Ekonomik (Ksenofont, 1857)/Rozdział XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ksenofont
Tytuł Ekonomik
Data wyd. 1857
Druk N. Kamieński i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Antoni Bronikowski
Tytuł orygin. Οίκονομικός
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XI.

Tutaj rzekłem: Ischomachu! o pracach żony twojej pono na teraz dosyć się dowiedziałem, wszystko godne pochwały was obojga. Opowiedz mi zatem, czem ty się zatrudniasz, abyś sam ucieszył się opowieścią tego z czego słyniesz, a ja, wysłuchawszy dokładnie i dowiedziawszy się, jeżeli potrafię, jakie są dzieła męża piękno-dobrego, wiele ci za to był wdzięcznym. Na Zeusa, rzekł Ischomach, bardzo ja ci chętnie opowiem, Sokratesie, czem się trwale zajmuję, abyś mnie poprawił, jeżeli ci się będę zdawał coś nienależycie pełnić. Ależ, rzekłem mu na to, jakże potrafiłbym ja poprawiać męża doskonale pięknego i dobrego, będąc zwłaszcza człowiekiem, o którym mniemają że bredzi i powietrze rozmierza,[1] nawet co jest najbezrozumniejszym zarzutem, ubóstwo mi wyrzucają! I za prawdę, Ischomachu, mocnobym był zasmucony tym zarzutem, gdybym niedawno napotkawszy konia Nikiasza przychodnia, nie był widział wielu za nim postępujących widzów i nie słyszał długiéj o tym koniu niektórych rozmowy; gdyż przystąpiwszy do kuszego zapytałem, czy i koń ten wielki posiada majątek. Ten zaś spojrzawszy na mnie, jakoby na zakrawającego tem zapytaniem na niezdrowego na umyśle, rzecze: jakiżby koń miał mieć majątek? Tak tedy ja znowu podniosłem czoło, dowiedziawszy się, że godzi się nawet biednemu koniowi być dobrym, skoro z natury duszę dobrą dzierży. Ponieważ więc godzi się i mnie być prawym mężem, opowiedz mi dokładnie swoje sprawy, abym słuchając, co zdołam zrozumieć, zaraz od dnia jutrzejszego poczynając usiłował naśladować. Stosowny bo też ten dzień[2] do poczynania od cnoty. Ty sobie żartujesz Sokratesie, rzekł Ichochmos, ale ja ci jednak opowiem, co działając staram się jak tylko mogę przebić przez życie. Przekonawszy się, iż ludziom, nie wiedzącym co należy czynić i baczyć, aby tak było dokonanem, nie dozwalają używać dobrego powodzenia bogowie, rozsądnym zaś i starannym, jednym dawają szczęście, drugim nie; taki zaczynam od uczczenia tychże bogów i staram się sprawiać, aby mi w skutek modłów moich wolno było pozyskać zdrowie i siłę ciała, cześć w mieście i przychylność u przyjaciół, chlubne ocalenie na wojnie i bogactwo uczciwie się mnożące. To ja usłyszawszy zapytałem: Chodziżci więc o to, Ischomachu, ażebyś był bogatym i wiele mając majątku wiele oraz miał zatrudnienia z dozoru nad nim? I bardzo, rzekł Ischomach, chodzi mi o to co pytasz; przyjemną bowiem zdaje się być, Sokratesie, i bogów czcić wspaniale i przyjaciół, jeżeli czego potrzebują, wspomagać, i wreszcie do ozdoby miasta z swej strony przyczynić się z swego mienia. Boć i, rzekłem, piękne to czyny, Ischomachu, które wymieniasz, i prawdziwie nader możnego męża; niewątpliwie. Kiedy wielu jest ludzi, którzy nie mogą żyć bez pomocy innych, wielu przestaje na tém jeżeli tylko zaspokoją swoje potrzeby; jakżeż nie uważać za bogaczy i potężnych, którzy nietylko swój dom opatrywać zdolni, ale jeszcze nadrabiać tak iż miasto przyozdabiają i przyjaciół wspierają? Lecz, rzekłem, wielkość takich mężów sławić wielu nas umie; ty zaś powiedz mi, Ischomachu, od czego wyszedłeś, jak zdrowie swe utrzymujesz? jak siłę ciała? jak to wolno ci i na wojnie szczęśliwie ocaleć? O zarobkowaniu będzie i potem czas jeszcze słuchać. Otóż, powiedział Ischomachus, wszystko to, jak mi się wydaje, jedno z drugiego wypływa. Skoro bowiem może się człowiek dostatecznie nasycić, słusznie utrzymuję iż trwa przy zdrowiu, przetrawiając pokarm pracą, z tegoż powodu i siły mu przybywać będzie; ćwicząc się w dziełach wojny prędzej ocaleje szczśliwie, należycie zaś starając się a nie próżnując, więcej oczywiście pomnażać będzie majątek. Dotąd, rzekłem, Ischomachu postępuję za tobą, gdy mówisz, iż trawiący przez pracę, starowny i ćwiczący się więcej uzyska owych dóbr; lecz, jakiej to pracy potrzeba do zdrowia i siły, jakie to są twoje ćwiczenia wojenne, i jakto starasz się nadrabiać, aby i przyjaciół wspomagać, i miasto wzmacniać; tego teraz pragnąłbym chętnie się od ciebie dowiedzieć. Przywykłem tedy, Sokratesie, mówił Ischomachos, wstawać z łoża o porze, w której jeżeli właśnie potrzebuję się widzieć z którym z domowników, mogę go jeszcze w domu zastać. Kiedy zatem wypadnie jaki interes do miasta, idąc za nim uważam to sobie za przechadzkę; jeżeli zaś niema nic nagłego w mieście, chłopiec przedemną prowadzi konia w pole, ja zaś pieszo postępując lepszą mam przechadzkę, Sokratesie, niż gdybym ją w przysionku świątyni[3] odbywał. Skoro zaś przybędę na rolę, czy to sadzą właśnie czy odwracają, czy sieją czy owoce zbierają, doglądając jak się to wszystko odbywa, poprawiam, jeśli wiem co lepiej. Potem zwyczajnie dosiadłszy konia odbywani na nim obroty, ile zdołam, podobne używanym na wojnie, puszczając się na poprzek i z góry, przez rowy i kanały, bacząc atoli przy tem ile możności, abym konia nie okulawił. Zatem odprowadza go chłopiec do domu, dozwoliwszy mu się wytarać na miejscu do tego przeznaczonem, zabierając oraz z folwarku do miasta jeżeli czego potrzebujemy; ja zaś częścią krokiem, częścią biegiem, powracając ścieram ze siebie drapaczką pot i kurzawę. Potem, Sokratesie, śniadam tyle, abym nie był ani czczym ani też przesyconym na dzień cały. Na Herę, rzekłem, Ischomachu, podoba mi się co robisz; w tym samym bowiem czasie z równem natężeniem używać środków do wzmocnienia zdrowia i siły, i ćwiczeń do wojny, zachodów około pomnożenia bogactwa — wszystko to bardzo mnie zachwyca. Zwłaszcza że dostateczne stawiasz dowody, iż każdej z tych spraw należycie pilnujesz: zdrowego bowiem zawsze i silnego z pomocą bogów cię widujemy, a wiemy, że cię do najlepszych jeźdźców i do najbogatszych liczą. A jednak, rzekł, pełniąc to Sokratesie, od wielu jestem pomawiany, ty zaś pewnie mniemałeś iż powiem, że od wielu pięknym i dobrym jestem nazywany. Otóż właśnie, rzekłem, miałem zapytać cię, Ischomachu, czy też i o to masz staranie, abyś mógł zdawać i odbierać liczbę, jeżeli komu lub od kogo brać ją wypadnie. Czyż, odpowiedział, właśnie temi sprawami wciąż zajęty, nie zdaję ci się, Sokratesie, usprawiedliwiać, że nikogo nie krzywdzę, ile mogę dobrze czynię wielu? oskarżać zaś ludzi czyż równie nie staram się przeto gdy widzę, jak wielu udręcza pojedyńcze osoby, niektórzy nawet miasto, a nikt nikomu dobrze nie świadczy? Lecz czy starasz się to tłómaczyć mową zapytałem, okaż mi jeszcze Ischomachu. Toć, odparł, nie ustają me usta, Sokratesie. Albo bowiem słuchając oskarżenia lub obrony którego z domowników rozsądzam ich, albo gromię kogo w obliczu przyjaciół albo pochwalam, albo godzę niektórych z powinowatych usiłując ich przekonać, iż korzystniej im jest się kochać jak nienawidzić. Czasem też w zebraniu domowem naganiamy którego z wodzów lub ujmujemy się za nim, jeżeli nie słusznie obwiniony, albo oskarżamy pomiędzy sobą, gdy kto niesprawiedliwej czci doznaje. Często też narady odbywamy i co pragniemy czynić uchwalamy, czegobyśmy nie chcieli działać, to odrzucamy. I nieraz już wyraźnie wydany bywał na mnie wyrok, Sokratesie, jaką chłostę lub karę mam ponieść. A to przez kogo, Ischomachu? zapytałem; nic bowiem o tem nie słyszałem. Przez żonę, odpowiedział. I jakżeś się bronił? zagadłem. Jeźli korzystną było mówić prawdę, wcale nie źle; jeżeli zaś kłamać, na Zeusa, Sokratesie, nie umiem owej[4] złej mowy wykręcać na dobrą. A ja dodałem: Podobno bowiem, Ischomachu, fałszu prawdą uczynić nie umiesz.





  1. Jest to alluzja do wierszy poety komicznego Aristofanesa, który wyśmiewając Sokratesa w swojéj sztuce Obłoki nazwanej ako za czczemi marzeniami się uganiającego, wprowadza go w niéj tak mówiącego w wierszu 225 „chodzę po powietrzu i rozpamiętywam słońce“
  2. Ironia na przesąd, jakoby pewne dni uprzywilejowane były do praktykowania w nich cnoty.
  3. t. j. w mieście.
  4. I ten zarzut uczynił Sokratesowi wzwyż przytoczony poeta Aristofanes, jakoby, jak się wyraził, posiadał dar obracania złej mowy na dobrą, tj. sofistycznemi wybiegami retoryki obraniania złej sprawy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ksenofont i tłumacza: Antoni Bronikowski.