Dyskusja indeksu:PL George Gordon Byron - Don Juan.djvu

Treść strony nie jest dostępna w innych językach.
Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

Podanie o Don Juanie Tenorio przechowuje, się po dziś dzień w hiszpańskich ludowych romansach. Na scenę przeniósł je pierwszy Crabrjel Tellez, znany pod imieniem Tirzo de Molina (nr. około 1570, urn. około 1648). „Burlador de Sevilla y convidado de piedra“ należy do jego pobieżnych robót; niemniej jednak po mistrzowsku przedstawiona tragiczna groza upadku butnego bohatera. Akcja rozpoczyna się w Neapolu, gdzie Don Juan, w miejscu Octavia, księżniczkę Izabellę w nocy odwiedza, uwodzi, poczem ucieka do Hiszpanji. Burza wyrzuca go na wybrzeża wyspy; Tisbea ratuje rozbitka, który odwdzięcza się porzuceniem jej, przybywa do Sewilli i tam, wyzyskując zaproszenie doni Anny, w płaszczu przyjaciela przybywa na schadzkę. Ona poznaje zdradę, na głośny krzyk córki przybiega komandor, Don Juan przebija go szpadą. Wypędzony z miasta, znajduje się na weselu chłopskiem, gdzie ofiarą jego pada panna młoda. Uwodziciel wraca potajemnie do Sewilli i zaprasza zuchwale kamienny posąg komandora w gościnę, który wzamian zaprasza go na drugi dzień do cmentarnej kaplicy. Tu, gdy Don Juan chwyta rękę posągu, nagle zapada się z nim pod ziemię. Na włoską scenę przeniosła się hiszpańska tragedja zaraz po roku 1620 i przetrwała długo w Commedia Don Juan. 1 del Arte, bo jeszcze u Goldoniego słyszymy w „II teatro comico“: Ton la loro nuovita non arriveramio mai a far tanti danari, rjuanti n<? ha fatti per tanti anni U gran Con-ritado di Pietra’. Poeta Lcho szydzi z nowych prób „Ko-medj i charakterów“ mówiąc, że nigdy nie przyniosą tyle zysku ile owo „Zaproszenie kamienia“. Francuska literatura posiada trzy sztuki pod tytułem: „Eestin de Pierre“ przez Yilliersa z roku 1659, przez Dorimona z r. 1661, ostatnią przez Moliera. Kome-dja Moliera, przerobiona przez Da Ponte’a, służyła Mozartowi za libretto znanej opery i tu dopiero arcy-tragiczny motyw godnie został zużytkowany. Powstało sceniczne dzieło, którego dwa czynniki: muzyka i poezja interpretują się wzajemnie, oba równie wielkie, oba odurzające, rozum i zmysły. Mozart skoncentrował akcję, otwierając sztukę krzykiem doni Anny wołającej ratunku; usunął epiczny pierwiastek, zastępując wszystkie uwiedzione jedną figurą, doni Elwiry; ucharakteryzował lekkość utworu komizmem Łeporella. Całe pojęcie nowoczesnej satyry mieści się w scenie serenady pod balkonem, gdy wesoły akompanjament przedrzeźnia ironicznie sentymentalny śpiew Don Juana; a bodaj czy poemat Byrona nie wynikł z Mozartowskiego natchnienia; poeta uprzedza czytelnika w pieśni I, str. 1, że bohaterem jego jest Don Juan, ten sam, co go na operze, Może przedwcześnie, czart do piekła bierze; — widzimy tu w połączeniu dwie wersje tragedji: starszą hiszpańskiego poety i nowszą Da Ponte’a. Z tamtej pozostała Tisbea ratująca rozbitka, w osobie Hajdei. Jest Leporello w osobie Pedrilla, jest motyw fatalnych omyłek wskutek przebrania się bohatera w haremie; jest nawet komandor, ale jak zmieniony! naprzód w don Jo-sego, staczającego walkę na pięści z kochankiem żony, następnie w „żywego ducha“, zalotną księżnę Fitz-Fulke. Kontrast sentymentalności a ironji, ideału a brudnej rzeczywistości piętnuje każdy ustęp poematu; łączy wiaro-łomstwo żony ze śmiesznością oszukanego męża, miłosne westchnienia z atakiem morskiej choroby, grozę śmierci z jej trywjalnością. Krytyka angielska nie zrozumiała nowego rodzaju traktowania satyry. Jeffrey zżymał się na to szarpanie klasycznego spokoju epopei; nawet przyjaciele Byrona byli zrazu zgorszeni; jak każdy utwór, wyprzedzający swoją epokę, miał być Don Juan do gruntu pojęty dopiero przez następne pokolenie, i to wszędzie, prócz w rodzinnym kraju; ze spółczesnych tylko największy równego sobie przeczuł i uznać się nie wahał: — Goethe. „Jemu jednemu miejsce przy sobie cławam“ — mówił, nazywając Don Juana „bezbrzeżnie genjalnem dziełem**. Historja powstania Don Juana wymaga przypomnienia stosunków włoskich poety. Niesprawiedliwość wyrządzona mu w Anglji rozżaliła go, ale nie rzewnie; spotęgowała w nim pierwiastek zgryźliwy, negujący szczęście i prawdę. Cyniczne życie w Wenecji, roku 1817 i 1818, wynikło z jednej strony z potrzeby ogłuszenia się, zaparcia w sobie rzewnych wspomnień minionego szczęścia, z drugiej strony było wyzwaniem opinji świata angielskiego, zemstą wywartą na arystokracji, która go w r. 1812 swem bożyszczem robiła, przedewszystkiem zaś na kobietach, których niegdyś zwał się ulubieńcem. Haremowe życie, pieszczoty takiej Małgorzaty Cogni, która nazywała go „can della Madonna** i groziła ciężką dłonią, gdy późno do domu wrócił, którą wzamian pieszczotliwe przezywał „vacca“, musiały przeistoczyć w nim pojęcie miłości, a nie zdołała już wrócić mu świeżości uczuć mło- dzieńczych nawet hrabina Teresa Guiccioli, „anioł jego opiekuńczy”. Sprzysiężenie Węglarzy, których był żarliwym stronnikiem i dobrodziejem; echa dolatujące od greckich stron, a z drugiej strony uciski europejskiej reakcji roznamiętniły go i stworzyły dla Don Juana silny polityczny element. Skłonność do filozoficznych dociekań, zgłębianie wartości piękna, dobra i prawdy, odkrycia i spostrzeżenia czynione na gruncie społecznym, stały się podstawą filozofji życia — — idtra-sceptycznej, przybierającej niejednokrotnie cechy cynizmu. Dwa więc czynniki złożyły się na Don Juana: część epiczną zajęły jego miłosne przygody, satyryczną — t. z. dygresje. Oblężenie i zdobycie Izmaiła jest epizodem analogicznym do opisu burzy i rozbicia się okrętu, wynikającym z planu poety, chcącego przedstawić „miłości, burze i wojny“. Gdyby Don Juan był skończony, mielibyśmy kompletny poemat opisowy, jeżeli nie chcemy użyć wyrazu „epi-czny“, przypominającego coś z Homera i Boileau... boć nazwę Don Juanowi dać musimy, a zasługuje na najgodniejszą. Akcja w nim nie obraca się, jak w klasycznej epopei, około jakiegoś dziejowego wypadku, Byron też klasycznej epopei mieć nie chciał, umiałby ją zapewne zbudować pod sznur francuskich prawideł, on, wielbiciel Pope’a! „Jeżeli żądacie eposu, to macie Don Juana; jest to tak dobre epos dla naszych czasów, jak Iljada dla czasów Homera’1. Temi wyrazy cechował potrzebę nowego rodzaju poezji opisowej, nie o posągowej greckiej twarzy, ale o obliczu, na którem wszystkie namiętności grają, które nerwowo śmieje się i płacze naprzemian. Za grunt służy mu nie fakt dziejowy, wpływający na losy narodów, ale niemniej ważny wszechświatowy, nieśmiertelny życia objaw — miłość. Don Juan jest epopeją kobiecego serca w różnych fazach i różnych objawach; a zważać należy, jak po mistrzowsku usuwa poeta bohatera na plan drugi; czyni go istotą prawie bierną; stroi go tylko we wszystkie dary natury, a czar nieprzeparty cały kobiecy świat ku niemu magnetycznie przynęca. A w tem kryje się żądło palącej ironjifktóż nie wie, że i urokowi Byrona nic się oprzeć nie zdołało; tę demoniczną władzę przeniósł z siebie na swego bohatera. Zwiastunem Don Juana był Beppo, poemacik napisany w roku 1817. Za wzór służył Berni i Ariosto, o czem czytamy w listach: 25 marca 1818. „Berni jest wzorem dla wszystkich, Whistlecraft był moim bezpośrednim wzorem; Berni jest ojcem tego rodzaju poezji, która i w naszym języku, jak sądzę, udać się może; przekonamy się na próbie. Jeżeli się powiedzie, przyślę wam cały tom za rok lub dwa lata, bo poznałem włoskie życie, a z czasem poznam je lepiej; co do łatwości wiersza i zapału, posiadam je w pełnej sile“. Oto pierwsza wzmianka o nowym poemacie: 19 września 1818 „Skończyłem pierwszą pieśń, długą około 180 oktaw, poemat w stylu i rodzaju Beppa. zachęcony powodzeniem onego. Nazwałem go Don Juanem, będzie to sobie malec łagodnie jowjalny, tylko boję się, czv nie za swobodny na te nasze skromne czasy. Zrobię próbę bezimiennie, a jeżeli się nie uda, nie będę kon-tynuował“. Obawa ta jest zrozumiała; było rzeczą niesłychaną rzucić Anglji w twarz taki poemat. Zapalając się do własnego dzieła, poeta nabiera śmiałości. T.ist ze stycznia 1819 r., pisany do wydawcy, brzmi: „Wydrukuj w całości, opuszczając strofy o Castlereagh u, bo trudno-by rai było stawić się na wyzwanie. Co do gadaniny, pogardzani nią. Jeżeli zważać zechcesz na pruderję, musiałbyś wykreślić połowę Ariosta, Lafontaine’a, Shakespeare a, B„eaumont’a, Fletcher’a, Massinger’a, Ford’a“. Gdy wydawca błaga go, aby pisał z większym względem na moralność, odpowiada: „Gdyby powiedzieli, że poezja II jj 2 zła, zgodziłbym się; ale twierdzą przeciwnie, a potem gadają mi o moralności. Ja utrzymuję, że jest to jeden z najmoralniejszych poematów; a jeśli ludzie nie odkrywaja w nim morału, ich wina, nie moja11. W lipcu 1819 ukazała się pierwsza i druga pieśń bez nazwiska autora i wydawcy. Zrobił się huczek. Poznano autora po ostrzu ironji, jak bohaterowie Homera poznawali bliskość bogów po gwałtowności ciosu. Jedni rozdzierali szatę, drudzy boleli nad wykolejeniem wiele obiecującego talentu, inni wzywali rząd, aby surowemi środkami przeciwstawił tamę publicznemu zgorszeniu. Istotnie! Główną przyczyną nieumieszczenia swego nazwiska na tytułowej karcie była obawa Byrona, aby sąd kanclerski nie odebrał mu prawa opiekuństwa nad córką, jak się to stało Shelleyowi. Nazywano Don Juana jadowitym poematem, zbiornikiem nieczystości; świątobliwie oburzony Southey, któremu poeta poświęcił kilkanaście strof „dedykacji15 na czele pierwszej pieśni, ochrzcił Byrona i jego kierunek nazwą „szkoły szatańskiej“; nawet tacy krytycy, jak Jeffrey, nie pojęli nowego sposobu traktowania satyry; Jeffrey uderzał głównie na część formalną, ganiąc przeskoki z poważnego tonu w ironiczny lub jowjal-ny; istotnie potrzeba pewnej sprężystości umysłu, aby czytając nie czuć tego szarpnięcia, jakiego się doznaje, słysząc wT utworze muzycznym nagłe przejście z tonu majorowego w minorowy. Byron, wraz’liwv, jak wiadomo, na krytykę, choć „gadaniną ludzką gardził11, odgryzał się. W sierpniu 1819 r. pisze do Murraya swym gwałtownym stylem: „Ty masz rację, Gifford ma rację, Crabbe ma rację, Hobhouse ma rację, wszyscy macie rację, ja jeden nie, ale dajcie mi pokój, proszę, gdy mi to przyjemne. Sieczcie, rzezajcie mię, ć w i a r t u j c i e w waszych kwartalnikach, rozrzućcie moje „disiecti membra poetae“, jak lewitowej nałożnicy, zróbcie ze mnie wido- wisko dla ludzi i aniołów, ale nie każcie mi zmieniać mc... Pytasz o plan mego „donny Johnny“. Nie mam planu, me miałem planu, ale mam materjału poddostatlaem... Jeżeli ma iść dalej, musi iść po mojej woli“. Nie ustaje w pracy; niszczy się świadomie, pisząc zawsze w nocy, „śpiewając jak sowa lub słowik’1 według własnego wyrażenia, przyczein nie waha się podrażniać fantazji mocneim dozami laudanum... Przychodzą też chwile zniechęcenia wobec złośliwości i obskurantyzmu krytyki angielskiej. Wrzawa, wywołana w Londynie D o n J u a n e m, znajduje ważną ilustrację w liście do Disraeli’ego p. t. „Uwagi o artykule w Biackwood s Magazine, nr. 29: August 1819“. Między innemi broni się przeciw zarzutom, jakoby w U. J. wyszydzał smutne wypadki zaszłe we własnej rodzinie i znieważał pamięć żony. „Kiedy przedstawię korsarza, rozbójnika, mizantropa, libertyna, dowódcę powstańców, albo niewiernego Turka, wnet widzą w men osobę autora; a jeżeli w poemacie, któremu jeszcze autorstwa mego nie dowiedziono, pojawi się nieznośna, zaciekła, najmniej szanowna pedantka, widzą w niej moją żonę. Czv istnieje między niemi podobieństwo?“... „Moje figury nie sa portretami. Może trafiło się, iż pochwyciłem jakiś wypadek, który się zdarzył przed mcmi oczyma lub w mojej“ rodzinie, tak, jak zdjąłbym widok mej posiadłości, gdyby harmonizował z malowanym przeze mnie obrazem; Fecz nigdy nie wprowadzałbym podobieństwa żyjących osobistości, chyba by ich rysy były korzystne dla ich charakterystyki lub dla dopełnienia całości, co w niniejszym wypadku jest rzeczą trudną11. Lord Byron w tej obronie niewątpliwie dopuszcza się obłudy, bo tendencja pamfletu jest tutaj wyraźna. Pieśni III, IV i V powstają w Rawennie, jednak poemat posuwa się wolniej. Poeta niekontent jest z roboty; czuje niejakieś zluzowanie strun twórczości; tęż uwagę robi wydawca, bystry spostrzegacz i estetyk. Byron poddawał się jego radom; niejednokrotnie posyłał mu kilku wersyj jakiegoś ustępu, a Murray wybierał według swego widzimisię. I teraz poeta usprawiedliwia się w kwic° tniu 1820: „Mówiłem już dawno, że nowe pieśni nie będą dobre, wytłumaczyłem też, dlaczego. Nie przymuszam cię do publikowania ich; możesz je zniszczyć, jeżeli chcesz, ale zmienić nic nic mogę“; chodziło bowiem o kardynalne punkta pojęcia moralności, a w tym względzie Byron nigdy na cal od przekonań swych nie odstępował. Czytamy w jednym liście: „Nie czuję się usposobionym do kontynuowania Don Juana’*. Dziwić się nie można; wszak jedna światła włoska dama po wiedziała mu: „Wolałabym trzy lata sławy Childe Harolda, niż nieśmiertelność Don Juana1’. Byron pojmuje wstręt kobiet do tego poematu: „Nie lubią, gdy się im mówi prawdę1*. W r. 1821 drukują się razem pieśni: III, IV, V. ^ Niebezpieczniejszy groził Don Juanowi szkopuł: W kwietniu 1819 r. poznał Byron hrabinę Teresę Guiccioli; a choć piękna pani rewolucji w poetyckim genjuszu nic wywołała (wpływ niejaki zaprzeczyć się nie da), to jednak kaprysowi jej jako grzeczny „cavalier servente“ ulegając, po Y pieśni, przyrzekł rzucić bezbożne dzieło. W lipcu 1821 r. pisze stanowczo do Murraya: „Musisz uważać te trzy (III, 1 V, V) pieśni za ostatnie**. Klątwa ciąży na poemacie rok cały; poeta rwie się do pióra, co niejednokrotnie w „Dzienniku** odczuć się daje. Aż w lipcu 1822 puszcza go wszechwładna pani z jedwabnego łańcucha: „Mi riyeresce solo, che don Gioyanninon resti alf Inferno**. (Zrobił mi ustępstwo przyrzeczeniem, że Don Juana nie zostawi w piekle.) Za rok niewoli mści się złośliwy satyryczny szatanek sceną w haremie... VI, VII i VIII pieśń powstają w — Pizie, drukują się w lipcu 1821 r. już nie u Murraya, ale u Johna Huntfa; pieśni IX — XIV piszą się i drukują tegoż roku, szalony pośpiech! XV i XVI pieśń w Genui skończone wychodzą z pod prasy dopiero po śmierci lorda Byrona w r. 1824. Jeśli przypomnimy, że równocześnie z Don Juanem układają się dramaty i misterja [Kain, Niebo i ziemia, II idzenie sądu, nie licząc rzeczy drobnych); że poeta studjuje Danta, tłumaczy Pulci’ego, zajmuje się żywo literaturą hiszpańską, z równą gotowością bierze na twarz maskę karnawałowego ochotnika jak spiskowca, uczęszcza na bale i zgromadzenia Węglarzy, wytrzymałość tego energicznego ducha okaże się zdumiewającą. Śmierć przerwała dzieło, które miało obejmować „pieśni dwanaście lub dwadzieścia cztery’-', a nawTet sto:- Jeżeli Pegaz skrzydeł nie wywichnie. Lutnia ma z setną aż pieśnią przycichnie, z którym to zamiarem licuje wiersz w końcowych strofach XII pieśni: „Tutaj się kończy wstępu pieśń dwunasta”! wypowiedziany tak spokojnie, jakby poeta był pewny matuzalowych lat, potrzebnych do wyciosania torsu dla tak olbrzymiej głowy. Pod tym względem miał Byron pewne podobieństwo z Michałem Aniołem, który ciosał gigantyczne formy, nie obliczając, czy w odłamie marmuru głowa dla szerokich zarysów posągu się pomieści. Z postępem pracy plan poematu rósł, coraz szersze obejmował dziedziny. Don Juan odbył dopiero szkołę życia; miał rozpocząć nową fazę jako obywatel ludzkości. W tem znaczeniu dotychczasowe dzieje bohatera nazwane są „wstępem“; co się z nim dalej stać miało? Byron pisze na jednem miejscu: „Waham się, czy mu każę skończyć w piekle czy w nieszczęśliwym małżeństwie, nic wiem bowiem, co gorsze”; jest to oczywiście żart; Don Juana nie miało czekać ani tradycyjne piekło, ani los poety, do wda- snych bowiem domowych stosunków czyni aluzję; z ulotnych wskazówek, które z ust jego pochwycili biografowie, z rozkładu zaczętej akcji w domu lorda Henryka, ze sposobu traktowania przedmiotu, wreszcie na podstawie etycznej konieczności ciąg dalszy da się skonstruować tak: Nowym fatalizmem oderwany od księżny Fitz-Fulke, Don Juan, który ,,Nie zdradzał nigdy; zawsze wyższa władza Burzy go porwie, albo zawieruszy Nieszczęście, gnając nieprzepartą siłą (VIII, 53, 54) — przyciągnie swym urokiem nieodpartym panią Adelinę z Amundeville, której los już postanowiony. Dla zaslonienia tego stosunku potrzebne będzie małżeństwo z Aurorą Raby, którego nieuniknionem następstwem — rozwród, wyjazd do Francji, udział w rewolucji, śmierć na gilotynie. Według innej wersji miał wielki uwodziciel skończyć metodystą; ostatni wypadek byłby ekspjacją, moralnem zakończeniem na modłę satyrycznej Byrona etyki; odpowiadałby też lepiej charakterowi pierwszych pieśni i pierwotnego planu; gdy jednak z ATI pieśnią wtargnął między miłosne dzieje wybitny polityczny pierwiastek, mający się jeszcze rozróść w dalszych pieśniach, zaszczytnie]sza śmierć byłaby sprawiedliwie uzasadniona. Że lord Byron sam bardzo poważnie zadanie owo pojmował, świadczy jego własna charakterystyka bohatera: „Wziąłem charakter zły, pozbawiony zasad i przeprowadziłem go przez takie warstwy społeczne, których wysokie powierzchowne zalety pokrywają wewnętrzne i tajemne błędy i przedstawiłem naturalny skutek takiego zetknięcia się, a jeszcze nie tak jaskrawo je odmalowałem, jak je w realnem znajdujemy życiu“. (Kennedy: Con-cersations on Religion with lord Byron... Paris, 1830). Zrazu przeważa w poemacie pierwiastek epiczny; kunsztownie wplecione są w powieść satyryczne ustępy. Poeta jest świadom siebie; artysta hamuje namiętnego człowieka. Ale ze wszystkich stron zjawiają się naszcze-kujące paszczęki krytyków; trzeba się odgryźć temu i temu. Ironja pada kaskadą na pełzający drobiazg, a potop liryki i satyry zalewa dobrych i złych, małych i wielkich, świat wszystek. Subjektywność przenika epopeję aż do szpiku, jeżeli tak wyrazić się można; poeta jest jej punktem środkowym, jej sercem. Widzimy go w pierwszej pieśni: „La-daco z wiechą pokędzierzawioną“; pobyt na wyspie Haidy, namiętna a dziecinna miłość, to bezwątpienia wspomnienie lat młodych, istoty do dziś dnia tajemniczej, kryjącej się pod imieniem Thyisy, pierwowzór pazia Lary, Medory, Zuleiki, Astarty, a już pieśń XI — XVI jest żywą kopją roku 1812, kiedy to lord Byron by] pierwszym angielskim „dandy’m“. Osobiste wspomnienia, nawet codzienne wypadki odbijał}’ się zaraz na strofach poematu; można śledzić trafne uwagi, genjalne spostrzeżenia z myślami zapisy — wanemi codziemiie w,,Dzienniku“. Gdybyśmy nie wiedzieli z „Dziennika“, jaką książką, jakiem studjum w danej chwili się zajmował, potrafilibyśmy wiadomości te zrekonstruować z „Don Juana“. Nazwawszy poetę sercem poematu, uzupełnijmy obraz mówiąc, że własną krewr we wszystkie jego arterje przelewa i jak dziecku rysy twarzy swej nadaje. Stąd stanowisko lorda Byrona do wszystkich zagachiień i kwestyj społecznych najłatwiej i najnie-omylniej da się przedstawić cytatami. A naprzód stanowisko jego względem kobiety, o której raz tali się wyraził: „Kobiety uważam za piękne, ale podrzędne istoty, które u naszego stołu tak są nie na swojem miejscu, jakby były w parlamencie. Teraźniejszy system traktowania kobiet jest zabytkiem rycerskiego barbarzyństwa naszych przodków^. Uważam je za dorosłe dzieci, ale jak głupia matka, jestem zawsze ich niewolnikiem. Mimo pogardy dla ich rodzaju, zawsze do jednej się przywiązuję. Turcy zamykają swoje żony i są szczęśliwi; daj kobiecie lusterko i pieczone migdały, a będzie zadowolona11. (Dallas. III. 192; Moore 473.) W Don Juanie szczyt „nieka-walerskości“ objawia się w zdaniu: „Kobieta dobra, uczona, szlachetna, warta coś wtedy tylko, kiedy dzietna../1 (pogląd zresztą, który dzielił z Napoleonem) a podobnych aforyzmów i spostrzeżeń znajdzie się więcej: II, 200, 201; III, 3, 22; V, 142; VI; 2, 12, 16, 17, 24, ’ 25; XIV: 23, 24, 72, 95; XVI, 49; o kobietach angielskich w szczególności niejednokrotnie i szeroko rozprawia, np. XI, 33, 34, XIł. 72 — 79. Z tego, co poeta mówi o miłości, dalby się złożyć spory snopek aforyzmów; platońskiej niecierpi, a na temat „Sym-pozjonu“ dowcipne i piekące wypuszcza szmermele, jak L 116, lub: „Najzacniejsza jest miłość platoniczna; Nią się zaczyna zwykle albo kończy...“ IX. 76. Wychowaniec sensualizmu wierzy tylko w zmysły, usprawiedliwia przeto lub co najmniej tłumaczy niewiarę i czysto ludzkie upadki; nawret trwałość miłości kwestjonuje, mówiąc, że niepodobna, by miała tak „delikatna*1 materja być „trwała11. Raz za nią wzdycha, raz się na nią skarży, a przecież choć wszystko dobro neguje, jej jedynie wieczne nad światem przyznaje panowanie, i przypominając sobie serdecznych smutków lubość, woła: „Chociaż niejeden człowiek słuszny żal ma Do cię, wielbionaś zawsze, Venus Alma!’1 Cały poemat iskrzy się brylantami dowcipu, z tej nieśmiertelnej tryskającego krvnicy. I. 72, 127, 133; II. 22, 23, 169, 205, 209 — 213; IV. 10; V. 1; VI. 4; VII. 1; IX. 73 — 76; XVI. 86 i t. d. Miłość nie chodzi u niego w parze z małżeństwem; smutne doświadczenia stworzył} wiązankę zdań cynicznych, jak III. 6 12; XIV. 74, XV. 35 — 37, 41. W religijnych przekonaniach i wogole w filozofji nie wyszedł Byron nigdy poza sceptycyzm; ostatni wyraz jego wiary czy niewiary znajdziemy w Don Juanie; ateuszem nie był nigdy, choć stał czas długi pod wpływem Shelleya, który nie zdołał, jak się wyraził, „wykorzenić z niego ostatniej nitki chrystjanizmu; od Shelleya przejął Byron tylko panteistyczne poglądy (III. 104); mając umysł praktyczniejszy, wyśmiewał jego mrzonki i^ dziwactwa, naprzvkład wegetarjanizm, za pomocą którego Shelley chciał krwiożerczą naturę człowieka do pierwotnej sprowadzić jagnięcości (ii. 67), nazwiska jednak Shel-leyowego nigdy na pośmicch nie wystawiał. Rzecz dziwna: Byron na Shelleya najmniejszego wpływu wywrzeć nie zdołał; postać onego była jak z brylantu wyrzeźbiona, co się miększemu metalowi nie poddaje; u Byrona przewijają się wstęgi różnych banderyj, przedewszystkiem Szekspira złociste tkaniny; nieraz bezwiednym staje się plagjatorem, a gdy raz wsłuchując się w muzykę tajemniczą natury, która poetom nadziemskie wygrywa symfonje, mówi: „Wszystko gra, niechaj tylko ludzie słyszą, Z i em i a jest echem sfer, co nad nią wiszą. (XV. 5), to zdaje się z ust Shelleyowi tę myśl odurzającą wyrywać. Religijne uczucie Byrona polegało na zabobonnem poddaniu się niezbadanym wpływom świata zewnętrznego; cisza wieczorna, mrok gęstego lasu wyrywały mu z piersi wykrzyki szczerej wiary (III, 102 — 104); nie znosi zato niczego, co w religji jest sztucznem; z dogmatów niejednokrotnie szydzi (IX. 19; XI. 3, 6), a choć katolicyzm przenosi nad kościół anglikański (naturalną swą córkę Alje-grę oddał do włoskiego klasztoru; Aurorę Raby, najpiękniejszą po Hajdei kobiecą postać wr „Don Juanie, zrobił katoliczką), rozwiązłości ówczesnej klasztorów włoskich nie przebacza (VI. 32, XVI. 75). W filozofji, jak się rzekło, jest sceptykiem; chociaż zaklina się, że „dociekaczem“ nie jest, nad filozoficznemi problemami chętnie się zastanawia (IX. 16), co nie przeszkadza mu nie rozumieć biskupa Berkeleya (XI. 1). Ostatecznie zwraca się do sensualizmu (XIV. 2): Prawda — zmysłom się wierzyć nie powinno, Lecz ostatecznie gdzież masz pewność inną?... Ze stanowiska sceptycznego wychodząc, apostołuje marność wszech rzeczy: życia, prawdy, sławy, piękności, przyjaźni (II. 4; III. 88; IV. 92 — 102; V. 32, 33; VII. 1, 2. 83; VIII. 18; IX. 11 — 13, 67; XII. 19; XIV. 47, 48, 102)! To przekonanie o doczesnej nicości czyni go epikurejczykiem: „Jedz, pij, miłości jasne ognie zapal!. — epikurejczykiem w — teorji, bo wiadomo, że sam żył najskromniej i wierny swTemu kuracyjnemu systemowi przez długie lata nie pożywał nic prócz sucharów i sodowej wody. Ludziom dóbr ziemskich używać nie broni: (I. 178, 179; II. 207: V. 49, 58; XII. 3 — 14; XIII. 100). Aby wytłumaczyć niechęć Byrona ku Anglji, której wyłącznie prawie poświęca ostatnie pieśni Don Juana, to jest ku angielskiej monarchji i polityce, angielskim pisarzom i angielskiemu społeczeństwu, przedewszystkiem zaś arystokracji; trzeba stosunki ówczesne Wielkiej Bry-tanji wt kilku przedstawić rysach..1 erzy IV, rozwięzły i płytki, ministerjum „mierności“ z Castlereagh’em na czele, ucisk Irlandji i kolonij afrykańskich, ucisk chłopa przez bogatych dzierżawców, wyzyskanie patrjo-tyzmu na pognębienie idei rewolucji francuskiej, stawianie trywjalnego Wellingtona nad poetycznym Napoleonem, słowem cała europejska reakcja musiała swą duszną atmo- sferą wywołać pragnienie jaśniejszego nieba, świeższego powietrza i stworzyć radykalizm Shelleya i Byrona, radykalizm, który nie waha się wskazywać jak najgwałtowniejsze środki, by zdobyć napowrot raz zakosztowaną słodycz. Najjaskrawsza w tym względzie jest w „Don Juanie“ strofa 51, p. VIII: Lud zrazu mruczy, potem klnie, a potem Jak Dawid z procy rani wielkie głowy; W ostateczności uzbraja się młotem, Bronią rozpaczy i wtedy gotowy Bunt... obawiam się — niejednym nawrotem Mieć go będziemy... Nie lubię domowej Wojny, lecz widzę, że jedynie buntem Hańba się ziemi wykorzeni z gruntem. Wszyscy poeci angielscy XIX wieku, nawet Soutkey, pragnęli wolności, ale każdy widział ją gdzieindziej. Poeci jeziora (Lake-school) sądzili, że posiada ją Anglja, mając swojego króla i swój parlament; Shelley i Byron pragnęli jakiejś nadziemskiej ^wobody, której wyrazem nie była jeszcze dla nich francuska rewolucja. Byron żartuje z niej w p. XI. 26, 27: Francja, kraj dotąd oświecony mało, Chciał się oświecić, lecz środki pomieszał, Zamiast lamp, szlachtę na latarniach wieszał. Tacy szlachcice, wiszący wzdłuż drogi, Dosyć jaskrawo ludzkość oświecali...“ Całą Anglję stawia poeta pod pręgierzem swego szyderstwa; musi stawać przed jego trybunałem król Jerzy-Vril. 125, 126, 137; IX, 39; Wellington IX. 1 — 13; Castle: reagh IX. — 30; arystokracja (p. XIV — XVI), świat literacki: III. 93 — 99 i XI..)7 — 09, angielski kraj i angielski lud już samem imieniem krew mu psuje i satyryczny genjusz budzi. Nienawiść jego do Anglji pochodzi także stąd, że nie czuje się Anglo-Sasem; dumny jest z tego. że przodkowie jego przybyli do Albionu z rycerskimi Normanami; zdaje się odkrywać w sobie tętno awanturniczej krwi Wikingów, gardzi więc „kupcem i ratajem’1. Nienawistną była mu „Szkolą jezior“ (zwana tak dlatego, że jej przedstawiciele: Wordsworth, Coleridge, Sou-they przepędzili większą część życia w obfitującej w jeziora Kumberlandji, t. j. zachodniej Anglji), bo w dwu kierunkach od niego się różniła: stała, twardo przy tronie, broniąc zapalczywie władzy monarchicznej, a następnie, że rdzennie angielska, uwielbiająca rasę i glebę, krajobraz i obyczaj rodzimy, tłumiła niekontrolowane rozsądkiem zachcenia wyobraźni; był to opór naturalizmu przeciwstawiony pierwszym wyskokom romantycznym. Osobistym jego nieprzyjacielem był Southey i jemu poświęcił „Don Juana“ w kilkunastostrofowej dedykacji, zaczynającej się od słów: „Tobie Southeyu! wieszczu, laureacie!“ Bóżnicą, zapatrywań estetycznych Byron sympatjom swym granic nie określał, ze szacunkiem bowiem wyraża się o Crabbe’m, Campbell’u i Rogers’ie, choć ci także do szkoły jezior należą. Nie pojmujemy zaś prawie, dlaczego tak uwielbia Drydena i Popea, kiedy ci klasycy, bierni naśladowcy francuszczyzny, byli jego najjaskrawszą antytezą. Prawda, Pope a nie cierpieli „ Jeziorowcy“, którzy rzeczywiście rozpoczęli erę naturalizmu w Anglji; a to dla Byrona wystarczało, aby go krzykliwie pod niebo wynosić. Bo ten kapryśny duch miał dziwne upodobania; skłonności jego oznaczały się chimerą; mimo, że romantyzm jego ma się do klasycyzmu, jak ogień do wody, cytuje Horacego i greckich liryków; jest niepodległy i buntowniczy, a poddaje się najsłabszym wpływom; sceptyk a zabobonny, boi się duchów i uważa piątek za dzień feralny; apostoł demokracji i wolności, jest przesadnie dumny ze swego parowskiego tytułu i długiego szeregu przodków; wzywając ludy do burzenia tronów, marzy sam o greckiej koronie. Jeżeli Don Juana pojmiemy jako ucieleśnienie stanu moralnego poety w ostatniej dobie jego działalności i zestawimy to ostatnie dzieło z pierwszem: Childe Haroldem, ujrzymy w nich pewne podobieństwo. W Childe Haroldzie jest ten sam sceptycyzm, ta sama pesymistyczna niewiara w szczęście i dobro, to samo niezadowolenie ze świata i siebie, które miało wydać tylu żałosnych świato-płaczków... Jego religijne przekonania nie zmieniły się od lat młodych ani na jotę; zahartowały się tylko wpływem Shelleya; nie widzimy też w Don Juanie owego miotania się przeciw niebu, owych konwulsyj, przez które przechodzą wszy-soy poeci; proces ten duchowy dokonał się już, kiedy 19-le-nim młodzieńcem pisał „Modlitwę natury“. W Don Juanie raz tylko z boleścią odzywa się o Bogu: VI. 6: „Bóg jest miłość’1 mówi Pismo; — „a miłość Bóg“... przynajmniej w czasie, Gdy lica ziemi nie były zorane Brózdami krwawych łez... Rzekłby ktoś, że takie pasowanie się rozumu z dogmatem jest treścią „Kaina‘;; tak, ale jest to walka poety nie z samym sobą, tylko objektywnie przedstawiony protest człowieka przeciw ślepej wierze. Polityczne przekonania w rachubę przemian tych nie wchodzą, jako regulowane nie rozumem, lecz okolicznościami; wiadomo, że swego czasu Byron dumny był przyjaźnią księcia Walji, późniejszego Jerzego IV. Pojęcia sławy, przyjaźni, pa-trjotyzmu znajdziemy te same w Childe Haroldzie, co Don Juan. 2 w Don Juanie, tylko tam owiane rzewnością, melancholją; w Childe Haroldzie poeta pozuje na nieszczęśliwego, w Don Juanie szydzi z wszelkiego udania, przedstawia nagim siebie, świat i ludzi i z śmiałą wiarą w swój genjusz apostołuje nicość. Wpływ Don J uana na europejską literaturę był olbrzymi; we Francji stworzył Alfreda Musset a, nazywanego „panną Byron“; naiwni Włosi nie pojęli go; jedynie polityczny ton znalazł oddźwięk we włoskiej literaturze; pesymizm Leopardi’ego głębszy i bardziej przerażający, z niczyjego nie wyniknął wpływu. W literaturze hiszpańskiej przypomina Don Juana „Student z Salamanki” poemat Jose de Espronceda (1810 — 1842). W Niemczech Borne i Heine, w Danji Paludan Muller, autor poematu „Adam Homo“, są dziećmi genjuszu Byrona; Beniowski Słowackiego przypomina Don Juana nietylko charakterem stylu i formy, ale także niezliczoną masą szczegółów; dość zestawić list doni Julj i i Anieli, opis Newstead Abbey a zamku starosty, pana na Ladawie; oblężenie Baru a Izmaiła. Naśladują go równie Józef Korzeniowski w poemaciku „Pan Fortunat“ i Miron w swoim „Don Juanie“. Puszkina ”Onegin“, Lermontowa „Bohater naszych czasów“, kończą szereg znakomitych nasladowan Byrona. Z wydań „Don Juana“ najlepsze jest wydanie Mur’ rayaz r. 1837, opatrzone portretem poety, bogatym lier meneutycznym aparatem, podobiznami pisma i apen’ dyksem. Najważniejszem źródłem do biografji i charakterystyki lorda Byrona jest ogromne dzieło Moora: „T h o m a s Moore: Life, Letters and Journals of lord Byron. London. 18.30“. Mieści się tam życiorys, listy poety i część „Pamiętników11 zostawionych Moorowi w spuściznie. Cześć ich, jak wiadomo, została spalona w r. 1824. Resztę autentycznych źródeł, to jest listy Byrona, lady Byron i siostry jego Augusty^ Leigh wydrukowało londyńskie A t. h e n a e u m z papierów złożonych w „Bri-tish Museum“ w sierpniu 1883 r. Po nich najważniejsze są dzieła spółczesnych poecie: Leigh Hunt: Lord Byron. Paris 1828 i Auto-biography. Medwin: Conversations of lord Byron. London 1824. Lady Blessington: Conversations. Teresa Guiciołłi: Lord Byron, juge par łes temoins de sa vie. Paris 1868. Dzieło to liczące 1100 stronic, napisane w 44 lat po śmierci poety, warto przejrzeć jako curiosum bezgranicznego przywiązania hrabiny do dawno zmarłego kochanka. Dowodzi w niem szeroko, że lord Byron był poprostu aniołem. Wszystkie jego cnoty i zalety posiadają osobną rubrykę: Miłość bliźniego, skromność, wstrzemięźliwość. Rozdział o błędach stwierdza, że nie posiadał żadnego. Piękności oczu, głosu, ust, nosa poświęcono szcze-gółne^rozdziały. i Nie pojmuje autorka, jak mógł świat uwierzyć, ^ iż Byron byłkulawy. Przytacza zaprzeczające tej spotwarzy świadectwo szewca z Newstead i ona sama zresztą najlepiej o tem wiedzieć może... Ktoś twierdził oszczerczo, że w trzydziestym roku zaczął łysieć i siwieć... (sam to przyznaje w Don Juanie, I. 213); łysiny nie było tam ni śladu; lubił podgalać się na czole. Albo że nogi mu zcieńczały i straciły dawną elastyczność!... Niezawodnie cieńsze były, niż przedtem, ale czyż to nie naturalne u człowieka, który całe dni przepędzał na koniu.’.., Z życiorysów najlepsza jest książka E 1 z e g o: Lord Byron, po niej Jeaffresona: The real Lord Byron. Z dzieł polskich o Byronie należy wymienić: M. Z d z i e-c h o w s k i: Byron i jego wiek. PIEŚŃ I. 1. Szukani nieład a rzeczy, — bohatera. Trudne to, bo dziś coraz inny modny; Gazeciarz czarem przygód go podpiera, Czas waży, mierzy, odrzuca. Przygodny Jego opieki walor spadł do zera. — Lecz jest bohater jeden, niezawodny: Don Juan, ten sam, co go na operze, Może zawcześnie, czart do piekła bierze. 2. Kzeźnik Cumberland, Wolfe, Keppel, Hawke, Yernon, Ferdynand, Bourgoyne, C4ranby, innych sporo Wzięli dań hańby lub czci niepomierną, Jak Wellesley’a na szyldy ich biorą Kupcy. Od sławy Banko wygrał temo, A z nim „maciory prosiąt dziewięcioro5‘. Taki Dumourier, taki Bonaparte AV,,Kurjerze“ każdą uświetnili kartę. 3. Mirabeau, Barnave, Condorcet i Brissot, Lafayette, Petion, Klotz, Danton i Marat, A po nich Joubert, Hoche, Marceau, — patrz, ci są Bohaterami; śród wojennych narad Lannes, Moreau, Dessaix za działań kulisą Regulowali zwycięski aparat. Każdy z nich w porze swojej był olbrzymem, Ale nie k’rzeczy tu ich sławić rymem. DON JUAN

Jak Marsa czcili Nelsona wyspiarze,
Lecz gdy się wieko trumienne zatrzasło,
Wraz oniemiała pieśń o Trafalgarze,
Słońce na grobie bohatera zgasło,
Więc wstydem płoną wilków morskich twarze;
Infanteryja! — takie dzisiaj hasło.
Armji lądowej chce król całą duszą,
Ho we, Duncan, Jervis, Nelson w kąt iść muszą.
5.
Przed Atrydami żyli wielcy wodze,
Żyli i po nich mądrzy i zuchwali,
Lubiący kochać, bić — już nie tak srodze — Lecz że poeci o nich nie pisali,
Poszli w niepamięć; w nikogo nie godzę,
Ale myśl moja epiczna się żali,
Że mi nie świta jakieś imię duże;
Więc Don Juana wołam: Bywaj, druże!
6.
Dziś epik prosto „in medias res“ wpada;
Horacy zrobił to rodzajem mody.
Co się zdarzyło przedtem, opowiada Bohater, kładąc jako epizody,
Gdy po obiedzie z kochanką zasiada
W pałacu, lub się chroni pod lip chłody,
Albo z nią zwiedza grotę nad pomnikiem,
Co jest dla czułej pary gołębnikiem.
Ja tej metody zwykłej nie używam,
Bo ja zaczynać lubię od początku. Obrazów zatem na pół nie rozrywam,
Bo to jest z hańbą zdrowego rozsądku,
Ale choć tracę czas, z góry zaśpiewam,
Nie gubiąc jedne] nuty w pieśni wątku. Powiem o ojcu jego, co należy,
Następnie podam konterfekt macierzy.
8.
W Sewilli ujrzał padół śloz i trudu,
Słynnej z pomarańcz i kobiet urody. ^
’Ceń, kto Sewilli nie zna, nie zna cudu,
” Głosi przysłowie, — potwierdzę dla zgody. Najmilsze to z miast hiszpańskiego ludu,
Jedyny Kadyks idzie z nim w zawody.
Z okien pałacu widne nurty i wir Rzeki szlachetnej, zwanej Gwadalkwiwir.
9.
Ojciec Don Jose był złożony modłą Dawnych hidalgów; rodu mu me kalał Nigdy Żyd ani Maur; krew miał me podłą, Gocką; szczep gocki wczas Hiszpanję zalał. Dzielniejszy rycerz nie siadał na siodło,
Ani się z siodła na ziemię nie zwalał,
Niż Jose, co nam spłodził bohatera,
Co... lecz niech naprzód pieśń się me wydziera.
10.
Matką mu była uczona niewiasta.
Nad każdym studja odbywała, kwiatkiem, Gdzie jaki z gleby chrześcijańskiej wyrasta.
Prócz cnót dowcipem zachwycała, rzadkim,
Że się dziwiła nawet mędrców kasta I nawet zacni wzdychali ukradkiem,
Że blaskiem swoim tak ich w cienie chowa Uczona własną sztuką — białogłowa.
Deklamowała biegle na wyrywki Kalderonowe dzieła i Lopeza;
Gdyby na scenie aktor zabył śpiewki, Podpowiedziałaby dona Inesa.
Przybladłby przy niej Fajnagiel, choć krewki, Umiejętności kram strącił do biesa;
Słaby był jego kunszt mnemotechniczny,
By wyhodować taki okaz śliczny.
12.
Najmilszy był jej dział Matematyki;
Wspaniałomyślność, cnota — ż cnót wybrana; Zart — żartowała czasem — jak z Attyki;
W mowie subtelność, mgłą grubą owiana; Słowem — była tem. co wszystkie języki Zwą: „Dziwo“. W dymkę stroiła się z rauu; — Są wieczór: zimo. w jedwab, latem w gazę.
Nie chcę, by zmysły miały stąd obrazę.
r. 13.
Z łaciny znała „Pater noster“, w treści;
Alfabet grecki — przez pół oczywista;
Czytała czasem francuskie powieści,
Lecz pronuncjacja jej nie była czysta,
Dla kastylskiego nie żywiła części,
A wymawiając nim, bywała mglista.
Co myśl — sentencja, co słowo — zagadka, Jakby w mroczności tkwiła wyższość rzadka.
14.
Znała angielską i hebrajską mowę,
Twierdziła, że są zbliżone akcentem;
Z Bibliji miała dowody gotowe;
Sądzę, jakkolwiek profan w Piśmie świętem,
Że jej wywody są trafne, wzorowe,
Gdy potwierdzone Starym Testamentem. Hebrajskie słowo, co,,Ja-m jest“ oznacza,
W angielskim się w przekleństwo przeistacza.
15.
U innych język, — tu mówiły lica;
Słuchacze z jej ócz, z jej brwi morał pili;
Była to samorządna pracownica Ziemi, jak opłakany Sam Romilly,
Ow praw wykładacz i państwa strażnica,
Co samobójstwo spełnił chyba w chwili Bez wiedzy; dowód, jak na świecie znika,
Co się urodzi. (Sąd orzekł: „Miał bzika“.)
, 16-Mógłbyś rzec: Była chodzącą rachubą,
Lub panny Edgeworth powieścią wcieloną,
Lub pani Trimmer: „Wychowania próbą“, Dziełem: „Kawaler w pogoni za żoną“.
Zawiść myszkując zwiodłaby się grubo,
Bo dona Inez była nieskażoną.
Choć się „niewieści grzech“’ dziś w świecie sroży, Ona bez grzechu była — co najgorzej.
17.
Ach! czystsza była, niż łabędzie puchy I niż dewotek naszych święte grona;
Tak zdała od niej stały piekieł duchy,
Że nawet anioł stróż odjął ramiona.
Stateczne były u niej wszystkie ruchy,
Jak w czasomierzach sławnych Harissona.
Na ziemi z cnotą jej nic nie szło w parze,
Chyba twa „cudna maść“, o Makassarze!
18.
Ach! doskonała... lecz że doskonali Ciężarem nudnym są nędznego świata,
Gdzie Adam z Ewą kochania nie znali,
Aż się zamknęła dla nich rajska krata,
Bo wprzód bez chuci żyli cisi, biali...
Co oni robić mogli przez te lata?
Don Jose, jako prawdziwy syn Ewiu,
Prócz żony zrywał jabłka z różnych drzewin.
19.
Don Jose był to człek, jakich nie mało;
Wiedzy nie lubił, więc nie był uczony;
Chciał iść tam, gdzie mu właśnie się zachciało, Nie dbając, że to przykre jest dla żony. Świat, co rad zawsze, gdy się co źle stało,
Gdy dom się wali lub się chwieją trony, Wykrył dwie stiuny zbytnie w jego lutni;
— Wystarczy jedna do domowej kłótni.
20.
A dona Inez w takiej zalet krasie Bardzo ceniła cnót swych idealność.
Toż przeniewierstwo męża znieść?... A zasię!
Święta, to prawda — była jej moralność,
Lecz czasem w sercu djabeł bróździł — zda się, Bo z przywidzeniem rzeczy dotykalnosć Mieszając, chwili nie straciła żadnej,
By pana męża wpędzić w potrzask zdradny.
21.
A do złapania nie trudny małżonek,
Co grzesząc, z boku nie postawi straży. Najbieglejszemu, choćby jak postronek Prężył uwagę, despekt się wydarzy,
Że mu na głowę spada nagle trzonek Wachlarza żony, który ciężko waży,
Bo dłoń żonina nim jak szablą władnie,
Zaś mąż nic dojrzy ciosu, aż nań spadnie.
22.
Błąd jest, gdy panny uczone wychodzą Ża ludzi, którzy nie mają oświaty;
Za panów, którzy choć „dobrze się rodzą,
Ale ich nudzą poważne debaty.
Przestrogi moje skromne w nic nie godzą,
Ja jestem prosty człek i nie żonaty...
Lecz — mężu mądrej żony, szczerze powiedz, Czy was nie wodzą, jak gromadę owiec?
23.
W domu słyszano czasem głośne swary;
O co? Przesadzał się w badaniu śmiałem Młody i młoda, i stara i stary;
Zle, że nie dbali tak, jak ja nie dbałem. Wścibstwem się brzydzę; grzech to godzien ka Jeżeli kiedy czem skromnie błyszczałem,
To, żem łagodził mych przyjaciół sprzeczki, Sam pozbawiony kłótliwej żoneczki.
24. /
Chciałem i między nimi zrównać przedział.
Chciałem — Bóg świadkiem; om pokryjomu Szydzili ze mnie, chyba w nich czart siedział!
Dla mnie nie było nigdy „państwa w domu Choć mi na ucho odźwierny powiedział...
Mniejsza już o to; — lecz doznałem sromu, Bo mały Juan na głowę mi wylał Kubełek pomyj, gdym się z drzwi wychylał.
25.
Ladaco z wiechą pokędzierzawioną,
Djablik skaczący do nocy od ranka;
Rodzice, zawsze w zwadzie, w jednem pono Zgodni: w pieszczeniu rualego szatanka.
Ojciec rozsądny, miast się kłócić z żoną,
Do szkoły posłałby młodego panka,
Albo go w domu zapoznał z brzeziną;
— Chłopiec z mniej gęstą w świat-by poszedł miną.
, 2(J-Don Jose z doną Inez tym sposobem
Wiedli czas jakiś nieszczęśliwe życie,
Pragnąc już raz się rozdzielić — choć grobem.
Dla ludzkich oczu żyli przyzwoicie,
Jako że byli dobrego wyrobem
Chowu; iukt nie zgadł, że się gryzą skrycie
Aż ogień długo tłumiony wybuchnął
I cały sekret jawną wieścią gruchnął.
27.
Pani wezwała dok tory, znachory,
Chcąc dowieść, że jej mąż cierpi na „głowę“. Lecz że „lucida momenta“ miał chory,
Godziła się, że,,serce“ ma niezdrowe.
Gdy tłumaczono jej, że to pozory,
Niosła w zeznaniach dowody jałowe.
„Bóg mię“ — mówiła — „oskarżyć przymuszał“. Na to eskulap ramionami ruszał.
28.
W dzienniczku błędy męża spisywała I gromadziła stosy bilecików,
Skąd argumenty oskarżeń czerpała.
W Sewilli mnogich liczyła stronników,
A wśród nich babkę, co już zdziecinniała.
Wszyscy zaś dużo wyprawiali krzyków: Inkwizytorzy, sędziowie, juryści,
Ci dla uciechy głupiej, ci z zawiści.
29.
A potem słodki ten ideał żony Z taką pogodą znosił męża bole,
Jak owe dawniej spartańskie matrony,
Co nie wydały skargi, gdy mąż w pole Wyszedłszy — legł; — nie biły w płaczu dzwony.
Chłodna, choć go kto oszczerstwem zakole,
Na męki męża z takiem jasnem czołem Patrzała, że świat krzyknął: „Jest. aniołem!1’
,?°‘
Cenić przyjaciół, choć im w oczy plwano,
To filozof ja prawdziwa i czysta. „Wspaniałomyślność“ też jest piękne miano, Zwłaszcza, gdy z miana tego się korzysta.
Nigdy jej na tym grzechu nie złapano,
Co go zwie malus animus jurysta.
Że nie jest zemsta osobista cnotą,
To prawda, — ale czyż j a mam dbać o to?
31.
Gdy stare waśni z grobu wywołają Skandal zwietrzały i w kłamstwa ubiorą,
To ludzkie złości roli ta nie grają;
Skandal trwa, bo się stał tradycji zmorą. Naszym czcigodnym przez kontrast umają Czoło, moralność zyska w dziesięcioro.
Wiedza się przez to zmartwychwstanie wzmoże: Skandal jest dobry pod sekcyjne noże.
32.
Zadyszeli się w pojedna wczem dziele
Znajomi; krewny poszło jeszcze gorzej; (Doprawdy, iż się sądzić nie ośmielę,
Komu w tym razie powierzyć „ład boży“’,
Czy krewni lepsi, czy też przyjaciele),
 Juryści chcieli rozkucia obroży Ślubów — lecz ledwo wzięli pierwsze raty,
Nagle don Jose odszedł w lepsze światy.
33.
Umarł — w wyborze pory niełaslcawy,
Bo, ile mogłem wyczuć ze wskazówek Biegłych, co znali już podobne sprawy,
Z szeptów ostrożnych, mrugań i półsłówek, Śmierć jego proces przerwała ciekawy,
A co smutniejsza — spędziła z placówek Mieszczańskich uszu czaty, co z tej racji W wielkiej zaczęły się wznosić sensacji.
34.
Ach! umarł — a z nim razem pogrzebiono Opinję tłumów, jurystów zasługi;
Pałac sprzedano, służbę rozpędzono;
Żyd zabrał jednę z kochanek, przy drugiej Ksiądz został, — tak mi przynajmniej mówiono...
Gdym pytał, co mu przerwało niedługi Żywot, eskulap rzekł: Febris qu ar tana.
— Żonie w sumieniu pozostała rana.
35.
Zresztą don Jose był dobre człeczysko;
Staję w obronie, bom go dłużej badał;
Więc nie wystawiam go na pośmiewisko,
Ni o słabostkach będę rozpowiadał.
Wprawdzie przekraczał czasem stanowisko Przyzwoitości, żądzami nie władał,
Jako ów Numa Pumpiljuszem zwany,
Ale — żółciowy był, źle wychowany.
36.
Choć pamięć jego dzisiaj nic nie waży,
Biedny on! nieraz ból mu dojął srogi. Przyzna], hart ducha najtęższy się zwarzy W dniu jak ów, kiedy wstąpił w domu progi I u zwalonych, sierocych ołtarzy
Stanął... skruszone łkały u nóg bogi.
Wybrać musiało serce tkliwe, dumne
Śmierć albo sprawę w sądach — wzięło trumnę.
37.
Bez testamentu zmarł. Ustawą prawną Juan wziął proces, domy, lasy, pola,
W spadku; pod ręką opiekunów wprawną Ogromne zyski rokowała rola.
Regencję matka objęła, — jak dawno Uświęca zwyczaj i natury wola:
Synek jedynak z rąk jedynej matki Wyjdzie rozsądny, uczony i gładld.
38. ^
Najmędrsza z niewiast i wdów zapragnęła,
By Juan wzorem był dobrego tonu.
Nie godnyż, by się przed nim szlachta gięła?..
(Ojciec’z Kastylji był, a z Aragonu Matka) W rycerskie go szeregi pchnęła;
W wypadku wojny miał się trzymać tronu. Uczył się rąbać, strzelać, jeździć konno,
Brać szturmem bramę forteczną, zakonną...
 39.
Lecz jeden, imperatywnej natury, r Punkt ponad inne wzniósł się’ punkty walne. Zapowiedziała pedagogom z góry,
Z? wychowanie ma być skroś moralne; Wszelakie książki przez rodzaj cenzury ^ Miały przejść, zanim stały się czytelne,
Z wszystkich gałęzi wiedzy Juan młody Mogl szczknąć, prócz jednej: nauki przyrody.
40.
Wszystkie języki, zwłaszcza starożytne;
Wszystkie nauki, zaś metafizyczne Specjalnie; — sztuki, mające zaszczytne r W dziedzinie piękna miejsce — nie uliczno. Te wiadomości były dlań aż zbytne,
Lecz omijano rzeczy skandaliczne:
O ras przerództwie ni najmniejszych wzmianek, By się — broń Boże! — nie zepsuł Juanek.
41.
Klasyczne studja bróździły okrutnie,
Bo był w nich Jowisz, Mars, Juno, Wenera, Co zbytkowali w miłości wierutnie,
Lecz bez staników, majtek et cetera... Ochmistrze wiedli z doną częste kłótnie,
Aby ocalić z Wergilim Homera,
Często musieli użyć apologji,
Bo nie cierpiała Inez mitologji.
42.
Owidjusz raptus — znać to w każdem słowie:
O skromność nie jest Anakreon dbały; Katullus rzadko coś grzecznego powie,
Nawet w Safonie nie tkwią ideały,
Choć Longin twierdzi, że w Hymnów osnowie Szczytniejszych wzniesień oczy nie widziały. Czysty jest Wergil, ale gdzież miał rozum Gdy pisał: Pastor Corydon formosum?
43.
Lukrecjusz brzydki dla swojej niewiary Młodym żołądkom nie da zdrowej strawy; Juwenal — — wierzę — miał czyste zamiary,
Lecz użył środków złych dla zacnej sprawy. W szczerocie myśli nie zachował miary 1 gruby, szorstki jest, nawet plugawy,
A już chcę wierzyć, że nikt nie pochwala Nieprzyzwoitych wierszyków Marcjala.
44.
Z najlepszych wydań uczono Juana;
Takie przez biegłych trzebione wydanie Mądrze uchyla z przed oczu młodziana Jaskrawsze zwroty; lecz że obrzezanie Kaleczy szpetnie skromnego kapłana Muz i żal widzieć go w tym smutnym stanie, Wyimki swoje notują w przypisku,
Tak spis,,obscoenów“ młodzieniec ma w zysku.
45.
W indeksie razem wszystkie zgarniesz dłonią, Miast je jak ryby zganiać do więcierzy;
Stoją w szeregu, jak wojsko pod bronią,
Gotowe potkać się z rzeszą młodzieży,
Aż mniej surowi wydawcy je zgonią I każdy ustęp wsuną, gdzie należy,
Nie chcąc, by stały tak nagością widne Jako w ogrodach boginie — bezwstydne.
Don Juau.
3
44.
Mszał — familijny skarb — jak wszystkie mszały Oraz kościelne książki, daty starej,
Był malowany po krawędziach cały
W figlarne grupy; a już nie dam wiary,
Żeby ktoś, patrząc, jak się całowały Owe osóbki, zwracał okulary W tekst książki; to też matka, myśląc zdrowo, Wzięła ją sobie, a on — dostał nową.
47.
Musiał Juanek oczyma, uszyma Badać homilje, kazania, żywoty Złotoustego Jana, Hieronima,
A czynił owe studja bez ochoty.
Jak się dochodzi wiary, jak utrzyma,
Augustyn bieglej od onej hołoty Pogańskiej prawi w „Wyznaniach“ tak lubo,
Że jego grzechy wydają się chlubą.
48.
Było to chłopca dzieło ulubione;
Muszę jej oddać hołd wedle zasługi Za cne zamiary — urzeczywistnione.
Miała go zawsze na oku; gdy sługi Brała, to stare; gdy przyjęła bonę,
To nie znalazłbyś równie brzydkiej drugiej,
Tak zabiegała już za nieboszczyka Na wzór mężatkom, roztropna podwika.
49.
Juan tymczasem rósł piękny, jak kwiatek;
Miluchny chłopczyk z jedenastym rokiem Już zapowiadał, że za kilka latek Zaćmi spółczesnych męskości urokiem.
Uczył się, sił miał młodzieńczych dostatek.
Zdał się do nieba iść stanowczym krokiem, Bywało, pół dnia w kościele przepędza,
Pół w gronie matki, mentora i księdza.
50.
W szóstym — jak rzekłem — — czarujące dziecię, W dwunastym piękny chłopiec, choć za cichy. W dzieciństwie był jak młody wilczek; przecie Tak go głaskali, aż oskromniał z pychy; Myśleli: dobrze, gdy się żywość zgniecie W chłopcu; potulny zdał się, i uśmiechy Wywabiał matce na twarz mędrzec mały;
Tak był stateczny, roztropny, wytrwały.
51.
Czy był? Wątpiłem; jeszcze mi wątpliwe Dzisiaj; nie bój się! złe stąd nie wypadnie, Znałem Josego, a mam przenikliwe Oko; — lecz bardzo byłoby nieładnie, Wnioskując z ojca o synu, złośliwe Czynić uwagi; z żoną, żył nieskładnie,
To prawda; ale zgorszeniem się brzydzę, Obmowy nawet w żarcie nienawidzę.
52.
Więc nic nie mówię — nic; nawet jedynym Domysłem nie chcę cię, słuchaczu, męczyć, Lecz gdyby Pan Bóg obdarzył mię synem (Że nie obdarzył, pragnę się wywdzięczyć, )
Nie robiłbym go, jak ona — rabinem,
Nad katechizmem nie kazałbym ślęczeć.
Nie — nie! — posyłałbym chłopca do szkoły, Gdzie sam zbierałem wiedzę, jak miód pszczoły.
53.
Kwituie-ż tam wiedza! Nie chcę się nadymać Z tego, com zyskał; com zyskał — pominę.
Nie wszystko wprawdzie zdołał mózg poimać, Daremnie kułem grekę i łacinę;
Od innych zato nie mogłem się wstrzymać
Studjów — nie powiem jakich; — język zwinę. Jestem kawaler, ale śmiem wnioskować,
Że syna trzeba całkiem nie tak chować.
54.
Rok już szfesnasty Juanowi mijał.
Przystojny, żywy młodością wiośnianą,
Wiotki lecz silny, jak dąb się rozwijał,
Każdy prócz matki dawał mu już miano Mężczyzny; jej zaś mało nie zabijał
Gniew, gryzła wargi, kiedy tak go zwano,
By nie wybuchnąć, bo dojrzałość wczesna Była w jej oczach rzecz bardzo bezczesna.
55.
Śród przyjaciółek wielu naszej donny,
Dla pobożności cennych i rozsądku,
Jaśniała clona Julja. Byłby płonny Zamiar w porównań różnych kreślić wątku Piękność, co była dla niej tem, czem wonny Pyłek dla kwiatka, a ciepło dla wrzątku,
Czem dla Amorka łulc, pas dla „Wenery...
To porównanie chroma, — jestem szczery.
56.
Czarne jej oczy widocznie zdradzały,
Że maurytańskiej krwi zdroje w niej płyną,
W istocie różne krwi się pomieszały;
— Hiszpan pogardza taką mieszaniną —
Grenady dumnej gdy runęły wały,
Boabdil smętny zbiegł, zbiegli z rodziną Przodkowie Julji nazbyt wrogom znani;
Jej pra-pra-babka została w Hiszpanji.
57.
Z hidalgiem jakimś — nie pomnę pieczęci — Wstąpiła w związki; szlachcic krew swą skalał, Prawa szlacheckie mając w niepamięci;
Dziad jego pewno w grobie się przewalał,
Bo stara szlachta stary zwyczaj święci,
Co na mezaljans nigdy nie pozwala;
Żenią też z sobą braci, siostrzenice,
Skąd świetność rodu obraca się w nice.
58.
I teraz ród się obrócił na nice,
Krew się zepsuła, odrodziło ciało;
Drzewo szpecące hiszpańską ziemicę Znowu strzelistą latorośl wydało,
Przestawszy rodzić karły i karlice, ^
Lecz próżno chciałbym zdusić wieść rozgrzmiałą, A wstrząsającą owej damy sławę,
Że... w dom wnosiła prawe i nieprawe.
59.
Bądź-co-bądź ród ten najpiękniejszym sprostał I piękniał jeszcze w późne pokolenia,
Aż wreszcie w rodzie jedynak pozostał,
Co miał znów jedynaczkę; bez wątpienia Każdy zgadł, że ten szczep, który się ostał,
To była Julja; ja z tego zdarzenia Mógłbym urobić poemat niebrzydszy;
Miała wdzięk, męża, lat dwadzieścia i trzy.
00.
Jej oczy — bardzo piękne oczy cenię — Ogromne, czarne, obłoczyste, rzewne.
Kiedy mówiła, rzucały płomienie,
A nigdy dumne nie były, ni gniewne,
Zawsze miłosne; czasem z nich zachcenie Rozkoszy błysło lecz trwożne, niepewne,
I gasło zaraz — bo hartowna dusza Uskramia ciało i milczeć przymusza.
61.
Lśniący włos czoło w powabnej obręczy Trzyma, połyskiem lustrzanym nasyca.
Brwi w kształt powietrznej zginają się tęczy;
Młodości zorzą purpurowe lica Tak przezroczyste czasem, jak z pajęczej Tkanki, pod którą w żyłach błyskawica Żarzy się. — Słowem, twór niepospolity; Wysmukła — krępej nie znoszę kobiety.
r 62.
Niedawno śluby ją związały święte
Z mężem — niestety! — wiosen pięćdziesięci. Myślę — a z życia mam dowody wzięte —
Że lepiej mieć dwu o dwudziestu pięci,
I znowu myślę tak:...,,mi vien in mente...“
Że gdzie krew kipi i do życia nęci,
A słońce grzeje, tam wybór niewieści Przekłada męża, co ma lat trzydzieści.
63.
Smutna to jest rzecz, przyznam, ale winię Słońce; ono się tak nieskromnie jarzy,
Taki roznieca żar w człowieczej glinie,
Tak ją przypieka, grzeje, pali, smaży,
Że choć człek modli się i z postów ginie, Zawsze tam ciało, nie duch, gospodarzy.
Co my umizgiem, nierządem prorocy
Zwą, częstsze w krajach słonecznej przemocy.
64.
Północne ludy skromne, jak wam błogo!
Wasz grzech jest zimny. U was morał goni Grzesznika bez szat na śnieżycę srogą,
Wszak w śniegu kruszył się święty Antoni. Sędzia orzeka, jak się płaci drogo Cnotę niewiasty; kto się wdzięczy do niej, Skazan na grzywny; — podatek nielada,
Co, jak papiery, wznosi się i pada.
65.
Don Alons, — tak się zwał mąż pięknej żony Na swoje łata dość był zamaszysty;
Ni to kochany, ni znienawidzony,
Żył z nią, jak wiele stadeł, w zgodzie czyste Gdyż pobłażały sobie obie strony.
Nie mieli jednej duszy, ni dwoistej;
On był zazdrosny, ale cicho siedział:
Zazdrość nie lubi, by świat o niej wiedział.
66.
Julja z Inezą — przyczyny nie wskażę — Była oddawna bardzo sprzyjaźniona,
Chociaż ich gusty nie chodziły w parze,
Bo Julja wcale nie była uczona.
Ludzie szeptali — lecz to kłamstwo wraże, Złośliwość mile łechce ludzkie łona — -Że nim don Alons z Julja stworzył stadło, Raz dlań Inezy serce w grzech popadło;
r. 67.
Zc podejmując dziś starą znajomość,
Którą uczynił czas czystą, jak chusta,
Względy, któremi cieszył się jegomość,
Zlała na żonę dama złotousta.
Schlebiała Julji ta względów rzekomość;
Które chwaliły Don Alonsa gusta W wyborze żony; gdy plotek do znilcu Zdusić nie mogła, użyła tłumiku.
68.
Czy Julja na teu stosunek patrzała Okiem sąsiadów, czyli była skrzętna W odkryciach własnych, — nie wiem, nie dawała Poznać, jakie jej w sercu biły tętna.
Może istotnie ślepa lub niedbała,
Może znudzona, może niepamiętna,
Doprawdy dziwna kobieca natura,
Kryjąca zawsze głąb duszy, jak chmura.
, 69.
Znała Juanka i buziak dziecinny Ucałowała czasem; nad przepaście Nie wiedzie przecież taki gest niewinny...
Dwadzieścia miała lat, a on trzynaście.
Lecz wnet stosunek nastał wcale inny,
Kiedy młodzieniec liczył lat szesnaście...
Wielkie, się zmiany przez lat kilka darzą, Zwłaszcza u ludów z ogorzałą twarzą.
70.
Ulegli nagle niepojętej zmianie:
Ona się stała skryta, on płochliwy,
Nie całowali się na powitanie,
W oczach się zjawiał wyraz kłopotliwy.
Nie można wątpić, — prawda, piękne panie,
Żc rozumiała zmiany nieszczęśliwej Przyczynę Julja; lecz on miał pojęcie,
Jak ten, co łódki nie zna — o okręcie.
71.
Julję bo chłód ten robił bardziej miłą;
Gdy wysuwała swe paluszki drżące Z Juana ręki, to dotknięcie było Tak delikatnie lekkie, tak mamiące,
Iż mogła sądzić dusza, że się śniło,
A nigdy zwodnej Armidy tysiące Czarów nie kuło tak rycerzy w pęta,
Jako Juana serce — te rączęta.
72.
I spotykała go już bez uśmiechu,
Ale ze słodszą niż uśmiech tęsknotą,
Jak gdyby myśli szemrzące pocichu I pełne skargi, tuliła pieszczotą Zato, że więzi je w serca kielichu.
Wszak i niewinność nie grzeszy szczerotą,
Sercu drugiemu prawdy nie poruczy;
Miłość obłudy już zmłodu się uczy.
73.
Ale się zdradza namiętność nieszczera,
Właśnie przez skrytość swą; jak czarne chmury Zwiastują dziką burzę, tak przeziera Namiętność przez ócz zamglone lazury I w jakąkolwiek szatę się ubiera,
Jest zawsze jednej, obłudnej natury.
Chłód, duma, niechęć lub szorstkość bolesna,
To jest jej maska, zazwyczaj niewczesna.
74.
Były westchnienia głębsze, bo tłumione,
Słodka w kradzionych spojrzeniach nieśmiałość, Rumieńce wstydu za niepopełnione
Winy; przed zejściem lęk, z rozejściem żałość. Wszystko to zdradza pożądania one,
Co z namiętnością młodą tworzą całość, Wskazując, jak to się miłość wietrznica Zmienia w trusiątko, gdy napotka fryca.
75.
Wstrząśnione było serduszko niebogi,
Czuła, że słabnie, więc milczeć przymusza Niesforne serce; wszak jeszcze jej drogi Honor i duma, mąż i własna dusza. Postanowienia czyni pełna trwogi,
Zdolne powstrzymać nawet Tarkwinj usza,
Prosi o pomoc Najświętszej Panienki:
Ona zna radę na takie udręki.
76.
Postanowiła unikać Juana,
Lecz trzeba było odwiedzić dom stary.
Siedziała, w odgłos każdy zasłuchana...
Ktoś wszedł... to pewno 011... nie... ksiądz wikary! Dziękując Maryi siedzi zadąsana
I czeka; znów ktoś wszedł... ach! nie do wiary! Rozpacz, — znów nie 011. W tę noc, strach mi wielce, Nic modliła się Bożej Rodzicielce.
77.
Teraz myślała tak: Kobieta z głową Winna pokusie spojrzeć prosto w oczy;
Ucieczka rzeczą jest nielionorową,
Więc wytrwać trzeba; wtedy nie łaskoczy
Serca wróg żaden spojrzeniem, rozmową;
A jeśli nim jest młodzieniec uroczy, Przystojny, miły, grzeczny?... no, dość na tem. Nigdy nie będzie czemś więcej, niż bratem.
78.
A gdyby kiedy, — — któż zaręczy za się?
Bo djabeł nie śpi i ciągnie ku zgubie, — Poczuła, że jej serce w ambarasie
Szepce: „Ja tego chłopca bardzo lubię!“
O! to cnotliwa kobieta nie da się Skusić, i lepsza będzie po tej próbie.
A gdyby prosił... odmówić, i basta!
— Tak czynić każda powinna niewiasta.
79.
Zresztą jest miłość, co świętością poi:
Czysta, powietrzna, jak kwiat nienaganna,
0 której w niebie boski anioł roi,
(Na ziemi czasem roi stara panna)
W której platońska woń... właśnie jak w mojej, Taka myśl była w Julji nieustanna.
1 jabym myślał tak, gdybym to ja był Tym, co posesję w sercu Julji nabył.
80.
Takiej młodości nie mam za zwodnicę;
Powierzyć się jej może młodych dwoje. Pierwszy całusek w rękę, drugi w lice...
Ja się w podobne rzeczy wdawać boję,
Bo pocałunek stanowi granicę Bezpiecznych traktów; poza nią wyboje, Przepaści; nie chodź, bo połamiesz nogi. Ostrzegam, — kto chce, niech słucha przestrogi.
81.
Miłość więc, lecz nie wychodząca z szranek, To był jedyny <sel, bardzo niewinny. Praktyczne lekcje, które z nią Juanek Odbywał, kiedyś przydać się powinny.
Więc przy jej oczach, co jako kaganek Błyszczały, uczył się, przy miodo płynnej Rozmowie, głosach bijącego łona,
Czego?... ni Juan nie wiedział, ni ona.
 82.
A Julja serce hartując i zbrojąc Tą próbą, jako spiżem, duszę białą,
Żądała walki, pokus się nie bojąc,
Jak gdyby była fortecą lub skałą.
Mówiła sobie, serdeczne spokojąc Obawy, że ją bój okryje chwałą,
Ale czy w boju owym była silną,
Czekajcie! zaraz powiem, gdy wam pilno.
83.
Plan jej niewinny zdał się i możebny;
Któżby o miłość posądzał... smarkaczy? Nawet, gdyby ktoś dziecko o haniebny Związek z mężatką oskarżał, co znaczy? Gdy serce winy nic zna, niepotrzebny
Strach, bo w niem pokój panuje prostaczy. Przecież chrześéjanie palili się wzajem, Wierząc, że zato Bóg nagradza rajeni. —
84.
Gdyby tymczasem mąż umarł... Do licha!
Ta myślby serca Julji nie skaziła Nawet i we śnie — (tak marzy i wzdycha). Onaby jego straty nie przeżyła!...
Ale przypuśćmy, tak „inter nos!!, zcicha,
Żeby istotnie śmierć męża skosiła — -(„Inter nos“, raczej „entre nous“; Julja lubi Myśleć z francuska — ale to rym gubi. — )
85.
Przypuśćmy — ta jej myśl wpadła do główki: „Tymczasem w męskość zacznie się oblekać Juan i będzie gotów mąż dla wdówki,
Która nań kilka lat może zaczekać.
Cnota — (tu kończę przypuszczali osnówki),
Nie będzie mogła bynajmniej narzekać Na ten stosunek, bo to będzie próba Miłości takiej, jak miłość cheruba1:.
86.
Tyle o Julji. — Do Juana pora
Powrócić. Biedny chłopiec! nie rozumiał,
Że mu komórka jedna w sercu chora,
Czuł, jak Medea, jakiś zgiełk, co szumiał W głowie i straszył, jak skrzydło upiora.
Nie odgadł bowiem, że najprostszy tu mial Fenomen, wcale dla serca nie wstrętny,
Nawet po bliższem poznaniu — ponętny.
87.
Milczący, dziki, w marzeniach ponury,
Jakby z tajemnym bólem walki staczał,
Po desperacku krył się w lasy, góry I ranne serce w samotności maczał.
Ja także lubię las łub ciche mury,
Lecz pragnę — (nie chcąc, by ktoś myśl mą apaczał) W samotni paszą być i pełnić cnotę,
Mając w haremie pustelniczą grotę.
88.
„Miłości! w lasów splątanej gęstwinie,
Kędy się zachwyt z bezpieczeństwem parzy,
Tam, w czarów cudnych przeważnej dziedzinie, Jesteś boginią z ramienia i twarzy“.
Poeta, który tak pisze, nie zginie,
Ale wiersz drugi mózgi ludziom smaży,
Bo gdy z „zachwytem bezpieczeństwo“ złączę,
To mi się w głowie związek słów tych plącze.
89.
Poeta temi wyrazy wskazuje
Prawdę, co w łonie ludzkiego plemienia Tkwi, którą każdy starszy człowiek czuje 1 może o niej mówić z doświadczenia,
Ze przerwą równie śniadanie się psuje,
Jak miłość. Nie tknę już treści „p a r żeni a“..,,Z a c h w y t“ jest czasem dobry — jak się zdarzy Lecz „bezpieczeńst w o“ niech stanie na straży
90.
Don Juan chadzał ponad szklane wody,
W sercu mu dziwne mary grały ładnie;
Lub twarz przytulał do traw dla ochłody,
Gdzie dąb na czoła bizóz konary kładnie,
Gdzie wieszcz Fantazji wychowuje płody,
Z których pożywać musisz, gdy tak padnie. Ujdzie, gdy jakieś jądro w treści chowa I nie jest ciemna jako Wordsworthowa.
91.
Tam on — (nie Wordsworth, lecz Juan) prowadził Ze swoją wzniosłą duszą samożycie,
Aż ból, co mało piersi nie rozsadził,
Uspokoił się, i ustało bicie
Serca na chwilę. Jak umiał, tak radził Swojej niedoli, wszystko czyniąc skrycie I nie zważając, że rozsądek ronił,
W metafizyczność się jak Colendge wchłonił.
92.
Myślał o swem,,Ja“, o ziemi, o masie
Światów i gwiazd, o ich powietrznych szlakach, W jakim u djabła mogły powstać czasie,
I o wulkanach i wojennych znakach T wiele może liczyć księżyc w pasie I o balonach i o wielkich brakach W dziedzinie wiedzy, o górnych przezroczach,
A potem myślał o Julji — o oczach.
93. — Bystra źrenica w myślach tych odkryje
Wzniosłe żądania i maizenia szczytne,
Jeden się rodzi z niemi, drugi żyje Badaniem, goniąc mary niepochwytne.
Dziwne to, gdy się młodzik z niebem bije Myślą, czem trwają niebiosa błękitne.
Może sądzicie, że filozofował
Juan? — — a gdzież tam; w dojrzałość wstępował.
94.
Kładł się na liście i na kwiatów puchy I słyszał w szumach wiatru gadaninę.
Myślą przedstawiał nimfy, wodne duchy,
Jak to do ludzi chodziły w gościnę.
Tracił z rachubą czasu drogę w głuchej Puszczy, a kiedy spytał o godzinę,
Spostrzegł, że stary czas piorunem bieży I że do domu wróci — po wieczerzy.
95.
Czasem go nęcił w takiej leśnej głuszy Boscan lub Garcilasso; wtedy czytał,
A jak, gdy karty księgi wiatr poruszy,
Drżą, tak gdy marzeń powiew doń zawitał, Drżały tajemne karty jego duszy,
Niby czarownik ją w powietrze chwytał,
A potem burzom rzucał na ofiarę,
Jak przy kominku bają babki stare..
96.
Tak błądzi często niezaspokojony.
W kąt poszły: humor, zabawa, nauka;
Wzniosłe dumania i poezji tony
Nie wystarczają mu; on myślą szuka Piersi, na których mógłby utulony
Spocząć i słuchać, jak w nich miłość puka,
I szuka czego? pamiętam po sobie,
Lecz dziś nie wydam, — powiem w swojej dobie.
97.
Takie dumania, błądzenia po lesie Musiała dona J ilja zauważyć;
To też spostrzegła, że z Juanem źle się Dzieje;... lecz na to muszę się poskarżyć,
Że nie szkodziło to doni Inesie,
Gdy pozwalała włóczyć się i marzyć;
Czy nie spostrzegła, czy nie miał kto ostrzec,
Czy mając rozum swój, nie chciała spostrzec?
98.
Dziwne to, ale prawdziwe, niestety!
Mąż na ten przykład, kiedy żona łamie Prawa święcone kodeksu kobiety
1 gdy przekracza — któreś przykazanie,
Które? nie liczę; nie przestąpię mety Grzeczności, jaka przynależy damie.
A jeśli zazdrość w mężu się zapala,
Tem chętniej żona zrobi zeń — rogala.
99.
Prawy małżonek podejrzywać musi,
Tylko, że bardzo często podejrzywa Człeka, co wcale mu żony nie kusi,
A znów, jak ślepiec, hańbą się okrywa,
Gdy „przyjaciela” mało że nie dusi W uściskach, ten zaś frant, jak zwykle bywa. Ucieka z żoną... Mąż stoi, jak słupiec,
l woła: „Zdrajcy“, zamiast:, 0, ja głupiec!“
100.
Rodzice równie czasem niedowidzą,
(I najbystrzejszy wzrok tam nie poradzi);
Nie dojrzą, choć już ludzie głośno szydzą,
Kochania Jasia lub kochanka Jadzi.
Aż tajemnicę, nad którą się biedzą,
Jakiś nieszczęsny wypadeczek zdradzi.
Matka zawodzi, ojciec klnie na czarty Krzycząc: „Nie dzieci!“ „Wyrodki!“ „Bękarty!“
101.
Lecz matka była tak czujna, ostrożna
I doświadczona, że domysł odmienię;
Widać w tem tkwiła jakaś myśl pobożna,
Że wystawiała go na pokuszenie.
— Na trop podejrzeń puszczać się, rzecz zdrożna. — Może tak chciała skończyć wykształcenie,
Lub z don Alonsa oczu zdjąć ślepotę,
Przez którą wierzył zbytnio w żony cnotę...
Dou Juan.
4
102.
Był to zwyczajny dzień, a pora letnia.
Lato, to pora bardzo niebezpieczna,
Równie jak wiosna pod sam koniec kwietnia;
Przyczyna — sądzę — leży ostateczna W słońcu... Śmiejesz się?... Patrz! myśl mą uświetnia Prawda w naturze stała i odwieczna,
Że są weselsze i płodne miesiące:
Maj w heroiny, jak marzec w zające.
103.
W szóstym dniu czerwca... Dokładność nazwiecie Przesadą, lecz ja tej przesady bronię;
Wymieniam zawsze miesiąc, rok, stulecie. —
Daty to stacje, gdzie Los zmienia konie,
Historja czyni zwrot, zaczem po grzbiecie Ludów i mocarstw pędzi w wielkim gonie,
Nie zostawiając nic, prócz chronologji
I mszy żałobnych pod znak teologji.
104.
W owej godzinie, w której dzień już kona,
A więc o siódmej albo wcześniej może,
Siedziała Julja, niby huri czczona
I usadzona gdzieś na rajskiem dworze Od Mahometa i Anakreona —
Moora, któremu niech lutnia i hoże Pieśni triumfu grzmią, a wawrzynowy Liść niechaj nigdy nie opada z głowy...
105.
Siedziała, jednak nie sama — albowiem...
(Brak mi o owej schadzce komentarzy,
Nic nie wiem — choćbym i wiedział, nie powiem, Ząb językowi winien stać na straży).
Albowiem... — (tli mię strach przechodzi mrowiem), Było ich dwoje... twarzyczka przy twarzy.
Gdy ujrzysz dwoje na takiej gawędzie,
Nie patrz; trudne to, ale mądre będzie.
106.
Jak była piękna! Serce doświadczone Płonęło w licach a nie czuła trwogi;
Miłości! mocy twe, chociaż tajone,
Silnych gną, słabych stawiają na nogi,
Często rozumnych ludzi omamione
Serca, twój powab goniąc, schodzą z drogi.
Choć nad głęboką stanęła otchłanią,
W głębszej ufności nie zważała na nią.
107.
Myślała o pokusach, o młodości Chłopca, sumieniu gderzącem nieznośnie, Zwycięstwie cnoty, małżeńskiej wierności,
O don Alonsa pięćdziesiątej wiośnie...
— Tę cyfrę muszę wpisać z konieczności;
Nic z niej dobrego nigdy nie wyrośnie,
Bo w każdej strefie, czy grzeje, czy chłodzi,
W pieniądzach dobra, lecz — w miłości szkodzi.
108.
Rzecze ktoś: Razy pięćdziesiąt mówiłem Waćpanu — znak to, że go gniew unosi;
Rzecze poeta: Wierszy ukropiłem
Pięćdziesiąt — strach ci, że je wnet wygłosi; Bandę pół-setni zawsze obejdź tyłem;
Miłość pół-wieczną prędko niemoc skosi,
Ale że miłość u dam tanią ma być,
Można za złotych pięćdziesiąt ją nabyć.
109.
Tulja chowała dla męża szacunek,
Miłość i wierność; potrzebując rady,
Wzywała wszystkich świętych na ratunek,
By ślubny pierścień zbawić od zagłady,
Oddała rozsądkowi posterunek W sercu i tocząc tak z duszą układy,
Rękę Juana w swoją rękę wzięła Przypadkiem — myśląc, że własnej dotknęła.
110.
Potem bezwiednie wsparła się na drugiej,
Co jej muskała kruczych włosów zwoje
I zda się wiodła z myślami spór długi,
Bo się odbiły w twarzy niepokoje.
Nie miała Inez przed Bogiem zasługi,
Że ostawiła tak razem — tych dwoje...
Ona, co dawniej tak Juana strzegła...
Mojaby matka złemu zapobiegła.
111.
Rączka, co rękę Juana pieściła,
Lekko, lecz tkliwie wzmocniła ujęcie,
Jak gdyby prosząc: „Weź, jeślim ci miła“.
Chciała — ot — dotknąć tylko — wierzę święcie, Bo się platońska w niej myśl rozkwiliła,
A gdyby inne myśli w tym momencie Powstały, toby odepchnęła przecie,
Boć to jest zdrożna rzecz zacnej kobiecie.
112.
Nie wiem, czy uścisk go rozgrzał, jak trunek...
Za to, co zrobił winić go nie można:
Wdzięczny na rączce złożył pocałunek,
A potem myśląc, że to jest bezbożna
Śmiałość, twarz odział w rozpaczny frasunek.
— Miłość, gdy młoda jest, jest taka trwozna.. Ona nie mogła krzyknąć, bo ją owił Jakby żar ognia i łica sponsowił.
113.
Poszło spać słońce; po niedługiej chwili
Wstał żółty księżyc. W księżycu „złe siedzi A kto go nazwał „czystym“, ten się myli;
Bo słońce, chociaż poł ziemi odwiedzi W dniu owym długim, co się z nocą sili,
Ani połowv tych psot nie wyśledzi,
Którvm przez parę godzin jest przytomny Pyzaty księżyc, choć zda się tak skromny.
114‘...
Jest niebezpieczne tej chwili milczenie,
Cichość, co daje duszy przepełnionej
Moc odemknięcia się, a na uśpienie
Już nie wystarczą nocnych muzyk tony.
Blask, co jak srebro kapie na odzienie
Lasów i rzuca czar na świat uśpiony,
Wnika też w serce, spokój zeń wypłoszy,
Potem otula je w pół-sen rozkoszy.
115.
Julja siedziała napół opleciona,
Pół uchylając gorące uściski,
A całem ciałem drżeli — on i ona.
Sądziła jednak, że jeszcze nie bliski Grzech, że wczas chłopca odepchnie od łona;
A tu tak dobrze... w oczach takie błyski Rozkoszne świecą... a potem — ach! potem... Nie wiem — żałuję już, że piszę o tem.
0 Plato! Plato! w twej dzikiej doktrynie Wycięta ścieżka, co nią wiedzie szatan
Bo piekieł; bardziej twoje brednie winię, niemi serca miąsz bywa skołatan,
Aiżii stek baśni, co z bardonu płynie Romansopisów; tak, jesteś szarlatan
1 krasomędrek; niecha j że cię chórem Okrzyczą! Jesteś ludzkości rajfnrem.
.....................117.
Glos Julji rozwiał się w westchnieniu, i tem r Samem do^ dalszych zwierzeń się nie nadal; Z pięknych ócz zdrojem Izy trysły obfitym, Jakiś nieszczęsny traf jej cnotą władał.
Ach, któż z nas kocha, nie głupiejąc przytem?
Jeszcze rozsądek w niej z pokusą gadał, Jeszcze wzdragała się, jeszcze siliła I „Nic pozwolę“ szepcąc — pozwoliła.
,. „ 11S-.Skarby obiecał Kserkses nierozumny
Temu, kto znajdzie dlań uciechy nowe.
Iście, kto znalazł, mógł być bardzo dumny
I wybrał skarbca co najmniej połowę.
Ja jestem sobie wieszcz spokojno-umnv,
Lubię miłostki (rozrywką je zowę).
Nie żądam uciech nowych, bo mi stare
Zgoła wystarczą, byle trwały w miarę.
119.
Rozkoszy! wspierasz ty sprawę miłosną,
Lecz dla cię piekłu trzeba oddać duszę, Postanowienia czynię z każdą wiosną,
Że nim rok minie, poprawić się muszę.
Lecz cóż!... Westalskim myślom skrzydła rosną, I ulatują. Tym razem się skruszę.
Ni chybi; patrzaj, serce żalem łzawię I przyszłej zimy pewno się poprawię.
120.
Tu niech mej czystej Muzie wolno będzie...
— Nie obawiajcie się, panny i panie,
Już się nie potknie, wstyd mając na względzie, Ale „licentia poetica“ w planie Wypracowanym niteczki rozprzędzie I choć zasłużył na poszanowanie Arystoteles i jego reguły,
Przez kilka chwilek będę dlań nieczuły.
121.
Wolność tę oprę na błogiej nadziei,
Że słuchacz szósty dzień czerwca, co treści Udzielił mojej wielkiej epopei,
Bacząc na bohaterów tej powieści,
Z zwykłego czasów toru wykolei I po nim zaraz listopad umieści.
Był więc listopad; dzień nie pomnę który, Zresztą w powieści brak nie zrobi dziury.
122.
Dziś o czem innem; słodko jest, gdy schodzi Z księżycem bladym noc na modre morze.. Śpiew słychać dźwięczny z gondoljera łodzi I wioseł plusk, jak rybek plusk w jeziorze; Słodko jest patrzeć, jak się gwiazda rodzi I słuchać wiatrów poszumu na dworze. Słodko jest, gdy się przegnie na niebiosa W fali kąpana tęcza krasnowłosa,
, , 123‘
Słodko jest słyszeć kundysa szczekanie
Zacne, jak w skowyt radosny się mieni;
Słodko jest widzieć, że ktoś na spotkanie
Wyjdzie, że oko mu się rozpromieni.
Słodko, gdy ptaszki zbudzą na śniadanie,
A uśpi burza. Słodko, gdy szepleni
Pierwsze wyrazy dziecko, kiedy pszczoły
Brzęczą, gdy słychać dziewcząt śmiech wesoły.
124.
Słodkie jest winobranie, gdy się śmieją Bachusowego soku pełne grona Błękitne; słodko przed miejskich zawieją Uciech rzucić się naturze w ramiona;
Słodko biednemu cieszyć się nadzieją,
A ojcu pierwsze przycisnąć do łona Dziecię; żołdactwu bardzo słodkie łupy, Kobiecie zemsta, korsarzom okupy.
125.
Słodki jest spadek, a nadzwyczaj słodka Rzecz, gdy się z liczby żyjących wymaże Siedeindziesięcio-letni wuj łub ciotka,
Która,,nam młodym“ długo czekać każe Na schedę, ani da zajrzeć do środka Skrzyni, a sama żyje, jak Lazarze,
Gdy nas tu, żydów opadają hurmy,
Wołając: „Zapłać, bo pójdziesz do turmy...“
126.
Słodko laurowe zyskiwać wianeczki Krwią lub inkaustem; słodko, gdy ostudzi Serce swe gniewy; słodko miewać sprzeczki Z nieznośnym gościem, kiedy nazbyt nudzi;
Słodkie jest wino z flaszek, piwo z beczki;
Miło, gdy słabą istotę z rąk ludzi Wyrwiesz; gdy szkolną izbę uprzytomnisz,
Co już nie pomni cię, choć ty ją pomnisz.
t
127.
Lecz stokroć słodsza dla duszy i ciała Pierwsza, namiętna miłość. Jako Ewa Po pierwszym grzechu większych nie zaznała Rozkoszy, tak gdy z wiadomości drzewa Uszczkniesz i wszystko już poznasz — bez mała, Dusza milszego nic się nie spodziewa Nad ów niebiański grzech, co tak jest mitem,
Jak baśń o ogniu z niebiosów dobytym.
128\...
Jest dziwne zwierzę, co się zwie człowiekiem,
Co w sobie wszystkie zdolności kojarzy
I popisuje się wszechstronnym stekiem
Głupstw i wystawia w kramach ku sprzedaży.
Wiek nasz jest dziwów rozpuszczonych wiekiem,
Gdzie każdy talent ma swoich handlarzy;
Sprzedają prawdę, a gdy worek pusty,
Z przekupniów prawdy robią się — oszusty
129., Wszechstronność wdziera się w odkryć dziedziny;
Genjusz, gdy mu się kieszeń wyjałowi,
Przyprawia nosy, stawia gilotyny.
Ten ci wybije zęby, ten odnowi...
Race Congreve’a są nie bez przyczyny
Lekiem przeciwnym całkiem — ospie krowiej,
Gdy doktor starą niemoc leczy, nowy
Zaród słabości zbierając u — kiwy.
Z ziemniaków da się wypiec (marna) bułka, Gałwanizm trupom policzki wykrzywia,
Lecz dziś przynosi większą korzyść: Spółka Filantropijna, do unieszczęśliwia,,Gratis“ umarłych życiem. A zlicz kółka Maszyn, które mi się dziś ruch ożywia!... llzekłem, że mała ospa wnet nas minie;
Może też po niej i wielka zaginie.
131.
Mówią, że wielka przyszła z Ameryki;
Niechby z powrotem skrzydła ją poniosły. Ludność za gęsta, — twierdzą statystyki, Przetrzebić warto krze, gdy się rozrosły.
Zrobią to wojna, głód, mór, Angielczyki,
Cywilizacji najdzielniejsze posły,
Lecz nie wiem, czy ich prastare zarazy Od naszych nowych nie lepsze sto razy!
132.
Wiek nasz patentem obdarza sposoby Na ciał zabicie, ale dusz zbawianie.
Wszystko to dobrych zamiarów wyroby:
Lampa Davy’ego, z którą się w otchłanie Spuszczając górnik czarne kruszy groby,
Po lodowatym spacer oceanie Lub po Tombuktu równe czynią straty,
Jak pod Waterloo czyniły armaty.
133.
Człowiek — przyrody najdziwniejsze dziecię, Przerasta sądy, które o nim głoszą.
Szkoda doprawdy, że w tym ślicznym świecie Rozkosz jest grzechem, czasem grzech rozkoszą..
Nikt nie wie, gdzie go wir losów pomiecie;
Sława i miłość w drodze go unoszą,
Pnie się... a kiedy po promyku złotym Nadziei dojdzie...” śmierć — jak wiesz — a potem...
134.
Cóż potem?... Nie wiem. Pewno nie wiesz i ty, Więc idź spać. — Ja zaś do mojej powieści. Był to listopad w dni dżdżyste obfity,
Gdy już puch śniegów skalne turnie pieści,
We mgle majaczą wierzchołków błękity,
Jezioro głucho u brzegu szeleści,
Pieniąc się wspina na skały niezłomne I spać o piątej idzie słońce skromne.
135.
Była to,,gruba“ noc — jak mówią stróże —
Bez gwiazd, księżyca. Wiatr północną stroną Wył, na kominkach snop iskier ku górze Strzelał. Przy ogniu, pomnę, siada grono Rodzinne... Lubię takie ognie duże,
Jasne, jak niebios nieschmurzone łono;
Lubię przy ogniu sieść, gdy pracy zbędę,
Lubię ostrygi, szampan i gawędę.
136.
Północ. Już dona Julja głowę w puchy Wtuliła, pewnie śpiąc. Wtem niespodzianie Powstał zgiełk zdolny wzruszyć śpiące duchy Umarłych, gdyby na świętych wołanie Nie byli wstali, jak śród zawieruchy
W dniu ostatecznym każdy z nas powstanie. We drzwi ktoś pięścią tłukł i z wielu krtani Wychodził okrzyk: „Pani! otwórz pani!“
137.
„Czy pani słyszy?., pan wraca! mój Boże!
I wlecze z sobą prawie pół Sewilli!
Słyszał kto kiedy o takim potworze?
Czuwałam, ale tak nas zaskoczyli...
Trzeba otworzyć drzwi — weszli w podwórze, Już są na schodach — będą tu w tej chwili, A jak go znajdą... Jezu! i wywloką...
Niech skoczy!... Okno nie bardzo wysoko.“
138.
A don Alonso kroczył rozjuszony,
Za nim przyjaciół, sług, pochodni siła. Większość gromady miała także żony,
Toż była dla nich gratka bardzo miła Przerwać sen słodki damie rozmarzonej,
Co może męża świątnicę kaziła.
Przykład niewiary zaraża, jak dżuma: Przebaczysz, druga z grzechem się pokuma.
139.
Nic wiem, jak i skąd takie podejrzenia Mogły się w głowie Alonsowej zrodzić,
Lecz jawnie dowiódł szlachcic z urodzenia,
Że się nie umie z damami obchodzić,
Kiedy znienacka i bez ostrzeżenia
Śmiał do sypialni żony sejmik zwodzić, Zganiać lokajów z mieczem i pochodnią,
By dowieść rzeczy... brrr... która jest zbrodnią.
140.
A biedna Julja — niby przebudzona (Uważ: nie mówię, że sen był udany)
Zaczęła wzdychać, łkać, prężyć ramiona... Wtedy Antonja, której spryt był znany,
Wzburzyła pościel, jak gdyby to ona
Powstała 7. łóżka; miała snadź swe plany,
Gdy chciała dowieść w tej chwili naglącej,
Że pani spala przy boku służącej.
141.
Więc Julja-pani przy Antonji — służce Leżały, jak dwie babie, pełne trwogi,
Mniej przed wampirem, co się we krwi pluszce, Niż przed żołdactwem z sąsiedniej załogi.
Tak przytulone na jednej poduszce Przemęczą całą noc obie niebogi,
Póki nie wróci wierny mąż. O świcie,
Wołając: „Otóż mię masz, moje życie!“
142.
Wreszcie głos Julja z piersi wydobyła:
„Na Boga! mężu, czy cię szał ogłupił’.'
Co to ma znaczyć? Bogdajbym nie żyła,
Nimeś mię biedną na ofiarę kupił!
Poco tu przyszła ta zgraja opiła?
Czyś się szaleju najadł, czyś się upił Jabym umarła, niżbym cię oszukać Miała... tak szukaj!“ Mruknął: „Idę szukać.“
143.
Szukał — szukali — weszli do alkowy,
Zajrzeli do szaf, komody i biurka,
Znaleźli parę pończoszek, balowy ^
Trzewik, wstążeczki, sznurki, szlarki, piórka I wszystko, czego do strojenia głowy I lic używa każda Ewy córka;
Zrąbali lustra, stoły, krzeseł parę,
Pokłuli sofy, dywany, kotarę.
,..141 Pod łóżko oczy puścili na zwiady;
Znaleźli coś — lecz nie to, czego chcieli.
Otwarłszy okno, badali, czy ślady,
Jakie na piasku są — — nic nie ujrzeli,
Więc popatrzałi na się, jakby rady
Wzajem szukając — a żaden z mścicieli
(Psychologiczna to dla mnie zagadka)
Nie śpieszył — w łóżku poszukać gagatka.
, 145.
Śród tego nie spał języczek jejmości:
, >0 tak, szukajcie — wolała — nie. bronię, Wyczerpcie cały zapas krzywd i złości,
Natoż mi przyszło, nieszczęśliwej żonie!
Natoż w jagnięcej cierpiałam cichości,
Żeś mi łeb stary kołysał na łonieV...
A-1 — już zawiele — to obelga krwawa;
Jeszcze Hiszpanja jest i żyją prawa.
, 146’
„Tak, don Alonso, mężem być przestajesz;
Nie wiem, czyś nawet był kiedy mężczyzną...
Masz lat pięćdziesiąt, staruszkiem się stajesz,
Czyliż się zgadza z poważną siwizną
Zazdrość? Mądrze to? O czemu mi krajesz
Serce, haniebną je naznaczasz blizną?
Niewdzięczny zdrajco, krzywdzisz mię niegodnie!
lak śmiesz anioła posądzać o zbrodnię?...
... 147\
„Natom, jak jaka pustelnica dzika
Praw się pici mojej i wieku wyrzekła?
Natom starego wzięła spowiednika,
Od któregoby wnet inna uciekła,
A i ten w cnocie mojej nie wytyka Plam, tak ją czysta białość już powlekła. On nie chciał wierzyć, bym zamężna była... Cóżbyś rzekł, gdybym z trwogi poroniła?...
148.
„Natoż ci dotąd oszczędzałam rogów I na kortejów nie patrzałam wcale?
Nie wychodziłam prawie z domu progów, Chyba na walkę byków, mszę i bale,
A wielbicieli — aż wstyd mi... jak wrogów Precz odpędzałam w niewinności szale. Natoż to hrabia 0’Reilly jenerał,
Co zdobył Algier, życie dla mnie sterał?...
149.
„Czy to uległam, gdy muzyk Cazzani Chciał moją stałość zmiękczyć nutą tkliwą Czy mię nie nazwał Włoch, książę Corniani, Jedyną w państwie kobietą cnotliwą?
A policz książąt z Rosji i Brytanji!...
Książe Krepkijew, na którego krzywo Spojrzałam, umarł; dla mnie się z rozpaczy Książe Caffehouse zabił... (zapił raczej).
150.
„Czyż nie łazili za mną dwaj biskupi,
Don Fernan Nunez i hrabia Ikary?...
Taką to żonę wierną krzywdzisz?... głupi!
Czy dziś na nowiu księżyc? czy to czary? Dobrze choć, iż się na tem tylko krupi;
Że mię nie bijesz, by dopełnić miary Tyraństwa. Ha! ha! pocieszne figurki! Dobyli mieczów i odwiedli kurki.
151.
„Więc się twój nagły wyjazd skończył na tem?
Potoś pojechał do jakiegoś kupca Z tym hersztem zbirów — panem adwoka tem,
Co wystrychnąwszy się tutaj na głupca,
Tak mądrze patrzy! oj! godzieneś batem Dostać, a bardziej ten pan — pozwo-róbca,
Bo nie z miłości dla mnie ni dla ciebie W skandalach, gdzie się da, jak w śmieciach grzebie.
1.52.
„Może sądowne chce zrobić zajęcie?
0 proszę, proszę, jestem bardzo rada;
Mąż przygotował wszystko na przyjęcie:
Tu jest atrament, pióro, niech pan siada, Rachuje, pisze, przykłada pieczęcie...
Mąż mój zapłacił — niech pan kąty zbada;
Lecz my w negliżu — niech się straż nie tłoczy! Antonja jękła: „Wydrapię im oczy!“
153.
,,Czegóż stoicie? Szukajcie, a śmiele!
Tu jest przedpokój, tu salon, alkowa,
Tu sofa, krzesła, kanapy, fotele,
Piec... może w piecu kochanek się chowa!
Ale ja chcę spać, moi przyjaciele,
Szukajcie cicho — bo mię boli głowa;
A jeżeli gdzie przydybiecie gaszka,
Zbudźcie mię! Będzie i dla mnie igraszka.
154.
„Teraz, mój panie, gdyś już na manowiec Wszedł i na cnotę mą miotasz pociski Ku własnej hańbie, bądź łaskaw i powiedz,
Kto jest twój rywal? Daleki czy bliski
Znajomy? szlachcic? kawaler czy wdowiec?
Przystojny? miody? wysoki czy niski?...
Mówże? a gdy już mą dumę tak łechcesz,
Wiedz, że się może stać to, czego nie chcesz.
155.
„Może sześćdziesiąt ma lat? — dla mężatki Za stary — — zwłaszcza, gdy mąż taki młody! Nie zabijaj go — za twardy na jatki.
(Och! och! Antonja, daj mi szklankę wody!) Lecz czegóż płaczę? czyż nie jestem matki Swej córką? szkoda mych łez i urody.
Nie spodziewałaś się, matko kochana,
Ze się dostanę — biedna — w moc tyrana...
156.
„Czy-ć o Antonję zazdrość, mężu tkliwy?
Widziałeś, jak jej przytuliłam skronie,
Do piersi, gdyś wpadł i twój obelżywy
Zastęp. Ha! szukaj bezwstydny — nie bronię; A bądź drugi raz bardziej litościwy
I z całą bandą wstrzymaj się na stronie, Byśmy się mogły przyzwoicie przebrać,
C4dy towarzystwo takie ma się zebrać.
157.
„Skończyłam — więcej nie powiem, mój panie,
A co wyrzekłam, to jest cicha skarga Na barbarzyńskie twe postępowanie,
Które bezbronną cnotę w błocie szarga. Sumienie zada ci kiedyś pytanie:
Dlaczegoś skrzywdził... i tak ci zatarga Duchem, że niechaj ratują niebiosa!...
— Antonja! podaj mi chustkę do nosa“.
Don.Tnan.
5
158. *
Umilkła — — wsparła na poduszkach głowę,
W spłakanych oczach pałała źrenica,
Jak z za łez nieba ognie piorunowe.
Jedwabne, czarne warkocze na lica Spadłszy welonem ledwo przez połowę Kryły ramiona jasne, jak księżyca,
Białość; na pół się rozchyliły wargi I serce biło głośniej — pełne skargi.
159.
Gdy don Alonso stał w sromie głębokim,
Antonja wściekła biegała po sali.
Podniósłszy nosek, nicestwiła wzrokiem Pana i za nim stojących wasali,
A nikt się smutnym nie cieszył widokiem,
Prócz adwokata, co widział już w dali Proces — i nie dbał o przyczynę sprzeczek,
Byle z tej racji napełnił woreczek.
160.
Wietrząc, nos podniósł w górę, oczy zmrużył I tak Antonji poruszenia śledził,
Snać się w nim bardzo duch podejrzeń burzył.
O dobre imię cudze się nie biedził,
O młodość nie dbał, powabom nie służył,
Byle z szumowin procesik wycedził; Przeczeniom wiary nie dawał prócz w śledztwach Gdy na fałszywych wsparto je świadectwach.
161.
Don Alons, rzekłem, — zasromany wszytek Stał i doprawdy pocieszną miał minę,
Kiedy zajrzawszy do najskrytszych skrytek, Sponiewierawszy młodą kobiecinę,
Odkrył wstyd tylko swój a na dobitek Żona, do gniewu znalazłszy przyczynę,
Słowa piekącym zaprawiła jadem,
I łając, szydząc, sypała jak gradem.
162.
Zatem bąknął coś, nakształt przeproszenia,
A tu się płaczu odezwały dzwony;
Zapowiedź spazmów, która się odmienia Ż kolei w mdłości, — płacz nieutulony,
Drgawki i inne podobne zachcenia.
On wspomniał sobie portret Joba żony,
A w perspektywie ujrzał szwagrów, ciotki...
I chciał swej twarzy nadać wyraz słodki.
163.
Miał coś rzec, raczej znów bąknąć boleśnie,
Ale Antonja do wymysłów skora,
Kowadło mowy odcięła mu wcześnie
Od młota, mówiąc: „Wyjdź pan! pani chora, Wyjdź pan, bo skona!“ On mruknął: „Niech sczeźnie!‘ A już minęła do gadania pora,
Więc spojrzał jeszcze na nią, już ze łzami,
I nie wiedząc jak — znalazł się za drzwiami.
164.
Z nim wyszedł jego „possae comitatus“,
Adwokat wprawdzie nie bardzo się kwapił,
Lecz go Antonja gniewna nakształt gratu z Izby wypchnęła. Widocznie go trapił Ten nagły w czynach Alonsa,,hiatus“,
Co się mógł skończyć źle; gdy tak się gapił, Wszystek nad sprawą zadumany walną,
Drzwi mu zamknęła przed twarzą legalną.
,. 165-Klucz obróciła — wtedy... o boleści!
0 grzechu, wstydzie, o wy białogłowy!
Możecież czyniąc tak, nie tracić części?
Czy niema zato kary dość surowej?
Czy się przy cnocie radość nie pomieści?
O! niech wypowiem gromiącemi słowy
Czyn, co się w piersi oburzeniem wtłoczył...
Z łóżka — półżywy — Juanek wyskoczył.
166.
Skąd się wziął? nie chcę domysłami psować Mózgu — w kronikach nie znalazłem wzmianek. Młodziutki, gibki potrafił się schować Zwinąwszy w kółko jak ten obwarzanek.,
A niepodobna już chyba żałować,
Że w łóżku mało nie umarł Juanek;
Bo lepiej dać się udusić dziewczynie,
Niż być, jak Clarens, utopionym w winie.
167.
Powtóre — nie żal mi, gdyż uniesienie Wwiodło go w czyny, co się sprzeciwiały Prawu, których się wzdryga przyrodzenie;
— — Nie mówię — starszy ktoś!... lecz chłopiec mały. Ha! trudno. Szesnastoletnie sumienie Nie czuje zgryzot tych, co wiek zgrzybiały, Kiedy rachując zle i dobre kreski,
Widzi po djablej stronie — djable zyski.
168.
Opowiadają żydowskie kroniki,
Że gdy król Dawid był już śmiercią siny,
Gdy nie pomogły pigułki, kleiki,
Plastr przyłożono mu z młodej dziewczyny
łk
I skoczył raźno, jako rybka z rzeki,
I ozdrowiał król Dawid tej godziny...
Snać doktor ów plastr odmiennie przyłożył,
Bo Juan dusił się, gdy Dawid ożył.
169.
Cóż? Don Alonso, choć zakończył łowy,
Wróci, gdy zbrojne odpraw sąsiady.
Antonja znów szła po rozum do głowy,
Ale napróżno — nie było już rady,
Żeby obrócić wniwecz atak nowy.
Zresztą na niebie błąkał się już blady Cień dnia; w omdleniu Julja głos traciła I do ust jego usta przytuliła.
170.
On ją całując czule, dłonią małą
Odgarniał z czoła czarnych włosów sploty,
I tak już pili miłość piersią całą,
Że nie spłoszyłyby ich armat grzmoty,
Aż cierpliwości Antonji nie stało...
„Chodź pan! chodź! nie czas teraz na pieszczoty “ Szeptała zlękła i zła; — — „tu alkowa,
Niech się pan prędko do alkowy schowa.
171.
„Dla tych czułości lepszą noc znajdziecie.
— Kto panu zgadnąć pomógł, skąd wiatr wieje ’Djabeł sam wiedział o waszym sekrecie.
Dobrze wam śmiać się, ja cala truchleję.
Czy to czas gruchać? 0 zakład idziecie?
Jeszcze minuta, a krew się poleje.
Ja mogę służbą, on życiem przypłacić,
A pani, pani... jeszcze więcej stracić.
I
172.
„Gdyby mężczyzna jeszcze, jak się godzi, Dwudziesto-pięcio letni... (Ach! uparty Dzieciak) — ale tu co? — Pani się zwodzi Sama; z własnego gustu stroi żarty,
Chodź-że, na miłość boską, — pan nadchodzi!
Tam, prędzej — prędzej — gdzie pokój otwarty. Och! byle przetrwał, aż się dzień rozjaśni.
Tak — dobrze. — (Proszę, Juanku, nie zaśnij!)“
173.
Wszedł Don Alonso, bez świadków tym razem,
I pokojówka swadę swą przerwała,
Chciała coś mruknąć, pan jednym wyrazem Rzekł: „Wyjdź!“ — -więc, rada nierada, musiała. Nie uszła wprawdzie jeszcze zdrada płazem,
Lecz cóż pomoże, choćby i została?
Przeto zerknąwszy skośnym oczu migiem,
Obcięła świeczce knot — i wyszła z dygiem.
174.
On milczał; potem, jakby się do winy Przyznając, rzeki coś i z rozsądkiem sprzecznie Zaczął tłumaczyć nocne odwiedziny...
Niema co mówić; obszedł się niegrzecznie Z małżonką! — Wprawdzie miał pewne przyczyny, Lecz je wyłuszczać bliżej — niebezpiecznie. Zatem retora sztuką z przyczyn skutki Wywodził w mowie, którą zwą., ogródki“.
175.
Julja milczała, chociaż w tę obronę Miała ochotę wtrącić swoje,,ale“,
Bo żona, która zna najsłabszą stronę Męża — zaraz go powstrzyma w zapale
1 argumenta skłóci wyuczone
Jednym zarzutem, choć kłamliwym wcale. Trzeba być tylko w zdaniu pełną buty,
Za jeden zarzut oddać trzy zarzuty.
176.
Miała swe „ale:‘ Julja — bez wątpienia,
Bo o Alonsie i Inezie głucha Wieść się błąkała. Może głos sumienia
Milczeć jej kazał... Nie — bo go mc słucha Kobieta, gdy ma krzywdę do pomszczenia.
Raczej nie chciała synowskiego ucha Ranić; nie wiedział Juan, że są plamy Na nieskażonym dlań honorze mamy.
177.
Bvł jeszcze jeden powód, więc już dwoje: „Mąż jej Juana najmniej podejrzywał,
I dziś, kiedy wpadł na żony pokoje,
Nie wiedział, jaki zdrajca tam przebywał. Chciał dać zazdrości wyraz; — zresztą swoje Domysły w głębi własnej duszy skrywał. Więc na Inezę teraz mowę zwrócić Było to — gacha w ręce męża rzucić.
178.
W tych delikatnych rzeczach starczy słówko;
Milczenie, lepsze, bo dowodzi „taktu’ ‘,
 — Choć wyraz ten jest istną łamigłówką, Biorę go dla dotrzymania kontraktu Rymowi “ — „takt“ jest kobiecie wskazówką, Jak mówić, aby nie wymienić faktu.
Lube istotv! Kłamstwo u nich tanie I nic nie zdobi ich tale, jak udanie.
179.
Jakże nie wierzyć, kiedy się zapłonią...
— Ja-bo wierzyłem zawsze. Na nic sprawa, Gdy zaczepiony chcesz tą samą bronią *
Bić; nawał słów cię zaleje, jak lawa,
V gdy utracą dech. westchnienia ronią,
Chyląc wilgotne oczy, w których stawa Para łez... Wtedy ty:,,Masz, duszko, rację“ Rzeczesz — a siadłszy, siadłszy — jesz kolację.
180.
Skończył i błagał o łaskę skruszony.
Udobruchana pół, — pół jeszcze łając,
Julja warunki kładła, jakich żony Kłaść nie powinny, nawet odmawiając Pieszczot; on zaś jak Adam wypędzony Z raju stał, próżnym żalem się kajając, Wreszcie, już spełniał naznaczoną karę,
Gdy wtem... potknął się o — trzewików parę.
181.
Para trzewików... cóż to? rzecz niezdrożna!...
— Gdyby trzewiki były z damskiej nogi,
Lecz — w sercu czuję nagle ostrze rożna,
Te — były męskie!... Ujrzał je, z podłogi Porwał... O sprawo kobieca, bezbożna!
Pulsy mi dzwonią z gniewu, zęby z trwogi — Don Alons zbadał, jakiego są kształtu,
I wszystkie nerwy w nim krzyknęły: „gwałtu!“
.. 182-Wybiegł, by ostry miecz przynieść na wroga,
Julja tymczasem wpadła do alkowy;
„Uchodź, Juanie! o prędzej! na Boga!
Uciekaj — — nie mów już nic, — — nie trać głowy,
Wejdź w ten korytarz — wiesz, którędy droga, — Tu od ogrodu klucz — uchodź — bądź zdrowy. — Prędzej, — — Alonso powraca — daj usta, —
Luby — idź — jeszcze mrok — ulica pusta11.
183.
Była to, przyzna każdy, dobra rada;
Szkoda, że przyszła nieco po niewczasie.
Trudno, podatki takie los nakłada,
Dla doświadczenia każda przykrość zda się.
Juan chciał rzucić prędko dom sąsiada,
I już drzwi dopadł w wielkim ambarasie,
Wtem wbiegł w szlafroku Alons; gniew mu palił Lica — więc Juan stanął, pchnął, powalił...
184.
Dzielne było natarcie. Światło zgasło.
Antonja wrzasła,,gwałtu‘‘, pani „gore!“
Lecz nikt ze służby. nie wszedł na to hasło.
Alonso wolał:,,Zycie jej odbiorę!“
Juan odpowiedź dał, aż w krzyżach trzasło I krzyczał, bowiem płuca miał nie chore.
Choć młody, bił jak Tatar, bez pamięci,
Bo męczennikiem zostać nie miał chęci.
185.
Miecz (razem z pochwą) na ziemię się stoczył I zapaśnicy poszli na kułaki.
Szczęście, że Juan żelaza nie zoczył,
Bo mając w żyłach krew nie jak prostaki, Możeby ostrze w krwi Alonsa zbroczył I wyprawił go na niebieskie szlaki.
O, strzeżcie mężów i kochanków głowy,
By z was nie stały się — podwójne wdowy.
186.
Alons chciał wroga ramiony obwinąć,
Juan się szarpał, bo w nim dusza marła,
Krew (szczęściem z nosa) już zaczęła płynąć;
Wreszcie zaciekłość się wysiłkiem zżarła,
Zadał cios, który nie mógł celu minąć,
Wtem się ostatnia zasłona rozdarła...
Uciekł, jak Józef, do którego zwłaszcza Tem był podobny, że uciekł bez — płaszcza.
187.
Nadbiegła służba, hałasem zbudzona,
Ujrzała widok, co oczy odpychał:
Antonja w spazmach a Julia zemdlona,
Alons oparty o drzwi, ciężko dychał,
Na ziemi reszta bielizny splamiona Krwią, której strumyk zaledwie wysychał. Juanek dopadł furtki, klucz obrócił I niegościnny dom chyłkiem porzucił.
188.
Tu się pieśń kończy. Mam-że jeszcze śpiewać, Jak Juan, odzian tylko nocy mrokiem,
(Co takich zbrodni nie powinna skrywać) Wstydliwym bardzo wrócił do dom krokiem?... Skandal ten, jak się możecie spodziewać,
Z babskich języków wypłynął potokiem;
O rozwód podał don Alonso wściekły,
— Angielskie pisma wiele o tem rzekły.
189.
Kto by chciał dotrzeć aż do jądra sporów,
Poznać protesty, repliki, petyta,
Imiona sędziów i prokuratorów,
Woźnych i świadków — niech wie, że obfita
Literatura o tem jest i zbiorów
Kilka, z których się każdy mile czyta;
Najlepiej jednak badaczy z tą sprawą Obezna Gurney w dziełku in 8-vo.
190.
Dona Ineza, by w głuchej otchłani
Pogrążyć jeden z największych skandalów,
0 jakich słychać nie było w Hiszpanji Od ostatniego najazdu Wandalów,
Złożyła (pewno nie bez skutku) w clani,
Pud gromnic Marji, koicielce żalów
1 po naradzie dam, najlepsza z matek Wsadziła syna w Kadyksie na statek.
191.
Postanowiła, aby wszystkie kraje
Europy zwiedził i na każdym dworze Poprawiał szorstkie swoje obyczaje.
Do Włoch i Francji miał jechać przez morze, (Morska przejażdżka lekarstwem się staje). — Julję w surowym zamknięto klasztorze.
Poszła w milczeniu, pełna smutnych myśli,
Które ten oto list najlepiej skreśli:
192.
„Więc to już koniec? Wybierasz się w drogę...
To dobrze — mądrze — choć stąd dla mnie świeże Smutki — do twego serca już nie mogę Praw rościć; swoje dałam i w ofierze Znów dam; — grzech jeden plami mię niebogę: Zbyt cię kochałam!... Jeśli na papierze Są plamy... o! nic — wierz mi — nic nie znaczą
193.
„Kochałam, kocham cię i z tej przyczyny Straciłam cnotę — ludzie mną wzgardzili I Bóg — przecież swej nie żałuję winy,
Tak mi jest droga pamięć lubej chwili.
Nie mówię, chełpiąc się, jak heroiny...
Nie tak mię ludzie ostro osądzili,
Jako ja sama; — — piszę, bo się smucę...
0 nic nie proszę, nic ci nie zarzucę.
.,, 1!)4-
„Miłość mężczyźnie nie jest życiem całem —
Dla kobiet miłość — jedyne istnienie.
Jemu być wolno ambitnym i śmiałym,
Zdobywać sławę, majątek, znaczenie,
Napełniać serce rozkoszą i szałem,
Każda u niego trudność w jednej cenie,
On wszystkie dobra ma, — — kobieta jedno:
Kochać i kochać i być zawsze biedną!
195.
„Ty pójdziesz dalej w rozkoszy i dumie,
Kochając, będziesz kochany; mnie smutnej Nic nie zostało na ziemi — nic tu mię Nie czeka, chyba wstydu chleb pokutny...
1 wstyd przeżyję — ale nie przytłumię Wspomnienia chwili szczęścia — niepowrrótnej...
Więc bądź zdrów! przebacz mi! — kochaj mię! — * Skądże to słowo dziś?... Lecz niech zostanie, [a! nie! —
196.
„Pierś moja chora dziś i jak podcięta Bólem, a jednak skupiam resztki ducha.
Duch mój już milczy, a krew jeszcze wzdęta Jak morze, kiedy milknie zawierucha.
Kobiece serce mam — wszystko pamięta,
Ale jednego tylko dźwięku słucha;
Jako się igła do bieguna kręci,
Tak mi drży serce do twojej pamięci.
197.
„Rzec już nic nie mam, a jeszcze mię siła Jakaś wstrzymuje; nie wiem, czy położę Pieczęć... lecz trzeba, bym kielich spełniła,
Dola ma gorszą chyba być nie może!...
Gdyby zabijał żal, jużbym nie żyła;
ŻS biednych mija śmierć, — tego się trwożę, Więc muszę jeszcze żyć po tym pogrzebie Szczęścia — kochać cię, modlić się za ciebie“.
198.
Na złotobrzeżnym ten list był pisany Welinie lcruczem piórem; kiedy kładła Pieczęć i w kroplach spadał lak rozgrzany,
Z jej oczu ani jedna łza nie padła,
Choć ręka trzęsła się; — lak był różany,
Motto:,,EIle vous suit partout“ — (w niem odgadł Los swój) wyryty w pieczątce z karniolu Nad słonecznikiem rzniętym w bialem polu.
199.
— Taki był cłebjut Juana. Którędy,
Raczej „czy“ powieść poprowadzę dalej.
To już publiki jest rzecz; ona błędy Oraz zalety rozważa na szali,
Piórem na czapce wieszcza są jej względy,
(Choć i nagana nie zaraz opali Skrzydła poecie — ) więc jeśli łaskawie Osądzą, za rok znów się z pieśnią zjawię.
200.
Moje poema, które się w epłczne
Przedzierzga — na ksiąg dwanaście rozłamię, Opiszę wojny, miłości rozliczne,
Lądy i morza — a w niczem nie skłamię.
W tece mam już trzy epizody śliczne,
Pokażę także piekło w panoramie,
Stylem w dziedzictwie wziętym po Homerze,
Bo — do epicznych poetów należę.
201.
Wszystko w odstępach stosownych rozmiea»czę Z Arystotelem pragnąc żyć w przyjaźni, Którego prawom poddają się wieszcze I wstają wielcy ludzie albo — błaźni!...
Biały wiersz lubią; — ja się rymem pieszczę,
Kto mistrz, narzędziem włada bez bojaźni. Mitologiczną nową maszynerję Mam — i bohaterstw prześliczną scenerję —
202.
Nieznany zwłaszcza szczegół wytknąć muszę,,
Co mię wyróżnia od epicznej braci.
I tu przewaga jest przy mnie, jak tuszę.
Blask mych cnót przy tej na sile nie straci,
A kwestję ważną nadzwyczaj poruszę.
Oto: zbyt kraszą wszystko — myśl się schwaci, Nim przez labirynt bajek przejdzie żywa —
Moja zaś powieść cała jest prawdziwa.
203.
Kto o tem wątpi, niechaj spojrzeć raczy Na dzieje w jednem z tradycją ujęciu, Dzienniki, w których prawdy się nie paczy,
Opery w aktach trzech, komedje w pięciu,
A bohatera przyszły los obaczy
(Ja też nie stanę w wiellriem przedsięwzięciu), Zwłaszcza, że pomni, kto żyje w Sewili,
Jak się na scenie oń szatani bili.
204.
Jeżeli kiedy zniżę się do prozy,
To poetyckie napiszę reguły,
Przewyższające wszystkich reguł grozy.
Jeżeli na nie wieszcz nie będzie czuły,
To jego Muzę wpakuję do kozy —
Ekstraktem myśli okraszę bibuły;
Nazwę swe dzieło: „Longin o pijaństwie Czyli: „Poeta królem w rymów państwie“.
205.
Wierząj w Drydena, Popego, Miltona, ^
Nie wierz w Wordswortha, C’oleridge’a, Southeya; Szkapa pierwszego cała rozemdlona,
Southey wodnisty, Coleridge się upija,
Crabbego Muza jest niedościgniona,
Zato niezawsze Campbellowi sprzyja.
Słów Rogersowi nie kradnij z pod pióra 1 nie romansuj z Muzą IMci Moora.
206.
Więc: „nie pożądaj Muzy Sotheby ego.
Ani Pegaza, ani żadnej rzeczy,
Która jego jest; nie mów fałszywego
Świadectwa jak „ktoś“, co mi nie zaprzeczy, Pisać masz wedle przykazania mego“,
To jest krytycyzm. To uczeń na pieczy Mając, przed rózgą moją niech zna respekt,
Bo na Bóg żywy!... wyrządzę mu despekt.
,... 207-Gdyby ośmielił się ktoś rozpowiadać,
Że propaguję niemoralność grzeszną,
Niechaj nie krzyczy, nim rózgą okładać
Zacznę; niech czyta jeszcze raz — nieśpieszno,
A o powieści mej nie będzie gadać,
Że niemoralną jest, chociaż ucieszną.
Zresztą w dwunastej pieśni wam pokażę.
Dokąd prawdziwi wędrują zbrodniarze.
208.
A gdyby mimo, żem tak się z nim porał,
Przeczył, że jest w niej dydaktyczne znamię; Gdyby już błąd mu tak w mózg się zaorał,
Iżby rozumiał ciągle, że go mamię,
Krzycząc jak ślepiec: „Nie widzę, gdzie morał“...
To — gdyby ksiądz to był, rzekłbym, że kłamie, (rdyby zaś to był żołnierz albo krytyk,
Rzekłbym mu grzecznie: „Jesteś pan... polityk11.
209.
A teraz nagródź mię oklasków grzmotem I pomnij, com tu rzekł o moralności,
— Kraszę tę brzydką rzecz poezji złotem,
Tak dzieciom dają bawidełka z kości,
Gdy się im ząbki kłują — a wiedz o tem,
Źe mam pretensje do poetyczności;
Lecz aby krytyk nie miał na mnie chrapki, Przekabaciłem „Przegląd mojej Babki“.
210.
Posłałem „prośbę“ do wydawcy w liście,
On mi odwrotną pocztą złożył dzięki,
Zaraz artykuł palnie — oczywiście.
Lecz gdyby Muzę moją wziął na męki
I zawiódł, choć przyrzekał uroczyście...
I przeczył, że coś wziął z ręki do ręki. Miodowe słówka na żółciowe mieniąc... Krzyknąłbym zaraz, że wziął gruby pieniądz.
211.
Sądzę — w tym świętym związku mogę pożyć Długo, pod jego skrzydłami na walne Czekać natarcie i czekając trwożyć
Pisma codzienne, miesięczne, kwartalne.
Nie myślę wcale kłijentów im mnożyć...
Trudneż to, kiedy są „niepoczytalne“.
A „Edynburski przegląd“ i „Kwartalny“
Na krnąbrnych wieszczów’ mają sposób walny.
212.
„Non ego hoc ferrem callida juventa Consule Planco“ — tak Horacy rzecze;
I ja tak rzekę; niech słuchacz pamięta,
Źe to już szósty czy siódmy rok ciecze, Odkąd rzuciłem kraj; dziś mię ma Brenta — Wtedym był gotów iść na gołe miecze, Gniewr u mnie jawny był, bom go nie chował, Gdy Jerzy ITI w Brytanji panował.
213.
Dziśini w trzydziestym roku włos siwieje;
— (A gdy o dziesięć lat jeszcze podrosnę, Chyba peruką łysinę odzieję) —
W sercu ustały już bicia miłosne,
Już mię nie nęcą walki ni turnieje.
Strwoniłem lato, ach! jeszcze na wiosnę, Przepiłem życia procent i kapitał,
Sambym się o hart duszy już nie pytał.
Don Juan.
fi
214.
Nigdy już — nigdy, jako deszcz majowy,
Moc wrażliwości serca nie ochłodzi,
Choć z woni, świateł i barw ciągle nowy Urok i nowe uczucia wywodzi,
A potem w sercu niby skarb miodowy Składa; sądzisz-li, że się niemi słodzi Miód serca?... Gdzież tam! Wszak to w duszy twojej Jest moc, co słodycz miodnych soków dwoi.
215.
Nigdy już — nigdy, o nigdy, me serce,
Nie będziesz gwiazdą moją, mym wszechświatem... Dawniej me wszystko, dziś ze mną w rozterce,
Nie będziesz wonnym ciała mego kwiatem.
Ułudy znikły i dziś w poniewierce U ciebie czułość... A ja?... Co też na tem Straciłem? Owszym nabyłem rozumu,
Dziw, że nie uciekł od żądz głośnych szumu.
216.
Minęły dni mej miłości... ostatnie!
Śliczne dziewice, mężatki, ba! wdowy Już nie zachwycą mię — nie wciągną w matnię, Słowem — zaczynam sposób życia nowy; Przestaje wierzyć w dzielne dusze bratnie,
Wina się zrzekam na rozkaz surowy Doktora; — stanę się mrukliwym gdera...
Lecz mieć namiętność muszę; — będę sknerą.
217.
Ambicja była mym bogiem — dziś kona Przed ołtarzami Uciech i Boleści...
O! jeszcze noszę ja po nich znamiona I o znikomej ich rozmyślam treści,
Mówiąc, jak głowa spiżowa Bakona:
„Czas jest, czas był i czas minął“. — Trzydzieści Mam lat — a życie moje już jałowe...
Serce spaliłem w żądzy, w rymach głowę.
218.
Jakiż cel sławy?... Na cetnar bibuły Przelać przez pióro inkaustu pół beczki!
Dla niej się ludzie pną w górę, jak muły,
A w górze często niema dróg ni steczki —
Dla niej się żołnierz krwawy, mówca czuły
Staje, wieszcz trawi noc przy blasku... świeczki; Gdy oryginał przedzierzgnie się w marę,
Zostanie imię, portret, ciżmy stare...
219.
Czem są nadzieje? Król Cheops przed laty Posiał pod chmury piramidy dumny Szczyt, chcąc swą mumję zbawić od zatraty I wwieść swe imię w poczet wieków tłumny.
Lecz świętokradcza dłoń rozbiła kraty Grobu, powieki otworzyła trumny...
0! nie stawcie mi głazów na mogile,
Kiedy Cheopsa grobowiec legł w pyle.
220.
Bo ja prawdziwą filozofję cenię I często taka myśl mi w duszy dzwoni:
Śmierć przyjdzie wt porę po każde stworzenie;
Skosi i ciebie, jak bodjak na błoni;
Młodość nie przeszła ci niepostrzeżenie,
Choćbyś odzyskał ją, znowu się strwoni,
Więc dziękuj gwiazdom, że ci dobrze w świecie, Bibliję czytaj i myśl o kalecie.
221.
Na tem więc, luby czytelniku stajem, —
A teraz ja, wieszcz, co te rymy składam,
Za rękę ściskam cię starym zwyczajem,
I uniżony sługa — do nóg padam.
Spotkasz mię; jeśli polubim się wzajem,
Z tajniejszych myśli ci się wyspowiadam. Inaczej — przestań na tej okruszynie...
— Niechby tak każdy czynił, jak ja czynię.
222.
„Poezjo moja! lutni mojej szumie!
Rzucam cię w wodę — płyń gdzie cię poniesie, A jeśli jaki człowiek cię zrozumie,
To się i moje imię przez to wzniesie“ —
Gdy kto Southeya czyta, a rozumie Wordswortha, toć i mnie pobawić chce się...
— Cztery te pierwsze wiersze, to intruzy Niepożądane z Southeyowej Muzy. —
PIEŚŃ II.
1.
Wy, co chowacie młodociane kwiatki Hiszpanji, Francji, Anglji, Portugalji,
Nie szczędźcie rózeg na niesforne dziatki;
Rózga bolesna, morał w nich utrwali.
Oto najlepszej wychowanie matki W przypadku, któryśmy właśnie poznali, Chybiło, odkąd sposobem zbyt dziwnym Naiwny chłopiec stał się nie-naiwnym.
2.
Gdyby go dano do elementarnej
Szkółki, do klasy czwartej albo trzeciej,
W pracy oskromniałby chłopiec figlarny;
Szkoła ma w Anglji wielki wpływ na dzieci, Nie tak w Hiszpanji, gdzie klimat jest parny, Mimo, że fakt ten znany od stuleci,
Nie przewidziała odunistrzów rachuba Rozwodu dzięki sprawkom żółtodzióba..
3.
Zresztą młokosa nazbyt się nie wini;
Spójrz przez rozsądku tylko okulary:
Więc naprzód: Pani matka, rachmistrzyni I — sam już nie wiem; ochmistrz, osieł stary; Piękna kobieta, — brzydka nie uczyni Głupstwa i zwykle dochowuje wiary;
Mąż siwiejący nie w wielkiej jedności Z młodą małżonką; czas, okoliczności...
f 4.
Tak — tak — świat musi wirować na osi,
A z nim wiruje cała ludzka trzoda;
Człek żyje, kocha, mrze, podatki znosi,
A kędy wieje wiatr, tędy się poda;
Król z tronu rządzi, ksiądz moralność głosi, Doktor uśmierca, — życie mknie, jak woda, Człek jada, pija, wzdycha, nie zadrzemie W pracy, z tego cóż?., proch, cień, czasem imię!
O.
Do naznaczonej Juan pędził mety;
Kadyks przepiękne miasto i ogromne,
Rynek dla Indyj; — upada, niestety,
^ Odkąd się Peru stało wiarołomne;
W mieście dziewice... chcę mówić: kobiety Takie słodziutkie, ponętne a skromne,
Ze nie opiszę zgoła, choć się męczę.
Nie każdy takie widział — za to ręczę.
(j.
Jako arabskie dzianety, jak łanie,
Jako żyrafy smukłe lub gazele;
A te ich stroje niby mało wdanie!
Owe mantyle i szale... za wiele Mówię — pieśni mi na opis nie stanie.
A nóżki, łydki, a ten wr calem ciele Wdzięk... szczęściem nie mam przenośni gotowej; Skarć, Muzo, wieszcza surowe mi słowy,
7.
Niech o lubieżnych rzeczach nie majaczy.
Patrz, z pod mantyli ruch jej ręki mlecznej Odsłania oko, a oko zahaczy
O serce widza... O! kraju słoneczny
Miłości! nim cię zapomnę, niech raczej
Zapomnę modlić się! — Zbyt niebezpieczny To strój, — a takiej oczętom swawoli Dozwala chyba weneckie: „fazzuoli“.
8.
Kazała matka więc, by się wyprawił Ku Kadyksowi, gdzie okręt na niego Czekał; wzbroniła jednak, aby bawił
Długo w tem mieście — nie powiem, dlaczego.-Chłopcu się nowy zupełnie świat jawił;
Hiszpański okręt, jak arka Noego,
Pod opiekuńczy miał go schować rąbek,
By zeń wyleciał czysty, jak gołąbek.
9.
Kazał więc Juan pakować tłomoki,
Walizy, kufry; — jako stało w planie,
Wojaż młodzieńca miał trwać cztery roki.
Otrzymał nieco gotówki, kazanie,
Rady, jak stawiać pierwsze w świecie kroki.
Rozstanie, było smutne — jak rozstanie...
List pełen przestróg dała jeszcze w ganku (Nigdy nie czytał go) i list do banku.
10.
Kiedy wyjechał, by darmo nie trawić Czasu, niedzielną założyła szkółkę Dla psotnych malców, choć malcy się bawić Woleli w wojnę, w piłkę lub kukułkę;
Więc czteroletnia i trzechletnia gawiedź
Szła często z płaczem klęczeć na podseiółkę Z grochu — bo Inez zaczęła wnioskować,
Że powołana była dzieci chować.
r 1L
Wstąpił na pokład, ściągnięto kotwicę,
Fale skakały, wiatr cichnął powoli.
W zatoce owej częste nawałnice Huczą; ja ich też użyłem dowoli,
Podróżnym woda morska siecze w lice,
Ciało przesiąka wilgotnością soli.
Juan stał, patrzał na ląd już daleki I pożegnanie słał — może na wieki.
12.
Smutno, — — wrażenie we mnie jeszcze świeże, — Patrzeć, jak brzegi rodzinne z ócz giną Za wielką wodą... to cię tak rozbierze,
Zwłaszcza, gdy żegnasz je prawie dzieciną... Białe jest — pomnę — Brytanji wybrzeże,
Inne wybrzeża wyglądają sino.
Tak tedy siadłszy na okręt, zaczynasz Wierzyć, że robi się z ciebie — marynarz.
13.
Juan stał, z głową czarnemi ciężarną Myślami; śpiewał wiatr, majtkowie klęli,
Maszt trzeszczał, Kadyks był już plamką marną, Tak się daleko odeń odsunęli.
Na słabość morską — (w kwestję sanitarną Puszczam się) — dobry jest beef-steak. Jeżeli Masz zaufanie do mnie, spory kawał Zażyj i pomnij, żem ja radę dawał.
14.
Juan przy sterze stał i wzrok synowski Rzucał na góry swoje mgłami strojne.
Pierwsze żegnanie jest jak pierwsze głoski Dla dziecka — trudne. Czuje to na wojnę
Idący pierwszy raz lud; dziwne troski Rozpierają tak serce niespokojne,
Że kiedy nawet kraj porzucasz wstrętny,
Przy tem żegnaniu wzrok się zrobi mętny.
15.
A Juan wiele w ojczyźnie zostawił:
Matkę, kochankę, — (nie zostawił żony). — Słuszniej więc bólem niestłumionym trawił Serce, niż starszy ktoś i ożeniony.
A pomnij: jeśliś ty się płaczem dławił, Żegnając ludzi, z którymiś zwaśniony,
Można-ż łez nie lać, gdy się swoich żegna?...
— Chyba je z oczu sroższa boleść żegna.
16.
Płakał więc Juan, jak płakali Żydzi U wód Babelu, pamiętni Syjonu 1 jabym płakał — ale Muza szydzi; — Zresztą zbyt nikły to powód do skonu.
Podróż młodemu nigdy się nie zbrzydzi,
Bo podróż bawi. Gdy do karabonu Kłaść będą ttomok, to w nim, mam nadzieję, Już i książeczki!, ta kącik zagrzeje.
17.
Juan stał, myślał, wzdychał i łzy ronił;
„Łzy słone“ na toń „słoną“ padające; „Słodkie na słodkie“... (ten wiersz mi zadzwonił Bom właśnie czytał, jak kwiaty pachnące Przyniosła na grób, który piochy chronił Ofelji — Danji królowa — ). Niknące Brzegi natchnęły refleksjami duszę I zaczął myśleć naprawdę o skrusze.
18.
„Bądź zdrowa! — wołał — Hiszpaujo, bądź zdrowa!
Może cię nigdy, nigdy nie obaczę 1 umrę zdała, bo się nie uchowa W obczyźnie serce, ale się zapłacze... Gwadałkwiwirze mój, rzeko domowa,
Żegnaj! ty matko!... gdy nie przeinaczę Losu — ty Juljo!...“ Tu wyjął niebieski List i przeczytał od deski do deski.
19.
„Gdybym zapomnieć miał... słuchaj mię, Boże!...
Nie, nie — tak tamo czci mej nie pogrzebię, Prędzej ta ziemska kula wpadnie w morze,
Prędzej to morze utopi się w niebie,
Niżeli inną nad ciebie przełożę,
Niż inną kiedy pokocham — prócz ciebie.
Nie dla mnie balsam powtórnej miłości...
(Tu okręt zachwiał się — on dostał mdłości.)
20.
„Wprzód niebo ziemię zgniecie... (tu się skutki Wstrząśnienia wzmogły). O Juljo! dopóty Łkać będę... (Piotrze, daj mi trochę wódki, Battista, pomóż mi zejść do kajuty...)
Aniele!., (prędzej wy, piekła wyrzutkiL)
Luba!., (ten okręt chwieje się, jak struty) Takbym się dzisiaj do nóg twoich cisnął Całować!..“ (tu się gwałtownie zachłysnął!)
21.
Czuł tę mrożącą jakąś słabość serca
(Raczej żołądka), w której jest smak piekła;
Co w mdłe człowiecze jestestwo się wwierca,
Kiedy druh zdradził, kochanka uciekła,
Kiedy najdroższych zesłał los wydzierca Daleko, albo gdy śmierć ich zawlekła... Juan-by świetniej wymową zapałał,
Cóż — gdy ocean, jak emetyk działał.
,, 22’
Miłość kapryśna jest; sprawioną żarem
Własnym gorączkę odważnie przetrzyma;
Lecz się osłabia kaszlem lub katarem
I na ból gardła cierpliwości nie ma.
Rany śmiertelne leczy niby czarem,
Lecz pospolitych chorób się nie ima,
Ucieka, gdy ktoś, zamiast westchnąć, kichnie,
I czerwonością oczu się odstrychnie.
23.
Lecz ją najpewniej zmęczy i najsrożej Morska choroba, co w jelita wnika,
Miłość tętnicę odważnie otworzy,
Lecz gorącego boi się ręcznika. Przeczyszczająca ją pigidka trwoży,
Mdłości zabiją. Pomyśl, jak u smyka Była zawzięta, gdy jeszcze śród mdłości Żar go namiętny przejmował do kości!
24.
Okręt nazwany pięknie: Trinidadą
Gnał do Liworna po gościńcu szklistym.
W tem mieście stara rodzina Moncado,
Która się rozstać musiała z ojczystym Krajem — — osiadła. Familijną radą Był tam wysłany, opatrzony listem;
Prócz tego inni znajomi w Sewilli Listy do swoich znajomych wręczyli.
25.
Sług don Juana zastęp nie był liczny, Wszystkiego troje i ochmistrz Pedrillo, Człowiek stateczny i wielojęzyczny Który dziś leżał, zwyciężony tylą Wrażeń, w hamaku i czuł ból febryczny,
A w głowie zamęt większy z każdą chwilą I strach — bo woda pryskając w strzelnice Skrapiała hamak, poduszki i lice.
26.
Słusznie się trwożył; charakter wojenny Morza coraz to groźniej znaczył burzę.
Wiatr nie był jeszcze wściekłością brzemienny, A już lądowcy pobledli jak tchórze.
Lecz marynarze — to jest ród odmienny.
Pod noc ściągnięto żagiel w samej górze; Niebo wróżyło, że nastąpi starcie I kilka żagli pójdzie na rozdarcie.
27.
0 pół do drugiej wiatr nagłym zawrotem Wpakował okręt między dwa bałwany,
Co dno wybiły, kując w nie, jak młotem, Spłókały pomost, uszkodziły ściany;
1 nim żeglarze, strwożeni łoskotem,
Zbiegli się dźwigać okręt skołatany,
Ster pękł; do pomp biegł i stary i młody,
W statku było już — cztery stopy wody.
28. Podróżni widząc, że ich okręt ginie,
Raźno skoczyli. Zaczęto przewracać Beczki, odsuwTać kufry, paki, skrzynie,
Lecz nikt się nie mógł otworu domacać,
Wreszcie znaleźli go. Całej drużynie Zaczęła w serca mdłe otucha wracać.
Choć się wdzierała woda przez szczeliny, Kładziono kołdry, tłomoki, pierzyny
29.
W otwór, co wszystko na nic się nie zdało;
Musieliby iść na pożarcie hajom Mimo wysiłek i energję całą,
Gdyby nie pompy. Niechaj ludzie znają, Jaką się pompy te okryły chwałą (Pięćdziesiąt beczek wody wyrzucają W godzinę, a zaś ich wyrobem słynie Zaszczytnie znany Mr. Mann w Londynie).
30.
Dzień drugi dawał pozory pogody;
Więc byli radzi i krzepili siły,
Choć wewnątrz było na trzy stopy wody, Którą trzy pompy nieustannie piły.
Znowu wiatr zawiał, nowe zrządził szkody, Wpadli w wir, działa z łożysk się stoczyły, Ogromny bałwan na okręt się rzucił,
Uderzył, podbił i na bok przewrócił.
31.
Tak wywrócony leżał i bez ruchu;
Pokład się w wodzie nurzał do połowy Sprawiając widok, co tak może w duchu Utkwić, jak gromów huk, ogień bojowy, Jak wszystko, co się dobywa z roznichu Uczuć i łamie serca, karki, głowy.
Tak i topielcy, gdy wypłyną z toni,
Drżąc, straszne rzeczy powiadają o niej.
32.
Więc maszty, które okręt nachyliły,
Wyższy i niższy toporami ścięto.
Okręt ani drgnął — leżał nakształt bryły,
Leniąc się powstać, jak parobek w święto.
Snać mu dwa maszty ostatnie ciężyły:
Przedni i tylny — w milczeniu je ścięto;
Nikt się przed czynem rozpacznym nie wzdrygnął... Wtedy się nagle stary okręt dźwignął.
33.
Łatwo odgadnąć, że, gdy te przewroty Odbywały się, podróżni niezdarni Biegali tam — sam, nie mając ochoty Zbyć życia prędzej, nim zbędą śpiżarni.
Ba! stare wygi, gdy śmiertelne poty Strach im wyciśnie, stają się niekarni,
Wódki wołają, wszelkie prawa depcą,
Czasem rum nawet prosto z beczki chłepcą.
34.
Nic tak zapewne ducha nie posili,
Jak rum i wiara... Wierząc w te sposoby,
Jedni śpiewali psalmy, drudzy pili,
Wiatr wył dyszkantem, jak w chórze żałoby, Basem dudniły fale. Przestrach zmyli Cierpienia, z morskiej wyleczy choroby. Przekleństwa, modły i pijackie krzyki Z ryczącą falą chór stworzyły dziki.
35.
Możeby prędzej padli w tej pogoni
Z losem — lecz Juan, mądry, choć tak młody, Stanął przed drzwiami, w każdej dzierżąc dłoni Pistolet; a jak gdyby śmierć od wody
Lżejszą być miała, niż od palnej broni,
Zaczęli prosić i łzami jagody Rosić i wzdychać; toż bardzo się gani,
Że chcieli gwałtem umierać pijani.
36.
„Więcej nam grogu daj — wołali — — bo my Zaraz umrzemy!“ — „Nie! — Juan zawoła — Prawda, że los mi nas?, wspólny wiadomy,
Lecz umieraj my, człowieczeństwa z czoła Nie starłszy.“ Mówiąc, od drzwi lud łakomy Odpychał nakształt rajskiego anioła.
Pedrillo nawet z szanownem obliczem,
Choć kornie oczy wznosił, odszedł z niczem.
37.
Poczciwy staruch na ramieniu duszę Miał i zawodził i wzdychał żałośnie,
Rachował grzechy, zagrzebany w skrusze,
Wołał: „Niechaj Bóg karą mię ochłośnie!“ Przyrzekł, że gdy się dostanie na suszę,
To się z sukienką kapucyńską zrośnie.
A nie zabawi dłużej ni kwadransa Przy don Juanie niby — — Sanszo Pansa.
38.
Nadzieja jedna świeciła im trwale,
Dzień wstawał, wiatr snął, masztów już nie było, Otwór wzrósł, wkoło ławy piasku, ale Nie ląd; — tak okręt bujał — nad mogiłą.
Do pomp się znów rzucili; w zapale Ostatnią ręce wytężali siłą;
Ze wschodem słońca pracowali sporzej,
Mocniejsi u pomp — a u żagli chorzy.
39.
Płótno n sztaby uczepiono statku I tak trzymało się, jakby na rei,
Ale bez masztów, żagli, a w dodatku
Z dziurą w dnie — trudno nie tracić nadziei. Rozpaczać jednak trzeba — na ostatku,
Żywot, choć długi, nigdy się nie przeje,
A choć czas przyjdzie, że śmierć załopoce Skrzydłem — smutno gnić w liońskiej zatoce.
40.
Tam ich wiatr rzucił; sam zaczął sterować I samowolnie po odmętach wodził,
Ze steru trzeba było zrezygnować I ze spoczynku; czas prędko uchodził Przy pracy, bo maszt musieli prostować,
Ster ladajaki teżby się przygodził.
Niepewna chwili ta okrętu zmora Płynęła, lecz nie z biegłością kaczora.
41.
Sobą strawiła się gwałtowność burzy;
Lecz fala parła gwałtownie przez dziury W okręcie; łudzić nie mogli się dłużej.
Wody też słodkiej zabrakło, bez której Śmierć ich czekała niechybna w podróży.
Przez teleskopów poglądali rury,
Lecz nie ujrzeli ni żagli, ni brzegu,
Nic — — tylko morską toń i strach noclegu.
42.
Znów wicher zawył i znów okręt kruchy Zaczął się głębiej zanurzać w topieli;
Choć wyzierała śmierć z tej zawieruchy, Wszyscy cierpliwi byli, nawet śmieli,
Aż gdy się zdarły skóry i łańcuchy U pomp, zwątpienie przyszło i ujrzeli,
Jak go pochwycił wiatr, wściekłością zbrojny...
— Tak chwyta ludzi wir domowej wojny.
43.
Zbliżył się cieśla. Łzy miał pod zgrubiałą Powieką i rzekł cicho: „Kapitanie,
Niema ratunku!...’“ Ten człek żył niemało,
Po niejednym się błąkał oceanie I widno strasznie mu się w duszy działo,
Bo nie było to kobiece płakanie...
Lecz tam zostały w chacie dzieci, żona...
Tą myślą człowiek z warj uje, nim skona.
44.
Ocean teraz prawie pokład zmywał;
Okręt się przegiął, strach różnicę znosił.
Ktoś swoim świętym funt świec obiecywał (Ba! gdzie ich dostać?), drugi ręce wznosił W górę, ów dziko w morze się wpatrywał, Kilku spuszczało łódź, a jeden prosił Pedrilla, aby dał mu rozgrzeszenie;
Ten go „do djabła“ słał — przez roztargnienie.
45.
Ci się rzucili w hamaki i spali,
Ci się stroili pięknie, jak na gody,
Ci dzień urodzin swoich przeklinali,
Zgrzytali, wyli, włosy darli z brody.
Inni — jak rzekłem — mężni i wytrwali, Spuszczali wielką szalupę do wody,
Marząc, że uda się śmierci wywinąć,
Byle nie trzeba wbrew prądowi płynąć.
Don Juan.
7
46.
Lecz co myśl wiodło do ostateczności,
To — zjawiające się głodu widziadło. Rozumiał każdy, iż zbraknie żywności, Gdyby tak dłużej błąkać się wypadło;
A człek nie lubi żyć i mrzeć we czczości;
Morze śpiżarnię prawie całą zjadło,
W kutrze zmieściła się ledwo troszeczka Masła — (dwa sadki) — i sucharów beczka.
47.
Szalupa była większa, to też dla niej Przypadło: chleba zmokłego dwadzieście Fantów, sześć wiader wody, wina w bani Pół wiadra; z mięsa kupionego w mieście Kadyksie: jeden comberfek barani,
Szynka wieprzowa, wołowina, wreszcie Osiem galonów rumu — jak widzicie,
Dość licho asekurowano życie.
48.
Jolla, pinassa poszły z huraganem,
Kiedy się wzmogła burza — jeszcze rano, Lecz można było boleć i nad stanem Szalupy; z kołder żagle pozszywano,
Z wiosła, które się naszło w skołatanym Statku, maszt jakiś wykoncypowano.
Dwie łodzie ledwo pół wzięły załogi,
A kuter w żywność był nader ubogi.
49.
Dzień bezsłoneczny powoli uchodził
Z morskiej pustyni. A jako zbrodniarze^ W maskę twarz kryją, aby cios ugodził Śmielej i nocy powierzają straże,
Tak się im zjawiał mrok, co cienie zwodził Na toń samotną i na blade twarze.
Dwanaście pełnych dni wiodła ich trwoga,
Teraz jej miejsce zajmie śmierć złowroga.
50.
Zaczęto tratwę z gorącym pośpiechem
Zbijać, lecz tratwa na morzu — cóż znaczy’?.. Na to mógłby ktoś poglądać z uśmiechem,
Gdyby był bardzo wesół i junaczy.
Prędzej zawtórzyłby pijackiem echem, Podochoceniem szalonem rozpaczy, Epileptycznem pół, pół histerycznem;
Śmierć się bankietem radowała ślicznym.
51.
O pół do ósmej wyrzucono z nawy Kosze i belki i wszelkie brzemiona,
By jak najdłużej utrzymać dziurawy Okręt; czuł każdy, jak nieunikniona Śmierć dyszy... Z nieba padał blask sinawy;
Okręt, jak trumna trupem obciążona,
Szedł ciężko, potem drgnął, schylił się, zwinął, Sztabą uderzył wprzód... i zwolna ginął.
52.
Wtedy żegnalny okrzyk w niebo wionął;
Tchórz wrzaskiem buchnął, zęby zaciął śmiały, Niejeden w morze się rzucał i tonął,
Żądając prędzej śmierci — nie wy trwały.
Ocean w’koło niby piekło zionął,
Okręt wpadł, ciągnąc z sobą morskie wały,
Jak ten, co z wrogiem zaplótłszy ramiona Wpierw go udusić pragnie, zanim skona.
53.
Straszne wołanie z piersi się wydarło: Głośniejsze, niźłi głos burzy, co wyła Jak zwierzę — potem cichło i zamarło.,.
Już tylko szumiał wiatr i fala biła
O falę; morze jak grób się zaparło;
Dłoń się zeń czasem skurczona dobyła, Czasem krzyk krótki, zakończon bełkotem Topielca, co się rozstawał z żywotem.
54.
Łodzie spuszczono — jak rzekłem — na tonie;
W tych łodziach grono żywych się zebrało; Ale nadzieja gasła w każdem łonie,
Bo wiatr jak przedtem dął, morze szumiało, A nikt nie wiedział, w której ląd jest stronie;
Za wielu było ich — chociaż tak mało! Ogółem było wydartych powodzi Dziewięciu w kutrze, a trzydziestu w łodzi.
55.
Reszta zginęła. Dwieście dusz szkaradnie Wyszło z ciał; a tu żal wynurzyć muszę,
Ze gdy katolik jaki w morze wpadnie,
To długo czeka, nim ktoś mszą za dusze Żałobną ogniom czyśćca go wykradnie,
Bo nim o statku wieść dojdzie na suszę. Któż do niepewnych datków ma ochotę? Zaduszka pono kosztuje trzy złote...
56.
Don Juan prędko do szalupy skoczył,
A chciał ocalić Pedrilla i psisko.
Uczeń nad mistrzem opiekę roztoczył,
A opiekuńcze owo stanowisko
Odwagę tchnęło weń. Pedrillo moczył Oblicze łzami, widząc, śmierć tak blisko. Battistę (co się zwal zdrobniale: Tita)
Już powaliła przedtem okowita.
57.
Piotrka chciał także ocalić z przygody,
Lecz i ten, czując groźne położenie Chwili, upił się, a gdy szedł na schody, Upadł i poszedł między morskie cienie 1 znalazł nagle grób z wina i wody.
Chciano ocalić go, lecz się na scenie Już nie pojawił, bo morze szalało,
Zresztą i miejsca w szalupie nie stało.
58.
Charcik, dzielący Juanowe losy,
Którego jeszcze don Jose wychował,
Stał na pokładzie i wył wniebogłosy;
Ze stanu rzeczy trafnie wywnioskował, (Psy mają czułe i rozumne nosy),
Że woda sięgnie niebawem nad powal Juan posłyszał go, pochwycił, skoczył Do lodzi, a psa pod siedzenie wtłoczył.
59.
Napełnił także pieniędzmi kieszenie 1 obładował niemi smętne ciało Pedrilla, który wpadłszy w zasępienie, Bezmyślnie, co się Juanowi zdało,
Czynił; huk morza powiększał w nim drżeni Juan przeciwnie miał minę dość śmiałą; Ufając, że się nim zajmie niebieska Siła, ocalił ochmistrza i pieska.
 (50.
Noc była czarna. Wiatr skrzydłem łopotał;
Próżno się żagiel to w głębi topieli To w górze z siłą przeważną szamotał — Zwinąć go ani rozwinąć nie śmieli.
Nurt się przelewał przez ster i łaskotał.
Podróżni wodą sieczeni skostnieli,
Wnet każdy głowę opuścił bezradną 1 biedny kuter powędrował na dno.
Ubyło dziewięć dusz. Drugi się trzymał
Statek; maszt na nim z wiosła był zrobiony,
A żagiel z kołder pysznie się wydymał Niby na rei sznurkiem utwierdzony.
Ocean buczał, pienił się i zżymał,
Przez burt przewalał, więc strach był niepłony. Ludzi im było żal, lecz równie masła I chleba, których drużyna nie spasła.
Ogniście wstało słońce i czerwono,
Krwawy poslannik wracającej burzy.
Cóż czynić mogli? Płynąć w niezmierzoną Dal, patrzeć, rychło niebo się rozchmurzy. Po łyżce rumu z winem rozdzielono Między tych. którzy głodu znosić dłużej Nie mogli; reszta zjadła chleb spleśniały,
Z wszystkich zamiast szat łachmany wisiały.
Trzydziestu było w tak ciasnej przestrzeni, Że nikt swobodnie nie mógł użyć ręki, Jedni zziębnięci, przemokli, skurczeni Siedzieli — inni, by złagodzić męki,
Nakształt dantejskich pokładli się cieni Czuwając; febrą dzwoniły in\ szczęki.
Tak wlokła się łódź, szkielety ciężarna, Wspólnym ich płaszczem była chmura czarna.
64.
Wiadomo: dłużej żyje, kto spragniony Jest życia; znają tę prawdę doktorzy. Pacjent, „co nie ma przyjaciół lub żony,
By go dobili, jeszcze nie najgorzej Ma się; jeszcze go śmierci wyostrzony Nóż, ani Parki nożyca nie trwoży.
Strata nadziei życia — życie skraca,
Śmierć wtedy człeka dmuchnięciem wywraca.
65.
Ludzie, mający pono dożywocie,
Potrafią dłużej żyć; — — sam Bóg wie, naco Wierzycielowi na złość! — — leniu krocie Pachną, a oni żyją i nie płacą.
Najgorsi z wszystkich są żydzi; ci w zlocie Naprzód ukąpią, a potem zatracą.
Jam do pożyczek bywał zawsze chutny, Tylko mię trapił dzień terminu smutny!
66.
Równie gromada owa w lichej lodzi Żyła ochotą życia i dlatego Zniosła, co ludzkie pojęcie przechodzi,
Jak skała, kiedy fale ją oblegą.
Trud się żeglarzom z przeznaczenia rodzi,
A to od czasów korabiu Noego,
Który wiózł ludzi, ród gęsi, krów, owiec Jak Argo, pierwszy korsarski żaglowiec.
.. 67‘
Wszak mięsożerna człowiek jest istota:
Musi jeść, a ma tę wadę nieszczęsną,
Że jeść nie może, jak dżdżownica, błota
Ale jak tygrys, Kaja, strawę mięsną,
Anatomiczny wprawdzie skład żywota
Znosi jarzyny, lecz żołądki klęsną
Od takiej strawy; człowiek, co pracuje,
Musi jeść mięso i wół mu smakuje.
68.
Tak zrozpaczonej owej ludzkiej trzodzie,
Gdy się w dniu trzecim ocean ukoił,
Anioł zaświtał w niebieskiej pogodzie I rozbliźnione rany serca goił.
Posnęli wszyscy jak żółwie na wodzie;
Gdy się ocknęli, głód w żołądkach broił; Więc gospodarskiej niepomni nauki Na żer się chciwie rzucili — jak kruki.
69.
Przewidzieć było łatwo, co się stanie:
Zjedli chleb, resztki wina wysączyli,
Głusi na prośby, groz’by i łajanie,
Ani się widmem głodu nie trwożyli.
Mieli nadzieję — głupi, że wiatr wstanie I pchnie do brzegu. Z nadzieją jest milej, Lecz mając wiosłem kawał drewna kruchy, Powinni byli zachować okruchy.
70.
Przyszedł dzień czwarty, fala nie podrosła, Ocean leżał, jak dzieciak uśpiony;
W piątym to samo; — woda ich nie zniosła Modra i jasna, jak niebios opony.
Z jcdynem wiosłem (gdyby choć dwa wiosła)
Co mogli zdziałać?... Głód wyciągnął szpony; Więc pieska, chociaż Juan się przeciwił, Zarżnęli; każdy cząstką się pożywił.
71.
W szóstym brać głodna skóry się chwyciła.
Juan się wzbraniał jeść z tego powodu,
Żc to pieszczona psinka ojca była.
Lecz czując w sobie straszne sępy głodu,
Z żalem i wstrętem — ta myśl go dławiła — Przyjął łaskawie daną mu od przodu Łopatkę z łapką; Pedrilło poglądał Żałośnie; zjadł pół, a jeszcze pożądał.
72.
Przeszedł dzień siódmy bez wiatru; żar z nieba Tryskał; jak ścierwo łódź na wodzie legła,
W łodzi szkielety... Im było potrzeba
Wiatru, a wiatr spał. Do białek im zbiegła Krew i spojrzeli na się... chcieli chlcha.
Jeść chcieli; głodem w oczach się zażegła Kannibalowa chuć... Patrzą i milczą,
A szczęki im się wydłużają wilczo.
73.
Wreszcie jeden coś szepnął do sąsiada,
Ten szepnął drugim, e ten innym jtszcze
I trwała jakaś tajemna narada,
Jakieś szemrania syczące, złowieszcze.
I pojął każdy, że myśl jedna włada.
Wszystkimi, chutne wywołując dreszcze;
A była to myśl, że losować trzeba
1 ludzkiem ciałem zastąpić b ak chleba.
74.
Ale nim doszło do tego, spożyli Resztki skórzanych czapek i kamaszy;
Długo się wzrokiem rozpacznym mierzyli,
Nikt bowiem stać 3ię materjałem paszy Nie chciał; — nakoniec losy porobili,
Ale z substancji, co Muzę przestraszy,
Bo gdy nie mieli nazwisk spisać na czem,
Juan list Julji musiał oddać — z płaczem.
75.
Losy spisano, zmieszano, rzucono,
A nawet harpja głodu, co ich ciała Żarła, jako sęp, kaleczący łono Prometejowe, przycichła struchlała.
Nie namyślano się tam, nie radzono;
Natura sama do strasznego gnała Postanowienia — a fortuna sroga Pierwszego wzięła sobie — pedagoga.
76.
Prosił, aby mu otworzono żyły.
Cyrulik użył dzielnie swoich noży,
I na Pedrilla padł sen taki miły,
Że nie czuł, jak wszedł do rajskich przestworzy. Umarł tak, jak żył — dobry do mogiły Katolik, człowiek świętobliwy, boży, Ucałowawszy Chrystusową mękę,
Spokojnie dał pod nóż gardło i rękę.
77;
Pierwszym kawałkiem miał być opłacony Cyrulik; lecz że pieczeń była zbita
I twarda, a on ogromnie spragniony,
Napił się ciepłej krwi, której obfita
Struga płynęła. Trup obmyto w słonej Wodzie, do morza rzucono jelita Na ucztę dla haj, co w trop jak grabarze Płynęły; resztę pożarli żeglarze.
78.
Czterej majtkowie odmówili strawy,
Nieżądni najmniej ludzkiego mięsiwa.
Juan, co patrzał na skon pieska łzawy,
Nie chcial jeść także. Rzecz nader godziwa,
Iż wstręt w nim budził ten posiłek krwawy.
Pamięć Pedrilla jeszcze w nim zbyt żywa
I nad uczucie głodu była czystsza,
Nie tknął więc swego pasterza i mistrza.
79;
Lepiej, że nie jadł, bo ci, co zasiedli
Do uczty, skutków wnet smutnych doznali: Którzy najwięcej i najchciwiej jedli,
Wpadli w szaleństw’0, Boga przeklinali,
Pianę toczyli z ust, w konwulsjach bledli
I słoną wodę jak smocy żłópali,
Zgrzytali, wyli, włosy darli w szale
I umierali z śmiechem jak szakale.
80.
Liczba nędzarzy schudła z tego względu,
Reszta też schudła, jak gromada duchów. Jedni nagłego dostali obłędu
I ci szczęśliwsi byli od swych druhów,
Inni krwawego żądali obrzędu
Raz jeszcze, choć im z konwulsyjnych ruchów Ginącej rzeszy śmierć przestrogę słała,
By się ludzkiego nie chwytali ciała.
81.
Nazajutrz paść miał chłopiec okrętowy, Najtłustszy — lecz się wymknął z pod tasaka Nie przeto, iż miał chęć nie zbywać głowy: Rzecz ocaliła inna nieboraka.
Oto: już zclawna był niebardzo zdrowy,
Czego przyczyna znowu była taka:
Kiedy w Kadyksie bawił, przez trafunek Od dam składkowy dostał podarunek.
82.
Z Pedrilla rączka została i udko,
Jedni nie jedli, by nie szkodzić zdrowiu, Drudzy oszczędni, wiedząc, że na krótko Wystarczą, resztki zgryzali tułowiu.
Juan sam trzeźwy panował nad łódką Ssąc tylko kąski trzciny lub ołowiu,
Wreszcie złapano dwie jaskółki wodne
1 trup rzucono między ryby głodne.
83.
Kogo Pedrilla los nabawia dreszczy,
Patrzaj: Ugolin wroga wr wiecznej wojnie Dławi, czaszka mu krwawa w zębach trzeszczy, A zaraz powieść swą kończy spokojnie.
Gdy w piekle wroga gryźć kazał duch wieszczy, Toć spożyć druha — nie jest nieprzystojnie Na morzu; gdy kto pięć dni z rzędu pości, Wolno mu mieć mniej, niźli Dant litości.
84.
Tej nocy upadł deszcz rzęsisty z nieba;
Usta otwarły się, jak popękana Ziemia; człowieka dopiero potrzeba Uczy, że skarbem jest woda źródlana.
Jeśliś w gorących był krainach Feba,
Na oceanie lub gdzie karawana Do wody z piersi przepalonych wzdycha, Chciałbyś gdzie, Prawda być — — na dnie kielicha.
85.
Deszcz nie napoił, choć padał do ranka.
Aż się płócienną posłużyli szmatą,
W którą kapała woda, jak do dzbanka.
Gdy była pełna, rzucili się na to Naczynie chciwie — a choć piwa szklanka Lepszą byłaby biedakom objatą,
Jednak się ozwał głos powszechnej zgody, Smaczniejszej nigdy że nie pili wody.
8G.
Wargi spalone i gorączką zżarte Ssały te męty, jak krople nektaru;
Języki czarne a gardła rozwarte,
Jak u’bogacza, co śród piekieł żaru Żebrze, aby mu Łazarz przez zaparte Niebo upuścił niebieskiego daru Bodaj kropelkę; jest ta prawda stara,
Że czasem chrześéjan konserwuje wiara.
87.
Dwóch ojców było w tem gronie nędzarzy,
A mieli synów dwóch; jeden jak róża Rumiany, silny i czerstwy na twarzy
Wcześniej żyć przestał. Gdy do śmierci łoża Przyciągnął ojca jeden z marynarzy,
Ten spojrzał i rzekł: „Dziej się wrola boża, Nie moja wola!“ — i źrenicą szklaną Patrzał, jak dziecko do morza wrzucano.
....88.
Drugi dziecinę miał wątłą, słabiuchną,
0 miękkiem liczku, delikatnem ciele.
Ten chłopczyk dłużej żył, choć był jak próchno, Tkwiła w nim dusza cicha, jak w aniele.
Nie mówił, lecz się uśmiecha! miluchno,
Jak gdyby sercu ojca chciał wesele Wrócić i ulżyć brzemieniu boleści,
Choć czuł, że go już dłużej nie popieści.
89.
Nad twarzą syna zwisła twarz rodzica;
Ojciec już nie wstał, ale z ustek pianę Bladych ocierał, zapatrzony w lica Dziecka. Gdy spadły krople pożądane
I szklanym blaskiem raz jeszcze źrenica Błysła i zdała się poznawać znane Oblicze — ojciec mu wargi rozszerzył,
Wlał trochę wody — próżno! — — chłopiec nie żył.
90.
Skostniał; wziął ciało ojciec nieszczęśliwy
1 patrzał długo, długo, aż zrozumiał,
Że to śmierć trup mu rzuciła nieżywy
Na piersi; wrtedy jak dziecko się zdumiał, Patrzał uparcie, aż nielitościwy
Ocean trupa w sobie skrył, zaszumiał;
A on padł z duszą martwą; tylko ciało W konwulsjach życiem ledwie znacznem drgało.
91.
W tej chwili tęcza wybiegła na chmury;
Z obu stron warkocz świetlny w morzu tonął Nad falujące rozpięty lazury.
A wewnątrz łuku blask jaśniejszy płonął
Niż zewnątrz. Jasność pomknęła do góry Jak sztandar, ale barwy zwolna chłonął Eter — tęcza się zgięła, potem zbladła, Roztopiła się we mgle i przepadła.
92.
Zniknął niebieski kameleon, dziecię Powietrza i mgły i słońca, zrodzone W ogniu, w rubinów kołysane kwiecie,
Spowite w obłok, płynnem złotem chrzczone, Niby półksiężyc, lśniący na meczecie,
Lub pryzmat, co ma barwy utajone W jednej, — (lub sine na twarzy obrazki U osób, co się boksują bez maski.)
93.
Rozbitkom był to znak bożej opieki...
Wiara — jak wiecie — człowieka uzdrawia, Wierzyli w,,omen“ Rzymianie i Greki, Desperatowi „omen“ ulgę sprawia.
Toż, gdy czekając pomocy dalekiej,
Spostrzegli ogon niebieskiego pawia,
Wróżyli sobie jakby z horoskopu Szczęśliwy koniec i wyjście z zatopu.
94.
Ptaszyna nader piękna, śnieżno-biała Z płetwami u nóg, z wejrzenia jakoby Gołąbka — (pewno wt drodze się zbłąkała) — Polatywrała tejże samej doby Nad łodzią, pragnąc sieść; a choć widziała Podejrzanego oblicza osoby W łodzi, krążyła, obserwując z góry,
Póki dnia: — był to dobry „omen“ wtóry.
95.
A muszę tu być w spostrzeżeniu szparki: Szczęście to ptaszka, że nie siadł na maszcie, Bowiem na kruchym drągu naszej barki Mniej miał bezpieczną grzędę, niż na baszcie. Gdyby był nawTet ptak z Noego arki Powracający z oliwką, to zważcie:
Nie zjadłbyż człowiek, który sześć dni pości, Oliwki, mięsa z ptaszyny, ba!... kości?
96.
O zmierzchu zadął wiatr, lecz już nie szalał, Gwiazdy się w ckmurnem niebie roziskrzyły, Łódź gnała, ale w rozbitkach duch malał,
Bo w kraj nieznany losy ich pędziły.
Wydali szmat ciemny — jak ląd — niebo w’alal, Jakieś ławice z mgieł oko mamiły,
Ktoś słyszał huk fal, a inny moździerzy.
O tym ostatnim — to wątpić należy.
97.
Wstał świt; wiatr powiał ciszej, pieszczotliwiej;
Wtem krzyknął majtek, stojący na straży: Patrzajcie, ląd, ląd! Jeśli wzrok mię myli,
Niech się tak dusza moja w piekle smaży. Przetarli oczy, i dziw!... zobaczyli Zatokę; — szał ogarnął marynarzy:
Istotnie był to ląd, zdała widzialny,
W oczach rosnący, prawie dotykalny.
98.
Płaczem buchnęła wielkim część załogi.
U reszty były oczy mdłe i mętne,
Nie odróżniali radości od trwTogi,
Tak się im stało wszystko obojętne.
Pacierzem kusi! ktoś — wzgardzone bogi...
Trzech spało; twarze mieli bólem wstrętne, Głową się ciężką o dno łódki wsparli, Chciano ich zbudzić, wstrząsano... — umarli.
,..
Jeszcze przed tym dniem znaleźli na fali Śpiącego żółwia. Zwierz był bardzo duży, Więc podpłynęli cicho i złapali
I mieli mięsny znów pokarm na dłużej,
A co ważniejsza, ducha shartowali 1 uczynili twardszym do podróży,
Bo ze zdarzenia tego się wysnuwał Wniosek, że Dobry Ktoś nad nimi czuwał.
100.
Ląd był istotnie, co teraz wryraźniej Czarną, skalistą postać ku nim zwrócił, Prąd łódkę znosił i płynęli raźniej.
Fakt tylko jeden przestraszał i smucił: Ogromnej była powodem bojaźni
Niepewność, dokąd ich ocean rzucił... Mówiono: Kreta, Rodus; sternik z szyprem Bardzo stanowczo obstawiał za Cyprem.
101. /
Tymczasem prądem silnym łódź niesiona Do upragnionej zmierzała przystani,
Niby z blademi duchy łódź Charona.
Już tylko czterech ludzi było na niej, Oraz trzy trupy, których osłabiona Ręka nie mogła zepchnąć do otchłani. Dwie haje, z łódką pędzące w zawody. Przypominały się, pryskając z wody.
Don Juan.
8
102.
Upal i zimno, rozpacz, niedostatki
W ich się wyglądzie nędznym odbijały; Synówby własne nie poznały matki W owej szkieletów rzeszy wynędzniałej.
W nocy chłód, we dnie żar, ubiór na szmatki Zdarty, więc nie dziw, że z gromady całej Zostało czterech; tamci własną winą Legli. Pedrilla splókując morszczyną.
103.
I ukazało się pofalowane Wybrzeże, wszystkie zachwycając zmysły. Wonie, nad lasów szczytem rozedrgane, Płynęły mgłami, w powietrzu zawisły I ochraniały im źrenice szklane Przed płomieniami, co od fal odprysły. Wszystko tam było lube, jasne, hoże,
Wstecz się cofało groźne, czarne morze.
104.
Ląd był zarosły, bezludny; dokoła Ryczały fale; lecz ich opanował Taki szał, tak ich ląd nęcił, że zgoła
Zważać nie chcieli, że śmierć im gotował. Tam, kędy groźne raf sterczały czoła,
Ocean pienił się, burzył, kotłował;
Oni nie dbając, że na skały wpadną,
Pchnęli się — pękła łódź i poszła na dno.
105.
W Gwadalkwiwirze, rzece swej rodzinnej,
Juan się nieraz po uszy zanurzył,
Więc nie przestraszał go element płynny. Wyborny pływak nieraz godnie użył
Swej sztuki. Lekki, wytrwały a zwinny. Przed Hellespontemby nawet nie stchórzył, Który przepłynął — pomnij, łaska czyja, Leander, po nim pan Ekenkead i ja...
106.
Więc choć skostniały, wycieńczony głodem Parł się i walką wytężał zajadłą Członki mdłe, tak iż dosiągł przed zachodem Wybrzeża, które przed nim się rozsiadło; Rekin napędził strachu mimochodem, Wziąwszy jednego z pływaków na jadło; Dwóch nie-pływaków zaraz wir pochłonął I tylko jeden Juan nie utonął.
107.
Leczby nie dobił do brzegu bez wiosła, Które dłoń jakaś opiekuńcza dłoni Jego, jak deskę zbawienia, przyniosła,
Gdy w dół strącony pogrążył się w toni, Choć ’już mogiła mu nad głową rosła,
Fale dudniły niby tabun koni,
On, tego drewna dzierżąc się, nad grzywy Rumaków spłynął na brzeg, pół nieżywy.
108.
Przytłumił oddech, palce wbił kurczowo W żwir i bronił się fali rozsierdzonej.
(’o wypuszczoną ofiarę na nowo
Wessać pragnęła w grób niezapełniony.
W piasek się wtłoczył i dotykał głową jaskini, dłótem wód w skale rzeźbionej; Tyle miał życia, że czul mocne bole,
Ale mniej czucia, by pojął swą dolę.
109.
Z trudem na chwiej nem podniósł się ramieniu.
Lecz na skrwawione znów opadł kolana;
Oczyma wodził, szukając w półcieniu,
Czy nie wynurzy się gdzie postać znana I nie zjawi się towaizysz cierpieniu.
.lednego spostrzegł tylko, trup kompana,
Który, przedwczoraj skonawszy, noclegu Szukał na obcym, nagim, twardym brzegu.
r 110.
Tak patrząc, poczuł, że mózg mu się kręci,
A z nim świat cały; myśl się rozprzęgała, Przytomność z resztką ginęła pamięci...
Padł na bok, ręka za wiosło chwytała Odruchem samozachowawczej chęci.
I legi jak lilja podcięta i biała Prześcigający kształtem cherubiny,
Choć jeno z ziemskiej urobiony gliny.
111.
Jak długo potem w tej martwocie leżał,
Nie wiedział; świat mu zdał się jedną bryłą,
Czas już dlań nocy i dnia nie rozmierzał,
Krew skrzepła; co czuł, to jakby się śniło.
Aż gdy go sen ów niemocy odbieżał,
Tętna ruszyły się, serce zabiło 1 pulsująca krew zagrała męsko,
Walkę ze śmiercią stoczywszy zwycięską.
112.
Otworzył oczy, zamknął, znów otworzył,
Ujrzał kształt jakiś, niejasny, zamglony.
Marzył, że chwilkę go w łodzi sen zmorzył,
Lecz że się zbudził, — wiatr go chwyta w szpony.
A on rozpacza, że z martwoty ożył...
Potem myśl skupiał, zsyłał w czas miniony I gdy wspomnienia snuł, a snuł jak z wątka, Szesnastoletnią ujrzał twarz dziewczątka.
113.
Do ust mu usta przyłożyła tkliwie,
Jakby się chciała niemi tchu dopytać,
1 ciepłą rączką głaszcząc pieszczotliwie,
Zdała się duszę odchodzącą chwytać. Zwilżając skronie, czatowała chciwie Na objaw życia, aż zwolna zakwitać Zaczął rumieniec i wnet oddech cichy,
Równy wywabił na jej twarz uśmiechy.
114>..
Wina mu trochę wlawszy w usta, ciało Płaszczem okryła i ramieniem głowę Podtrzymywała zwisła i omdlałą,
A potem liczko jej ciepłe, różowe Pod zimną chłopca skroń się podesłało.
Wyżęła włosy, morską wodą płowe, Wzdychając, prawie że współczuła bóle Chorego, strzegąc go bacznie a czule.
115.
Potem ostrożnie wniosły go do groty;
Nasza urocza dzieweczka wraz z drugą
O kształtach nie tak wytwornej roboty, Silniejszych barkach — iż zdała się sługą. Wznieciły ogień, a kiedy blask zloty Jasną, szeroką padł na ściany strugą,
W świetle dziewczyna, dama, lub czem była. Jeszcze się bardziej powabną zjawiła.
, 116.
Na głowie złote blaszki, jak motyle Śród fal brunantych włosów migotały; Kędziory bujne w warkocz zwitc w tyle,
A mimo wzrost jej smukły, okazały,
Bo w młodzieńczego wieku pełnej sile Warkocz do kostek sięgał — a tak śmiały Miała wzrok i tak panowała głową,
Jak gdyby była tych krajów królową.
117.
Włos był brunatny, ale oko duże,
Czarne jako śmierć, w rzęs jedwabnym cieniu AVabiło, skryte, niby gwiazdy w chmurze,
A niby pęki strzał tkwiło w spojrzeniu,
Czy było słodkie, czy wróżyło burzę
Zjawiającą się w błysków dziwnem drżeniu,
1 było wtedy podobne do węża.
Co jad wyrzuca i sploty rozpręża.
118.
Czoło szerokie, a różowo-mleczne,
Lice jak rannej blask na chmurach zorzy. Wierzchnia jej warga mniejsza, usta śliczne, Tylko całować!... Wprost arcytwór boży,
Jak te modele żywe, artystyczne,
Których człowiecze dłóto nie odtworzy. Widziałem takich pięknych kobiet wiele,
Ze mech rzeźbione uklękną modele!
119.
Powiem, czemu się moja dusza skarży I skąd ten przeciw rzeźbiarstwu artykuł: Znałem irlandzką damę, której twarzy Nikt dotąd godnie w marmurze nie wykuł,
Choć pozowała często. Gdy czas zwarzj Kwiat, przepędziwszy po nim swój wehikuł, Przepadnie piękno przez naturę kute,
Nie skopjowane, nawet nie odczute.
120.
A taka była ta z groty księżniczka.
Że nie ’jesteśmy w hiszpańskiej kramie, Świadczyła żywsza barwami sukienka.
— Hiszpanki jasno noszą się jedynie W domu; za domem kryją smagłe liczka W manty U, a biust w powabnej baskinie.
Pod niepozornym strojem oczy czarne Lśnią tajemnicze razem i figlarne.
121.
Otóż dzieweczki naszej strój był wcale Piękny, w kolory przeróżne pisany,
Zwój włosów spadał na szyję niedbale,
Gwiazdami drogich kamieni usiany.
Na pasku lśniły rubiny, opale,
Welon z najdroższej materji był tkany.
Palce w pierścieniach — ale wstyd mię reszty...
Na bosych stopach panna miała meszty.
122.
Drugiej ubranie pierwszemu podobńe,
Ale sukienka była grubsza cała,
Drogich kamieni mało — i to drobne,
We włosach srebro, matka dać musiała Na wiano; — wszystkie stroiki mniej zdobne, Równie swobodna w ruchach, łecz mniej śmiała. Włos gęstszy, ale krótszy zwój warkoczy,
Czarne i żywe, ale mniejsze oczy.
,. 123
Służąc mu, obie krzątały się piliio,
Znosiły jadło, suknie do ubrania,
Z tą chęcią lubą, czułą i przychylną,
Co zmusza ludzi gwałtem do kochania,.
Przygotowały mu zupkę posilną,
Rzecz, którą wspomnieć poezja się, wzbrania,
Ale co lepsza dla chorych, niż owa
Wojom podana uczta Achillowa.
124.
Powiem, kto były, by nie myślał który,
Że to przebrane księżniczki; na straży Jawności stoję, zwolennik natury,
Przeciwny sztuce dzisiejszych bajarzy.
Więc krótko: obie prostych ludzi córy,
Nie dyplomatów, poetów, rzeźbiarzy;
Pani i sługa. — Pani była córą Człowieka, co żył przeważnie z naturą.
125.
Był rybołówcą w swoim wieku młodvm,
Łówcą pozostał na dojrzalsze lata,
Lecz wyższe cele złączył z tym zawodem, Dlatego stał się przykrą plagą świata I żył w niezgodzie ze strażników rodem.
Trochę to handlarz był, trochę pirata,
Lecz wzór wzorowy dla wszystkich piratów,
Bo sobie korzec uzbierał dukatów...
126.
Był więc rybakiem — na ludzi rybakiem,
Jak Piotr apostoł — i często obdzierał Kupiecki okręt, gdy szedł pustym szlakiem,
I staczał czasem bitwy, jak generał.
A gdy zwyciężył, to zwycięstwa znakiem Podróżnych sobie na jeńców wybierał,
Potem wystawiał na tureckie rynki Mężczyzn, chłopczyków, dziewice, dziewczynki.
127.
Bvł Grekiem; piękny dom sobie wystawił Na jednej z Cyklad, wyspie mało znanej,
1 tam bezpiecznie, wygodnie czas trawił.
Dom za pieniądze cudze zbudowany, ł»o ilu okradł, a ilu zadławił,
Sam Bóg wie. Był to stary praktyk, szczwany. Dom był zaciszny, obszerny, spokojny,
W misterne rzeźby berberyjskie strojny.
128.
Miał jednę córkę — Hajdeą się zwała,
Najposażniejsza wysp jońskich dziedziczka; Wszystka młódź za nią z miłości szalała,
Nad posag ceniąc powaby jej liczka.
Miała szesnaście lat; jak brzózka biała Rosła, strącając pod władzę trzewiczka Rój wielbicieli; karcąc ich zaloty Sama miłosnej nabrała ochoty.
129.
Dziś idąc do skał przez nabrzeżne piaski
— Zwykła przechadzka przed słońca zachodem, Spostrzegła jakąś, pod wieczorne blaski,
Postać; don Juan to był, zmorzon głodem, Sztywny; wzdrygła się, bo był bez — przepaski, Lecz wraz zagrała litość w sercu młodem Więc spółczującem... (równie z tej pobudki,
Że był przystojny bardzo i bielutki).
130.
Ale ratunku byłby cel chybiony,
Gdyby go chciała wziąć do domu ojca; Znaczyło myszkę rzucić w kocie szpony, Lub wpuścić łanię do psiego ogrojca.
Bo stary miał swe szczególne zakony,
Nie jak gościnny Arab, zacny zbójca: Onby mu także z głodu umrzeć nie dał, Lecz utuczywszy go, potem by sprzedał.
131.
Więc się zgodziła pani z pokojówką (Panienka u sług zawsze szuka rady),
Ze grota lepszą dlań będzie kryjówką.
Gdy otwarł czarne oczy chłopiec blady, Obie schyliły się nad jego główką,
Bo już litości jęły się,,z zasady“
A mówi św. Paweł, że ta cnota Jest mytem u wrót rajskiego żywota.
132.
Roz tliły ogień, ale z materjahi,
Który mu wielkiej nie mógł nadać siły, Bowiem niezdatne były dla opału
Kawałek wiosła, szczęt masztu przegniły; Płomienie ich się chwytały pomału,
Lecz się nakoniec raźno w górę wzbiły;
A że leżało dużo tych drew blisko Groty — starczyły na duże ognisko.
133.
Aby mu miękkie, ciepłe usłać łoże,
Hajdea zdjęła futro sobolowe,
A że powietrze morskie i to w porze Nocnej chłopięciu mogło być niezdrowe,
Spódniczkami go otuliły hoże Dziewoje, jutro przyrzekając nowe Przynieść sukienki i wina i chleba,
Jaj, ryb i czego więcej było trzeba.
134.
Wyszły — a on się dał ogarnąć snowi,
Jakby kamieniem był lub nieboszczykiem.
Śmierć jest snem tylko” — jakim?... sam Bóg to wie, Może doczesnym?... — — Spał — mary mu dzikim Nie zawodziły chórem u wezgłowi,
Ani straszyły widma krwawym szykiem,
Co tak niekiedy wspomnieniem przerażą,
Żc drżąc budzisz się z zapłakaną twarzą.
135.
Spał więc bez widzeń Juan, lecz panienka,
Co była taka dobra i troskliwa,
Zatrzymała się w biegu jak sarenka,
Mniemając, że jej po imieniu wzywa.
Często jest w błędzie serce, ucho, ręka I często różne przywidzenia miewa;
Nie uważała zatem w roztargnieniu,
Że obcej nie mógł wzywać po imieniu.
136.
I zadumana wróciła do domu,
Milczenie ścisłe zalecając Zoi,
Która wiedziała też, co mówić komu,
Rokiem od pani doświadczeńsza swojej.
Zoe wiedziała, że rok u przełomu Dziecięctwa wiele znaczy, wiele broi,
Więc oszczędzała lat — w szkole przyrody Zbierając wiedzy pożyteczne miody.
5 —., 137’
Swit przj’szedł budzić, ale nie zrozumiał Wezwania Juan w sobole zakuty.
Ni strumyk zbudził go, co blisko szumiał,
Ni błysk ze słońca rannego wysnuty. Znużony, nad snem panować nie umiał,
Leżał wygodnie, toż mógł spać dopóty,
Póki chciał; — pomnę, że drugi przypadek Taki opisał w „Podróżach“ mój dziadek.
138.
Hajdea noc tę spędziła boleśnie
Jak lunatyczka w księżycowym blasku.
To po zgniliźnie ciał deptała we śnie,
To piękne trupy widziała na piasku.
I pokojówce wstać kazała wcześnie I niewolników zbudziła o brzasku,
Aż po armeńsku zaklęli i grecku
Nie wiedząc, co jest kapryśnemu dziecku.
139.
Więc wstała sama, wszyscy za nią wstali,
A cel rzekomy tak rannego wstania Był: widzieć, jak się wschód na niebie pali.
, Piękny to widok, gdy się z mórz wyłania Świetlany Febus, a chmury jak biali Duchowie od gór zlatują; śpiewania Słychać ptaszęce i natura chowa Żałobę, niby młoda, płocha wdowa.
..................140.
Wschód jest zjawiskiem niezwykle wspaniałem.
Znam te mgły, brzaski, tę rumianość zorzy, Bo dla nich często całą noc nie spałem,
Co jest zabójcze — mówią mi doktorzy.
Toż kto chce zdrowy być duszą i ciałem, Niechaj się do snu o ósmej ułoży.
Wstanie o świcie — a na grobie dłótem Napis wyryją mu: „Wstawał z kogutem.“
141.
Hajdea twarzą w twarz spojrzała dzienną,
Jej była świeższa — lecz choć zawsze biała, Teraz się różą zrobiła płomienną,,
Bo jej krew z serca w lica się przelała.
Tak potok, górę gdy spotka kamienną,
Co mu się w drodze porohem usłała,
Tworzy jezioro; — — tak wygląda ono Czerwone morze — (choć w nim nie czerwono).
142.
A kiedy szybkim krokiem między skały Zeszła, co brzegów pilnowały morza,
Ranne się do niej oczy słońca śmiały,
Mokremi usty całowała zorza,
Biorąc za siostrę... i tybyś niemały Miał kłopot poznać, że nią nie jest hoża ’ Dziewica, której piękność równej miary Z ową — — smaczniejsza była, bo nie z pary.
143.
Szła po nadbrzeżnych do groty kamiuszkach I w głąb jej wbiegła prędko a ostrożnie,
Juan na futrach spał, jak na poduszkach,
Sen tajemniczy jest, więc chwilkę trwoźnie Stanęła, a podszedłszy na paluszkach,
Szczelnie] okryła go, bo było mroźnie,
Jak anioł śmierci nad nim się schyliła I oddech jego ust łakomie piła.
144.
Mówię: — jak anioł, który przy skonaniu Dobrego czuwa i śle sen pogodny.
Chłopiec cichutko leżał na posłaniu,
Do groty wietrzyk zalatywał chłodny.
Zoe tymczasem wiedząc, że w śniadaniu A nie w czem wróci do sił panicz głodny,
Nie patrząc na nich, dobyła z koszyka Zapasy chleba, miodu, kawy, mleka,.
^ 145.
Kto głodny, z serca nie potrafi śpiewać,
A głodny musiał być rozbitek gładki. Nie-zakochana Zoe jęła ziewać Zwłaszcza, że chłód wiał z tej podskalnej klatki. Zaczęła prędko śniadanie odgrzewać,
Lecz dać nie mogąc ponczu ni herbatki,
Podała chleb, miód, owoce suszone,
Wszystko za miłość czystą, nie mamonę.
146.
A potem chciała obudzić Juana,
Bo kawa, jaja były już gotowe,
Lecz ją wstrzymała pani zastrachana,
Paluszek kładąc na wargi wiśniowe.
Odeszła mrucząc Zoe rozgniewana,
Śniadanie trzeba było robić nowe.
Cóż począć! pani nie chciała przez grzeczność Przeszkadzać snowi, który trwał jak wieczność.
147.
On spał bez przerwy; twarz mu wycieńczoną Gorączki ciemne ognie spłomieniły Jak owe, co na śnieżnych szczytach płoną,
Na skroniach sine, niewyraźne żyły
Slabem prężyły się życiem, a słoną Wodą zlepione włosy, pełne zgniłej Trawy, splątane, w gęste kłęby zbite Wprzód czarne — zżółkły, pyłem ścian pokryte.
148.
Klęczała nad nim; on jak utulona Leżał dziecina na matczynem łonie,
Zwieszon jak brzoza, gdy schyli ramiona,
Cichy jak morza niezmącone tonie.
Piękny jak róży rozwitej korona,
Slaby jak ptaszę, które się obronie Powierza puchów, — słowem, śliczny młodzian, Tylko w spłowiałą trochę skórę odzian.
149.
Zbudził się, spojrzał i myślał, że marzy I chciał znów zasnąć — nie z lenistwa — wierzę Lecz gdy to dziewczę obaczył na straży,
Ziozumiał, że się mu na sen nie zbierze.
Juan słabostkę miał do pięknych twarzy,
Bo nawet kiedy odmawiał pacierze,
Nie wabili go święci męczennicy,
Tylko cudowna twarz Bogarodzicy.
150.
Na łokciu sparłszy twarzyczkę omdlałą,
Spojrzał w twarz dziewki, na której różowo Pod tłem liljowem płomię krwi zagrało,
A jej choć pierwsze zmarło w ustach słowo, Oczy mówiły — i to wystarczało.
Wreszcie doń grecką ozwala się mową,
Jońskim akcentem, prosząc go najsłodziej,
By jadł, bo słaby jest i głód mu szkodzi.
151.
Juan zrozumieć nie mógł słów dziewczęcia,
Nie będąc Grekiem, lecz miał słuch nielada,
A glos jej dźwięczał, jak świegot ptaszęcia I spadał jako w kropelkach kaskada,
Słowa czcze o nim nie dadzą pojęcia,
0 takich dźwiękach łzą się opowiada Pomimowolną; jest w nim ta moc tonu,
Jakby melodja zstępowała z tronu.
... 152-Więc spojrzał jak ten, którego przebudzi
f Akord organu i wstaje w nim ciemna
Świadomość, ale go długo nie łudzi,
Bo to puka stróż albo ina ziemna
Istota lub to głos stajennych ludzi.
Mnie jest podobna rzecz najmniej przyjemna.
Lubię spać we dnie — noc cenię z zalety,
Ze rozaniela gwiazdy i kobiety.
153.
W mig uleciały przywidzenia senne;
Natomiast poczuł Juan, że go dręczy Zatrważający apetyt; kuchenne Wonie (gdyby to z pieczeni zajęczej!...) Łechtały zmysły, niby ambry cenne,
Widział, jak ogień gore, Zoe klęczy,
Dmuchając niby westalska dziewica,
I wymarzyła mu się... polędwica.
154.
Lecz na bezkrowich wyspach polędwica
Rzadką jest; za to baran, cap — mniej rzadki. Gdy przyjdzie święto wesołego lica,
Na rożnach skwierczą baranie łopatki.
Mało i takich uczt, bo okolica
Skalista, tu i owdzie biedne chatki Stoją; na szczęście przyjacielska owa Wyspa mniej była niż inne jałowa.
155.
Woły tam rzadkie; a tu mam gotowe Wytłumaczenie, że stare podanie
0 Minotaurze, na które surowe
Minki — już widzę — robią skromne panie (W micie tym dama przebiera się w krowę), To alegorja tylko, na wskazanie,
Źe Pazyfae wspierała chów byków,
By bojownymi zrobić Kreteńczyków.
156.
Podobnie wiemy, że angielskie plemię Łase na mięso, — że już o porterze Nie wspomnę, który jest płynem, a że mię Unosi na zły tor, niech kat go bierze — Stąd lubią wojną tłuc morza i ziemie;
A wojna piękne, choć kosztowne zwierzę,
1 oto jasne zestawień wyniki,
Że wojna kwitnie tam, gdzie żyją byki.
157.
Łecz do powieści: Juan, co usychał Z głodu, na łokciu oparł ciężką głowę I ujrzał to, do czego dawno wzdychał,
Bo co przez tydzień jadł, było surowe, Więc do łakoci mile się uśmiechał,
A czując wewnątrz przestrzenie jałowe,
Na żer się chciwie zgłodniały pustelnik Rzucił jak szakal, sęp, ksiądz albo celnik.
Don Juan.
o
158.
Jadł, jadł dosyta; a śliczni utka pani,
Co go jak matka swej dzieciny strzegła, Rozkoszowała się, bo radość dla niej
Była — poglądać, że śmierć go odbiegła.
Lecz Zoe, której rozumek wstał raniej,
Wiedząc z praktyki — w książkach bowiem biegła Nie była — głodny że musi pomału Jeść, bo zaszkodzi wyschniętemu ciału.
159.
I rozumiejąc tu, że więcej zyska
Czynem niż słowy — rzecz była nagląca Chłopca, co tak się już w serduszko wciska Pani, iż wstaje dlań o wschodzie słońca,
Gawłtem odwiodła prawie od półmiska,
Przesytem życiuby nie zadał końca;
I wydzierając dogryzane kości,
„Toż końby — krzyknie — dostał niestrawności!“
160.
Potem — (Juan był jak turecki święty,
Miał ledwie skromne spodenki) — do stroju Wzięły się; w ogień poszły sukien szczęty,
A dostał ubiór tureckiego kroju,
Czy też greckiego, w którym meciśnięty,
Bez pistoletów, kindżała, zawoju,
Mesztów, mógł ruszać się bardzo swobodnie:
To jest: koszulkę, szarawarki wschodnie.
161.
Hajdea chciała go bawić rozmową,
Nie wiedząc, że mu język jej nieznany,
A Juan siedział, patrzał, kiwał głową I wydawał się bardzo zasłuchany,
Lecz gdy go chciała wyciągnąć na słowo,
Pokazało się, że protegowany Prawdziwie siedział na kazaniu,,grecldem“,
Choć znał ten język, ale — gdy był dzieckiem.
162.
Więc próbowała go gestami pytać,
Uśmiechem, oczu wymownem spojrzeniem;
A w jego twarzy — na tej jednej czytać Umiała książce — słów odwzajemnieniem Niemych odpowiedź zaczęła wykwitać I dusze w oczy spłynęły strumieniem.
Każdy błysk źrenic był głoską w tej mowie, Której klucz znają tylko kochankowie.
163.
Więc naśladując rąk i oczu znaki,
I powtarzając dźwięk słów kryształowy,
I wypełniając spojrzeniami braki,
Juan wziął pierwszą lekcję greckiej mowy,
A jak ten, co chce gwiazd wybadać szlaki,
W niebo pogląda, nie w pergaminowy Foljał, tak Juan brał swe abecadła Z jej ócz; ta lekcja wybornie wypadła.
164.
Jest to rozkoszna rzecz i powab wielki Dla ucznia słuchać lekcyj z ust jak wiśnie Zwłaszcza, gdy uczeń od nauczycielki
Nie młodszy; — pomnę ja te lekcje i śnię...
Za dobre pensum uśmiech jak karmelki
Słodki; za złe... też; w przestankach się ściśnie Za rączkę, albo przestraszy buziaczkiem...
Ja się uczyłem tak, gdy byłem żaczkiem,
165.
Greckich, tureckich i hiszpańskich słówek, Włoskich nie — bowiem nie miałem ochmistrza. Do angielszczyzny nie rób mi przymówek: Uczyłem się jej, gdzie jest nienajczystsza,
U Tillotsona, Sontha, łamigłówek Zasię od Blair’a, elokwencji mistrza Kościelnej, świeckiej; na myśl samą zgrzytam...
Z poetów wszystkich drwię, więc ich nie czytani.
166.
O damach nawet rzec nie mogę tyle Ja, zbieg ze świata brytańskich wielkości, Gdziem miał jak wszyscy swoje wielkie chwile,
^ Gdziem miał jak wszyscy swe drobne słabości, Które z cnotami dziś zostały w tyle;
Gdzie głupcy, którym często mogłem kości Połamać; gdzie płeć piękna i pleć brzydka; Wszystko to dzisiaj jest snem dla rozbitka...
167.
Don Juan słysząc wyrazy realne,
Dźwięczne, wyraźne, zaczął je wymawiać.
Są w ludziach czucia tak uniwersalne Jak słońce; w serca ich nie trzeba wrstawiać,
Jak w serca mniszek gwałtownie zapalne;
Był zakochany — — a miłość się zjawiać Zaczęła równie w pięknej, młodej pannie,
Rzecz ta się zdarza w świecie nieustannie.
,.. 168‘
O świcie — gdy spał, bo Juan podwójne
Zażywał dozy snu, mocniejsze ranem, —
Szła do jaskini i oczęta czujne
Zwracała, patrząc, jak w gniazdku usłanem
Śpi ptaszę; włoski mu gładziła bujne,
I wzrok pieściła licem ukochanem 1 oddychała cichutko nad skronią,
Jak wiatry, co się nad różami słonią.
169.
Wracały prędko kolory ndodości I powróciły mu siły w połowie;
Krzepkość, dobrobyt są szczęściem ludzkości, Kochania głównym warunkiem — bo zdrowie 1 wywczas są dla ognia namiętności Prochem i siarką. A już każdy to wie,
Że dla Wenery tam trudny interes,
Gdzie nie pomaga jej Bachus i Ceres.
170.
Gdy Wenus wiedzie serce w zalecanki
— Miłość bez serca jest niedoskonała, — -Ceres podaje po włosku łazanki
Bo miłość trzeba odżywiać jak ciało.
W tym czasie Bachus leje wino w szklanki,
By splókać ryby, ostrygi i białą Pulardę; lecz kto dal wszystko? — dalipan Nie wiem; Jowisz-li, Neptun. Pluto czy Pan...
171.
Kiedy się budził Juan, już znajdował Kąpiel, śniadanie i te oczy czarne,
Których czar serceby każdemu skował;
Obok nich Zoi oczęta figlarne...
Przestanę, abym powieści nie psował: Powtarzanie jest niemądre i marne.
Dość, że gdy skończył w kąpieli zabawy,
To do Hajdei wracał i do kawy.
172.
Oboje młodzi, ona tak niewinna,
Że przed nagością oczu nie słonila;
Juan istotą był, jak ją dziecinna Jej wyobraźnia zdawna wymarzyła.
Godzien kochania, bo mu szczęście winna,
Za co go, zda się jej, uszczęśliwiła.
Kto szczęścia spragnion, ściągnął po nie ręce,
Musi część oddać: szczęście jest bliźnięce.
173,
Patrzeć nań — rozkosz; wsłuchiwać się w cienie Wieczoru razem — to zwiększenie bytu;
Czuwać nad śpiącym i na przebudzenie Czekać, to chwile lubego zachwytu.
A żyć z nim razem — zuchwałe marzenie,
A stracić — straszny upadek ze szczytu
Szczęścia; on skarb jej wyrzucon z głębiny
Morskiej, kochanek pierwszy i jedyny.
17-1.
I tak dzień po dniu czas im słodko płynął; Hajdea chłopcu składała wizyty
Zrana, łecz bacznie tak, iż miesiąc minął,
A nikt nie wiedział, kto był w grocie skryty.
Aż dnia jednego pirata rozwinął
Żagle, bo zwęszył z kupców łup obfity.
Wyszedł nie jak Żeus po dziewicę Io,
Ale po statld płynące ze Skio.
175.
Zyskała wolność. Nie miała już matki;
Ojciec wędrował po morzach okolnych,
Więc mogła zażyć swobód, jak mężatki Lub inne damy z rodzaju swawolnych.
Nie miała brata, by zamknął do klatki,
Toż najwolniejsza była z kobiet wolnych, A mam na myśli chrześcijańskie damy, Których w haremach jeszcze nie trzymamy.
176.
Więc był z nią częściej i korzyść odnosił Z jej rozmów, i już nauczył się tyle,
Że na przechadzkę pierwszy ją poprosił;
Jeszcze nie puszczał się o własnej sile, Odkąd jak kwiatek, co go żeniec skosił, Leżał na piasku i był pół w mogile. Trafili właśnie na tę chwilę miłą,
Gdy księżyc wyjrzał, a słońce się kryło.
177.
Był brzeg ponury, na lup fal podany,
‘Z piaskami w dole, a skałami w górze.
O które czołem tłukły huragany,
Z zatoką, której nie tykały burze,
Kędy się chronił okręt skołatany.
U skal ocean wył w ponurym chórze Wiatrów; w Ani tylko parne, letnią porą Rozfałdowany błyszczał jak jezioro.
178.
Lekka t^m piana rzucona z ojaru, ^
Lśni jak ta, srebrną co kiścią uwieńcza Brzeg szumiącego szampanem puharu;
Ta bujna rosa ducha, ta serc tęcza. Niech słucha kazań, kto się piekieł żaru Obawia; niech.się / księżmi pozaręcza... Dla nas kobiety, wino, śmiech, śpiewanie, Jutro sodowa woda i kazanie!
179.
Mądry, gdy pije, powinien się upić.
Upiciem chwile są najsłodsze zmlodu;
W miłości, sławie, złocie, winie skupić Można nadzieje ludzi i narodu.
Bez owych soków musiałoby strupieć Drzewo żywota i nie wydać płodu.
Upij się — radzę — a gdy się 7 zawrotem Głowy obudzisz, słuchajże, * co potem:
... 180-Zadzwoń, mech lokaj do łóżka przyniesie
^ Reńskiego wina i wody sodowej.
’i ybyś nie wzgardził niemi, o Kserksesie!
Bo ani sorbet mrożony w śniegowej
Wazie, ni czyste źródło w suchym lesie,
Ani Burgundu napój rubinowy
Po pracy, boju, tyle sił nie doda,
Co reńskie wino i sodowa woda.
181.
Brzeg — (zdaje mi się, że mówiłem właśnie
O brzegu?.., tak, tak, mówiłem o brzegu... Usypiał; był to czas, gdy słońce gaśnie;
Układały się fale do noclegu.
Cicho, — ptak tylko morski czasem wrzaśnie Lub pluśnie delfin, lub swawolna w biegu Dziecinnym fala o kamiuszki trąci I szmerem, starych skał zadumę zmąci.
182.
Chodzili sami; ojciec na rabunek Wyszedł z drużyną z okolic zebraną;
Nie miała matki, braci ni piastunek,
Prócz Zoi, która budziła ją rano
I którą łączył serdeczny stosunek
Z panią: jej służba była: wodę grzaną Przynieść do mycia, długi warkocz uwić,
Lub się o starą sukienkę przymówić.
183.
Była to chwila owa, gdy czerwona Tarcz słońca schodzi poza sine góry,
Co zda się ziemię objęły w ramiona I są stróżami drzemiącej natury.
Jedna się niemi piętrzy świata strona,
A z drugiej morza lśnią ciche lazury.
Nad wszystkiem niebo błękitno-różowe,
A z nieba gwiazdy patrzą brylantowe.
184.
Chodzili sami, dłoń trzymając w dłoni,
Po muszlach, piasku nadbrzeżnym i żwirze, A potem zeszli do skalnej ustroni,
A\ której snać burze pracowały chyże, Mistrzowską rękę przykładając do niej I wykowrały tę grotę w porfirze.
Tam siedli spocząć, a splótłszy ramiona, Patrzali, jak dzień na zachodzie kona.
185.
Patrzali w niebios szafirowe pole,
Ubrane w chmury, jako w listki róży 1 poglądali znów na morze w dole,
Gdzie topił jasne oko księżyc duży,
Bawił ich plusk fal i wiatru swawole,
A potem“ oczy zatrzymali dłużej Na własnych twarzach; twarze się zbliżyły, Usta się zeszły, przylgnęły, spoiły...
18G.
W pocałowanie długie, lube, świeże,
Miłosne, jalc ognisko skupiające Rozkosze, w rajskiej urodzone sferze, Młodością tylko pojęte, niosące Ciało, myśl, duszę miłości w ofierze. — Krew — lawa, pulsy — wulkany grające, Całus serdeczny — grom; jego wartości Dochodzić trzeba — sądzę — po długości
187.
Trwania. Ile ich pocałunki trwały?...
Pocałowania minutą nie zmierzy.
Nie liczą, — naco liczby się przydały?
W pocałowaniu jednem wieczność leży. Milczeli, ale ognie na nich wiały,
Zdało się, dusza sama k’duszy bieży,
A usta cło ust lgną, jako rój młody,
Serca to kwiaty, skąd im płyną miody.
188.
Siedzieli sami, ale nie tak sami,
Jak ci, co puste zwiedzają cmentarze. Ocean gładki, zasiany gwiazdami,
 Mgły podnoszące się jak nocy straże, Ściany pieczary miarowo kroplami Ciekące — serca zbliżyły i twarze.
Zda się im, sami że żyją pod niebem,
A życie niema się kończyć — pogrzebem.
189.
I nie starczyły ich tam niepokoje.
Ani ich nocy nie trwożyły cienie,
Żyli dla siebie, mieli mowę swoje Myślaną, w głosu łamiącą się drżenie,
W której, gdy czego nie pojmą oboje,
Zaraz tłumaczą sobie przez westchnienie.
0, pierwsza miłość!... natury konieczność, ^ Dziedzictwo Ewy cór — dane na wieczność.
190.
Hajdea ślubów ani obiecanek Nie czyniła mu; nie miała pojęcia
0 tem, czem ślubny jest mąż, czem kochanek. Jak zgubna czasem miłość dla dziewczęcia. AYięc nieświadomie czysta jak poranek,
Do kochanego zbiegała chłopięcia,
A niosąc duszy tę prześnieżną białość,
Nie rozumiała nawet słowna: „Stałość“.
191.
Kochała, była kochana; wielbiła,
Była wielbiona; natura tak zwarła.
Ich dusze, że się jedna w drugą wpiła.
I chętnie w szczęściu razemby umarła.
Do równowragi chwilkę myśl wróciła I uciszyła się, lecz wnet wydarła Z objęć spokoju. Hajdea uczuła,
Że ich w istotę jednę miłość skuła.
192.
Niestety, byli tak piękni, tak młodzi,
Tak zakochani, bezbronni i sami,
A chwila była owa, w której schodzi Na serce urok, rozpala ogniami Żądz i niestarty wiecznością czyn rodzi,
Który opłacić potem trzeba łzami,
I ogniem piekła, gorejącym gwoli Sprawcom rozkoszy cudzej lub niedoli!...
...............193.
Para, miłością i wdziękiem tak strojna,
A tak niebaczna, że w człowieczym rodzie Nikt, chyba Adam i Ewa dostojna
Szli w równie chyżym do piekła pochodzie. Hajdea, która była bogobojna,
Musiała słyszeć o styksowej wodzie,
Piekle i Czyśćcu, ale zapomniała,
Kiedy stanowcza chwila się zbliżała.
19-1.
Patrzą na siebie, z oczu blask im bije,
Ona mu białe ramię koło głowy Oplotła; on zaś, objąwszy za szyję,
Skrył dłoń w kaskadzie włosów hebanowej. Już na kolanach mu siadła, dech pije,
Oddech się staje prędszy, gorączkowy...
I wtedy grupę stworzyli klasyczną,
Nagą, miłośną, naturalną, śliczną.
195.
A gdy on syty szałem po upływie
Tych chwil pochyla w jej ramiona skronie, Ona nie zaśnie, lecz mocno a tkliwie GłowTę mu trzyma na powabnem łonie,
I czasem oczy obróci lękliwie,
I od lic jego bladych pierś jej płonie.
I wszystkie w sobie rozkosze zestrzela. Których doznała i których udziela.
19(3.
Astronom, kiedy patrzy na firmament, Niemowlę, kiedy ssie piersi matczyne, Dewotka, święty gdy przyjmie sakrament, Arab, gdy prosi wędrowca w gościnę,
Wódz, kiedy widzi w arrnji wrogiej zamęt.
Skąpiec, „gdy złoto chowa pod pierzynę, Nie poglądają wzrokiem tak promiennym Jako dziewczyna, gdy czuwa nad sennym
197.
Kochankiem, który jak dziecię uśpiony Leży istotą swą w jej życie wżyty, Bezsilny, niemy i nieporuszony.
Nieświadom, jakie przynosi zachwyty Z wszystkiemi uciech, smutków’ i żądz tony, W duszy anioła stróża swego skryty,
Z wszystkiemi błędy i wTdziękami — drogi, Spokojny jak śmierć bez grozy i trwogi.
198.
Czuwa nad śpiącym, a w godzinę oną,
Gdy miłość i noc i samotność woła,
I dusze wiąże siłą połączoną,
Pomiędzy piaski i skał groźne czoła Mrok tuli grotę szczęściem przystrojoną, Gdzie ich miłości nikt zajrzeć nie zdoła,
A nigdy gwiazdy, stojące na straży Nocy, szczęśliwszych nie widziały twarzy.
199.
Miłości kobiet — o! poznania warte,
Piękne a groźne, pełne tajemnicy.
Kobieta wszystko stawia na tę kartę,
Gdy przegra, to jej nic oprócz tęsknicy 1 żalu życie nie odda rozdarte.
Zato ich zemsta jak skok tygrysicy, Krwawa... lecz i ta zwiększa serca rany,
Bo czują same cios drugim zadany.
Potem srogi mąż, niewierny kochanek,
Stroje, dzieciaki, ksiądz... w śmierci przystanek.
201.
Jedna zakocha się, druga rozpije,
Ta stajnią zajmie się, tamta rautami;
Ta rzuci męża i z kochankiem żyje,
Zdobywa szczęście, ale honor plami,
A niewiadomo nawet, czy zabije
Robaka smutku — ot — zwykle się mami... Ta kusi djabła, potem powieść kleci,
A tak w pałacach jest czy wr chatkach kmieci.
202.
Hajdea była kochanką natury,
Dziecięciem żądzy, zrodzonem, gdzie żar nie Ciecze powoli, ale tryska z góry Na usta i na oczy dziewic sarnie.
Żyła, by kochać — kochać tego, który Był jej przeznaczon; a wszystkie męczarnie Nadziei, troski, trwogi były chwilką Przelotną; serce bilo tu, tu tylko.
203.
Co te serc bicia złego narobiły!...
Ależ bo każdy ich ruch szybszy, żywszy Jest w swych przyczynach i skutkach tak miły, Że nawet Rozum, pilnie wyplewiwszy
Rozkosz z alchemji swej, niema dość siły Odwodnej; ba! głos sumienia najtkliwszy Prawd nie nauczy, co myśl tak bogacą,
Że dziw mi, czemu podatku nie plącą‘t...
204.
Stało się... Serca ich się zaręczyły W ciszy; pochodnie godowe z promieni Gwiazd liad głowami pięknych pięknie lśniły.
Ocean świadkiem, jaskinia, z kamieni Łożem, spojrzenie ślubem do mogiły,
Kapłanem noc — i byli pożenieni;
Szczęśliwi, bo się aniołami wzajem Sobie wydali, a świat cały — rajem.
205.
Miłości! której Owidjusz kapłanem,
Adeptem Cezar, sługą był Antoni,
Uczniem Horacy, Katull — Tytus panem, Sawantka Safo kapłanką^ — (kto po niej Ślub zechce z sinym zabrać oceanem?...
Nikt... Ha! Łeukadja dziś się za was płoni...) Miłości! nazwę cię bóstwem... Niecnoty,
Bo cię djablicą zwać — nie mam ochoty.
206.
Ty doprowadzasz stan małżeński do met
Nieprawych; śmiejesz się z czół wielkich ludzi: Cezar, Pompejusz, Belizar, Mahomet,
Patrz — gwoli którym dotąd pióro trudzi Historja, którzy błyszczą nakształt komet,
A czas nieprędko takie duchy zbudzi,
Patrz... przecie * w jeden ich punkt zniosły fale: Wszystko to mędrcy, zdobywcy... rogale!
207.
Z ciebie Arystyp, Epikur ród bierze,
Owa przesławna materjalna dwój ca,
Co teorjami wygodnemi k’wierze Do niebieskiego chce nas wwieść ogrójca,
Czy tylko djablim szponom nas odbierze Ten piękny system biozofji ojca?...
„Jedz, pij, miłości jasne ognie zapal!“
Tak mawiał mędrzec a król: Sardanapal.
’ 208.
A Juan?... Czy już o Julji ze szczętem Zapominał? Miałby zapomnieć tak skoro?... Nie — posądzenia odsuwam ze wstrętem,
Lecz myślę, że gdy nocną to się porą Działo, to księżyc swem światłem przeklętem Nagle ze zdrowej duszy robił chorą,
Bo cóżby było w tem, że buziak świeży Zaraz tak miękkie serce rozpuklerzy?
209.
Ja się miłością niestateczną brzydzę I gardzę ludźmi, których serca prawie Z żywego srebra, że lada intrydze
Ulegną. Snać na złej stoją podstawie.
Zato dozgonną miłość mile widzę...
Jednak minionej nocy na zabawie Maskowej, śliczną gdy ujrzałem Włoszkę,
Serce się do niej rozbujało troszkę...
210.
A wtem nadchodzi Filozofja krewka.
I „Co zamyślasz? Wszakże to rozpusta!“ „Wiem, Filozofjo, wiem, stara to śpiewka,
Ale jej oczy i... Nieba!... jej usta!...
Chcę tylko wiedzieć, mężatka czy dziewka,
Czy ni to, ni to... ot, ciekawość pusta“... „Stój!“ — Filozofja wrzaśnie z gestem greckim, Choć była w stroju, jak pomnę, weneckim —
211. ( „Stój!“ Więc stanąłem. — Teraz idę dalej:
To, o czem miano: „niestałość“ opiewa,
To jest hołd tylko należytej skali
Złożon przyrodzie, co na przedmiot zlewa Wybrany dary swe; a jak się chwali Obraz czy posąg, z kamienia czy drzewa,
Tak dziw dla piękna jest miarą stopniową Tego, co ludzie „beau ideał“ zową.
212.
Jest to pojęcie piękna erotyczne,
Subtelne wszystkich władz duszy rozwicie, Uniwersalne, dziwne, platoniczne,
Zlane z gwiazd, w nieba cedzone błękicie,
Bez czego serce może wpaść w sceptyczne Bagnisko; słowem, ócz mądre użycie,
Które zmysłami poparte, dowodzi,
Że ciało ogień i z ognia się rodzi.
213.
Bo skądżeby się wszelka wina brała,
Jeśliby człowiek gust miał ladajaki?
Gdyby wam jedna miłość wystarczała, Zadowalały was jedne przysmaki,
Byłoby serce całe, kieszeń cała.
A tak — czujecie nieustanne braki,
Ach! gdy do śmierci jedna się podoba Jedynie, — zdrowe serce i wątroba!
Don Juan.
10
214.
Serce jak błękit w niebie ma mieszkanie,
W niem się jak w niebie zmiany dzieją co dnia. Chmury je ściemnią, gromy padną na nie,
Czarna zamieszka w nim groza i zbrodnia.
A kiedy zgore, pęknie, bić przestanie,
Wtedy jak burza, — we łzy się rozwodnią,
Zaś gdy serdeczna krew zmienia się w wodę,
To z życia robi angielską pogodę.
215.
Funkcja wątroby jest: żółć leczyć chorą,
Ale się czasem z przeznaczeniem mija,
Bo w pierwszym szale staje jej zaporą,
Że nie puszczona żółć skupia się, zbija Jak kłąb żmij, co się na śmiecisku zbiorą!
Wściekłości, strachu, żalu, zemsty żmija;
Z tego znów kłębu wszystko złe wytryska,
Jak wulkan z ziemi głównego ogniska.
216.
Anatomiczne tymczasowo sfery Porzucam i mniejszsm konstatuję:
Strof dwieście wedle przyjętej „maniery“
Ukułem w pieśni tej. Razem ukuję Pieśni dwanaście lub dwadzieścia cztery.
Panom się kłaniam, a damom całuję Rączki; — kochanków zaś razem zostawię Ku edukacji waszej i zabawie.
PIEŚŃ III.
Cześć, Muzo! itd. — Juan zasnął
Na pięknem, szczęsnem łonie kołysany,
Pod strażą oczu, których blask nie gasnął Jeszcze, serduszkiem dziewczęcem kochany, Nie pojmującem, że je żądłem drasnął Zatrutem, cichy ten, śpiący, zesłany Jak wróg, by młodość jej bezgrzeszną skłócił I czystą serca krew we łzy obrócił.
2.
Czy to czar kryje człowiek, mały światek,
Co drugich w jego ramiona popycha?
Czemu do szczęsnych smutny cyprys chatek. Zaziera, czemu kto miłuje — wzdycha? Czemu uszczknięty wonny, żywy kwiatek,
Choć ciepłej piersi zwierzony — usycha,
A gdy się miłość dziewczynie zaśmieje,
To choć kochana, więdnie i marnieje?
3.
W pierwszej miłości kochanka kobieta Kocha, w następnych już miłość jedynie; Serca w jej dłoni jak drobna moneta,
Miłość się zsuwa lekko jak dziewczynie Z rąk rękawiczka; wrażliwość już nie ta Co dawniej; dawniej w uściśnieniu ginie, Dziś się z wieloma uściśnieniem splata,
Ani jej taki nadmiar nie przygniata.
4.
Co tam w zjawisku owem leży na dnie,
— Ja nie wiem; to wiem: kobieta dojrzała,
Jeśli w dewocję po uszy nie wpadnie,
W pewnym momencie zachciankami pała. Wprawdzie tam pierwsza miłość zawsze władnie, Pamięć jej czaru nigdy nie zwątlała.
Niektóre nigdy nie miały kochanka,
Lecz gdy był jeden, będzie ich wiązanka.
Śmieszna doprawdy rzecz, która dowodzi Ludzkiej słabości, głupia, prawie wstrętna,
Ze miłość w parze z małżeństwem nie chodzi,
Choć w nich z natury jedne biją tętna.
Miłość w małżeństwo, jak wino przechodzi W ocet; przelewka cierpka, kwaśna, mętna, Napój zmieniony z ambrozji różowej Na specjał, godny apteczki domowej.
6.
Czują coś, jakby antypatję czepce Niewiast do wianków na dziewiczej głowie, Którym niepięknie płaszczą się pochlebce;
Dziewczyna, czem ]est kochanek, się dowie Niestety późno, gdy jej szczęście zdepce.
Ot, jaka zmiana znaczeń w jednem słowie; Wiemy: Namiętność w kochanku jest wzniosła,
Lecz z męża robi — jakby to rzec?... — osła.
7.
Mąż się zbytniego rozkochania wstydzi;
Czasem wyczerpią ognie wieloletnie (To rzadziej) —, zaczem żonę sobie zbrzydzi
(Trudno miesiące wszystkie brać za kwietnie). —
Stoi w zakonie, który mają żydzi I my, że śluby jeno śmierć rozetnie.
Smutno! żonę grześć, różę pośród cierni Życia — i służbę domu widzieć w czerni!
8.
Mają coś w sobie małżeńskie roboty,
Z czem rzeczywista miłość nie licuje. Powieść, szeroko kreśląca zaloty,
Małżeństwo tylko z profilu maluje.
Nikt o poślubne nie stoi pieszczoty,
Z małżeńskich gruchań cnota nie szwankuje, Poezja ileż poniosłaby straty,
Gdyby Petrarka z Laurą był żonaty.
9.
Tragedja zwykle śmiercią się zamyka,
Komedje kończy powiązaiue stułą.
Dalszy los dwojga jest dla czytelnika Ciemny, bo pisarz boi się bibułą Określać świat ten, do którego wnika Młodziutka para; toby mu zepsuło Poczytność. Resztę więc spycha na księży,
A „Śmierć i Dama“ już nas nie ciemięży.
10.
Dwaj, co skreślili, jeśli dobrze pomnę,
Piekło i niebo — inaczej małżeństw’0 — Dante i Milton — przenieśli ogromne Pod swych połowic pantoflem męczeństwo. Lada błąd — ludzkie ciało tak ułomne — Straszne na głowy ich ściągał przekleństwo. Beata Danta, jak Ewa Miltona,
— — To była Muza poety, nie żona.
11.
Dant teologję podobno przedstawia W osobie, która zwie się Beatrycze.
Domysł, jakkolwiek w dziw i zachwyt wprawia, Komentatorom za mrzonkę policzę,
Chyba ich jaki dobry dowód zbawia,
Dając skazówki pewne — nie zwodnicze. RaGzej Dant, symbol dobywając z powić, Matematykę chciał nią uzmysłowić.
12.
Juan z Hajdeą nie był ślubem spięty,
Lecz to ich wina, nie moja — mospanie! Jeślić to czyni, czytelniku, wstręty,
Że z sobą żyli, jak nie-chrześcijanie,
Jeślibyś wolał, by ich wiązał święty
Ślub, to rzuć książkę w ogniste otchłanie, Zanim się skutków doczekasz fatalnych...
Strach o miłościach czytać nielegalnych!
. 13‘ — Lecz szczęście pełne dała im ta zdrożna
Folga dla zachceń wabnych, jak kwiat róży! Hajdea coraz bardziej nieostrożna Zapominała, komu wyspa służy.
Ale kochanka odtrącać nie można,
Najmniej w początkach, nim się jedno znuży, Więc się schodzili częściej i na długo. —
Ojciec tymczasem parał się żeglugą.
14.
Darujcie! bo on zarabiał na życie,
Gdy podskubywał zbyt ciężarne statki.
Ot, jeśli tylko nazwanie zmienicie,
Będzie minister skarbu i podatki.
On nawet skromny — nie tonął w przesycie, Nie miał milszego nic od swojej chatki, Zarabiał na chleb w zacnym znoju, a racz Zważyć, że nie brał nic więcej, jak haracz.
15.
Poczciwiec dłużej nad zamiar żeglował,
Bo go wiatr wstrzymał przeciwny i łupy, Za któremi już oddawna myszkował,
Choć mu zabrało morze dwie szalupy I sporo jeńców. Resztę pocechował [ zakuł mocno, spędziwszy do kupy.
Mieli w obrożach głowy, ręce, nogi A przedstawiali dochód wcale mnogi.
i6.
Więc na Matapan wysłał kilku jeńców Majnotom; możny tunetański kady Kupił towaru za pięćset czerwieńców;
Jeden staruszek, że chory i blady,
Został utopion; — bogatszych młodzieńców Schował na okup — a resztę gromady Powiązał razem, miał zaś na lud drobny Fiiman od Beja z Tunisu osobny.
17.
posortowawszy towary bławatne.
Na lewantyjskie rozsyłał bazary,
Tylko niektóre rzeczy drożej płatne Przeznaczył córce kochanej na dary: Atłasy, wstążki, pióra delikatne,
Szale, dżeliki, dużo szkła, gitary I alikanckie bębenki, bandurki,
Wszvstko cny ojciec zrabował dla córki.
18.
Małpę, buldoga, indyjskie kuraki,
Papugę, kotkę, kocięta z Angory,
I rozmaite zwierzęta i ptaki,
Wyżełka, co go jakiś Anglik chory Na rumowisku odumarł Itaki,
A wieśniak przyjął do swójej komory — Wszystko, by schronić przed burzą — ów zbójca Do ogromnego razem wsadził kojca.
19.
A gdy ukończył morskie korowody,
Kilka korsarskich naw na morze rzucił,
Sam zaś, gdy okręt wessał trochę wody,
Ku brzegom wyspy swojej bieg wykrócił Gdzie córka swoje gościnne zachodv Odprawow’ała; lecz z przeciwnej wrócił Strony, bo tutaj piaski brzeg zaległy,
Więc port urządził indziej korsarz biegłv.
20.
Wysiadł, wodnego zbywszy elementu,
A że kwarantan tam ani komory Nie było, kozak nie czynił mu wstrętu,
Nie badał wójt, gdzie bawił do tej pory,
Kazał wydobyć ładunek z okrętu,
Połatać, smołą zaprawić otwory; —
Wszystkie się ręce zajęły robotą,
Wydobywając towary i złoto.
21.
Gdy się na wzgórze, idąc ku domowi,
Dostał, skąd widział dwór, ogrodu smugi, Stanął. — Jak to się serce zastanowi Człeku, z wędrówrki gdy powraca długiej
Z tą myślą pełną lęku: Czy też zdrowi?
Jak przyjmie jeden, a jak przyjmie drugi? W nastroju co się z przypomnienia, krzesze, Sadzając serce w prastare pielesze.
22.
Kiedy wracają mężowie szczęśliwi,
Albo ojcowie w domowe opłotki,
To się im serce zast ’acha, roztkliwi,
Bo białogłowsld rodzaj mdły i wiotki...
— Niczemu mniej się nie ufa, nie dziwi; — Przykro mi, że lżę kokietki i trzpiotki. Żony się stają bez opieki chytre,
Córki książęcą nawet plamią mitrę.
23.
Nie każdy człowiek uczciwy, gdy wróci, Będzie nagrodzon losem Ulisesa.
Nie każda żona po mężu się smuci I zalotników odsyła do biesa.
Gorzej, gdy go już w niepamięć zarzuci, Dzieciąt kilkoro u kolan się wiesza,
Które „przyjaciel“ wywiódł dla pokoleń;
Gdy go pies własny pochwyci za goleń...
24.
Gdy zaręczony, może ukochaną
Zabrał mu „bogacz, skąpiec pełen chuci,
I wtedy lepiej, bo prędko ustaną Czułości, pan się z małżonką pokłóci,
A on znów miłość podejmie przerwaną,
Jako „przyjaciel domu“ — lub porzuci.
A jeśli uprze się w nim czucia trwałość, Napisze odę „Na kobiet niestałość11.
25.
Panowie! jeśli który w waszern gronie Ma,.stosuneczek“ — (rozumiem uczciwy Popęd przyjaźni ku nieswojej żonie,
Jedyny węzeł łatwo rozpletłiwy,
Choć zda się ścisły; rzetelny w zakonie Miłosnym Hymen — inny jest fałszywy); Nie bawcież w drodze długo, bo mężatki Zmieniają gachów tak łatwo jak szatki.
2(3.
Lainbro, nasz morski celnik, grzesznik stary, Co bieglej morza niż lądy okradał,
Cieszył się, widząc kominów dym szary,
Lecz psychologiem nie będąc, nie badał, Skąd się mu w głowie dziwne snują mary, Czemu strach jakiś na duszę przypadał?... Czy córka chora?... Bał się dobry ociec,
A nie mógł więcej, niż filozof, dociec.
|7.
Obaczył domu słońcem białe ściany I zieleń warzyw i drzew — — jak w obrazku; Słyszał górskiego strumienia dźwięk szklany I psa szczekanie — a w pobliskim lasku Między cytryny, oliwy, kasztany
Postaci ludzkie z migocącą w blasku Bronią (broń noszą tam wszyscy) i kwietne Stroje, barwami jak motyle świetne.
28.
A kiedy podszedł pod ustronie sielskie,
Aby rozpoznać owo zgromadzenie,
Usłyszał dźwięki, ale nie anielskie,
Tylko bezec-ne, ziemskie rzępolenie.
Wzniosły się dziwem oczy rodzicielskie,
Na głowę padło mu oszołomienie,
Bo grzmiały trąby, flety, tarabuki I najmniej wschodnie śmiechy, wrzaski, huki.
29.
Więc przyśpieszywszy kroku i już prawie Biegnąc po góry spadzistym zakręcie I rozchylając gałęzie, brnąc w trawie,
Ujrzał — i stanął jak głaz w tym momencie — Bandę czeladzi, w cudacznej zabawie Tańczącą niby derwisze, na pięcie I poznał, że to był piryjski taniec,
W jakim się wschodni lubuje mieszkaniec.
30.
W kółku dziewice, niby greckie chóry;
Jedna trzymała chustki sztandar biały,
Inne jak perły nizane na sznury,
Tańcem się, ręce splótłszy — kołysały.
Włosy im spadły na szyi marmury;
Najbrzydsza sześciu poetówby w szały Wprawiła; — pierwsza śpiewa, za nią inne Takt wybijając, następują zwinne.
31.
Część biesiadników, na dywanie w głębi W kuczki usiadłszy, je. Tu baranina Z ryżem (tak zwany pilaw) paią kłębi.
Tam stoją flasze sainijskiego wina,
Sorbet się wT wazie porowatej ziębi.
Nad gośćmi drzewo gałęzie ugina,
Podając dłoniom granaty ogniste T pomarańcze nabrzmiałe, soczyste.
32.
Tam śnieżno-runy baran w gronie małej Dziatwy; dziatwa, mu rogi wieńcząc, pląsa, A patryj areka owiec osiwiały,
I niby jagnię cichy, głową wstrząsa Poważną złekka, dostojny, wspaniały I sam je z ręki, znów niby się dąsa,
Rogi nadstawia i czoło surowe,
I znów powolny rączkom chyli głowę.
33.
Piękne, klasyczne profile; błyszczący Strój, drobne twarze i oczy ogniste,
Włos rozpuszczony, rumieniec gorący,
I wzrok wymowny, gęsta wyraziste,
Czar niewinności, dziecięctwa broniący,
Robiły z Grecząt malowidła iste;
Lambro — — filozof aż westchnął żałośnie,
Ze to maleństwo na ludzi wyrośnie.
34.
A karzeł błazen, jak Szeherezada
Gromadce starców, co z nargili pyka,
0 zamkach, skarbach zaklętych powiada I arabskiego dowcipach szeika,
1 o lekarstwach czarodzieja dziada,
I o pałacu, co się sam odmyka;
Nawet o wiedźmie, która (bardzo wierzę) Każdego męża przemieniała w zwierzę.
35.
Słowem, były tam wszystkie (czystej treści) Podniety zmysłom, chęciom, wyobraźni: Śpiew, wino, tańce, muzyka, powieści, Wszystko, co cnoty uczciwej nie drażni.
Lecz Lambro patrzał i pełen boleści Rozumiał szkodę swą. coraz wyraźniej Widząc, że tańce te, półmiski, trunki.
Obciążą jego miesięczne rachunki.
36.
Człowiek co jest? Często go śmierć spotyka, Kiedy żołądka zaspakaja chuci.
Czem darzy życie szczęsnego grzesznika?
Do kubka żółci kroplę miodu rzuci!
Rozkosz przynęca i gubi młodzika,
Bo ma syrenią twarz i czule nuci.
Przyjęcie Lambra u wrót własnej chaty Ftyło jak... starcie z ogniem mokrej szmaty.
37.
Ale był mężem, co się w pogadania
Nie wdawał; chcąc spaść na nich niespodzianie, (Zazwyczaj mieczem czynił niespodzianki)
Nie dał się poznać, więc trwało śniadanie Dalej, i nikt się nie zrywał od szklanki.
On mierzył wzrokiem służbę, panów, panie, Zdumiony raczej niż uradowany Kompanją, co mu Avysuszała dzbany.
38.
Nie wiedział, iż wieść przybyła ze świata
Przez greckich kupców usta — (Ach ci ł garze!) Źe umarł. (Tacy ludzie żyją lata!)
Anioł żałoby objął w domu straże.
Ale kir prędko zastąpiła szata
Godowa, wraz się rozchmurzyły twarze.
Hajdei oschły łzą mokre jagody,
I jęła pełnej używać swobody.
39.
Stąd owa uczta, tancerze i grajki I niewidziana dotąd wyspie feta.
Służba próżniacza, rozpita, nakajki Zbywszy, czuła się w raju Maliometa.
Gościnność Lambra poszła między bajki Wobec uczt, jakie dawała kobieta.
Dziwna, że ma czas na przyjęcie gości,
Skoro dni całe poświęca miłości.
40.
Może myślicie, że słysząc te chóry,
Wpadł w wściekłość? Takby zrobił człowiek miętki, Łatwo tam było wyskoczyć ze skóry! —
Lub, że postąpił sobie jak człek prędki:
Bił, w turmę sadzał łub brał na tortury,
Karcąc niewczesne u czeladzi chętki,
I że się z objęć spokoju wydarłszy,
Choć korsarz — chciał gniew okazać monarszy?
41.
Mylisz się. To był pan, arystokrata Najstateczniejszy między rozbójniki,
Miał ułożenie, dobry ton magnata,
A niezbadany był jak mórz tajniki.
Tyle obłudy ni dwroracka szata Nie kryje, ani fartuszek podwiki.
Szkoda, że przez swe przeklęte myślistwo Utracił prawo wejścia w „towarzystwo“.
42.
Do biesiadnego zbliżywszy się stola,
Uderzył w ramię gościa, siedzącego Przed nim, i z krzywym uśmiechem dokoła Spojrzawszy, co nic nie wróżył dobrego,
Zapytał, skąd im ta uczta wesoła.^
Grek rozmarzony winem, do którego Zwracał się, nadto wesół, aby pana Poznać, napełnił swój kielich ze dzbana.
43.
I nie zwracając oblicza maszkary,
Przez ramię chylił go z bachanckim gestem,
Wino po sukni lejąc z pełnej czary,
Rzekł: „Idźże sobie! Patrz, zajęty jestem*’.
Drugi bełkotał: „Zdechł pono nasz stary,
Zapytaj pani, he! he! czy jej ile z tem11... „Pani1’’ — — rzekł trzeci —,,ho! mózgu barani,
Pan nowy dzisiaj tu rządzi, nie pani.11
44.
Łotry przyjęci świeżo nie wiedzieli,
Do kogo mówią. Lambro zbladł jak ściana W oczach mu łypnął jak błysk karabeli,
Lecz się sczaiła wściekłość hamowana I próbował się uśmiechnąć weselej Zapytał tylko „szanownego pana11
O imię i stan owego młodzieńca,
Co zaóhciał pono panieńskiego wieńca.
45.
„Nie wiem“ — odpowie łotrzyk — „skąd przybywa I kto go rodzi — — ba! — ale to fracha!
Wiem, że ten kapłon w smacznem maśle pływa,
I że mi służy każda wina flacha — —
Jeśli acana to nie przekonywa,
Zapytaj tego oto mego bracha,
Będziesz sobie mógł dobrze go wybadać,
Woli językiem mleć, zamiast zajadać11.
46.
Lambro był człowiek uprzejmie cierpliwy I teraz cłobre wychowanie zdradził,
Jabym go w Francji, gdzie jest niewątpliwy Wzór gustu — między przedniejsze posadził, Zniósł więc dla domu swego obelżywy Przycinek, brózdy na sercu wygładził,
Nie używając na razie złorzeczeń Na służbę, która zjadała mu pieczeń.
47.
W człowieku, który przywykł rozkazować,
Gdy rzekł:,,idź!“ to szli, a gdy „stój!“ — to stali, Który ze słowem nie lubił żartować,
A wola jego była — miecz ze stali,
Dziwr, że się umiał teraz pohamować.
My nie pojmujem tego — ludzie mali,
Lecz kto sam sobą rządzi, jak należy,
Godzien panowrać ludom — jak król Jerzy.
48.
Nie przeto, aby nie miał być gorący,
Lecz nigdy, kiedy krwawe rzeczy knował.
Groźny, sam w sobie skupiony, milczący,
Jak wąż dusiciel zwinięty — czatował.
Milczał, gdy mówił za niego miecz grzmiący,
A gdy grzmiał słowy, krwi nie potrzebował.
Bo każdy wyraz jego był tak sieczny,
Że gdy ciął, już cios drugi był zbyteczny.
 f9’
Nie pytał więcej i zwlókł się ponury Ku swej sadybie, drogę boczną sobie Obrawszy; ledwie go pozdrowił który,
Bo nikt o panu nie marzył w tej dobie.
Nie wiem, czy trwała w nim jeszcze dla córy Miłość; — ale człek pochowany w grobie, Poglądać musiał wcale nie z rozkoszą Na ten dziwny żal, jaki po nim noszą.
50.
Gdyby umarli mogli niezwalczoną
Śmierć pożyć, Boże broń! — w sposób cudowny, Nie wszyscy... ale naprzykład mąż z żoną,
(Darujcie mi ten przykład niestosowny),
To jeśli dawniej żyli z sobą słono,
Terazby życie było: kwas dosłowny,
A jeśli śmierć ich opłakali krewni,
Na zmartwychwstanie płakaliby rzewniej.
51..
Wszedł w dom swój, a w nim cudze już ognisko Płonęło; ta myśl głębiej w piekło strąca, Smutniejsze sercu wyprawia igrzysko,
Niż myśl na łożu śmierci konająca.
Widzieć serdeczne gniazdo w cmentarzysko Zmienione, gdzie już nadzieja gasnąca Ziębnie jak popiół, o! któż z was odgadnie,
Ile boleści w tem uczuciu na dnie?...
52.
Wstąpił do domu — już nie swego domu,
Bo niema domu, gdzie serca nie stanie,
I doznał pierwszy raz strasznego sromu,
Że nikt nie wyszedł doń na powitanie.
Tam przeżył dni swe pod niebem bez gromu, Oczom dziś dzikim i serdecznej ranie Chcąc ulżyć, śpieszył do czystej, kochanej,
To jego ołtarz jeden — nieskalany.
Bon Juan
u
53.
Był to charakter dziwnego zakroju:
Miękki w obejściu, choć dziki w postawie, Pomierny w jadle, napoju i stroju, Umiarkowanie spokojny w zabawie,
Bystry w pojęciu, nie słabnący w znoju,
Wydał się lepszym niż był — dobrym prawie. Szał zemsty żył w nim po ojczyzny klęsce
1 niewolnika zamienił w ciemięzcę.
54.
Chęć władzy, złota trzos, co dumę stwarzał
I shartowrane ciągłą walką życie, Niebezpieczeństwa, w których się zestarzał, Litości jego częste nadużycie,
Jęk ofiar, co się ciągle w duszę wdrażał,
Morze, co domem, zbójcy, co bandycie Stali się braćmi, zrobiły go bogiem Mordu, dla ludzi nieugiętym, srogim.
55.
Ale duch Grecji niby złotą łuną
Odblask rycerski rzucił duszy hardej,
Ten Fam, co niegdyś po kolchijskie luno Gnał bohaterów, jak śpiewają bardy.
Bój — jego życiem, a pokój był truną.
A zaś ojczyzna jego — godna wzgardy. Nienawiść światu, ludziom miecz, płomienie Niósł w zemście za swej ojczyzny spodlenie.
56.
Lecz wpływ jońskiego powietrza, obłoków’, Wydelikacił serce w’ twyardem łonie,
Strzegąc bezwiednie wszystkich jego kroków’. Jawił się wt smaku, z jakim to ustronie
Wybrał, w miłości muzyki, widoków
Wzniosłych, strumienia, co się wił przez błonie, Kwiatów, zieleni, niwy złotokłosej,
Których wdzięk rzeźwił go, jak krople rosy.
57.
A zato wszystka jego miłość zbiegła Ku córce; ona anielską słodyczą Od skamienienia twarde serce strzegła,
Krwią pokalane codziennie zbrodniczą.
Jej jednej dusza uparta uległa;
Gdyby rozstała się z tą tajemniczą Władzą, resztęby ludzkich uczuć skalał
I jak ów Cyklop — ślepotą oszalał.
58.
Straszna jest lwica, szczeniąt pozbawiona,
Gdy rykiem grozi i źrenicą błyska;
Straszny ocean, gdy ze swego łona Okręt sterczącym czołom skał odciska;
Lecz wcześniej wściekłość szalejąca kona,
Bo się o własną gwałtowność rozpryska,
Niż złość głęboka, niema, hamowana Człowieka-ojc-a i dumnego pana.
59.
Jest to rzecz smutna — a częsta, niestety,
Ze nam ostatnie zatruwa godziny,
Kto?... Własne dzieci; — te niby portrety Nas samych, ale z ulepszonej gliny.
Gdy starej życie dobiega do mety,
Mgła pada na dni naszych zachód siny,
Dzieci rzucają nas, oddając wszakże Dobrej kompanji: kaszlowi, podagrze.
60.
Piękna to bardzo rzecz: liczna rodzina,
Póki ci drzemki zwylclej nie naruszy,
Cóż to za widok, kiedy macierz syna Karmi! (jeśli to nie szkodzi jej tuszy.)
Jak cherubinki dzieci u komina Plączą się... (widok, co grzesznika skruszy), A piękna matka między córeczkami Świeci, jak cekin pomiędzy piastrami. —
61.
Lambro wszedł tajnym nie widziany gankiem, Stanął u wejścia do jadalnej sali,
Gdzie młoda pani z młodzieńczym kochankiem W blasku monarszej chwały wieczerzali.
Stół zastawiony przed nimi, a wiankiem Dokoła piękni niewolnicy stali.
W zastawie złoto i kamienie świecą,
Najmniej już koral z perłową macicą.
62.
Wieczerza z dań stu smaczna i obfita,
Godna twojego stołu, wielki Allach!
W szelaka ryba, szafranem podmyta,
Zupy, szyszliki, ciasta przy nabiałach, Których nie wyparłby się Sybaryta.
Na wety słodkie sorbety w kryształach; Słodycz przez skórkę owoców ciśniona: Pomarańcz, jabłek i winnego grona.
63.
Stały w dzbanuszkach szklanych owe soki, Chleb daktylowy leżał i banany.
Na koniec dano odwar z czystej moki Arabskiej w kubkach z chińskiej porcelany.
Od waru czarnej jak smoła patoki Osłaniał dłonie spodek z filigrany;
Lecz z cynamonu, wanilji przyprawy
Psuły — mem zdaniem — wyborny smak kawy.
64.
Zamiast obicia — aksamitne płaty Szkarłatne, żółte, brzegami spajane,
’ Szyte w jedwabne, damasceńskie kwiaty,
Szeroką złotą lamą bramowane.
W płat górny, arabeskami bogaty,
Ujęty w modry szlak — — były wpisane Lilij owemi głoskami przestrogi,
Wyjęte żywcem z perskiej pedagogji.
65.
Zwyczaj pisania po ścianach przyjęto
Ńa Wschodzie w każdym pałacu, szalecie,
Jest to jak gdyby wcielone memento;
Jak na memfijskim ów czerep bankiecie,
Lub Baltazara głoski mocą świętą
Mówiące, że go śmierć przede dniem zmiecie. Lecz tu niech mentor gromkich rad zaniecha, Gdzie mentoruje wyłącznie Uciecha.
66.
Piękność, po balu idąca na mary,
Lub genjusz, co się zapija arakiem, ^ Bezbożnik zmienion na „doktora wiary, (Bowiem się lubi zwać imieniem takiem)
Lub apopleksją tknięty żarłok stary Wszystko jest smutnym a nieladajakim Dowodem, że szał rozkoszy, niewczasy Szkód wyrządzają tyle co frykasy.
Oboje państwo stopy opierali Na karmazynie z lamą lazurowa.
Ogromna sofa zajęła ćwierć sali,
Lambiowi zdała się zupełnie nową. Wezgłowie godne, aby mu oddali ’
Czoła mocarze; na niem słońce płową Jedwabną nicią wyszyte połyska, mc£° jaskrawych pęk promieni tryska.
r 68.
Złoto, porfiry, bronzy i kryształy Lśniły przepychem. Indyjskie’ dywany, Których się stopy prawie dotknąć bały, Gazełle, koty, ku śmieszkom wybrany
I remis, a tu i owdzie ów niecały Człowiek, co na chleb zarabia oplwanv, Jako minister lub faworyt. Zgoła,
Jak na kiermaszu zabawa wesoła.
.............. 69.
I iitaj zwierciadła szkłem przeczysto m świecą, Owdzie rzezbione stoły hebanowe,
I wykładane perłową macicą,
lam znów stoliczki mniejsze, szyldkretowc Zastawą srebrną i złotą się szczycą.
Potrawy mięsne, dla gości gotowe
O każdej porze; sorbety i wino,
AYe dnie i w nocy z dzbana w gardło płyną.
.. 70.
Niech wam opiszę strój młodej kadiny: Dżełikow dwoje: jeden cytry’no wy;
Koszulka z biało-rożowej tkaniny AV takt się ni piersi podnosi miarowy.
Zamiast guzików, podłużne bursztyny;
Dżchk zaś drugi złoto-purpurowy,
Kwef z musselinu, nie kryjąc jej lica,
Buja jak obłok dokoła księżyca.
71.
Naramienniki na lcażdem ramieniu,
Bez zamków — a tak misternej roboty,
Że nie cierpiały w takiem ucisnieniu
Owszem, od ramion brał kształt łańcuch złot\. Mistrz, gdy je robił, musiał być w natchnieniu.
Łańcuszek pieścił ciałko swemi sploty,
I musiał rozkosz uczuwać niemałą,
Bo bielszej ręki złoto nie widziało.
72.
Jako ojcowskie dziedzicząca mienie,
Miała na noskach mesztów złote sprzączki;
We włosach drogie, iskrzące kamienie,
Skute dwunastu pierścieniami rączki,
Welon perłami spięty, które w cenie Wyobrażały setki i tysiączki.
A szarawarki szerokie, jedwabne Falą spadały na jej kostki zgrabne.
73.
Wpół rozwinięty warkocz do stóp spływa,
Niby alpejski potok, gdy zrzucony Z gór, pierwszym dziennym blaskiem rozelśniewa, Byłby ją okrył całą — rozpuszczony,
Ale jest więźniem. Zda się, że go gniewa Podtrzymujący, z jedwabiu pleciony Koszvk i chciałby zerwać siatki sznury,
Gdy dmuchnie zefir chłodzącemi pióry.
74.
Postać jej budzi dookoła życie,
Od oczu zda się przejrzystsze powietrze,
Bo były takie, jak sobie w błękicie ^ Wyobrażamy obłoczki najbledsze.
Czyste jak Psyche, nim zwiędła w zachwycie, Lub jako dziewczę, nim je miłość zetrze.
A pod tym wzrokiem musiał każdy mięknąć,
I nie byłoby bałwochwalstwem klęknąć.
> — 75’
Rzęsy, jak zwyczaj wschodni każe, były Pomalowane — ale trud daremny,
Bo oczy tak się czarno \irzęsiły,
Ze drwiły sobie z sztuki nieforemnej,
I mszcząc się, jeszcze ogniściej świeciły.
Paznogcie kolor różowy pół-ciemny Krasił — lecz i tu sztuki próżne trudy,
Bo być nic mogły różowsze jak przody.
’ 76.
Głębszy powinna odcień przybrać henneh,
By uwydatnić lepiej białość skóry.
Lecz nie Hajdei, bo bielej promienne Nie pomaluje słońce śnieżnej góry.
Mogło się łudzić oko, czy to senne Zjawisko, ziemski twór czy cud natury? Powiedział stary Will: „Próżna robota “ Malować lilję, uzłocić blask złota “.
77.
Juan na sobie miał szal z wełny białej, Przetkany złotem — a tak przezroczysty,
Ze przez nie ognie brylantów błyszczały,
Jak gwiazdy piopizez białość drogi mglistej.
Turban zwinięty w fałdy, okazały.
Na nim w agrafie z szmaragdu, ognistej,
Pukiel Hajdei włosów nad miesiącem,
Który migoce światłem żywem, drżącem.
78.
Goście bawili się przy uczcie świtą Karłów, bajader, eunuchów, — poety,
Co radość pieśnią zasilał obfitą;
Był znany, ż? sam chwalił swe zalety,
Wiersz jego ilość miał stóp należytą,
W tendencji... zawsze dochodził do mety,
To jest — do kieski, bo umiał prześlicznie „Drzeć łyka“ — jakbym rzekł alegorycznie.
79.
Czcił teraźniejszość, o przeszłości ścichnął T dobrych czasów zdał się nie żałować.
Na anti-fakobina się wystrychnął Wschodu — jadł pieczeń, zamiast piorunować. Przed kilku laty los sobie wywichnął,
Chcąc niepodległość wobec praw zachować, Lecz dziś opiewał Sułtana i Beja Wierszem Crash’ego, z czelnością Southeya.
80.
Był to mąż, który wiele zakosztował;
Jak magnes kręcił się we wszystkie strony; Biegunem był ten, co się wyśrubował Wyżej; łasiwy, jak pies przyuczony,
Taką podłością często się uchował
Batów; — wymowny, gdy dobrze żywiony, Kłamał z zapałem i tak ludzi durzył,
Że laureata pensyjkę wysłużył.
.................81.
Miał genjusz, jeśli go wietrznik mieć może;
„Irritabiłis vates“ dbały o to,
Aby świat o nim myślał w każdej porze.
(Co jest nawiasem — wielu ludzi cnotą,..) Lecz czas mi dalej... Coż ja śpiewam?... Loże A... trzecie kanto; parę wdziękiem złotą, Miłości, uczt}’, dom, ubiory, sposób Życia na wyspie mieszkających osób.
. 82’
Poeta ów, choć miał na grzbiecie łaty,
Był w towarzystwach nadzwyczaj łubiany, Zwłaszcza pomiędzy obdartymi braty,
Bo miewał do nich mówki, gdy pijany.
A choć nie każdy ducha jego światy Zgłębił, to każdy napojem rumiany, Krztusząc się czkawką pijacką, oklaski Dawał za każdy żart — brudny i płaski.
83.
Lecz teraz w wyższe dostawszy się sfery,
^ A pozbierawszy w swych wędrówkach wszęd\ Najświeższe hasła liberalnej ery,
Pewny, że w kółku tem z jego gawędy Rewolucyjne nie powstaną szmery,
Chciał wynagrodzić dawne życia błędy,
Ciepłej młodości nutę w łonie wskrzesić
I wojnę z prawdą na chwilę zawiesić.
, # 84,
Był u Arabów, Turków i Hiszpanów,
Poznał z ambicji przeróżne narody.
I żył z członkami rozmaitych stanów;
Nosił w kieszeni wierszowane płody
Ku wyłudzeniu podzięki od panów,
W potrzebie zmieniał pamflety na ody.
„Bądź Rzymianinem w Rzymie“, — tej zasadzie Ze zmianą nazwisk hołdował w Helladzie.
85.
Więc gdy proszono, aby zadął z krtani,
To w’ każdym kraju śpiewał narodowe Pieśni: „ęa ira“, „Boże Carja chrani“,
Miał epigramów modnych pełną głowę.
Każdy poezji rodzaj był mu tani Hymny, elegje, jamby karmelkowe.
Gdy Pindar końskie wychwalał zasługi,
Czemu się nie miał giąć jak Pindar drugi?
86.
We Francji stworzyłby piosnkę uliczną,
A w Anglji epos, tomów trzy in cjuarto —
W Hiszpanji zaś balladę romantyczną,
Na dziejach wojny ostatniej opartą.
W Niemczech wzniósłby się w sferę niebotyczną Goethego (wspomnieć tu de Stael warto),
W Italji nuciłby jak „Trecentisti“,
A Grekom rzucił taki hymn ognisty:
I.
Greckie ostrowy! Greckie ostrowy!
Gdzie sławna miłość i śpiew Safony,
Gdzie białe bogi i szyk bojowy
I Delos święta i Febus czczony,
Nad wami ciepła wiosna bez końca,
Lecz wszystko legio u was, — prócz słońca!
n.
Wielcy poeci z Teos i Skio,
Epos rapsoda, żale kochanka Na ustach obcych ludów dziś żyją,
Ich grób nieznany, ich pieśń wygnanka; Wy nowi Grecy ledwie z posłuchów Wiecie o wyspach szczęśliwych duchów.
III.
Na Maratonu błoń patrzą skały,
Błoń Maratonu patrzy na wodę,
Tam się marzenia me rozbujały I wymarzyłem Grecji — swobodę!
Bo gdy u Persów stanąłem trumny,
To się poczułem wolny i dumny.
IV.
Król siadł nad morzem, w skal częstokole, Na Salaminę patrzał, mórz córę,
I tysiąc statków oglądał w dole,
1 ognie mieczów i wojska chmurę, Zmierzchem je zliczył z końca do końca, Gdzież się podziały o wschodzie słońca?...
V.
A gdzież są dzisiaj? A gdzie jest ona...
Moja ojczyzna? Gdzieś w poniewierce Tuła się lira strun pozbawiona.
Nigdzie rycerskie nie bije serce.
Maż lutnia pełna boskiego dźwięku W mojem się karłem wyrodzić ręku?...
VI.
Nam, cośmy takiej doszli sromoty,
Dawniej panowie a dzisiaj jeńce,
Chlubą jest uczuć wstyd patrjoty.
Ja kiedy śpiewam, czuję rumieńce,
Lecz ja poeta — cóż pieśnią znaczę?...
Za was się płonię, za Grecją płaczę.
VII.
Płakaćże tylko czasów szczęśliwych?
Smucić się?... Nasi przodkowie marli! Ziemio! oddaj nam z siebie nieżywych!
Z trzechset, co milijony odparli,
Niech się trzech tylko wydrze mogile,
A powtórzymy ci — Termopile.
VIII.
Nikt się nie ozwał? Co? cicho wszędzie?...
A! — nie. — Głos jakiś huczy gromliwy, Jak potok, skały kruszący w pędzie,
I odpowiada: „Niech jeden żywy,
Jeden niech wstanie... Spieszymy rzeszą!... Lecz żywi... żywi powstać nie śpieszą.
IX.
Próżno, próżno! w inne dzwoń akordy, Samijskiego wina w puhar nalej,
Niech krew piją ludzką — dzikie hordy, Ty krwi natocz z winnych gron i szalej! Słyszysz — słyszysz — W odpowiedzi leci Wrzask radosny bachusowych dzieci!
X.
W stanie pirejskim nie tracisz wprawy,
A gdzie jest dawna pirejska rota?
Do obu tańców bywałeś żwawy,
Do rycerskiego znikła ochota!
Wam gwoli Kadrnus litery stworzył,
Cóżby niewolnym rzeki gd}by ożył?...
..... XL
Samijskiego wina lej, dziewczyno!
Ludzie z twarzą smutną, bądźcie zdrowi! Anakreon śpiewał, gdy pił wino,
Służył — ale Polikratesowi.
Choć to tyran, tytuł go nie plami;
W tedy swoi byli tyranami.
, XIL
Ten, co chersońskim władał majdanem,
Był przyjacielem dobrym wolności.
Lecz Miltyjades był tym tyranem...
O! gdyby wstały dziś jego kości,
Pod jego jarzmo szedłbym z ochotą,
Dziśby się zdało wolnością złotą.
...., Xni-
Samijskiego wina daj, dziewczyno
Na sulijskie skały, Pargi ziemię,
Może duchy dawnych ludzi spłyną I rycerskie wyprowadzą plemię,
Może w chacie gdzieś się chłopię chowa, ktorem wskrześnie moc Heraklitowa?
t XIV.
Nie wierz, gdy pomoc Frank ci przyrzecze, Ich kroi kramarzem jest — nie rycerzem. Tylko rodzime tarcze i miecze ( ’Aiernem ci będą służyć przymierzem, Turecka przemoc, łacińska łaska Tarcze pokruszy, miecze potrzaska.
XV.
Samijskiem winem napełnij czaszę,
Widzę dziewice, tańczące w cieniu.
Świeże, powabne, rozkoszne, nasze, —
Krew mają w ciele, ogień w spojrzeniu;
Lecz kiedy patrzę, to serce boli,
Że będą karmić synów niewoli.
XVI.
U Sunijonu podnóża siędę,
I będę patrzał na morze sine,
Z falą się szumną puszczę w gawędę,
I jako łabędź śpiewając 1 — zginę,
Nie chcę niewolnej ziemi być synem...
Roztłucz tę czaszę z samiiskiem winem!
87.
Tak nucił, lub chciał, lub winien był nucić, Grek teraźniejszy w rymach dosyć zgodny. Gdyby był umiał, jak Orfeusz cucić Głazy, stałby się rozruch niezawodny,
Bo umiał dusze w dłoni spleść, rozrzucić.
Myśli poety — o, to jest zdrój płodny Myśli słuchacza — choć poeci — łgarze! Zmieniają ciągle barwy, jak farbiarze.
88.
Słowa mają byt — a małą kropelką Myśl niby rosa, w księgi padająca, Wprowadza w obrót żwawy ludzkość wielką.
Mała. literka, mózg zastępująca
— Dziwne, — zdolna jest stać się karmicielką Wieków; czas w nicość ludzkie ciało strąca, Gdy papier, podła bibuła — ot szmata,
Jak ta — przeżyje najpóźniejsze lata.
89.
Kiedy już kości Spróchnieją w mogile,
A jego ród i nawet naród zginie,
Jak widmo, jak dym, a on zyska tyle,
Ze go parafja w spisach nie pominie, — Jakiś manuskrypt, znaleziony w pyle,
Albo grobowy kamień gdzieś w ruinie, Przy rozkopaniu odkryty kloaki,
Dobędzie imię jego, jak skarb jaki.
90.
Ze sławy mędrzec żarty sobie stroi.
Cóż to jest? mara, cień — na historyka Wymowie raczej, kwiecistośei stoi,
Niż na wartości samej osobnika,
Hoyle był dla wista, czem Homer dla Troi.
Skądże to dzisiaj tyle świat wykrzyka
O Malboroughu? Jak on bil i jak on Żył?... Bo go chwali Coxe archidjakon.
91.
Milton, ów książę poetów, lutnista Ciężki, lecz w glorję wspaniałą ubrany,
W swym czasie dzielny rewolucjonista, Uczony, zbożny a umiarkowany,
Lecz kiedy o nim Johnson bandurzysta Jął prawić, owóż kapłan Muz wybrany Skarlał; słyszymy, że brał w szkole plagi, Nie umiał w domu zachować powagi.
92.
Takie szczegóły są pouczające:
Szekspir kradł sarny, Bakon brał łapowe, Cezar miał zmłodu awantur tysiące, Sokratesowi żona „myła glowę“;
Kromwell był tchórzem. Reszty nie potrącę.
Wszystkie przyczynki nieznane i nowe Dla biografów mają wdzięk niemały,
Lecz bohaterów obdzierają z chwały.
93.
Mało doktorów, jako Southey, który Światu o „Pantisokrasyji“ prawił,
Lub Wordsworth, ów wieszcz kramarskiej natury, Co wiersz swój demokratyzmem zaprawił.
Lub Coleridge, co choć czysty, białopióry Arystokratyzm w Morning Post zastawił,
Potem z Southeyem, oba czułe żaczki,
Wzięli za żonv w mieście Batk dwie szwaczki.
94.
Na te imiona ludzkość woła: „Biada!“
Jako moralne drogoskazy stoją,
Ich renegacki hart, szlachetna zdrada Glebę na przyszłe życiorysy gnoją. Wordswortha tom ostatni jest nielada Dowodem, że się drukarnie nie boją Emetykowych wierszy. Ta „Wycieczka“
To jest poemat jałowy jak sieczka.
95.
Ogromna przepaść między rozumami Ludzi, a jego rozsądkiem się ściele.
Ni Wordsworth dzisiaj z wiernymi uczniami,
Ni sekta nowa z Joanną na czele,
Głupstwem czujnego świata nie omami.
Dzisiaj, niestety — wybranych niewiele,
A ciężarności dziewiczej przyczyna,
To nie cud żaden — lecz wodna puchlina.
Don Juan.
.,. 96‘
Lecz do powieści... Ma w tera krytyk rację,
Ze mym największym błędem są dygresje,
Gdy bohaterów — puszczę na wakacje,
Zaraz mi z samym sobą gwarzyć chce się,
Lecz to są moje tronowTe oracje,
Co rzecz spychają na następne sesje.
T z tego straty dla ludzkości rostą,
Mniejsze — niż gdyby to pisał Arjosto.
,,. 97.
To, co się „longueurs“ u sąsiadów znaczy,
(Nie mamy słowa, lecz rzecz mamy ową W doskonałości pełnej, bo nas raczy Co wiosnę epopeją Southeyową)
Słuchaczów7 swoim powabem nie haczy;
A łatwo dowieść, że główną osnowrą Eposu, głównym słupem w tej budowie Jest szczegół, który „ennui“ się zowie.
,. 98-
Mówi Horacy: Homer czasem drzemie!“
A my powiemy: „Wordsworth nie śpi czasem“,
Ale „furmańskie“ wychowuje plemię
I przez „jeziora“ odsyła szupasem.
Potem znów pragnie porzucić tę ziemię
L wrzbić się w górę; więc wola z hałasem
O „łódkę“. Jabym dolał plwocin morze,
Aby miał po czem przejechać niebożę.
,. “
Jeśli chce gwałtem wejść w świat eteryczny,
A Pegaz w „Bryczce“ nie chce trzymać kroku,
To mógłby zabrać „Wóz da widów“ śliczny,
Albo pożyczyć u Medei smoku.
Lub gdyby smok się wydał za klasyczny,
I mógłby jeźdźca zrzucić z pod obłoku,
Gdy zamiar jazdy ma w duszy utrwalon,
To mógłby głupiec poprosić o „balon“.
100.
O wy „Furmani“, „Wioślarze“, „Brykarze“!
0 biedne Pope’a i Drydena duchy!
Do tegoż doszło, że wam nie okaże
Już nikt pomocy, gdy lada „koniuchy“ Błotem bryzgają na czcigodne twarze,
1 na mogile waszej gwiżdżą!... Zuchy!
Taki „Marynarz“ ze swym „Piotrkiem Bellem“ Śmie się panoszyć nad „Achitofelem!“ —
101.
Skończona uczta. — Odeszli rzezańce,
Skoczki i karły i płoche alineje,
Ustały pieśni arabskie i tańce,
Nikt już nie skacze i nikt się nie śmieje. Juan sam jeden siedzi przy kochance, Zachodniem słońcem niebo różowieje...
Ave Maria! na ziemi i niebie,
Ta chwila święta świętych godna ciebie.
102.
Ave Maria! Bądź błogosławiona
Ziemia ta, miejsce to i dzień i chwila, Kiedym odczuwał twej mocy znamiona,
Jak się nad ziemią anielsko pochyla.
Glos dzwronka z wieży zleci, jęknie, skona,
A mrący hymn dnia z ciszą się przesila, Powietrze ciepłe, wonne wonią róży,
Każdy się drzewa liść modlitwą mruży.
103.
Ave Maria! To jest czas pacierzy;
Ave Maria! To jest czas kochania;
Ave Maria! Ku tobie duch bieży,
Tobie i Twemu synowi się ldania,
Ave Maria! — Ta twarz... Któż się zmierzy?
To oko skromne, które się osłania Skrzydłem gołąbka — choć to obraz... klęknę!
To nie bożyszcze — o nie! To za piękne.
101.
Chcą mię łaskawi kazuiści schłostać,
Żem niepobożny szepcąc w wielkiej dumie, Każno im ze mną na modlitwie postać,
A wnet przekonasz się, kto lepiej umie Najprostszą drogą do nieba się dostać,
Ja mam ołtarze na górach, w mórz szumie,
W przestworzach, Wszystkiem, co z Jedności płynie Z której się wzięła dusza, w której zginie.
105.
Słodka godzina! Schowany pod dachy Zielone, z których na brzeg cichy wioną Sosnowych lasów raweńskich zapachy,
Gdzie Adryjatyk dawniej tłukł swe łono 1 twierdz sterczały Cezarowych gmachy.
Gaj, który Dryden, Bocaccio natchnioną Pieśnią już razy opiewali tyle!
Jakże ja lubię ten las i tę chwilę!
106.
Polne koniki, grajków nieuczona
Trzódka, co życie swe graniem pociesza,
Gałązka sucha, stopą przełomiona,
Głos dzwonka, co się po gałęziach wiesza,
Jedyne echa — a Iowy Gwinona,
Dziki myśliwiec i rawenskich rzesza Dziewic uczących się, czem jest cierpienie Miłosne, snuły się. w duszy jak cienie.
107..
Zmierzchu! z ciebie się wszystko dobre bierze.
Ty karmisz głodne, usypiasz strudzone,
Ptaszęta wpędzasz pod matczyne pierze,
Puszczasz do domu wołki ujarzmione,
Wszystko, co bogów daje nam przymierze, Wszystko kochane, najmilejsze, czczone,
Zbiera się wkoło nas, gdy dzwon uderzy;
Ty także’dziecię przywracasz macierzy...
108.
Ty budzisz w duszy żal i niepokoje,
W pierwszych wędrówki chwilach pielgrzymowi, Co rzucił kraj swój, dom i wszystko swoje.
Na głos ten on się nagle zastanowi,
W dusze mu płyną dźwięki, jako roje Szmerów, które ślą pożegnanie dniowi,
To nie jest czułość, która z nerwów płynie. Smutek zostaje po wszystkiem, co ginie.
109.
Kiedy Nerona zgniotła owa siła Fatalna, która burzycieli zgniata Gdv Roma z jarzma wyzwolona piła%
Wszędzie brzmiał okrzyk wesołego świata,
Dłoń jakaś wieniec na grób mu rzuciła Może to była wdzięczności zapłata Za jakiś dobry czyn chwili spokojnej.
Gdy czułość z dumą nie toczyła wojny.
110.
Lecz zbaczam z drogi. Jakiż związek Nero Lub inne bydlę z purpurą na grzbiecie Ma z nową mego bohatera erą?
Poeta czasem sam nie wie, co plecie. Widzę, że twórczość ma spadła na zero,
Do rzędu tych, co w uniwersytecie Zowią się „łyżką drewnianą*’, — przezwisko Dawane randze, umieszczonej nisko.
,.. m-
Szkody się jednak z gadulstwa nie boję.
r, Jestem „epiczny“ zbyt, i tutaj przetnę lę jednę długą pieśń na pieśni dwoje,
A nikt nie pozna, bo będzie sekretne 1 rzecięcie — chyba ten, co zna już moje Pióro; mam w myśli ulepszenie świetne Eposu; próbą jego jest ta kresa.
Patrz., Pojetike“ Arystotelesa.
Niema trudniejszej rzeczy dla poety Niźli wiersz pierwszy — i może ostatni.
Często, gdy Pegaz dolatuje mety,
Wywichnie skrzydło i wieszcz, orłom bratni, Nibv Lucyper, gdy anielskie czety
Z’ nieb go strąciły — spada i już z matni Piekła nie wyjdzie, bo grzech jego — pycha,
Co się piąć każe, choć go niemoc spycha.
2.
Więc czas, co wszystko równą miarą mierzy I nieugięta Przeciwność przekona Ludzi — a może i djabeł uwierzy,
Że strefa ducha jest ograniczona.
Nie pojmiesz tego zmłodu, gdy krew bieży Porywczo, żądzą poznania pędzona,
Aż gdy w powolne ujścia wpływa łoże,
Szerokość nurtów człek ocenić może.
O
O..
Dzieckiem — miałem się za genjusz promienny, Pragnąc, by wszyscy mieli takież zdanie. Młodzieńcem — wszedłem na porządek dzienny;
Przyznano myśli mojej panowanie.
Dziś wyobraźnia zeschła jak jesienny Liść; pióro moje za szczyptę nie stanie Tabaki. Dawnym ideałom dzisia Prawda dodaje krzywą twarz trefnisia.
4.
A gdy się śmieję z życia krotofili,
Fo — że nie mogę płakać; a gdy płaczę,
10 — że cielesność z uczuciem się siH,
Nim zbezwładnieje; gdy do serca skacze Sęp wspomnień, trzeba, byśmy je skropili ^ Łetejską wodą — nie puści inaczej.
Tetys w styksowej wodzie syna myła, Ziemiankaby go w Lete zanurzyła...
5.
Skarżą, że cel tej książki niegodziwy:
Wiarę i cnotę mych ziomków rujnuje.
Każdy wiersz ma być dowodem, — o dziwy!...
Naprawdę przyznam, że sam nie pojmuję, Dlaczego jestem taki dociekliwy?
Nic nie układam naprzód, nie szkicuję. Chyba, że chcę się trochę rozełzawić: Słowo, którego nie. pochwali gawiedź.
6.
DJa czytelnika strefy niegorącej faJcie pisanie zda się egzotyczne.
Pulci wynalazł ten wiersz smętno-drwiący,
Dla Włoch, gdy były bardziej kichotyczne. Tym wierszem wskrzesił świat wymierający:
) Rycerstwo, damy, berła despotyczne.
1 rócz ostatniego, wszystko dziś spróchniało, Więc przedmiot świeższy wybrać mi się zdało.
Nie wiem, czy się z nim obszedłem łagodnie, Równie łagodnie jak ci, co zohydzić Mię chcieli, ciężkie zarzucając zbrodnie,
Których nie widzą, a chcieliby widzieć,
Niechże tak będzie, gdy im z tem wygodnie.
Dziś liberalny wiek — myśli się wstydzie Nie potrzebują. — Tu Apollo szczutlta Dał w ucho; jest to do biegu pobudka.
8.
Juan i jego uwielbiona pani W serc towarzystwie własnych pozostali.
A sam Czas, który bez litości rani,
Wzdragał się ostrzem swej okrutnej stali Tknąć lubą parę i wzdychał, że dla niej Nie może stanąć. Nie zasługiwali,
Aby się starzeć; umrzeć im śród wiosny Życia — nim zniknie czar i żar miłosny.
9.
Czas nie powinien twarzy im wysuszyć,
Serc obezwładnić, krwi zamrozić w biegu, Ni czarnych włosów siwizną przyprószyć.
Oni jak klimat bez lodu, bez śniegu Latem wciąż byli. Piorun mógł ich skruszyć I zetrzeć na proch — ale w lat szeregu Ślimaczem życiem, jak ludzie codzienni Żyć — to nie dla nich; byli zbyt płomienni.
10.
Taka samotność była im obrazem
Edenu, bo w niej rozkosz nieprzebrana. Nudy nie znali, chyba, gdy nie razem. — Ani tak gałąź od pnia odrąbana,
Z górskim się potok rozstający głazem, Dziecina z objęć matczynych wyrwana,
Nie rozboleją jak ci — zdała siebie.
Niema jak instynkt serc, które są w niebie,
11.
Serc, które mogą pęknąć. O szczęśliwi,
Trzykroć szczęśliwi z kruchej porcelany Ciało mający, słabi, na ból tkliwi,
Pod pierwszym ciosem padną. Im nieznany Los, co to szydząc, ciągle się przeć i w i,
Żal co to boli, dumnie niewydany...
Czemuż pierwiastek życia nicią silną Z temi się wiąże, którym umrzeć pilno?...
12.
„Pieszczochy bogów umierają młodzi“, r A śmierć od wielu nieszczęść ich ochrania: Śmierci przyjaciół — a co więcej szkodzi — Śmierci przyjaźni, młodości, kochania.
Musi czas nadejść przecie, że ugodzi W tych nawet, którym długo umrzeć wzbrania; Więc może lepiej, gdy człek młody skona:
Skon — najpewniejsza przeciw złu obrona.
13.
Ich duszy jednak śmierci strach nie przeszył;
Słońce i księżyc witały z uśmiechem.
Czas tyle krzywdy czynił, że się śpieszył.
Nie czuli, czy to, co robią, jest grzechem. Dziwem się zdali sobie; oczy cieszył Wzajemny szczęścia odblask. Niby echem Takiej radości i rozkoszy wnętrznej Był każdy wyraz luby, śpiewny, dźwięczny,
14.
Lekkie ściśnienie, rozkoszne dotknięcia,
Błysk ócz, wyraźniej mówiący niż słowa,
A nigdy zadość; coś, niby ptaszęcia
Szczebiot, tak dobry jako ludzka mowa,
Im tylko znany i dla ich pojęcia ’ Wystarczający i ta sielankowa Naiwność, z której ludzieby się śmiali,
Co jej nie znają albo znać przestali.
15.
Dla nich cały świat, bo to były dzieci;
Dziećmi im było zostać do ostatka.
Nie im to w dusznej społecznej zamieci Wypełniać sceny realnego światka;
Lecz jak istoty dwie, żyjące w kwieci
Puchu, sylfida z kochankiem, co z kwiatka Lecą na kwiatek — — było żyć przez wieczność Nie znając, co to smutków jest konieczność.
’ 16‘.
Księżyc się zmieniał, a oni ci sami
Wiecznie czerpali słodycz z życia kruży, Nigdy gorzkiemi niezaprawną łzami...
A nie była to rozkosz, która nuży.
Bo mieli bujne dusze i zmysłami Nieskrępowane. Użycie, co burzy Miłość zbyt prędko, im się przemieniło W kordjał, podwójną wzmacniający siłą.
17.
0 cudne chwile, a rzadkie jak cudne!
To była miłość, w której dusza rada Stopić się. Dla nichże zabiegi nudne Świata? intrygi, zawiści sąsiada,
Te namiętności tajne, podłe, brudne,
Te przeniewierstwa męża, żony zdrada? Gdzie Hymen zwiększa tylko grzesznic grono, Gdzie mąż naiwnie mówi żonie: Zono!...
18.
Ostra to prawda, i twarde to słowa,
Dosyć. — Cóż parę w obopólnej wierze Trzyma i w takiem zakochaniu chowa,
Od zniechęcenia i od nudy strzeże?
Młodość, co dana jest wszystkim. Połowa — Młodych jej nie zna, lecz oni w przymierze Z nią weszli. Był to romantyzm. Choć chłoszczą Ludzie tę słabość, wiem, że jej zazdroszczą.
r 19>
W jednych ta czułość sztucznie jest wylęgła:
Sen z narkotyku fantazji, młodości;
U nich przez miłość z naturą się sprzęgła,
Żadna światowa myśl w nich nie zagości;
Bo ona — wiedzą daleko nie sięgła,
On też — jak wiemy, był w świątobliwości Chowany; więc ich pobudki miłosne Były te, jakie są w ptaszkach na wiosnę.
, 20-Patrzą, jak zachód na niebie się pali.
Miły to widok — najmilszy ich oku,
Bo ich do tego przywiódł, czem się stali.
Miłość z takiego raz pierwszy widoku Na nich spłynęła; z nieba pochop brali,
Łącząc swe usta w owej nocy mroku...
Nie dziw, że wspomnień struna drgnęła tkliwiej, Gdy pomyśleli, jak są dziś szczęśliwi.
21.
A gdy tak marzą, a świat się im wdzięczy, Przeleciał niby duch pełen tęsknicy I zmącił barwy wymarzonej tęczy.
Jak gdy wiatr trąci harfę albo świecy
Płomień, blask zadrży, a struna zajęczy;
Tak gdy ten smętek nakształt błyskawicy Przeszedł, on westchnął serdecznie, głęboko,
A łzą Hajdei zrosiło się oko.
22.
Zdały się zwiększać jej prorocze oczy I gonić blaski niknące a drogie,
Jak gdyby słońce, które się tam toczy Za góry, dni im zabierało błogie.
Juan czuł, że go zmora jakaś tłoczy,
W oczach jej czytał przeczucie złowrogie I chciał odgadnąć z źrenic rozszerzonych Przyczynę myśli dziwnych i tajonych.
23.
Śmiech odwołała na twarz, lecz śmiech owy,
Co się odeśmiać nie da — i twarz skryła.
Lecz ten niepokój był tylko chwilowy,
Zmogła go duma lub rozsądku siła.
Aż znów, gdy Juan z tej ócz smutnej mowy Zaczął żartować, nagle przemówiła Dziwnie: „Gdyby też?... nie — nie — być nie może, Prędzej ja biedna wejdę w śmierci łoże“...
24.
Juan chciał pytać, lecz ona mu usty Usta zamknęła, kładąc zamiast kłódki I wypędziła z seica przestrach pusty,
Bo z wróżby całus zażartował słodki Bardzo skutecznie. — Odmiennemi gusty Przenoszą wino — iw niem dobre środki.
Ja znam oboje, a wy? co kto woli:
Gdy głowa boli, czy — gdy serce boli?...
25.
Jedno i drugie — do woli wasz mości: r Kobietę — wino Bóg dal ku uciesze.
Zapłatą za nie są obie słabości...
Co wybrać? Z sądem stanowczym nie śpieszę: 1 to złe, i to... — Chyba rzucać kości...
A zresztą, powiem, bo wszakże nie zgrzeszę Ni tem wyznaniem szkody wam narobię:
Ze ni źli żadną, lepiej jest — mieć obie.
,. 26.
Kochankom miłość z ócz do ócz przelata Z ową bezmowną czułością anioła,
Z uczuciem dziecka, przyjaciela, brata,
Co wszystkie mocy przywiązania zwoła W tej chwili, gdy się serce z sercem splata,
1 może kocha zbyt — lecz mniej nie zdoła, Uniewinniając ten nadmiar kochania Chęcią służenia i uszczęśliwiania.
..................27.
Spleceni dłońmi i sercami skuci,
Dlatego wtedy nie umarli; wcześniej Nim od jednego, drugie los odrzuci I zanim rozpacz poznają — boleśni!
Nie dla nich był świat pełen brudnych chuci, Dla nich gorących jak Safony pieśni.
Miłość się wpiła w nich związkiem tak ścisłym, Ze się im stała duszą już — nie zmysłem.
.. 28‘
Im było gaje zamieszkać i bory
Jako słowikom, śpiewającym w gwarze
Drzew, bo nie dla nich pałace i dwory,
Gdzie mieszka troska i gniew i potwarze...
Samotnie żyją wszystkie wolne twory, Najtkliwsze ptaki mieszkają po parze.
Orzeł sam buja... tylko kruki, sępy Kupą na ścierwie siedzą i drą w strzępy.
29.
W uścisku, który dwa ciała kojarzy,
Juan z Hajdeą kiefu używali...
On śpi lecz czujnie, a widno, że marzy,
Bo mu raz po raz drganie jak po fali Wiatrem trącanej prześliźnie po twarzy.
Hajdea marzy też, bo z ust korali Szept czasem wyjdzie i czoło się scłunurzy, Twarz drgnie jak wiatrem muśnięty liść róży,
30.
Lub jak alpejskich wód ciche jeziora,
Gdy je chodzący w górach wiatr poruszy. Tak drgnęła, gdy ją przestraszyła zmora Senna, tajemny samodzierżca duszy,
Z którym się próżno śpiący człowiek pora, Gdy opanuje zmysły i ogłuszy.
Dziwny byt (boć to byt, choć ruchu niema) Czuć nie zmysłami, widzieć nie oczyma.
31.
Śni, że przykuta do skał, z bólu mdleje,
Nad morzem zwisła, i że chce uciekać,
Ale nie może, a burza szaleje,
A fala rośnie i zdaje się szczekać Na nią; wciąż rośnie, usta już zaleje I nozdrza, już-już nad głową zawlekać Całun zaczyna... taki czarny... Boże!
Sili się, dusi, a umrzeć nie może.
32.
I znów jest wolna; kamienistą drogą Gdzieś dąży, rani stopy o krzemiona I coraz potknie się zbolałą nogą;
A jakaś mara, płachtą otulona,
Bieży — a ona, cała zdjęta trwogą,
Ściga ten biały, dziwny cień; w ramiona Chce chwycić w próżnej, męczącej pogoni... Mara się wymknie, gdy ją trzyma w dłoni.
33.
Sen się odmienił. Stała w jakiejś grocie;
Ze ścian sączyły się wodne potoki I marzły; morze kulo przez lat krocie
Tę grotę — niegdyś mieszkały w niej foki. Włos jej lai ziemi spływał cały w pocie,
Z oczu padały jej łzy — a opoki Patrzały na nią dziko — a rzęsiste Łzy zmieniały się w krople kamieniste.
.34.
U nóg jej zimny, wilgotny, umarły,
Biały i pianą zwalany na skroni,
Którą jej ciepłe rączki próżno tarły —
Dawniej pieszczotom tak chętny, dziś do niej Nie uśmiechnięty, bo wargi się zwarły —
Leżał on — Juan... a z grobowej toni Szły jęki — niby topielicy jęki,
A sen był długi, duszny, pełen męki.
35.
A kiedy patrzy tak, wtem się jej zdało,
Że twarz zaciera się i przeobraża W coś — niby ojca twarz i całe ciało Wraz olbrzymieje i postać korsarza
Wstaje tam z grecka, urodą wspaniałą,
Patrzy w nią pilnie, a patrząc przeraża.
Aż się zbudziła drgnąwszy... Wielki Boże!
To Lambro — oczy w nich wbił jak dwa noże.
36.
Z krzykiem porwała się i padła z krzykiem Pełiiym nadziei, smutku, szczęścia, trwogi.
Oto ten, który, jak mówiono w dzikiem Morzu utonął — wraca groźny, srogi,
Może, by zabić tego, który z nikim Zrównany nie był, a nie więcej diogi Niż ojciec! Chwila dwustronnej obawy,
Gdv myśli w duszy spór prowadzą żwawy.
.37.
Porwał się Juan na przeszywający
Jej krzyk; podtrzymał, rzucił się ku ścianie, Szablę pochwycił, wzniósł, gniewem dyszący Na śmiałka, co się ważył niespodzianie Zejść ich; lecz Lambro, wzgardliwie milczący Dotąd, szyderczo rzekł: „Na zawotenie Tysiąc kindżałów tu się do mnie skupi.
Rzuć szablę! rzuć ją, mówię, chłopcze głupi!“
38.
Hajdea u nóg mu wisząc: — „Juanie! —
Woła — to Lambro, ojciec, klęknij ze mną;
On nam przebaczy, o tak, ojcze — panie,
Patrz! gdy mi w oczach to jasno, to ciemno Z szczęścia i trwogi, gdy pocałowanie Na rąbku sukni składam, czyż daremno Proszę, czyż bać się mam ojca własnego?
Zrób ze mną, co chcesz — lecz oszczędzaj jego!“...
Den Juan.
13
39.
Stał nieugięty mąż z hardością skały,
Spokojny wzrokiem, chłodny tonem mowy,
Co jego duszy spokojność kłamały,
Nie rzekł nic i wzrok zatopił surowy W Hajdei. Juan to śmiertelnie biały,
To cały w ogniu, nie pochylił głowy,
Lecz szablę podniósł, grożąc nią, że skoczy, Jakikolwiek wróg stanie mu przed oczy.
40.
„Zdaj szablę, chłopcze! — powtórzył — bo biada!“ „Przenigdy! wolny jestem od kolebki!“ — Zadrgała gniewem Lambrowi twarz śniada; — Wyjął krucicę w poruszeniach szybki,
Mruknął: „Niech twa krew na twą głowę spada!“ Obejrzał zamek, doglądnął podsypki,
Bo z tej krucicy dawno żaden Turek,
Ani giaur nie padł — i naciągnął kurek.
41.
Niemiłym stukiem w uchu się odciska To naciąganie kurka; gdy na człeka Wnet ma z wrogiego wypaść stanowiska Strzał; meta: sążni dziesięć — niedaleka, Szlachecka — ale nadto jeszcze bliska,
Zwłaszcza gdy stary druh na kulę czeka,
Kiedy tak często człowiek w dymie stoi,
To jak Irlandczyk wnet się z nim oswoi.
42.
Lambro wycelił; już-już — przestrzelony Miał być poemat ten mój i Juanek,
Kiedy Hajdea między obie strony Wpadła, wołając: „Mnie to, za mój wianek
Zabij! on tutaj morzem wyrzucony
Niechcący przybył, on mój, mój kochanek!,.. Ja chcę z nim umrzeć!... O! znam twą naturę, Lecz i ty dzisiaj poznaj twoją córę!“
43.
Przed chwilą była rozczulona, rzewna Niemem poddaniem, pokorą dziecięcia,
A teraz dumna, roziskrzona, gniewna Stała — jak lwica, kiedy broni lwięcia, Wzrostem mąż, wielką powagą królewna — Wyprostowała się, jak dla przyjęcia Strzału i wzrok swój zatopiła w oku Ojca, przedstrasznym nie cofając kroku.
44.
Utkwili w sobie wzrok dumny i śmiały.
Jakżeż podobni byli! Twarze równie Milcząco groźne, prócz różnicy małej
W oczach, co teraz gorzały jak głównie; Widno i ona zna mściwości szały,
Z dziewicy w lwicę zmieniona cudownie.
To krew przeciwko własnej się burząca Krwi... rzecz niezwykła i przeiażająca.
45 —.
Jak rzekłem — wzrostu podobni smukłością I twarzą; różni zaś wiekiem jedynie I płcią; a nawet rąk delikatnością,
Co jest dziedziczna w dostojne] rodzinie, Zdradzali krew swą; — i ci miast z miłością Wzajem w objęcia paść, w takiej godzinie Stają naprzeciw siebie — gniewem bladzi! Patrzcież — do czego namiętność prowadzi...
46.
Korsarz się wstrzymał, jakby co zmiarkował I za szeroki pas krucicę wtłoczył,
Ale na córkę patrzał i świdrował Wzrokiem. „Kto winien, że mój próg przekroczył. Nie jam niedolę twoję spowodował;
Gdzież człowiek, coby krwi wroga nie toczył Zhańbiony; swoje spełniłaś — więc pora Na mnie — dzisiaj mi odpowie za wczora!“
47.
„Odstąp od gaszka, bo na ojca głowę U nóg ci padnie ten łeb wymuskany!“
Świsnął — nato się ozwało echowe Świśnięcie i tuż wy padło z za ściany Dwudziestu zbójców — chłopy trzyłokciowTe,
A uzbrojone od stóp po turbany.
I otoczyli ich szeregiem krzywym;
On rzekł: „Wziąć Franka umarłym lub żywym!“
, 48>
Oderwał nagle córkę od chłopięcia
I miotającą się przytrzymał siłą
Męską; ci wpadli z szablami do cięcia.
Próżno się ciało gibkie w Lambra wiło
Rękach, gdy je wziął w wężowe objęcia.
Kilku piratów na łup się rzuciło,
Lecz pierwszy śmiałek zaraz padł na ziemię
Z przeciętą ręką; drugi ranny wr ciemię
49..
Padł także, brocząc krwią, u stóp Juana,
Lecz trzeci stary praktyk w białej broni Podbił mu szablę głową jatagana I sam ciął, Juan puścił szablę z dłoni,
Osłabi, zachwiał się, przypadł na kolana I legł — krew strugą ciekła mu po skroni,
A druga struga spływała po karku Z dwóch ran: na głowie i na prawym barku.
50.
Powiązanego z konmaty wyniosły
Żylaste ręce. Na znak, przez dowódcę Dany, zniesiono go na brzeg zarosły I zemdlonego położono w łódce.
Wioślarze silnie uderzyli wiosly,
I wnet u galliot byli, które wkrótce Miały odpłynąć; tam porzuconego Pod pomost straże okrętowe strzegą.
51.
Świat nasz jest pełen dziwnych niespodzianek, Lecz nikt przykrzejszej nie zaznał przygody. Taki paniczyk, natury kochanek
Szczęśliwy, taki przystojny i młody,
Nim mu zabłysnął po-rozkoszny ranek,
Ni stąd ni zowąd wysłany na wody, Związany sznury mocnemi i ranny,
Wszystko dla jednej rozkochanej panny!
52.
Zamilknę lepiej, bo tę pieśń rozpieszczę Wzruszony chińską łez nimfą, herbatą,
Co na mnie działa jak Kassandry wieszcze.
Gdy Muzę uczczę potrójną obiatą,
Zaraz“ poczynam czuć nerwowe dreszcze,
Tak, że Boheji muszę wypić na to.
Szkoda, że winem prędko się upiję —
Zbyt denerwuje mię czaj i koffije,
53.
Chyba się z tobą, koniaku, zespoli,
0 flegietońskiej najado krynice!
Ale od ciebie znów wątroba boli,
Trujesz kochanków, jak wszystkie wodnice. Mógłbym pić whisky, lub uśpieniu gwoli Nawet rum; lecz dość wychylić szklenicę,
A nawet dość mi popatrzeć na flaszkę,
Nazajutrz wielki rum pustoszy czaszkę.
54.
Don Juan z walki wyszedł napół zdrowy,
Bowiem miał ramię i głowę zranioną,
Ale nie cierpiał tych mąk ni połowy,
Jakie Hajdei rozdzierały łono.
Ona nie była z tych, które się słowy Zalą i łzami, a zaraz ochłoną.
Jej matka z Fezu była — Maurów córa,
Gdzie eden z piekłem złączyła natura;
55.
Gdzie kapią oliw przeczyste bursztyny W misy z marmuru; gdzie się z drzew przelewa Sok na traw zieleń i kwiatów rubiny;
Ale gdzie rosną też zatrute drzewra,
I o północy lew ryczy z gęstwiny,
1 wielbłąd cichy z pragnienia omdlewa,
I białe kości nocna rosa studzi...
A jaka ziemia — takie serca ludzi.
56.
Afryka słońca jest ziemią; z nią gore Ciał ludzkich glina słońcem przepalona:
Serca do złego i dobrego skore.
Krew Maurów nosi planety znamiona
I roznamiętnia się w ognistą porę.
Matka Hajdei to była wcielona Piękność i miłość; żądze kryła w oku,
Choć przyczajone jako lew u stoku.
57.
Lecz córka, słońcem jońskiem umilona,
Jak te powietrzne chmurki — białe roze, Zanim się piorun im wkradnie do łona,
Niosąc strach ziemi, a powietrzu burze,
Szła dotąd cicha i niezasmucona,
Aż kiedy rozpacz wzięła w sercu strożę, Zbudzony w żyłach nubijskich szał dziki Wionął jak simum po puszczach Afryki.
58.
Ostatni widok, który obaczyła,
Był to Juana opór, krew, porwanie...
Jeszcze w tem miejscu krew ziemię broczyła, Gdzie stał on, piękny, jej pan, jej kochanie; Śród krótkiej walki w ramionach się wda Ojcowskich, potem w konwulsyjne drganie Wpadła i zwisła na korsarza ramię,
Niby wysmukły cedr, kiedy się złamie.
59.
Żyła w niej pękła. Na ustek karminy Krew wystąpiła z serdecznej krynice,
Główka je] zwisła jak liljowy, siny Kwiatek, zdeptany deszczem. Służebnice Na łożu ciało omdlałej dziewczyny Złożyły, łzami zalewając lice.
Znosiły ziółka-, lecz próżno — )&k dziecię Nieczuła była na śmierć czy na żyeie.
Odtąd leżała sztywna jak kaleka,
Lecz usta żywe, cera jeszcze świeża.
( hoć puls ledwie bil, śmierć stała zdaleka,
Nie było znaku nawet, że się zbliża. Nadzieja w uśmiech twarz ojca obleka, r Cboć to już ciałko mdłe i jakby z krzyża Zdjęte; tylko jest takie pełne duszy,
Ze tam śmierć ledwie małą cząstkę skruszy.
61.
Ten trwały wyraz, jaki wyrzeźbiona Statua nosi, miała biedna chora Wkuty w twarz; jak ta wiecznie niezmieniona Piękność Wenery, taż dziś co i wczora.
Lub ta wieczysta boleść Laokona,
Albo konanie wieczne Gladjatora.
Tą siłą życia posągi są cenne,
Choć właśnie życia im brak, gdy niezmienne.
r . 62‘
„W reszcie zbudziła się — lecz uie jak śpiąca Raczej jak zmarła, bo życie się stało Czemś nowem, co ją w świat nieznany wtrąca;
Oko patrzyło, lecz nie pojmowało,
Bo pamięć uszła. W sercu gorejąca Istniała rana, a nie czuło ciało Bólu, bo znikła świadomość przyczyny,
I szal przyczaił się nakształt gadziny.
^ 63.
Błędną źrenicą patrzy, leży cicha,
Słucha wyrazów nie wiedząc, co znaczą; Dłonie lekarstwa niosące odpycha,
Nie zważa na tych, co u loża płaczą,
Milczy, choć głosem włada, i nie wzdycha,
Snadź wzięła rozbrat z ludźmi i rozpaczą.
Ni gwar, ni cisza z tej ją nie wybije Martwoty — jednak oddycha — więc żyje.
64;
Przyszły służebne, drużki, to ją nudzi —
Ojciec się zbliżył, odwraca oczęta.
Nie rozpoznaje przedmiotów, miejsc, ludzi, Dawniej tak drogich! Noszą ją dziewczęta Z sali do sali, ona się nie zbudzi Z bezczucia; leży jak lilijka ścięta,
Aż nagle oczy łagodnie zamglone Zdziczały, myślą wnętrzną przerażone.
65.
Ktoś wspomniał harfę, zatem przywołany Harfiarz uderzył zlekka w struny drżące.
Na pierwszy akord ostry i urwany Oczy zwróciła ku niemu gorące,
Lecz odwróciła zaraz twarz do ściany,
Jakby odepchnąć chciała wracające Wspomnienia: harfiarz nucił śpiew żałosny
O dniach szczęśliwych wolności i wiosny.
66.
Ona chudemi paluszkami w ścianę
Jęła w takt pukać. Zaśpiewał pieśń drugą. Wymówił: miłość! Na to imię znane Drgnęła; poczucie bytu świetlną smugą W duszy mignęło — jeśli to być zwane
Może poczuciem. Z chmurnych oczu strugą Lzy popłynęły na zwiędłe jagody,
Jak z chmur, gdy spadną strumieniami wody.
67.
Próżna pociecha! j Myśl przyszła zbyt skoro 1 w mózg wtrąciła dzikich myśli nawal, Skoczyła z łoża, jakby nigdy chorą Nie była — bijąc, kto jej w drodze stawał. Lecz poddawała się zaraz z pokorą I atak w martwy sen mienić się zdawał; Znów nic nie mogło czucia jej przywrócić,
Gdy nawet lduto, aby ją ocucić.
68.
Czasenieprzytomność zdradza się wejrzeniem, Nic jej nie zmusi spojrzeć rodzicowi W oczy; na innych patrzy z natężeniem, Chociaż patrzenie to podobne snowi. Odpycha ręce z jadłem i odzieniem,
Me chce niczego, a gdy chce, nie powie,
Ni razu do snu nie zmruży powieki,
A nie pomogą na to czas, ni leki.
69.
Tak dni dwanaście więdła i ginęła.
Nareszcie bez drgań, bez jęku, westchnienia, Bez mąk przedśmiertnych ducha wyzionęła,
A nikt nie poznał tego wyjawienia Śmierci, aż świeżość z bladej twarzy zdjęła, Zostrzyła rysy i z źrenic płomienia Zrobiła popiół — a to oko czarne Dawniej błyszczące, piękne, dziś tak marne...
70.
Umarła, jednak nie sama, bo razem Zginął pierwiastek zaledwie poczęty, Bezgrzeszne dziecię grzechu, co obrazem Miało być ojca i w nierozwiniętej
Osłonie z matką pod tym samym głazem Spoczęło — pączek i kwiat razem ścięty.
Darmo je dzisiaj krople rannej rosy Rzeźwią, padając na grobowe wrzosy...
71.
Tak żyła i tak zmarła. Już jej smutki I wstyd nie dotkną. Nie była stworzona,
Aby przecierpieć niebaczności skutki,
Ód których serce trzeźwiejsze nie kona I starych dojdzie lat. Jej żywot krótki Ale rozkoszny, bo nieprzeznaczona Rozkoszy starość; słodko śpi w mogile Na brzegu, który ukochała tyle.
72.
Dzisiaj na wyspie trawy i burzany;
Dom runął w gruzy, pomarli korsarze.
Jeno dwa ciche tam sterczą kurhany,
Przed ludzlriein okiem skryte w dzikim jarze. Nawet tej pięknej grób nieszanowany;
Człowiek nie powie, kamień nie pokaże,
Kim była; czasem tylko morska mewa Nad Cykladami pieśń żałobną śpiewa.
73.
Albo Greczynka czasem pieśnią wiaca
Do smutnych dziejów — lub który z wyspiarzy Powieścią o nich długie noce skraca.
On piękny z męstwa, a ona znów z twarzy. Miłość namiętną żywotem opłaca:
Taka odpłata winę zrównoważy.
Za winę kara; nikt jej nie uciecze,
Miłość się sama pomści i odsiecze.
74.
Nie powiem więcej, aby kart nie krwawić Bliznami i krwi wylanej szkarłatem.
Zresztą nie lubię przy szaleńcach bawić,
Bym się sam ludziom nie wydał warjatem. Umarłych trzeba mogiłom zostawić.
Muza ma wróżką jest kapryśną, zatem Do Don Juana, który po szerokiem Morzu odjeżdża, wracam lotnym krokiem.
75.
Spętany, ranny, z kiesą przez czuprynę,
Dzień i noc leżał, nim w uczuć zamęcie Przypomniał stan swój i szczęścia ruinę.
Gdy się ocucił, leżał na okręcie,
Płynącym siedem węzłów na godzinę.
Zdała Ujonu brzeg na firmamencie Szarzał; jakżeby dawniej go powitał!...
Dziś na Sigeum nie patrzał, nie pytał.
76.
Tam, gdzie pagórek chatkami zasiany I Hellespontu powierzony pieczy,
Leży Achilles „bogom przyrównany“
— (Tradycja twierdzi tak, lecz Bryant przeczy). — Dalej wysoko sterczące kurhany...
Czyje? ja nie wiem. Chyba sam Bóg wie: ozy Telamończyka czyli Patroklesa
— (Ciby nas chętnie wysłali do biesa.) —
. 77-Mogiły, — wydmy, bez głazu, bez znaku,
Nagie, gór dzikich otoczone wieńcy.
W oddali Ida na niebieskim szlaku,
Skamander (jeśli to on) — i nic więcej.
Dla Marsowego stworzone orszaku
Pole, gdzie snadnie mężów sto tysięcy Zmieści się; lecz tam, gdzie trojańskie, wały,
Pasły się trzody i żółwie pełzały.
78.
Stada tabunnych koni, małe wioski Nieznanej sławy a nawet nazwiska Pasterze (nie to już, co Parys „boski ),
Patrzą z uśmiechem, że te dziwrowiska Zwiedza uczony angielski lub włoski.
Turek z różańcem bursztyn w zębach ściska; Utonął w raju swym duszą i ciałem —
Oto com widział. — Frygów nie spotkałem.
79.
Gdy Juan wyszedł z dusznej i ponurej Kabiny na wierzch, spostrzegł, że jest jeńcem. Więc obojętnie patrzał w mórz lazury,
Rycerskich mogił ocienione wieńcem.
Osłabł z ran, ciało mu przetarły sznury. —
Wreszcie się w dyskurs wdał z jakimś trzebieńcem Pytając, co z nim było i co będzie, —
Lecz ten mu nie dał objaśnień w tym względzie.
80.
Dalej oba czyi kilku jeńców, którzy Włochami zdali się, i byli niemi.
Usłyszał dziwne koleje podróży:
Trupa śpiewaków7, gdy z auzońskiej ziemi Wywędrowała w tej myśli, że służy Cywilizacji, została ze w’szemi Toboły bandzie sprzedana piratów7 Przez impresarja za tysiąc dukatów.
81.. Buffo opery, śpiewny muz kuzynek,
Opowiedział mu, jak ich wzięto zdradnie.
Choć przeznaczony na turecki rynek,
W górę podnosił głowę, klnąc dosadnie,
I był humoru pełen, pełen dtwinek,
Z czem mu niebrzydko było, nawet ładnie. Minę przynajmniej miał nie tak zakonną,
Jak przygnębiony tenor z primadonną.
82.
Zaczem w te słowa opowieść prowadził:
„Nasz impresarjo, człowiek z ladajaką Duszą, najął nas, ale szelma zdradził,
Bo wT drodze obcy biyg — corpo di Bacco! — Przywołał, tutaj zaraz nas przesadził I nie dał w łapę nawet na „tabacco“.
Lecz jeśli sułtan ma do śpiewu skłonność,
To nam nagrodzi losu „niefortonność“ —
83.
„To — primadonna — w czterdziestce; już siwa, Przekwitła bujnem życiem, wiecznie chora,
Na puste ławki nadzwyczaj drażliwa;
Głos jaki taki. — To — żona tenora.
Skala niewielka — fertyczna i żywa —
Zrobiła wielką jednego wieczora Furorę, kiedy hrabię Barbagiani Wzięła z przed nosa jednej rzymskiej pani.
. 8 i-
„Dalej tancerki: To jest mała Nini Różne profesje zna — czego nie chwalę.
Ta lafirynda znów — to Pelegrini,
Co zarobiła w zeszłym karnawale,
Nie chcę dochodzić jak — pięćset „zecchini“, A już wydała na cacka i bale.
A to: groteska — tłusta bajadera; Młodzieńców z ciałem i dusza, pożera.
85.
„Statystki znowu — chór i baletniczki^
Nie więcej warte niż te, którem przody Wymienił — prócz tej i owej samiczki, Resztębym posłał do jarmarcznej budy.
Ot — ta naprzykład: clługa nakształt tyczki, Ma sentymentu wdzięk — mogłaby skudy Zbierać, cóż? tańczy brzydko, ociężale,
Nie ma figury, a twarz szpetną wcale.
86.
Mężczyźni, sądzisz wybrańsi? hołota!
Musico skrzeczy jak garnek rozbity,
Choć ma warunki inne ta... istota,
Że do seraju może być użyty I służalczego skosztować żywota,
Umie sopranem śpiewać — jak kobiety, Równie cennego śpiewaka nie złapiesz Nawet w tym chórze, który stroi papież.
87.
„Organ tenora hultajstwem zniszczony;
Basso nie śpiewa także, ale ryczy,
Obce mu wszystkie muzyczne kanony;
Fałszuje, nie zna nut, głosu nie ćwiczy, Lecz że jest krewnym bliskim primadony, Która przysięgła, że ma głos słowiczy, Angażowano go; nie gorzej śpiewa Wół, gdy się puści na recitativa.
88.
Siebie wynosić byłoby to swojej Godności szkodzić; młodyś pan, lecz wierzę, Żeś się w podróżach często u podwoi’
Sztuki zatrzymał — znasz się na operze. Raucocantego znasz?... Przed tobą stoi.
Może się kiedy w przyzwoitszej sferze Spotkamy. Bywasz na jarmarku w Lugo?
— — Nie? Bądźże — — spotkasz się z najniższym sługą.
89.
„A! — jest baryton jeszcze, Ładny malec,
Ale się gwałtem do wielkości garnie;
Zgrabne ma ruchy — szkoły ni na palec,
Skalą mizerną operuje marnie,
Mówi, że los mu nie spizyja... Zuchwalec!
Zadowoliłby zaledwie kawiarnie.
W rolach kochanków7 zawsze się zaperzy,
Gdzie trzeba klęknąć, on tam zęby szczerzy“...
90.
Tu Raucocanti nie mógł mówić dalej,
Bo mu przerwała mowę straż piratów,
Którzy do kabin z powTotem wzywali Melancholijnych głosu potentatów7.
Smutno raz jeszcze przyjrzeli się fali,
Co nosi barwę podwójnych bławatów,
A bryzgi wody po niej w słońcu tańczą —
I zeszli z głową spuszczoną poddańczo.
91.
Dnia następnego czekali piraci Z musu na firman sułtański w Bosforze, Święcony kodeks muzułmańskiej nacji,
Który omija każdy, jak kto może.
I oznajmili jeńcom, że w postaci
Janusa — dama z damą w jednej sforze, Zasię mąż z mężem mają być złączeni 1 na stambulskim rynku wystawieni.
92.
Zostali, skoro jeńców zsortowano,
Chłopiec bez pary oraz taka sama Młódka; — po scysji, gdzie ma być soprano Zaliczon, ao płci Ewy czy Adama,
Poczem za stróża kobietom go dano — Skuto ich razem; był to Juan, dama Zaś owa, — młoda bachantka, z urody Taka, że mógł stąd dopytać się szkód}7.
93.
Raucocantego spięli stróże twardzi Z tenorem; ci dwaj darli z sobą koty,
Jak tylko mogą drzeć aktorzy; bardziej Sąsiad dolegał, niż smutnej kłopoty Niewoli; wszczęli spór, bo byli hardzi I zamiast sobie nawzajem ochoty Dodawać, żywą rozpoczęli kłótnię „Arcades ambo“... to jest — oba trutnie.
94.
Socia doloris Juana z Romanji Ród wiodła, w Marchji chowana Ankony. Oczy wiercące do dusznej otchłani Mogły jej zjednać nazwę „belladony“, Czarne jak węgiel, duże jak ti lani.
Zalotność grała z twarzy opalonej Słońcem; dar, co gć nielża lekceważyć, Zwłaszcza gdy dama potrafi go zażyć.
95.
Lecz wszystkie próby jej były daremne,
Bo smutek czuwał w zmysłów jego bramie. Próżno szły z ócz jej iskry na mgłą ciemne Oczy; choć skuci tak, że nagie ramię W szyję go grzało, na członki foremne,
Dla jakich nawet mnich reguły łamie, Spokojnie patrzał, w wierności wytrwały;
Może też rany świeże pomagały...
96.
Byli-ż gdzie — — gdybyśmy w historję sięgli — Wierniejsi nadeń rycerze i pazie? Szczęśliwsze damy, którym zaprzysięgli?
Z wielu prób męstwa jeden mam na razie: „Nikt nie utrzyma rozpalonych węgli
Na dłoni, myśląc o zimnym Kaukazie.“ — Juanek odbył z triumfem tę próbę Ogniową, wielką stąd zyskując chlubę.
97.
Tubyrn na przekór epickiej powadze Wyznał, jak to ja bywałem zapalny!
Ale mię skarżą moralności władze,
Że w pieśniach mych dwóch za wiele realnej Prawdy; — Juana już na ląd wysadzę,
Bo mi wydawca pisze — człowiek walny — Że łatwiej wielbłąd przez igielne ucho Niż ja w uczciwy dom wejdę nasucho.
98.
Wszystko mi jedno — mówię z wami prosto Gdy mną gardzicie, niech wam daje rady Smollet i Prior, Fielding i Arjosto,
Piękne dla skromnej epoki przykłady!
Lubiłem dawniej głupców ociąć chłostą,
Lubiłem także poetyckie zwady.
Bywało, gdy mię gdzie krytyk połechce,
To się odgryzę, — ałe dziś gryźć nie chcę...
99.
Chłopcem lubiłem pięść pokazać chwatom,
Dziś porzuciłem rycerską zabawę,
I zostawiłem kłótnie — literatom.
A czy mam krótko tylko dzierżeć sławę,
Póki drukarskim się powierzam szmatom,
Czyli mam wieki długie wziąć w dzierżawę, Zawsze w mogile odgłosy usłyszę Nie pieśni mej — to wiatru w nocną ciszę.
. 100.
Żywot poetów, którzy z oddalenia Czasu i dziejów idą tu w pieluchach Sławy — jest drobną cząstką ich istnienia.
Imiona toczą się w chwały podmuchach Jak grudka śniegu, która się przemienia W górę, w śniegowych na dół lecąc puchach, I wstaje z grudki góra i mogiła Duża i biała, lecz zimna, jak była.
101.
Wielkie imiona cóż są? Marne^słowa,
A żądza sławy co? Przyjemność mdłego Smaku, od której zawraca się głowa Ludziom łudzącym się, że się ustrzegą Zaguby, która wszystko w grobie chowa Do czasu przyjścia Syna człowieczego.
Wątpił ktoś, gdym stał na grobie Achila,
O Troi. Przyjdzie i na Rzym ta chwila.
102.
Tak pokolenia w wiekowej ruinie Znikają; — trumnę na trumnie się składa.
A potem nawet pamięć wieków ginie I z przeznaczenia w grób dzieci zapada. Napisy grobu dziadów — gdzież są ninie?
Ledwie się który zbutwiałym wykrada Głazom, co kryją bezimiennych kości:
Mil jony — w spólnej grzebane nicości!
103.
Przejeżdżam codzień tam, gdzie poległ z chwałą Z bohaterami idący w zawody,
Za długo ludziom żyjący — za mało Ludzkiej próżności Gaston de Foix młody. Pęknięty filar z podstawą spróchniałą Grubo ciosany — marny znak nagrody, Przypomni zlane krwią raweńsłde pole;
Wkoło porosły osty i kąkołe.
101.
Chodzę codziennie, gdzie Dant ma mieszkanie: Skromna kopuła osłania niedumny Grób, ale cały, bo poszanowanie Strzeże tu wieszcza, nie żołnierza trumny. Jednak przyjdzie czas, gdy nic nie zostanie I z dzieł poety i z wodza kolumny,
Tak jak ginęła sława bohatera Przed Achiłesa przyjściem i Homera.
105.
Krwią ludzką owa kolumna lepiona,
Dziś kałem ludzkim stopę ma zwalaną,
Jakby obelga głazowi zrządzona Była nagrodą za krew fam wylaną.
Taki jest triumf i tak się dokona Słuszna odpłata za niehamowaną Krwi i wielkości żądzę, tak się wściekle Miecącą, jak Dant chyba widział w piekle.
106.
Lecz będą wieszcze. Choć sława dym pusty,
Jej woń człowieka nęci zawsze, wszędzie. Myśl niespokojna, co się pierwsza usty W pieśni wydała, nią się zawsze będzie Objawiać; — jako przez brzeg wód upusty, Tak się przelewa przez duszy krawędzie Uczucie pieśnią, która jest swobodna Albo była nią, nim się stała modna.
107.
Gdyby z przekleństwa losu ci, co żyli W kontemplacyjnej ducha i burzliwej Epoce, co wszech żądz męki przebyli,
Dostąpić mogli tej siły straszliwej,
Iżby uczucia swoje przedstawili
Jako w zwierciedle w epopei żywej, Dobrzebyś zrobił nie dając jej światu,
Leczby cudnego pozbył poematu...
108.
O wy, będące wyrocznią księgarzy,
Sawantki! z żeńskich najłaskawsze natur, Cenzurujące książki blaskiem twarzy,
Dajcie mi — błagam — wasze: Imprimatur. Czyż mam się zniżyć do nędznych kucharzy, Którzy nie znają parnaskich kreatur,
Mamże ja jeden sam podług zwyczaju —
Nie pić waszego kastalskiego czaj u?...
109.
Co? — już nie będę „lwem“ jak inne lordy — Z czapeczką błazna, kołpaczkiem pazika?
Nie^ będę słuchał pochlebstw głupiej hordy Krzycząc: 1 can’t get out! jak szpak Yorika? Będęż przysięgał, jak poeta Wordy:
(Że świat czytając go oczy przymyka):
„Och! niema gustu — sława to ioterja,
Którą frymarczy błękitna koterja!?“
.. 110-
O tajemnicze, urocze bławatki!
( Jakby ktoś śpiewał o nieba błękicie A ja, uczone panny, wdowy, matki
0 was); podobno pończoszki nosicie Modre — nie sprawdzam, tiwoźny o upadki; — -Kolor podwiązek, w które ku wizycie Rannej do króla lub na dworskie bale Lord lewą łydkę przystraja wspaniale.
,. m-Są między wami dusze seraficzne;
Minął czas, kiedyśmy pełni ochoty,
Wy moje rymy, ja oczęta śliczne, “
Ach! studjowali; czas piękny, czas złoty...
Dziś jeszcze lubię dusze z wędzą styczne,
W nich się częstokroć pielęgnują cnoty.
Znałem ja jednę niebieską pończoszkę
Miluchną, dobrą — ale głupią troszkę...
112.
Pan Humboldt, pierwszy z podróżników świata, Lecz nie ostatni — jestem przekonany Wynalazł — wyszła mi z pamięci data Odkrycia — — nie wiem równie, jak jest zwany
Ów przyrząd — bardzo dowcipny — do kata!
Którym się mierzą atmosfery stany Przez oznaczenie napięć w dolnej sferze,
...O lady Daphne! pozwól, niech cię zmierzę.
113.
Lecz do powieści. Korsarz zapłacony Miał niewolnikiem napełnić stolicę.
Po formalnościach zwyczajnych puszczony,
U wrót seraju zarzucił kotwicę.
Ładunek zdrowy i niezarażony Posiano tegoż dnia na targowicę:
Gromadę Rosjan, Gruzińców, Czerkiesów Dla rozmaitych żądz i interesów.
1U —,
Kilka sprzedano drogo. Za Czerkieskę,
Kwitnącą barwą róż, dowodnie czystą,
Tysiąc i pięćset złożono na deskę
Dukatów; — ależ płeć miała ognistą!
Różni tam kupcy wyciągali kieskę,
I już dawali za nią tysiąc i sto;
Lecz gdy się tamci ceną nie straszyli,
Czując, że Sułtan tu w grze — — odstąpili.
115.
Murzynki z Nubji sprzedano po cenie,
Jak notowały ją Indje Zachodnie; Wilberforce sprawił to, że wyzwolenie Popodwyższało ceny. Niezawodnie Rzecz taka ludzkie oburzy sumienie,
Ale grzech lubi żyć jak król wygodnie. Gdy miłosierdzie niewolnictwo znosi, Występek jego użyteczność głosi.
110.
Jak kupowali pojedyncze pary Paszo wie, żydzi, powiem — co się da rzec Później; — jak jedni poszli pod ciężary,
Inni na bejów wyszli, lecz się zarzec Musieli wiary, — jak żeńskie ofiary Drżały, aby ich nie wziął jaki starzec Wezyr, co sobie to kobietę bierze Na nałożnicę, czwartą żonę, zwierzę...
—. 117-Wszystko zostawiam do następnej pieśni,
A bohatera, który się nieświetnie
Bawi — (powinien byłem skończyć wcześniej
Tę pieśń) na teraz usunę dyskretnie.
W iem ja, że nudzę, o moi rówieśni,
Lecz nie mnie — Muzie należą się pletnie.
O dalszych zatem przygodach Juana
W piątym Duanie, — jak jest u Osjana.
PIEŚŃ V.
1.
Kiedy wieszczowie o miłościach gwarzą W wierszach, ciekących łakotliwie miodem,
I jak We nera, ptaszki — rymy parzą,
Nie wiedzą, że są wielkich plag zarodem.
Im poczytniejsi, tem prędzej zakażą Ludzką społeczność — Owidjusz dowodem.* Nawet Petrarka, sądząc go bez złości,
To platoniczny stręczyciel przyszłości.
2.
Więc na sercowe pienia anathema Rzucam — wyjąwszy, których nikt nie słucha; Uznaję krótkie, treściwe poema,
Gdzie morał wali w grzech nakształt obucha, Wiersz dydaktyczny, w którym pokus niema,
Bo w jądrze giną szpetne chuci ducha.
Jeśli mój Pegaz nie połamie kopyt,
Tem dziełem stworzę moralności popyt.
3.
Europejskie i azyjskie brzegi Lśnią pałacami. Rzeka Okeana Huśta na łonie lekkich naw szeregi.
Kopula Zofji złotem malowana,
Zieleń cyprysów i Olimpu śniegi,
I wysp dwanaście... w snach mi ukazana Ziemia — słoneczna, czarowna, szczęśliwa,
W Marji Montagu listach wiecznie żywa.
4.
Mam jakiś pociąg do Marji imienia,
Magiczna siła tkwi w tym dźwięku miłym;
Dawniej mię niosła w krainę marzenia,
Gdzie o rozkoszach niespełnionych śniłem.
Ja precz się zmieniam — Ten czar się nie zmienia, Straciłem wszystko — jego nie straciłem...
Cóż to?... łza w oku?!... precz smutek wehmiczny!
Wszak obiecałem nie być patetyczny. —
5.
Po Czarnem morzu szedł wiatr, a bałwany
0 Symplegady modre tłukły głowę;
Z Grobu Olbrzyma widok niezrównany Na to wznoszenie się wód postępowe,
Kiedy dwu lądów podmywają ściany,
A ty bezpieczny patrzysz w fale płowe.
Z mórz, przyjmujących wymioty podróżnych,
Euksyn najwięcej ma raf i skał różnych.
6.
Był to dżdżysty dzieii, jak się często zdarza W jesieni, gdy się piękne dni skracają.
Barka tnie żwawiej nić losów żeglarza,
Burze do głębi mórz nurty wzruszają,
A skrucha nurty serc, bo śmierć zagraża Często tym, którzy czarne wody krają;
Lecz nacóż skrucha, gdy iść cnoty drogą
Zbawieni nie chcą, umarli nie mogą? — -
7.
Gromadki różnej płci, wieku, odcieni Barw, każda ze swym handlarzem na czele
U bazarowych drżąc stały podsieni.
Biedacy! Jakżeż przecierpieli wiele!
Wszyscy, prócz czarnych, zdali się zgnębieni Dumając, gdzie to ich dom, przyjaciele... Czarni stoicko dźwigali obroże,
Często ze skóry darci — jak węgorze.
8.
Juan był miody — a że młodość bucha Życiem, więc jeszcze pełen był nadzieje.
Choć przyznać muszę, stracił minę zucha;
Często łzę połknie, a gdy się zaśmieje,
To z musu; może też starły w nim ducha Zbyt przykre w czasie tak krótkim koleje: Strata krwi, mienia, wygody, kochanki
I uciążliwe tureckie kajdanki,
9.
Które stoika zmogą; lecz z pozoru Wesół był; lica niósł wypogodzone;
Postawa pańska, wytworność ubioru,
Na którym strzępy wisiały złocone,
Wartości jego dodały waloru
I wywyższyły go nad pohańbione Pospólstwo; zresztą zawsze był przystojny,
A rachowano też na okup hojny.
10.
Jak szachownica, rynek był upstrzony;
Biali i czarni stali w grupach małych, Porozrzucanych w różne rynku strony.
Ten żądał czarnych, a ten żądał białych. Trwał zgiełk. Z innymi na targ wystawiony Trzydziestoletni stał mąż, w oczach śmiałych Noszący hardy wyraz rezygnacji.
Stał przy Juanie, a wydał się z nacji
11.
Anglikiem; krępy, prawie kwadratowy;
Płeć jak wyspiarze miał biało-rumianą, Zdrowiutkie zęby, kręty, ciemno-płowy Włos, a na czole niczem nic rozwianą Zmarszczkę, znak siły głębokiej, duchowej.
Jednę miał rękę w bandaż zawiązaną,
A stał tam z zimną krwią, wcale nie zbladłszy, Niby spektator, co na scenę patrzy.
12.
Kiedy obaczył młodego ckłopczynę Wielkiej widocznie duszy, ale w roli Tak smutnej, żeby przeciągnęła minę Nawet mężowi, zaczął się powoli Interesować nim i o przyczynę Smutku zapytał towarzysza doli,
Którą on jeden znosił licem gladkiem,
Jak gdyby prostym — -ot — była przypadkiem.
13.
„Mój chłopcze“ — — mówił, — „śród tej pospolitej Czeredy Rusów, Murzynów, Czerkiesów
I obszarpańców barwy rozmaitej,
— Nam braci dzisiaj z fortuny karesów — Szlachcicem jestem pewno ja sam i ty.
Więc się dla spólnych złączmy interesów, Osłodzić dolę twą pociechy miodem Pragnąłbym; proszę cię, skąd jesteś rodem?“
14.
„Z Hiszpanji“ — Juan rzecze. — „O, tak, iście Poznałem zaraz, żeś nie z greckiej gliny.
Te psy nie patrzą tak dumno-ogniście.
Fortuna tu z nas postroiła kpiny,
Już ona taka, bo chce oczywiście Doświadczać; czmychnie — wraca w pół godziny. Ho, ho, czułem ja często jej surowość,
Lec z dla mnie nigdy to nie była nowość“.
15. ’ „Proszę“ — rzekł Juan — „pytanie darować:
Co cię przywiodło tutaj?“ — „O! rzecz zwykła: Sześciu Tatarów i powróz.te —,,Żartować Lubi pan; pytam, skąd właśnie wynikła Ta ostateczność?“ — „Wstąpiłem wojować Do rosyjskiego wojska; tu się wikła Mój los, bo oto przy Widdyńskim szturmie Wzięli mię w jassyr, osadzili w turnie“.
16... „Masz pan przyjaciół?“ — „Miałem, lecz nadzieję
Noszę niepłonną, że ich już nie ujrzę,
A teraz, gdym ci opisał koleje Własnego życia, odpłacając, snujże Swoje!“ — „Ach, panie, smutne to są dzieje
I długie...“-„Długie [“-krzyknął tamten — „Stójże! Daj lepiej pokój; każda powieść tkliwa,
Ody długa, staje się dwakroć tęskliwa.
17.
„Nie spuszczaj głowy, bo błogosławiona Młodość; fortuna ma płochość motylą,
Lecz cię nie rzuci (bo nie twoja żona),
I wnet dni twoich smutków się przesilą,
Walka z tą damą byłaby tok płoną,
Jak opór kłosów, gdy’się pod sierp chylą;
Człek jest igrzyskiem losu, choć zdaleka Patrząc, los się zda igrzyskiem człowieka.1’
18.
— „0 teraźniejsząby mi nie chodziło Dolę — ale ach! gdy wspomnę... kochałem!“ Urwał i czarne mu się rozżaliło Oko, błysnęło łzą, która po białem Licu spłynęła. — „Co było, to bvło!
Nie teraźniejszy los, jak powiedziałem,
Tak mię rozrzewnia; ja przeniosłem klęski, Którychby nie zniósł umysł bardzo męski.“ — —
t 19.
„Na wielkiem morzu; — ale ten cios świeży...“ Tutaj znów urwał, wzrok smutny odwodzi.
,,Aj!“ — rzecze Anglik — „jak to się młodzieży Z oczu wyczyta, gdy o damę chodzi!
Słusznie wspomnieniu jej łza się należy;
Jabym w tym razie płakał też... o! młodzi... Płakałem, gdy mi śmierć pierwszą zawlekła Żonę; płakałem, gdy druga uciekła;
<( 20.
,,Trzecia“... — „Co? trzecia?“ — -Juan rozwarł oczy, „Pan masz trzydziestkę ledwo, i trzy żony?“ „Dwie, bo jak rzekłem, pierwszą ziemia tłoczy.
Cóż w tem za dziwo, patrząc z dobrej strony,
Ze ktoś po trzykroć w jarzmie się przytroczy?“
„Więc z trzeciej byłeś pan zadowolony?...
Co?... czyż się i ta... dopuściła zbrodni... Uciekła?...“ „Nie...“ — -„Więc?“ — „Ja uciekłem 21 [od niej!“
„Zbyt trzeźwo, panie, na rzeczy patrzycie!“
„Ha! cóż, nie jestem do czułości skory.
Wy macie swoje gwiazdy na błękicie,
Moje już spadły. Dla wiośnianej pory
W ułud i marzeń kwiat stroi się życie,
Czas jednak ściera zeń świetne kolory,
W życiowej walce nieszczęście zwycięża;
Złudy zrzucają skórę nakształt węża.
22.
„Co prawda, druga jest świeża i ładna
I długo ładna; lecz czas nie przystawa,
Skóra jak ciało śmierci jest podwładna,
Która ją prawom natury poddawa;
Naprzód rozciąga sieci miłość zdradna,
Potem ambicja, chciwość, zemsta, sława.
Smarują lepem drzewko naszych chęci,
Gdy pieniąćlz jeszcze i wielkość nas nęci.“
23.
„Wszystko to piękne i prawdziwe może“
— Rzekł Juan — „lecz ja, panie, nie pojmuję, Co to nam w nędzy dzisiejszej pomoże.“
— „Nie wiesz? Ależ to jak z kłębka się snuje! Zresztą, gdy nie wiesz, to ja ci wyłożę:
Wiedzy nabędziesz, bratku! Kto poczuje,
Co jest niewola, nauczy się snadnie Rządzić, kiedy mu panem być wypadnie.“
24.
„Gdyby to panem być! choć chwilę małą“. ^ Rzekł Juan, „tożbym ja tych pogan chłostał!“
I wzdął westchnieniem ciężkiem pierś zbolałą.
„Boże, strzeż tego, ktoby mi się dostał!“ —
— „Może to jeszcze stać się, tylko śmiało!
Wszak los ci jeszcze dłużnikiem pozostał, Patrzno, jak eunuch ten oczy wyłupił
Na nas; chciałbym już, żeby nas kto kupił“.
25.
„Lecz przedewszystkiem, jaki los dzisiejszy?
Zły. Może lepszy spaść z fortunnej szali.
Im znamienitszy człowiek, tem podlejszy Niewolnik żądz swych, chuci, i tam dalej. Ktośby pomyślał, że społeczność zmniejszy Egoizm, tkwiący w jednostce... utrwali!
Nie współczuć, oto jest wyraz spółczesnych Dążeń w tym świecie ludzi bezserdecznvch!“ —
26.
Teraz osoba czarna nijakiego Rodzaju weszła w bazarowy ganek,
Okiem badając siłę, wiek każdego Jeńca: młodzieży i dzieci i branek,
Czy mu się przyda które i do czego.
Ani w kochankę tak patrzy kochanek, Koneser w konia, chirurg w swe narzędzia, Adwokat w taksy, w czarownicę sędzia,
27.
Jak handlarz ludzi w towar upatrzony...
Rozkoszna to jest rzecz kupować braci, Wszyscy zaś kupni, byle słabe strony Wymacać; jednych się uśmiechem płaci, Drugich posadą, pałkami korony
Hrabskiej, tytułem, krzesłem na kolacji Książęcej, zlotem — tanio albo drogo,
Bo od korony do kopnięcia nogą.
28.
Rzezaniec wwiercił w obu oczy szare,
Do kupca podszedł i zaczął na stronie Targ o jednego z nich, potem o parę.
Zaklinali się (sic) i bili w dłonie,
Jak chrześcijanie, gdy sprzedają stare Barany, woły, dychawiczne konie.
Stąd owy handel wyglądał na wojnę
0 bydło”niby ludzkością dostojne.
29.
Nareszcie kłócąc się, targując, łając,
Wydobywając kieski i na nowo Kryjąc, pieniądze w palcach obracając,
Ważąc, badając, czy towar ma zdrową Cerę, znów pary miast cekinów dając,
Skoirczyli trudną kwestję rachunkową
1 kupiec cudzej obojętny biedzie,
Wesoły zaczął myśleć o obiedzie.
30.
Nie wiem, czy potem apetyt miał lepszy,
I czy miał także łatwiejsze trawienie...
Ktośby pomyślał, że niesmak przepieprzy Mu obiad;“ że się w nim ozwie sumienie Pytaniem, czy Bóg każe nakształt wieprzy ’Ludzi sprzedawać?... Czy tak? Sądzę, że nie. Choć twierdziłbym, że refleksyjną bytu Ludzkiego chwilą jest chwila przesytu.
31..................
Voltaire mówi: „Nie!“ „Candide mój“ — — powiada, — Podjadłszy, życie zwie dopiero znośnem“. — Myli się. Jeśli człek jak zwierz nie jada,
Przesyt jest stanem dlań przykrym i sprośnym, Chyba pijany — wtedy wszystko wpada ^
W mózg i zagłusza niesmak hukiem głośnym.
Z synem Filipa (a razem Ammona,
Bo jeden ojciec, jak jedna korona
Don Juan.
32.
Było mu mało) mówię: Akt naczelny Jedzenia, i te, które ciała tyczą,
Uczą, że człowiek jest mniej niż śmiertelny.
Kiedy pieczenią owczą łub indyczą,
Zupą i rybą może się stać dzielny,
One są jego bólem i słodyczą,
To pocóż pyszni się władzami ducha?
Śliczna potęga — niewolnica brzucha!
33.
Baz w piątek wieczór w godzinę wieczerzy
— Darują przerwę piękne czytelniczki — Mam wyjść; biorę płaszcz; tuż na stole leży Laska, kapelusz mój i rękawiczki;
Słyszę strzał... ósma wybiła na wieży,
Zbiegam ze schodów, wpadam w głąb uliczki, Na ziemi leży komendant, w krwi broczy,
Czoło ma zimne już i błędne oczy.
34.
Biedak! Z przyczyny marnej rozbójnicy Pięciu kulami zmacali mu skórę
I zostawili trupa na ulicy.
Kazałem wnieść go do siebie na górę, Trząsłem, wołałem, ale po próżnicy,
Nie człowiekowi rwać się na naturę.
Zginął — dla lichej sprzeczki, z rąk partacza, Dostawszy pięć kul z starego garlacza.
35.
Patrzyłem w niego, bo go dobrze znałem,
A chociem wielu oglądał zabitych,
Tak cichej śmierci nigdy nie widziałem.
Zda się — spał, a że z pięciu ran zakrytych
Krew nie płynęła i nie zdradzał ciałem Spokojnie sztywnem boleści przebytych,
W śmierćbyś nie wierzył; tak tedy nad spiekiem Zewłokiem stojąc, myślałem, czy rzekłem:
36.
,,To więc ma być śmierć? Cóż się życiem zowie?
Powiedz!“ — On milczy. Wstań! — Odeszła dusza. A wczoraj jeszcze tryskało zeń zdrowie,
Wczoraj go jeszcze tysiąc ludzi słusza
1 drży... i kiedy jak centurjon powie:
Stój! — oddział stoi. Ruszaj! — zaraz rusza. Wczoraj miał konia, surmy i fanfary,
Dzisiaj na bębnie kir i proste mary.
37.
Wszystko, co bało się go i kochało:
Żołnierze, trzódka rubasznej drużyny,
Przyszli oglądać komendanta ciało Ranne ostatni raz, choć nie jedyny.
1 taki koniec! Ten, co niegdyś z chwałą Spędzał i straszył twarzą Francji syny,
Pierwszy w natarciu i pierwszy w gonitwie,
Zabity w bójce ulicznej — nie w bitwie!
38.
Przy starych ranach widne były nowe;
Tamte zaszczytne, bo laur niemi zdobył;
Więc straszne było takie kontrastowe
Zejście... Lecz zmienię temat, bom nie dobył Stąd odkryć tylu, ile na mą głowę Przystało; często myślę, coby to był Za skarb, gdyby tak z śmierci wysnuć parę Prawd, wzmacniających wiarę czy niewiarę.
39.
Ha! tajemnica. Dziś tu, jutro w grobie,
I ruszaj! — dokądże? Nie powiedziano.
Pięć gałek, trzy, dwie, jedna, i po tobie!
Natoż krew, aby ściekła lada raną?
Lada element wyższy na tym globie,
Niż człowiek — — on ma życie, a nam dano śmierć... nam, w których się wszystka wiedza mieści — — Lecz do przerwanej czas wrócić powieści.
40.
Nabywca skończył targ i w tym momencie Jeńców umieścił w kaiku złoconym.
Siadł z nimi, dal znak, i jak na zaklęcie Pomknęła łódka, prując wody łonem.
Jeńcy skuleni, jakby szli na ścięcie,
Czekali końca. Kaik, w upatrzonem Miejscu zwolniwszy, skręcił się jak mewa.
Pod mur, gdzie rosły cyprysowe drzewa.
41.
Tutaj przewodnik zapukał w tajemne
Drzwiczki; otwarto; weszli; on na przodzie. Wiódł ich przez gąszcza i ścieżyny ciemne Drzewnym szpalerem; rzezaniec w ogrodzie Chwilą się zbłąkał, co wcale przyjemne Nie było, bo już dobrze po zachodzie Wstąpili na ów pałacowy taras.
Kaik nie czekał, lecz odpłynął zaraz.
42.
Kiedy błądzili tak śród krzewów winnych, Gajów oliwnych i pomarańczowych,
O których rzekłbym dużo w słowach płynnych, Bo niema u nas na naszych jałowych
Gruntach, tych płodów Lewantu. (...i muych), Gdyby nie to, że u pisarzy nowych Cały Wschód z florą swoją się zagmezdał Dlatego, że wieszcz któryś w Turki jezdził.
JS.
Kiedy błądzili wszyscy, Juan w głowie Myśl poczuł i wraz powierzył ją swemu Towarzyszowi; — myśl, która panowie — Równieby przyszła mnie i wam jak jemu.,,Myślę“ — rzekł — „że to hańbą się nie zowie, Gdy się kto wymknąć chce losowi złemu.
Co powiesz nato: W łeb czarnego mruka,
A potem nogi za pas; niech nas szuka! —
44.........
„Tak! — rzecze drugi — „a potem — i cóżże?
Jak wyjść, którędy, dokąd, w kim nadzieja? A choćbyś nawet cłziś oszczędził skórze Opłakanego losu Bartłomieja,
Znowu się jutro znajdziesz w jakiej dziurze
I gorszej niż ta... o! kto głupi nie ja.
Ja głodny i jak Ezaw — bez odwleczeń,
Dziś pierworodztwobym sprzedał za pieczeń.
45. (
Zresztą tu blisko gdzieś ludzie być muszą.
Negr za odważnie sam z więźniami kroczy. Widocznie pewny, że go nie uduszą,
Bo straż trzymają nad nim czyjeś oczy. Krzyknie — to zlecą się — i żegnaj, duszo!
Więc nie powiadać hop, nim się przeskoczy, Otóż — jesteśmy w domu — mój kochany. Patrz co za pałac iluminowany!
46.
Było istotnie domostwo obszerne,
To, co ujrzeli. Nad bramą, na wchodzie Złocone, barwne, choć niezbyt misterne Rzeźbione wzorki po tureckiej modzie, Gustem dość prostym. Sztuki tam mizerne, Choć pole wzięły po greckim narodzie. Turecka willa każda malowana Na sposób kulis, albo parawana.
... 47-Kiedy zbliżyli się, nadziemski zapach Cebuli, jarzyn, baraniny z ryżem,
Mile drażniący czy w nosach, czy chrapach, W postanowieniu powstrzymały chyżem Juana, co już tkwił pokusie w łapach.
Towarzysz także warował się świeżein Kruczkiem: „Na Boga! niechaj co przetrącę, A pójdę z tobą w piekło gorej ące“.
, 48.
Tak się do ludzkich słabostek przemawia: Starcom na rozum, do uczuć — młodzieży. Sposób z „rozumem“ rzadziej się pojawia, Bowiem do modnych dzisiaj nie należy.
Ten mówca łzami, drugi znów naprawia Batem — a każdy w słabą stronę mierzy: Argumentami siły, z różnym skutkiem.
Lecz o to nie dba nikt, aby być krótkim.
49.
Znowu dygresja. Z przekonywających Dowodów siły, patosu, piękności, Pochlebstwa, prośby, groźby i brzęczących Dukatów7 — nic tak dobrze nie uprości
Sprawy głaskania drażliwych, gorących Serc i pętania bujnych namiętności,
Jak wszechkoiciel, gromki, lecz godowy,
Duszny głos trwogi — dzwonek obiadowy.
50.
Turcy nie mają dzwonków, jedzą przecie.
Juan z Anglikiem — choć im nie brzmiał znany Powszechnie dzwonek w chrześcijańskim świecie,
Ni czekał maitre d’hotel galonowany,
Spostrzegli ogień, poczuli kotlecie Wonie; ujrzeli kucharzy kaftany Białe — i ku tym fundamentom bytu Zerknęli wieszczem okiem apetytu.
51.
Toż zapomniawszy ze wszem o oporze,
Szli za przewódcą, wyciągnąwszy nosy,
Eunuch ani śnił, że cielesnej korze Jego tak straszne zagrażały ciosy.
Obu tymczasem zostawił na dworze,
Zapukał — słychać było ciche głosy, — Otwarto; wszedłszy do ogromnej sieni,
Stanęli, wschodnią pompą otoczeni.
52.
Nie opisuję; opis — moja chluba,
Lecz dziś lada kto opiewa z lirenki Swoje podróże; rośnie z tego gruba Księga in quarto — łamże na niej szczęki!... Jemu igraszka a wydawcy zguba; —
Ach! a natura nieszczęsna na męki Wzięta, z bolesną poddaje się gracją Rymom i listom, szkicom, ilustracjom.
53.
Kołem pod ścianą Turcy, siedząc w kuczki,
Na szachownicach ciche wiedli boje;
Inni się znowu bawili jak mruczki W monosylaby, mustrując swe stroje.
Ci bursztynowe ssą w ustach munsztuczki Drogie i tanie — skrywszy twarz w zawoje, Chodzą lub drzemią, marząc o kochance W raju; — ten sobie rum przyrządza w szklance.
54.
Gdy czarny eunuch z więźniami do sali Wszedł, jaki taki oczy od niechcenia Wzniesie i zajęć swoich patrzy dalej:
Kto siedzi — nawet pozycji nie zmienia,
Inny wzrok na nich zatrzymuje trwalej,
Jak kupiec, wartość gdy konia ocenia:
Na powitanie ów negrowi głową Skłoni, lecz nikt go nie trudzi rozmową.
55.
Przewiódł ich potem — nie mówiąc i słowa Przez pyszne, w dal się snujące komnaty Cichu, bo w jednej tylko marmurowa Fontanna szmerem śpiące budzi kwiaty,
Owiane szatą nocy; czasem głowa Kobieca przemknie i błysną z za kraty Czarne, ogniste oczy, ciekawości Pełne, co nocnych przyprowadza gości.
56
Kilka lamp światłem słabego płomyka Oświeca drogę przez następne sale,
Lecz przy nich bogactw okazałość znika, Rozsutych w całej majestatu chwale.
Nic tak czy we dnie czy w noc nie przenika
— Nie powiem strachem, albo drżeniem — ale Smętnością, jak te komnaty bez duszy,
Gdzie snu drzemiących skarbów nic nie wzruszy.
57.... Dwu tam ledwie znać; — jeden całkiem ginie.
Na stepie, w zgiełku pospólstwa lub w boru, Tam to samotność żyje i dziedzinie Swojej nadaje piętno duchów zboru.
Ale w galerjach zamkowych, w ruinie Sali rycerskiej, w złoconego dworu Komnatach, gdy miast wielu — jeden stanie, Straszno tak... niby śmierci czujesz wianie.
58.
Samotny kącik w podwieczór zimowy,
Książka, przyjaciel, kochanka, a razem Pasztecik, winko i żołądek zdrowy Są albijońskiej wieczornej wyrazem Rozrywki — choć to nie tak brylantowy Widok, jak teatr oświecony gazem.
W pustych krużgankach jam spędzał wieczory, Dlatego bywam tak na smętek chory.
59....
Człek tworzy wielkość, a sam w niej maleje;
Kościoły stawia wzniosłe; — no, już to mniej Ganię, bo kościół boże głosi dzieje,
Wobec ich piękna imię się przepomni Budowniczego. Ten jednak szaleje,
Kto wznosi pałac lub grobowiec. Skromni Bądźmy, straciwszy raj; w Babelu wieży Jest przykład temu, który mnie nie wierzy.
60.
Babel był zamkiem myśliwskim Nimruda, Mającym z murów i ogrodów sławę,
Gdzie Nebukadnezar rządził, król luda.
Nim źreć pewnego ranku zaczął trawę;
Gdzie Daniel w jamie z lwami czynił cuda, Budząc dla siebie podziw i obawę;
Gdzie się wsławili Tysbe i Piram i z Nieczystych sprawek sławna Semiramis.
,. 6L Tę biedną skarży kronikarz sobaka
(Ot! potwarz, spisek, bo czyż kto uwierzy?...)
O niewłaściwą miłość do rumaka.
„ (Miłość ma także osobnych kacerzy)
Źródłu, z którego trysła bajka taka,
Przepisywacze winni i zecerzy,
Że zamiast „biegus“ — — „biegun“ napisano.
— Chciałbym, by rzecz tę naszym sądom zdano.
62.
Lecz do przedmiotu. Gdyby kto szalony Przeciw istnieniu wieży Babel krzyki Podniósł, dowodząc że dziś niema onej Wieży ni śladu, pomimo wyniki Badań IMĆ Richa, co przywiózł czerwonej Cegły skrzyneczkę i dwa pamiętniki, —
Nie wierzył żydów niedowierczych czerni (Którym się wierzyć musi, choć niewierni) —
63.
Bacz, co Horacy o tem głupstwie pisze Masońskiem pięknie nader i treściwie,
Gdy to nie pomnąc na wieczności ciszę,
Żądzą mularską gorączkowo żywię:
Czy nie wiesz, gdzie jest koniec ludzkiej pysze!
— (Morał jak zwykle kwilący płaczliwie) — „Sepulchri immemor struis domos“ — oto Czemu doczesną parasz się robotą?...
64.
Skręcili potem w boczne skrzydło domu,
Gdzie niby ze snu obudzili echo.
Pośród przepychu i bogactw ogromu,
Wzrok zatrzymywał się, błądził z uciechą. Sprzęty tam były niezdatne nikomu,
Lecz wytworności piętnowane cechą,
Która najmniejszy szczegół odznaczała;
Tu prym natura sztuce dać musiała.
65.
Ta sala zdała się tylko przechodnią
I wiodła w dalsze, wspanialsze komnaty, Umeblowane z wystawnością wschodnią.
Sprzęt w nich dobrany był, piękny, bogaty, Sofy tak miękkie, że zdało się zbrodnią Sieść na nie; cudne dywany, makaty, Kobierce rzadkie, że brała ochota Po nich jak rybka prześlizgnąć się złota.
66.
Lecz negr nie raczył zaszczycić spojrzeniem Owych przepychów, stawiąc nogę śmiało Tam, kędy oni stąpali ze drżeniem,
Jakby pod stopą niebo im się słało;
I przystąpiwszy do ściany ramieniem Sięgnął i otwarł jakąś szafkę małą Ukrytą w ścianie — którą ot — stąd widać. Jeśli nie widzisz, zechciej pokój mi dać...
67.
Chcę być wizyjny; otóż eunuch stary,
Jak rzekłem, sięgnął i wyjął ze skrytki Stroje wartości różnej, barwy, miary Na muzułmańskie grzbiety, biodra, łydki:
A więc kaftany, pasy, szarawary,
Z których artykuł żaden nie był brzydki,
1 jął wybierać najbardziej gustowne Rzeczy, dla dwojga swych więźniów stosowne:
68.
Dla Brytańczyka oraz dla Juana.
Pierwszy roślejszy dostał meobcisły Kaftan kandjocki, długi po kolana,
Spodnie dość mocne tak, żeby nie prysły Nawet na lędźwiach paszy lub gwardjana;
Szal kaszemirski, coby miękkie zmysły Ucieszył; po nich dopełniły reszty Dandysowego stroju kindżał, meszty.
69.
Gdy się ubierał, rzezuń — który się zwie Baba — wyłuszczał olbrzymie korzyści,
Jakie to jeden i drugi wyniesie,
Jeśli nadzieje w nich złożone ziści I w osobistym pójdzie interesie,
Dokąd go losy zawiodą; —,,aliści“
Dodał — „tysiąckroć powiększycie kieski,
Jeśli zechcecie poświęcić obrzezki“...
70.
„Co do innie“ — mówił — „cieszyłbym się szczerze, Gdyby z was stali się Osmanie prawi,
Jednak wam wolność zostawiam w tej mierze1’. Drugi dziękował, że tak najłaskawiej
Bez zezwolenia ich nie przedsiębierze
Tej operacji małej. „Nie wiem“ — prawi „.Tak się nachwalić dość szlachetnej nacji,
Jej obyczajom i cywilizacji’1.
71.
Że bardzo mało ma do zarzucenia
Temu zacnemu nader obrzędowi;
Że gdy im tylko da co do zjedzenia 1 ulży bardzo przykremu głodowi,
Zacznie namyślać się i bez wątpienia Usłuchać dobrej rady postanowi.
„Czy tak? — rzeki Juan szorstko, — „mnie się nie sm. Ja sobie głowę dam obrzezać wcześniej.
72.
„I wprzódy musi spaść niejedna głowa!-‘ —
— „Proszę11 — rzekł tamten — „nie zakładać tamy Mym myślom i wpół nie przerywać słowa.
„Otóż — jak mówię: Gcly powieczerzam y, Rozważę, czyli twa rada jest zdrowa I czy’odrzucić ją, czy przyjąć mamy,
Rachując — że jak d.otąd zawsze grzeczny,
Nam pozostawisz wyrok ostateczny“.
73.. „Teraz1- — — rzekł Baba — „niech pan młodszy kładzie
Te suknie11 — — mówiąc wskazał szatę drogą,
Coby książęcej przystała paradzie.
Lecz Juan milczał i spojrzał złowrogo,
Niezbyt przychylny takiej maskaradzie, ł kopnął suknie chrześcijańską nogą.
„Nie namyślaj się, kładź prędzej i basta!11 (
Juan rzekł: „Starcze, nie jestem niewiasta11.
< 74.
„Bądź sobie, czem chcesz — ja tam nie ciekawy“
— Rzekł Baba — „ale proszę, rób, co każę.
Bo nie przyszedłem tutaj dla zabawy..
„Powiedz przynajmniej, komu w tej maszkarze Mam się przedstawić?“ „Nie bądź-no tak żwawy, Mój chłopcze! To się w stosownym okaże Czasie i miejscu i okoliczności;
Nie lubię zdawać sprawy z mych czynności“.
75.
„Więc jeśli zrobię to, to będę...“ „Hola!“ — Zawołał murzyn — „jeno mię nie drażnij;
Dobra jest śmiałość, ale nie swawola,
Więc nie rób ze mnie głupca i nie blaźnij!“ — „Cóż to, mój panie, czy to moja rola,
Suknią płeć babić?...“ Jak sparzony w łaźni, Żachnął się Baba: „Jeszcze jedno słowo,
A ja cię zmienię w istotę bezpłciową!“
76.
„Są to, jak widzisz, bardzo ładne suknie;
Wprawdzie kobiece — ale takie szaty Właśnie potrzebne“. „Brrr“ — Juan mruknie — „Niewieście!“ W końcu zakląwszy na katy, Ciężkiem westchnieniem, niby z miecha, huknie: „Naco u djabła zdadzą się te szmaty?...“
Tak zwał wzgardliwie koronki i gazy,
Coby księżniczka kładła bez obrazy.
77.
Zaklął i westchnął; w piersiach mu wezbrało Uczucie, gdy brał szarawarki na się Cieliste; potem wziął koszulkę białą,
Którą dziewiczy pasek objął w pasie;
Wkładając jednak spódniczkę, o mało Nie padł; „zaś“ albo gminnie mówiąc:,,zasię“ (Rym mię przymusza rządzący nieczule,
Bardziej tyrański i twardszy niż króle.)
78.
Zasię potknięcie owo się tłumaczy Nowością sukni i zakłopotaniem Juana. Skończył; nic chyba nie znaczy,
Że trochę krzywo suknie leżą na nim.
Baba obchodzi dokoła i baczy,
Gdzie źle, z największem poprawia staraniem; (idy Juan wtłoczył ramiona w rękawy Kaftana — sam się obejrzał ciekawy.
79.
Bróździło jeszcze jedno: krótkie włosy,
Lecz Baba radę znalazł i ze splotów,
Których miał w skrytce swojej pełne stosy, Zrobił kosmyki, i warkocz był gotów.
Zaplótł, pozwijał modnie długie kosy,
Które upstrzone błyskami klejnotów, Koronowały perukarskie dziwo;
Baba przyczesał, namaścił oliwą.
80.
Wreszcie skończyła się nieznośna męka.
Z pomocą różu, nożyczek, żelazka,
Stanęła wcale przystojna panienka,
Aż ucieszony Baba w dłonie klaska:,,Patrzcie-no — co to zrobiła sukienka.
A teraz proszę za mną — jeśli łaska,
To jest — ta pani“. Klasnął silniej w dłonie, Dwaj negrzy, wpadłszy, stanęli na stronie.
81.
„Pan“ — rzecze Baba, kinąc na Anglika — „Pójdziesz z tą szlachtą na wieczerzę, a my, Moja ty mniszko płochliwa i dzika,
Pójdziemy razem. Cóż się ociągamy?
Przepadło! stąd już nikt się nie wymyka;
Nie drżyj! czy cię to wiodę do lwiej jamy?
Patrz! to jest pałac, gdzie, chodząc roztropnie, Rozumny rajskich szczęśliwości dopnie.
82.
,,Dziecko! nie bój się — wszystko pójdzie pięknie*1.
— „Ha! to też wasze szczęście — rozbójnicy!... Wiedzcie, że pięść mi na karkach nie mięknie, i że nie mierzę nigdy po próżnicy.
Dotąd wam uszło, lecz cierpliwość pęknie,
Jeśliby kto śmiał sądzić po spódnicy,
Czem jestem; — zatem radzę, moi mili,
Niech się w tym względzie żaden z was nie myli!“
83.
„No, chodź“ — rzekł Baba. — W Juanowem łonie Żal w*ezbrał, ręce prężył do kamrata.
Co się półgębkiem uśmiechał na stronie,
Widząc, jak chłopca odmieniła szata.
„Żegnaj mi!“ — krzyknął ów, podając dłonie — „Patrz, w jakie cuda ta ziemia bogata:
Ze mnie pół-Turka, z ciebie pół-dziewczyny Zrobił przeklęty eunuch w pół godziny.
84.
„Bądź zdrów!“ — rzekł Juan — „jeśli nam nie padnie Spotkać się, życzę smacznego obiadu!“
— „Bądź zdrów! ach, żal mi na serce się kładnie; Gdy się spotkamy, będziem do upadu
Gadać; za losem chodźmy oba składnie.
A szanuj cnotę i nie bierz przykładu Z Ewy!“ —,,Ho! nawet sułtan mię nie skusi,
W razie ochoty, ślub ze mną wziąć musi“.
85.
Tak się rozeszli, każdy w swoję stronę. —
Baba Juana wiódł z sali do sali,
W kamienne ganki, galerje złocone Aż do olbrzymiej bramy, co z oddali Chyliła ku nim kontury zamglone.
Wokoło wiała woń róż i konwalji...
Jak gdyby weszli w kaplice zakonne,
Wszystko tam ciche, uroczyste, wonne.
86.
Brama ta ciężka, wysokiej postawy, ^ Bronzowa, pięknie miała wierzch rzeźbiony.
W rzeźbie rycerstwa bój toczył się krwawy;
Już u zwycięzcy stóp legł zwyciężony;
Za triumfalnym wozem jeńców łzawy Tłum, jeszcze dalej szły wojsk legjony.
Musiał pamiętać ten zabytek stary Czas, gdy w Bizancjum władały Cezary.
87.
Ta wielka brama w sam koniec uciekła Rozległej sieni; przy niej stanowisko Miały dwa karły, brzydkie, jakby z pieklą Dwa małe czarty — niby pośmiewisko Groźnym podwojom furty, co rozwlekła Piramidalne nad niemi sklepisko.
Gdyś szedł, wpatrzywszy się w rzeźbione wzorki, Mogłeś niechcący przydeptać potworki.
Don Juan.
16
88.
Aż przystąpiwszy już przed same wrota,
Skoczyłeś, kształt ich spostrzegłszy poczwarny; Bo też dziwiła tych ludzi brzydota!
Kolor ich płci ni szary był, ni czarny,
Ni biały — tu się pióro darmo miota W opisie; — pędzel chyba byłby karny. — — Monstra, Pigmejów co to noszą imię,
Karły — a sumy kosztują olbrzymie.
, 89’
Ich służba była: Stać przy drzwiach i czuwać A były silne chłopy, choć tak niskie;
Zresztą drzwi dały się łatwo rozsuwać,
Bo miały luźne zawiasy i śliskie,
Jako Rogersa rym; również wysnuwać Umieli niby sznureczki paryskie Dla buntowniczych paszów sznur z jedwabi, Najlepsi k’temu tacy niemi drabi.
90.
Na migi z sobą rozmawiali malce
Oba — a wzrok w nich utkwili jak zbóje, Kiedy niewolnik podniósł oba palce Na znak, aby ich puścili w pokoje.
Juan się przeląkł, bo jak złe padalce Oczu iskrzących weń utkwili dwoje,
Wzrok taki może kłuć jak żądło żmije I zaczaruje, jeśli nie zabije.
91.
Nim weszli, Baba Juana objuczył Radami, mądre mu dając przestrogi: „Dobrzeby było — abyś się nauczył Wysuwać z mniejszym majestatem nogi,
Bacz równie, abyś ich jak gęś nie włóczył, Chwiejąc się — chociaż błąd to niezbyt srogi Owo chwiejanie... proszę cię też, pomnij Wzrokiem dokoła rzucać nieco skromniej1.
92.
,,Rada się przyda, bo tych niemych oczy Jak szpilki naskroś przebiją ci suknie;
A niech-no tylko który płeć twą zoczy,
To nas tak pięknie jutro Bosfor spłóknie Zaszytych w worki, że nim się rozmroczy Noc, popłyniemy do Marmory, nóg nie Mając za wiosła; — ten rodzaj żeglugi Bardzo tu częste oddaje uslugi“.
93.
Tak mu dodawszy otuchy, szedł dalej I do wspaniałej wprowadził komnaty.
Jakby anieli w niej cuda rozsiali,
Oko z trudnością mogło spocząć na tej Ogniem i tęczą malowanej fali,
Gdzie migotały rubiny, granaty,
Złoto na sprzętach — wszysako, jak obrazki W krąg jaskrawemi opasane blaski.
94.
Za złoto kupisz złoto — lecz majątek
Z gustem nie chodzi; nietylko na Wschodzie, Lecz i u naszych zachodnich książątek
W pałacach, które widziałem w przechodzie, Choć złotem każdy zapełniony kątek,
Luna nie bije zeń; zato smak bodzie Mebel lub posąg krzywy, malowidła...
Nie mówię, żeby Muza mi nie zbrzydła.
95.
W tej to królewskiej sali, na stojącej W zagłębiu sofie, z niedbałym królowej Wdziękiem leżała bez ruchu, pół-śpiący Kobieta. Baba ukląkł, ruchem głowy Dał Juanowi znak, który niechcący
Ukląkł też, choć to był dlań sposób nowy Witania; Baba zaś jak przed ikony Bił przepisane prawami pokłony.
96.
Więc Dama z sofy powstała gwałtownie,
Jako pafijska Wenus ze spienionej Fali; jej sarnie oczy jak dwie głownie Z emaljowanej tryskały osłony...
Podniosła ramię białe i cudownie Jasne i skinęła; Baba nachylony Kraj purpurowy szaty jej całował,
1 szepcąc, gestem jeńca ukazował.
97.
Była w tej chwili dumna, jak na tronie;
Piękność jej miała moc, co serca kruszy, Więc, że opisem słabym jej nie zgonię,
Wolę, iż sobie dośpiewacie w duszy.
Nie szkodzi, jeśli z powieści uronię
Opis jej kształtów, bo wiem, że ogłuszy Słuchacza opis, niby listy gończe,
Dokładny; — kładę więc kropkę i kończę.
98.
W nawiasie dodam: Miała postać róży W rozkwicie; z wiosny przechodziła w lato. Są twarze, które z życiodajnych kruży Woda odmładza ciągle-; — przykład na to
Mar ja ze Szkocji; — prawda — miłosc W> Równie jak Izy; ich pochod wdzięków stratą Płaci kobieta; — rzadko jak u Ninon De l!Enclos wdzięki do grobu me zginą,
99.
Słów przemówiła kilka do swej swit\,
Co była z dziewcząt dwunastu dobrana,
I miała strój tym samym krojem szyty Jak suknie, co płeć chowały Juana.
Wieniec to niby był z latawic wity,
Z którym po lasach hasała Diana,
To podobieństwo kształtu tylko tycze,
Innych panieńskich zalet w to nie liczę.
100.
Schyliły głowę, kornie się cofając
Jednak nie przez te same drzwi, którędy Wszedł Juan; on zaś otwierał jak zając Oczy, na skarby rozsypano wszędy Patrzał; — olśniły go, po zmysłach grając.
Za pięknem idzie podziw, a w też pędy Trwożny szacunek; — iście godzien kary, ^ Kto pierwszy rzucił myśl: „Nil admirari.
101.
,,Nic nie podziwiać! — Kto myśl tę pochwali (Myśl jasna górnej mowy nie pożycza)
Temu przyniesie szczęście i utrwali*.
(Słowa wyjęte z tłumaczenia Creecha). IIoracv pisał tak w wieków oddali,
Dzisiaj Pope stare skarby znów przelicza. Lecz gdyby podziw był zakazywany,
Czyżby Horacy był dziś podziwiany?...
Gdy się wyniosły owe dziewic chórv,
Baba jął dawać Juanowi znaki,
Aby zbliżywszy się, klęknął raz wtóry I pocałował w nogę; lecz na taki Rozkaz Don Juan odział się w ponury Upór, a że miał krew nie jak prostaki Rzekł, że się duma z szlachectwem sprzymierza: W nogę całuje się tylko papieża.
103.
Baba tłumaczył, prosił, a z pod oka Na ten niewczesny upór miotał błyski,
Mruczał o stryczku... lecz Juan zwysoka Patrząc, stanowczo nic chciał się stać niski Choćby przed samą niewiastką proroka.
Ba! etykieta szerzy swe uciski Wszędzie; na dworach czy zanikach koronnych, Rautach, regatach i wyścigach konnych.
. 104.
Stał niby Atlas; tatarskiej by ordy Nie przestraszył się, z gniewu negra szydził. Krew, co mu dały kastylijskie lordy,
Zagrała w żyłach; gdyby ją powstydził,
W serceby mu się wgryzły przodków kordy I duch praojcówby go znienawidził.
Baba zadając sobie próżną mękę.
Rzekł: „Nie chcesz w nogę, pocałujże w rękę!“
105.
To już był rodzaj hołdu niepotworny;
 Kompromis gładki i dyplomatyczny,
Który załatwiał trudności w niesporny Sposób; Don Juan więc, mając wytyczny
Kierunek, stal się rycerski i dworny,
Chwaląc ten rodzaj hołdu zagraniczny,
Wszak w jego kraju, pani czy panience Szlachcic całuje nie nogi, lecz ręce.
106.
Więc się przybliżył, choć nieco niezdarnie.
Raczka jej’ była iście pańskiej rasy.
Do takiej młodzież ustami się garnie,
Chciałaby przylgnąć i pić po wsze czasy Słodycze, (że tak powiem kulinarnie).
Wspomnisz me słowa, kiedy dotkniesz lcras\ Rączek swej lubej; nieraz nawet cudza, Wierność dwunasto-miesięczną ostudza.
107.
Dama mierzyła go wzrokiem upartym,
Baba na rozkaz jej cofał się ruchem I stylem w takich odwrotach utartym,
A równocześnie szeptał mu za uchem Z jakimś uśmiechem, niewartym:
„Nic bój się. chłopcze, niczego: bądz zuche A lice tak mu błogością płonęło,
Jak gdyby spełnił jakieś zbożne dzieło...
108.
Kiedy znikł — nagła w jej zaszła przemiana.
Nie wiem, jaka tam duszę myśl zaległa,
Ale zadrgała brew pofałdowana,
A twarz z marmuru, kiedy krwią nabiegła, Była jak chmura, słońcem malowana ’U nieboskłonu; w oku jej zażegła Uczuć pochodnia namiętność gorącą, Pół-pożądliwą, pół-wyzywającą.
109.
W wszystkich kobietach siedzi słodycz luba,
^ Szatan to siedział w jej rysów słodkości Ten, co zwiódł Ewę w postaci cheruba I odtąd ludziom trakt do piekieł mości.
Lecz jak się kazi plamą słońca chluba,
Czegoś tam brakło do doskonałości...
To było gładkiej jej urody sękiem,
Ze przyzywała rozkazem, nie wdziękiem.
..... no-
Każdy jej gest i czyn stają się niby
Aktem królewskim, kiedy się zespolą;
Gdy na cię spojrzy, jakby skuła w dyby.
. Powiem wam: zachwyt jest także niewolą; A\ szak piękno wiąże, wpadłszy przez ócz szyby.
Dusze są jednak wolne; nie pozwolą,
By zmysły miały nad niemi przewodzić...
Dusza po drodze swej własnej chce chodzić.
............. 111.
Każdy jej uśmiech był pański, choć słodki,
Ani jeden ruch poziomej natury;
A lawet nóżki dwie — — jak dwie pieszczotki, Znały swą władzę, stąpając tak zgóry,
Jakby po karkach; — żeby dobić zwrotki Powiem, że tkwił jej za paskiem ze skóry Sztylet; — — sułtankom ta broń dozwolona. Szczęście, że moja nie nosi go żona.
112.
Słuchać i czynić było od kołyski ^ Prawem naokół; zgadywać swej pani Zachcenia, woli kapryśnej uciski Znosić musieli wylękli poddani.
Krew miała pańską, urodę huryski,
A chęć w ustawnym ruchu, bez przystani.
Gdyby mieszkała u „nas, to — nie mylę Się mielibyśmy „Perpetuum mobile.
11.3.
Chciała wszystkiego, co jej w oczy wpadło.
Gdy zamarzyła o czemś, wnet na ścieżki Rozstaj ne biegli słudzy z twarzą zbladłą Szukać... znalazłszy, wytrząsali mieszki.
To wszystko dużo jej pieniędzy zjadło I różne smutne były stąd zamieszki.
Damy chwaliły jej despotyzm młody I przebaczały wszystko, prócz urody.
H4.
Podobał jej się swą twarzą junacką Don Juan, kiedy zwiedzała bazary.
Kazała zaraz kupić nowe cacko;
Baba niewolnik i powiernik stary Jak zawsze, sprawił się szybko a gracko,
Znal zaś na pomięć swej pani przywary.
Ona nie była praktyczna; więc szczwany kis Baba stroju wymyślił przemiany.
115.
Rysy się drobne zgadzały z ubiorem.
Jeśli spytacie zaś,“ przecz taka pani Nie była kobiet najcnotliwszych wzorem?...
Ha! dla nas to już sekret, — choć nie dla niej. Mężowie często są tylko pozorem,
Nawet królowie są oszukiwani.
Że nie należy to do czczych wyrażeń,
Z historji wiemy — albo... z własnych wrażeń.
116.
Ale do mety trzeba nam pospieszać.
^ Kiedy już wszelka przed nią trudność prysła. Za dumna, by mu na szyi się wieszać, ‘ Tylko na twarzy oczyma zawisła Z szafiru, w których zaczęły się mieszać:
Żądza z wyzwaniem, i jedynem trysła Słowem: „Umiesz ty kochać? niewolniku!“
— Wiedząc, że tem go poruszy do wniku.
117.
Istotnie jak grom pytanie to spadło;
Lecz mu na strunach wspomnień dotąd grała Hajdei jońska twarz niby widziadło.
Czul, jak krew ciepła, co mu twarz rozgrzała, Wraca do serca, tłucze jak w kowadło Młoty; jak śnieżny puch twarz pobielała,
W sercu mu niby w torbanie kozaczym Jękło... więc nie rzekł nic — i buchnął płaczem.
118.
Nieco ubodło ją to dziwne łkanie Mężczyzny; damy o byle co płaczą,
Ale u mężczyzn łzy nie są tak tanie:
Targną za zmysły i do serca skaczą.
Kobiece łzy schną prędko, męska łza nie Stygnie, lecz w serce się wgryzie rozpaczą.
Jak płynny ołów; — by się-nie kryć chmurą, Powiem: im łzy są ulgą, nam torturą. —
119.
Pragnęła cieszyć go, lecz szło meraźniej.
Dotąd chowając się jakby więziona Samotnie, drużek nie znała przyjaźni.
Współczuła troska nie drasnęła łona..
Nie było w świecie dla jej wyobraźni
Rzeczy poważnych; — co prawda i ona Miała strapienia, lecz nie mogła dociec,
Jak przy niej komu Izy mogły z ócz pociec.
120.
Instynkt naprawia, co władza zniweczy;
Kiedy coś mocno wstrząśnie i ubodzie,
W kobiecie budzi się arcyczłowieczy
Popęd spółczucia każdej ludzkiej szkodzie;
Oliwą, winem zaraz ranę leczy,
Samarytanką jest w lada przygodzie.
Więc i Gulbjeza, niewiadomo czego Poczuła, że jej łzy do oczu biega.
121.
Lecz łzy się kończą jak wszystko — choc smętne.
Juan, co mógł się na chwilę zapłochać I zafrasować, kiedy mu natrętne Rzuciła słowa: „Czy potrafi kochać?...“
Zwołał stoicki spokój w oczy mętne
I zajaśniały znów, gdy przestał szlochać;
’l'vlko — choć wdzięki oceniać był zdolny, Markotno było mu, że nie jest wolny.
122.
Ona pierwszy raz była skłopotana.
Odkąd jej snuła się życia nić złota,
Padali przed nią wszyscy na kolana;
A tu, kiedy cześć rzucała do błota,
By dostać tego miłości kapłana,
Co ją wprowadzić miał za rajskie wrota,
Gdy każda chwila wiodła nad przepaście,
Oni stracili już minut piętnaście!...
123.
Rady więc zdrowej nie żałuję dla cię,
Chłopcze, co wpadniesz w podobne potrzaski.
— A mówię tutaj o wschodnim klimacie. —
U nas namiętność wodzi się za paski,
Lecz tam zawahać się — już grzech, mój bracie!
Możesz uważać to za zbytek łaski,
Gdy do namysłu dadząć dwie minuty;
Twa reputacja trwać będzie dopóty...
124.
On reputacji nie straciłby jeszcze,
Lecz nosił w duszy obraz ukochanej; Wspomnienie — rzewne sprawiało mu dreszcze, Dlatego to stał jak źle wychowany Młodzian... Jej iskry z ócz trysły złowieszczo: Pies giaur odtrącał honor niesłychany! Zarumieniła się, a potem zbladła,
Potem jej znowu krew na lica padła.
125.
Z królewskim gestem złożyła mu w dłoni Rękę, a oczy wiązała oczyma,
Szukając dla się spółczucia w ich toni;
Napróżno!... chłodne były, jako zima.
Brew nasrożyła, lecz milczy... — słów broni Dumna kobieta aż w końcu się ima.
Wzniosła się, chwiała, potem mu w ramiona Padła i zwisła, tuląc się do łona.
( 126.
Były to wszystko próby niepraktyczne;
Serce miał żalem i dumą stalone,
Więc odjął lekko jej ramiona śliczne 1 drżącą z gniewu odsunął na stronę.
A strachy z serca wygnawszy paniczne,
Rzekł, patrząc zimno w oczy roziskrzone:.Orzeł więziony nie szuka kochanki;
Nie mnie być sługą kaprysów sułtanki.
127.
j, Czv umiem kochać? Ha! dowiesz się pono, Jak miłość cenię, gdy nie żądam twojej!
W tym podłym stroju kądziel i wrzeciono Dla mnie — nie miłość; miłość wolnych sir Nie olśniłaś mię blaskiem i mamoną;
0! jesteś wielka! Pod tronem się roi Sług tłum i zgina karki i kolana.
To twoi! ale serce nie zna pana!“
!28. ^
Dla nas ta prawda ma zapach nieświeży,
Ale jej obce podobne androny;
Wie, że za chęcią wraz użycie bieży,
Że przed stworzeniem świata były trony. Wie ledwie tyle, że płat serca leży
U człeka z lewej, a nie z prawej strony. (Lepiej ten szczegół zna i zeń korzysta,
By stać się panem dusz, — legitymista...)
129.
Że była piękną — miałem lionor orzec;
I nawet niższa rangą, mogła snadnie Tłum wielbicieli gnać pod swoj proporzec;
A kto niewieści zna ród, łacno zgadnie,
Że swoich wdzięków nie kryła pod korzec, Lecz je roztoczyć potrafiła składnie I uważała się za pół-bogmią.
— Za to jej moje oktawy nie winią.
r — 130
Wyobraź męskich twoich lat przednówek,
Gdy jeszcze serca złe myśli nie psuły,
Gdy do cię która z desperackich wdówek Wyraźnie lgnęła, a tyś kanikuły Studzić nie kwapił... Ileż to wymówek W spojrzeniu! Ile zepsuto bibuły iSia taki temat, — — a mieć będziesz, bratku, Portret kobietki w podobnym wypadku.
r 131.
„W ięc przedstaw sobie — pewnoś już przedstawił Putyfarową żonę, lady Booby,
Fedrę i inne, które świat wysławił ^ W dziejach — a szkoda, że reszta się gubi. Tyle poeta i pedagog zbawił Dla was, Europy wychowańcy lubi!
Jeśli wystarczą ci przykłady one,
Ujrzysz Gulbjezy brewki nasrożone.
132.
Lwica w pustyni albo tygrysica,
Gdy jej kto małe zabierze szczenięta,
Musi być w złości swej podobna z lica Do damy, gdy kto jej chuć ujmie w pęta. Groza jej złości zaledwie prześwieca Z obrazu, choć doń pozują zwierzęta.
Bo gorzej lwicy zawrzała sułtanka,
Straciwszy nie już dziecko. lecz kochanka.
133.
Dla lwiątek lwica, a dla kaczek kaczka Miłość matczyną wzięły od natury;
Jeśli nie owa przyroda — prostaczka,
Któżby im ostrzył szpony i pazury.
Matka uwielbia swojego robaczka,
Cboć wrzeszczy, jakby darto go ze skóry. Słowem, z powyższych faktów się wydawa,
Że miłość taka — to instynktu sprawa.
134.
Gdybym rzekł: „Iskry rzucał oczu promień“,
To nic — bo wieczny tam ogień się żarzył. Gdybym rzekł: „W licu purpurowy płomień Kwitł“ — toby obraz ten tylko znieważył Moc namiętności owej bez poskromień,
Gdyż zawsze z wolą jej czyn się kojarzył. Rozczarowania ty co znasz niewieście,
Za porównaniem chodziłbyś po kweście!
135.
Na szczęście — chwilę tylko była wściekła,
Inaczej byłaby padła; przez załom W pryzmacie duszy mogłeś ujrzeć piekło!
Nic się nie równa gniewnym żółci wałom,
O których tyle razy już się rzekło,
Że grzmią^ jak morze przeciw twardym skałom. Namiętność, serca jej stając się panem Pięknym, ją niby zrobiła orkanem.
136.
Jak jest od wiatru sroższa nawałnica,
Tak znowu gniew jej sroższy był od burzy;
A przecież gasić nie chciała księżyca
Jak Hotspur, co za wzór gwałtownym służy. Mniej popędliwa była z niej złośnica —
Może kobiecość stanęła na stróży?
Miała chęć tylko, jak Lear: „zabić, zabić“;
Ta chęć się we łzy musiała zesłabić.
137.
Spadły i oschły niby deszcz na walny;
Przeszły bez słów — — w istocie słów nie stało, Wstyd nagłe seicu bój wytoczył walny;
Dotąd on szeptał i szemrał nieśmiało,
Teraz zerwawszy się jak potok skałnv,
Popłynął falą szybką i zuchwałą.
Czuła, że gardzą nią, a czasem wzgarda Potrzebna damie, co jest nazbyt harda.
138.
Pozna, że ciałem jest zwyczaj nem; potem,
Że mniej królewskie pomieszkanie duszy Gliną jest wprawdzie tylko, lecz nie błotem;
Że urna równie się jak misa kruszy,
Czy pobielana, czy wylana złotem,
Na stół książęcy zdatna, czy pastuszy; Pozna... ach! miałbym jeszcze słów czterysta,
Co pozna — — dosyć, że wiele skorzysta.
139.
Pierwszą jej myślą było: Ściąć mu głowę;
Drugą: Sympatji rozerwać łańcuchy;
Trzecią: O miano zapytać rodowe;
Czwartą: Szyderstwem napędzić do skruchy; Piątą: W poduszki skryć łzy brylantowe,
Szóstą: Przebić się: siódmą: Przez eunuchy Kazać ochłostać Babę... że się zmęczyć Musiała, siadła i zaczęła jęczeć.
140.
Chciała się przebić — lecz ostry za katy Był jej sztylecik — cacko, więc się bała; Bowiem staników7 tam nie noszą z waty I sztylet zrani, ledwie dotknie ciała.
Zabić biednego chłopca? Z jakiej daty.’
Co prawda kara mu się należała,
Lecz się przez głowy ucięcie nie wwierca Miłość osobom kochanym — do serca!
141.
Juan się wzruszył; on już dumał smutnie,
Że na pal wbiją go, albo pokrają Psom na żer, albo zamęczą okrutnie,
Że lwom go rzucą albo morskim hajom;
Więc z rezygnacją czekał i stal. butnie Broniąc się grzechom, co je inni rają,
Lecz wszystkie myśli te śmiertelnej treści Stopił jak płatki śniegu — płacz niewieści.
142.
Jak w wysilonej chmurze słabną grzmoty, Podobnie Juan zaczął się łagodzić;
Naprzód się zdziwił, czemu mu ochoty Brakło i myślał, jakby grzech nagrodzić, Wnet już sam szydził z dzikiej swojej cnoty, Jak mnich, co zrazu nie chcąc Boga zwodzić, Tylko wymija ślub, aż wreszcie łamie —
— — To samo zdarza się — niejednej damie.
143.
Naprzód przemówił kilka słów ekskuzy,
Lecz w takich razach nie poradzisz słowy,
Nie poradziłyby wymowne Muzy,
Najszczebiotliwszy szczebiot dandysowy,
Ni Castlereagha mów puszczone śluzy.
Właśnie, gdy uśmiech jak Zefir majowy Niósł pokój, Juan już się rwał do lotu...
Wpadł do komnaty Baba z hukiem grzmotu.
Don Juan.
17
1 44.
„Kochanko »lońca‘£ — rzekł — „siostro miesiąca, Władczyni ziemi od krańca do krańca,
Której gniew światy z kół niebieskich strąca,
A uśmiech gwiazdy pobudza do tańca —
Wieść niosę... czy ci nie za wcześnie zmącą Wywczas? Skłoń ucho ku słowom posłańca, Którego słońce oto zsyła z drogi Oznajmić, że chce w twoje zstąpić progi!“
.. 145-„Jakto? już?“ — rzekła, słysząc wieść złowrogą; ^Niechby do jutra wstrzymało zamiary,
Każ, by mu harem stał się mleczną drogą,
A gwiazd mi pilnie strzeż, kometo stary!
Ciebie tam, giaurze, niech skryją, jak mogą,
Lecz żeś mi jeszcze nie dopełnił miary,
Więc... — tu pałacu się przerwała cisza Zgiełkiem i szmerem słów: — „Idzie Padyszah!“
146.
Naprzód szły damy strojne, jak papugi,
Tuż czarni oraz biali eunuchowie,
Ogon pochodu był pół mili długi,
Bowiem Jegomość, grzeczny co się zowie,
Wizyty — zwłaszcza wieczorne — przez sługi Naprzód oznajmiał dostojnej Połowie,
Bo jako czwarta i ostatnia żona Była też bardziej nad inne ceniona.
147.
Sułtan poważny w chodzie, z tuszą matron,
Z zawojem po nos i po białka brodą,
Z więzienia prosto powołany na tron Po bracie, zwykłą uduszonym modą,
Był to przeciętnie — dobry kraju patron,
Bo z wszystkich, którzy w dziejach szereg wiodą Według Knollesa albo Kantemira,
Jeden Soliman ma mir bohatyra.
148.
Z pompą do moszej chodził, kiwał głową,
Ziarnka różańca skrupulatnie liczył,
Zdał wezyrowi całą rzecz państwową,
Z troskliwości się królów wydziedziczył.
Procesów w domu nie miał, snać wzorowo
Trudnym małżeńskim sprawom przewodniczył. Nie tak my jednę, ]ak on niby czarem Cztery okiełzał żony, oraz harem.
149.
Jeżeli zaszła gdzie przewina, gdzie tu Rozmazywano po gazetach zbrodnię!...
Sprawę na mocy ustnego dekretu Worek i morze kończyły wygodnie,
Którym nikt nie mógł już wydrzeć sekretu,
Świat nie dowiedział się, chyba przygodnie. Skandal nie wchodził w pras drukarskich tryby, Miała stąd korzyść moralność — i ryby. —
150.
Sułtan był pewien, że księżyc jest kręgły,
A zato ziemia płaska, kwadratowa,
Bo jeździł dużo, a gdzie oczy sięgły,
Widział, że brzeg jej przed nim się nie chowa. W państwie się jego rebelje nie lęgły,
A jeśli czasem shardziała gdzieś głowa Buntowniczego paszy lub giaurów,
Spisek, nie dotarł do stołecznych murów,
151.
Chyba, że przybrał kształt ambasadorów. Których w czas wojny zsyłają mocarstwa, By ci, co tylko proch wąchali dworów,
A dłonie dyplomatyczno im warstwa Krwi polery wała, nie jątrzyli sporów Dla mdłej zabicia nudy, kując łgarstwa Zwane notami, i wolne hazardów Nosili miękkie loki bakenbardów... —
152.
Czterdziestu ośmiu miał synów, a córek Pięćdziesiąt; młodzież zamykał, a córy Do seraj owych posyłał komórek,
Aż jaki basza kopnął się w konkury,
O sześcioletnią czasem; córki Turek Prędko wydaje; dziwnej to struktury Naród; dziwny też ten na panny pokup,
Gdy wedle prawa zięć ma składać okup.
153.
Młodzież w więzieniu trzymał, aż dojrzała Do czasu, w którym stryczek lub koronę Miał wziąć sułtanie; jeden tylko Ałłah Wiedział, co komu było przeznaczone,
Ich edukacja czasem się zgadzała
Ze stanem, co masz w dziejach dowiedzione, Tak. że gdy wyrósł chłopczyk na młodzika, Równie był godzien korony, jak stryka.
154.
Skłonił się Sułtan czwartej połowicy Ceremonjalnie; był też powitany Rozpogodzeniem czoła i źrenicy,
Jak te] przystoi, co zdradza sułtany,
Co musi czystość udać gołębicy,
By kredyt firmy ratować zachwianej.
Żaden mąż słodziej nie jest witan z drogi,
Jak ten. któremu przyprawiono rogi.
155.
Jegomość czarne swe oczy na panie Seraju zwrócił i trochę przymrużył,
Aż na przebranym zatrzymał Juanie,
Nie zadziwił się, ani się oburzył,
Lecz po królewsku mądre rzucił zdanie,
Którem Gulbjezę zmieszał i odurzył:
Widzę w seraju nowej postać branki,
Szkoda piękności tej dla chrześcijanki.”
156.
Na ten komplement zwrócił się dwór cały Ku odalisce, którą ogień palił.
Jej towarzyszki aż pozieleniały.
Och! och! proroku! Padyszach pochwalił Niewierną, kiedy one nie słyszały
Słowa z ust pańskich. Harem się rozżalił 1 zaczął szemrać, syczeć, jak rakieta...
Lecz powstrzymała wybuch etykieta.
157.
Roztropnie robi Turek, że zamyka
Żony — roztropnie przynajmniej niektóry, Bo w owych biednych krajach z pod równika Cnota nie ma tej wściągłiwej natury,
Co pod biegunem, gdzie pokus unika I gdzie moralność czystsza nad lazury; Słońce, choć topi lody na północy,
Nad sercem nie ma takiej samej mocy.
,.. 158.
Mieszkaniec Wschodu gramatycznie czuje,
Ze wyraz „związek“ od „więzić” pochodzi; Tylko, gdy pierwszy raz się rozfolguje,
Już nie napiawi go nikt i nie zgodzi.
W net się jak wino napoczęte psuje,
A wielożeństwo najbardziej mu szkodzi.
No! ale czemuż nie wiąże, jak giaury Dwojga dusz w stadia — w moralne centaury?
159.
Tyle kroniki. Kropka. Mógłbym jeszcze Pisać, bo treści dość — lecz za granicę Praw poetyckich nie ckodzim my wieszcze.
Zwijam lot, rymów zarzucam kotwicę.
Niech mi czytelnik teraz w dłonie pleszcze: Szóstą pieśń puszczę górą jak orlicę.
Lecz że się nawet Homer czasem zdrzemnie, Pozwólcie — proszę — przedrzemać się i mnie!
PIEŚŃ VI.
1.
„Są w losach mężczyzn odpływy, przypływy, Które schwycone w porę 1 — resztę wiecie. Niejeden z was ma dowód na to żywy Lub urojony, choć rzadko kto w świecie Zaskoczy w porę element ruchliwy.
Lecz wszystko, co jest, na dobre jest przecie Jeno pomroku trzeba czekać końca.
W chwili rozpacznej błyśnie promień słońca.
2.
„Są w losach kobiet odpływy, przypływy, Które schwycone“ — wiodą... na bezdroże.
A musiałby to być żeglarz prawdziwy,
Coby wykreślił na mapie ich morze,
Z którem się nawet umysł majaczliwy Jakóba Boehma porównać nie może. Mężczyzna głową czuje, myśli, sądzi,
Kobieta sercem — więc nie dziw, że zbłądzi.
3.
Przecież ta piękna i z główką rozgrzaną, Młoda, uparta, śmiała i swawolna,
Co odda tron, świat, raj, by być kochaną Po swej woli i gwiazd raczej zdolna Zrzec się i słońca, co ją budzi rano,
Niż nie być tak, jak fala morska, wolna — Taki szatanek (jeśli wierzysz w biesów) Przecieżby nowych stworzyła Manesów.
< 4.
Trony i światy tak często burzyła Duma człowiecza i ambicja niska,
Że kiedy zrobi to miłości siła,
Uniewinnienie i chwałę pozyska.
Gdy Anton jusza grób sława przeżyła,
To nie dla zwycięstw, ani stanowiska,
Lecz Akcjum, zdane dla ócz Egipcjanki.
Laurów Cezara równoważy wianki.
5.
Zmarł dla czterdziestki, mając sam pół wieka.
Vt olałbym widzieć dwudziestkę z piętnastką,
Gdy świat jest niczem dla młodego człeka.
Ja choć nie miałem światów, za iliewiastką Poszedłszy, widząc, że zapłaty czeka,
Dałem — co miałem: serce... tak jak ciastko,
A warte tyle co świat, nawet więcej, —
Świat nie zastąpi mi duszy dziecięcej.
G.
Był to chłopięcy grosz i jak grosz wdowi Miał wtedy wartość; dziś na nic nie zda się, Czy to stanowi co, czy nie stanowi,
. Każdy, kto kochał, kocha, na tem zna się,
Że nic jak miłość; „Bóg jest miłość“ — mówi Pismo — „a miłość Bóg“ — przynajmniej w czasie, Gdy lica ziemi nie były zorane Brózdami krwawych łez... Tutaj przystanę.
7.
Sprzecznemi miotan uczuciami stoi Juan z partnerką grzechu u wrót zguby; Grzeczny kawaler musi, kiedy broi,
Nadstawić skóry dla rzeczy tak lubej,
Jak cudza żona; lecz to niepokoi Sułtanów, którzy wzdragają się próby Mędrca Katona, co to — zuch uczony — Pożyczał swoim przyjaciołom żony.
8.
Przyznaję, że źle Gulbjeza zrobiła.
Wiem, i potępiam jej czyn, opłakuję.
Lecz fikcja nawet w wierszach mi niemiła,
Więc powiem prawdę, choć wam smak popsuje. Rozsądku słabość, namiętności siła,
Szczupłość pańskiego serca... o! pojmuję,
Bo Jego Wielkość miał już w dniu zaślubin Lat coś sześćdziesiąt i tysiąc konkubin.
9.
Nie mam jak Cassio,,, do rachunkowości Sprytu“; lecz widno z tabliczki dzielenia,
Którą ona zna w całej objętości,
Zważywszy datę jego urodzenia — -Że piękną pani pobłądziła „z czczości“,
Bo gdy on słusznie wszystkie chciał zachcenia Obdzielić, jej mógł dać jedną tysiączną Tego, co jednej jest rzeczą wyłączną.
10.
Wrodzona damom jest żyłka pieniactwa
O legalnego przedmiot posiadania,
Zwłaszcza wpisanym do jakiego bractwa,
Które ma własność cudzej podwajania Winy; więc lecą pozwy nakształt ptactwa;
— Nasz sąd nie dosyć się im naogania.
Taką jest każda, gdy tylko zmyszkuje,
Że prawną własność ktoś tam użytkuje.
11.
Gdy więc tak czynią jawnie chrześcijanki, Poganki także — choć na mniejszą skalę Wiodą bój — wiary małżeńskiej kapłanki, Które się lubią w groz’nej zjawiać chwale 1 o małżeńskie prawa wstąpić w szranki,
Gdy sprzymierzeniec mąż nie sprzyja trwale, „W serca czterech żon czworo żmij się wgryza, Eufrat zazdrośny tyle — co Tamiza.
12.
Gulbjeza — czwarta żona, faworytka Ale cóż fawor dzielony na ćwierci?...
O! poligamji strzeż się, rzecz to brzydka,
Nie grzech już, ale plaga równa śmierci. Mądremu jedna żona — radość wszytka.
Jedna — więc słabsza, łacniej rządów ster ci Odda; — dziw, że to Turek, ów spokojny, Robi małżeńskie łoże „łożem wojny“.
13.
Jego sułtańska mość — pan „najjaśniejszy“, Ten tytuł daje się jakby na drwiny Królom, bo się ta jasność w grobie zmniejszy, Gdy go robaki, głodne jakobiny,
Zetną, i będzie iako najbiedniejszy...
Sułtan poglądał na piękność kadmy,
Czekając, rychło jej wzrok spocznie na nim Miłośnie (szkoclciem jak gdyby witaniem).
14.
Tutaj rozróżnię: choć ciepły rozkoszą Uścisk, całusy albo słodkie słówka Mogą istotnie być tem, czem się głoszą,
Lecz są dodatkiem jeno, jak sznurówka,
Albo czepeczek, który panie noszą,
Bo u nich strojne piersi, jak i główka,
A stroje są tak częścią ich istoty,
Jak częścią serca są owe pieszczoty.
15.
Trwożliwe drżenie lic zakłopotanych,
Lekki rumieniec, kiedy lubość w łonie, Zachwyt niewinny w oczętach świetlanych,
A rzęs spuszczonych powierzon osłonie,
Oto są cechy (dla umiarkowanych)
Miłości, która na najmilszym tronie,
Prostem dziewiczem sercu rezyduje.
Zbytek gorąca lub chłodu wdzięk psuje.
IG.
Zbytek fałszywy gorszy od szczeroty;
Prawdziwy prędko uczucia spopiela,
I tylko młodzik w dobie życia złotej Żądzom kobiecym oddać się ośmiela,
Które są jako przekazane kwoty Lub weksle, brzmiące na okaziciela, Odstępowane za małem dyskontem.
Chłodne się sądzi znów pod innym kątem.
17.
To jest: Posądza je o brak dobrego Smaku ambicja nasza obrażona,
Co zawsze żąda oguia wzajemnego I upadania obcesem w ramiona,
Choćby tak zimne były, jak świętego Franciszka śnieżna, biała narzeczona. Najlepsza rada więc dla serc — nie chybi — z Wiersza: „Medio tu tutissimus ibis,:
18.
,,Tu“ jest zbyteczne, ale musi zostać;
Wierszów go naszych wymaga budowa,
Choć nie starego heksametru postać;
Psuje rytmikę, gładkość — ani słowa,
Zaco pozwolę nawet się wyekłostać,
Lscz doskonałość strofy mi zachowa.
Zły ten wiersz, jeśli na prozodję baczysz — A1 o prawdziwy, jeśli przetłumaczysz.
19.
Czy dobrze sztukę odegrała lianem,
Nie wiem — — udało się, a to wogóle Jest głównym celem w sercu rozkochanem,
Jak wr innym strojów7 damskich artykule,
Lecz się egoizm skrzyżował z jej planem Męski, co nawet miłość kłamie czule!
Ach, ci mężczyźni! nic prócz wygłodzenia,
Nie zniszczy strasznej w nich żądzy... płodzenia.
20.
Chodźmy! niechaj śpi najjaśniejsze stadło!
Niechaj śpi błogo! Łoże nie tron przecie, Więc nie zestraszy go przykre widziadło.
Zahamowana rozkosz — ot, co gniecie!
Co niejednemu spokój duszy skradło.
Najmniejsze to złe, którego płaczecie.
Lecz drobne krople smutków i omamień,
Te zdolne duszę wydrążyć jak kamień.
 21 ‘
Zona kłótliwa, synek idyjota,
Niezapłacony, zaprotestowany Weksel, procenta i córka niecnota,
Koń narowisty, pies źle tresowany,
Ciotka, mażąca przy końcu żywota
Zapis, przez ciebie w dochody wpisany: Drobne to troski i niewarte miotły,
A przecież nie znam, kogoby nie zgniotły.
22.
Jestem filozof. Niechaj wszystko ginie!
Ziemia, mężczyźni i — — kobiety... nie, me. (idy zaklnę szczerze, to żółć zaraz spłynie I mój stoicyzm kłopoty odżenie.
Wszystko, co zwie się bólem i łzą, minie,
I duszę mogę zdać myśli w dzierżenie, Choć iście nie wiem, co jest dusza, co mysi, A pewno nie wiesz i ty — lecz się domyśl.
23.
Gdy zaklnę, to mi tak na sercu miło, jak gdybym tylko co Atanazego Klątwę przeczytał; — iluż ją chwaliło!
Nie wiem, czy która wroga złamanego Z taką wspaniałą piorunuje siłą Tyle godności ma i poważnego Nastroju, co ta; stroi też psałterze Jak chmurę tęcza w napowietrznej sferze.
24.
Śpi wielki władca wiernych i sułtanka, Przynajmniej jedno z nich; och! straszne Kiedy zła żona, która ma kochanka,
Leży, a serce w złości jej łopoce;
I patrzy próżno, czy światło poranka Przez kotar ciemne tło nie zamigoce; Męczy się, wije i wzdycha i nudzi,
Póki się prawy spół-łożnik nie zbudzi.
25.
Wszędzie to samo; — pod sklepieniem nieba Jasnego, czyli pod łoża sklepieniem Złotem, którego jasnym panom trzeba,
^ Gdzie kładą głowy, a jeszcze kamieniem Twardym zda się im miękki puch i weba, Małżeństwo równa się z losów ciągnieniem. Gulbjeza była sułtanką, lecz chłopka Nie pomieniałaby z nią męża. Kropka.
26.
Don Juan, w kostjum przebrany niewieści, Przedefilował z całym dziewcząt chórem f panu ukłon złożył w dowód części;
A na znak dany poszłyr długim sznurem W korytarz; tam się kobiet seraj mieści,
W którym snem pieszczą miękkie członki, w którym Serc do miłości tysiąc drży i puka Jak ptaszę — więzień, co swobody szuka.
27.
Lubię płeć piękną; mam zachcenia nieraz,
Jak tyran ów, co chciał, by ludzkie plemię Jeden kark miało, bo wtedy „machnie raz“
— Mówił „i wszystkie łby spadną na ziemię“.
I ja życzyłem podobnie... nie teraz,
Lecz gdy nie gniotło mię jeszcze lat brzemię — By jedne usta miały wszystkie panie;
Razembym wszystkim dał pocałowanie.
.., 2S-
O Briareusie! gdybyć wszystkie człony
Stokrotnie dała natura rozgrzana!
Lecz moja Muza nieprzezwyciężony
Czuje wstręt zostać kochanką Tytana,
Lub powędrować między Patagony;
Do Liliputów wróćmy: Don Juana Musimy przewieść przez miłości przesmyk, Którego dotąd nie przebył, choć nie smyk.
29.
Otóż wmieszany między odaliski,
Gdy dano znak, w korytarz zwrócił kroki;
A chociaż wiedział, że wstąpił na śliski Tor i że takie karkołomne skoki AV następstwie niosą nieprzyjemne zyski,
(W Anglji to wszystko ma taksę); bez zwłoki Chwil mu od losu danych nie marnował I wdzięki dziewcząt przejrzał, posortował,
30.
Lecz z płci przybranej gościńca nie zboczył;
Więc z budującą skromnością dziewiczy Ów zastęp z komnat do komnat się toczył Pod eunuchową strażą, jak na smyczy;
A śród nich niby duch niewieści kroczył, Trzymając w ręku pęk rzemiennych biczy,
Tak groźny, że nie śmiałby i królewic Przystąpić; duch ten zwał się: „Matką dziewic“.
31.
Czy była „małką“, nie wiem, a nie łowię Plotek; czy matką „dziewic“ równie nie wie Muza; dość — takim tytułem się zowie Głowa haremu; co ja rzekę w śpiewie,
Prozą Kantemir lub de Tott wam powie.
Jej obowiązek był: gasić żarze wie W nieletnich sercach i w cnotliwy kątek Wprowadzać tysiąc i pięćset dziewczątek.
32.
Niepospolity urząd! — bez wątpienia.
Ale brak mężczyzn pracę tę uprości,
Bo zna je sułtan tylko, który zmienia Straż co dnia, stawia mury, czasem kości Komu połamie... a to dla rzucenia Grozy — — i zbiera ten haracz piękności Zimnych jak klasztor włoski... jest to potwór, Co chuć wylewa przez jedyny otwór...
33.
A tym jest?... no — dewocja; czyż wypada
0 to się pytać?... Lecz nie stańmy w toku Opowiadania; jak rzekłem — gromada Młódek spędzonych dla bawienia... wzroku Jednego męża — szła zimna i blada,
Jak wodna lilja, płynąca wr potoku,
Raczej w kałuży, co ciekąc powoli,
Coś dziewiczości ma i melancholji.
.34.
Aż gdy je w swoich komnatach zamknięto, Wtedy jak ptaki, małe chłopcy, fale Podczas przypływu; zaledwie z nich zdjęto Pęta przymusu — (choć ten pono wcale Kobiet nie pęta), — — jak Irlandka w święto Lub jak wariaci rozigrani w szale,
Zda się, że rozejm zawarły z niewolą: Śpiewają, tańczą, śmieją się, swawolą.
35.
Zaczęły zaraz szeptać i oczyma Wodzić po gościa postaci, odzieży;
Jedna spostrzegła, że kolczyków niema,
Druga — że suknia jej w stanie zle leży,
Że dziewiętnaście lat skończy, 7iim zima Nastanie, inna zaś temu nie wierzy;
Czwarta męskiego coś widzi w jej wzroście,
Piątej na sarnę tę myśl serce roście.
36.
Lecz że strój kryje pleć niewieścią, gładką,
Żadna nie śmiała, nie mogła nie wierzyć. Dziewczyna zgrabna i piękna jak rzadko,
Zdolna z Gruzyjką słoneczną się mierzyć... Ach! ta Gulbjeza, jakąż jest dzierlatką!
Kupiła brankę, co może uderzyć W tron, a przepyszny seraj zmienić w pustkę, Niech tylko sułtan raz jej rzuci chustkę!...
37.
Co najdziwniejsza., że chociaż jej piękno Było dla reszty zapowiedzią zguby,
To wszystkie, do niej zbliżywszy się, miękną I wszystkim wyda się gość bardzo luby. Zazwyczaj damy omal że nie pękną Od cudzych wdzięków, bo według rachuby Tej płci, którą wy mianem,.słabej“ zwiecie, Każda, twarz nowa jest „najbrzydsza w świecie“.
38.
Przecież i one miały swe zazdrości
Drobne — jak wszystkie — ale w tej minucie Może to był ów rodzaj przychylności,
Która bez naszej wiedzy wchodzi w czucie; Choć nie umieją przejrzeć szat skrytości,
To przecież czują coś jakby przykucie Serca; magnetyzm w tem siedzi, czy duchy,
Nie wiem, i nie tknę tej materji kruchej, —
Don Jimn.
18
39.
Dość, że wyraźnie i coraz wyraźniej Nieznane dota, d uczucie szkarłatem Lica paliło — coś nakształt przyjaźni Sentymentalnej, przeczystej; że zatem W serca trącała je myśl coraz raźniej:
Gdyby tak siostrą nam była... lub bratem, Jak ów z dalekich stron, gdzie chatka nasza, Bardziej kochany niż sułtan lub pasza!
40.
Najwięcej chęci do tego rodzaju Sentymentalnej przyjaźni doznały,
Lola, Katinka, Dudu; — po zwyczaju Epika powiem, tak jak mi podały Najlepsze źródła — o ojczystym kraju Dziewcząt i o tem, jak się ideały W każdą wcieliły, w której życia wiośnie...
— Wszystkie trzy w gościa patrzały miłośnie.
41.
Ognista Loli płeć — to Indyj znamię;
Katinka była z Gruzji; płeć jej biała, Niebieskie oko i rozkoszne ramię I rączka... noga drobna, iż się zdała Nie iść, lecz muskać ziemię; a nie skłamię Że“ gwoli pieszczot była Dudu cała,
Takich powabów pełna w pulchnem ciele, że mogła zmysły rozkochać w aniele!
42.
Dudu była to śpiąca Afrodytę,

  • — Lecz snem, co oczom twoim sen ukradnie, Gdyś ujrzał lice, barwą róż pokryte,

Attyckie czoło i nosek dokładnie
Rzeźbiony, Fidjaszowy; nieobfite Wcięcia jej kibić miała — każdy zgadnie,
Lecz po tem wszystkiem trudno dojść do zgody,
Co można było ująć jej bez szkody.
43‘.
Nie była żywa — lecz umiała ona Wkraść się do serca jak dzień, gdy z uśpienia Wstaje — majowy; źrenica przyćmiona Wprawiała widza w rodzaj upojenia.
I była jak ów posąg Pigmaljona,
(To porównanie jest nowe) z kamienia,
Gdy się już ciałem stawał i z pół-śnicia Nieśmiało ręce wyciągał do życia.
44.
Lola pytała jej, jak się nazywa.
„Joanna1’. — „Śliczne imię, jak muzyka!“ Katinka chciała wiedzieć, skąd przybywa.
— „Z Hiszpanji“. — „Gdzie ta Hiszpanja?“ — „Gruzjanko11 rzecze Lola popędliwa, — „Ty dzika. Twa geografja, widzę, coś utyka.
Wiadomo wszystkim, jak ziemia szeroka,
Że to jest wyspa w pobliżu Maroka.“ —
45.
Dudu usiadła przy Joasi boku,
Milcząc muskała utrefione sploty I poglądała bacznie. Smutek w oku Łzą się rozpłynął na widok sieroty Bez opiekuna, przyjaciół, w tym tłoku Obcych, co szorstko brały ją w obroty Natrętnych spojrzeń, pośród komentarzy
0 każdym ruchu, postawie i twarzy.
46.
Wtem przyszła matka, drepcąc drobną nóżką,
I odezwała się: „Spać, moje panny!
Ale co począć z tobą, moja duszko?
Twój przyjazd był tak nagły“ — do Joanny Rzekła — „Wstawimy jutro zaraz łóżko I urządzimy ci nocleg staranny,
Jednak dziś trudno! patrz, już noc, już ciemno — Więc musisz przespać ten raz jeden ze mną“.
47.
Tu Lola rzekła: „Mamo, pozwól, raczej Ja ją zabiorę; wszak wiesz, jak ci szkodzi Sypiać we dwoje; byłabym w rozpaczy,
Gdybyś doznała przykrości. My młodzi Zaśniemy prędzej. Mamula zobaczy Że będę o nią dbała, jak się godzi...“
Katinka słów jej przerwała obfitość Mówiąc: „Ja także mam łóżko i litość
48.
I spać nie lubię sama“... Oburzenie Zmarszczyło czoło damy. „Co?“ — „Ze strachu11
— Rzekła Katinka — „Zda mi się, że cienie Jakieś po całym spacerują gmachu J sny mię straszne gniotą, jak kamienie:
Gwebry i giaury, upiory na dachu“...
Dama przerwała: „Więc dlatego właśnie Przy tobie i twych snach ona nie zaśnie“.
49.
„Lola niech sama śpi, jak dotąd spala Z powodów, któiych przed wami nie streszczę, Katinka też, choćby się duchów bała;
Joasię dzisiaj przy Dudu umieszczę,
Bo jeet potulna, grzeczna i nieśmiała I nie budzą jej żadne sny, ni dreszcze.
Cóż, moje dziecko?...“ Dudu nic nie rzekła.
Bo nigdy w mowie nie była rozwlekła,
50.
Lecz poskoczywszy, na matrony czole Złożyła całus tam, gdzie się brwi sznurek Schodzi; cmoknęła Katinkę i Lolę;
Szarpnęła zlekka Joannę, (Grek, Turek Nie lubi kurtuazji, ni tu pole Do etykiety) — i pomimo chmurek,
Które się zbiegły na te względy matki Wprost do sypialnej wiodła ją komnatki.
51.
Był duży pokój, po turecku oda Zwany; tam stały w szeregu, wzdłuż ściany Dwie gotowalnie, sofy i komoda.
Pokój wykwintnie był umeblowany,
A mieścił wszystko, czego chce wygoda Dam... ale powiem, będąc już rozgrzany: Czegoś tam brakło; — lecz o tem nie śmiały Marzyć, choć było bliżej, niż myślały.
52.
Dudu więc była — niech czytelnik zważy — Niezbyt ognista ale ujmująca;
Z tym niekapryśnym wdziękiem śliczne] twarzy, Co jest zarówno jak i twarz grzesząca Brakiem proporcji — rozpaczą malarzy,
Co to w poczęciu już z natury drwiąca,
Pełna wyrazu, anioła czy czarta,
Miła czy wstrętna — lecz spojrzenia warta.
53.
Ale twarz Dudu była krajobrazem Łagodnej strefy; spokoju, błogości Pełna, jak pączek bujna, z tym wyrazem Anielskiej jakiejś dobroci, rzewności,
Co jest wdzięczniejsza, niż namiętność razem Z „wzniosłością“, której groza idzie w kości. Widziałem w gniewie kobietę i Calais.
I... mniej się majtka niż kochanka żalę.
54.
Raczej skupiona niż melanchołiczna I znowu raczej w powadze pogodna,
W swej naiwności więc nie patetyczna,
Lecz cicha, czysta, niewinna aż do dna.
A dodawała jej uroku śliczna Zaleta, dzisiaj u panien niemodna,
Że choć tak młoda, nie myślała — zda się — Czy jest różowa, zgrabna, cienka w pasie...
55.
Pokrótce: młodość miała tak szczęśliwą Jak ów „wiek złoty“, gdy złota nie znano, Przyczem słoworód wywiedziono krzywo,
Jak kiedyindziej jeszcze, gdy nazwano „Lucus a non lucendo“ — wprost fałszywą Logiką; dziś się w takim zakochano Stylu, bo wiek nasz ma składniki, które Stopione, dają djabelską miksturę...
, 56.
Wygląda ona jak ów koryncki spiż;
To znaczy — składa się ta mieszanina Przeważnie z czół wytartych... Ale ty śpisz, Słuchaczu, a ja nudzę. Moja wina!
Przenośni kładę koniec; daruj i spisz Akt przebaczenia; u mnie ta jedyna Wada gadulstwa manją jest bezwiedną.
Daruj,., a nie chcesz?... to mi wszystko jedno.
57.
Powracam tedy do opowiadania:
W głąb haremowych skrytek wszedłszy, Dudu Przed nim czy przed nią — jak chcecie — odsłania Krótko i zwięźle — (co liczę do cudu)
Haremu rządy, zwyczaje, knowania,
Wszystko w najkrótszych słowach; wiele trudu Kosztowało mię porównanie o tem:
— Kobieta niema jest... milczącym grzmotem.
58.
Potem skreśliła przed nim; — wolę: przed nią,
Bo spoinie z szatą płci świadomość czarem Zmieniła, słowa te więc nie są brednią, — Cywilizacji szkic na Wschodzie starym Wraz z praw czystością jego niepoślednią,
Na mocy których — — jeśli wzrasta harem,
To zaraz więcej jest „Niepokalanek*’
I wzrasta cnota haremu mieszkanek.
59.
Pocałowała ją nakoniec w usta;
A całus Dudu był znany, ba! słynny;
Zdołałby każde zadowolić gusta,
Bo tak rozkoszny był, a tak niewinny...
Śród kobiet całus?... cóż? Igraszka pusta;
Choć słodki, bierny zawsze, a nie czynny,
Że pocałunek — trunek, rym wskazuje,
— Ale pijaństwa ja nie propaguję.
Rozebrała się prędko i naiwnie;
Dudu przyrody dzikiej była kwiatkiem, Zatem ubrana bardzo prymitywnie. i Jeżeli w lustro spojrzała przypadkiem, lo jak sarenka, której widzieć dziwnie Konterfekt własny w tle jeziora gładkiem: Spojrzy i zaraz płochliwie uskoczy I znowu wraca sobą napaść oczy.
r .. 61
Zdejmując jednę sukienkę za drugą,
^ Kładła na stronę; potem biegła do niej Z grzeczną, lecz tutaj natrętną usługą.
Joasia skromna jej rączkom się broni, Dudu nie słucha — i obie niedługo Do snu gotowe, Dudu ma na dłoni Siad swej grzeczności... ukłuła się szpilką!
— Szpilki na mężczyzn plagę chyba tylko
62.
Stworzone, — damę zamieniają w jeża,
Przed którym śmiałek cofa ręce skłute.
— Pamięć mi równy wypadek odświeża,
Jak to ja miałem szpilkami poprute
Ręce, gdym w braku służebnej, z rycerza Grzecznością stroił damę na redutę.
Bo nawpinałem w nią szpilek niemało, Niestety, zawsze, gdzie nie należało.
, 63.
Wyśmieje mędrzec czynność tak naganną; — Ja bardziej kocham mądrość niż mnie ona; Być filozofem jest mą nieustanną Chęcią; — równy mi łachman i korona...
Wiedzy nie pojmiesz, bo chce zostać panną.
Czem byłeś, jesteś, czem będziesz, gdy skona Świat ten?... a dzisiaj czy żyjemy, czy nie?... W nierozwiązanych pytań tkwi dziedzinie.
64.
Głęboka cichość zaległa komnatę,
Blask lamp był blady i jakby omdlały 1 snu aniołki chwiały się — skrzydlate Nad każdem ciałem; jeśliby istniały Duchy, w tej chwili strojne w pyszną szatę, Przyszłyby, grobów odrzuciwszy skały,
Tu pląsać, dobrym obdarzone gustem,
Zamiast gdzieś tłuc się po zamczysku pusteui.
65.
Spały wokoło rozkoszne i śliczne,
Jak różnej barwy i woni, ogrzane Ciepłem cieplarni, kwiaty egzotyczne,
Troską, mozołem wypielęgnowane;
Jedna pod burnus skryła ciałko mleczne, Czasem jej drgnęła głowa, jak trącane Wiatrem jabłuszko; spała snem gołąbki Cicho... z przymkniętych ust świeciły ząbki.
66.
Owa rumieńce lic, na białość ręki Złożyła; włosów kłąb wTzbił się do góry Nad czołem; sen jej był ciepły i miękki, Uśmiechała się jak księżyc przez chmury,
Co idzie, ledwie przysłoniwszy wdzięki,
A otula się w swój płaszcz srebrnopióry, Kiedy już bliska owa nocy chwila,
Gdy mrok wstydliwy z jutrznią się przesila.
67.
Nie jest to żadna z mej strony przesada,
Bo była noc, jak rzekłem wyżej pono; Twarzyczka trzeciej była taka blada,
Jak twarz śpiącego smutku; tylko łono, Falując zdradza, że w duszy się składa Wspomnieniem osób ukochanych grono... Łza trysła z oczu, na rzęsach zawisa,
Jak rosa ranna na listkach cyprysa.
68.
Czwarta jak posąg z kamienia wycięty Leżała bez tchu, sztywno, nieruchomie, Biała i zimna, jak potok zmarznięty,
Albo minaret śnieżny na Alp złomie Lub w soli żona Lota... Panie święty!
Porównania się mnożą, jak po gromie Echa... Wybieraj, chociaż nam — w żałobie Dosyć niewiasty — wykutej na grobie.
69.
Oto postrzegam piątą... Patrzaj, co to?
Dama widocznie „wiekowa“, choć ręczę, Stu lat nie miała; — zresztą nie dbam o to I nad krzyżyków jej liczbą nie ślęczę; Dość, że tam spała z niepiękną prostotą,
O! bo minęły już dla niej chwil tęcze, Ody mąż i żona pod jednem nakryciem Zastanawiali się nad grzesznem życiem.
70.
A Dudu?... Jakże spała pod tę porę?...
Nie dowiedziałem się, mimo przesłuchy, Kłamstwa zaś nigdy w usługi nie biorę; Północ wskazały już zegarów ruchy,
Światło lamp było mdłe i jakby chore,
A po komnacie jęły biegać duchy...
Może widzialne dla tych, którym znośną Jest ich obecność... wtem krzyknęła głośno.
71.
Ale tak głośno, że, jak po wystrzale,
Całe dam grono z łóżek się porwało;
Matrona, panny i te, których wcale
Nazwać nie mogę... jakby pchnięte wstało Morze i biegło, przebiegały salę
Drżące, spłoszone rzeczą niebywałą,
Nie pojmujące jak ja, co za licho Straszyło Dudu spokojną i cichą.
72.
Już obudziła się — a wszystkie one
W bieliźnie, z włosem rozwianym na skrom,
Z okiem błyszczącem, naprzód wychylone,
Z odkrytą piersią, która — yda się — roni,
Jak meteory — — blaski urodzone W polarnej strefie — z krzykiem biegły do niej; Naszły wzruszoną, przerażoną, drżącą,
Oczy rozwarte miała, twarz gorącą.
73.
Ale rzecz dziwna, świadcząca jak zdrowy Twardy sen... przy niej Joasia tak blisko Leżała jak mąż obok swej połowy,.
Święcący drzemką błogie stanowisko;
A nie zbudził jej krzyk, ni gwar rozmowy,
Aż ją szarpnęły, schylając się nisko;
Wtedy dopiero, rozwarłszy oczęta,
Ziewnęła, *patrząc niby dziwem zdjęta.
74.
Teraz zaczęło się ścisłe badanie,
Ale że wszystkie chciały mówić naraz,
Co chwila nowe rzucając pytanie,
Mogłyby mędrca wprowadzić w ambaras, Gdyby odprawić pragnął wszystkie panie.
Dudu nie była niemowna jak karaś,
Lecz że nie miała swady Brutusowej,
Nie mogła związać swych wrażeń osnowy.
t 75.
Wreszcie wyznała, że gdy ją sen zmorzył, Śniła, że chodzi po cienistym lesie.
— (W takim pobłądził Dante, kiedy dożył Wieku, kiedy to człek poprawiać chce się: W połowie drogi życia. Gdy los wdrożył Kobiecie stałość, cnotę zeń wyniesie) — Otóż w tym lesie, jak zasięgło oko,
Rosły jabłonie rozsiadłe szeroko.
76.
A w samym środku stała jabłoń złota Zaczarowana, a na samym szczycie Złote jabłuszko; ją wzięła ochota Na piękny owoc, patrzy, wzdyęha skrycie, Chce dostać, skacze, kamiuszkami miota;
Jabłko spaść nie chce i wisi niezbicie Na swe] gałązce, chwieje się i chwieje
I patrzy na nią i niby się śmieje...
77.
A kiedy, próżno tak siląc się, stała,
Jabłko urwało się i potoczyło Samo do jej stóp; ona je porwała
I niosła do ust; a gdy całą siłą
kisnąc je, zęby już zatopić miała W jabłuszku, co ją tak we śnie wabiło,
Frunęła pszczoła zeń i tak ją w szyję Ukłuła!... dotąd z trwogi ledwo żyje. —
78.
W dźwięku jej mowy znać było zmieszanie
I przestrach, zwykły skutek snow niebacznych, Które wyrosły nad nasze poznanie,
A mogą dreszczem przejąć nieopatrznych. Niejeden taki znam sen, co się zda nie Marą, lecz wróżbą dla umysłów bacznych. Modnie to zwie się: „zbieg okoliczności“; „Przeczucie duszne“ powiedziałbym prościej.
79. ( Dziewczęta, które miały już omdlewać,
Zwykle, jak kiedy minie chwila trwogi,
Zaczęły trochę dąsać się i gniewać,
Że się bez celu zerwały na nogi.
Matrona także, że zamiast wygrzewać Łóżko, snów słucha dziwnych, jak rarogi, Łajała Dudu; ta z minką litośną Rzekła: „Ach, żal mi, żem krzyknęła głośno. ’
80.. /
— „Znam o kogucie powieść i o byku,
Ale o jabłku, co z drzew samo leci,
Kto słyszał? Tyle narobiłaś krzyku,
Że pobudziłaś wszystkich pół do trzeciej! Myślałam, że świat chyba jest na zniku!
Musisz być chorą, dziecię; zarazże ci Sprowadzę jutro lekarza; on zbada,
Co za dziwaczna niemoc cię napada.“
81.
,, Biedna Joasia! Robaczek najlichszy Ma domek, gdzie się w cichym śnie zasklepi. Myślałam, że jej snu nic nie zawichrzy,
1 że niesamej spać będzie jej lepiej;
Że się przy Dudu, /e wszystkich najcichszej,
Po niewygodach drogi snem pokrzepi. Tymczasem muszę ją przenieść — to jasne —
Do Loli, chociaż jej łóżko tak ciasne.
82.
Oczęta Loli błysnęły radośnie,
Lccz w oczach Dudu zaczęły majaczyć Łzy; zapomniała o łajaniu, o śnie,
Prosiła tylko, aby jej wybaczyć Chciano pierwszy błąd, że ona wyrośnie Z tej wady — — będzie już na siebie baczyć. Niech jej zostawią Joasię milutką,
A już do rana spać będzie cichutko.
, 83.
W następne nocy bez widziadeł zaśnie,
^ Przynajmniej marzyć będzie już pocichu;
Nie przypuszczała sama, że tak wrzaśnie...
Halucynacja, ot — temat do śmiechu, Nerwowość — dobrze mówią, że to baśnie,
Sen... ach, lecz dziwna władza jest w tem lichu. Prosi: „Przebaczcie! nim kogut zapieje,
To ja już całkiem, całkiem wyzdrowieję“...
84.
Tu i Joasia zaczęła jej bronić,
Mówiąc, że wcale nie wini niebogi,
Że właśnie one, gdy zaczęły dzwonić
Głosem krzykliwym, takim, jak dzwon trwrogi,
Obudziły ją; że się nie chce chronić
Gdzieindziej, bo sen miała bardzo błogi L wcale na swą drużkę się nie skarży,
Że sobie czasem „mai a propos1’ marz}7.
85.
Gdy tak mówiła, pięknej Dudu głowa Przytuliła się do Joasi łona,
Lecz widna była szyjka — tak ponsowa,
Jak róży w lecie rozwitej korona,
Czemu spłonęła? Nie wiem. Jest to nowa Zagadka, w obłok mistyczny wtulona;
To jedno wiem, że prawdy chęcią dyszę,
I, jak słyszałem, tak wam tutaj piszę.
86...............
Więc dobranoc im — — lub, jeśli wolicie,
Dzień dobry, — słychać bo kogutów pianie
I blask się zjawia na azyjskich szczycie Gór, a półksiężyc z wieży karawanie Posyła strzały światła, gdy w przedświcie Wilgotnym zwolna sunie się po ścianie Stromej okólnym szlakiem jak rozwity Wąż — gdzie na Kurdów patrzą Kami szczyty.
87..
Ze wschodem słońca — lub jeszcze przed świtem Wstała Gulbjeza z bezsennej pościeli,
Wcielona furja — blada, z zębów zgrzytem Wzięła płaszcz, welon, perły, — stoi w bieli. Słowik, co nosi cierń w łonie przebitem
I smętną głosi pieśń w krwawej kąpieli,
Z mniejszą boleścią pręży piersi chore,
Niż ten, co własną namiętnością gore.
r 88.
W tych słowach morał leży mego dziełka;
Cóż, gdy publiczność rzuca cłziś przybytki Mądrości; boli ją ostra igiełka ^ Prawdy; — czytelnik miły ma ten brzydki Zwyczaj, że patrzy w blask przez ciemne szkiełka.
Miły pisarz znów lubi stroić zbytki,
Drąc się z kolegą — no, bo trudno wszystkim Pochlebiać, kiedy ten i ów jest chłystkiem. —
89.
Rzuciła ona przemiękkie posłanie,
Miększe niż łoża Sybarytów, którzy Gwałtu wołali, czuli niesłychanie,
Kiedy pod niemi zgiął się listek róży.
Piękna — że sztuka za nic tu nie stanie,
Chociaż serdecznej blada walką burzy;
A tak nad błędem swym w zadumę wpadła,
Że zapomniała spojrzeć do zwierciadła.
90.
W tym samym czasie lub wcześniej zbudzony Wielki pan i mąż rzucił drzemkę błogą, Posiadacz królestw trzydziestu i żony,
Której był wstrętny niby gad pod nogą,
(Rzecz mniejszej wagi w ciepłej strefie onej Dla potentatów, którzy sobie mogą Utrzymać harem — niż dla klasy biednej,
Co na dwu przestać musi, lub na jednej).
91.
To też od żółci wolną miał wątróbkę,
Małżonka, cały świat był mu za fraszki;
Lubił przy sobie czuć rozkoszną łubkę,
Jak inny lubi pieska, albo ptaszki.
K’temu w haremie miał Czerkiesek kupkę,
Z niemi po trudach dywanu baraszki Stroił; — lecz dzisiaj z musu czy miłości Podobał sobie Padyszach w Jej Mości.
92.
Powstał więc i po zwykłych opłókaniach,
Które koranu przepisuje prawo,
I po pacierzach i kornych wzdychaniach Sześć razy czarną zachłysnął się kawą,
A potem gadać kazał o kampanjach Rosjan, co ciągłą okrywali sławą Ekaterynę, która kończy szereg Największych w świecie carowych i...
93.
Ty, Aleksandrze Wielki, coś jest wnukiem Jej prawym — Twego niech nie razi ucha Ta pieśń, gdy dojdzie, bo pieśń dzisiaj z hukiem Do Petersburga doleci i słucha Tętentu ziemia, gdy pędzi z pomrukiem Wzdętych wolności fal ta zawierucha Aż do Bałtyku... ty jesteś niekłamnie Rodzica Twego synom — to dość dla mnie.
94.
Kto bękartami klnie ludzi i zowie Ich matki antypodami Tymona.
Owego mizantropa, — krzywdę głowie Niejednej czyni i krzywdzi plemiona.
Do dziejów nasi należą przodkowie,
A gdyby matki błąd hańby znamiona Dawał potomstwu — pytanie niełacne,
Czyby dziś wielkie rody były zacne?
Bon Juan
95.
Gdyby rozumiał był Sułtan z Carycą,
Co uszczęśliwia dwory i narody,
Zamiast armatą walczyć i szablicą I groźnie przeciw sobie iść w zawody, Mogliby wojnę fezu ze spódnicą
Skończyć bez wodzów i bez posłów trzody. Niechby on harem puścił, ona swoję Gwardję i tak spór zgodzili — we dwoje.
96.
Ale dziś Sułtan łamać musiał głowę,
A razem z władzą i dywan dostojny,
Jak tę ryceikę i....... królowę,
Tę sojusznicę zamętu i wojny Pożyć. O! ciężkie jest brzemię państwowe, Które tłoczy kark ministerstwa wojny, Zwłaszcza, gdy, nie chcąc działać jak poganin, Nie może nowych już nakładać danin.
97.
Gulbjeza, kiedy odszedł Sułtan czuły,
Do buduaru swego weszła, kędy Słodko się kocha i je. Tam zasnuły Kadzidła wonną mgłę i lśniły wszędy Kosztowne cacka; krwawe karbunkuły Ze stropu patrzą na wazonów rzędy,
Skąd wonią dyszą kwiaty krasnolice,
Pociecha więźniów — same niewolnice.
98.
Marmury, porfir, jaspisy dokoła Walczą ze sobą o palmę zasługi;
Z dworu dolata pieśń ptaszków wesoła,
Przez kolorowe szyby świateł smugi
Tęczowe płyną; lecz pióro nie zdoła Wyrazić cudów; opis byłby długi;
Szkic nakreśliłem, a reszty niech raczy Dopełnić bujna fantazja słuchaczy.
99.
Wezwawszy Babę, ministrowi swemu Każe o jeńcu powiadać najszerzej;
Co się z nim działo, odkąd do haremu Odszedł; czy wszystko poszło jak należy?
Jak obchodzono się z chłopcem i gdzie mu Dano mieszkanie? czy go kto z odzieży Nie podejrzewa?... zwłaszcza o przebiegu Pragnęła wiedzieć zeszłego noclegu.
100.
Baba z wahaniem pewnem zaczął składać Sprawę z tych kwestyj; ale wnet osądził,
Że nie tak łatwo na nie odpowiadać,
Jak pytać; mówił, że wszystko urządził,
Ale coś taił, choć słowom chciał nadać Obojętności cechę — w czem pobłądził,
Gdyż właśnie zdradzał się; spocił, zasapał I w skłopotaniu wielkiem w ucho drapał.
101.
Gulbjeza nie jest cierpliwości wzorem;
Nie lubi na czyn i na słowo czekać. Odpowiedź winna dążyć krokiem skorym Tuż za pytaniem. Więc, gdy zaczął zwlekać, Kuleć, pytania spadły nowym torem.
Zmieszał się, zaczął słówka cedzić, bekać... Jej w twarz spłynęła krew a z oczu biły Iskry, na czoło wyszły sine żyły.
102.
Gdy ujrzał Baba panią rozgniewaną —
Dla niego zły znak — jął prosić nieśmiało, By łaskawego ucha skłonić chciano;
’te on mewinien temu, co się stało.
Więc wyszło na jaw, że jeńca oddano W opiekę Dudu (co się powiedziało).
„Lecz on niewinien, przysięgnie, gdy żąda,
Na koran i garb świętego wielbłąda.“
103.
„To przełożona ody winna temu,
Która ma w pieczy haremowe damy.
Ona to, gdy go wzięła do haremu (Bo jego służba kończy się u bramy), Wszystko zepsuła; on już nie mógł złemu Rozpoczętemu przeciwstawić tamy I bez budzenia podejrzeń odeprzeć Nieszczęścia, by nie popsuć, miast polepszyć.
104.
„Sądzi, ba! wierzy i jest przekonany,
Że Juan z pokus tych wyszedł z honorem, Czysty jak przedtem i niepokalany,
Wiedząc, że gdy się zdradzi choć pozorem, Nietyłko padnie w kłopot zawikłany,
Lecz skończy życie worem i Bosforem.” Wszystko wyjawił więc słowem otwrartem Prócz marzeń Dudu — co nie były żartem.
105.
Tę rzecz dyskretnie w milczeniu zachował ^ I byłby gadał jeszcze, bo imprezy Nie pozbył, lecz się nagle zahamował,
Tak się ściągnęły groźnie brwi Gulbjezy:
Lica pałały, wzrok skrzył, mózg wirował,
Jak kiedy piorun po ciele przebieży.
A rosa męki na skronie serdecznej
Wyszła — jak na kwiat w porze przedsłonecznej.
106.
A choć nie była z rodzaju nerwowych,
Już myślał Baba, że zemdleje... lecz nie!
Były to tylko napady chwilowych
Drgań, które trudno skreślić. Każdy wiecznie Czuje wrażenie spiorunowań owych,
Gdy mu wypadło co z zamiarem sprzecznie.
A jeśli ona tej pasji mozolnej W słowach nie mogła wydać, coż ja zdolny?...
107.
Stoi w tej chwili, niby u trojnoga Namiętna Pytja. Twarz natchnieniem płonie, Wre w niej namiętność niespokojna, sroga, Rozszarpująca serce, niby konie Stepowe; potem już chwieje się noga I wargi jej drżą — i pochyla skronie,
I w dół podaje się cała złamana,
Skroń pulsującą chyląc na kolana.
108.
Skłonieniem głowy bladą twarz ukryła,
Jak u płaczącej wierzby rozwiązany Warkocz marmury całować puściła,
Na otomance siedząc; w skołatanej Piersi wzmogła się rozpacz i tak biła,
Jak wracające raz po raz bałwany,
Póty szturmują do skalnych wykuszy,
Aż się głaz twardy wyszczerbi i skruszy.
109.
Głowa opadła, twarz jak pod zasłonę Pod bujnych włosów kaskadę się chowa;
Z wezgłowia zwisa ramię obnażone;
Płeć jego lśniąca i alabastrowa...
Gdyby malarzem być i te dzielone Wiersze na obraz złożyć! gdyby słowa Farbami były! Lecz, że jestem frycem W malarstwie, racz się zadowolić szkicem.
110.
Baba wiedzący, że trudno złagodzić Burzę, a zwłaszcza jej porywy żwawsze,
Zato wiedzący, w co kiedy ugodzić,
Skulony czekał na wiatry łaskawsze.
Ona powstała i zaczęła chodzić Po sali zwolna, ale milcząc zawsze. Rozpogodziła czoło, choć nie oczy. —
— Wiatr ścichnął, lecz się fala jeszcze toczy.
111.
Przystanie, głową wstrząśnie i znów rusza;
Gwałtowność gestów wzmaga się, znów minie. Znany jest ten chód, do którego zmusza Huragan uczuć; często się odwinie Niby z pod zasłon z takich aktów dusza,
Jak to Salustjusz spostrzegł w Katylinie, Który, pędzony przez wszystkie złe duchy, Zdradzał się nawet burzliwemi ruchy.
112.
Stanąwszy wreszcie: „Niewolniku! sprowadź’ Jeńców” — wyrzekła ledwie dosłyszanym Głosem — lecz takim, że Baba próbować Nie chciał zaczepki; zadrżał, ale szczwanym
Będąc mikitą, udał, że zmiarkować Nie może, o kim właśnie mówi hanem.
I prosił, by ich nazwała z imienia Dla powtórnego błędu uniknienia.
113.
„Gruzianka Dudu i jej ulubiony!” —
Potem dodała: — „Niech czeka gotowa Łódź u drzwi tajnych z południowej strony;
Resztę wiesz...” W gardle utkwiły ]ej słowa Pomimo dumę miłości wzgardzonej.
Baba poznawszy, czem jest srogośc owa,
Zaklął się na włos z Mahometa brody I zaczął winnych wypraszać od wody.
114........
„Słyszeć jest słuchać, ale najjaśniejsza
Pani, niech skutki zważy twa roztropność;
Nie przeto, aby moja była mniejsza ^
W spełnieniu żądań najcięższych pochopnosc, Ale z pośpiechu może naj przykrzejsza Kolizja wyróść tobie — aż okropność Myśleć!... Pominę straszne za wikłanie W wypadku, gdyby odkryto przebranie,
115.
Lecz uczuć własnych swych szanuj. Bo snadnie, Resztę pochłonie ciemnych wód cesarstw-o,
Co już niejedno serce kryje na dnie Bijące, pleśni przysłonione warstwą.
Kochasz młodego chłopca — bardzo ładnie — Ale jeżeli to ma być lekarstwo...
Przebacz śmiałości — jednak, by wyleczyć <( Ciebie śmierć jego miała?... śmiem zaprzeczyc, ’
116.
„Łotrze! Ty będziesz prawił o miłości?...
Ruszaj!“ — krzyknęła, a oczy jej błysły. Znikł Baba, nogom przydawszy szybkości,
W iedząc, że gdy jej roznamiętni zmysły, Sam sobie drogę do stryczka umości.
W ięc choć w praktykach miłosierdzia ścisłv I rad, by przezeń nie cierpieli drudzy,
Jednak własny kark milszy mu niż cudzy.
117.
Poszedł \\ięc krzątać się kolo roboty, Burkając i klnąc tureckiemi usty Kobiety wszystkich stanów, wieku, cnoty, Zwłaszcza sułtanki z przemiennemi gusty, Ich diunę, upór, kapryśne zawroty i Woli, ich umysł płytki, tępy, pusty,
Gwałty, czynione bliźnim, niemoralność...
Tu błogosławił swoją neutralność.
. 11S.
W pomoc zawezwał służbę haremową,
A młodej parze posłał rozkazanie, ’
Aby przybrawszy się pięknie, godowo, Etykietalne przywdziawszy ubranie,
Zaraz stawiła się przed cesarzową,
Co najłaskawsze ma o nich staranie.
Dudu się zlękła, don Juan zadziwił,
Lecz iść rad-nierad musiał, choć się krzywił.
. 119.
Więc pozostawiam parkę w garderobie,
A jak się skończy cała awantura Czyli Gulbjeza ułaskawi obie,
Czyli się zemści, jak Lewantu córa,
I czytelników zostawi w żałobie, —
To na koniuszku wisi niego pióra.
Dojdę ja w dalszym ciągu mej powieści,
Dokąd ich kaprys zapędzi niewieści.
120.
Błogosławieństwa kreślę nad nią znaki,
Choć nie wiem, czyli koniec nieszczęść bliski; Ale na inne zwracam Muzę szlaki,
— Przy uczcie trzeba odmieniać półmiski. — Ufam, że jeszcze Juana szczupaki Nie zjedzą, chociaż już gotują pyski.
Więc, że w powieści odmiana ma wielki Urok, Muza ma spróbuje szabelki.
PIEŚŃ VII.
1.
Miłości! Sławo! Wy wietrzne istoty, Nieujarzmione takie, a ponętne.
Meteor, co wpadł w gwiezdne kołowroty,
Mniej płoche światło ma i bardziej mętne.
Do czarnej ziemi przykuci, ku złotej Parze w krąg oczy wysyłamy smętne.
Przelecą mimo, wzrok iskier zabawią
Tysiącem, ujdą, tęsknotę zostawią...
2.
Podobną jest ta, tutaj wam podana Powieść-niepowieść, różności plecionka,
Zorza północna spoetyzowana,
Świecąca w chłodnej strefie mdłego słonka.
Nie wstyd w łzach tonąć od rana do rana,
Skoro wiadomo, że wszystko jest mrzonka;
Lecz skoro mrzonką jeno, jest wszechżycie,
Może zeii równie śmiać się pozwrolicie?
3.
Oskarżają mnie, mnie podpisanego Autora — o co, doprawdy nie widzę,
Mówią, że jestem apostołem złego,
Że podkopuję cnotę, z wielkich szydzę.
Czegoś im we mnie braknie — ale czego?...
Mój Boże! Wszakże ja kłamstwem się brzydzę;
Nie mówię więcej — każdemu wiadomo —
Niż mawiał Dante, Cervantes, Salomo,
4.
Niż Swift powiadał, Machiawel, Rochefoucault, Fenelon, Luter, Tillotson i Plato,
Wesley i Rousseau, który z wielką sztuką Dowiódł, że życie prosto czasu stratą.
Ich więc, nie moją gorszcie się nauką. —
Nie utrzymuję ja, że jestem Kato,
Lub Diogenes nawet. — Żyję — zamrę —
(Co lepsze?... Zamknę to pytanie w klamrę.)
5.
Sokrates twierdzi w zdaniu bardzo wzniosłem, Że: „Wiedzieć, że się nic nie wie, mądrości Szczyt!“ Piękna mądrość, która robi osłem Genjusz przeszłości i teraźniejszości.
Newton, który jest nowych czasów posłem I arcymędrcem naszych ziemskich włości, Newton powiada: „Będę dzieckiem zawdy,
Co zbiera muszle na wybrzeżu Prawdy“.
6.
Eklezjasta śpiewa: „Wszystkomarność!“
Z nim księża, mając: „Memento“ w pamięci, Czczą wstrzemięźliwość, czystość i ofiarność.
Słowem — pojmie to każdy, kto ma chęci. Gdy w doczesności więc widzą wszechczarność Poeci, mędrcy, kapłani i święci,
Mamże się wstrzymać z obawy pobicia Sam od głoszenia tej nicości życia?
7.
Psy wy, czy ludzie!... Zbyt wiele zaszczytu, Gdy was psami zwę. Psy od was zacniejsze Czytajcie — lub nie, najmniej u mnie wy tu Znaczycie, z żywych istot najpodlejsze.
Jak księżyc nie drgnie od wilków skowytu,
Tak Muza moja skry rzuca nieinniejsze. Słucham, lecz wrzaskiem waszym się nie straszę, Srebrząc mimo was ciemne (ścieżki wasze. —
8.
„Srogie miłości i zdradzieckie wojny“,
Czy dobrze wiersz ten cytuję — nie baczę. Fakt faktem, przetom o cytat spokojny, Śpiewam oboje i rzucę kartacze Na twierdzę pewną, zgromadzę lud zbrojny,
Od strony morza i lądu obsaczę,
To jest obsaczę nie ja — lecz Suwarów,
Co miał niby sęp krwiożerczości narów.
9.
W delcie Dunaju, Ismaiłem zwana,
Twierdza na lewem rozramieniu leży.
W orjentalnym stylu budowana,
Do najmocniejszych na ziemi należy Lub należała, póki wyuzdana
Złość nie zburzyła murowych pancerzy.
Wiorst osiemdziesiąt ku wysokiej wodzie,
A trzy tysiące sążni ma w obwodzie.
10.
Lewe przedmieście objęto też murern;
Punkt to wyniosły i wróg się bezkarnie Nie zbliży, bo go oszczekają chórem Działa; lecz grecki mistrz bardzo figlarnie Na parapecie palisady sznurem
Powtykał w ziemię perpendykularnie,
Że tylko ogień obrońców maskują,
Lecz szturmujących najmniej nie hamują.
11.
Ta okoliczność da pojęcie waści
0 tym Yaubanie nowym i taktyku.
Fosa głęboka, jak morskie przepaści,
Wał tak wyniosły, żebyś tam na stryku Nie chciał zawisnąć, ale żadnych paści,
(Przepraszam, powiem w technicznym języku) Żadnych „ukrytych dróg1’, „wilczego dołu11,
Co szturmującym przyczynia mozołu.
12.
Kamienny bastjon z wąską szyją wieży Strzegącej i mur twardy jak łepeta Angielska; dwie baterje jak nasz Jerzy,
Z strzelnicą jedna, a druga „Barbetta“,
Mają przystępu bronić do wybrzeży.
Dwadzieścia i dwie paszcze zieją z grzbieta Szańców po stronie prawej, gdzie „kawaler11 Mieści armaty, ustawione w szpaler.
13.
Od strony rzeki twierdza była goła.
Bo nigdy tępy nie przypuszczał Turek,
Że się tam ruska flota przedrzeć zdoła.
Tak zaś mniemając, sam zadzierzgał sznurek Sobie na szyi i pałasz anioła
Śmierci na synów kark ściągał — i córek. Nie dbał więc, że się tam w delcie krzątała Rosyjska flota — i powtarzał: „Ałłah!11
14.
Rosja gotowa poszła do ataku.
— O wy, boginie oręża i sławy!
Mamże tu pisać o każdym kozaku,
Co nieśmiertelnym byłby, gdyby sprawy
0 nim zdawano, bo każdy w orszaku Marsa stać godzien; Achilles mniej krwawy,
Mniej był zawzięty, niż ten naród świeży; Przykre ma tylko imiona rycerzy.
.... 15-Wymienię kilku, aby zwiększyć mowy
Naszej eufonję: Orłów i Strogonów,
Lwów, Bezborodko, Arsenie w-Orek nowy,
Platów, Czepega, Meknop i Czogonów,
1 jeszcze jeden dwunastozgłoskowy.
Mógłbym wymienić bardzo wielu „onów“
Z gazet — lecz Sława, kapryśna dziewucha, Prócz trąby słynie z pieszczonego ucha,
16.
Aby wymówić słowa, pełne zgrzytu,
Bo takiemi są rosyjskie imiona.
A przecież godni mego propozytu,
Jak męża godna piękna narzeczona,
Albo jak godna niemego zachwytu Londonderrego mowa napuszona.
Więc: iszkin, uszkin, uj, oj, uski, owski,
— Pośród ostatnich jaśniał Razumowski,
17.
Mitaczów, Łabanów, równie się snuła Wołodiów, Saszów i Wasilów siła.
Najtęższa szlachta, jaka kiedy kłuła Bagnetem, albo szablą dziurawiła.
Nic nie obchodził ich Mahomet, Mułla, Chybaby skóra w cenie podskoczyła,
Wtedy gotowi by li drzeć z nich pasy I z miękkich skrawków robić tołumbasy.
18.
Zbiegli się także wojownicy cudzy,
Przeróżnych nacji — ochotnicy sami.
A nie ojczyzny ani kraju słudzy,
Lecz chcący kiedyś być brygadjerami.
A także w lupach mieć swą część jak drudzy, Zwłaszcza, że byli młodymi chłopcami...
Z angielskiej nacji zagrażało miastu Wielu Thomsonów, Smithów dziewiętnastu.
19.
Jack Thomson i Bill Thomson; nazwisk wiele Poety wielkie imię,,James“ obarcza.
Nie wiem, czy w herbie mieli miot czy cielę, Lecz lepsza taka z imieniem „James*’‘ tarcza. Było trzech Piotrów Smithów, a w swem dziele Najlepszy: „wielu co ciosom wystarcza“ Rycerz, co ongi stał pod Halifaxem:
Dziś pragnął w ruskiem wojsku być Ajaksem.
20.
Reszta Jack, Will. Bill — jak z jednego kojca, Gdy o najstarszym Jacku, Smitha synu Powiem to, że miał w Kumberlandji ojca Kowala — a więc, że pochodził z gminu, Tom uzupełnił życiorys mołojca,
Który znalazł śmierć przy wzięciu Koczynu, Malej wioseczki, zaco w biuletynie Trzy poświęcono jego sławie linje.
21.
Śmiem wątpić, chociaż kocham i szanuję Marsa, czy ulży biuletyn rannemu,
Gdy srogie bóle — ten nieszczęsny czuje... Nie przyganiajcie dowcipowi memu,
Bo w kałemburach niećwiczon — cytuję: Szekspir ten sani żart dal w usta jednemu Z mężów w komedji, co humorem skrzy się,
A który nasi kradną dowcipnisie. —
22.
By] tam niejeden Francuz dziarski, śmiały,
Ale zbyt dobrym jestem patryjotą,
By ich imiona wymieniać w dniu chwały.
Dziesięć kłamstw powiem, nim prawdę podło tą Okupię!... O cześć Anglji jestem dbały I nazwę tego hultajem, niecnotą,
Kto będzie twierdzić, że w pokoju błogim John Buli przestaje być Francuza wrogiem.
23.
Moskwa, stawiając dla ba ter j i szańce Na bliskiej wyspie — miała takie cele: Publiczne gmachy po ostatnie krańce Miasta zrujnować... i prywatnych wiele. Mniejsza, co biedni ucierpią mieszkance;
— Forteca — główna rzecz, legnie w popiele, A że stawiana w półkole — więc domby Żaden nie uszedł granatu ni bomby.
24.
Zasię cel wtóry: Wyzyskać tę chwilę Panicznej trwogi, zgiełku, zamieszania I atakować turecką flotylę,
Co się w pobliżu układla do spania,
Trzeci zaś motyw, jeśli się nie mylę,
Strachem przynaglić miasto do poddania. Rycerstwo ma swe humoru wyskoki,
Gdy nie jest mężne jak taksy, buldoki...
25.
Istnieje zwyczaj, nie nazwę go cnotą: Lekceważenie sobie przeciwników.
Niestety, u nas zwyczajny — a oto
Przezeń polegli Smith i pan Czykczyków; (Smith jeden z owych dziewiętnastu, co to Gwiazdami byli pośród swoich szyków;
Imię tak bardzo częste w naszym kraju,
Że Smith nazywał się już Adam z raju).
26.
Rosja za prędko sypała okopy,
Nie pokończyła więc swoich bateryj;
— Podobny pośpiech kradnie wierszom stopy,
Z czego ma stratę Longmann i John Murray. Gdy im poezje zalegają szopy Księgarskie, stałe zająwszy kwatery. — Wskutek pośpiechu zatem się wstrzymało To, co historja zwie „mordem“ lub „chwalą“.
27.
Czy to głupota panów inżynierów Popsuła działa te i kartelusze,
Czy niesumienność, lotrostwo giserów,
Co oszukując oczyszczali duszę Z grzechu zabójstwa, czy błąd kanonierów, Dość że chybiały oblężnicze kusze;
Jedne przeniosły, drugie nie doniosły,
A w wojsku listy trupów’ ciągle rosły.
28.
Nieobliczenie przestrzeni i siły Popsuło równie nawodne roboty:
Tam trzy brandery w górę wystrzeliły,
Nim doszły celu, — bez szkody dla floty
Don Juan.
20
Tureckiej; lonty za wcześnie się stlily I wywołały tylko puste grzmoty,
Bowiem brandery pękły w środku rzeki Podczas, gdy Turkom sen kleił powieki.
29.
Gdy się ocknęli, Dunajem płynęła Rosyjska flota. Około godziny Dziewiątej już się pod mur podsunęła Nieustraszenie na odległość Uny I kanonadę zaraz rozpoczęła.
Turcy nie stali też jak manekiny,
Lecz powitali gości niezbyt czule,
Miecąc granaty, kartaczei kule.
30.
Sześć godzin stały pod ogniem fortecy Ruskie okręty; z lądu działa grzmią, by Wspierać flotylę i zasłaniać plecy,
Lecz zrozumiano wnet, że same bomby Nie zdmuchną miasta, jak płomienia świecy/ Więc zatrąbiły do odwrotu trąby.
Jeden okręt pękł, drugi w piasku osiadł Porwany prądem — i Turek go dosiadł.
31.
On też utracił statków, ludzi siła,
Ale na widok uchodzącej floty Zgraja Delhisów w łodziach się puściła Ścigać, z janczarek śląc kule i gloty.
Nawet na wyspę wysieść się kusiła,
Lecz za wysoko zamierzyła loty,
Bo hrabia Damas ze swym dzielnym gminem Zepchnął ich z wielkim trupów biuletynem.)
32.
„Gdybym11 — historyk rzecze — „zechciał czyny Rosjan opiewać w ów-to dzień marsowy,
Mógłbym ułożyć całe woluminy,
A jeszcze nigdy nie byłbym gotowy.11
Więcej nie mówi, lecz zaraz wawrzyny Składa na obce a znaczniejsze głowy:
Damasa, księcia de Ligne, Langerona,
— Przesławne dziejów spółczesnyck imiona.
33.
Z tego zrozumieć można, co jest chwała:
Oto ci zacni trzej kawalerowie...
Ręczę, że mała liczba z was wiedziała,
Źe żyli kiedyś. A może też... kto wie?...
Dziś jeszcze żyją? Sława to kabała,
Trzeba mieć szczęście do niej, tak, panowie.
Prawda — książę Ligne pisał pamiętniki;
Te polecają go masom publiki.
34.
Różni tam bili się, nietylko księstwo.
Rzekłbyś — wróciła homerowa era.
Lecz się jednostka między taką gęstwą Gubi, gubi się imię bohatera.
Niedostrzeżone i bajeczne męstwo Ginie, dla sławy za prędko umiera.
Z bitew spółczesnych, nie wiem, czy znajdziecie
Dziewięć wyraźnych imion gdzie w gazecie.
35.
Wstęp, chociaż czoła laurami ubierał,
Dowiódł, że w akcji gdzieś musiał błąd leżeć.
Więc Ribas, znany w historji generał,
Radził czemprędzej do szturmu uderzyć,
W czem generalny sztab mu się opierał, Mówiąc... lecz musiałbym stancę rozszerzyć. Wieę stanę, aby się czytelnik który Nie zdrzemnął, nim się wedrzemy na mury.
36.
Był mąż — jeśli go mężem zwać się godzi — Nie przeto, bym mu odmawiał męskości,
Bo gdyby nie był Herkulesem, młodziej Musiałby umrzeć, ani niestrawności Czekał, co śmieić mu zesłała w powodzi Kwiatów pod drzewem, w kraju zieloności, Skroś spustoszonym dla pańskich rozkoszy,
Tak jak szarańcza nigdy nie pustoszy.
37.
To był Potemkin, wielkość takiej ery Gdy mężobójstwo i nierząd są w cenie. Gdybyś chciał wartość liczyć na ordery 1 złoto, chwałę miał wielką, jak mienie. Sześciostopowy olbrzym, zdołał szczery Afekt, czy tylko chwilowe zachcenie Wywołać w wielkiej imperatorowej,
Co oceniała człowieka — z budowy.
38.
Gdy się rzecz chwiała, Ribas pchnął do księcia Gońca i tyle sprawił przez ajenta,
Że go dla swego zyskał przedsięwzięcia.
Nie wiem, jakie miał k’temu argumenta, Dosyć, że starczyły zgoła do dopięcia Celu; tymczasem bliżej podsunięta Baterja grzmiała; z czterdziestu gardzieli Twierdza wtórzyła piekielnej kapeli.
39.
Aż trzynastego, gdy wojsko w rozterce Srnut ną na statki swe siadało rzeszą,
Zjawił się kurjer i ucieszył serce
Tych, co już dawno sławę z szabel krzeszą,
Jak tych, co byli frycami w żołnierce,
Krótką i zwięzłą wojskową depeszą,
Że się amator dowództwa i gwarów Wojennych zbliża — marszałek Suwarów.
40.
List do marszałka, pisań przez samego
Kniazia, godzien był spartańskiej zwięzłości.
O! gdyby tylko wiódł był do zacnego Celu: obrony prawa i wolności.
Lecz to był wyraz nad ziemią zgiętego (
Łuku brwi groz’nych — niech więc praw nie rości Do chwały, chyba ze stylu bezsprzecznie Jędrnego: „Zdobyć — Izmaił koniecznie.
41.
Niech będzie światło!“ — rzekł Bóg — i już świeci.
„Niech będzie krew!“ — rzekł człowiek — i już płynie. A ’jedno „fiat“ tych zepsutych dzieci
Nocy (dzień czynów ich nie zna) w godzinie Tyle zła sprawi, że trzeba stuleci,
Aby je zatrzeć, i chyba jedynie Tych słońc, co skrzyły dla edeńskich stworzeń. Wojna nie sam pień gubi, lecz i korzeń.
42.
Muzułmanowie, co krzyczeli: Ałłak,
Widząc, że Rosja bierze za pas nogi,
Spuścili nos na kwintę; któż nie pała Męstwem, widząc, jak cofają się wrogi
(Raczej wrogowie — należy się cala Dworność biedakom, co doznają trwogi).
A więc na Turków nowa żałość padła.
— (Choć wieprzem gardzą, strzegą swego
[sadła).
43.
Aż szesnastego wrzasły „karaule“
I zjawili się dwaj jeźdźcy, kozaki,
Pędząc galopem schyleni na kule Siodeł; pakunek mieli u kul baki Mały, bo na dwu tylko trzy koszule.
Dwa ukraińskie niosły ich kłusaki.
Gdy wpadli w obóz nakształt dwu ogarów, Poznano, że to z lejbjegrem Suwarów.
44.
„W Londynie bal! bal!“ — woła gap, gdy świeczki Iluminacji w oknach się ukażą,
Które John-Bullom, przyjaciołom beczki,
Mile łaskoczą zmysły, gdy się jarzą.
Płoną więc barwne lampy i lampeczki,
Bo mędrzec (John Buli) z jaśniejącą twarzą Odda swój rozum, nierozum, pieniądze,
Aby, jak wielka ćma, nasycić żądzę.
45.
Dziw, że klnie jeszcze: „Oczom potępienie/’
Już dawno tępe! a tych klątw ze wstrętem Sam djabeł słucha, gdyż opadły w cenie,
Odkąd John Buli wzrok utracił ze szczętem,
I zwie podatki rajem, długi mieniem.
A gdy głód okiem, w gorączce wyschniętem, Pogląda mu w twarz, jak krwawymi rubinem, Powiada, że głód jest Cerery synem!
Wielka uciecha śród marsowych ^ieci: Rosjan, Tatarów, Francuzów, Anghkow,
Którym Suwarów niby lampa świeci Gazowa, igrę gotując dla szyków;
Lub niby ognik, co błyśnie, podleci.
Na trzęsawiska wiodąc podrozmkow I tak czarując skaczącem błyskaniem,
Że kto obaczy, ślepo dąży za mm.
47.
Teraz pójdzie szturm drogą należytą.
Witały wodza entuzjastyczne Okrzyki“; z armat na cześć ]ego bito I progaostyki wszystkie były śliczne.
Na strzał armatni obozy rozwito,
Łatano dziury w szańcach, i rozliczne Przygotowano i różnej struktury Machiny, kosze, drabiny i sznury.
48.
W duchu potężnym leży ta przyczyna,
Że jeden wodzi za sobą narody.
Tak sie masa wód pod wiatrem przegina, Za bykiem, starym wodzem, idą trzody. Ślepca „człowieka wiedzie mała psina,
Tryk bekiem trzodę ściąga, gdy do wody Bieży, lub z koszar na paszę wychudzi, Zawsze-bo wyższy niższemu przewodzi.
49.,.
Obóz się cieszy, wykrzyka radośniej Rzekłbyś, że śpieszy na weselne gody (Nie powiedziałem tu tego przenośnie. Wesele jestteż zawiązkiem niezgody
I wojny) — nawet ciurom serce rośnie;
Gotowi są grzbiet narazić na szkody,
A wszystko przeto, że mały człeczyna A\ kusej rubaszce chce iść na Turczyna.
50.
Istotnie chce iść; więc roboty swojej Doziera każdy pilnie, bo czas krótki. Pierwsza dywizja w trzech kolumnach stoi I czeka tylko wojennej pobudki.
Podobnie druga, która wnet ukoi Pragnienie sławy, bo jej jak do wódki Drżą wargi do krwi czerwonej i świeżej. Trzecia w kolumnach dwóch, z wody uderzy.
r ^1.
Wzmocniono działa i zwołano radę W ojenną, w której jednozgodność głosów — Rzadka w zebraniach — — zastąpiła zwadę,
^ Rzecz, co się zdarza w strachu wielkich cios Gdy usunięto tak wszelką zawadę,
Sława się jęła wzdymać do niebiosów,
A wódz, co się jej chciał koniecznie dobić, Uczył żołnierzy, jak bagnetem robić.
52.
Tak. Sam marszałek mużyków musztrował I nie brzydził się po szczękach ich walić I na podrzędnej służbie czas marnował,
By się z kapralską rutyną pochwalić. i|j Więc salamandrom młodym pokazowa!, W Jak w ogień skakać, by się nie opalić,
Jak po drabinie się (nie Jakóbowej)
Spinać, leźć na wał i przesadzać rowy.
53.
Więc manekiny za Turków przebierał W turbany, dał im kindżały i szaszlu,
A żołnierz na nie z bagnetem nacierał,
Siekąc i kłując watowane czaszki.
Tak wyćwiczonych dopiero generał Chciał wyprowadzić na inne igraszki.
Młódź z niego śmiała się, że czas mitrężył, Nie odpowiadał, poszedł — i zwyciężył.
54. ^
W wilję ataku wojsko na właściweni Stanęło miejscu; śród obozu trwała Posępna cisza. Wyda się to dziwnem,
Lecz żołnierz, co ma iść zdobywać działa I czeka hasła, staje się mrukliwym
W chwili ostatniej; armja więc milczała. Jeden o domu myślał, dzieciach, żonie,
A drugi o tem, co będzie po skonie. —
55.
Suwarów biega wszędzie czynny, czujny, Musztruje, bije, żartuje i gwarzy,
Bo to był’ człowiek, jakiego i bujnej Fantazji pisarz nie prędko wymarzy, Bohater, genjusz — śmieszny i niechlujny, Dzild a mądry — nim zrobi — rozważy. To Mars — to Momus, a u zdobywanej Twierdzy — arlekin, za wrodza przebrany.
56.
Właśnie, gdy swoich muzyków układał
(Zdobywca czerpał i z kapralstwa chwalę), Patrol, co konno okolicę badał,
Napotkał w wieczór towarzystwo małe;
Jeden językiem ruskim słabo władał,
Ale wyrazy były zrozumiałe,
A czy to z ruchów, miny, nie wiem z czego Poznali, że być musiał ich kolegą.
57.
Było trzech mężczyzn razem i dwie panie;
By ich wiedziono do obozu — — proszą.
Strojem na pozór niby muzułmanie,
Lecz poznać po nich, że strój obcy noszą I że tam w każdym tureckim kaftanie Tkwi chrystjanizm, który czasem głoszą Usta i suknia; serce dzikość zdradza,
Co nieraz wielkie omyłki sprowadza.
58.
Suwarów właśnie stał przed swoją rotą W jednej rubaszce, i tępe kałmuki,
Błaznując, krzycząc, klnąc tępszych „hołotą“, Uczył szlachetnej zabijania sztuki.
Ten mąż, co ludzką glinę miał za błoto, Filozofował i dawał nauki,
Z których w kodeksie Marsa była główna Ta, że w potyczce śmierć — pensji się równa.
59.
Ujrzawszy podjazd kozacki, powitał Bystrem spojrzeniem ten łup muzułmański,
I przenikliwym wzrokiem w twarzach czytał.
„Askąd wy?“ — krzyknął. — „Z stolicy osmańskiej, My uszli z turmy.“ — Generał znów pytał:
„A kto wy? “ — „Przypatrz się. “ — Był to spartański Iście dialog. Ten, co odpowiadał,
Wiedząc, do kogo gada, krótko gadał.
60..
„Wasza familja?“ „Johnson, — to znajomy Mój, Juan; to są dwie damy, a tamten Ni to ni owo”. General kryjomy Wzrok na nie rzucił i rzeki: „Johnson. Znam ten Głos... i człowieka; ów mi niewiadomy.
Wy się przydacie — ale naco kram ten....
Ty służył, kiedy się tu dawniej biłem W nikołajewskim pułku?“ — „Tak, służyłem.
61., M
Był u Widdvnia?“ — „Tak.“ — „Prowadził rotę!
” — „Tak jest.“ — „Cóż dalej?’ — ”
.Pierwszy wszedł na mur?“ — „Nie liczę za cnotę ’ Że gdzie kto żmudził, tam go wyprzedzałem.
„Cóż dalej?“ — „Kula przerwała robotę; ^
Padłem, w obierze Turków się dostałem.
— „Możesz się pomścić, bo ten fort przeklęty ^ Dwakroć mocniejszy, niż ten, gdzieś był wzięty.
62 —..
Gdzie pragniesz służyć?“ — „Gdzie kaze generał.
’ j(Wiem, że straceńcem będziesz me na żarty,
I zato! że cię poganin poterał,
Zemścisz się, siekąc tak, jak wszystkie czarty.
Me pocożeś dzieciaki zabierał; ((
Cóż mi ten malczyk pomoże obdarty?... —
 l£o! jeśli mu się w wojnie szczęścić aia tak
Jako w miłości, to godzien wieść atak!“ —
63.
— No! no! Niech tylko zechce.“ — Juan miłym Gestem dziękował. — „Ale w tobie złożę Ufność. Łaskawie twemu pozwoliłem
Pułkowi jutro lub dziś w nocy jeszcze Ruszyć do szturmu. Na duszę, zrobiłem Slub wielu świętym, że zburzę, zaorze Z gruntu Izmaił, a pługi i haki’
Rozniosą, zetrą po meczetach znaki.
. 64.
A więc po sławę chłopcy!!< — Tu się zwrócił I znów klasyczną mową chłopy ćwiczy,
Aż każdą wielką pierś do głębi skłócił I natchnął żądza,, chwały i zdobyczy.
I rawił jak kapłan (ten choć z serca zrzucił Żądzę dóbr ziemskich, dziesięcinę liczy), i szczwał, tresował na pogańskie syny,
Co śmią nie kochać wojsk Ekateryny.
65.
Johnson, z dłuższego widząc rozhoworu, r Że już jest w laskach, tak się rozjunaczył,
Że szedł do wodza, co pełen humoru
Musztrował, i rzekł: „Gdyś mię wybrać raczył To nie zawiodę szczytnego wyboru r i umrę pierwszy; lecz gdybyś wyznaczył Nam stanowiska: mnie i Juanowi,
Milej byłoby nam iść ku ogniowi. “
66.
„Da, da, zabyłem. Może chcesz do swego Rejmentu wrócić? Siejczas się formować Będzie. lvaczkowski! Hejże!*’ — Na polskiego Tu ordynansa zawołał. — „Zaprowadź Pana do pułku nikołajewskiego.
Ty malczyk zostań; będę potrzebować Ciebie, wot krasnyj maładiec. A ony Won do bagażów albo na furgony.“ —
67.
Przedstawiła się scena, proszę państwa,
Godna opisu; bo tureckie panie Do podobnego jeszcze grubijaństwa
Nie przyuczone, — chociaż wychowanie Haremu uczy biernego poddaństwa I poniżenia, — podniosły szlochanie,
Z rozwianym włosem i ręce do góry Wzniósłszy, jak skrzydła nad swym drobiem kur
68.
Ponad głowami pary wywyższonej,
Przez największego z wodzów i żołnierzy,
Co zaludniali kraje z tamtej strony Śmierci, lub państwa rzucali grabieży.
O ludu! zawsze napróżno uczony.
Wawrzynie sławy! Każdy listek świeży,
Z urojonego oberwany drzewa,
Musi odpłynąć krwią, co się wylewa.
69.
Suwarów, który miał serce wytrwałe
Na łzy, a krwią się ludzką i cierpieniem Nie wzruszał, patrzał na te dwie omdlałe Z trwogi kobiety, jak gdyby z odcieniem Spółczucia; bowiem, przyznani to na chwałę Wielkich zdobywców, których zatrudnieniem Rzeź, że ich nawet pośród krwi oparów Czasem tknie żałość, — a z tych był Suwarów
70.
I rzeki, przybrawszy ton mowy pieszczonej: „Johnsonie! nacoś do czarta z kłopotem Babskim na wojnę przyszedł! Niechaj ony Idą — będzie im lepiej pod namiotem;
Znajdą opiekę; więc niech na furgony. Zaraz mi idą. Nie wiedzialżeś o tem,
Ze mało warci żonaci żołnierze?
Nie lubię — chyba, że małżeństwo świeże!“
„Słuszaju. Lecz racz zważać, generale“ — Wtrącił nasz Anglik —,,że to żony cudze, Aie nasze. Prawo znam dokładnie wcale,
Bo dużo czasu zużyłem w usłudze Tej armji. W wojsku małżeństwa nie chwalę, i Bo to odbiera marsowemu słudze Serce, gdy idąc na śmierć, wspomni sobie,
Ze po nim malcy zostaną w żałobie.
72.
Ot to są zacne dwie tureckie damy,
Co nas z eunuchem wydobyły z kozy,
I odtąd wszyscy razem się błąkamy, ’
I doświadczamy przygód, pełnych grozy. Jvam to nie dziwne, a więc najmniej dbamy, Lecz te się trzęsą jak gałązki łozy.
Więc jeśli pragniesz, bym się bił uczciwie, Każ, niech się z niemi obchodzą godziwie.“
73.
Tymczasem obie spłakane niebogi,
Nie wiedząc, ufać li obrońcom śmiałym, Patrzyły, pełne zabobonnej trwogi „ Raczej — niż dziwu (co jest zrozumiałem) Na człeka, co miał wyraz twarzy srogi Bardziej niż mądry, zwalanego kalem,
W prostej odzieży, niedbale przywdzianej, Szanowanego bardziej — niż sułtany.
74 —.
Bo wszyscy przed, nim skulem od strachu Drżeli; więc w głowie zmieścić im się to me.Morio, przywykłym widzieć w padyszachu Bosa, ady zasiadł w bisiorach na trome,
Lub gdy przechadzał się, jak paw po gmachu (Ptak król, co nosi diadem w ogome)
1 nie pojęły tego wynalazku,
Że może istnieć potęga bez blasku.
75.
Johnson, bolejąc nad ich smutnym stanem,
Lubo nie wiedział, jak się koi wdowie Żale na Wschodzie, pociechę stroskanymi
Niósł; Juan w czułej, natchnionej przemowie Klął się, że ujrzą go jeszcze nad ranem,
Albo mu armja rosyjska odpowie...
I dziw powiedzieć — już się pocieszyły.
Kobiety zawsze entuzjazm lubiły. —
76..
Pośród łez, westchnień, uścisków ostatnich
Pożegnali się; idą, gdzie ich czeka To, co zależne od strzałów armatnich Zwie się: fortuna, traf, boża opieka (Niepewność — jest to jedna z cech dodatmc i Życia; ludzkiego szczęścia hipoteka.)
I poszli burzyć z pełną złości siłą Miasto, które” im nic nie zawiniło.
77.
Suwarów patrzał przez powiększające
Szkła na świat; był z tych, co się me kłopocą
O drobiazg, w cyfry nie wdają nużące,
Na łzę narodu nie zważał sierocą
I tyle dba! o tysiąc, dwa tysiące (Tak, że zwyciężał wreszcie cyfr przemocą),
Co żona, sąsiad o wrzody Hioba;
Więc zacóż stała mu dwu dam żałoba?...
. 78-Za nic. Tymczasem szły porządnym torem Przygotowania do takiej ruiny,
Jakąby zrządził pod iłijsłam dworem Homer, gdyby znał petardy i miny.
Lecz tu nie będziem boleć nad Hektorem,
Ale zgotujem kosze i drabiny,
Deszcz kul, trzask bomb, huk dział, śród fanfar ryku, Słowa, co utkwią mej Muzie w przełyku.
79.
Ty, co zachwycasz, o Homerze wieczny,
Najdłuższe lata i najdłuższe uszy,
Szczękając mieczem, przed którym bezpieczny Dziś świat, bo już go z kurzu nikt nie ruszy,
— Chyba proch wyda się mało skuteczny Mocarzom, których liga dzisiaj głuszy Hasła wolności... Ha! niechaj się zbroją!
Wolność nie będzie dla nich drugą Troją.
80.
O ty, Homerze wieczny! Właśnie sławię Zwycięstwo, w którem więcej ludzi zginie Dzięki machinom i wojennej wprawie,
Niżeś w swym greckim zmieścił biuletynie.
Jednak — jak wszyscy — z pokorą wyjawię,
Ze walczyć z tobą, byłoby: krzewinie Rywalizować ze stuletniem drzewem;
My was przewyższym tylko krwi wylewem,
81..
A nie w poezji, lecz w realnym czynie,
Czyn zaś jest prawdą, wielkim postulatem. Muza, choć buja w fantazji krainie,
Prawdę ma jednak podstawą, substratem. — Lecz idę miasto bombardować ninie;
Wielkie się rzeczy staną, słuchać zatem! Wodzowie wielcy! Sam Febus czatuje W jasności depesz waszych skąpać buje.
82.
O biuletyny Bonaparta! Listy Ległych i rannych! Leonida cieniu,
Coś był tak w boju serdecznie ognisty, ^
Gdy moją Grecję trzymał wróg w ściśniemu, Jak dziś! Cezara pamiętniki, mglisty Obrazie chwały! Udzielcie natchnieniu Memu (bo zginę) swych cudownie lśniących Barw, takich pięknych a przemijających.
83. /r
Przemijającą zowię nieśmiertelność
Rycerzy przeto, że dzis w każdej dobie (Co nie przesada jest, ale rzetelność)
Rodzi się małe zapłakane bobie, ^
Które, gdy zliczym jego czynów dzielność, Spełnionych w ciągu żywota — przy grobie, To pokaże się, że był rycerz — zdzierca Lub oszust, tuman rzucający w serca.
84.
Posady, krzyże, herby, wstęgi, pióra,
To „nieśmiertelnych“ naszych są wawrzyny, Jak nierządnicy Babelu — purpura.
Mundur dla malca tem, czem dla dziewczyny
Don Juan.
Wachlarz — a lada kadecik lub ciura,
Jak laufer chce biec przed sławą — zuch z miny. Lecz sława — sławą. Gdyć potrzebna lepsza Odpowiedź, spójrz na „wietrzącego wieprza“.
85.
I on czuje wiatr, lub jak mówią: „widzi“,
Bo mu łaskocze w biegu nozdrzów wylot.
Lub — kto się takiem porównaniem brzydzi,
Niech powie: Bieży jak przed brygiem pilot, Lub... ale dosyć! Już się Muza wstydzi ^ Gadatliwości mojej; sama mi lot Zniża; — — w następnej pieśni niby z wieży Pożarny dzwonek na trwogę uderzy.
,. 86-
Słyszysz?... W milczeniu nocy mroźnej, czarnej, Łomot wojsk, które kolumnami płyną.
Za pułkiem sunie pułk śmiercią ciężarny,
Między okopy, a zarosły trzciną Brzeg rzeki. Z nieba gwiazdy promyk marny Przelśni przez gęstwę chmur wilgotną, siną, Skędzierzawioną. Wkrótce armat paszcze Czarniejsze rzucą na strop nieba płaszcze.
.. 87‘
Tu staniem zgodnie z przestankiem, co pada
Przerwą na życia i śmierci rozdroże;
Gdy serce stanie, pierś oddech postrada
Na chwilę... jutro już na zawsze może. —
Cicho... Za chwilę huknie kanonada,
Naprzód, marsz, bagnet zazgrzyta o noże,
Hurra! Ałła-hu! — i znów huk armatni
Zagrzebie w sobie rannych jęk ostatni.
PIEŚŃ VIII.
1.
„Krew i pioruny!“ albo: „Krew i rany!“ Zwyczajne klątwy, jakich gmin używa — Niedelikatny i nieokrzesany.
Tak jest; lecz w klątwach takich się ukrywa Zagadka sławy, a że przedsiębrany
Szturm biuletynom ma dostarczyć żniwa, Niech mię te bóstwa dwa natchną dostojne: Mars czy Bellona — zawsze znaczą: Wojnę.
2;
Wszystko gotowe: ogień, miecz i ręce,
By ich użyły, pełne dzikiej werwy.
Armja, niby lew7 zęby swe zwierzęce Ostrzy, a żyły napięła i nerwy:
Hydra człowiecza, co głodnej paszczęce Dogadza, krwią się karmiąca i ścierwy. Kolumna głową jej; ścięta z tułowu,
Nie kona, ale w mig odrasta znowu.
3.
Iiistorja rzeczy ryczałtem brać zwykła,
Lecz gdyby kto chciał szczegółowo badać, Jaki zysk, jaka niekorzyść wynikła Z wojen, — musiałby przekląć je i biadać, Bo strat nie warta chwała zwykłe nikła,
Gdy ostateczny cel wojny — posiadać. Piękniejszą sławę ma, kto czyje oczy Osuszy, niż kto morze krwi wytoczy.
4.
A to dlaczego? Bo w sumieniu wie, że Dobrze uczynił; gdy ten mimo kwiaty,
Salwy i luki, mosty, kwiaty, krzyże,
Pensji od ludu, co sam niebogaty,
Mimo pochlebstwo, co mu stopy liże,
Sławę imienia, co odurza światy,
Jest zawsze — oprócz w walce dla wolności, Synem zabójstwa, rabunku i złości. f
5.
Ten jeden tytuł od przyszłości zyska.
— Ty Leonido nie i Waszyngtonie,
Bo pola bitew waszych — uroczyska,
Od których z wonią kwiatu wolność wionie. Tak słodko w uszach dzwonią te nazwiska!...
Gdy przed zdobywcą będzie bladł w pokłonie Niewolnik, wasze imię hasłem będzie Ziemi, wolności póki nie zdobędzie.
6.
Noc była czarna. Oczy nie dojrzały
Przez mgłę nic oprócz rdzawej ognia łuny, Która objęła skrzydłami strop cały,
Kąpiąc w Dunaju swe krwawe całuny.
Obraz gehenny! Armatnie wystrzały Huczą już, bijąc raz w raz jak pioruny, Nawet okropniej, bo gdy piorun rzadziej Szkody wyrządza, działo setki gładzi.
7.
Ledwo kolumna ta, którą Rosjanie Siali do szturmu, wyszła za okopy,
Gdy najeżony Turek nagle wstanie 1 śle chrześcjanom gorące ukropy.
Pożar ogarnia wszystko; po otchłanie Bezdenne wzburzą się wodne zatopy.
A szaniec ogniem rzyga nakształt Mny,
Kiedy ją czkawką wstrząśnie Tytan szpetny.
8.
Ogromny nagle runął okrzyk: Ałłah!^
°1 powstał zamęt tysiącznych hałasów, Straszniejszy niźli wciąż ryczące działa ^ Wyzwaniem na bój. A z gor, donn, lasów Wróciło: Ałłah! Gęsta chmur nawała,
Która zawisła nad polem zapasów,
Przyjęła imię Boga i już potem Tylko: Alła-hu! rozbrzmiewa bełkotem,
9.
Pułki zaczęły iść, ze strzelby palić.
Atakujące jednak z wody hordy Jęły niby las rąbany się walić,
Choć ich Arseniew wiódł, lubiący mordy, Lubiący w ogniu spiżów się osmalić.
..Rzeź córką Boga jest“, powiada Wordy, Jeśli to prawda — jest Chrystusa siostrą, Choć jak w Betlejem Herod — rządzi ostro.
10.
Książę Ligne zaraz raniony w kolano;
Hrabiemu Chapeau-Bras kula przelata Pomiędzy głową a czapką; poznano Z tego, że hrabia jest arystokrata. Ostrożna kula nie obrazi raną
Czaszki ni czapki, poczuwszy magnata; Lecz kiedy popiół spada do popiołów,
Dziw, że nie przylgnął do ołowiu ołow.
Podobnie Marków brygadjer — generał,
Kiedy unosił księcia z bojowiska,
A na tłum ludzi prostych nie spozierał,
Ze z bólu jęczy, wije się i ciska,
Na gmin, co prosząc kropli dżdżu, umierał Z spiekłemi usty, marząc, że pozyska Nagrodę czynu wyższego, lub krzyża,
Legł; — nogę kula urwała mu chyża. *
. 12.
Sto dział zażyło prochu na womity,
300 set rusznic pigułkami miecie 1 krwotok niemi przyśpiesza obfity.
Śmierci! osobną szpaltę masz w gazecie,
Masz głód, doktorów, tyfus jadowity,
. Co pokazują skon na cyferblecie
Życia,; ale głos twojego zegaru
Mniej straszny niż huk wojennego gwaru.
13‘
la różnorodność mąk, co wszędzie zmienia Oblicza, nawet serce rozpieszczone Nieskończonością bólu zakamienia;
Wszędzie śmierć, w którą wzrok obrócisz stronę. Konwulsje, jęki, przekleństwa, westchnienia,
Oczy świecące białkiem, przewrócone AV swych jamach — — oto nagroda dla gminu; Starszy — dosłużył się wyższego,,czynu“.
14.
Ja lubię sławę; sława mię rozczula.
r. Bo pomyśl: wejdziesz li w starość ułomną,
Żyjesz z pensyjki kochanego króla...
(I mędrzec pensją nie pogardzi skromną).
A wieszcz, po strunach lutni kiedy hula, Wspomni cię w pieśni. Więc za tak ogromną Nagrodę: pensję dośmiertną i sławę,
Warto się puścić w rycerską zabawę.
15.
Zaledwie na ląd wysiadła drużyna,
Natychmiast w prawo na baterje bieży; Poniżej druga dywizja zaczyna
Dzieło zniszczenia — są to grenadjerzy. Dopadli... jeden za drugim się spina,
Jak płoche dzieci na łono macierzy,
Na ostrokoły, kolce, palisady,
Właśnie tak samo, jakby w dzień parady.
K3.
Dowodem było to niepospolitych
Sił ducha. Gdybyś piekło w Etny lawę Wsypał z masą bomb i kul rozmaitych, Jeszczeby morze rozlała mniej krwawe.
Jeden oficer tara na trzech zabitych Padał; wojsko się hamowało żwawe;
Zaczęło tracić zwycięstwa nadzieję.
— Spadnie dojeżdżacz, to sfora głupieje. —
17.
W ogólnym zgiełku zrobię tu przestanek I na tor sławy Juana wywiodę,
Z lauru osobny uwiję mu wianek;
Bo 5, 000 gdybym chciał — na brodę Proroka — imion wprowadzić do szranek, Każdemu palnąć epigram lub odę, Musiałbym chyba wydać słownik sławy, Nieszczęściem gruby bardzo — choć ciekawy.
18‘.
Więc pozostawiam wszystkie ciche zwłoki Gazetom, które reporterskiej psiarni Każą je zliczyć, leżące w głębokiej Drzemce po rowach, polach, gdzie w męczarni Dusza wyzuła się z ziemskiej powłoki;
Szczęśliwi, których imiona z drukarni Poprawnie wyszły. Mój znajomy zwał się G r o s e — przez zecera prędkość G r o v e m stał się.
19.
Juan i Johnson z pułkiem swym ruszają W ściśnionych szykach i prą się przemocą,
Nie wiedząc dokąd, bo drogi nie znają,
Ani którędy, dlaczego i poco.
Idą, potkną się o trupy, powstają,
Strzelają, kolą, grzeją się i pocą,
A zawsze razem przez gęstwę się prują:
Biuletyn sobie spoiny wysługują.
20.
Kroczyli ciągle krwią ciepłą zbroczeni,
Po miękkich ciałach; czasem się udało Zyskać naokół parę stóp przestrzeni I wtedy biegli tam, gdzie bitwą wrzało Pod jaką basztę; to znowu spędzeni Płomieniem, którym — rzekłbyś — piekło plwało, Musieli cofać się z tych miejsc straszliwych,
Depcąc kolegów ciała jeszcze żywych.
21.
Juan raz pierwszy widział bitwę zbliska,
Lecz choć znużony nocą, marszu ciszą Groźną, gdy śmiałość tak świetnie nie błyska,
Jak pod wieńcami, gdy w ulicach wiszą
Dla wojsk zwycięskich, — chociaż na chmurzyska Gęste jak krochmal, co wilgocią dyszą,
Tęsknie poglądał, wyczekując słońca,
Jednak nie uciekł i dotrwał do końca.
22.
Nie mógł ujść. Choćby uszedł, pomsty nieba Nie wołaj, bowiem nie hańbi rzecz taka. i wielkich czasem przyciśnie potrzeba,
Fryderyk Wielki z pod Molwitz drapaka
— Prawda, raz jeden — dał; bo ludzi trzeba llozgrzać jak pannę młodą, jak rumaka,
Kobuza, zanim nabędą praktyki W walce dla żołdu albo polityki.
23.
Był tedy Juan tym, co Eryn zowie W iryjskim czy też punickim języku
— (Dziś przysięgają antyk war juszowie Co umią czytać w wieków pamiętniku,
Że język Pata jest w swym źródłosłowie Językiem Punow i w abecadlniku Dydony stoi — myśl nowa i śliczna,
Ale, niestety, niepatrjotyczna).
24. / (
Był tedy: „młodym aż do szpiku kości“,
Z popędów sennych miał złożone życie.
To się rozpływał w rozkosznej czułości,
W „jeziorze wrażeń“ jeżeli wolicie,
To znowu, kiedy przyszło z konieczności Bić się, szedł równie chętnie na zdobycie Miasta w kompanji, co jest zawsze krewka,
Gdy ją przyjemność nęci — i sakiewka.
25.
Don Juan wszystko to czynił bez złości;
Kochał i walczył zawsze w tem, co zwie się „Dobra intencja“, kozerna ludzkości Rezerwowana na czas, kiedy w grze się Nie wiedzie; prawnik, mąż stanu, podłości Swoje tłmnaczy zawsze, kiedy chce się Usprawiedliwić, „chęciami dobremi“.
— Szkoda, że piekło brukowane niemi. —
.. 26.
Nie wiem, czy w kraju zagrobowych cieni Jest bruk; a jeśli znajduje się, czyli Nie^ starli piętą piekielnych kamieni Nie ci, którzy się chęciami zbawili,
Lecz ci, co poszli k’czartu niebronieni „Dobrą intencją“, która już od chwili Stworzenia piekła brukuje zagrobny Świat, do Pall-Mallu tak bardzo podobny. —
27.
Nagle tym losem, który w różne strony Pędzi kamrata od kamrata boku,
Jak od małżonków wiernych czyste żony Czasem przed końcem poślubnego roku,
Jakby gwałtowną falą odrzucony Biegł... lecz się zdziwił i powstrzymał kroku, Kiedy nasiekłszy czaszek jak kapusty LTjrzal, że jest sam, a plac wkoło pusty.
, 28‘
Czem się to stało? Oto — mojem zdaniem
Tem, że część większa była już zabita.
Reszta zrobiła zwrot, znudzona staniem,
AV prawo. Sam Cezar w takich razach zgrzyta.
Pomni świat, jako to przestraszony chwianiem Pułku, na oczach armji za tarcz chwyta I nieodważnym dodając ochoty,
Napo wrót wpędza w bitwę rzymskie roty.
29.
Don Juan nie był Cezarem z rzemiosła,
Tylko odważnym chłopcem, który służył Nie wiedzieć czemu; gdy go fala zniosła,
Stanął na moment, co się mu przedłużył W wieki, a potem nagle nakształt osła...
— Nie krzycz, słuchaczu; odkąd Homer użył Na cześć Ajaksa owej parafrazy,
Zasłużył na nią Juan tysiąc razy.
30.
Więc nakształt osła nadał rozpęd nogom I biegł, co dziwna, nie zwracając głowy.
Zato przed sobą widział łunę srogą, Roztaczającą płaszcz swój purpurowy, Oślepiający tych, którzy nie mogą Krwawych widoków znieść i szukał nowej Ścieżki, by dobić się tam na pagórek W pomoc brygadzie, którą rzezał Turek.
31.
Nie widząc nigdzie swego generała,
Ani dywizji, pułku, ani roty,
Która — Bóg sam wie, gdzie się zapodziała,
(A ja też szukać nie myślę hołoty W polu) biegł; a rzecz bardzo zrozumiała,
Że młodzian, pełen rycerskiej ochoty,
Nie oglądał się, lecz biegł, wzniósłszy szaszkę,
I trupy, które deptał, miał za fraszkę.
32.
Nie widząc — mówię — pasterza i trzody,
Jak młody dziedzic, co (ot! zwykle młodzi) Zbywszy opieki leci na przygody, —
Błędny wędrowiec, co po bagnach brodzi, Goniąc chochliki, — rozbitek, co z wody Prosto do pierwszej chałupy zachodzi,
Tak Juan, wziąwszy nos za przewodnika,
Biegł, gdzie śród ognia wrzała bitwa dzika.
33.
Nie wiedział, gdzie jest i nie zauważył,
Jak się tam dostał odurzony cały.
Niby błyskawic żar krew mu rozparzyl,
Nitki pamięci mu się rozwiązały W mózgu. Zwrócił się, gdzie najsroższy prażył Ogień, gdzie kule najgłośniej gwizdały,
Bomby grunt ryły, wyrywały z trzaskiem, Twoim, Bako nie mnichu, wynalazkiem.
34.
Więc kiedy dobiegł już, wpadł między masy Tego, co drugą kolumną się zwało Pod rozkazami generała Lascy,
Lecz się skurczyło teraz i zmalało;
Niby streszczona książka wyszedł z prasy Ekstrakt dzielności. Tam skoczył z wspaniałą Odwagą, kędy zjeżone bagnety Niosła rycerska garść na parapety.
35.
Przybiegł i Johnson wydrzeć ich rozpaczy.
On się był „cofnął“, jako brzmi utarty Wyraz o ludziach, co tył podać raczej Wolą, niż iść przez gardziel zguby w czarty.
Johnson, roztropny taktyk, wie co znaczy Uciec“ a „cofnąć się“ — k, ed>’ prz3Tait.
On nie uciekał przed nieprzyjacielem,
Chyba ucieczka miała być fortelem,
36.
Kiedy był ujrzał, że pułk wszystek leży,
Oprócz Juana — który nie folguje Strachowi, bo ma w sercu zapał swiezy,
Z nieświadomością ową, co neguje Obawę, i jak niewinność, gdy wierzy
W moc własną, mięśnie i nerwy hartuje,
Ustąpił, nie chcąc się jak prosty Tatar Narażać w zimnej mogile na katar.
37.
Tam zasłoniony nieco przed gorącem Batervi i przed gradem kul z każdego
Bastjonu. wału, strzelnicy bijącym
— Gdyż bohaterska garsc me zda jednego Fortu, ale go okupi tysiącem
Trupa i broni się do upadłego, —
Zobaczył ruskich strzelców jak ginęli Z ręki tych, których właśnie zabić mieli.
38.
Zawołał na nich, a na zawołanie.
Jak mówi Hotspur „spadli nieinaczej,
Jak duchy“, prędko dość, bo trzeba na nie Podobno długo wołać, nim się raczy Ukazać który. — Skąd to usłuchanie,
Nie wiem; może wstyd umknąć z pod kartaczj Lub moc ich zmusza ta, co pędzi trzód y Za wodzem, a za prorokiem narody.
T 39.
Na Zeusa! Johnson był junak nielada,
C’hof; imię jego tonera się mniej gładkim,
A iż Achillesa imię wypowiada.
mąż w świecie dziś zjawiskiem rządkiem Bił i tłukł jak młot, gdy raz po raz spada lod ręką mistrza jednostajnym spadkiem.
Nie odmieniając twarzy, poganina Rąbał, na miejscu stojąc jak machina.
.. 40-
r ”co^na^“> to z zastanowieniem
Wiedząc, że za nim są rycerze w tyle,
Którzy się zbiegli tamże pod natchnieniem Strachu, co gniecie jak wiatry niemile Żołądki dzielnych, którym choć śmierć cieniem r. Często przysłania zmysły, wiedzą tyle,
Ze aby w śmierci obliczu nie ścierpnąć,
1 rzeba stanąwszy — oddechu zaczerpnąć.
41.
Johnson odbieżał, aby przyjść napo wrót Z rycerstwem owem i zakończyć dramą Potyczkę, doprowadziwszy ich do wrót,
Które Hamlet zwie „Okropności bramą“. Rzekłbyś, że dziady Janka — to był lwów ród!
A jak galwanizm na trupy, tak samo Myśl jego tęga działała na żywych,
I bohaterów robiła — z lękliwych.
42.
Zatem szli chętnie pod te same strzały,
Przed któremi się rozpierzchli jak wrony; Mimo ponętę, co się mieści w chwały Słodkościach, mimo ten instynkt wrodzony,
Co krwi widokiem obudzą zapały,
Nie wspominając już ponęt mamony. Bieżeli szukać tego w ogniu wściekłym,
Co łączy ludzi z niebem albo piekłem.
43.
Walili się, jak łany gradem starte,
Trawa pod kosą, lub pod sierpem kłosy W dowód, że mało życie ludzkie warte I marny mozół, co nam bieli włosy. Armaty tłukły, jak młockarnia, w zwarte Szeregi lub jak bokser; w krwawe sosy Padało mięso. Turcy z jednorurelc Kładli, nim który zdołał odwieść kurek.
44.
Za każdy profil i za każdą ścianę Ukryty Osman uśmiercał sołdaty,
Zmiatał szeregi, jak wiatr morską pianę.
W tej chwili los ów, który wpłata światy I ludy w swoje koło rozhukane,
Sprawił, że Johnson i jego kamraty Pośród owego siarkowego tańca Spostrzegli nagle, że są w głębi szańca.
45.
Jeden, dwa, pięciu, tuzin — a pochopni Wszyscy, bo szło tu już o piękną skórę. Ogień rozszerzał się coraz okropniej,
Lał się jak smoła na dół, tryskał w górę, Że trudno wyrzec, kto robił roztropniej,
Czy ci, co pierwsi chcieli swą fryzurę Wysunąć za mur i wręcz wroga siekać,
Czy ci, co jeszcze woleli poczekać.
46.
Ci, co się wdarli, doznali wybornej
Pomocy, głupstwem cudzem, czy przypadkiem; Tureckie bowiem, czy greckie Coehorny Kunsztem stawiali ostrolcoły rzadkim,
Co w Belgji, Francji zdałby się potworny.
(My i w tem wielcy: masz Gibraltar świadkiem.) Na parapecie stały wszystkie słupki W środku, jak gdyby spędzone do kupki,
47.
Tak, że zostało na prawo i lewo Może dziesięć stóp. Tędy się wtłoczyli Rosjanie; reszta była łatwą sprawą,
Przynajmniej dla tych, którzy jeszcze żyli:
Mogli skupieni postępować ławą.
Druga dogodność, jaką się cieszyli,
Że poprzewracać mogli kołki owe,
Prawie nie wyższe nad żyto majowe.
48.
Między pierwszemi — „najpierwszy“ nie powiem: Rozumiem takiej stronności szkodliwość;
Jest to jątrzący czynnik; trzeba bowiem Uwzględniać dumy narodowej żywość.
Pewnieby Anglik ten przypłacił zdrowiem,
Któryby twierdził, drażniąc obraźliwość John Bulla, że pod Waterloo wziął pletnie Wellington — albo prawie był kompletnie
49.
Zbity — i gdyby nie mocne poparcie Takich Bulowów, Gneisenów, Blucherów,
Co strach rzucili w szeregi zażarcie Walczących, jak lwy głodne grenadjerów,
Innyby wynik stał w dziejowej karcie.
Książę Wellington nie miałby orderów,
Nie brałby pensji z rządowej skarbnicy. Największej, jaką płacili Anglicy.
50. /
Lecz co tam! Boże, strzeż króla — wogóle
Królów — bo nie Ty, to któż im pomoże? Słyszę, jak ptaszek wywodzi, że króle Niedługo muszą zdjąć ludom obrożę.
Licha kobyła wierzgnie, gdy nieczule Woźnica grzbiet jej często batem porze;
Tym nawet, których spodliła niewola,
Sprzykrzy się wkońcu hiobowa dola.
51.
Lud zrazu mruczy, potem klnie, a potem,
Jak Dawid z procy, rani wielkie głowy.
W ostateczności uzbraja się młotem,
Bronią rozpaczy, i wtedy gotowy Bunt. Obawiam się, nie jednym nawrotem Mieć go będziemy. Nie lubię domowej Wojny, lecz widzę, że jedynie buntem Hańba się ziemi wykorzeni z gruntem. —
52.
Jeśli nie pierwszy, zawsze w szykach przednich Wstąpił Don.Juan na mur Izmaiła,
Jakby to należało do powszednich Czynów młodzieńca; — a z nim fryców siła, Co się liczyli też do niepowszednich.
Gorączka sławy naskroś przepaliła Tego wojaka z odwagą zacięcia Pełną, z sercem lwa, a twarzą dziewczęcia.
Don Juan.
53.
On — on był tutaj, chłopaczek pieszczony Na łonie pięknych kobist, miękki, tkliwy; Teraz na szańcu stał, jak wyćwiczony Mąż i był w ogniu, jak — w raju szczęśliwy On, nienaganny nawet z owej strony,
Którą wskazuje Rousseau podejrzliwy:
„Patrz na kochanka wtedy, kiedy zdradza“
Nie zdradzał nigdy. Zawsze wyższa władza
54.
Burzy go porwie, albo zawieruszy Nieszczęście, gnając nieprzepartą falą.
On tam był, gdzie się każdy łańcuch kruszy, Gryziony ogniem, kulami i stalą,
On — tak w jestestwie swojem pełen duszy, Zniesiony losów gwałtem, co powalą Najtęższych, na ten życia wbiegł manowiec, Jak ostrogami kłuty wyścigowiec.
55.
Irytowały go wszystkie przeszkody Niby dżokeja, gdy mu się najeży W drodze podwójny płot, a Anglji młodej Byt od ciężaru człowieka zależy,
— Lżejszy bierze tór. — Nie lubił niezgody I rzezi, tak jak wszyscy, póki świeżej Krwi nie poczują; lecz i wtedy jeszcze Westchnie raz po raz i przejmą go dreszcze.
56.
Generał Lascy, z którym było ślisko,
Wsparty posiłkiem tak niespodziewanym, Kilkosecinnym, na pobojowisko
Jakby z dobrego księżyca zesłanym,
Witał Juana, stojącego blisko,
Ufny, że miasta dobędzie przed ranem;
A wziął go trafem nie za „Bezończyka“
Jak mówi Pistol — lecz za „Inflantczyka“.
57.
Lecz że przemawiał w niemieckim języku,
Juan mający może więcej wprawy W chińskim, wzniósł jeno dłoń do kaszkieciku, Gdyż wywnioskował, bądź co bądź, z postawy, Wstąg czarnych, modrych i z orderów szyku Na piersi i z gwiazd i ze szpady krwawej,
Z głosu, ze wzroku, co górnie spozierał,
Że to być musi co najmniej — generał.
58.
Pomiędzy dwoma, którzy się językiem Różnią, dialog krótki. Zresztą w czasie Bitwy i szturmu, kiedy krzyk za krzykiem Przerywa mowę i zbrodnia spełnia się Prędzej, nim słowo wypadnie przełykiem,
Kiedy w piekielnym łączą się hałasie Przekleństwa, jęki, wycia, strzałów burza, Pogawędka się zwykle nie przedłuża.
59.
Wiec co ja tutaj w dwu oktawach rzekłem, Zapewne w jednej minucie się stało.
Lecz ta minuta drobna była piekłem,
Co w sobie wszystką okropność zebrało.
Nawet kartauny z swem echem przewlekłem Cichnęły w zgiełku — i ptaszynę małą Tylebyś pewnie słyszał, co armaty,
Tam, gdzie się w śmierci stykały dwa światy.
60.
Wzięto gród. O ty sławo, wiecznie żywa!...
„Bóg stworzył ziemię, człowiek stworzył miasta” Powiada Cowper; — a mnie się odkrywa Znaczenie słów tych. kiedy mi wyrasta Ze wspomnień Roma, Babilon, Niniwa l inne, które mógłbym liczyć na sta.
Myślę, gdy widzę w gruzach grody, dwory,
Że wkrótce znowu zamieszkamy bory...
61.
N aj fortun niej szy m z ludzi obok Sulli,
Co aż do śmierci pono był szczęśliwy,
Z wszystkich, co „w czepku“ na świat?ię wykłuli, Był generał Boon, kentueki myśliwy.
Używał tylko na niedźwiedzie kuli,
Na wilki, rysie — i niefrasobliwy Zdała od świata spółczesnych zapasów,
Żył w mateczniku pradziewiczych lasów.
62.
Zbrodnia nie zaszła tam; jej meta w progu Puszcz; zato zdrowie płynęło obficie W krainę, znaną dotąd tylko Bogu.
Jeśli jej ludzie nie szukają, życie Oddając za śmierć w miastach — to z nałogu Do tej gnuśności, na której pozbycie Sił im nie staje. Śród dębów i sosen Ów Boon żył przeszło dziewięćdziesiąt wiosen.
63.
A co ważniejsza: zostawił niekrwawe Imię, o co źli kuszą się daremno.
Zostawił sławę — i to dobrą sławę,
Bez której chwała jest bajką karczemną;
Proste, naiwne serce, czyste, prawe, Oszczerstwa nawet nie skażone ciemną Plamą; — bo dzieckiem był ten osiwiały Mędrzec-pustełnik, „mąż z Rossu zdziczały.
64.
Prawda, że uciekł nawet od rodaków,
Gdy się rozsiedli w jego lubym lesie,
I sto mil zbieżał, aby dojść do szlaków, Gdzie już nic było ludzi, zato gdzie się Pokój znajdował. (Należy do braków Cywilizacji, że nieufność niesie.)
Ale gdy spotka jednego człowieka,
To się nim zajmie i czule opieka.
65.
Żył niesamotny: wkoło niego dzieci Łowów, gromadka młoda i wesoła;
Słońce im zawsze miodem światłem świeci, Smutek ani miecz nie obrażą zgoła Pogodnych oblicz, a krew nie zeszpeci Czoła natury, ni tych ludzi czoła.
W swobodnych gajach żyli, twory wolne, Świeże jak potok albo kwiaty polne.
66.
Smukły wzrost, silne ramię, noga chyża, Wywyższały ich nad karłów natury. Swobodna dusza, zawsze jędrna, świeża,
Bo dom ich — lasy dziewicze i góry. Nigdy duch nie mdlał widząc, że się zbliża Choćby śmierć; z małpiej wyzuci natury Wielkiego świata, prości, lecz nie dzicy, Celnie niezdradnie strzelali z rusznicy.
67.
W nocy mają sen, a pracę w dzień biały,
Za przewodniczkę wesołość ich wodzi.
Nie są w zbyt wielkiej liczbie, ni zbyt małej, Więc się zepsucie między nich jak złodziej Nie wśliźnie, ani spoczynek zgnuśniały Z przepychu łowcom obcego nie zrodzi. Błogich — ale nie próżniaczych wywczasów Zażywa szczęsna gmina w państwie lasów.
68.
Pośród natury niejarzmionej, żyznej.
Cywilizacjo! jakież z ciebie zyski?
I ze społeczeństw wielkich? Byt zgnilizny Pełen, głód, wojna, despotów uciski,
Żądza wyższości, bat ojca ojczyzny,
Żołdak kradnący biednym strawę z miski, Sceny z alkowy sześćdziesięcioletniej Pani... niemi się zwycięstwo uświetni. —
69.
Do miasta wkroczył wśród gorących deszczy Pierwszy’ bataljon, potem drugi, trzeci; Bagnet o szablę dzwoni, ogień trzeszczy Na dachach, matki jęczą, małych dzieci Stadko do nieba o ratunek wrzeszczy,
 Kłęby siarkowych dymów, jak zamieci Śnieżnej wgryzają się w oczy, — zawzięty Turek nie chce zdać ojcowizny świętej.
—, y°-
Kutuzów, ten sam, który (prawda, wsparty Lodem i śniegiem) wypędzi Francuzów ł zapisze się sławnie w dziejów karty,
Teraz sam w bitwie nabawił się guzów.
Jowjalny był to człowiek, stroił żarty Nawet śród bitwy, — — serdeczny Kutuzów! Śmiał się, chociaż śmierć nie raz widział zbliska; Na Kutuzowa teraz przyszła kreska...
71.
Pierwszy zeskoczył do głębokiej fosy,
Tuż za nim skaczą sotnie grenadjera;
Padają ludzie w grząską krew, jak kłosy,
On osobiście na szaniec się wdziera.
Lecz tu kres szczęścia naznaczyły losy,
(Między innemi stratę Ribeaupierra Miano opłakać), bo Turcy, pospołu Przypadłszy, wszystkich zepchnęli do dołu.
72.
Gdyby nie błędne kozaków oddziały,
Co tam wysiadły zniesione wzburzoną Falą i w wielkiem skłopotaniu stały Nie wypełniwszy, co im polecono,
I zaszły wreszcie, gdy już był dzień biały Ku miejscu, co się im zdawało broną,
Wielki Kutuzów nie byłby na świecie,
Padłby, gdzie padły wojsk jego dwie trzecie.
73.
Owa więc garstka na mury się wdarła,
I mimochodem zdobywszy baterją,
Gdy w Kutuzowie już nadzieja marła,
Gdy zaczął myśleć raz pierwszy,,na serjo“, Wrota mu „Kilją“ nazwane otwarła I zakończyła biedaków mizer.
Ci, stojąc dotąd w grzęzawie po kosty,
Jęli iść naprzód przez ciał żywych mosty.
74.
Dońcy lub jeśli wolicie: kozaki,
— (Po obu nazwach czytelnicy trafią Do sensu; niema w tem ważności takiej,
Gdy politykę znam i geograf ją) —
Dońcy nawykli do swojej kulbaki,
Nieobeznani za to z topografją Twierdz, poszli jednak naprzód „po ukazu“ Wodza i wszyscy zginęli odrazu.
75.
Kolumna, chociaż Turek plwał ołowiem I stalą z dział i rusznic, weszła na wal, Myśląc, że wyjdzie stamtąd z całem zdrowiem I łupem, bo już Turek się oddawał.
Ale się srodze zawiodła, albowiem Pokazało się, że Turek udawał I wpuścił ową kolumnę w głąb szańca,
A potem zagrał psom giaurom do tańca.
76.
Gdy ich tak wzięto „z mańki“ (co niezmiernie Przykre jest dla wojsk i pewnych biskupów), Przededniem wszyscy zginęli mizernie,
Nie doczekawszy zwycięstwa i łupów.
Zmarli bez jęków’, drgań, a jeszcze wiernie Po śmierci służąc, most pokładli z trupów; Po nich z połockim swoim bataljonem Przeszedł Jezuskoj marszem wytężonym.
77.
Ten dzielny człowiek nasiekł mięsa wiele Swoim pałaszem, lecz go nie mógł spożyć,
Bo go wtem jakiś Turek trupem ściele,
Na żaden sposób nie chcąc broni złożyć.
Wały zdobyte. Kwest ją w krwawem dziele Jest, która strona ma triumfu dożyć. Każda piędź wzięta walką i rozpaczą,
F.o ci prą naprzód, ci puścić nie raczą.
78.
Padło też wiele innych bataljonów.
Tu kronikarza zdanie zacytuję:
— Nie trzeba dawać za wiele patronów Pułkowi, co się do szturmu gotuje,
Bo gdy wypada biec i użyć szponów, Bagnetu, on się wtedy rezerwuje
1 o swe cenne życie zbyt się bojąc,
Strzela w poważnej odległości stojąc. —
79.
Brygada pod dowództwem generała /
Meknopa (który padł przeszyty strzały Kilku, gdy pomoc mu nie nadbiegała),
Poszła z innemi odważnie na wały,
Kędy baterja kartaczami pi wała.
Opór Turczynów był arcywspaniały,
Mimo to wzięto bastjon, choć go bronił Seraskier, co się już na nogach slonił.
8°.
Don JuaD, Johnson oraz inni młodzi Ofiarowali mu pokój zaszczytny,
Lecz seraskierom zdać broń — nie uchodzi, Przynajmniej nic zda jej Turek tak bitny. Zginął, ojczyzny patron i dobrodziej, ^Męczennik wrojny hardy i ambitny.
Anglik oficer, co się nań zamierzył,
By go wziąć żywcem, upadł i już nie żył.
81.
Bowiem seraskier tak butnie wezwany,
 W odpowiedź w łeb mu z pistoletu pali.
Zaraz i inni jęli na przemiany, Przelewać bigos z ołowiu i stali,
Środek leczniczy bardzo zalecany Na niedokrewność. Nikt się nie ocali.
Turków trzystaset na ziemi leżało,
Seraskier dostał pchnięć szesnaście w ciało.
< 82.
Gród zdobywany tylko krok za krokiem;
Śmierć już pijana krwią, a jeszcze wszędzie Wre bój, ostatnim serce drga podskokiem W piersi tych, którym wkrótce bić nie będzie. Wojna napasła się skonów widokiem,
Naturze zdaje zagłady narzędzie;
Z gorących kałuż wstają widma zbrodni Jak z Nilu, kiedy słońce go zapłodni.
83.
Ruski oficer, kiedy szedł — a lśnił się Krwią — po umarłych, poczuł się za piętę Nagle złapany zębem, co mu wbił się,
Jak kielce węża ostre i zawzięte.
Próżno klął, szarpał, broczył, z bólu wił się, r Wył jak wilk, w paści złapan na przynętę,
Ząb przejął mięso, dzierżąc z całej mocy Z rozkoszną chucią, jak bajeczni smocy.
.. 84-Umierający Turek, gdy na głowę
Wróg mu nastąpił, rozwarł zęby chciwie
I, zwarłszy, w ścięgno zatopił je owe,
Które zwie stary poeta — właściwie
Nowy anatom: — ścięgno Achillowe,
I nie popuścił łupu, póki żywię;
A nawet mówią (jeśli prawda), że kły Jeszcze odcięty łeb za nogą wlekły.
85.
Bądź co bądź, faktem jest, że wojak tęgi Na całe życie był napiętnowany,
Bo Turek wbił kły w ciało jak obcęgi,
I posłał wroga między we tera ny.
Nie mógł wyleczyć go chirurg, choć dzięgi Brał grube; większej przeto wart nagany, Niż głowa, co choć od karku odcięta Troskliwie swego trzymała pacjenta.
86.
Mówię, jak było. Prawdziwy poeta
Kłamstwa nie znosi, ani stawia na niem Gmachów; nie jest to sztuka i zaleta Zrobić poezję myśli rozkiełzaniem Wolniejszą niźli proza. Chyba, że ta Fikcja ma zwać się: poetyzowaniem,
Tym smakołykiem, na który wieszcz łowi Jako na wędę dusze szatanowi.
87.
Gród został wzięty, ale nie poddany. —
Ni jeden Turek nie zawołał: „Łaski!“ Choć krew płynęła, jak Dunaj wezbrany, Choć mu nad głową migotały szaszki, Stał nieugięty i niezastrachany.
Próżno powietrze napełniają wrzaski Zwycięzcy; z jękiem ginących obrońców Jęk słychać jegrów, grenadjerów, dońców.
Bagnet żga, szabla uwija się krzywa,
Życiem człowieka szafując rozrzutnie;
Jak kiedy jesień czerwone pozrywa Liście, nagi las przegina się smutnie f jęczy, — tak ta twierdza nieszczęśliwa Kiedy straciła synów, dawniej butnie Wznosząca czoło, padła z żalem wdowy
I matki, niby dąb pięciowiekowy.
, 89’
Bardzo to smutne dzieje, lecz nie w porem Się wybrał, wszystko spisać w jednym tomie. Nasz świat szeroki jest bogatym zbiorem Dobrego, złego, najgorszego, co mię Melancholicznym napełnia humorem.
W jeden ton brząkać nudzi i renomie Poety szkodzi. Ale cóż ja winien Że krew, krew płynie z ulic, z wałów, z rynien.
90. ^
„Orzeźwiającą jest rosą“ śród owych Zbrodni dobry czyn — jak brzmi frazes modny Naszych dni słodkich, skromnych, judaszowych, Mdłych jak lukrecja, albo piernik miodny. Niechże ochłodzi mój rym od działowych Ogniów rozgrzany i niech tryśnie chłodny Strumień na bitwę i jej błogie skutki;
Bez niej poemat mój byłby przykrótki.
91.
U wziętej baszty, śród ąetek^żolnierzy Krwawi stos kobiet, które tam zakłuli Zdobywcy; chciały schronić się do wieży
I wpadły pod miecz. Oko się rozczuli
Na taki widok. Piękne, jak maj świeży, Dziesięcioletnie dziewczę z lękiem tuli Pierś dygocącą do nicti i twarz kryje Na łonie matki swej, co już nie żyje.
92.
Z błyszczącem okiem i błyszczącą bronią Dwaj dońcy biedną zgonili dziewczynę,
Przy nich się dzikie Syberji zapłonią Bestje ze wstydu; by też odrobinę Mieli litości! Wilcy nie tak gonią
Trwożliwe jagnię. — A komuż tu winę Przypisać? ludzkiej naturze, czy królom,
Co zostawiają litość błędnym kulom? —
93.
Nad małą główką szable migotały,
Włosy się wzbiły dębem w tej katuszy, Twarz skryła między umarłemi ciały,
Gdy Juan przybiegł, spojrzał, zadrżał w duszy... Zmilczę, co wyrzekł, aby nie struchlały Przypadkiem dobrze wychowane uszy;
Lecz im na karki spadł z siłą obucha,
Jedyna mowa, jakiej kozak słucha.
94.
Tego ciął w biodro, a temu rozszczepił Kark; wyciem swoją opiewali szkodę,
Szli do chirurga, aby im zalepił Szczerby, należną dzikości nagrodę.
Juana zapał na chwilę oślepił,
Lecz sytuację pojął wnet i młode Dziewczę ze stosu trupów podjął grzecznie,
— 0 mało, że w nim nie zasnęła wiecznie.
95.
Strach jej krew zziębił, a na marmurowej Twarzy strużka krwi świadczyła, jak losu,
Który się zwalił na drogie jej głowy,
Była też bliska. Odrzut tego ciosu.
Co zabił matkę, w wianek purpurowy Ubrał jej czoło, śród trupów pokosu Związek ostatni. Tak śmierci wyrwana Zwróciła duże oczy na Juana.
96.
Gdy zamienili ze sobą spojrzenia,
W jego się oku pięknem ujawniły:
Spółczucie, rozkosz, radość z ocalenia,
A przy tem wszystkiem trwoga o los miłej Branki, co jeszcze dziecinnego drżenia Nie mogła stłumić; oczy jej świeciły I wyglądała twarzyczka zemdlona,
Jak z alabastru waza oświecona.
97.
Biegł też Jan Johnson. Już nie powiem „Janek“, Boby to było zbyt gminne nazwanie W majestatyczny ów, ponury ranek,
Gdy całe pułki szły na rozstrzelanie.
Wiódł sotnie z sobą — Bellony kochanek —
I wołał zdała: „Juanie, Juanie!
Trzymaj się, bracie. Bij, a dobrze wymierz, Przysięgam, że nas nie minie Włodzimierz.
98.
„Seraskier zbity na łeb; twierdza nasza;
Kamienny bastjon tylko się nie wali; Na^piramidzie trupów siedzi Pasza I ze spokojną flegmą, fajkę pali,
Choć wkoło kule padają jak kasza.
Turcy już dużo naszych wystrzelali;
Wkoło bateryj trupy, a wciąż puszki Biją i ludzi strącają jak gruszki.
99.
„Chodź żywo za mną“; — Don Juan odpowie: „Muszę się dzieckiem tem zaopiekować;
Wiedz, że tak o nie dbam, jak o swe zdrowie.
Ale ją w miejsce bezpieczne przeprowadź,
To pójdę“. — John się poskrobal po głowie, Podszedł i jął się scenie przypatrować.
„Biedna dziewczyna!“ rzekł. „Trzeba w istocie Pomóc jej, ale jak? jestem w kłopocie“.
1CKD
Na to rzekł Juan: „W jakimbądź sposobie Muszę ocalić to dziewczątko ładne.
Życzę jej zdrowia dłuższego niż tobie
I sobie.“ Rzekł Jan: „Nie ręczę za żadne,
Ale przynajmniej zacnie legniesz w grobie.“
Rzekł Juan: „Co tam! Padnę czy nie padnę, Wezmę to dziecko; gdy nie ma macierzy Ani rodzica, więc do mnie należy.“
101.
Rzekł Johnson: „Chodźmy, chodźmy, czas ucieka.
Nie przeczę — bardzo ładna jest ta mała;
Te oczy! Wybierz: tam zwycięstwo czeka,
Tutaj czyn zacny; tu litość, tam chwała.
Czy słyszysz wrzawę, jak huczy zdaleka?
Niema wymówki; zważ: pogromca działa... Zostałbym z tobą — ale, mój Juanie,
Gdy wezmą wszystko, cóż nam pozostanie?“
102.
Nieporuszony stal Juan — a że go
Johnson polubił choć w niedługim czasie, Żołnierzy kilku wziął z oddziału swego,
Co nie zdradzali żyłki, swojej rasie Właściwej, każąc: Jeśli się co iłego Dziewczęciu stanie, rozstrzela; a zasię Jeżeli całą przywiodą i zdrową,
Pięćdziesiąt rubli da — czestnoje słowo.
103.
Pozatem wszystkich łupów część godziwą W tejże proporcji, co inni dostaną. *
Tedy się Juan zgodził na to żniwo Iść, choć im co krok ludzi zabijano Z armat, na co nikt nie zważał, — nie dziwo.
Nadzieją zysku już mieli rozgrzaną Głowę, a dziś się dzieje, jak się działo: Jednego żołdu rycerzom za mało.
104.
Oto zwycięstwo! Oto ten, co z chwalbą Najdoskonalszym zwie się bożym tworem. Bóg go dziś pewnie zwie inaczej, żal bo Mu, że się takim stał potworem...
Lecz do powieści: Tatarski chan, albo Sułtan — tak go tu nazywam z autorem, Którego dobrą prozę mój rym kiepski Oddaje, — nie chciał się zdać, człowiek łebski.
105.
Z nim pięciu synów. — Ma tę poligamja Wyższość, że wolno jej zuchów napłodzić; Nie dba o kodeks, jak u nas bigamja.
Nie mógł się z myślą porażki pogodzić,


Póki w nim żyła odwaga. Nie mam ja Chęci Achillów, Hektorów wywodzić Na plac, lecz cnego, starego człowieka,
Co z dziećmi miasta broniąc, na śmierć czeka.
106.
Wziąć go, to sztuka. — Rycerska odwaga,
Gdy bohaterstwo widzi uciśnione,
To je ocalić pragnie i pomaga.
Żołnierz — stworzenie z pół-boga złożone,
Z pół-zwierza: raz jak morze, gdy je smaga Burza, zły, to znów cichy. Dąb koronę Nawet pochyla, gdy go wiatr poruszy,
Litość w najdzikszej odzywa się duszy. —
107.
Stary chan nie chciał być wzięty. Ze wzgardą Warunki wszystkie odrzucał i szczerze Siekł chrześcijańskie mięso, stojąc twardo.
Jak niegdy szwedzki król Karol w Benderze. Synowie także stawiali się hardo,
Więc się w żołnierstwie znów zbudziło zwierzę I miłosierna ustała cierpliwość.
— Ta cnota wielką posiada drażliwość.
108.
Ni na Juana i Johnsona baczy,
Co go językiem Wschodu najkwiecistszym Proszą, aby się zachował inaczej,
Bo ich przymusi, że z sercem najczystszem Zabiją dzisiaj człowieka w rozpaczy.
On ciął, jakby był teologji mistrzem,
Zachęcał swoich i ręką i mową,
Niby woźnica szkapę nałogową.
Don Juan.
23


r,,.. 109’
Nawet śród walki jednem zamachnieniem Lekko Johnsona drasnął i Juana.
Więc jeden z klątwą, a drugi z westchnieniem.
Widząc szał, który ogarnął sułtana,
Podnieśli szable i całem brzemieniem Roty na tego upartego pana,
Oraz na jego chłopaki ogniste Lunęli, jak deszcz na pole piaszczyste.
.... 110‘
Zwilży i wyschnie. Nareszcie przykryła
Śmierć oczy wszystkim. Jeden syn od kuli
Padł, szabla piersi drugiemu przebiła.
Najładniejszego bagnetem zakłuli,
Piąty, którego niewierna zrodziła
I był ułomny, więc nań w domu szczuli,
Gardząc biedakiem, tu jednak uronił
Zycie dla ojca, który się zań płonił.
,. m-
Najstarszy — Tatar z duszy i wejrzenia,
Wróg Nazarenów, tak srogi z natury,
Że go mógł prorok użyć do krzewienia Wiary; — nie marzył jak o pięknych huri,
Co ścielą łoże temu, który zmienia Ziemię dla raju; a tak owe córy Edenu umią wabić, że dokażą Wszystkiego swoją urodziwą twarzą.
t 112.
Naco młodego pożądały chana W raju — zgadywać nie śmiem, piękne panie. Wolą podobno krzepkiego młodziana,
Niż suchych starców o zwiędłem kolanie.
Dlatego, gdy po nocnej bitwie zrana Pójdziesz oglądać trupy na majdanie,
Ujrzysz: na kilku leciwych żołnierzy Wiele tysięcy młodych chłopców leży.
113.
Huri jest panną bardzo samolubną
I często żonom młodych mężów kradnie,
Nim w dniu wesela kwiatu szczęścia skubną;
Innych, gdy księżyc ich już z tuszy spadnie, Innych w dwudziestą rocznicę poślubną,
Gdy do wolności westchną, — co nieładnie. Owóż: hurysa, lubiąca łakotki,
Chce pierwsza zerwać z drzewa owoc słodki.
114.
Więc z hurysami w głowie syn Nogaju,
Posiadacz czworga niewiast jak maliny,
Żwaw’0 na boski ślub śpieszył do raju. —
Choć nasza wiara z tego stroi drwiny,
Powiem, że właśnie huri w owym kraju Taką walk żądzę wpajają wr Turczyny,
Jak gdyby rzeczą nie było powszedną,
Że niema siedmi nieb, lecz spólne jedno.
115.
W cudnem widzeniu wzrok mu się zamroczył;
Kiedy bagnetem ugodzony ginął,
Zawołał jeszcze: Ałłah, i już zoczył
Raj, jak się z mglistych swych zasłon odwinął I jednostajnej wieczności otoczył
Blaskiem bez końca. On w tę jasność wpłynął, Z prorokiem, huri, świętemi się złączył,
W jeden rozkoszny chór, i drgnął, i skończył.
Ale oblicze mu się słodko śmieje. —
Dawno zapomniał hurys chan sędziwy;
W synach miał rozkosz swoję i nadzieję,
Bo rośli w okół niego jak oliwy.
Więc gdy obaczyl, że i ten się chwieje I jak podcięty dąb pada nieżywy,
Struchlał i zwrócił wzrok i twarzy“ bladość Na swoją pierwszą i ostatnią radość.
.,. 1.17’.
Gdy szablę spuścił, wciąż jeszcze gotowi
Byli żołnierze, widząc, jaki grał się Dramat, mieć litość, jeśli pardon powie,
Nie,,precz jak przedtem. Ale Turek zdał się Mc nie spostrzegać i serce starcowi Biło i dotąd niewzruszony — chwiał się, Oczyma liczył martwych dzieci zwłoki, ’
Aż poznał, że jest sam, jak świat szeroki...
,. 118.
Wziął go przelotny strach, nagle poskoczył Śmiało jak młodzik, spragniony wawrzynów,
A nieostrożnie jak motyl, gdy zoczył Świecy zdradny blask; — lufy karabinów Porwał i w piersi całą mocą wtłoczył Bagnety, które mu zabiły synów;“
Spojrzał na swoich gromadkę kochaną 1 wytchnął życie jedną wielką raną.
..., 119-
I clziw powiedzieć, że ta znieczulona
Rota, co nie dba o płeć, ani o wiek,
Widząc, jak leżąc, pośród dzieci kona Ten stary, bronią ich przebity człowiek,
Stała przejęta grozą, zawstydzona;
A chociaż łzami nie zwilżyli powiek,
Ni oczu krwawych, sczernionych płomieniem, Uszanowali tę chwilę milczeniem.
120.
Jeden się jeszcze bastjon nie poczytał Za zwyciężony; tam spokojny pasza Raz po raz ogniem napastników witał I kazał swoim nie szczędzić pałasza.
Nareszcie zstąpił do armat i pytał..
., Co słychać? Czy już wzięta twierdza nasza.’
Gdy powiedziano: tak, do Rosjan agę Słał, że się podda i dawną powagę
121.
Przybrał, a zanim wrócą, pod tę chwilę Siedzi śród ruin i ogniem się poi Ssanego z szyi wężowej nargile...
 — Podobnej sceny nie widziano w Troi!
. W marsowy spokój twarz przystroił mile,
Filozof, brodę głaszcze i ze swojej Fajki wypuszcza krągłe dymu sztuki,
Jakby trzy życia miał, z trzema buńczuki.
122.
Izmaił wzięty. Choćby się chciał dalej Bronić, to jakaż w wyniku różnica?
Opór odważnych twierdzy nie ocali.
Izmaił wzięty. Srebrny sierp księżyca Upadł, na wieży już krzyż zatykali ^
Krwawy — nie zbawczą krwią. Parność przesyca Powietrze. Łuny czerwonej szeroki Blask się odbija w jeziorze posoki.
123.
Wszystko, przed czem się myśl szlachetnych wzdrygnie ( ( zem s>ę bydlęcy człowiek kiedy skalał,
C o się czytało lub siliło w malignie,
Coby mógł zdziałać czart, gdyby ’oszalał,
Czego najsmielsze pioro nie doścignie,
Wszystko złe, którem szatan piekło zalał, Wszystek grzech, którym człowiek świat bezcześci W tem jednem miejscu, w jednym dniu się zmieści.
 ,. 12?.
Ze gdzieś zaświta uczucie, a wreszcie
^ Zal, litość, z krwawych więzów się wywinie Szlachetne serce; przepuści niewieście,
Albo starcowi lub małej dziecinie,
Cóż to stanowi w zrujnowanem mieście,
Gdzie tysiąc węzłów krwi i serca ginie?
Patrz, lwie paryski, londynski bankierze,
Co wojna niesie twym nudom w ofierze I
. 125.
Kiedy przeglądasz gazeciarskie szmatki,
Nie wiesz, wiele się nieszczęść składa na nie. Pomyśl, że chodzą po świecie wypadki:
Może też na cię wojna niespodzianie Spaść — a tymczasem Castlereagh, podatki,
Długi niechaj ci zastąpią kazanie,
Czytaj w swem sercu i głodnych Erynu Karm Wellingtona liściami wawrzynu.
126.
Lecz lud, co chce stac w wielkich ludów rzędzie, Kraj kocha, gardzi rewoltą przebrzydłą,
Ma ideały, jakich nie pozbędzie.
Muzo, wezmij ich na polotne skrzydło!
Choć
spustoszenia szarańcza obsiędzie Łany, do plonów lgnąc, głodu straszydło Nie wniesie smutku na stoi Ojca ludów. Ervn mrze, Jerzy waży dziesięć pudów.
127.
Tak to upadla świetność Izmaiła,
Potrzeba i mnie, abym skrzydła zwinął.
Toń rzeki lunę pożarów odbiła,
Krwią purpurową modry Dunaj spłynął.
Tu owdzie jeszcze dzika tłuszcza wyła
Śród jęków, lecz buk armat słabnął, giną. Kilkuset żyło z czterdziestu tysięcy Obrońców; reszta nie jęczała więcej.
128’.,
A tu pochwalić muszę w jednym względzie Zachowanie się rosyjskich żołnierzy;
Cnotę, która dziś nader cenna wszędzie, Uznania killca słów jej się należy.
Rzecz delikatna — i rym takim będzie...
Czy to chłód zimy, a lekkość odziezy, Niewczasy, lichość strawy... coś się stało: Wściągliwi, gwałtu zadawali mało.
129.
Nasiekli dużo, kradli i palili..
Tu owdzie wypadł także czyn drażliwej Natury, lecz się wybryków chronili,
Do jakich skłonny Francuz bardzo żywy, Gdy weźmie miasto. Nie widzę w tej chwili Przyczyny — — litość chyba lub dotkliwy Mróz. Padło zatem ofiarą czterysta Panien, a reszta pozostała czysta.
n 130-
iii, się zdarzały w ciemnicy / braku latami lub delikatnego
w£l7 gmbej mgle trudno do^ różnicy Wieku — a zresztą nie trzeba i tem:
prfjaechu błądzi się nawet przy świecy
Co ma cnotliwą czystość strzec od złej,
Ogółem panien szesć, każda o sześci-
Dziesiąt lat, zbyło swej dziewiczej części.
,. 131.
Lecz panująca była wstrzemięźliwość-Więc wywołało to rozczarowanie ’ i12!.ftore czuły jakąś kłopotliwość,
Jakiś niedosyt życia w wolnym stanie n! gotowe były mieć cierpliwość,
Gdyby Bog raczył zesłać pokaranie.
W gruncie z mknącą wstydliwością czuły naJlePSzy ślub — sabiński, bez stuły. ’
132.
fetYszano także pomruki w gromadce Wdo w jeszcze krzepkich, co się kiyłv w cienie (Niestare wdowy są jak ptaki w klatce):
r u,,a z’dczniL‘ się gwałcenie?...“
Lecz środ rabunku i rzezi jak w jatce.
Cielesna rozkosz jest w niewielkiej cenie.
Więc czy uciekły przed zniewagą, — sądzę
“ zc uclek!y; — może jednak błądzę. ’
7 ’, 133-
Zwycięzcą został na placu Suwarów
bodny następca Dżengów i Tirnur
Ledwie ucichły działa, a pożarów
Na dachach moszej zakwitła purpura,
Pisał do wielkiej następczyni carów Depeszę jednern pociągnięciem pióra: „Bogu-Carycy sława. (Razem, święty Boże, imiona te!...) Izmaił wzięty.“
134.
Wyrazy niemniej groźne, jak płomienny Napis ów, który Daniel odcyfrował:
„Mane i Tekel“ zniszczeniem brzemienny.
— Broń Boże, abym tu kaznodziejował...
Co czytał Daniel, to był rozkaz dzienny Pana; a prorok z grozą nie żartował 1 ldamstw nie zmyślał. Lecz ten najswobodniej Składał rym, — drugi Nero przy pochodni
1.35.
Ogniów, pieśń z natchnień wojennej ekstazy.
Dziś jej nie śpiewa nikt, lecz zapomnianą Nie będzie, bo ja, ja nauczę głazy,
Jak mają walczyć przeciwko tyranom.
Niech świat wie, czyśmy nie mieli odrazy Do tronów; tę pieśń przyszłym ziemi panom Przekażę; niech się dowiedzą, co przebył Ten nasz glob, kiedy jeszcze wolny nie był.
136.
Nie nam dzień wielki. Wy go dożyjecie;
Ale że w waszym wieku doskonałym Nikt nie uwierzy, że było na świecie Tyle zła, więc wam na dowód spisałem.
Oby w niepamięć wpadło! Gdy stulecie Wasze przeczyta, niechaj tym zdziczałym Pogardę rzuci, jak dzikim plemionom,
Co się malują — lecz nie krwią czerwoną.
137.
Gdy wam ktoś będzie prawił o wielkości Tronu i tego, co go sobą zdobił,
Spojrzycie, jak my na mamuta kości,
Dziwiąc się, co twór taki w świecie robił; Spojrzycie, jak my na pozostałości ^ Egiptu, który hieroglify żłobił Na piramidach, i pytać będziecie:
Do czego służył taki sprzęt na świecie?...
138.
— Słuchaczu miły! Wypełniłem swoje.
Przynajmniej to, com przyrzekł w pierwszej pieśni. Miałeś miłości, podróże i boje;
Spisałem wszystko, a z epickiej cieśni Nie wychodziłem, bo o prawdę stoję,
To też nie zmyślam, jak moi rówieśni I poprzednicy. Nieuczenie graję,
Czasem Apollo bandurkę mi daje,
—,. 139:
Na której brząkam, śmieję się i płaczę. —
Co się w przyszłości z bohaterem stanie
Tej wierszowanej zagadki, słuchacze
Wnet się dowiedzą. Teraz rozigranie
Szału uciszę, ukoję kartacze
Na gruzach miasta, bo mam oto w planie
Zrobić Juana oddawcą depeszy
Wodza, którą się Petersburg ucieszy.
140.
Polecono mu zaszczytne zadanie,
Okazał bowiem odwragę i litość;
Ostatnią lubią nawet chrześcijanie,
Kiedy złożyli piekłu należytość
Złości. — Prócz tego otrzymał uznanie Za kawalerską swą pieczołowitość,
W czem mu się większa nagroda zawiera,
Niż w zasługowym krzyżu Władymira.
141.
Sierotka poszła w świcie protektora;
To był dziś jej dom, ojczyzna, rodzina;
Jej drodzy, tak jak familja Hektora,
Zginęli w szturmie. Dzisiaj już ruina Tam, gdzie ojcowski jej dworzec stał wczora, Z meczetu nigdy już śpiew muezzina Nie zabrzmi... — Juan łez kilka uronił, Przysiągł pilnować córki — i pogonił.
PIEŚŃ IX.
1.
O Wellingtonie — albo „Villaintonie!“
Sława z dwu imion śpieszy wianek spleść ci. Francuz nie zdzierżą! mierzyć się na bronie,
Lecz kalamburem umiał wielkość zgnieść ci.
On wesół — nawet, gdy mu nóż tkwi w łonie...
Pobierasz pensję i doznajesz części,
Od wielu wprawdzie nieposzanowanej...
— — Ludzkość nie uzna sławy, zawoła-nej.
2.
Ponoś z Kinnaiidem w sprawie Marineta Podle się obszedł; — lecz nie chcę w plugactwie Grzebać; — gdzieś wyżej leży moja meta.
Toć nie ozdobi grobowca w opactwie Westminstru; inne znam jeszcze sekreta,
Dobre dla plotek herbacianych w bractwie Kumoszek; wiek twój wnet już będzie zerem, Lecz sława młodym jeszcze bohaterem.
. 3.
Żyjesz w Brytanji sercu (i szkatule);
Cała Europa śpieszy ci dziękować,
Że kulasowi naprawiłeś kule Legitymizmu, gdy zaczął szwankować.
Francuz, Holender, Hiszpan patrzy czule,
Jak umiesz pięknie trony „restaurować“.
Twoim Waterloo cały świat się krzepi.
— Oby pochlebcy wierszowali lepiej!
4..
Jesteś najlepszym z podrzynaczy... Nie łaj!
Wyraz stosowny i z Szekspira wzięty. Wojna — to koncerz i pada naprzełaj Cnocie, chyba że broni sprawy świętej. Chcesz-li być sławny ze szlachetnych dzieł... ^ Świat to oceni, nie świata regenty. Pragnąłbym wiedzieć, kto prócz ciebie i twej Szajki zysk odniósł z Waterloowej bitwy?...
5.... Pochlebstw nie gadam. Już cię, jak indyka,
Spasiono niemi; lubisz je — — nie dziwo, Czyj żywot w ciągłej rzezi się zamyka,
Temu się sprzykrzy ludzkich ciał mięsiwo,
I chętniej ody, niż satyry, łyka. ^
Chcesz być wielbiony za każdą szczęśliwą Omyłkę! „Zbawco ludów” — niezbawionych; „Swobodzicielu” — nieoswobodzonych!
6.... Skończyłem. — Idźże jeść ze złotej miski,
Którą cię cesarz brazylijski darzy,
A bądź litośny i porzuć ogryzki
Szyldwachom, co u bram stoją na straży. Głodni — bili się, — lecz nie dla nich zyski Na głód podobno lud się. także skarży... Słuszna, abyś miał swoją część, nie przeczę, Lecz narodowi daj trochę... człowiecze!
7.
Ganić cię nie chcę. Wyższy nad nagany Jest taki wielki mąż, jak ty, mój książę! A Cyncynnata czyn, co to Rzymiany Wodził, z hi stor ją naszą się: nie wiąże,
Lubisz kartofle, — sercem im oddany Każdy Irlandczyk; lecz z różnicą tą, że Pięćset tysięcy dochodu z twych włości,
O... zbyt za wiele. — Mówię to bez złości.
... 8-
Wielcy się ludzie nigdy nie bogacą.
r Epaminondas Teby oswobodził,
Zmarł, a nie było go pochować za co.
Washingtonowi chór tylko nagrodził Naokół brzmiącej sławy. Sławny pracą Ekonomiczną też się nie wyrodził Pitt. Mądrą ministerjalną głową Darmo zrujnował Anglję finansowo.
. 9.
Kto kary godniej chwilę stracił, zużyć Mogąc — nad ciebie i Napoleona?
Twa szabla zdolna była trony zburzyć I już na wieki być błogosławiona,
A tak czem zwie ją świat? Mam ci powtórzyć Dziś, gdy przycichła gromada spodlona,
Idź, zajrzyj w głodem zniszczone dziedziny, Słuchaj, co mowi świat — i klnij wawrzyny!
10.
Dziś, gdy pieśń moja dział odgłosem huczy,
^ Trzeba mi prawdę otwartą wyjawić,
Której cię żaden dziennik nie nauczy,
A którą winna raz usłyszeć gawiedź,
Co się krwią naszą i długami tuczy.
Żołdu nie żądam, więc mi wolno prawić,
Co chcę. Zdziałałeś wiele, choć sam mały.
Przez karła zginął olbrzym — z nim świat cały
11.
Śmierć się uśmiecha. Spojrzyj na te gnaty.
Człowiek upatrzył w nich ową nieznaną Rzecz, co jak słońce w mrok pogTąża światy, Aby gdzie indziej nowe stworzyć rano;
Ty płaczesz, ona zaś z każdej się straty Śmieje. Patrz na tę broń, którą kościaną Dłonią swą trzyma. Zgrozą włos się jeży,
Kiedy tak zęby z ust bezwargich szczerzy.
12.
Jak to z wszystkiego drwi! A przecież była, Czem ty dziś jesteś. Od ucha do ucha Ust nie otwiera wprawdzie, bo straciła Uszu powłokę; równie też jest głucha,
Ale się śmieje; bo kiedy mogiła Pozbawi tego drogiego kożucha,
Zwanego skórą, jakiejkolwiek barwy,
Zaraz się uśmiech zjawia — jak z pod larwy.
13..,..
Śmierć się więc śmieje. Smutne to jest śmianie,
Ale już tak jest. — Czemuż się nie godzi Człek na doczesność, czemu nie przestanie Marzyć i w nicość bytu nie ugodzi Śmiechem? Wszakże byt, jak na oceanie Bańka, jest bańką na wieków powodzi,
Co iskrę chłonie tak, jak słońc ogromy,
Lata, jak chwile, światy, jak atomy.
14.
„Być — albo nie być, Oto mi pytanie“. — Powiada Szekspir, co jest dzisiaj modny.
Na Hefestjona mnie już dziś nie stanie,
Nie jestem sławy abstrakcyjnej głodny.
Wolę ja swoją strawność w skromnym stanie,
Niż cesarskiego raka. Choćbym płodny Był we zwycięstwa, przynoszące chwałę Lub wstyd, cóż po nich, gdy zdrowie nietrwałe?
15.
„O ciura ilia messorum“. „O trzewa Wytrwałe żeńców“. — Wiersz, czerpan ze zdroju Mądrości, temu niech służy, co miewa Często niestrawność, następstwo rozstroju,
Co to w wątrobę cały Styks przelewa.
Majątek lorda wart chłopskiego znoju:
Ten się dla chleba, ów dla złota trudzi,
Lecz kto śpi smacznie, najszczęśliwszy z ludzi.
16.
,,Byc albo nie być’£. — Nim się na coś zgodzę,
Co,,być“ oznacza, raczcie mi powiedzieć.
Zbyt rozpuszczamy spekulacji wodze,
Myśląc, że w i d z i e ć, to jest wszystko
[wiedzieć. Ja tam na żadną stronę nie przechodzę;
Muszą się naprzód te kwestje zasiedzieć Nieustalone. Myślę czasem: życie Jest śmierć, — nie sprawa płuc, jak rozumiecie.
17.
„Que sais-je?‘ „Czy ja wiem?“ To było Montaigne’a Najmilsze motto i akademików.
Że niepewnemi są wszystkie wierzenia,
^ Najoczywistszy ze wszystkich pewników.
Zaiste wiele dla uspokojenia Duszy zdziałałaby pewność wyników Wiedzy. Lecz mało tak o przyrodzeniu Wiemy — iż wątpię o samem wątpieniu.
18.
Miło z Pirronem w rozigrania chwili
Przepływać błędnej spekulacji szlaki,,
Lecz co, jeżeli łódka się przechyli?...
Mędrcy, jak wiecie, — nietęgie pływaki,
Zresztą pływanie po bezdniach — — wysili.
Najlepiej przeto, jeśli byłejaki Pływak po piasku u brzegu się śłiźnie I ładne muszle zbiera — na mieliźnie.
19.
„Niebo nad każdym!“ — Cassio tak powiada.
Dosyć — módlmy się. Niech każdy pamięta Wybawić duszę, przeklętą pradziada Grzechem, co wtrącił ludzi i zwierzęta,
Ptactwo, ryby w grób. — „Ptak z dachu nie spada Bez opatrzności“. Co winny ptaszęta,
Ja nie wiem; może który siadł na drzewie,
Z którego jabłko smakowało Ewie?...
20.
Bogowie wieczni! Co jest teogonja?
Człecze śmiertelny! Co zwiesz filantropją?
Światy zginione! Co jest kosmogonja? —
Ktoś tam oskarżył mię o mizantropją.
Co owo słowo znaczy, — bij mię w skroń — ja Nie wiem, ani też zgadnę. Likantropją Jeszcze pojmuję. W niej bez przekształcenia Człowiek się w wilka lada kiedy zmienia.
21.
Jam się obchodził z ludźmi najżyczliwiej,
Tak jak Melanchton albo Mojżesz, którzy Nie byli nigdy rozmyślnie złośliwi.
A gdy krew żywą uczucie podburzy
We mnie lub nerwy, to wnet pobłażliwiej Sądzę, i gniew mój sam sobą się nuży,
Przecz mizantropem mię zwą? Chyba prze to, Ze mnie niecierpią, nie j a ich.“ — Lecz metą
22.
Naszą miała być stolica. To moje Poema zda mi się dobre w strukturze I treści, lecz, że jeszcze dziś oboje Niezrozumiane, szczęścia mu nie wróżę; Prawda odzyska z czasem prawa swoje r I ukaże się w pysznej pozyturze,
Zwycięska; ale nim zapory pękną,
Sam poniewierkę jej czuję i piękno.
,.. 23-Mój heros — a i wasz sądzę, — z ukropów
Wałki pośpieszał ku bramie stołecznej
Nieśmiertelnego Piotra gładkich chłopów.
(Lud to nie tyle sprytny, jak waleczny.)
Na kraj ów spada pochlebstwo ze stropów
Nawet fernejskich, i to mię w serdeczny
Pogrąża smutek. Jestem autokratą,
Nie dzikim wprawdzie, lecz surowym zato.
24.
I będę. rąbał słowem — gdy los zdarzy,
Czynem — tych wszystkich, których spotkani.... [«’ walce
Z prawdą. Najohydniejsi z adwersarzy Prawdy są u mnie tyrani i chwalcę’.
Nie wiem, kto wygra; lecz chociażbym w twarzy Przyszłości czytał, to podnoszę palce Przysięgą: zawszeni nienawidzieć gotów W jakim bądź kraju i czasie — despotów.
25. >f
Bynajmniej nie chcę tem ludowi kadzie.
Prócz mnie jest jeszcze niedowiarków wiele I demagogów, co wszystkie chcą zgładzić Dzwonnice, swoje stawiając na czele. ^
Czy ich sceptycyzm ma piekłu sprowadzić Radość, jak w rzymskim głoszono kościele,
Nie wiem. Ja czekam wyzwolenia świata Z wielkich ucisków ciemnoty i bata.
26.
Wynik stąd taki, że gdy nie należę
Do żadnej partji, wszystkie zrażam. Co tam! Mogę przynajmniej mówić śmiało, szczerze,
Ni się jak marny proch z wiatrem nie miotam. Kto do wygrania nic nie ma, nie bierze Kości do ręki. Ja ludzi nie motam,
Sam wolny; trzymam się też zawsze zdała Od ludzi z głosem służalczym szakala.
27.
Ta metafora stanie w lepszych rzędzie.
Słyszałem kiedyś na Efezu strupie Ich nocne wycie, bo żołdactwo wszędzie W niskich usługach siły węszy trupie Ścierwo, które pan, nie ono posiędzie.
Jak bądź, szakale są jeszcze niegłupie Sługi lwów; — większym przejmuje mię wstrętem Człowiek, pająków co jest intendentem.
28.
Raz podnieść ramię, a ta sieć krzyżowa Pryśnie, zaś bez niej już jady i szpony Niezdolne szkodzić. Rozważ moje słowa,
Ludu, lub raczej ludy; czas stracony
To śmierć, bo coraz szerzej siatkę mowa Krzyżak. Więc razem naprzód, do obrony!
Dziś tylko pszczoła attycka i mucha Hiszpańska dźwięku trąb rokoszan słucha. —
29.
Don Juan w chwale, wyniesionej z ryku Armat i rusznic, odnosił depeszę,
W której mówiono o krwi, jak o mleku.
Tam trupy leżą, jak słoma na strzesze,
Niby pokosy leżą — szyk na szyku.
Ludy stoczyły bitwę ku uciesze Carowej; dla niej to był bój koguci,
— Jej kogut właśnie z triumfem powróci.
30.
Juan gnał, zgięty we wnętrzu kibitki,
— (Przeklęcie ciasny wózek bez resorów,
Gorszy, niż nasze dzisiaj mają żydki); —
Myślał o sławie, o przepychu dworów,
Czynach swych śród krwi, w której brnął po łydki, Życzył, by koń miał, jak Pegaz, u szorów Skrzydła — przynajmniej, by wóz miał siedzenie Mniej twarde i mniej stukał o kamienie.
31.
Z każdym podskokiem — — a było ich dużo, —
W wylękłej branki patrzał oczu dwoje,
Strapiony, że ją zamęczy podróżą Na podłych drogach, gdzie głazy, wyboje...
Nie dziw: natura ma nad niemi stróżą,
Co kamieniarzem nie jest i ma swoje Drogi za dobre, swobodne dzierżawy Boga: pastwiska, lasy, rzeki, stawy.
32..
Czynszu nie płaci do niczyjej kasy t I może zwać się: „bogiem naszej ery, Wielkim dzierżawcą. Dziś mało z tej rasy Zostało; spadły państwowe papiery,
Wielcy też spadli nisko... ciężkie czasy.
Dzierżawcy z piekieł nie wyrwą Cerery. Jak Bonaparte legła... To przeraża,, Nieprawdaż’! — z owsem porównać cesarza.
33.
Juan obracał wzrok na piękne dziecię,
Które ocalił i zabrał w zdobyczy. — Wy, co posągi ludzką krwią lepicie,
Jak na niestrawność chory rozbójniczy Nadir, co zniszczył Indje i, by życie Mogoła w nędznej podtrzymać goryczy, Posłał mu kawy filiżankę zdzierca.
Sam pasł się krótko — zakłuł go morderca.
34.
Wy, ty, on, ona, pomnijcie: kto drobne Życie ocalił, zwłaszcza takie śliczne, Zachowa o tem wspomnienie dogrobne, Milsze, niż wstęgi i wawrzyny liczne,
Z ludzkiego kału wzrosłe; chociaż zdobne Chwałą, chociaż je lutnie pindaryczne Wysławią, jeśli serce nie przydawa Harmonji, kocią muzyką jest sława.
35.
O ty, autorów stujęzycznych zgrajo!
O wy, codziennych pism płatne pisarki, Których gadania nas pouczać mają!
Wy, co twierdzicie, kupieni podarki
Rządu, że długi nas nie zabijają,
Albo też, dworskie wylizując garki,
Podłym językiem szukacie cłochodu,
Pisząc o klęsce krajowego głodu!
36.
0 autorowi o wielcy!... Cóż to chciałem Powiedzieć — ach, ach, zapomniałem w gniewie,
 (Wada ta bywa i mędrców udziałem). —
Oto pragnąłem przygasić żarzewie Buntu w ojczyźnie, ale choć z zapałem Mówiłbym, głupi, co korzystne, nie wie;
Więc to mię jedno od żalu uchowa...
Szkoda, bo rada była barclzo zdrowa.
, 37.
Co tam! Znajdzie się jej kształt odkopany,
Jak inne światów poprzednich wywłoki,
Gdy nasz glob będzie zmarły, pogrzebany, Skruszony, zbity na obadwa boki
1 uprażony, i przenicowany,
Tak jak każdy świat poprzedniej epoki,
Co wstał z chaosu, wrócił do chaosu. —
„I my doznamy podobnego losu“ —
.. 38.
Powiada Cuvier. Nowe pokolenia Obaczą z ruin wstający świat stary I jakieś, dobywające się z cienia,
Mistyczne istot zaginionych mary,
Jak te, które dziś tradycja wymienia,
Olbrzymy, straszne Tytany, poczwary,
Wysokie sto stóp, jeśli już nie milę,
Mamuty, smoki, ptako-krokodyle.
39.
Ach! gdy się Jerzy IV z nich wyłoni!
Jakże się ludzie będą dziwowali,
Czem się zwierz taki duży żywił. Om Sami naówczas będą bardzo mali.
Za często rodząc, świat meszcie porom
Karły, — w tym stopniu pójdzie coraz dalej, Materia bowiem utraci na sile /
— Człowiek robakiem jest w globow mo0ile.
40.
Te młode ludy, wygnane na nowo Z nowego raju, będą zagrozony Byt ręką bronić musiały i głową;
Siać, żąć, mleć, pługi zaciągac i brony,
Aż się znów sztuki wyrobią stopniowo, Zwłaszcza podatki i wojny. Jak ony
Z dziwem na każdy patrzeć będą szczątek,
W jakiemś muzeum spleśniałych pamiątek.
41.
W metafizykę popadam — źle będzie.
Czas wyszedł z karbów swoich, a ja za nun. Nie hamuję się w dydaktycznym pędzie,
Miast bawić — nudzę was mojem gderaniem, Tworzę bezwiednie; myśl się z mysk przędzie, I to nazywam „poetyzowaniem.
Nie kalkuluję, jak myślący zdrowo Ludzie, gdzie rzucić jaki zwrot lub słowo.
42..
Błąkam się, myśli mimochodem łapię,
Zrzędzę, gawędzę i tak czas się dłuży.
Juan więc pędzi. Trójka kom chrapie,
Po pustym stepie huczą nakształt burzy.
Lecz nie chcę stawać przy każdym etapie;
Mamy już tyle opisów podróży!
Wyobraź sobie, że już jest w stolicy,
Jedzie po śniegiem bielonej ulicy.
. 43-
Przedstaw go sobie w szkarłatnym mundurze,
Z czarnym wyłogiem, z puszkiem białej kitki.Na kapeluszu, dmącej się jak w burze Żagiel; tak wchodzi w cesarskie przybytki. Spodnie z żółtego kaszmiru, papuże,
W białą pończochę ustrojone łvdki, Niepomarszczoną, gładką jak śmietana — Jedwab podnosi wdzięk łydek młodziana.
’/
z Ruogiem w ręku, szpadką u goleni,
Świetny młodością, sławą — a i krawca Sztuką. — (Brzydotę na piękność zamieni Cięciem swych nożyc ten kalectw naprawca; — Natura wobec sztuki się rumieni.
Szkoda, że sztuka skuwa jak oprawca W dyby.) — Kto ujrzy mego bohatera,
Pomyśli: Eros zmienion w kanoniera.
45.
Pizepaska bożka stała się krawatem,
Ulotne skrzydła przeszły w epolety;
W ięc kołczan skurczył się w pochwę, a za tym Strzałki w miecz przeszły ostry, jak lancety; Zdradny łuk stał się pirogiem rogatym,
A on sam prosto Eros; więc kobiety Mogły się zmylić; nawet Psyche skora ”
Byłaby wziąć go błędnie za Amora,
..
Słupie je z dziwu dwór, szepcą frajliny,
Ona uśmiecha się; czoło fałduje Wielki faworyt; — (kto był tej godziny Tym dostojnikiem, gdyż wielu wstępuje,
A potem spada ze stromej wyżyny,
Odkąd carowa sama tron piastuje Piotrowy — nie wiem; każdy — chłop ogromny; Pat agon przy nich to chudziaszek skromny).
47.
Juan przeciwnie był smukły i drobny,
Zarost mu gładkiej twarzy nie ubierał;
Lecz zdał się cały tak w siły zasobny,
A zwłaszcza w oku tak się duch rozpierał,
Że choć był tylko szczupły, a nadobny,
Jak Seraf, przez mdłe ciało mąż przezierał; Zresztą kobiety lubią w gachach zmiany.
— Ostatni tylko co był pogrzebany....
48.
Przeląkł się tedy Jermołów,.Momonów I Zubów, — resztę odsunę na stronę, —
Że w sercu, które na miłość niiljonów
Wierno-poddańczych było otworzone,
Znów płomień buchnął; myśl, co nakształt dzwonów Wstrząsnąć zdołała zaniepokojone Serce człowieka, który w borealnej Tej ziemi urząd dzierżył „oficjalny“.
49.
Chcecie li wiedzieć, jaka się w tem słowie Dyplomatycznem treść tajemna mieści?
Proście, niech markiz Londonderry powie Orację; z mowy, co jak liść szeleści
Skłębiony, z dźwięków próżnych, jak pustkowie, Których lud słucha, choć nie pojmie treści, Może wyłuska kto mądry niemądrą Łupinę i z niej marne wyjmie jądro...
50.
Lecz sądzę, że się wytłumaczę gładko,
Choć nie wykradnę głosu tej gadzinie, Sfinksowi, co to w słowach jest zagadką,
Ale ją zato rozwiązuje w czynie,
Poczwarze, co jest piramid sąsiadką,
Rynnie, przez którą krew i woda płynie: Castlereagh’owi. — Tu dla zmiany wplotę Krótką i bardzo lekką anegdotę:
51.
Angielska dama raz Włoszkę zagadnie,
Jaki jest czynny obowiązek owej Istoty, co tak czule i przykładnie Koło zamężnej krąży białogłowy I „cicisbeo“ zwie się i tak snadnie,
Jako Pigmaljon ożywiać gotowy Posągi. — Gdy tak przemówiła do niej,
Włoszka odrzekła: „Zgadnąć nikt nie broni“.
52.
I ja zgadywać najmniej wam nie bronię,
O pobłażliwe prosząc tłumaczenie Skwapliwych usług, świadczonych koronie.
Była to jedna z posad, wyższa w cenie,
Niżeli w randze; zabiegali o nią Najwyżsi; to też zaniepokojenie Zbudził młodzika atak do fortecy;
Aż dotąd brał ją, kto miał tęższe plecy.
53..
Juau, jak rzekłem, był chłopiec przystojny
I wcale jeszcze nie stracił wyglądu Parysowego (mimo niespokojny
Żywot, przygody i z morza i z lądu),
Co spowodował upadek dostojnej Troi, a potem utworzenie sądu Ula spraw małżeńskich. Rozwod, państwo moi, Jest taki stary, jak wieżyce Troi.
54.
A Katarzyna, pani wszystko-lubna,
Co po nielubym małżonku lubiła (Rzecz, zdaniem niewiast delikatnych, zgubna) Zwłaszcza gigantów, — przecież w sercu kryła Czulsze uczucia; żywota jej chlubna
Karta — to Łanskoj; łez po nim roniła Prawdziwych całe zdroje i cysterny,
Jakkolwiek był zeń grenadyjer mierny.
55.
O „teterrima causa“ wszystkiej „belli“,
Bramo tajemna śmierci i żywota,
W której tak zginiem, jak my się poczęli! — Warto obaczyć duszę, gdy się miota W twojej wieczystej, prześwieżej kąpieli...
Jak człowiek upadł — nie wiem, bo niecnota Wąż zerwał jabłko z drzewa „wiadomości“;
Dziś stałym trybem dzieje się najprościej.
56.
Zwą cię „najgorszą wszech wojen przyczyną“, Ja cię najlepszą zwę. W wiecznej podróży Ludy wychodzą z ciebie, w tobie giną.
Czemu cię nie ma wezwać człek, gdy burzy
Miasta i światy, skoro ledwie miną,
Ty znów napełniasz świat mały i duży.
Bez ciebie wszystek ruch, jak zegar, stanie,
Ty suchych lądów życia oceanie! —
57.
C-arowa, która cała była wielką
Treścią tych przyczyn wojny i przymierza, (Miłość jest wszystkich rzeczy rodzicielką) Ucieszyła się, ujrzawszy rycerza Z takiem błyszczącem okiem i szabelką.
Wiktor ja wiała jemu od pancerza,
A kiedy ukląkł, to wpatrzona cała W dziwo, treść pisma zbadać zapomniała.
58.
Uprzytomniwszy, że jest cesarzową,
Co nie niweczy natury niewieściej (Kobietą była w trzech czwartych), woskową Pieczęć rozdarła. Dwór szmerem szeleści.
Dwór pojmie każdy ruch, spojrzenie, słowo;
Aż im królewska pogoda obwieści Pokój na cały dzień. Twarz jej przytłusta,
Lecz pańska; piękne oczy, wdzięczne usta.
59.
Radość! — bo naprzód: spełnione zamysły,
Gród wzięty, trupów tysięcy trzydzieści.
Chwała i triumf na twarz jej wytrysły,
Jak słońce, kiedy ziemi dzień obwieści.
Ambicja duszę nasyca przez zmysły,
Jak deszcz, gdy wargi puszcz spieczonych pieści Wilgocią — próżno! — Sahara wypije Chmurę, ambicja krwią swe ręce myje.
60.
Druga uciecha nosi milsze znamię:
Śmieje się w myśli, że dzik wiersze pisze J w jednym krótkim ciemnym epigramie Tysiące* chowa, jak w grobową niszę.
A trzecia czysto kobieca, więc ta mię Trochę ugłaska i krew ukołysze Wzburzoną na myśl. że król wojną szczuje Na ludzi, wódz żga, a potem błaznuje.
61.
Dwie pierwsze zwykłą drogą przebieżaly Z oczu na usta,“ i wnet się też oczy Całego dworu błogo roześmiały,
Jak zwiędłe kwiaty, kiedy je deszcz zmoczy, Aż gdy spojrzała na zwiastuna chwały,
— (A na młodzieńców nigdy się nie boczy, Widzi ich chętnie, jak depesze świeże), — Uśmiechnęła się; dwór uszyma strzyże.
62.
Choć zbyt rozkwitła, pulchna i zażyła,
Groźna, kiedy zła, zato w pokojowych Chwilach wspaniała postać, zwłaszcza miła Ciał wielbicielom dojrzałych, rasowych.
Lecz taka, gdy raz komu powierzyła Kapitał, każe się z kupidynowych Weksli na termin sumiennie rachować,
Nie pozwalając nigdy dyskontować.
63.
Chociaż w miłości folga — rzecz wygodna,
Tu się obeszło bez folg i przestanków; Carowa była luba i łagodna, ^
Dobra, jak dla swych pasterka baranków.
Gdy wartość pozna czyjąś, już mu miodna Ambrozja ciecze nieustannie z dzbanków Szczęścia; — choc robi wdowami narody,
Nie jest jej wstrętny sam m ą ż, zwłaszcza młody.
64.
Mężczyzna — dziwny to twór; białogłowa Jeszcze dziwniejszy. Jej głowa: powietrzna Trąba, a reszta: głęboka, wirowa Otchłań, zdradliwa, wabna, niebezpieczna. Dziewka, mężatka, matka albo wdowa,
Zawsze ta sama — jak wiatr niestateczna, Inaczej pragnie, a inaczej działa;
Rzecz zawsze nowa, choć tak przestarzała!
^ 65.
Och! Katarzyno, ach! (myślałem dwa dni Nad wykrzyknikiem, wreszcie uczuć wzdęcie Stworzyło och! ach!) Jak to trudno składni Dopatrzyć w myśli człowieczych odmęcie.
Lecz twoje na trzy podzielić najskładniej:
Najprzód cię bawi Izmaiłu wzięcie,
Po drugie: dzielne rycerstwo cię ciesz)’-,
Po trzecie: piękny oddawca depeszy.
66.
Szekspir powiada, jak poseł Merkury Leciał ku „niebo całującj górze“.
Podobny obraz mglił się w mózgu córy Książąt, gdy przed nią kląkł ten żak w purpurze. Ciężko jest wspinać się na Babie góry,
„Wspinanie*’ może odbić się na skórze,
W tem szkopuł; — jednak przy zdrowiu kwitnącem Każdy jest całus „niebo całującym“.
67.
On spojrzał w górę, a z góry carowa I rozkochali się; ona w tej twarzy,
W tym wdzięku i w tem,,czemś“. — Kupidynowa Czara z miejsca cię, jak ogień, rozparzy I rychlej po niej zawróci się głowa,
Niż po butelce najtęższych aljaży.
Wiadomo: oczu rozkochanych dwoje Prócz łez wysuszą wszystkie życia zdroje.
08.
Jego też tknęła miłość; jeśli nie ta
Wzniosła, to niemniej silna — miłość własna, Która powstaje, gdy jaka kobieta
Wyższa: śpiewaczka, tancerka lub jasna Pani, nowego sezonu kometa,
Raczy się zniżyć i choć chwilę nas na Szczęśliwców zmienia, dowodząc tym czynem,
Że górujemy czemś nad prostym gminem.
69.
Juan był właśnie w tej szczęśliwej porze Życia, kiedy się nie żąda metryki
Od dam, odważnie, jak Daniel w lwiej norze, Wystawia czoło zachciankom podwiki I chce się słońce swe w najbliższe morze Zatopić, aby żar ochłodzić dziki,
Jak Febus, który co wieczora tonie W przesolonego Oceanu łonie.
70.
Lecz Katarzyna (kłamać nie mam celu),
Choć sangwiniczna, była z tych ziemianek, Których namiętna chuć nie jest bez wielu Powabów. Królem jest dla nich kochanek,
Według jednego skrojony modelu Mąż, bez pierścionka i innych cacanek,
Co najprzykrzejszą są przyprawą stadła. Słowem — owoce bez łupiny jadła.
71.
Dodaj wiek, w którym najmocniej igrają Żądze płci; oczy niebieskie czy szare. Ostatnie, jeśli duszą przeświecają,
To najpiękniejsze oczy — na mą wiarę. Mar ja ze Szkocji, Napoleon dają Takiej piękności świadectwo i miarę.
Co o Palladzie piszą tak szeroko,
Kłamstwo; za mądra, by być „modrooką“.
72.
Pełność form, uśmiech i te powłóczyste Oczy, królewska, słodycz, pańska mina, Intencje w jego wyborze snać czyste,
Boć rozroślejszych przekłada dziewczyna Nawet; — te wdzięki jak owoc soczyste,
Że sięj uż więcej nad to nie wspomina, Każda z tych zalet, jeśli już na sumę Nie patrzał, mogły wzbić młodzika w dumę.
73.
A mogły wzbić go. Miłość jest próżnością I samolubstwem w poczęciu i skonie, Wyjąwszy, gdy jest szałem i pięknością Da się ogarnąć, tym ogniem, co płonie Jak wulkan i jest marą i nicością,
Ale namiętność spali i pochłonie.
Dlatego słusznie w filozofji Greków Miłość jest źródłem i macierzą wieków.
74.
Obok miłości platońskiej, miłości
Boga, kochanki, a z faktów porządku Małżonki — (tu rym przypada na „mdłości“...
Rym, to flis, który wbrew prądom rozsądku Płynie; rozsądek niezawsze tam gości,
Gdzie rymy dźwięczą, bo nic bez wyjątku), — Więc obok uczuć, zwanych mianem ścisłem Miłości, są też rzeczy, zwane: zmysłem.
75.
To serc pukanie, ta chęć wyskoczenia Ze skóry, aby prędzej do swej miłej Zlecieć bogini (już to bez wątpienia
Wszystkie kobiety niemi są — lub były); Ciekawe chwile febrycznego drżenia ^
Co drogę tęsknych pragnień wymościły;
Jak dziwny sposób ten i jak jedyny Zamykania dusz w formie z nędznej gliny.
76.
Najzacniejsza jest miłość platoniczna;
Tą się zaczyna zwykle albo kończy;
Tuż za nią idzie miłość kanoniczna,
Zwana tak, bo ją ksiądz nosi w opończy.
A trzecia bardzo miła i praktyczna
— (U nas zwyczajna), — co pod jedną łączy Chorągwią — gacha z mężem weteranem. Małżeństwo wtedy zwie się „parawanem“.
77.
Analizować nie chcę; powieść zwróci Wypadki na tor; damę mą rozgrzałem,
Już Juan tkwi w jej miłości — czy chuci,
Nie lubię kreślić, co raz napisałem;
Don Juan.
Zresztą to siostry; gdy się jedna rzuci,
Zaraz i druga zawładnie nad ciałem,
A w rzeczach owych ta cesarska wdowa Była jak pierwsza lepsza pokojowa.
78.
Nagle dwór cały w jeden szmer się wzburzy;
Wszędy się usta zbliżają ku uszom,
Starszym się damom każda zmarszczka wzdłuży, Że na bezbożność taką patrzeć muszą.
Z młodszych — do jednej druga oczy mruży, Panny się śmiechem wstrzymywanym duszą; A zato groźna iskra się zapala Śród armji, w oczach każdego rywala.
79.
Więc poseł posła, więc konsul konsula Pytają, jak się zwie chłopię młodziutkie,
Co za dni kilka-zajmie miejsce króla
(Doprawdy prędko — choć życie jest krótkie). Już widzą, jak się kochanka rozczula,
Sypie pieniążki złote, okrąglutkie,
Coraz to więcej i coraz to więcej,
Nagrody, wstęgi, dusz parę tysięcy.
80.
A nasza pani była szczodra. Damy
Lubią nagradzać. Miłość — (ta odźwierna Serca, co liczne ma, jak wiecie, bramy,
Bo to jest buda mała, lecz obszerna), — Miłość (i ona nie bywa bez plamy,
Niech Klitenmestra świadczy, ta niewierna Mężobójczyni... choć myśląc spokojnie,
Lepiej raz zabić, niż żyć w ciągłej wojnie), —
SL
Miłość tu w ręce niosła kieskę złota,
Nie jak u naszej półczystej Elżusi,
Co przez oszczędność zbawiała żywota Swych ulubieńców, jeżeli nie kusi Prawdy historja, wielki łgarz. Zgryzota Miała ją zabić po Essexie. Musi Wstrętnym się wydać gruchań rodzaj nowy, Niegodny i płci i stanu królowej. —
82.
Gdy po recepcji z wysokich parnasów Carskich dwór się jął do wyjścia gotowrać, Posłowie z wdziękiem obleśnych grymasów Biegli zwycięzcy kłaniać i winszować.
Słyszano także szelesty atłasów
Grzecznych dam, które lubią spekulować I coś zarobić na cudzej piękności,
Gdy ta do pańskiej łaski drogę mości.
&3.
Don Juan, biegiem zdarzeń postawiony Na powszechnego dziwu piedestale, Wdzięcznym ukłonem odpłacał ukłony,
Niby minister: grzecznie, a niedbale.
Gładki sklep czoła nosił naznaczony Szlachectwem; zawsze skromny, mówił wcale Mało, lecz mądrze i, jak pod sztandarem,
Stał pod tym głowę mu wieńczącym czarem.
84.
Na rozkaz samej cesarzowej skorzy Dworzanie biorą perłę lowelasów Pod skrzydła. Cały dwór gnie się i korzy (Jak się to gwiazdom zdarza różnych czasów,
Co niechaj młody w serce sobie wdroży).
Potem zabrała go paima Protasów, Zwana mistycznem mianem „Epruweska,“ Nie zrozumie go poticzoszka niebieska.
85.
Poszła z r.im spełnić swe obowiązkowe Czynności. Pójdę i ja. Słychać kury Piejące, mdleją skrzydła pegazowe.
Doszliśmy „niebo całującej góry“,
A tak wysoko, że zawrót na głowę Pada, a w oczach ćmi się obłok bury. Jest to dla mózgu i dla nerwów sygnał, Bym gdzieś na paszę hipogryfa wygnał.
PIEŚŃ X.
1..
(Jdy Newton widział jabłko, spadające Ż drzewa, ockniony z swojej kontemplacji Znalazł, czego się ludzkiej przez tysiące Lat nie udało znaleźć kalkulacji,
Prawdę, że ziemia to jest wirujące Ciało powszechnej prawem grawitacji.
I to jedyny był w świecie przypadek,
Żc człeka wzniosły: jabłko i upadek.
2.
Przez jabłko runął człek, przez jabłko wstaje (Jeżeli runął); — a uważać trzeba,
Że sposób, jakim Newton wstąpił w kraje Stopą nietkniętych kołowrotów nieba,
Ludzkiej bezsile odwagi dodaje.
Odtąd płodna jelt wynalazków gleba,
Człowiek maszyny nowe ciągle kleci 1 wkrótce parą do księżyca wzięci.
3.
Lecz naco wstęp ten? — — Ot, w tej chwili właśnie, Kiedym me gęsie pióro temperował,
W piersi mi nagle ogień błysnął jaśnie,
Duch mój podskoczył i przekoziołkował.
A choć mój genjusz przy sztukmistrzu gaśnie,
Co szkłemtpogląda na niebieski pował,
Albo co parą wiatrom w oczy płynie,
Chcę sztuk tych użyć w poezji dziedzinie.
r. 4.
Wiatrowi w oczy pływałem i pływam,
Co do gwiazd, — słaba zbyt moja luneta.
Na^ wodach dotąd nieznanych przebywam,
Chcę stracić z oczu ląd, bo moja meta’
Jest wieczność. Wiatry i burze wyzywam,
Chociaż na kruchej łódce; wiem, że mnie ta Łódka nie zdradzi; pójdzie przez odmęty,
Crdzie już ginęli ludzie i okręty.
r — 5.
Żyje Don Juan w różowej poświacie C esarskiej łaski... nie zaś w czerwoności W stydu. Muzy nie — (mam w swoim warsztacie Muz kilka) — nie śmią w panieńskiej skromności Stawać na zwiadach w sypialnej komnacie.
Szczęście ogląda chłopaka w krzepkości,
\\ użyciu bogactw i tej rzeczy słodkiej,
Która uciesze czasem przytnie lotki.
6.
Lecz nie na długo. Odrosną za chwilę.
„Ach! gdybym — rzecze Dawid — lot gołębi Miał, aby wzlecieć i odpocząć mile!“
^ Kto wspomni młodość, gdy mu starość zziębi Krew, piersi w suchy liść, nogi w badyle Przejdą, a tępy wzrok, dawniej jastrzębi,
Mało już dojrzy — nie wolałby wzdychać Z synem, niżeli z dziadem astmą dychać?...
7.
Ale westchnienia mrą... Nawet u wdowy r Zdrój łez wysycha, niby w lecie Arno.
Zimą się toczył w łożu ciężki, płowy,
A dziś już skarlał, stał się rzeczką marną.
Patrz! w dni niewiele, jaki widok nowy! — Sądzisz, że smutek jest zawsze ciężarną Glebą? — tak; tylko sieje na nim (to racz Zważyć), uciechę ciągle nowy oracz.
8..
1 przyjdzie kaszel, gdy westchnienia miną, Czasem, nim miną, albowiem nierzadko Jedno przy drugiem jawią się gościną,
Jeszcze nim twarz się brózd pomarszczy siatką, Jeszcze przed życia dziesiątą godziną.
Rumieniec chory twarz przystroi gładką, Piękną, jakby się nie składała z mięśni!
Kochają, wierzą, umierają... szczęśni.
9.
Juan nie myślał umierać tak wcześnie;
Oto w ognisku stoi takiej chwały,
Jaką dać może tylko kfiężyc we śnie,
Lub dam fantazja... więc może nietrwałej?... Lecz któż na lube będzie sarkał wrześnie,
Że po nich grudzień przyjdzie oszedziały? Niechaj promienie raczej zgarnia ciepłe,
By nimi ogrzać zimy dni zakrzepłe.
1°.
Juan zalety miał, które w młodzieży Lepiej niż dziewczę — kobieta ocenia;
Po kwoczka, która ledwo się wypierzy,
Zna miłość z książek jeno, lub z widzenia Sennego (powód w wyobraźni leży:
W takim śnie niebo rozkosz wypromienia); Słońcem wiek kobiet liczą; między nami Jabym je wolał liczyć księżycami.
, 1U
Czemu? Bo księżyc zmienny i wstydliwy.
Ta jest przyczyna... o! wiem, że odgadnie W mych słowach jaki człowiek podejrzliwy Myśl nieprzystojną — zgadywać nieładnie.
„Z ujmą godności i smaku”. Życzliwy r Dziś Jeffrcy temi słowy mię szkaradnie Złajał; przebaczam mu; on sam, jak tuszę, bobie przebaczy — co do mnie, ja muszę.
< .. 12‘
Gdy na przyjaciół wrogowie się starzy
Zmieniają, honor już każe wytrzymać,
I gardzę takim, w którym znów przeważy
Nienawiść, i złość zacznie się w nim wzdymać.
Nienawiść brzydka, jak pokrzywa, parzy,
Wyciąga wiechy, by serce poimać.
W złych się przyjaciół stara miłość zmieni
1 nowa żona; — baczcie, nawróceni!
r 13‘
Takie odstępstwo pomiędzy wszystkiemi Najgorsze; nawet Soutkey, łgarz po trzewa,
Już się nie złączy z,,reformowanemi“,
^ Odkąd wszedł w wieńcu do dworskiego chlewa. Zacny, czy w Chinach, czy w Italskiej ziemi,
Czy gdzie Missouri, czy gdzie płynie Newa, Wiatrom się nosić, jak piórko, nie daje,
Nie nienawidzi, choć kochać przestaje.
14.
Prawnik i krytyk ciemne życia^śledzą Plamy, badają piśmiennictwa’pole.
Odkryją wszystko, wiele nie powiedzą Ci wymiatacze śmieci na padole
Płaczu. Nad czem się prości ludzie biedzą, Prawnik to kładzie na sekcyjnym stole, Nożem wywodu sięga aż do brzucha,
Tłumacząc proces wszystkich działań ducha.
15.
Kominiarzem jest moralnym jurysta I to przyczyna, czemu taki brudny,
Że nie pomoże już koszula czysta,
Bo brud zasiadły do wymycia trudny;
Sadza się wpija. Na prawników trzysta Ledwie dziesiąty jest moralnie sch’udny. Ciebie nie tyczy — luby — ta przywara,
Ty nosisz szkocki płaszcz z gestem Cezara.
16.
Dawne urazy nasze — zwłaszcza moje Jeffrey’u, gdvm ci wiersze młodociane Słał na krytykę, i kiedyśmy boje Wiedli ze sobą, jak łątki drewniane,
Minęły. Święć się, wieku młody! Twoje Oblicze nawet dotąd mi nieznane;
Może nie będzie nigdy! Więc wyjawię Głośno, żeś zacnie działał w owej sprawie.
, 17.
A kiedy wołam: „Święć się, wieku młody“,
To nie do ciebie — z żalem mówię o tem. W waszej stolicy dumnej piłbym miody Słodkie jedynie z tobą i ze Scotfem. Pomnę... wiek marzeń, pogody, swobody...
Nie chcę tu jaśnieć poetyckim lotem;
Wszak jestem sam Szkot z rodu, wychowania, Więc się ku głowie mojej serce słania.
—. 18’
j Hllody. ’ ’ies^’ Szkocja, szkockie gunie, lledy, niebieskie góry, rzeki czyste:
Dee, Don i czarny owy most w Balgounie, Rojenia dziecka, zagrody ojczyste.
We snach je widzę... w grobowym całunie,
, *^ak dzieci Banka. Smutne, powłóczyste Krążą koło mnie widzeń korowody,
Może to śmieszność?... Święć się, wieku młody
 ., 19-Jeżeli w czasie młodzieńczych polotów
Gniewny, natchniony, jak żak kędzierzawy,
Ostrym dowcipem obrażałem Szkotów,
r < ^óry był czasem bolesny i krwawy:
lo któż spróbować nie chce swoich grotów
Mocy, w młodości porywczej i żwawej?
Drasnąłem czasem, lecz nie zabijałem.
Ziemię „rzek i gór“ kocham, jak kochałem. —
20.
Juan realny, czy też idealny —; (To wszystko jedno; wszakże myśl zostaj Choć sam myśliciel przestał być realny Ima byt własny. Duch się nie poddaje Śmierci i toczy z cielesnością walny ^ Bój. Straszno jednak zapuścić myśl w kraje Zaśmiertne; człowiek się spoci, zadyszy,
A co za śmiercią — nigdy nie usłyszy). —
21.
Juan w gładkiego przeszedł Wielkorusa.
Jak się to stało, dlaczego — nie powiem. Młodzieńców każda pociągnie pokusa,
A cóż dopiero, kiedy jest wezgłowiem
Tronu! Więc nie dziw, że Juan dał susa Chwytając; ani się zawiódł, albowiem Bale, pieniądze i schadzki miłosne Lody zmieniły w raj, a zimę w wiosnę.
22.
Łaskawa była carowej opieka,
A choć podołać służbie było ciężko,
Jednakże krzepkość młodego człowieka Wychodzi z takich opałów zwycięsko.
Juan wybujał w górę, jak smereka,
Mistrz w rycerskości, miłości, co męską Dzielność nagradza. Po niej już wiek stary Woli nad wszystko ruble i talary.
23.
Co łatwo było przewidzieć, wciągnięty
Zgubnym przykładem nieroztropnej młodzi, Rzucił się Juan w upojeń odmęty.
Smutny to objaw, bo nietyllco szkodzi Czystości uczuć, oraz w nich poczętej Dobroci serca, ale jeszcze rodzi Grzech samolubstwa, co człeka zaślepia I duszę niby skorupą osklepia.
24.
Mrok na to rzucam; równie na koleje Stosunku nazbyt niedobranej pary:
Rozkosze, złudy, żale, zwykłe dzieje Stosunku chłopca i — jeśli nie starej Kobiety, zawsze w wieku, gdy wietrzeje Świeżość uczucia, chłodną w sercu żary. Panią jest wprawdzie na świata połaci,
Lecz jej nie szczędzą zmarszczki — demokraci.
25.
Bo skon, ten książę książąt, pan nad pany,
Jak Grakchus „rolnem prawem“ niweluje Równo najwyższe i najniższe stany Do tej mogiły, co trupa przyjmuje,
Aż na nim wzrosną trawa i burzany,
1 tyleż gruntu biedny otrzymuje,
(’o bogacz, który złoto mierzył worem.
O skon! — skon wielkim jest reformatorem.
. 26.
Zył więc — (nie skon, lecz Juan) pośród puchów Miękkich, szalenie, bez rozwagi, celu,
W wesołym kraju niedźwiedzich kożuchów,
Co (prawdę powiem tu gorzką dla wielu) Czasem prześwita, zwłaszcza śród wybuchów Złości przez ową purpurę, Babelu
Królowej godną raczej, niźli.........
Buskiej, niwecząc powab bohaterki.
27.
Nie opisuję tej mało przyjemnej Fazy (gdy pragniesz, z opisów się dowiedz),
Bo się już zbliża dantejski „las ciemny“,
Ta nocorównia groźna, ten manowiec Ludzkiego życia, karczma na rozjemnej Drodze, odkąd już roztropny wędrowiec Prędkim galopem nie wypuszcza koni
I, poglądając na przeszłość, łzy roni.
28.
Pomijam opis — o ile wziąć w pęta Język potrafię; — ani też tłumaczę,
0 ile zduszę myśl, co jak wilczęta Do cycek, do mnie przez wir uczuć skacze,
Czepia się, jak mech skał. lub jak dziewczęta Ust swych kochankow; — bo tutaj zaznaczę Dla wiadomości, że nie chcę byc znany Jako filozof, lecz chcę być czytany.
29‘,
.Miast się umizgać, Juan sam był środkiem
Umizgów, co jest rzecz niepospolita.
To był młodości winien, winien słodkim Zaletom, krwi rasowej, co prześwita,
Niby u konia, przez żyły; swym wiotkim Członkom, zgrabności, co z szaty wykwita,
Jak z chmur różowych słońce; zwłaszcza przeto, Że była sprawa z dojrzalszą kobietą.
30.
Siał do Hiszpanji listy, a kuzyni
Słysząc, jak się tam zaszczyty szafują,
Myśląc, że przezeń może się też przy niej Dla nich kąt znajdzie, zaraz odpisują.
Wielu zabiegi ku wychodtzwu czyni,
A wszyscy, jedząc lody, rozumują,
Że, wziąwszy futra, nie znajdą różnicy Wielkiej w klimacie rosyjskiej stolicy.
31.
Z radością Juan list od matki witał.
Matkę cieszyło, że miast u bankiera Czerpać (niewielki został tam kapitał),
Syn ma już urząd i pensję pobiera.
., Cieszę się, żeś już wyszedł z tych lat czytał Gdy się pieniądze traci, zdrowie tera.
Ma u mnie wielką wartość człowiek młody, Którego mniejszy ekspens, niż dochody.“
32.
Więc go poleca Bogu i Synowi I Matce; prosi, by się nie uwodził,
Broń Boże, schizmą, bo katolikowi lo jest grzech; jednak, by ostrożnie chodził, Crdyż mogliby mu szkodzić ludzie owi.
Pisze, że mu się braciszek urodził,
Bo wyszła drugi raz zamąż; a dalej’,
< arowej miłość macierzyńską chwali.
33.
Pisze, że nie ma dosyć słów uznania i^a wielkiej pani, co łaskawie wspiera Młode talenty, bez wywoływania Podejrzeń, bo je w istocie odpiera Jej wiek i klimat. „U nas plotka tania — Pisze — — lecz, gdzie termometr niżej zera Spada, tam przecie słusznym rzeczy biegiem Cnota nie taje narówni ze śniegiem.
34.
0 gdybym „księży czterdziestu miał groty“, Obłudo! grzmiałbym tu nakształt pobudki,
Niewykonane twoje sławiąc cnoty.
Gdybym imał chociaż cherubinów dudki,
Lub akustyczną trąbkę mojej cioty,
Która, słuch mając tępy, a wzrok krótki,
1 uważając śmierć nie za zabawkę,
Czytała pismo święte — przez słuchawkę.
. 35.
Ona nie była obłudna staruszka,
Więc uleciała w niebo, jak niewiele Dusz najwybrańszych, jej cnotliwa duszka; Boską nagrodę dostała w udziele
Niebieskich włości lenna boża służka,
Jak od Wilhelma, co zdobył na czele Normanów Anglję, sześćdziesiąt tysięcy Rycerzy wzięło majątek książęcy.
36.
Ja się nie skarżę. Moje antenaty Erneis, Radulphus podobno dostali Zamków czterdzieści ośm, że zuchowaty Najazd Wilhelma swym mieczem wspierali.
To jedno było niepięknie — za katy,
Że, jak garbarze, Sasów obdzierali Ze skóry; grzech ów umniejsza napoły,
Że z łupów Panu stawiali kościoły...
37.
Juan rósł piękny, ale jak te krzewy Akacji, co się obrażą dotknięciem;
Jak król, gdy słyszy frolnomyślne śpiewy, Chyba je Southey z niegroźnem zacięciem Nuci; może też uprzykrzył lód Newy,
Tęskniąc do kraju, w którym żył dziecięciem Lub łask niepomny z łona majestatu Carskiego wzdychał do świeższego kwiatu?
38.
Może — lecz przyczyn przytaczam za wiele, Godnych fizyka, a nie pisoryma.
Robak roztoczy najbujniejsze ziele,
Rak się lic młodych, jak uwiędłych ima. Troska przedstawia, jak kupiec w niedzielę, Swoje rachunki, a choć się kto zżyma, Winien zapłacić. Tydzień przejdzie cicho, Niedziela musi przynieść jakieś licho.
39.
Jednym wyrazem — Juan zachorował,
Carowa zlękła się, doktór (przypadkiem Ten sam, co Piotra „skutecznie“ kurował) Zakonstatował razem z sił upadkiem Puls przyśpieszony, z czego wywnioskował Śmiertelną febrę. Petersburg był świadkiem Boleści dworzan i ambasadorów,
Carowa mdlała, zdwojono doktorów.
40.
Choroba wiele wywołała sporów:
Ktoś o truciźnie i o Potemkinie Szeptał, inny znów z ceglanych kolorów Młodzieńca wnosił, że w suchotach zginie,
O w mądrze prawił o wpływie humorów Na krew, co w żyłach niewłaściwie płynie. Słyszano także z ust niejednej pani,
Ze to — z wysiłków ostatniej kampanji.
41.
Oto recepty lekami brzemienne:
„Sodae sulphat. gr. vj. gr. fs. Mannae.
Aqu. fervent. f. gr. ifs. gr. ij. tinct. Sennae Haustus“. (Tu doktór krople przepisane Sam mu wlał w usta). Albo znów odmienne:,,Rp. Pulv. Com. gr. iij. Ipecacuanhae,
Bolus Potassae Sulphuret sumendus Et liaustus ter iu die capiendus.“
42.
Doktór dobija lub stawia na nogi „Secundum artem“. Choć zdrowy nań syka, Chory, jak Boga, przyjmuje go w progi
I złośliwemi żartami nie tyka.
Bo gdy się zbliża ów „hiatus“ srogi,
Który wypełni rydel i motyka,
Miast cicho w Lecie spróbować kąpieli,
Prosisz, aby cię w niej zanurzył Baillie.
43.
Lecz choć już duszy wymawiał mieszkanie Skon, najnieczulszy z wszystkich gospodarzy, Przemogły siły młodzieńcze w Juanie
I poplątały wyroki lekarzy.
Jeszcze obłudnej nie wierzono zmianie:
Nikle rumieńce na zapadłej twarzy Budzą obawę; więc grono doktorskie Radziło podróż w krainy nadmorskie.
44.
„Klimat nasz — mówią — zgubny wpływ wywiera Na dziecię ciepłych krajów.“ Więc na czole Carowej żałość zjawiła się szczera;
Już polubiła bardzo to pacholę.
Toż widząc, jak mu blask oczu zamiera
I jak podcięte skrzydełka sokole Mdleją, posłem go umyśliła zrobić,
Przyczem łask całym przepychem ozdobić.
45.
Szły właśnie wtedy politycznym torem Układy, snuło się depesz bezliku.
Między rosyjskim, a angielskim dworem,
— W dyplomatycznym co się zwą języku Notami, i są zdrad wzajemnych zbiorem —
To o żeglugę wolną na Bałtyku,
O tran, łój — — z dzierżaw, które trzyma Tetis,
A Anglik zwie swym „uti possidetis“.
Don Juan.
26
46.
Carowa umie nagradzać usługi
I przyjaźń; misję więc tajną zwierzyła Ulubieńcowi, przyczem, lejąc strugi Złota, królewski splendor roztoczyła.
On ucałował ręce i na drugi Dzień, wziąwszy listów i instrukcyj siła
I podarunków, rozsiadł się w kolasce.
— Dwór się dziwował niezwyczajnej łasce.
47.
Była szczęśliwa; z nią wszyscy szczęśliwi.
Naszym królowym równie się na tronie Wiedzie; ta stronność fortuny mię dziwi.
Chociaż dźwigała krzyżyków pięć, w łonie Klimakterycznem ognie grały żywiej,
Niż w wiośnie życia. Choć powadze to nie Przystało, jednak naprawdę z początku Nie mogła znaleźć następcy... Z porządku
48.
Rzeczy czas, który wszystkie bóle koi, Najkrwawszych smętków ukołysze srogość. Tłum kandydatów nowych się wyroi,
Powróci dawna snów rozkosznych błogość.
— Pauza chwilowa dam nie niepokoi,
Ani przestrasza pretendentów mnogość:
Potrzebne takie chwilowe przestanki,
Bo otwierają emulacji szranki.
49.
Ody ta zaszczytna wakuje posada,
Niech słuchacz pauzę jedno — czy dwudniową Wyzyska i z mym bohaterem siada Na rydwan, co go w sferę wwiedzie nową.
Przepyszne konie z cesarskiego stada Ciągnęły pojazd, co woził carową Do Krymu, niby Ifigenję drugą.
Teraz nim jechał Don Juan z papugą,
50.
Buldogiem, małpą, kotką i z kociaki.
Byli to wierni jego towarzysze,
Nie wiem, czem mi to wytłumaczy jaki Mędrzec i czemu tę skłonność przypisze Do szpetnej małpy i podłej sobaki.
Panna, co sobie sześć krzyżyków pisze, Mniej lubi kotka, papugę lub szpica,
Niż on, nie stary, nawet nie dziewica...
51.
Każdemu swoja była przeznaczona
Poduszka. — W wozie osobnym deńszczyki
I sekretarze, a u jego łona Mała Leila, w Izmaiłu dzikiej Rzezi kozackim szablom obroniona.
Gdy moja Muza ciągle zmienia — szyki,
Na plac skinieniem wywołuje berła Dziewczynę piękną i czystą, jak perła.
52.
Taka rozumna, tak pełna lubości,
Z taką powagą w miękkim charakterze, Dziś rzadkim, niby kopalnego kości
Człeka z mamutem razem — o Cuvierze! Mało przystawał jej nieświadomości Ten świat, co kusi, aż wiarę odbierze. Młodość broniła jej przeciwko złemu,
Była spokojna, nie pojmując — czemu.
53.
Don Juan kochał ją, a ona jego,
Nie jak brat siostrę lub ojciec miłuje Córkę. Nazwać to trudno. Ojcowskiego Uczucia, ojcem nie będąc, nie czuje;
Równie mu w sercu miłości innego Rzędu, miłości siostrzanej brakuje,
Bo nie miał siostry i był jedynakiem.
— Gdyby miał, chciałby do niej lecieć ptakiem...
54.
Tem mniej zmysłowa owa miłość była.
Nie stał się jeszcze zwiędłym lowelasem,
Co sztuk używa, by mu się wzburzyła Krew, jak alkalja wzburzają się kwasem.
Choć jego młodość, jak wiesz — nie grzeszyła Skromnością (młodym to się zdarza czasem), Platońskie było u niego dno serca,
Tylko, że czas je wygryzł — wszystkożerća.
55.
W tem przywiązaniu brakło też zarodu Pokus; czuł taką skłonność do sieroty,
Jak patrjota (czasem) do narodu.
Był także dumny, że ją od sromoty Ocalił z ruin burzonego grodu;
Ze ją z pomocą kościoła na cnoty Drodze utrzyma; lecz, co wielu smucić Będzie, nie chciała za nic się nawrócić.
56.
Dziwna, w pogaństwie że jej nie zachwieje Okropnej rzezi i walki wspomnienie.
Choć ją uczyli trzej archijereje,
Chrzest w niej uparte budził obrzydzenie
[ spowiedź; — nad tem drugiem nie boleję,
Snać się do grzechów nie czuło sumienie.
Bądź co bądź kościół nie postąpił krokiem, Mahomet zawsze był u niej prorokiem.
57.
Żadnego także znieść chrześcijanina Nie mogła, oprócz jednego Juana;
To był jej zbawca, przyjaciel, rodziną.
Kochała, była nawzajem kochana.
Ciekawa para — on i ta dziewczyna,
Ze swym obrońcą młodym niezwiązaua Żadnemi węzły: wieku, krwi ni wiary;
To był najsłodszy powab owej pary.
58.
Droga przez Polskę szła i przez W arszawę,
Kraj solnych żup i kajdan. — net się scena Zmienia: Kurlandja, mająca stąd sławę,
Że jeden z książąt jej ukradł „Birena“
Imię; widziała też Marsa wyprawę,
Którego sława wiodła — — ta syrena,
By za dwadzieścia lat zwycięstw zapłacił. Klęską i gwardję grenadjerów stracił.
59.
Sentymentalizm to nie był gołębi,
Gdy:,,Moja gwardjo!“ — wołał ów gliniany Bóg. Patrz, jak tego Gromowladcę zgnębi Castlereagh, ów arteryj zawołany Podrzynacz. Smutno, że śniegiem się ziębi Sława... lecz, kto zmarzł, może być ogrzany W Polsce; tam imię Kościuszki dziś tryska Płomieniem przez śnieg, jak z Hekli ogniska.
60.
Więc z Polski do Prus: tam ogląda przednie Miasto Królewiec, znamienne walorem Skarbów kopalnych, nadto, przed czem blednie
I miedź i ołów, wielkim profesorem Kantem. Lecz Juan, który miał za brednie Metafizykę, jechał dalszym torem Przez Niemcy, ten kraj cierpliwych miljonów, Żgany ostrogą królów — pocztyljonów.
61.
Przez Berlin, Drezno i już-już zdaleka Widzi zamczyste Renu okolice.
— Sceny gotyckie, co w duszy człowieka Fantazji jasne zapalacie świece!
Na widok ruin, które pleśń powleka,
Duch mój wylata za światów granice Żywych i zmarłych i tak rozbujany W powietrznych sferach zawisa pijany.
62.
Przez Mannheim i Bonn pędziły kolasy,
Tam Drachenfelsu czarna i barczysta Postać feudalne przypomina czasy.
Kto o nich czytać chce, dużo skorzysta. — Już są, nie tracąc czasu na popasy,
W Kolonji, kędy ogląda turysta Dziewic tysięcy jedenastu kości,
— Piękny ówczesnej dowód moralności. —
63.
Haga, Helvoetsluys, Holandja, kraj sera, Kanałów i krów najlepszego doju,
Gdzie wieśniak ziarnka jałowcowe zbiera
I ciśnie krople smacznego napoju.
Rząd i uczony nieroztropnie gdera Na to rzemiosło skromnego pokroju;
Niech zważy, że to zarobek jedyny Niejednej biednej i głodnej rodźmy.
64.
Tam wsiadł na statek, z nim zwierzęta wsiadły, Nawa pomyka w stronę wyspy wolnych.
Igrając, fale na falach się kładły,
Sztaba się parła pośród fal swawolnych,
Twarze niektórych podróżnych przybladły.
Juan, nawykły już do nurtów solnych,
Stał, przypatrując się okrętom w dali,
I czekał, rychło ziemia wyjrzy z fali.
65.
Wreszcie wynurza się, wznosi i wstaje,
Niby biały mur. Dziwnego wrażenia Doznał; zawsze go podróżny doznaje,
Widząc raz pierwszy albjońskie z wapienia Ściany; coś nakształt dumy, że w te kraje Kramarza wpływa, co się rozprzestrzenia Po wodach, lądach, myszkuje, plondrujc
I pewnie morze wnet opodatkuje.
66.
Kochać tę ziemię, która wychowrala ^
Lud, co mógł pierwszym być z ludów kochanych, Nie mam powodu; mnie kolebkę dała

  • Jeno; lecz czuję litość dla skalanych Cnót i cześć we mnie budzi dawna chwała.

Siedm lat — zwyczajny dla deportowanych Termin, ugłaska gniewy, zwłaszcza skoro Człowiek spostrzega, że kraj djabli biorą.
67.
Ach! by mu rzekł kto prosto, bez obłudy,
Jak jego imię we wzgardzie u świata;
Jak ten glob, co miał cześć dla niego wprzódy, Czeka, rychłoli kto nań ześle kata;
Jak go największym wrogiem mają ludy,
Tego fałszywca, co udawał brata, ’ ’ Sztandar wolności wzniósł nad świata cokół, Dziś czyha, aby nawet ducha okuł!
68.
Pysznej swobody wdział pióra papuże t A jest niewolnik przedni wszystkich czasów. Narody więźniem; a czemże ich stróże?
Kownie więźniami krat, kajdan i zasuw.
Sąż wolni przeto, że trzymają — tchórze! —
,, ^.°^osc Pod kluczem? O! nie zazna wczasów Taki niewolnik; równy jest w tej mierze,
Kto dźwiga jarzmo, jak ten, co go strzeże. —
69.
Don Juan poznał Albjonu przedsmaki:
Twoje, o Dovrze najdroższy, hotele, Twoje komory, celniki, strażaki,
^ Służbę, co do nóg podróżnym się ściele,
Z rąk wydzierając kufry, mantelzaki. r Następnie innych pięknych rzeczy wiele, Zwłaszcza nieznane frycowi turyście Ścisłe rachunki, słone oczywiście.
70.
Juan, choć młody, płochy i dostojny,
Choć miał brylantów i rubli kieszenie Pełne, nie liczył groszy i był hojny,
Płacąc, skrzywił się jednak grubej cenie.
(Sekretarz jego Grek, wymową zbrojny,
Pozycyj wierne odczytał mu brzmienie).
W Anglji powietrze mgliste, lecz swobodne,
Więc oddychanie opłacenia godne.
71.
Hej do Canterbury! Hejże, pocztyljonie!
Plusk, plusk po błocie i trap, trap po grudzie. Hurra! jak skaczą i poczta i konie!
Nie tak, jak w Niemczech, gdzie w pocztowej budzie Jakby na cmentarz jedziesz; a i to nie Miłe, że co krok przystają — — ci ludzie I piją,,sznapsy“, nieczuli jak skała;
„Hundsfott, Verfluchter“ już na nich nic działa.
72.
Niczem się ludzki duch tak nie wyświeży,
I nie zaprawi niby rumem kawa,
Jak prędką jazdą; mniejsza dokąd mierzy,
Byle wesoła i huczna, i żwawa,
Smak bowiem jazdy w samej jeździe leży;
A im mniej przyczyn owej się poddawa Uciesze, tem się przyjemniejsze stanie Dopięcie celu, którym jest — jechanie.
73.
W Canterbury kościół oglądali farny,
Becketa krwawy kamień, Edwardowy Szyszak; pamiątki zalcrystjan niezdarny Wyuczonemi objaśniał im słowy.
Oto, czem ci jest sława! Jakiś stary Hełm, kawał kości z nogi albo głowy,
Ostatnie szczątki wapienia i soli,
Świadectwa ludzkiej na tym świecie doli. —
74.
Z wielkiem zajęciem oglądał świątynię Juan; tysiąc mu Cressy w myśli stawa Na widok hełmu, co wiekom jedynie Poddał się. Równie grozą go napawa Grób księdza, który, królów karcąc, ginie,
Królów, co jednak podkładają prawa Swoim wyrokom. Leila patrzała I: „Co to za dom wielki?“ — zapytała.
75.
Gdy powiedziano: „To mieszkanie boże“.
„Prześlicznie mieszka!“ — mówi, lecz nie zdoła Pojąć, jak w domu swoim cierpieć może Niewiernych, co nie szczędzili kościoła W jej kraju, gdzie jest takie samo morze,
Lecz żyją wierni, i gniewem anioła Marszczy się, że swe świątynie najlepsze Mahomet rzuca, jak perły przed wieprze.
76.
Hop, hop przez niwy, niby ogród duży,
Raj chmielów pięknych i traw wybujałych.
Sam — choć poeta — po latach podróży W krajach gorętszych, lecz mniej zamieszkałych, Chciałbym w nizinę wrócić, co nie nuży Zbytnią mnogością pejzaży wspaniałych: Lodowców, oliw, winnic i szałasów,
Urwisk, wulkanów, pomarańczarń, lasów.
77.
Gdy jeszcze myślę o szklaneczce elu...
Tak mi żal! — „Hetta, ho!“ pocztyljon krzyka; Juan, zbliżając się w pędzie do celu,
Podziwia kraje wolnego Anglika,
Co podobają się obcym i wielu
Swoim, oprócz tych, którzy mają bzika I myślą „wierzgać przeciw ościeniowi“,
Zaco im cięższe jarzmo się stanowi.
78.
Jaka to piękna rzecz — wygodna szosa.
Bo jazda po niej lekka, jak muskanie,
Albo jak orła lot, co mknie w niebiosa,
Wiosłując skrzydły po chmur Oceanie.
Gdyby istniały za czasów Heljosa,
Febusby w takim chciał pędzić rydwanie,
Czy poczcie, która, gdy niby war jatka Mknie, surgit amari aliguid: rogatka.
79.
Jak bardzo ciężkie jest każde płacenie!
Bierz żonę, życie, lecz wara od kasy!
To — jak Machiavel powiedział uczenie —
Jest najprzykrzejsza rzecz dla ludzkiej rasy: „Mniej ich zabójstwo gorszy, niż zachcenie Złota, naczelnej żywota okrasy.
Zniszcz szczęście domu, nie uronią łezki,
Lecz strzeż się rękę wyciągać do kieski“.
80.
Mówi Florentczyk. — Monarchowie! Swego Mistrza słuchajcie! — Orszak wjechał szumnie
O samym zmierzchu na szczyt wysokiego Wzgórka, co patrzy wzgardliwie, czy dumnie Na, wielkie miasto. O wy, mieszczańskiego Świata synowie! Spójrzcie ku tej trumnie,
Czv ogrodowi — jak się wyda komu...
Strzelecka góra. John Buli — jesteś w domu.
81.
Słońce zachodzi, gęsty dym się kład nie,
Jak z wypalonych napoły wulkanów,
Nad tą przestrzenią dziwną, którą snadnie Możnaby nazwać „salonem szatanów“. Juana trwożny szacunek napadnie,
Choć to nie jego dom — owa Brytanów Ziemia, mać synów, którzy wyrzezali Połowę świata, pół przehandlowali.
82.
Jeden kłąb dymu, okrętów, kamieni,
Cegieł, daleko, jak oko poniesie;
Gdzie niegdzie żagiel białością się mieni I zaraz ginie w masztów gęstym lesie; Wieże, rozsiane na wielkiej przestrzeni,
Raz po raz, jakby z ciekawości, w mgle się Zjawią; kopuła czarna, jak na głowie Błazeńska czapka — to się Londyn zowie.
83.
Lecz jemu zda się każda dymu szmata Chmurą magiczną, a wszystkie kominy Czarnoksiężnika tyglem, skąd wylata Na świat bogactwo: weksle i daniny.
Ciężka nawała mgieł miasto przygniata,
Skroś nich majaczy słońca okrąg siny.
Jest to zwyczaj na atmosfera mglista Londynu: bardzo zdrowa, choć nie czysta.
84.
Stanął, a ja z nim. Zbliżam się ku mecie.
Tak flota, gdy ma dać ognia, to w pędzie Staje. Niedługo znowu mię znajdziecie,
Jak kur, na jednej z wami siądę grzędzie.
Chcę tu rzec prawdę, której nie weźmiecie Za prawdę, bowiem właśnie prawdą będzie.
Miotłą pani Fraj pragnę domy chrześéjan
Oczyścić, wymieść pajęczynę ze ścian.
85.
Aj! aj i pani Fraj! Czyliż to koniecznie Biedne łotrzyce pouczać w Newgecie?
Idź do Carltonu, lub gdzie indziej; grzecznie Pięść na królewskim połóż twardym grzbiecie.
Mówisz: „Poprawiam lud!“... a! niedorzecznie, Tylko filantrop takie brednie plecie.
Pani Fraj! — Napraw naszych „dobrych“ złości.
Myślałem, że masz więcej nabożności.
86.
Powiedz, że starcom przynależy cnota,
Oducz czamarek, pledów i wojaży;
Powiedz: Nie wróci starcom młodość złota,
Kupne wiwaty nie wesprą nędzarzy;
Powiedz, że William Curtis idyjota,
Najgłupszej myśli w mózgu nie wysmaży;
Prostacki Falstaff swojego Henrysia,
Błazen, co przestał już błaznować dzisia.
87. #
Powiedz — po życiu spędzonem w podłości,
Krwi, zdradzie, może to za późno będzie, —
Że kto do nazwy „w i e 1 k i“ prawa rości,
Ten niekoniecznie stanie w dobrych rzędzie;
Najwięksi władcy mieszkali w niskości.
Powiedz — lecz dosyć tej mojej gawędzie;
Wnet się znów echem moja pieśń rozniesie,
Jak róg Rolanda w ronsewalskim lesie.
PIEŚŃ XT.
1.
Gdy biskup Berkeley rzekł: „Materji niema“, Ńiematerjalne było takie zdanie.
Jednakże twierdzą, że próby wytrzyma: Najsubtelniejszy mózg za wiotki na nie.
Ale wierzyć w nie? Gdy swemi oczyma Zobaczę, iż się ciało niczem stanie,
Uwierzę, że świat jest duchem, że zdrowy Rozsądek noszę, choć nie noszę głowy.
2.
Co za wspaniały pomysł świat przedstawić Powszechną „jaźnią11; mówić, że substratem Jego duchowe „Ja“! Chcę w zakład stawić Taki świat, że jest wiele prawdy na tem. Wątpienie! Jeśliś wątpieniem, jak prawić Lubią uczeni — — (ja wątpię) — pryzmatem Jesteś dla słońca prawdy. Rajski dżynie,
Nie kuś mię, bo się w tobie mózg rozpłynie.
3.
I tak niestrawność na wnętrzu mię tłoczy,
Ten „nienajsłodszy Arjeł“ i nadaje Uczuciom polot wcale nieuroczy,
A co prawdziwą torturą się staje,
To to, że niema, gdzieby zwrócić oczy,
By o gatunki nie tknąć i rodzaje,
Planety, byty, słowem: dziwne dziwo Wszechświat, — który jest omyłką szczęśliwą,
4.
Jeśli go stworzył traf. Zasię, jeżeli Rację ma pismo święte, tem-ci lepiej;
Już i tak swarzą, żeśmy nazbyt śmieli,
Że się nam lada nowość głowy czepi,
Słusznie; zbyt krótkie życie, byśmy mieli Zrozumieć wszystko nieudolni, ślepi;
Zwłaszcza, że,,ów dzień“ wszystko nam odchyli.
A gdy nie przyjdzie?... Owszem; spać jest milej.
5.
Więc filozofja precz i ten zwodniczy
System, gdzie wszystko polega na wietrze.
Co jest, to — sądzę — jest; co się zaś tyczy Tej prawdy, ufam, że jej nikt nie zetrze.
Od dni robię się jakiś suchotniczy,
Przyczyną, nie wiem co — może powietrze.
A równocześnie w miarę mizernienia
Me niedowiarstwo w wiarę się przemienia.
6.
Pierwszy więc atak dowiódł mi istności Boga, weń zresztą wierzę — iw szatany;
Drugi: mistycznej w Matce dziewiczości;
Trzeci: powstania grzechu według znanej
Litery; czwarty na Trójcę w jedności Okazał dowód tak nieprzełamany,
Że chciałbym tiójkę na czwórkę rozszerzyć,
By tem pobożniej i tem pewniej wierzyć.
7.
Do rzeczy. — Kto z was stał na Akropolu I patrzał stamtąd na attyckie łany,
Był w malowniczym Konstantynopolu,
Albo pił w Chinach, kraju porcelany,
Herbatę złotą, jak wody Paktolu,
W gruzach Niniwy siedział rozsypanej,
Nie powie zrazu wiele o Londynie,
Ale co o nim powie, nim rok minie? —
8.
Już pod noc Juan na szczyt Strzeleckiego Wjechał pagórka. To wzgórze się wznosi Ponad doliną złego i dobrego,
Która Londynu wielkie imię nosi.
’W koło milczenie; w ciszy pogodnego Wieczoru słychać jedynie skrzyp osi I szum, jak w gnieździe pszczół albo szerszeni,
Z czynnego miasta, co się życiem pieni.
9.
Juan w powiewach wieczornego tchnienia Szedł za powozem, milcząc. Jego dusza Tonie w podziwie wielkiego plemienia,
To imponuje jej i to ją wzrusza.
Tu mieszka wolność, tu się rozprzestrzenia;
Tu krzyczeć może lud, ani go zgłuszą Zgrzyt torturowych kół świętej Hermandad,
Tu bunt wywołać zdoła lada mandat.
10.
Tu czyste żony, czysta krew. Tu płacą Ludzie, ile chcą, a że płacą drogo,
To tylko przeto, że pieniądze tracą,
W dowód, że mają, zatem wydać mogą.
Tu nie potrzeba nawet praw, bo naco?
Wędrowiec śmiało jeździ pustą drogą,
Gdyż... przerwał dalsze myśli tej rozwicie Szorstki krzyk:,,God damn! Pieniądze lub życie!“
11.
Te wolne glosy wypadły z zasadzki
Z ust czterech łotrów, którzy wypatrzyli.
Jak szedł sam jeden, i w sposób kozacki Umieli korzyść wyciągnąć z tej chwili,
Kiedy dżentelmen, chcąc użyć przechadzki, Jeśli kułaka nie ma, co nie myli,
Może w tym kraju bogaczów przygodnie Utracić razem i życie, i spodnie.
12.
Juan w angielskiej mowie nie był przedni.
Jedna mu klątwa: „God damn“ była znana, Ale, że słów tych nie słuchał po wsze dni, Myślał, że znaczą prosto: „Witam pana!“ Albo: „Bóg z tobą!“ Nie liczę do bredni,
Że tak rozumiał. Ja sam — pół Normana (Na swe nieszczęście) — znałem wiele osób,
Co zawsze: „Witaj“ mówiły w ten sposób.
13.
Lecz Juan zato rozumiał ich ruchy.
A, że miał serce orle nie gołębie,
Dobył krucicy szybko z za pazuchy,
Strzelił, jednemu kulę utkwił w kłębie.
Ten padł i tarzał się, jak wół od muchy Cięty, i ziemię rodzinną żuł w gębie, Krzycząc na swego towarzysza Janka:
„Janku! dostałem kulą w brzuch od Franka“.
14.
Więc Janek — nogi za pas i uskoczy;
Wnet się i świta Juana przyczłapie; Stanąwszy zdała, dziwem pasie oczy I, zamiast pomoc nieść, za uchem drapie.
Don Juan.
27
Lecz Juan widząc, jak „Syn nocy“ broczy,
Że mu z krwią życie żyłami wykapie,
Woła bandaży, szarpi i oliwy.
Żałując, że był może nazbyt żywy.
15.
W tym kraju — myślał — z pod polarnej gwiazdy Może tak gościom szacunek się składa,
Wszak przypominam tutejsze zajazdy,
Gdzie ukłonami gospodarz okrada,
Zamiast przekleństwem i groźbą śród jazdy.
Co czynić? Kona. Rzucić nie wypada Człeka, samemu jechać w dalszą drogę.
„Podnieść go! Złożyć na wozie. Pomogę1’.
16.
Nie dopełnili zacnego uczynku,
Gdy konający: „Och! przeklęta zupa“ — Wrzasnął. — „Och, podaj, och, kie-li-szek kmin-kó-Wki; och, odejdź precz — och, nie ruszaj — trupa!“ Wtem na serdecznym już gaśnie kominku Życie, i czarna krew mu z rany chlupa Rzężąc, zatopił w szyi sztywne palce,
I zdarł z niej chustkę, krzycząc: „Daj to Salce!“
, 17’
Chustka, zmoczona we krwi jeszcze świeżej,
Upadla tuż pod nogami Juana.
Zdziwił się, czemu tam padła i leży,
Czy to on owa osoba żegnana...
Tomek był perłą londyńskiej młodzieży,
Szykowiec, łobuz, udający „pana“,
Tak wesół, że mu wszystko było „mucha“,
Póki miał w mieszku grosz, a w ciele ducha,
18.
Zrobiwszy, co mógł — na zatuszowanie Z różnych powodów nieprzyjemnej sprawy, Skoro komisja skończyła badanie,
Pożegnał Juan widok arcykrwawy,
Bo też obeszło go to niesłychanie,
Że ledwo na ląd wolny wysiadł z nawy, Musiał w koniecznej obronie wolnego Zabić Anglika — i uierad był z tego.
19.
Znaczną osobę zgładził z tego świata,
Co była tęgim w swojem kole szprychem.
Dla niego w oknach nie istniała krata,
W drzwiach zamek, bo go otwierał wytrychem. Kto był tak „galant“ od stóp do krawata,
Kto tak drwił z życia jowjalnym uśmiechem, Kto na przedmiejskie swą kochankę bale Tak wiódł pod rękę, jak on „Czarną Salę?“
20.
Niema już Tomka — więc o Tomku basta!
Bohaterowie umierają. Proście Boga, niech liczba ich nadal nie wzrasta...
— Witaj, Tamizo! witaj! Po twym moście W brykach, jak bęben dudniących, do miasta Sławnego toczą się zamorscy goście,
Przez Kensington i tym podobne tony,
Śród których człowiek grodu jest spragniony;
21.
Przez nagie i drzew pozbawione:,,Gaje“
(Od tego: lucus); przez prospekty, zwane „Wzgórzem rozkoszy“, której niedostaje I gdzie jest równo; poprzed murowane
Domy, w których kurz we znaki się daje,
A:,,do najęcia“ na nich napisane;
Zaułki, zwane grzecznie: Eldorada,
Z którychby Ewa uciekała rada.
22.
Rogatki, wozy, bryki z każdej stron},
Wir kół, huk żelaz, ścisk ludzkiego tłoku.
Tu poczta pędzi, jak sen niedośniony,
Tam szynk zaprasza na szklaneczkę groku.
W oknie fryzjera peruki, szynjony.
Lampiarz po rogach dla przegnania mroku Nalewa w każdą latarnię blaszaną Oliwy, — gazu naówczas nie znano.
/ 23.
Podróżny poprzez tłum i wrzawę dziką Do Babilonu spółczesnego wkracza.
Czy konno wjeżdża, czy pocztą, czy bryką, Zaraz go ten wir człowieczy zahacza,
Mógłbym rzec więcej, ale przewodnikom Nie chcę odbierać chleba. Słońce macza W Tamizie lice; noc z pomroku czyha,
Nasza gromadka przez most się przepycha.
  2Ł Miła jest, szeptem swym, Tamiza tkliwa, Obecność nurtów przypominająca,
Lecz pośród „Damn my eyes“ prawie lękliwa, Lamp Westminstern jednostajnie drżąca Światłość, i ten plac, i kąt, gdzie przebywa Sława, jak widmo, i w blaskach miesiąca Ślizga się, skacze z kolumn na kolumny,
A którym Albjon jest najbardziej dumny.
25.
Gaju Druidów niema! Nie bacz na to. — gtone H e 11 g e’u niema!... Lecz nacóż czułości? Jest za to B e d 1 a 111 z bardzo mocną kratą,
By war jat nie gryzł zwiedzających gości;
Jest dla dłużników dom — z ciemną komnatą; Manaion House także, choć nań lud się złości, Sądzę, że jest dom wspaniały, choć sztywny;
Ale Opactwo — to mi gmach przedziwny!
26., Lampy po C h a r i n g-C r o s s, aż do P a 11-M a 11 u
Błyszczą jasnością taką okazałą,
Jakiej w stolicach Europy wielu Prawie się nie zna jeszcze — powiem śmiało.
Noc tych miast nie ma światłości na celu.
Francja, kraj dotąd oświecony mało,
Chciał sie oświecić — lecz środki pomieszał: Zamiast lamp — szlachtę na latarniach wieszał.
27.
Tacy szlachcice, wiszący wzdłuż drogi,
Dosyć jaskrawo ludzkość oświecali,
Równie jak niegdyś czerwone pożogi;
— Ostatni rodzaj dla ślepców się chwali —
Ci świecą niby fosfor, lub złowrogi Dla duszy błędny ognik, co się pali Na bagnie, wabi, wiedzie na bezdroże;
To cię oślepi, — oświecić nie może.
28.
W Londynie gdyby Diogenes nowy Pragnął odnaleźć swojego „człowieka“
I gdyby nie mógł go napotkać w owej Stolicy, w którą, jak do morza, ścieka
Z wszystkich narodów tłum wielogłowowy,
To nie z braku lamp. Co do mnie: ćwierć wieka Szukając perły tej zimą i latem,
Widzę, że świat jest jednym — — adwokatem.
r 29‘
Na Pal ł-M a 11 koła o kamienie grają,
Prąc się pośród fal pracowitej nacji,
Rzadszych już, bo się zewsząd otwierają
^ Bramy, na odgłos dzwonków i kolacji*
Żądni mieszkańcy do domów wracają.
Don Juan, młody „grzesznik z dyplomacji“,
Jedzie w powozie, mija, jak się rzekło,
S t. Jamesa pałac i S t, Jamesa „piekło.“
30.
Jadą przed hotel. Z drzwi płyną lokaje Wyfrakowani; dokoła już stoi Ciżba i owe pospolite zgraje Pafijskich dziewic, któremi się roi Przykładny Londyn, kiedy noc nastaje,
Choć niemoralne, Malthus do nich kroi,
Na przeludnienie szukając pomocy.
— Juan już wysiadł ze swojej karocy.
31.
Ulokował się w najmilszym hotelu Dla cudzoziemca, co pływa w faworze Szczęścia, a, mając pieniędzy jak chmielu,
Słone rachunki lekceważyć może.
Mieszkało i dziś mieszka posłów wielu W dyplomatycznych kłamstw przesławnej norze, Nim się do czystszej przeniosą dzielnicy,
W bronzowej ryjąc nazwisko tablicy.
Don — Juan, w sprawie prywatnej wysłany,
Lecz do której w grę wchodziły narody,
Nie był natyle ż rozumu obrany,
By głosić swego przybycia powody. Wiedziano tylko, że w misji nieznanej Przybył do Anglji cudzoziemiec młody, Przystojny, który — szeptano w skrytości — Zawrócił głowę jej cesarskiej mości.
33..
Jego przygody, batalje, kochanki,
Wyprzedzając go, szmn zrobiły wielki;
A romantyczki — jak wiesz — wychowanki Apollinowe, zwłaszcza zaś Angielki,
Lubią przesadę, dla niej łamią szranki Rozsądku, rzeczy nadludzkich czcicielki. Zatem wszedł w modę — rzecz, co w naszej Ojczyźnie paniom za namiętność służy.
34.
Nie, aby która była beznamiętna;
Przeciwnie; — ale jej żądze są z głowy, Następstwo zresztą ma te same piętna,
Jakby je proces wytworzył sercowy.
Sposób „działania to rzecz obojętna;
Byłeś do celu jeno doszedł zdrowy,
To jest — do jej... ust albo do kobierca,
Cóż ci, czy chęć jej szła z głowy czy z serca
35.
Juan przedstawił we właściwym czasie Właściwym ludziom listy wierzytelne. Przychylność widział w ich oblicz grymasie. Mężowie stanu, kamienie węgielne
ł anstwa, sądzili, że młodzieńczyk da się (bą to doniosłe sprawy, choć subtelne)
Uk łatwo na ich uśmiech wziąć obleśny Jak na ptasznika lep słowiczek leśny.
.. 36.
Błądzili. To się starym ludziom zdarza-rowiemy o nich, ale aż w przyszłości, ’
o się za często bezmyślnie powtarza U politykach i dwulicowości.
Łzą, prawda, lecz nie z bezczelnością łgarza.
to ja w kobietach lubię do zazdrości i0’ ze w!llch kłamstwo z taką sztuką <n-a sie e Prz.y niem prawda nawet kłamstwem zda się.
n 37‘
Czemze jest kłamstwo? Tylko się zastanów!
rrawdą w przebraniu. Wspomnij zastęp cały Dziejopisarzy, prawników, kapłanów: ’
W c-zyjeż się dzielą kłamstwa nie wmieszały’ Uen prawdy zniszczyłby wartość koranów, Objawień; zniósłby poezję, annały,
Iroroctwa, — chyba, że zdarzeniem rządkiem oą datowane jeszcze przed wypadkiem, fi . .
W kłametwa! Ach! któż teraz przytnie Muzie nazwą mizantropki? Światu le Deuni dzwoni, a jeśli kto zgrzytnie,
To się zań wstydzi rumieńcem szkarłatu.
Nie zgrzytaj! Ucz się kłaniać czołobitnie,
Całować ręce, nogi majestatu,
Każdą część, jak dziś Eryii czyni sławny;
— Konicz tej ziemi stał się już niestrawny. —
39.
Juau przedstawił się. Jego książęcy Strój, mina, szmery wzbudziły zazdrości I dziwu. Nie wiem, co chwalono więcej.
Także diament olbrzymiej wielkości,
Który carowa na jego chłopięcy Kołpaczekwszale... czy miłości Przypięła, wielką sensację zrobił.
— Prawda też, że go uczciwie zarobił. —
40.
Lecz ministrowie, sekretarze, radcy Dla posłów tego i owego króla Uprzedzający muszą być i gładcy, ^
Nim go z sekretem zapędzą,,do ula“,
Nawet klerrowie, ci właściwi władcy W ministra gabinecie lub konsula,
Kałuże, brudem nabrzmiałe na strugi, Grzecznością sobie skarbili zasługi.
41..
Zdzierstwo jest jednem z ich zajęć codziennych.
Nato najęci są, z tego się składa Ich praca w biurach cywilnych, wojennych.
Jeśli nic wierzysz, zapytaj sąsiada,
Kiedy paszportu albo małocennych Akt potrzebuje, co się naujada.
Powie ci, ile ta czerń tuczna warta,
Ci naturalni potomkowie czarta,
42.
Z pewnem „empressement“ przyjęli Anglicy Gościa; — ten frazes biorę od sąsiady,
Gdzie się uczucia, jak na szachownicy,
Według przyjętej kieruje zasady
W rozmowie, prasie, na wsi i w stolicy.
Do przymusowej Anglik jest ogłady Niestworzon, jakby wąski kanał wody Także językom dodawał swobody.
43.
Bo „Damme“ brytyjskie jest raczej klasyczne;
Klątwa stałego lądu ma ton gminny;
Żadne jej usta arystokratyczne,
A więc i moje wyrzec nie powinny.
Jest to grzeczności schizma; zagraniczne Klątwy woń mają kałuży rodzinnej;
,,Damme“ eteryczne jest, choć gorączkowe;
Lekkie, platońskie i naskroś duchowe.
44.
Szorstkość masz w domu; w ramach własnej gniinr;
Szukasz grzeczności, prawdziwej czy szczerej, Przez „modrą toń i białe szumowiny”
Popłyń; pierwsza jest emblemem „tej sfery,
Skąd płyniesz, drugie symbolem dziedziny,
Ku której zmierzasz. — Lecz czas do kwatery Głównej powrócić. Jedność w poemacie Istnieć powinna, jak to w moim macie.
............. 45.
Na wielkim świecie — te wyrazy znaczą Części stolicy górne i zachodnie,
Z garsteczką ludzi, którzy nie kulbaczą Mądrości, jadąc i bez niej wygodnie;
Co, gdy jest pora spania, wstawać raczą,
A tłum traktują litośno-łagodnie.
Don Juan zatem, patrycj uszów dziecię,
Dobrze przyjęty był na wielkim świecie.
16.
Byl kawalerem; rzecz, która obchodzi Panny, iest ważna też dla oblubienic;
W pierwszych nadzieje hymenowe rodzi,
W drugich, gdy miłość niemocna, wiem, że nic Narzeczonych im porzucić nie szkodzi.
Małżonka solą jest mężowskich źrenic,
Przeszkadza, zwiększa przeniewierstwa zbrodnię I żal, grzeszyć też przy niej — niewygodnie.
47.
Był kawalerem sztuk, towarzyskości,
Oraz serc; tańczył, śpiewał jak anioły;
Miał cechy sentymentalnej rzewności Mozarta; umiał raz stać się wesoły,
Raz smutny; niby tak jak ludzie prości.
Choć chłopię — znał świat, bo z praktycznej szkoły Życiowej wyszedł; rzecz niepospolita,
A wcale inna, niż się w książkach czyta..
48.
Panny się przy nim rumienią po oczy,
Nie tracą równie barw mężatek twarze,
Bo wszystko kraj nasz posiada uroczy:
Są w riim do pędzla lica i malarze.
Róż, młodość przeciw niemu się jednoczy,
Żaden się rycerz nie oprze tej parze.
Córki strój*chwalą, a troskbwe maci Badają dochód i czy nie ma braci.
49.
Kupcy, strojący panny na rachunek Przyszłego męża, co musi zapłacić,
Zanim rozkoszy świeży pocałunek
Zacznie swą słodycz i swój powab tracić,
Chcąc ten szczęśliwy wyzyskać trafunek I na zamorskim panku się zbogacić,
Nie żałowali panienkom zaliczek,
Smutny na szyje przyszłych mężów stryczek.
50.
Sawantki, ów chór sonetów echowy,
Co robią z kartek każdego zeszytu „ Szkiców“ podszewki dla czepków i głowy, Schodzą się, pełne modrego prześwitu,
Proszą go o sąd o balladzie nowej,
Kaleczą język Paryża, Madrytu,
Pytają, czy był w Troi i gdzie milej,
Czy w Rosji, czy też w rodzinnej Kastylji.
51.
Juan, co czuł się w tej dziedzinie płytki,
A literackim nie był szarlatanem,
Wzięty od panien i matron na spytki,
Jak mógł,,z piwnice wykręcał się sianem“. Jego wojenne i miłosne zbytki,
I „metier“ (byl tancerzem zawołanym) Zasłoniły mu źródła Muz chwalone, ’
Które — dziw, znalazł modre, nie zielone!
... 52-Więc odpowiada im z pewnością w oku,
Skromnie o mocy słów swych przeświadczony,
Co mądrym zdaniom dodaje uroku
Prawdy gruntownej i nieprzełomionej.
Miss Araminta, co w szesnastym roku
Zrobiła przekład tragedji: “, Szalony
Herkules“, w równie szalonym języku,
Spisała wszystko pilnie w pamiętniku.
53.
Ponieważ kilku językami władał,
Zręcznie ich użył, niby bez zamiaru.
Ten fakt mu w oczach dam większy wdzięk nadal. Więc żałowano, że nie posiadł daru
Poetyckiego; gdyby go posiadał,
Zabójcza byłaby moc jego czaru.
Miss Maevia, Lady Frisky wiedzieć chciały,
Jakby w hiszpańskich wierszach się wydały.
54.
Tak osądzony najpiękniej z pozorów,
Wchodził każdego wieczora i ranka
Między koterje dam, ambasadorow;
Na rautach widział, jak w zjawieniu Eanka.
Dziesięć tysięcy żyjących autorów,
— Przeciętna naszych wielkości wiązanka.
Ośmiu poetów też — „ n a j w i ę k s z y c h “ widział.
Każdy z nich ma swój w tygodnikach wydział.
55.
Dwudziestopięcioletni i największy
Z żyjących wieszczów^, skoro wziął udziałem
Wygraną, musi, że się nie stał miększy.
Dowieść jak bokser, wtórnie. Ja nie dbałem
O wieniec, czy pas, co zwycięzcę piększy,
I królem głupców’ być nie pożądałem.
Alem miał też swój czas, a w czasie onym
Poezji zwano mię Napoleonem.
56.
Don Juan moją Moskwą, a Faliero Mym Lipskiem, Mont Saint Jean miałem w Kamie.
Belle-Alhance durniów, co zeszli na zero,
Niech, gdy lew upadł, triumfuje ninie.
Ja chcę przynajmniej tak lec, jak mój hero,
Nie rządzić, albo rządzić jak król — w czynie Lub iść na wyspę gdzieś, na świata krajce I stróżem Low’em mieć Southeya zdrajcę.
57.
Przede mną był Scott; przede mną i po mnie Moor, Campbell; dziś już Muza nie swywoli,
Na szczyt Syjonu pielgrzymuje skromnie I z poetami duchownemi woli Przestawać; Pegaz truchcikiem przytomnie Bieży, bo siedzi na nim Rowley Powley,
Ten nowy Pistol, którego wychudła
Szkapa miast podkow złotych — nosi szczudła.
58.
Potem mój miły Euphyes, chwalony, r Ze to drugi ja, tylko moralniejszy,
Zobaczy kiedyś, jaki zamiar płony Być mną, do tego moralnym. Baczniejszy Ktoś mówi, że i Coleridge wart korony;
Powiem, że Wordsworth nie jest wcale mniejszy. A Southey? Jego gęś wziął kiepski sędzia,
Literat Savage Landor, za łabędzia.
John Keats, którego zabiła krytyka, Właśnie, gdy wkraczał na wielkości progi, Zawsze niejasny, — śpiewał bez słownika ^ Greckiego, chwaląc starożytne bogi;
Sam Jowisz nie znał takiego języka.
Biedny poeta! Los mu dojął srogi! Czemuż to dusza, — „niebios partykuła“ Na gazeciarski artykuł jest czuła?
60..
Wielu jest żywych i zmarłych szermierzy
O niedościgłe, a choć doścignione,
— Marne, bo czas znów zwycięzcę ubieży; Zwietrzałe mózgi i czaszki spalone Spadną w grób, co się burzanami zjeży.
Ja na żadnego nie stawiam, bo one Zastępy są dziś hczne, jak trzydziestu Tyranów w Rzymie, kiedy czekał chrzęstu.
61..
Są one, niższein państwem“ łiterackiem,
Jak ów rząd, gdzie rej wiedli pretorianie. Wtedy kochano się z gminem żołdackim; ^ „Straszna robota“ jak „kopru zbieranie“
W Lirze, jak smftku podkarmianie plackiem.
Gdybym iść nie był musiał na wygnanie ł przy satyrze był, tobym tych zuchów Nauczył, co to znaczy walka duchów’.
62.
Jeden mocny cios, a wTszystkoby w drzazgi Poszło; lecz dziś już ochoty nie czuję Psuć sobie spokój takiemi drobiazgi.
Potrzebnej k’temu żółci mi brakuje.
Zlepiony jestem z niesurowej miazgi,
Muza ma zawsze z uśmiechem strofuje; Potem dygnąwszy, uprzejma i czuła Odchodzi twierdząc, że cię nie ukłuła.
63.
Don Juan, który został — nieszczęśliwy —
W żyjących wieszczów i sawantek gronie. Mały odnosił zysk z jałowej niwy,
Lecz umiał cierpieć, będąc w „dobrym tonie
Ćwiczony; gdy się przedmiot stawał ckliwy, Zręcznie uciekał i tak żył w salonie Śród wyższych duchów radosny i grzeczny,
Nie jak cień, lecz jak promień — syn słoneczny.
64.
Rano „zajęty“ byl. Takie zajęcie:
Nic pracowite, co nudą otula Duszę; ospałość, energji zwichnięcie,
Jadem nasiąkła Nessusa koszula,
W której na sofie leżący, o wstręcie Do wszelkiej pracy, prócz pracy dla króla I kraju, mówi się z łagodnym dreszczem.
(Cóż, gdy ta praca jest na piasek deszczem!)
65.
Zresztą wizyty, podwieczorki, plotki,
Fotel, boksery; kiedy dzień zapada,
Przejażdżka wokół tej roślinnej szczotki,
^ Co się zwie parkiem, a co nie posiada Kwiatów, ni dla pszczół jednej kropli słodkiej, Jednak jedyny to „Gaj“ (jak powiada Pan Moor), gdzie damy, od chusteczek bledsze. Tak zwane,,śwTieże‘‘ poznają „powietrze.“
66.
Po toalecie obiad. Rozbudzony
Świat się porusza; błysk lamp, kól turkoty, Ciężkie karety, lekkie faetony,
Jak meteory w swej kolczudze złotej,
Pędzą; szumią już i furczą festony,
U drzwi mosiężne młotków słychać grzmoty; Otwierają się, przepuszczając zdroje Światła — Edenu złotego podwoje.
67.
Już gospodyni wita. prawie zgięta W ukłonach; pary walcem się kołyszą;
— Jedyny taniec, co uczy dziewczęta Myśleć, gdy się w nim rozkosznie zadyszą. W salonach ciżba, która ruchy pęta,
Ostatni w sieniach stoją albo wiszą Na schodach; szlachta, hrabiny i księżny Opór stawiają naciskowi mężny.
68.
Szczęśliwy, kto przeszedłszy koło paru Grup, oceniwszy stroje, gdzieś wyszuka Krzesło, u drzwi lub w głębi buduaru,
A wie, że przezeń nie stworzy się luka,
I mimo puszcza cały chaos gwaru,
I patrzy z miną szczęśliwca łub mruka, Albo biernego tylko spektatora,
Ziewając, kiedy opóźnia się pora.
69.
Lecz rzadko takie pociesza ziewanie.
Kogo znów taniec, jak Juana, wabi,
Musi sterować w świetnym oceanie
Pereł, klejnotów, piór, tiulów, jedwabi,
Póki na miejscu swojem znów nie stanie.
To marzycielskim tańcem się osłabi,
To się znów wdzięcznym ukłonem przechyla, Gdzie sztuka dumnie prowadzi kadryla.
70.
Jeśli nie tańczy, a zato go nęci Oblubienica cudza lub dziedziczka,
To niech się przy niej zbyt jawnie nie kręci, Jeśli od łvczka chce dojść do rzemyczka.
Don Jnan.
Niejeden prędkiej pożałował chęci,
Bo niecierpliwość — zła jest przewodniczka Dla ludzi, którzy lubią, myśleć ściśle I nawet głupstwa robią po namyśle.
..... 71-Niechaj usiądzie przy niej do wieczerzy,
(Lub naprzeciwko, gdy go kto uprzedzi)
Oczkując. Boski czas! w mej zawsze świeży
Pamięci, której tak na grzbiecie siedzi.
Jak czuły upiór, i zęby mi szczerzy
Duch zwiędłych uciech!... Oko nie wyśledzi
Owych upadków, wzniesień w grób i Eden,
Które wywołać bal potrafi jeden!
72.
Lecz ta ostrożność jedynie dotyczy Prostaczka, który czai się i tchórzy.
O! taki niech się ze słowami liczy,
Bo jedna chybka cały plan mu zburzy.
Ale ci, których rozgłos tajemniczy Wyprzedził: rozgłos miłostek, podróży, Wojen, albo kto uwieńczony sławą Dowcipu, ten ma do swobody prawo.
73.
Nasz heros — człowiek przystojny i młody, Szlachcic, bogaty — do tego z’Hiszpanji, Musiał chcąc niechcąc ponieść pewne szkody.
Do tych okupów są obowiązani Wszyscy wybitni. Więc niewolnik mody Mówił o wieszczach, o brzydocie pani X, o niedolach, nędzy tego świata; —
Kto zna z was życie młodego magnata?
74.
Ci nieznający młodości — młodzieńcy,
Piękni — ruiną, bogaci — bez skuda,
Ambicją wielcy, energją maleńcy.
Źródłem i ujściem ich złota jest Juda;
W senacie żaden nie da głosów więcej Sprawie królewskiej, niż trybunom luda.
Głosują, jedzą, piją, rozpustują,
Umarłszy, kąt swój w grobowcu zajmują...
75.. „Gdzie jest świat?“ — pytał Young w ośmdziesięciu
Latach: „gdzie jest świat, coby zrodził męża?“
— Gdzie świat z przed ośmiu lat albo dziesięciu?
Był tu, widziałem; — a dziś nakształt węża Skórę odmienił świetną, już w poczęciu Skazany, że go czas ciągle zwycięża.
Królowie, mówcy, wodze, politycy,
Dandysi giną, jak liść w nawałnicy.
76.
Gdzie Napoleon wielki? — Bóg znać raczy;
Gdzie mały Castlereagb? — wie chyba szatan; Gdzie owa trójca, co senat kulbaczy,
Jak szkapę: Curran, Sheridan i Grattan?
Gdzie Córa, co się wysp hołdami raczy,
Gdzie wóz Królowej, nieszczęściem skołatan? Gdzie męczennicy tkwią: piąte procenty,
1 gdzie? ach, gdzie są do kaduka renty?
77.
Gdzie Brummel? Przepadł. Wełlesley? Spadł z ławy Cięty. Romilly, Whitebread, trzeci Jurko?
I jego spadek? Nie zgadniesz, choć żwawy.
Gdzie ptak królewski Fum IV? Za górką,
W Szkocji; pojechał poskrobać dla wprawy Skrzypki, zabawić się szkocką bandurką.
Skrob, Skrob... Pól roku trwał ten pobyt słodki, Iskanie króla i wiernych łaskotki.
... 78‘
Gdzie są miss, misski, misseczki, gdzie słodka
Lady X, lord On i hrabina Ona?
Jedna rzucona w kąt. jak stara szczotka,
Zona, rozwódka, wdowa i znów żona,
— Ta sama często powtarza się zwrotka. —
Gdzie świat Londynu? Gdzie zgraja spodlona
Dublimi? Gdzie Granville? Wykręcili
Kominka. Gdzie Wigowie? Tam, gdzie byli.
79.
Gdzie są dziś lady Karolcia i Frania?
Wzięły lub chcą wziąć rozwód. — O annały,
Co spisujecie rauty i zebrania,
Poczto poranna, co liczysz kawały Kół połamanych i nóg, zbierasz zdania Zurnalów, czem dziś płyną twe kanały?
Jedni mrą, drudzy gdzieś na lądzie chudną,
Bo z dzierżaw szczupłych dużo dobyć trudno.
80.
Temu się śmiała synekura tłusta,
Aż mu kazano zabierać manatki,
Dziedziczka stała się pastwą oszusta,
Z tych są już żony, z tych dopiero matki;
Tej zwiędły oczy, tej kibić, twarz, usta.
Inną wziął postać świat, ludzie, wypadki.
Niema w tem dziwu, lecz niepokojące Są te odmiany prędkie i naglące.
81.
Siedindziesiąt lat, — nie jest to czas długi.
Jam w siedmiu tyle widział zmian na świecie Od króla aż do najniższego sługi,
Naco innemu potrzebne stulecie.
Wszystko nietrwałe, lecz smutno, że strugi Płyną, nowości nie przynosząc przecie,
Nic nie jest stałe w nurcie czasu bystrym,
Prócz, że Wig nigdy nie będzie ministrem...
82.
Napoleona widziałem. W Saturna Zmienił się Jowisz. I księcia widziałem,
Którego polityka była durna
I błędna;ak wzrok. Tym was materjałem Nudzę, samemu zbrzydziła się chmurna
Sfera. Królarn też widział; patrząc, drżałem,
Bo, wygwizdawszy go, znowu pieścili;
Co było lepsze, nie zgadnę w tej chwili.
83.
Widziałem panów z kieską wypróżnioną,
Izbę zmienioną na tłok podatkowy,
Joannę Soutkcote udaną matroną,
Smutny wypadek nieboszczki królowej.
Widziałem głowy przykryte koroną
Miast czapką błazna; widziałem jałowy Kongres, także ludy, co, jak osły,
Gniotące brzemię — możnowładców niosły.
84.
Małych poetów, wielkich prozaików
I nieskończonych mówców, choć nie
[wiecznych; Szlachtę zmienioną w podżegaczy krzyków;
Fundusze w wojnie z ojczyzną walecznych; Panów, jeżdżących na łbach niewolników;
^ Widziałem piwo, które do bajecznych Stopni cienkości sprowadził podróbca;
Widziałem, jak John zrobił z siebie głupca.
. 85.
Więc: „Carpe diem, carpe“ bohaterze!
Jutro promienie nowego zarania Błysną i znów je harpja jeszcze świeże Pożre. Świat graczem jest. „Dokończcie grania, Łotry!“ — a niechaj każdy z was się strzeże Mniej czynów, niż słów; niechaj się osłania Maską obłudy, niech chytrze udaje,
Niechaj nie będzie, niech się zawsze; zdaje.
S6.
Lecz nacóż ciągle jedne ciąć kuranty?
Teraz opiszę ziemię mą rodzinną,
Którą zwą zacni równie, jak furfanty Krajem moralnym. Ale rękę czynną Wstrzymam, bo nie chcę pisać Atalanty. —
. Razby się zresztą zrozumieć powinno,
Ze nie jesteście moralni, co wiecie Sami, choć w żadnym nie stoi poecie. —
. 87.
Przeżycia mego bohatera zrobię Przedmiotem dalszych pieśni z zachowaniem Przyzwoitości praw, na całym globie Przyjętych; zresztą pieśń ma jest udaniem,
Jak rzekłem; pisać nie myślę o sobie,
^ Choć mię niejeden drażni podsuwaniem Takich zamiarów; — bo wam tu powtarzam:
Gdy już mówić chcę, to na nic nie zważam.
Czy się ożenił z trzecią albo czwartą Córką, tropiącej mężów księżne] mamy,
Czy z inną panną, z innych więce] wartą Cnót w interwalach nieprzerwanej gam}, Starannie ziemię zaludniał otwarta
— (Prawo nie może tu mężom kłaść tamy) Czy go gdzieś grzeszna zwabiła ponęta,
Za którą potem płacił alimenta,
89;..
To leżv w czasu nieprzejrzanej księdze.
Dotąd cię dowieść, moja pieśni, chciałem
Dziś drugie tyle stawię, że potędze ^
Twojej nie oprze się mc i twym śmiałym Natarciom; wszystkich że w boju przepędzę^,

  • Którzv śmią twierdzić, że czarne jest białem Tem lepiej, żem sam; choć osamotniony, Swobodę myśli przekładam nad trony.

PIEŚŃ XII.
Najdzikszym z „wieków średnich“ na tym śmiecie Jest barbarzyński „średni wiek“ mężczyznj.
0 porównajcie go z czem sami chcecie, — lo pogranicze głupstwa i tężyzny,
Kiedy się nie wie, co czynić; śródlecie;
Karta wydarta z książki, gdy siwizny orebro zaczyna bieleć coraz jawniej,
Gdy się już nie jest, czem się było dawniej.
2.
Młodym za starzy, a starym za młodzi,
By szumieć z dziećmi, a starcami skępić,
tł Żf do gl’obu.nie Zachodzi
7, s’o^ce, a dniom przyjdzie się zasępić.
Miłość trwa jeszcze, lecz żenić się — szkodzi,
A.inna miłość — o! ta się już stępić Musiała; pieniądz, to czyste marzenie,
Ledwo zaczyna nocne płoszyć cienie.
71 3’
Złoto!... O skąpcze, kto cię zwie biedakiem?
Twoją jest rozkosz, co nigdy nie blednie.
Jest ona liną okrętową, hakiem,
 Który rozkosze hamuje poślednie.
Kto przy obiedzie ciebie ladajakim Widzi, jak skromnie ucztujesz i biednie,
Dziwiąc się, że być może bogacz — sknera «ie zna widm, jakie wstają z skórki sera.
4.
Miłość osłabi, wino zdrowie stera,
Ambicja wstrząsa, w grze majątek znika; — Ale kto złotko zwolna, zwolna zbiera I jeden dukat za drugim zamyka Do skrzyni, zwolna, zwolna nim wypiera Miłość, grę, wino, próżność polityka.
0 złoto lube! Milsześ niż papiery,
Zbiorniki dymu, ulotne chimery.
5.
Kto dzieiży wagę światowych zapasów,
Lub kto dyktuje na kongresach kreski?
Kto wznosi w górę gołych gerylasów I wywołuje pism codziennych piski?
Co jest rozkoszą, nędzą wszystkich czasów?
Kto polityków w wodzi na tór śUski?
Czy wielki, chrobry duch Bonapartego?
A! — nie: Żyd Rotszyld i Baring, kum jego.
6.
Ci z liberalnym i wiernym Lafitte’m Są Europy wyrocznią, zakonem. Spekulacjami są pożyczki; — przytem Jednak ludami władają i tronem.
Dają ton nawet rzeczompospolitym;
Nawet Kolumb ja sama ma patronem Meklera; nawet Peru złote miny Dziś dyskontują możne Żydowiny.
7.
Czemuż ma skąpiec być zły i przeklęty?
Jak powiedziałem, wiedzie skromne życie,
Za które byłby cynik albo święty Wielbion, któreby czczono w eremicie,
Do kalendarza byłby za nie wzięty.
Więc zaco chudy jego byt ganicie?
„Niema pożytku — mówisz — z głodomarcia?“ Większa zasługa więc samozaparcia.
8.
Oto poeta! on w czystej pieszczoty Objęciach złoto zgromadzone ściska,
Którego sama nadzieja już roty
Ludzkie za morze pędzi. Dlań wytryska Z czarnych min, z rudy szpetnej promień złoty;
Dlań brylant iskier milijonem błyska,
A szmaragd barwą łagodnej zieleni Koi jaskrawy blask innych kamieni.
9.
Jego są ziemie, góry, pola, bory;
Jemu okręty z Cejlonu, Kataju,
Indyj przynoszą wonnych płodów zbiory;
Dlań zboże rośnie, doń wina Tokaju,
Madery śmieją się, jak twarz Aurory;
W jego piwnicach mieszka się, jak w raju, — Gdy on sam twardy, zimny, niezmysłowy Kieruje tylko wszystkiem — pan duchowy.
10.
Kto wie? Może chce co wielkiego sprawić?
Zbudować szkołę, sfundować wieczysty Majorat, albo gdzieś kościół wystawić,
W nim wizerunek swej twarzy kościstej?
Może chce ludzkość temże złotem zbawić,
Które ją gubi, lub kapitalisty Pierwszego imię pozyskać w narodzie,
Lub lubi w’ złocie pluskać się, jak w wodzie?
11.
Choćby to był cel owego z zapałem Upartej żądzy zbieranego mienia,
Jedynie głupiec nazwie tę chuć — szałem.
Jakież są jego czyny i zachcenia?
Wojna, bunt, miłość... Sąż te ideałem Życia? pracą, od tabliczki mnożenia Ważniejszą? Skąpcze, niech twój dziedzic powie, Czyś ty miał lepiej, czy rozrzutnik — w głowie.
12.
Sztaby, rulony i garnki monety
Pełne, z głowami me tych luminarzy Starych, gdzie głowa wraz z laurem, — niestety — Dziś nawet tyle, co blaszka, nie waży,
Lecz ważne złoto, na którem portrety Koronowanych karłów; co się jarzy Nieobrzezane nożem Żydowina;
O tak! Złoto jest lampą Alladyna.
13.
„Miłość wsią, dworem, miłość grobem władnie,
Bo raj miłością jest, a miłość rajem,“ — —
Co zresztą dowieść nie da się tak snadnie (Logiczność nie jest poetów zwyczajem).
Prawda, że „w grobie“ jest coś może na dnie, „Ślub“ rymuje z „grób“; w wątpliwość podajem Jednakże (biorąc na świadka dziedzica),
Czy,,wsią“ lub „dworem*1 każdy się zachwyca.
14.
Co nie śmie miłość, to pieniądze czynią,
Bo pieniądz nawet wyżej grobów siada.
Bez niego jamą jest dwór, wieś pustynią Bez niego: „nie bierz żony“ Malthus gada.
Tak pieniądz rządzi miłością-rządczynią,
Niby dziewicza Cyntja falą włada.
Mówisz: „Miłość — raj!“ Czy za wosk oddajem Miód?... 0! nie miłość, — małżeństwo jest rajeni.
15.
Jestże prócz ślubnej pozwolona inna Miłość? Małżeństwo zaś to miłość przecie,
Tylko z wyboru. Tu logika gminna Jedno pojęcie z dwu wyrazów plecie:
W stadle być może miłość i powinna;
Małżeństwa bez niej także widujecie;
Lecz wolna miłość jest grzechem, zgorszeniem,
Ze już jej innem nie nazwę imieniem.
16.
A że na dwory i na wieś nie jadą,
Ani wpadają w grób żonaci sann,
Którzy się żadną nie splamili zdradą,
Uważani wiersz ten za „lapsus calami’1.
Dziwna; pisze to Scott: „buen camerado“,
Który jest sławny swemi zasadami,
Tak, że mi Jeffrey stawia go przykładem.
— W tych strofach dowród, żem szedł jego śladem.
17.
Dziś powodzenia nie mam, lecz bajeczne Miałem zamłodu; rozrywany byłem;
W czasie, kiedy są sukcesy konieczne.
Z owych sukcesów dia się wydobyłem,
To, czegom pragnął, — szczegóły zbyteczne.
Co było — mojem było. Choć płaciłem,
Przyznam się za te powodzenia dzięgi,
Nie chciałbym wydrzeć tych kart z życia księgi.
I8 —. —
Ów Sąd kanclerski, choć się go wybierze 1
Na opiekuna nad ową nowiną Niedorodzoną. co ją mocni w wierze
Zwą „potomnością“ albo „przyszłą gliną“,
Zda mi się, śmiało powiadam lecz szczerze,
Słabą dla wsparcia moralności trzciną. Potomność będzie, — niechaj świat się płoni,
Tak mało wiedzieć o was, jak wy o niej.
19..
Czyż nie jesteśmy przyszłością? Ja i wy?
A pamiętamy kogo? Ni seciny.
Gdyby fakt każdy w książkach był prawdziwy, To bohaterów prześcigłyby czyny.
Plutarch ważniejsze tylko spisał dziwy,
A krytyk i tak podkłada mu miny,
Zaś Mitford dzisiaj (z grecką, jak się zdaje, Wiarą) samymże Grekom kłam zadaje.
2°. # /
O, czytelnicy wszystkich stanów, czynów!
Słuchaczu miły, niemiły pisarzu! ^
Dalszą pieśń tworzę z poważnych zaczynów, Jakby Wilberforce w moim kałamarzu Siedział lub Malthus. Pierwszy z nich murzynów Wyzwolił, zaco wart stać na ołtarzu,
Kiedy Wellington tylko Białych gubi,
A Malthus czyni to, co gromić lubi.
21.
Więc spoważnieję, bym nie podrwił głową;
Przeczżebym i ja nie miał czego stworzyć I „słońca zaćmić swą świeczką łojową?“
. Dziś konstytucje nowe chce ułożyć
Ludzkość i dźwignię wynaleźć parową,
Mędrzec zaś ojcom zabrania się mnożyć,
Gdy nie wystarcza ich szczupły majątek Dla odsądzonych od piersi dzieciątek.
22.
To jest szlachetne, romantyczne, szczytne!
^ Myślę, że Filogenitywność — może To słowo dzisiaj niezbyt jest pochwytne,
Istnieje nawet krótsze, lecz w tej porze Przyzwoitości spódniczek nie przytnę,
Bo na moralność godzić, Broń mię Boże! — Otóż jak mówię: Filogenitywność W inna na mniejszą natrafiać przeciwność.
23.
Lecz do przedmiotu. — Mój Juanie luby,
Jesteś w Londynie, w mieście przykrej woni, Gdzie na cię paszczą zieje potwór zguby;
Młodzież mu dzisiaj trudno się obroni.
Nie doznasz wprawdzie strachu pierwszej próby, Boś już nie frycem w forsownej pogoni Wczesnego życia. Lecz to ziemia mglista,
Której odrazu nie przejrzy turysta.
, 24-Co do mnie, mógłbym o jednym mandacie „W szędzie być posłem, w gorącym czy chłodnym Kraju; różnicę boć tylko w klimacie
Przedstawia stały ląd w swym nowomodnym Ustroju; ale rym jest trudny na cię,
Angljo, sposobem Muzie niewygodnym.
Każdy kraj ma swych lwów — ale w kochanej Brytanji żyją największe brytany.
25.
Hej! Polityka wnet mi oczy wyżga.
„Paulo majora“ Juan w wielkiin grodzie Między ścieżkami wszech pokus się ślizga,
Jak wyćwiczeni łyżwiarze — po lodzie.
Kiedy go znudzi sport, to się umizga
Do pięknych istot, u których jest w modzie Znosić w triumfie czystości męczeństwo, Przeciwstawiając grzechom swe panieństwo.
26.
Lecz tych niewiele. Wkońcu taka mała Robi djabelski skok, którym dowoclzi,
Że i najczystsza czasem głupstwo zdziała,
W morzu zepsucia tracąc ster swej łodzi.
Ludzie truchleją, jakby się ozwała Balaamowa oślica, i chodzi,
Jak żywe srebro, z ust do ust nowina;
Ktoby pomyślał: tak skromna dziewczyna! —
27.
Małą z wschodniemi oczyma Leilę,
Typowy okaz milczących A/jatek,
Która bez dziwu patrzała na tyle
Śliczności ku niespodziance magnatek,
Mających nowość każdą za motyle,
Łowione z nudów, owy „wielki światek1’
Przyjął z historją, Szecherezad godną,
I zrobił zaraz tajemnicą modną.
28.
Panie spierały się, jak zwykle panie
Spierać się zwykły tak w dużem, jak w małem. Darujcie, piękne, że was ostro ranię;
Zawszem was lubił bardziej, niż pisałem,
Lecz gdym zmorałniał, zgromię panowanie Gadulstwa, które dziś staje się szałem; — Szeroko zatem jęły dysputo wać,
Jak młodą pannę należy wychować.
29.
Co do jednego punktu trwała zgoda I słusznie, to jest, że młoda dziewczyna Piękna, jak niebios jej wieczna pogoda, Swojego szczepu gałązka jedyna,
Chociaż pupilką Juana — tak młoda! —
^ Być mogła, lepiej, że jaka hrabina,
Której już płochość młodociana zbrzydła, Weźmie ją pod swe opiekuńcze skrzydła.
3°.
Więc wywołało to spółubieganie I poruszone były wyższe sfery,
Kto ma sieroty objąć wychowanie.
Ponieważ Juan był z tych, co „maniery“ Znają, za „shocking“ uznano zbieranie Składek. Zgłosiło się dwadzieścia cztery Wdów oraz dziesięć panien (każda dama Przeszła już dawno „średni wiek Hallama“).
31.
Jedna albo dwie roztropne rozwódki Chciały ją równie chować, (ich szczep wcale W dobie małżeńskiej nie wydał jagódki)
1 w świat wprowadzić, to jest w karnawale Wziąć na bal, pełną rumieńców i skutki Chowu pokazać. Zaraz pierwsze bale Do dziewiczego miodu młódź przynęcą (Przy złotych ulach te trutnie się kręcą).
32.
Szlachta, u której w kieszeni ostatki,
Gole hrabiątka i lwy-desperaci,
Babki przezorne, siostry dyplomatki.
(Które, gdy zręczne, lepiej od swych braci Wpędzają ryby do małżeńskiej siatki)
Jak ćmy, dokoła tej nowej postaci Szczęścia latają, zawracając głowę Ci walcem, tamte przez słodką wymowę.
33.
Każda kuzynka, ciotka ma rachubę Swoją; mężatki nawet są czasami Tak nienamiętne i niesamolube,
Źe inne żenią z swemi kochankami.
„ Tantae-ne!1’ (Oto masz cnót istnych próbę Na wyspie, której białość Dover plami);
Aż sama panna śród takiej wybiórki Miećby wolała płeć syna, niż córki.
34.
Ta wpada prędko, ta wkoło rozdaje Adoratorom ryczałtem koszyki.
Miły to widok: stara ciotka łaje
(Sprzyja związkowi zwykłe). Słychać krzyki: Jeśłi się pannie Edward nie nadaje,
Czemu odbiera jego bileciki,
Czemu z nim tańczy i czemu go mami,
,,Tak“ mówi wzrokiem, a zaś „nie“ ustami?
35.
Czemu? Edward był przywiązany szczerzo, Nie dla majątku — nato go nie złowim. Panienka przyzna kiedyś i powie, że Głupstwo zrobiła, partja była bowiem
Don Jaan,
Świetna; — markizy intryżki w tem świeże.
O! znam ją; — zaraz jutro księżnej powiem. Może dlań lepiej, że się rzecz rozchwiała?...
Jak ona na list jego odpisała! —
. 36.
Mitry, mundury, epolety, szpady r W obieg puszczają się, jak w’ karuzelu.
Tracą się serca i czas, i zakłady
O materjalną żonę, a gdy z wielu Wybierze wreszcie: sławnego z ogłady,
Z polowań, jazdy, tańca i do celu Kobiety dojdzie, to reszta się cicho Złośliwie cieszy: „Jak wybrała licho!“
37.
Z adoratorów niekiedy wybiera Takiego, co jest natrętny i patrzy Czule, lub znowu co się nie napiera Bynajmniej (lecz ten wypadek jest rzadszy); Czterdziestoletnim wdowcom się otwiera Szerokie^pole; mogą, choć usiadszy,
Zdobycz wytropić; lecz z jakich bądź sfer ją Wybiorą, wybór jest zawsze loterją.
38.
Co do mnie (macie tutaj przykład nowy Szkodliwej prawdy i prawdziwej szkody), Byłem wybrany od mojej królowej
Zalotnik nie tak roztropny, jak młody.
Lecz, choć zacząłem poprawę od głowy,
Zanim się stało jednem, co z niezgody,
Wnet zeszło na dwa, przyznaję bez pychy, Wybór zrobiła żona moja — lichy.
39‘..
Znowu dygresja! Przebacz jej, lub wolę, Prze-bacz ją. Lubię na wstępie morały Prawić, jak pacierz mówi się przy stole.
Niby przyjaciel nudny, proboszcz dbały,
Lub staia ciotka, lub bakalarz^ w szkole,
Muza ma pragnie poprawić świat cały;
Na każdem miejscu i każdego czasu Kwapi się prawić kazania z Parnasu.
40.
Teraz w preludjum niemoralna fuga:
Wskażę, jaki jest świat z błędami swemi, Nie jaki ma być. W tem moja zasługa,
Że wam dam fakta; wyznać muszę, że mi Inaczej szkoda i pracy i pługa.
Dotąd mój lemiesz tyka ledwo ziemi Zgnojonej grzechem, aby chociaż stare Utrzymać ceny na swe żyto jare.
41..
Naprzód nam zważać trzeba, co się stanie Z Leilą: młodą, czystą, jako rany Świt albo jak śnieg (stare porównanie:
Śnieg mniej przyjemny jest, niż nieskalany, Co każdy może sprawdzić.) W Don Juanie Zbudził się ojciec, ale dla przybranej Córki opiekę chciał znaleźć stateczną,
Bo bez opieki młodym — niebezpieczno.
42.
Widząc w osobie swej nieodpowiednie Medjum (każdy z was pojąłby tu samo), Rozmyślił zająć stanowisko średnie,
Bo często pupil ochmistrzowi plamą.
Więc kiedy stare damy — same przednie — Dzikiej Azjatki chciały zostać mamą,
Wziął lady Żgawkę ze „Stowarzyszenia Obrony dziewcząt złego prowadzenia“.
........ 43.
Dzisiaj już stara, dawniej była pono Młodsza; cnotliwa całe życie — wierzę.
Choć oczerniono ją i oskarżono
O różne... Czyste me ucho się strzeże Powtarzać, czego jej nie dowiedziono.
Bo mię też. na nic taka złość nie bierze,
Jak na trociny z plotkarskiego tracza,
Co są ludzkiego karmią odżuwacza.
44.
Spostrzegłem — jestem zaś nieladajakim Badaczem i mam oko osobliwe,
Co Jest poniekąd doświadczenia znakiem, — że damy w młodych latach nazbyt... żywe, Prócz znajomości świata z jego brakiem Cnoty, prócz wiedzy, dokąd wiodą krzywe Ścieżki, baczniejsze są na wody mętne,
Gdzie dna nie dojrzy oko beznamiętne.
45.
Gdy sztywna cnota szyderstwem osładza Brak niezaznanych uciech, których użyć Nie^ wolno, kiedy szczęsnych raczej zdradza,
Niż broni, z „towarzystwa“ chcąc wykurzyć, — Praktyczna dama gromi, naprowadza,
Radzi otwierać oczy, a nie mrużyć Przed skokiem; — słowem rozjaśnia ten słodki Problem miłości: źródło, ujście, środki.
46.
Z tej racji, czy też, że surowsze, zgóry Wiedzą, dlaczego takiemi być mają, — Zbierając wzorki obaczysz, że córy
Podobnych matek, ponieważ już znają Świat z doświadczenia lepiej, niż z lektury, Wiele cenniejszy towar przedstawiają W targu pannami na małżeńskim rynku,
Niż te, co grzechu nie znają z uczynku.
47.
Jak rzekłem — lady Żgawkę oczerniano;
Któż piękność, młodość przebaczy kobiecie, Dziś marę grzechu od niej odegnano, ^
Dowcip jej podziw budził w wielkim świecie. Jej „bon-mots“ w kołach, kółkach powtarzano, Potem dewocja i bractwa — co chcecie! Dodam, że swych lat pędziła ostatki Jako wzór żony, kobiety i matki.
48.
Swobodna w swojem kółku, a przybrana W powagę w wyższem, kierowniczka młodzi Ostrzegała ją (od rana do rana),
Kiedy spostrzegła, że na zły tor wchodzi. Liczba jej dobrych uczynków nieznana;
Utonąłby mój Pegaz w ich powodzi.
Teraz nabrała szczególniej ochoty Stać się troskliwą matką dla sieroty.
49.
Do tego Juan był jej faworytem,
Według niej serca dobrego dowodził.
Trochę zepsuty, ale dobry przytem,
Czemu się zdziwisz, wiedząc, kto go rodził,
I gdzie się tułał. Los, coby mógł bytem Drugiego zachwiac, jemu nie zaszkodził; Bo tyle w życiu już wypadków miewał,
Ze się już żadnej zmianie nie zdumiewał.
W zmianach najprędzej mądrzeje naiwność.
liiedy się młodzi ludzie starzeć zaczną,
Zwykli uskarżać się na losów dziwność I na Opatrzność sarkać nieopatrzna Pierwszą do prawdy drogą jest przeciwność;
Kto zna szturm, burzę i miłość ^ozpaczną Czy osmdziesiąt ma czy ośmnascie Lat, zgłębił wszystkie doniosłe przepaście.
51.
Co z tego zyska, to rzecz mniej doniosła. —
^ Don Juan, widząc taką niepoślednią Troskliwość damy, która, gdy dorosła Jej córka wyszła zamąż, swą poprzednią Opiekę, zbywszy ciężaru, przeniosła,
Jak Lord Mayora barkę, na naślednią,
Lub, jeśli chcecie porównania z sfery Poetyczniejszej — jak muszlę Cytery.
52.
Zwę to transmisją; taki nieustannie Cyrkulujący balast wykształcenia Dziedzictwem z panny dostaje się pannie;
W tej się na mądrość, w tej na siłę zmienia,
Ta śpiewa, owa tańczy, pływa w wannie Metafizycznej, ta pisze z natchnienia Lub gra; skromniejsza z dowcipu jest sławna,
A inna w spazmy i omdlenia wprawna.
53.
Czy kławikordy, dowcip, piękne sztuki,
Czy religijność, czy zgrabne figury Służą szlachcicom, iordom za prynuki,
Dość, że inwentarz ów z matek na cory,
A z córek zasię przechodzi na wnuki,, ^
I wciąż westalek płyną nowe,,tour y,
\ każda strojna i świeża i chybka,
i każda w mitrze, a spragniona czepka.
54.
— Więc do właściwej przystąpię roboty;
Rzecz dziwna (zwyczaj ten dziś się rozszerzył), Żem nie rozpoczął od pierwsze] az do tej Pieśni właściwie jeszcze, com zamierzył.
Te ksiąg dwanaście, to pierwsze przeloty Dźwięków, preludja; dopierom uderzył Akoid, spróbował, czy nie luźna która Struna; — teraz się zacznie uwertura.
55..
Dbam właśnie tyle, co’ o gronko trześni,
Czy mię uwielbi świat, czy mię zniesławi.
O tych obawach Muzie mej się nie śni,
Ona moralne lekcje tylko prawi.
Myślałem zrazu, że dwanaście pieśni ’Wystarczy — lecz, gdy Apollo się bawi,
Jeśli mój Pegaz dotrwa, to nie wcześniej Śpiew’ zastanowię, aż przy setnej pieśni.
56.
Don Juan ujrzał ów maleńki światek
Na szczudłach, „wielkim“ zwany, choć granice Jego są szczupłe i sił niedostatek
Żywotnych; ale jak miecz ma głowicę,
By strzegła ręki, kiedy do bijatyk Przyjdzie, tak mały świat — miecz za zwierzchnice Ma tę rękojeść; ta jest jego główką, ołoncem, księżycem, gazem, szabasówka
o7.
 j |,
Znalazł przyjaciół; każdy z nich miał żonę Obojgu miły gość; bywał w wytwornych’ Sferach, gdzie rządzą grzeczności ważone,
A nieszkodliwe, do ukłonów dwornych Uo posyłania kart ograniczone I do króciutkich odwiedzin wieczornych lo tez w pierwszego karnawału szale Czas mu zajęły maskarady, bale.
58
Młody kawaler, pięknym herbem zdobny
Rn iU!ZemłdÓb — T, ma grunt P°d sobt* grz^ki, Bo towarzystwo jest hazard, podobny
Lotcrji albo grze królewskiej w „gąski“,
Udzie każdy partner ma swój cel osobny,
Najlepsze dla się wyławiając kąski.
Panny żądają powiązać się w pary,
Mężatki pragną zmniejszyć ich ciężary.
. 59.
i o niepowszednią jest, ale częściową Prawdą; niechaj ten zarzut nie rumieni — Niewiast, które się trzymają pionowo,
Jak dąb, zasady mając miast korzeni,
Lecz te, co łowią metodą „siatkową“,
, ”, 7.czki ludzi “ niby ród syreni.
Spróbuj sześć godzin z rzędu z panną mówić,
— ozesz u krawca ślubny frak zamówić.
60.
Nazajutrz matka pisze i zawodzi,
Że jest wstrząśnięta jej niebogi dusza,
Potem surowo pan brat cię nachodzi I pyta, przyczem groźnie wąsem rusza,
W jakich zamiarach bywasz. Stąd wychodzi,
Że cię panienka do małżeństwa zmusza.
Więc, mając nad nią i nad sobą litość,
Za zapowiedzi płacisz należytość...
61.
Znałem ja wiełu w ten sposób żonatych Z arystokracji; — lecz znałem, mospanie, Młodzieńców, któizy, chociaż mieli dla tych Rozpaczy litość i poszanowanie,
Nie ulękli się krzyków, ni wąsatych Braci i żyli sobie „w wolnym stanie“,
Woląc zostawić pannę z raną w sercu,
Niźli ją goić na ślubnym kobiercu.
62.
Test inny, co go nie znają profani,
Szkopuł; nie w ślubnej lub miłosnej sprawie, Lecz który także strąca do otchłani.
Jest nim — (pozorów cnoty nie pozbawię Nawet grzesznicy; nie lękaj się pani!
Bo pozór może ujść za cnotę prawie. Potępiam płazu kolory spłowiałe,
Ani szkarłatne, ani śnieżno-białe.) —
63.
Jest nim: kokietka zimna, co się wzdraga Rzec „tak1-’, a nie chce „nie11. Wodzi rycerzy Pod wiatr, nie dbając, że ich rozpacz smaga. Wtedy się cieszy, gdy tak przed nią leży
Krwawa ofiara... a potem powaga
Śmierci, bo nowy Werter prosto mierzy W serce; — i oto kokieterji głupstwo:
Nie nierząd, a już moralne porubstwo.
(54.
Lecz się w gadułę zmieniam. Kończmy żwawo.
Następny szkopuł poważnej natury:
Mężatka, która bez względu na: „prawo
I kościół “ miłość ukartuje zgóry.
Pierwszy raz jeszcze to kobiecą nawą t Nie wstrząśnie — pomnij, turysto, — lecz córy Tej starej Anglji, gdy się puszczą ino,
Wnet Ewę w biegu do piekła wyminą.
 65.
Kraj gazeciarski, adwokacki, płaski.
Niech on i ona, młodzi i rówieśni,
Zawiążą przyjaźń, zaraz świat niesnaski Wszczyna, i zgoda zaraz się rozcieśni.
Następnie dąsy, procesy i wrzaski
I smutny finał romantycznej pieśni.
Obrońcy w sądzie mowa ckliwo-słodka,
Dla czytelników kur jera — łakotka.
t5t5.
Ale tak błądzi młódź początkująca Jedynie; kilka genjalnie ostrożnych,
Obłudnych słówek zbawia cześć tysiąca W tej kobierciarni angielskiej wielmożnych. Znajdziesz ich wszędzie; niejeden się trąca Z tobą kieliszkiem, siedzi śród pobożnych Hrabiów, sam czysty, przyjemny, kochany — A wszystko, że jest „taktowny i — szczwany“.
67.
Juana, który nie wszedł na te tory Jako nowicjusz, to jeszcze osłania,
Że jakiś słaby był — to jest, nie chory,
Lecz doznał tyle dobrego kochania,
Że wystarczało mu aż do tej pory;
Mówię to tylko ot — tak — bez gderania Na modre oczy, pończochy, — na białe Ściany i szyje, na cła, zamki trwałe...
68..
Że równie przybył z romantycznych krajów, Gdzie życie, a nie prawo idzie w najem Żądzy, żądza zaś ma pęd świeżych gajów; —
A wszedł na ziemię, gdzie szał jest rodzajem Sportu, na ziemię mędrców i ratajów >
(Zresztą zachwycał się moralnym krajem), Przebacz i żałuj, — ja sam z wstydu mięknę: Zrazu kobiety uznał za — niepiękne.
69.
Powiadam: zrazu, bo je znalazł potem Stopniowo, coraz, coraz piękniejszemi Nawet, niż twarze, malowane złotem Wschodniego słońca na azyjskiej ziemi. Przyczynę — z samym wyłuszczę przedmiotem.
Chociaż go między niedoświadczonymi Nie kładę, jednak w nowem otoczeniu Smak musi ulec pierwszemu wrażeniu.
70.
Nie pragnę widzieć murzynów, produktu Gorących krajów: Egiptu i Nubji; Niemożliwego też nie znam Timbuktu,
Gdzie geograf ja bez mapy się gubi.
Już Europa,,bos piger“ swój pług tu Zagłębiać w ziemię nieoraną lubi; —
Lecz gdybym tam był, tobym... niech przepadne, iobym powiedział, że czarne jest ładne.
. 71.
Tak jest. Nie kluę się, że czarne jest białem, Lecz podejrzywam, że czarnem jest białe; Wszystko zależy od oka. Słyszałem Tę rzecz od ślepca. Pewno puścisz strzałę Aa takie dictum...; słuszność mam i miałem,
Jeśli zas błądzę, to zbłądzenie małe.
Dla ślepca wszystko jest w cieniu głębokiem,
A, co ty widzisz, jest niepewnym mrokiem.
72.
W metafizyczne znowu kołowroty Wpadam, w labirynt, kłębków tajemnicą Podobny naszym lekom na suchoty,
^ lej ćmie, co lata nad gasnącą świecą. Zastanowienie zniża moje loty; ’
Chcę nasze damy z turecką dziewicą Porównać; te są jak polarne lato,
Gdzie wiele słońca, lecz reszta lód zato.
Albo jak owe cnotliwe wodnice Z twarzą i piersią — lecz resztą w ogonie Rybim; nie, aby kreśliły granice Chuciom, i owszem — dbają, bardzo o nie.
Jako się w łaźni skacze pod prysznice,
^ lak, kryjąc cnotę nawet w grzesznem łonie,
W pokusie grzeją się, a kiedy krucho,
Wtedy jak tuszem pryskają się skruchą,
74.
Co na zewnętrzność bynajmniej liie wpływa.
Zatem nie znalazł w Angielkach urody:
Piękna Brytanka wdzięki swe ukrywa
Przez strach dla wypaść z nich mogącej szkody
I w serca raczej ukradkiem się wszywa,
A nie, jak w wojnie, szturmem bierze grody. Lecz, wziąwszy — robi z przyjaciela wroga
I trzyma się w nim, jak wierna załoga.
75.
Nie stąpa ona beduińskich koni
Krokiem, ani jak hiszpańska dziewczyna;
Niema w jej oku pobłysków Auzonji,
Ni paryżanek strojem przypomina;
W głosie, choć słodkim, brawura nie dzwoni Owa, co mi się podobać zaczyna,
Chociaż od siedmiu lat w mych uszach wichrzy
I choć, jak sądzę, słuch mam nienajlichszy.
76.
Nie umie tego; — iw czem innem wprawy Nie ma; nie działa w sposób chytry, prędki,
Co jeno piekieł powiększa dzierżawy.
Jej humor nie jest niby trzcina giętki,
Na jednej schadzce nie dokona sprawy,
Co oszczędziłoby czas, trud, i smętki;
Lecz, gdy raz zorzesz i obsiejesz rolę.
Wyda ci pełne kłosy — nie kąkole.
77.
A gdy się nadto namiętności poda,
O! to poważna wyjdzie rzecz — do licha! Dziewięć na dziesięć razy jest to moda,
Lub kokieterja, kaprys albo pycha.
Lubi nowością się bawić — ot, młoda,
Lubi, gdy w złości rywalka usycha;
Ale dziesiąty raz — to jest huragan;
Szalona nie chce rad słuchać, ni nagan.
. 78-Przyczyna jasna. Pomsta, wywołana
Skandalem, prawa jej jak parjasowi
Odbiera; a gdy naszych sądów znana
Czuła oględność swój wyrok wypowie,
To „towarzystwo”, owa porcelana
Bez plamy, każe jej, jak Marjuszowi,
Sieść na honoru gruzach, bo ruina
Sławy — to w prochu legła Kartagina.
79.
A może lepiej, że tak jest? Niech będzie!
Jest to komentarz do słów Ewangelji:
„Nie grzesz, przebacza ci się,“ lecz w tym względzie Sądzić jedynie święty się ośmieli.
Zresztą, chociażby długo trwały w błędzie, Grzesznicom zawsze otworzą anieli Wrota do cnoty; dama ta nikomu Wstępu nie broni; — jest dla wszystkich „w domu“.
80.
Zostawiam sprawę sporną za oczyma,
Wiedząc, że sztuczny przymus, jak sukienka Na chuci ludzkie wcale wpływu nie ma;
Człowiek odkrycia się, nie grzechu lęka.
Co do czystości zaś — tej nie utrzyma W ryzie żadnych praw ni kodeksów ręka;
Ona zwiększa grzech, wrót doń nie zamyka
I zmienia skruchę w rozpacz u grzesznika.
81.
Lecz Juau nie był dociekaczem, ani Silił się prawa moralności badać,
Prócz tego żadnej wielkiej, pięknej pani ¥ie udało się dotąd go posiadać.
Był trochę „blase“ — niech więc nikt me gani, Że swą serdeczną czułość mógł postradać. Choć zawsze jeszcze gorący i żywy,
Był niewątpliwie trochę mniej „wrażliwy.
82.
A widział wiele: sąd, budynki dworskie, Parlament z innych gmachów długą chryją, Słyszał z galerji gromy oratorskie,
Co biły w Anglji dawniej (dziś nie biją), Dziwiąc lądowe ludy i pomorskie,
Aż do krainy, gdzie bizony żyją.
Zamknięcie sesji widział, arcymiłą Rzecz; Chatham umarł, a Greya nie było.
83.
Był także świadkiem widoku pysznego, Pysznego wtedy, gdy naród istotnie Jest wolny; widział konstytucyjnego
Króla na tronie — kochanym; przymiot nieZnany despotom, aż ich dzień przyszłego Miru na model postępowy dotnie.
Jestże gdzie widok tak zachwycający Oko i serce, jak lud ufający?
84.
Widział też (dziśby już nie ujrzał) księcia,
Jacy się liczą jeden na tysiące.
Czarem z każdego ukłonu i zgięcia Wiał i, jak wiosna, miał obiecujące
Lica. Choć pełen królewskiego wzięcia,
Miał w sobie jeszcze to zachęcające,
Ze był bez śladu głupstwa i nadętej Wyższości — panem od czuba do pięty.
85. * Juan w wysokich sferach był widziany’
Mile, w najdostojniejsze wchodził koła.
Więc wpadł w to, czego wyrafinowany
I najuczeńszy człowiek ujść nie zdoła.
Dowcip genjalny, humor niezrównany,
Z rzadką dystynkcją pogodnego czoła Sprowadziły nań różnych pokus nawał,
Jakkolwiek nigdy okazji nie dawał.
86.
Lecz gdzie, dlaczego, jak i kiedy i z kim: —
Z tem wszystkiem tak się zaraz nie rozprawię. Gdy morał dziełu memu jest ogniskiem,
Nie wiem, czy jedno oko pozostawię Suchem; lecz wrażeń gwałtownych naciskiem Wszystkich do głębi wzruszę i załzawię; Wykonam wzniosły monument patosu,
Jak Aleksander chciał zrobić z Atosu.
87.
Tutaj się kończy wstępu pieśń XII.
Kiedy się temat właściwy rozwinie,
Ujrzysz, że wedle innej modły wzrasta,
Niż się pierwotnie spodziewano. Ninie Jak wielkanocne plan mój rośnie ciasta,
Niech ich czytelnik z wzgardą nie ominie, Zresztą jako chce; umie znieść prawdziwa Odwaga wzgardę, choć jej nie wyzywa.
88.
Bledszemi dymy dziś mój w ulica u kurzy,
Lecz wspomnij pierwszą część: oto powaga Najdzikszej wojny, najszaleńszej burzy,
Jaka tę ziemię kiedykolwiek smaga,
I najwznioślejszej. Bóg widzi, tak dużej Prowizji nawet lichwiarz nie wymaga. — Najlepsza z dalszych oprócz astronomji Poda wam małą lekcję — ekonomji.
89.
Przez nią dziś droga do popularności,
Nie, by był kołków brak w państwowym płocie. Lecz jest to dowód niezmiernej miłości Kraju pokazać, jak ma grzęznąć w błocie.
Mój plan (który dla oryginalności Zataję) prosty jest i już w robocie.
Tymczasem liczcie deficyt krajowy;
— Jak znajdujecie nasze „tęgie głowy?...“
Don Jnan.
PIEŚŃ XIII.
0 — -----
1.
Teraz się nieco poważniej nastroim;
Czas już. Śmiech dzisiaj coraz poważnieje, Żart z grzechu w oczach cnoty jest rozbojem Dusznym; gorszyciel taki, co się śmieje. Przytem posępność jest wzniosłości zdrojem (Nieznośnym, kiedy zanadto rozleje).
Więc pieśń ma będzie tak powagą dumna,
Jak szczęt świątyni — samotna kolumna.
2.
Chwytam przerwaną nić. Pani Adela De Amundeville z normandzkiego rodu,
Który na różne linje się rozstrzela W ostatnich gockich familjach zachodu,
Z woli rodzica pani włości wiela;
Piękna, nawet, gdzie piękności jak lodu:
W Brytanji, którą patryjota prawy Nazywa ziemią szczęścia, cnoty, sławy.
3.
Nie chcę mu przeczyć i głupstw nie rozgarnę;
Gust w tem każdego naj kompetentniej szy;
Oko jest okiem, a modre czy czarne To jedno, jeśli jego czar nie mniejszy.
Więc nad kolorem dysputy są marne,
Co przyzna każdy człowiek — praktyczniejszy. Płeć piękna — piękną, a każdy mężczyzna Do lat trzydziestu z zapałem to przyzna.
4.
Po tej pogodnej, choć parnej epoce Księżyc się zjawia w taj?mniczej kwadrze,
Gdy już światełko jego mglej migoce,
Wtedy dochodzi człowiek do tych lat, że
Sąd w nim się budzi; chuć mu nie łaskocze Zmysłów, z rozsądkiem odtąd już nie zadrze.
Mówi mu także twarz i mdła postawa,
Że zdać na młodszych trzeba swoje prawa.
5.
Niektórzy życzą przedłużyć tej ery
Trwanie i nie dziw! Tak rozkosznie żyli!
Ale żądanie takie — to chimery,
Bo swego życia równik już przebyli.
Dzić mogą jeno kroplami Madery,
Claretu zrosić drzewko, co się chyli.
Mają meetingi, wybory, parlament,
Długi, by zgłuszyć smętnej nudy lament.
6.
A potem, niemaż to dewocji, wrzawy Reformatorskiej, obaw o los „Nacji“,
Podatków, wojen i walk o ster nawy Państwowej; wodnej, ziemnej spekulacji,
Jadu, by grzał ich do wściekłej zabawy Zamiast miłości — tej halucynacji?
Nienawiść rozkosz największą dać zdolna;
Kocha się prędko, nienawidzi zwolna.
7.
Powiada Johnson, mistrz — na którejś karcie: „Lubię tych, co gdy niecierpią, to szczerze!“
Jedyna prawda, rzeczona otwarcie,
Odkąd się ludzkość w wodzie prawdy pierze
Może to stary wyga mówi w żarcie?...
Ja jestem widzem, niby na operze,
I patrzę sobie na dworów ekscesa,
Czy chałup — okiem Mefistofelesa.
8.
Me nienawiści, równie jak kochania,
Przestały szaleć; jeśli jeszcze kolę To — że mię jakaś wnętrzna siła skłania,
Lub sobie radzę tem w rymów mozole.
Jabym prostował złe żądze i zdania, (Hamując jednak, nie karcąc złą wolę), Gdyby Cerwantes w dziejach Don Kichota Nie wskazał, że to próżna jest robota.
9.
Najmędrsza z mądrych powieść, zwłaszcza Przeto, że śmieszy. Bohater jest prawy I strzeże prawa; harde głowy spłaszcza,
Walczy w obronie tylko dobrej sprawy;
Cnota go właśnie z rozumu wywłaszcza.
Śmieszny — a sprawia widok bardzo łzawy, Smutniejszy nawet, niż eposu morał,
Kto go zrozumiał i myśl zeń wyorał.
10.
Naprawia szkody, złym kary wydziela,
W służbie dam z łotrem walczy bez bojaźni, Naprzeciw tłumom jeden się ośmiela,
By lud wyzwolić z niewolniczej kaźni.
Maszże szlachetność ta, jak pieśń minstrela,
Być niczem, jeno igrą wyobraźni?
Żartem, zagadką, cnót błędnym migotem?... Sokrates ma być mądrości Kichotem?...
U —.
Cerwantes prześmiał rycerstwo Hiszpanji;
Jeden śmiech zdoiał prawego pozbawić Naród ramienia. Odtąd niewidziani Tam bohaterzy. Aby powieść bawić Mogła, świat glebę, przygotował dla mej;
To jej pomogło prędko się rozsławić,
Że cały urok arcydzieła — grubo Był opłacony naprzód — kraju zgubą.
12.
— Lecz wpadam w błędnych gawęd korowody. — Don Juan w zjawie pani Adeliny Odnalazł przykład „fatalnej urody“,
Choć ta fatalność nie była z jej winy.
Los to zasnuwa kobiece niewody
(Los jest wyborną wymówką na czyny)
I łowi; kto ujść potrafi kobiecie?
Lecz ja nie Edyp, a Sfinksem jest życie.
13.
Na rozwiazailie też jeszcze nie wpadłem Wielkiej zagadki. — Ale czas ulata;
Chciejmy nad pięknem zatrzymać^ się stadłem.
Adełina jest w „wielmożnego“ świata Raju królową; jest wdzięków zwierciadłem.
Jej czar ożywia mężczyzn, damom splata Języki (to ja między cuda mieszczę;
Po nim się drugi nie pojawił jeszcze.)
14.
Czysta naprzekór pokusom i zdradzie,.
Związana z mężem, prawdziwie kochanym,
Znanym zaszczytnie w narodowej radzie,
Iście angielskim, nigdy niezmieszanym,

Umiącym dzielnie stać przy swej zasadzie W potrzebie prędko zdeterminowanym. ’ Świat ich szanował; wiedli byt spokojny,
Ona w swą godność, ®. on w dumę zbrojny.
15.
Wydaizyło się, że dyplomatyczne,
Z misją Juana związane, działania W droga, ch ich punkta utworzyły styczne, Zbliżając obu; choć lord się ochrania Ufać pozorom, — młodość, piękność, liczne Talenty mają władzę przyciągania,
Tworzą podstawę szacunku, co w mowie Dworacko grzecznej „przyjaz’nią“ się zowie.
. 16.
Milord oględny, ile że hamował Czułość z nadmiaru dumy i niepilny Do żwawych sądów, — — gdy zdeterminował Raz ten sąd, dobry, zły, ostry, przychylny, Już go w pierwotnym kształcie zawsz*e chował, Uważając go święcie za niemylny.
Chce iść sam, kocha li, czy nienawidzi Z własnej skłonności; radami się brzydzi.
17.
To też przyjazni jego i niechęci,
Często i trafne; co w nim do wzmocnienia Uprzedzeń służy, — gdy je raz wyświęci,
Już ich, jak perski kodeks, nie odmienia. Nie^był jak człowiek, co go febra smęci, Wtrącając nagle w zimnicę z płomienia.
Nie rozczulał go widok raczej godny Śmiechu: był ni gorący ni chłodny.
18.
„Losu śmiertelny człek nie przeinaczy.
— Ale pracować nań można. Ukartuj Plan mądrze, a los szczęściem cię uraczy.
Bądź cichy, baczny, pilnuj się i wartuj;
Gdy uciskają, nie mrucz; ustąp raczej.
Co do sumienia — zatwardź je i hartuj,
A wkrótce, jak koń lub bokser, bez trudu W arenie życia dokaże ci cudu.
19.
Milord się błogo w tej wyższości czuje,
Jak każdy człowiek wysoki czy lichy. Najniższy jeszcze niższego znajduje I z piedestału mu swego uśmiechy Rzuca wzgardliwe; nic tak nie dojmuje,
Jak brzemię wielkiej a samotnej pychy,
Co chce rozróżniać w całej ludzkiej rzeszy Część, co powozem jeździ — i tłum pieszy.
2U.
Nad Don Juanem, równy mieniem, klasą ^ Społeczną, rodem, nie miał praw wyższosci, Górował wiekiem i — jak sądził rasą: Naród angielski pośród ziemskich włości Jeden się cieszy wolnem słowem, prasą,
Czego mu każdy inny kraj zazdrości,
I słusznie. Milord był mówcą do tego,
Że obie Izby nie miały tęższego.
21.
To były jego przewagi. Pozatem
Sądził, że umie bystrze godzić w sedno Tajemnic dworu, jako że z tym światem Spoufalony. Prawił z wszystkowiedną
Pewnością siebie; słowem węzłowatem Przecinał krótko dysputę niejedną,
A wiązał wszystkie owe męskie cnoty Z miną filaru państwa, patryjoty.
.. 22.
Lubił Hiszpana za jego stateczność,
A za pojętność bystrą go szanował.
Juan uprzejmą okazywał grzeczność W potakiwaniu, skromny, gdy negował. Znał świat i jego błędy, ich konieczność Z bujnej wywodząc gleby, — nie strofował, Chyba że widział, że złe się rozplenia,
Bo trudniej wtedy wyrwać od korzenia.
23.
Temat rozmowy z Madrytu przenosi Milord na Stambuł i odległe kraje,
Gdzie ludzie czynią, o co się ich prosi,
Lecz obdzierają obcych, jak hultaje.
Mówią o sporcie. Lord się dobrze nosi W siodle, hodowli koni się oddaje Gorliwie. Juan, Andaluzji dziecię,
Jeździ, jak tyrau na podwładnych grzbiecie.
, 24.
Na balach, rautach, pomiędzy mężami Stanu jęły się wzajemne udzielać Sympatje (Juan znał się z ministrami;
Posłowie — to jest lóż masońskich czeladź). O! na nim się już milord nie omami,
Matka krew zacną musiała weń przelać;
A do przyjaźni czyliż ten nie zmusza, \
U kogo czysta krew i czysta^dusza?
25.
Plac był: „ten a ten’1. Nie piszę ulicy;
Świat dziś tak jest zly, przewrotny, zdradliwy! Sieje złośliwie śnieć w cudzej pszenicy I zbiera krzywdę bliźniego z tej niwy,
Obmów i plotek plon, które kobiecy Języczek miele, z mąki zaś zjadliwy Chleb piecze. Zatem będę węzłowaty,
Lord Henryk mieszkał w ulicy „tej a tej.“
26.
Jednej to jeszcze przypiszcie przyczynie,
Że pseudonimy nadaję ulicom;
To jest, że sezon ni jeden nie minie,
By w którymś domu straszną tajemnicą Odkrytą mir się nie zachwiał w rodzinie,
A skandal ludzie źli zaraz rozchwycą!
Więc was zostawiam w atmosferze mglistej,
Póki nie znajdę gdzieś ulicy — czystej.
27.
Znam wprawdzie jedną czystą, gdzie spojrzenie Skromne nie dozna przenigdy obrazy;
Ale mam swoje w tem powody, że nie Naruszę cieniów tej świętej oazy.
Przeto ulicy, placu nie wymienię,
Aż znajdę któreś zupełnie bez skazy,
Gdzie czystość żadnym nie sproszona pyłem: Taką jest... kartę Londynu zgubiłem.
28.
Na owym placu, w pałacu Henryka Bywał Don Juan. Pałac ten był portem Dla jednych, których niosła polityka,
Lub, co zrobili fryzowanie^sportem;
Lub mieli złoto, co wszystkie odmyka Drzwi, albo modne suknie, co paszportem Są też niezgorszym. Byłeś frak miał nowy,
O resztę sobie nie rozbijaj głowy. —
29.
..Wielka tam pewność, gdzie wielu do rady“,
Mówił Salomon, czy też inna głowa Tęga, z naszymi żyjąca pradziady;
Codziennie sprawdzać można święte słowa,
W Izbach, czy w sądzie, w szrankach słownej zwady, Wszędzie, gdzie puszy się „mądrość zbiorowa“, Będąca dzisiaj, — mówię z przeświadczenia — Przyczyną szczęścia Brytanji i mienia.
30.
Jak bezpieczeństwo zaś mężczyzn w wielości Doradców leży, tak znów dla płci skromnej W jak najobfitszej liczbie znajomości,
Boć trudny wybór w gromadzie ogromnej.
Już rozmaitość przyczynia trudności,
Pośród skał wielu sternik jest przytomny;
Więc dla kobiety (choć się mąż oburzy)
Pewność tam, gdzie rój wielbicieli duży.
31;
Lecz nie potrzeba pani Adelinie
Podobnej tarczy, bo też za nią cnoty Zasługa, oraz wychowania ginie;
Jej bronią inne, umysłu przymioty,
Zwłaszcza przezorność, nie wierząca minie Ludzkiej; a co do kokieterji... o, tej Nie używała, pewna uwielbienia,
Zalotność tutaj była bez znaczenia.
32.
Dla wszystkich grzeczna, lecz w niewymuszony Sposób; zdarzy się, niektórych zaszczyci Cieplejszą łaską — to schlebia; lecz w onej Skłonności nikt tam rysu nie pochwyci,
Coby niegodny był panny lub żony.
Doznają względów jej uprzejmych i ci, Którzy się cieszą nienajlepszą sławą;
Dla nich jest zwłaszcza litośnie-łaskawą.
33.
Podobna sława jest niepożądanym Wcale dodatkiem. Spojrzyj na sylwetki Tych bohaterów, ludzi wyróżnianych,
Przedmiot podziwu, niby marjonetki,
Na scenie wzrokiem dam prześladowanych,
Czy gołem okiem, czyli przez lornetki;
Na sławnych czołach zobaczysz purpuię Wieczornej glorji — lecz nad głową... chmurę.
34.
Miała w obejściu swojem Adelina Ton patrycjuszki chłodny, ze swobodą Grany, co wzbrania, by ruch albo mina Zdradziły czułą istotę i młodą.
Tak nie zachwycisz niczem mandaryna:
Sądzi, że zachwyt jest z godności szkodą; Nie chce dać poznać, że go coś dotyka,
— Ten rys możeśmy wzięli od Chińczyka,
35.
Lub Horacego: „Nihil admirari.:‘
Jest to — sądzi on — sztuka szczęśliwości, Która ma dzisiaj adeptów bez miary,
Chociaż dalekich od doskonałości.
Ja obojętność tę między przywary Policzę, równie nadmiar wrażliwości.
W salonie zachwyt nieumiarkowany Objawia tylko moralnie pijany.
36.
Lecz Adelina nie była kobieta Nieczuła ( — tutaj metafora płytka — ):
Bo jak pod śniegiem wulkanu ukryta Lawa etc. Czy skończyć? Rzecz brzydka. Nienawistna mi przenośnia zużyta.
Niech czop rozsądku więc ów wulkan przytka; Dzisiaj tak często drażnią go poeci!
Nie dziw, gdy zeń dym niewonny wyleci.
37.
Zatem kształt nadam porównaniu inny:
Była podobna — powiem — do butelki Szampana, co w lód zamieniony winny Mieści w swym środku niesltrzepłe kropelki, Nad wszystkie wina lepszy wyskok płynny,
— Razem ot, tyle, — kieliszek niewielki, Mocniejszy, niżli słodycz, wyciśniona Z najdojrzalszego, najtęższego grona.
38.
Wyskok potęgą wzięty kwadratową.
Tak najchłodniejsza powierzchowność cnoty Może kryć nektar pod maską lodową,
A takich wiele. (Tutaj myślę o tej,
Z której moralne swe wywodzę słowo;
Zawsze morałem rozpoczynam loty.)
U wielu ludzi wyjawi się ciepło,
Gdy z nich powłokę odlnuszymy skrzepłą.
39..
Lub: jest to droga północno-zachodnia,
Mająca przewieść w śródindyjskie żary.
Ale, że żaden cały okręt do dnia,
Co mija, nie tknął bieguna, choć Parry Możliwość takiej jazdy udowodnią,
Niejeden znalazł tam widać swe mary.
Bo jeśli lodem zamknięty ów światek,
Wtedy stracony czas, droga, lub statek.
40.
Więc fryce na swym młodzieńczym okręcie Niech lawirują po kobiecem morzu;
Bywalcy niechaj spojrzą po odmęcie,
Szukając portu, nim czas na bezdrożu Wód skinie flagą, nim członków napięcie Strasznem „fuimus“ zluini się na łożu Starości, gdy to gościec w kość się wwierca.
A z drugiej strony czyha spadkobierca.
41.
Niebo żartuje czasem. Takie żarty
Są przykre; niechby chociaż krótkie były. Świat jest o tyle uwielbienia warty,
Że każdej chwili może zdać się miły,
I że ów system perski — bierz go czarty —
O dwu pierwiastkach jest równie zawiły I niepojęty, jak inne systemy.
Nie chciejmy badać ich, bo zwarjujemy. —
42.
Angielska zima, co się w lipcu kończy,
Jak się zaczęła w sierpniu — równie w leci< Dla dorożkarzy raj; pocztyljon rączy Pędzi i ludzi tratuje i gniecie.
Lecz co obchodzi nas pocztowy koń, czy Dostojnik. — Semestr na uniwersytecie Skończył się. Ojciec na syna się gniewa,
Ze więcej weksli, niż książek, zużywa.
,. 43-Więc końcem zimy w Londynie jest. lipiec, r A czasem sierpień. W kalendarzach zamęt,
Z którego mc się nie potrafi wypiec.
Mirzie zostawiam niebieski firmament I ów słoneczny kaloryfer czy piec,
Bo barometrem moim jest — parlament. Chociaż niejeden radykał nań gada,
Z jego się sesyj kalendarz układa.
44.
Jakiż tłum karet, powozów i koczy,
Gdy końca sesji godzina uderzy,
Wzdłuż od Carlstonu po Soho się tłoczy!
Szczęsny, kto drugich na poczcie ubieży.
Na wszystkich drogach kurz wygryza oczy, Rotten Row drzemie po harcach rycerzy,
A kupiec z długim rachunkiem i nosem ’ Wzdycha za biczów dalekim odgłosem.
... 45-Oblig i on: „dwaj Arcades“ — z westchnieniem
Muszą następnej oczekiwać sesji.
Złoto się nie da zastąpić swym cieniem.
Cóż pozostaje? nadzieja; lecz kres jej
Daleki, dalszy jeszcze wystawieniem
Nowego weksla (i to mocą presji);
Prowizja, — przyczem bogacą się żydki,
Oraz pociecha dubeltowej kredki,
46.
Która jest zdzierstwem. — Pędzi milordowa Kareta; on sam przy żonie, swej chlubie,
Siedzi. „Hej! konie podawajbrzmią słowa
— I już zmienione, jak serca po ślubie. Gospodarz resztę chce wydać — „Niech schowa1’.
Pocztyljon może także rzec: „To lubię“.
Ale nim jeszcze z wody oschną kola,
Już i parobek o napiwek woła.
47.
Na kozieł siada lokaj z pańską miną,
„Pan swego pana“, bo jest zawsze „górą“. Panna służąca, jakby też hrabiną Była, figlarna, a skromna, że pióro Nic tu nie nada. „Cosi viaggino
I Ricchi“. Przebacz, że cię tą miksturą Darzę; lecz jakież korzyści z podróży?
Worek frazesów i fochów kosz duży.
48’,
Wnet minie lato, co się równa zimie W Londynie. Może to istotnie szkoda Siedzieć w mieścisku parnem, w mgle i dymie, Gdy najpiękniejszy strój kładzie przyroda; Czekać, aż słowik w małżeńskiem zadrzymie Gnieździe i słuchać debat mdłych, jak woda. Zamiast iść na wieś; choć tam polowania Do września prawo (prócz cietrzewi) wzbrania.
49.
Wielki świat uciekł przed upałów tchnieniem (Dwa, trzy tysiące, których szczęście pieści)
Do miejsca, co zwą swem „odosobnieniem“,
A które składa: służących trzydzieści
I tyleż gości. Stoły pod brzemieniem Półmisków jęczą, pełnych smacznej treści. Gościnność u nas taka jest, jak była,
Tylko się ilość w jakości skupiła.
50.
Lord Henryk z żoną udali się torem Arystokracji i wielkiego świata Do swych dóbr. Piękny dom, gotyckim wzorem Stawiany, Babel, który przeżył lata.
Żaden gmach nie da się równać z tym dworem, Gdzie czas się z imion bohaterskich splata, Gdzie dęby, jak ród dziedziców sędziwe.
Szumią dziejami ich — grobowce żywe.
51.
Nazajutrz każdy dziennik już opiewa
O ich odjeździe. To jest sława nasza!
Szkoda, że taki fait divers nie miewa Trwałości; — byłaby dla rozmów pasza.
Nim inkaust wyschnie, już się wieść rozwiewa;
Poczta Poranna najpierwsza ogłasza:
„Odjechał lord de Amundeville z lady A. do swych na wsi dóbr — wtedy a wtedy.
.. 52-.
„Dostojny lord A. chce, jak nam mówiono,
Zebrać u siebie w jesieni dobrane
Licznych szlachetnych swyTch przyjaciół grono.
Jak twierdzą źródła poinformowane, i
Ma być na łowach książę D. i z żoną
Lord F., i inne dostojne, a‘ znane u
Osoby, tudzież młody grand, szlachetny
Rodem, a w misji przysłany sekretnej“.
53.
Któż się zaś,.Poczcie“ nie wierzyć odważy?
Jej artykuły, sa, tem, czem dla chłopa Credo; ufa mu i bez komentarzy.
Miała więc dotknąć kastylijska stopa Posadzki, gładkiej łaską gospodarzy,
Śród tych, co „czelnie jedzą“ (frazes Pope a). W ostatniej wojnie mniej stało w dziennikach
O ległych ludziach, niż ległych indykach.
54.
Ot: „W czwartek było wspaniałe przyjęcie;
Obecni lord A. B.” Jak bohaterzy Spisani wszyscy w narodowem święcie Owego balu. A cokolwiek niżej:
Czytamy: „Falmouth“. W sławnym regimencie Huk-puk, co sobie sławy uwił świeży Wieniec, ogromne straty. Wakans nowy Otwarty; — vide: „Dziennik urzędowy“.
55.
Do Norman Abbev pędzą w swej karecie Szlachetni państwo. Stary klasztor, ninie Starszy jeszcze dwór nosi w swym szkielecie Ślady gotyku, jaki dziś w ruinie Chyba i tylko rzadko gdzie znajdziecie
Ż takim wybitnym typem. Stał w dolinie. Mnisi go u stóp zbudowali góry,
By im wiatr nie wiał w nabożne kaptury.
56.
Stał wieńcem lasów ukoronowany W cichej dolinie, gdzie dąb druidyczny,
Jak Caractacus niegdyś przed Rzymiany,
Przed piorunami pręży tytaniczny
Don Juan.
31
Swój kształt; a śród pni, gdy świt błyśnie, rany, Za rosochatym wodzem kii krynicznej Wodzie mkną lasu pstrych mieszkańców stada Czerpać — a strumyk do nich, jak ptak, gada.
57.
Przed domem duży staw modry w prześwicie, Głęboki, jednak przezroczy i świeży Strumieniem, który w swern miększem korycie Stracił gwałtowność i spokojniej bieży.
Ptactwo w zaroślach i nabrzeżnem sicie
Gniez’dzi się w głębi swych wilgotnych leży,
A drzewa, chyląc się nad stawem, twarzą Zieloną patrzą w jego głąb i marzą.
58.
A ujście jego, kaskadą strącone Ze skały, kipi pianami spadając i, ucichnąwszy jak uspokojone Dziecko, toczy się dalej, przewijając Potokiem; krople kaskady złączone W strumień, co błyszcząc, lub się znowu tając, Raz ukazuje srebro, raz lazury,
W miarę jak po nim cień przesuną chmury.
,. 69-Gotyckich łuków pamiątka wspaniała
Z doby kościoła rzymskiego, — samotna
Brama dwa skrzydła niegdyś zawierała,
Dzisiaj wyrwane, — strata niepowrotna.
Odosobniona stoi! sposępniała,
Toż łza źrenicę przysłoni wilgotna,
Kiedy zapatrzy się w dumny zabytek
Walk 7. możnym czasem i burz niedobitek.
60.
U szczytu, dawniej skryty w długą niszę,
Stał poczet świętych, z kamienia ciosany. Runął, nie kiedy padło bractwo mnisze,
Lecz w wojnie, którą Karol był wygnany,
Gdy to „fortecą każdy dom“, jak pisze Kronikarz; gdy to zgasł niejeden znany Cny ród, wytrwale stojący w swej dumie Z tym, co „ustąpić, ni rządzić nie umie“’.
61.
A wyżej samo, lecz nie bez korony Dziewica-Matka niebieskiej dziecinie,
Mdłemi objęła synaczka ramiony,
Niepokruszona cudem w tej ruinie,
Jakby dotrwała dla szczątków ochrony.
Może to przesąd, który kiedyś zginie;
Dziś najdrobniejszy ułamek świętości Ma w sobie boskiej czar tajemniczości.
62.
Potężne okna, wykowane w murze,
Któremi dawniej przez szkła szyb tysiąca Blaskiem padały srebro, złoto, róże,
Zleciawszy niby cheruby od słońca,
Dziś puste; nocne przez nie wyją burze,
Raz słabiej, a raz mocniej, lub hucząca W nich krzyczy swoje anatema sowa,
Gdzie brzmiała dawniej hymnów pieśń chórowa.
63.
Lecz o północy, kiedy z jednej strony Wiatr o krawędzie okiennic potrąca,
Słychać nieziemskie, żałośliwe tony,
Niby melodje i, jak konająca
Harmonja, ginie rozjęk przygłuszony.
Mniemają jedni, że to echa drżąca Fala, niesiona wiatrem od kaskady,
W organie dźwięków pozostawia ślady.
64.
Inni, że gmachu kształt, może stworzony Ruiną, daje władzę — — (którą mają Rozgrzane słońcem egipskiem Memnony,
Ze o godzinie pewnej zawsze grają) — Szarym zwaliskom; stąd te smętne tonj%
Które się nocą śród murów błąkają. Przyczyny nie znam; niech wam inni służą. Jam słyszał o tem — prawda — bardzo dużo.
65.
W podwórzu sztuczna fontanna wytryska;
Jej wierzch kamienny w figury pocięty,
Jak gdybyr larwy — dziwaczne ludziska,
Po jednej stronie potwór, z drugiej święty. Każdemu wody słup się rzuca z pyska I z góry w basen spada, rozpryśnięty,
Siejąc dokoła siebie deszcz drobniutki,
Jak marna sława i marniejsze smutki.
66.
Budowla sama pusta i czcigodna,
Z tą cechą mniszą, jakiej dziś niewiele Zostało; jedna, druga sala chłodna,
A przedewszystkiem refektarz i cele;
Mała kapliczka, coby była godna
Cne zająć miejsce w niejednym kościele. Reszta zlatana częścią, częścią w gruzach,
O lordach raczej świadczy, niż kartuzach.
67.
Długie galer je, wielkie sale, sienie,
Istny mezaljans architektoniczny Przestraszał znawców; lecz przez połączenie Całokształt wielki, choć niesymetryczny, Ogromne robił na widzu wrażenie,
Gdy sercem patrzał — człowiek poetyczny. Tak na olbrzyma patrząc członki duże,
Dziwisz się, że jest taki twór w naturze.
63.
Rycerze w stali patrzą z ram złocistych;
Stopniała twarda zbroja na baronach!
Na podwiązkowych lordów, jedwabistych Zeszli... Tuż panny o bielutkich łonach, Różowych twarzach, wzrokach powłóczystych;
Sędziwe damy w perłach i robronach I lekko strojne panie, pędzla Lely, Nie-strojem wabią, byśmy przystanęli.
69.
Tam sędzia w todze szkarłatnej z obrazu Wyziera, lecz tak groźno, niełaskawie,
Że nie poznałby grzesznik z ócz wyrazu.
Czy Jego Miłość oprze się na prawie.
Biskup, co nie miał kazania ni razu,
Lub prokurator o strasznej postawie Już nie „Habeas Corpus“, lecz sierdzistą Miną wskazuje: „Komnatę gwiaździstą.“
70.
Na starych wodzach żelazna kolczuga,
— Wówczas strzelano zbliska, nie z zapłotków Inni w perukach z czasów Malborougha,
Wyżsi, niż tuzin naszych niedorodków.
Tam lord z buławą lub szambelan mruga, Nemrod, którego koń się zrywa z podków,
A dalej wisi portret pat ryj o ty.
Co niczem nic był — mimo wielkie cnoty.
. 71-
Gdy glorją przodków oko unużone Zbrzydziło marsy, postury i pozy,
Zjawiał się Tycjan lub Paris Bordone,
Lub dzika grupa Salvatora Rozy,
Dzieci Albana lub rozpromienione W słońcu Verneta morze; pełne grozy Męczeństwa świętych, jak gdyby farbował Krwią Spagnoletto pędzel, gdy malował.
, 72’
Tutaj krajobraz z podpisem Claude Lorraine,
Tam Rembrandt w światło zamienia ciemnicę,
Lub Caravaggio miedzianym kolorem
Maluje chude pustelnika lice,
A tu nas woła leniers, — prawie w porę
Wzrok się na pełną obraca szklenicę.
Onby Duńczykiem mię zrobić — na biesa! —
Zdołał. — Hej! daj tu butelkę Xeresa!
73.
Gdybyście czytać umieli, słuchacze!
Bo niedość patrzeć i sylabizować.
By czytelnikiem być. (Ktoś mię zakracze).
Tak.^ Trzeba pewne reguły zachować:
Naprzód zaczynać z początku (zaznaczę,
Ze to rzecz trudna). Drugie: postępować; Trzecie: zaczynać nie z końca, lub zaraz Kończyć z początku, to zmniejsza ambaras.
74..
Słuchaczu! Byłeś cierpliw długą chwilę,
Patrząc, jak mi się rym z rymu wymyka.
Kiedy przedmiotów wyliczałem tyle,
Że Febus mógł mię wziąć za komornika.
Był nim już Homer — jeśli się nie mylę W „spisie okrętów11 — z czego nie wynika,
By pisarz nowy nie był oględniejszy,
Więc skończę, to wam trud czytania zmniejszy. —
75..
Soczysta jesień przyszła, z nią się garnie Na łowy liczne towarzystwo. Zmwa Kończą się. pełne zwierzyny śpiżarnie,
W bronzowych kurtkach gromada myśliwa Rysio pogląda i rozsyła psiarnie, ^
Każdy ma torbę pełną, a precz „pływa —.
O kłusowniku! nie dla twej, o chłopie!
Gęby bażanty, kuropatwy, dropie.
76.
Angielska jesień, choc wina nie daje,
Ni bachanckiemi wieńcy nie ubiera Dróg, jak szczęśliwsze, południowe kraje
Słoneczne, gdzie z gron kapie słodycz szczera Ma kupne wina wyborne: Tokaje,
Jest jasny Klaret i mocna Madera.
Brytanja wprawdzie chłodna, lecz winnicę Ma lepszą nad wsze ogrody — piwnicę.
77.
Jesieni naszej skłon nie zna pogody,
Jakiej jesieniom udziela południe,
Jakby się miało otwierać przyrody Łono na wiosnę nową — nie na grudnie.
Są jednak za to domowe wygody:
Komin, przy którym ciepło, choć marudnie Las też i pole mało się odmieni;
Zyskuje żółtość, tracąc na zieleni.
. .. ^
Co miękkiej tyczy się wilegjatury,
Bogatszej w rogi, niż psy, — wieś ma łowy,
jNa które święty Hubert z świętej skóry
Jeszczeby dzisiaj wyskoczyć gotowy;
Nemrod sam zstąpiłby z puszcz dzikiej Dury
I włożył żakiet kusy, purpurowy. —
^>ema dzików, jednak ina na dziki Kód kłusowników kajdanki i wnyki.
79.
Oto cm goście zgromadzeni w Abbey (Opactwie); damom najpierwsza kwatera Więc księżna Fitz-Fulke i hrabina Crabby,
I panie Scilly, Busey, miss Estera,
Panna Bombazeen, panna Mackstay, Tabby,
1 pani Rabbi, małżonka bankiera,
Lady Sleep, minkę robiąca figlarną,
Jak białe jagnię, choć jest owcą czarna,.
. 80.
Potem księżna M., hrabiny N. i K.,
Wielkiego świata,.61ito“ czy „śmietana“,
Co z chmur rodzinnych do tego zbiornika Spływa, jak woda ckliwa, filtrowana;1 — lak banknot, który treść złot^ zamyka ^ Sztuką cudowną. Niepraktykowana łam cnót rewizja, bowiem świat „wielmożny“ Jest tolerancki, nietylko nabożny.
81.
Ta tolerancja ma pewną granicę,
Która dokładnie nie jest ustalona;
Wielki jedynie świat zna tajemnicę Jej oznaczania; „pozór“ zwie się ona.
Ktoś da znak — wszyscy jak na czarownicę Huzia! Medeja znajduje Jazona.
Dobrze to skreślił Horacy i Pulci:
„Omne tulit puncłmn, quae miscuit ułile dnia!
82.
Nie wskórałby tu nic prawnik zajadły,
, Bo ich zasada to rodzaj loterji;
Widziałem zacne damy, co upadły Przez kombinacje podstępnej koterii;
Widziałem też matrony, co się wkradły Na nowo w świat ten obłudą pruderji. f dziś w salonach, jak Syrjusze, świecą, Szyderstwem tylko opryskane nieco.
83..,.
Rzekłem — czegom rzcc nie chciał. Do powieści I do rozkoszy wiejskich. — Jak mówiłem, Partję składało mniej więcej trzydzieści Osób, braminów tonu. Wymieniłem
Kilku z imienia wielkich, choć nie z części;
Jak rozkazywał rym, tak ich użyłem.
Tu dodam kilku Irlandczyków przecnych,
Ze znanej u nas partji „nieobecnych.
84.
Był Kratka, jeden z legalnych szalbierzy,
Co w sali sądów mają swą bojową Sferę i nakształt najętych rycerzy Walczą, nie szablę podnosząc, lecz słowo.
Byl także Psujiym, nas/ poeta świeży,
Co błyszczał gwiazdą sześciotygodniową; Lord Pyrrho — wielko i wolno-myśliciel f Wysącz, elu szczególny wielbiciel.
.. 85.
Był i książę Grom. książę, co się zowie,
„W każdym ca’u pan“ i stronnictwo cale Parów, jak Charlemagne; wszyscy parowie. Takie postaci dzielne, okazałe,
Ze każdy, patrząc tylko, „to pan“ powie.
Było sześć panien Rwiton, ładne małe! Wszystkie śpiewały z serdecznego tonu, Wszystkie do czepca skorsze, niż zakonu.
86.
Było „czcigodnych czterech panów“ i ci Raczej czci-g ł o d n i byli, niż czci-g odn Był równie Francuz, kawaler z Mykiciej Wólki, któremu tu było wygodniej,
Niż w kraju; ten się talentami szczyci,
Jakie mu jeden klub liczył do zbrodni. Taki się wielki czar z niego wyłania,
Ze nawet kości czaruje do grania.
. 87.
Dick Wątpisz, który był metafizykiem I filozofję lubił — przy ostrygach;
Pion, co się chętnie zwał matematykiem;
Henryk Orderek, zwycięzca w wyścigach; Wielebny skrupulat, co się grzesznikiem Bardziej, niż grzechem, brzydził jako Wig. Należał jeszcze jeden do plejady:
Lord Fitz Plantagenet (lubił zakłady).
88.
Żargon-obrońca, wojownik na pyski,
Generał Palbierz, skory cło popisów W polu, bo taktyk i szermierz nieniski,
W wojnie zjadł więcej, niż zakłuł, yankeesow; Był Jefferies Twardy, sędzia, łotr walliski,
‘Tak trzymający się ściśle przepisów,
Że, kiedy zbrodniarz po wyrok przychodził.
On mu sędziowskim żartem dolę słodził.
89.
Towarzystwo jest szachownicą; damy
Są tam, królowie, szlachta, chłopki, wieże,
A świat grą; lalki owe skaczą samy
(Punch często żartem na fundusz je bierze). Muza ma — motyl; lotom nie zna tamy,
Lecz jest bez żądła i pływa w eterze,
Rzadko zlatując. Gdyby osą była,
Już nie jednegoby pokaleczyła.
90.
Prócz tego — byłoby się zapomniało:
Mówca z ostatniej sesji, co marzenie Swe: mowę, z drobiazgowością i całą Pasją obmyślił: dziewicze wkroczenie W debatę; pisma obsypują chwałą
Ten „debjut“, który miał zrobić „wrażenie“
I w szereg cudów (dziś codziennych) liczą, Zwąc ją „najlepszą oracją dziewiczą.“
91.
Dumny sejmowym „słuchajcie“, wyborem,
Tą utraconą dziewiczością mowy I uczonością (to jest cytat zbiorem),
Opływał w chwale swej Cyceronowej.
Z pamięcią, którą mógł być żaków wzorem, Sprytem, by ukuć żart, dwuznacznik nowy / małą zasługi, większą bezczelności,
„Duma narodu” — należał do gości.
............. 92.
Najdowcipniejsi powszechnem uznaniem Byli Jurny z Tweed i Czułek z Erynu,
Obaj prawnicy, z dobrem wychowaniem.
Lecz Jurny jeszcze miał cokolwiek z gminu; Bujną fantazję miał i było na nim r Ogierowego coś, coś z karmazynu,
Tylko zrubaszniał nieco śród kapusty. — Czułek z 110w to był Kato miodousty.
,. 93-Czułek jak nowo strojone pianino,
Jurny jak harfa eolowa dziki,
Z którą niebieskie wiatry wchodzą ino “\\ zespół i tworzą szum dziwnej muzyki. Słowa z ust Czułka umiarowo płyną,
Jurny rozpryska jak górskie strumyki, fu dowcip sztuczny, a tu prosty, zdrowy;
U tego z serca, a u tego z głowy.
, 94‘
Jeśli spytacie, czemu autor masy r Tak różnorodne w jednem miejscu zbiera, — Zebranie każdej osobników klasy —
Powiem — lepsze jest, niż stara maniera Nudnych tete„u łełe. Hej! minęły czasy,
Gdzie się z kongrewskim downem bił Moliera Bete. społeczeństwie gładkiem naszej daty Charaktery się zrównały, jak szaty.
95.
O arlekinów naszych któż clziś pyta?
Śmieszni są. ale w dowcipie mniej razm. Profesji błazna dziś nikt nie poczyta Profesją; na targ swych owoców błaźm Nie wystawiają; durniów jest dosyta.
Lecz zjałowieli, i nikt ich nie drażni. Społeczność jest dziś trzodą wygłodzonych Ludzi; składa się z nudnych i znudzonych.
96.
Zamiast sierpem żąć, zbieramy na lanie
Życiowym prawdę, w źdźbłach skąpo rozsutą..Jeślić uśmiecha się takie zbieranie,
Słuchaczu, — bądź ty Boozem, ja Rutą.
Nie mówię więcej. Pisma cytowanie
Wzbronione; wiem, jak pobożnie odczuto Imć pani Adams święte teorema:
„Kto śmie cytować Pismo — anatema.
97..
Lecz cóż płonnego wieku łan przyniesie?
Zbieram, co mogę; wszystko słoma czysta.
— A — jeszcze jeden pod pióro mi rwie się: Kitket, rozmowny mędrzec, humorysta,
Co zapisuje codzień w swym notesie Dowcipy; wieczór ze zbioru korzysta.
Krzyczą: „słuchajcie”. 0, nieraz dokuczy Los temu, co się swoich „bon-mołs“ uczy.
98. #
Bo naprzód musi przez różne fortele
Rozmowę ku swym dwuznacznikom wabić, Bacznym być, stanąć na dyskursu czele i natężonej myśli nie zesłabić.
Co chwila żartem furkać — jak szmermele Być pewnym siebie i nie dać się zabić ’ Przerwaniem mowy, chytro wwieść do matni.
I ważać, by mieć zawsze glos ostatni. —
...99.
Amfitryjonem był Milord, a gośćmi —
Których spisałem. Zastawa tak suta,
Ze nawet duchy z ciemnicy, co skroś ćmi Styksowe kraje, przybiegłyby tuta’.
Lecz nie zabawiam się długo nad kośćmi,
Choć wiem (z historji prawda ta wysnuta),
Ze odkąd w raju jabłko zjadła Ewa,
Zgłodniały grzesznik bez jadła omdlewa.
... 100.
Świadkiem kraj płynny winem, mlekiem, miodem, Dokąd to biegli Hebrejowie chudzi.
Miłość pieniędzy (powiem mimochodem)
To druga rozkosz, dla której się trudzi < złowiek niedarmo, bo z życia zachodem Kochanka sprzykrzy się, pasorzyt znudzi.
Ale ty, złoto, nie potrafisz znużyć,
Gdy się już nie dasz użyć czy nadużyć!
101.
Szlachta chodziła z fuzyjką lub charty;
Młodzi dlatego, że lubili łowy,
(Pierwsza zabawka chłopców, jak bicz, karty...) — Starsi — że chcieli skrócić zegarowy Porządek.,,Ennni“ wyraz utarty;
Pojęcie nasze, lecz z francuskiej mowy \yyraz; my mamy fakt, a on wykłada Ow poziew, co snem nawet nie przepada.
102.
Najstarsi stare w bibljotece księgi Węszyli, pod sąd malowidła brali, Przechadzali się w parku dla mitręgi 1 nad cieplarnią się zastanawiali,
Na skromnych szkapkach zataczali kręgi W dziedzińcu; — inni gazety czytali, Albo, z suchemi patrząc w zegar usty, Czekali sześciokrzyżykowi — szóstej.
103.
Nikt nie był ginie, aż zegar do stola Zawezwał. Czasu swojego panami Będąc, chodzili po parku, dokoła Klombów, w kilku lub osobno, parami; Zabijali czas (co niekażdy zdoła),
Wstawali wtedy, kiedy chcieli sami, Ubierali się i jedli śniadanie,
Gdzie chcieli, wtedy, gdy mieli czas na nie.
104
Damy o twarzy rumianej i białej
Równie durzyły czas. Więc jedne panie Przechadzały się, drugie obmawiały, Śpiewały, tłukły się na fortepianie, Przyszłym sezonom modę wyznaczały,
Lub poprawiały czepeczki, ubranie;
Inne, dwanaście maczkiem arkuszyków Spisując, nowych skarbiły dłużników.
105.
Jedną z kimś miłość, drugą przyjaźń łączy.
Nic dziwniejszego nad liścik kobiety: Istny fenomen — nigdy się nie kończy. Lubię ja takie listki i bilety;
Cel w nich przez słowa dwuznaczne się sączy Jak w teologji. Są one jak krety “ ’
Lub jak Ulisses przed Dolonem. Ó! wierz,
Namyśl się, na list taki nim odpowiesz.
,. 10G-Gr) wano w bilard, karty — — lecz nie kości,
1 rocz klubie, w ko:ci,,świat4“ zwykle me srrywa* Czółna, ślizgawka, gdy się lód rozrności,
A z drzew listowie ostry mróz pozrywa;
Jest rybołówstwa, ten grzech samotności.
Jak o nim Walton mówi, czy tam śpiewa;
Ten stary dureń godzien byłby haka Jako przynęta, dobija dla szczupaka.
. 107.
Wieczorem suty obiad, potem wino,
Potem rozmowna, śpiewy i gra. Gwoli Rozkoszy gości boskie dźwięki płyną (Serce czy głowa na myśl samą boli).
W zachwycie natchnień cztery miss E. giną.
Para najmłodszych popisać się wroli Harfą; śród żwawych z strunami utarczek Wdzięcznie odsłania się ramię i karczek.
108.
Czasami tańce (lecz nie wjdzieńjpolowań;
Panowie wtedy ciężcy). “ W fali dźwięków Pary śród bujań rozkosznych, kołowań, r Toczą się; pełno cichych rozmów, brzęków;
Zaloty skromne i chwała królowań,
Niewartych albo wdartych dziwni wdzięków.
Łowcy są lisa urażeni zdradą I o dziesiątej trzeźwi spać się kładą.
109.
A politycy w kąciku poswarki
Wiodą, o ważne kwest je kopje kruszą. Dowcipni pilnie wyszukują szparki,
Aby swe „bon-mots“ wcisnąc na dziw uszom. Złośliwi dzisiaj nie przebiorą miaiki,
Bo długo, bardzo długo czekac muszą,
Nim się im uda rzucić żart. nieświeży,
A jeszcze chwyci go ktoś i ubieży.
110.
Wszystko tam gładkie, arystokratyczne,
Goście są chłodni, sztywni i poprawni,
Niby marmury Fidjaszowe śliczne;
O, dziś nie taka już szlachta, jak dawniej. Już i sawantki nie tak emfatyczne,
Choć równie piękne — nawet wiele jawniej. Nie mamy takich, jak Tom Jones, urwisów Lecz lwy, co gorset noszą miast kirysów’
m.,.
Goście zaczęli się rozchodzić wcześnie.
Bo przed północą. Inaczej w Londynie Żyją kobiety a na wsi. Wszak wries nie Nato, by czekać, czy prędko noc minie.
O kwiatki! złóżcie listki wasze we śnie.
Ranek niech wTas znów różow’o rozwinie. Wczesne godziny — najlepsi malarze:
Niemi bez różu rumienią się twarze.
PIEŚŃ XIV.
( 1.
Gdyby w przepaściach natury lub w łonie Wlasnem ktoś pewność znalazł i wyjawił Snadźby ocalił ludzkość, która tonie,“’
Leczby jej dobrych systemów pozbawił.
System pożera system i’ tak chłonie,
( Jftk nawet Saturn dzieci swych nie trawił.
Co gdy od żony dostał kawał głazu Miast syna, jedząc, nie splunął ni razu.
2.
System odwraca Tytana zjadanie:
Zjada swych ojców, chociaż to przeklęcie Niestrawne. — — Badaj, skończywszy badanie.
Powiesz mi, jakiej wierze wierzysz święcie. Spójrz w tył, nim zgodzisz się na czyjeś zdanie I jakiejś deski chwycisz w tym odmęcie.
Prawda — zmysłom się wierzyć nie powinno,
Lecz ostatecznie, gdzież masz pewność inną?
3.
Ja nic nie twierdzę, niczemu nie przeczę,
Nic nie wiem. A ty, czemu dajesz wiarę,
Prócz, żeś się zrodził, by umrzeć — człowiecze?
, może i to fałsz? Ża wieków parę Dzień przyjdzie, wieków chrzcielnica, i zwlecze Barwę z tych dwojga pojęć: nowe, stare.
Choć „łzy wyciska“ rzekł ktoś — „śmierć matula“, Poł życia prześpi człowiek — nie przehula.
4.
Jak to sen twardy, bez widzeń — jedyny Lek na cierpienia — członki rozwesela!
Przecz glina boi się ciszącej gliny
U samobójcy, gdy sobie w łeb strzela?
(Sposób płacenia długów, co w terminy Nie wgląda, jednak niszczy wierzyciela).
Jaki to ciężki jęk wydziera łonu Nie wzgarda życia, lecz obawa skonu.
5..
Śmierć w nim; do niego szepce i z nim gwarzy, Odwaga to jest, którą rodzi trwoga, Najrozpaczliwsza, bo się na złe waży,
Aby je poznać. Lub gdy drżąca noga Stąpa po łęku gór, a czarne twarzy Tam w dole grozę zioną, to u proga Przepaści stojąc, wiecie, jak coś nęci Skoczyć w bezdenną otchłań — bez pamięci.
fi.
Lecz nie skaczecie. Cofacie się biedzi.
Ale spojrzyjcie na przeszłe wrażenie,
A odkryjecie w tej samo-spowiedzi,
Chociaż myśl sama już was wprawi w drżenie, Jakąś nęcącą skłonność (wie, kto śledzi)
Do nieznanego; coś jakby zachcenie Skoku mimo strach. Dokąd? Nikt nie zgadnie. I wyśmiewacie chęć, gdy was napadnie.
7.
Nacóż to pisać? zapytacie, mili
Słuchacze. Na mc. To są dociekania, Któremi dusza dręczona się sili.
Za pomysłami moja myśl ugania,
Kiedy pochwyci, to zaraz przyszpili.
Nie opowiadam dla opowiadania:
Z fikcyjnych cegieł banalne podstawy Zakładam pod gmach przebanalnej sprawy.
.. 8-I u z naszym wielkim powtórzę Bakonem:
„Rzuć w górę słomkę, wskaże, skąd wiatr nisza.“
lą słomką, ludzkiem poddymaną łonem,
Poezja jest, co tchnienia myśli słusza.’
Jest latającym śród bytu balonem,
Jest cieniem, który za się rzuca dusza.
Moja jest bańką, którą nie dla chwały
Bawię się, lecz ot — jak chlopczyna mały.
9.
Przede mną leży ten świat, za mną raczej,
Bom wiele rzeczy już widział i mam je pamięci; także wiem, co życie znaczy,
Swe namiętności mogę ganić, — znam je K’zadowoleniu naszych spostrzegaczy,
Którzy osmalić lubią skrzydła Famie.
Byłem ja także sławny w swoim czasie,
Lecz się sterałem, chodząc po Parnasie.
10.
Otóż zwaliłem na się ten i drugi Świat (to jest księży), który ostre kły ma,
I ryje, i ślin zjadłych miota strugi,
I w księgach na mnie nabożnych się zżyma.
Lecz jam się Muzie już oddał w usługi;
 Starych słuchaczy nudzę, młodszych niema! Zamłodum pisał, bo się dusza rwała,
Dziś jeszcze piszę, by nie osowiała.
„Więc naco pisać?“ Powiesz: „Zysk nie warty
Trudu, kiedy świat już się tobą bawić Nie chce.“ Odeprę: A naco grać w karty,

  • Naco pić, czytać? — By czas prędzej strawie. Ja chcę kraj marzeń świetny — dzis odarty Z ułud, raz jeszcze przed swe oczy stawie,

A co napiszę, rzucam, gdzie popadnie.
Spłynie czy zginie, nic to, śniłem ładnie.
12.
Choćby warunek to był powodzenia,
Nichyin w tej książce nie zmienił na jotę; Nawzajem żadna klęska z uwielbienia
Muz mię nie wyrwie. Kędy mam ochotę, Tamtędy bujam... myśl do wyrażenia Trudna, jednakże nic nad jej prostotę.
Dwie są rozkosze w grze (rzecz graczom znana): Jedna wygrana, a druga przegrana.
i3..
Zresztą Muza ma fikcją się nie wspiera,
Lecz powściągliwa, baczna, beznamiętna; Jedynie faktów repertuar zbiera,
Bada ludzkości sprawy i serc tętna,
Przeto się czasem w obłudę ubiera,
Bo szczera prawda niezawsze ponętna.
U dyby śpiewała jedynie dla sławy,
Podałaby wam tu nie takie sprawy.
14. “
Mieliście burzę, miłość, bój, niegrzeczność Szydu w poważnych rzeczy ocenianiu, Rzut z lotu ptaka na tę dzicz — Społeczność I różne stany w ich rożnem działaniu.
Gdyby me więcej, to już dostateczność lak w założeniu, jak i w wykonaniu,
Choćby kartkami temi wylepiali Kufry — odbytem kupiec się pochwali.
15.
Owego świata część, który w zarysie Pragnę przedstawić i przed którym sto jem, iMe egzystuje dotychczas w opisie Niczyim; powód — ciemny. Zdaniem mojem Wtem lezy, ze choc pozorami lśni się, lak monotonny jest strojem i krojem £ jednostajnością familijną, nudna,
Ze dla poety coś zeń dobyć trudno.
,, IG.
Choc mógłby wzruszyć, nie wznosi w lazurycie tam, co mówi do wieków i ludzi; ’ iN a wszystkich błędach rodzaj politury ’ Pospolitości błyszczy, która nudzi. ‘
Zart mdły, namiętność sztuczna, nie z natury — Szczerości tej brak, co szacunek budzi, udy prawdą błyśnie. Charakter „nijaki’* Przynajmniej u tych, którzy mają jaki.
, 17-Czasem, jak wojsko, po sztywnej paradzie rolgują mustrze i szyk rozrywają,
Ale na apel znowu stają w ładzie I po dawnemu sztywneini się stają;
Aż wreszcie, gdy w tej świetnej maskaradzie rierwszej nowości barwy poznikają,
Blednie — przynajmniej dla mnie bladła przódv. Jest to piękny raj rozkoszy i nudy...
Tam, kiedyśmy się wykochali, zgrali.
Użyli wina śród innych niewinnych Zabaw, oracyj w Izbie wysłuchali I obejrzeli’ targ piękności słynnych,
Domy rogatych mężów pozwiedzali,
Zostało — nudzić siebie albo innych..,. Świadkiem. „ci-devant jeunes hammes, co się świata Czepiają, choć ich odsyła,,do kata.
19.
Skarżą się — pomruk ten wszędzie się szerzy,
Że nikt wielkiego świata dotąd wierniej Nie skreślił, ani zbadał jak należ).
Pisarzom pono donoszą odźwierni Materiał; pisarz zaś skandalik świeży Zmienia na morał i karty nim czerni.
Styl u nich ten sam: paplanina pusta pfU, i — przesiana przez subretki usta.
20.
I.ecz to niezawsze prawdziwe: pisarze .
Zrośli się z wielkim światem w dużej części; Jam ich widywał z bokserami w parze
— Co dobre, kiedy ma się dobre pięści. — Czemuż w swych „Szkicach’1 żaden nie ukaże Świata, w którym mu tak bardzo się. szczęści, Na który patrzy własnemi oczyma?
Przeto, że w nim nic do opisu niema.
21.
„Haud ignura loquor“ — jeżeli zrzędzę,
Bo sarn „pars pctrva fui“ w sferze stołecznej. Żywiej skreśliłem wam rozbitków nędzę,
Bitwę czy harem, czy kłopot serdeczny,
Cl,
Niz zdołam pałac; zresztą wam oszczędzę \\ rażeń z powodu, który nie konieczny Byście musieli znać., /Jdi pro fu mm“ lo znaczy, niechaj gmin nie bróździ panom.
’,., 22.
Ow świat mógłby mieć wdzięk doskonałość Lecz jest skażony, jak dzieje masonów, lltore się mają do rzeczywistości lak, jak kapitan Parry do Jazonów.
’ ludzie tych tajemnic prości-
 inzyka moja jest z mistycznych tonów Zresztą to rzeczy, których nie oceni Niejeden, zwłaszcza niewtajemniczeni.
„,. 23.
Hej. świat upada, a kobieta, co go Zwaliła (jeśli dzieje, te zwodnice,
Pewną podstawę wierzeniu dać mogą)
Nie zatrzymała się w tejże praktyce-Biedne istoty pokrzywdzone srogo;”
Złe to ofiary, dobre — męczennice, bkazane na boi rodzenia (mężczyznę Na brzytew skazał Bóg i na goliznę,
x 24‘
C odzienną plagę, co w końcu przechodzi W tak dolegliwą, jak bóle rodzenia)
Lecz czyż mężczyzna, gdy kobieta rodzi,
Jej straszne bóle pojmuje, ocenia’
Społczucie jego w tej chwili pochodzi Kaź z sainolubstwa, a raz z podejrzenia. Kobieta piękna, uczona, szlachetna, tem wszystkiem dobra tylko — kiedy dzietna.
25. /
Wiele w tem dobra i wiele uroków,
Ale i wiele przykrości — na Boga! ^
Jej życie tak jest pełne smutków, mroków,
Tak mało różny przyjaciel od wroga,
Pozłota tak się prędko ściera z oków,
Że... lecz spytajcie kobiety n proga Trzydziestki, czy też woli byc kobiety.
Czyli mężczyzną; panią — czy najmitą.
26..
Istną jest liańbą przewaga spódniczki;
Najpotulniejsze z pod niej się stworzenie Nie wydobędzie, jak gaz z pod zatyczki;
Lecz że nas zniosła na to utrapienie Ziemskie w podrygach wynajętej bryczki Życia, więc wielbię, poważam i cenię.Szatę, mistycznej podniosłości pełną,
Czy jest atlasem, perkalem czy wełną.
27.
Wielbię tę skromną szatę; to w zasadzie Leżało życia mego — — w porze wiosny,
Ona skarb chowa, jak lichwiarz w swym składzie, Albo jak żonę piękną mąż zazdrosny;
Jest to jak pochwa na hartownej szpadzie,
Albo z mistyczną pieczęcią miłosny List; a któżby się nie puścił w miłostki, Przeglądające przez nią widząc kostki! —
28.
A gdy w dzień głuchy, milczący, zaspany,
Kiedy sirocco wieje pełen paru,
Gdy morze nawet rzuca brudne piany,
I strumień toczy się mrukliwie z jaru,
A niebo ma ten kolor wyszarzany.
Tę niby trzeźwa, antytezę żaru, —
Jak milo (jeśli być co milem może ^ tym razie) spotfcać jakieś dziewczę hoże!...
r 29.
Z bohaterkami nasi bohaterzy Zostali w kraju, gdzie jakość klimatu Od znaków nieba najmniej nie zależy,
A rym doń trudny, jak dziewięć bez atu;
Bo słońce, gwiazdy i, co światło szerzy,
Góry, wszystko, co imponować światu Może, zasmuca, przygnębia, odraża Tem, że ponure jest, jak twarz lichwiarza.
30.
W domowych progach mało tam poezji,
Za progami deszcz, bioto, kupy grudy,
— Brzydota... Sielskość nie istnieje bez jej Dodatku. Bądź co bądź, wieszcz się na trudy Winien narazić, niechcch herezji
Dać pola; winien przestawać nie przody,
Aż skończy i, jak nad materją dusza —
Stanąć nad treścią, czy deszcz, śnieg, czy susza.
31.
Don Juan w nimbie, niby jaki święty, Wyrocznią umiał być dla wszystkich stanów: Hoży. ziewaniem nudy nie wchłonięty,
W boru, na morzu, u gminu czy panów.
I teraz, że duch zawsze miał napięty,
Mieszał się chętnie do myśliwskich planów;
W sercu dam umiał budzić żar miłości,
Nie używając żeńskiej zalotności.
32.
Łowy na lisa są obcym nieznane,
A groza w nich. się przedstawia dwojaka: Fryc spada z konia, a następstwo znane:
Salwy szyderstwa i wstyd nieboraka.
Lecz Juan umiał gonić „lisy szczwane‘‘
I, jak rozżarty Arab, gnał rumaka,
Więc rumak, czy koń, czy też szkapa wiedział, Że mu na grzbiecie prawy jeździec siedział.
33..
Śród pochwał, z dumą, co go naprzód wiodła, Przesadzał rowy, krzaki i zawady.
Nie robił,,faux 2}as“, nie wypadał z siodła,
A gryzł się tylko, kiedy zgubił ślady. Przełamał czasem statut; ta rzecz bodła Starszych, lecz młodzież nie ma łimoniady W żyłach; — najechał raz na gończe psiaki, Raz kopytami szlachcie pogniótł fraki.
Słowem, postacią swoją i wierzchowca Ogólny podziw myśliwych zjednywał. Dziw budził ten fox-lunt obcokrajowca.
Tępsi krzyczeli: „Ktoby się spodziewał!“ Śmiały się oczy sędziwego łowca — Nestora’; stare ognie przywoływał; Pobrózdowana nawet twarz leśnika Rozfałdowała się, jak u młodzika.
Trofea jego nie jak na majdanie Tarcze i dzidy — lecz mykicie kity. Choć ( — tum się zawiódł nieco na Juanie I wstvdzę się zań, Anglik prawowity — )
Miał względem łowów Chesterfielda zdanie,
Co, naskakawszy się na koniu, syty Chwały, zapytał: „Czy u was istotnie Zdarza się w życiu polować dwukrotnie?“
36.
Jedną zaletą wyższy niesłychanie Był nad myśliwych, co wstają na łowy Po przeszłych łowach, nim koguta pianie Do ciężkiej drogi zbudzi dzień grudniowy;
Zaletą, którą bardzo lubią panie,
Kiedy w bieg puszczą język wieloslowy,
Gdy kogośkolwiek chcą mieć ku słuchaniu,
To jest — nie sypiał nigdy po śniadaniu.
37.
Swobodny, uchem na wszystko podany Błyszczy w najżywszej rozmowy rozkwicie;
W dzierżeniu modnych kwestyj niezrównany,
Z zabawnej strony traktujący życie.
Czy wesół, czy nie, nigdy niezmieszany,
Drwiący z wszystkiego — chytry łotrzyk skrycie. Błędu, choć słyszy, nigdy nie zahacza,
— Słowem, nie było lepszego słuchacza.
38.
A potem tańczył! Wiecie, jak są sławni Sztywni Anglicy w wymowie mimicznych Sztuk; lecz Don Juan tańczył najpoprawniej,
^ Bez owych słodkich min czuło-lirycznych,
Ze smakiem, co się natychmiast ujawni
W dobrym tancerzu; bez gestów scenicznych;
Nie jak baletmistrz w balecie — wódz tanów Między nimfami, ale jak pan z panów.
39..
Kroki miarowe, skromne, powściągliwe;
Figurę całą wytworność przenika;
Nie puszcza, wściąga raczej ruchy żywe I, jak Kamilla, ledwo ziemi tyka.
Przyczem ma ucho na rytm tak wrażliwe,
Że niejednego zawstydzi krytyka.
Tym krokiem czystym, klasycznym nasz hero Pląsa jak w ludzkiej postaci bolero.
40.
Jak przed Jutrzenką bieżące godziny W Guidona fresku, dla którego warty Jest Rzym odwiedzin, choćby te ruiny Stolicy świata postradały karty Z innych genjuszów księgi; on z głębiny Ruchu dobywał urok nieprzeparty, Nieokreślony: znalazłby w nim skarby Poeta, gdyby słowa miały farby.
“ii —.
Nie dziw więc, że był powszechnie lubiony I podziwiany — Kupidon dorosły, Szarpnięty trochę, ale nie zniszczony,
Z nieistniejącej cnoty niewyniosły, Taktowny, więc go lubiły matrony I czyste panny i te, co wyrosły Z przesądów; księżna Fitz-Fulke, co kokietką Była, zaczęła go zaczepiać letko.
42.
Przystojna, pełna blondynka już w kwiecie Lat; wyróżniana, sławna, pożądana, ^ Parę sezonów w wielkim „wielkim świecie*’. Nie powiem, z czego była dobrze znana,
Bo to drażliwa materja; — lecz przecie Nieprawda wszędzie musi być wmieszana. Ostatnią siatką wzięła ta kobieta Lorda Augusta Fitz-Plantageneta.
43.
Ten szlachetny mąż siedział cały ranek... Skrzywiony na jej niewczesne zaloty. Kochance niech nie krępuje kochanek Swobody uczuć i wolności złotej.
Biada mu, jeśli nie jest jak baranek;
Zazdrość przyśpieszy jej zdradne roboty 1 zawód spotka bolesny czciciela,
Co na niewiastę liczyć się ośmiela,
 4f Uśmiechy, szepty... panienki się puszą
Swą całą cnotą; czoła, marszczą matki;
la sądzi: Rzeczy tak źle być nie muszą;
Inna nie wierzy w niecnotę mężatki;
Inne nie wierzą nawet własnym uszom;
Ta ma zmieszany wzrok, ta chłodny, gładki.
A wszystkie widzą, że zła czeka feta
Lorda Augusta Fitz-Plantageneta.
. 4<;>.
Dziwne; osoby księcia nie nazwano,
A wszak najwięcej mąż doznawał sromu, Prawda, nie było go, a powiadano,
Ze nie dba, co tam żona robi w domu,
A co za domem; skoro niesłychaną Ploehośc on cierpi, cóż do tego komu?... Bardzo praktyczny związek zawarł książę:
Co nie związane, to się nie rozwiąże.
46.
Czemuż odsłaniać muszę — oe arkana! —
Pełna nieziemskiej miłości czy cnoty
Pani Adela — efeska Dyjana —
Jęła źle patrzeć na księżny zaloty
1 sądzić, że to przyjaźń niedobrana Dla niej i ziębić swoje ku niej zwroty.
Bolejąc nad jej słabością, pobladła
Z gniewu, tak przyjaźń serdeczna przepadła.
47.
Nic nad sympatję niema na tym świecie.
Jak ona sercu i duszy przystoi!
Westchnienia dwojga w jeden akord plecie, Przyjaźń brukselską koroneczką stroi.
Czem bez przyjaźni ludzkość? Milo przecie Czuć pobłażanie, kiedy się co zbroi,
Oraz pociechę: Gdybyś był wymierzył,
Nim strzelił! Gdybyś był mej radzie wierzył!
48.
Miałeś przyjaciół dwu, Jobie! Dokuczy I jeden, zwłaszcza, gdy szczęście przepada;
To są piloci źli, gdy burza huczy,
Doktorzy, których większy zysk, niż rada.
Przyjaciół tracąc, człowiek niech nie mruczy, Każdy z nich, jak liść w zawierusze, spada.
A gdy się mu los poprawi ze złego
Na dobry, w klubie niech szuka drugiego.
49.
Zasada to nie moja. Gdyby moją
Była, oszczędziłbym wielu mąk duszy.
Nie chcę warować się niby żółw zbroją Skorupy, co się o skałę nie kruszy.
Korzystniej odczuć własną duszą swoją Tętna ludzkiego szczęścia i katuszy.
Tak poznasz skalę uczuć rozmaitą I morza cedzić nie będziesz przez sito.
r. 50-
Ze wszystkich ukłuć najbardziej niemiłem,
Przykrzejszem, niż głos puszczyka śród mroków,
Jest straszny frazes: „A co, nie mówiłem?“
Z ust twych przyjaciół, przeszłości proroków,
Co miast od złego odwrócić cię tyłem,
Twierdzą, że dawno przewidzieli krok ów
Fałszywy, ciesząc twój smutny wypadek
Opowiadaniem jakichś starych gadek.
51.
Lecz ta surowość groźna Adełiny
Na przyjaciółce samej się nie kończy;
Jej mogła prawie policzyć godziny.
Jeśli tam anioł się nie wda obrończy.
Jego zaś nie śmie rozgrzeszyć od winy,
Ale z litością rzewną gniew swój łączy. Niedoświadczenie, młodość (tylko o trzyDzieści dni od niej Don Juan był młodszy)
52.
Wyrozumiałość budzą. Z oczywistej Przewagi wieku, — która o stosunek Lat, wzięty z metryk łub z herbarzów’ listy,
Nie dba, w urodzeń nie wrchodzi rachunek, * Wynikło jasne prawo macierzystej Obawy o zły młodzieńca kierunek,
Choć brakowało jej jeszcze lat parę Do chwali, gdy się gubi czasu miarę.
53.
— Znajduje się ta chwili na wylocie
Trzeciej dziesiątki lat, lub wcześniej nieco,
A naj bieglej sze w rachunkach i cnocie Nie przeszły nigdy poza te kobiecą Rogatkę. Czasie, przestań, mówię do cię!
Zbyt gęsto pod twą kosę głowy lecą. Zwolna, ’ostrożnie z taką amputacją,
Bo możesz żeńca stracic reputacją.
54.
Dalekie od niej bvło dopełnienie
Lat owych, których gorzka jest dojrzałość. Ją nauczyło sądu doświadczenie; ^ ^
Znała świat, jego ułomność i małość,
.lak powiedziałem już podobno. (Idzie^ nie Wiem; Muzę moją cechuje niedbałość Cytatów. — — Jej wiek, kiedy odetniecie Sześć od dwudziestu i siedmiu — znajdziecie.
55
W szesnastu weszła w świat, a wprowadzona Wprawiła wszystkie mitry w ruch wirowy; W rok później chórem Anglja zapalona Świetnego morza Afrodycie nowej Śpiewała hymny; w rok, gdy jeszcze kona U jej nóg hekatomba wyborowej Młodzieży, nagle chęć się w niej obudzi Zrobić jednego „najszczęśliwszym z ludzi.11
56.
Odtąd bez końca olśniewa sezony,
Czczona, wielbiona, lecz tak mało zdrożna, Że musiał odejść plotkarz zrozpaczony,
Bez tej pociechy nawet, że „ostrożna11.
Don Juan.
W tej posągowej, niczem nieskażonej Postaci wytknąć nic nie było można. — Znalazła nawet pani Adelina Czas raz poronić, raz urodzić syna.
57.
Jak świętojanki, wkoło rój czcicieli Latał, tych nocnych robaczków Londynu, Ale, by zakłuć ją, żądła nie mieli,
Dla bezskrzydlnego górą była gminu.
Może pragnęła trwalszych wielbicieli?...
Mniejsza, jeżeli była dobra z czynu.
Czy ją wielbimy z dumy, chłodu cnoty, Niczem są wobec czynu te przymioty.
58.
Usprawiedliwiali nie lubię, jak wina,
Któro w butelce nieodkorkowanej Stoi; gardło się o nie upomina,
A tam spór wiodą o sejmowe plany;
Jak bydła, które niby wir Chamsina W, pustyni wzbija kurzawy tumany;
Jak argumentów, kłótni, jak orderów Dworskiego wieszcza, jak służalczych peerów.
59.
Trudno wycinać rzeczy od korzeni:
Ich sieć głęboko w ziemi się rozchodzi. Jeśli dąb pięknie, bujnie się zieleni,
Któż na to zważa, że go żołądź rodzi? Wyszukać źródła dla wszystkich strumieni Rozczarowuje to często i szkodzi.
Cel mój gdzieindziej. Kto chce rzucić zer na Tę rzecz, odsyłam go do Oxenstierna.
60.
Z tem przeświadczeniem, że karci porywy Księżnej, ratuje ją, a razem posła,
Adela, widząc, że ten nieszczęśliwy Już nie ocali się, bo go toń zniosła,
— (Obcy nie wiedzą, że u nas krok krzywy Nie tak się mierzy, jak tam, gdzie nie wzrosła
Odnośna klauza na kodeksu niwie,
Co jest lekarstwem na grzech — niewątpliwie!...) —
61.
Postanowiła w swoim wielkim żalu Użycie środków, któremi przeszkodzi
— Mniemała — groz’nym postępom skandalu,
Co naiwności niejakiej dowodzi.
Ale niewinność jest nawet na palu Śmiała; naiwna jest, ani się grodzi
Płotem, za którym cnota tak jest skryta,
Że^się jej ludzkie oko nie dopyta.
62.
Nie, by sądziła, że tu będzie gorzej.
Książę żonaty, cierpliwy, praktyczny,
Nie buchnie łatwo, ani nie pomnoży Małżeńskich sądów klienteli licznej.
Sceny małżeńskie, — to Adelę trwoży,
I urok księżnej fatalny, magiczny;
Nadto swój zatarg — przeczuwała, że tem
Skończą — z Augustem Fitz-Plantagenetem.
63.
Za intrygantkę też księżna uchodzi I jest w miłostkach dokuczliwa skrycie;
Jedna z tych miłych, cennych plag, co słodzi Ciągle kochankom kaprysami życie,
Co robi zwadę, gdy jej nie n achodz i,
I tak dzień po dniu umila pożycie Czarując, dręcząc, tuląc, odpychając,
A co najgorsza — z rąk nie wypuszczając,
.. 64-Łatwo jej głowę młodemu zawrócić,
Aż będzie szukał, jak Werter, ratunku
W kuli; musi się czysta dusza smucić,
Patrząc na grozę takiego stosunku.
Lepiej ożenić się, lub kulą skrócić
Życie, niż serce w głupim pocałunku
Stracić; nim puścisz się, pomyśl dwukrotnie,
Czy takie szczęście szczęściem jest istotnie.
.. 65-Mając tą chęcią serce przepełnione
(Grzechu nie mogła znieść dusza jagnięca),
Kilkakroć męża wzywała na stronę,
Prosząc, by ostrzegł płochego szaleńca.
Milord wysłuchał z pół-uśmiechem żonę,
Ale na jej plan wyrwania młodzieńca
Z szpon harpji jako polityk powiedział
Coś, z czego mądry nic się nie dowiedział.
66.
Naprzód: nie wtrąca się on w korowody Miłosne, ale jedynie państwowe.
Po drugie: gdzież są wyraźne dowody,
Że tak daleko zaszły sprawy owe?
Trzecie: Don Juan mądry, choć bez brody,
I nie tak łatwo zawrócić mu głowę.
Po czwarte: a to powtórzyć się godzi:
Że rzadko dobra rada dobre rodzi.
67..
Zapewne, by się ten aksjom przejawić
Mógł w czynie, radzi dwa wielkie talenta Miłosnych intryg sobie pozostawić,
Byle przystojność nie była draśnięta.
Czas zdoła — mówi — Juana poprawić;
Młódź się zakonnym ślubem dziś nie pęta; Sprzeciwianie się raczej iskry krzesze...
— Wtem milordowi podano depeszę.
68.
Więc będąc „tajnym radcą“, to jest duszą Państwa, szedł, gdzie go obowiązek wzywa, Aby dokument zostawić Liwj uszom
Nowym, jak zmniejszył skarbowe pasywa. Depeszy owej nie podaję uszom
Waszym, bo nie znam; niemniej jednak żywa Leży w Archiwum, wspólnem akt ognisku,
Jeśli dobędę ją — podam w przypisku.
69.
Ale nim odszedł, gościom jedno słowo,
Czy zdanie rzucił, tę zwykłą ofiarę Grzeczności, rozmów monetę zdawkową,
Frazesy płytkie, ale zato stare. —
Potem rozłamał pieczęć^ urzędową
I, przeczytawszy z góry wierszy parę, Wyszedł; wychodząc, pocałował żonę Zimno, jak siostrę — w czoło nachylone.
70.
Mąż to był zacny i dobry i chłodny,
Prócz wielu innych rzeczy dumny rodem, Przy tronie króla figurować godny
I godzien w radzie kierować narodem.
Pierś miał w orderach, pokaźny, dorodny, Zdolen kierować dworskim korowodem“.
Typ szambelana — — iście dworska postać. Będzie nim, gdy mi każą królem zostać.
71.
Lecz w ogólności coś w nim brakowało. r Nie wiem co. Damy, owe dusze tkliwe, Zowią to duszą. Nie byłoć to ciało.
W ciele zalety tkwiły niewątpliwe.
Świerk przypominał postawą wspaniałą, Piękny mężczyzna ( — to cudo prawdziwe — W wszystkich konfliktach — — miłości i wojny Zawsze poważny i zawsze dostojny.
72.
Jak rzekłem — coś w nim nieobecne było „Je nc sais quoi“, to nie do określenia Coś, co przed wiosen tysiącem stworzyło Homerowego materjał natchnienia,
Gdy grecką Ewę z męża wywabiło Łożnicy, chociaż więcej bez wątpienia Wart był Menelaus, niż trojański pasterz. — Już one wszystkich oszukują... was też!
73.
Smutne jest bardzo, że niema sposobu Odkrycia tyrezjaszową mądrością,
Na czem polega stosunek płci obu,
I jaką być chcą kochane miłością. Sentymentalne radeby „do grobu1’’,
Zmysłowe prędko staną w „gardle kością11,
A obie są jak centaur. Nie chcąc stradać Zdrowia, lepiej mu na grzbiecie nie siadać.
74.
Coś, coby sercu całkiem wystarczało,
Ot, czego wiecznie szukają kobiety. —
Komuż się otchłań napełnić udało?
W tem sęk, i tu człek bezsilny — niestety. One, jak okręt, rzucany nawałą,
Bez mapy płyną, kompasu i mety;
Gdy wreszcie burza doniesie je zdrowo Na ląd — ląd będzie rafą koralową.
75..
Rośnie kwiat, zwany Miłością w pokoju,
Na szekspirowskiej, zawsze świeżej grzędzie. Nie chcę tu na niej popełniać rozboju,
Niech więc brytyjski bóg na mnie me będzie Niełaskaw, jeśli do rymów dostroju
Uszczknę tam listek; toż mu me ubędzie.
Na inną grzędę wpadam jednym susem
I,,Voila la Pervenche“ powiadam z Koussein.
76..
Eureka! Gdy tak wołam, me ^przyznaję,
Ażeby miłość była już pokojem,
Lecz że dopiero w momentach się staje Spoczynku — szczęścia i uciechy zdrojem. Zbytnia ruchliwość smaku jej nie daje;
Kupczyk — miłości żarkiej w łonie swojem Nie chowa, odkąd na statku Jazona Medea była z towarem wieziona.
77...
,.Beutus ille jprocul1’ od „negotiis Mówi Horacy. — Myli się. I drugą^
Dał też maksymę: „Noscitur a socas
Tę już mu większą policzę zasługą,
C hociaż wynika niebezpieczeństw moc i z Dobrych towarzystw, gdy trwaja za długo Nie chciejcie wierzyć Horacemu świecie
I rzykroć szczęśliwy, który ma zajęcie.
78.
Adam zamienił raj na pług przez węża,
0 liści fartuszki jęła robić Ewa,
(Pierwszy zysk, jeśli dobrze mówią księża
Mory przemyślny człek wyciągnął z drzewa.) W lele zas złego, które się na męża Odtąd, a bardziej na kobietę zlewa,
’/lyi — z gnuśności i rozleniwienia;
Miłość po pracy ma żywość płomienia.
.......... 79.
Cóż więc jest high-life? Jałowe pustkowie,
1 lęka rozkoszy, tak że w czaszy życia Pragnąłbyś jadu, by szum poczuć w głowie.
Pa „błogość“ wieszczów, ta „pełnia użycia“
I lzetłumaczona — przesytem się zowio.
Stąd czułostkowość, serdeczne rozbicia, Romansów tomy w praktyce, pończochy Niebieskie, spazmy, humory i fochy.
.. 80-Powiem w sekrecie, słuchaczu: widziałem Takie romanse, jakich się nie czyta,
Lecz, choćbym podał je czarne na białem, Niejeden powie: „Nie wierzę i kwita11.
Nigdy też chęci do odkryć nie miałem;
Niejedna prawda lepiej, że jest skryta. Zwłaszcza, jeżeli wygląda na łgarstwo,
W oJę ją przykryć ogólników warstwą.
81.
„Czy może cierpieć miłośnie ostryga?“’
Czemu nie? Siedząc w skorupie dziewiczej,
Marzy i wzdycha, i chuciami dryga,
Jak mnich, zamknięty w celi zakonniczej.
A propos mnichów ta nabożna liga Widzi, że niema w pióżniactwie słodyczy;
Przeto jałowa roślina kościoła
Gwałtem o prawo mnożenia się woła.
82.
O Wilberforcie, Mężu czarnej chwały!
Godnyś, by wieszcze na twą cześć okrzyki
Wznieśli; zburzyłeś kolos zolbrzymiały,
Ty Washingtonie moralny Afryki,
Teraz dokonaj jeszcze rzeczy małej
I odwróć swoje z czarnemi praktyki.
Oswobodź jeszcze drugą połać ziemi;
Czarni już wolni — zajmij się białemi.
83.
Więc Aleksandra zamknij, tego łyska,
Do Senegalu ześlij Trójcę świętą;
Spytaj, czy smaczna jest służalcza miska
I czy przyjemnie tak w kluby być wziętą.
Spędź Salamandrę, co ogień do pyska Za darmo bierze, gdy pensję odcięto.
Zamknij nie króla, lecz jego Pavillon.
Bo nas kosztować będzie drugi miljon.
81.
Więc zamknij wolnych, a wypuść z Bedlamu Warjatów. Pewnie zdziwisz się niemało
Biegowi wszystkich spraw niezmienionemu, Bo za ich rządów będzie, jak bywało,
Co udowodnić zdołałbym każdemu,
Gdyby ten świat miał jedną klepkę całą. Punktu oparcia gdy ziemi brakuje,
Jak Archimedes, wznieść jej nie próbuję. —
85.
Jedyną wadę miała Adelina:
Jej serce piękny dom, a niezaj ęty,
Lecz o mieszkańca się nie upomina W niepokalanej czystości i świętej.
Łatwiej upada duch, co się ugina,
Niż ciuch hartowny, sztywny, nieugięty. Lecz, kiedy przyjdzie upaść takiej duszy, Cala jak w ziemi trzęsieniu się kruszy.
86.
Kochała męża, albo jej się zdało.
Lecz taka miłość, jak pchanie ku górze Skały Syzyfa, wymaga niemało. Wysiłku i jest przeciwko naturze.
Żyła bez kłótni; małżeństwo jej siało Pod nogi same nie ciernie, lecz róże,
Był to wzór związku: stateczny i zgodny, Czysty i zacny, małżeński — lecz chłodny.
.. 87-W wieku ich mała, a większa różnica
W usposobieniach. Szli obok, jak w sforze
Niebieskiej ziemia w kompanji księżyca,
Albo jak Rodan w Lemańskiem jeziorze,
Gdy płyną razem, lecz widna granica,
Bo modra rzeka ciche nurty porze,
Nie biorąc z wody spokojnej, łyskliwej
Nic — ta zaś pragnie uśpić strumień żywy.
88‘.
Jeżeli jaka rzecz na niej robiła Wrażenie, to choć była przekonana,
Że za intencją zla chuć się nie kryła.
Jednak intencje są śliskie rzecz znana. Wrażenie było trwalsze, niż sądziła,
Wnet się piętrzyło, jak woda wezbrana,
Cisnąc na duszę jakby ciężar głazu;
Tem silniej, że się opierała zrazu.
89.,,
Bądź co bądź, psuł w niej nieskażoną całość Zły duch podwójny z treści i z imienia.
W królach, żeglarzach, wodzach zwie się: Stałość, Gdy się im szczęści; ale nazwę zmienia
I bierze miano: Upór lub Zuchwałośc,
Kiedy przyblednie gwiazda powodzenia,
Zaś moralistom przyczynia kłopotu Wskazanie granic owego przymiotu.
90.
Gdyby w Belle-Aliance Napoleon górę Wziął, byłby s t a ł y, a tak jest u p a r t y. Więc jeno wynik ma stanowić, które Miano właściwsze? Sąd, na nim oparty, Wskazać dobrego i złego naturę?
Darmo! wszelki sąd będzie licha warty.
Ja się zajmuję panią Adeliną,
Co w swym wypadku była heroiną.
91 .
Nie znam jej serca. Sama go nie znała,
Nie sądzę, by j u ż była zakochana,
Gdyby tak, toćby tyle mocy miała,
Aby odeprzeć pokusy szatana,
Ona najczystszą tylko uczuwala Mniemaną czy też istną dla Juana S y m p a t j ę; drżała, by nie doznał szkody Przyjaciel męża, jej, obcy i miody.
... 9“-Uważała się jego przyjaciółką
Bez abstrakcyjnych, platońskich słodyczy,
Które chce zbierać za niewinną pszczółką Ta, co we Francji czułość swoją ćwiczy.
Lub w Niemczech, gdzie to całuje się w’„czółko“.
Do tych ostatnich nawet się nie liczy. —
Jest to jak przyjaźń mężczyzny k’mężczyźnie,
O ile się tu o płeć nie pośliźnie,
, 93-
Bez wątpienia płci tajemnicze wpływy lak, jak w braterskich albo rodzicielskich Miłościach, tworzą z serc ich akord tkliwy, t Dodając dźwięków czystych i anielskich.
Gdy wykluczycie namiętność, szkodliwy Szkopuł dla takich uczuć przyjacielskich, Jeżeliście się nigdy nie kochali W sobie, w przyjaźni dotrwacie najstalej.
. 94-Miłość w poczęciu już końca ukrywa Zaród, — i jakże może być inaczej! —
Ciało śród ruchu prędzej się zużywa,
Co się prawami natury tłumaczy.
Maż być stałą rzecz najbardziej ruchliwa?
Czy niebo ciągłą zmianą nas nie raczy?
Tuż nie dozwala nazwa, aby miała Tak „delikatna“ materja być trwała.
Nie pomnę w dużym świecie, ani małem
Kochanka (chyba jest nim który z panów...), Żeby nie bolał nad miłosnym szałem.
Co zmienił pełnię Salomona na now.
W małżeńskim stanie równie nie spotkałem ^
(W najgorszym albo najlepszym ze stanów) —
Damy, któraby, choć mąż ma z niej chlubę,
Nie przyprawiła najmniej dwu o zgubę.
96.
Zato posiadłem przyjaciółek parę
(Imion nie nazwę, choc są godne wzmianki), Które mi trwalszą zachowały wiarę
W mojej ojczyźnie, niż wszystkie kochanki.
Nie wydały mię szczwaniom na ofiarę,
Wstąpiły za mnie przeciw złości w szranki
I dzisiaj walczą, gdym ja nieobecny,
Przeciw obmowie zjadliwej i niecnej.
97.
Czy owe moje osoby błyszczące
Zaprzyjaźniły się w takiem znaczeniu,
Czy w innem, kwestji tej dziś nie potrącę.
Cieszę się, że mi tak na podniesieniu Skaczą, jak łątki, na nitkach wiszące.
To pozostawia i was w zawieszeniu;
Przynęta, która najlepiej się mieści Na wabnej wędce kobiet łub powieści.
98.
Czy z nią przechadzał samowtór w drzew cieniu, W oryginale Don Kichota czytał ((Najlepsze dzieło w mojem rozumieniu),
Błahych tematów wyczerpnął kapitał, —
Oddaję pieśni następnej natchnieniu.
Z powietrza rzeczy tam nie będę chwytał. Sentencjom zdarzeń przydam ekwiwalent, Słowem, rozwinę znakomity talent.
.. “
Jyiech żadna sobie, czytelniczki śliczne,
^ Prawa uprzedzeń faktów nie przywłaszcza.
Z tegoby wstały domysły rozliczne
O pięknej pani, — o Juanie zwłaszcza.
Chcę już to moje epos satyryczne
Obwinąć połą poważnego płaszcza.
Nie wiem, czy padnie on i Adelina.
Gdy padną — to już będzie ich ruina.
.... 100.
Wielkie się rzeczy z małych rzeczy rodzą.
Niejedna z dzikich namiętności owych.
Co pici obydwie na zgubę przywodzą, Powstaje z przyczyn tak bezwartościowych, Ze ludzie dziwią się, w głowę zachodzą,
Jak się stać mogły zawiązkiem sercowych Burz. Jedna, pomnę... słuchaj, jeśli wola... Powstała z czego? Z partji karambola.*
. „ 101.
Dziwne^to. Prawda zawsze jest niezwykła.
Niczem poezja! Gdyby wolno było ’
Wyrzec ją, jakażby korzyść wynikła Ola dziejów; ileżby się przemieniło!J Jakby udana cnota z placu znikła!
Nowy świat zjawiłby się czczą mogiłą. Gdyby dziś nowy Kolumb moralności Te antypody pokazał ludzkości.
102.
Jakby się dusza człowieczego rodu „Jaskinią pustą zjawiła i ciasną1’;
A serca możnych — pagórami lodu,
Które biegunem mają miłość własną;
A ludożercą ten, co dla narodu Miał być obrońcą i pochodnią jasną.
— Gdyby dać wszystkim rzeczom tytuł prawy, Sam Cezar wstydziłby się swojej sławy...
PIEŚŃ XV.
1.
Ach!... Co szło dalej, zwietrzało ze szczętem.
— Co daję światu, jeśli słuchać raczy,
Test wspomnień w życie głęboko werzniętym Śladem, który myśl wolna sobą znaczy.
Byt nasz obecny jest czasowym wtrętem.
Jecłnem: Ach! lub Och! rozkoszy, rozpaczy. Jednem Tfu, jednem Ba! Ha-ha lub He-hef Najprędzej nosi ostatniego cechę.
2.
Byt nasz mniej-więcej jest to jedno duże Stęknięcie, emblem wzruszeń, pełnych dramy, Lub antytezą znudzenia w figurze Baniek mydlanych, jakie rozpylamy Po oceanie życia, minjaturze
Wieczności, której nie zamknęły ramy; Baniek, wdzięcznego dla duszy widoku,
(Bo ponad-wzroczną) wizję dają oku.
3.
Lecz najgorsze są tłumione westchnienia,
Bo wnętrze serca wskroś niemi się żłobi,
Przez nie twarz w larwę spokoju się zmienia, Szczera natura ludzka sztuką robi.
Ale któż wszystkie złe, dobre natchnienia Wyznać chce?... Zawsze obłuda sposobi Kącik dla siebie, i przeto udanie Najmniejsze zwykle znajduje łajanie.
4.
Ach! kto wypowie; raczej kto z pamięci Wygna żądz swoich dawne błędy, winy?
Choć“ się w niepamięć, jak gad w ziemię, wkręci. Mary odwiedzą go rannej godziny.
Chociaż się wodą letejską poświęci.
Strach go owładnie czasem chłodny, siny.
W klepsydrze, którą czas tak srogo władnie,
Pod piaskiem smutek zawsze leży na dnie.
5.
Co do miłości... 0 ty!... — Idźmy dalej.
Dźwięczne nazwisko (pani Adelina Z Amundevillu), jak lane z metali,
Pięknie na gęśli mojej brzmieć zaczyna.
Gra pięknie szyba spadającej lali,
Gra pięknie w wodzie wzdychająca trzcina, Wszystko gra, niechaj tylko ludzie słyszą. Ziemia jest echem sfer, co nad nią wiszą. —
6.
Pani Adela zaczęła — niestety!
Śnieżno-anielską dotąd szatę stradać.
Chwiejne są w ślubach solennych kobiety...
Ach, czemuż muszę takie rzeczy gadać!
Są niby wina, którym etykiety
(Jmią fałszywy smak i wartość nadać;
Oboje także podobną koleją Psują się często, nim się postarzeją.
n
i.
Lecz ona była z przezacnej winnicy Wyskokiem najdoskonalszego płynu;
Podobna do tych ludwików, z mennicy Co tylko wyszłych, lub do łzy bursztynu,
Lub drukiem czasu nietkniętej stronnicy.
 Natura dla niej zapomni terminu,
Ów najszczęśliwszy wierzyciel na ziemi, Bowiem dlań wszyscy są wypłacalnymi.
, 8.
Śmierci! natręcie najbardziej zawzięty!
Do drzwi kołaczesz co dnia, zrazu zcicha, Niby nieśmiały kupiec, kiedy zgięty We dwoje w bramie na dłużnika czyha; Wreszcie przypada groźnie, gdy go pięty Zbolą czekaniem, a dłużnik mu czmycha, Nieprzystojnemi nalegając słowy
O gotowiznę lub o weksel nowy.
9.
Bierz, czego zachcesz, — — piękności oszczędzaj.
I tak jest rzadka — ty ofiar masz wiele. Choć zbłądzi, z placu jej zaraz nie spędzaj, Owszem, niech broi czarcik w pięknem ciele. Smakoszu! świat ci otwarty na ściędzaj, Bądźże rycerski w swem żarłocznem dziele. Patrzaj przez palce na wybryk niewieści,
A bierz rycerzy zato, co się zmieści. —
10.
Piękna Adela, pełna zrozumienia Rzeczy, ile że interesowana,
Niezdolna zatem zbyt łatwo płomienia Zachwycić — lub zbyt dobrze wychowana, By się z tem zdradzić (to do zrozumienia Łatwe) dałaby nawet niezmuszana Serce i duszę swą przedmiotem godnym Kochania, byle niewinnym, nieszkodnym.
11.
Część Juanowych dziejów, które pani Fama — — ta żywa gazeta — obmową Szpeci — poznała; kobieta nie gani Wybryków, które my sądzim surowo,
A zresztą odkąd zamieszkał wr Brytanji,
Ustatkował się, zmężniał umysłowo;
Bo umiał, niby Alcybjades wtóry,
Brać na się różnych narodów natury.
12.
Tembardziej stworzon na uwodziciela,
Że się nie starał wabić, ni uwodzić;
Ni zalotnością, ni sztuką nie strzela W celu podboju, chcąc się oswobodzić Udaniu, co to nieswój ski wydziela Czar, jakby Amor raczył ku nam schodzić, Mówiąc: „oprzyj się mi“. Ten czar zwycięża, Tworzy dandysa, niszcząc godność męża.
13.
Nie tak poczyna się! Gdybym się zwierzył,
Byłem w tej sztuce mistrzem rzeczywistym. — Lecz Juan miarą odmienną się mierzył,
Istotnie był to jego własny system.
Szczery — przynajmniej w szczerość każdy wierzył, Oczarowany jego głosem czystym..
Czart nie ma równie ponętnej łakotki Na swoję wędę, jak głos dźwięczny, słodki.
14.
Z natury cichy nie przedstawiał cienia Podejrzeń; choć mu oko ogniem strzela,
To zda się ostrzem takiego spojrzenia Broni się raczej sam, niż onieśmiela.
Może o wdzięku swym ma przeświadczenia Mało? — lecz skromność sil sobie udziela Sama, jak cnota. Niepretensjonalny, Temprędzej sercom bój wytacza walny.
15.
Swobodny, żywy, wesół, lecz nie szumny,
Nader domyślny, choć nie podejrzliwy’, Spostrzegacz bystry błędów — lecz rozumny, Bowiem w wyroku o nich powściągliwy’. Dumny z niższymi, lecz uprzejmie dumny, Różnicę stanów zna — magnat prawdziwy. Pierwszeństwa, wszelkiej wyższości się. wzdraga. Drugim nie przeczy’, sam się nie domaga.
16.
To jest. śród mężczyzn. Śród kobiet przeciwnie Był, czem go chciały mieć, za co go brały,
W czem wyobraźnia służy im przedziwnie.
Byle kontury zgrabny zarys miały,
Fantazja kanwy powypełnia i w nie Wszyje kształt pełny; a gdy puści śmiały Lot na posępny przedmiot lub wesoły, Rafaelowe potworzy anioły’.
17.
Więc Adelina, nietęga w ocenie Ludzi, wypełnia wyobraźnią luki;
— Błąd z dobrej w’oli, który przerażenie Budzi i mędrca wywołuje mruki;
Filozofem jest pierwszym doświadczenie,
Lecz lichym, gdy już znane jego sztuki. Szaleństw swych uczy mędrzec zapoznany Szaleńców: — i mistrz i uczeń dobrany.
18.
Nie tak-że, wielki Locke’u i Bakonie,
I Sokratesie — i ty, bardziej święty, Niepojmowany ui w życiu, ni skonie;
Krzyż Twój na pieczęć fałszu został wzięty. Giniesz obłudą, choć w świata obronie;
Tak odpłaconoć trud, mężnie podjęty!...
Ileż przykładów takich — nie wymienię,
Niechaj dopowie stuleci sumienie.
19.
.Ta po krawędzi życia sobie nisko Chodzę, przyglądam się krwi, farbom, złotu,
Nie dbając o rzecz, co sławy przezwisko Nosi, szukając godnego przedmiotu Dla pieśni, przytem zważając, gdzie ślisko.
Nie strojąc lutni do twardego grzmotu Truchcikiem jadę, tak, że mię posłyszą,
Którzy mi, obok jadąc, towarzyszą.
20.
Nie może pełnej rozwinąć zdolności Autor, co, jak ja, jedzie a gawędzi.
Lecz to jest sposób, co pracę uprości,
Na dniu choć jedną godzinkę oszczędzi.
Zato nikt nie śmie zadać służalczości Temu rymowi, co samopas pędzi I w który wszystko wstawiam jak w komorę, Gdy się poczuję: Improvisatore.
21.
„Omnia vult belle Matho dicere — dic aliquando Et bene, dic neutrum, dic alicpiando Pierwszem nie każdy mędrzec się pochwali,
Z drugiego może radość być lub żale,
Trzeciemu oprą się tylko wytrwali,
Z czwartem się prawie nie rozstajem wcale. Wszystko potrawą jest, której za halerz Nie chciałbym kupić i wziąć na swój talerz.
22.
Mam skromne chęci. Skromność moją siłą, Duma słabością; idźmyż. — Chciałem zawzdy, By me poema jak najkrótsze było,
Teraz nie widzę granic swojej jazdy.
Prawda — gdyby się krytykom kadziło,
Albo zasiadłe wysławiało gwiazdy Wszechtyraństw, możnaby wrócić z banicji.
Lecz — jam urodził się dla opozycji.
23.
Zawsze sympatje me po słabszej strome,
Iż wierzę — gdyby ci, co dziś purpurę Noszą i w pychy jeżdżą faetonie,
Runęli — a „psy znowu wzięły górę“,
Zrazu szydziłbym — a później w obronie Upadłych stanął i lojalną skórę Wdział, walcząc w ultrarojalistów lidze,
— Demokratyzmem rojalnym się brzydzę.
24.
Podobnie mogłem być przykładnym mężem, Gdybym był nigdy nie nosił pierścienia; Umiałbym nosić się w habicie księżym,
Gdybym do sutan nie miał uprzedzenia.
Nie byłbym władał poetów orężem,
Ani tłukł swego o rymy ciemienia,
Ni w wieszczów zdarty płaszcz się stroił pono, Gdyby mi właśnie tego nie wzbroniono.
25.
Lecz: „Laissez-aller. Damy i rycerzy Śpiewam, to ile czasu. Pospolity Jeststo lot, bujnych mu nie trzeba pierzy,
Modą’ Longina albo Stagiryty.
W* koloraturze ’cała trudność leży I w pochwyceniu miary należytej,
W poddani u sztuki środkiem naturalnym,
W uogólnianiu, co było specjalnem.
26.
Z lóżnicą, że dziś obyczaje ludzi,
A dawniej ludzie tworzyli obyczaj.
Tak na dziesięciu dziewięć się wycudzi
— I dziesiątego nawet nie odliczaj!...
Ten przymus wenę pisarzów ostudzi.
Cóż czynią? Hejże, z dawnych zapożyczaj Czasów, gdzie wielkich figur jest obfitość,
Inaczej łatwo zapaść w pospolitość.
27.
Radźmyż, co można na to radzić. Dalej,
Muzo! gdy nie masz skrzydeł, drygaj cwałem; Nie możesz podrość, przynajmniej nie malej,
I tęgiem bóstwem bądź, choć nie wspaniałem; W spółce znajdziemy coś na świata fali.
Kolumb świat odkrył w okręciku małym,
Czy brygantynie, czy „pink’u“, jak my tu Mówimy — ziemię wydobył z niebytu. —
28.
Więc Adelina, zważywszy w cichości Swe stanowisko a jego zalety,
Poczuła rodzaj rosnącej skłonności;
Czy że ze świeżej powstała podniety,
Czy że miał minę pełną niewinności,
Co dla niewinnej wabiem jest kobiety.
(Kobiety półmiar, pół-środków nie lubią)
I myśli zbawić chłopca, nim go zgubią.
29.
Wysoko ceniąc radę złotodajną,
Jak każdy, co ją daje, nie chcąc brać jej,
Za którą kwaśna wdzięczność jest zwyczajną Zapłatą nawet, kiedy towar płaci,
Znalazła, wiodąc z sobą długą, tajną Rozmowę, — morał w najlepszej postaci: Małżeństwo, — - — poczem wziąwszy go na stronę, Radziła ser jo, aby pojął żonę.
30.
Don Juan odrzekł z wdziękiem odpowiednim,
Że świetnej myśli szczerze przyklaskuje,
Lecz że obecnie w związku bezpośrednim Z tą sprawą pewne trudności znajduje, Zapierające wrota raju przed nim I tę, do której właśnie afekt czuje.
Podoba mu się hrabina X, księżne
Y, Z — wszystkie trzy — niestety — zamężne...
31.
Obok biegania do małżeńskiej mety,
Lub zaganiania tam kuzynów, braci.
Sióstr, przystawiania, jak równemi grzbiety Książki o jednej formie i postaci,
Niczego bardziej nie lubią kobiety Nad kojarzenie wogóle. Nie traci Na tem moralność, owszem, jest to spora I dość skuteczna występkom zapora.
32.
A nie widziano jeszcze dotąd damy Z wyjątkiem tych, co w swojej panieńskości Czekają męża niecierpliwie samy.
Oraz rozwódek — coby z dwu jedności Małżeńskich i praw łoża, stołu, — dramy Nie chciała złożyć wedle dokładności Arystotela; tylko gdy w niej niema Barw grozy, to się składa — pantomima..
33.
Same zazwyczaj mają jedynego
Syna, dziedzica wielkiej włości; pana Jana birbanta lub lorda Jerzego,
Którego gałąź rodowa złamana Chyli się i nie doczeka przyszłego Wieku, jeżeli nie zrestaurowana Wraz z moralnością. Wzajemnie usłużne Swatają panny na wydaniu różne.
34.
Dają więc, pełne troskliwego względu,
Temu dziedziczkę, a temu boginią Piękności, temu artystkę bez błędu,
Innemu znowu dobrą gospodynią,
Innemu pannę z najcnotliwszych rzędu,
 Lub zbiornik zalet wszelkich, co z niej czynią Osmy cud; inną znów dla koligacji,
Lub, że odrzucać nie byłoby racji.
35.
Rapp do „Harmonji“ gdy się przyjąć skłaniał Małżeństwo — ale dla uszczęśliwienia Sekty i całej ludzkości zabraniał,
Aby płodzono nad możność żywienia
I lekkomyślnie by nikt nie roztrwanial Soków, co krzepią, silę przyrodzenia, —
Jak w takich związków mógł wierzyć „Harmonją?‘‘... Tu mię gniewliwie księże oczy gonią.
3(5.
Czyli „małżeństwu“ uczynił na drwiny,
Czy „zgodzie“, że je tak poróżnił wzajem?
Czyli w tem wT Niemczech nabywał rutyny?
Dość — że świat zrobił dla swej sekty rajem.
Ją zaś uzacnił nad wsze nasze gminy Sekciarskie, którym się tak szerzyć dajem.
Nie obrządkowi, lecz nazwie się dziwię I temu, że lgną do niej ludzie chciwie.
37.
Kapp jest kontrastem skwapliwej matrony,
Co Malthusowi wbrew płodzenie lubi.
Ucząc tej sztuki, jak anioł ramiony,
Oskrzydla parę, która się zaślubi.
Dziś panny muszą emigrować w strony Obce, tak się chęć do małżeństwa gubi.
Smutny rezultat, jaki ma z praktycznej Swej rady Katon nasz ekonomiczny.
 38.
Czy Adelina znała się z Malthusem?...
Chciałbym. — On jedenaste przykazanie Zostawił: Nie bierz żony z wianem kusem!
— Bo tak pojmuję jego sławne zdanie.
Ludzkim rozum mój nie dosięgnie susem,
„Głowa znamienita“ co miała w planie.
To fakt, że z tego powstają asceci,
A w cyfry zmienia się mąż, żona, dzieci.
39.
Lecz Adelina, co z wiarą liczyła,
Że wstrzemięźliwym będzie Juan przecie, Choćby musową wstrzemięźliwość była, Ponieważ zwylda to kolej na świecie,
Że miody „żon-koś“, gdy „nakosi-’ siła,
To się w małżeńskim tańcu (co, jak wiecie, Taką przynosi dzielnemu mistrzowi Sławę, jak „taniec śmierci“ Holbeinowi)
40.
Opatrzy — chciała Juana ożenić Po swojej myśli, co jest dosyć na nią,
Jako kobietę. Lecz z kim? Tu wymienić Chcę: pannę Kapkę, Gęsiutkę i panią Kaczuszkę wdowę. Umiejąc ocenić Juana, wydać go nie chciała tanio. Wszystko to były najdobrańsze parki I nakręcone szłyby, jak zegarki.
41.
Panna Stokrotka, czysta niby pianka Morska i jedynaczka — pod opieką Matki wyrosła słodka, jak śmietanka.
Pod którą kryje się woda i mleko I krwi troszeczkę, — zabawna mieszanka, Kiedy tak razem te trzy płyny ścieką. — Miłość gwałtowna życie ceni letce,
Ale małżeństwo chce żyć na dyjetce.
42.
Opiszę także, jeśli czasu starczy,
Miss Kitkę: panna śmiała, dobrze wzięta, Oczy wieszała zazwyczaj na tarczy Herbowej; lecz czy źle rzucała pęta,
Bo się na wędę nie wziął żaden par, czy Że w Anglji młodzi wymarli książęta — Dość, że złapały się na wędy sznurek Dwa małe kiełbie: Rosjanin i Turek.
43.
Ach! była jeszcze... lecz naco się wtrąca Pióro — poeci pisać jej niegodni, —
Była tam jedna piękność, należąca Do wyższej sfery, sama wyższa od niej: Aurora Raby, młoda gwiazda lśniąca ^ Światu — ach! szkoda mu takiej pochodni. Śliczna istota — posąg, nie dokuty Młotem — pąk róży, jeszcze nie wykłutej.
44.
Bogata, z zacnej familji, sierotka,
Choć pod dobrego skrzydłem opiekuna. Twarz jej tak cicha, tak smętna a słodka.
Krew w niej — nie woda, ale kir całuna Duszę jej schmurzył, a któż myśl napotka Smutniejszą nad tę, którą daje truna?... Gdy niema, na kimbyśmy się oparli,
I gdy najdrożsi dla serca — pomarli...
45.
Dziecięcej jeszcze postaci dziewczyna
Miała w sobie coś, co nad poziom wzlata; Oczy żałosne, jak twarz serafina.
Młodziuchna, a już wyrosła nad lata; Poważna, jak mąż, gdy żal przypomina, Rzewna rzewnością nie z naszego świata. Tak aniołowie edenu się smucą Za temi, co doń nigdy nie powrócą.
46.
Do tego była katoliczką szczerze —
I prawowierną, ile na przeszkodzie Nie stało serce, ku upadłej wierze
Skłoniona właśnie, że padła; w jej rodzie Żyli mężowie dzielni i rycerze,
A mieli sławę niezłomnych w narodzie.
Że się zaś na niej kończył szczep prastary,
Cnót dochowała dziadowskich i wiary.
47.
W świat poglądała ledwo znany sobie,
Nie pragnąc poznać; samotna, milcząca Wzrastała, jak kwiat spokojny na grobie;
Serca jej żaden obcy wiatr nie trąca.
Czar jakiś był w tej pogodnej żałobie,
Jej dusza, jakby na tronie siedząca,
Patrzała na tłum dumna a surowa,
Nawet dla siebie — w młodych rzecz to nowa.
48.
Dziwnym wypadkiem — w Adeliny spisie Było Aurory imię wypuszczone,
Choć urodzenie jej, mienie liczy się
Do najcenniejszych, nad wszystkie cenione. Piękność przeszkadza chyba najmniej, by się Tam kandydatką mogła zwać na żonę,
Ową sercowej namiętności marę Mężczyźnie, który się chce związać w parę.
49.
To opuszczenie, jak na Tyberjusza Pogrzebie maski Brutusa — nie dziwo Do zastanowień Don Juana zmusza.
Z twarzą pół-serjo, a pół-żartobliwą
Pytał ją; nato Adelina rusza Ramion}’ — z niecierpliwością i żywo Odeprze: „Co też pan Jan widSeć może W tem dziecku, w chłodnej, milczącej Aurorze.“
50.
On nato: „jego katolicka wiara Właśnie nadaje się do jej wyznania;
Papieżby klątwę rzucił, matka stara Mogłaby z żalu dostać obłąkania.
Gdyby“... Adela, co się zawsze stara Szczepić na drugich swoje przekonania,
Niby na płonkach, — zakonstatowała Jeszcze raz dobroć rady, którą dała.
51.
Dlaczegóżby nie? Kto radzi roztropnie,
Niech nie powtarza rady — to najgorzej.
Kto chce przeszkodzić złemu, tego dopnie Potakiwaniem; prośba nie pomoże.
Gdy naleganiu każdy się pochopnie Oprze, to nawet polityka zmoże, lub wreszcie znudzi. Któż o środki pyta?... Gdy koniec dobry, dobrze jest i kwita.
52.
Skąd uprzedzenie owo Adeliny
— Boć uprzedzenie to — ku kreaturze Czystej, jak świętość bez błędu, bez winy, Smukłej, jak trzcina, a pięknej, jak róże, — Nie wiem, tajemnej nie zgłębię przyczyny.
Wszak liberalną była... Ba! w naturze Są naturalne kaprysy, chimery;
Trudno je wciągać w poetyckie sfery.
53.
Może widziała krzywo u Aurory,
Ze lekceważy owe bańki z mydła,
Owe powietrzne młodocianej pory,
Strojące ludzki żywot, czcze mamidła Nigdy do gniewu człek nie jest tak skory,
Jak widząc duch swój pochwycony w sidła,
Gdy się przejrzaną skroś u czuje dusza,
Jak przez Cezara myśli Antonjusza.
54.
Aby to była zawiść — niepodobna:
Miała zasady zacne pod tym względem.
Złość — lecz jej czoła nigdy chmurka drobna Złości nie ćmiła — to było jej błędem.
Ni zazdrość sądzę, ta gwiazda żałobna,
Co jest szatańskim człowieka obłędem.
Słowem ten przymiot, jakikolwiek w nim był Rdzeń — to rzec łatwiej, czem nie był, niż czem był.
55.
Aurora nie wie nic, że jest przedmiotem Tych konferencyj; była tu w gościnie Kroplą kaskady, prześwieconej złotem r Słońca młodości, co najmniej nie ginie Śród innych, które pstrym świecą błyskotem W kaskadzie, kiedy brylantowTo płynie.
Wiedząc — uśmiechby chłodny dla nich miała, Była dziecinna tak, a tak dojrzała!
56.
Wzięcie Adeli wyniosłe i pańskie Nie imponuje jej, ani zachwyci.
Jak na robaczki patrzy świętojańskie,
Gdy ludziom wr oczy takim blaskiem świeci.
Lecz labiryntem jest jej to hiszpańskie Chłopię; by dojść go, brakuje jej nici.
Nie przeto, by ją piękna tajemnica Mieszała, bowiem nie wnioskuje z lica;
. 57’
Ni sława — Juan miał ten rodzaj sławy, Która z ludzkością igra czasem w gąski: Wszechrodny zbiornik niezmiernie ciekawy, Pełny cnót wielkich, lecz wadami grząski, Co bawią przeto, że blask ich jaskrawy,
A jego grzechy są jak smaczne kąski, — — Na wosku duszy jej się nie odciśnie,
Czy twardy, czy go hartuje umyślnie.
, ^8‘
On też o takim nie śnił charakterze Wzniosłym inaczej, niż Hajdei dusza, Każda z nich piękną była w swojej sferze.
Dziewczyna, którą wychowała głusza Wyspy, serdeczna, jak ta i tak szczerze Prosta; — Aurorę przyciska, przymusza Cywilizacja; jedna w nich różnica,
Że ta jak brylant, ta jak kwiat zachwyca.
59.
Tem porównaniem wyjdę z górnej aury, Powieściowego czując lot porywu,
Bo mi nie dają dziś spać Scotta laury.
On superlatyw dla komparatywu Mego, on chrześéjan opiewa i Maury, Rycerstwo, szlachtę dla świata podziwu I staje obok Woltera, Szekspira,
Po których, zda się, dziedzictwa odbiera.
60.
Co do mnie — Muza ma o nic nie pyta,
 Igra po wierzchniej skorupie ludzkości,
Świat opisuje, nie dbając, czy czyta,
Z uśmiechem jego niewinnej próżności Folgując; na me pióro wielu zgrzyta.
Ono mi wrogów bez liku namości.
Kiedym zaczynał, przeczułe m, co będzie,
Dziś wiem, mimo to nie wstrzymam się w pędzie.
61.
Ta konferencja, kongres (kongres przeto,
Że nic nie zdziałał) widział wiele grotów, Puszczonych z obu stron, a że z kobietą Nie żart, spocony Don Juan z obrotów Wyszedł; nim dano swoje pro i veto
Zadzwonił dzwonek nie na „obiad gotów“,
Lecz na godzinkę, półgodzinką zwaną Ubrania, bo się wraca pół-ubraną.
62.
W zbroję się teraz cały stół przybiera;
Stosy talerzy, noże i widelce Ma w herbie; lecz któż od czasów Homera (Uczty u niego cześć poczesną wielce Biorą) to menu dziwaczne przeziera Naszych obiadów, gdzie nie woły, cielce,
Ale mistyczne kremy, zupy, sosy,
Których nie dojdą najuczeńsze nosy.
63.
Była tam zupa „a la bomie femme“ — lada Kto nie zna, z czego ją kucharz wytworzył;
Był tam majonez temu, kto go jada,
Tuż indyk la Perigeux“ ułożył
Pon Juan,
35
Podcięte członki, równocześnie, biada!
Małom smakoszów wszystkich nie potrwożył: Zupa cielęca, wyzłacana masłem,
I lśniące prosię choć z okiem zagasłem.

Winienbym wszystko zgeneralizować;
Gdybym zachował poprzedni porządek Szczegółów, Muza mogłaby zwarjować,
Przynajmniej trzeźwy utracić rozsądek.
Choć jest „bonnc rivante“ — nie trzeba strofować, Bo słabą stroną jej nie jest żołądek.
Lecz oczywiście czasem posilenie Potrzebne, aby nie wpadła w omdlenie.
65.
Pieczeń,,a la Conde“ dobrze pieprzona,
Z sosem „a la Geneve“, bita na miętko,
Wina też, zdolne upoić Ammona
(Był to mąż, jakich widzieć nam nieprędko); Westfalska szynka, pysznie uwędzona,
Apicjusz ku niej żarłocznąby chętką Zapałał; — szampan z kiścią srebrnej pianki Bielszej, niż w occie perła Egipcjanki.
66.
Jakieś potrawy z niemiecka, francuska,
Z hiszpańska; — jakieś schaby, salcesony, Których znaczenie nieprędko wyłuska Z mistycznej nazwy naw’et ktoś uczony. Entremets, których wspomnienie mi muska Serce, w łagodne nastrajając tony;
A Lukullusa przypomnieniem mami Usta potrawka przepiórcza z truflami.
67.
Czemże jest przy niej potrawka z biedaków Na bojowisku? Niczem. Gdzie są łuki Dumne nad strzępem sztandarów i znaków, Łupów? gdzie wozów triumfalnych huki?
Hej! poszły drogą zwycięstw i przysmaków.
Śledzić nie myślę ich. Kiedyż wy, wnuki Herojów dawnych, dziedzice ich sławy, Nazwiecie mianem swem chociaż potrawy?...
68.
Tuż za truflami smaczna się ukaże Nader potrawa, bo „miłosne ptysie.“
Umią je różnie przyrządzać kucharze,
A z których każda nader mile je się,
Jak je piec, radzą różne dykcjonarze,
Figurują też w almanachów spisie.
Choć bez konfitur, przyznał każdy z gości,
Że jest coś „piquant“ w tych ptysiach miłości.
69.
Myśli się gubią pełne zapatrzenia
Na duszę, co się pręży w dwu kierunkach;
A niestrawności tabliczka mnożenia Wprawy wymaga ogromnej w rachunkach. Ktoby rzekł, że od prostego jedzenia Adamowego, — w napojach i trunkach,
Tych naturalnych potrzebach natury,
Tak zróżniczkują się nomenklatury!
70.
Dzwonią kieliszki, talerze i flaszki,
A twarze gości czerwieni purpura;
Damy skromniuchno jedzą, niby ptaszki,
Ot tyle — co na koniec mego pióra;
Młodzież nie więcej, bowiem młodzieniaszki Winni jeść tyle ledwo, co natura Żąda; winien ich zato karmić słodki Głosik (gdy słodki) sąsiadki szczebiotki.
71.
Hej! muszę tutaj pominąć pieczyste, Pominąć salmi, puree i consomme, Któremi strofy stają się mięsiste,
Jak po roast-beafach John Bulle łakomi. Opuszczam nawet długą ptactwa listę, Zaproszonego na stół, bo już mgło mi, Gdyż właśnie jadłem obiad; więc do czasów Szczęśliwszych opis zostawię bekasów.
72.
Owoce, lody: sztuka się mozoli,
By dać naturę smakowi w usługi.
Smak, gust albo gout — co żołądek woli, Przed ucztą dobry jest pierwszy i drugi: Niestety — kiedy cię w kościach zaboli Trzecim, to z oczu łez się leją strugi.
Czy miałeś gościec? Ja nie miałem jeszcze, Lecz z wami czuję na myśl o nim dreszcze.
73.
Proste oliwy, win smaczne siostrzyce,
Mamże pominąć w dań długiej litanji? Muszę — choć moje to ulubienice;
Jadłem je w Lukce, Atenach, Hiszpanji. Miłe wspomnienia, gdy je myślą chwycę, Darń stołem, ławą; ja siadałem na niej Drugi Dyjogen na Simium, Himecie,
Pół filozofji mej — to po nim przecie.
74.
Pomiędzy ryby, ptactwo, modne pianki,
Wszystko w przezwiskach, naprzeciw zastawy Sutej siedzieli goście, co jak w szranki Wstąpili na harc biesiadnej rozprawy.
Don Juan usiadł naprzeciw „Hiszpanki“,
Nie damy, ale, jak rzekłem, potrawy Niemniej uroczej jednak, bo ubranej Jak wielka dama i umalowanej.
75.
Posadziło go dziwne przeznaczenie Między Adelą i parnią Aurorą,
— Niepożądane, myślę, położenie Dla tego, komu do jedzenia skoro.
Rozmowy także niedawnej wspomnienie Brzmiało mu jeszcze w uszach straszną zmorą, A Adelina, mówiąca niewiele,
Wzrokiem go bystrym przeszywała śmiele.
76.
Myślę ja czasem, że oczy słuch mają;
To pewna: mocą otwartej źrenicy Czasem do duszy wieści przypływają Tajemną jakąś siłą z zagranicy Wzroku, — jak pieśni, które wygrywają Nam nieslyszane — tajemni muzycy.
A czasem zda się tajemne rozmowy Słyszeć — ludzkiemi nierzeczone słowy.
. 77‘
Aurora siedzi z obojętną miną,
Którą się czuje dotknięty dorodny Młodzian; z drwin jest to najprzykrzejszą, drwiną, Bo daje poznać, żeś spojrzeń niegodny.
Juana ukłuł, choć nie był dziewczyną Próżną, ten sposób jej obejścia chłodny. Zagrzązł. jak okręt gdzieś w północnych lodach,
I to po tylu zwycięskich przygodach.
.. 78‘
Na swoje grzeczne nic — nic w odpowiedzi
Dostał, lub tyle ile punkt grzeczności
Żąda; Aurora ledwo słówka cedzi,
Nie uśmiechnie się nawet — to go złości!
Czy w tej dziewczynie djabel, duma siedzi?
Czy z roztargnienia to, czy z jałowości
Inteligencji?... Więc z oka Adeli
Radość ziszczonej przepowiedni strzeli.
79.
Wzrokiem wskazuje: — Nie mówiłam? A co!
Triumf, który niech nikogo nie nęci.
Przezeń rozsądek kochankowie tracą I przyjaciele, gdy, do żywa tknięci,
Rzecz podsuniętą zlekka, Bóg wie naco,
Za cel realnej podejmują chęci,
Dążąc przekornie, aby się spełniło Proroctwo, co się w płochem słówku lcrylo.
80.
Don Juan rzucił jedno i dwa słowa,
Dobrane zgrabnie dość, by z nich ktoś wiedział, Zwłaszcza kobieca mądra, bystra głowa,
Że chciał w nich więcej coś rzec, niż powiedział. Aurora, dotąd uparcie bezmowa,
(Pisze kronikarz — chociaż tam nie siedział),
O tyle ucho podała łaskawsze,
Że uśmiechnęła się, choć milcząc zawsze.
81. #.
Gdy chwilę przedtem w swej obojętności Pomieszała go z pospolitą zgrają Pochlebców, choć mu więcej głębokości Przyznając, niż tym, co w żarciki grają,
Jęła (z małego duże się wymości)
Czuć urok, co mu dumni ulegają:
Pochlebia jej ta jego cześć nabożna:
Przy niej się nawet w zdaniu rożnie można.
82.
Bierna — z kolei jęła zapytywać;
To było dziwne u niej. Adelina,
Pewna już swego, nagle podejrzywać Zaczęła, że jest kokietką dziewczyna.
Trudno jest — mówią — słuszne zachowywać Granice, gdy się burza w sercu wszczyna.
Więc w skwapliwości swojej przesadziła...
Aurora z owych bynajmniej nie była.
83.
Juan posiadał sztukę ujmowania
Serc swojem dumnem, a razem pogodnem, Grzecznem obejściem; to kobiety skłania.
Jest jakby ukłon w każdem słówku miodnem, Takt naturalny przejścia granic wzbrania,
Uczy wściągliwym być, to znów swobodnym.
On tak potrafił urokiem opętać,
Że brakło czasu, by się opamiętać.
84..
Miał wdzięk urody przytem młodzian gładki.
Ten punkt to nem. eon. niewiast, skąd się rodzi Często — rzec smutno — crim. eon. u mężatki, Czego niech sobie jurysta dochodzi,
Nim mię dygresja wikła w nowe siatki,
Teraz, choć pozór, jak wiesz, często zwodzi I zwodzić będzie — powierzchowność przecie Najwięcej zawsze znaczy na tym świecie.
85.
Aurora w piśmie bardziej jest uczona,
Niż w twarzach; młoda, lecz w mądrości kasku Chodząca, bowiem w Palladę wpatrzona Pilniej, niż w Gracje, zwłaszcza na obrazku. Lecz sama Cnota, dawniej otulona Szczelnie, w luźniejszym dzisiaj chodzi pasku. Sokrates, choć był powinności wzorem,
Ładnych kobietek był admiratorem.
86.
Panny też w guście są sokratesowskim,
, \‘ecz.’;iak on> mają cnót poczucie żywe.
Iście, jeśli ten wzniosły Grek w dziadowskim ^ Siódmym krzyżyku imał takie wstydliwe Fantazje, jak te, co w Platonie boskim Czytamy, przeczby nie były godziwe Ich dziewiczości? Owszem, byle stan on Nie cierpiał, bo wiedz, to jest sine quu non.
. 87-
Uważaj także: wzorem lorda Coke’a,
Gdy dwie opinje wyjdą mi z pod pióra W których ktoś zaraz niezgodności szuka,
To sądzę: trafna jest opinja wtóra.
Może też trzecią wyciągnę z sunduka,
Albo i żadną, — smutna pozy tura.
Lecz, gdyby pisarz wciąż widział jednako,
Czyżby treść świata skreślił wielorako?
88.
Ludzie są z sobą sprzeczni; w tejże porze
Jam z nimi sprzeczny. Więc wszystkiemu przeczę, Nawet samemu sobie... Mój ty Boże,
Sam z sobą sprzeczny? Nie. Pomyśl człowiecze:
0 wszystkiem wątpiąc, przeczyć się nie może. Prawdy zdrój czysty, mętny gdy w dół ściecze,
Pocięty kanałami kontradykcji,
Więc musi często żeglować po fikcji.
89.
W poezji, gadce, baśni, przypowieści
Jest fałsz, lecz taki prawdę w nich obaczy,
Kto w perspektywie dobrej je umieści.
Wieląż morałów bajka cię uraczy!
Mówią, że łatwo rzeczywistość znieść jej.
Lecz rzeczywistość co? Któż wytłumaczy? Filozofja? Nie. Zmienia się, jak chmura.
Może religja? Tak jest. Ale która?...
90.
Miljony muszą być widocznie w błędzie;
Może wnet wszyscy słuszność będą mieli.
Boże broń!... Jeśli dziś w życiowym pędzie Musim mieć skrzydła dzielne, jak anieli,
Niech nowy prorok na tronie zasiędzie,
Lub stary oczu nam nowych udzieli.
W ciągu tysiąca lat starzeją zdania,
Więc potrzebują ciągle odświeżania.
91.
1 znowu wpadam — myśli się rozprzęgły —
W nadprzyrodzoność. Nikogo nie złości,
Jak mnie, ten obraz ziemi niewylęgłej;
Lecz czy mię gna szal, czy los bez litości,
Głową uderzam zawsze w jakieś węgły Teraźniejszości, przeszłości, przyszłości. Chrześcijan stawiam równo z poganinem,
Bo jestem miernym presbiterjaninem.
92.
Lecz choć nietęgim zwę się teologiem I nie najtwardszym też z metafizyków, Równie dla chrześéjan jak pogan niesrogim, Biernym, jak Eldon w sesji lunatyków, Dowiodę, że nasz John Buli jest dwurogiem Bydlęciem i najgorszym z polityków. Patrząc, burzy się we mnie krew jak w Hekli, Ze lud pozwala, by go żywcem piekli.
93.
Sprawy religji, rządu, polityki, —
W mym poemacie wszystko jest widzialne: Nietylko lśni on, jak barwne płomyki,
Ale i wnioski nasuwa moralne.
Raz w raz nadziewa ludzi, jak indyki, Mądrością. Jest to zajęcie banalne,
Bo żeby wszystkie zadowolić smaki, Potrzebaby mieć węch nieladajaki.
94.
Teraz porzucam wszystkie argumenta I ku swej mecie zmierzam prostym torem. Strzała na łuku natchnienia napięta.
Od dziś zaczynam być reformatorem.
Nie wiem, dlaczego skarżą mię ludzięta,
Że można Muzy mojej rozhoworem Zepsuć się? Można ku niej dojść bez lęku, Jak ku tej, w której niema wcale wdzięku. —
95.
Miły słuchaczu! Czy widziałeś ducha?
Nie. Lecz słyszałeś o nim; więc chodź ze mną. Nie straci swego czasu, kto posłucha,
A zyska jedną chwilę, ach! przyjemną.
Nie szydzę, bojąc się obrazić ucha Mary, która jest istotą tajemną,
Pełną wzniosłości, cieniem nie materją;
W co i ja wierzyć zaczynam na serjo.
96.
Na serjo? To cię śmieszy? Dobrze. Mnie nie.
Ja gdy się śmieję, szczerze śmiać się muszę. Pomnę ja także jedną noc i cienie,
I miejsce — lecz gdzie — lepiej nie poruszę,
Bo chciałbym, żeby poszło w zapomnienie,
Jak „mary straszą Ryszardową duszę.“ Równych doznałem ja smutków z tej sfery Duchowej, jak ów filozof z Malmsbury.
97
Noc (śpiewam zawsze po nocach, jak sowy/
Albo słowiki) czarna jak całuny;
Czasem tylko ptak wrzaśnie palladowy Posępną, groźną nutą, jak do truny.
Portrety ze ścian rzucają surowy, Wzrok, aż przestrachem drżą serdeczne struny; Świeca konając w lichtarzu się mruży... Siedziałem dzisiaj nad swój zwyczaj dłużej.
98.^
Przeto choć zawsze do pisania siadam
W nocy, nie wtedy, gdy mam do czynienia Rzeczy ważniejsze, o których nie gadam; — Lodowe jakieś uczuwając drżenia,
Roztropnie resztę do jutra odkładam,
W której przyrzekam dać wam postać cienia; A niech się każdy namyśli opatrznie,
Nim zwać to bajką lub złudzeniem zacznie.
r. 99.
Zycie się walia między dwoma światy:
Gwiazda wieczorna, co się na dnia słoni Rąbek. Jak mało wiemy, czem przed laty Byliśmy, czem dziś! W wieczystej pogoni Wóz czasu bieży, grążąc w otchłań kwiaty I łzy... wnet drugie się wynurzą z toni, Osnute pianą wieków. Przez kurhany Państw raz się tylko przetoczą bałwany...
PIEŚŃ XVI 557
— —
PIEŚŃ XVI.
1.
Troje rzeczy Pers umiał starodawny:
Nie kłamać, łuk napinać, konia zażyć,
Tym trybem Cyrus się chował, król sławny.
U nas młodzieniec wszystkie te skojarzyć Potrafi cnoty: w „naciąganiu’1 wprawny;
Konie zajeżdża; a chociaż się zdarzyć Może, iż skłamie czasami niepięknie,
Zato łuk życia pręży tak, aż pęknie.
2.
Przyczyna tego błędu czy zjawiska
(Zjawisko czy błąd musi mieć przyczynę)
Za brzydka, by się jej przyglądać zbliska;
Lecz, oceniając, z zalet Muz drużynę,
I z bezstronnego sądząc stanowiska,
Choć wszystkie mają nienajszczerszą minę, Moja poczciwej dotychczas używa Sławy, — bo w fikcji najmniej jest kłamliwa.
3.
A że we wszystko wgląda, ni się liczy
Z konwenansami, do tych strof przeznaczy Z wielkiego świata sfery tajemniczej Dziwy, jakich nikt indziej nie obaczy.
Do miodu trochę domieszam goryczy,
Ale tak skąpo, iż się zdziwisz raczej Względności — zwłaszcza, że me pióro wieszcze Prawi de cunctis i niektórych jeszcze.
z wszystkich bajd, które doszły niego słuchu, la powieść prawdy ma najwięcej na dnie. Będzie to krotka historja o duchu,
Którą tu podam treściwie i składnie, tzyś szukał granic ruchu i nieruchu
mieJsc« — gdzie wszystkim nam mieszkać
\F ^Ptyków schłostać, co gotowi^
ufad ]esz^ze dzisiaj — Kolumbowi.
Niektórzy wierzą najświęciej w zawartość Kronik Turpma albo Geoffry’ja,
Pisarzy których ku prawdzie zażartość W obronie cudów świetnie się przebija.
Ojciec Augustyn ma już większą wartość,
Bo kaze właśnie wierzyć przeto, rquia Absurdum st. Ot, co! człowiek waży, mierzy ocieka, węszy, aż „w głupstwo’1 uwierzy.
,.... 6.
Więc me myszkuj! Wierz! człowiecze śmiertelny.
Wierzyc winieneś w rzecz niewynikowa ’ A w memozebną musisz; jest to dzielny bródek kojący: wierzenie na słowo — Nie profanuję tu wiary w kościelny Dogmat nnsteryj. Korz się, harda głowo,
Jakby przed biblją. Im głębiej się bada.
( oraz się głębiej dno prawdy zapada.
Ludzkość wierzyła od początku świata
— Ulowi historyk Johnson, stary wyga — na ten padół z poza grobu zlata ’ ”
Czasem duch jakiś, upiór albo strzyga,
Z czem dziwne jeszcze zjawisko się splata:
Że chociaż umysł rozsądny się wzdryga Przeciw tej wierze, jest jakaś mocniejsza Władza, że wiara owa się nie zmniejsza.
8.
Byl koniec balu; skończone przyjęcie.
Omówiono już kolację, kobiety,
Ten i ów z gości śpieszył w snu objęcie, Umilkły tańce, gra i kanconety;
Jak lekkich chmurek mgła na firmamencie, Znikły ostatnie strojne toalety.
W salonie było mroczno, gasły świece,
Księżyc zaglądał w głąb przez okiennice.
9.
Piękny dzień, słońcem wywaporowany,
Jest jakby resztka szampańskiego wina W ostatniej szklance bez dziewiczej piany;
Jak system, co się w chwiejności poczyna, Albo sodowa woda z odetkanej Butelki, kiedy gazu odrobina Ostatnia wzięci; albo fala cicha,
Gdy już jej burza w głąb nurtów me spycha.
10.
Jak opjum, które niby duszę głaszcze,
Lecz do cichego snu jej me układnie,
Jak... ach! me pióro jest niewynalazcze;
Jest to, z czem nic się porównać dokładnie Nie da, podobnie jak tyryjskie płaszcze, Ufarbowane czem... nikt dziś nie zgadnie, Czy koszenili sokiem, czy ślimaka.
— ‘ Wszystkich królów płaszcz spotka dola tak
11.
Obok strojenia się jest rozbieranie Największą w świecie męką; wtedy na nas Szlafrok koszulą Nessusa się stanie,
A myśli żółkną — lecz nie jak anauas.
Tytus powtarzał: „Dzień straciłem.“ A nie-Małom ciekawy, ja, com pił, jak z dzbana, z Puharu, co mi dniem i nocą tryskał,
Ileś dni ty sam w ciągu życia zyskał?
12.
Odszedł Don Juan, gdy nadeszła pora Spoczynku, smutny, rozstrojony, blady;
Czuł, że wrażenie nań robi Aurora,
Większe nad zamiar Adeli (ot! rady...)
Gdyby się przejrzał do gruntu, jak wczora,
W filozoficzne puściłby się swady Sam z sobą; sposób, który z każdą chwilką Niesie pociechę; a tak — westchnął tylko.
, 13.
Westchnął. Lekiem jest westchnąć do księżyca,
Do owej westchnień wszech depozytury.
Wychylił właśnie krąg czystego lica
— — (Czystego, kiedy go nie kryją chmury). —
W Juanie tedy uczuć nawałnica Wzdęła się, i chciał krzyknąć: „o ty, który!“
— Zakochanego tuizm samolubstwa...
(Kiedy zrozumiesz, nie znajdziesz w tem głupstwa).
t 14.
Na blask miesiąca astronom, poeta,
Pasterz, parobek są jednako czidi;
Wzwyża im ducha; zeń idzie podnieta Do świetnych idej — — (gdy stoisz w koszuli,
To katar). — — Żale i tajne sekreta
Zwierza się zawsze tej wędrownej kuli;
Ona podnosi — jak to pieśniarz rzecze — -Wody mórz, serca i mózgi człowiecze.
15.
Juan miał głowę jakimś smętkiem chorą,
Co wzywa nie do snu, lecz do dumania.
Z gotyckiej sali widok na jezioro,
Skąd spadających wód słychać szemrania. Zaczarowany tajemniczą porą
Ogród, pod oknem tuż wierzba się słania...
Juan stał, patrząc na srebrne kaskady:
Przewijał się w nich to błysk, to cień blady.
16.
Na toalecie czy stole — — (nie warto W opisach ściśle trzymać się porządku,
Lecz ja się trzymam, teorją upartą
Zaznaczam każdy szczegół w faktów wątku) — Płonęła lampa. On z głową opartą
O niszg, która w rzeźb gotyckich szczątku,
W szkłach malowanych i strukturze śmiałej Okazywała wiek bardzo zgrzybiały,
17.
Stał: było mroźno, lecz niebo gwiaździste;
Więc Juan lekko uchylił podwoi I wszedł w galerje długie i cieniste,
Kędy z portretew bohaterzy w zbroi Zdali się patrzeć i matrony czyste,
(Bo czystość zawsze wielkie damy stroi);
Ale w jasności mdłej każde oblicze Zdało się chmurne, smętne, tajemnicze.
Don Juan.
— ł8.
Na twarzach lordów i świętych promienie Księżyca grały; a gdy widz strwożony,
Patrząc z pod oka, wsłuchał się w rozbrzmienie Swych własnych kroków, jakby głos stłumiony Szedł aż z pod ziemi z trumien; groźne cienie Z ram, ujmujących męże i matrony,
Zdały się schodzić, jak dla zapytania,
Kto śmie nawiedzać dom wiecznego spania.
.....................19.
Spłowiały uśmiech i wdzięki minione Zmarłych piękności — bo wszystko czas niszczy — Majaczą w świetle gwiazd; oczy spuszczone Kryją się w kanwie; ich źrenica błyszczy Może, lecz ćmi ją płótno zapylone,
Jedna śmierć gzi się i mruga z tych zgliszczy. Portret to przeszłość. Nim oprawisz w ramy,
Ten, co pozował, już nie jest ten samy.
20.
Gdy tak wpatrzenie się w marność kojarzy Don Juan z myślą o kochankach, — w ciszy, Której oddechem skłócić się nie waży,
1 tylko odgłos lekkich stąpań słyszy,
Nagłe swern uchem czuje, lub też marzy,
Że czuje jakiś szmer — jak szelest myszy,
Co straszy ludzi, kiedy ząbkiem skrycie Zgrzyta o ścianę, wlazłszy za obicie.
21.
Lecz to nie była mysz. Ha! mnich w kapturze,
Z różańcem, w habit otulony cały,
Stąpa raz w cieniu, raz w światła lazurze,
Krok jego cichy, miarowy a śmiały,
Suknia mu długa szemrze po marmurze,
Simie się zwolna, jak cień Damy białej,
A <*dy się zbliży doń mierzonym krokiem,
Nie stanie, ale dużem łyśnie okiem.
22.
Don Juan struchlał. Słyszał w okolicy,
Jak o zamkowym mnichu chodził głuchy Szept; lecz nie widział w tem żadnej różnicy Od baśni, które baby i pastuchy Prawią; moneta z przesądu mennicy,
Co niby złoto w obieg puszcza duchy Rzadkie jak pieniądz śród. banknotów złoty.
Kto je zna? Jakie owych mar przymioty?
28.
Trzy razy przeszedł ten gość zagrobowy I wrócił; on czuł, że mu serce bije,
Krzepnie; zesztywniał i jak marmurowy Posąg skamieniał i nie czuł, że żyje.
Kędziory kręte powstały mu z głowy I pozwijały się grozą, jak żmije.
Chce o nazwisko spytać cnego ducha,
Chce mówić — ale język go nie słucha.
24.
Wstrzymał się dłużej, za trzecim zawrotem Poszedł i zniknął — ale gdzie?... Korytarz Był długi; któż wie, czy biegiem, czy lotem Uszedł w głąb świata drugiego dygnitarz. Drzwi było wiele; przez próżnię — wiesz o tem Ciało przejść może, jak w fizyce czytasz;
Lecz Juan nawet sprawdzić się nie stara, Któremi wyszedł ten człek czy ta mara.
25.
Stał więc. Minuta godziną mu była;
Czekał i ciągle w ten kąt się wpatrywał,
Gdzie się najpierwej mara pojawiła. ’
Powoli władze energji zwoływał,
Gotów był wierzyć już, że się mu śniła.
A potem zaczął myśleć, podejrzywał...
Wreszcie z zadumy ciężkiej się ocucił I półbezsilny do pokoju wrócił.
 26.
Wszystko, jak było; lampka jeszcze świta t Światłem — nie modrem, tak jak lampki skromne, Których knot swędem sympatycznym wita Duchy; — przeciera oczy, lecz — przytomne.
Na stole leży dziennik: bierze, czyta,
Oczyma szpalty przebiega ogromne.
Był tam artykuł, który karcił króla;
Niżej: „Wypróbowana maść na móla.“
,. 27‘
Z tego wionął świat. Lecz mu ręka drżała,
Drzwi zatem zamknął, a dziennik otworzył.
Przebiegł pochwałę Tooka — admirała,
Zdjął suknie, w łóżku do snu się ułożył.
Choć wtłoczył się w kąt, czuł, jak mózg mu pała
^ Przypomnieniami strachu. Aż go zmorzył
Mrok nocy; zwolna ostatek w nim gasnął
Pamięci jakby po opjum — — i zasnął.
r.. 28.
Zbudził się wcześnie i nie trzeba gadać,
Ze zaraz nocne przypomniał widzenie.
Wahał się, czy ma zeń się wyspowiadać.
To mogło wydać go na wyszydzenie.
Nie umiał woli swej kierunku nadać.
Tymczasem chłopiec, co miał polecenie
O jednym czasie do drzwi pukać zrana,
Jak zwykle przyszedł dziś ubierać pana.
29.
Ubrał się. Zwykle — jak młody — zasiada Długo przed lustrem; dzisiaj ani mruknie Na sługę, wdzięku całości nie bada
W zwierciedle, ledwo tylko się osmuknie; Włos mu niedbale aż na czoło spada, Niegładko, krzywo leżą na nim suknie,
A nawet węzeł gordyjski krawata
0 cały palec nierówno się splata.
30.
Kiedy się na dół do jadalni zwrócił,
Siadł zadumany nad czarką herbaty
1 byłby na nią uwagi nie zwrócił,
Gdyby gorące w nos go aromaty
Nie uderzyły, — więc tem się ocucił.
Był roztargniony widocznie — więc na tej Podstawie Bóg wie, jakie kto zaczyna Budować wnioski; pierwsza Adelina
31.
Spojrzała; widząc, że zbladł, sama zbladła Zakłopotana i oczy spuściła.
Może wiedziała o czem, może zgadła?...
Lord Henryk skarżył się, że bułka była Bez masła. Księżna Fitz-Fulke tuż usiadła I, nic nie mówiąc, bystro nań patrzyła. Aurora Raby dużem, czarnem okiem Poglądała nań w zdumieniu głębokiem.
32.
Na jego twarzy pobladłe kolory Drażnią niezwykle ciekawość kobiecą.
Więc Adelina spyta: „Czy pan chory?“
Wzdrygnął się i rzekł: „Tak, nie, może, nieco“. Domowy lekarz — doktór nad doktory —
Zaraz przyskoczył, a oczy mu świecą,
I już do pulsu i rady gotowy,
Ale Juan rzekł, że jest całkiem zdrowy.
33.
Całkiem zdrów, tak — nie. Dwa wprost sprzeczne słowa, Ale niepewny wzrok tłumaczy oba.
Może to była jedynie chwilowa Rozdrażnionego umysłu choroba,
Przelotnie zaatakowana głowa?... —
Lecz kiedy mu się przyznać nie podoba,
Aby istotnie był na głowę chory,
Znać, że potrzebne tutaj nie doktory.
34.
Milord, gdy dowiódł już, że czekolada Niesmaczna, gdy się o placku wygadał, Spostrzegł, jak gościa jego twarz jest blada,
Czemu się zdziwił, bowiem deszcz nie padał. Pytał, czy książę zdrów, więc odpowiada Księżna, że książę oddawna zapadał Na gościec w nogach (arystokratyczną Słabość, co była w tym rodzie dziedziczną.)
35.
Milord, zwróciwszy lice do Juana,
Bolał nad nagłym wypadkiem niemocy.
„Tak dzisiaj blado wygląda twarz pana,
Jakby cię Czarny mnich odwiedził w nocy“.
„Jaki mnich? ‘ — spytał Juan, lecz udana Spokojność, choć ją w sobie z cale] mocy Utrzymać pragnie, tutaj nic me nada
I jeszcze bardziej zblednie mu twarz blada.
3(5.
Co? Nie słyszałeś nic o Czarnym mnichu? [(
” Duchu tvch murów?“ — „Nigdy me słyszałem. „Fama, choć to łgarz, głośno i pocichu Roznosi o nim wieść po hrabstwie całem;
Lecz czy dziś braknie serca temu lichu,
Czyli przodkowie bardziej doskonaleni Patrzyli okiem; — choć kto wierzy może, — Dość, że się dawno nie zjawił w klasztorze.
37.
Ostatni*’... „Proszę** — rzekła Adelina
— Która, badając Juanowe lice,
Domyślała się, że głębsza przyczyna Wiąże humoru jego tajemnicę Z ową legendą. — „jeśli pan zaczyna Żarty, w żartach tych utrzymać granice.
O tem“ zjawisku dawno już wieść chodzi,
Lecz to istnienia jego nie dowodzi“.
38.
„Żarty?“ — rzekł Milord, — „wszakżeśmy na żywe Oczy w miesiącu miodowym — — Adelo**...
„Tak,“ co tam. To są dzieje bardzo tkliwe...
Czy zacni goście głosu mi udzielą?“
Niby Dyjana, gdy ściąga cięciwę,
Harfę przyniósłszy, zagrała. Kapelą Brzęknęły struny. Pełnym dźwiękiem tonu Grała o „Mnichu czarnego zakonu“.
39.
„A dodaj wiersze, któreś ułożyła!
Bo jest poetka — wiecie — z mojej żony“.
1 wdzięczna mina twarz mu okrasiła. r. Więc grzecznie prosił ten i ów, zdziwiony,
Ze tyle zalet razem w sobie kryła:
Dar poetycki, piękny glos, złączony Z kunsztem, trzy kwiaty na jednej gałązce — llzecz nadzwyczajna w jednej wiejskiej gąsce.
4°.
Potem po łubem krótkiem ociąganiu,
 (Czar czarodziejek, co chociaż urokiem Kaleczą, jeszcze jego bełt w udaniu Ostrzą) — ze skromnie pochylonem okiem Dotknęła harfy strun i w ożywianiu
Stopniowem obu dźwiękom jednym tokiem Dala popłynąć. Śpiewała z prostotą,
Co, że jest rzadkie, ceni się, jak złoto:
Powieść o Czarnym mnichu.
I.
Strzeż się, o strzeż się Czarnego mnicha,
Co przy Normandzkiej siadł skale,
Mruczy pacierze albo mszę zcicha Na starym odmawia mszale.
Gdy dziedzic na Hillu, pan Amundewillu, Normandzkiego wziął włości kościoła,
Wszystkich mnichów wypędza, jednego tylko księdza Żadną mocą wypędzić nie zdoła.
>. lf’
Bo choc przyszedł z orszakiem i pod królewskim zna-Do dóbr świętych uprawnion zaboru, [kiem
Grożąc mieczem, pochodnią, gotów skalać się zbrodnią Gdyby doznał twardego oporu,
Wysięki mnichów i chłostał, przecicz jeden pozostał, Tylko zdał się nie z ciała i kości,
Bo choć bywa w kościele, zwiedza ganki i cele, Nigdy we dnie, a zawsze w ciemności.
111.
A czy szkodzić przychodzi, czy dopomóc chce komu, To odgadnać nie w mojej jest mocy,
Dość, że od tej minuty Amundewillow domu Nie opuszcza ni we dnie, ni w nocy, ^
1 w małżeńskiej komnacie, w ślubny dzień w czarnej Ponad łożem pochyla się w mroku, [szacie A nawet go widzieli przy śmiertelnej pościeli Lordów, jak stał — lecz nie ze łzą w oku.
1V — i Gdy lord nowy się rodzi, wtedy z żalem przychodzi,
A gdy domu nieszczęście jest blisko,
W księżycowych promieni blasku z sieni do sieni
Sunie zwolna ponure zjawisko.
Kształty jego rozpoznasz, lecz nie dojrzysz mu twarzy,
Bo jest cała ukryta w kapturze;
Tylko oko błyszczące z pod kaptura się zarzy,
Jak u duchów jest czarne i duże.
V..
Strzeż się, o strzeż sic Czarnego mnicha.
On gospodarzem jest dworu,
W tych murach mieszka, na zemstę czyha, Pozostał panem klasztoru.
Amundewill jest panem we dnie,
Mnich Czarny jest panem w nocy,
A nikt z wasali jego praw nie zwali,
On ludzkiej urąga mocy.
VI.
Milczący go przepuść, gdy ujrzysz go mrokiem, A przejść ci pozwoli bez szwanku,
Odejdzie mierzonym i cichym swym krokiem, Jak rosa po trawie o ranku.
Westchnienie mnichowi poświęćmy w ofierze, Niech Bóg go wybawi z katuszy,
Jakiebądź są jego codzienne pacierze,
O spokój dla biednej proś duszy. “ —
, 4L Głos jej przycichnął, a niknące tony
Marły na strunach pod dotknięciem dłoni,
Nastała owa pauza, gdy zgłuszony
Śpiew ostatkami dźwięków w uchu dzwoni,
A potem szepty, brawa ze wszej strony.
Każdy z pochwalnym szeptem jej się skłoni,
Wielbiąc głos, wiersze i myśl i ujęcie.
Zakłopotana stała w tym odmęcie
42.
Pochwał. — Dzierżyła harfę piękna pani Z taką prostotą i tak od niechcenia,
Jak gdyby była gra rozrywką dla niej Śród wiejskiej ciszy i osamotnienia.
Gra, bo chcą tego jej goście kochani;
 — Wistocie chętnie; więc czasem odmienia Nieśmiałość skromną na uśmiech mistrzyni, Jakby wskazując, że co chce, to czyni.
Lecz to... (powiedzmy o tem bardzo cicho.
Wybaczcie cytat). Było to „Stąpanie ^
Po platonowej pysze — z większą pychą,
Jak uciął Plato, gdy mu po dywanie Deptał Diogenes. Ten rozumiał licho,
Ze dla kobierca wścieklizny dostanie Schludny gospodarz. Lecz attycka pszczoła Własnym dowcipem pocieszyć się zdoła. —
44.
Ona swojej grze znaczenia odmawia,
Mówiąc, że sobie trudu nie zadaje,
Co dyletanci mówią z miną pawia,
Ta pół-profesja profesją się staje,
Gdy się ją często na pokaz wystawia,
Wie o tem, kto zna angielskie zwyczaje
1 słyszał kiedy, jak młode dzierlatki Popisują się dla gości lub matki.
45.
Och! te wieczory, duety i trio.
Te spekulacje śród pływania w raju Dźwięków. Te „Mamma mia“, „Amor mio,., Tanłi palpiti“, które są w zwyczaju; Rozpaczne „Lasciami!“, miękkie „Addio!
W naszym nadzwyczaj muzykalnym kraju. Wreszcie, gdy głosy przycichną Italji,
Te smętne „Tu mi chamas“ Portugalji.
46.
Ar je Babelu i ballady szarej
Szkocji i pieśni Irlandji zielonej,
Które góralskie serca przez obszary
Mórz z włoskiej ziemi het, w ojczyste strony
Niosą; — muzyki gorączkowe mary;
 Ojczyzna wlana w swojskich pieśni tony, Która mnie w snach się tylko przypomina... Wszystko umiała wygrać Adelina.
. 47.
Wpadła w niektóre sawantek wybryki: Tworzyła rymy i nawet pisała Do przyjaciółek sonety, wierszyki;
(Obligująca bardzo rzecz, choć mała).
Lecz od najbardziej lazurowej kliki —
Kolor ten w modzie dziś — — zdaleka stała, a jedną słabość: w Pope’m genjusz widzi;
Co gorsza — głośno wyznać się nie wstydzi.
48.
Aurora — gdy już gustu dotykamy —
^ Gust termometrem jest, bo jak kropelką Rtęci mierzy się nim charakter damy — ’ Aurora była Szekspira czcicielką.
Jel byt wystawał za naszego ramy Świata i była niby jedną wielką Przestrzenią, uczuć świat ogarniającą,
Wolną jak bezmiar — i jak on milczącą.
. 49.
Nie tak Jej słodko — zdradliwa książęca W ysokość Fitz-Fulke, Hebe, której dusza, Jeżeli ją ma, w oczach siedzi, znęca Zalotnie i do uklęknienia zmusza.
( zasem pojawi się w nich niejagnięca Złość; prawie grzeczna to nas nie porusza. W każdej kobiecie defekt odkrywamy Umyślnie, bojąc się nieba bez plamy.
50.
Nie wiem, czy była poetką. Wiem, że ja Sam raz widziałem u niej:., Kąpielowy Przewodnik‘ oraz „Triumfy Hayley’a“,
Gdzie wieszcz, jak prorok, j e j dzieje z swej głowy Wysnuł; była to cała epopeja
Od dnia, gdy wpadła w małżeńskie okowy.
Z poezyj, które chwaliłem w potrzebie,
Były: Bouts rimes i Stance do siebie. —
51.
Nie wiem, jaki był zamiar Adeliny,
Na taki temat zaśpiewać pieśń owa,,
Skoro w nim mogła dopatrzyć przyczyny,
Co nastrajała Juana nerwowo.
Może tę słabość wyśmiać — był jedyny
Jej cel, a może — nie chcę ręczyć głową —
W tej zabobonnej umocnić go wierze.
Dlaczego? Trudno coś orzec w tej mierze.
52’,.
Lecz owej pieśni skutek bezpośredni Był, że się zdołał całkiem uspokoić.
Rzecz, którą musi zachować człek przedni,
Chcąc się do tonu spólnego dostroić,
W czem nikt ostrożny nie był nadto. Jedni Płaszcz sobie muszą sceptyka przykroić,
Drudzy w sukience zakonniczej chodzić,
Jeżeli pragną kobietom dogodzić.
53.
Więc Juan, krzepiąc ducha, jął przycinki Odpierać śmielej, wymijać pytania
I równie na ten temat stroić drwinki.
Księżna tu talent złośliwy odsłania;
Składając usta do szyderczej minki, Detalicznego żąda sprawozdania
I pyta, w jakim mnich się zjawia tonie Przy urodzeniu lorda, a przy skonie.
54.
Lecz nikt rzec o tem nie umiał dokładniej.
Jedni to zwali — jak było — ludowym Przesądem, inni uznali je snadniej ^ Prawdą, niechętni przedmiotowi. Słowem Temat o duchu starczyłby na dwa dni.
Don Juan, ogniem ogarnion krzyżowym Pytań o widmo, z którem miał widoczne Stosunki, umiał ujść przez ścieżki boczne.
55.
A potem, kiedy minęło południe,
Kompanja cala do swych zajęć wstaje
I w dalszym ciągu czas przepędza nudnie:
Tym się za późno, tym za wcześnie zdaje. Charcik Milorda, tresowany cudnie,
Biega o zakład i językiem ziaje,
A koń rasowy, na przyszłe wyścigi Wytrenowany, wyprawia podrygi.
, 56.
Handlarz obrazów przyniósł „oryginał“
Tycjana — nie na sprzedaż oczywista; —
Ze nie na sprzedaż, ceny nie wspominał.
Lord X. dawał mu funtów już czterysta;
Sam król łaskawie targ z kupcem zaczynał,
^ Jeno się skarżył, że cywilna lista,
Którą go naród natrętnie obarcza W czasie podatków szczupłych — nie wystarcza.
57.
Ale do niego jako konesera,
Patrona jeśli nie sztuk, to malarzy,
Z czystych pobudek — — bo się nie zapiera,
Że’ chciałby obraz oddać nie w sprzedaży,
Lecz w podarunku. (Konieczność przypiera!)
I że mecenat jego wielce waży,
Przynosi skarb swój; nawet nie przynosi Na sprzedaż, tylko o ocenę prosi.
58. ^
Był tam nowy Got, jeden z cegłolepów
Gotyckich, u nas architektem zwany;
Dowodził, że mur (twardszy od czerepów Angielskich) — musi być zarysowany; ^
Więc, wybadawszy dom od dolnych sklepów,
Zrobił kosztorys i plan: zburzy ściany Gmachu i nowy gmach postawi na nim W stylu, — a to zwał restaurowaniem.
59.
Koszta nieznaczne, bo wyniosą parę
Tysięcy; — piosnka z refrenem, co wraca Ten sam po każdej strofie, a to w miarę Roboty; — zresztą opłaci się praca,
Bo w pałac zmieni się domostwo stare,
A gust Milorda zabłyśnie, jak raca.
Przez przyszłe wieki słonecznie promieniąc:
„W gotyckiej pysze za angielski pieniądz“.
60.
Prawnik przeglądał księgi hipoteczne; ,
— Milord chciał właśnie zwiększyć swe dziedziny Zakupnem; wiódł też procesy odwieczne
O miedzę, z księżmi zaś o dziesięciny,
Te żagwie sprzeczek i religji sieczne Rózgi, kłócące z szlacheckimi syny Kościół — — stał tuczny wół, wieprz i parobek, Milorda ekonomiczny dorobek, — 61>
W podwórzu. Tamże kradnący zwierzynę Kłusownik, prawie do więzienia zdatny. Przyprowadzono też wiejską dziewczynę W czepcu na głowie i chuście szkarłatnej,
(Me lubię patrzeć na to — mam przyczynę: Zamłodu byłem sam z tych względów stratny). Gdy odsłoniono chustę — cud natury!
Zjawił się problem podwójnej figury.
62.
Istną zagadką jest w butelce jaje;
Nikt nie wie, jak tam wpadło, jak wypadnie. Więc to zjawisko natury oddaję Tym, co zagadki rozwiązują snadnie.
A — (nie dla władzy kościelnej) dodaję,
Milord był sędzią, zaś konstabl, co władnie Nad moralnością, schwytał na praktyce Tę przyrodzonych lasów kłusownicę.
63.
Zasię sędziowie pokoju zasadne Do wszech przekroczeń miary przykładają, Surowo karcąc porywy szkaradne Tych, którzy na nie konsensu nie mają.
A oprócz dzierżaw i dziesięcin żadne
Swobody z równym wydrzeć się nie dają Trudem; ochrona dziewcząt i bażantów Jest najtrudniejsza dla wszystkich sierżantów.
64.
Nieszczęsna była jak obrazek blada;
— Jej zwykły kolor był kolor jabłuszka, —
(Co naturalnej u dam odpowiada
Bladości — — zwłaszcza, kiedy wstają z łóżka). Może ze wstydu, że co „nie wypada’1 Zrobiła. Wiejska uboga dziewuszka Bladością zdradza swoje zasromanie;
Rumieniec dla się rezerwują panie.
65.
Spuszczone, czarne a chytre oczęta Dały ogromnej łzie w swój kątek zlać się,
Którą piąstkami ocierała, zdjęta
Żalem; nie jak te, co weń przystrajać się Lubią, na pokaz mając sentymenta,
Niedość bezczelne, by z szyderstwa śmiać się.
Stoi tak, a łzy u powiek jej wiszą,
Czekając, rychło z niej protokół spiszą.
66.
Wszystkie te grupy stały jak najdalej Od. buduarów damskich. Więc prawnicy Dwaj w gabinecie; na podwórzu stali:
Włodarz, tuczone bydło, kłusownicy.
Architekt, handlarz — ci operowali (Jak wódz, piszący na swojej stannicy Depesze) obadwaj z oddzielnych stacyj,
Dumni ze świetnych swych elukubracyj.
67.
W ogromnej sieni stoi zapłakane
Dziewczę; gdy konstabl, stróż niesfornych chuci, (Który potępiał piwo, lurą zwane),
Kufelkiem elu zwiędłe gardło cuci.
Don Juan.
37
Stojąc tak, czeka dziewczę zasromane,
Aż Sprawiedliwość na nią okiem rzuci
I spyta, czego nie wytrząśnie z palca Niejedna panna: Kto jest ojcem malca?
68.
Tak lord był w ciągłej pracy, w ciągłym gwarze, Nietylko końmi i psami zajęty.
Tymczasem w kuchni zaczęli kucharze Inne wyścigi i inne tętenty,
Bo jak pozycja i obyczaj każe,
Ten, co jest wielkiej posiadaczem renty,
Ma dzień przyjęcia, kiedy się panowie Schodzą. — „Otwartym1* jeszcze się nie zowie
69.
Taki dom; tam raz w tydzień „nieproszeni“
(Bo tak ogólne nazwę zaproszenie)
„Wchodzą szlachcice wiejscy, dżentlemeni Bez meldowania, i każdy siedzenie Zajmuje; wino w twarzach się płomieni,
Rozmowa idzie gładko i uczenie,
A jeden temat służy zamiast sfory Stronnictwom: przeszłe i przyszłe wybory.
70.
Lord Henryk był też patronem wyborów,
Rządził w swem państwie, jak szczur albo królik, Chociaż do częstych z nim przychodził sporów Sąsiad, uczony Szkot, książę Mól-Mółik.
A także liczył się do matadorów
Mniejszy, niż ojciec — jego syn Nul-Nulik,
Który popierał w swojej sferze ciasnej Zawsze interes cudzy — czytaj: własny.
71.
Grzeczny, oględny w powiecie i w domu, Ludzi słodyczą lub łaską zjednywał;
Umiał swe względy okazać — jak komu,
A co najłatwiej, wszystkim obiecywał,
Co do takiego wyrosło ogromu,
Że obiecanek już skarb nie pokrywał.
Lecz raz dotrzymał, raz nie; przeto jego Słowo ważyło niemniej, niż innego.
72.
Druh liberalnych, przyjaciel wolności,
A niemniej przeto przyjaciel korony,
( — W kolizję nigdy nie wwiódł swej godności Z patryjotyzmem — ) tylko zniewolony Jej łaską służył... „nie chcę swej wartości Przeceniać11, mówił skromnie — zaczepiony. Sam pragnąłby znieść wszystkie synekury, Lecz cóżby stało się z prawem natury?
73.
„Głosił zasady swoje“, frazes taki
Nie jest angielski, lecz parlamentarny,
— (Tak się dzisiaj zwą języka pokraki) —
A w naszym wieku bardzo popularny. Milord nie wchodził na frakcyjne szlaki,
Choć na publiczne cele był ofiarny.
Co do urzędu, na swem stanowisku —
Jak mówił — więcej ma straty, niż zysku.
74.
Niebo i świat wie, że go nie prowadzi Próżność, że życie prywatne dlań drogie; Lecz króla swojem odstępstwem nie zdradzi, Gdy go żywioły otaczają wrogie.
Każdy demagog nóż rzeźniczy gładzi,
Ażeby przeciąć, ach! przecięcie srogie — Gordyjski węzeł Goergijskiego węzła,
Gdy w nim panowie, król, Anglja zagrzęzła.
75.
Choćby mu nawet przyszło z złą fortuną Walczyć, to wytrwa na swem stanowisku, Póki nie spędzą go lub nie odsuną.
Choć inni praguą — on nie pragnie zysku. Lecz biada Anglji, gdy urzędy runą!
Wtedy nastaną dla niej dni ucisku.
Cóż pocznie biedny kraj bez urzędnika?... Dlań najpiękniejszy jest tytuł: Anglika.
76.
Był niezależny; niezależność śliczna,
Lepsza, niż u tych, co nie otrzymują Za nią nic. Żołnierz publiczny, publiczna...
Wiele cenniejszych skutków dokazują,
Niż wojsko nieregularne i liczna Zgraja tych, co się nie legitymują Profesją. Tak jest mąż stanu przed stadem Profanów wyższy, jak lokaj przed dziadem.
77
Wszystko to stroi duszę milordową Prócz, co w ostatniej strofie. Ale struny Uciszam; rzecz tym nie jest wcale nową,
Co ją z wyborczej słyszeli trybuny.
Od kandydatów z niezależną głową Lub sercem. Słyszę obiadu zwiastuny: Odgłosy dzwonka. Naprzód pacierz: „Chleba Naszego.“ — Pacierz śpiewaćby potrzeba.
. 78.
Boję się spóźnić, więc przyśpieszam kroku;
Była to jedna z uczt, w Alb]onie modnych, Jakby coś było ładnego w widoku Sytych żarłoków albo ludzi głodnych.
Był to „publiczny dzień “ duszności, tłoku,
Gości gorących i półmisków chłodnych;
Mało wygody, wiele formalności, jr Nie swoje miejsce, nie swój humor gości.
79..
Sztywnie swobodna szlachta — nie w swej sferze;
Arystokracja dumnie ugrzeczniona;
Służba wciąż w strachu, jak trzymać talerze,
By sosu z ryby, sarny lub kapłona Na toalety nie uronić świeże,
Stąpa ostrożna i nieroztargniona,
Bo jedna struga z półmisków lub dzbanów Mogła pozbawić miejsca ich — i panów.
8°. /
Było tam kilku dzielnych jeźdźców, łowców,
Co mieli czujne wyżły, chwytne charty;
I kilku czynnych myśhwych Wrześniowców,
Co na przepiórki wstają już o czwartej
I dybią na nie w zbożu, śród jałowców;
Księża, co liczą skrupulatnie kwarty Dziesięcin, chętnie ludziom śluby dają,;, Oremvs“ ciszej niż „Pijmy“ śpiewają.
81. w
Kilku, mających dowcipnisiów sławę,
Kilku wygnanych z lwrów londyńskich kasty, Miast na posadzki, muszących na trawę Patrzeć i wstawać nie o jedenastej,
Lecz o dziewiątej. Niebiosa łaskawe
Mnie dały siecLzieć przy „synu niewiasty’1.
Przy przepotężnym księdzu Piotrze Pithie,
Którego dowcip oślepia — tak skrzy się.
.. 82‘
Znałem go dawniej w świetnych dniach Londynu.
Z przepysznych śniadań sławny był wikary. Każdy żart listkiem był jednym wawrzynu;
Ta wyższość stała się mu źródłem kary.
0 Opatrzności! Czy cię sądzić z czynu?
Jak są niemiłe czasem twoje dary!
Dziś djabła śledzi po łinkolnskiem bagnie,
Nie psując myśli, ma, czego zapragnie.
83.
U niego były kazaniami żarty,
Żartem kazania. Wszystko dało nura W bagnach, bo humor w febrze biorą czarty.
Już się nie czepia uszu ani pióra Bon-mot, kalambur, dwuznacznikiem wsparty, Ksiądz się logiczny stał, jak zwykły ciura;
Dziś grubym, głośnym żartem musi z krtani Swych owiec chichot wydzierać barani.
.. 84‘
„Jest11 — — jak w wierszyku każdy czyta znanym —
„Różnica między dziadem a królową11
(U nas raz ten stan zszedł się z t a m t y m stanem,
Lecz wsprawy stanu wdawać się niezdrowo).
Między biskupem równie i dziekanem,
Między złocistą miską a cynową,
Angielskiem mięsem i spartańską zupą
(Herojów oba kraje rodzą kupą).
85.
Jedną z największych omyłek w naturze Czy nierówności jest ta, która sprawia,
Że nad wsią miasto chce górować duże.
Ostatnie wielkie korzyści przedstawia Temu który się nie kocha w lazurze, ^
Lecz z otoczenia korzyści wyławia, ’
Czy dla ambicji, czy dla interesu.
Oba pojęcia bez tamy i kresu.
86..
„En avant!“ Ogień miłości zamiera,
Kiedy człowiek jest przepity i syty.
Miernie krzepiony potęgi nabiera,
(Co z gramatyki wiemy i ja i ty.)
Wiemy, że bożek Bachus i Cerera Są przyjaciółmi matki Afrodyty,
Którym się szampan i trufle zawdzięcza;
Statek ją krzepi, ale post zamęcza.
87.
Milcząco jedli dyplomaci, Strzelce.
Juan, nie wiedząc, gdzie siadł, i zasnuty W siatkę swych dumań, roztargniony wielce, Siedział na miękkiem krześle, jak przykuty. Chociaż stukały noże i widelce,
Zdał się o niczem nie wiedzieć dopóty,
Aż mu ktoś w bok dał szturchnięcie — już trzecie, Prosząc o sztukę ryby w galarecie.
88. /
Szarpnięty po raz trzeci za róg fraka ^ Wzdrygnął się, spojrzał i. uśmieszki gości Widząc, tłumione z przekąsem, spiekł raka
I prędko (nic tak mądrego nie złości
I nie rozstraja, jak śmieszki prostaka)
Zadał potrawie znacznej głębokości Eanę i rzucił — nim się opamięta —
Poł majonezu na talerz natręta.
... 89.
T yłvt0, ’V, lc!ki bl^d> iak każdy przyzna: lę rybę lubił bardzo ów jegomość;
nt inn’-’ którym została głowizna, ’
Obrazili się na form nieznajomość.
Pytano, jak mógł tak głupi mężczyzna Być zaproszony. — To i niewiadomość,
Jak na jarmarku stały merynosy,
Miało Milorda kosztować trzy glosy.
.. 90.
Gdyby wiedziano, że miał odwiedziny Ducha, sądzonoby go mniej surowo.
Lecz o duchowe czyliż dbać przyczyny Zdolna kompanja z twarzą tak różową, lak pulchna i z tak materjalnej gliny,
Ze nie wiem, czemu mniej się — daję słowo — Dziwie: czyli że takie ciała miały Duszę, czy duszom z podobnemi ciały.
91.
Bardziej, niż mruki te i chichotanie Wkoło siedzących szlachty i szlachcianek,
(Co się dziwili tej humoru zmianie,
Słyszano bowiem, że do zalecanek ’
Jest skory, kiedy widzi piękne panie,
Czy placem pałac był, czyli zaścianek;
Bo i najmniejszy, gdy na pańskim dworze, Przedmiotem rozmów dla mniejszych być może.)
92.
Odczuł to, że go Aurora przeszywa Wzrokiem, a z ust jej lekkie śmieszki wieją,. To już dlań była tortura prawdziwa.
 U osób, co się tylko rzadko śmieją,
Śmiech zdradza ważne, głębokie motywa.
Uśmiech Aurory nie schlebiał nadzieją,
Ni złośliwością słodką, którą widzą Niektórzy u dam, choć te szczerze szydzą.
93.
Obserwacyjny był to uśmiech, baczny, Wchodzący z dziwu na litości stopnie.
Lecz Juan spłonął ogniem — nieopatrzny!
Ani to było mądrze, ni roztropnie.
Już zwrócił oko na się, co jest znaczny Postęp; niejeden szczęsny, gdy go dopnie.
On wiedział także o tem — ale zmysły Straciły swój rząd i rachunek ścisły.
94.
Co gorsza — nie odpłaciła mu swoim Rumieńcem, niezażenowana; była Jak przedtem, chłodna spokojnym nastrojem, Wzrok odwracała wprawdzie, lecz nie kryła, Przybladła trochę: czem — — czy niepokojem?...
Nigdy gorąco się nie rumieniła,
Czasem przelotnie; miała barwy świeże,
Niby jezioro w świetlnej atmosferze.
95.
Triumfów był to dzień dla Adeliny:
Zaprasza okiem i zaprasza usty Skrzętnych zjadaczów ptactwa, ryb, zwierzyny, Pochlebstwo, grzeczność, jak kaskad upusty
Zlewa na gości, — a to z tej przyczyny,
Że już niedługo kończy się rok szósty I trzeba przewieść, jak przez koralowe Rafy, Milorda przez wybory nowe.
96.
A może zawsze była w gości kole Tak miła; — dziś to było użyteczne.
Lecz Juan wiedząc, jak gra swoją rolę,
Swobodnie cedząc słówka gładkie, grzeczne,
A czasami się zdradza w tym mozole Duszy przez ruchy, ze spokojem sprzeczne Gniewu lub nudy, zaczął myśleć, czy nie Udaniem było wszystko w Adelinie.
97.
Grałaż bo każdą rolę z tjrm talentem Nieporównanym, z owa ruchliwością,
Co bezserdeczną zwą ludzie; ze szczętem Błądzą; jest ona duchową żywością I nie jest sztuką lecz temperamentem.
Choć nią się zdaje, przeto że z łatwością Da się giąć. Ta jest najotwartsza dusza.
Co bezpośredniem wrażeniem się wzrusza.
98.
To robi naszych pisarzy, artystów,
Choć mędrców nigdy, bohaterów rzadko.
Lecz mężów stanu, tancerzy, lutnistów,
Nie to co wielkie, lecz co strojne gładko. Przelicznych mówców, mało finansistów,
(Choć skarb dziś stal się prawdziwą zagadką; Zaczął z surowych schodzić dróg Cockera I symboliczny coraz kształt przybiera.
99.
Są to poeci liczb, co me obstają,
Że dwa a dwa pięć, czego i najrątszy Nie udowodni; lecz za rzecz uznają Prawdopodobną to, że cztery są trzy,
Dlatego, wziąwszy cztery, trzy oddają;
Amortyzacji rana dziś się jątrzy,
Ten ligiiid niczem nie zlikwidowany,
Gdzie tonie dług, jak w nicości Niiwany.) —
100.
Gdy Adelina tak gości zjednywa,
Księżna sfer szuka i zabaw wygodnych. Wprawdzie nie szydzi w oczy — powściągliwa,
Lecz jej wzrok błyskiem źrenic niezawodnych Śmieszności w każdym momencie odkrywa,
Ten miód smakowny naszych pszczółek modnych, Który złośliwie do swych ułów znoszą,
Księżna zbierała go i dzis z rozkoszą.
101.
Nadszedł już wieczór i noc. Zajechały Przed dom powozy; ostatnie podrygi Wesołych śmiechów zmilkły. Damy wstały Z miejsc i złożyły parafjańskie dygi;
Panowie równie swój wiejsko-niesmiały Oddali ukłon, chwaląc na wyścigi Amfitryjona, kolację i wino,
Oczarowani panią Adełiną.
102.
Ten się urodą, ten wdziękiem zachwyca, ^
Ciepłem w obejściu; ów chwali życzliwość Szczerą, którą jej promienieją lica I którą oka okazuje żywość.
Tak — ona sobą wysoki zaszczyca
Szczebel społeczny, jej z mężem szczęśliwość Jest zasłużona. A! czar niewymowny, Niewyszukany strój, prosty, gustowny.
103.
Pani Adela pochwał była godna,
. A co do zacnych liczę jej uczynków,
Że powściągliwa, litośnie-łagodna,
Szczędziła gościom wieczornym docinków, Gdy się zaczęła rozmowa swobodna
0 ułożeniu mężów, żon, kuzynków,
0 śmieszności dam, sukniach jak szlafroki, Dziwnych fryzurach w koki, loki, fioki.
104.
Ozwie się rzadko; rozmowę stanowi Dzisiaj zbyt wolne puszczenie języka.
Zato ma wszystko cel, co ona powie;
Stosownem słowem dosypie pieprzyka Konceptom, mocy dodaje żartowi;
— Tak melodramat podnosi muzyka. — Słodko przyjaciół nieobecnych bronić! —
— Ja przed tą łaską wolę się zasłonić. — -
105.
1 tylko dwoje udziału nie brało
W tej podjazdowej dowcipu szermierce: Aurora z miną skromną i nieśmiałą
1 Juan, co choć jak żołnierz w manierce Żart zawsze nosił, dzisiaj, co się działo,
Nie czuł; duch uszedł w ostatniej iskierce Uwagi, coraz nowy żart, jak raca,
Wystrzeli — on nań uwagi nie zwraca.
106.
Lecz widział w oczach Aurory uznanie
Tego śród śmiechów niegrzecznych milczenia; Może je wzięła za poszanowanie Praw nieobecnych, które się ocenia,
Lecz nie wypełnia?... Więc na drugim planie W kąciku swoim siedział i z półcienia Patrzał i mało widział, słyszał mało,
Ale widział to, co go radowało.
107.
Zysk mu więc przyniósł widok nocnej zmory, Kiedy mu usta do milczenia złożył Niby duchowi, i w obecnej pory
Okolicznościach szacunku przysporzył.
Toż w jego duszy na widok Aurory Rój zapomnianych dawno myśli ożył,
Myśli szlachetnych, słodkich, idealnych,
A w skutek swojej boskości — realnych.
108.
Miłość szlachetnych rzeczy, młode lata, Nadzieja czysta, niewiadomość święta Tego, co jest świat i co drogi świata;
Chwile, gdy rozkosz, ze spojrzeń poczęta, Milsza jest niż cześć, choć się z dumą splata, Świecąc jak słońce; bo ona nie spęta Serca słodyczą ni rozkoszą oną,
Kiedy się z łonem spotka drugie łono.
1.09.
Ktoby nie westchnął dzisiaj? Hej! Cytera!
Ten, kto miał serce i choć pamięć chowa. Już ona razem z Dyjaną umiera,
Promienie gasną, rok się z roku snowa.
Ostrą Erosa strzałę w mirt ubiera Już tylko muza Anakreontowa.
Lecz, choć niejeden człowiek słuszny żal ma Do cię, wielbionaś jeszcze, Venus Ałma!
110.
W takich dumaniach pogrążony cały
Wzniosłych, jak pośród burzy trąba wodna,
Juan, gdy kury na północ zapiały,
Szedł spać; ale myśl, z mdłem ciałem niezgodna, Miota się bez snu. Ńad łożem mu wiały Wierzby miast maków i, dumając, do dna Wychylał słodycz wspomnień i rozpacze.
Rozpustnik na nie piwa, lecz młody płacze.
111.
Znowu była noc. Zrzucił z siebie wszelki
Strój prócz koszuli, co nie jest ubraniem; Został „sans culołte“ i bez kamizelki,
Słowem — nie mogło chyba mniej być na nim. Usiadł i czekał, czując jakiś wielki Niecierpliwy strach, i oczekiwaniem Nowych psot ducha myślom klina zadał;
— Nie pojmie tego, kto z duchem nie gadał.
r112’
Niedarmo czekał. Wnet coś załopota.
 Słyszy, tak, słyszy, nie — a przecie — Panie Święty! wyraźny chód cichy, czyj... kota!
Na djabła kocie po nocach igranie.
A szedł jak lekka, powietrzna istota;
Było to niby panienki stąpanie,
Kiedy na pierwszą schadzkę się wymyka I drży na odgłos wstydliwy bucika.
113.
Znów — czy wiatr? Nit, nie! To w kapturze czarnym Ten sam mnich — już nim po raz drugi straszę Stąpa tak dziwnie, — krokiem regularnym,
Jak rym — (rozumiem tu rymy nie nasze). Kroczy w ciemnościach nocy, co po gwarnym Dniu ludzkie uśpi głowy i opasze Świat niby czarną płachtą, rozesłaną Szeroko, w iskry dyjamentów sianą.
114..
Jak mokrych palców suwanie po suchej
Szybie, co szczęki ścina — zaszeleszcze;
Jak nietuziemskie, podczas zawieruchy Ostro siekące o północy deszcze Straszą Juana. Zadrżały mu słuchy,
A może sprawić niecielesność dreszcze,
Gdyż jej nawet ci, co wierzą głęboko W duszę, popatrzeć nie śmią oko w oko.
115.
Więc otwarł oczy — i usta. Dziwota
Sprawia ten skutek, że się z szczęką szczęka Rozchodzi, mowie zostawiając wrota,
Którą się może duszna wydać męka.
Bliżej i bliżej szmery — już nie kota —
Dla śmiertelnego nieznośne bębenka.
Otwarł więc oczy — (pomną czytelniczki:
I usta — ) wtem się otwiera... co?... drzwiczki,
116.
Drzwiczki, z galerji wiodące w komnatę.
Zawiasy skrzypną piekielnem „Speranza,
,,Lasciate ogni speranza voi cheentrate“
Groźno, jak Danta rym albo ta stanca,
Albo — lecz brak mi słów dosadnych na te Zgrzyty. Na ducha dziś rycerska lanca Nawet za słaba. Bo czemże jest ducha Byt? kto go dotknie, usłyszy, poniucha?...
117.
Drzwi się otwarły, niegwałtownym pchnięte Ruchem, lecz, jak lot mewy, równo, długo Mierzonym; ale na wpół odemknięte Do sali wąską przepuszczały strugą Światło świec, które w lichtarzach zatknięte Pobladły, nocną znużone usługą.
I w tym półmroku, w tych drzwiach, do pokoju Wiodących, stał mnich w swym ponurym stroju.
118.
Don Juan zadrżał, jak podobnej chwili W noc przeszłą; ale, ustawiczne drżenia Sprzykrzywszy, zaczął myśleć, że się myli,
I znowu wstyd mu było mieć złudzenia.
Już w nim wewnętrzny człowiek też się sili
I nad materją władzę rozprzestrzenia, Tłumacząc, żeduch z ciałem może śmiało Ruszyć na ducha, który z e z u ł ciało.
119.
Lęk się zmienił w złość, złość się jęła żurzyć, Powstał, szedł naprzód — cień nazad uskoczył. On ruszył śmiało naprzód, przestał tchórzyć,
Krew się rozgrzała, mózg z gniewu zamroczył,
I postanowił mnicha rozkapturzyć,
Chociażby przytem czyjąś krew wytoczył.
Duch się zatrzymał, pogroził ponurym Gestem, cofnął się i oparł pod murem.
120.
Juan ściągnął dłoń: Boże mocnej rady!
Dotknął nie duszy, ciała, ale ściany,
Na której rzeźby gotyckie, arkady
Malował blaskiem promień posrebrzany. Zadrżał. Pod kimby nie drgnęły posady Na taki widok i dziw niesłychany!
Wszak Ryszardowi rychlej włos się jeży Przed cieniem, niż przed tysiącem rycerzy.
121.
Duch nie ustąpił. Modre oko lśniło
Blaskiem, co zdał się wcale niepozgonny. Nie trącił także bynajmniej mogiłą Oddech u ducha gorący i wonny,
A kilka loczków o włosach świadczyło.
Z ust karminowych, jak przez winogronny Splot nad oknami światło księżycowe — Zębów dwa rzędy bielały perłowe.
122.
Zdumiony, ciekaw, wyciągnął znów prawą Rękę, a potem lewą. Dziw nad dziwy! Napotkał niby pierś twardą, krągławą,
Ciepłą, snać pod nią bił serca puls żywy. Poznał, że działał przedtem nazbyt żwawo, Jak w pierwszej próbie człowiek popędliwy, Że w roztargnieniu ręką w ścianę pukał,
Więc nie natrafił na to, czego szukał.
123.
Dusza tak słodka, jak duszyczka ona,
Rzadko zapewne w kapturze chadzała; Broda z dołeczkiem, szyja jak rzeźbiona Świadczyły, że się składa z krwi i ciała.
Don Juan.
38
Spadla habitu płachta odrzucona, te Szkoda — że późno tak! — i ukazała Dyszącą czarem, lubieżnie przegiętą,
Zalotną księżnę Fitz-Fulke — uśmiechniętą...

KONIEC. PRZYPISKI DO PIEŚNI I. Pieśń I, zaczęta w Wenecji d. 6 września, skończoną została w listopadzie 1818 r. Następujący fragment znajduje się w manuskrypcie na końcu I pieśni: Czemu mię Bóg nie stworzył tyle gliną, Ile krwią, kością, szpikiem, czuciem, żądzą... Rzeczy, co mają przeminąć — przeminą, A przyszłość... niechaj mię ludzie nie sądzą Z tego, co piszę; gada ze mnie wino; Jak huczy!... krzesła, stoły wkoło błądzą... Powiadam... widzę... przyszłości duch blady... Cóż, do stu!... Wina daj!... Nie! Limoniady! Strofa 2. Cumberland, Wolfe, etc. Generałowie angielscy, którzy odznaczyli się we Francji, Hiszpanji, Ameryce w biegu zeszłego stulecia. „A z nim maciory prosiąt dziewięcioro“. Shakespcarc. Macheth. IV. 1. 65. Strofa 3. Barnave, Brissot, etc. Generałowie francuscy i przywódcy rewolucji. .loubert, 11ochc, etc. Generałowie Napoleona. Strofa 4. Howe, Duncan, etc. Admirałowie angielscy. Strofa 5. „Vixere fortes ante Agamemnona, etc.“ Ho-racjusz. Byron, cytując Horacego, korzysta z przekładu Francisa, jak cytując Homera, użytkuje z Pope‘a. Strofa 6. „Semper ad eventum festinat et in medias res Non secus ac notas, auditorem rapit“. Hor. Strofa 8. Właściwie:.„Kto nic zna jej, nie zna cudu“. Quien no ha visto Sevilla, no ha visto maravilla. Byron odwiedził Sewillę w r. 1809, w czasie swej pierwszej „pielgrzymki“. Damy sewilskie zajęły się nim nadzwyczajnie; wdzięk ich i piękność opisuje w „Listach“. PRZYPISKI DO PIEŚNI i Strofa 10. Dofia Inez jest poniekąd portretem żony Byrona, miss Anny Izabelli Milbankc, z którą żył tylko rok jeden (1815 — 1816). Ta część biografji poety przysloniona jest dotąd grubą tajemnicą wskutek spalenia „Pamiętni-ków“ przez Hobhouse‘a i Moora w r. 1824. To pewna, że lady Byron zmusiła męża do rozwodu. Przyczyną tej konieczności nie była ani siostra poety, Augusta Leigh, ani stosunek z aktorką „Claire“, jak sądzi Jeaffreson w osta-tniem swem dziele: „Prawdziwy lord Byron“; — dociekania nowych badaczy nie wyszły dotąd poza hipotezę; po objek-tywne szczegóły tego wypadku odsyłamy czytelnika do wzmiankowanego dzieła Jeaffresona. Najnowsze odkrycia noszą cechę raczej sensacji, niż prawdy. Strofa 11. Prof. Feinagle wykładał w r. 1812 w „Royal Institution“, protegowany przez „niebieskie pończochy“, sztukę Pamięci. Strofa 12. Lady Byron była sawantką, matematyczką; poeta często czyni aluzje do jej uczoności. Strofa 15. Samuel Romilly, adwokat Byrona, promotor rozwodu, skończył życie samobójstwem w r. 1818. Byron uważał śmierć jego za karę boską i wieczną dla jego pamięci zachował nienawiść. (Porów. Listy z czerwca 1819.) Strofa 16. Mary Edgeworth (1767 — 1849), nowelistka irlandzka, autorka książki „Practical Education“, 2 vol. 1798. Mrs. Sarah Trimmer (1741 — 1810), autorka książki o wychowaniu. Hannah More (1745 — 1833), autorka dramatów i traktatów moralnych m. i. Coelebs in Search of a Wife 1809. Strofa 17. „Description des vertus incomparables de l‘Huile de Macassar“. Strofa 18. W don Jose‘m przedstawia poeta siebie samego i czyni aluzje do stosunku z Claire‘ą Strofa 21. „Trzonek wachlarza żony“ — z Szekspira. Strofa 27. „Inez zwołała doktory, znachory“. Pierwszy krok do rozwodu uczyniła lady Byron, odjeżdżając do rodziców w pozornej zgodzie i wmawiając w przyjaciół męża, że dostał pomieszania zmysłów. Wizyty doktora Baillie i adwokata Lushingtona doprowadzały Byrona do wściekłości. (Szczegóły w dziele Moora.) ^ Strofa 28. „W dzienniczku błędy męża spisywała. Żądając rozwodu, wyliczyła lady Byron szesnaście punktów, jako podstawę prawną procesu. Do akcji sądo-wcj nie przyszło, gdyż Byron dobrowolnie rozwód podpisał. Strofa 36. „Wszystkobym przebaczył, prócz krzywdy osamotnienia, gdym sam stanął u ogniska śród pokruszonych mych domowych bogów“. (List z 10 września 1818 r. Porów. Manno laliero, Akt III. sc. 2.) Historję swego rozwodu próbował Byron skarykaturo-wać w zaczętej r. 1817. a niedokończonej noweli, w której występuje Don Jose di Cardozo i Dofia Josepha. Scenę przenosi poeta do Aragonu. Strofa 39. Cały system wychowania Dofii Inez przejęty żywcem z biografji poety; ma też na celu wyśmianie angielskiej szkolnej edukacyjnej metody. Strofa 42. Patrz: Longinus: „O wzniosłości“. Longinus, zwolennik Platona, sławny retor, żył w połowie III w. po Chr. Strofa 44. „Ustępy owe notują w przypisku’. Autentyczne. Istnieje takie wydanie Marcjalisa, z inkrymino-wanemi ustępami na końcu. Strofa 77. Logika Dofii Julji „postanawiającej stawić odważnie czoło pokusom, przypomina ustęp Don Kichota, I. 33, gdzie mąż wystawia żonę na próbę, rozumiejąc tak: „Cóż wielkiego, iż jest rozsądna i uczciwa ta, której nie dano okazji do grzechu?... Toteż ta, która jest dobra z bojaźni lub z braku pokus, nie ma u mnie tej ceny, co kuszona i prześladowana, wychodząca z walki z wieńcem zwycięstwa...“ Strofa 82. „Serce hartując i zbrojąc Tą próbą, jako śpiżem, duszę białą“. Porów. Dante: „Se non che conscienza mi‘assicura, La buona compagna che l‘uom francheggia Sotto l‘osbergo del sentirsi pura.“ Inf. 28, 115 — 117. Strofa 86. Owidjusz: Ars amandi. I. 2. Strofa 88. Campbell‘a: Gertruda z Wyoming, 1809, poemat w guście Atali Chateauhriand‘a. Strofa 95. Juan Boscan Almogava z Barcelony, um. około 1543 r. Wespół z Garcilassem de la Yega (zm. 1536 r.) wprowadził włoski styl do kastylijskicj poezji i rozpoczął działalność swą sonetami według wzorów Petrarki. Strofa 116. „Krasomędrku“ u Reja: „Żyw. czł. pocz.“ Strofa 129. Kongrewskie race. Will. Congreve, artylerzy-sta, wynalazca rakiet, użytych po raz pierwszy przy oblężeniu Boulogne, 1806 r. Niebardzo jest jasne, w czem leży „antyteza“. Strofa 132. Sir Humphry Davy wynalazł lampę bezpieczeństwa w r. 1815. Strofa 137. „W nocy hrabina Guiccioli przypatrywała się mojej robocie i zatrzymała się przypadkiem na str. 137, Pytając, co znaczy. Odpowiedziałem: „Mąż twój wraca!“ A że powiedziałem to po włosku i z niejaką emfazą, drgnęła 7. przestrachu i krzyknęła: „Mój Boże, wraca?“ Pojmiesz, jak śmialiśmy się, skoro zrozumiała omyłkę. (Listy 8 listopada 1819.) Strofa 166. Trup księcia Clarence zanurzono w beczce małmazji. (Patrz Szekspira: Ryszard III.) Strofa 148. Lliszpański „cortejo“ (wym. kortecho) ma znaczenie włoskiego „cavalier servente“. Byron był oficjalnym „cavalier servente“ hrabiny Guiccioli, i arystokracja raweńska oburzyła się, skoro hrabia prawa, uświęconego we Włoszech zwyczajem, chciał ją pozbawić. „Dofia Julja myli się: Hrabia 0‘Rcilly nic zdobył Algeru, przeciwnie, Alger o mało nie zdobył 0‘Reilleg~o, który cofnął się z wielką stratą w r. 1775“. (Przyp. Byrona). Strofa 181. „Para trzewików?...“ Ten motyw wziął Byron prawdopodobnie ze szkockiej ballady: Our goodman came hame at e‘en and hame camc he, He spv‘d a pair of jack-boots where nac boots should be, What‘s this now goodwife? What‘s this I sec? LIow came thcsc boots there, without the lcave o‘mc! Boots! quo‘she: Ay, boots, quo‘he. Shame fa‘your cuckold face, and ill mat ye sec, It‘s but a pair of water stoups the cooper sent to me“... PRZYPISKI DO PIEŚNI I 59!) „Przyszedł do dom stary mąż, a gdy do dom przyszedł, Obaczyl parę butów, gazie stać nie powinny. Cóż to widzę, moja żono, cóż to ja tu widzę? Skąd się tutaj wzięły buty, i bez mojej wiedzy? Co? Buty, rzecze ona. Aj! Buty, rzecze on. Wstydź się, stary rogalu, chyba oczu nie masz, Toć to są dwie konewki, które bednarz przyniósł.“ Strofa 189. William Brodie Gurney Esq., znakomity stenograf angielskiego parlamentu. Strofa 194. „On wszystkie dobra ma, kobieta jedno“... „Que les hommes sont heureux d‘aller a la guerre, d‘cx-poser leur vie, de se livrcr a l‘enthousiasme de 1’honneur et du danger! Mais il n‘y a rien au dehors qui soulage les femmes. (Mme de Stael. Corinne.) Strofa 198. „Elle vous suit partout“. Byron sam miał pieczątkę z tym napisem. Strofa 200. „Moje poema, które się w epiczne przemienia“... Poeta układa swoje epos według dowcipnego „przepisu“ Swifta: „Robiąc burzę, weź Eurusa, Zefira, Boreasza, wrzuć je razem w jeden wiersz; dodaj tęcz, błyskawic, grzmotów (ile można najgłośniejszych), ąuantum sufficit; zmieszaj chmury i bałwany, aż się zapienią... etc. (Recipe for an Epic.) Strofa 209. „Lecz, aby krytyk nie miał na mnie chrapki, Przekabaciłem „Przegląd mojej babki“. Słowami temi czuł się głęboko urażony wydawca „Przeglądu brytyjskiego“ i zaklinał się, że nigdy pieniędzy od Byrona nie brał, lżąc równocześnie ostatnicmi wyrazy „Don Juana“. Nato odpowiedział Byron z Bolonji, szydząc niemiłosiernie z naiwnego krytyka. (Patrz: dzieło Moora.) Strofa 216. Me nec femina, nec puer Jam, nec spes animi credula mutui Nec certare juvat mero; Nec vincire novis tempora fioribus. (Hor.) „Lecz mieć namiętność muszę — będę sknerą...“ W tym czasie Byron rzeczywiście z kaprysu zaczął skąpić i stał się nadzwyczaj drażliwy na wszelkie wydatki. Moore opowiada, iż miał skrzynię, w której zebrane dukaty dłonią przegarniać lubił. Strofa 217. Legenda o mnichu Bakonie, który odlał spiżową głowę, powtarzającą te trzy zdania. Gdy nie puszczono jej w ruch w stosownej chwili, głowa stoczyła się z piedestału i roztłukła na sztuki. Strofa 222. Patrz Southeya: Pielgrzymka do Waterloo, sub fine. PRZYPISKI DO PIEŚNI II. Pieśń II zaczęta w Wenecji d. 13 grudnia 1818 r., została skończoną 20 stycznia 1819 r. Pieśń I i II wyszła w Londynie w lipcu 1819 r. bez nazwiska autora i wydawcy. Strofa 26. Jeszcze wr r. 1799 czytał Byron książkę pod tytułem: „Opowiadania o rozbiciu się Junony na wybrzeżach Arrakanu, 1795“. Do tego przystąpiły inne opisy: „Rozbicie się Herkulesa Centaura, Abergavenny“ i t. d. Oskarżono Byrona o plagjat; on sam w liście do“ Murraya pisze: „Co się tyczy oskarżeń o „Rozbicie“, zdaje się, że mówiłem już, iż niema tam jednego szczegółu, któryby nic był wzięty z rzeczywistości, i to nic z jednego opisu, ale z rozmaitych“. Wydawca broniąc (!) poety, przytacza analogiczne przykłady ze Szekspira, który kładł całe ustępy z Plu-tarcha w usta swych bohaterów. Toć właśnie niezrównane mistrzostwo: prozę w rydwan oktawy wprzęgnąć i w poezję zmienić przerzuceniem zaledwie kilku wryrazów. Drastyczne przykłady tego, czasem — co prawda — do przesady posuniętego realizmu, przytoczymy: Strofa 29. „Choć pompy wyrzucały 50 beczek wody na godzinę, okręt musiałby iść na dno, gdyby nie nadludzkie wysiłki. Pompy, których wybornej konstrukcji zawdzięczam życie — pochodziły z fabryki p. Manna w Londynie“. (Rozbicie się Centaura.) Strofa 36. „Grogu nam trochę daj!“ — wołali — „wszak za godzinę będzie po nas“. „Wiem, że musimy umrzeć“ — odpowiedział zimno dzielny oficer — „ale umierajmy, jak PRZYPISKI DO PIEŚNI II GOI ludzie!“ Uzbrojony parą pistoletów stal na straży, nawet w chwili, gdy już okręt tonął. (Rozb. Abergavenny.) Strofa 62. „Słońce weszło czerwono i ogniście, pewny znak gwałtownej burzy. Cóż było robić, jeśli nie płynąć przed siebie. Rozdzieliłem po łyżce rumu między wszystkich. Chleb, który znaleźliśmy, był spleśniały“. (Bligh.) Wszystkich ustępów, których jest bez liku, cytować niepodobna. (Por. wyd. Murraya z r. 1837.) Strofa 56. „Battistę, co się zwał zdrobniale Tita“. W Wenecji był ulubionym gondoljerem Byrona Tita Falcier. Strofa 83. Quand‘ ebbe detto cio, eon gli occhi torti Riprese il teschio misero co‘denti. Che furo all‘ osso, come d‘un can, forti. Dante. Inf. 33, 76 — 78. Strofa 117. Jeżeli trafne są przypuszczenia Jeaffresona, iż Thyrzą jest Małgorzata Parker, dziecięca miłość poety, to znajdzie się ich potwierdzenie w jednym z listów: „Trudno mi zapomnieć jej ciemnych oczu, długich rzęs, greckich zupełnie rysów twarzy, greckiej kibici. Miałem wówczas lat 12, ona była starsza... — może o rok. Nie pomnę kobiety, któraby jej dorównała przejrzystością cery i słodyczą charakteru. Wyglądała jak stworzona z tęczy: piękno i spokój.“ Zgodność tego opisu z postacią i charakterem Hajdei jest widoczna. Strofa 137. „Opowiadania szlachetnego Jana Byrona: opis przygód, których doświadczył z towarzyszami na brzegach Patagonji od r. 1740 do 1746“. Strofa 164. „Pomnę ja tę lekcję i śnię“. Wspomnienie pobytu w Sewilli w r. 1809. Strofa 168. „Jak wiatry, co się nad różami słonią“. Szekspir. Strofa 201. „Ta kusi djabla, potem powieść kleci“... Aluzja do pani Karoliny Lamb, która, opuszczona, zemściła się na Byronie powieścią „Glenarvon“. Powieść jest słaba; Byron twierdził, że wszystko w niej jest wymysłem, prócz listu, żegnającego ją na zawsze w sposób dość brutalny. (Szczegóły w dziele Jeaffresona.) Za I i II pieśń wypłacił wydawca Byronowi 1500 funtów szt.; za III, IV i V równie 1500 funtów szt. PRZYPISKI DO PIEŚNI III. Lord Byron rozpoczął tę pieśń w październiku 1819 r„ ale wrzawa, wywołana ogłoszeniem I i II pieśni, zniechęciła go tak, że pracował dalej urywkami. Pieśni: III, IV i V ogłoszone zostały drukiem w sierpniu 1821 r., równie jak poprzednie bez nazwiska autora i wydawcy. Świetną — zwłaszcza pod względem stylistycznym — obroną poety przeciw napaściom angielskiej prasy jest list z 15-go marca 1820 r. do I. D‘Israeli’ego, umieszczony w wydaniu Murraya, z r 1837 i 1839. Strofa 3. Dans les premieres passions les femmes aiment 1‘amant, et dans les autres, elles aiment l‘amour. (Dc la Rochefoucault, Maximes 471.) Nie wiem, czy zwrócono dotąd uwagę na spotykanie się częste Byrona z innymi autorami w podobnych do tej sentencjach. Cierpliwy szperacz znajdzie u niego myśli Pascala, Cuviera, nawet Ccrvantesa. Cytuję umyślnie autorów tak różnych, aby zwrócić uwagę na szerokość studjów Byrona; rzadko który z poetów był tak mało niepodległy, a równocześnie samodzielny; że Szekspira umiał prawie na pamięć — — rzecz znana; niejednokroć bezwiednie obrazy jego powtarza; głupstwem więc jest, co piszą o lekceważeniu i poniżaniu Szekspira; jeszcze w roku 1884 odezwał się absurd ten w książce doktora Weddigena: „Wpływ lorda Byrona na europejskie literatury nowszych czasów“. Strofa 9. Aluzja do starej ballady „Śmierć i żona“, znajduje się w Szekspirze. Strofa 10. Dante i iMilton: Rusticucci nazywa swą żonę: La fiera moglie. „La fiera moglie piu ch‘altro mi nuocc“. Inf. 16, 45. „Pierwsza żona Miltona uciekła od męża już w pierwszym miesiącu po ślubie. Gdyby nie była uciekła, co uczyniłby John Milton?“ (Przyp. Byr.) Dante, Szekspir, Milton, Dryden byli nieszczęśliwi w małżeństwie, z nimi łączy się jeszcze jedno wielkie imię — Byrona. Strofa 11. „Matematykę chciał nią uzmysłowić“. Aluzja do matematycznych studjów lady Byron. Strofa 23. Odyseja p. XVII. Jedynie pies Argus poznał wracającego pana; do tego wypadku zwrócony jest wiersz ostatni tej strofy. Strofa 29. Piryjski taniec, tańczony przez mężczyzn, przedstawiał atak i obronę przy dźwiękach bojowej muzyki.

  • Strofa 30. „Najbrzydsza sześciuby poetów w szały wprawiła“. W manuskrypcie stało pierwotnie: „W szałby wprawiła Moora choć nieożenionego“.

Strofa 41. Lambro, jedna z najlepszych figur Byrona, jest portretem Alego Paszy, u którego poeta był w gościnie, w czasie swej pierwszej pielgrzymki. Strofa 45. „Risponc allor’ Margutle, a dir del tosto, lo non credo piu al nero, ch‘ all‘ azzurro. Ma nell cappone, o lesso, o vuogli arrosto, E credo aleuna volta anco nel burro... etc. Pulci: Morgante Maggiore. XVIII. 151. „Zapytaj tego oto mego bracha“ — — z warszawskiego ulicznego języka, znany frazes: „odknaj, brachu!“ Strofa 61. Opis zastawy, strojów, wschodniego przepychu biesiadnej sali wzięty jest z dzieła Tully‘ego: Tripoli, str. 132 i nast.; wiele szczegółów z listów lady M. W. Mon-tagu i własnych spostrzeżeń; wierny swej metodzie przenosi poeta opis ów dosłownie, np. „Napoje składały się z różnych sorbetów, to jest soku z wina, granatów, pomarańcz, ciśnio-nego przez skórkę...“ i t. d. Strofa 85. Pindar pisał ody na cześć zwycięzców w igrzyskach olimpijskich, przeważnie na zamówienie miast greckich. Strofa 86. Trecentisti, poeci XIV w.: Dante, Petrarka, Boccaccio. Hymn str. 2. Wielcy poeci z Teos i Skio: Homer i Ana-krcont. „Wyspy szczęśliwych: vr/Uoi naxaQMV. Przypuszczają, że były niemi wysry Zielone lub Kanaryjskie. Strofa 90. William Coxe, historyk, wydal pamiętniki własne z podróży po Szwajcarji, Polsce, ’ Rosji, Szwecji, Danji, oraz z rękopisów pamiętniki: lorda Walpole, Burbonów hiszpańskich, wreszcie: Pamiętniki Jana ks. Malborough. 3 tomy. Lond. 1817 — 1819. Strofa 91. San Johnsona: Life of Milton, z dzieła w 10 tomach: Lifes of the Poets 1779. Strofa 93. Southey, Wordsworth, Colcridge, przedstawiciele „Szkoły jezior“, sławni dziś nie tyle dziełami — choć Wordsworth zawsze jeszcze w Anglji jest ceniony — ile an-typatją, jaką ku nim czul Byron, który scharakteryzował naturalistyczny kierunek Wordswortha w „Wycieczce“ słowami: Here we will go up, up, and here we will go down, down, and here round about, round about“. „Tu pójdziemy górą, górą, a tu pójdziem dołem, dołem, a tu w kółko, a tu w kółko“. Naprzekór im wynosił Byron talent poetycki Pope’a, Dryden‘a, Crabbe‘go, Rogcrsa, Gifforda, i Campbella, co było jednem z jego niepojętych zaślepień. W następnych strofach wzmiankowane poematy są: Wordswortha: The excursion, The wagoner, Peter Bell; Coleridge‘a: The ancient mariner (Stary marynarz), poemat przepiękny, nastrojowy, z ducha już romantycznego. Pantisokrazja: Southey z Coleridge‘em chcieli założyć w Ameryce utopijne państwo; zamiar spełzł na niczem przez ożenienie się obu marzycieli z dwiema niskiego stanu siostrami. Strofa 95. Joanna Southcote, założycielka sekty liczącej 100, 000 wiernych. Ogłosiła się matką drugiego Sziloh, którego przyjście na świat zaufana w siebie przepowiadała; jednak doktor Rcece i inni sprawdzili w rzekomym błogosławionym stanie — wodną puchlinę. Umarła w r. 1814. Strofa 104. „w Wszystkiem, co z Jedności płynie“ Panteistyczny rys — następstwo wpływu Shelleya. Strofa 105. Dryden (1631 — 1700), angielski Boileau, uwielbiany przez Byrona dla swoich: Fables ancient and modern — Powieści starych i nowych, oraz dla „Absalona i Achi-tophel‘a“. Strofa 106. Giovanni Boccaccio (1313 — 1375): Decame-rone. V. 8. Bohaterem tej nowelli jest Nastagio degli Onesti. Strofa 107. aEaneęe, jidwa (fŚQóię, <p;:Qtię oivov, cpśęsię alya. (ptgsic; fiuTtjOf, 7TaZda. Fragment Safony. Strofa 108. Era gia l‘ora che volge l‘disio A‘ naviganti e‘ntenerisce il cuore Lo di ch‘han detto a‘do!ci amici addio; E che lo nuovo peregrin* d‘amore Punge, se ode sąuilla di lontano, Che paia‘l giorno pianger che si more. Dante. Purgatorio. 8, 1 — 6. PRZYPISKI DO PIEŚNI IV. Pieśń IV powstała r. 1818 — 20 w Rawennie i tworzyła pierwotnie całość z poprzedzającą pieśnią pod tytułem pieśni III. Strofa 1. „Niby Lucyper, gdy angielskie czety Z nieb go strąciły — spada“: „Pride and worse Ambition threw me down, Warring in heaven against heaven‘s matchless King. Milton: Paradise Lost. „wyobraźnia zeschła jak jesienny Liść“: — „my May of life Is fall‘n into the sere, the yellowr leaf.“ Macheth. Skarżą, że jestem pisarz nierzetelny... obraca moralny świat w trzodę potworów.“ Watkins. „Byron zanurzył głęboko pióro swToje w grzechu,, jeszcze głębiej zanurzył je w niemoralności. Zaiste! błyska, aby wwieść na manowce“. Colton. Strofa 3. Strofa 3. „Byron „Czy ty pożądasz jako duch szatański Zbrodnią spustoszyć i zniweczyć ludzkość i t. d.“ Cottle. Strofa 6. Luigi Pulci (1432 — 1487). Byron przełożył I pieśń jego Morgartte Maggiore, z niedoścignioną w tłumaczeniach sztuką; poemat ten bardziej jeszcze, niż Ariosta „Orlando“, podziałał na mistrzostwo formy „Don Juana.“ Strofa 7. „ — Tu Apollo szczutka Dał w ucho.“ Cum cancrem reges et praelia, Cynthius aurem Vellit, et admonuit“ — Verg. Ecl. 6. Strofa 12. „Pieszczochy bogów umierają młodzi.“ Herodot. Strofa 31. Byron mimo swój sceptycyzm był zabobonny, i jak z wTielu wskazówek wywnioskować można — skłaniał się do wiary w duchy i nadnaturalność snów. W r. 1813 miewał sny straszne, które wyrzucały mu jakiś tajemniczy występek, a które w „Dzienniku“ zostawiły pełne grozy wspomnienia. Fakt ten wiąże się ściśle z niezbadanemi dotąd szczegółami życiorysu. Strofa 53. Byron przyśpieszył śmierć swą dziwacznym systemem życia. Będąc skłonny do otyłości, żył przez czas długi w Anglji sucharami i wodą sodową. Dla uciszenia głodu żuł tytuń, dla pobudzenia fantazji zażywał laudanum i upajał się absyntem — co jednak wT nałóg nigdy nie przeszło. Strofa 76. Opis brzegów Azji Mniejszej, a następnie Konstantynopola, opiera się na wspomnieniach „Pierwszej pielgrzymki“ (1809 — 1811), którą poeta odbył z Hobhouse‘m. (Por. Listy Byr. 1810). Strofa 77. Podobnie Rene Chateaubrianda na gruzach miast greckich i rzymskich przychodzi do przekonania, że ludy żyjące równie prędko bywają zapomniane jak umarłe. Podróżując po Szkocji ogląda pasqce się trzody tam, gdzie żyli niegdyś bajeczni Osjan i Fingal. Strofa 80. „Fakt autentyczny. Przed kilku laty taki impresarjo zaangażował towarzystwo wrłoskie śpiewaków dla jakiejś sceny, a wioząc do Algeru — — sprzedał. Jednę z kobiet, która pow-rócila z niewoli, słyszałem dziwnem zdarzę- niem w operze Rossiniego: L‘Italiana in Algieri“ w Wenecji, 1817 r.“ (Przyp. Byr.). Strofa 86.’ Włoska muzyka, nie kontentując się naturalnym męskim i kobiecym głosem, wyzyskała męski sopran — kastratów. Śpiewali w operze, a do ostatnich czasów nawet w kościele św. Piotra w Rzymie, z powodu, że kobietom był tamże wstęp wzbroniony. Byron w; przypisku czyni złośliwe spostrzeżenie, że ten rodzaj rzemiosła znalazł poparcie na dworach dwu przeciwieństw: Papieża i Sułtana. Strofa 88. Rauco-canti dosł.: „Chrapi-glos.“ Strofa 96. „Nikt nie utrzyma rozpalonych węgli Na dłoni, myśląc o chłodnym Kaukazie.“ „Oh, who can hołd a fire in his hand By thinking on the frosty Caucasus?“ Shakespeare. Strofa 99. Tobias Smollet (1720 — 1771) należy do rzędu humorystów angielskich XVIII w. Jowjalność jego nosi znamię realizmu w przeciwieństwie do idealistycznego humoru Stcrne‘a. Przypomina raczej Swifta zwłaszcza śmiałem a lekkiem przeskakiwaniem szranek przystojności i polity-cznemi aluzjami. Najsławniejsze z jego humorystycznych romansów są: Peregrine Piekle, i The expedition of Hum- phry Clinker., Mathew Prior (1664 — 1721), autor ballad i opowiadań epicznych oraz dydaktycznych poematów: Salorno on the vanity of the world i Alma or the progres of mind. Henry Fielding (1707 — 1754). Znajomość świata i ludzi czynią go znakomitym malarzem charakterów. Z komedji przeszedł do romansu; powszechnie znanem jego dziełem jest: Tom Jones or history of a foundling; znany równie aforyzm: Mężczyzna jest ogniem, a kobieta hubką, — szatan zaś lubi je. zbliżać.. Lodovico Arioslo (1474 — 1533). Jego „L‘Orlando furio-so“ — na język polski przełożony, niestety nie cały, przez Piotra Kochanowskiego, zaczął pisać się w r. 1515. „Zwolna, zwolna poznają, do czego Don Juan zmierza: że jest satyrą na nadużycia dzisiejszego społeczeństwa, a nie pochwałą występku. Może niekiedy jest za lubieżny — cóż poradzę? Arjost jest gorszy; Smollet gorszy dziesięć razy; Fielding nie lepszy. Żadnej dziewczyny nie zepsuje czyta- nie Don Juana; nie, nie; poto uda się do poematów „Małego Tomka“ (Thomasa Moora, który pod tym pseudonimem wydał w r. 1802 zbiór ognistych anakreontyków) — do romansów Rousseau‘a, a nawet do nieskażonej De Stael........“ , ^ (List Byrona do Murraya, 1822) Strofa 103. Gaston de Foix, siostrzeniec Ludwika XII, poległ w zwycięskiej bitwie pod Rawenną 1512 r. Strofa 104. Dante pochowany został w Rawennie w grobowcu, wystawionym przez Guidona da Polenta, odbudowanym kilkakrotnie z coraz większą okazałością. Strofa 106. „Tak się przelewa przez duszy krawędzie Uczucie pieśnią“. „Narzeczona z Abydos powstała w ciągu czterech nocy dla odegnania snów o... Gdyby nie to, nie byłaby powstała nigdy; a gdybym czasu tego niczem nie zapełnił, musiałbym był oszaleć, jedząc własne serce. Gorzka potrawa.“ (Dziennik Byrona, 1813). Strofa 108. Sawantki, niebieskie pończochy, blue sto-ckings, bas bleu — były antypatją Byrona. Słowacki równie dokucza im w „Beniowskim.“ Strofa 109. „I cant get out“ z Stcrne‘a: Sentimenlal journey through France and Italy. Lawrence Sterne (1713 — 1768) jest obok Swifta i Dickensa największym angielskim humorystą. „Wordy — Wordsworth. Gra słów: W ordy znaczy nudnie gadatliwy. Strofa 112. Autor ma na myśli cyanometr. Ostatni wiersz tej strofy Byron przeinaczał kilkakrotnie: 1*11 back a London „Bas“ against Peru — albo: 1*11 bet some pair of stockings beat Peru — albo: And so, old Sotheby, we‘11 measure you. PRZYPISKI DO PIEŚNI V. Pieśń V zaczęta w Rawennie 16 października, skończona 20 listopada 1820 r. Strofa 3. „Rzeka Okeana“: Oxed roto ytoio Iłom. — Lady M. W. Montagu, żona angielskiego ambasadora w Kon- stantynopolu, autorka listów: „The letters and other works of lady M. W.“ 6 vol. Lond. 1813. Książka jej jest jednem z głównych źródeł poety w opisach scen charakterystycznych Wschodu. Strofa 4. „Czuję namiętność do Marji imienia.“ Imię to nosiły Miss Duff i Miss Chaworth, dwie młodociane miłości Byrona z r. 1797 i 1803. Strofa 5. „Grób Olbrzyma“ pagórek po azjatyckiej stronie Bosforu. Strofa 15. Widdyn. Miasto w Bułgarji po prawej stronie Dunaju. Strofa 31. Candide ou l‘optimisme, nowele filozoficzne Voltaire‘a. — Aleksander Macedoński kazał się nazywać synem Zeusa Amońskiego. (Patrz Plutarcha: Bioi). Strofa 32. 8 grudnia 1820 r. zamordowany został tuż przed domem Byrona komendant Rawenny. Wypadek ten bezpośrednio przeniósł poeta między strofy Don Juana. Strofa 42. „Dlatego, że wieszcz któryś w Turki jeździł“. Charakterystycznym rysem romantyzmu jest zwrot do natury, religji i poezji Wschodu, datujący się od Schlegla i Goethego. Strofa 52. „Rymom i listom, szkicom, ilustracjom.“ „To guide-books, rhymes, tours, sketches, illustrations.“ Guide des Voyageurs, Effusions in Rhyme etc. Lady Mor-gans Tom in Italy, Sketches of Modern Greece, Illustrations of Childe Harold Hobhouse‘a. Strofa 61. W chwili, gdy Byron pisał tę pieśń, roztrząsano w sądach angielskich skandaliczny proces rozwodowy królowej Karoliny, żony późniejszego króla Jerzego IV, oskarżonej o stosunki z pokojowcem, raczej forysiem, Włochem Bergami. Strofa 92. „Przed kilku laty żona Muchtara paszy skarżyła się przed jego ojcem na niewierność męża i wypisała listę dwustu najpiękniejszych kobiet Janiny, przypuszczalnie winnych występku. Tej samej nocy zostały schwytane i utopione w jeziorze.” Strofa 98. „Marja ze Szkocji“: Marja Stuart. Spółcześni pisarze głoszą jej olśniewającą piękność: włos czarny, oczy ciemno-siwe, płeć nadzwyczajnie delikatna, ramiona i ręce Don Juan. 39 zachwycające kształtem i białością, wzrost wysoki, majestatyczny. Ninon de 1‘Enclos: Aspazja czasów Ludwika XIV; sławna urodą, dowcipem, galanterją, przedewszystkiem zaś długotrwałością wdzięków, pozwalających jej w bardzo podeszłym wieku uchodzić za piękną. W salonach jej spotykało się pierwszorzędne osobistości; udawali się do niej po radę i sąd; Scarron pisząc romanse, Moliere — komedje, Fontenelle — dialogi, de la Rochefoucault — Maksymy. Umarła w r. 1705 w 90 roku życia. Strofa 100. „Nil admirari, prope res est una, Numici, Solaąue quae possit facere et servare be- [atum. Hor. lib. I. ep. 6. Strofa 101. John Murray, wydawca i przyjaciel Byrona, pierwszy księgarski potentat w Londynie. Strofa 115. Will. Wilberforce (1759 — 1833), propagator zniesienia niewolnictwa, powtarzał ustawicznie jak drugi Katon swoje „Ego autem censeo“. Wniosek, poparty przez ministra Foxa, przeszedł nareszcie w r. 1807. Castlereagh postawił go na kongresie wiedeńskim, a sam Wilberforcc pisał w tej materji listy do Talleyranda, króla pruskiego i cesarza Aleksandra. Umarł tego samego dnia, kiedy wniosek rządowy o wyzwolenie wszystkich murzynów w kolo-njach przeszedł w drugiem czytaniu, 29 lipca 1833. Strofa 131. Lady Booby: Bohaterka noweli Fieldinga: Joseph Andrews. Feclra: Bohaterka tragedyj Eurypidesa (Hippolytos) i Racine‘a. Strofa 136. Hotspur (Gorąca Ostroga) przydomek Henryka hr. Persy, nieśmiertelnej postaci Shakespcare‘a w I cz. „Henryka IV.“ „By heaven! methinks, 1 were an easy leap To pluck bright honour from the pale-faced moon. „Mnie się to zdaje tak łatwem — skoczywszy Zdjąć świetny honor z bladego miesiąca.“ (A. I. sc. 3. Przekł. I. Paszkowskiego). „And when I have stolen upon these sons-in-law, Then kill, kill, kill, kill, kill, kill.“ (King Lear. A. IV. sc. 6). Strofa 147. Dymitr Kantemir, hospodar mołdawski (1673 — 1723), autor dzieła: „O wzroście i upadku państwa Osmanpw.“, Knolles, autor dzieła o Turcji. Obie książki czytał poeta z ogromnem zajęciem jeszcze w latach chłopięcych. Strofa 158. Tej strofy brak w pierwszem wydaniu. Zauważywszy wypuszczenie jej. Byron tak pisał do Murraya: „Na jakiej zasadzie wypuściliście jednę z ostatnich strof, którą posłałem jako dodatek? Zapewne dlatego, że kończy się: „w stadła — moralne centaury*... Muszą zapowiedzieć, że nie pozwalam żadnej ludzkiej istocie takiej swobody z manuskryptem w mojej nieobecności. Pragnę, żeby luka była zapełniona. Przeczytałem poemat jeszcze raz uważnie i powiadam wam, że w tem jest poezja...“ Murray niejedokrotnie cenzurował Byrona, który do jego estetycznego gustu miał takie zaufanie, iż nieraz posyłał kilka warjantów wiersza, Murray zaś wybierał według swego „widzimisię.“ PRZYPISKI DO PIEŚNI VI. Pieśń VI, VII i VIII pisane w Pizie 1822, drukowane 1823 roku w lipcu. O usunięciu fatalnego zakazu hr. Teresy Guiccioli patrz: List Byrona z dnia 8 lipca 1822 r. W pierwszem wydaniu pieśni te poprzedzone zostały wstępem, pisanym świetną prozą. Proza Byrona należy równie do arcydzieł jak poezja. Najznakomitszemi jej próbami są dwa listy do Murraya o „Upadku spółczesnej poezji w Anglji,“, oraz list do lorda d‘Israeli‘ego. Treścią niniejszej przedmowy jest wycieczka przeciw markizowi Londonderry‘emu, oraz skarga na krótkowidzącą i obłudnie moralną opinję publiczną. „We względzie zarzutów, czynionych ogłoszonym już pieśniom tego poematu, mogę się zadowolić dwoma cytatami z Voltaire‘a:... „La pudeur s‘est enfuite des coeurs et s‘est refugiee sur les levres...“ „Plus les moeurs sont depraves, plus les ex-pressions deviennent mesurees; on croit regagner en lan-gage ce qu‘on a perdu en vertu“. A dalej: „Sokrates i Jezus Chrystus zostali na śmierć publicznie skazani jako bluzniercy, a tak się działo i dziać się będzie z wieloma, którzy ważą się karcić krzyczące nadużycia boskiego imienia i ludzkiego ducha. Lecz prześladowanie nie jest odparciem, nie jest nawet triumfem: „bezbożny niedowiarek, jak go nazywają, jest może szczęśliwszy w swojem więzieniu, niż najdumniejszy z jego katów. Z jego przekonaniami ja styczności nic mam — mogą być prawe czy złe ale on cierpiał za nie, a każde cierpienie za sprawę sumienia więcej deizmowi przysporzy prozelitów, niż przykład heterodoksyjnych prałatów chrześcijaństwa, samobójstwo mężów stanu uciskowi i... bezbożnej spółce, która nie-sławi świat imieniem „świętości“. (Aluzja do samobójstwa markiza Londonderryego i słów biskupa Warburtona, który zapytany o różnicę między ortodoksją a heterodoksia, odpowiedział: „Orthodoxy, my lord, is my doxy, and hetero-doxy is another maris doxy“. Str. 1. Szekspir. Jul. Caes. IV. 3. i ^tr’?’ Jakób Bóhm (1575 — 1624), szewc gorlicki, spadkobierca okultystow średniowiecza, nazwany niesłusznie przez Hegla „pierwszym niemieckim filozofem“. Mistyczna jego nauka oparła się na fizykalno-teozoficznych ideach Para-celsusa. Jego „Zdania i uwagi“ mieszczą się przełożone wierszem w poezjach Mickiewicza. Str. 3. Sekta Manichejczyków, założona przez Manesa (ur. w r. 214) przyjmowała dwa pierwiastki: dobry i zły, noga i szatana. Str. 7. „Katon ustąpił żony swej Marcji przyjacielowi łlortensjuszowi, lecz po śmierci onego wziął ją napowrót slpl)*e — Wyśmiali ten czyn Rzymianie robiąc uwagę, że Marcja weszła do domu Hortensjusza nader uboga, a powróciła do katonowego łoża obarczona skarbami“. o r, (Plutarch.) str. 9. rorsooth, a great anthmetician One Michael Cassio, a Fłorentine. (Othello. A. I, sc. 1). Str. 12. „łożem wojny“ „Bed of Ware“. Gra słów: W mieście Ware (czyt. uer) znajdowało się w domu za- jezdnym gościnne Joże, 12 stóp długie. Wspomina o niem Szekspir w Twelft-Night. Str. 13. „Szkockiein jak gdyby witaniem“. Aluzja do przyjęcia Jerzego IV w Edynburgu. „Robaki, głodne jak jakobiny...“ Your worm is your only emperor for diet; we fat all creatures ełse to fat us, and we fat ourselves for maggots. Your fat king and your clcan beggar is but variable service, two dishes but to one table, — that is the end. (Hamlet. A. IV, sc. 3). Str. 17. „Św. Franciszek nagabywany raz przez cielesne chuci, zrzucił szaty i wychtosta! się, a potem rzucił się na-giem ciałem w kupę śniegu. Czart zwyciężony ustąpił natychmiast, a święty mąż wrócił w triumfie do swej celi“. (Przyp. Byr. Patrz Buttlera: „Żywoty świętych). „Medio tutissimus ibis“ (Owid. Metamorph.). Strofa 23. Symbol św. Atanazego: Patrz brewjarz i anglikański Common prayer book. (Przyp. Byr.). Strofa 27. Patrz: Żywot Kaliguli Swetonjusza: Rozjątrzony na lud, który w teatrze brał stronę jemu przeciwną, zawołał: „Utinam populus romanus unam cer-vicem haberet!“ Strofa 28. Bryjareus: Mitologiczny olbrzym o 100 rękach i 50 głowach. Strofa 31. Kantemir: Historja wzniesienia się i upadku państwa ottomańskiego, przełożona na angielski język przez Tindala. de Tott: „Pamiętniki o państwie tureckiem 1785 r.“ Strofa 40. Katinka było imię najmłodszej z trzech dziewcząt, w których domu w Atenach lord Byron przebywał w r. 1810. Strofa 48. Gwebry: czciciele ognia. Strofa 56. Spiż koryncki składał się z mieszaniny miedzi, srebra i złota, metali, w które Korynt obfitował. Przenośnia: Miedź jest symbolem bezwstydu. Strofa 74.:, I am not orator as Brutus is.“ (Shakesp. Jul. Caes. A. III, sc. 2). Strofa 75. Nel mezzo del‘ cammin* di nostra vita Mi ritrovai per una selva oscura (Dante, L‘inferno 1, 1). Strofa 86. Kaff: góra w Wielkiej Tatarji. Strofa 93. „ty jesteś niekłamnie Rodzica swego synem — to dość dla mnie.“ Jeden z przodków Byrona był nieprawego pochodzenia. Sir John the Little with Great Beard. (Jan Mały z dużą brodą) miał za żonę: Madam Elisabeth Halghe nee Costerden, z którą przed czasem (soon enough) — jak mówi kronikarz — spłodził Jana Byrona w Newstede. Dr. Elze twierdzi, że poeta nie wiedział o tem, Jeaffreson przeciwnie, i powołuje się obok innych dowodów na niniejszą strofę. Patrz: J. C. Jeaffreson‘a: The real lord Byron. Strofa 98. Opis wzięty wiernie z Motrayc‘go: Yoyagcs. PRZYPISKI DO PIEŚNI VII. Szczegóły oblężenia Izmaiła zaczerpnięte z dzieła markiza de Castelnau: Essai sur Vhistoire artcienne et moderne de la nouvelle Russie. Paris, 1820. Assaut d‘Ismael, T. II. ch. 30. W opis ten wplecione są wyjątki z pamiętnika młodego księcia Richelieu, przedewszystkiem szczegóły walki i jego to wypadki przeniósł autor na Don Juana. Obraz szturmu, równie jak opis burzy w pieśni II zdumiewa nie-wolniczem wyzyskaniem historycznego źródła. Anałogja wykaże się w dalszym ciągu. Strofa 4. Jonathan Swift (1667 — 1745) autor opisowo-satyrycznego dzieła: Gullivers Travels. Ńiccolo Macchiavelli (1459 — 1527). Franęois de la Rochefoucault (1613 — 1680), autor Rcfle-xions et Maximes. Franęois de Salignac de Lamotte Fenelon (1651 — 1715) autor przygód Telemaka: Les ayentures de Telemaąue. John Tillotson (um. 1694), angielski kaznodzieja. John Wesley (ur. 1703) założyciel sekty metodystów. Strofa 8. Jeżeli cytat jest z Ariosta (Orlando furioso, 1, 1 — 2), to oryginał brzmi: „Le donnę, i cayallier, 1‘arme, gli amori, Le Cortesie, 1‘audaci imgrcse io canto“. Strofa 11. Vauban (ur. 1633) marszałek Francji, znakomity budowniczy fortec.,,. Strofa 12 Barbetta, kawaler i t. d. nazwy techniczne szańców. Byron korzystał częścią ze wspomnianego opisu, częścią z wojskowego słownika: Military dictionary. Strofa 19. „Poety wielkie imię „James (czyt. James Thomson (1700-1748), autor: „Por roku (The SeaS°„Rycerz, co ongi stał pod Halifaxem“. Patrz komedję: Lovc Laughs at Locksmiths.,. T. w/i 11 Riil Strofa 20. Jack (czyt. Dżek) zdrobniałe John; Will, Bill, zdrobniale William..,,. Strofa 23 Były dwa ccIe w zbudowaniu obu baterji na wyspie pod Izmaiłem. Naprzód zrujnowanie miasta, zburzenie znaczniejszych budynków 48-funtową armatą — skutek tem łatwiejszy, że miasto zbudowane było w amtiteati, tak, że żaden strzał nic był daremny. Drugi cel: wyzyskanie chwili zamieszania dla ataku na turecką tlotcj. Trzeci ce i to najważniejszy: rzucenie postrachu na Turków i zmuszenie ich tym sposobem do poddania twierdzy. „Naganny błąd: lekceważenie przeciwnika stal się powodem, że baterje nie zostały należycie wykończone... i t. d.

  • 1 Genjalność poety spostrzega się dopiero przez porównanie kopii z oryginałem i przez oddzielenie ^tqimv stworZ(»-nych własną fantazją poety, jak str. 25, — 7 etc. (Hist. d

’1 ^Strofa 26. Longmann i John Murray: wydawcy i księ- ’*1Z Strof a ° ykarol Józef ks. de Ligne w r 1792, brał udział w tureckiej wojnie w stopniu generała artylerji. Pozostawit. „Listy i uwagi“, wydane w 2 tomach 1809 r. Strofa 43. „Dnia 16 ujrzano dwu ludzi, pędzących cwałem, wzięto ich zrazu za kozaków, jednym z nich był Suwarów, drugim jego leibjeger, wiozący pakunek me większy od pięści, a zawierający bagaż generała.“,.. „ Strofa 45. „Dziw, że klnie jeszcze: „Oczom potępienie... „Damn my eyes“ (czyt. dam maj ajs). Strofa 52, 53. „Suwarów ćwiczył zołmerzy, pokazywał jak drapać się na mury, uczył jak bagnetem robić, dla tych osobliwych cwiczen posługiwał się stosownie przyrządzonerni manekinami, przedstawiającemi Turków.“ Czytając to przv pominą się Schillera: Kampf mit dem Drachen ’ Strofa 84. Spójrz na „wietrzącego wieprza“ frazes angielski: the pig who sees the wind. PRZYPISKI DO PIEŚNI VIII. Aby ujawnić sposób, w jaki poeta korzystał zc wspomnianego zrodła, cytujemy początek strofy 6. xThe.night was dark> and the thick mist allow‘d Nought to be seen save artillery‘s flame, Which arch d the horizon like a fiery cloud, And in the Danube‘s waters shone the same —: „La nuit etait obscure, un brouillard ćpais nc nous per-mettait de distinguer autre chose que le feu de notre arti-llerie, dont l‘horizon etait embrase de toutes cótes: ce feu partant du milieu du Danube, se reflćchissait sur les eaux, et offrait un coup d oeil trbs singulier-------uważać należy, b zdanie ujęte zostało w prosty a poetyczny Strofa 9. „But Thy most dreaded instrument In working out a pure intent, Is man array‘d for mutual slaughter; Jea, Carnage is thy daughter!“ Wordsworth‘s Thankgiving Ode. i Strofa^ 18. Autentyczne: Patrz w gazetach opisy Water-loo. Pamiętam spostrzeżenie, które w owym czasie uczyniłem: Oto sława! Zabijają człowieka nazwiskiem Grose, a drukują go Grore. (Przyp. Byr.). Strofa 23. Eryn, Irlandja. Niektórzy wywodzili Irlandczyków od Kartagińczyków, jak znów inni spostrzegali podobieństwo z Persami., ”Ięzyk Pata. Św. Patryk, apostoł i patron Irlandji. Strofa 25. Przysłowie portugalskie, i ?*.r(?^a,?**’ Pall-Mall, jedna z najwspanialszych londyńskich ulic w pobliżu rezydencji. Strofa 28. Strofa 29. Patrz Plutarcha: Żywot Cezara. „odkąd Homer użył Na cześć Ajaksa...“ Patrz llias, XI, 557. Równie naiwne porównania znajdują się już tylko u Szekspira. Wiadomo, że Schiller w swoim przerobieniu Machctha opuścił porównanie matki i dzieci do kwoczki z kurczętami, którego Macduff o zamordowanej swej rodzinie używa, bardzo charakterystyczny rys smaku epoki. Strofa 33. Przed Schwarzem miał mnich Bakon wynaleźć proch strzelniczy. „Choć mnich Bakon według podania wynalazł proch strzelniczy, na tyle był ludzki, że odkrycia swego nie ogłosił w żadnvm zrozumiałym jęzvku“. (Przyp. Byr.) Ilendower: I can cali spirits from the va-sty deep. Holspur: Why, so can I, or so can any man. But will they come when you do cali for them? (Shakesp. Henry IV. Part I. A. III. sc. I). The dread of somenthing after death — The undiscover‘d country, from whose burn No traveller return“. Menno van Coehorn (ur. 1640) inżynier ho- Strofa 38. Strofa 41. „God save the King“ hymn narodowy an- Strofa 46. lenderski. Strofa 50. gielski. Strofa 56. „Generał Lascy, widząc korpus tak w porę z pomocą przybywający, zwrócił się ku oficerowi, który go prowadził, a że wziął go za Inflantczyka, przemówił doń po niemiecku dziękując i winszując; młody oficer, który tym językiem wybornie władał, odpowiedział z wrodzoną skromnością...“ „Jakież było jego zdziwienie, kiedy mniemanego Inflantczyka odkrył później w osobie księcia Richelieu.“ W opisie szturmu posługiwał się poeta pamiętnikiem samego księcia Richelieu. Strofa 56. „nie za Bezończyka.“ Szekspir. „Henryk IV.“ Cz. II. A. V. sc. 3. Bezonian Pistola jest popsutem biso-gnoso, człowiek ladajaki, żebrak, łajdak. Strofa 60. Wiliam Cowper (czyt. Kauper) poeta ang. (1731 — 1800), autor dydaktycznego poematu: „The task“ (Zadanie). Strofa 61. Jenerał Boon, jeden z pierwszych osadników w stanie Kentuky. Patrz Birkbeck‘a: Notes on America, i Quarterly Review XXIX, 14. Strofa 63. „mąż z Rossu zdziczały.“ Patrz Popc: Morał Essays, Epistle 3. Strofa 76. Przykre jest dla wojsk (i pewnych biskupów). Aluzja do skandalicznego wypadku z biskupem Jocelynem. Strofa 90. „Pocieszający obraz“ pisze historyk, złączył się z tą sceną rzezi; bierzemy go z tegoż pamiętnika: „Dochodząc do bastjonu, gdzie walka się kończyła a zaczynała rzeź, spostrzegłem grupę czterech uduszonych kobiet, a śród nich młode dziewczę...“ „Zadowoliłem się tymczasem oddaleniem ich (kozaków), i miałem tę pociechę, że moja mała branka nie doznała szkody prócz lekkiego zadraśnięcia, którem twarz jej zaznaczyło żelazo, zabijające równocześnie jej matkę.“ Obraz był za ponętny, aby go pominąć choćby pod obawą oskarżenia o plagjat. O plagjaryzmie jednak niema mowy, bo jak go kształtuje poeta! „For the same blow which łaid her mother here Had.scarr‘d her brow, and left its crimson tracę, As the last link with alł she had held dear.“ Zastanawia nas, dlaczego poeta nie wyzyskał pięknego epizodu, który historyk opisuje tak: „Le regiment de Polock ne dut ses succes, qu‘a l‘hero-isme de son aumonier. Ce pretre voyant les sołdats repous-ses, passa ii leur tete, le crucifix a la main et leur promit la victoire de la part de Dieu: ił se precipita au milieu des sabres des Turcs; les sołdats le suivirent et entrerent dans la ville.“ Gdyby mu jeszcze przeciwstawić religijny Turków fanatyzm, zrobiłaby się z „Szturmu do Izmaiła“ niebo i ziemię wstrząsająca walka tytanów. Może lekka, komiczna nić, snująca się przez obie pieśni, nie pozwalała poecie wprowadzać religijnego elementu?... konjekturę pewmą na razie stawiać trudno. Strofa 104. „Sułtan zginął w walce, jak człowiek dzielny; pięciu synów walczyło u jego boku, wszyscy w jego oczach polegli.“ Strofa 120. Jedna się jeszcze broniła baszta, broniona przez starego, trzybuńczucznego paszę (pacha a tr0>s queues)“, „siedział na dywanie, rozciągnionym na gruzach twierdzy..., i palił fajkę.“ t Strofa 139. „Zrobić Juana oddawcą depeszy. Myśl wysłania Don Juana do stolicy wyszła jak przypuszczam — — z przeniesienia nań pewnej części przygód księcia de Ligne, wysłanego w poselstwie do carowej Katarzyny przez Józefa II w r. 1782. Carowa zaszczycała młodego posła szczególną łaską. Książę de Ligne brał udział w walce (patrz str. 10), skąd owo przeniesienie da się łatwo wytłumaczyć. PRZYPISKI DO PIEŚNI IX. Strofa 1. Aluzja do piosnki Bcrangera z r. 1816 z refrenem: Faut qu‘lord Villainton ait tout pris, N‘y a plus d‘argent dans c‘gueux d‘Paris, etc. — Ney. W oryg.: Humanitv would rise, and thunder: „Nav!“ ’ ‘ ’,.. „ Gra słów między Nay i nay, — aluzja do marszałka Neya, rozstrzelanego wbrew umowom międzynarodowym. Strofa 2. Sprawa Kinnaird-Marinet odnosi się do sprzysiężenia na życie księcia Wellingtona w Paryżu 1817 r. Strofa 4. „the best of cut-throats“. Shakesp. Macheth. Akt III Sc. 4. Strofa 5. „Zbawco ludów“ etc. Porów. Mowy w parlamencie po bitwie pod Waterloo. Strofa 6. „Stałem wtedy na straży z 4 innemi; posłano nas po ciastka i kazano przygotować obiad dla psów lorda Wellingtona. Byłem bardzo głodny etc.“ (Z dziennika żołnierza 71 regimentu w czasie wojny hiszpańskiej). Strofa 8. Minister Pitt umarł także w długach, które pokryło państwo. Złośliwość poety nie ze wszystkiem jest sprawiedliwa. Strofa 11. „Patrz na tę broń“. W Anglji przedstawia się śmierć nie z kosą, lecz z lukiem. Strofa 14. Hefestjon, ulubieniec Aleksandra W. Strofa 15. Horacy. Oda 3. Poeta doznawał sam częstych cierpień niestrawności wskutek znanego systemu diety. Każdy bolesny napad odbija się na „Dzienniku“ i niniejszym poemacie. Strofa 17. Que sais-je? motto Michel de Mon/aigne‘a (1533 — 1592), sceptyka, autora „Essais“ — „iż wątpię o samem wątpieniu“’ — wbrew Descartes‘owi, który wywodził sławną instrukcję: „Myślę więc jestem“ z pewnika: „O wszyst-kiem wątpić można prócz o samem wątpieniu“. Nie wiem, czy Byron przeczy mu świadomie, czy też bezwiednie. Strofa 18. Pirron, filozof z Elis, chwiał się w ciągłej niepewności; wątpił o wszystkiem, nie wyciągnął nigdy stanowczego wniosku, a choć troskliwie zbadał przedmiot i opatrzył na wszystkie strony, kończył powątpieniem o jego rzetelności“. Strofa 19. Othello. Akt II, sc. 3. Hamlet. Akt V, sc. 2. Strofa 21. Melanchton: Zwolennik Lutra, jeden z przywódców reformacji. Strofa 23. „ze stropów fernejskich“. Ferney rezydencja Voltaire‘a od roku 1758. Strofa 32. Więksi dzierżawcy (gentleman farmer) wzbogacili się po blokadzie kontynentalnej Napoleona; później przez zmianę stosunków agrarnych w Anglji stan ten popadł w bankructwo. Strofa 33. Szach-Nadir z poganiacza wielbłądów i rozbójnika król perski, ur. 1688 r., zamordowany w rewolucji. Strofa 38. Cuvier, baron de (1769 — 1832), właściwy twórca anatomji porównawczej, autor dziel: Anatomie comparee; Histoire des sciences naturelles; Lc regne animal distribue d apres son organisation. (11 tomów). Strofa 41. “The time is out of joint“. Hamlet. Akt I, sc. 5. Tłumacze stosują słowa te do złości i nieprawości świata, interpretując je mełancholijnem kiwaniem głową. Tymczasem znaczą one tylko przerażenie Hamleta wobec nadnaturalnego zjawiska, że umarli z grobów powstają. Strofa 46. Opis dworu cesarzowej Katarzyny zaczerpnął poeta z „Pamiętników“ Totta. Strofa 55. O „teterrima causa“. Hor. Sat. III. 1. Strofa 60. Depesza Suwarowa brzmi: Sława Bogu, sława Wam, Krcpost1 wrziata i ja tam — co wydawcy angielscy zmienili najzabawniej, np. Sławo Bcgon, Sławo bowam, Tourtourkaya aviala ia tam. Strofa 66. Hamlet, Akt III, sc. 4. Strofa 81. Królowa angielska Elżbieta kazała ściąć ulubieńca swego, hr. Essex, i z żalu po nim, jak mówią, umarła. PRZYPISKI DO PIEŚNI X. Strofa 11. Krytyk Francis Jcffrey założył w r. 1802 Edinburgh Review, Przegląd F.dynb., którego późniejszym spółpracownikiem był mówca i kistoryk Henry Brougham. W tem to piśmie schłostano nielitościwie pierwsze poezje Byrona: Hours of Idleness. Poeta posądzał o autorstwo surowego artykułu obok Jeffreya — Broughama. Naprzeciw wigowskiego Ed. Rev. sta! torysowski, Quarłerly Review pod redakcją Will. Gifforda. Później założony został Black-woods Magazine i Westminsler Reriew. O wszystkich częste spotyka się wzmianki w Don Juanie. Te to przeglądy postawiły na stopniu wysokiej doskonałości osobny rodzaj literacki: Essays, szkice, równorzędne z Essais’ami francuskiemi. Strofa 18. Dee, Don, rzeki szkockie. Most w Balgounie należy do dziecinnych wspomnień poety; z rozrzewnieniem mówi o nim w pamiętniku. Istniało o nim podanie: „Brig of Balgownie, black‘s your wa‘, Wi‘a wife‘s ae son, and a mears al foal Doun ye shall fa!“ „Moście belguński nad czarną wodą, Pod jedynym synem niewiasty, a jedynem źrebięciem klaczy Zawalisz się“. Byron, będąc jedynakiem, z trwogą zawsze most ów omijał, opowiada jednak żartobliwie, że kiedy raz, zdobyw- szy się na odwagę, przejechał konno i bez szkody, domyślił się, iż koń nie musiał być jedynakiem. — „jak duchy Banka“. — Macheth. Akt. IV, sc. 1. Strofa 19. „Ziemię rzek i gór“. Pieśń ostatniego Minstrela. „Land of the mountain and the fłood“. Walter Scott: Lay of the last minstrel. VI. 2. Strofa 34. „mojej cioty“. Świekra lorda Byrona, której poeta był niechętny od czasów rozwodu. Strofa 36. Erneis, Radulphus, przodkowie Byrona. Strofa 49. Byron, równie jak Walter Scott, lubił otaczać się oswojonemi zwierzętami i ptactwem. Już w r. 1809 wiózł z sobą w podróż niby menażerję. Strofa 58. Kurlandczyk Biren (Biihren), ulubieniec cesarzowej Anny, później książę Kurlandji, przywłaszczył sobie nazwisko i herb Birenów francuskich, z których wywodzili się Byronowie angielscy. Strofa 59. Tak zawołał Napoleon d. 23 czerwca 1815. — Hope for a moment bade the world farewell, And frecdom shrick‘d, whcn Kosciusko fell. Campbell. — Lord Castlereagh odebrał sobie życie w r. 1822. Strofa 62. Drachenfels. Porów. Childe Harold, III. 55. — Kości św. Urszuli i jej 11000 towarzyszek pokazywano jeszcze w r. 1816. Strofa 73. Biskup Tomasz Becket zamordowany został w katedrze 1171 r. — Edward Czarny, syn króla Edwarda III. Na grobowcu księcia przedstawiona jest śpiżowa figura w zbroi i hełmie, ozdobionym mitrą. Strofa 74. Cressy, sławne bitwą w r. 1346, po której zwycięscy Anglicy zagarnęli północną Francją. Strofa 80. Shooter‘s Hill, wzgórze, górujące nad Londynem. Strofa 84. Mrs. Fry, kwakierka, dobrodziejka i nauczycielka kobiet w domu poprawy w Newgate. Strofa 85. Carllonhouse: Pałac króla Jerzego IV. Strofa 86. Sir William Curtis, rajca londyński, rodzaj 1’allstaffa, ulubieniec króla. PRZYPISKI DO PIEŚNI KI 623 Strofa 87. Dolina Ronsewalska w Pirenejach, sławna klęską wojsk Karola Wielkiego i śmiercią Rolanda, bohatera najstarszej epopei francuskiej. PRZYPISKI DO PIEŚNI XI. Strofa 1. Lord Byron nie pojął systemu biskupa z Cloyne, Berkeleya, wy łuszczonego w dziele: Zasady ludzkiej wiedzy (Principłes of human Knowledge), który zresztą był tylko konsekwencją filozofji Descartesa i Locke‘a, brzmi zaś: „Wszystkie ciała, tworzące postać widzialnego świata, nie istnieją poza umysłem’1, (all those bodies which compose the mighty frame of the world have no subsistance without the mind) t. j. Nie spostrzegamy nic prócz wyobrażeń, które istnieją w naszym umyśle, a które nie są zawisłe od przedmiotów zewnętrznych, tak, że nie jest dla nas pewnikiem, aby istniały ciała poza naszym umysłem. Tak tłumaczy system powyższy w wydaniach D. J. Sir Dawid Brewster. Strofa 3. Prosp. Why, that‘s my dainty Ariel! I shall miss thee. Sh. Tempest. Akt V. sc. 1. 95. Strofa 14. Syn nocy: „Dianas foresters, gentlemen of the shade, minions of the moon“. Sh. Henry IV. A. I. sc. 2. Strofa 17, 19. Żargonu „synów nocy“ tak charakterystycznego dla Londynu, Paryża, Berlina niepodobna oddać w dosłownym przekładzie. Byron umieszcza w przypisku całą strofę, której 7io rodowity Anglik nie zrozumie: „On the high toby spice flash the muzzle“ etc. Nie siląc się na studjowanie „złodziejskiego języka“ naszych miast, zastąpiłem strofę oryginału parafrazą — jak sądzę, bez szkody dla dzieła. Strofa 22. Ulice Londynu zaczęto oświecać gazem 1812 r. Strofa 29. St. Jamesa „piekło“. — Dom gry. Strofa 37. „Czemże jest kłamstwo?... Prawdą w przebraniu. Por. motto La Rochefoucaulta: Nos vertus ne sont le plus souvent que des vices deguises. Strofa 59. John Keats (1796 — 1820). Talent tego poety dziś dopiero należycie w Anglji oceniać zaczynają; świadkami niezliczone sonety i ody, poświęcone za wcześnie zmarłemu geniuszowi. Dwa fragmenty: Endymion i Hyperion przedstawiają tematy greckie, wskrzeszone całą potęgą poetyckiej twórczości. Rodzaj ten wraca dziś świetnie w poezji Swinburnea. Lord Byron krzywdził Keatsa, ponieważ ten ^ me okazywał dostatecznego szacunku dla wielkości Popea; — przyznawał mu jednak ogromny talent: „Jego fragment „Hyperion“, zda się natchniony przez Tytanów, a wzniosły jest jak Eschylos“, pisze w jednym liście. Keats umarł w Rzymie nie wskutek ostrej krytyki, jak twierdzono, ale wskutek choroby piersiowej. Strofa 61. „half way down Hangs one that gathers samphire, dreadful o. r trT?.de’ „ Sh — KinS Lcar — A’ IV, sc. 6. 15. otroia 64. „Illita Nesseo tibi texta veneno“. Ci r — — „, Ovid. Epist. 9. Strola o. Edward \ oung (1681 — 1765), autor lirvczno-dydaktycznego poematu: Żale albo myśli nocne (The com- P f en °r napisał wiersz: Rezygnację, mając Jat oU. i Strofa 77. Odnosi się do stosunków parlamentu i pobytu króla Jerzego IV w Szkocji. Scoth fiddle znaczy także „świerzb, stąd gra słów: „Skrob, skrob“. Strofa 78. „Miss, misski, misseczki“ — pozwoliłem sobie wziąć z Sienkiewicza. Strofa 79. Lady Caroline Lamb, londyńska miłość lsyrona. Strofa 83. „Kongres jałowy“. Kongres w Weronie 1822. Joanna Southcote. Patrz przyp. do p. III. 95. „Smutny wypadek nieboszczki królowei“. Porów, przyp. do p. V. 61. Strofa 85. „Dokończcie grania, łotry“. „Out you rogue! play out the play!“ Sh. Henry IV. ’ Strofa 36. „New Atalanta“, zbiór skandalicznych aneg-»»ot ° różnych znakomitościach. Autorka tej książki jest Mrs. Manley. ’ Strofa 88. „Za którą potem, etc.“ Wspomnienie młodzieńczych płochości. Pieśń IX, X, XI napisane w Pizie, publikowane w Londynie: w sierpniu 1823 r. Wydawcy przytaczają ustęp krytyki „Blackwood Ma-i*azinie“, gdzie obok zgromienia osobistych wycieczek znajduje się przyznanie D. J. pierwszego miejsca między dziełami Byrona. PRZYPISKI DO PIEŚNI XII. Strofa 6. Lafitte. Strofa 16. Lord Francis Jeffrey (1773 — 1850), wydawca Edinburgh Review. Strofa 19. Will. Milford (1744 — 1827), autor dzieła His-tory of Greece (1784 — 1810). Strofa 20. Thom. Rob. Malthus (1766 — 1834), ekonomista angielski, autor dzieła: An Essay on the principle of Population as it affects the futur Improvement of Society 1798. Nowe wyd. 1803 z osławionem hasłem „hamowania płodności“ pod pozorem niedowiedzionego bynajmniej pewnika, że ludność ziemi wzrasta w postępie geometrycznym, podczas gdy środki wyżywienia w postępie arytmetycznym. W owym czasie była to dążność sprostowania optymistycznych haseł Russa, dowodzących korzyści powrotu do życia według przykazań natury. Strofa 30. Will. Hałlam (1777 — 1859), autor dzieła o wiekach średnich, (The Views of the State of Europę du-ring the Middle Ages, 1818). Strofa 82. William Pitt, earl of Chattam (1759 — 1806) wielki angielski mąż stanu, pierwszy minister Jerzego III, twórca 3-ciej koalicji przeciw Napoleonowi. Earl Charles Grey (1764 — 1845), przywódca opozycji w Izbie wyższej od 1807 r. Bon Juan. 40 PRZYPISKI DO PIEŚNI XIII. Strofa 7. „Sir, I love a gcod hater.“ (BothwelTs Johnson. IX. pag. 80). Strofa 11. „Cervantcs smiled Spain‘s chivalrv away“ oryginału niepodobne do wytłumaczenia; trzebaby oddać przez: „szyderczym śmiechem spędził.“ Strofa 30. „Wiele rady, wiele pewności.“ Salomon, Przysłowia c. 26. Strofa 44. Rołłen Row, arystokratyczna dzielnica Londynu. Strofa 45. Ambo florentes actatibus, Arcades ambo. Vergil. Eclog. VII 4. Strofa 55. Opis siedziby Byronów: Newstead Abbey posiadamy w Thorntona Nottinghamshire, oraz w Beauties of England, vol. XII pod „Newstead.“ Strofa 68. Sir Peter Lely, angielski portrecista z czasów Karola II, charakterystyczny zalotnem drapowaniem kobiecych biustów. Strofa 69. „Gwiaździsta komnata“ osławiona sala sądowa za Karola I. Strofa 71. Tiziano Vecellio (1477 — 1576); Paris Bordone (1500 — 1570), szkoła wenecka. SaWator Rosa (1615 — 1670), szkoła włoska; Spagnoletto G. de Ribera (1588 — 1656), szkoła hiszpańska. Vernet Horacy (1789 — 1863), najsław. francuski batalista. Dawid Teniers (1610 — 1641), szkoła flamandzka. Strofa 72. Claude Lorrain (1600 — 1682), szkoła francuska; Rembrandt ran Rijn (1607- — 1669), szkoła holenderska; Caravaggio (1569 — 1609), szkoła włoska późnej epoki. Duńczyk w katalogu Jagona odznacza się nałogiem pijaństwa. Strofa 78. Puszcza Dury w Asyrji. Strofa 83. Partja „nieobecnych“ (absentee). Dziedzice irlandzcy przebywali po większej części w Londynie, Paryżu, Neapolu, co sprowadziło wreszcie ruinę gospodarstw wiejskich. Strofa 86. „Czcigodny“ (honourable) — tytuł, należący się synom i córkom „barona“, oraz młodym synom „hra- blC”Przesuwające się przed nami figury są po większej części autentyczne. I tak „Kawalerem z Mykiciej \\ olki, le P«ux chevalier de Chimerę, ma bvć hr. de Montroud, z dwór Ludwika XVI: Stronehow i Lonabow (str. 92) ukrywają Irlandczyka Currana i Szkota Er skinę; w samym lordzie de Amundeville domyślam się męża pani, Karoliny Lamb, jej zaś rysy odkrywam w księżnej Fitz-Fulke (czyt Fuk). Strofa 90. „najlepszą oracją dziewiczą. Tak oceniono równie „dziewiczą orację“ lorda Byrona.., Strofa 96. W Fieldinga Joseph Andrews pani Adams odpowiada mężowi, że bezbożnością jest cytowanie pisma poza Kościołem. Strofa 106. Isaak Walton opiewał rybołowstwo. PRZYPISKI DO PIEŚNI XIV. Strofa 8. Francis Bacon z Verulamu (1561 — 1626), stawiany na czele nowych szkół filozoficznych, zadał bowiem ostatni cios scholastyce, kładąc obserwację i eksperyment za zasadę umiejętności. Jego Novum organum scientiarum wyszło 1620 r.., ’ Strofa 14. Choćby kartami temi wylepiali Kutry... Lord Byron opowiada, że widział w 1811 r. na Malcie kufer swój, wylepiony XI pieśnią poematu epickiego niejakiego Evre, Cockspur Street, London. Strofa 20. Z bokserami w parze: Lord Byron sam oddawał się w 1812 r. temu sportowi z namiętnością; bokser Jonson miał zaszczyt zwać się jego przyjacielem. Strofa 35. „Trofea jego“: Kto pierwszy doskoczył do miejsca, gdzie psy lisa pochwyciły, otrzymywał kitę. — Lord Chesterfield (1694 — 1773), autor znanej niegdyś w całej Europie książki: Listy do mego syna, w której określa zasady postępowania gentlemana. Lord był sfrancu- zialym elegantem, nie lubił przeto narodowych polowań na lisa. Strofa 39. Kamilla, amazonka Wergilego. Powiada o niej, że pod jej stopą nie zgięłyby się kłosy żyta.

— Bolero, taniec hiszpański.

Strofa 40. Guido Reni (1575 — 1642), szkoła bolońska. Mowa tu o fresku w pałacu Rospigliosi w Rzymie. Strofa 45. „w klubie niech szuka drugiego“. Rada, wzięta z listów Swifta czy Walpole‘a: „When I lose one, 1 go to the Saint James‘s Coffeehouse, and take another“. (Przyp. Byrona). Strofa 59. Kto chce rzucić zer na tę rzecz. Sit venia... Wyraz ten, zresztą gramatycznie poprawny, słyszałem z ust pastucha górala w okolicach Krynicy, którv wyraził się, że „daje zer na krowy“. Strofa 70. Już wtedy nosił się lord Byron z myślą zdobycia greckiej korony. Strofa 75. Love in idleness, nasze bratki. Szekspir. Sen nocy letniej. II. 1. ’ t, Voila. la pervenche“ powiadam z Roussem. W przypisku uważa Byron te słowna za cytatę z Nowej He loizy, tymczasem znajdują się one w 4 ks. „Wyznań“ — dowód, że Byron cytował z pamięci. Strofa 77. „Beatus Ule“. Hor. Epod. Od. 2. Strofa 81. „Czy może cierpieć miłośnie ostryga?“ Z kr medji Sheridana: „Krytyk“. Strofa 83. Aluzje polityczne. r Pavillon, zamek letni kr. Jerzego IV w Brighton, na który wymógł od Parlamentu olbrzymie sumy. Strofa 96. W bolesnych dniach kwietnia 1816 r. pozostało Byronowi niewielu przyjaciół w Londynie. „Czułem“ — pisze poeta — „że, jeżeli to, co mówią o mnie, jest prawrdą, niestosowny jestem dla Anglji, w przeciwnym razie Anglja niestosowna dla mnie“. Kiedy odjeżdżał, tłum uliczny o mało na powóz się nic rzucił. Jedna lady Jersey urządziła pożegnalne przyjęcie; panowie i damy, którzy zjawili się z grzeczności dla pani domu, obeszli się z poetą chłodno; serdeczność okazała mu jedynie miss Mercer; gdyby poeta skończy! był Don Juana, tę scenę pewnie zachwycająco byłby przedstawił. ’ (Porów. The real lord Byron Jeattresona.) Strofa 102. „Jaskinią pusta.“: „antres rast and deserts idle“. Othello. I. 3. PRZYPISKI DO PIEŚNI XV. Dwie ostatnie pieśni Don Juana, napisane 1823 r., ukazały się w marcu 1824, na parę tygodni przed śmiercią poety. Powstały w Genui, w Casa Saluzzi. Mimo, iż poeta przyrzekał przy odjeżdzie do Grecji więcej pieśni, mówiąc, że poważne przygody wejdą do Childe Harolda, wesołe zaś do Don Juana, pieśń XVI była niewątpliwie ostatnią. Twierdzono, że ciąg dalszy znajdował się w posiadaniu margrabiny de Boissy, co jednak okazało się nieprawdziwem. Slrofa 18. John Locke. (1632 — 1704), twórca filozofji sensualistycznej, autor dzieła: Essay of human understan-ding. — „Bardziej święty“. „Ponieważ potrzeba w czasach naszych unikać dwuznaczności, objaśniam, że przez „Bardziej Boskiego“ rozumiem Chrystusa. Jeżeli kiedykolwiek Bóg był człowiekiem — albo człowiek Bogiem — on był oboma. Nie oskarżałem nigdy jego wiary, tylko użytek robiony z niej, czy — nadużycie. P. Cunning cytował raz „Chrześcijaństwo“, aby usprawiedliwić handel niewolnikami, a p. Wilberrorce nie miał co dać w odpowiedzi. Czyż Chrystus był ukrzyżowany, aby Czarni byli biczowani? Gdyby tak, lepiej, iżby się był urodził Mulatem, aby da! obu barwom równy przywilej wolności lub przynajmniej zbawienia“. (Przyp. Byrona.) Strofa 21. Epigr. Marcyalisa. X. 46. Strofa 23. „a psy znowu wzięły górę“: „The cat will mew, the dog will have his way“. Hamlet. A.V. sc. 1. Strofa 35. Rapp, założyciel niemieckiej kolonji w Ameryce p. t. „Harmonia“, w której stosunki małżeńskie były określone cyframi. Strofa 38. Księgarz Jacob Tonson nazywał według Pope a swoich pisarzy: „dzielne pióra“, „znamienite ręce“ ctc. Strofa 39. Hans Holbein młodszy. (1497 — 1543) — szkoła staroniemiecka. Strofa 49. „po Tyberjusza pogrzebie“. Patrz Tacyt, — ks. VI. Strofa 53. „... and under him My genius is rebuked, as it is said Mark Antony‘s was by Caesar“. Macheth. A. III. sc. I. Strofa 55. Aurora Raby jest jedną z najpiękniejszych byronowskich postaci. Zrobił ją katoliczką, sympatyzował bowiem z tem wyznaniem, „gdyż — jak mówił — ’posiadało czyściec“. Dlatego także naturalną córkę Allegrę oddal na wychowanie do katolickiego włoskiego klasztoru. Strofa 63. Porów: L‘Almanach des Gourmands, Code Gourmand, Le Cuisinier ctc. Strofa 87. Lord Coke, pierwsza prawnicza powaga w Anglji owych czasów. Strofa 91. Presbiterjanin, t. j. członek szkockiego kościoła, mąż stateczny, trzymający się zdała od ostateczności i kłótni sekt. Matka poety była Szkotką, a on sam wychowywał się w Aberdeen. Strofa 92. Lord Eldon od roku 1801 do 1830 prawie bez przerwy piastował urząd wielkiego kanclerza. W. kanc. był równie opiekunem chorych umysłowo. Strofa 96. Filozof z Malmsbury: Thomas Hobbes H588 — 1679), obrońca despotyzmu i przeciwnik ortodoksji, w historji filozofji zajmujący ważne stanowisko. PRZYPISKI DO PIEŚNI XVI. Strofa 1. Ksenofonl: Cyropeaja.. Strofa 5. Turpin właśc. Pseudo-Turpin, autor kromki Karola Wielkiego z opisem bitwy ronsewalskiej. — Geoffry (Gotfryd) z Monmoułh, autor bajecznej kroniki o królu Arturze.. Strofa 7. Sam. Johnson, twórca ang. słownika, polihi-stor, w romansie swym; Rasselas wyznaje wiarę w istnienie duchów. t Strofa 36. W czasie przebywania w Newstead, w r. 1814 lord Byron istotnie uroił sobie, że widział ducha Czarnego Mnicha, który miał nawiedzać Opactwo od czasu zniesienia Strofa 50. „Triumfy Hayleya“ zbiór poematów dydaktycznych o Malarstwie, Rzeźbie, Historji, etc. Strofa 59. Ausu Romano, aere Veneto, napis na skale wT pobliżu Wenecji. Mury są dziełem Rzeczypospolitej, napis Napoleona I. Strofa 81. „Peter Pith = Sidney Smith, najdowcipniejszy swego czasu człowiek w Anglji, ksiądz, skończył proboszczem w bagnistej okolicy Lincolnshire. Strofa 84. Aluzja do ludowej piosenki: „There‘s a difference between a beggar and a ąueen. And I‘ll tell you the reason why; A queen does not swagger, nor drunk like a beggar, Nor be half so merry as I.“ Strofa 97. „Ta jest najotwartsza dusza...“ O zgodności tego zdania z usposobieniem poety patrz biografję Moora. Strofa 109. „...genetrix hominum, divorumque voluptas, Alma Venus“. Strofa 120. „Shadows to — night Have struck more terror to the soul of Richard, Than could the substance of ten thousand soldiers“. klasztoru. (Moore. Life of L. B.) (Przyp. Byr.) Lucret. I. Szeks. Richard III. A. V. sc. 3.