Dyskusja indeksu:PL Żaby komedya Arystofanesa.djvu

Treść strony nie jest dostępna w innych językach.
Dodaj temat
Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Najnowszy komentarz napisał 4 miesiące temu Nawider w wątku ocr

ocr[edytuj]

ZABY

KOMEDYA ARYSTOFANESA

Z GRECKIEGO ORYGINAŁU PRZF.TŁOMACZYŁ

EDMUND CIĘGLEWICZ

KRAKÓW, DRUKARNI^ „CZASU"

1906

V.

ZABY

KOMEDYA ARYSTOFANESA

Z GRECKIEGO ORYGINAŁU PRZETŁÓMACZYŁ

EDMUND CIĘGLEWICZ

WI0W

KRAKÓW, DRUKARNIA „CZASU" - 1906

Biblioteka Narodowa Warszawa

Odbitka z „Przeglądu Polskiego".

NAKŁADEM AUTORA.

W styczniu r. 405 przed Chr. wystawiono podczas uroczystości Lenajskich po raz pierwszy Żaby Arystofanesa.

Zachwyt po tem przedstawieniu był powszechny i tak niezwykły w Atenach, że publiczność domagała się powtórnej wystawy sztuki, którą odegrano prawdopodobnie już w marcu podczas wielkich świąt Dyjonyzosa w tymże samym 405 r.; a był to z wielu względów rok dla Ateńczyków pamiętny, coś jakby ostatni błysk zachodzącego słońca ich wielkości duchowej i politycznej.

Wojna peloponneska srożyła się nad Helladą już blizko 30 lat; Ateny wiodły ją wśród ostatecznych wysiłków z rozmaiłem szczęściem: moralne i materyalnć zasoby państwa wyczerpane, czuć początek końca... ■ ,

Wojnę zaczęło pokolenie junaków, wyrosłe w czasach Pe-ryklesa, Fidjasa i Ajschylosa: dżuma i krwawe na morzach i lądach pobojowiska wyłuszczyły już i starły hufce dawnych chrobrych wojów i zawodników.

Chłop attycki, ten mężny hoplita z krwi i kości — jak powiada Droysen — wybity prawie do szczętu; niedobitki stłoczone wśród murów Aten, bo hardy Lakon zajął właśnie Deke-leję i rozpuścił zagony po żyznej równinie.

Młode pokolenie — pod wpływem wszechraożnej ochlokra-cyi i ustawicznej wojny — zdziczałe: rośnie rozpusta, hazard, obojętność na zysk lub stratę, cyniczna pogarda śmierci i zużycie przedwczesne.

W sofistyce wstają kierunki niezdrowe i podejrzani mistrze, nie mający nic wspólnego z Sokratesem, którego Arystofanes niesłusznie szarpie, policzywszy go między żywioły rozkładowe.

6

Hasłem nauki jest materyalizm płytki i niewiara. Młodzież zaniedbuje zapaśnictwo; kult gimnastyki, śpiewu, muzyki i poezyi zaczyna upadać wobec niepewnego jutra, oraz rozluźnienia zasad etyczno-estetyeznych.

Po zwycięstwach Per}rklesa i Kleona zawarto wprawdzie chlubny pokój, ale trwał niedługo, gdyż żywiołowa siła Ateń-czyków pragnęła upokorzyć i zgnieść Spartę. Na czele wyprawy na Sycylię stanął Alkibiades, wiodąc potężną flotę. Wtem wytaczają mu oligarchowie proces o zdradę tajemnic misteryj Eleu-zyjskich i uzyskują nań wyrok bannicyi. Następuje klęska po klęsce, wojsko i wodzowie dostają się do niewoli. Marnieją tysiące dzielnych obywateli, między nimi mężny Lamachos, nieustraszony Demostenes i sędziwy lew, Nikias. Z trudem powstrzymują Ateńczycy odwet Spartan, którzy wkroczyli już do Attyki: sprzymierzeńcy odpadają, jak liście od zamierającego pnia. Wygnany Alkibiades wraca, usuwa oligarchów, odnosi zwycięstwa i korzyści, aliści nikczemna zazdrość i zawiść gotują mu powtórny upadek w chwili, gdy 011 jeden mógł ojczyznę uratować.

Lud wybiera w miejsce jego dziesięciu wodzów, ludzi po większej części niewątpliwie dzielnych i zacnych; zapał pa-tryotyczny dosięga szczytu. Wytężono wszystkie siły, zbudowano 140 okrętów, uzbrojono nawet niewolników i z tą nową eskadrą wyprawiono wodzów pod Arginuzy, gdzie stare bojowce ateńskie blokowały flotę spartańską. Bitwę uwieńczyło świetne zwycięstwo Ateńczyków (406 przed Chr.).

Ale burza morska nie dozwoliła wyłowić z rozbitych naw rannych i trupów: o to zaniedbanie obowiązków religijnych i humanitarnych oskarżono wodzów, a ci, którzy mieli odwagę powrócić, popadli w ręce kata.

Ludek ateński żałuje już na drugi dzień szalonego postępku, ale żal umarłych nie wskrzesza. Oligarchom, którzy wszczęli ten nikczemny proces, uchodzi sztuczka bezkarnie, uchodzi przedewszystkiem Teramenesowi, głównemu wichrzycielowi, który w rok potem zgubi ostatecznie Ateny, gdyż to 011 i Adej-mantos, nowy dowódca floty ateńskiej, wypoczywającej po zwycięstwie arginuskiem w Hellesponcie, popełniają haniebną zdradę: ostatnia armada ateńska rozbita, 3.000 jeńców wymordowano, w ślad za tem otoczono Ateny od morza i lądu. Teramenes podejmuje się rokowań pokojowych, które rozmyślnie, w obozie

Spartan gościnnie podejmowany, miesiącami przewleka tak długo, aż głód, choroby i ostateczna nędza zmuszają Ateńczyków do zdania się na łaskę i niełaskę wroga.

Przy dźwięku fletów spartańskich i świście ich batogów, własnemi rękami kruszą Ateńczycy mury Pireju i Munichji, mury ukochanego uarv, które tak niedawno a tak gonno wypiętrzyli za radą Peryklesa. Sparta zaprowadza rządy „trzydziestki". Między „tyranami" jest oczywiście zdrajca Teramenes.

Żaby wystawiono w cztery miesiące po zwycięstwie arg-nuskiem.

Już padły głowy nieszczęsnych wodzów, już Adejmantos objął dowództwo nad flotą, którą zdradzi za kilka miesięcy; w Atenach gazduje Teramenes, typ zaprzedańea-dyplomaty: układny, elegancki, modny — szykowiec, ludowiec i oligarcha, jak tego wymaga potrzeba; w tej chwili tajny zwolennik Targowicy, zezującej ku Sparcie.

Przeciw takiemu dyplomacie staje tromtradrata Kleofont, trybun ludu, z bielmem odwetu na obu oczach, który odrzuca wszystkie, nawet znośne, warunki pokoju, kilkakrotnie ofiarowanego przez Spartan.

Lud zrazu potajemnie i trwożliwie, potem szczerze ogląda się za Alkibiadesem, widząc w nim ostatnią deskę ratunku, ale wyciągnięta do zgody ręka spotyka się z niedowierzaniem...

Alkibiades uchodzi powtórnie i... na zawsze.

Zdaje się, że bogowie sami odwrócili się od Aten.

Niema wodzów.

Zginęli w boju, poszli pod topór katowski lub na wygnanie.

Niema myślicieli-statystów.

Dyjagoras, Protagoras, Gorgias na obczyźnie.

Niema poetów...

Ajschylos, Sofokles, Eurypides nie żyją; młodziutki a genialny Eupolis zginął gdzieś w utarczce.

Lud, płacząc po nim, wydać miał uchwałę, aby odtąd żaden poeta nie szedł na wojnę.

8

Oto nastrój i tło ówczesnych Aten; pomimo wszystko, życie tam kipi i domaga się swych praw. Ateńczyk kochał teatr, kochał sztukę. Nadchodziły świątki Lenajskie, czas wystawienia sztuk nowych. I nieraz zabrzmiało pytanie, czy to na Pnyksie, czy na agorze, czy w gimnazyum, czy też na AkropoK, pytanie ust wielu, pytanie wiszące w powietrzu:

„I któż nam teraz napisze dramat, kto nam da nową tra-gedyę?“ — „Tak, to prawda: Ach! gdybyż ci nasi mistrze, gdy-byż który z nich wstał z mogiły!"

I tu występuje Arystofanes ze swoją komedyą Żab, której treść taka:

„Bóg Dyjonyzos — który, jak słusznie zauważa Droysen — jest rzeczywiście bogiem, t. j. Świętą Publicznością: otóż ten Bóg-publiczność, wędruje do podziemia, aby stamtąd wydostać mędrca Eurypidesa. Zastaje tam spór osobliwy, gdyż Eurypides pokusił się był o tron tragiczny, który dotychczas dzierżył Ajschy-los: następują artystyczne zapasy między oboma zawodnikami. Zwycięzcę na turnieju poetycznym, Ajschylosa, zabiera na świat Dyjonyzos “. •

Krytyka artystyczna, rozwinięta przez obu poetów, jest nawskróś oryginalna i tak dowcipna, że śmiało można twierdzić, iż równego komizmu krytycznego niema w literaturze świata; czy jest słuszną, sąd o tem niech sobie wyrobi czytelnik.

Arystofanes przedstawia Eurypidesa jako ateistę, który usuwa wszelki pierwiastek bóstwa, podstawiając natomiast mechaniczne siły przyi-ody, oraz kult Rozumu. (Wielka Rewolucya francuska buduje ołtarze dla kultu Rozumu: la Raison).

Eurypides, w tem przedstawieniu, to szczwany sofista, który uwielbia Swadę-Pejtho, lekkomyślną boginkę wymowy, gotów wszelkich zasad kolejno to bronić, to je potępiać. Rozpowszechnia i udostępnia te poglądy, rzucając je wprost z desek teatralnych pomiędzy rzesze ludu, jeśli nie ciemne, to umysłowo nie dojrzałe, rozpuszcza i rozpieszcza młodzież, nieopatrznie rozszerza i rozluźnia więzy obyczajności i moralności, przedstawiając zabawkę trójkąta małżeńskiego, jako rzecz niewinną, a nawet prawem serca usprawiedliwioną; działalność poezyi wychowawczo etyczną i estetyczną zastępuje nastrojami, grą na nerwach i algebrą nad rozumu.

Tąksamo w teoryi poezyi, aby zyskać tanie poklaski przeróżnych mydlarzy ateńskich, wprowadza jednostajność prologów, puste, płaskie, szablonowe plany, pstrokaciznę osób i figur, sztuczną mechanikę sceny, marne tematy i marnych bohaterów: język, obfitujący w zwroty gładkie, salonowe, lub niedbale, uliczne, nawet kostyum ordynarny. Forma wiersza zaniedbana, rytmika koszlawa, muzyka wypaczona.

Więc stal się bożyszczem pospolitości, więc go mob Hadesu pragnie osadzić na stolcu tragicznym, „gdzie Ajschylos siadywał*.

Czy można wymyśleć silniejszy kontrast?

Ajschylos dąb, który „huczy, kiedy płonie“, starych bogów czciciel i obrzędów, majestatyczny, potężny, straszny tą swoją nieubłaganą „Ananke“. Za dumny, aby uznać kogo sędzią swej sztuki, ale nie za dumny na to, aby kochać Sofoklesa i tronu mu dobrowolnie ustąpić. W sztuce prosty, jednolity, wzniosły, straszny: tworzący bohaterów - tytanów, których serca wobec śmierci — zimne i obojętne jak pierś kamiennych bogów, wobec nieszczęścia —dźwięczą głębią uczucia, jak wawelskie dzwony!

Mimowoli nasuwa się pytanie, dlaczego w tym turnieju So-fokles pominięty, pomimo wszelkich a tak stanowczych pochwał poety. Otóż w tym rysie błyska geniusz Arystofanesa: chodzi mu przecież o przeciwwagę do Eurypidesa, którego „uświadamiające" poglądy wryły się szeroko i głęboko w lud ateński. Sofokles, ideał równowagi artystycznego piękna, nie może tu przeciwdziałać, poprostu nie wystarczy; bo tu trzeba silnej przeciwwagi, trzeba wyraźnie odwrotnego kierunku, aby sprowadzić uleczenie, t. j. równowagę zdrowia etycznego i estetycznego.

Chór w tej komedyi jest niesłychanie zgrabnie przyczepiony, raczej tak spojony z całością, że wydaje się czemś zupełnie organicznem. Pomijamy naturalnie chór żab: jakkolwiek piękny i oryginalny, ma znaczenie przejściowe, dekoracyjno-epizodyczne — działa najprawdopodobniej za sceną i tylko śpiew i głos jego daje się słyszeć. Ale właściwy chór stanowi orszak Mystów: Wtajemniczonych w święte bractwo misteryj Eleuzyj-skich, którego uczestnicy doznawali czci niesłychanej w całej Helladzie; wszak oni jedni byli „wtajemniczeni" w życie pozagrobowe, oni tylko oglądali twarzą w twarz Bóstwo, oni jedynie mieli przywilej niejako zupełnego „odpustu" (bez obowiąz-

10

ków pokuty i poprawy). Jakżeż się potęguje przez to wrażenie widzów, słuchających hierofanta mystów, z ust którego wychodzą bądź wzniosłe rady, bądź też szydercze pociski przeciw wichrzycielom !

Podczas gdy w innych komedyach chór wchodzi na scenę — jako chór, często nawet wprost zapowiadany przez aktora — w Żabach zjawia się w podziemiu niemal równocześnie z Dyjonizosem, wkracza obiema, na cześć Jakcha (Dyjonizosa) śpiewanemi strofami na scenę, łamie się na dwa półchóry, pląsające lub stojące po obu stronach thymeli (ołtarza) i działa aż do końca jako doskonały i jednolity zespół artystyczny.

Słynna parabaza Żab zawiera owe dwie przemowy (epir-rhema i antepirrliema), wypowiadane kolejno przez przodowników (koryfajosów) obu pół-chórów, za które, jak powiada legenda ę^QUTtoą:<xvovg pio? Bergk. Proleg. ust. XII, p. 8) lud ateński, porwany pięknem formy i treści, ofiarował poecie wieniec oliwny.

Lud ateński nie mylił się co do wartości tej sztuki. Od chwili gdy po raz pierwszy zagrzmiały oklaski u stóp Akropo-lis ateńskiej w wielkim, podniebnym teatrze Dyjonizosa, minęło z górą dwadzieścia trzy' wieki.

Dwa tysiące trzysta jedenaście lat przewaliło się nad ludzkością. Stara Hellada padła w gruzy, Rzym Brutusów i Rzym Cezarów zapadł się w podziemia: z gruzów wstały nowe Ateny i dźwignął się nowy Rzym, a czar, zaklęty w ten kryształ dowcipu i piękna Muzy Arystofanesowej, trwał i trwa niezmiennie — i taksamo jak ongi, przed lat dwoma tysiącami, niby czarodziejski kwiat, nie więdnący nigdy, śle nam woń klassycznego storczyka ostrą... lecz woń miłą, oszołomną.

I nam rwą się ręce do oklasków.

Dlaczego ? — Odpowiedź prosta.

Geniusz poety porusza w niej kwestye zawsze żywotne, kwestye ostatecznych celów sztuki i poezyi, kwestyę piękna w literaturze, kwestye ideału w sztuce, oraz ideału w życiu i polityce.

Spór miedzy Ajschylosem a Eurypidesem nieskończony nigdy, objawia się z całą siłą w literaturach narodów i czasów.

I u nas po Kochanowskich i Mickiewiczach, po Słowackich i Krasińskich, przyszli Przybyszewscy, dekadenci i symbo-liści, oraz ich marni naśladowcy.

W dziejach ducha ludzkiego, wypisującego się na wstędze sztuki i polityki, powtarza się co pewien czas nietylko tło, ale cała girlanda wypadków, stosunków i faktów.

Stąd geniusz, który widzi wszystko jasno, choćby pisał przed lat tysiącami, tworzy nie tylko dla współczesnych, ale i dla potomnych, a prawdy, które odkrył, nie starzeją i nie zmieniają się nigdy.

-

OSOBY:

DYJONYZOS.

KSANTJAS, czyli RUDAS, niewolnik Dyjonyzosa.

HERAKLES.

CHARON.

AJAKOS, odźwierny pałacu Plutona.

PANNA DWORSKA z fraucymeru Persofony.

KARCZMARKA PIERWSZA.

KARCZMARKA PŁATANA.

EURYPIDES.

AISCHYLOS.

PLUTON.

UMRZYK.

CHÓRY:

Chór Żab niewidzialny.

Chór Mystów, czyli bractwa Wtajemniczonych, złożony z 24 cho-reutów, czyli śpiewaków-tancerzy.

OSOBY NIEME:

Pogrzebnicy, niosący umrzyka.

Orszak kobiet w procesyi Dyjonyzowej, chórowi towarzyszący-Parobcy Ajakosa, Pluchacz, Garbus, Pukała i inni.

Role: aktor pierwszy, protagonistes, grał Ksantjasa i Aischylosa. Aktor drugi, deuteragonistes, Heraklesa, Charona, Ajakosa, Pokojową, Szynkarkę pierwszą i Eurypidesa. Aktor trzeci, tritagonistes, Dyjonyzosa. Aktor czwarty, Umrzyka, Platanę i Plutona.

Komedya zaczyna się przed domem Heraklesa na tym śtoie-cie, kończy na tamtym śtoiecie w Hadesie.

Tłómaczenia dokonałem z greckiego oryginału wydania Teodora Kocka. W niektórych miejscach poszedłem za tekstem I. van Leeu-wena, jak również w podziale na sceny trzymałem się jego cennej książki. (Aristophanis Ranae I. van Leeuwen. Lugduni Batavorum,. 1896, Lyon).

PROLOG.

1 — 352.

Przy gościńcu stoi dom Heraklesa, po prawej stronie toidać puste brzegi, jakby jeziora lub rzeki. Dyjonyzos, tłuścioszek

o cerze i miękkich, pulchnych, kształtach kobiecych, na koturnach purpurowych, w sukni szafranowej: jprzez ramię niedbale przewieszona skóra ho a, w ręku tęga maczuga. Ksan-tjas, jadąc na osiołku, trzyma nosidła na karku, a do nich przyczepiona para juk z bagażem pana.

SCENA I KS ANT JAS, DYJONYZOS.

KSANTJAS.

Wasza Miłość pozwoli coś z tych modnych żartów,

Z których zawsze pękamy od śmiechu w teatrze?

DYJONYZOS.

Mów acan, coć się widzi, lecz przebogi, w'ara Z tym: „brzuch boli“ wyjeżdżać: to mi żółć porusza!

KSANTJAS.

Ani z innym dowcipem?

DYJONYZOS.

Z każdym, byle nie z tym,

5. Ze popuścisz na scenie, jeśli juk nie puścisz...

KSANTJAS.

Cóż to znowu? Rzecz powiem śmieszną do rozpuku... DYJONYZOS.

Mówże śmiało rzecz śmieszną, tylko tego nie mów...

16

KSANTJAS (przerywając).

Czegóż to?

DYJONYZOS.

Puszczę juki, bo mi się chce bardzo.

KSANTJAS.

Czyż i tego nie mogę rzec, że tobol taki 10. Dźwigając, zahurkotam, gdy mi go nie zdejmą?

DYJONYZOS.

Nie bratku, chyba na to, żebym zwymiotował.

KSANTJAS (zuchwale).

I pocóż tedy noszę cały ten tu bagaż,

Gdy nie mogę nic zrobić takiego, co Frynich '), Lub Likis ') i Ameipsjas ’) zwykli zawsze czynić, 15. Gdy w komedyach swych dają pachoła z jukami?

DYJONYZOS.

Nie czyń tego, bo zawsze, ilekroć w teatrze Patrzę na ich pomysły, powracam do domu Jak gdybym się postarzał o cały rok z nudów!

KSANTJAS (z dąsami).

O trzykroć nieszczęśliwy, o mój biedny grzbiecie! 20. I gniesz się pod jukami i stęknąć nie możesz!

DYJONYZOS.

Acan jesteś bezczelny, acan mi tu bryka:

Gdy ja, bóg Dyjonyzos, syn dzbana, sam pieszo Maszeruję z mozołem, trutnia tego szczędząc,

Aby się nie oberwał; ten gałgan kaprysi!

KSANTJAS.

Więc ja niby nie dźwigam?

  • ) Współcześni komedyopisarze.

17

DYJONYZOS.

•25. Co?? Ty dźwigasz, jadąc?

KSANTJAS.

Jadę, lecz dźwigam.

DYJONYZOS.

Jakżeż??

KSANTJAS.

Z ogromnym wysiłkiem.

DYJONYZOS.

Czy tycb sakw, które trzymasz, twój osioł nie dźwiga ?

KSANTJAS.

Nie — broń boże; co niosę, tego ou nie dźwiga. DYJONYZOS.

Jakże ty dźwigać możesz, gdyś sam jest dźwigany? KSANTJAS.

30. Nie wiem tego, lecz wiedzą o tem moje bary.

dyjonyzos (żartem).

Kiedy twierdzisz, że osioł tobie nie pomaga,

Na odwrót chwytaj osła i dźwigaj go teraz!

ksantjas (do siebie).

Biada mi, nieszczęsnemu! Czemużem nie walczył W bitwie morskiej! Zaiste miałbyś ty się zpyszna!1)

dyjonyzos.

35. Złaź, obwiesiu! — Więc wreszcie jestem już na miejscu, Przy podwojach, do których tak wytrwałem dążył.

’) Mowa o bitwie pod Arginuzami 406 r., stoczonej przed kilku miesiącami; Ateńczycy, wycieńczeni już blizko 30-letnią walką, uzbroili niewolników, nadając im wolność.

2

18

(Ksantjas schodzi z osła, którego potem odprowadza niewolnik Heraklesa. Dyjonyzos bije w drziui kołatką bardzo gwałtownie).

Hej chłopie, słyszysz, puszczaj!

(Wychodzi Herakles, sługa Heraklesa zabiera po chwili osła).

SCENA II.

CIŻ SAMI, HERAKLES.

HERAKLES (ostro).

Kto tam we drzwi tak wali, co za hajdamaka?

(zobaczywszy i poznawszy Dyjonyzosa nieco się cofa i ze zdumieniem patrzy na niezwykły strój jego)

Gadajże do stu katów, co się to ma znaczyć?

dyjonyzos (przestraszony, stłumionym głosem do swego niewolnika) .

Hej, chłopcze!

KSANTJAS.

Cóż takiego?

dyjonyzos (po cichu).

Jakto, ślepyś?

KSANTJAS.

40. Cóż więc??

dyjonyzos (półgłosem).

Ale to się mnie przeląkł!

KSANTJAS.

Boi się... waryatów !

herakles (wybuchając śmiechem).

Nie — na Demetrę! Dłużej śmiechu nie powstrzymam: Chociaż wargi przygryzam, jednak śmiać się muszę.

19

') Bogaty Ateńczyk, znany z rozpusty i hulaszczego życia, zwłaszcza z homoseksualnych skłonności. Własnym kosztem zbudował tryjerę i brał udział w bitwie zwycięzkiej pod Arginusai.

Dramat Eurypidesa.

2*

DYJONYZOS (do Heraklesa).

Mój drogi, przystąp bliżej; mam się o coś spytać.

HERAKLES (luśród śmiechu).

45. Nie mogę, pęknę, skonam od śmiechu na widok Twej lwiej skóry, wiszącej na szafrannej kiecce.

Cóż za pomysł?! Co znaczy ta maczuga kuta Przy koturnowych ciżmach? Skądże wiedzie droga?

dyjonyzos.

Służyłem na okręcie w majtkach Klejstenesa...,).

HERAKLES.

Walczyłeś mężnie w majtkach?

DYJONYZOS.

Tak, robiłem dziury, Tuzin okrętów wroga w mig zatopiliśmy.

HERAKLES.

Obaj ?

DYJONYZOS.

Tak, na Apolla!

KSANTJAS (do icidzów).

Śniło nam się wszystko.

DYJONYZOS.

A kiedym na pokładzie ze skupieniem czytał Andromedę 2) — tęsknota znienacka mię naszła...

HERAKLES.

Co? Tęsknota cię naszła? Za czem i jak wielka?

DYJONYZOS.

55. 0 tak! Wulkan tęsknoty.

HERAKLES.

Za panną?

DYJONYZOS.

Nie, gdzieżtam!

HERAKLES.

Za chłopcem?

DYJONYZOS.

Nie.

HERAKLES.

Mężczyzną ?

dyjonyzos (żałośnie).

Tak właśnie, niestety!

HERAKLES (złośliwie).

Cóż, może się tak wtedy zżyłeś z Klejstenesem?

dyjonyzos.

O nie szydź, bracie, ze mnie, bo zaiste cierpię!

Tak mię tęsknota moja zawzięcie katuje.

HERAKLES.

Ale powiedzno, za kim, mój drogi braciszku? dyjonyzos.

60. Trudno się wyjęzyczyć, lecz jakoś to zrobię

Z pomocą porównania lub jakiej przenośni... (myśli) Czyś tak kiedy nie tęsknił za świeżą prażuchą?1).

  • ) Heraklesa przedstawiają komicy, jako nieskromnego żarłoka.

HERAKLES.

Prażuchą? (robi gesty żołądkowe, mlaska) Mnia, mnia, [mnia... tysiąc razy w życiu !

DYJONYZOS.

„Czym ci jasno przedstawił, czy mam rzec inaczej“? '). HERAKLES.

65. Nie. — Tak jest bardzo jasno: prażucha (mlaska i obliguje się) rozumiem.

dyjonyzos.

Taka to, w tym rodzaju, szarpie mną tęsknica Za wieszczem Eurypidem.

HERAKLES.

Jak to? Wżdy on umarł! dyjonyzos.

Lecz żadna siła w świecie odwieść mnie nie zdoła, Bym do niego nie poszedł.

HERAKLES.

Ty chcesz iść w głąb Hadu?

DYJONYZOS.

70. Tak, na Zeusa, a nawet głębiej, niż w głąb Hadu. HERAKLES.

I w jakimże to celu?

DYJONYZOS.

Chcę wieszcza nad wieszcze, „Dobrzy bowiem pomarli, żywi nic nie warci“2).

') Cytat z'Eurypidesa Hipsipili. ) Cytat z Eurypidesa Oincus.

HERAKLES.

Czy Ijofon1) nie żyje?

DYJONYZOS.

A zachowaj Boże,

Toć jedyny on dobry, jeśli iście dobry:

. Nie wiem bowiem na pewne, jak tam ma się sprawa...

HERAKLES.

Czy Sofokles nie lepszy jest, niż Eurypides,

Jeśli chcesz już koniecznie wieszcza stamtąd dostać?

DYJONYZOS.

Nie: trzeba się przekonać, co zdziałać potrafi Ijofon tu na ziemi, sam, bez Sofoklesa.

. Eurypides atoli — to przebiegła sztuka —

Może łatwo spróbować umknąć razem ze mną...

A Sofokles, ten zawsze i z wszystkimi w zgodzie.

HERAKLES.

Ale gdzież jest Agaton?2).

DYJONYZOS.

Gdzie jest? Już nas rzucił Ten szlachetny poeta, druhom ukochany!

HERAKLES.

I gdzież bawi nieszczęsny?

DYJONYZOS.

. W szczęśliwych przybytku.

HERAKLES.

Boleję. A Ksenokles?

) Ijofon, syn Sofoklesa, tęgi poeta, ale posądzano go, że mu ojciec pomaga lub że korzysta z ojca pism.

) Jeden z lepszych współczesnych tragików. Nie umarł, lecz wyjechał do Macedonii.

. ....

23

DYJONYZOS.

Niech go licho porwie!

HERAKLES.

Lecz gdzie jest Pytangelos ? *)

(Dyjonyzos robi wzgardliwy gest ręką).

KSANTJAS (do widzów).

O mnie ani wzmianki, A te juki mi skórę żrą już do żywego...

HERAKLES.

Wszak są inni panicze, którzy mogą tworzyć 90. Krocie tragedyj dla was, a są wymowniejsi

O całe niebo nawet od Eurypidesa!

DYJONYZOS.

Ach, toż to same śmieci! Świegotliwa rzesza Jaskółek ćwierkających i oprawców sztuki,

Co toną w niepamięci, gdy jeden chór sklecą 95. I gdy raz nad tragedyą każdy się posika. Natchnionego poety nie szukaj, bo nigdzie W Atenach nie wynajdziesz talentu twórczego!

HERAKLES.

•Jak? Talentu twórczego?

DYJONYZOS.

Tak właśuie, któryby Coś tak śmiałego wyrzekł, jak te oto słowa: loo. „Eterze, Zeusa gmachu“'-) lub „O Stopo Czasu“ 3)

(z patosem)

„Serce dało przysięgę najświętszą wbrew woli, Język krzywo przysięgał, serce jest niewinne!“ 4).

  • ) Obaj nietędzy tragicy współcześni.

2) Z Eurypidesa Melanippe.

3) Tegoż Alelcsandros.

4) Tegoż Hippolytos.

m

■1

f

bL

fc‘4'

-

i


■ę. ■ . f

'j

t!S




HERAKLES.

I to ci się podoba?

DYJONYZOS.

Tak, że mię szał bierze!

HERAKLES (oburzony).

Przebóg, ależ to głupstwo, jak sam przecie widzisz!

DYJONYZOS.

105. Pozwól mi też mieć zdanie, swego pilnuj nosa!

herakles (z powagą).

A jednak to błazeństwo i szelmowskie zdanie!

DYJONYZOS.

Lepiej znasz się na kuchni!

KSANTJAS (do widzów).

O mnie ani wzmianki.

DYJONYZOS.

Lecz słuchaj, po com ja tu zjawił się w tym stroju, Udając się za ciebie: proszę, wskaż mi swoich 110. Wszystkich znajomych z piekieł... na wszelki wypadek, Których poznałeś, gdyś tam szedł po Kerberosa.

Tych mi wylicz i wskaż mi: przystanie, stragany, Zamtuzy i schroniska, rozdroża i źródła,

Drogi, miasta, noclegi, karczmy, gdzie jest najmniej Pluskiew...

KSANTJAS (do widzów). lis. ... Lecz dotąd o mnie niema ani wzmianki.

HERAKLES.

Szaleńcze! Masz odwagę puszczać się w te strony? DYJONYZOS.

Eh! Nie ruszaj odwagi, ale wskaż mi drogę,

Ml

HM

25

Którędy jak najprędzej w głąb Hada zalecę:

Lecz niech skwarną nie będzie, ani nazbyt mroźną.

HERAKLES.

120. Zgoda: wskażę ci z tychże pierwszą lepszą... mam już. Jedna wiedzie przez powróz i stołka oparcie Tego, który się wiesza.

DYJONYZOS.

Przestań! Droga ciasna. HERAKLES.

No, tedy jest gościniec walcowany, tarty,

Przez moździerz...

DYJONYZOS.

Wałkiem utłuc szalaju w moździerzu?

HERAKLES.

Zgadłeś bratku!

DYJONYZOS.

125. Brrrr! Mroźny, trzęsący gościniec.

Natychmiast wszystkie gnaty lodem ci otęgną.

HERAKLES.

Jeśli chcesz, wskażę drogę krótką, z pieca na łeb?

DYJONYZOS.

Wybornie! Już to piechur ze mnie nieszczególny. HĘRAKLES.

Powlecz się na Keramik!

DYJONYZOS.

I cóż dalej, bratku?

HERAKLES.

Wstąp na wysoką wieżę...

26

DYJONYZOS.

130. Dobrze, ale potem?

HERAKLES.

Patrz, jak będą zaczynać gonitwy z pochodnią'),

A gdy tłum „puszczaj “ krzyknie, i ty się puść naprzód

DYJONYZOS.

Dokąd ?

HERAKLES.

Na dół.

DYJONYZOS.

Mózgowe oba knedle rozbić?

Nie, tą drogą nie pójdę.

HERAKLES (zniecierpliwiony).

Więc jaką, do kata?!

DYJONYZOS.

Tą, którą ty już szedłeś.

HERAKLES.

136. O! To długa podróż,

Albowiem naprzód przyjdziesz nad sine jezioro, Olbrzymie, niezgłębione.

DYJONYZOS.

Lecz jak się przeprawić? HERAKLES.

W tyciusiem czółeneczku wioślarz cię zgrzybiały 140. Przewiezie, gdy zapłacisz dwa obole myta.

') Podczas świąt Hefajstosa, Proraeteusa, Panateńskich i w święto Pana biegali pieszo lub konno efebowie z pochodnią do mety. Wyścigi zaczynały się w gaju Akademosa — przez Keramską bramę do miasta. Zwycięzca, który przybył z pochodnią płonącą do celu, dostawał wieniec.

' DYJONYZOS.

Ho-ho! Patrz, ile znaczą wszędzie dwa obole,

Skąd one się tam wzięły ?

HERAKLES.

Teseus je wprowadził.

Potem zobaczysz gadów i poczwar miryady.

DYJONYZOS.

Tylko mnie nie strasz darmo, ani nie odrażaj,

Bo i tak nic nie wskórasz.

HERAKLES.

145. Wnet ujrzysz kałużę

I przedwieczną gnojówkę: tam się wiją wszyscy, Którzy kiedy skrzywdzili w sposób niecny gościa, Którzy chłopca zażywszy, zapłaty nie dali,

Którzy matkę młócili, lub ojca w łeb bili I ci, co się parali fałszywą przysięgą...

dyjonyzos (do toidzów).

Przebóg! wszak tam powinien być ten między nimi, 150. Kogo tanecznej pieśni Kinesjas ’) nauczył,

Kto sobie wiersz przywłaszczył albo zwrot z Morsyma2).

HERAKLES.

Wnet cię potem zaleci miły podmuch fletów,

155. Zobaczysz jasne światła, jakbyś był na ziemi —

I mirtowe gaiki i święte orszaki

Tańczących mężów, kobiet; śpiew, klaskanie w dłonie...

dyjonyzos.

Ale cóż to za jedni?

  • ) Kinesjas, poeta nowomodny, twórca dytyrambów, wyśmiany przez Arystofariesa w Ptakach. Syn tego Meletosa, który oskarżał Sokratesa, niesłychanie długi, chudy i wątły, był przedmiotem drwin i szyderstw ze strony licznych poetów.

2) Syn Filoklesa, powinowaty Ajschylosa, sam marny poeta.

HERAKLES.

To Wtajemniczeni.

KSANTJAS (do siebie).

A zatem ja gram osła, co służy w misteryack?

160. Miła zabawa, tylko — dość tego dźwigania.

(zrzuca toboły z pasyą).

HERAKLES.

Oni ci wskażą wszystko, o co tylko spytasz,

Oni bowiem najlepiej owe drogi znają ’),

Które wiodą w podwoje pałacu Plutona.

Teraz bywaj zdrów, bracie!

DYJONYZOS.

Żegnaj mi, na Zeusa!

(Herakles icchodzi do domu).

SCENA III.

KSANTJAS, DYJONYZOS i UMRZfK. DYJONYZOS.

165. Bierz manatki a żywo!

KSANTJAS.

Jeszczem ich nie puścił!

Gdzie, dokąd, po co, ua co?

DYJONYZOS.

Na tamten świat, żw'awo!

KSANTJAS (ze strachem).

Daj mi pokój, zmiłuj się, najmij nieboszczyków,

Co ich do grobu niosą: może się kto trafi!

l) Alluzya do tajemnic Eleuzyjskich. Hierofant, jak wiadomo, pouczał Mystów o życiu przyszłem.

29

DYJONYZOS.

Jak się nie trafi — pójdziesz?

KSANTJAS.

Pójdę!

DYJONYZOS.

Śmiała sztuka!

170. Lecz oto właśnie niosą jakiegoś umrzyka.

(Służba pogrzebowa wnosi z prawej strony na marach umrzyka). (Zwrócony do umrzyka).

Hej, słyszysz ty, trnposzu, hej, do ciebie mówię!

(umrzyk podnosi głowę, potem siada na marach, karatoania-

rze stają)

Nie chciałbyś mi nieść, człeku, mej sakwy w podziemie?

EMRZYK.

Gdzież te sakwy? A ciężkie?

(Dyjonyzos pokazuje toboły)

Zapłacisz dwie drachmy.

DYJONYZOS (targuje).

Dwie! Za co?

UMRZYK.

Nie dasz tyle ? Nieście mnie do grobu!

DYJONYZOS.

175. Stójże, stój już waryacie, może się zgodzimy.

UMRZYK.

Dasz, nie dajesz? Dwie drachmy. Niema co i mówić.

DYJONYZOS.

Daję dziewięć obolów.

30

umrzyk (pogardliwie).

Wolę raczej ożyć! ')

(Służba pogrzebowa wynosi go na lewo).

KSANTJAS.

To święty potępieniec! Nie głupi ci stękać!

A więc idę.

DYJONYZOS.

Szłachetnyś, jak widzę, i słowny. (Puszczają się w drogę. Scena się zmienia: widać brzegi jeziora, ukazuje się Charon zgrzybiały na czółnie).

180. Teraz szukajmy czółna.

CHARON (za sceną).

Hola hop! Przybijaj!

SCENA IV.

KSANTJAS, DYJONYZOS, CHARON. dyjonyzos (w strachu).

Cóż tam znowu?

KSANTJAS.

Jezioro.

dyjonyzos.

Na Zeusa! To samo,

O którem Herakl mówił: widzę czółno nawet.

KSANTJAS.

Na Posejdona! Wszakże tam sam Charon siedzi!

DYJONYZOS (coraz głośniej).

Charonie witaj, witaj, Charonie, Charonie!!

') Wszystko na odwrót: tam na świecie mówi się: „Wolałbym umrzeć! “

31

CHARON (posępna twarz).

185. Któż tam idzie ze świata na wieczny spoczynek,

Z padołu łez i cierpień ? Czy na błonie Lety ?

Na ogrojec Oknusa, do szczeniąt Kerbera,

Czy do biesów stolicy? Czy do skał Tartarn?

Kto tam?

DYJONYZOS.

Ja.

CHARON.

Siadaj na czółn!

DYJONYZOS.

Dokąd mnie powieziesz?

Czy w istocie do biesów?

CHARON.

A ty, gdzieżeś myślał?

Siadaj zaraz!

dyjonyzos (zbliżając się do czółna woła. na Ksantjasa). Hej pachoł! I ty siadaj tutaj!

Charon (odpędza go wiosłem,).

190. Niewolnika nie wiozę, chyba że się w bitwie Tej na morzu, jak lew bił.

ksantjas.

Nie mogłem, na Zeusa,

Bo mnie oko bolało!

CHARON (do Ksantjasa).

Dyrdaj w koło młaki!

ksantjas.

Ale gdzież się spotkamy?

CHARON.

Na skałce Suchciela,

Bo właśnie tam jest przystań.

DYJONYZOS (drwiąco).

Rozumiesz?

ksantjas (ironicznie).

Wybornie!

Biada! Ki kaduk drogę dzisiaj mi przebieżał?

(Ksantjas znika. Dyjonyzos sadowi się wygodnie w łodzi).

SCENA V.

DYJONYZOS i CHARON.

. CHARON.

Siadaj do wiosła! Spieszcie, kto tam siadać pragnie!

Co iy robisz?!

dyjonyzos.

Co robię? A cóżbym miał robić;

Siedzę sobie przy wiośle, jak sam przykazałeś.

CHARON.

200. Co?! Nie siędziesz do wiosła, ty beko brzuchata!

(Dyjonyzos siada przy drugiem wiośle).

DYJONYZOS.

Już siedzę.

CHAIiON.

No dalejże! Rękami się dzierżaj!

dyjonyzos (kładzie rękę na wiosło).

Już dzierżę.

Charon (groźno).

Głupstw nie robić, lecz zaprzeć się dobrze I wiosłować co siły!

33

DYJONYZOS.

Jakże mam wiosłować Nieuczony, niemorski, ja — nie z Salaminy,

Jakżeż ci to potrafię?

CHARON.

Bardzo łatwo, wierzaj! Usłyszysz takt najmilszych pieśni: uderz tylko!

dyjonyzos.

A kto śpiewa?

CHARON.

Śpiewają żaby, jak łabędzie; Cudownie, melodyjnie!

dyjonyzos (chwyta za wiosło, wznosi je to poziom).

A więc komenderuj!

CHARON.

Hopahop-Hopa-hop!

(Wiosłują Dyjonyzos i Charon; czółno sunie wolno: w tej chwili daje się słyszeć śpiew żab, 10 sitowiu i trzcinie ukrytych).

SCENA VI.

DYJONYZOS, CHARON, ŻABY (niewidzialne). Śpiew 209 — 267.

ŻABY.

Brćkeke keks, koaks, koaks,

•2io. Brćkeke keks, koaks, koaks.

O źródeł plemię, bagien dzieci!

Przy fletni dźwięku pieśń niech leci, Pieśń słodkohuczna, nasza pieśń! Koaks, koaks!

3

Bakchosie, Nyży gospodynie!

Tobie pieśń hymnem niechaj płynie Kędy baguiska stara pleśń! Koaks, koaks! -

Gdzie rzesza, wina szałem zdjęta, Obchodząc Dziadów ') roczne święta, Faluje mimo naszych pól!

220. Brekeke keks, koaks, koaks!

(Wiosłują do taktu w przyspieszonem tempie).

DYJONYZOS.

Mnie tyłek boleć już zaczyna;

„Koaks“, „koaks“, w tem wasza wina, / Lecz nie obchodzi was mój ból!

ŻABY.

Brćkeke keks, koaks, koaks,

Brćkeke keks, koaks, koaks!

DYJONYZOS.

Niech piorun trzaśnie wasze koaks. Gdzie się obrócę, wszędzie koaks!

ŻA13Y.

Tak być powinno, ty — wiercipięta!

Mnie Muz lirniczek broni moc święta 230. I Pan nasz, kozlonóżka, dujący w piszczałki: Lutnista Apoll rado nas chroni;

My jemu trzcinę w podwodnej toni Pod lutnię hodujemy na gędziebne wałki!

Brćkeke kćks, koaks, koaks!

DYJONYZOS.

Ja bąble mam na obu rękach,

') Trzeci dzień Anthesteriów, poświęcony Hermesowi, w którym garnki napehiione potrawami ofiarowano duszom zmarłym — a zatem to, co nasze Dziady (Zaduszki), obchodzone jednak bardzo wesoło, pląsami i sobótką.

35

Pośladek już się poci w mękach,

A niech się schylę, wypali znów!

ŻABY (żywo).

Brekeke keks, koaks koaks.

DYJONYZOS.

240. Ach, śpiewny rodzie żab, o nieba,

Zamilknij!!

Żaby (wpadają to nutę).

Głośniej śpiewać trzeba, Jeśliśmy kiedy w dniach pogody Skakały z wonnych ziół do wody Wdychając ostre zapachy traw,

Nogami fale tratując wpław:

Albo się bojąc Zeusa ulewy W otchłani wodnej taneczne śpiewy W takt zawodziły z pękaniem baniek.

250. Brekeke keks, koaks koaks.

dyjony^zos (uderza w złości wiosłem w wodę). Brekeke keks, koaks, koaks Za wami drę się, wióruję wam!

żaby (ironicznie). Niebezpieczeństwo zagraża nam?

dyjonyzos (wali wiosłem).

Mnie gorsze, bo już pęknąć muszę 1 wiosłem więcej nie poruszę

Żaby' (z werwą).

Brekeke keks, koaks, koaks.

dyjoxyz s (w złości).

Kumkajcie! Nie dbam o to zgoła!

ŻABY’.

Tak: będziem kumkać bez wytchnienia;

3*

36

Ile wytrzymać gardło zdoła,

260. Przez cały dzień rechotać pienia!

Brekeke keks koaks, koaks!

dyjonyzos (w pasyi wali wiosłem).

Brekeke keks koaks koaks!

Nie przebreszycie wy mnie wcale!

ŻABY.

Tem mniej nas zmogą twoje żale!

DYJONYZOS.

Będziemy widzieć! Całemi dniami Potrafię wrzeszczeć pospołu z wami,

Aż was przekraczę tem koaksem!

(na nic nie uważa, tylko wrzeszczy jakiś czas sam) Brekeke keks koaks koaks Brekeke keks Brekeke!

Bre! (spostrzega się, że Żaby umilkły)

(z tryumfem) A więc wreszcie zmusiłem do milczenia

[koaks!

(przybywają do drugiego brzegu).

CHARON.

Przestań! Dosyć, przybijaj wiosełkiem do lądu,

Ruszaj, zapłać przewoźne! .

DYJONYZOS (płaci).

270. Masz tu dwa obole (wychodzi).

(Charon znika z czółnem. Dyjonyzos rozgląda się za niewolnikiem i woła).

SCENA VII.

Drugi brzeg podziemia. Mirtowe gaiki w dali. Bliżej łączka.

DYJONYZOS i KSANTJAS.

DYJONYZOS (woła).

Hej Ksantjasie, gdzieżeś tam, Ksantusiu, Ksanteczku!

KSANTJAS (z daleka).

Rety!!

_ DYJONYZOS.

Bywajże ku mnie!

ksantjas (z radością).

Witaj wasza miłość!

DYJONYZOS.

Coś widział z tamtej strony?

ksantjas

Ciemności i smrody.

DYJONYZOS.

Czy nie spostrzegłeś tam gdzie ojcobójców jakich, Albo krzywoprzysięzców, których mienił Herakl?

KSANTJAS.

Nie; a ty ?

dyjonyzos (patrzy bystro ku widzom).

Aha! Teraz, przebóg, tam ich widzę!

Ale, cóż my poczniemy?

KSANTJAS.

Odejść stąd najlepiej,

Gdyż tutaj owe nory, gdzie, mówił Herakles,

Srogie poczwary broją.

38

DYJONYZOS (potrząsa groźnie maczugą).

A niech go gęś kopnie!

280. Najwidoczniej łgał w czambuł, aby mnie nastraszyć, Zna bowiem moje męstwo, a szło mu o sławę.

0! ambitniejszej sztuczki nie znałem, jak Herakl!

A ja właśnie, na przekor, chcę się z kim poczubić I zrobić awanturkę godną tej wyprawy.

KSANTJAS.

Na Zeusa! A tam właśnie słyszę jakieś mruki!

dyjonyzos (w przestrachu).

Gdzie, co, dla Boga!

KSATJAS.

W tyle ...

dyjonyzos (szybko wyskakuje przed niewolnika).

Więc idż z tyłu, za mną!

KSANTJAS.

Lecz teraz z przodu chrapie!

DYJONYZOS (cofa się gwałtoiunie).

To idżże przedemną!

KSANTJAS.

Ratuj Zeusie! Już widać olbrzymiego stwora... DYJONYZOS.

Jakto? Stwora!

KSANTJAS.

Poczwara, co się raz wraz zmienia!

290. Już z niej krowa, muł teraz i znów... naga dziewka, Jaka gładka do tego!

dyjonyzos (nagle i zuchwale).

Pokaż! Idę na nią!

39

KSANTJAS.

Kiedyż bo patrzcie, z dziewki wyskoczyła suka!

dyjonyzos (w przerażeniu głosem stłumionym).

A więc to jest Empusa! ')

KSANTJAS.

Z każdego jej pyska

Skry się sypią...

dyjonyzos.

A czy ma jeden gnat ze spiżu?

KSANTJAS.

Zgadłeś, lecz druga noga z gnoju bydlęcego.

dyjonyzos (krzyczy).

Z gnoju! Gdzież ja się schronię? Ratujcie!!

KSANTJAS.

A ja — gdzie!?

dyjonyzos (zwraca się kii icidzom, gdzie w pierwszym rzędzie siedzi kapłan jego własny).

Mój księżuniu, ratuj mnie, ratuj współpijusa!

KSANTJAS.

Przepadliśmy z kretesem, królu Heraklesie! dyjonyzos.

Będziesz ty cicho, drabie; z tem imieniem wara! KSANTJAS.

Ratuj więc, Dyjonyzie!

dyjonyzos.

300. Jeszcze gorsze drugie!

') Empusa, monstrum zesłane przez Hekatę, niepokoiło podróżnych, a żywiło się mięsem ludzkiem.

40

ksantjas (rozgląda się i icoła radośnie).

Górą nasi, mój panie, idźmyż dalej śmiało!

(idzie naprzód sam, Dyjonyzos się boi).

DYJONYZOS.

Cóż tam znowu?

KSANTJAS.

Pociesz się! Wszystko dobrze idzie; Możemy deklamować z Hegelocbem *) górnie:

305. „Po groźnej burzy jasny słoneczny cień nastał" '). Znikła Empusa.

dyjonyzos.

Przysiąż!

KSANTJAS.

Przysięgam na Zeusa.

DYJONYZOS.

Jeszcze raz mi przysięgaj.

KSANTJAS.

Na Zeusa ci klnę się.

DYJONYZOS.

Powtórz jeszcze!

KSANTJA .

Na Zeusa!

DYJONYZOS.

Alem zbladł ze strachu...

KSANTJAS (pokazuje na kapłana).

Ten ze strachu o waszmość zczerwieniał, jak burak.

') Aktor Hegeloclios pomylił się w wymowie, czem rozśmieszył cały teatr. Ksantjas przytacza tę pomyłkę. Po polsku oddałem to grą wyrazów: cień i dzień.

DYJONYZOS.

Dla boga! Skąd nieszczęścia te walą się na mnie? 310. Który z bogów się zawziął łeb mi skręcić dzisiaj ?

KSANTJAS (parodyując swego pana).

„Eter, Zeusa świątynia“ albo „Stopa Czasu“!

(Z oddali daje się słyszeć muzyka fletów i śpiewy). Hej, słyszysz?

DYJONYZOS.

Co takiego?

KSANTJAS.

Jakto? nie słyszałeś?

DYJONYZOS.

Czego?

KSANTJAS.

Fletów podmuchu ?

DYJONYZOS (nadsłuchuje).

Aba, tak! Zawiała Woń pochodni żywicznych ku mnie tajemniczo. Lecz przycupnijmy milczkiem i słuchajmy pieśni! (Idą w róg sceny na lewo. Ksantjas składa juki, tam kryją i przyczają).

(Chór głosów z oddali, jeszcze niewidzialny śpiewa):

CHÓR.

Jakchu, Jakchosie! Jakchu, o Jakcbu!

ksantjas.

Więc to oni zaprawdę, to Wtajemniczeni,

Którzy tu gdzieś pląsają, jak mówił Herakles,

320. Wyśpiewując pieśń Jakcba, niby Dyjagoras ').

') Poeta dytyrambiczny, którego wypędzono z Aten za b bożność: Ksantjas ironizuje.

42

DYJONYZOS.

Ja też tak samo myślę: przycichnijmy zatem,

Byśmy mogli zobaczyć i usłyszeć wszystko.

CHÓR (jeszcze niewidoczny, ale już wyraźny). Jakchu, który zamieszkałeś kraj nasz uwielbiany, Jakchu, Jakchu, hej!

Chybaj do nas, na polanę i wiedź nasze tany!

W taneczników świętem gronie Hasaj, a w takt cliylaj skronie,

I wieńczone mirtem czoło;

Jagód kiścią trzęsąc wkoło 330. Wybijaj takt nóżką żwawą!

Oh! Taniec dla mnie zabawą W bezkarnym szale wesołą!

W tańcu naszym wszystkie hoże Chary ty rej wodzą, Tu w bractwie Wtajemniczeni swe pląsy zawodzą!

KSANTJAS.

O szanowna, wspaniała córeczko Demetry!

Toż mię zawiał prosiątka pieczonego zapach.

DYJONYZOS.

Milcz a może oberwiesz jaką tłustą kiszkę!

CHÓR (teraz jeszcze wyraźniej, całkiem blizko).

340. Wstrząsaj gorejącą żagwią, niech buchną płomienie!

O gwiazdo, co światło sypiesz pośród nocy cienie! Niech błoń zaleją pożary!

Patrz, jak hasa tamten stary:

Zgryzotę zagłuszył taniec,

Sędziwych lat brzemię strząsa,

Raźno na cześć boga pląsa!

Lecz ty chwytaj za kaganiec!

Prowadź młódź, o niebios synu, na kwietne żuławy! 350. Tam korowód, tam sobótka, tam będą zabawy!

PARODOS.

(WEJŚCIE CHÓRU).

351 — 459. Śpiewy i rec\ tacye.

Scena się zmienia: przedstawia część Hadesu, w głębi widać pałac Plutona. Chór Wtajemniczonych (mystów) tokracza ze strony prawej od widzów na orchestrę t. j. na przedscenie. W chórze jest 24 choreutów i koryfajosy t. j przodownicy. Ubrani w białe, śnieżne, wełniane szaty (chitony i sandały), na głoioie zielone wieńce, pochodnie płonące w rękach. Orszak niewiast w szatach szafranowych postępuje za nimi. Rolę Hierofanta mystów t. j. Daduclia obejmuje przodownik chóru, t. j. Koryfajos, który deklamuje przy wtórze fletów.

SCENA VIII.

DYJONYZOS, KSANTJAS, HIEROFANT, CHÓR.

kokyfajos (Hierofant, do sioego orszaku)

Uciszcie się wszyscy zgodnie, z chórów niechaj idzie precz Kto nie poznał naszej pieśni, lub ma w sercu jaki brud, Kto Obrzędu nie zna jeszcze, ni też pląsał na cześć Muz, Kogo niewy święcił Kratyn1), turów łowca, Bakcha wieszcz, Kogo błaznów bawią żarty, powiedziane w nie swój czas, Kto nie tłumi ziomków zwady i rodakom życzy źle, 360. Kto ich nawet szczuje wzajem, by mieć osobisty zysk, Kto, hetmaniąc, dał się kupić, gdy ojczyzny tonie łódź, Kto gród, albo korab zdradził, kto wzbroniony towar słał, Przez Ajginę, jak Thorykion, zatracony celnik, łotr,

Co rzemienie, płótno, smołę na Epidaur wrogom niósł,

J) Kratyn, jeden z najstarszych znakomitych komików z czasów Peryklesa, za dytyramby, na cześć Bacchusa, otrzymał nieraz pierwszą nagrodę, którą był młody byk: stąd „łowca byków“.

2) Thorykion, jakiś celnik, zdrajca.

Kto wyłudzał z braci złoto, by miał z czego flotę wróg, Kto w Hekaty chórach śpiewał a do jej kapliczek plwał, Kto w komedyi wychłostany podczas Dyjonyza świąt, Sławy wieniec wieszczom wydarł, bałamucąc z zemsty lud — Tym zapowiem, tym powtarzam, tym po trzeci mó-

[wię raz:

370. Precz niech idą z kół tanecznych! Wy zacznijcie święty

[pląs,

Rozśpiewany, całonocny, godny uroczystych świąt!

CHÓR (śpiewa) strofa 372—376

Kto żyw, niech wartko goni Ku kwiatobujnej błoni Żartując, szydząc do woli Z każdego, kogo to boli!

Wszak długo czas cnót naszych trwał!

Niech młodzież pląsa dalej,

Boginię zdrowia chwali 380. Co tarczą naszej krainie Była, będzie i jest ninie,

Choć nie tak ów Thorykion chciał!

PRZODOWNIK CFIÓRIT.

Żywo teraz mi zapiejcie w cześć Demetry inny ton, Wielbiąc hymny i pieśniami królewnę, dającą plon!

CHÓR (śpiewa) slrofa 384—388.

Demetro, obrzędu królowo!

Tu ku nam, błagamy, zleć!

Ochraniaj drużynę godową,

Wesele i pląsy wznieć!

Niech mija noc święta swobodnie,

Niech śmiech się wesoło rozlega:

39o. Wśród szczerej modlitwy słów .

Niech każdy pląsa i biega!

Ty uwieńcz zwycięzcę znów,

Co święta obchodzi twe godnie!

PRZEWODNIK CHÓRU.

Ha Heja!

Teraz pieśnią wzywać boga, wiecznej krasy syna, Towarzysza i świętego reju gospodyna!

CHÓR.

Część I.

Najmilszych świąt twórco, Jakchu uwielbiony, Błagamy Cię społem, bywaj w nasze strony,

Tu do bogini!

400. Pokaż dzielność twoich nóg,

Przebież wartko ogrom dróg,

Jakchu, wodzireju boży, przoduj w naszych pląsach!

Część II.

Od śmiechu i figlów stroisz się w łachmany, Dziurawe sandałki i płaszcz potargany:

Chcesz być oszczędnym!

Pokazałeś tedy sam,

Jak bez szkody hasać mam.

Jakchu, wodzireju boży, przoduj w naszych pląsach!

Część III.

Zobaczyłem dziewczę co tam szumnie hasa,

4io. Me oczy przykuwa jej buziaka krasa,

Lecz, że koszulka Rozerwała się na szwie,

Wyprysnąły piersi dwie...

Jakchu, wodzireju boży, przoduj w naszych pląsach!

(chór milknie).

ksantjas (półgłosem do Dyj.)

Och, co do mnie, ja zawsze pohulałbym chętnie

I utonął w zabawie!

DYJONYZOS.

A mnie nogi skaczą!

46

PRZODOWNIK CHÓRU (sam).

Będziem teraz zgodnie dalej Arckedema wyszydzali1):

Siedem lat u nas żyje, ojców ani ojczymów nie mając CHÓR.

A teraz rej wodzi przecie 420. U tych umrzyków na świecie.

Atoli sam jest łotrem, z łotrami się równymi kumając.

PRZODOWNIK CHÓRU (sam)

Słyszę, że syn przy grobie Kleistenesa się skrobie 2)

Jedną ręką po tyłku a drugą po pysku!

CHÓR.

_ I w pół zgięty pierś bije

I zawodzi i wyje,

Ze nie może kumeczka trzymać w swym uścisku!

PRZODOWNIK CHÓRU (Sam)

Mówią też o Kaliasie, synu Jebkonika3),

430. Że w lwiej skórze — z panienką — na wroga pomyka !

dyjonyzos (występuje znagła i przerywa śpiewem).

Hej! Powiedzcie, gdzie strona,

W której pałac Plutona?

Nie tutejsiśmy bowiem, jeno z dala przybyli.

') Archedemos z przydomkiem „kaprawy wpływowy Ateń-czyk owej epoki, wichrzyciel znany i pierwszy oskarżyciel jednego z wodzów bitwy pod Arginnzami, Erasinedesa, czem dal powód do wytoczenia procesu owym 10 wodzom, z których siedmiu pod błahym pozorem nieratowania rozbitków stracono. Byl to przybłęda, obcy, który nie należał do attyckich fratryj; stąd te docinki.

‘2) Bogaty Ateńczyk, znany jako rozpustnik, sybaryta, perwers, ale brał udział w bitwie Arginuskiej na własnej tryjerze w r. 48.

3) Syn Hipponika. Arystofanes robi zeń Hippobina, co dosłownie oddaje użyty wyraz. Kalias odziedziczył po oicu olbrzymią fortunę, którą prędko na hulanki przeszastał.

47

PRZODOWNIK CHÓRU.

Ot! Nie długa to droga:

Wprost, do tego wal proga,

A mnie daj święty pokój i nie pytaj w tej chwili !

dyjonyzos (do Ksantyasa śpiewem).

Bierz manatki mój mały!

ksantjas (dźwigając nosidła z jukami, odśpiewem). Takie czasy nastały?

Ej, u biesa, to stara i nudna piosenka!

przodownik chóru (recytuje —.fi*'ty totórują).

440. Dalej naprzód!

Na boginki święte błonie, na kwiecisty spieszcie gaj Wśród igraszki i hulanki uczestników boskich świąt: Ja w dziewic i kobiet gronie rozpląsanem pójdę stąd Gdzie pochodnie święte paląc, święcić będziem nocy raj! Przodownik chóru odchodzi z niewiastami, które odbierają pochodnie z rąk mystóio)

CHÓR. strofa 448— 453.

Biegaj na łąki, gdzie kwitną róże,

Gdzie dyszą kwiaty wonne:

Naszym zwyczajem hasając w chórze,

Na pola goń przestronne!

antistrofa 454—459.

Chór nasz prowadzą doli boginie,

Przeto Sobótki słońce Świeci nam tylko, świętej drużynie.

Wszak bliźnich my, obrońcę,

Obcych czy ziomków zarówno cbronim ’).

(Podczas tego śpiewu zbliżają się Dyjonyzos i Ksantjas do podwoi pałacu Plutona).

’) Pochwała Ateńczyków za ich ludzkie prawa, dające opiekę

i schronienie rozmaitym emigrantom politycznym.

48

SCENA IX.

DYJONYZOS, KSANTJAS, CHÓR, ODŹWIERNY AJAKOS. dyjonyzos (ostrożnie).

460. Jakby tu pukać mądrze; pytam: jak zapukać,

W jakiż sposób pukają mieszkańcy tych krain?

KSANTJAS.

Nie marudź, ale spróbuj stuknąć we drzwi śmiało, Zwłaszcza gdyś Heraklesem z miny i czupryny!

DYJONYZOS (wali kołatką w drzwi).

Hej, otwórz chłopie!

AJAKOS (odźwierny, icychodzi z podwoi).

Kto tam?

DYJONYZOS.

Bohater Herakles.

AJAKOS.

• O łajdaku, wisielcze, o ty łotrze jakiś!

Ty zbóju, ty rozboju, ty herszcie rozbojów,

Tyś nam naszą sobakę, naszego Kerbera Porwał, mało nie zdusił i uciekł z nim razem,

Omal nie z przed mych oczu! Zapłacę ci teraz!

470. Za karę ciebie Styksu bezlitosne turnie

I krwią oblane skały Acherontu zamkną!

Psy Kokytu przysiędą ciebie, wkoło wyjąc,

Żmij stułebny wyszarpie ci jelita z brzucha,

A płuca twoje połknie Murena z Tartesu!

Posoką zlane nery, wątrobę i... resztę Rozedrą, pożrą, zmiażdżą Gorgony z Tejtrasji!

Do nich też pokieruję moje lotne skoki!

(Wpada do wnętrza i drzwi za sobą zatrzaskuje. Dyjonyzos przykucnął ze strachu i...)

49

ksantjas (zatykając nos).

Co ty robisz?!

DYJONYZOS (słabym głosem).

Popuszczani. Wołaj: Boże wspieraj!

ksantjas.

480. O ty błaźnie co żywo podżwignij się z ziemi,

Nim cię ujrzy kto z widzów!

DYJONYZOS (usiłując napróżno powstać).

Ależ bo zemdleję!

Podaj mi mokrą gąbkę i przyłóż do... serca!

KSANTJAS.

(wyciąga z juk gąbkę, macza i podaje mu z przodu). Na! masz, bierz i przykładaj!

DYJONYZOS (szuka za sobą).

Gdzież jest? (robi z niej użytek)

KSANTJAS.

Czy to tam twoje serce?

Złote bogi!

DYJONYZOS.

No — tak, bo ze strachu Wlazło mi serce właśnie do tej dolnej jamy.

KSANTJAS.

Wiesz, jesteś pierwszym tchórzem i z bogów i z ludzi...

dyjonyzos (wstając).

Ja? tchórzem? W jaki sposób? Czyż nie zawołałem

O gąbkę? Inny pewnie tegoby nie zrobił.

Proszę?

KSANTJAS.

4

50

Dyjonyzos.

Byłby tak leżał, wąchając w przestrachu.

490. Jam zaś powstał, a nawet obtarłem staruszkę.

' KSANTJAS.

Cud odwagi — w istocie!

dyjonyzos.

A tak jest, na Zeusa!

Ale czyś ty się nie bał, słuchając słów huku

I groźnych klątw?

KSANTJAS.

Na Zeusa, ani mi się śniło.

dyjonyzos.

Więc dobrze; skoro tedy masz taką odwagę, Zamieńmy nasze role! Bierz lwa i maczugę,

Bądź Heraklem, gdy nie zna twoje serce trwogi,

Ja zaś będę na odwrót — twoim pacholikiem.

KSANTJAS.

Niechżeta, niechże, dajcie! Cóż robić, trza słuchać.

(Przebierają się, zamieniwszy role).

No teraz na Herakla-Ksantjasa rzuć okiem! óoo. Czy jestem tchórzem, gadaj, czy mam postać twoją?

DYJONYZOS.

Na Zeusa, wykapany skurczybyk z Melity1)!

(dźtoigając nosidła z jukami).

A zatem ja mam dźwigać teraz owe torby.

(Podwoje otwierają się •powoli. Dyjonyzos w strachu uskakuje za Ksantjasa, który groźnie podnosi maczugę, gotów

’) W Melite, zachodnim krańcu Aten, była sławna świątynia Herąklesa, z posągiem znanym powszechnie, dłuta jednego z Fidyaszowycli uczniów, Ageladasa.

51

walczyć przeciw wszelkim monstrom piekielnym, jakie zapowiedział Ajakos. Ukazuje się śliczna panna dworska z fraucymeru Persefony).

SCENA X.

DYJONYZOS, KSANTJAS, CHÓR’i PANNA DWORSKA.

PANNA DWORSKA.

Witaj nam, Heraklesie, proszę, racz wejść do nas! Gdy usłyszała nasza bogini, żeś przybył,

Kazała piec chleb zaraz, nagotować bobu

I prażuchy coś ze trzy albo ze dwa kotły,

Wołu całego pieką na węglach żarzących,

Eobią pączki, kołacze... racz wejść, pani prosi.

KSANTJAS (gburowato).

Bardzo pięknie dziękuję.

PANNA DWORSKA.

Na Apolla! Nigdy Nie pozwolę ci odejść: ależ tam się właśnie 5io. Rumieni pieczeń z ptaków, smażą naleśniki

I wino przyprawiają najsłodsze. Wejdź tylko!

KSANTJAS.

Mocno dziękuję.

PANNA dworska (ciągnie go za lwią skórę).

Głupstwo, ja ciebie nie puszczę. Wiesz? Jest tam już fletnistka i to cud dziewczyna, Jest też tancerek kilka, dwie czy trzy, nie pomnę.

KSANTJAS (Żywo),

Są, powiadasz, tancerki?!

PANNA DWORSKA.

Młodziutkie, świeżutkie,

I właśnie sobie teraz włoski wyskubały!

52

Lecz wejdź, bo kucharz prawie chciał pieczeń wyjmować

I stół jadalny nawet przed chwilą nakryto.

ksantjas (zmienia ton i zamiar).

Idź zatem i zapowiedz najpierwej tancerkom,

520. Które u was czekają, że sam wnet przybędę.

(Panna dworska odchodzi)

(Do Dyjonyzosa) A ty chłopie marsz za mną, niosący

[me rzeczy!

DYJONYZOS.

Hola! Wstrzymaj się acan! Czyś to wziął za prawdę, Gdy ja w żarcie zrobiłem z ciebie Heraklesa?

Dajże pokój tym dąsom, mój miły Rudasku,

I napowrót zabieraj na plecy me sakwy!

KSANTJAS.

Cóż to znowu? Nie myślisz Waszeć mi odbierać Tego, coś sam darował?

dyjonyzos (wydzierając maczugę).

Nie myślę, lecz biorę:

Zdejm lwicę!

ksantjas (z patosem).

Dobrze -- zdejmę, lecz bogów na świadki Wzywam, im polecając teraz moją krzywdę!

DYJONYZOS.

Jakich ty bogów wzywasz? Czyż to nie błazeństwo, 530. Myśleć, że ty, niewolnik, śmiertelny, być możesz Synem Alkmeny!!!

KSANTJAS.

Zgoda. Niech tak będzie, bierz lwa: „Przyjdzie koza do woza“, jeśli bóg pozwoli! (Ksantjas i Dyjonyzos przebierają się, a chór śpiewa zwrócony do Dyjonyzosa)

CHÓR. strofa 534—548.

To są sprawki godne człeka,

Co rozumem się przechwala,

Co obwąchal każdy żłób:

Zawsze na czas tam ucieka,

Gdzie nie miota łodzią fala...

Nie stać mu, jak ryty słup,

Co ma wiecznie jedno lice!

Lecz kierować tam źrenice,

Kędy wionie milszy wiew...

540. Spryt i rozum mu pozwala!

Znam! To Teramena śpiew!

DYJONYZOS.

Ale, czyż nie głupstwo grube,

Abym Ksantję — niewolnika Na kobiercze puchy słał?

By tancerki pieścił lube,

By mi wołał: „Daj nocnika"

A ja tylko patrzeć miał,

Dusząc mego brysia w łapie???

Aż gdy na nich się zagapię,

On, jak zwykle, łotr i gbur Bęc mnie w gębę, nieszczęśnika,

Zbije zębów przedni chór?

(Wpadają dwie karczmarki, każda z chłopakiem z strony od widzów).

SCENA XI.

DYJONYZOS, KSANTJAS, CHÓR i KARCZMARKI. PIERWSZA KARCZMARKA.

Płatano! Hej, Płatano, pójdź tu, oto rabuś,

550. Co raz przybył do naszej budy, co to zeżarł Szesnaście chłeba naraz!

PŁATANA (zbliża się-, patrzy na Dyonyzosa).

O dla boga, prawda,

A dy to ten wisielec!

ksantjas (do widzów).

Na kimś to się skrupi!

I. KARCZMARKA.

Tyś dwadzieścia porcyi pieczeni pochłonął,

Po pół obola sztuka !

KSANTJAS.

Ktoś to będzie płacił...

I. KARCZMARKA.

Tyś zeżarł wszystek czosnek!

dyomtzos.

Nie bredź, głupia babo! Sama nie wiesz, co pleciesz!

I. KARCZMARKA.

Jakto, czyżeś myślał,

Że cię nie poznam, skoro koturny obujesz?

Lecz to nie koniec jeszcze, a wędzonka moja?

PŁATANA.

A moja bryndza, ser mój świeżuteńki, to nic?

560. Połknąłeś moje serki razem z plecionkami!

I. KARCZMARKA.

A potem, gdy zbójowi mówię, by zapłacił,

To wytrzeszczywszy ślepie jak nie huknie na mnie!

KSANTJAS (chyłkiem do szynkarek).

To właśnie jego zwyczaj. On tak zawsze, znam go.

I. KARCZMARKA.

A potem dobył majchra, udając waryata...

PŁATANA.

Ach tak, moja sieroto!

I. KARCZMARKA.

My się obie bały Tak, żeśmy ledwie, ledwie na stryszek wylazły.

PŁATANA.

A wtedy ukradł kołdrę i wyniósł się wreszcie.

ksantjas (chyłkiem).

Ho! On to dobrze umie. Lecz trzeba coś działać!

i. karczmarka (do swego pachołka).

Leć, wołaj mi patrona narodu, Kleona!1)

płatana (do swojego).

570. A mnie tu Hyperbola2) przyślij, gdzie go spotkasz.

(chłopaki pędem wybiegają).

(do pierwszej) Już my go tu sprościmy.

I. KARCZMARKA (do Dyjonyzosa podchodząc).

O zbójecka paszczo! Hej! z radościąbym tobie kamieniem wybiła Wszystkie kielce, któremi pożarłeś mi towar!

J) Kleon „garbarz“ odegrał po śmierci Peryklesa bardzo ważną rolę w Atenach: wojnę ze Spartą prowadził na ogół zwycięzko, ale jego krwiożerczość względem sprzymierzeńców, oraz nizkie, ochlokratyczne zapędy usposobiły doń źle Arystofanesa. Przeciw niemu wymierzona jest ko-medya tegoż autora p. t. Rycerze.

2) Hyperbolos — również demagog, ale o bardzo małem znaczeniu. Obaj już nie żyją, więc w Hadesie trudnią się, jak ongi na święcie, pieniactwem i tu również są trybunami motłochu.

PŁATANA.

Jabym cię do Otchłani na łeb strącić rada!

I. KARCZMARKA.

Jabym sierpem urżnęła gardziel, którą przeszło Wszystko jadło do brzucha! Idżrnyż po Kleona!

On ci to z paszczy wydrze, gdy przed sąd zawezwie!

(Przekupki wybiegają za chłopakami).

SCENA XII.

DYJONYZOS, KSANTJAS, CHÓR.

DYJONYZOS (do Ksantjasa słodko).

Żeby mię piorun strzelił, ja kocham Rudaska!

KSANTJAS.

580. Wiem ja, wiem już... co myślisz, daj pokój tym trelom* Heraklesem nie będę.

DYJONYZOS.

Ależ, jakże można,

Mój Ksanteczku!

KSANTJAS

(naśladując i powtarzając dosłownie tcyrazy Dyonyzosa).

Ależ bo „jak mogę być synem Alkmeny, ja — śmiertelny, ja — niewolnik — sługa“?

DYJONYZOS.

Wiem ja, wiem, że się gniewasz: masz zupełną słuszność

I gdybyś mnie bił nawet, nie pisnąłbym słówkiem. Lecz jeśli ci w przyszłości cokolwiek odbiorę,

Niech sam marnie przepadnę wraz z żoną i dziećmi; Ze wszystkiem... i z kaprawym nawet Archedernem! ‘)

009:5*

57

KSANTJAS.

Wierzę twojej przysiędze i przyjmuję rolę.

(przebierają się po raz -trzeci).

CHÓR (śpiewa zwrócony do Ksantjasa).

Antistrofa 590—604.

590. Teraz twoją będzie sprawą,

Gdy się boga strój przywdziało, Odrzuciwszy brzemię juk,

Rześką szczycić się postawą,

Groźnem okiem patrzeć śmiało,

Jak to czyni prawy bóg,

Któremu się równać kwapisz:

Lecz jeżeli się poszkapisz

W czynie, słowie choć na włos, Toboł twoje grzeszne ciało

Musi dźwigać! Taki los!

f

1

W

I

r

r

k

KSANTJAS.

Wasza rada — nie zła wcale

I ja właśnie w głowie mojej Nicowałem myśli te;

Wiem to z góry doskonale,

600. Ze się znowu pan przestroi

Jeśli szczęście spotka mnie.

Ano — niech tam: nie dbam o to.

Zucha będę grał z ochotą,

Wkoło groźny miotał wzrok:

Lecz już słychać zgrzyt podwoi,

Robię tedy śmiały krok!

(Brama z trzaskiem otwiera się: wypada odźwierny Ajakos z nahajką w ręku, za nim dwaj draby w strojach scytyjskich ; Ajakos wskazuje im Ksantjasa).

I

I

-

£

1

58

SCENA XIII.

DYJONYZOS, KSANTJAS, AJAKOS, CHÓK.

AJAKOS (odźwierny).

Dalej! Wiązać mi zaraz tego porwikundla!

Będzie łoza: no! brać go!

DYJONYZOS (naśladując słowa Ksantjasa).

Na kim to się skrupi.

KSANTJAS (broniąc się maczugą — do łapaczy).

Precz z oczu! Wara tykać.

AJAKOS.

Tak? Jeszcze śmiesz brykać! (krzycząc do bramy bardzo donośnie).

Hej Garbusie, Pluchaczu, bej i ty, Pukała,

Sam tu do mnie! Bić, wiązać mi tego junaka! (Wypadają piekielni łapacze, rozbrajają i dzierżą Ksantjasa).

| W*

DYJONYZOS.

610. I nie jest to bezczelność, że śmie się bić jeszcze, Chociaż kradł cudze dobro?

AJAKOS.

Ba! To rzecz szczególna.

DYJONYZOS.

A to rzecz niesłychana!

KSANTJAS.

Lecz przebóg! Słuchajcie: Jeślim tu był już kiedy, albo jeślim ukradł Choć żdziebełko w podziemiu, niech mnie piorun spali! A jednak zrobię chętnie poświęceuie z siebie:

Masz tu mojego ciurę, więc bierz go na męki!

Jeżeli z jego zeznań docieczesz mej winy,

Możesz mi kark ukręcić.

59'

AJAKOS (pokazując na Dyjonyzosa).

Jego brać na męki?

KSANTJAS.

Wszelakiego rodzaju: oto na drabinie Skrępowanego zawieś, wal batem, drzyj pasy,

6-20. Łam kołem, lej do nosa wrzącej smoły z octem,

Pal zapieczoną cegłą, no... i tyra podobnie,

Tylko go nie bij młodym cybuchem cebuli!1)

AJAKOS.

Sprawiedliwe twe słowa. Gdybym ci zaś chłopa Okaleczył na mękach, będziesz miał zapłatę.

ksantjas (pospiesznie).

Nie potrzeba: masz, bierz go i prowadź na męki!

AJAKOS.

Nie. Tutaj pozostanie, by zeznał do oczu.

(do Dyjonyzosa)

Szybko zrzucaj te łachy, lecz ostrzegam, nie mów Żadnych kłamstw ni wykrętów!

DYJONYZOS (ku któremu podchodzą łapacze, woła groźnie)

Zasię!!! Ktobądź jesteś Nie radzę ci — mnie — boga — na tortury ciągać, Bo inaczej następstwa sam sobie przypiszesz!

AJAKOS.

630. Co ty breszysz?

DYJONYZOS.

Jam jest bóg Dyjonyz, syn Zeusa,

Ten — tam, to mój niewolnik, pachoł: tak ja mówię.

ajakos (do Ksantjasa).

Słyszysz to?

J) W Atenach straszono pieszczochów i pieszczoszki, dzieci małe, obiciem zielonemi cybuchami (pędami czosnku lub cebuli.)

KSANTJAS.

Dyć mam uszy; a przeto tem bardziej Ochłostać go należy, gdyż, jestli on bogiem,

To nie będzie czuł chłosty!

DYJONYZOS.

Wszak i ty się bogiem Podajesz, przeto weźmiesz równą poreyę batów,

KSANTJAS.

Uwaga wcale słuszna, a który się pierwej Zdradzi płaczem lub znakiem, że na chłostę zważa, Tego nie miej za boga!

ajakos (do Ksantjasa).

€40. Z ciebie człek rzetelny,

Tobie o prawdę idzie. A więc zdejmcie szatki!

(z obna&onemi tyłami stają ten z tej, tamten z drugiej strony).

KSANTJAS.

Jakże nas o tę prawdę będziesz badał?

AJAKOS.

Prosto,

Będę bił na przemiany.

(uderza Ksantjasa, który udaje, że nawet nie wie o tem)

KSANTJAS.

Bardzo pięknie; bij więc,

I bacz, czy ci się ruszę.

AJAKOS.

Już cię uderzyłem.

KSANTJAS.

Na Zeusa, anim wiedział.

AJAKOS.

Tego zatem palnę (bije Dyjonyzosa).

61

dyjonyzos (udaje, że nie czuł).

No! będzie dziś?

AJAKOS.

W tej chwili właśnie uderzyłem.

DYJONYZOS.

Jakto? A jam nie kichnął?

AJAKOS.

Nie wiem, nie słyszałem;.

(idzie do Ksantjasa)

Aha! Teraz kolejka na ciebie, kochasiu!

(uderza mocniej).

KSANTJAS.

Bij do wol... (uderzony) Gwałtu rety!!

AJAKOS.

Co to: „gwałtu rety“ ?

Może cię zabolało?

KSANTJAS.

Głupstwo! Ot westchnąłem,

Myśląc, kiedy to będą świątki Heraklesa . W Dijomi.

AJAKOS.

Święty człowiek: idżmyż do drugiego.

(bije bardzo mocno).

DYJONYZOS.

o jej, o jej!

AJAKOS.

Cóż ci to?

DYJONYZOS.

Konnicę ujrzałem.

AJAKOS.

A czemu ci łzy kapią?

DYJONYZOS.

Bo cebulę czuję.

AJAKOS.

Ale to nie bolało?

DYJONYZOS.

Ani myślę o tem.

AJAKOS.

Idźmyż znów do pierwszego i sprobójmy.

KSANTJAS.

Au, au!

AJAKOS.

A to co ?

KSANTJAS (pokazując nogę).

Ciernia wbiłem do nogi, wyjmijże go, proszę!

AJAKOS.

Cóż się to znowu znaczy? Idźmyż tam raz jeszcze.

(bije mocno).

dyjonyzos (iwzcszczy).

Apollu! (udając, że deklamuje hymn)

„Który władasz w Delos czy w Pytonie!"

ksantjas (do Ajakosa).

Oho! Jęknął: czyś słyszał?

DYJONYZOS (przerywa).

660. Nieprawda, nieprawda.

Przypomniał mi się tylko wierszyk z Iliponaksa.

r

ksantjas (do Ajakosa).

Ty z nim nic nie poradzisz, chyba wal go w sedno!

. AJAKOS.

Oczywiście, na Zeusa! Wystawno tu brzuszek!

(Dyjonyzos nie chce, ale łapacze go przytrzymują).

DYJONYZOS (ryczy uderzony).

Posejdonie!

KSANTJAS.

Ktoś beknął! Ktoś naprawdę beknął.

DYJONYZOS (deklamuje szybko).

„Którego tronem Ajgejskie skały,

I głębie morza i sine wały!...“

AJAKOS.

Na Demetrę! Nie mogę w żaden sposób dociec,

Który z was prawym bogiem. Ale pójdźcie za mną! 670. Pan mój zaraz was pozna z łatwością lub sama Fersefatta'), bo przecie oboje bogami.

DYJONYZOS (boleśnie skrzyioiony, trąc pobite miejsca). Dobrze mówisz, a jednak wolałbym, byś pierwej

O tem sobie przypomniał, nim te wzięlim cięgi.

(Wszyscy aktorowie wchodzą do pałacu, chór zwraca się do

widzów).

  • ) Fersefatta = Persefona, żona Plutona.

PARABASIS.

(ZWROT DO WIDZÓW).

(Chór zwraca się pięknym, uroczystym pochodem, łamiąc się na połówki, do widzów).

674—737.

Oda czyli strofa.

Muzo przeświętej chóralnej poezyi przybywaj i przystrój

[mi pieśń w mir i czar, Spojrzyj po falach narodu niezmiernych, którego powagi

[siedzą niezliczone, Chwalby godniejsze niżeli Kleofont'), na wargach któ-

[rego robiących wciąż gwar, 680. Tracka jaskółka się drze,

Przeraźliwie piszcząc,

Niezrozumiale pienia zawodząc w języku barbarów,

Że zdechnie, gdyż proces ten przegra.

EPIRRHEMA.

(wygłasza deklamacyę przodownik pierwszego półchóru przy lotórze fletów).

Prawo takie, że ojczyźnie rai dobro święty chór,

Że poucza i powabia'2): naszych myśli taki tor,

Że należy wszystkim ziomkom zwrócić prawa, ująć mąk: Chociaż może kto i zbłądził, gdy z Frynicha3) jadał rąk, 690. Trzeba bracia dać sposobność tym, co się potknęli raz, Aby naprawili błędy; trzeba bracia dać im czas!

’) P. wstęp, str. 249.

2) Kazania świętokrzyskie.

3) Frynyckos tu wspomniany niema nic wspólnego z współzawodnikiem Ary8tofanesa w komedyi, ani z Frynychosem, tragikiem starej szkoły z przed Ajscliylosa. Jest to Ateń-czyk bardzo wpływowy, przewrotny demagog, przeciwnik Alkibiadesa, potem ogłoszony przez lud zdrajcą i na rynku w Atenach zabity. (Th u ki d. 8- 92).

65

Więcej nie powinien z miasta wywołany być już nikt, Boć to hańba. Niewolnicy, co raz poszli w święty bój Są panami na Platejskich prawach: to wolności cud!

I zaprawdę, czyż nie piękna ta nagroda za krwi trud ? Ale to jest tylko jedno, co uczynił rozum wasz:

Godzi się więc, byście dali ubłagać się jeszcze tym, Którzy sami i ojce ich nieraz w krwawą poszli waśń Za ojczyznę. Toć krew wasza, więc odpuśćcie im już

[każń!

700. Zemsty bowiem się wyrzekłszy, my, z natury mędr-

. [ców lud,

Wszystkich_ ziomków łatwo zgarniem w jeden wielki

[bratni ród

Uprawnionych synów miasta, którzy pójdą w morski bój! Lecz jeżeli teraz pycha, lub was olśni pochlebstw rój, Kiedy gród i jego sprawy chwieją się na łasce fal, Wątpić musim, czy nam kiedy wróci rozum, wróci żal!

Antoda czyli antistrofa.

Jeżeli mnie spryt nie myli,

Umiem patrzeć na wskróś łona:

Znam takich, co będą wyli!

Słuchaj, małpo utrapiona,

7io. Kleigenesie') ty malutki, najpodlejszy sługo łaźni, Królu mydlin, podrabiaczu mydła własnej wyobraźni! Sprawa dobra poszła w górę !

Drżyj, pijaku, o swą skórę!

Obedrą cię do szeląga,

Kiedy będziesz szedł bez drąga!

ANT-EPIHRHEMA.

(wygłasza Choregos drugiego półchóru).

Nieraz miasto doznawało siła złego z tych dwu stron: Są obywatele prawi, ale za to złych jak wron!

’) O Klejgenesie niewiele dowiedzieć się można. Przyjaciel Kleofonta, był czynny przy wypędzeniu Alkibiadesa (407), działał przeciw zawarciu pokoju, nadto jako właściciel podrzędnych lażni słusznie przez Arystofanesa wzgardliwie wyśmiany. Znienawidzony, nie wychodził bez palicy.

5

66

720. Jest moneta stara, dobra, ale jest i nowych norm,

My już groszy staroświeckich, szczerosrebrnych, pięk-

[nych form

— Iw Helladzie i w Barbarów kraju pewny był ich

[dźwięk —

My tych groszy już nie chcemy! Lecz jest za to nowa

[miedź,

Bita wczoraj i przedwczoraj! Stempel na niej zżarła

[śniedź!

Ludzi zacnych i rozsądnych, pięknych dusz i pięknych

[ciał,

Miłujących dzielność, sztukę, chór, muzyki święty szał, W błoto tłoczym, a podnosi ni tych miedzianych z kału

[dna,

730. Obcych, nędznych i bezczelnych! Każdy z nich do

[zguby pcha.

Dawniej miasto ni na żertwył) nie chciałoby takich

[szuj!

Lecz się teraz z nich otrząście, dzielnych bierzcie wy

[na bój!

Wszystko jedno, czy zwyciężą, czyli pójdą w morską

[głąb:

Mędrzec mówi: Masz się wieszać, upatrz sobie piękny dąb!

I

SCENA XIV.

(Z pałacu wychodzą odźwierny Ajakos i Ksantjas). AJAKOS.

Na Zeusa zbawiciela! Zacny jakiś szlachcic Twój pan!

KSANTJAS.

Szlachetny szlachcic, widać to odrazu: 740. Zna się tylko na dwojga, winie i dziewczynie.

‘) W czasie świąt Thargelia palono na stosie dwóch zbrodniarzy na mocy prawa skazanych już na śmierć, jako ofiary pojednawcze za ogół ludu. Palenie odbywało sig na wybrzeżu morza, poczem popioły rozsypywano. Ofiary te nazywam starym językiem: żertwy, t. j. ofiary całopalne.

■■■IM

MHBHHHk

67

AJAKOS.

Ale że cię nie wyprał, gdy się wręcz wykryło, Że ty niewolnik marny, udawałeś pana!

KSANTJAS.

Niech spróbuje!

AJAKOS.

Wiesz, zuchu, zrobiłeś to wszystko Tak czysto po naszemu: cieszy mnie to mocno.

KSANTJAS.

Cieszy cię? Ejże prawda?

AJAKOS.

Ależ jestem w raju,

Ody mogę nakląć panu, choćby gdzie na boku.

KSANTJAS.

Umiesz warczeć, gdy tęgie oberwiesz batogi I wynosisz się za drzwi?

AJAKOS.

Ależ arcyprzednio!

KSANTJAS.

U was roboty dużo?

AJAKOS.

Djabli mi robota!

KSANTJAS.

750. O Zeusie pobratymie, umiesz podsłuchiwać,

O czem mówią panowie?

AJAKOS.

Z radości szaleję!

KSANTJAS.

I zaraz tam za drzwiami wszystko paplać?

5*

AJAKOS.

Tak jest.

Lecz potem bal mam taki, że z uciechy leję!

KSANTJAS.

0 Febie Apollinie! Dawaj tu swą łapę,

Pozwól się ucałować, pocałuj i gadaj

Na Zeusa, który dla nas jest kijów patronem,

Co to za burda u was, wrzaski i wyzwiska?

AJAKOS.

To kłótnia Ajschylosa i Eurypidesa.

KSANTJAS (z podziwu).

Aaaaa!

AJAKOS.

Sprawa wielka powstała, awantura, mówię;

. Między nieboszczykami bunt i rewolucya!

KSANTJAS.

Jakto ?

AJAKOS.

Jest prawo, zdawna tu ustanowione Dla wszystkich sztuk szlachetnych, aby mistrz największy Z pomiędzy współartystów miał stół swój w prytanii

1 tron obok samego Plutona...

KSANTJAS.

Rozumiem.

AJAKOS.

Dopóki nie przybędzie inny większy jaki:

Wtedy musi ustąpić.

KSANTJAS.

Któż śmiał Ajschylosa

Niepokoić?

69

AJAKOS.

Toż siedział na tragicznym tronie,

770. Arcymistrzem swej sztuki będąc.

KSANTJAS.

Któż go wygryzł?

AJAKOS.

Gdy tutaj Eurypides zstąpił, przedstawienie Dał przed bandą złodziejów kąpielowych, zbójów, Rzezimieszków, włamaczy, zbirów, ojcobójców:

A jest tu tej hołoty huk, ot — jak w Hadesie.

Ci słuchając tych kruczków, wykrętasów, zwrotów, Zwaryowali do reszty: zrobili go mistrzem,

A on, poparty przez nich, targnął się na stolec,

Gdzie Ajschylos siadywał.

KSANTJAS.

Bili kamieniami?

AJAKOS.

Bili weń, ale naród wołał, aby złożyć 780. Sąd, który z nich w swej sztuce mistrzem się pokaże.

KSANTJAS.

Naród tych łotrów?

AJAKOS.

Tak jest. Wrzeszczał w niebogłosy!

KSANTJAS.

Byli tu przecież inni, stronnicy Ajschyla!

(Zwraca się do widzów).

AJAKOS.

Ale liczba szlachetnych tu, patrz, jaka mała!

KSANTJAS.

Cóż więc Pluton z tym fantem zamierza uczynić?

AJAKOS.

Zapasy nam wyprawi, próbę i sąd sztuki. KSANTJAS.

Ależbo czemu tronu Sofokles nie zajął? AJAKOS.

Nie chciał tego, na Zeusa! Skoro tutaj zstąpił, Ucałował Ajschyla, prawicę uścisnął,

Chociaż mu się Ajschylos sam usuwał z tronu. Teraz zaś postanowił czekać, jak w odwodzie, Jeśli Ajschylos wygra, to go uzna chętnie;

Jeśli nie, z Eurypidem wystąpi do walki.

KSANTJAS.

A więc zacznie się heca?

AJAKOS.

Tak jest za chwileczkę: •Właśnie tu, na tem miejscu, wnet się zakotłuje I na ogromną wagę wpakują poezyę!

KSANTJAS.

Co? Na kramarską wagę wysypią tragedyę? AJAKOS.

Ba — i prawidła wniosą, łokieć od wyrazów,

I formy czworoboczne...

KSANTJAS.

Cegłę robić będą?

AJAKOS.

I kliny i podziałki. Eurypides twierdzi,

Że będzie każde słowo tragedyi rozmierzał.

KSANTJAS.

Sądzę, że się Ajschylos bardzo teraz sierdzi.

AJAKOS.

Jak byk poziera groźnie pochyliwszy rogi.

KSANTJAS.

A kto im będzie sędzią?

AJAKOS.

W tem ci sęk nielada,

Uznali bowiem obaj, że tutaj brak mądrych.

(Pokazuje na widzów)

Ajschylos nie chciał nawet Ateńczyków wybrać!

KSANTJAS.

Sądzi! słusznie, że ogół z nich to rzezimieszki.

AJAKOS.

Innych ma on za błaznów, by się poznać mogli 810. Na wartości poetów. Przeto panu twemu

Rzecz oddali; on przecie rzeczoznawca, majster.

Lecz wejdźmy, bo panowie, kiedy się zawezmą,

To się nam bardzo łatwo dostaną batogi.

(wbiegają w dom)

CHÓR.

Śpiew 814 - 819.

Oto gniewem wybuchnie gromowładny wieszcz,

Aż przez białka źrenicą dziki błyśnie szal,

Gdy zobaczy, jak rywal na krytyczny bój Ząbki ostrzy i wdziewa swój wojenny strój!

Z jednej strony huf w szyszakach pióropusznych rytmów Wódz potrząsa grzywą hełmu i grzywą czupryny,

820. Brwi namarszczy, głosem ryknie, na wroga wyzionie Wiersze jak maczugi kute — oddechem olbrzyma Rwąc na drzazgi przeciwnika, ni to morski orkan.

Z drugiej strony huf otrębów i na szczudłach wióry, Wódz się czai, mistrz na gębę, wyrazów oprawca,

Jęzor lata jak kołowrot, wargi drżą złośliwie ;

Jak pochwyci w swoje szpony rytm tubalnych dźwiękó' Będzie go krytycznym zębem szarpał, darł ze skóry!

(z pałacu wychodzą Dyjonyzos, Eurypides, Ajschylos).

SCENA XV.

DYJONYZOS, EURYPIDES, AJSCHYLOS. CHÓR.

EURYPIDES (do Dyjonyzosa).

830. Dajże pokój; powiadam: nie porzucę stolca,

Twierdzę bowiem, że lepszym odeń jestem w sztuce.

DYJONYZOS (do Ajschylosa).

Ajschylu, czemu milczysz, słyszysz, co powiada?

EURYPIDES.

Obwija się w płaszcz dumy, jak to zawsze czyni W tragedyi, aby zyskać urok tajemniczy.

DYJONYZOS.

Szalona głowo, przestań, nie przesadzaj słowy! EURYPIDES.

Znamy się burdzo dobrze, ja na wskróś przejrzałem Tego wieszcza dzikuuów o butnej fantazyi.

Ma on ci gębę sprośną, wyuzdaną, wrota Nieprzegadane, blagi, huku-puku, pełne!

AJSCHYLOS.

840. Ślicznie — synu boginki z widłami od gnoju,

Śmietniku klątw i wyzwisk ordynarnych, grubych, Obszarpańców poeto i dziadów patronie!

Pamiętaj, pożałujesz tych słów!

DYJONYZOS.

Dajże pokój,

Ajschylu, bo wątroba od gniewu ci spłonie!

AJSCHYLOS.

Nie! Ja temu poecie kalek i dusz chorych1)

Wpierw pokażę, na kogo porwać się ośmielił!

DYJONYZOS.

Hej! Baranka czarnego niech tu daje służba!

Hej, ofiarnik! Huragan wybuchnie, jak widzę.

AJSCHYLOS.

Błazeńskich z Krety pieśni rymotwórco lichy,

850. Coś wprowadził na scenę kazirodne śluby!

DYJONYZOS.

Wstrzymuj się w gniewie, wstrzymuj, czcigodny Ajschylu, A ty — przed gradu chmurą, nędzny Eurypidzie, Umykaj, co tchu starczy, jeżeli masz klepki,

Bo jak cię palnie w złości tak rymem od serca,

To ci ze łba wyleci tragedya Telefos!

(do Ajschylosa)

Ty Ajschylu, bez gniewu, owszem z łagodnością Dowódż, słuchaj dowodów: wcale nie przystoi,

Aby się wieszcze lżyli, jak przekupki z placu;

A ty huczysz natychmiast, jak dąb, kiedy płonie!

EURYPIDES.

860. Gotów jestem do boju i gryźć nie przestanę,

Gryźć będę, a zechce-li, niechaj i on gryzie Dyalogi i chóry i tragiczne żyły,

Na Zeusa: i Peleusa, Eola i inne Tragedye moje własne, zwłaszcza też Telefa!

DYJONYZOS.

Cóż więc ty teraz na to, powiadaj, Ajschylu! AJSCHYLOS.

Nie chciałem tego sporu tu, w tem miejscu, zwodzić, Walka bowiem nierówna i broń także.

') Niemcy również nazywają Przybyszewskiego: Kranlcer Seelen Dichter.

DYJONYZOS.

Jakto ?

AJSCHYLOS.

Moja poezya żyje, nie umarła ze mną,

Jego zmarła z nim razem, więc ma ją pod ręką.

870. Jednak, skoro tak sądzisz, walkę podjąć trzeba.

DYJONYZOS.

Niechaj tam który poda kadzidła i ognia:

Niech się pomodlę naprzód, zanim sądzić będę Owo igrzysko sztuki w sposób najzgodniejszy Z poezyi zasadami.

(do chóru)

Wy Muzom śpiewajcie!

(Przynoszą kadzielnice, i ogień. Dyjonyzos kadzi ołtirz).

SCENA XVI. chór (śpiewa).

O Muzy, wy dziewięć cór świętych Dyjosa, Spojrzyjcie na czule, słodkodźwięczne serca Mężów rymotwórczyeh, gdy idą do walki Na zmyślne i kręte wyrazów igraszki!

880. Da się widzieć nam potęga ust zdolnych wyśpiewać Rytmy, mocne jako kłody, i rytmy, jak wióry:

Oto turniej poetyczny przed wami się pocznie!

dyjonyzos (do obu wieszczów).

I wy się też pomódlcie, nim rymy spuścicie!

AJSCHYLOS (modli się i prószy kadzidłem na ogień). Demetro, coś mi serce wy karmiła pieśnią,

Zwól, niech stanę się godnym twych świętych tajemnic!

dyjonyzos (do Eurypidesa).

I ty przyrzuć kadzidła!

EURYPIDES (odwraca się wzgardliwie od ołtarza).

Obejdzie się, nie chcę:

Inni bogowie moi, do których się modlę.

DYJONYZOS.

Jacyś prywatni, nowi, dopiero z pod stempla? EURYPIDES.

890. Tak jest.

dyjonyzos.

Przyzywaj tedy swoich nowych bogów!

EURYPIDES (patrząc w niebo).

Eterze, mój żywiole, Gębo, Kołowrocie,

Wszechrozumie *), wy Nozdrza Węszące: dozwólcie, Niech dobrze krytykuję wiersze, które schwycę.

  • ) Eurypides, nom nem praeco — herold nowego wieku i pokolenia — składa ofiarę Bóstwu swemu, Wszechrozumowi. Wielka Rewolucya francuska wali ołtarze dawne a stawia nowe dla nowego bóstwa Rozumu, la Raison.

AGON.

(TURNIEJ).

CHÓR.

I nam także słyszeć zda się,

Jak spór mistrzów się odbędzie,

Jak szykiem uderzą na się Chóry, dyalogi w pędzie!

Język bowiem rozjuszony,

U obojga wola śmiała,

W piersiach serca jako dzwony,

Umysł twardy nito skała.

Ten koncepty dworne rzuci,

Subtelności swej dowody;

Tamten zaraz go ukróci,

Puści rytmy jako kłody I rozbije w pueh, rozniesie Zwrotne harce na frazesie!

SCENA XVII.

CI SAMI.

DYJONYZOS.

Teraz macie tu natychmiast deklamować pięknie, dwornie, Nie powtarzać nic cudzego, nie kryć prawdy, choć po

[zornie!

EORYPIDES.

Jakim jestem ja poetą — to wam powiem na ostatku. Naprzód tutaj udowodnię, że wróg mój był samochwalcą I oszustem, bo w teatrze oszukiwał swoich widzów,

77

9io. Durnych dudków, na Frynicha ') nudnych sztukach utu-

[czonych.

Naprzód tedy dał na scenie jednę postać zasłoniętą; Achillesa lub Niobę, nieme maski dla tragedyi,

Ale twarz im zakrył szczelnie, więc na scenie nic nie

[mówią...

DYJONYZOS.

Tak, na Zeusa, tak zupełnie!

EURYPIDES.

Chór zaś dreptał nieustannie, I piał hymnu cztery sążnie! Tamci za to wciąż milczeli.

DYJONYZOS.

Ach! ta cisza uroczysta — ona mnie cieszyła więcej, Niśli modne dziś gadanie!

EURYPIDES.

Jesteś głupi, mój mospanie!

DYJONYZOS.

Wiem, mówili mi to nieraz. Cóż więc dalej on nabroił ?

EURYPIDES.

Sama blaga, a widzowie siedzą cicho w tej nadziei, 920. Że Niobe choć raz jęknie... i tak dramat grał się dalej

DYJONYZOS.

A to łajdak! Toż, jak widzę, pięknie umie mydlić oczy.

(do Aj schyla, który mruczy)

Cóż ty? Jeszcze się tu zżymasz?!

') Syn Polifradmona należy do najstarszych tragików. Żył około r. 500. Dramaty jego miały budowę bardzo prostą-używał jednego tylko aktora; akcya ustępuje u niego całkowicie na plan drugi wobec partyj chórowych.

78

H30.

EURYPIDES.

Cyt! Chcę dalej krytykować. Gdy więc takie brednie płodzi, a sztuka już jest w po-

[łowie,

Wtedy słów bawolich tuzin w hełmach i buńczukach powie, Słów okropnych, upiorowych, których słuchacz nie rozu-

|mie...

ajschylos (grozi Eurypidesowi).

Och, ty, nędzny !!!

DYJONYZOS.

Milczeć teraz i zębami tu nie zgrzytać!

EURYPIDES.

Czyż choć raz rzekł co mądrego? Lecz Skamandry

[i Okopy,

Orłolwice miedziokryte i podobne karkozłomy,

Czego dyabeł nie zrozumie!

DYJONYZOS.

Tak, to prawda; wszak ja kiedyś Całą noc przemyśliwałem, co to znaczy ten kurokoń Białogrzywy? Jakiż to ptak?

AJSCHYLOS.

Ależ, głowo do pozłoty, Wszak to sztandar na korabiu, malowane godło perskie!

DYJONYZOS.

Jam zaś myślił, że to śliczny Filoksena syn, Eryksys!

EURYPIDES (do Ajschylosa).

Mów, co robi twój kurokoń, jakiem prawem jest w tra-

[gedyi ?

AJSCHYLOS.

A czy pomnisz, boży wrogu, praktyki sam jakieś czynił ?

79

EURYPIDES.

O, na Zeusa! Jam nie robił kurokoni, kozłocapów,

Ni potworów, jakie tkają na kobiercach krasnych per-

[skich;

Lecz gdym objął wraz po tobie sztukę mocno napuchniętą, 940. Rozepchaną twem szalbierstwem i słowami niestrawnemi, Wziąłem leczyć i odtłuszczać: zaraz tuszy jej ująłem Przez drobniutkie dawki piosnek, przez wywody mędrkujące

I środki rozwalniające, jako barszczyk i kleiczek Z paplaniny, przecedzony przez me księgi i papiery. Odżywiałem potem dobrze potrawką z mimicznych pieśni Na sosie z Kefisofonta ') i już więcej nie paprałem, Anim wierszy nie nicował, lecz odrazu, prosto z mostu Pierwszy aktor, co wychodzi, wyłuszcza genezę dramy.

DYJONYZOS.

Ale twej genealogii on nie tyka: rzecz to ślizka... EURYPIDES.

Dalej już od głównej roli jam nikogo nie oszczędzał: Więc też u mnie mówią wszyscy: mówi pani i niewolnik 950 Nie mniej jako sam pan domu, mówi dziewka i babunia...

AJSCHYLOS.

Że cię też gdzie nie ubili, żeś te brednie śmiał wpro-

[wadzać!

EURYPIDES.

Jakto? Za co? Na Apolla! Wszak demokratycznie dzia-

[łam!

DYJONYZOS.

Dajno pokój demokracyi, dla cię ślizka to materya

!) Kefisofont, przyjaciel Eurypidesa, podobno nawet współpracownik w pracy pisarskiej.

EURYPIDES.

Tych tam nauczyłem gadać...

AJSCHYLOS.

Oj, to prawda! Szkoda tylko, Że cię na pól nie rozdarli, nim skończyłeś tę naukę!

EURYPIDES.

Wskazałem im też formułki, kątomierze od poezyi, Nauczyłem myśleć, śledzić, kręcić, kochać, kokietować, Intrygować, węszyć, wietrzyć...

AJSCHYLOS.

Smutna prawda: ja to mówię!

EURYPIDES.

Jam wprowadził tu na scenę życie w domu, sprawki nasze, 960. Te codzienne, drobne, znane: z tego bierzcie mnie na , [spytki;

(do widzów zwrócony)

To widzowie rozumieją, niech więc moją sztukę sądzą. Alem nigdy nie junaczył, od rozumum nie odwodził, Ani ich nie tumaniłem, przedstawiając jakichś Kyknów, Czy Memnonów jutrzenkowych '), na rumakach w dzwon-

[ki strojnych!

Każdy pozna moją szkołę, a odróżni jego uczniów: Formisja i Megajneta, nieboraków, perukarzy, Wyrwidębów sarkastycznych, pancernych trębaczy blagi. Z mojej szkoły zaś Kleitofont i syn mody, Teramenes2).

DYJONYZOS.

Teramenes? Mądra jucha, do wszystkiego, zuch nad

[zucha:

') Bohaterowie poezyi po liomerowej.

2) Teramenes: patrz Wstęp. Był to arcymistrz intrygi, który z każdego niebezpieczeństwa umiał się wykręcić sianem.

81

(poważnie)

Gdy na druhów gromy biją, on się skurczy, uda nizkim, 970. Inni giną, w pętach gniją, ten wychodzi z grubym zy-

[skiem!!

EURYPIDES.

Jam rodaków wprawiał głowy Do myślenia, pogląd nowy W sztuce dając i zasady:

Teraz wszystkie znają wady;

Każdy krytykuje, bada;

Nawet domem lepiej włada I rozrządza, niśli pierwej:

„Jak tam ?“ krzyczy, pełen werwy,

Jeszcze w progu; „Gdzie to, co to?"

„Któż to porwał?" „Ty niecnoto!"

DYJONYZOS.

980. Tak, na bogów, tak w Atenach!

Każdy wpadłszy jeszcze w sieniach Niewolników łaje, fuka,

Przewraca, odmyka, szuka:

„Gdzież ten garnek? Któż tu główkę Śledzia ugryzł? Kto makówkę?

Kto zjadł czosnek, kto sardynkę?

Oho! Już ktoś porwał rynkę?

Znów oliwy skradli trochę!"

990. Przedtem niby dudki płoche,

Czyste gapie i niedźwiadki Siedzieli ot — jak gagatki!

CHÓR.

„I ty to widzisz, przesławny Achillu!“

Cóż więc odpowiesz, wieszczu mój, Ajschylu?

Lecz miarkuj gniew,

By cię nie uniósł za godności szranki!

Prawda, że krew Burzy się na te oszczercze zachcianki:

6


82

Ty zemstę tłum!

1000. Powściągaj żagle i trzymaj co siły,

Aż burzy szum Wyhuczy się i powiew wionie miły!

SCENA XVIII.

CI SAMI.

DYJONYZOS.

Ty z Hellenów pierwszy piałeś niebotycznie pieśń dramatów,

Tyś ozdobił kram tragiczny, więc wal śmiało, do stu

[katów!

ajschylos (do Dyjonyzosa).

Całe zajście jest mi wstrętue, wnętrzności się we mnie

[burzą,

Że takiemu dziś chłystkowi stawać muszę—(Do Eurypidesa) znaj to dobrze,

Że mi nie zabraknie broni — więc mi zaraz tutaj mów, Dla jakich powodów trzeba uwielbiać poetę, wieszcza?

«

EURYPIDES.

Dla artyzmu i tendencyi, by udoskonalić ziomków Na pożytek miasta-państwa...

AJSCHYLOS.

loio. Jeśliś tego nie uczynił,

Lecz przeciwnie, z dzielnych, prawych, wytworzyłeś nikczemników,

Na co wtedy zasłużyłeś?

dyjonyzos.

Na śmierć z takim: słyszysz bratku ?

AJSCHYLOS.

Zważaj tedy, jakich pierwej zdałem tobie mężów

[w spadku;

83

Czy dorodnych i sążnistych, miłujących obowiązek? Nie kramarzy, nie trefnisiów, nie łotrzyków, jako teraz, Lecz ziejących walki żądzą, rozkochanych w kopiach,

[grotach,

W hełmach buńczukowych, w kordach, w siedmiobyczych

[tarcz przewadze...

EURYPIDES.

Już się wali ta parada! Zasypie mnie przyłbicami... Niby prawda. Ale jakże, czemżeś ich tak zbohaterzył?

(Ajschylos nie zważa, milczy).

DYJONYZOS.

1020. Mów, Ajschylu, bez urazy, upór, duma — teraz na bok

AJSCHYLOS.

Dałem im wojenny dramat, Aresowy!

DYJONYZOS.

Jaki dramat?

AJSCHYLOS.

Walka Siedmiu przeciw Tebom. Kto w teatrze tę rzecz

[widział,

Walki żądzą dyszał każdy i na wroga chciał iść w bój ! DYJONYZOS.

I tu właśnie rzecz chybiłeś, bo Tebanów tam przedstawiasz

Wręcz mężniejszych niśli nasi, za to patrzą ci się baty... AJSCHYLOS.

Wolno było iść w zawody, ale wam rzecz inna ') w gło-

[wie...

Potem Persów wystawiłem, arcydzieło mojej sztuki, Czem wzbudziłem w piersiach braci żądzę boju i zwycięstwa...

') Poezya Eurypidesa.

6*

84

DYJONYZOS.

Radowałem się, gdym słyszał, że król Daryusz zdechł

[nareszcie,

Ale twój Chór, ręce splótłszy, ot tak, ryczał: „Biada,

[biada“!

AJSCHYLOS.

1030. Więc tak mają działać wieszcze: uważ bowiem; od początku

Prawdziwi poeci byli źródłem dobra dla ludzkości: Orfeusz święte związki stworzył i zakazał ofiar z ludzi; Księgę leków i uroków dał Musajos, a Hesjodos Gospodarki pieśnią uczył, kiedy orać, kiedy zbierać;

Z czegóż boski Homer słynie? Czyż nie z tego, że

[opiewał

Szyki zbrojne, męstwa czyny i oręża jak zażywać? DYJONYZOS.

Nie potrafił jednak durnia Pantaklesa nic nauczyć: Kiedyś bowiem na procesyi przypiął na tył hełm przyłbicą.

AJSCHYLOS.

1040. Iluż innych za to dzielnych ? Ot nasz Lamach bohaterski! I ja, idąc w ślad Homerów, przedstawiałem bohaterów: Lwa Patrokla i lwa Teukra, by dźwignąć rodaków serca, By silili im dorównać, gdy posłyszą hasła surmy:

Lecz na Zeusa! Jam nie tworzył nigdy ścierek, jak Ste-

[nobja

Albo Fedra: jam nie wpuszczał romansowych bab na

[scenę!

EURYPIDES.

Tak, przebogi! Afrodyta czci od ciebie nie doznała! AJSCHYLOS.

Mniejsza o nią — lecz przez ciebie i twych gachów grubo

[czczona,

To cię nawet kosztowało!

Wiarołomstwo, które wielbił, na nim w końcu się skru-

EURYPIDES.

Cóż Stenobje moje mogą szkodzić państwu, mój olbrzymie?

1050. Co? Tyś sprawcą, że uczciwe i uczciwych mężów żony, Shańbione przez twych gładyszów, trucizną ratują sławę!

EURYPIDES.

Przecież nie ja wymyśliłem myt o Fedrze: zło istniało.

Tak, istniało: lecz poeta winien zło omijać, kryć,

A nie szerzyć i zachwalać! Szkolarz uczy pacholęta, Lecz mistrzem dorosłych ludzi jest poeta: więc my musim Głosić zawsze ideały!

Wielkie myśli i zamiary wyrażać wielkiemi słowy. 1060. Z drugiej strony wszak półbogi winni mówić stylem

Strój ich nawet okazalszy, niż codzienna szata nasza: Jam to wszystko zaprowadził, a tyś zepsuł!

■) Kefisofont, przyjaciel Eurypidesa, który miał współpracować przy tworzeniu dramatów jego, rozszerzył to współ-pracownictwo i na żonę mistrza. To wyszło na jaw i dla tego to podobno Eurypides porzucił Ateny i wyjechał do Macedonii.

EURYPIDES.

Jakto? Zepsuł?!

AJSCHYLOS.

Tyś mocarzy w łachy ubrał, by wzbudzali większą litość W sercach widzów na teatrze...

EURYPIDES.

Czyż i przez to zawiniłem?

AJSCHYLOS.

Tak jest. Żaden bogacz nie chce bojowych korabi sprawić, Lecz w łachmany ustrojony piszczy, biadka, że jest dziadem !

DYJONYZOS.

Gdy w ten sposób władzę olga, patrz, gdzie idzie: do

[bandelku!

AJSCHYLOS.

Tyś wychucbał paplaninę i krzykliwe oratorstwo,

1070. Tyś wyplenił zapaśnictwo i młodzieńcy mają teraz Nikłe zady, ale za to paplą, bają bez ustanku.

Tyś zbuntował pomorzanów! Za mych czasów ci wio-

[ślarze

Nie umieli nic, jak tylko żreć i ryczeć w takt do wio-

[seł...

DYJONYZOS.

No — i pierdnąć prosto w gębę najbliższego podwioślarza, Osikać wspólnika miski, a na lądzie troszkę kraść!

AJSCHYLOS.

Iluż to łotrostw on jest powodem!

Wszak on zapuścił rajfurów jad,

1080. Świątynie splamił Augi porodem,

On, kazirodnej miłości swat!

Jego damy rezonują

87

„Być czy nie być“ deklamują J)

A w mieście na tle tych bredni Powstał hufiec niepośledni Literackiej gryzipiórków hołoty:

Darmozjadów i krzykaczy,

Małpikrólów i gardłaozy,

Co uwodzą na bezdroża lud złoty.

Lecz nie umie nikt z pochodnią Biedź do mety w zawody,

Gimnastyka dziś zbrodnią!

Dawno wyszła już z mody!

DYJONYZOS.

Tak, na Zeusa! Jam od śmiechu Mało nie pękł, kiedy podczas 1090. Panateńskich świąt p;itrzyłem,

Jak z pochodnią jakiś grubas,

Tłuścioch blady, biegł zgarbiony:

Sapał, dyszał, cuda jawił;

Ale wraz pozostał w tyle!

A w keramskiej bramie sta'i Chłopcy stamtąd: nuże walić W brzuch tłuściocha, w łydki, w bary!

Dłoń po dłoni w zad trzaskała.

On zaś drzysnął raz i drugi,

Smolak zgasił, rżnął o ziemię I umykał, aż dudniło!

CHÓli.

Śpiew, strofa (1099 — 1108).

Wielka sprawa, spór zacięty, wojna sroga tu się toczy, noo. Rozejm teraz niemożliwy;

Jeden bowiem prze gwałtownie,

Drugi umie się zawrócić i atak paruje cięto.

Ale trzeba zmienić oręż!

Jednym walka trwa za długo, inne przecież są przyrządy By ocenić wartość sztuki.

') Szekspira Hamlet, monolog.

88

Więc gdy macie spór wieść dalej,

Walczcie, mówcie, pytajcie się ze sztuk starych albo

[nowych!

Ale macie ryzykować dowcip gładki i sens zdrowy!

A jakkolwiek boicie się, że słuchacze niedouki Nie poznają się na razie 1110. Na foremnych słów zastawie:

Pomimo to nie zwlekajcie! Tak bardzo źle bowiem nie

[jest...

Wszak to wszystko kute wygi;

Głowy dobre, każdy teraz księgi czyta i w tej chwili Słuchać będą całą duszą Te natury arcyprzednie.

Więc bez trwogi mówcie, wierząc, że widzowie nie są

[durnie!

SCENA XIX.

CI SAMI.

EURYPIDES.

Więc do prologów jego naprzód ja się wezmę 1120. I krytykować będę pierwszą część tragedyi

Tego „mistrza nad mistrze", który wręcz niejasno Wypowiada osnowę głównego działania.

DYJONYZOS.

Któreż chcesz badać dzieło?

EURYPIDES.

Wszystkie prawie mógłbym, Lecz najpierw niech wygłosi prolog z Oresteji.

DYJONYZOS.

Każdy ma milczeć teraz! Ty mów, Ajschylosie!

ajschylos (deklamuje prolog z trylogii „Oresteja“,

U rzęść „Choefory“) :

„Dozorco duchów z ojca świętej woli,

Hermesie, błagam, bądź mi zbawcą, druhem:

W kraj mój przybywam a wracam z niedoli...“ (Eurypides przerywa gestem).

89

DYJONYZOS.

Tu chyba nic nie ganisz?

EURYPIDES.

Tuzin błędów znajdę!

DYJONYZOS. '

U30. Ależ tu, razem wziąwszy, tylko trzy są wiersze...

EURYPIDES.

W każdym zaś byków znajdę więcej niż dwadzieścia.

AJSCHYLOS.

Widzisz, jak ty łżesz czelnie!

EURYPIDES.

Gadaj zdrów, nie szkodzi!

DYJONYZOS.

Ajschylu! Nakazuję milczeć teraz, albo...

Do tych trzech wierszy swoich dołożysz coś grubo!

AJSCHYLOS.

Mam wobec niego milczeć?

DYJONYZOS.

Tak — i mnie masz słuchać.

EURYPIDES.

Od razu palnął bąka arcyzabawnego.

AJSCHYLOS.

Jakto, gdzież ty błąd widzisz?

EURYPIDES.

Mów zatem na nowo!

AJSCHYLOS.

„Dozorco duchów z ojca świętej woli, Hermesie, błagam"...

EURYPIDES (przerywa).

Wszak to Orestes mówi, stojąc na mogile Zmarłego ojca swego?

1140.

1150.

AJSCHYLOS.

Tak jest, jako mówisz.

EURYPIDES.

Więc gdy mu ojciec zginął z rąk zdradzieckiej żony, Podstępnie zamordowali, jakże mógł on wzywać Hermesa, dusz dozorcę, więc dozorcę ojca,

Który tak dozorował, że aż go zabito?

AJSCHYLOS.

Ależ ty nie rozumiesz — chodzi o Hermesa, Przewodnika umarłych, stróża grobów, mogił,

Co ma powinność zmarłych pilnować od ojca!

DYJONYZOS.

Jak? Pilnować od ojca? To Zeus jest złodziejem,

Co groby łupi, kradnie?

AJSCHYLOS.

To ruszył konceptem: Dyjonyzos, bóg wina, ma dowcip wodnisty.

DYJONYZOS.

Wygłoś teraz wiersz drugi: ty, czyhaj na błędy! AJSCHYLOS.

„Hermesie, błagam, bądź mi zbawcą, druhem,

W kraj mój przychodzę, a wracam z niedoli..."

EURYPIDES.

Mistrz Ajschylos dwa razy powiedział to samo. DYJONYZOS.

Jak, dwa razy ?

DYJONYZOS.

Więc jak? Wytłómacz jaśniej, nie rozumiem jeszcze!

AJSCHYLOS.

Przychodzić wolno temu, który ma ojczyznę: Przybywa, kto z niej wyszedł bez przymusu, wolny; Lecz wygnaniec przybywa i wraca z niedoli.

DYJONYZOS.

• Na Apollona, prawda! Cóż Eurypidesie?

EURYPIDES.

Nie uznaję, że Orest powrócił z wygnania, Wszak potajemnie przybył, nie ufając władcom.

DYJONYZOS.

Na Hermesa, to prawda, choć jej nie rozumiem. EURYPIDES.

Mów dalej!

(Ajschylos milczy, rozgniewany).

DYJONYZOS.

1170. Deklamujże, a żwawo, Ajschylu,

Rżnij do końca! Ty zważaj i wyłapuj błędy!

EURYPIDES.

Uważaj, ja to udowodnię:

„W kraj —powiada — przychodzę i wracam z niedoli" ; „Przychodzę" zaś to samo, co „wracam" oznacza.

DYJONYZOS.

Na Zeusa, to tak, jakby kto rzekł do kumotra: „Pożycz, proszę, beczułki, lub wolisz baryłki!"

ajschylos (do Dyjonyzosa). 1160. Ależ, paplo nieznośny, to nie jest to samo. I owszem — doborowe są tutaj wyrazy.

AJSCHYLOS.

„I z tej mogiły zwiastuję ci, ojcze Że słucham, słyszę1'...

EURYPIDES.

Znów masło maślane, „Słucham, słyszę1' — to samo dwa razy; to jasne

DYJONYZOS (do Eurypidesa).

Do nieboszczyków mówi, ty zakuta pało,

A do nich i trzy razy powiedzieć — to mało!

AJSCHYLOS (do Eurypidesa).

Lecz jakież twe prologi?

EURYPIDES.

Doskonałe: słuchaj!

A jeżeli dwa razy to samo powtórzę,

Lub wynajdziesz gdzie łatę, napluj mi do oczu!

DYJONYZOS.

1180. Nuże, wygłaszaj swoje, mnie słuchać wypada,

Czy wyrazy użyte w prologach są trafne.

eurypides (wygłasza prolog z „Antygony").

„Był naprzód Edyp człowiekiem szczęśliwym1'...

AJSCHYLOS (przerywa).

Fałsz, na Zeusa, przenigdy! To nieszczęśnik z rodu,

Bo zanim na świat przyszedł, Apollon wy wróżył,

Ze ojca zamorduje; nędzarz od kolebki!

Więc mógł być Edyp „naprzód człowiekiem szczęśliwym1' ?

EURYPIDES.

Później najnieszczęśliwszym stał się był dopiero.

AJSCHYLOS.

Nie, przez Zeusa, on być nim przenigdy nie przestał! Bo skoro się narodził, choć to sroga zima,

93

1190. Wynieśli go na pustyń w starym jakimś trzopie,

By się nie stał, wyrósłszy, rodzica mordercą.

Z opuchłemi nogami, znajdę, Polib chował.

Pfuj! Stare babsko pojął, choć sam junak młody,

I to swą rodną macierz: na domiar wszystkiego Oczy sobie wyłupił!

dyjonyzos (do widzów).

To do szczęścia tego Brakuje, by wojował pod Erasynidem!')

EURYPIDES.

Koszałki, a ja przecież pięknie piszę prolog! AJSCHYLOS.

A ja, przebóg, nie będę pastwił się nad każdem Słowem twojem z osobna, lecz z pomocą bogów 1-200. Zniszczę twoje prologi marnym słojkiem jednym!

EURYPIDES.

Czem ? Słoikiem ? No proszę!

AJSCHYLOS.

I to jednym tylko!

Piszesz bowiem z manierą, że da się przyczepić Do twoich wierszy wszystko, wszelaka ozdóbka, Szminka, słojek z pachnidłem, jak to udowodnię.

EURYPIDES.

Zobaczymy.

AJSCHYLOS.

Ujrzymy.

DYJONYZOS.

Więc mów, Eurypidzie!

') Nieszczęsny, choć zwycięski admirał z pod Arginuzai: pierwszy został oskarżony i pierwszy z owych dziesięciu wodzów dał gardło za urojone winy. (Patrz Wstęp).

94

eurypides (deklamuje prolog z „Archelaosati). „Wieść gminna niesie, że Ajgipt na łodzi Wraz z pięćdziesięcią synami do Argos Przybywszy"...

AJSCHYLOS (kończy za niego).

Zgubił słojek z pachnidiami

DYJONYZOS (zaciekawiony i ucieszony).

Jakiż to był ten słojek, czy nie płakał za nim?

(do Eurypidesa)

1210. Wygłaszaj inny prolog, będziemy słuchali.

EURYPIDES (z „Hipsipili“).

„Bacchus, pręt dzierżąc święty, w jagniąt runie, Z Parnassu schodził przy pochodni łunie, Pląsając"...

ajschylos (kończy za niego).

Zgubił słojek z pachnidiami.

DYJONYZOS.

Biada nam! Już raz drugi spadł nam słojek na łeb

EURYPIDES.

Mniejsza o to: nie szkodzi. Do tego prologu Nie potrafi przyczepić swojego słoika.

(Prolog ze „Sthenoboi4)

„Nikt nie był nigdy we wszystkiem szczęśliwy: Urodzon w szczęściu, żywot frasobliwy Prowadząc"...

AJSCHYLOS.

Zgubił słojek z pachnidłami.

DYJONYZOS.

Eurypidesie!

95

EURYPIDES.

Czegóż ?

DYJONYZOS.

1220. Wiesz, co myślę: ustąp!

Bo ten flakon z perfum em woń roznosi przykrą.

EURYPIDES.

Na Demetrę, nie szkodzi, ja kpię sobie z niego. DYJONYZOS.

Mów zatem coś innego, lecz chroń się słoika!

EURYPIDES (deklamuje początek z tragedyi „Fryksos11). „Syn Agenora, Kadmus, gród sydoński Żegnając1'...

AJSCHYLOS.

Zgubił słojek z pachnidłami.

DYJONYZOS.

Szalona głowo, odkup ten nieszczęsny słojek,

Bo ci zdruzgoce wszystkie prologi do szczętu!

EURYPIDES.

Co ? Kupować ? Od niego ?

DYJONYZOS.

Tak radzę, posłuchaj!

EURYPIDES.

1230. Jeszcze nie: mam ci hurmę prologów w zapasie,

Do których nie potrafi przylepić słoika.

(Początek „ Ijigenii w Taurydzie11).

„Pelops do Pizy szybkiemi klaczami Zdążaj ąc“...

AJSCHYLOS.

Zgubił słojek z pachnidłami.

t ■ ■ -• .7

96

DYJONYZOS (do Eurypidesa).

A co? widzisz? Przylepił jak raz swój słojeczek (do Ajschylosa)

Lecz ty, poczciwa duszo, przedaj mu go zaraz, Przecie dostaniesz nowy za grosz i piękniejszy!

EURYPIDES.

Na Dyjosa, nie jeszcze: mam prologów legion! „Ojnej raz“...

AJSCHYLOS.

Zgubił słojek z pachnidłami.

EURYPIDES (z pasyą).

Dajże mi wypowiedzieć naprzód cały dwuwiersz! (Z dramatu „Ojneus", nie sam początek, dalsza część) 1240. „Ojnej raz piękne zebrał z pól pokosy,

I na ołtarzu tycli pierwocin kłosy Składając*'...

AJSCHYLOS.

Zgubił słojek z pachnidłami.

DYJONYZOS.

Jakto, podczas ofiary? Pewnie mu ktoś ukradł!

EURYPIDES.

Daj pokój, mój ty złoty, niech teraz spróbuje:

(Z nMelanippyu)

„Zeus, jak to mówią podania prawdziwe**...

dyjonyzos (przerywa).

Przepadliśmy z kretesem, znów przylepi słojek.

Do tych twoich prologów przylepił się słojek,

Jak jęczmień do powieki. Dajmy temu pokój,

A do chórów się zabierz teraz z bogów wolą!

EURYPIDES.

Na pewno ci wykażę, jakim jest partaczem 1250. W chórach; jak wszystko robi na jedno kopyto.

CHÓR.

Co to będzie, co to będzie?

Mam obawę tę na względzie,

Czy w krytycznym swym zapędzie Znajdzie wadę w mistrza chórach, Najpiękniejszych pieśni tworach!

1-260. Po dziś niezrównanych wzorach!

SCENA XX.

CI SAMI.

EURYPIDES (z ironią).

Tak... chóry przecudowne: zaraz się pokaże. Wszystkie chóry mu naraz wyrżnę... do jednego!

DYJONYZOS.

Ja zaś będę rachował ściśle na kamyczkach.

(Słychać grę na flecie solo).

EURYPIDES (parodynje śpiew z „Mirmidonów11 Ajschylosa). „Ftyjocki Achillesie tam rzeź mężów, bitwa!

Grzmot boju słyszysz, więc na pomoc bież! Praojcze nasz, Hermesie, czci lud cię z nad jezior: Grzmot boju słyszysz, więc na pomoc bież!11

dyjonyzos (odkłada dwa kamyki).

Ajschylu, już dwa grzmoty!

EURYPIDES (z nlfigenii“).

1270. „Synu Atreusa sławny, mocarzu, odpowiedz!11

Grzmot boju słyszysz, więc na pomoc bież!

DYJONYZOS (trzeci kamyk).

To trzeci grzmot, Ajschylu!

EURYPIDES („Ifigenia w Taurydzie11).

„Ukorzcie się: kapłanki Artemidy kroczą!"

Grzmot boju słyszysz, więc na pomoc bież!

7

(z „Agamemnonau)

„Mogę głosić od króla wróżbę dobrą z drogi". Grzmot boju słyszysz, więc na pomoc bież!

dyjonyzos (odkłada kilka kamyków naraz).

Królu Zeusie! Toż chmura grzmotów spada na nas: Okropność! Ja bym chętnie poszedł do łazienek,

Bo od tych grzmotów srodze spęczniały mi jądra!

EURYPIDES.

Zaczekaj, a usłyszysz inny rodzaj pieśni,

Utworzonych do śpiewu i do gry na cytrze!

DYJONYZOS.

Więc zaczynaj a nie grzmoć już tym swoim grzmotem!

EURYPIDES.

(śpiew z „Agamemnona“ Ajschylosa)

„Jako Achąjscy dwu tronów mocarze,

Wiodąc Hellady młódź...

(Muzykę naśladuje ustami i rękoma) Flatto-dratto, flatto-dratt!

Sfinksę, złowrogą sukę, wysyłają,

Co daje straszny los...

Flatto-dratto, flatto-dratt!

Dzidą i mieczem potrząsa wichrowy,

Zemstą dyszący ptak (??)...

Flatto-dratto...

Lotne samice nadstawiają się mu Z szumem ogromnych piór...

Flatto-dratto...

Obok Ajasa wbity miecz... (deficit)

Flatto-dratto...“

dyjonyzos (ostro do Ajschylosa).

Cóż to za „flatto-dratto", może flaki, dratwy,

Koncept z przedmieścia wzięty, gdzieś od powroźuików ?

AJSCHYLOS.

Lecz ja z pięknych — piękniejsze wytworzyłem chóry, 1300. I nie widziano, abym na lewadzie Muzom

Poświęconej te same, co Frynich, rwał kwiaty.

Wżdy on niby kurwiątko wszystko kradzie: pieśni I toasty Meleta'), karskie jeremiady,

Treny, śpiewki taneczne; udowodnię zaraz.

Niech kto lirę przyniesie! Ale zresztą po co Nam liry? Gdzie ta panna, co gra na skorupach?

(do owej)

No — sam tu ku nam, jejmość Muzo Eurypida:

Do jego pieśni takiej trzeba muzykantki!

DYJONYZOS.

Arcyskromna ta Muza i nie pół-dziewica!

(Wychodzi stara wiedźma, mając w ręku skorupy).

') Tensam Meletos, który w kilka lat później oskarża Sokratesa, był lirykiem od siedmiu boleści.

2) Są to autentyczne wiersze Eurypidesa, wybrane przez Ajschylosa jako typy „dekadentyzmu“ z całej jego poezyi.

7*

(Do Dyjonyzosa)

A miarkujesz tę stopę?

1310.

1320.

AJSCHYLOS (parodyując Eurypidesa, śpiewa). „Zimorodki, piejące na burzliwej fali!2)

Wam skrzydełek piórka lotne

Zwilżają krople wilgotne.

I wy, co gdzieś pod strychem po kątach siedzicie, Wij-wij-wij wij-wij-wijąc nić pająki:

Niby przędzę cienkosnutą

Przez to czółenko z dźwięczną nutą,

Gdzie delfin muzykalny pląsa poprzed sztaby Czarnodzióbych łodzi, wróżąc dobrą sławę Blask pączka winogradu,

Siły krzepiącego grona,

Dziecię, zarzuć ramiona!“

DYJONYZOS.

Hm!

AJSCHYLOS.

A tamte? DYJONYZOS.

Widzę...

AJSCHYLOS.

Taką rytmów siekankę stworzyłeś: i ty śmiesz Przyganiać moim chórom, ty, coś chór obracał Jak heterkę Kireuę *) na dwanaście figur?! Więc takie twoje chóry. — Teraz usłyszycie 1330. I poznacie monodję — jego wynalazku!

I.

' . . . 7 \

(Spieio i taniec solo).

„O Nocy ponure mroki!

Jakiż miałam sen straszliwy.

Sen, to Hadesa wysłannik,

Duszę umarłą mający,

Czarnej nocy syn Z upiorową głową,

W czarnotrupich szatach,

Z ślepi łyskał krwią I szponami rwał!

Lecz mi, służebne, światło zapalcie I wody w dzbanach z rzeki przynieście I prędko ją zagotujcie!

1340. Chcę obmyć się z boskiego snu“.

II.

„Oh! Duchu mocny, stało się, stało!

Oh! Do mnie, słudzy, biegajcie wraz!

') Kirene, znana i głośna wtedy hetera, która, jak widzimy, z owych paryskich quarante manidres umiała dwanaście. Postęp przy nas!

101

1350.

Oh! I wyrocznia już się spełniła:

Glika ukradła mego kogutka I z nim uciekła!

0 Nimfy, szczytów mieszkanki,

1 ty, Maryna, a gońcież ją!

Właśnie tak byłam zajęta nieboga Moją robotą: na wartkie wrzeciono Wij-wij-wij-wijąc przędzy cienką nić,

A z nici pasma, aby je o świcie

Na targu w rynku za grosz dobry zbyć, Wtem sen się uniósł, podleciał w etery Lekkiemi skrzydeł odruchy,

A mnie zostawił boleść i żałobę I ronię, ronię z oczu gorzkie łzy!“

I

i

I

'Mit.

III.

„Lecz kreteńscy rycerze, wy synowie Idy, Wziąwszy łuki, zatoczcie wraz wojenny taniec I otoczcie jej dom!

Ty prześwięta dziewico, Artemido piękna,

1360. Co powściągasz psów sforę, przybądź mi na pomoc I otocz dom zewsząd!

I ty, córo Zeusowa,

Hekato, co w obu dłoniach Dzierżysz pochodnie płomienne,

Poświeć mi do domu Gliki,

A złapię ją na kradzieży Mego kogutka!"

I

DYJONYZOS.

Pfe! Dajże już pokój chórom!

AJSCHYLOS.

Już i ja — mam dosyć, Tylko jeszcze na wagę chciałbym go wpakować,

A to jedno oznaczy wartość naszej sztuki I wykaże dokładnie treść — wagę wyrazów.

102

DYJONYZOS.

Więc dawać tutaj wagę, bo widzę, że trzeba 1370. Sztukę wieszczów tak ważyć, jako owcze sery.

(Służba wnosi ogromną dwuszalną wagę; poeci zbliżają się

do niej).

CHÓlf.

Dzielni obaj, obaj zuchy!

Nastąpi zaś nowy sposób Niebywały, niewidziany:

Nikt go inny nie wymyśli!

Gdyby mi kto wśród obecnych Opowiadał, że tak było,

Nie wierzyłbym, leczbym rzekł:

Że poprostu wszystko łże!

SCENA XXI.

CI SAMI.

DYJONYZOS.

Stańcie po obu stronach szal!

(Obaj się ustawiają).

AJSCHYLOS I EURYPIDES.

Stoimy.

DYJONYZOS.

Ująwszy je, niech każdy swoje wypowiada I nie pierwej puszczajcie, aż wam powiem „kuku“!

AJSCHYLOS X EURYPIDES.

Trzymamy.

(Każdy chwyta za szalę).

DYJONYZOS.

1380. Teraz mówcie, ale wprost do wagi!

eurypides (pierwszy wiersz z nMedeiu).

„Oby łódź Argo nie płynęła nigdy“.

AJSCHYLOS (z „Filokteta").

„Sperchejskie wody i łąki bawole“.

DYJONYZOS.

Kukn! puszczajcie teraz! jego szala spadła Gwałtownie, Eorypidzie!

EURYPIDES.

Cóż to za przyczyna?

DYJONYZOS.

Ha! poszachrował widać, jak handlarze wełną: Zamoczył słowa wodą tak, jak oni wełnę.

Ty zaś wsadziłeś wierszyk lekki, nżaglony...

AJSCHYLOS.

To niech mówi raz drugi i stawia na szalę! DYJONYZOS.

Chwytajcie więc raz drugi!

EURYPIDES I AJSCHYLOS.

Trzymamy.

DYJONYZOS.

No — mówcie!

eurypides (z „Antygony").

„Świątynią pierwszą Swady jest duch ludzki“.

ajschylos (z „Nioby").

„Wśród bóstw — Śmierć jedna nie łaknie kadzideł"

DYJONYZOS.

Kuku! Puszczajcie! Znowu jego przeważyło,

Bo śmierć, najcięższe z nieszczęść, nawagę położył!..

EURYPIDES.

Przecież ja Swadę dałem, słowo ślicznie brzmiące! DYJONYZOS.

Eh! Swada — pusty wyraz i często... bez sensu.

Lecz szukaj co innego, coś bardzo wa&nego,

Co ci przechyli szalę: wiersz potężny, wielki.

EURYPIDES.

Ba! Gdzież u mnie wiersz taki, gdzie jest?

DYJONYZOS (drwiąco).

Wiesz co? Powiedz: 1400. „Zgrał się Achilles, choć grał nie źle w kości“. Mów to śmiało, bo teraz ostatnia już stawka!

eurypides (z „Meleagra“).

„Ujął maczugę ciężką, jak ze stali"...

ajschylos (z „Glaukosa").

„Rydwan na rydwan, trup na trupa wali"...

DYJONYZOS.

I znowu zakpił z ciebie!

EURYPIDES.

Coś tu niewyraźnie...

DYJONYZOS.

Gadanie! Dwa rydwany a na to dwa trupy:

Tegoby nie udżwigło stu egipskich chamów!

AJSCHYLOS.

Więc mniejsza o wiersz jakiś... Niechaj tu na wagę Wejdzie on, dzieci jego, żona, Kefisofont,

Niech nawet siędzie razem ze swą biblioteką,

1410. A ja dwa słowa powiem, dwa tylko...

(Tu brakuje 10 tekście kilku wierszy).

( Wchodzi Pluton w orszaku dworzan i piekielnych dygnitarzy, robi ńę rumor, tok się przerywa, u Dyjonyzos zwraca się do

Plutona

') W ten sposób grać należy, aby wejście Plutona i jego wspaniałego orszaku królewskiego narobiło rumoru i od-

SCENA XXII.

CI SAMI I PLUTON.

dyjonyzos (do Plutona i jego orszaku). Przyjaciele kochani, ja ich nie rozsądzę,

Nie chcę też do żadnego objawić niechęci:

Jednego mam za mędrca, drugi mnie zachwyca.

PLUTON.

Więc nie załatwisz tego, po co się wybrałeś? DYJONYZOS.

No a jeśli rozsądzę ?

PLUTON.

Weźmiesz na świat tego,

Kogo wolisz, byś darmo nie trudził się do nas.

DYJONYZOS.

Serdecznie ci dziękuję. — Wy obaj słuchajcie:

Jam do podziemia wstąpił po wieszcza.

EURYPIDES.

W zamiarze?

DYJONYZOS.

By miasto ocalone zaprzęgną! do chórów.

Który z was chce ojczyźnie służyć dobrą służbą, Tego zabiorę z sobą na świat między żywe. Przedewszystkiem wyjawcie o Alkibiadesie Wasze zdanie sumiennie, boć ojczyzna cierpi A tęskni doń, przeklina, nienawidzi, pragnie!

EURYPIDES.

„Obywatelem gardzę, co leniwą

Niósł pomoc miastu, a szkodził zbyt żywo,

Zyski brał dla się, miastu dawał szkodę!"

razu przerwało dysputę. Tak będzie się zdawało, że przer jest naturalna.

DYJONYZOS.

1430. Dobrze na Posejdona, a ty, co nam powiesz?

AJSCHYLOS.

„Nie trzeba było lwiątka w mieście żywić:

Gdy na lwa wzrosło, nie łza się przeciwić!“

DYJONYZOS.

Na Zeusa zbawiciela! Nie wydam ja sądu!

Ten ci wyrzekł przebiegle, a tamten przemyślnie. Lecz jeszcze jedno tylko wyjawcie mi zdanie:

Jak się zapatrujecie na miasta ratunek?

EURYPIDES.

144-2. Wiem wszystko! Zaraz mówię! *)

DYJONYZOS.

Mów tedy: słuchamy.

EURYPIDES.

Kiedy właśnie niewiarę zamienimy w wiarę,

A wiarę na niewiarę...

DYJONYZOS.

Zgoła nie rozumiem. Powiedz to w mniej uczony a jaśniejszy sposób!

EURYPIDES. '

Jeśli obywatelom, którym dziś wierzymy, Przestaniemy wręcz wierzyć, a tych wybierzemy, Których nie wybieramy — ocalitn ojczyznę: Jeśliśmy teraz w' biedzie wśród danych warunków, 1450. Zmieńmy je na przeciwne, musim się ocalić2)

DYJONYZOS.

Ślicznie! o mądra głowo! Palamedzie drugi!

(do Ajschylosa)

A ty zasię co powiesz?

  • ) Tu opuściłem 5 wierszy nieautentycznych.

a) N i e t s c h e: Umwerthung aller Werlhe.

AJSCHYLOS.

Rzeknij ty mnie pierwej, Jakich miasto wybiera do rządu, czy prawych?

DYJONYZOS.

Gdzieżtam! Tych nienawidzą.

AJSCHYLOS.

A kochają łotrów ?

DYJONYZOS.

Kochają? Nie, lecz biorą do służby z przymusu. AJSCHYLOS.

Jak więc można ocalić państwo, które nie chce Iść ni w prawo, ni w lewo, ni w tył, ani naprzód?

PLUTON.

1467. Racz teraz wydać wyrok!')

DYJONYZOS.

Sąd mój będzie taki: Wybiorę tego, kogo serce me uwielbia.

EURYPIDES.

Więc pamiętaj na bogi, na które przysiągłeś,

1470. Że mnie zabierzesz na świat: wybaw przyjaciela!

DYJONYZOS.

„Język tylko przysięgał" — ja biorę Ajschyla! EURYPIDES.

Cóżeś zrobił, ty błaźnie, ty idyoto!

DYJONYZOS.

Kto? ja?!

Sąd wydałem, że wygrał Ajschylos: czy nie tak?

  • ) Sześć wierszy nieautentycznych opuściłem.

108

EURYPIDES.

Postąpiwszy tak podle, śmiesz mi patrzeć w oezy?

DYJONYZOS.

Podłe jest, co widzowie za podłe uznają.

EURYPIDES.

Nędzniku, więc dozwolisz, bym naprawdę umarł? DYJONYZOS.

Któż wie, czy nie to samo u cię „żyć“ i „umrzeć“ Czy bić a pić nie jedno, spać a być podściółką??

pluton (do Dyjonyzosa).

Pozwólcie Waszmość do mnie, proszę w dom...

DYJONYZOS.

1480. Dziękujem..

PLUTON.

Chcę Waszmościów ugościć, nim stąd odpłyniecie. DYJONYZOS.

Doskonale: ba — o to nigdy się nie gniewam. (Wszyscy oprócz chóru wchodzą do pałacu Plutona).

CHÓR.

1482 — 1499. Antistrofa I.

Szczęsny mąż on, co posiada Umysł bystry jasnowida:

Krociom duch się jego przyda.

Ten wykazał um nie lada,

Więc odejdzie stąd na światy Gwoli szczęścia swej ojczyźnie Między rodne swoje braty,

1490. Między druhy, między bliźnie.

Antistrofa II.

Jakże pięknie, że młodziki,

Wyrwawszy się raz z pazurów,

EXODOS.

WYJŚCIE CHÓRU.

(Wychodzą z pałacu Pluton, Ajscliylos, Dyjonyzos).

SCENA XXIII.

PLUTON, AJSCHYLOS, DYJONYZOS, CIIÓR.

PLLTON.

1500. Idź więc, Ajschylu, w szczęściu, weselu

I miasto wasze radą uczciwą Ratuj, pouczaj i dźwigaj żywo Tych nierozsądnych, a jest ich wielu!

Kleofontowi zanieś ten sztylet,

Te stryczki tutaj daj podskarbnikom,

Nikomachowi i Myrmekowi,

A tę truciznę Archenomowi').

W mojem imieniu odkaź im, aby Tu przyszli martwi, a nie zwlekali.

1510. Jeśli się dusznie nie stawią, przebóg,

Ja sarn na skórze piętno wypalę,

I każę okuć w kajdanki łotrów Wraz z Adejmantem, synem Leuklofa2)

I do podziemia raz dwa przystawię!

AJSCHYLOS.

Spełnię rozkazy: ty tron mój zasię Sofoklesowi oddaj na czasie.

') Nieznana osobistość. '

2) Adejmantos, syn Leukolofa, admirał floty ateńskiej, którą haniebnie zdradzi za kilka miesięcy, wydając ją na łup Spartanom pod Aigospotamoi, czem zgotuje zgubę Aten. Arystofanesa pocisk był bardzo celny. Poeta znał swoich ludzi.

111

Niechże go dzierży, aż tu przytomnie Wrócę sam do was: zawżdy ja wierę,

Że on w mądrości wtór trzyma po mnie.

1520. Wżdy pomnij: wyżeń tego przecherę,

Tego wykpisza, żdziercę ołtarzy,

Jeśli na tron mój targnąć się waży Nawet niechcący!

PLUTON (do Chóru).

Wy przeto na cześć jego zapalcie Święte pochodnie, w krąg korowody Zatoczcie, piejcie w glos jego ody

I hymnem chwalcie!

(Pluton z orszakiem icraca do pałacu; Chór zapala pocho-' dnie i przeprowadza śpiewem Dyonyzosa i Ajschylosa).

CHÓR.

Szczęścia na drogę użyczcie też odchodzącemu poecie, Zmierzającemu na światło poszczęśćcie, bogowie pod-

[ziemni,

1530. Miastu zaś dajcie szlachetnych powodzeń szlachetne po-

[mysly!

W ogóle z wrogich obieży i wojny nieznośnych po-

[chrzęstów

Obyśmy wyszli nareszcie! Kleofont zaś dalej niech

[walczy

1533, Oraz podobne przywloki na swoichże własnych śmietni-

[kacli!

KONIEC. Nawider (dyskusja) 19:17, 30 gru 2023 (CET)Odpowiedz