Ekonomik (Ksenofont, 1857)/Przedmowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Bronikowski
Tytuł Przedmowa
Pochodzenie Ekonomik
Data wyd. 1857
Druk N. Kamieński i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PRZEDMOWA.

Wydając na widok publiczny te, że tak się wyrażę, pierwociny zajęć mych na tém polu, bo pracę w początkach zawodu przed wielu laty poczętą i dokonaną, miałem raczéj rzecz samą jak przedstawienie jéj w polskim języku na względzie. Trafnością i głębokością jakkolwiek w najprostszej postaci występujących pomysłów o Zarządzie domowym, jakim być powinien, jeżeli na nim jako na mniejszém wprawdzie, lecz nie mniej przeto zasadniczém ogniwie oprzeć się ma z siłą i znaczeniem owo wielkie, powszechność pewną rodzin i domów w potężne ciało Narodu zwierające; bynajmniéj ona nie ustępuje najzacieklejszym w tej dziedzinie badaniom mistrzów myślowych starożytnej Grecyi, Platona i Aristotelesa: chociaż rozleglej, i okazaléj, i już to świetniéj, jako pierwszy, już to w najdelikatniejsze włókna wywodów zapuszczając się zdumiewająco bystrzéj i subtelniéj jako drugi, utwierdzających na swéj podstawie, przecież utwierdzających na niéj, czy to polotem prawdziwie boskiego wzniesienia, czy samem dowodzeniem, równego nieznającym dotąd ostrzem rozumowania wspieraném, treść tylko tę samą. Niechybnie to prostotą swoją bezpretensyonalne wygłoszenie Prawd najwalniejszych w Ekonomiku sprawiło, iż tak mało dotąd nań uwagi zwracając, znaczenie i znakomitość onego zgoła prześlepiono, że użyję wyrażenia się Męża, wielką powagą, jako w innych, tak i w tej tu materyi stawającego. August Cieszkowski w liście swym z powodu zamiaru publikowania niniejszego przekładu do mnie łaskawie pisanym, między innemi te słowa, a nietylko tłómacza zdaje mi się, ale i czytelników jego, owszem nie mało podchęcić i zaciekawić do dzieła samego zdolne, kładzie: ...„mocnom się ucieszył, żeś się jął Ekonomiku Xenofonta, jednego z najulubieńszych i najbardziéj cenionych przezemnie dzieł greckiej literatury. Jestto prawdziwy klejnot naukowy, którego wartości dotąd nie dość uznano, prawie nawet mało domyślano się. Był czas gdy tém dziełem tak byłem zajęty, żem rozprawę nad niém rozpoczął, — niedoszłą do dojrzałości, jak wiele utworów młodocianych.“
Podobał się wszakże Ekonomik od najdawniejszych czasów do dziś dnia, jako to poświadczają liczne łacińskie i nowożytne jego przekłady i wydania, artystyczną stroną swoją. Tej wdziękom trudno już było zamknąć się czytelnikowi, jakimkolwiek nawet zmysłem Piękna udarzonemu, cóż dopiero dzierżącemu je w całéj najdelikatniejszéj pełni rozwinięcia, przed którego dziewiczemi promieńmi upadają w nicość pagodyczno-fantastyczne jawy rozgorzałéj w najdziwaczniejsze kształty orientalnéj wyobraźni, równie jak niesforne postacią grozy aż w chorobliwmść rozlewającego, a przemożnie panującego Czucia północy, a same tylko na złotym planie pozostają boskiego natchnienia dzieci, bijące miłosném sercem, ujmujące wyrazistemi acz prostemi barw powaby, a zachwycające wszechmocnie śliczną wnętrza duszą Myśli, przeglądającą z posągów, a stawiącą w pełni wymiarów, doskonale po modle Twórcy twórców naśladowane żywotwory, jakich podziwianiu najpiękniejsze chwile natchnionych swych zaciekań poświęcały Winkelmany, Lessingi, podczas gdy tajemniczo zapładniająca twórczość, ich potęga podbijała kipiący war geniuszu Szyllera, a do wiekom świecących samoistnych kreacyi kształtowała pod diamentowe prawa nieśmiertelnéj Pięknoty własnodzielnie poddany wielki Mysł Getego.

Nachahmung der Ratur,
— der schönen —
Ich ging auch wohl auf dieser Spur;
Gewöhnen
Mocht’ ich wohl nach und nach den Sinn
Mich zu vergnügen:
Allein sobald ich mannabar bin,
Es sind’s die Griechen.

Goethe.

Ażeby przecież i w tych powabach zachwycającéj prostoty, naiwnéj, jakby wonią przyrodzenia jeszcze tchnącéj słodyczy przedstawić czytelnikowi polskiemu sam, właśnie tą prostotą wysoko artystyczny płód, niemniéj kunsztmistrza i filozofa jak rycerza-gospodarza; jakkolwiek wolny od zdwojonych trudności formy czysto poetycznej, dziś jeszcze po wielu latach prób i nabytéj niemi jakiéj takiéj łatwości, chyba w przybliżeniu kusiłbym się, cóż wtenczas, kiedym po raz pierwszy na to trudne pole występował. Odwykłą prawie, zwłaszcza naszą publiczność, od widoków w prostych, przejrzystych kształtach występujących pomysłów Piękna, natomiast, że tak powiedzieć sobie pozwolę, roznamiętnioną w ich przeciążonych krasami przyborach, czy to na zewnątrz rozbujałą po za regularne kresy prawideł Fantazyą nakładanych, czy to na wewnątrz pochłaniającą duszę utworu tonią nieumiarkowanego jak tamta, w przyzwoitą sobie podrzędną część nadobnego całokształtu panować całości mającym mysłem artystycznym, czucia rozlewaną, sam oryginał w bezpośredniości swego wrażenia nie łacno pociągnie do razu, cóż dopiero jego tłómaczenie, chociażby najdoskonalsze? Wszakże i zapewnionemu gorącego dla dzieła z strony czytelnika zainteresowania przekładaczowi polskiemu, sama własna sprawa jego nieokreślone stawia utrudzenia. Tłómaczyć jak najściśléj wiernie, niepodobna, pod niebezpieczeństwem stania się równie niezrozumiałym jak obcy czytelnikowi pierwotwór; przekładać swobodniéj, drogą tak zwanéj perifrazy, jeszcze większe zagraża niebezpieczeństwo, bo przedstawienia nie wzoru, ale całkiem czegoś innego, a częściéj złego, niechybnie nigdy tego, co się podać zamierzało. Pozostaje pośrednia tylko droga, ale jakże to stokroć jeszcze trudniejsza ta wązka między dwoma przepaściami ścieżka! — wszakże jedyna, któréj i ja się więc trzymać zmuszony byłem. Jakkolwiek przecież i tém wyróżniając się jeszcze od innych przed sobą, ku swojéj tutaj obronie, żem między dwoma ostatecznościami przepływał, bliżéj lądu, ile język dozwalał, dosłownego zawsze pilnując przekładu, w stylu zresztą tak prostym jak Xenofontowy podobniéj zastósować się dającego jak w tłómaczeniach któregokolwiek innego, kunsztowniejszego rylca z jego współczesnych lub następnych; nie jestem bez obawy, ażalim znowu przemiarem ku téj stronie nie odraził sobie przychylnego słuchacza.
Atoli sądzę, że wymagalności czytelnika nie posuną się zadaleko. Nie zawadzi, ile w sprawie pro domo, porozumieć się. Nie ulega najmniejszéj wątpliwości, że dzieła czysto filozoficznéj argumentacyjnéj treści, nietylko dosłownie, ale jak najdosłowniéj z powodu saméj materyi mogącéj wolniejszym przekładem uledz albo przekręceniu, albo powiększeniu na gorszą, w każdym razie przeobrażeniu, że dzieła takie, tak przekładać należy. Wszakże są te dzieła, a mam tutaj głównie Platona na względzie, i z pretensyą wielce uprawnioną sztucznego wystawienia pisane, odlewać je przecież i w tym pięknym kształcie, dosłowności pilnując, zdawałoby się, że owszem trudniejsza. Niechybnie: wszakże jedyna to i do dopięcia tego droga, a jedyna dla tego, że styl prozy, mianowicie Greków, nie na tłoczeniu obrazowego wyrażania się, owszem jak najprostszego, jaki i wybitnemu rzeczy, jasno w swéj prawdzie przed duszę czytelnika wyjawiać się mającéj, jedynie przystoi, uczyć nie bawić przeważnie zamierzającéj; lecz kunszt swój na architektonicznym układzie okresów, z wymiarowo ważonych i misternie pomiędzy sobą splatanych zdań składających się, oraz na ich harmonijnie do ucha wpadającém rytmiczném wybrzmiewaniu głównie opiera; zmuszając przeto, znowu odpowiednio Prawdzie, i Sztukę logicznego trzymać się porządku, obrazy swoje do rodzącéj je myśli jak najściśléj stosować przyniewoloną, czyli innemi słowy: Mysł Piękna jednocześnie z surowością badawczéj, rozumującej, Prawdy śledzącéj siły duszy, w harmonijną jedność pod naczelniczeniem ostatniéj zraniać skłaniając: w którym to jednoczesnym pochodzie tylko myśl genetycznie rozwijać się zdolna, w najwłaściwszéj sobie szacie wyrazu rodząc się, a oraz nadobnéj, bo rodząc się co do formy pod baczeniem uczucia Piękna, jako pod względem treści, pod przewodem umowéj władzy powstaje. Rozumie się samo przez się, że przez ścisłą dosłowność nie tę rozumiem, która aż do nakręcania języka przekładowego do obcych mu całkiém zwrotów, konstrukcyi, szyku i układu pojedyńczych wyrazów i co tam więcéj w swéj całości charakter mowy stanowi, zapędza się nie bacząc, że przez to w nieprzebitą czytelnikowi niezrozumiałość owszem zakłębia to, co rozwidnić i w dziewiczéj przed nim jasności pierwowzoru rozwinąć pragnęła; ale téż znowu nie nazwę ja pogwałcaniem mowy polskiéj, jeżeli tłómacz tę i owe trafną konstrukcją greckiego narzecza swojemu zręcznie i z gustem przyswaja, jeżeli z mysłem językowym usiłuje przywłaszczać mowie swojéj te delikatne odcienia wyrażeń, któremi tak czarująco subtelnie zdobi swoją Hellenin, bogactwem swych tak zwanych partykuł, obcych prawie językowi rzymskiemu i zeń pochodzącym romańskim, a z których nie jest tak obraną mowa polska, jak się to niejednemu uczniowi Romanizmu, nieobeznanemu zgoła z skarbami Zygmuntowskich pisarzy, dzisiaj wydaje; jeżeli nareszcie jak najhojniéj szafuje zamożnością, z starożytnymi tylko równać się dającą, Imięsłowowego wyrażania się, tak przyrodzonego naszemu językowi, a tak zaniedbywanego przez wielu pisarzy dni obecnych. Nietylko bo nadobną zwięzłość, ale i ujmującą rozmaitość wraz nadarzają językowi Imięsłowy, którykolwiek je w takiéj zwłaszcza jako nasz posiada obfitości, różnorodne znaczeniem zdania zwierając niemi w coraz to inne kształty, bez tego jednostajnego rozwleczenia myśli w same spójnikowe, bez tego ckliwego powtarzania zawsze tylko Czasów okolicznych (tempora finita), któremi jedno tu i owdzie całokształty okresów przeplata i zamyka. Ni przypadkową jako starożytnym tak i naszemu językowi ta konstrukcja, przyznaję, że trudniejsza objęciu dzisiajszych zwygłodniałych jak we wszystkiém, umysłów, ale bynajmniéj jędrnym akcją duchom, których jak była utworem, tak i oraz łacną bo przyrodzoną posługą myśli, jeżeli po całéj prawdzie, to w jak najkrótszym tylko dźwięków wymiarze jawiącéj się, aby być wyraziściéj widną, gdy nie myśli dla wyrazów, ale wyrazy dla myśli Bóg podał człowiekowi. To téż i staranności przekładacza w skąpieniu przyimkami, i gdzie tylko można gołemi a tak pełnemi u nas imion przypadkami tłómaczenia się, jako w ogóle unikania niepotrzebnych owych wyrazów pojedyńczych, których z francuzczyzny i niemiecczyzny tyle do naszéj mowy, w najnowszych mianowicie czasach, nagromadziło się czytelnictwem gazet i romansów, nie policzę ja na karb owego torturyzowania Języka.
Język ten uważam, i ja za drugimi, utworem Ducha całego Narodu, lecz nie wiem, czy się w pojęciu tego twierdzenia zgadzam zupełnie ze wszystkimi. Jest w każdym Narodzie pewien osobny Mysł językowy, do którego właściwe otrzymał w pojedyńczościach swoich narzędzia, odrębnie od innych miarkowane odrębnemi organzimami, odrębnie znowu i odrębnemi kształtowane przyczynami, po za sferą władztwa człowieczego działającemu Ten mysł samodzierczo w potoku pokoleń formuje ich mowę, wszakże modłę, podług któréj ją kształtuje, bierze od nich samych, bo z większéj lub mniejszéj duchów pojedyńczych samoistnéj ruchawości myślenia. Kędy to naprężenie czy szczęśliwością doskonałych organizmów, przez które duch jawi się na zewnątrz, jako w Grecyi, czy podbudzeniem jedno zewnętrznych pobudek, przez większą część narodu napięte, tam i czynność Ducha ogarniania i przenikania wszystkiego po własnéj narodowo-odrębnéj sile, podług właściwego sobie zapatrywania się na przedmioty myślenia, przeważna, tam z nią równocześnie i działalność Mysłu językowego samorodnie potężna, tam potężne wybijanie się oryginalnego piętna mowy. Nasz mysł językowy wziąwszy na razie modłę myślobrazowania, że tak powiem, z Rzymu, zmieniał ją kolejno, to z Francyi to z Niemiec przejmując formy dalszego po pierwszym, (a u wszystkich jednakim) myśli logicznym pochwycie, onéjże cieniowania, i styl naszych pisarzy mniéj więcéj odbija wzory, podług których twórca kształtował swoje myślenie, a z niem razem i jego stylowy wyraz. Do samoistnego myślenia wznieść nam się tylko gruntowném, naprężoném przebieżeniem tych wszystkich Ducha okolic, które wyżsi od nas już przemierzyli, a gdy tu bez przewodnika już nie obejść nam się, najbezpieczniejszym, który stawia pochód Ducha Greckiego w dziełach tego Narodu wykreślony, bo pochód samorodnego doskonałego przewodnika, a oraz tak wielkiemi czasów przedziałami odsunionego od nas, iż nie masz obawy, żebyśmy, ile z tylu tytułów znowu odmienni, innego świata obywatele, niewolniczo zapatrującymi się na wzór nasz zostali, jako niegdyś—kiedyśmy wtopiwszy wzrok w łacinę, tę kunsztowną tylko kopią oryginalności greckiéj, nie mogąc przebić go przez kopią do samorodności tamtéj, nie podołali także sami wznieść się do własnéj takowéj, aż nam ją dopiero Niemcy pokazali, którzy i sami do swojéj tym tylko gościńcem trafili. Korzystaliśmy z wskazówki, bodaj przez połowę dotąd! Śledzącym bacznie i naśladującym samodzielnie samoistne na polu duchowości działanie, tymsamym formalny zewnętrzny wyraz tego działania twórczo naśladować będziem, z samoistném zaś myśleniem zrodzi się równocześnie i samoistny charakter mowy, którym zawładnąwszy mysł językowy Narodu, nie jako dzisiaj mniéj więcéj cudzém, lecz własném piętnem znamionując, język i styl oryginalny polski miarkować będzie.
Przekładałem podług textu przez Breitenbacha ułożonego. W robieniu przypisków nader byłem skąpy, na to bacząc, iż głębiéj rzecz zgruntować pragnący, i tak na samém tłómaczeniu nie poprzestaną, lecz zajrzą do oryginałów; przyznam wszakże, że i czas, tyle służbą publiczną już obcięty, subtelnie ważyłem, ile mi wolnego pozostaje, jak najliczniejszym dalszym pracom tego rodzaju poświęcić pragnąc, do których to prac tak wykreślonych, że, pominę inne względy, moralnie obowiązanym się czuję. Od lat chłopięcych z szczególném zamiłowaniem oddając się językowi greckiemu, ku średnicy wieku zebrałem onegoż jakiekolwiek bogactwo, którebym jak najwyżéj sprocentować pożądał dla piśmiennictwa. Do not pisania znajdą się zresztą inni, do przekładania samego nie zbyt nas wielu, a i my sposobni do tego, nie postawieni podobno w wygodzie niezależnego żywota, nawet nie w położeniu błogo przedmiotowi swojemu oddawać się mogących, Nauczycieli katedr uniwersyteckich.
W końcu winienem wyrażenie publicznéj wdzięczności Hr. Rogerowi Raczyńskiemu, za którego wspaniałą przyczyną i pod którego auspiciami, przekład niniejszy przez lat kilkanaście, jak innych tyle, w mojéj tece blaknący, nareszcie — oby pod szczęsną gwiazdą άγαϑή τόχη — przestronniejsze ugląda światło.
Pisałem w Ostrowie 5 Grudnia 1856.

Tłómacz.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Bronikowski.