w., którzy o „powietrzu“ pisali rozprawy, że pojęcia ich były wspólne całej Europie, bo lekarzami w Polsce ówczesnej byli albo cudzoziemcy, albo Polacy, którzy studja swoje uzupełniali w akademjach niemieckich, francuskich i włoskich. Tenże autor podaje bibljografję wszystkich rozpraw, wśród których najstarsza w języku polskim Andrzeja z Kobylina nosi tytuł: „Rządzenie bardzo dobre przeciw powietrzu morowemu“, wydana w zielniku Siennika (Kraków, r. 1542). Bibljografja to dość obszerna, bo z czterech wieków obejmuje około setkę autorów i parę setek ich prac lekarskich, opisowych i historycznych. Dalej autor przechodzi chronologicznie wiadomości dochowane o „powietrzu“ i innych epidemjach śmiertelnych. Nie zawsze bowiem w wiadomościach tych można znaleźć djagnozę o rodzaju epidemii. Pierwsze wiadomości dochowały się z w. X-go (z lat: 985 i 987). W XI w. panowała zaraza w latach: 1003, 1006—1007 i 1053. W XII-ym w. w latach: 1118, 1120—1121, 1124, 1153, 1158, 1174 i 1186. W XIII-ym w. w latach: 1205—7, 1211, 1219, 1221—4, 1235, 1241, 1264, 1277, 1282—3, 1285, 1287—8 i 1298. W wieku XIV-ym panował mór w Polsce w latach: 1301, 1307—10, 1312—15, 1317, 1319, 1335, 1343—5, 1348—50, 1359—60, 1362—5, 1370—72, 1382—4 i 1385. W wieku XV-ym w latach: 1408, 1412—13, 1419—20, 1425—7, 1430, 1432, 1438, 1440, 1446, 1451–2, 1455—6, 1464—7, 1472—3, 1475, 1480, 1482—4, 1491 i 1495—7. W wieku XVI-ym w latach: 1505—10, 1512—1516, 1520, 1524—5, 1528—30, 1535, 1538, 1540, 1542—4, 1546—9, 1551—3, 1557, 1562—6, 1568, 1570—73, 1575, 1578, 1580, 1585—93, 1598—1600. W wieku XVII-ym 1601—5, 1607—13, 1617—8, 1620, 1622—5, 1627—32, 1634, 1637—9, 1641, 1645, 1648, 1650—63, 1665, 1667, 1672—9, 1693 i 1699. W w. XVIII w latach 1704—14, 1717—19, 1721—2, 1727—30, 1732, 1734, 1736—40, 1744—9, 1755—6, 1764, 1769—71, 1773, 1775, 1780, 1782—4, 1786, 1788 i 1797—1800. Dr. Giedrojć pod każdym rokiem przytacza współczesne opisy epidemii, z których widzimy, że były to choroby rozmaite, nieraz jedną tylko okolicę lub miasto nawiedzające i po większej części z morowem powietrzem nic wspólnego nie mające. Tak np. 1788 r., „w końcu marca pokazała się influenza, trwała wprawdzie miesiąc tylko, ale zdążyła przez ten czas dotknąć niemal trzecią część mieszkańców Polski“. Lubo śmiertelność skutkiem choroby tej była niewielka, ze względu atoli na znaczną liczbę chorych i niezmiernie szybkie szerzenie się zarazy postanowiono wystąpić z nią do walki i w tym celu z rozporządzenia władz ówczesnych podano do publicznej wiadomości „Obwieszczenie“, które podpisało d. 31 marca 1788 r. trzech doktorów: „Boecler, Rewel i Walenty Gagatkiewicz, dokt. nadworny J. Kr. Mości. Ostatni mór prawdziwy przyniesiony był do Polski w r. 1769 przez powracające z Multan i Wołoszczyzny wojska rosyjskie i panując na Podolu, Ukrainie, Wołyniu i Rusi Czerwonej przez lat dwa, wyludnił Bar, Międzyboż, Zasław, Dubno, Gródek podolski i Kamieniec. Ogólną liczbę ludzi zmarłych wówczas na zarazę morową obliczono na 200,000, a sam Kamieniec Podolski z okolicą — jak Rolle powiada — stracił blizko 30,000 mieszk. Większość naszych lekarzy, piszących o morze od w. XVI do końca XVIII, wyobrażała sobie istotę zarażającą w postaci jakiejś nieuchwytnej „mgły gęstej“, „zaduchu“ (Ruffus), „jadowitej pary“ (Sokołowski), „waporu“ (Lucy i Wolff) i t. p. Ta para, dostawszy się z wciągniętem powietrzem do krwi, „zapala i zaraża“ ją, a z krwią „przecisnąwszy się do serca“, zabija człowieka. Z takich pojęć wypływały i odpowiednie rady ówczesnych medyków, np. żeby lekarz, znajdując się u chorego, stał przy oknie, przez które wiatr wchodzi, chory zaś leżał tam, kędy wiatr wychodzi, lub żeby choremu wypuszczać krwi dużo, aby tą drogą umniejszyć ilość zawartego w niej jadu. U autorów XVIII w. widać już dążenie do bliższego określenia zarazka i natury procesów, zachodzących w chorym ustroju. Pod tym względem lekarze przyszli do przekonania, że są to sprawy chemiczne. Bardzo zajmujące wyjaśnienie spraw patologicznych w chorym ustroju znajdujemy w broszurze wydanej r. 1771 przez księgarza Groella w Warszawie p. t. „Rozumne powietrza przyczyny“. Jakiemi zaś drogami starano się poznać własności zarazka, wskazuje opisana w tej broszurze „próba na psach“, która wykazała, że jad zarazy morowej, żeby zarazić, musi być w krew wpuszczony. Druga teorja wskazywała obecność „chrobaczków“ we krwi jako przyczynę choroby. Autorowie XVIII wieku sądzą, że zarazek najłatwiej się ima takich przedmiotów, jak: futra, konopie, jedwab’, wełna, len, pierze, że na zmniejszenie siły zarazka wpływa czystość powietrza, w którem „zaraźliwe cząsteczki rozlatują się“, a przeciwnie w zepsutem, wilgotnem i ciepłem łączą się. Na pytanie, jak długo może przetrwać zarazek, lekarze nasi odpowiadają, iż w rzeczach zachowanych w lochu do lat 15-tu, w przewietrzanych do dni 30, w człowieku zaś dłużej nad 40 dni nie tai się. Główną przyczynę moru upatrywano w gniewie Bożym za grzechy ludzkie. Jeden tylko Śleszkowski, zacięty wróg Izraelitów, za czasów Zygmunta III utrzymuje, że Bóg zsyła „powietrze“ jako karę za protekcję okazywaną Żydom przez szlachtę i magistraty. Wszyscy jednak w bliższych określeniach upatrują przyczynę zarazy morowej w zepsuciu powietrza. Abraham Wolff powiada, że wiadomo z dziejów, iż mór nigdy nie powstał pierwotnie w Europie, ale bywał zawsze przyniesiony z innych części świata, że kolebką jego jest Egipt, z którego zwykle dostaje się do Stambułu a stamtąd szerzy się po Europie. W Egipcie zaś wybucha dlatego, że po wylewach Nilu pozostaje wielka ilość szlamu i robactwa, które, gnijąc w czasie upałów, zarażają powietrze „zgniłymi waporami“. Mróz „zgniliźnie jest przeciwny“ i dlatego to choroba w zimie całkiem zanika lub znacznie słabnie. Gdzie mór już się ukazał, tam zaraza przenosi się przez odzież, bieliznę i inne przedmioty po zmarłych a nawet przez „weźrzenie“ chorego połączone z obawą zarazy. Ostatnia wreszcie z przyczyn, wymieniana przez autorów wszystkich trzech stuleci, wyradza się w samym człowieku skutkiem używania zepsutych pokarmów i złej wody. I oto występuje zwykle mór po głodzie, „albo kiedy ludzie, smakowi swemu folgując, rzeczy grubych, sprosnych używają“. W domniemanych przyczynach moru astrologja grała także niepoślednią rolę. Na mniej obeznanych z jej tajnikami sprawiały większe wrażenie zjawiska widome, np. zaćmienie słońca, komety, meteory, które, zdaniem ówczesnych, nigdy nie wróżyły nic dobrego. Nawet ci, którzy nie wierzyli, aby kometa lub meteor mogły wywołać zarazę, z ukazania się ich wnosili, że powietrze stało się nienormalnem, a stąd więcej do przyjęcia zarazy morowej skłonnem. Do zjawisk, które uważano za przepowiednie moru, należały: mgła częsta, nadmiar deszczów, wiatry z południa i wschodu, grzmoty w styczniu, niezwykła obfitość gadów, owadów i robactwa, ryby w wodzie i ptaki, w locie zdychające, wylewy wód, ucieczka wróbli z wiosek i t. d. Autorowie nasi XVI wieku wyliczają następujące objawy zakażenia morem: zimno i dreszcze, potem stała gorączka, niezwykła ociężałość, ból i zawroty głowy, „odchodzenie od rozumu“, duszność, pragnienie, wymioty, nieraz krwawe, biegunka a potem zaparcie stolca, mocz mętny, cuchnący „jako od konia“, bezsenność lub ospałość, puchlina, bolączki czyli dymienice, blachy po ciele, śmierć prędka. Dymienice powstawały zwykle na trzeci dzień choroby tam, gdzie są gruczoły, zwykle bolesne, dosięgające wielkości orzecha lub pięści, najpierw twarde, po trzech dniach miękną a czwartego pękają. Plamy trupie występowały zwykle na krótko przed śmiercią. Wogóle zauważano w kobietach większą łatwość zarażenia się powietrzem niż u mężczyzn. Jeden z autorów, wymieniając (r. 1623) jako przyczynę tego ciekawość niewieścią, pisze: „Białogłowy są zawsze sposobniejsze do zachwycenia powietrza i z dyspozycyi ciał ich i też propter curiositatem ich i biegania do kościołów. Przeto najlepiej tę gadzinę z domu wysyłać, chcesz-li, aby cię nie zaraziła“. Kto raz przeszedł szczęśliwie chorobę, rzadziej zapadał ponownie, lubo znane były wypadki, w których jedna osoba 2 i 3 razy ulegała zarazie morowej. Jako oznakę nieuleczalności chorego uważano ciężki ból głowy, zmienność pulsu, wymioty, upadek sił i obawę śmierci. Nadzieję powrotu do zdrowia dawał apetyt i otucha wyzdrowienia. Procent jednak śmiertelności był tak znacznym, że niektórzy lekarze uważali wszelką pomoc za ułudną. Do szeregu przestróg sanitarnych, jakie dawali dla zapobieżenia zarazie lekarze polscy w wieku XVI, późniejsi mało co dorzucili lub zmienili, a przyznać trzeba — powiada dr. Giedrojć — że i dzisiejsi hygjeniści mieliby wprawdzie co dodać, ale odwołać niewiele. Żądali już dawni lekarze, aby od przyjezdnych do miasta wymagano świadectw, iż przybywają z okolic wolnych od zarazy, aby podejrzanych „wietrzyć“ za miastem przez 6 tygodni, w miejscu zarazy mieć dostateczną liczbę lekarzów, cyrulików, osobnych posługaczów do chorych, tragarzów i grabarzów. Także wszystkich, mających styczność z chorymi, zaopatrzyć w oznaki, np. krzyże białe na piersiach i plecach, mieć zapas pieniędzy na żywność i lekarstwa dla ubogich, psy i koty, biegające z domu do domu, z miasta usunąć, śledzić pojawienia się moru w każdym domu, zbudować za miastem dla chorych i podejrzanych sporo małych oddzielnych domków z desek, towary podejrzane w przeznaczonych ku temu szopach wietrzyć i t. d. Być może, że brakło nieraz sprężystości u władz rządzących a posłuszeństwa u panów, z czego wynikało zamieszanie, ale że zbyt źle się nie działo i że wiele przedsiębrano i dużo dobrego działano, na to przytacza dr. Giedrojć całe szeregi nieznanych a ciekawych faktów (od str. 89 do 109). Jako przyczynki do dziejów morowego powietrza w Polsce drukował Z. Gloger „Wyciągi z dziejów polskich „Długosza“ w VIII tomie „Pamiętnika fizjograficznego (r. 1888) tudzież w Gazecie Warszawskiej z r. 1892: „Dezynfekcja przed 112 laty“ (Nr 229). Było i przysłowie stare: „W mór a w wojnę najwięcej nowin bywa“.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Gloger.