Dyskusja indeksu:Lechicki początek Polski

Treść strony nie jest dostępna w innych językach.
Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

LECHICKI
POCZĄTEK POLSKI.
LECHICKI
POCZĄTEK POLSKI.
SZKIC HISTORYCZ.
Skreślił
Karol Szajnocha.
WE LWOWIE,
NAKŁADEM KAROLA WILDA. 4 8 5 8. 1(5713
Książka niniejsza jest tylko sumarycznym rzutem postrzeleń, które otrzymać miały postać o wiele zupełniejszą. Nie przyszło do tego z powodu ciężkiej niemocy wzroku, która odjąwszy autorowi przed rokiem wszelką możność wykończenia zaczętej pracy, zmusiła go przestać na surowym zarysie, podyktowanym spiesznie przed ostateczną przerwą zatrudnień. Z tejże przyczyny wychodzi rys następny tak grubym drukiem, ile ze podając w nim często wywody na pojedyńczycŁ słowach a nawet głoskach oparte, chciał autor przynajmniej-w najtrudniejszych rozdziałach ułatwić sobie jakitaki nadzór korrekty, czego byłoby mu niedozwoliło pismo drobniejsze. Załączone w końcu Fragmenty pisane były dawniej, w myśli szerszego rozwinięcia przedmiotu.
We Lwowie 0 kwietnia i 808,
Znaczniejsze myłki druku.
Sir. wiersz zamiast czytaj 2 ostatni z d. 1855 1855 II. 22, 23 czwarty z d. jak jako 33 szósty z g. spłynął spłynęło 121 dziewiąty z d. Lin gon ów g kraju Ling on ów.
PRZEGLĄD TREŚCI.
Część pierwsza.

IIM! II MISil,

Str.
I. Zagadka...............1-
II Lach tyle co „towarzysz14.........6.
III. „Towarzystwo4 instytucya sfcarogennańska... » ’14
IV. „Towarzyskość4 północna....... — 20
V. Ban ni ci, ut-Iachy, czechy, „wrogi44....... 26.
VI. Północnc związki braterskie........ 38.
VII. Lachowic Jumscy...,..... 41.
VIII. Lachy Kanuta W.. 55.
IX. Rezultaty.,............64.
Część druga.
Łmm w
I. Ogólne znamiona Lachów 79.
II. Epoka przyjścia. 90.
III. Zkąd głównie przyszli. 96.
IV. Lechia. Gniazdo. Gallowie......... 105.
V. Krakus................. „120.
VI. Wanda............... 129.
Str,
VII. Leszkowie............; 135.
VIII. Niewola Słowian........... 144. łX. Popiel............... 151.
X. Świadectwo historyczne......... 160.
XI. Upadek Lachów. Piast...............170.
Część trzecia. ii fcieiMi,
I. Spuścizna po Lachach.........185.
II. Zabytki społeczne........... 194.
III. Zabytki wojenne.................205.
IV. Zabytki bałwochwalcze........, 215.
V. Zabytki przypowieściowe........224.
VI. Zabytki językowe......,.. 231.
VII. Zabytki nazw miejscowych........ 245.
VIII. Zabytki osobowo imienne..............258.
IX. Zamknięcie..................266.
I. Do charakterystyki Normanów.............275.
II. Do charakterystyki Słowian pierwotnych.... 306.
III. Niewola średniowieczna........ 325.
Objaśnienie mniej znanych skróceń....... 345.
— — — — —
CZĘŚĆ PIERWSZA. LACHY ZA MOBZEM.
I. Zagadka.
Żadnego narodu historya — nie zaczyna tale nieskończenie ważną zagadką Jak początkowa historya polska, poczynająca od swoich Lachów.
Komu się powiedzie wyjaśnić znaczenie Lachów, ten wyjaśni pierwotną Mstoryę polską.
Tylko historya, rossyjska mozoliła się podobnież długo nad wyrozumieniem swoich Ware-gów, aż nareście poznano w nich Normanów.
Pozna pora tego odkrycia jest nam niejako rękojmią, że i naszych Lachów znaczenie, lubo tak długo niedoeieczone, może przecież za pomocą badań wszechstronnych — — — rozwidnić się w jasność zupełną.
Nonnańscy.Waregowie „byli.łatwiejszymi do odgadnieitra, gdyż osiedli w dość późnych czasach u Słowian, — o wiele wcześniejsi Lachowie osłaniają się tein większą tajemnicy, im dawniej-szem było ich przyjście.
Że jednakże przyszli zkądciś nad Wartę, że znaleźli tam inną ludność dawniejszą, że prawdopodobnie, byli różnego od niej plemienia, że dopiero z czasem połączyli się z nią w jeden naród — na to prawie powszechna stanęła zgoda.
Chodzi jedynie o to: kto byli owi Lachowie?
Nie mogąc przyjść do porozumienia w ’tej mierze, rozbiegły się zdania uczonych w przeróżne strony.
Nie myślimy wyliczać wszystkich mniemań o Lachach, dość nam będzie przytoczyć kiika najnowszych.
Autor historyi prawodawstw słowiańskich napisał obszerne dzieło dla okazania, że Lachowie byli przybyszami znad Elby, tego sam ego wprawdzie plemienia co Słowianie, do których przyszli, lecz zawsze nowego u nich ładu twórcami.
Autor „Pierwotnych dziejów Polski,“. w r. 1841 wydanych, mniema Lachów Celtami czyli Gallami, przybyłymi od brzegów Gallii,
Autor rozprawy w piśmie nader patryoty-cznem i rozważnem (Przegląd poznański 1855) upatrzył w Lachach Awarów, i tak o nich pisze między innemi: „Epoka przyjścia kaukazkich Lechów, nie zapisana na karcie dziejów, jak epoka przyjścia powółżańskich Bułgarów do południowej Słowiańszczyzny, albo Waregów do północnej, albo Niemców do zachodniej. Sam Lelewel dużo mówi o sile i władzy Lechów, co zjawiwszy się niewiadomo jak i zkąd, szerzą wcale nie po słowiański! prawo mocniejszego nad słabszym ludem. Przysłowie, że nikt nie jest prorokiem w swojej ziemi, nigdzie do tyla nie sprawdziło się, ile po wszystkich ziemiach słowiańskiej dziedziny. Lechici — Polacy aniby przetrwali tak długo, aniby działali tak potężnie, jak Lechici cudzoziemcy. Jeźli naród oburzony władzą przychodźców, odważył się nareście być sobą i wybrał sobie szczeropolaka Piasta, to Piastowie dla tego właśnie panowali długo i sławnie, że sercem chłopi, umieli zwyciężać i bujać po lechicku.“
Najprzychylniejsi Lachom pisarze nie zaprzeczają możności obcego ich pochodzenia, i mnwią wraz z Wrotnowskim: „Ród lechicki, jeźli był niegdyś przychodnim, od dawna zlał się z słowiańskim“.....
Tych kilka przykładów ostatniej daty wystarczy do okazania, a jakiem wytężeniem umysłu i zaparciem serca silono się zrozumieć znaczenie naszych zagadkowych praojców, nie wahając się gwoli temu spowinowacić się z Lez-gami i Awarami, szukając Lachów w najdziksze m barbarzyństwie azyjskiem.
Szukano ich pomiędzy swoimi i cudzymi, w pobliżu i w oddali »-“ na wschodzie, zachodzie i południu.
Tylko’ jedna strona północna uszła ciekawego oka badaczów, nie nęci uczonych poszukiwań dzisiejszych.
Znalazł się wprawdzie pewien przed laty głos, głos szlachetnego Czackiego, który w sławnem dziele swojem wyrzekł stanowczo, iż ledwie nie wszystkie prawa i urządzenia nasze przyszły nam z północy skandynawskiej — lecz to bezdowo-dnie rzucone zdanie nie wywołało żadnego echa.
Dzisiejsi uczeni nie tylko odmówili mu wszelkiej wagi, lecz poniewolnyra nawet wzrokiem zawadziwszy czasem o północ, oświadczają się z jakąś dziwną żarliwością przeciw wszelkiemu, jej wpływowi na Polskę (Lelew. Pol. śr. wiek.
I. 424. Maciej. Pierw, dz, 65).
A przecież jeśli która, tedy właśnie ta zamorska strona północna powinnaby na prawdę zając w wysokim stopniu uwagę naszą.
Główne narody słowiańskie na południowych brzegach Bałtyku zaczynają swoją historyę od przyjścia jakichś nieznanych założycieli państwa z jakiejś strony nieznanej, a początkowa historya ludów na północnych brzegach Bałtyku przedstawia właśnie długi szereg wychodźctwa zdobywczych wodzów i drużyn, zakładających nowe państwa po różnych krajach.
Z tej to za — bałtyckiej Skandynawii przyszli do Słowian wschodnich Waregowie czyli Russowie — przyszedł ów tradycyjny Rus, którego starożytne podania nazywają iiiłodszym bratem naszego Lecha,
Mając więc gdzieś po świecie szukać pierwotnej Lachów naszych ojczyzny, słuszna zapytać o nią najpierwej ową północ normańską, zkąd niegdyś tyle drużyn zdobywczych pozakładało tyle dokoła państw.
Jakoż czynimy to w istocie — szukamy w dziejach północnych słowa początkowej zagadki naszej..... — a w stosowną stronę skierowane py e tanie daje całe pasmo niespodziewanie pomyślnych odpowiedzi.
Pierwsza z nich tłumaczy znaczenie wyrazu Lach.
II. Łach tyle co „towarzysz.“
Łach jest wyrazem skandynawskim i znaczy dziś towarzystwo; dawniej zaś znaczyło towarzystwo i towarzysza. Pisz go dzisiaj w języku szwedzkim lage, lag, lecz wymawiano niegdyś powszechnie lach. Należy przekonać o tem jak-najdokładniej.
Ktokolwiek słyszał wymowę niżśzo-niemieck, ten wie z własnego doświadczenia, iż w całych Niemczech północnych, końcowe g wymawia się jak ch, słowa tag jak kich, mag jak mach, schlag jak schlach. Wyczytujemy tożsamo w rozprawie o narzeczach niemieckich (Loebe w Ency-klopedyi Pierera pod sł. Deutsche Sprache) w której powiedziano wyraźnie iż dyalekt niższo-niemiecki, rozciągający się aż „poza morze Bałtyckie“ — „wymawia g jak ch.“ W średniowiecznych pomnikach tego narzecza pisano też zwyczajnie ch zamiast g, jak np. w Bothona kronice Saskiej (Kruse Chr. 4.) der hertoch toch in den Krich, zamiast der herzog zog m den Krieg. Niedawni wydawcy słownika Bre-meńsko-mższo-nieimeckiego, w Bremie 1767 tomów 5, piszą zwyczajnie g, lecz wymawiają stanowczo ch, i poczytując przeto pisanie osobnej głoski ch za niepotrzebne, tłumaczy się w przedmowie: „Głoskę ch jako obcą, staraliśmy się ile możności ominie. Zastępujemy ją zwyczajnie literę, g, pisząc nagd zamiast nacht, dog zamiast doch i tp.“
Rozciągał się ten sposób wymawiania do krain skandynawskich, gdzie według szwedzkiego dziejopisa Dalina (I. 114) „g i ch uchodziło za jedno.“ Ztądteż na każdej karcie dawanych kronik północnych uderza tożsamość głosek g, k i ch, i czytujemy: Ansgar, Anskar i Anschar; Armagh, Armak i Armach; og, ok i och (Kruse Chr. 114, 123, 111, 219) i tp. Owszem im głębiej w starożytność, tem rzadszem okazuje się w piśmiennictwie północnem g, tem częstszem natomiast h albo ch. „Głoska gH — mówi jeden z szwedzko-gockieh leksykografów (Ihre I. 623. 753) — „jest u nas nową, wrcale nieznaną w dawnem abecadle runicznem; przeciwnie h było ulubioną literą naszych przodków/’ Potwierdza tożsamo ów wymieniony powyżej dziejopis szwedzki, mówiąc w innym rozdzielę (Dalin I. 75): „w dawnych czasach pisano zwyczajnie g zamiast htl — tj. pisano g, a wymawiano h albo ch. Przekonują o tem starodawne przykłady naszych własnych pisarzów, mianowicie Długosza (ks. I. str. 50. 152 i td.), w którym mnogie wyrazy skandynawskie, brzmiące dzisiaj Waregi, Igor, Olga, Oleg i tp. piszij, się stale Warahi, Ihor, Olha, Olech i tp.
Utwierdza się to następnie historyk wszystkich narzeczy starogermańskich, nieznajcych prawie czystego brzmienia g. Dzisiejsze słowa schlcigen, fangen i tp, miały w starożytności brzmienie slahan, falien i tp Późniejszy wyraz daeg brzmiał w starożytnej niemczyźnie tach (Beow, Ettm. 166), Późniejsze Algis brzmiało w języku longobardzkim Alaclńs (Grimm Spr. 480. 380). Późniejsze ragin brzmiało u Franko w r achin (Grimm Spr. 480. 380). U tych ostatnich da się nawet wykazać pora, kiedy według założyciela nowszej filologii germańskiej, Grimma, najdawniejsza forma (die altesteForm) ch przeistoczyła się w nowsze g (Grimm Spr. 480 — 380.)“
A co tu przytoczono o głoskach g i ch w ogólności, to powtarza się jeszcze w poszczególnym wyrazie północnym lag dziś towarzystwo, niegdyś także towarzysz. Pochodzi on od szwedzkiego pierwiastku laegga, Maść, składać, w starożytnym języku gockim lagian, w dzisiejszej niemczyźnie leg en, a czas przeszły tegoż niemieckiego legen, mający właśnie tężsamą formę lag, wymawia się podziśdzień w niższej niemczyźnie, i wymawiał się niegdyś powszechnie — lach, jak to widzimy w Bothona Kronice saskiej (Łeibn. Ser. Brunsv. III. 288 etc.), gdzie ustawicznie: WedeMnt laehi Karle lach, zamiast Wedehint lag, Karle lag i tp.
Szwedzki rzeczownik lag powtarza się w dzisiejszem słowie niemieckiem gelag, podobnież towarzystwo, gesettschąft (przydatek ge, nie zmieniający zwykle znaczenia, np. sang =. ge-sang, schrey — geschrey, lind — gelind i tp. jestto według Wachtera glossar. pod tym wyrazem, jedynie znamieniem zbiorowości), a to niemieckie słowo ge~lag pisało się niegdyś powszechniej ge-lach, ob. słowniki Frist ha, Wachtera, Adelunga i tp.

Szwedzki wyraz lag, towarzystwo, miewa także znaczenie ’..prawa, I przechodzi w takim razie w rzeczownik. złożony łag-man, prawnik lub sędzia, a ten wyraz lag-mon bywał niegdyś pisany czasem lah-man. (Lappenb. X 602), czasem łachman albo lachiman (Geijer I. 122.).

Dzisiejszy — szwedzki rzeczownik lag towarzystwo lub prawo — pochodzi od tego samego pierwiastku laegga, Maść, do którego należało także dawniejsze słowo laega, zasadzka, insidiae, a odpowiedni temu rzeczownik dalszy lachinones (Eccard Łex sal. str. 40), ludzie stawiający zasadzki, insidiarum struć tor es, przedstawia wyraźnie brzmienie ch zamiast g.
Nie podlega więc wątpliwości, iż słowo lag brzmiało niegdyś powszechnie lach. Dlatego zgodnie ’ „najdawniejszy foriną“ przytoczonych tu przykładów (ge)Iach, Iach(mm), lachiman, lachinones, będziemy odtéłd pisali je zawsze lach. Teraz nieco więcej o rozmaitych sposobach używania go dzisiaj w znaczeniu towarzystwo, a dawniej także w znaczeniu towarzysz i zasadzka.
Wymieniony powyżej źródłosłów laegga, Maść składać, znaczy jeszcze 2}. zawierać układ, pangere, pacisci, 3) stawić sidła albo zasadzki, insidiari 4) oblegać, obsiderę 3) bić, ferire, percutere 6) Muc pungere itd. itd. (Ihre
II. 24 — 26). Z tych wielu różnych znaczeń, obchodzą nas głównie znaczenia zawierać układ, i stawiać sidła. Urósł z nich bowiem zapomniany dzisiaj rzeczownik laega, według przywiedzionego powyżej słowa lachinones właściwie laecha, o którym przyjdzie mówić obszerniej w dalszym ciągu, i urósł dzisiejszy rzeczownik lach (lag) towarzystwo, układ, prawo, przysięga, biesiada, składka, convivium, conmc-tus i tp.
Ten ostatni bywa jeszcze łączony wielokrotnie z innemi rzeczownikami, które w takim wypadku stają bądźto przed nim, bądź po nim. W pierwszym razie powstają z tego rzeczownika słowa złożone (Ifare Ii 9):
Mo-lach, spółka majątkowa-bonorum so-cietas.
Broed-lach, spółka chlebowa, familia quae ęjusdem domini mensa utitur.
Broedra-lach, braterstwo ślubne, amicitia dewota (Ihre I. 272.527).
Hjona-lach, spólnośc małżeńska, mcie-tas emjugalis (Ihre I. 878).. —
Rods-lach, spółka żeglarska, societas na-mculariorum.
Weder — lach, stowarzyszenie składkowe (Ihre II. 1090) i td. i td.
W drugim razie przydaje się bądźto samemu rzeczownikowi lach, bądź — jednemu z wymienionych tu rzeczowników składanych, końcówka mam, tyle co mąż albo człowiek, nadająca całemu słowu znaczenie towar ysa, spółucze-stnika. Np.
Lach-man, towarzysz w ogólności (lub prawnik) socius.
Weder-lach-mun, towarzysz pewnej spółki i tp. i tp.
Dawniej jednakże, w języku skandynawskim średnich wieków, niepotrzebna była końcówka man, gdyż wówczas oprócz dzisiejszego rzeczownika lag, lach, towarzystwo, wyprowadzany bywał od tegoż samego pierwiastku laegga drugi rzeczownik lagę, podobnież lach, oznaczający wprost towarzysza. Wtedy złożony rzeczownik broed-lach ’ (hroed-lag i broed-lage) znaczył zarówno samąż spółkę chlebową jak i każdego jej towarzysza; broedra-lach (broedra-lag i broedm-lagej towarzystwo braci ślubnych, jako też samego brata albo towarzysza ślubnego; weder-lach (weder-lag i weder-lage) spółkę składkową jakoteż każdego jej uczestnika, spół-towarzysza.
W temto właśnie znaczeniu pojedyńcze] o-soby bywał nasz wyraz lach używany niegdyś’ najczęściej, i przypomina się mianowicie na starożytnych kamieniach i napisach runicznych (Worm, Mon. 186. 282). Należąc zresztą do najpo-wszedniejszych wyrazów języka potocznego, łączył on się z wielą innemi rzeczownikami, oznaczającemi przeróżne. rodzaje towarysow. Wyczytujemy tedy w dawnym szwedzko-gockim słowniku (Ihre II. 24. 25) następujący szereg łachów północnych:
Broed-lach, towarzysz stołowy, conmctor. Fe-lach, towarzysz spółki majątkowej, socius bonorum.
Foeiles-laeh, towarzysz podróży, socius itineris., —
Sam-lach, spółtowarzysz, socius w ściślej-szem znaczeniu słowa.
Saeng-lach, towarzysz łoża, socius lecti. Skalla-lach, towarzysz łowów, mnationis consors.
— u
Skiptis-lach, spółdziedzic, cohaeres.
Telt-lach, towarzysz namiotu, tentoriisocius.
Werna-lach, spółgranicznik, itd. itd.
Możemy powziąć z tego wyobrażenie, jak niezwyczajną wagę miał w języku i życiu skandynawskim wyraz towarzysz.
’ Tężsamą wagę miał on nietylko u skandynawskich Germanów, lecz owszem u całego plemienia. Zacząwszy od najdawniejszego opisu Germanii przez Tacyta aż głęboko w czasy rozszerzenia się chrześcijaństwa po całym świecie germańskim, widzimy go jedną z głównych podwalin ówczesnego porządku społecznego.
Gwoli naszym lachom północnym słuszna wspomnieć o tem obszerniej,
III, „Towarzystwo“ instytncya staro germaaska,
W klassycznej łacinie Tacyta towarzystwo nazywa się comitatus, towarys comes. Opowiada tedy nieśmiertelny Rzymianin o to w umysłach germańskich (Tacit: Germ. 18) t-
„Nadzwyczajna dostojność rodu albo osobliwsze zasługi ojca pozwalają niektórym mło cizieńcom przybierać w bardzo młodym wieku powagę naczelników; reszta garnie się około starszych i dawno doświadczonych, i nie ma sobie za ubliżenie służyć w poczcie ich towa-rysów. Są różne stopnie pomiędzy towarzyszami, wyznaczane rozsądkiem naczelnika. I ubiegają się zarówno towarzysze o pierwsze miejsce — przy wodzu, jak i wodzowie o największą liczbę walecznych towarzyszów. Kto zawsze wielkim tłumem junaków jest otoczony, ten bywa potężnym i szanowanym, ma z nich ozdobę w pokoju, a pomoc w czasie wojny,.,. Kiedy przyjdzie do bitwy, wstydem dla naczelnika, dać się przewyższyć w męztwie; wstydem dla towarzystwa nie dorównać; męztwem naczelnikowi. Ostatnią zaś podłością i hańbą na całe życie, ujść z placu bitwy, kiedy naczelnik poległ. Bronić go i zasłaniać, czyny własnej odwagi kłaść na karb jego. sławy, oto najświętszy obowiązek. Wodzowie walczą, o zwycieztwo, towarzysze o wodza.; Gdy własne pokolenie — gnu-śnieje długim spokojem i nieczynnością, natenczas prawie wszystka — młodzież szlachetna udaje się dobrowolnie do krajów, w których właśnie toczą się wojny.... Wymagają, towarzysze „hojności po naczelniku, i miewają od niego konie, na których występują do walki, tudzież kopie, któremi pokonują nieprzyjaciela. Należy do żołdu pożywienie, grube wprawdzie ale obfite. Środków hojności dostarcza wojna i rozbój.“
Kiedy Tacyt to pisał, byli Germani niemowlętami w historyi. Dopiero w blisko cztery stólecia później zdobyli oni zachodnie państwo Rzymskie i pozakładali tam swoje własne królestwa. Jak na czterysta lat przed tym wypadkiem, tak na dalsze cztery do pięciu wieków po nim, istniała w całej pełni opisana przez Tacyta, instytucya rycerska. Za pomocą swoich towarzystw opanowali naczelnicy germańscy wszystkie prowincye zachodniego cesarstwa, i za pomocą tychże swoich towarzystw zdołali oni utrzymać się w ziemi zdobytej. Jakoż dopiero te czasy po-Tacytowe doprowadziły insty-tucyę wojennej towarzyskosci Germanów do najwyższego stopnia potęgi. Nie było wprawdzie drugiego Tacyta, któryby ją szczegółowo opisał, ale wszystkie okoliczności świadczą o jej długim i bujnym kwiecie. I tak np. dowiadujemy się od dziejopisa lóngobardzkiego (Paulus Diac. I. 23.), iż żaden z królewiców germańskich nie śmiał pierwej zasiadać jako spółbiesiadnik u stołu ojcowskiego, dopóki nie odbył kilkuletniej służby w towarzystwie któregoś z królów postronnych. Czyto króle wic czy mniej możny, czyto długo czy krótko, każden sługiwał za towarzysza, ubiegał się o służbę u wodza słynniejszego, miewał udział w zdobytej przezeń fortunie. W jednym czasie bywało takich wodzów mniej, w drugim więcej; u jednego służyło tylko kilkudziesięciu albo kilkuset, u innego kilka tysięcy towarzyszów. W każdym razie składali towarzysze większe lub mniejsze wojsko, odróżniające się wszakże stanowczo od wojsk dzisiejszych. Głównym rysem różnicy była dobrowolność rycerstwa towarzyskiego. Kiedy przyszło do bitwy, obowiązkiem było zginąć wraz z naczelnikiem, ale po bitwie mógł każden towarzysz opuścić służbę. Zupełna swoboda względem książęcia, zupełna niepodległość w koleżeńskiem między sobą pożyciu, cechowały towarzyszów germańskich. Aby zaś przy takiej niezawisłości dała się utrzymać jedność i całość towarzystwa, potrzeba było jakichś osobliwszych węzłów karności. Były ta-kiemi węzłami własne ustawy towarzyszów. Każde towarzystwo przepisywało sobie pewne 3 prawa spólnego pożycia w obozie i w pokoju, przestrzegane najściślej przez towarzyszów, exe-kwowane surowo przez samo towarzystwo. Było więc każde z takich towarzystw właściwie tylko dobrowolną spółką żołnierską, rządzoną według własnych statutów, potrzebującą zarówno naczelnika biegłego, jak naczelnik potrzebował żołnierzy. Każdy zaś dowódzca towarzystwa, choćby nawret (jak później obaczy-my) monarcha najpotężniejszy, był tylko dobrowolnie uznanym przełożonym takiej spółki czyli takiego „bractwa zbrojnego“ (Vorsteher der Krieger-Gilde. Lappenb. L 468). Był on tylko gościnnym i hojnym gospodarzem, a wojujący pod jego rozkazami rycerze bywali jego gośćmi. Ztąd też zamiast nazwy towarzyszóio dawano takim ochotnikom rycerskim niekiedy nazwę gości, biesiadników, chlebojedźców królewskich, hospites, convivae regis (Ducange Glos-sar. lat. pod temi wyrazami), a zamiast towarzystwo używano wyrazu biesiada, conmmum, po niemiecku Gelach. Różniło się podobne con-mvium czyli Gelach do tego stopnia od właściwej uczty biesiadnej, znaczyło tak dalece tylko zbór ludzi pod jednem spólnem prawem żyją cych, że w Niemczech do pozna zamiast małe rzeczypospolite, mówiono małe gelachy, kleine (jelache (Adelung Woerterh. pod sł. Gelach). Jakoż zdarzało się w istocie niektórym z takich gel achów czyli stowarzyszeń wojennych uróść z czasem w niezwyczajnie wielkie rozmiary, nadające im pozór całkowitych narodów. Toć nie czem innem jak tylko podobnemi stowarzyszeniami zbrojnemi było wiele mniemanych ludów germańskich, mianowicie Allemanowie, Frankowie, I-Ierule i tp. O pierwszych powiedziano wyraźnie u najstarożytniejszych pisarzów (Zeuss SOU), iż „są zlewkiem ochotników z różnych narodów, co też samo nazwisko ich wyraża“ — a dzisiejsi starożytnicy dodają, że wyraz alme-ning, alamannida, znaczył u Germanów właśnie spólność, spółkę, communio, unwersitas. Takiemże zbiorowiskiem żołnierstwa z różnych narodów byli również Frankowie, złożeni z Chamawów, Sykambrów, Chatów, Bruktuarów 1 a nazwani jednem spólnem mianem „Wolni“ „Zuchwali“ (Zeuss 326). O Herulach czytamy w jednem z najnowszych dzieł historycznych (Munch Nordgerm. Vólker str. 73), iż „nie byli pierwotnie ludem osobnym, lecz hufcami rycerstwa, które w różnych prawdopodobnie porach, może co roku, wyruszały z północy w strony południa, aby sobie wywalczać sławę i łupy, i nie należeli zapewne do żadnego z ludów skandynawskich wyłącznie, lecz byli rzeszą z różnych ludów złożoną“.
Nigdzie też nie objawiła się tak wydatnie starogermańska instytucya towarzystw jak na północy.
IV. „Towarzyskość“ północna.
Wiele różnych okoliczności dopomogło wzrostowi i upowszechnieniu się na północy spółek rycerskich. Towarzystwa podobne były instytu-cyą czysto germańską, a nigdzie żywioł germański nie przechował się tak długo w swojej sile pierwotnej jak u ludów północnych. Strony północy były zawsze stronami bardzo rzadkiej ludności, a gdzież chętniej stowarzyszają się ludzie jak na pustyni? Społeczeństwo północne zostawało do późna w stanie barbarzyńskiej prostoty, a taki stan usposabiał sam przez się do braterskości rycerskiej. Gdyż na wyższym stopniu cywilizacyi, przy wielostronniejszem rozwi nieciu władz umysłu i serca budzę, się w ludziach mnogie inne skłonności i pociągi, prowadzące ich do różnego rodzaju stosunków i związków towarzyskich, „u barbarzyńskich zaś ludów, u których zwłaszcza kobieta nie wywiera jeszcze wpływu wyższego, jedynemi związkami serc i umysłów bywają związki braterstwa rycerskiego, bywają śluby inęzkiego spółtowarzystwa na całe życie, dozgonne sojusze bohaterów“ (Michel. Orig. XXXI).
Cała też początkowa historya narodów skandynawskich przepełniona jest śladami takich towarzystw heroicznych. „Podział na rody i towarzystwa wojenne “ — mówi jeden z najgłębszych znawców starożytności północnej (Geijer I. 253) — „był jak się zdaje główną podstawą wszelkiego porządku towarzyskiego naszych praojców.“ Im dokładniej któryś z dziejopisów wpatrzył się w obyczaje narodu, tem bardziej uderza go prawda tych słów, a najnowszy historyk skandynawski widzi się spowodowanym do wyrzeczenia, iż nic innego jak tylko wzmiankowana tu instytucya towarzyskości wojennej, dała początek wszystkim państwom północnym (Munch Vólk. 73. 173).
Nazywano towarzystwo na północy wskazanym powyżej wyrazem lach, mającym tożsamo znaczenie co owo staroniemieckie ye-lach po łacinie conrwium, contubernium, sodalitium, societas. Powtarzało się to słowo tem. częściej w narzeczach skandynawskich, ile że oprócz znaczenia całego towarzystwa w ogóle, znaczyło ono jeszcze każdego towarzysza z osobna. Mieliśmy już powyżej sposobność obeznać się z nadzwyczajnie licznemi trybami używania na północy wyrazu lach, w znaczeniu towarzystwa i towarzysza, a gdyby nam chodziło o większą liczbę przykładów, moglibyśmy je znacznie pomnożyć, dodając np. akra-lach towarzysz roli, aenga-lach współuprawiacz łąki (Ihre II. 25), skip-łach towarzystwo okrętowe (Geijer I. 69), hez-lach stowarzyszenie mieszczańskie (Dahlm. Daennem. I. 237) i td. Na każdej też karcie kronik północnych i zachodnich, opisujących wyprawy skandynawskie, napotykamy wyrazy tego rodzaju, najczęściej w nieużywanem gdzieindziej rozumieniu. I tak — np. co gdzieindziej zwie się powszechnie wojskiem albo oddziałem r wojska, to na północy ma nazwę towarzystwa, comitatus, sodalitas, sodalitium-, zamiast uży wanego gdzieindziej wyrazu żołnierz lub rycerz używali Skandynawcy powszechnie słowa towarzysz, lach, łachman i tp. „Opuściwszy brzegi kraju napadniętego, podzielili się najezd-nicy północni na swoje stowarzyszenia zwyczajne, secundum suas sodalitates (Kruse Chroń. 264)“ — mówią kroniki frankskie zamiast: odpłynęli pojedyńczemi oddziałami. „Król albo książę, który chce szczycić się towarzystwem wojskowem, exercitus comiiatun — albo „ towarzystwo króla Kanuta“ (Langeb. Ser. III. 139. 142) — mówią kronikarze i uczeni północni zamiast „szczycić się wojskiem“ — albo „wojsko króla Kanuta“. „Każdy okręt zawierał 100 towarzyszów, socios — „lubo król mało miał towarzyszów, socios’1 — „po zebraniu towarzyszów przez króla, collectis sociis’1 (Langeb. II. 353. 354. 357) — wyraża się każda kronika skandynawska zamiast: 100 żołnierzów, mało żołnierzy, po zebraniu żołnierstwa i tp.
Przytaczamy te przykłady nie jako dowód, lecz jak próbkę zwyczajnego na północy sposo-bu wyrażania się, wynikającego z powszechnej tamże organizacyi stosunków społecznych według mniejszych albo większych spółek, towa rystw. Więcej przykładów tego rodzaju, a tem-samem stanowcze udowodnienie, znajdzie się w dalszym ciągu pracy niniejszej. Tymczasem na ogólnej przestając wzmiance, wskażmy raczej cechę charakterystyczną, różniącą niniejsze spół~ ki czyli towarzystwa północne od owych towarzystw starogermańskich.
Różnicę tę uwarunkowała sama natura. Z powodu mniejszej ludności stron północnych składały się towarzystwa tameczne z nierównie szczuplejszej liczby ochotników niż południowe. Gdy na południu w czasach starogermańskich, lada naczelnik z łatwością otaczał się tłumem młodzieży, w stronach północnych możność zostania naczelnikiem podlegała daleko większym trudnościom. Tam częściej niż wódz naczelny z gotowem do służenia mu towarzystwem, spotykał się w śnieżnych pustkowiach samotny rycerz z rycerzem, i podawał jeden drugiemu rękę do zawarcia braterstwa, ułatwiającego obudwom przebywanie wspólnych trudów i przygód. Dopiero kilka takich rycerskich par tworzyło nieco znaczniejszy poczet, który jak niełatwo zdołał się zebrać w odludni, tak też nie spieszył poddać się rozkazom pierwszego lep szeąo naczelnika. Zamiast szukać wodza gdzieś poza sobą, wolał on wybrać go sobie zpośród własnych szeregów, przeznaczając do tego towarzysza górujących zdolności. Ztąd rozwijał sie w towarzyskości północnej żywioł pewnej gminowładnej swobody, który ją wyróżniał znacznie od towarzystw starogermańskich. Gdy już i w tych spółkach pierwotnych każden towarzysz poczytywał się za człowieka całkiem wolnego, w stowarzyszeniach północnych miał on się nadto za zupełnie równego swemu naczelnikowi, choćby tym naczelnikiem był książę albo monarcha najpotężniejszy.
„Jak na imię panu waszemu?“ — pytają Francuzi nadpływających do Francyi skandynawskich towarzyszów Rollona, niebawem zdobywców całej Normandyi, a oni odpowiadają: „Nie ma żadnego imienia, gdyż jesteśmy wszyscy równymi sobie“ (Kruse Chroń. 386). Kiedy po zdobyciu Brytanii przez normańskich Anglów, Saxonów i Gotów wybuchnęły czasem nieporozumienia między zwycięzkiemi ludami, zagraża-jące osobliwie bezpieczeństwu mniej licznych Gotów, zalecały rozporządzenia sejmowe, „aby i
Goci, jako spółbracia ślubni, sicut conjurati
A fratres, zupełnej używali równości“ (Lappenb.
I. 98. 258). Najściślejsze tedy braterstwo towarzyszów, częste przykłady osobistych związków pomiędzy pojedynczymi towarzyszami, wybór wodza na czas pewnej spólnej wyprawy — oto główne cechy towarzyskości północnej. Wpłynęła na nią jeszcze pewna inna okoliczność szczególna, zasługująca na wspomnienie osobne.
V. Hannie!5 nt-lachy, czechy, „wrogi“.
Sława łachów północnych rozniosła się głównie po krajach okolicznych. Dostawali się tam Skandynawcy bądźto wyprawami dobro wolnemi, bądź poniewolnie, zmuszeni do tego wyrokiem ryczałtowej bannicyi. Było to osobliwszą właściwością ludów normańskich, nie mającą nic równego sobie w obyczajach późniejszych. Za toż świat starożytny słyszał tem więcej o zwyczaju tłumnego wypędzania pewnej części ludności z siedzib ojczystych, po chleb i siedliska nowe gdzieindziej. Bywał ten zwyczaj w używaniu u wielu narodów starożytnych, mianowicie italskich, a pochodził z mniemanego przeludnienia i wynikających ztąd głodów. Nie po siadając dzisiejszej przemyślności w wyszukiwaniu najrozmaitszych środków do życia, walczyły rody starożytne z nader częstym niedostatkiem żywności, a dzikość obyczajów pozwalała w ta z J kim razie pomagać sobie najgwałtowniejszym sposobem. Zmuszano tedy znaczną część ludu, zwłaszcza młodzież, do opuszczenia rodzinnych stron i szukania sobie chleba rozbojem po cudzych stronach. W porównaniu z tysiącem innych okrucieństw obyczajowych, z częstem np. zabijaniem dzieci, kalek, chorych, starców i tp. (świadectwo niżej), było to jeszcze wyrokiem mniej okrutnym, ale nie zaradzało bynajmniej złemu. Gdyż po latach niewielu, często już roku następnego, ponawiała się Męska głodowa, i musiano znowuż ratować się bannicyą. Weszła ona gdzieniegdzie w tak stały zwyczaj, iż u niektórych ludów następowała co roku, o przednówku głodnym na wiosnę, podobna espatryacya pewnej części ludności, nazywana ner sacrum czyli ofiara wiosenna (Michel. Orig. 3). Jeśli zaś który z krajów, tedy zwłaszcza nieurodzajna, zimna, pustynna północ, narażała mieszkańców swoich na częste głody, i zniewalała ich sprawiać sobie chwilową ulgę takim sposobem. Jakoż stał się ten srogi zwyczaj codzieimem na północy zjawiskiem, i uwiecznił się zarówno w pamięci krajowców jak i wszystkich ludów postronnych, do których wypędzana ze Skandynawii młodzież wpadała za chlebem i przytułkiem. Starożytne podania skandynawskie opowiadają, iż podczas jednego z nieskończenie częstych głodów tamecznych, postanowiono wymordować ryczałtem wszystkich, którzy niezdolni są do broni lub do uprawy ziemi. Tylko na prośbę pewnej matki kilkorga dzieci, złagodzono wyrok okrutny, zmieniając go w expatryacyę przez losowanie (Depp. 6). Odtąd co kilka lat, według niektórych każdego roku piątego, uciekano się do tego prawa bannicyi, i wypróżniając ojczyznę z trudnej do wyżywienia prze wyżki ludu, zaludniano wszystkie brzegi sąsiednie rojami stowarzyszonych bannitów, dobijających się rozbojem wojennym fortuny na cudzej ziemi. Dokądkolwiek oni zanieśli swoje łupieże, wszędzie przybywały z nimi wiadomości o expatryacyjnym powodzie ich zagonów, i wchodziły w opowiadania kronik ówczesnych. Mamy nader ciekawy szereg świadectw o gromadnych bannicyach skandynawskich, pochodzący od autorów różnego wieku, narodu i powołania, a jednogłośny w swo-jem twierdzeniu.
Najdawniejszą wiadomość tego rodzaju, zapomnianą zwyczajnie przez badaczów dzisiejszych (Np. w Depp. str. 395. Munch Yol.) pozostawił Niemiec Warnefried, spółczesny Karolowi W. autor znanej historyi Longobardów, w której czytamy (Paul. Diac. 744): „Gdy zamieszkujące Skandynawią narody w tak wielką urosły liczbę, iż nie mogły mieszkać dłużej pospołu, podzieliła się wszelka ludność w trzy wielkie rzesze, i rzucała losy dla dowiedzenia się, która z nich opuścić ma ojczyznę i nowych szukać siedzib.“
Drugie świadectwo znajdujemy w francuzkiej legendzie o św. Marcinie Turoneńskim, napisanej około r. 940, a wyrażającej się między innemi: „Ponieważ ziemia Danów nie może pomieścić wszelkiej ludności, przeto zachowywany tam bywa zwyczaj, iż co lat pięć niemała część mieszkańców, według wyroku losów, opuścić musi ojczyznę, i w cudzych krajach szuka sobie jakimkolwiek trybem nowej siedziby, aby nigdy więcej nie powrócić w strony rodzinne“ (Depp. 395).
W kilkadziesiąt lat później, około r. 1000, pisze inny francuzki kronikarz, Dudo: „Rozmnożywszy się w nadzwyczaj liczną ludność, i nie mogąc pomieścić się w zamieszkanej przez siebie ziemi, wydzielili (Normani) wielką ilość młodzieży, i według swoich praw starożytnych wygnali ją do cudzych państw i narodów, aby sobie orężem zdobyli ziemię, w którejby mieszkać mogli przez wszystkie czasy“ (Depp. 395).
W dalszych lat kilkadziesiąt, około r. 1070, donosi trzeci pisarz francuzki, Wilhelm z Jumieges: „Dani urośli z czasem w tak wielką liczbę, że ich wyspy ojczyste przepełniły się nad miarę mieszkańcami, przezco wielu z nich musiało według wyroku prawa opuścić własne siedziby. Któryto naród dlatego tak wielce się rozmnożył, ponieważ oddany lubieżności, z wielą łączył się małżonkami. Skoro podorastali synowie, wypędzał ojciec wszystkich od siebie, zostawiając tylko jednego, któremu oddawał dom i dziedzictwo“ (Depp. 395).
Owszem powtarza się ta wiadomość jeszcze w wieku następnym, w irlandzkiej kronice Walling-forda: „Było u ludów skandynawskich powszechnym niegdyś zwyczajem, dopiero za wpływem chrześcijaństwa i wiary w jedynego Boga stłumionym, iż ojciec wszystkich synów dorosłych wypędzał z domu, oprócz jednego, któremu zdawał dziedzictwo. Za czem poszło, iż tacy młodzi ludzie, własnej oddani woli, wylewali się na rozpustę, i z wielą różnemi żonami niezliczone płodzili potomstwo. Ztąd nastał zwyczaj, iż nie mogąc pomieścić się w ojczyźnie, szukali sobie siedzib w stronach sąsiednich. Tymto zwyczajem stali się oni tak groźnymi wszystkim narodom okolicznym“ (Kruse Chroń. 371).
Oprócz podobnych świadectw ogólnych powiedziano jeszcze w kronikach o wielu wodzach napadów skandynawskich z osobna, iż byli ban-nitami. Liczą się do takich mianowicie Hengist i Horsa (Lappenb. I. 63. 72), naczelnicy band anglosaskich, które w V wieku zawojowały rzymską Brytanię; sławny w kronikach francuzkich Hastings, przewódzca Normanów w niezliczonych najazdach brzegów Anglii, Francyi, nawet Italii; wreście znany zdobywca Normandyi Roiło, z ban-nity i korsarza chrześcijański książę francuzki i zięć króla Karola. Tamci trzej uchodzą za ban-nitów przez losowanie, sorte ejectas (Kruse Chr. 241), Roiło był wygnańcem za karę. Gdyż do wymienionego powyżej powodu expatryacyi z przeludnienia i głodu, należy przydać jeszcze przyczynę drugą, tj. bannicyę za pewną zbrodnię. Nie mając zwyczaju karać utratą życia, karano najpowszechniej wygnaniem, z którego winowajca mógł niekiedy, acz bardzo rzadko, wrócić znów do ojczyzny. Najczęściej pozostawał on wygnańcem na całe życie, i miewał odtąd jedynym sposobem utrzymania się — rozbój, bądźto w kraju własnym bądź za granicą. W każdym razie łączył on się z innymi wygnańcami, wchodził w zaprzysiężone z nimi braterstwo, i jako towarzysz wielkiej spółki rozbójniczej albo zdobywczej, napadał wybrzeża okoliczne. Takim sposobem składały się towarzystwa północne z najrozmaitszych żywiołów, obejmując najprzód dobrowolnych zwolenników włóczęgi zbrojnej, następnie wygnańców przez losowanie i bannitów za karę. Jako towarzysze nazywali się oni wszyscy lachami, jako wywołańcom zaś służyło im kilka nazw poszczególnych.
Nazywał się tedy hannita w języku skandynawskim, według pisowni tego języka: utlag, warg i skoegmadr lub z prosta skoeg.
Utlag, inaczej tit-lach, było dalszym pocho-dnikiem od słowa lach (lag) w znaczeniu prawo, i znaczyło tyle co exlex, człowiek wywołany zpod prawa, w dzisiejszym języku angielskim outlaw, a będąc małoco odmiennem powtórzeniem wyrazu lach, spłynął się nieznacznie z tem głównem słowem, w którem przeto zawierał się najprzód lach ogólny czyli towarzysz, a następnie ut-lach bannita.
Wyraz warg znaczył właściwie wilka, zwierzę drapieżne, jakiem zwyczajnie bywał każdy wygnaniec. Ze względu na tę niezbędną konieczność przeszła ta nazwa zwierzęca w terminologię praw skandynawskich, w których zamiast obwołać kogoś bannitą, mówiono dać komuś głowę wilczą, wsadzić komuś łeb wilczy (obszernie o tem Grimm Rechts Alt. 396. Ihre
II. 1047). Przez zwyczajne zaś przestawienie spółgłoski, znane w językach germańskich i słowiańskim, zamieniające np. gras w gars, brennen w bernen, frisch w firsch (Grimm Gesch. d. d. Spr. 231. 232) — albo gard w grad, Ank’am w Nakło, dolmetsch w tłómacs itp., otrzym ił warg gdzieniegdzie brzmienie wrag, wróg, tyle co nieprzyjaciel, napastnik itp.
Skoegmadr lub skoegh pochodził od słowa skoeg, las, i wyrażał człowieka leśnego, żyjącego rozbojem w lesie, tero zwyczajnem mieszkaniu wywołańców. Podobnie jak warg, tak i skoegh przeszedł w terminologię’ prawniczą, i oznaczał najprzód banniłę (obszerniej Grimm I AU. Ihre II. 608), a następnie zwykłą czynność bannitów — rozbójnictwo. W pierwszem znaczeniu upowszechnił się ten wyraz najbardziej na północy, w drngiem najbardziej u ludów południowo-germańskich. U tych skutkiem podwójnej przemiany brzmienia, tj. po pierwsze: znanej nam już przemiany g w h albo ch, po-wlóre: również powszedniej przemiany skandynawskiego sk w niemieckie sch (np. skada w schaden, skip w schiff, fisk w fisch, skoen w schoen itp.), północny skoegh ) przeistoczył się w schuch, schachen, ’ w starożytnej niemczyźnie scaah, scacchus, tyle co rozbój, rozbójnik, rozbójnictwo, złoczyństwo, praeda, la-trocinium, latro itp. (Graff II. 747 Wackernagel ) Że sam pierwiastek skoegh, skegh, be/, żadnego innegododatku, oznaczał bannitę, rozbójnika, przekonywa między innemi nazwisko zbójcy Skegh, o którym Czacki Dzieła I. 21. heseb. CCC.CLIY. Frisch II. 155). Przez dalszą zaś przemianę brzmienia sch czyli s w zwyczajne u Słowian c (np. Szłopa = Człopa, Szło-chów = Człochów, Szorsztyn = Czorsztyn, scha-brake = czaprak, schamlot = czarolet, scherb albo po staro niemiecku scirp = czerep, schatz albo po staroniemiecka scats = czadz, ob. Linde pod tym wyrazem itp.) przyszło gdzieniegdzie do przeistoczenia się nazw skoegh i schach w nazwę czech albo cach.
Pod takiemito mianami utłachćw, wragów, czechów, upamiętniła się w stronach północnych i sąsiednich najliczniejsza klasa ogólnej rzeszy łachów, tj. klasa łachów-hannitów. Upamiętniła się ona przecież tym sposobem metyle pomiędzy sobą, ile raczej u obcy di, u ludzi innego rzemiosła i narodu. Tylko bidzie spokoju, mieszkańcy zwyczajnych zagród domowych, albo krajowcy napadniętej od łachów ziemi, dawali im nazwę hannitów, wilków, wrogów, ludzi leśnych, rabusiów. Oni sami poczytywali się wzajem za braci i towarzyszów, żyli z sobą w najściślejszych związkach braterskich. — Teraz wpatrzyć się nam zbliska w te braterstwa północne.
VI. Północne związki braterskie.
Zawierały się związki takie z różnych okoliczności. Najzwyklejszą okazyą było spólne wychowanie młodzieńców. Wychowywały się w Skandynawii dzieci pańskie zwyczajnie nie w domu rodzicielskim, lecz u ludzi obcych, ubogich, pełniących obowiązek wychowawców z powinności poddańczej, a mających prócz tego swe własne dzieci. Ztąd przychodziło między wychowankiem pańskim a synem rodziców wychowawczych do tak ścisłej czasem przyjaźni, iż ślubowali sobie braterstwo na całe życie. Nazywała się taka przyjaźń związkiem braci mlecznych czyli spółwychowanków fosł — braedra — lach, i liczyła się do najściślejszych spółek braterstwa.
Niekiedy wywiązywały się takie sojusze braterskie z poprzedniego stosunku nieprzyjacielstwa. Często spotykali się dwaj junakowie jako przeciwnicy na polu walki, i zakończywszy sprawę orężem, poznawszy się wzajemnie ludźmi animuszu bohaterskiego, zawierali dozgonne z sobą braterstwo. W innym razie poznawali się oni w podróży, na zgromadzeniach publicznych, a bardzo często przy ucztach, będących nader ważnym i częstym aktem pożycia bohaterów północnych. W każdym wypadku towarzyszyła zawarciu związku przysięga uroczysta, ślubowano sobie przytem pewne warunki czyli prawa spółki dozgonnej, któremi były zwyczajnie: spólność niebezpieczeństw i korzyści, czyli walki i łupów, militiae et praedae (Np. Rafn Antiąu. americ. 86), obowiązek pomszczenia śmierci swojej, nabożeństwo żałobne itp. W znak ceremonii kładli sobie przyjaciele po kawałku zielonej darni na głowę, upuszczali sobie krwi z ręki, poma-zywali nią swoje oręże, albo wsączali jej do napoju w kielichu, który następnie wychylali spoinie za swoje zdrowie. „Zaprzysiężmy sobie przyjaźń dozgonną“ — mówią do siebie dwaj junacy w powieści skandynawskiej (Ihre I. 527. Dalin
I. 71) — „zawiążmy ją pod następującemi prawami. Jeden drugiemu niech będzie mścicielem śmierci, a co któren bądź obecnie posiada, bądź w przyszłości posiędzie, to niech w równej części do obudwóch należy. Ten co przeżyje przyjaciela, wzniesie mu grobowiec czyli mogiłę wysoką, i złoży w niej tyle skarbów, ile wymagać będzie zaszczyt pogrzebu. Oprócz tego winien przez trzy nocy siedzieć na grobie przy jaciela, i dopiero po tej żałobie poczyta się wolnym od obowiązków braterstwa ślubowanego. I zaprzysiężemy te prawa według’ obyczaju czasów dzisiejszych, krwią w jeden spoiny zdrój spływającą.“
Odtąd, co tylko mogło zamącić taką przyjaźń, było unikane jaknajstaranniej. Każde ziarno niezgody, rzucane pomiędzy braci ślubnych, uchodziło za śmiertelny grzech w obec bogów, wykluczało na zawsze z nieba (Dalin I. 115). A ponieważ kobiety bardzo często bywały przyczyną waśni, przeto oddalano je powszechnie z zborów braterskich. Jestto jeden a najoryginalniejszych rysów bohaterskiej towarzyskości Normanów. Ilekroć wzmianka bywa o groma-dnem pożyciu łachów, zawsze powtarza się wiadomość o nieprzypuszczaniu kobiet do ich zgromadzeń (Snorro 48, Geijer I. 108). Zresztą dawali sobie towąryse różne inne, przepisy, dążące do podniesienia ducha na polu walki, i uorganizowania koleżeńskich stosunków w domu. Gdyż nie przestając na braterskości pomiędzy parami pojedyńczemi, łączyło się zwyczajnie wiele takich ślubnych par razem, grupowało się wielu „ sprzysięgły ch braci“ około pewnego słynniejszego przewódzcy, i tworzyło jeden wielki związek braterski. Przytoczymy kilka przykładów takiego braterstwa gromadnego, biorąc je i osobnej rozprawy w tym przedmiocie (Depp, 20-21).
„Sławny w zagach północnych Half, pan okrętu uzbrojonego załogą sześćdziesięciu doświadczonych junaków, wykluczył statutami z ich liczby wszystkich ludzi zdrowia wątłego, zakazał im porywać niewiasty i dzieci, chronić się do portu w czasie burzy, i owiązywać sobie rany przed końcem bitwy. Ta drużyna waleczna krążyła przez lat ośmnaście po różnych morzach, i rozpostarła wszędzie postrach oręża swego. W czasie powrotu Hałfa do stron ojczystych zaczął przeładowany łupami okręt tonąć śród morza. Postanowiono więc ciągnąć losy, kto się ma rzucić w fale, aby zachować naczelnika i łupy. Natenczas wszyscy skoczyli w morze, i szczęśliwym trafem zdołali dopłynąć lądu.“
„Również dobrze uorganizowane były drużyny, którym przewodzili Hialrnar i Orwarodd. Według ich przepisów nie śmiał żaden z towarzyszów napadać kupców lub włościan, albo znieważać kobietę. Gwałt tej ostatniej zada ny, pociągał za sobą karę śmierci. Nie wolno im też było pić krwi, ani jeść mięsiw surowych. “
„Rolf Krak, słynny w VI wieku król Letry, głównej przystani korsarzy duńskich, zgromadzał w około siebie najwaleczniejszych rycerzów swojego czasu. Dwunastu z nich, czoło całego stowarzyszenia, uganiało się przez większą część roku po morzach, szukając łupów i sławy dla swego pana. Spotkawszy jednego razu dwóch mocniejszych od siebie wojowników, uznali ich hetmanami swoimi. Na żądanie szwedzkiego króla Atela, szukającego pomocy przeciwko napadom pewnego książęcia Norwegskiego, nadesłał mu Rolf Krak swoich dwunastu rycerzy. Na wypadek zwycięztwa nad książęciem Norwegskim i jego towarzyszami, mieli bohaterowie duńscy otrzymać trzy grzywny złota, i wybrać trzy dary dla swego króla. Przyszło do walki na zamarzniętem jeziorze Wener, śmiertelnej dla Norwejczyka. Zwycięzcy zdjęli mu hełm, pancerz i pierścień złoty, mające według pogłoski moc czarodziejską, i zawieźli je darem swemu królowi. Jeden z poetów islandzkich umieścił Rolfa Kraka i jego dwunastu towarzyszów w Walhali czyli niebie pogańskietn obok Odina, lubo Rolf niezbyt hojne przynosił bogom ofiary.“
Powieści skandynawskie przepełnione są przykładami stowarzyszeń podobnych, już to większą już mniejszą liczbę braci zawierających. Najsła-wniejszem jednakże towarzystwem północnem było nieco późniejsze bractwo Jumskie czyli Jomsburskie.
VII. Lachowie Jumscy.
Gród Jum czyli po skandynawski! Jomsburg leżał nad ujściem Odry, w pobliżu sławnego miasta Julin, dziś Wollin. Istniejący tam związek rycerski był rodzajem Siczy kozackiej. Poczytują go powszechnie za „ideał“ pogańsko-wojennego życia północy (Depp. 374), a jak się często zdarza w historyi, pojawił się ten ideał w rzeczywistości już u schyłku tych obyczajów i pojęć heroicznych, które dały mu życie. Epoką zakwitnięcia związku jumskiego są ostatnie zapasy pogaństwa północnego z chrześcijaństwem, czyli przedostatnie lata stólecia dziesiątego, kiedy całe Pomorze bałtyckie od Wisły aż poza Odrę zostawało pod władzą królów Polskich Mieczy 6 sława i Bolesława Chrobrego. Uorganizował rzeszę Jumską ostatni bohater pogaństwa skandynawskiego, głośny w zagach i kronikach północnych Palnatokko. Im więcej atoli prawiły o nim zagi i pisały kroniki, tem mniej pewną w rzeczywistości jest właściwa historya Palna-tokki, tem wątpliwszemi są wszystkie szczegóły jego życia. Tyle jedynie można przyjąć za rzecz prawdziwą, że uorganizowana przezeń osada zbrojna, czyto już w taki albo nieco odmienny sposób urządzona w istocie, odpowiadała najlepiej obrazowi towarzyskości rycerskiej, jaki się zda-wiendawna roił imaginacyi północnej. Jakoż z tej głównie strony obchodzi nas historya Palnatokki i jego związku, będąca według wyrażenia się najściślejszych badaczów (Dahlm. Daenn. I. 88) „bardzo szacowną charakterystyką obyczajów pogaństwa skandynawskiego“ — w szczególności zaś ówczesnej instytucyi braterskich towarzystw-zbrojnych. Nie wchodząc przeto w krytyczny rozbiór rysów pomniejszych, pomijając resztę szczegółów historyi Palnatokki i Joinsburga albo Julina, nadmienimy tylko o kwitnącem tamże bractwie rycerskiem, a nadmienimy głównie słowami zag skandynawskich.
Palnatokko czyli właściwie Tokko syn Palny, był jednym z najmożniejszych magnatów duńskich, mianowicie namiestnikiem króla Haralda na duńskiej wyspie Fiinen czyli Fionii, właścicielem rozległych posiadłości w tejże Fionii, w angielskiej Walii, w Jutlandyi itd. Król Harald dążył do zaprowadzenia religii chrześcijańskiej w swem państwie, a Tokko żarliwie czcił dawnych bogów. Ztąd śmiertelna nieprzyjaźń między jednym a drugim, w ciągu której Palnatokko dopomógł do osiągnienia tronu Haraldowemu synowi, a swemu własnemu wychowankowi, Swenowi, a nawel zabić miał króla Haralda, Nie wyszło mu to przecież na dobre, gdyż i nowy król Swen, lubo prześladowca religii chrześcijańskiej, okazał się wkrótce nieprzyjacielem swojego sprzymierzeńca i wychowawcy, i zmusił go ratować się ucieczką z krajów duńskich. „Wtedy Palnatokko“ opowiada dalej jedna z wielu różnych zag o Jomsburgu (Notices et extraits des mąnuscr.
II. 164-196) — „dał zbudować trzydzieści statków, uzbroił je dobranem towarzystwem, i zaczął trudnić się korsarstwem na morzach irlandz-kiem, szkockiem i południowem. Potem w czterdzieści statków popłynął ku ziemi Słowian, aby
— u — napadać na jej brzegi. Panował tam król Bury-sław (Mieczysław albo Bolesław Chrobry), który słysząc o jego waleczności i szczęściu, ofiarował mu swoją przyjaźń i całą prowincyę Jumską, gdyby chciał wstrzymać się od pustoszenia jego królestwa.
Palnatokko przyjął propozycyą króla Bury-sława, i zbudował gród Jomsburg w otrzymanej odeń prowincyi. W porcie Jumskim, obwarowanym dokoła, mogło zmieścić się trzysta statków. Wstępu do portu broniła tama kamienna, opatrzona kratą żelazną i takąż bramą.
Po ukończonej budowie grodu postanowił Tokko nadać prawa swojej osadzie, i zobowiązał wszystkich mieszkańców do zaprzysiężenia następujących przepisów.
Nikt nie mógł być przyjętym do towarzystwa Jumskiego, kto miał lat mniej niż piętnaście, lub więcej niż pięćdziesiąt.
Nikt nie mógł dostąpić tego zaszczytu, kto nie miał odwagi stawić czoła przeciwnikowi równej siły i broni, albo nawet nieco mocniejszemu od siebie.
Każden miał obowiązek pomścić śmierć swojego spółtowarzysza, jakgdyby brata własnego.
Nie wolno było dawać najmniejszej przyczyny do waśni lub niezgody.
Palnatokko miał być uwiadomionym pierwszy o wszystkiem, co się zdarzy nowego.
Gdyby się okazało, iż który z towarzyszów zabił ojca, brata lub stryja towarzysza innego, obowiązek pomsty i nienawiści śmiertelnej nie miał miejsca w takim wypadku. Sprawa powinna była przedłożoną być Palnatoce, i rozstrzygniętą jego wyrokiem.
Dopóki Jomsburga, dopóty nie wolno było znajdować się w nim żadnej kobiecie. Wszyscy towarzysze Jumscy mieli żyć w bezżenności.
Nikt nie mógł oddalać się z miejsca na dłużej jak niespełna trzy dni, nie uwiadomiwszy o tem Palnatokki.
Odebrane nieprzyjaciołom łupy miały być wystawione na sprzedaż, a pieniądze rozdzielone w równe części między załogę.
O ten równy podział zdobyczy szło najbardziej towarzystwu jumskiemu, zkąd nawet ci, którzy w porcie zostawali na straży, należeli w równej mierze do łupów, wziętych przez towarzyszów na morzu (Yed. Simons. Untersuch. 150).
Nie wolno było nikomu obrażać drugich żartami, albo używać w poswarku słów obelżywych.
Prawa obywatelstwa jumskiego nie można było dostąpić majątkiem, pokrewieństwem albo przez protekcyą przyjaciół; jedynie waleczność czyniła godnym tego zaszczytu.
Co lata udawali się lachowie Jumscy na wyprawy po różnych morzach, i wsławili imię swoję u wszystkich ludów postronnych....
Jednego razu nadpłynęli do Jomsburga dwaj synowie pewnego magnata Zelandzkiego, Sig-wald i Thorkill, z prośbą o przyjęcie do związku. Przebrakowano przybyłych z nimi towarzyszów, i wykluczywszy pięćdziesięciu, przyjęto resztę. Sigwald i Thorkill weszli do spółki...
Nieco później zgłosili się z temsamem żądaniem Boo i Sigward, a mając sławę doświadczonych rycerzy, zostali przypuszczeni do towarzystwa, wraz z sześćdziesięciu zbrojnymi. Resztę odesłano jako niezdolnych.
Około tego czasu słychać było wiele o synu Hakona imieniem Wagn, który tak wielki postrach rzucał dokoła, iż wszyscy unikali jego spotkania. Nie miał jeszcze dwunastu lat, a już zabił trzech ludzi. Jego ojciec i wuj po matce, nie mogąc znieść go w domu, dali mu dwa okręty i towarzyszów, z których żaden nie miał więcej nad lat dwadzieścia, ani mniej niż piętnaście. Z tymi udał się Wagn do Jomsburga, chcąc umieszczonym być w związku, czego jednakże nie osiągnął, z przyczyny zbyt młodych lat. Oprócz tego Boo, stryj jego, zarzucał mu niesforność charakteru. Wagn odpowiedział, iż prawa jumskie nie doznają żadnego przezeń uszczerbku, jeżeli wypełniać będzie wszystkie swoje obowiązki równie dobrze jak ci, którym piętnaście lat już minęło. Poczem zwrócił się do Sigwalda i spytał, czy zezwala na jego przyjęcie do towarzystwa. Sigwald odparł, że Wagn niczem się jeszcze nie wsławił. Natenczas młodzieniec zaproponował walkę na łodziach, pod warunkiem powrotu w strony rodzinne, gdyby został zwyciężonym, lub otrzymania obywatelstwa w razie przeciwnym. Sigwald przyjął wyzwanie, okręty wypłynęły na morze, wszczęła się walka, statki Sigwaldowe miały już uledz, gdy rozkaz Palnatokki położył koniec bojowi. Przyjęto Wagna z wielkiemi oklaskami. Po wpisaniu go w poczet obywateli, zaszła zupełna zmiana w jego postępkach. Obyczaje nowego towarzysza przybrały charakter łagodności, a jego odwaga świeciła przykładem całej załodze.
We trzy lata później rożnie mógł się Palnatokko, i umarł, oddawszy pierwej dowództwo nad towarzystwem Jumskiem Sigwaldowi, potwierdzonemu w tej godności przez króla Bury-sława. Bądźto niedbałość bądź zła wola now’ego naczelnika sprawiła, iż prawa jumskie były najprzód dowolnie tłumaczone, następnie przekraczane, nakoniec poszły całkiem w niepamięć. Wpuszczono tłumy kobiet do miasta, i popełniano wiele rzeczy wzbronionych, o których za czasów Palnatokki nikt ani pomyśleć nie śmiał.
Burysław, król Wandalii, miał trzy córki, z których najstarsza nazywała się Astryda, druga Gunilda. Trzecia Geila była zaślubiona z Olafem, synem Trygona.
Roztropność i piękność Astrydy uczyniły ją przedmiotem powszechnej czci. Sigwald zgłosił się o jej rękę, grożąc królowi Burysławowi opuścić z całem towarzystwem Jumskiem granice państwa, gdyby się nie stało zadość jego życzeniu.
Po niejakim czasie zeszedł ze świata Strut-harald. Król Swen wyprawił mu świetną stypę, i zaprosił na nią obudwóch synów, Sigwalda i Thorkilla.
Król zaproponował godną bohaterów rozmowę, którejby ani niszczyciel wszystkiego, czas, ani starożytność zazdrośna, nie mogły podać w niepamięć. „Daj przykład królu!“ — rzekł Sigwald — „i uczyń ślub rycerski, głośny po wszystkie czasy potomne. My zastosujemy się do ciebie.“ — „Dobrze!“ — odpowiedział król Swen. — „Ślubuję wygnać Angielskiego króla Etelreda w przeciągu trzech lat z całej Anglii, i połączyć jego państwa z mojemi.“ — „A ja“ — ozwał się Sigwald — „ ślubuję postąpić w tenżesam sposób z Hakonem, rządcą Norwegii.“
Nazajutrz rano, gdy noc wytrzeźwiła głowy z szałów biesiady, zapytała Astryda swego męża Sigwalda, czy sobie przypomina, jaki ślub uczynił wczoraj przy uczcie. Na jego odpowiedź zaprzeczającą oznajmiła mu córka Bury sław a treść jego mowy wczorajszej, i kazała mu prosić króla Swena o pomoc w wyprawie ślubowa-nej. „Król Swen“ — rzekła Astryda — „nie będzie stawiał trudności, ponieważ ma nadzieję, iż padniesz ofiarą przedsięwzięcia. Godzi się przecież dopełnić ślubu, jeśli nie chcesz okryć się hańba,
’ 7 której całem życiem poźniejszem zmazać nie zdołasz.“
Sigwald usłuchał rady Astrydy, i otrzymał od króla Swena 60 statków, które miały wypłynąć pod koniec godów. Stało się jak ułożono, a po skończonej stypie wyruszyli wszyscy towarzysze Jumscy w 70 żagli ku wybrzeżom Norwegii, chcąc zaskoczyć niespodzianie Hakona, i nie dać mu czasu do zebrania wojsk swoich.
Wszakże wypadło inaczej niż mniemano. Hakon wystąpił ze znaczną armią naprzeciw nieprzyjaciołom. Przyszło do krwawej bitwy, w której najeźdźcy ulegli.
Naczelnik towarzyszów Jumskich, Sigwald, pierzchnął, dając hasło do powszechnej rozsypki. Gzem oburzony Wagn porwał włócznię, i cisnął ją za Sigwaldem, lecz już go nie dosięgnął.
Wraz z Sigwaldem umknęli Thorkill i Sig-ward, uprowadzając z sobą 20 statków.
Tymczasem nadeszła noc. Wodzowie Nor-wejscy rozstawili straże, aby nie dozwolić ucieczki reszcie okrętów Jumskich, i wysiedli na ląd. Wagn i Biorn Bretończyk chwycili się jednego ze swoich masztów, i usiłowali dopłynąć na nim do brzegu. Za ich przykładem poszli wszyscy spółtowarzysze Jumscy, którzy pozostali przy życiu, w liczbie ośmiudziesięciu. Fale zaniosły wszystkich ku jednej ze skał nadbrzeżnych, która zdawała się należeć już do lądu, lubo jeszcze była oddaloną od niego. Tam dwudziestu zpo-między nich umarło ze swoich ran, a reszta została wzięta w niewolę, i skazana na śmierć.
Wyprowadzono pojmanych towarzyszów 3nniskich na plac tracenia. Słynęła wówczas po wszystkich stronach sąsiednich bezprzykładna odwaga tych korsarzy na widok śmierci. Jeden z wodzów Norwejskich, imieniem Leir, który miał dopełnić na nich wyroku, zamierzył spróbować, czy zasługują w istocie na tę sławę.
Rozpoczęto exekucyę od trzech towarzyszów, którym żołnierze norwejscy uwiązali kije w długie włosy trefione, aby nie mogli uniknąć ciosu, schylając głowę. Natychmiast Leir ściął wszystkich trzech z kolei, i obróciwszy się do swego księcia Hakona, rzekł mu: „Powiadają, iż ścięcie trzech ludzi wstrząsa ścinającego do głębi duszy, i czyni go bojaźliwym. Czy widzisz we mnie cos podobnego?“ Na co Hakon: „Nie postrzegam bojazni, ale pobladłeś nieco, a to nie dobrze wróży o dalszych cięciach.“
Czwartego zapytał Leir, jakiem okiem patrzy na oczekującą go śmierć? — „Nieustrasao-nem!“ — odpowiedział towarzysz Jumski. „Nie umarłże i mój ojciec? Umrę jak on.“ Leir ściął mu natychmiast głowę.
Piąty odrzekł na tosamo pytanie, iż musiałby niepomnym być praw Palnatokki, gdyby miał lękać się śmierci. W tejże chwili utracił życie.
Szósty odpowiedział, iż śmierć chwalebna była zawsze przedmiotem jego życzeń, którego dostąpiwszy, oddaje chętnie głowę swoją pod miecz. Tu poniósł cios śmiertelny.
„Śmierć“ — odparł siódmy — „jest mi droższą nad życie. Nie daj mi czekać na nią zbyt długo. Pozwól mi jednak trzymać nóż w jednej ręce. Moi spółtowarzysze Jumscy rozprawiali niegdyś ze sobą, czy głowa odcięta od tułowu, zachowuje myśl jaką. Jeśli to ma być prawdą, tedy rzucę nóż ten zdała od siebie; w razie przeciwnym, wypadnie mi z ręki na ziemię.“ Nastąpił cios, a nóż upadł na ziemię.
Ósmy oświadczył, że i on poczytywa życie. za rzecz godną pogardy, jak to uczynili jego spół towarzysze, „Mam przecież prośbę do cie bie“ — rzekł do Leira — „zetnij mi głowę od przodu, i przypatruj się dobrze, czy zmarszczę brwi.“ Leir postąpił podług — jego życzenia, a nieulękniony towarzysz zginął bez najmniejszego znaku bojaźni.
Dziewiąty miał dziwnie pięknie utrefione kędziory. Wspomniawszy o stałości, z jaką chce umrzeć, rzekł: „Proszę jedynie o to, aby żaden z prostych żołnierzów straży nie śmiał dotknąć się mnie; lecz aby owszem któryś z najwaleczniejszych Norwejczyków prowadził mię na stracenie, i podtrzymywał oburącz moje włosy, nie dając im splamić się krwią i pyłem.“ Stało się zadość jego żądaniu, a jeden z przybocznych dworzan Hakona odebrał rozkaz podtrzymywać mu głowę. W chwili spadania miecza umknął towarzysz głowy, a Leir odciął rękę dworzaninowi trzymającemu włosy. Miał ten młody junak lat ośmnaście, i był synem Boona. Syn Hakona zaniósł prośbę o obdarowanie go życiem i z niemałym trudem osiągnął skutek.
Dziesiąty oznajmił, iż z radością nadstawiłby kark ciosowi, gdyby pierwej spełnić mógł ślub uczyniony. Zapytano go, jak mu na imię, i do czego się zobowiązał? „Nazywam się Wagn“ — odpowiedział — „i poprzysiągłem zniewolić sobie córkę Leira.“ — „Nie spełnisz ślubu!7’ — ozwał się Leir, i podniósł miecz do ciosu; lecz Biorn Bretończyk potrącił Wagna, który jedną nogę miał wolną, drugą zaś uwiązaną powrozem. Trącony padł na ziemię, a miecz Leira przeciął powróz, i wyleciał mu z ręki. Wagn zerwał się coprędzej, i pochwyciwszy żelazo, ugodził niem Leira. Za tak szczęśliwą sprawkę darowano mu życie, lecz Wagn oświadczył, iż tylko w tym razie przyjmuje łaskę, jeśli oraz wszyscy niestra-ceni jeszcze spół towarzysze Jumscy pozostaną przy życiu. Syn Hakona przyrzekł mu to, i po długich prośbach przebłagał ojca.
W niejakim czasie po tych wypadkach ożenił się Wagn w istocie z córką Leira, otrzymał wspaniałe dary, i wrócił na wyspę Fionię, którą rządził długo i sławnie. Obaj bracia Thorkill i Sigwald odznaczyli się podobnież rządami wyspy Zelandyi.
Od czasu tej wojny nie odzyskało już miasto Jomsburg swojej dawnej świetności. Ten sławny niegdyś przybytek wojowników stał się miejscem dla kupców, dopóki jeszcze panował król Bu-rysław:
VIII. Łachy Kanuta W.
Szczęśliwiej od Sigwalda dopełnił ślubu swego król Swen. W r. 1013 uległa Anglia Etelredowa orężowi jego towarysow rycerskich. Teraz Dania, Anglia, Norwegia, stanowiły jedno wielkie państwo normańskie. Władający niem Swen miał za sobą córkę Piastów Sigridę, owdowiałą po Eryku królowę szwedzką, siostrę Bolesława Chrobrego. Tuż w kilka miesięcy później umarł zdobywca Anglii, zostawiwszy z Polki dwóch synów, Haralda i Kanuta. Pierwszy obiął ojczystą Danię, drugi rządzić miał Anglią. Nie widząc się jednak dość bezpiecznym w nowej spuścizijie, udał się Kanut najprzód do braterskiego udziału w Danii, aby się dostatecznem otoczyć wojskiem. Zebrawszy je w krótkim czasie, powrócił do Anglii i wszczął wojnę z dawnym domem królewskim. Prawie w jednym i tymsamym czasie wuj Bolesław Chrobry opanował państwo Kijowskie, a siostrzeniec Kanut zdobył północną Anglię. Śmierć przeciwnika Edmunda poddała mu w roku 1017 resztę królestwa. Jako pan całej Anglii zasłynął Kanut W. na całą północ z potęgi i mądrości. Wszyscy dziejopisowie uznają go jednym z najpierwszych monarchów swojego czasu. Jedynem w dziejach zdarzeniem, był on oraz zdobywcą i dobroczyńcą swojego państwa. Troskliwość o dolę podbitego narodu nabawiła go u butnych towarzyszów normańskich szyderskie-go przydomku króla chłopów (Lappenberg I. 463. Bauernkónig), a jednoczesna staranność o dostateczną na każdy wypadek potęgę zbrojną, utrzymywała ciągle ogromne towarzystwo rycerskie, — jedno z najciekawszych zjawisk tego rodzaju.
Pierwszą osobliwością towarzystwa Kariuto-wego była liczba niezwykła. Służyło w ten sposób pod rozkazami Kanuta do 6000 rycerzy, towarzyszy. Podobnie jak owi u Jornanda Widiwarowie przy ujściu Wisły, „z różnych zgromadzeni narodów, ex wariis nationibus aggregati’1 — jak wcześniejsi od nich Allemannowie, również „zlewek różnych narodów, conwenae e nationibus variis collectiH — tak i lachowie Kanuta należeli także do różnych narodów i języków, byli zbiorowiskiem awanturniczego ochotnictwa ze wszystkich stron. „ Widziano tam“ — jak Saxo Gramm. opowiada — „najniesforniejszą mieszaninę ludów, narzeczy i umysłów, quos cum reoc natione, linguis, ingeniis quam maocime dissidentes ani-madverteret./l Znajdowali się pomiędzy nimi możni królewice słowiańscy i północni, jak np. ów Gotszalk Obotrycki, i synowie domów ubogich, nieprzegrodzeni żadną różnicą stanu. Będąc zaś zupełnie równymi pomiędzy sobą, poczytywali się towarzysze Kanuta nawet za równych potężnemu panu swojemu, jak tego uderzający ujrzymy przykład. Go do usług obowiązkowych, zwłaszcza około koni, nie była żadna zbyt lichą lub prostaczą — sami rycerze prowadzili rumaki swoje do wody i dawali im obrok — lecz co do kar, wystarczały najsubtelniejsze. Niższe miejsce u stołu wspólnej biesiady, przy której rycerstwo zasiadało według starszeństwa służby lub zasług — rzucenie kości na winowajcę — uchodziły za dostateczną pokutę. Ubliżenie słowem koledze pociągało za sobą karę surową — uderzenie szło na równi ze zdradą kraju. Obowiązywali się towarzysze Kanuta do tak honorowego stosunku służby i koleżeństwa tylko na przeciąg jednego roku, a w domiar swobody i zaszczytu stawali tylko przed własnym sądem, złożonym z starszych kolegów, i mającym prawo powołać samego króla przed swój trybunał. Zresztą żyło całe 8 towarzystwo w kilku pomniejszych zborach, nor-mańskim wyrazem wiecach, tj. sveit albo veit, i nazy wało się wither-lag, tj. w ogólności towarzystwo, od nie dość zrozumiałego a ztąd rozmaicie tłumaczonego wyrazu wither — i słowa lag, lach towarzystwo. Każdy zaś pojedynczy członek tej wielkiej spółki, czyli jej własnym wyrazem mówiąc — tej wielkiej „konfederacyi“ (Langeb. III. 159. antiąuae confoederationis jura) miał urzędowy tytuł wither-lag-man, w skróceniu lag — man, w codziennem używaniu lag, lach, towarzysz.
Byłoto więc coś wcale różnego od dzisiejszej organizacyi wojskowej — coś nader podobnego do owej rzeszy junaków Jumskich, Jak ci ostatni od Palnatokki, tak towarzysze Kanuta otrzymali od tegoż króla osobne prawo, tak zwane wither-lags-ret czjMjus castrense, prawo grodzkie króla Kanuta, dochowane podziśdzień w texcie o sto kilkadziesiąt lat później spisanym. Dla bliższego obeznania się z spółczesnymi Bolesławowi Chrobremu lachami jego siostrzeńca Kanuta przytoczymy kilka rozporządzeń tej pamiętnej ustawy „konfederackiej.“ W całości znajduje się ona w Langebeka Zbiorze pisarzów duńskich III. 139 — 164; niniejszy wyciąg bierzemy z Dahlmana Historyi duńskiej I. 146 — 154. Były w używaniu kary następujące: pośledniejsze miejsce u stołu, kara pieniężna, proste wykluczenie z towarzystwa, wreście wygnanie z kraju i konfiskata majątku.
Każdy towarzysz siedział u stołu według lat służby; jeśli się więc zdarzyło, iż który z kolegów przyszedł za poźno, a był powstrzymany pełnieniem obowiązków, tedy musieli biesiadnicy zrobić mu miejsce. Mianowicie ten który zwyczajnie siedział tuż po nim, winien był posunąć się nieco niżej, tożsamo jego dalsi są-siedzi, a gdy ostatniemu zabrakło miejsca, przyszło mu wstać od stołu. W razie nieposu-nięcia się lub niewstania mógł pokrzywdzony zanieść skargę przed trybunał kolegów, gdzie po wysłuchaniu dwóch świadków, stwierdzających zeznanie swoje przysięgą na relikwie, zapadała kara wypchnięcia z towarzystwa. Przez trzy razy następne wolno było królowi złagodzić wyrok kolegów, i skazać winowajcę na utratę dotychczasowego miejsca u stołu, sadowiąc go o jedno miejsce niżej. Czwartego razu mógł wy-stępca pozostać w sali, lecz nie śmiał zasiąść do jednego stołu z towarzyszami, którzy nie przypuszczali go wtedy do kotła i krążącego w koło puharu, i mieli owszem prawo rzucać nań bezkarnie kośćmi ogryzionemi. A chociażby go sam król posadził natenczas koło siebie, nikt nie poczytywał go więcej za towarzysza; wyrok kolegów wykluczał go nieodwołalnie ze spółki.
Takiemże niższem miejscem karano także obelżywe słowa przeciwko towarzyszom, swawolne oblanie piwem, tudzież pomniejsze wykroczenia służbowe.
Część towarzyszów Kanuta służyła konno. W czasach kiedy nieznano jeszcze giermków i paziów, pomagali sobie towarzysze nawzajem. Piechotnicy mieli z kolei służbę około koni, jeźdźcy wyręczali się w prowadzeniu rumaków do wody itp. Kto w takim razie na koniu swego towarzysza jechał do wodopoju i nazad — kto przy dawaniu obroku rzucił za drabinę trzy wiązki owsa w ten sposób, iż cudzemu koniowi dostały się same źdźbła, własnemu zaś same kłosy — kto wjeżdżając w wodę zamącił ją dla reszty towarzyszów — ten bywał na niższe skazany miejsce. Jeśli zaś któryś z kolegów zasnął tak głęboko na straży, iż można było zabrać mu suknie i broń, tedy musiał zapłacić karę.
Z oskarżenia o pokrzywdzenie cielesne można się było oczyścić przysięgą trzech towarzyszów, jako rzecz się stała niechcący. W braku świadków na korzyść oskarżonego i dowodów stanowczych na korzyść strony przeciwnej musiał obżałowany zapłacić zwyczajną winę pieniężną. Wymówka niewiadomością, iż pokrzywdzony należy do towarzystwa, nie miała żadnej wagi. Wszelkie zaś świadome targnięcie się na kolegę orężem, pięścią, lub wcale kijem, było niepo-dobnem do przejednania. Skoro zabrakło świadków uniewinniających, ponosił występca nieodzownie karę wygnania z dworu i wszystkich krajów króla Kanuta, a każdy spotykający go w drodze lach winien był uderzyć na niego z orężem w ręku, jeśli nie chciał utracić czci.../’
Słysząc o powyższych zwyczajach stołowych, przypominamy sobie pomimowolnie owe mnogie stoły u dworu Bolesława Chrobrego, przy któ-rych podobnież zasiadały codziennie tłumy ryce-rzów, krajowców i „gości“ zagranicznych. Siadywali przy nich owszem niekiedy sami towarzysze Kanuta, który niejednokrotnie bawił na dworze swego wuja Chrobrego, zjechawszy tam mianowicie około r. 1016 po matkę owdowiałą (Langeb. II. 477), i sprowadziwszy zapewne niemały poczet towarzyszów w swoim orszaku. Ujrzeli się wówczas lachowie angielscy i polscy wielce podobnymi do siebie. Jeśli bowiem o naszych Lechitach napisano w kronice Bogufała, iż byli sobie równymi we wszystkiem braćmi, Lechitae tamąuam fratres, tedy jeszcze bardziej stosuje się to do łachów Kanutowych. U tych sam potężny monarcha Anglii, Danii, Norwegii, był tylko równym całemu towarzystwu kolegą, najpierwszym bratem pomiędzy braćmi. Okazało się to mianowicie w zdarzeniu następującem.
„W czasie spokojnego pobytu w Anglii“ — opowiada Historya grodzkich praw Kanutowych (Langeb. III. ISO) — „zabił król Kanut w gniewie jednego ze swoich towarzyszów. Na co wszystka społeczność rycerska, najwyższą uniesiona zniewagą, porwała się zewsząd do broni. Gdy zaś stanęła pewność, iż zabity kolega z królewskiej zginął ręki, zaczęto naradzać się w pełnem zebraniu, jakby postąpić należało. Zachodziła bowiem różnica w zdaniach, czy dla niezwy-czajności występku ma król ukarany być śmiercią, czy też wypada mu przebaczyć. W razie śmiertelnego wyroku przeciw królowi musieliby wszyscy jako ludzie bez głowy i naczelnika ustąpić w rozsypce z kraju cudzego; gdyby zaś okazano pobłażliwość dla dostojności królewskiej, tedy przykład bezkarnego zgwałcenia ustaw dałby innym zachętę do bezprawiów. Zaczem podobał o się całemu towarzystwu, aby król uklęknął na poduszce przed zgromadzeniem, i oczekiwał w ten sposób kary lub przebaczenia. Co gdy się stało w istocie, podnieśli króla z ziemi, i oznajmili mu łaskę. Zarazem uchwalono głosami jedno-inyślnemi, aby tego rodzaju pobłażliwość nigdy się więcej nie powtarzała, lecz aby winowajca bez żadnego względu bądźto gardłem tak niesłychaną zbrodnię przypłacił, bądź od wszelkiej czci odsądzony, jako wygnaniec z kraju uchodził.“
Działo się to za czasów chrześcijaństwa, za króla rozmiłowanego pobożnie w obrzędach nowej wiary a temsamern przeciwnego zwyczajom sta-ropogańskim.
W czasach przedchrześcijańskich miała iasty-tucya towarzyskości rycerskiej nieskończenie większą wagę w historyi.
Poznawszy kilka najbardziej uderzających jej zjawisk, zastanówmy się teraz w ogólności nad jej historycznemi rezultatami — nad ogromem wojennych przedsięwzięć łachów północnych.
IX. Rezultaty.
Towarzysze Kanuta byli zaprawdę godnymi równać się królom — równać się samemu Kanu-towi W.
Cokolwiek bowiem wielkiego stało się w dziejach północnych, winne to one swoim towarzystwom rycerskim.
Porównywając niewielką objętość i szczupłą ludność Skandynawii z ogromem podejmowanych z niej wypraw zdobywczych, ledwie można zrozumieć, jakim sposobem tak wielkie rezultaty dały się osiągnąć tak małemi środkami. Dopiero należyte ocenienie instytucyi towarzystw — należyty wzgląd na bezprzykładną sprężystość, energię i wytrwałość działania, jaką lachom północnym nadawała w obec niesfornej i bezbronnej gawiedzi ziem napadniętych braterska organizacya ich spółek, tłumaczą te dziwy heroizmu, któremi nieludna Skandynawia tak przeważnie zapisała swoją pamięć w historyi.
Jedynież opisana tu instytucya starogermań-ska 5 umodyfikowana na północy przewagą żywiołu gminowładnego, zamieniająca każdą bandę normańską w straszną całemu napadniętemu ludowi potęgę nieprzyjacielską, dozwoliła (powtarzamy) pustynnym stronom normańskim zadziwić świat ogromem swoich wypraw zdobywczych.
Północnito laehowie czyli skandynawscy towarzysze wojenni, skandynawscy współbracia ślubni, skandynawskie towarzystwa i braterstwa wojenne dokazywały owych cudów odwagi, zuchwalstwa, przebiegłości, fortelów, któremi zdumiewają dzieje normańskie. Północnito lacho-wie uczynili półwysep skandynawski ową rodzicielką narodów, wagina gentium, officina na-tionum — owem roiskiem tysiąca a tysiąca wędrownych, zdobywczych band, wychodzących z północy na wszystkie strony świata, aby wszystkie osiedlić sobą i opanować.
Nie rozuiniąc lego cząstkowego W małych, zbrojnych garstkach wychodzenia ludności północnej w świat mniemając opisywane w kronikach migracye różnych normańskich drużyn jednoraze-wem wychodźtwem wielkich, sformowanych już ludów — a widząc takie wielkie narodowe wylewy 9 niezgodnemi z naturę, pustej północy — woleli niektórzy uczeni (Grimm Spr. S06) zadać fałsz kronikarzom, i w miejsce ich poważnego lecz fałszywie zrozumianego świadectwa postawili próżne uroszczenia swojej krytyki. Tymczasem owe migracye Gotów, Gepidów, Longobardów, Wandalów i Herulów północnych nie były wy-chodźtwem wielkich narodów, lecz małych, koleją po sobie następujących towarzystw zbrojnych — te towarzystwa wychodźcze urastały dopiero w drodze, z czasem, po zwycięzkiem zniewoleniu sobie różnych innych tłumów ruchomych, w wielką armię zdobywczą, mającą pozór a niekiedy nawet istotną potęgę całkowitego narodu — te nowo powstałe narody miały wszelką słuszność wywodzić swój początek z północy, a północ skandynawska zasługiwała sobie w ten sposób rzeczywiście na ową sławę „rodzicielstwa narodów“ — „pracowni ludów“ — „drugiego świata ąlter orbis“ — jak ją nazy wają Jornandes w wieku VI i Adam Bremeński w XI.
Boć aż do czasów Adama z Bremy, tj. aż po ustalenie się chrześcijaństwa w wieku XI, była Skandynawia w istocie jakoby jedną wielką bramą rojów rycerskich, z której razporaz w róż nych kierunkach świata wypadają zbrojne tłuszcze zdobywców.
Dla okazania tej najeźdzczej roli Normanów w historyi uniwersalnej — dla uzupełnienia podanej tu charakterystyki łachów północnych jak-najpobieżniejszem wyliczeniem ich wielkich czynów wojennych — skreślimy krótki przegląd najgłówniejszych wypraw normańskich do wszystkich brzegów świata, obejmując nazwą „Normańi“ jak zwykle Szwedów, Norwejczyków i Danów wraz z starożytnem Saxoństwem zaelbiańskiem (Schlozer Nord. Gesch. 607) — i zaczynając od początku nowożytnej historyi ). ) Zwyczajnie liczą się napady normańskie dopiero od wieku IX. Tymczasem wiek IX był tylko porą najszerszego rozpasania się Skandynawców. Początek ich łupieży sięga daleko wyżej. Przytoczone w texcie przykłady z wieku V, VI i VIII są niezaprzeczonym tego dowodem. Że o wcześniejszych napadach normańskich daleko mniej wiadomo w historyi niż o późniejszych, jest nie tyle winą Normanów ile raczej dziejopisarstwa owych stóleei. Wieki VI, VII i VIII były wiekami największej ciemnoty literackiej w Europie. Z wyjątkiem Grzegorza Turońskiego, zaledwie kilku poślednich pisarzy podaje skąpe wiadomości o tamtoczesnych dziejach Francyi i Anglii; co się zaś działo po obudwóch
W połowie wieku V założyli Norm ani duńscy, tj. starożytni Sasowie, Anglowie i Jutowie czyli Gotowie z ochotnikami wszystkich ludów normańskich, rzeszę państw anglosaskich w Brytanii, które później w jedną monarchię Angielską połączone, stały się dla całej Europy środkowej szkołą oświaty chrześcijańskiej.
Około r. SI6 zapisana jest w kronice Grzegorza Turońskiego wielka wyprawa Danów ku brzegom frankskim, pomszczona klęską najeźdźców i śmiercią ich króla Hygelaka, inaczej Go-tilacha (Leo Beow. 5).
Kroniki południowo — słowiańskie (Schwandt. III. 476. 541) donoszą o przeprawianiu się oddziałów skandynawskich w wieku VI przez Karpaty i Dunaj ku stronom adryatyckiem.
Z końcem wieku VIII uderzyła w Anglię nowa fala Normaństwa, fala napadów duńskich, trwających przez cały wiek IX i X, zakończonych stronach Bałtyku, tego nie opowiada żaden kronikarz, których wcale nie miały te okolice. Nie dziw tedy, że tak mąło słychać o Normanach przed stóleciem IX, lubo i to co już wiemy o nich z tych czasów, nie pozwala wątpić o ich częstych zagonach — zwłaszcza po wybrzeżach pobliższych. zupełnem podbiciem Anglii przez Danów i połączeniem jej z Skandynawią.
Z początkiem stólecia IX zaczęli Normani najeżdżać wybrzeża Niemiec i Francyi, i opanowali tam szerokie ziemie nadmorskie, mianowicie fryzyjskie, niderlandzkie, Normandyę, urządzoną pod ich wodzem Rollonem jako osobne księstwo normańskie.
W połowie tegoż wieku założyli Waregowie normańscy W. księstwo Ruskie nad Dnieprem.
Około tego samego czasu inne roje normańskie zajęły pobrzeża i wyspy szkockie, opanowały znaczną część Irlandyi, i założyły tam osobne państwo normańskie, które przetrwało do wieku XI.
Inne roje odkryły podbiegunową Islandyę, zapłynęły do dalekiej Grenlandyi, i obeznały się dokładnie z północną Ameryką, odkrytą przez nie w ten sposób na 400 do 500 lat przed Kolumbem.
Inne roje szturmowały tymczasem do brzegów akwitańskich, hiszpańskich, portugalskich, italskich, afrykańskich — szerząc wszędzie pożogi i rozboje, roznosząc wszędzie postrach swego północnego imienia.
Inne łupieżyły po brzegach Finlandyi, Kuria ndy i i Estonii, które jak w opisie życia św. Ansgara są widownią walki Szwedów i Danów, tak przez wiele wieków następnych zostawały pod bezpośredniem zwierzchnictwem skandynawskiem.
Inne cisnęły się bądźto lądem wzdłuż Dniepru, bądźto morzem dokoła Europy do stolicy cesarzów Greckich i sługiwały tam w osobnym korpusie skandynawskim, stanowiącym przyboczną gwardyę cesarską.
Inne dążyły dalej na wschód, i według arabskich doniesień u D’Ohssona grasowały w wieku X po wybrzeżach kaspijskich.
Inne wreście opanowały w wieku XI pobrzeża Italii południowej, i założyły tam osobne księstwo normańskie, późniejsze królestwo Neapolu i Sycylii.
Wszystkie z tych politycznych fundacyj skandynawskich owe księstwa i królestwa Angielskie, Ruskie, Irlandzkie, Normandzkie, Neapolitańskie itd., odznaczały się osobliwszym talentem swoich założycieli, nierównie większych głową, fortel-nością, przemysłem niż pięścią i zuchwalstwem rycerskiem.
Pod tym względem Normani, jedyni w swoim rodzaju organizatorowie krajów zdobytych, twórcy niezmiernie bogatej literatury historyezno-poetyez-nej, są równie wielkimi w krainie ducha jak w świecie materyalnych podbojów. (Ob. fragment I przy końcu Do charakterystyki Normanów).
Oręż normański zawojował tysiące krajów, a zwyczaje władnących niemi zwycięzców stały się przykładem narodom oświeceńszym, weszły w modę u wszystkich ludów rycerskich.
Owe średniowieczne zwyczaje dalekich wypraw wojennych, dalekich wędrówek religijnych, coraz tłumuiejszych pielgrzymek zbrojnych, kru-cyat do ziemi św., szwaleryi błędnej, nawet wiele urządzeń feudalnych — wszystko to upowszechniło się w Europie głównie za wpływem Normanów.
Nastąpiło to wszakże dopiero po ich mate-ryalnem ugruntowaniu się w ziemiach zdobytych, po długich wiekach łupieży i zaborów.
Nim obyczaje i instytucye normańskie zhoł-dowały sobie szlachtę zachodniej Europy, modliły się wprzódy przez siedm stóleci, od wieku V po XI, wszystkie ludy struchlałe: A furorę Normannorum libera nos Domine! Od napadów normańskich wybaw nas Panie!
Wtedy od północnych kończyn Bałtyku aż po cieśninę gibraltarską, i po bosporską, wzdłuż wszystkich brzegów fińskich, estońskich, niemieckich, angielskich, szkockich, irlandzkich, francuzkich, hiszpańskich, portugalskich, nie było kraju żadnego, któryby uniknął napadów i podboju Normanów).
Służyły im do tego mianowicie wszystkie rzeki większe i mniejsze, których ujściami ci korsarze przedzierali się na swoich małych łodziach z morza w głąb krajów, płynęli w naj-ustronniejsze wnętrza prowincyj. Takim sposobem ) Go za różnica między tak szeroko rozpostartą niegdyś potęgą a dzisiejszą szczupłością granic i wpływów skandynawskich! Różnica ta jednakże powoli się ustalała. Pierwotna potęga nie od razu do dzisiejszej skromności spadła Jeszcze w wiekach XVII i XVIII panowali Skandynawcy w różnych prowineyaęh na południowych i wschodnich brzegach Bałtyku, a Gustaw Adolf w Niemczech, Karol Gustaw w Polsce i Karol XII w Rossyi, po dawnych kroczyli torach, dobijając się znaczenia i posiadłości nad Elbą, Wisłą i Newą. W wiekach dawniejszych jeszcze szerzej bujał umysł i oręż skandynawski. „Kto poetę chce zrozumieć“ — opiewa znana zwrotka — „niech w poety idzie kraje.“ — — Z większą jeszcze słusznością możnaby powiedzieć: „Kto z nas przeszłość chce zrozumieć, niech w przeszłości idzie kraje — niech zapomni świat dzisiejszy.“ stały się. Dźwina i Dniepr na wschodzie, Elba z Renem i Skaldą w Niemczech, Sekwana z Li-gerą i Garoną we Francyi, rzeki hiszpańskie w półwyspie Pirenejskim, rzeki angielskie, szkockie, irlandzkie na wyspach W. Brytanii, codziennym gościńcem napadów skandynawskich.
„ Wszystkie rzeki, wszystkie ujścia, wszystkie porty“ — lamentują dawne roczniki frankskie i powtarzają za niemi dzisiejsi opisywacze czynów normańskich jak Depping, Kruse, Munch, Mooyer, Lautenschlager itd. — „były w mocy Normanów, trzymających przez to klucze wszystkich krajów w swym ręku.“
W takiem zaś nieprzerwanem paśmie nadmorskich ziem od Dźwiny, aż po Hiszpanię, wojowanych przez kilka wieków orężem skandynawskim, miałżeby tylko kraj jeden, miałożby tylko jedno słowiańskie Pomorze między Wisłą i Odrą, ujść napadów normańskich?
W takim nieprzerwanym szeregu rzek od Dźwiny aż po Hiszpanię, noszących na swoim grzbiecie czółna i statki skandynawskie, miałyżby tylko dwie rzeki, tylko Wisła i Odra, nie doznać wioseł normańskich?
Jest to rzeczą wcale nieprawdopodobną i 40 okazuje się tein trudniejszą do uwierzenia, gdy zważymy okoliczności następujące.
Słowiańskie Pomorze ze swe mi wielkiemi rzekami Wisłą i Odrą leżało tuż pod bokiem Skandynawii, bliżej niż którykolwiek z owych krajów europejskich, do których Normani tak łatwo znaleźć umieli drogę.
Aż po wiek X nie należało Pomorze do żadnego dokładniej w dziejach znanego państwa, i było przez to o wiele mniej obronnem od innych krajów, do których Normani mimo znaczną potęgę wojsk krajowych i ciągłą straż u brzegu zdołali przedrzeć się tylokrotnie.
Przyszłoby tedy wnosić, że napadając na kraje dalsze i obronniejsze, nie zapomnieli Normani o bliższem i bezbronniejszem Pomorzu.
Ztemwszystkiem nie słyszymy w historyi, a przynajmniej nie słyszymy rozgłośniej, aby Skandynawcy podejmowali kiedykolwiek wyprawy na Pomorze ).
Nie mogąc żadną miarą zgodzić się na to, ) Nie brak przecież wyraźnych świadectw krajowych o podbijaniu okolic Pomorskich przez Normanów w wiekach dawniejszych — jak o tem dowiemy sit szczegółowo poniżej. wolimy raczej przypuścić, iż Normani napadali rzeczywiście na kraj Pomorski, lecz że pamięć o tych uapadach zaginęła dlatego, ponieważ one działy się w czasach niezmiernie dawnych i miały na celu ziemię nie należącą do żadnego państwa większego, a przeto zapomnianą w historyi.
Takim sposobem dość jest wpatrzeć się w dzieje i obyczaje północne, aby wywnioskować poniekąd słowo rozwiązania naszej historycznej zagadki polskiej.
Dostrzeżeni na północy lachowie — założyciele wielu państw po różnych wybrzeżach najechanych — dobijający się z pewnością, lubo pod innem mianem, panowania nad wschodniemi ludami słowiańskiemi, a bez wątpienia nie obcy także wybrzeżom Wisły i Odry — są prawdopodobnie tymi samymi Lachami, którzy w tak zagadkowy sposób pojawiają się jako założyciele państwa w początkowej historyi polskiej.
Dowodniejsze tego ztwierdzenie znajdzie się w części następnej — badającej charakter i dzieje Lachów w samejże Polsce. czpść DRUGA. LACHY W POLSCE.
I, Ogólne znamiona Lachów.
W poszukiwaniu kronikarskich wzmianek o Lachach uderza częste używanie tej nazwy w kronikach ruskich, a zupełne o niej milczenie w kronikarstwie niemieckiem, mającem przecież zwyczajnie najdokładniejsze i najobfitsze wiadomości 0 stanie Polski pierwotnej.
Pochodzi to z tej przyczyny, iż Niemcy wieku VIII i następnych, jako obcy a nawet wręcz przeciwni obyczajom normańskim, nie znali miejscowego znaczenia wyrazu lach, i nie przypominali sobie przeto łachów w Polakach; waregscy zaś Rusini, jako ziomkowie i spółtowarzysze łachów północnych, doskonale rozumieli tę nazwę 1 jako ze swego własnego języka wziętą, najchętniej dawali ją Polakom.
W ruskim tedy Nestorze i kilku z XIII i XIV wieku kronikach polskich natrącają się nąjcharak-terystyczniejsze wzmianki o Lachach polskich, dające nam przekonanie, że: 1) Lachy nie są Słowianami. Mówi wprawdzie Nestor u wstępu, że jedni Słowianie „przezwali się Lachami“, drudzy inaczej; lecz z tego nie wypływa bynajmniej słowiańska rodowość Lachów. Jak bowiem Słowianie wschodni od Warego-Rusów przezwali się później Rusią, tak i Słowianie polscy mogli „przezwanie“ swoje wziąć podobnież od ludu niesłowiańskiego. — Jakoż w wyliczeniu narodów pokolenia Jafetowego odosobnią Nestor wyraźnie Słowian od Lachów, umieszczając jednych i drugich w wcale odległych od siebie miejscach, mianowicie Lachów w sąsiedztwie Litwy i Prusów. Najwydatniej atoli objawia się to rozstrychnięcie w dalszym ustępie Nestora, gdzie powiedziano: „Polanie pochodzili od Słowian, a Wiatyczanie i Radymicze pochodzili od Lachów.“ Niesłowiańska zaś rodowość Lachów Nestora jest pierwszym warunkiem ich tożsamości z lachami północnymi. 2) Lachy przybywają od morza. Uczy nas tego owa pamiętna wzmianka Nestora: „Lachowie i Prusacy siedzą nad morzem Waregskiem“ tj. bałtyckiem. Dopieroż od tych brzegów bałtyckich rozpostarła się nazwa Lachów na całą Polskę późniejszą. Siedząc zaś pierwotnie u brzegów morskich, siedzieli Lachowie nadwiślańscy tem-sarnem w stronach takzwanego Pomorza przy ujściach Wisły i Odry, a o pierwotnych Pomorzanach czytamy jeszcze u Długosza (I. 31), iż byli właśnie zlewkiem różnych narodów niesłowiańskich, w szczególności północnych, skandynawskich — Vandalis, Gothis, Longobardis, Rugis et Gepidis, quos vocant aliąui Cimbros, qnos hodie vocamus Pomeranos. Równie więc ta wzmianka Długoszowa, jakoteż wyznaczona Lachom przez Nestora siedziba u wybrzeży bałtyckich, pociągająca za sobą wniosek, iż ci nadbrzeżanie przybyli niegdyś od strony morza, tj. od Skandynawii, są dalszemi skazówkami powinowactwa Lachów polskich i skandynawskich. 3) Polski kronikarz Bogufał pisze o Lachach: „Lechici nie miewali żadnego króla ani książęcia, jako bracia i od jednego ojca ród swój wiodący. Lechitae qui nullum regem seu principem inter se, tamquam fratres et ab uno pątre ortum habentes, habere consueverant.“ A nieco dalej powtarza tażsama kronika: „Krakus od swoich braci Lechitów.... Gracchus inter suos fratres Lechitas.“ Możnaby daleko więcej orzeczeń podobnych przytoczyć z kronik polskich. Słyszeliśmy zaś poprzednio o lachach skandynawskich, iż byli braćmi, towarzyszami, przyjaciółmi do zgonu, równymi i spólnymi sobie we wszystkiem. Prawie też Bogufała słowami opowiada o Normanach francuzkich kronikarz Dudo (Kruse Chr. Northm. 386): „Gdy pierwsze czółna normańskie przybijały do lądu francuzkiego, zapytali Francuzi gości nadpływających, jak się nazywa pan wasz? Na co Normani: Nie ma żadnego nazwiska, gdyż nie mamy pana żadnego, i jesteśmy sobie równymi.“ 4)aPolak po węgiersku nazywa się Łangel lub ŁengeL Po odtrąceniu zwyczajnej końcówki el, jest to tylko znaną nosową modulacyą (ob. niżej str. 23S) naszego Łach (Dług. I. 22 cf. II. 98 „u Węgrów zostało Polakom dawne nazwanie Lachów“), w starożytnej słowiańszczyźnie podobnież Łęch, u pisarzów łacińskich Lingo, Lingones (Schwandt. III. 541). Z przechowanego zaś w Polsce urywku starodawnej kroniki (Kown. IV V) dowiadujemy się o tym wyrazie, iż znaczył tyle co wojsko zacięne, rycerstwo, wojownicy najwaleczniejsi. Poloni in linguario hungarico dicuntur Langel, id est milites stipendiarii, militares, pugnatores optirni. Z któremto objaśnieniem naszego imienia Lachów porównajmy podaną w poprzedniej części charakterystykę łachów północnych, a obaczymy zupełną tożsamość rzeczy. Będąc w jednym razie towarzyszami dobrowolnie związanej spółki, pod własnym wodzem obranym, bywali lachowie normańscy często towarzyszami znamienitych mocarzów, czyli ich rycerstwem zaciężnem, stipendiarii, albo ze względu na zupełną dobrowolność swej służby rycerstwem sprzymierzeńczem, foederati, tj. właśnie lachami, socii. Przypomnijmy sobie mianowicie wojsko czyli wielkie towarzystwo rycerskie króla Kanuta, będące również takiem rycerstwem zaciężnem, stipendiarii, o jakiem prawi przytoczony wyżej urywek kronikarski, i mające nawet w językach łacińskim i narodowym też same nazwy, jakie znajdują się w tym urywku. Nazywając się bowiem w własnym języku i statucie lach-men czyli zprosta lachami, mają rycerze Kanutowi w Saxonie Grammatyku (str» 99) zastosowane do siebie wyrazy militares, stipendia, stipendiarii — a Lęch albo Lach, militares, stipendiarii, sąto właśnie wyrazy owego’:’urywku o Polakach. 5) Kadłubek na str. 615 mówi: „ Leszko znaczy tyle co chytry. Łesco id est Astutus.“ Ponieważ zaś Leszco jest tylko zdrobnieniem imienia Lech, więc i Lech, Lachy, musiało u Kadłubka znaczyć tożsamo. Jakoż najdawniejsi przerabiacze jego kroniki z wieku XIV (Stenz. L 2. 39) prawią wyraźnie: „Polacy dlatego nazwani są Lachami, ponieważ wojują raczej podstępem i chytrością niż siłą. Łechi autem dich fuerunt Poloni eo quod magis deceptionibus et callidi-łate in bellis utebantur qnam viribus.“ Takie objaśnienie nazwy Lechów lub Lachów było dotąd niezrozumiałem, a imię Leszco lub Leszek brano aa jedno z zepsntem Lestko, i tłumaczono te obie formy starosłowiańskim wyrażam test’ chy-trośe, albo germańskim listig. Tymczasem Lechi i Les-zko w znaczeniu chytrzy, chytry, astutus, pochodzą od wyrazu skandynawskiego laeyaf laga, tj. lecha lub lacha (ob. wyżej część I), tyle co podstęp, chytrość, zasadzka. Ztąd ludzie stawiący komuś zasadzki nazywają się w starożytnych prawach germańskich lachinones, insi-diarum structores (Eccard Lex Sal. 40. Wach ter Gloss. pod sł. Lage). Jest to więc nową po-szlaką północnej ojczyzny Lachów, a zgadza się wybornie z licznemi świadectwami kronik o Skandy naweach. Był to „naród najpodstępniejszy, gem asłutissima“ (Depp. str. 372), znany z tego We wszystkich krajach, tąż właśnie podstępnością zwyeięzki najpowszechniej. Mając tyle różnostron-nych odnieść tryumfów, i odnieść je niestosownie szczupłemi siły, nadrabiali Normani nadzwyczajnie zmyślną i częstą sztuką fortelów. Prawie każda wyprawa normańska odznaczała się pewnym dowcipnym a szczęśliwym podstępem, jak np. pokrajanej w pasy skóry wołowej (Dep. 45), zmyślonego zgonu i pogrzebu dowódzcy (Dep. 113), rozsianych po ziemi goździ (Saxo Gr. 48. 52), osłonionych gałęźmi czółen (Gheysmer 311. 326), pochwyconego zpod stóp nieprzyjacielskich prochu (Sax. Gr. 34), podwierconych skrycie okrętów (Sax. Gr. 37. 40), poustawianych w szeregi trupów (Sax. Gr. 30), roznoszących pożogę Wróblów (Kruse Chr. 445), pokrytych murawą lochów (Bouqu. Ser. X. 155. 188), itd. itd. Jeden i tensam fortel powtarzali Normani z dziw na zuchwałością po kilka razy, w odległych od siebie krajach i porach. Ów podstęp zmyślonej śmierci obaczymy wkrótce w trzech różnych wypadkach powtórzonym. Owa sztuczka z wróblami ponawiała się tak często w domowych wojnach Nor-maństwa, że musiano osobnem zastrzegać prawem, aby w żadnem oblężonem mieście nie zna-chodziły się wróble (Ol. Magn. Hist. 178) W opisach dawnego trybu wojowania Normanów nie obejdzie się nigdy bez osobnych rozdziałów o ich fortelności wrojennej (Ol. Magn. Hist. 178. 233). Zestawmyż teraz owo objaśnienie nazwy Łechi i Lessko z skandynawskim wyrazem lacha, lecha, podstępność, tudzież z tym podstępnym charakterem wojen normańskich, a nie będziemy mogli nie dojrzeć normańskiego znamienia w Lachach nad Wisłą. 6) Przypomnijmy wreście tylokrotnie roztrząsaną tradycyę Bogufała o trzech braciach Lechu, Czechu i Rusie. Powtarzając się u Długosza i wszystkich kronikarzów, znachodzi ona jeszcze pewne uboczne potwierdzenie w innym ustępie Długoszowym, donoszącym o chlubieniu się Rusi pochodzeniem także ze szczepu Lecha. Mutheni in annalibm suis de stirpe principia Lech se esse gloriantur. Przez dłuższe czasy nie wiedzieli sami Rusini, kto był i zkąd przyszedł ich
Rus. Dzisiejsze uznanie go Normanem wskazuje tężsamą ojczyznę jego bratu Lechowi. Co tem pewniejszą zdaje się rzeczą, ileże same nazwy Lach i Wareg znaczą w gruncie tożsamo. W wyrazie lach znaleźliśmy znaczenie towarzysza, a miano Wareg uznano powszechnie skandynawskim wyrazem raering, tyle co sprzymierzeniec, towarzysz, od północnego słowa vaerf war, układ, sojusz, przymierze. Różnią się obie nazwy tylko pewnym wielce pamiętnym dla nas odstępem czasu. O słowie wareg upewnia najnowszy badacz rzeczy normańskich (Munch Her. Zeit. str. 100), że jest niebardzo dawnego pochodzenia, i nie sięga zapewne nad wiek IX, słowo zaś lach, nadzwyczajnie rozgałęzione w języku skandynawskim, należy do najstarożytniejszych jego pierwiastków, i znajdując się na najdawniejszych pomnikach starożytności północnej (Worm Monum. Dan. str. 186. 282), nosi cechę daleko starszą. I z tej więc strony okazuje się polski Lech bratem, i to starszym Warega Rusa. 7) Oprócz braterstwa między Lechem a Rusem zdarza się jeszcze inna poszlaka ich spólnego wyjścia z północy. Migracye takie miały być następstwem przeludnienia, i kierowały się wy padkiem losowania — a też same rysy podań normańskieh powtarzają się także w tradycyi o naszych praojcach Lechu i Czechu. Porównajmy w tej mierze dosłowne brzmienie dwóch różnych kronik: jednej zachodniej, o Normanach — drugiej słowiańskiej, o Lechu i jego braciach. Czytamy tedy w starodawnej legendzie frankskiej (Dep. 395): Quoniam Danorum tellus insuffi-’ ciens est, moris est apud illos, ut per singula lustra, multitudo non minima, dictante sortis eventu, a terra sua exulet, et in alienis terris mansionem sibi ąuoąuo modo ad propria non rerersura rindicet. Więcej o tem samem powyżej str. 29. 30. Starodawny zaś ułamek przechowanej w Polsce kroniki Czeskiej (Kown. 96) pisze o naszych braciach: Slavorum principes plures erant, qui propter angustam et strictam habitationis penuriam sortem inter se elegerunt, quis eorum ex patria hoc est ex antiąua Cro-atia recedere deberet. Sorsąue ipsa venit super Bohemum sen Czech, Lech Polonum, et Rus Ruthenum... Przypomnijmy nakoniec, iż tacy przymusowi wychodźcy zwali się na północy ut-lachami czyli przez skrócenie znowuż lachami.
Nim przeto dalszy ciąg pracy dostarczy nam obficie szczegółów utwierdzających, widzimy już z samego zestawienia znamion ogólnych, iż nasi starożytni Lachowie — będąc 1) nie-Słowianami 2) przybyszami od morza 3) braćmi na wzór ślubnych łachów północnych 4) rycerstwem sprzy-mierzeńczem nakształt lach-manów króla Kanuta o) fortelnikami trybem laehinonóiu normańskich 6) wywołańcami zwyczajem ut-lachów skandynawskich 7) braćmi istotnych Normanów, Rusów — są podobnież przybyszami z północy.
Nawet trzeci brat Lecha i Rusa Czech okazuje takież rysy normańskie. W części poprzedniej obeznaliśmy się z skandynawskim i starogermańskim wyrazem skoegh, schach, z słowiańska czech, tyle co wygnany z kraju morderca czyli bannita. Da-limilowe zaś podanie o Czechu opowiada: „W serbskim kraju jest ziemia, która zwie się Chrowacya. W tej ziemi był pewien lech (tj. właśnie towarzysz, mąż), który nazywał się Czech. Ten się dopuścił morderstwa, i był za to w7ygnany z kraju“ itd. Uderzająca zgodność tego podania z skandynawską nazwą wygnańca utwierdza się jeszcze bardziej uwagą Szafarzyka w Starożytnościach (str. 785), iż miano ludowe Czech pisze się w źródłach starosłowiańskich Czech albo Czach. W skan dynawskim zaś wyrazie skoegh, jako też w sta-rogermańskim schach, schech, odzywa się zarówno a i e, i będzie w odpowiednim wyrazie słowiańskim brzmiało podobnież czech albo czach.
Miejscem wyjścia Lecha i Czecha mieni tradycyą Chrowacyę czyli Kroacyę i Serbię, rozumie się starożytną, tj. Wielką czyli Białą, przed Karpatami ku morzu bałtyckiemu leżącą (ów powyższy urywek wydanej przez Kownackiego kroniki Czeskiej mówi bardzo znacząco: ex antiąua Croatia), z której dopiero w przeciągu wieku VII, przez wyjście ludności słowiańskiej z nad Bałtyku za Dunaj południowy, powstała Kroacya i Serbia południowa. O czem zapomniawszy w czasach późniejszych, pomieszali kronikarze tradycyjną Kroacyę północną z dzisiejszą południową, i sprowadzili Lecha z południa.
Wzmianka o wychodźtwie Słowian z północy ku południowi prowadzi nas do oznaczenia epoki przybycia łachów ze Skandynawii do Polski.
II Epoka przyjścia.
Około połowy VI wieku skreślona została przez Jornanda pierwsza dokładniejsza wiadomość o Słowianach i ich siedzibach na północy od gór
Karpackich. Według — tej wiadomości widzimy na przestrzeni między Karpatami a Bałtykiem około r. 550 co następuje: W stronie południowej, wzdłuż Karpat, na niezmiernych obszarach błotnych, siedzi ludny naród Winidów czyli Słowian, mający bagna za twierdze. W stronie północnej, wzdłuż wybrzeży bałtyckich, mianowicie między ramionami uchodzącej do morza Wisły, siedzą Widywarowie, mieszanina różnych narodów, Vidivarii ex diversis nationibus aggregati.
Nie potrzebujemy dodawać, iż Vidivarii są narodem germańskim. Zgadzają się na to wszyscy dziejopisowie. Końcówka var, tyle co mąż, spoina nazwom Hatyari, Ripvari czyli Ripuari, Kent-vari, jest znamieniem czysto germańskiem, goc-kiem. Takążsamą cechę normańską nosi orzeczenie „mieszanina różnych narodów.“ Według opisów w części pierwszej podanych, jest to właśnie wielkie towarzystwo normańskie, złożone z najrozmaitszych narodów, będące raczej tłumem różnorodnych ochotników wojennych niż osobnym narodem (moins un peuple Dep.), osiedlone w tejsamej bramie Wiślnej, przez którą według innych wiadomości Jornanda ciągnęły dawniej różne inne narody z północy na południe.
Już więc około r. 550 są wybrzeża Pomorskie w ręku najeźdźczych Skandynawców, a w niedługim czasie biorą oni jeszcze bardziej górę w tych stronach.
Za panowania cesarza Herakliusza, tj. między r. 610 a 641 — donosi Konstantyn Porfyrogenita — nastąpiło przesiedlenie się dzisiejszych Kroatów i Serbów z swojej praojczyzny za Karpatami, tj. z nadbałtyckiej Chrobacyi i Serbii Białej, w strony południowego Dunaju. Część tych wychodźców osiadła według wyraźnej wzmianki Porfirogenity w ziemiach Pannonii.
Nie przytacza wprawdzie Konstantyn przyczyny tego wychodźtwa; lecz mając jaką taką znajomość wypadków historycznych, można się jej łatwo domyśleć.
Była nią coraz większa przewaga owych tłumów północnych na Pomorzu.
Wpadając w coraz większej liczbie ze Skandynawii, wdzierając się coraz głębiej w Słowiańszczyznę podkarpacką, zmusiły one bitniejszą część Słowian do ustąpienia z zagrożonej ojczyzny, i szukania nowych siedlisk gdzieindziej.
Oprócz domysłu mamy na to ważne świadectwo kronikarskie. Opowiada Bogufał str. 20, iż
Węgry dzisiejsze, czyli owa Porfyrogenitowa Pannonia, mają także ludność słowiańską, Hun-gari qui et ipsi Slavi sunt.... ne suae genti Slavonicae — i że ci Słowianie mieszkali pierwotnie w pobliżu Odry dolnej, riad rzeczką Wkrą czyli Ukrą, w okolicy Przemysława, dziś Pren-zlau, w dokumentach średniowiecznych powszechnie Premla lub Premizlavia — zkąd zostali wygnani od najeźdźców normańskich, napływających tłumnie ze Skandyi i Gotaryku, tj. z południowej Szwecyi i wysp bałtyckich, czasem nawet półwyspy duńskiej (Munch Her. Zeit. 12). Qui (Słowianie znad Odry) postąuam Gothi ad depopulandas nationes de insulis, quae Scan-s»e et Gotharich appelantur, exiissent et ip-sos in eorum habitationibus molestassent ac nimirum perturbassent, congregati cum uxori-bus et parvulis, proposuerunt ad terram Pan-noniorum reducere....
Dostali się ci wychodźcy słowiańscy nakoniec nad Adryatyk, tj. w te właśnie strony, niegdyś węgierskie, gdzie osiedli Porfyrogenitowi wychodźcy z zakarpackiej Białochrobacyi i Biało-serbii.
Że migracya tych Porfyrogenitowych Słowian zza Karpat a wędrówka Bogufałowych Słowian z nad dolnej Odry, do tegożsamego odnoszą się wypadku, nabywa jeszcze ztąd utwierdzenia, iż okolice nadbałtyckie, z których Bogufał wyprowadza swoich Słowian węgierskich, nazywały się także do pozna Serbią, np. Kron. czeska Kown. 94. Sorabi sunt Slavi prope Odr ant. Kontyn. Nest. o „kniaziach serbskich z Kaszub“. Maciej. Dz. 47 — ogólna zaś nazwa Serbii według znanych słów Dalimila: „w serbskim narodzie jest ziemia, która zwie się Chrowacya“, zamykała sama przez się nazwę Chrobacyi — zaczem tak co do samego imienia jak i co do reszty okoliczności, okazują się Porfyrogenitowi Białochrobaci i Białoserbi a Bogufałowi wychodźcy z ziem serbskich i chrowackich — jedną i tążsamą falą ludności.
Porównać z tem tradycyę dzisiejszych Serbów południowych o Lachach polskich jako o najeźdcach Słowian za Karpatami (Skarb. IV. 480).
Porównać dalej wiadomości kronikpołudniowo-słowiańskich o pochodach Gotów przez Polskę w wieku VI (Schwandt, III. 541 476).
Porównać wreście ustąpienie Longobardów w wieku VI z dzisiejszych Węgier ku Włochom — do czego zapewne spowodował ich nacisk nowych tłumów z północy.
Takim sposobem wszystkie przytoczone tu podania kronik i okoliczności dziejowe wspierają się wzajemnie i wyświecają. Jornandes okazuje Normanów zagnieżdżonych już u wybrzeży; Bo-gufał mówi o tłumniejszym napływie Normanów i wyparciu krajowców; Konstantyn podaje zbliżoną datę wychodźtwa; kroniki słowiańskie i dzieje longobardzkie przyświadczają dalszemi szczegółami — a ze wszystkich świadectw przebija jedna i tażsama epoka tj. mniej więcej druga połowa wieku VI — zgadzająca się osobliwszym sposobem z datą tradycyi o przyjściu Lecha.
Dokładniej nie da się taż data wytknąć dlatego, ponieważ przyjście Lachów nie nastąpiło odrazu, lecz na podobieństwo wszystkich wypraw normańskich działo się długo, stopniowo, napływaniem coraz liczniejszych tłumów, aż wre-ście cała ziemia znalazła się w ręku zdobywców.
Tażsama uwaga służy do wyjaśnienia w pewnej mierze pytania, z którejto strony obszaru skandynawskiego przybyli głównie Lachowie.
III. Zkąd głównie przyszli?
W żywocie św. Ansgara zapisany jest szczegół malujący wybornie naturę wypraw północnych.
Duńczyki dobijali się oddawna o panowanie w Kurlandyi, lecz zostali w końcu odparci. Wówczas wyprawili się tam z wielką potęgą Szwedzi, „aby dokazać czego nie zdołali Dano wie.“
Panował między pojedyńczemi ludami Skandynawii pewien rodzaj współzawodnictwa w dobijaniu się o cudze brzegi, zkąd pochodziło, iż nieraz wielu różnych ludów drużyny, bądźto w jedną spółkę towarzyską złączone, bądźto w kilku różnych miejscach tejsamej ziemi walcząc, starały się podbić kraj najechany.
Tażsama więc mieszanina narodów, którąś my widzieli już w pierwotnym składzie towarzystw skandynawskich, występuje zawsze na widok, ilekroć wejdziemy w bliższe szczegóły któregokolwiek z większych podbojów normańskich.
W takiej też mieszaninie różnych narodów wdzierali się ujściami Wisły i Odry nasi towarzysze północni, nasi Lachowie, w głąb przedkar-packich krain słowiańskich po przyjemniejsze niż na północy siedliska, po haracz, po niewolników.
Byli pomiędzy nimi w różnych czasach i miejscach południowo-szwedzcy Gotowie, Sasi, Danowie, jacyś wreście Sarmaci.
O Gotach słyszeliśmy w owym ustępie Bo-gufała, sprowadzającym ich ujściem Odry nad rzekę Wkrę.
Tenże sam Bogufał donosi o podobnem przyjściu Saxonów, rozumiąc pod nimi według wszelkiego prawdopodobieństwa nie późniejszych Sasów niemieckich, lecz starodawnych normańskich, towarzyszy Anglów i Jutów w opanowaniu Brytanii, o których różnicy od późniejszych Teutonów saskich doczytasz się w dziejach angielskich.
Opowiada tedy Bogufał: Saxones terras suas strictissimas et rura suae nationis relinąuen-tes, ad amplum solum Slavorum se transfe-rentes, sedes sihi possederunt in eisdem.
Staje się wiadomość niniejsza wcale wiaro-godną, gdy przypomnimy sobie podania dwóch innych kronikarzy o wyprawach Sasów w strony wschodnio-bałtyckie.
Pierwszym z nich jest nasz Gallus (str. 219), donoszący o przyjściu staropogańskich Sasów w czasach przedpiastowskich do Prus. Drugim saski kronikarz Werner (Leibnitz III. 21. 630), 13 ceniony jako podawca wielu ciekawych wiadomości, nieobeznany z naszym Gallusem, a piszący między innemi: „Opowiadają, iż niektórzy z starodawnych Sasonów pogańskich uszli w strony sarmackie, i podziśdzień nazywają się Żmudzią (Sameitae), trwając w swojej zatwardziałości i ustawicznie z Chrześcianami wojując.“
Można tu przydać trzecią kronikę, Orderyka Vitala (Giesebr. Wend. G. I. 37. 57), świadczącą o szerokiem rozpostarciu się bałwochwalstwa i obrzędów saskich u Słowian nadbałtyckich.
Szerzył się więc starożytny Saxonizm od da-wiendawna w Słowiańszczyźnie między Odrą a Wisłą.
W największej atoli liczbie przybywały drużyny łachów od brzegów duńskich.
Zniewala do tego twierdzenia kilka okoliczności stanowczych. 1) Wiadomo z źródeł północnych (Dep. 32), iż okolice przy ujściu Wisły i dalej na wschód leżące miały niegdyś nazwę Reidgothyi, przypominającą się mianowicie w sławnej pieśni podróżnika anglosaskiego, gdzie mowa o Hred-Gotach nad Wisłą; Reidgothia zaś jest tylko odmienną nazwą Danów i Danii, mianowanej często w pi smach skandynawskich Reidgothią (Beow. 83). Z czem zgadza się jeszcze postrzeżenie następujące. Niezrozumiałe badaczom germańskim słowo Reidgothią złożone jest z nazwy Gotów, używanej wielokrotnie o Danach (Munch. Vólk. 68), i przymiotnika celer, velox, szybki lub rączy, w północnych narzeczach reid albo hred (Graff IY. 1150, Grimm Spr. 458). Byłto ulubiony przydomek ludzi szlachetnych i walecznych (Grimm R. A. 308. Enc. Em. 481. 491), i towarzyszył bardzo często imionom własnym książąt i ludów, jak np. Rorik Szybki (Swen Ag. 27), Finleif Szybki (Gheysm. 306), król Szybkich Westgotów (Dal. I. 435) itd. Najczęściej jednakże służyło to miano Duńczykom, nazywanym w źródłach germańskich Hred — men (Beow. 34) a w łacińskich reloces, np. (Thietm. 871) ex ve-locibus Danis, albo (Pertz VI. 283) velocissimi Danorum, itp. Zkąd podwójne świadectwo, iż pod Reidgothią, czyli krajem Hred-Gotów przy ujściach Wisły rozumie się niejako druga Dania czyli kraj szybkich Danów. 2) Kronikarze polscy oznajmiają raz po raz, iż Lechici nazywali się inaczej Wandalitami, iż praojcem Polaków był Wandal, Yandalus pąter
Polonorum itp. Wandalici zaś i Vandalus są to nazwy mieszkańców północnej Danii, o których czytamy w starożytnych opisach tego kraju (Pon-toppid. Theat. Dan. I. 445) iż byli właśnie naj-bitniejszym i najzuchwalszym narodkiem duńskim, i słynęli jako zdobywcy wschodnich krain bałtyckich. Owszem wszyscy Danowie miewali od tego ludu niekiedy nazwę Wandalów, jakto mianowicie zdarza się w kronikach frankskich, gdzie niejednokrotnie czytamy (Kruse Chr. str. 64) Da-norum seu Vandalorum. Można przeto słusznie zawiązać, iż zastosowana do Lachów nazwa Wandalów nie ściąga się do starożytnych Wandalów wieku III i IV, lecz do mieszkańców północnej Danii w wiekach YI i VII, kiedyto Danowie podejmowali właśnie wyprawy do brzegów frankskich, i kiedy największa część dążących nad Wisłę towarzyszów czyli łachów normań-skich składała się zapewne z północnoduńskich Wendów, Wendlów albo Wandalów. 3) Najstarsze miasto polskie nad morzem, klucz do największej z bałtyckich rzek, Gdańsk starożytny, był zabytkiem imienia i panowania duńskiego. Nazywał się on właściwie Dańsk, Dańsko, a głoskę g przybrał jedynie ulubionym zwyczajem duńskim, nie obcym także mowie słowiańskiej, przeistaczającym np. wyrazy nupr w gnupr (Giesebr. W. Gesch. I. 138), rad w grad (Kruse Chr. 468), noest w gnoest, gniazdo, maehren w gmerać, naehren w gna-rowae itp. 4) W ramionach uchodzącej do morza Wisły, tj. właśnie na gruncie miasta Gdańska, sadowi Jornandes ową z różnych narodów nagromadzoną rzeszę czyli lud Yidwari, co w języku normań-skim znaczy najprawdopodobniej Biali ludzie, whit, wit albo wid, ivida (Worm. Monum. 304) biały, albus, i war (Ihre II. 1064) mąż albo człowiek, a wiadomo z dziejów normańskich, iż Białymi ludźmi, Białymi gośćmi nazywano niekiedy Danów (Kruse Chroń. 189. duo genera Danorum, albi hospiłes et nigri hospites) — zaczem Vidi-vari i założyciele Dańska byliby właściwie jednym i tymsamym narodem, Duńczykami, przeważającymi liczbą w mieszaninie różnych ludów północnych. 5) Już w X wieku, tj. u samej kolebki królestwa Piastów, poczytywali się Duńczykowie i Polacy za sprzymierzeńców od niepamiętnych czasów, a kiedy w tej porze pierwszy z dokła im dniej znanych królów polskich, Mieczysław czyli Burisław, zawiązał stosunki pokrewieństwa z królewskim domem Danii, mowa jest „o zachowaniu starożytnych sojuszów między obudwoma narody, serrałis antiąuis utriusąue regni foe-deribus“ (Snorro Sturl. 245).
Do czego zaś tak wyraźne mierzą skazówki, to z samych względów geograficznych okazuje się nieodzownem. Jeśli bowiem Danowie w wiekach IX i dawniejszych zdołali owładnąć z jednej strony wybrzeża nadodrzańskie, a z drugiej odleglejszą jeszcze Estonię — jeśli w opisie podróży Wulfstanowej całe Pomorze ku Wiśle nazywa się krajem duńskim, a odległa Estonia przez długie wieki zostawała pod panowaniem Duńczyków, tedy niełatwo przypuścić, aby środkujący kraj nadwiślański nie stał się od dawna ich celem i zdobyczą.
Oprócz Danów, Sasów i Gotów władali jeszcze w ziemi nadwiślańskiej jacyś Sarmaci. Byłto także naród albo zlewek wielu narodków skandynawskich, ile że w najstarożytniejszych glos-sach niemieckich powiedziano wyraźnie: „Sarmaci tyle co Normanowie, Nordmann-Sarmata“ (Graff
II. 741). Brzmi ta nazwa w ustępie króla Alfreda kilkokrotnie Sarmende, i znaczyła prawdopodobnie tożsamo co Reidgothia, tj, gminę albo spółkę mężów szybkich, walecznych; gdyż sar jest w narzeczach starogermańskich znowuż tyle co szybki, velox (GrafTYI. 22 — 24), a mende, powtarzające się w wyrazach jak Allmende czasem Normende zamiast Normani itp. miało znaczenie gminy, spółki, ge-meinde. Przez zwyczajny zaś narów kronikarzy łacińskich, lubiących wyrazom nowoczesnym nadawać formy klassyczne, mieszających Danów z greckimi Danaami, Turków z Teukrami, ujścia Dźwiny z Hellespontem, Julin z Juljuszem Cezarem itp., otrzymała normańska nazwa Sarmende starożytne brzmienie Sarmatae, lubo między nowoczesną Sarmendyą a Ptolome-uszową Sarmacyą nie masz zapewne najmniejszego powinowactwa.
Nie brakło wreście wielu innych żywiołów i odłamków ludowych, zasiewających cały obszar opanowanej ziemi słowiańskiej nieskończoną rozmaitością nazw, ludów, narzeczy i zwyczajów.
Nad wszystkie jednak nazwy pomniejsze wzięło przewagę pewne miano zaszczytne, głośne od dawna po całym świecie, właściwe poniekąd wszystkim ludom normańskim, przesławne miano Gotów.
Przybierając w mowie potocznej brzmienie Goetar, Getowie, służyło ono właściwie mieszkańcom południowej Szwecyi i pobliskiej wyspy Gotlandyi, bywa w kronikach naszych nadawane zwykle Prusom i Żmudzi, niewątpliwym plemien-nikoin normańskim (ob. np. Bal. Pol. staroi.
III. 10), i odnosiło się bardzo często do Danów, Jutów, Giutów, Geatów lub z prosta Gotów, a najnowsi badacze dziejów normańskich (Munch Vólk. 68 itd.) prawią szeroko o pierwiastkowej epoce gockiej, spółczesnej właśnie przyjściu łachów nad Wisłę, kiedyto jedna powszechna oświata i nazwa gocka łączyła wszystkie ludy północne, Szwedów, Danów, Norwegów.
Ztądto przypominając sobie niekiedy normań-ski początek swojego państwa, przyznawali się Polacy do nazwy Gotów, noszą ją w sławnym napisie na nagrobku Bolesława Chrobrego, re-gnum Gothorum seu Polonorunt, i lubowali do późnych czasów w podobnież normańskiej nazwie Sarmatów, nie mającej nic wspólnego z jaszczur-czemi oczami Sauromatów.
W takiej zaś mieszaninie tysiąca nazw po szczególnych, musiała w końcu wygórować jedna nazwa ogólna, charakteryzująca wszystkie ludy pomniejsze, odnosząca się raczej do ich wspólnego zatrudnienia i trybu życia, niż do pewnej narodowości szczególnej.
Była to nazwa łachów, braci i towarzyszów, równie ogólna jak nazwa Nordmm lub waręg, starsza od nich obudwóch (ob. powyżej), rozszerzona po całej przestrzeni między Wisłą a Elbą, tj. po naszej Lechii pierwotnej.
IV. Lechia. Gniazdo. Gallowie.
Najpierwszą osobliwością takzwanej bajecznej historyi Polski jest szerokie rozpostarcie się Lechii wzdłuż morza aż po Hamburg, jest owa wielka monarchia Leszków, złożona z samych prawie krain nadmorskich i miast portowych, jak Brema, Rostock, Wismar, Julin itd.
Zagadka ta rozwiązuje się sama przez się, gdy się zgodzimy na normański charakter łachów czyli towarzyskich drużyn północnych, które jak później wszystkim brzegom europejskim, i niektórym w Azyi, Afryce i Ameryce, dały uczuć swoją bezprzykładną zuchwałość, tak też najprzód 14 wzdłuż najbliższych sobie brzegów bałtyckich rozpostarły swą władzę.
Jakoż najgorętsi miłośnicy narodowości słowiańskiej musieli przyjąć za prawdę, iż panowanie Słowian między Odrą a Elbą było nader pozorne, że wiele mniemanych zabytków Słowiańszczyzny należy tana wt gruncie komu innemu, że np. owi sławni Lutycy są w największej części narodkiem cudzoziemskim ) (Maciej. D. pierw. ) Według Eginharda nazywali się Lutycy w swoim własnym języku Weletabi, po niemiecku zaś Wiltzi. Z Hel-molda wiemy, że nazwa Wiltzi, niewłaściwie z słowiańska Wilcy, oznaczała waleczność s a fortitudine. Najprawdopodobniej jestto dzisiejszy przymiotnik niemiecki wild, niegdyś mit, dawniej tyle co waleczny, znamienity, np. ein mit Sas (Grimm Spr. 435) waleczny Sas; u Skandynawców wild (Ihre II. 2014) tyle co dobry, dzielny, bonus, prmstam. Wiele też ludów germańskich mianowicie pochodzenia skandynawskiego szczyciło się oprócz naszych Weletabów tą nazwą np. Wiltowie w anglosaskiej Brytanii, normańscy Wittowie w Niderlandach itp. Go o słowiańskiej rodowości tych ostatnich rozumiano, było prostem złudzeniem. Normanowie władali u Słowian nadbałtyckich i w nadmorskich okolicach niderlandzkich, ztąd niejedno podobieństwo w nazwach osób i osad w historyi słowiańskiej i niderlandzkiej. Zresztą nie znajdują nowsi badacze żadnych str. 38. 74. 461), że ów słowiański bożek Prowe (nie Prawo lec Prowe po skandynawski! próba, wyrocznia) jest wielce podejrzanym (Maciej, str. 461) itd.
Nieuprzedzone badania okażą temwyraźniej, że prawie wszyscy występujący między Odrą a Elbą drobni władzcy słowiańscy są z imienia cudzoziemcami, że nawet niby słowiańskie imiona, jak Liuba, Milidrag, tudzież wszystkie zakończone na mar, ivit, gast, spotykane tłumnie u Franków i Normanów w Anglii i Francyi (Eichh. I. 98, Lap. I. 305, Dep. 454), nie są dostatecznym warunkiem narodowości słowiańskiej, że tylko niższa klasa ludności była słowiańską, a rozkazujący jej książęta jedynie dla tego mieli nazwę słowiańskich, ponieważ panowali Słowianom, w ziemi słowiańskiej,
W takiem rozumieniu zostawały wszystkie księztwa pomniejsze, wszystkie przez pojedynczych zdobywców zajęte okolice między Wisłą a Elbą, w pewnym związku i powinowactwie ze sobą, i zdarzało się czasem, iż któryś z takich śladów prawdziwego Słowiaństwa bądźto w języku, bądź w obyczajach, w stronach ujścia Renu i Skaldy (ob. Kampen I. 58). książąt zdobywczych zniewolił sobie kilku albo kilkunastu sąsiadów, i zawładnął w istocie chwilowo od Warty aż ku Elbie.
Jednem z takich księztw czyli udziałów zdobywczych było także nasze lechickie księztwo nad Wartą, ograniczające się czasem na samą Wielko-polskę północną, a czasem może aż po ujście Odry i Bałtyk rozciągnięte.
Nieprzerwanym łańcuchem wód łączyły się Warta i Gopło (według pięknych badań Suro-wieckiego) przez Odrę i Wisłę z morzem bałty ckiem, i z tegoto morza zapłynąwszy Odrą i Wisłą na Wartę, Noteć i Gopło, osiedlili się nasi goccy, duńscy, sascy i sarmaccy lachowie w krainie Polan.
Osiedlili się tam około owych wieków VI lub VII, kiedy według Porfirogenity i Bogufała wyszły znad morza bałtyckiego tłumy białochro-backich i białoserbskich Słowian ku południowi, ustępując przed nawałem bohaterskich łachów północnych, których wspomnienie przebija się w tradycyjnem mniemaniu dzisiejszych Serbówr o szlachcie polskiej.
Osiedlili się wtedy nasi Lachowie w tychsa-mych stronach, gdzie jeszcze po pięciu i sześciu wiekach istniały około Poznania i Międzyrzecza osady skandynawskie, rozmawiające swoim własnym językiem z podróżnymi ziomkami, którzy o tem w zachowanych po dziśdzień opisach podróży wspominają (Czacki Dz. I. 17).
Osiedlili się Lachowie na zawsze w swojej przyszłej ojczyźnie, i zbudowali tam swoje Gniazdo lechickie (Długosz Gniezno nomen lechiticum).
„ Gniazdo“ zaś znaczy w starożytnej mowie Normanów tyle co zamek, twierdza, warownia, przeznaczona do chronienia łodzi, zapasów i załogi normańskiej.
Wszystkie słowniki dawnych języków północnych, mianowicie Ihre Glossar. II. 240 I. 693 pod słowem naeste, gnoest, arx, fortalitium, tudzież wszyscy pisarze historyi skandynawskiej mówią o takich gniazdach normańskich, niekiedy murowanych z kamienia (ihre von Stein gemau-erten Nóster. Schlózer N. G. 467), mających niekiedy tylko kształt wielkiej szopy (Depp. 36 hangar), zawsze jednakże każdemu osiedleniu Normaństwa towarzyszących.
Założeniem więc takiego warownego gniazda czyli grodu przez nowoprzybyłych łachów czyli towarzyszów północnych — było w rzeczywistości, co starożytne podanie nazywa przyjściem Lecha i założeniem Gniezna w miejscu znalezionego gniazda orlego.
Nawet wzmianka o orłach, i to białych, powtarza się często u Skandynawców, i jak biel z amarantem jest podziśdzień narodową barwą Duńczyków, tak orzeł biały bywa ze czcią wspominany w świętej księdze Normanów, w Ed-dzie (Saem. Fr. Ed. 145).
Nadmieniwszy zaś w taki sposób o nastaniu państwa Lachów u Polan, znalazłszy powyżej wiele dotyczących wspomnień w kronikach i tra-dycyi, wpatrzmy się teraz w najstarszy opis początków państwa i narodu polskiego, i porównajmy go z podanem tu wyobrażeniem pierwiastków Lechii. Znachodzi się ten opis w kronice Kadłubkowej, i okazuje się wysoce wiaro-godnym.
Zaczyna więc Kadłubek od wzmianki o narodach „u których bezmierność tak wielkiego państwa (jak Polska) znaczyła ledwie tyle co jeden łan.. których nie gnała żądza panowania i chciwość mienia, lecz pobudzało męstwo i bohaterskie natchnienie, żadnemi kopcami nie rozgraniczające podbojów swej waleczności“ ).
Mowa tu nie o stale w Polsce zamieszkałych narodach, lecz o rycerskich przechodniach, którym cała Polska zdawała się tylko łanem, i którzy przeto świat wszystek zbrojną przebiegali włóczęgą.
Mowa tu o owych wojennych ludach germańskich, które przed wiekiem VI i V, bawiły chwilowo w Polsce, aby za przykładem Jornan-dowych Gepidów wyruszyć z niej corychło do ziem piękniejszych, ad meliores łerras.
Wspominając z uwielbieniem o tych przyszłych zdobywcach Rzymu, nie zwraca Kadłu bek uwagi na ubogie plemię słowiańskie, tulące się od wieków do swojej błotnej ziemi, deptane ) Wspomnione w tym ustępie Kadłubka wyprawy dano-malchickie — właściwie danomarchickie — Danamarcha bardzo często w najdawniejszych kronikarzach łacińskich zamiast Dania — odnoszą się najprawdopodobniej do czasów i podbojów króla Ermanaryka, który w połowie IV wieku panował Gotom wzdłuż południowych brzegów Bałtyku, i wyprawiwszy się zwycięzko aż po za wyspy duńskie ku południowym brzegom Norwegii, przyłączył te kraje do swojej wielkiej monarchii nadwiślańskiej (Munch Her. Zeit, 57). stopą owych światoburczych wędrowców, i nie mające bynajmniej uroszczenia panować na własnej ziemi, którą według wyraźnych słów kroniki „nie krajowcy władnęli, non aborigines...“
Nie było w niej podówczas żadnego właściwie rządu, ładu, społeczeństwa stałego, lubo nie brakło nigdy chwilowych władzców i gnębicieli.
Pierwszy zawiązek stałego państwa przypisuje Kadłubek napadom Gallów.
Ileż nieprzezwyciężonych trudności przedstawiało dotychczas zrozumienie tych Gallów zagadkowych.
Chwila bezprzesądnego zastanowienia wyświeci tajemnicę uczoną.
Należy przedwszystkiem wziąć na uwagę, iż w użytej przez Kadłubka listowej rozmowie między Mateuszem a Janem, list opowiadającego wypadki krajowe Mateusza, a list potwierdzającego je starożytnemi przykłady Jana, nie mówią o wypadkach tychsamych, lecz zwykle różnych, krajowych i starożytnych, lubo upodobnionych niekiedy tążsamą nazwą, ile że Mateusz powszechnym zwyczajem kronikarskim nowoczesne nazwy krajowe przyodziewać lubi szatą klasyczną.
Jeśli więc odpowiedź Jana prawi z Troga
Pompeja o Gallach starożytnych, tedy można być pewnym, iż w poprzednim liście Mateuszowym mowa jest o jakichś Gallach innych, nie rzymskich, acz podobnych do nich poniekąd. Następujące zaś w odpowiedzi Janowej zatwierdzenie wypadku przytoczeniem Gallów Trogowych, jest tylko pochlebnem dla Mateusza świadectwem, iż jakiś lud nowoczesny „nie bez prawdopodobieństwa, rerosimile est“ nazwał Gallami.
Główna zaś stosowność tego imienia, główne podobieństwo między Gallami nowymi a dawnymi, polega u Wincentego Kadłubka najbai dziej w tem, że równie Gallowie Troga Pompeja jak i owi nieznani Mateusza, musieli opuścić ojczyznę z powodu przeludnienia.
O Gallach starożytnych mówi Trogus czy Justyn: „Gallowie, nie mogąc pomieścić się w ojczyźnie, cum eos patria ferre non pos~ et“ — a o Normanach panuje we wszystkich kronikach jedno i tożsamo świadectwo, iż z tej samej przyczyny niepomieszczenia się w kraju rodzinnym wypędzani bywali częściowo w świat, na podboje.
W jednym z rozdziałów części poprzedniej przywiedziono mnogie świadectwa o bannicyach 15 łachów północnych, pochodzące od autorów różnego wieku i kraju, zgodne dosłownie z podaniem Troga o Gallach starożytnych, jak to. zwłaszcza widzieć się daje w kronikach Du-dona i Wallingforda, gdzie nawet teżsame słowa, któremi Justyn wzmiankuje o wypędzaniu Gallów klasycznych, zastosowane są do Normanów. Dani... cum eos patria ferre non posset, ad aliam sedem ąuaerendam arcerentur (Kruse Chr. 371).
Z czem w tak uderzający sposób zgadza się owa tradycyą o trzech braciach słowiańskich, mianowicie o Lechu i jego Lachach, jako wychodźcach z powodu przeludnienia, propłer an-gustam et striclam habitationis penuriam (ob. wyżej str. 88).
Zestawiwszy tedy uzyskane powyżej wyjaśnienie imienia Lachów, czasu ich przyjścia, tradycyi o braciach Lechu i Rusie, z tym nor-inańsko-wygnańczym charakterem Gallów Mateu-szowych, przychodzimy do przekonania, iż ci Ga U Iowie sąto nasi Normani, nasze drużyny Lachów7.
Jakoż nawet bez tego klucza godziło się w dotychczasowych komentarzach nad Galiami Kadłubka zadać sobie pytanie, czy pod ich nazwą nie kryją się straszni całemu światu Normani,
Składając się bowiem ze zlewku różnych ludów północnych, mając przeto różne w różnych krajach nazwania, w Nowogrodzie nazwę Ware-gów, w Brytanii Anglo-Sasów, w późniejszej Anglii Danów, w saraceńskiej Hiszpanii Madżus, w karolińskiej Francyi Normandów, bywali oni w różnych stronach nazywani także Gallami.
Dawano im tę nazwę przez długie wieki w Szkocyi, Irlandyi, Sycylii i Neapolu.
Szkockie i irlandzkie kroniki rozróżniają nawet dwojakich Gallów. Białych i Czarnych, Fin-Gallów i Dub-Gallów, rozumiąc pod nimi przybyszów z różnych okolic Danii (Kruse Chr. 189, 196, 205, 223, 226).
W południowych Włoszech służyła Norma-nom dlatego Nazwa Gallów (Leibnifz Scrtpf. I. o78 i dal.), ponieważ w największej części pochodzili oni tam z Normandyi we Francyi czyli w Gallii.
Z tejsamej przyczyny mógł używać tej nazwy i Kadłubek, i zapewne używał jej tem--chętniej, ile że pod tę właśnie porę bawiąc we Francyi, kiedy kronikarstwo francuzkie wierszem i prozą, po łacinie i po francuzku, rozpisywało się najszerzej o Normanach, miał przed oczyma przesławnych Gallo-Normanów, niedawnych zdo bywców Neapolu, Sycylii i po raz trzeci Anglii — miał przed sobą niejako roisko wszystkich zdo byczych drużyn normańskich, i znalazłszy je tak pod względem starożytnego nazwania Francyi, jakoteż pod względem ich wygnańczo przymusowego opuszczania ojczyzny, podobnemi do narodu Troga Pompeja, upodobał sobie stanowczo nazwę Gallów’. c
O Normanach też myślał Kadłubek, zaczynając swoją powieść niezgodnemi z historyą starożytnych Gallów słowami: „Głośno o tem w kronikach, iż Gallowie wszystek prawie świat zagarnęli, fama est, Gallos pene totius orbis łunc regna occupasse(t — co tak trafnie rymuje z opisaną w poprzedniej części szerokością podbojów normańskich we Wszystkich prawie krajach europejskich, nawet w Azyi, Afryce i Ameryce.
Z normańskiej wreście historyi da się wyjaśnić najlepiej dalszy ustęp opowiadania Kadłubkowego o Gallach, gdzie powiedziano, iż Gallowie zastali w Polsce jakiś naród wojenny, prawdopodobnie normańsko — gockie tłumy (manus) dawniejszej daty, z któremi oni po długich walkach zawarli przymierze i umowę tej treści, iżby jedni jedną, drudzy zaś drugą połowę krajów po obu stronach Karpat zajęli inocą oręża.
Wszystkie dzieje północne pełne są takich kollizyj Normaństwa z dawniejszemi tłumami, najczęściej podobnież normańskiemi, z któremi ci późniejsi przybysze najprzód wojują, a potem w podobneż jak u Kadłubka wchodzą przymierze.
Napływając bowiem do pewnego kraju zazwyczaj nie odrazu, lecz wielą kolejnemi garstkami, wstępującemi z sobą w stosunek łachów czyli towarzyszów i spólników zdobyczy, trącał często zagon późniejszy o poprzedni, uderzała jedna fala najścia o drugą, i powtarzał się nieraz wypadek z historyi najazdów normańskich na Irlandyę, iż „ Biali Gallowie (Fin-Gall) wypędzeni zostali od czarnych Gallów (Dub-Gall)u Kruse Chr. 205.
Najczęściej jednakże zawierały obie strony najeźdzcze przyjacielską umowę, dzieliły się teatrem przyszłych podbojów, i zostawały odtąd sprzymierzeńcami i towarzyszami w najszerszem znaczeniu słowa, tj. właśnie lachami, u Kadłubka ml sodalitii foedus; sodalitium zaś i sodalis tyle co przymierze, towarzysz, lach.
Zdarzały się np. takie przymierza między przybyłymi od morza Saksonami, jako późniejszą fałą najazdu, a Turyngami czyli wcześniejszymi władcami kraju (Wituk. 418 foedus) — między gotowymi do boju Duńczykami, czyli późniejszymi najeźdźcami Brytanii a Anglo-Sasami czyli wcześniejszymi jej zdobywcami CEncom. Em. 487), i w wielu innych wypadkach.
Do takiego też przymierza, podziału krajów i stosunku towarzyszów czyli łachów na przyszłość, przychodzi w Kadłubku między Gallami a owymi dawniejszymi w7ładzcami Polski.
Gallowie czyli późniejsze drużyny towarzyszów normańskich, nazywające się teraz podwój-nem prawem lachami, raz jako towarzysze nor-mańscy w ogólności, drugi raz jako szczególni sprzymierzeńcy i towarzysze dawniejszych tłumów najeźdźczych, zatrzymują jedną, północną połowę Polski; ci zaś dawniejsi najezdnicy, teraz tak ie Jachowie, bo towarzysze Gallów, zajmują dalsze strony południa.
Stało się to według owych skazówek Konstantyna Porfyrogenity i Bogufała pod koniec
VI i w początkach VII wieku, a kroniki połu-dniowo-słowiańskie (Schwandt. III. 341. 476) donoszą w tym czasie o znacznej nawale Gotów z Polski czyli z kraju Lingonów tj. Lachów przez Karpaty ku granicom państwa Greckiego.
Byli to zapewne owi dawniejsi władzcowie Polski, najprawdopodobniej jacyś Gotowie, mający według przymierza z Gallami wojować na południu ziemie Greków czyli Rzymian ówczesnych).
Takim sposobem odbywał się wówczas nad Bałtykiem potrójny ruch narodów: 1) nadpłynęli ze Skandyi i Gotariku Bogufałowi Normani czyli Kadłubkowi Gallowie, i opanowali brzegi nadmorskie — 2) bitniejsza część wypartej przez nich ludności słowiańskiej znad rzeki Wkry wyruszyła według Konstantyna i Bogufała ku stronom adry-atyckim — 3) ustępujący przed Galiami lacho-wie goccy uderzyli według kronik południowo-słowiańskich przez Karpaty ku stronom grecko-rzymskim.
Część tych łachów rzymskich uległa na po łudniu zagładzie, a resztka niedobitków wróciła pod Krakusem do Polski.
Wrócił z nimi pierwszy dokładniej w pamięci narodu upostaciowany organizator i książę Lechii. ) Porównać ówczesne wyruszenie Longobardów — także plemienników normańskich — zpod gór karpackich ku południowi, w granice państwa rzymskiego.
V. Krakus.
Tażsama wiarogodność rysów, z jaką w dotkniętym tu ustępie kroniki Kadłubkowej skreślono pierwszy dziejów polskich zawiązek, panuje w dalszej powieści o przedpiastowych książętach Lechii.
Jestto przecież powieść spisana z podań a przeto ciemna, do niepoznania przekręcająca wy. padki terminologią klasyczną, i obrazowym sposobem mówienia upstrokacona, lecz przy tem wszyst-kiem na tle prawdziwych zdarzeń osnuta, a jako jedyna pamiątka dziejów naszej ojczyzny od wieku
VII po X — nieocenionej dla nas wartości.
Opowiadając po większej części wypadki takie, których jako nigdzie indziej nie zapisanych, nie można niczem sprawdzić krytycznie — mieszając rzeczywistość z rysami fantastycznemi — nie będąc ani hisloryą ani bajką właściwie, dozwala ta powieść zamiarowi naszemu tylko jednego sposobu wypróbowania swTojej wiarogo-dności.
Jeśli zawarte w niej szczegóły są jak utrzymujemy normańskie, tedy powinny one mieć także barwę normańską, po winny jeśli nie swoją treścią m — dosłowną, toć przynajmniej duchem i rysami swojemi zgadzać się z charakterem historycznych podań czyli zag skandynawskich.
Zagi te ograniczają się wprawdzie na wypadki własnego kraju, nie wiedzą zgoła o głć wnych czynach Normaństwa w krajach odległych, nie znają ani Rusi Ruryka, ani Normandyi Rol-lona, ani Neapolu i Sycylii Guiskardów, lecz muszą przecież okazywać pewne familijne podobieństwo do tradycyj lechickich.
Jedynie tegoż normańsko-historycznego podobieństwa szukając, dotkniemy niektórych szczegółów w historyi opisanych przez Kadłubka ksią — żąt lechickich, a najprzód Krakusa i jego córki.
W Krakusie poznano oddawna Gota (Maciej. Dz. 400), a według naszego wykładu byłby on jednym z owych Gotów Lingonów, którzy według kronik południowo-słowiańskich wojowali w początkach VII wieku pograniczne krainy greckie.
Imię Kraka jest czysto skandynawskie, i mogło pochodzić od słowa krak, kruk, wron (np. Wendil Kraka, wrona wendilska), albo krak młodzieniec, karzełek, albo krok burzyciel, ąuassator (H. Grot. Hist. Gotłh. 387), albo na reście krak, creac, Grek (Creacaland Grecy a) itp. 16
To ostatnie imię, później zwyczajnie GirsTei było ulubionym przydomkiem wszystkich Normanów, którzy z jakiegokolwiek powodu bawili w Grecyi, a potem powrócili na północ.
Nasz polski Krakus, najprzód naczelnik wyprawy ku stronom greckim, mógł za powrotem otrzymać z łatwością to chlubne miano.
Powrót z południa na północ, w ogólności bardzo żywy związek między Normaństwem pół-nocnem a południowem, utrzymywany w’ znacznej części ową „grecką drogą“ przez Karpaty krakowskie (Maciej. Dz. pierw.), był powszechnem zjawiskiem, powtarzającem się naprzykład w sławnym powrocie Herulów w wieku V, w powrocie Russów z Grecyi przez Niemcy około r. 839 itp.
Ale co w Krakusie najbardziej przypomina Normana, to jego rola organizatora, założyciela miast i grodów w okolicach zakarpackich, prawodawcy za powrotem do Polski.
Jest to powszechną cechą zdobywców skandynawskich, okazującą ich równie wielkimi głową jak pięścią, będącą głównym kluczem do zrozumienia zagadki, jakim sposobem tak nieliczne drużyny mogły w tylu różnych stronach tak wielkie zbudować państwa.
Ilekroć która z zdobywczych garstek Nor-maństwa stanęła na nowym gruncie, i założyła tam swoję gniado, zawsze nowy ład i porządek pod jej twórczą zakwitał ręką, wznosiły się miasta i grody, nastawały prawa i stałe urządzenia społeczne.
Czyto w waregskiej Rusi czy w Szkocyi, Irlandyi, Normandyi lub południowej Italii — wszędzie dziejopisowie krajowi prawią o Normanach słowami kronik ruskich: „i poczęli budować grody, gorody rubiti (Kruse 304)“ — albo kronik irlandzkich: „R. p. 838 przybili Normanowie do brzegu wyspy, i zajęli zbrojną ręką kraj cały, grasując po nim z pogańska, i wszystkie prawie kościoły burząc. Ich wódz Thurgoth zawojował w wielu krwawych bitwach całą wyspę Irlandyę, i zlustrowawszy wszystkie zakąty, obwarował kraj mnogiemi twierdzami i grodami, usypał bardzo wysokie wały, po części krągłe po części zaś trójkątne, i pobudował zamki z kamienia po dzień dzisiejszy stojące, lecz próżne i opuszczone. Irlandzcy bowiem krajowcy nie troszczą się o zamki, mając bór za warownię, a bagna za okopy (Kruse 130).“
Teżsame kroniki irlandzkie mówią gdzieindziej:
„Po upadku wodza pierwszego przybyły nowe drużyny norinańskie pod pozorem kupiectwa, i opanowawszy porty nadmorskie, poczęły za przyzwoleniem książąt budować różne miasta.“ t. c
W spółczesnym poemacie o zawojowaniu południowej Italii przez Normanów (Wilh. Ap. Leibn. I. 582. 590) czytamy: „Gallowie (jak u Kadłubka Normani tu Gallami) zbudowali Awersę,... Wódz Gallów Hunfred założył Andrum, Koretum, Brasilię i Barolum nad morzem.“
W każdym nowozdobytym kraju przedsiębrali zaborcy normańscy jakieś osobliwsze środki ostrożności i bezpieczeństwa, obwarowywali brzegi nadmorskie od napadów ludu obcego, urządzali co-rychlej pospolitą obronę kraju, zaprowadzali nieznane gdzieindziej zwryczaje ratunku wzajemnego.
Ustaliło się w każdem nowem państwie nor-mańskiem bajeczne bezpieczeństwo własności, służące zapewne tylko lachom czyli panującym teraz towarzyszom normańskim, próbowane powszechnym u Normanów zwyczajem wywieszania jakichś drogich przedmiotów, jak naprzykład naramienników, złotych pasów itp. na drzewach i słupach przy gościńcu, gdzie żaden z „braci“ Normanów, a tem mniej z zawojowanych kra jowców, ne śmiał tknąć się rzeczy nieswojej (Dep. 285. Lappenb. I. 150. 334).
W celach gościnności i wygody publicznej urządzano dla wędrowców ochronne miejsca do wypoczynku w stronach odludnych, cembro-wano dla nich studnie z przymocowanym na łańcuszku kubkiem do picia (Lap. I. 150), obowiązywano surowemi prawami do hojnego podejmowania podróżnych.
Ztąd o ile poprzednie napady i rabunki Normanów okropną bywały plagą, o tyle stałe później rządy normańskie okazywały się znośnemi a nawet dobroczynnemi. Ztąd też według powtarzającej się często uwagi dziejopisów, woleli nieraz sami krajowcy ulegać surowemu ale bezpieczniejszemu panowaniu Normanów, niż zostawać pod władzą nieudolnych książąt krajowych, którzy ani od Normanów ani od kogokolwiek innego obronić ich nie umieli — „sami Chrześcijanie nietylko nie uciekali z pod panowania Normanów, ale owszem gromadnie garnęli się pod ich władzę (Dep. 274 loin de fuir...)11
Ciżsami hersztowie korsarskich band, którzy dawniej bywali najsroższym przykładem rozbój-nictwa, słynęli później w stale opanowanych krajach jako mądrzy i sprawiedliwi książęta, mają wraz z Rollonem Normandzkim (Mallet 167 un des plus grands et plus sages princes), wraz z Guiskardem i Hunfredem włoskimi (Wilh. Ap. Leibn. I. 596. 602patriae pater Ule benignus...), wraz z Kanutem Wielkim i Wilhelmem Zdobywcą sławę najpierwszyeh władzców swojego czasu.
Takim też organizatorem i prawodawcą z najeźdźcy był nasz Krakus za powrotem do Polski, gdzie obrany królem „przez swoich braci Lechi-tów,“ uchwalił prawa, nadał ustawy, założył pierwrsze podwaliny państwa przyszłego, jura instituit, leges promulgat....
Znajduje się w tym ustępie kroniki kilka charakterystycznych wyrażeń, jak pecus acepha-lum, inter suos fratres Lechitas, regni socium, przypominających żywcem stosunki skandynawskie, gdyż Acephali było zwyczajnem imioni-skiem bannitów skandynawskich (Ducange Gloss. pod tym wyr.) — fratres jest tylko prostym przekładem normańskiego słowa lachy, Lechitae, a wyraz socium znaczy znowu tyleż co lach, towarzysz.
Główna dalej zasługa króla Krakusa, zabicie smoka, jest tak dalece wspomnieniem germańsko skandynawskiem, iż nie stałoby czasu, gdybyśmy wyliczać chcieli wsławionych podobnym czynem Normanów. „Wszyscy bohaterowie germańscy“ — mówi sławny badacz starożytności niemieckich (Grimm Myth. II. str. 853) — „słynęli jako zwycięzcy smoków.“
W poetycznym języku Skandynawców miało zabicie smoka właściwy sobie odcień znaczenia, było poetycznem orzeczeniem zdobycia grodu, ile że starodawne grody warowne, obwiedzione dokoła murem lub wałem, jakoby od kolisto zwiniętego węża strzeżone, nazywały się w poetycznym języku Normanów wężami albo smokami (Dalin I. 200. 222. 364 ob. o tym poetycznym języku więcej w fragmencie I przy końcu).
Opisane przez Kadłubka fortelne zabicie smoka nad Wisłą zgadza się tem wierniej z nor-mańskim charakterem Krakusa, w ogólności z przemysłem i fortelnością wszystkich Normanów, tych głośnych po całym świecie podstęp-CÓW, lachinonów, lesków lub Lachów.
Nie zapuszczając się w dalsze roztrząsanie tej wieści smoczej, przypomnimy tylko nader charakterystyczny opis walki ze smokiem w anglo-normańskim poemacie Beowulf, w którym smok pokonany ginie nakoniec podobnież jak Krakusów we własnym ogniu, a zwyciężający bohater uczczony jest po śmierci jak Krakus usypaniem wielkiej mogiły.
Po Krakusie pozostał jeszcze drugą pamiątką Kraków, będący oraz nowym śladem normań-skości Krakusa.
Gdziekolwiek bowiem spotykamy Normanów, wszędzie tam słyszymy i o Krakowach, istniejących nietylko wzdłuż całego wybrzeża bałtyckiego, tej powszechnej widowni podbojów skandynawskich, ale owszem w odległych stronach Normandyi, gdzie Cracouville (Dep. 451), Irlan-dyi, gdzie Crocava (Lappenb. I str. 370), nawet w północnej Ameryce normańskiej, gdzie Krok (Rafo str. 20) itp.
Z czego wszystkiego śmiemy zawiązać, iż złaciniony nasz Gracchus, właściwie Krak, żył w istocie około wieku VII, jest do pewnego stopnia sprawcą przypisywanych mu czynów, i leży pod swoim kopcem.
O mogiłach więcej przy Wandzie.
VI. Wanda.
Nie masz żadnego szczegółu w historyi Wandy, któryby się dał wyświecić jakąkolwiek analogią z starodawnych dziejów i obyczajów słowiańskich a któryby się nie przypomniał z dziejów i obyczajów północnych.
Samo imię córki Krakowej ma w językach słowiańskich tylko jedno podobne sobie słowo, węda lub wędka, humus, a i to słowo okaże się w końcu wątpliwem; w starogermańskich zaś narzeczach i formach gramatycznych znachodzimy pięć do sześciu wyrazów wanda lub wenda, z których jeden oznacza wodę, drugi ścianę, trzeci obrót, czwarty boleść, piąty dbałość, szósty podobnież wędkę (Ob. Ihre II. 1035. 1036. 1061. 1081).
Dzisiejszy bowiem wyraz angielski wand, tyle co pręt, ruscka itp. znany także w języku staronormańskim (Ihre II. 1036), jest właśnie tylko nazwą głównej części u wędki, i ma przeto w pomienionych językach znaczenie pierwiastkowe, właściwe; słowiański zaś wyraz węda okazuje się przyswojonym, mając znaczenie dalsze, przenoszące pewną część składową na całą rzecz złożoną. im —
Następnie u żadnego z ludów słowiańskich, a nawet u większej części germańskich, nie panowała nigdy niewiasta; same tylko ludy normańskie dozwalały tego córkom królewskim (Grimm R. A. 408), zdolne były dać nad sobą władzę córce Krakowej.
U samych też ludów normańskich słynęły w dziejach i powieściach dziewice wzbraniające się uporczywie ślubów małżeńskich, jak np. Al-fhilda (Dep. 25).
Same ludy normańskie znały owe dziewice tarczonośne, towarzyszki wszystkich historyczno mytycznych bojów normańskich, wyobrażały sobie jakieś dziewicze bóstwa wojenne, głośne w my-tologii skandynawskiej walkyrie samym blaskiem swego wejrzenia porażające nieprzyjaciela, jak to się właśnie stało w historyi Wandy.
Zdarzało się bohaterom germańskim rozgorzeć nieraz miłością dla takich istot nadziemskich, lecz miłość podobna była zawsze nieszczęsną, i kończyła się zwykle śmiercią kochanka, a czasem nawet obojga (Grimm Myth. I. 396), jak w naszej wieści krakowskiej.
Również i dobrowolna śmierć Wandy zgadza się wiernie z obyczajami ludów północnych, u których ofiarowanie diied królewskich na śmierć dla dobra kraju, owszem dobrowolne ofiarowanie się samych królów w tym celu, było nie tylko częstem zjawiskiem (np. Dalin I. 132. 134. 136), lecz w niektórych wypadkach, jak np. w czasie głodu i niepowodzeń wojennych, koniecznym obowiązkiem.
Przytaczano wreście wydarzenia z dziejów germańskich, nacechowane podobieństwem do zajścia między Rytigerem a Wandą, np. historyę Rytigara, królika Warnów (Maciej. Dz. 34).
Świadczą one jeżeli nie o tożsamości wypadku, tedy przynajmniej o bliskiem powinowactwie tradycyj normańskich a lechickich, i mogą jeszcze pomnożone być analogią następującą.
W opisanym u Pawła Diacona pochodzie Longobardów normańskich wzdłuż krain połu-dniowo-bałtyckich, w czasach zapewne nie bardzo odległych od czasów Wandy, zostaje książę longobardzki u przeprawy przez jakąś rzekę powstrzymany od niewiasty nadludzkiej siły, która po długiej obronie brodu ginie w nurtach strumienia.
Złożenie podobnież ginącej Wandy w mogile nadwiślańskiej, u wsi tej nazwy, kończy prawdziwie normańskim rysem jej dzieje.
Gdziekolwiek bowiem słyszymy o Normanach, tam wespół z nazwami Krak, Kraków, zna-chodzą się i mogiły.
Pełno ich różnego kształtu we wszystkich stronach normańskich, po całej Skandynawii, nad ciałami waregskich książąt na Rusi, a patrząc na rysunek królewskich mogił Gorma i Thyrry w Jeling (Worm Mon. Dan. str. 327), mniemamy widzieć przed sobą mogiły Kraka i Wandy.
Dla ulubionych napisów pamięciowych, runicznych, chodziło Normanom głównie o pomniki kamienne, niekiedy z ogromnych skał i głazów, o które nietrudno w Skandynawii; lecz w okolicach pozbawionych materyału pożądanego, musiano przestawać na sypaniu większych lub mniejszych mogił, tylko małą płytą kamienną uwieńczonych — propler defectum saxorum ex terra (Worm Mon. Dan. 327).
Według powszechnego zwyczaju wznosiły się te mogiły, jak właśnie Krakusowa i Wandy, w pobliżu brzegów morza lub jakiejś rzeki, aby mogły bydź zdaleka widziane od wielu żeglujących tamtędy ludzi, zniewolonych tym widokiem do oddawania długiej czci bohaterom w mogile.
Sama nazw a mogiła lubo tak słowiańska na pozór, jest zabytkiem normańskim. Niezmiernie rozmiłowani w obrzędach i pomnikach pośmiertnych, znali Normanowie różne rodzaje mogił, które w dzisiejszych opisach archeologicznych (Guide 28) bywają klasyfikowane umiejętnie na — 1) kurhany rodzinne, aeta-hoie — 2) kurhany obietne czyli ofierne, blot-hoie i 3) kurhany wielkie, pojedynczym bohaterom sypane, najznamienitsze ze wszystkich — magle-hoie.
Ten ostatni przymiotnik magle tj. wielki, wymawiający się skutkiem osobliwszej różno-brzmiennośei w jednym narzeczu meogol, w dru-giem mikel, u Ulfilasa czasem mikila (Schulze GlossJ gdzieindziej mugeln (Wituk. 801), miał w stronach duńskich, tej ze wszystkich krajów północnych najbardziej obchodzącej nas okolicy, brzmienie mogel. I tak np. w Pontoppidana Theatrum Daniae na str. 303 czytamy: „Mogel Tonder tj. Wielki Tonder. Mogel, magel, magle jest jednem i temżesamem słowem.“ — Zaczem nie podlega wątpliwości, że nasz grobowiec mogiła, starodawnym zwyczajem mogieła, a nor-mański grobowiec mogel, są jednem i temżesamem słowem.
Pozostaje rozwiązać wątpliwość co do nie chęci Wandy ku związkom z kochankiem Niemcem, która na pozor okazuje się nieprawdopodobną w Wandzie Normance, ile że Niemcy a Normani byli sobie na wszelki wypadek pobratymcami.
W rzeczywistości jednakże zgadzała się taka niechęć najściślej z charakterem normańskim, gdyż jak gdzieindziej osobno nadmienimy, zachodziła między germanizmem południowym czyli teutoń-skim a północnym czyli normańskim równie wielka sprzeczność i walka jak między teutonizmem a Słowiańszczyzną, trzymającą w tej mierze z Normanami.
Tu przywiedziemy tylko przysłowie duńsko-normańskie, któremu niemczyzna jest w ogólności treścią wszystkiego złego, a które opiewa pokrótce: „Zły jak Niemiec, Saa vred som en Tydsker (Tode Dan. Gramm. 295).
Tożsamo zaś powinowactwo z pojęciami i obyczajem Normaństwa, jakieśmy wykazali w tradycyjnej historyi Wandy, daje się widzieć także w podaniach o reszcie książąt lechickich.
VII. Leszkowie.
Jak Krakus i Wanda tak i dalsi po nich książęta aż do Popiela są zapewne osobami histo-rycznemi, lubo jak wszystkie postacie czasów przedchrześcijańskich, mianowicie ów długi szereg pogańskich królów północnych, nie dadzą się zbadać i wyjaśnić krytycznie.
Całym historycznym rezultatem naszych podań przed — Popielowych mniemamy wykazanie uderzającego w nich podobieństwa do zag i zwyczajów normańskich, utwierdzającego normański początek Polski.
Jakoż prawie wszystkie okoliczności tych podań okazują się prawdziwie skandynawskiemi, powtarzają się wielokrotnie w dziejach północnych.
Panowało po Wandzie najprzód dwunastu wojewodów, a o dwunastu władzcach obranych czytamy na każdej karcie kronik normańskich.
Słynie taka dwunastka wojewodów Chereto-gen) u starożytnych Sasów normańskich (Beda, Lappenb. I. 208. 561. Grimm Spr. 436), dwunastka królików (reguli) u Ost-Anglów (Kruse Chr. 343), i w wielu innych wypadkach.
Otworzywszy lada starożytny słownik nor mański pod wyrazem dwanaście (Ihre IŁ 919), znachodzimy nadzwyczajnie liczne przykłady tego rodzaju, zacząwszy od 12tu diasów czyli rajców Odina, aż do 12tu rządców gminy normańskiej.
Wpadłszy do południowych kończyn Italii, i zabierając się do opanowania krainy — opowiada spółczesny Wilhelm Apulski (Leibn. Ser. I. 583) — złożyli Gallowie (tak Normani zwyczajnie nazywają się u Wilhelma) radę powszechą, i obrali sobie wodzami dwunastu mężów, znamienitych rodowitością a powagą wieku i obyczajów. Nowa zaś godność, którą ich ozdobiono, nazywała się towarzystwem, comitatus nomen honoris erat — równie jak Krakus przyrzeka o sobie u Kadłubka, że nie będzie królem lecz toioarzyszem królestwa, se non reyem sed regni socinm pollicetur.
Po dwunastu wojewodach nastąpiło w Polsce kilku książąt imieniem Leszek, co według Kadłubka znaczyło człowieka podstępnego, Astutus, a jak wykazano powyżej, pochodziło od północnego wyrazu lacha, laecha, podstępność. Jest to więc nietyle indiwidualnem imieniem tych kilku książąt, ile raczej generycznym przydomkiem od charakteru, nader podstępnego w istocie jak obaczymy — a zgadzając się najprzód z ogólnym charakterem Normanów, znanych nam jako gens astutissima (Depp. 372), zgadza się to miano jeszcze z poszczególną charakterystyką wszystkich prawie głośniejszych władzców północnych, już to bajecznych już historycznych, od czasów najdawniejszych do najpóźniejszych.
Dla przykładu przytoczymy świadectwa o kilku takich podstępcach, lachinonach czyli z prosta lesskach normańskich. Jednym z głównych książąt bajecznej starożytności północnej jest sławny król Danii Froto, a kilka ksiąg Saxona Grammatyka opisuje jego podstępy, chytrość, przebiegłość, astutia militaris str. 11. 14. 16, stratagema 11. 18. Najgłośniejszy po dziśdzień książę normański, uwieczniony jeniuszem Szekspira Hamlet, udający przez lat kilka obłąkanego, tysiąeznemi fortelami zwyciężający w Saxonie Grammatyku podstępne zamachy stryja i teścia, należy także do rzędu takich lachinonów północnych, i stanowi nawet pod pewnym względem ideał przebiegłości szlachetnej, Sax. Gramm, 26 calliditatis commentum, callidiits indicium, inextricabile calliditatis ingenium itp. Znany w kronikach francuzkich naczelnik normański Has tings słynie powszechnie jako per omnia fran 18 dulentissimus (Bouqu. XI. 623). Sławny książę Normanów w południowej Italii Robert, nazwany Gwiskard, ma ten przydomek dla swojej bezprzykładnej chy trości, Gnili. Ap. Leibn. I. 592 quia calliditatis Cicero non tantae fuit aut versutus Ulisses. Drugi naczelnik Normanów włoskich Roger, jest również przebiegłym i podstępnym, consilio callidus (Malaterra Bouq. XI. 140), itp.
Takimiż w ogóle podstępcami są i nasi Leszkowie, a jak ich charakter i północny źródło-słów ich nazwy, tak i poszczególny rodzaj przypisywanych im fortelów, jakoteż wszystkie inne okoliczności ich dziejów, mają rysy całkiem normańskie.
Leszek pierwszy zwycięża podstępnie w wojnie z Alexandrem W., a imię Aleksandra W. brzmiało nader często i głośnie w ustach normańskich.
Czyto w sławnej pieśni podróżnika anglosaskiego, czy w przyrównaniu króla Ermanryka Aleksandrowi W. (Jorn. 642), czy w porównaniu Kanuta W. z Aleksandrem (Suen Agg. 143) — wszędzie jest Aleksander W. u Normanów ideałem potęgi, bogactw i chwały; starożytni Sasowie mienią się szczątkami jego armii (Wituk. 418); ruscy Normani toczą z nim wojnę, i bywają odeń listami obsyłani (Kararnz. I, n. 70); nic przeto łatwiejszego nad normańskie przekręcenie wojny Leehitów z jakimś władzcą „podobnym Aleksandrowi W.“ w powiastkę o wojnie z samymże Aleksandrem.
Mógł być takim władzcą jeden z owych zdobywców skandynawskich, którzy około VIII wieku panowali od zatoki Finlandzkiej wzdłuż całego Bałtyku aż po Irlandyę, i domagali się hołdu od wszystkich pomniejszych książąt na tej przestrzeni, lubo są nieznani rzadkim owego czasu kronikarzom łacińskim (Dahlm. I. 61. 65), jak np. sławny Regnar Lodbrok i kilku innych.
Zwycięża Leszek I wojska Aleksandrowe podstępem świecących zdała szyków pomalowanego żołnierstwa z drzewa — a podobne fortele bywały codziennym zwyczajem u Normanów. Wojujący z teściem Brytańskim Arnlet ustawia zwłoki poległych żołnierzy w groźne zdała szeregi, i odnosi tym sposobem wygraną (Sax. Gr. 30). Nor-mański książę Hakon każe żołnierzom swoim nieść przed sobą gałęzie, i nadawszy tein pozor ruchomego lasu całemu wojsku, pokonywa złu dzonych nieprzyjaciół (OL Magn. 233). Inni książęta osłaniają podobnież czółna swego rycerstwa, co równie szczęśliwy osięga skutek (Gheysm. 811. 326).
Jeszcze więcej powinowactwa z zwyczajami północy ma historya Leszka II.
Oznaczenie następcy po Leszku I zostaje po-ruczone losowi, a takiż wybór książąt bywał częstym zwyczajem u Normanów, sorte osten-ditur (Beda. Lapp. I. 561).
Wyrocznią losu ma być przy wyborze Leszka II zwycięztwo w wyścigach konnych, a takiego sposobu oznaczania następcy nie potrzebowali Lechici brać dopiero z perskiej historyi Daryusza Hystaspa, mając go w nierównie bliższym kraju normańskim, w niedalekiej Estonii.
U Estów — opowiada Norwejczyk Wulf-stan — jak u wszystkich Normanów, ile grodów tylu jest królów. Tacy królowie estońscy jedzą (po normańsku) mięso źrebięce i piją mleko kobyle, a ludzie ubożsi raczą się miodem. Spuścizna zaś króla takiego przechodzi do następców losem zwycięstwa w wyścigach konnych. Najprzód ucztują wszyscy przez kilkanaście dni lub tygodni nad ciałem nieboszczyka, a potem urządzają gonitwę. Wzdłuż całej drogi bywa w kilku nierównych częściach rozłożony majątek umarłego, część najmniejsza najbliżej domu, największa, niejako korona takiego „króla“, w najdalszej odległości. Gonią więc wszyscy do mety, a kto najprędszego ma konia, ten bierze główną spuściznę.
Takiemu też najprędszemu chwatowi — chwat, hwat, w skandynawskim języku tyle co prędki, rączy (Ihre I. 944, ob. wyżej Reidgothia, reid, hred, szybki, velox) — ma się dostać królewska puścizna Leszka I, a zamierzył ją ubiedz podstępem pewien kowal, posiewając całą drogę goździami, z wyjątkiem małej ścieżki dla siebie.
Kowalski zaś stan pretendenta, fortel goździ, nawet dalsze zwyciężenie podstępnika jeszcze dowcipniejszym podstępem — to znowuż same cechy normańskie.
Podczas gdy u Teofylakta posłowie słowiańscy z nad Bałtyku oświadczają, że w ich kraju nie ma żelaza: Skandynawia przeciwnie miała zdawien dawna najwyborniejszą rudę żelazną, liczne hamernie i kuźnie, i osobliwszą cześć dla kowalstwa, okazującą się także w użyciu głównego narzędzia kowalskiego, młotu, za symbol boga Thora, w wielu podaniach o kowalach dostojnych (np. Worm Mon. 314 faber), z osobnych w kronikarstwie rozdziałów o sztuce i przemyślności kowalskiej (01. Magn. 210).
Fortelne posianie ziemi goździami przypomina się w historyi napadów normańskich na Brytanię (Saxo Gramm. 48 ferreos terrae murices instra-verunt), tudzież napadu na wyspę Rugię (Saxo 52 inusitati acuminis clavos obicere eoeperunł).
W tem oslatniem zdarzeniu powtarza się na-wTet drugi fortel wyścigu o koronę Leszkową; jak bowiem jeden z spółzawodników lechickich dla ubezpieczenia się od goździ używa podków z blachy, tak i napadający na Rugię Duńezyko-wie używają przeciwfortelu podków drewnianych, lignea pedibus łegmina submittenłes.
Następne rozdziały o Popielu przedstawią więcej rysów analogii podobnej.
Przechodzimy też do nich, pomijając resztę szczegółów w tradycyjnej historyi Leszków, które jako mieszanina wypadków rzeczywistych i przyozdobień zmyślonych, nie dadzą się albo nigdy albo przynajmniej dzisiaj wyjaśnić dostatecznie.
Tylko o jednym wypadku historycznym, niezbyt szeroko rozpamiętywanym w tradycyi, lecz niezmiernej wagi w rzeczywistości, należy wspomnieć poprzednio.
W tradycyi i w narodowym uczuciu późniejszej Polski słowiańskiej wzbudza ogół książąt lechickich bardzo chłodne współczucie, a ostatnia ich warstwa, rodzina Popielów, obciążyła się nawet nienawiścią ludu swojego, tj. rządzonych przez siebie Słowian.
Jednocześnie z tem wzmaganiem się niechęci słowiańskiej ku pierwotnym władzcom lechickim, zachodzi w historyi przeistoczenie się nazwy plemienia słowiańskiego, Slavi, w ogólne miano niewoli, sclavi.
Lubo kronika nierozszerza się o tem, stoją te obiedwie okoliczności, tj. coraz większy wstręt Słowian ku książętom lechickim i coraz większa niewola Słowian, w najściślejszym z sobą stosunku, i mają się do siebie jak skutek do przyczyny.
Nim tedy przyjdzie mówić o upadku znienawidzonych Popielów, wskażemy pierwej ogólną przyczynę tej nienawiści. ¥111. Niewola Słowian.
Niezrozumienie normańskiej narodowości Lachów, panujących według tradycyi wzdłuż całego wybrzeża bałtyckiego od Wisły aż po Hamburg, nie dozwoliło także rozwiązać dostatecznie pytania, jakim sposobem mogła przyjść do skutku owra przemiana nazwy ludu pewnego w powszechną nazwę niewoli. Dotychczasowe odpowiedzi na to pytanie nie odpowiadają ogromowi zjawiska.
Zwyczajnie panuje wyobrażenie, jakoby głównymi sprawcami niewoli Słowian i okropnego spotworzenia ich nazwy byli Niemcy od czasów Karola W., co jednakże nie zgadza się z rzeczywistością.
Mimo wszelkich bowiem ran Słowiańszczyzny w wojnach z Niemcami od wieku VIII po XIII, mimo straszną jeszcze plagę ówczesnego niewolnictwa i handlu ludźmi wczasach wojny, głodu itp., niewystarczają te niemiecko-słowiań-skie zajścia do wytłumaczenia strasznych rezultatów niewoli, jakim uległa cała Słowiańszczyzna pierwotna.
Niemcy Karola W. i wieków następnych byli Chrześcijanami, chrześcijaństwo kładło potężną
— m — tame nadużyciom niewoli, chrześcijański handel niewolnikami ograniczał się później na sprzedaż w własnym kraju, wywóz niewolników za gra nicę był surowo wzbroniony, kupczenie tego rodzaju z ludami niechrześcijańskiemi należało do grzechów najsromotniejszych — a powszechne przetworzenie się nazwy Słowian w nazwę niewoli potrzebowało nierównie szerszej widowni niż same Niemcy, potrzebowało daleko większego rozgłosu w świecie niż go sprawili Niemcy, potrzebowało nierównie dzikszych ludów i czasów niż chrześcijańskie — i odbyło się rzeczywiście w sposob o wiele sroższy, w rozmiarach nierównie rozleglejszych.
Pozostało wprawdzie mało wyraźnych w tej mierze świadectw; owe świadectwa Thietmara i Helmólda o rozprzedawaniu rodzin słowiańskich i o targach niewolników w miastach bałtyckich są za nadto drobnemi w porównaniu z niezmier-nem rozpostarciem się imienia Słowian w znaczeniu niewolnictwa; ale gdybyśmy nawet nie mieli o tem żadnej innej wiadomości nad tę, którą natychmiast przytoczymy, tedy powinni-byśmy zrobić sobie z niej daleko trafniejszy 19 obraz losów Słowiaństwa, niż go sobie robimy z Tbietmara i Helmolda.
Pisze tedy arabski podróżnik Ebn-Haoukal w wieku X, a pisze głównie z wspomnień dawniejszych: „Kraj Słowian jest tak wielkim, że na wschód dostarcza niewolników Korassanowi, na zachód zaś Andaluzyi. Andaluzyanie zakupują ich w Galicyi, we Francyi, w Lombardyi i Ka-labryi, aby ich uczynić rzezańcami, a potem Wywieźć ich do Egiptu i Afryki. Wszyscy rzezańcy słowiańscy, którzy gdziekolwiek są w świecie, pochodzą z Andaluzyi.“
Na takiej to więc przestrzeni, od Francyi i Andaluzyi aż po Korassan czyli Persyę, w tak barbarzyński sposob, toczył się ów handel nie-wolnemi tłumami Słowian, który w długim przeciągu czasu z imienia sprzedawanego przez siebie ludu zrobił ogólną nazwę towaru swego.
Takim zaś handlem nietrudnił się ani Niemiec, ani Frank, ani którykolwiek inny lud chrześcijański; mógł go prowadzić wówczas i prowadził na prawdę tylko jeden z narodów europejskich — pogański, wędrowny, kupiecki, rozbójniczy, osobliwie niewolników łakomy — Normanowie.
Z tylu różnych przyczyn godni zbadania i poznania, są oni jeszcze i pod tym względem pamiętni Słowiańszczyznie.
Każden Słowianin uchodził za granicą na mocy imienia swojego za niewolnika, cląve, slcive, a każdy Norman wojenny handlował niewolnikami.
Wszystkie owe wyprawy i napady normań-skie na cudze kraje miały głównie branie niewolników na celu.
Jeniec, niewolnik, okazywał się najpospolitszym, najłatwiejszym łupem do wzięcia, a gdzieindziej znajdziemy wyłożono obszerniej, jak niezmiernie potrzebnym i pokupnym towarem bywał wówczas łup taki.
Każden więc z owych tysięcy a tysięcy normańskich korsarzy i wojowników wyruszał na wyprawę rycerzem, a wracał nazad obciążonym kupą niewolników handlarzem.
Życie każdego z takich bohaterów normańskich, jak kronika skandynawska (Snorro 274) donosi o Lodynie — dzieliło się na dwie części: w jednym przeciągu czasu trudnił się on wojną, korsarstwem; w drugim oddawał się handlowi mercaturae.
„Ztąd też bywa czasem niepodobieństwem“ — opowiada dzisiejszy badacz dziejów normańskich (Munch Her. Zeitalt. 238) — „oznaczyć dokładnie granicę między wyprawą zbrojną a podróżą kupiecką..... Załoga kupiecka musiała umieć się bronić, i sama niekiedy łupieżyła u brzegów, a rycerz nawzajem musiał spieniężać swoją zdobycz, prowadzić handel..... Najbliższym zaś handlowi takiemu artykułem, niezmiernie powszechnym owego czasu towarem, bywał niewolnik.....“
Zbywano zdobycz ludzką bądźto na miejscu wyprawy, zawierając krótkie zawieszenie broni z najechanym powiatem, i ofiarując mu sprzedaż jeńców; bądźto wr stronach odległych, wioząc jeńców na liczne tego rodzaju targowiska północne, albo co najkorzystniejszą bywało rzeczą, do południowych krajów mahometańskich.
W tychto południowych krajach Islamu, poczynających się natenczas w opanowanej przez Arabów Hiszpanii, potrzebujących niezmiernej ilości niewolników, trzebieńców itp., wolnych w tej mierze od praw i skrupułów chrześcijańskich, otwierało się swobodne i zyskowne pole normańskiemu kupczeniu niewolnikami.
Ku temuż południowi kierowali Normani naj chętniej swoje kupieckie wyprawy z towarem ludzkim, i sprzedawszy go tam łatwo i drogo, przywozili nazad ową inassę złotych monet arabskich, która po dziśdzień w’ różnych stronach północy wykopywana, budzi w tak wysokim stopniu podziw uczpnych.
Zestawmy teraz kilka głównych dat tego rzędu, częścią obecnie, częścią dawniej tu na-trąconych, a stanie nam na widoku, któryto naród przyczynił się najwięcej do przemiany imienia słowiańskiego w imię niewoli.
Największa liczba niewolników słowiańskich szła według owego świadectwa arabskiego w strony południa, od Andaluzyi aż po Ko-rassan, a po też właśnie obiedwie kończyny południowe sięgały ramiona bezprzykładnej przedsiębiorczości normańskiej, okrążając z jednej strony bądźto w celach wojny bądź handlu wybrzeża hiszpańskie, afrykańskie i włoskie, z drugiej zaś strony według doniesień Massudego, grasując po morzu i wybrzeżach kaspijskich.
Handel niewolą Słowian potrzebował ludu wędrownego, kupieckiego i pogańskiego, a nasi fortelni, wędrowni, kupieccy Normanowie żyli do wieku X w pogaństwie. Igo —
Chciejmyż do tych niewolniczo-handlarskich przymiotów Skandynawca dodać jeszcze najbliższe sąsiadowanie naszych na południe rozprze-dawanych Słowian z Normaństwem, opasującem „bezbronną“ Słowiańszczyznę Teofylakta ogro-innem półkolem od półwyspu duńskiego aż po szwedzką Finlandyję, i uwzględnijmy przytem ów tylokrotnie badany i podziwiany handel Skandynawii z południem, nie mający ze strony północnej prawie nic innego do ofiarowania w zamian nad ludzi, a przystaniemy łatwo na wniosek, iż Normanito głównie rozwozili po wszystkich krajach niewolników słowiańskich, i rozwieźli po świecie niewolnicze znaczenie imienia Słowian.
Nieco więcej szczegółów o niewoli słowiańskiej i średniowiecznem niewolnictwie w ogóle, znajdzie się później gdzieindziej.
Tu zamkniemy uwagą, iż znaczna część wywożonych w zagraniczną niewolę Słowian musiała doznawać tego losu za sprawą naszych książąt lechickich, coraz bardziej przeto nienawidzonych od swego ludu ze krwi słowiańskiej.
Za czasów ostatniego Popiela doszła ta nienawiść do najwyższego stopnia, i dopomogła niemało do zgubnej Lechitom katastrofy, prowa dzacej za sobą upadek władzy Lachów normańskich a wzniesienie się słowiańskiej dynastyi Piastów.
IX. Popiel.
Wzmianką o Popielu zbliżamy się do stałego lądu historyi.
Po długiem błąkaniu się na falach trudnej do sprawdzenia tradycyi, mamy teraz przed sobą podanie czyli wypadek, które jak się zdaje znalazły sobie świadectwo w wiarogodnych źródłach historyi.
Ocenimy najprzód podanie, a potem przywiedziemy świadectwo.
Za miarę prawdopodobieństwa pierwotnych podań naszych przyjęliśmy ich barwę normańsko-historyczną, i takąż barwą normańską odznacza się w uderzającym stopniu podanie o Popielu.
Dotyczę to przed wszystkiem innem samegoż imienia Popielowego, które według Długosza (I. 68) było tylko słowiańskim przekładem sta-rogermańskiej nazwy Oscherich albo Ąscherich. Nazwa zaś Ąscherich była w istocie własnością wielu bohaterów normańskich, Ascer, Oserich, Osric, Askarich, głośnych pod tem imieniem w kronikarstwie francuzkiem i angielskiem (np. Dep. 70 itd.), jako wodzowie wypraw na Anglię, Francyę, Sekwaną aż na Paryż, i to właśnie w czasach Popiela około r. 840.
Jeszcze wyraźniej normańskim jest znany jego przydomek Chostek, Chwostek, Chościsko, Kościsko albo Koszysko.
Według Bogufała (str. 13) i Długosza (I. 70) pochodził ten przydomek od jakiegoś nieznanego wyrazu, mającego znaczenie miotła, scopa, scopula — a sam przydomek znaczył naprzód człowieka o długich włosach, z rozczochranemi nakształt miotły włosami, Boguf. quia pilucos pilos ohlongos, Dług. cum deformes in caesarie capillos haberet — po wtóre człowieka nierządnego, marnotrawrcę, nawet waryata. Długosz I. 70 propter laxatos mores; YI. 658 propter mentem parurn sanam, Naruszewicz „dla szaleństwa“, Linde Chostek nierządnik.
Zastanówmy się teraz nad samym wyrazem Chostek jako miotła, scopa, scopula — a potem nad obojem jego znaczeniem długich włosóio i nierądnictwa.
Szukając odpowiedniego wyrazu w językach słowiańskich, znajdujemy tylko chwost, w zna-
— im — czeniu ogon, nie zaś miotła, scopa, scopula. Za toż pójdźmy do tegosamego języka normań-skiego, który nam wytłumaczył znaczenie wyrazów lach, gniazdo, mogiła, i poszukajmy w słowniku szwedzkim lub duńskim wyrazu miotła, a znajdziemy po szwedzku ąuast, tj. chwast albo chwost (jak np. Sławianiu albo Słowianin), po duńsku zaś koste, zkąd słowiańskim sposobem Chwostek, Kostek, Kościsko itp.
A jak sam wyraz ąuast, kost, Chostek, Kościsko — tak i oba zawarte w nim znaczenia człowieka o długich włosach i nierządnika — — są rzeczą całkiem normańską.
Co do Igo — staranne pielęgnowanie włosów należało do najcharakterystyczniejszych zwyczajów skandynawskich. Długie, trefione kędziory stanowiły na północy główną ozdobę i odznakę ludzi dostojnych, poświęcających im niezwyczajnie wiele zachodów i uwagi. Z przytoczonego w pierwszej części wyjątku powieści o towarzyszach Jumskich wiadomo, z jaką troskliwością zastrzegali sobie u kata ginący pod jego ciosami bohaterowie, aby ich długie włosy zachowano od splamienia krwią i kurzawą. Ta nader cenna ozdoba głowy nadawała przednim pa nom nor 20 mańskim osobny nawet przydomek Utrefionych, der Haargelockte. Osobliwszym trafem brzmiał ten przydomek w oryginalnym języku normańskim czyli gockim Hazdigg, łub Hozdigg (a i o w językach północnych, jak i słowiańskich zastępują się wzajem) tj. prawie tyle co Chostek. „Hazdigg, der Haargelockte, utrefiony“ — pisze najnowszy badacz rzeczy normańskich (Munch Her. Zeit. 30) — „ było przydomkiem najznamienitszych mężów u Gotów i Wandalów, którzy sami jedni używali zaszczytu długich włosów/’ — Nawet główne imię Popiela Oscherich albo Ąscherich ) mogło także mieć tylko znaczenie długowłosy, ile że w narzeczach starogermań-skich Aschar albo Ascher, na północy Ascer lub Oscer, znaczyło tyle co niepostrzyiony, długowłosy, Schilter Thesaur. III. 65 Aschara intonsuratus, crinitus.
Co do drugiego znaczenia Chwostek = nie-rządnik, szaleniec — i to znane było w stronach ) Mniemanie jakoby nazwa Popiel była przekładem niemieckiego Ąscherich, zdaje się tyłko złudzeniem. Popel było wyrazem starogermańskim, oznaczającym maszkarę, straszydło, człowieka albo rzecz plugawej powierzchowności. Grimm Myth. 473. 475. normańskich. Dowiadujemy się o tem z starych słowników Frischa i Bremsko saskiego (Bremen 1767, 5 tomów), z których pierwszy pod wyrazem ąuast pisze: ąuast, tyle co kost, ąuaser, żarłok, marnotrawca, rozpustnik; drugi zaś pod tymsamym wyrazem: ąuast było połajaniem (schimpfwort) człowieka przewrotnego, dziwaka, niespełna zmysłów.
Opiewa tedy tradycyą o naszym Popielu Chościsku albo Kościsku z normańska ąuaście lub koście, iż nastąpiwszy po swoim ojcu w po-szczególnem księstwie Krusz wiekiem, rządzić miał wespół z mnogimi braćmi ojca zmarłego a swoimi stryjami, w liczbie 20, dzierzącymi pomniejsze udziały czyli księstwa osobne w zdłuż całego pobrzeża bałtyckiego, od Odry po ujście Elby.
Jestto stosunek czysto normański, powtarzający się w starożytnej historyi wszystkich narodów skandynawskich, uległych zrazu bardzo wielu drobnym książątkom. Nosząc nazwę królów pułkowych, fylkis — koenige, mieli ci drobni władzcy do czynienia zawsze z jakimś ambitnym współzawodnikiem, zamyślającym wytępić wszystkich, i podnieść swoje jedynowładztwo nad całym krajem.
A jak pod względem tego stosunku podobnemi były do siebie państwa skandynawskie i Lechia Popielowa, tak też pod względem wynikających z tąd następstw okazuje się zupełnie podobną ich historya.
Popiel zamierzył wytępić swoich stryjów, i zostać samowładzcą, a takieżsame zamiary jedy-nowładzcze przedstawiają się główną treścią historyi wszystkich narodów skandynawskich pod koniec wieku VIII.
U wszystkich przychodzi wówczas rzeczywiście do wygórowania ambitnych pretendentów nad resztą drobnych spółkrólów, do wzniesienia się nakoniec trzech wielkich państw, w miejscu nieskończonej ilości dawnych księstw małych; i od tegoto właśnie wypadku zaczyna się właściwa historya osobnych królestw Danii, Szwecyi, Norwegii, gdy przed tem panował tam jakiś stan chaotyczny, niedający się żadną miarą określić umiejętnie.
Posuwa się owszem to podobieństwo między Skandynawią a Lechią do zupełnej prawie tożsamości wydarzeń, ile że historya lechickiego Popiela wydaje się jakoby prostem powtórzeniem historyi szwedzkiego króla Ingialda.
Popiel zmyślił śmiertelną chorobę, i zaprosił swoich 20tu stryjów na przedzgonną biesiadę pożegnania. Stryjowie przybywają nawiedzić umierającego, i piją z jego ręki truciznę, przyprawioną od małżonki Popiela. Popiel zostaje samo władzcą, ale krewni otrutych stryjów, liczni lechicko-bałtyckich miast mysingowie czyli my szaki tj. korsarze normańscy, według późniejszej tradycyi myszy, (ob. artykuł „O myszach króla Popiela“ w Szk. hist. II), spieszą skandynawskim zwyczajem pomścić zabitych. Opadnięty od my-singów ucieka Popiel na jezioro Gopło, i ginie tam w sławnej wieży, ostatni lechickiego rodu król Polski.
Ingiald zmyśla pogrzebową ucztę na cześć ojca swojego, i zaprasza na nią wielu współ-królów, po części krewnych swoich. Królowie stawią się na wezwanie, ale po sutym bankiecie padają wszyscy pod ciosami zabójców. Za pomocą występnej córki ponawia Ingiald zamach podobny, i staje się mordercą 12 królów (Snorro 45 — 51. Dalin I. 323 — 333. Geijer I. 302), blizkim jedy-nowładztwii. Oburzeni jednak poddani buntują się przeciw niemu, i wypędzają go z kraju — ostatniego z starodawnej dynastyi Inglingów.
Jeśli nie dość tu podobieństwa, tedy możemy przydać jeszcze rys dalszy. Popiel dopina zamiaru fortelem śmierci zmyślonej, a takiżsam fortel powtarza się przynajmniej po trzykroć w zagach i kronikach normańskich — mianowicie w historyi starożytnego króla Frotona, Sax. Gr. 11 simu-latum ducis obitum — w dziejach napadu Normanów na południową Italię, Wilh. Apul. Leibn. I. 595 qui (wódz Normanów) cum quasi mortuus esset, impositus feretro — wreszcie w wypadku następującym.
Około r. 857 przyszło zuchwałym Normanom pod rozkazami Hastingsa na myśl, zwiedzić nie znaną sobie stolicę chrześcijaństwa. Opłynąwszy tedy Francyę i Hiszpanię, zawinął Hastings do miasta włoskiego Luna, które mniemano Rzymem. Mieszkańcy zamknęli bramy i przysposobili wszelkie środki obrony. Na widok niełatwego wnijścia do miasta, uciekł się Hastings do zwykłej for-telności normańskiej. Zmyślił śmiertelną chorobę, i kazał oświadczyć mieszczanom, iż ofiaruje im pokój i chce się ochrzcić przed śmiercią. Zawarto tedy ugodę, dopełnił się obrzęd chrztu. Nazajutrz stanęli Normani z wielkim płaczem u bramy, donosząc o śmierci wodza, i prosząc o pogrze banie go w mieście po chrześcijańsku. Stało się zadość żądaniu, pozwolono Normanom wnieść zwłoki książęce do kościoła, wszystko miasto zbiegło się tłumnie na pogrzeb. Naraz wśród nabożeństwa zrywa się Hastings z mar, i wraz z obecnymi towarzyszami rzuca się przy drzwiach zamkniętych na duchowieństwo i lud. Reszta Normanów wdarła się tymczasem przemocą w bramy miasta. Opanowana Luna stała się pastwą łupieży. Piszą o tem szeroko kroniki frankskie i włoskie (Kruse Chr. 242 — 248).
Takim sposobem wszystkie szczegóły historyi Popielowej: zamiar jedynowładztwa, zabicie książąt, udanie śmierci, nawet wygnanie z kraju — są żywem echem dziejów normańskich.
Wypada przyjąć koniecznie, iż cała bistorya króla Popiela jest albo prostą bajką na tle podań skandynawskich osnutą, albo historycznym rezultatem takichsamych stosunków, pobudek i wyobrażeń, jakie znane są w historyi ludów północnych.
Ten ostatni wniosek zdaje się być prawdziwszym z wielu względów, mianowicie zaś ztąd iż nie ma ani jednego szczegółu w tej historyi, któryby się przy bliższem zbadaniu nie okazał wielce prawdopodobnym.
Spółistnienie wielu królów należy do zwykłych zjawisk dziejów normańskich; uroszczenia jedynowładzcze bywają w takim razie nieuui-knionem prawie następstwem; ryczałtowe zabicie wielu książąt, powtarzające się np. w historyi króla Ingialda, frankskiego Klodoweusza, margrabiego Gerona zabójcy 30tu książąt słowiańskich itp., nie ma bynajmniej znamienia bajeczno-ści; wygnanie Popiela i upadek jego dynastyi zdają się wypadkami niewątpliwemi.
Mamy wreście przyczynę mniemać, że o tejto katastrofie Popiela mówi ważne świadectwo dziejów, przechowane w pismach arabskich.
X. Świadectwo historyczne.
Czytamy w Massudym u D’Ohssona: „Główny naród słowiański nazywa się Velinana. Można go poczytać za wielkie roisko Słowian. Niegdyś panował on wszystkim ludom swego plemienia, a jego monarcha imieniem Madsek odbierał hołdy innych książąt słowiańskich. Lecz po niejakim czasie wybuchła niezgoda pomiędzy niemi, i osła biła potęgę tych ludów, dając osobnego władzcę każdemu. Ła principale nation sclabe se nomme Velinana; on peut la considerer comme lasouche des Sclabes. Jadis elle les dominait tom, et son roi, nomme Madjek, recevait 1’hommage des autres princes sclabes; mais la desunion su wint et affaiblit la puissance de ces peuples, en leur donnant a chacun un soiwerain par-ticulier.“
Do tegożsamego wypadku ściąga się drugi ustęp arabski, z tegożsamego zapewne źródła. Takzwany geograf Nubijski z wieku XII wyjął go z dawniejszej książki Mirabilia mundi, mówiącej o tym wypadku jako o rzeczy bardzo starej, lapsis temporibus. Tam po wzmiance o wielkich niegdyś miastach handlowych u Słowian nadbałtyckich, powiedziano co następuje (Barthold Gesch. JPomm. I. 507): „Jeden z królów tamecznych chciał panować nad resztą książąt i stoczył z nimi walkę, lecz został zwyciężony. Mimo to trwały dalej niesnaski i zatargi, przez co niektórzy z nich opuścili ojczyznę, i zagnali się aż na morze śródziemne. Wtedy zostały zburzone i opustoszały ich miasta. Volente autem ąuodam ex ipsismet regnare super eos, proe 21 lium ima cum mis commisit in illos, ac licet debellatus fuerit, tamen ob eocortas inimicitias atque dissidia, ąuidam eorum inde profeętiin mediterrąneum penetravere, atąue ita urbes illorum dirutae incultaegue mansere/1
Przebaczmy opisowi arabskiemu właściwy mu sposób nazywania rzeczy po cudzoziemsku, i starajmy się raczej wyjaśnić jego terminologię.
Chodzi przed wszystkiem o zrozumienie owych wyrazów: „słowiański“, Velinana i Madiek.
Pierwszy z tych wyrazów oznaczał czasem co innego niż samych Słowian, obejmował zarazem opanowaną ludność słowiańską, i panujących nad nią Normanów, nazywanych niekiedy dla przeważającej liczby poddaństwa Słowianami, zwłaszcza w drugiem i trzeciem pokoleniu od przyjścia Skandynawców do Słowian, kiedy żony i matki słowiańskie znacznie ich pod względem języka i zwyczajów zesłowianiły.
Wówczas jednym i tymsamym nadawano czasami nazwę Słowian czasami zaś Normanów, jak to widzimy najprzód we wzmiance o pojmaniu duńskiego króla Swena przez podległych Bolesławowi Chrobremu mieszkańców’ miasta Julinu, dziś Wollin, z polska niegdyś Yelun lub
Wieluń, których jeden z kronikarzy niemieckich (Thietm. 848) nazywa Normanami, drugi zaś (Ad. Brem. cap. 21) Słowianami — jak to następnie powtarza się w przykładzie innych ludów słowiańskich, które dla podobnegoż zmieszania się z Gotami miewają nazwę „Słowian lub Gotów“ (Karamz. I. not. 267).
W obecnym ustępie Mass ud ego rozumie się pod wyrazem słowiański takaż mieszanina zawojowanych Słowian i panujących im Lachów.
Iż Massudy nazwy Słowian rzeczywiście w znaczeniu takiej mieszaniny używa, dowodzi się najlepiej dalszem jego twierdzeniem, że i Niemcy i Sasi i niemiecki król Henryk — są także Słowianami. Widząc panujących nad Wisłą i Odrą Normanów podobnymi pod względem narodowości germańskiej do Teutonów, a mając zwyczaj nazywać ich Słowianami, nie waha się on zaliczyć i Niemców z Sasami do rzędu Słowian — co u różnych arabskich i niearabskich pisarzów powtarzając się, dało powód wielu rażącym nieporozumieniom.
Velinana znaczy mieszkańców starosłowiańskiego niegdyś miasta Julinu, które jak wyżej napomkniono, zostawiło po sobie pamiątkę w dzi siejszem miasteczku Wollin, a w najdawniejszych kronikach polskich (Kadłub. 702, Gallus 281) zwie się Wieluń lub Velun, tyle co Velyn lub Wollin, u Bogufała wyraźnie: Julin, quod nunc Welin. Przemiana Julin w Velyn jest tylko skutkiem przydatku litery w do początkowej dwó-głoski ju (Ihre U. 2016 0 more Gothis per-familiaripraefigitur, np. ongi = wongl, ulband = wielbłąd, itd.) — do któregoto słowa Velyn dodano jeszcze zwyczajem arabskim końcówkę na, np. Madiu-na, miasto Madżów, Lelew. Geogr. III. 182.
Jak to wiemy z historyi Bolesława Chrobrego, pod którego zwierzchnictwem Palnatokko władał w Julinie, i który tuż pod Juiinem założył biskupstwo Kołobrzeskie, należało to miasto do tegożsamego państwa co Gniezno i Kruszwica, a będąc największem z handlowych miast słowiańskich nad Bałtykiem, i mając z tego względu głośniejsze u Arabów imię niż Gniezno lub Kruszwica, mogło rzeczywiście posłużyć Massudemu za nazwę całego ludu i państwa.
Jakoż nie tylko Arab Massudy lecz i niemiecki pisarz Witukind używał tejsamej nazwry, Vuloini tj. Jułincy czyli Wieluńcy, stosując ją do pół nocnych poddanych Mieczysława, podówczas zbuntowanych.
Niezwyczajne wreście mnóstwo starożytnych monet arabskich, znachodzonych w pobliżu dzisiejszego Wóllina (Barthold I. 299), rymuje tak ściśle z podanem tu wyjaśnieniem arabskiej nazwy Velinana, iż prawie niepodobieństwem jest mniemać, aby ta nazwa miała znaczyć co innego jak Velun.
Madiek jest arabskiem mianem Normana, zgodnem z zwyczajną u Arabów denominacyą Normanów madhus (Kruse Chr. 159. 164. 192. 195), co zapewne nie znaczyło maga lub czarodzieja, lecz powszechnym na wschodzie zwyczajem nazywania ludów po imieniu starożytnych patryarchów pokoleń, miało oznaczać Magog, z arabska Madiek, tj. biblijnego praojca Gotów. Jakoż nawet w kronikach chrześcijańskich miewają Normani od tegoż praojca nazwanie Magog, np. Kruse Chr. 193 „Danowie czyli Magog“ — 247 a Magog swe Gothis. Że zaś w ory-encie nazwy ludowe używane bywały za imiona monarchów, tego przykładem owa spółczesna wiadomość dyplomaty perskiego o panującym w Polsce monarsze Czech, tj. Wacławie Czechu, poprzedniku Władysława Łokietka (Lelew. Opis. 468).
Taki zaś wykład owych słów Massudego daje ino znaczenie następujące: Głównym narodem lechickim jest Juliński. Panujący mu król, Norman z rodu, odbierał niegdyś hołdy książąt pobliz-kich, (jak właśnie Popiel był poprzednio zwierzchnikiem swoich stryjów). Później zaszła niezgoda, i osłabiła potęgę Lachów.
Jednomyślnie z tem ostatniem wyrażeniem się Massudego o podupadnięciu potęgi Lechitów za Popiela mówi nasza kronika Kadłubkowa po opisaniu niezgody między Popiciem a stryjami: „Ze zgaśnięciem tych świateł na niebie ojczystem (z upadkiem stryjów zabitych) zgasła wszelka chwała, upadła wszelka sława Polaków — omne decus occidit omnis gloria Polonorum exta-bmt — co w ustach kronikarza polskiego między wiekiem dwunastym a trzynastym, mającego po upadku Popiela mówić o chwale Bolesława Chrobrego, byłoby rzeczą wTcale niezrozumiałą, gdyby nie wypadło przypuścić, iż u niego Lechici Po-pielowi a Polacy Bolesława Chrobrego są całkiem różnemi pojęciami. m —
Jeszcze wyraźniej do Popiela odnosi się drugi ustęp arabski, mówiący o królu Lechickim, który chciał panować nad resztą książąt, lecz został zwyciężony; skutkiem czego podupadły miasta tameczne.
Do którejto zgodności między tradycyą o Popielił a obudwoma świadectwami arabskiemi należy przydać jeszcze datę pierwszego podupadnię-cia Julinu, który istotnie w czasach katastrofy Popiela, i zapewne w związku z dziejami jego upadku, mianowicie około r. 830 uledz miał pierwszej zagładzie (Simonsen Untersuch. iib. Jomsburg, 52 ) — przypominającej się prawdopodobnie w owej wzmiance arabskiej o upadku miast nadbałtyckich, a wynagrodzonej następnie no-wem zakwitnięciem Julinu za Bolesława Chrobrego. ) Znajdujemy w przytoczonem tu dziele Simonsena ciekawe wzmianki z kronik północnych o mieszaniu się różnych książąt skandynawskich w domowe zatargi Julinczyków. Takim sposobem trzy różnego rodzaju wiadomości, tj. świadectwo Massudego, nasze podanie o Popielu, i doniesienia północne, mówią o katastrofie miasta Julinu. Sąto zapewne źródła wątpliwej treści, trudne do zrozumienia i pojednania, lecz okazują się zawsze bardzo pamiętnem echem zdarzenia historycznego, który w najwyższym stopniu obchodzi naszą historyę.
Nasuwa się w końcu osobliwsza kombinacya okoliczności, będąca może tylko przypadkowem złudzeniem. Po naszym od „myszów“ zagryzionym Popielu pozostał syn młodszy Chostek albo Koszysko; według drugiego ustępu arabskiego zagnali się niektórzy rozbitkowie Julińscy aż na morze śródziemne, a właśnie w latach syna Popielowego, tj. około r. 857, czyli w 17 lat po zwyczajnej dacie upadku Popiela około r. 830 — 840, grasował na tem morzu niejaki Chostek. Jak bowiem zesłowianiony wyraz Wareg brzmiał w języku skandynawskim właściwie Vae-ring, tak i nasz Chostek wymawiał się po nor-mańsku Chasting lub Hasting, a Hasting było właśnie imię owego wodza Normanów, który tak podstępnie opanował i złupił Lunę. Co tem-większem prawdopodobieństwem albo przynajmniej temzłudniejszym zaleca się pozorem, że imię Hasting pisze się niekiedy inaczej Hvasten, jakoby z polska Chwostek (Kruse Chr. 146) — że podstępny zdobywca Luny nieznany jest zresztą za-gom północnym (Dep. 76), a przeto nie pochodził zapewne z właściwej Skandynawii — że wreście podstęp zmyślonej śmierci okazuje się niejako familijnem dziedzictwem obudwóch Chostków, w Lunie i nad Bałtykiem. Jeśli więc pisarzom sąsiednim wolno twierdzić nie bez słuszności, iż założyciel państwa Ruskiego Ruryk jest tym-samym Rorikiem duńskim, który pod tesaine czasy wielokrotnie występuje w dziejach niemieckich (Kruse ChrJ, tedy nie powinnoby nas zadziwiać, że któryś z synów Popiela zagnał się po normańsku na morza włoskie.
Ktoby zaś chciał postawić pytanie, dlaczego tak ważny wypadek jak obalenie władzy Popiela i Lachów uszedł wiadomości spółczesnych kronik zachodnich, temu moglibyśmy powtórzyć uwagę nie naszą lecz wcale bezstronnego w tej mierze badacza niemieckiego (Dahlm. I. 20. 61. 65), iż w wieku IX zdarzył się na północnych i wschodnich brzegach Bałtyku nie jeden wielki wypadek, istniały wielkie państwa, o których nic nie wiedzą rzadkie owego czasu kroniki chrześcijańskie.
Zaczem nie odrzucając naszych podań dla braku świadectw obcych, starajmy się raczej o wyświecenie ich szacownej acz mglistej treści, 1 próbujmy wyrozumieć dalszą wynikłość upadku Popielowego tj. następstwo słowiańskich Piastów.
XI. Upadek Lachów. Piast.
Do historyi Piasta nie mamy nawet tak odległego świadectwa jak owe wzmianki arabskie, lecz znachodzimy natomiast niemałą pomoc w uderzającym zbiegu okoliczności.
Przyjęta zwyczajnie epoka katastrofy Popiela około r. 840, zgodna z naturalną koleją zdarzeń, była epoką ważnych postanowień polityki europejskiej względem wszystkich ludów normańskich.
Dwie najwyższe władze owego czasu, cesarska i papieska, tamta w ręku cesarza Ludwika Pobożnego, ta papieża Grzegorza IV, postanowiły położyć koniec pogaństwu i barbarzyństwu północnej Europy, wnieść tam religię chrześcijańską, zwyczajny porządek państw katolickich, zwierzchnictwo cesarskie i papieskie.
Postanowiono dopiąć tego obudwoma zwy-czajnemi środkami owych stóleci, to jest apostolstwem religijnem i przemocą wojenną.
W tym celu stanęło w r. 834 arcy biskupstw o Hamburskie, uprojektowane już przez Karola W., założone przez jego syna Ludwika Pobożnego, mające być stolicą duchowną dla Skandynawii i Słowian, a poruczone ś. Ansgarowi, jednemu z wielkich mężów owej epoki, który rzeczywi ście zasiał pierwsze nasiona chrześcijaństwa w Danii, Szwecyi i u Słowian bałtyckich, i niejednokrotnie od r. 834 zwiedził te kraje.
Jednocześnie rozpoczął Karol W., a ciągnęli dalej jego następcy, systematyczną wojnę z Nor-maństwem w Danii i Słowiańszczyźnie nadbałtyckiej, mającą zniewolić je do poddania się zwierzchnictwu chrześcijańskiemu.
U Słowian nadbałtyckich czyli normańsko-lechickich, znaleźli Karolingowie ludność dwojaką: u spodu czysto słowiańską, u góry, w klasie panującej, normańską, zapewne znacznie już od dwóch albo trzech wieków zesłowianióną, ale zawsze jeszcze tak pochodzeniem jakoteż wła-ściwem sobie narzeczem, a osobliwie powagą panowania, różną od ludu słowiańskiego.
Mając głównie z tąż klasą panującą, z hardymi Lachami do czynienia, użyli następcy Karola W. zwykłej w takim razie polityki, tj. weszli w przyjaźne porozumienie z owładniętym przez Normanów ludem słowiańskim, o wiele łagodniejszym z natury, a przychylnym każdemu sprzymierzeńcowi, któryby mu ulżył brzemienia, poskromił butę normańską.
Ztąd wiele zjawisk w ówczesnej historyi
Słowiaństwa zaelbiańskiego, które jedynie tym sposobem tłumaczą się dostatecznie.
Ztąd np. owa ścisła przyjaźń między władzą cesarską a ludem przeważnie słowiańskim jak Obotryci, ciągła zaś niechęć tej władzy i Obo-trytów ku znacznie cudzoziemczym Lutykom, również zawziętym później nieprzyjaciołom słowiańskich Piastów — ztąd niezrozumiałe inaczej skargi niektórych Słowian przed cesarzem na własnego książęcia Ceadroga, jako nieposłusznego zwierzchnictwu cesarskiemu — tj. skargi słowiańskie na książęcia Normana (Ceadrog, Drog, Drago częste imię normańskie), któremu cesarz pod pe-wnemi warunkami dozwolił rządzić ludem słowiańskim, a który jedynie o tyle odpowiadał życzeniom Słowian o ile zapierał się swego starodawnego normaństwa, posłusznym był cesarzowi chrześcijańskiemu.
Skutkiem takich usiłowań cesarzów i papieży nastąpiło w istocie około połowy wieku IX powszechne zachwianie potęgi pogaństwa normań-skiego wzdłuż całej przestrzeni nadbałtyckiej, od Elby aż po Finlandyę — owszem w najodleglejszych kończynach zaborów skandynawskich, w Irlandyi.
Wtedyto powracający z Konstantynopola do Szwecyi Normanowie musieli w r. 839 obierać boczną drogę przez środek Niemiec, ponieważ zwyczajne gościńce wschodnie, idące przez środek ziem słowiańskich, owa droga „waregska“ na Kijów i Nowogród, tudzież nasza „grecka droga przez Tatry? zagrodzone im były nie-przyjaźnią ludów tamecznych (Kruse Chr. 132). Wtedy bohaterscy Dano wie — jak się o tem w żywocie św. Ansgara dowiadujemy — zmuszeni zostali opuścić zbuntowaną Kurlandyę. Wtedy Słowianie nadilmeńscy wygnali r. 859 „za morze“ swoich Waregów. Wtedy około r. 846 wybuchło powszechne powstanie katolickich Irlandczyków przeciw Normanom, podobnież wygnanym z kraju (Munch Her. Zeit. 216).
Opowiedziane w tym ostatnim wypadku znoszenie się dowódzcy powstania irlandzkiego z dworem papieskim w Rzymie, może nam być skazo wką, iż gdziekolwiek uciemiężona ludność krajowa powstała w podobny sposób przeciw Normanom, wszędzie tam władza papieska i cesarska bądźto bezpośrednią zachętą i pomocą, bądź przynajmniej sympatyą uczestniczyły w powstaniu.
Takiego też, spółudziału ze strony Rzymu mogli być pewni, a może nawet doznawali naprawdę, Słowianie nad Wartą i nad Odrą, słowiańscy poddani lechickiego króla Popiela, gdy wraz z owymi wyzwalającymi się zpod Normanów Obotrytami, Koronami, Słowiany nadil-meńskimi, przyszła im pora otrząść się z poddaństwa normańskiego, zrównać się z Lachami w swobodach obywatelskich.
Jakoż pozostało w tradycyjnej historyi Piasta nader cenne napomknienie tej treści — nader cenne wspomnienie ówczesnych wpływów Rzymu i pobożnego apostolstwa kapłanów chrześcijańskich na wewnętrzne dzieje naszej nadgoplańskiej ustroni — podanie o gościnie dwóch aniołów pod strzechą Piasta.
Mamy nadzieję wskazać z wielkiem prawdopodobieństwem historyczną podstawę tej drogiej dla nas wieści.
Opowiedziany nią wypadek zdarzył się jeszcze za panowania króla Popiela.
Hardy Popiel = Oscherich = Chwostek wyprawiał jednego razu w swoim zamku czyli „Gnieździe“ normańskie postrzyżyny swemu synowi.
Jak wzmiankowane powyżej staranne pielę gnowanie włosów, tak i uroczyste postrzyganie onych przy pewnych sposobnościach, mianowicie przy zwyczajnem niegdyś uznawaniu dzieci prawymi dziedzicami i następcami w przyszłości, było powszechnym zwyczajem gocko-normańskim. Świadczy o tem sławny badacz starożytnych praw i zwyczajów germańskich, mówiąc (Grimm R. A. 146): „Ucinania włosów na głowie u dzieci, na brodzie u dorosłych, używali Gotowie, Wandale i Longobardzi (same ludy normaii-skie) jako symbolu uznania dzieci prawemi.“
Owoż dla takiejto normańskiej — czyli według kronikarza „pogańskiej“ — ceremonii postrzyżyn swojego syna przyrządził Popiel ucztę wspaniałą.
Takążsamą uroczystość chciał odbyć w swojej chacie pod zamkiem Popielowym ubogi „rolnik książęcy“ Piast.
Byłto człowiek różnego od Lachów rodu, Boguf. non ex JLechitarum propagine, tj. Słowianin — czem się jeszcze bardziej uzasadnia twierdzenie, iż Słowianie a Lechici różnili się narodowością.
Byłto człowiek „ niewinniejszego“ od Lachów życia, Kadłub, purioris mtae, tj. po słowiańsku trudnił się rolą, podczas gdy Lachowie, zwła szcza Julińscy, obyczajem późniejszych Julińczy-ków, żyli głównie korsarstwem.
Mieszkał on na podzamczu, in suburbia, i zostawał w pewnym stosunku domownictwa z dworem Popiela, gdyż (według kroniki Galla) „mógł jedynie wtedy sprawić postrzyżyny swemu synowi, kiedy i we dworze książęcym obchodzono uroczystość podobną“ — tj. gdy obfitość stołów książęcych zasilić mogła jego ucztę ubogą.
Jakoż samo imię Piast — w najstarszych kronikach Past — zdaje się tylko spolszczeniem normańskiego wyrazu fost, albo fast (Ihre I. 526 fost-broder lub foster — broder; z głoski f robi się w spolszczeniu p np. JFulco = Pełka, fylk = pułk, fasta — posi itp.), mającego znaczenie domownika, sługi wychowanego od dziecięctwa na chlebie pańskim, wychowawcy dzieci pańskich, tj. właśnie piasta, piastuna.
W porę podwójnych postrzyżyn u księcia i rolnika stanęli w bramie książęcego zamku czyli „Gniazda“ (cimtas w średniowiecznej łacinie tyle co zamek) dwaj pielgrzymi nieznani — według późniejszej tradycyi dwaj aniołowie.
Od najdawniejszych czasów po dziśdzień mieli uczeni tych przybyszów za apostołów chrześcijańskich, nadchodzących jak się zdało f z południa.
Przybyli oni przecież prawdopodobniej zkąd-inąd, od zachodu, ze świeżo dla Normanów i Słowian założonego arcybiskupstwa ś. Ansgara w Hamburgu, później w Bremie.
W tychto właśnie latach Popiela, Piasta i Siemowita tj. między rokiem 834 a 864, odbywały się liczne missye chrześcijańskie w krajach północnych i nadbałtyckich, sprawowane bądźto przez samegoż św. Ansgara bądź jego uczniów.
Tacy wędrujący po ziemiach słowiańskich apostołowie pielgrzymowali zwykle po dwóch, jak o tem uwiadamia spółczesny żywot św. Ansgara, który jednego razu odby wał missyę z towarzyszem Withmarem, drugi raz z innym, trzeci raz z trzecim (Vita S. Ansch. 443. Kruse Chr. 98).
Tacy wędrowni apostołowie słowiańscy miewali właśnie w legendach i w ustach ludu nazwę aniołów, jak np. św. Otto Bamberski u Pomorzan nazwany przez biografów aniołem pańskim Matlin (dyskusja) ut angelum Domini (Vita 469. 687).
W przytoczonym powyżej żywocie św. Ansgara wyczytujemy, że podobne wędrówki apo 23 stolskie zaciekały się istotnie głęboko w ziemie Słowian bałtyckich, aż po Odrę i dalej.
Opowiedziano np. między innemi, iż mając pewnego razu odbyć podróż do Szwecyi, nie chciał apostoł płynąć z Hamburga dokoła Jut-landyi, pomiędzy wyspy duńskie, pełne czatującego na podróżnych korsarstwa, lecz obrał „drogę krótszą i bezpieczniejszą“, a jednym rzutem oka na mapę możemy się przekonać, iż ta krótsza droga do Szwecyi otwierała się tylko od ujść Odry lub Wisły.
Jakoż okazuje się z niedawno odkrytego listu św. Brunona do cesarza Henryka o Bolesławie Chrobrym, iż najświeższe wiadomości o ważnych wypadkach w Szwecyi szły do Niemiec przez Polskę.
Równie więc pod względem czasu jak i pod względem miejsca widzimy św. Ansgara nadzwyczaj bliskim Popielowej uczcie postrzyżyn, i onto z którymś towarzyszem, albo jacyś uczniowie jego, stanęli w postaci dwóch nieznanych pielgrzymów czyli „aniołów“ u bramy lechickiego Gniazda nad Wartą.
Złe przyjęcie obcych przybyszów w domu Popiela było zwyćzajnem przyjęciem apostołów chrześcijańskich w progach pogaństwa normań-skiego.
Życzliwa gościnność w słowiańskiej chacie Piasta przypomina mnogie dowody takiejże przychylności, doznane przez późniejszych apostołów w sąsiednich stronach Słowiaństwa na Pomorzu, gdzie im nieraz oświadczano poufnie, iżby chętnie przyjęto wiarę, gdyby nie obawa lechickich książąt krajowych, wraz z Popielem i Normanami przeciwnych chrześcijaństwu (quod non auderet credere. Yita S, Ott. 674).
Ludzkość książęcego rolnika odwdzięczają apostołowie usługą, okazującą wiele podobieństwa do zwyczajnego postępowania św. Ansgara i jego towarzyszów pomiędzy Słowiany pogańskimi.
Za główne narzędzie do apostolskich zamiarów swoich poczytywał św. Ansgar młode pokolenie słowiańskie, do którego najczęściej zwracał swoje nauki, i w którem wszelkiemi drogami wyszukiwał zdolnych na przyszłość zwolenników. Mianowicie zaś kupował chłopców słowiańskich, i brał ich z sobą na wychowanie do klasztorów chrześcijańskich, aby wyuczywszy się tam nowej wiary, wrócili później do ojczyzny jako tajni albo jawni rozkrzewiciele dzieła zbawienia.
Jak tych wielokrotnie w żywocie św. Ansgara wspominanych chłopców słowiańskich (Viła 455. 489), tak może i Piastowego chłopca Siemowita przyswoili sobie obrzędem postrzyżyn apostołowie chrześcijańscy, skorzy następnie do wspierania go swoim wpływem przy każdej sposobności, do jak najwyższego podźwignięcia u jego ludu.
Toż gdy Popiel natraconym powyżej sposobem dopuścił się zamachu na współksiążętach, gdy mściwi ich potomkowie rozpoczęli wojnę domową i zwyciężyli Popiela, gdy z jego upadkiem rozprzęgła się dawna rzesza lechicka, a nastały (według Massudego) mnogie księstwa oddzielne — przyszło w małej krainie Polan rzeczywiście do tego, iż postrzyżony przez apostołów Siemowit posiadł książęcą władzę nad Wartą.
„Zgasła wszelka chwała Lechitów“ — wszczęła się mała słowiańska Polska.
„Zarzucono“ — jak Długosz powiada — — „dawne imię Lechitów, a przyjęto na zawsze nazwę Polaków.“
Zaniechano także dawnej niechęci ku chrześcijaństwu, i pozwolono mu krzewić się zwolna pomiędzy ludem, jak tego dość jawne dowodzą ślady (Lelew. uwagi 284).
Zresztą jednakże nie zaginęła pamięć Lechi-tów i lechickiego porządku rzeczy w nowem królestwie Piastów.
Nowi władzcy słowiańscy zastali już gotowy skład społeczności, i mogli tylko zmienić niektóre jej warunki, wyrównać niektóre jej dys-proporcye, przypuszczając mianowicie ludność i narodowość słowiańską do większego udziału w sprawach publicznych, ale nie obalając lechi-ckiej podstawy zawiązanego raz społeczeństwa.
Owszem prawie wszystkie urządzenia i zwyczaje królestwa Piastów miały przez długie wieki wyraźną cechę lechicką, i tychto lechickich znamion i zabytków wy okazaniem wesprzemy ostatecznie wykład niniejszy. czpść TRZECIA. ZABYTKI LECHICKIE.
I. Spuścizna po Łachach.
Mając mówić o śladach pierwotnego Lechizmu w późniejszej Polsce, należy przed wszy stkiem przypomnieć jednego z najzacniejszych Polaków czasów ostatnich, który obszerną książkę napisał w tym przedmiocie.
Całe dzieło Czackiego „O litewskich i polskich prawachn snuje się z wątku tej jednej myśli, iż prawie wszystkie ustawy i instytucye nasze przyszły do nas z północy, ze Skandynawii.
Całe więc dzieło sławnego męża jest niejako uzasadnieniem tego twierdzenia na drodze prawoznawczej, co tu próbowano wykazać na drodze historycznej, i mielibyśmy przeto powód szukać w niem walnej podpory naszemu zdaniu.
Pozostawiając wszakże Czackiemu co jest Czackiego, ograniczymy się na własnych uwagach i postrzeżeniach, które dla łatwiejszego
U przeglądu podamy w kilku osobnych działach, zawierających różne poszczególne rodzaje spuścizny starolechickiej, a poprzedzonych niektóre-mi wzmiankami ogólnemi.
Przychodzi tedy wspomnieć najpierwej o urządzeniu nowego państwa Piastów przez Siemowita, dokonanem według jednozgodnego zdania uczonych na sposób zagraniczny, właściwie zaś nor-mański. Wszystko bowiem co kronika Kadłubkowa z powodu ustanowionych przez Siemowita tysiączników, setników, pięćdziesiątników, nadmienia o nowej organizacyi Polski, zgadza się ściśle z znanym zkądinąd składem państw skandynawskich, podzielonych niegdyś podobnież na okręgi i drużyny dziesiętne, setne, tysięczne itp. (Munch Vólk. 129. 130). Można by tedy wnosić, iż zaprowadzając nowy w państwie swojem porządek, dał mu Siemowit w nieco mniejszym rozmiarze, w zupełnej niezawisłości od dawnych związków z resztą normańskich księstw poza Odrą ku Elbie, z uwzględnieniem żywiołu słowiańskiego, takieżsame prawa i urządzenia, jakie miało większe państwo Popiela, zrzeszone z całą resztą księstw nadbałtyckich.
Drugim uderzającym zabytkiem lechickiego normaństwa jest nagłe za Piastów rozsławienie się Jomsburga czyli Jumu, tej głośnej na całą północ warowni korsarstwa normańskiego przy ujściu Odry. Założona w owym Popielowym Ju-linie czyli Wieluniu, który po rozpadnięciu się wielkiej rzeszy lechickiej stał się niepodległem nikomu przytuliskiem wszystkich awanturników północnych, była twierdza Jumska długo przedmiotem pożądliwości sąsiadów, mianowicie Duńczyków, aż dopóki potężni wkrótce Piastowie nie zagarnęli Julinu pod swoją władzę. Wtedy gościnnie przez Mieczysława lub Chrobrego przyjęty Palnatokko uorganizował w Jomsburgu ową sławną rzeczpospolitę, właściwie Sicz korsarską, która dzierząc pokój z państwem Piastowem a stawiąc harde czoło wszystkim państwom nor-mańskim, służyła Polsce przez jakiś czas za najbezpieczniejszą tarczę od morza.
Trzecią spuścizną po Lachach są owe „starodawne związki“ między królestwem Piastów, a państwami skandynawskiemi, mianowicie Danią, o których w wieku XII prawią zagi północne, a które dziwnie uderzają u wstępu chrześcijańskiej historyi Polski. Chociaż bowiem nowa Polska słowiańska stanęła w pewnym stosunku nieprzy jaźni do całej Skandynawii, chociaż nawet zaparła się norinańskiego imienia Lachów, mnogie przecież węzły powinowactwa łączyły jeszcze lechicką szlachtę Polski z pobratymcami w innych państwach normańskich, i zwracały uwagę Piastów poniewolnie w tę stronę, z której młode ich państwo wzięło niegdyś pierwszy impuls do życia. Ztąd obaj najpierwsi Piastowie, w których historyi umiemy rozpatrzyć się dokładniej, Mieczysław i Bolesław, zostają w ścisłych związkach z północą, są szwagrami albo wujami Szwedzkiego króla Eryka, Duńskiego Swena, Angielskiego i Duńskiego Kanuta, wpływają na ich rządy, przyjmują ich odwidziny itp.
Czwartym zabytkiem czasów lechickich są niektórzy książęta ze krwi normańskiej, czyli jak kroniki nasze wyrażają się „z rodu Popiela“, panujący w stronach bałtyckich, w Tyńcu, w Wiślicy itp., gdzieniegdzie aż do wieku Bolesława Chrobrego, który ich „jako swoich powinowatych najłaskawiej traktował, niczego od nich oprócz hołdu nie wymagając“ (Dług. I. 161).
Piątą pamiątką lechicką przeszły na Polaków różne a czasem niewłaściwe na pozór nazwy, które oni bądź sami sobie dawali bądź otrzymywali od innych.
I tak np. ruscy Warego — Normanowie nie przestali nazywać ich normańskiem mianem Lachów, lubo sama Polska późniejsza, jako przeciwna poniekąd swym lechickim pierwiastkom, nie bardzo smakowała w tej nazwie.
W niektórych jednak wypadkach, jak np. na znanym grobowcu Bolesława Chrobrego, nie wzdrygali się Polacy wspomnień lechickich, i zwali się tam sławnem imieniem Gotów, pozwalającem odnieść się do starożytnych Gotów III i IV stó-lecia, a będącem właściwie ogólną nazwą późniejszych ludów normańskich (Munch Her. Zeit. 12. 13. „gdy Dania jeszcze Gotyą się nazywała“).
Z takąż alluzyą do starożytnych Sarmatów lubili Polacy używać tegoż klasycznego miana, które w zastosowaniu do nich znaczyło właściwie tyle co Normanowie, Sarmende (Nordman-Sarmata ). ) Podane na str. 123 objaśnienie nazwy Sarmata utwierdza się jeszcze wielu innymi szczegółami. Gallus str. 19 i Długosz I. 9 mówią, iż Sarmaci nazywali się inaczej Getami, a Sarmaticis, qui et Gete tocantur — Getowie zaś było zwyczajni nazwa Normanów, Goetar.Jakoż
Zagraniczne kroniki dawały Polakom tęsamą nazwę, która u nich służyła Gotom, tj. Scytów I tak np. powiedziano w kronikach byzantyńskich pod r. 1147 o naszych Lachach, iż są „ludem scytyjskim; Lechis, scythicae gentiu (Slritter II. 1048), a teżsame tudzież wszystkie inne kroniki używają razporaz nazwy Scythia zamiast Szwe-cya, Scytowie zamiast Szwedzi, Gotowie itp. (np. Adam Brem. 15).
Niektórzy z cudzoziemców, jak np. Benjamin z Tudeli w wieku X, mienili Polaków Rusią tj. Normanami, jakimi byli i Waregowie czyli Russowie, a patrząc na całą przestrzeń krajów od czeskiej Elby aż po ruski Nowogród, widzieli na niej samych tylko Rusinów. opisując wyprawy norraańskie na brzegi Francyi, wymieniają kroniki łacińskie pomiędzy innymi Normanami także Sarmatów, Kruse Chr. Jutae et Sarmatae.... Mamy dalej spółczesne świadectwo Niemców (Barthold I. 290) o książętach sarmackich Bury sławie i innych, panujących około r. 955 między Elbą a Wisłą, niewątpliwie słowiańskich, prawdopodobnie polskich, a owa glossa Sarmata — Nordman daje nam poznać, co Niemcy wówczas rozumieli pod taką nazwą. Obaczymy wreście poniżej, iż co tradycyą staropolska nazywała obyczajem sarmackim, było zabytkiem czysto normańskim.
Słowiańscy zaś potomkowie owych Biało-Chrobatów i Biało-Serbów, którzy w wieku VII ustąpili przed napadem Normanów z swojej ojczyzny nadbałtyckiej, dzisiejsi Serbowie południowi, mają lechicką szlachtę Polski za plemię najezdnicze, ciężkie niegdyś Słowianom zakar-packim (Skarbiec IV. 480).
Jestto w istocie mętną reminiscencyą dziejów przedwiecznych, zastosowaną niesprawiedliwie do pokoleń późniejszych.
Sama bowiem natura podbojów skandynawskich sprawiała, że już synowie i wnukowie pierwszych zdobywców tracili charakter cudzoziemczy, zamieniali się w szczerych krajowców, pobratanych wkrótce z rodzimą ludnością jednym i tymsamym językiem, zwyczajem, związkami ro dzinnemi.
Normańscy najeźdcy wpadali do kraju nie jako horda koczowna, wędrująca z całą rodziną, z żonami, dziećmi, dobytkiem i wszystkiem mieniem, lecz jako młode rycerstwo, szukające sobie domu, rodziny, ojczyzny, nawet religii.
Znalazłszy to wszystko w nowej ziemi, po jąwszy w małżeństwo córki podbitych ojców, pobratawszy się tym sposobem z ich braćmi i bra tankami, przemawiając do nich językiem kraju, pozbywało już drugie i trzecie pokolenie zdobywców — jak np. w Normandyi — wszelkich zewnętrznych różnic swojej narodowości, przyjęło w swoje grono najmożniejsze rody krajowe, poczytywało się za tubylców, puszczało umyślnie w niepamięć historyę przyjścia swojego.
Pozostały tylko przyniesione z północy urządzenia społeczne i wojenne, dające zdobywcom polityczną przewagę nad krajowcami, utrzymywane przeto z najwytrwalszą przez nich uporczywością, a tak dziwnie użyteczne i praktyczne pod każdym względem, że nietylko sami Normanowie trwali przy nich w założonych przez siebie państwach, ale nawet ludy sąsiednie przyjmowały je chętnie u siebie. Tem się np. stało, że znaczna część terminologii wojennej we Francyi, w Anglii, nawet w Hiszpanii, winna swój początek Normanom że cała marynarka francuzka od nich erę swoję datuje itp. (Dep. 356).
W obec niewojenności, lekkiej myśli, małego ukształcenia i biernego umysłu Słowian, musiały te urządzenia normańskie jeszcze głębiej niż gdzieindziej zakorzenić się w nowem państwie lechi-ckiem, i potrafiły zdziałać istotnie, że nawet po zesłowianieniu pierwszych zdobywców, nawet po upadku ich pierwotnej jedynowładzy, nawet po wygórowaniu żywiołu słowiańskiego za Piastów, prawie wszystkie instytucye, zwyczaje i wyobrażenia panującej klasy narodu zachowały wyraźnie barwę północną.
Zdarzało się wprawdzie niekiedy, iż to jawne podobieństwo ustaw i zwyczajów słowiańskich do zagranicznych tłumaczono sobie odwrotnie, utrzymując, jakoby narody zagraniczne, nawet w odległej Brytanii anglosaskiej, przywłaszczyły sobie swoje starodawne urządzenia od Słowian (Maciej. Dzieje 141, 195, 209, 229, 308, 311, 396, 479) — lecz twierdzenia tego rodzaju, jakkolwiek miłe naszym sercom słowiańskim, i przez znakomitych głoszone ziomków, nie wytrzymają rozbioru szczerej, niczem nieu-przedzonej krytyki. Sami bowiem twórcowie mniemań podobnych prawią gdzieindziej (Maciej. Dz. 509) o „dziecinnym umyśle Słowianina, który był wiecznie pacholęciem, który od kolebki aż do grobu bawił się śpiewem, muzyką, tańcem“ — a któryż krytyk na prawdę zgodzi się na to, aby takie plemię „wiecznych pacholąt“, o pół tysiąca lat młodsze w istocie od innych ludów, 25 o całą pięciuwiekową historyę i literaturę uboższe od nich, i srodze też w tem pacholęctwie swo-jem gnębione zewsząd — dyktowało prawa i zwyczaje narodom starszym, oświeceńszym i gwałtowniejszym.
Przechodzimy tedy do wyszczególnienia różnych rodzajów spuścizny po naszych Lachach.
II. Zabytki społeczne.
Jedną z najcharakterystyczniejszych osobliwości dawnej rzeczypospolitej Polskiej było owo nierozstrzygnięcie fundamentalnej zasady państwa, owo wahanie się tronu między dziedzicznością a elekcyjnością, które od tak dawna kłopoce naszych uczonych, niemogących zdać sobie sprawy, czy ta lub owa zasada przeważała stanowczo. Tę jedyną w swoim sposobie osobliwość podzielała Polska tylko z państwami skandynawskiemi, o których podobnież z zadziwieniem piszą uczeni, iż przedstawiały rzadką kombinacyę prawa dziedziczności z prawem wyboru (Dalin I. 166 „wprawdzie dziedzicznie.... lecz z zachowaniem prawa wyboru.“ Dahlm. I. 168 „wybór narodu trzymał się w ogóle prawa dziedzictwa.“ Michel. Orig. 88 melange d’election et d’heredite). Już ta jedna okoliczność powinna była dać podnietę do badań, ażali Czackiego twierdzenie o powinowactwie praw litewsko-polskich ze skandynaw-skiemi nie ma bliższego uzasadnienia.
Zgodnie z tem podwójnem prawem dziedzictwa i elekcyi, dzielili prawie wszyscy Piastowie swoje królestwo pomiędzy kilku synów, a naród pozwalał sobie bądź tego bądź owego syna osadzać na głównej dzielnicy państwa, co podobnież działo się w Skandynawii (Dahlm. I. 137). W Polsce przemogła nakoniec elekcyjność, i tażsama zasada okazuje się przeważającą w pierwotnych państwach normańskich, których tradycyjna i prawdziwa historya obfituje w takieżsame opisy elek-cyj pod gołem niebem, przez całą szlachtę, według pojedyńczych prowincyj (Loccen. 31. Ol. Magn. 339), jakie tylokrotnie powtarzają się w późniejszych dziejach Polski.
Każden z nowych królów normańskich miewał zwyczaj czynić przy objęciu rządów pewne śluby i obietnice, mające na celu dobro i sławę kraju, opisywane szczegółowo w historyi wspo-mnionego wyżej króla Szwecyi Ingialda, Duńskiego króla Swena i wielu innych, a podobne znanym obietnicom elektów polskich, pacta eon nenta, które jak z historyi paktów narodu z Jagiełłę, w Wołkowysku wiadomo, sięgały z pewnością stulecia XIV, a prawdopodobnie czasów o wiele starszych.
Pierwszym obowiązkiem każdego z nowo obranych królów Polskich było sprawie uroczysty pogrzeb swojemu poprzednikowi. Obchodzono ten niezwyczajny w podobnym razie obrzęd już za czasów Kadłubka, który pisze w swojej kronice (str. 805): „Zdało się rzeczą najwyższej solenności, persolemne, obrać pierwej nowego króla, nim pogrzebiony będzie poprzednik.“ — W jednej zaś z powieści skandynawskich czytamy: „Według starodawnego zwyczaju nie mógł żaden nowy król (duński) objąć rządów swojego państwa, dopóki nie sprawił uroczystego pogrzebu zmarłemu poprzednikowi“ (Not. et eoctr. II. 180). Takiżsam obrzęd towarzyszył każdemu nowemu następstwu we wszystkich państwach normańskich, i należąc do głównych uroczystości krajowych, bywał wielokrotnie opisywany (Snorro 46. Dalin I. 169. Lap. I. 532).
W samej Skandynawii tylko właściwy niewolnik żył w ucisku; zresztą ubogi czy bogaty, kmieć na roli czy pan, wszyscy byli sobie równi w obliczu prawa, używali prerogatyw obywatelstwa. W państwach założonych podbojem, jak np. w Normandy i lub zawojowanej przez Danów Anglii, samo tylko Normaństwo i kilka najmożniejszych rodów krajowych miało przywilej obywatelstwa; cały ogół ludności opanowanej, mianowicie lud wiejski poszedł w poddaństwo, małoco znośniejsze od niewoli. Obrawszy tam króla nowego, chciała szlachta normańska mieć go głównie królem dla siebie, królem szlacheckim, a widząc w nim niekiedy osobliwszą łaskę dla ludu, dawała mu wzgardliwy przydomek króla chłopów (Snorro 233 mancipiorum patronus. Lappenb. I. 465 Bauernkónig). Narzucenie takiegoż przydomku Kazimierzowi W., wcale niezgodne z duchem rolniczego Słowiaństwa, zdaje się być oznaką, że jeszcze w wieku XIV odzywały się w szlachcie polskiej narowy buty normańskiej.
Im nie przychylniejszą zaś okazywała się szlachta lechicka pod tym względem ludowi, tem serdeczniejszy węzeł braterstwa i życzliwości łączył wszystką szlachtę pomiędzy sobą. Sam wyraz szlachta obaczymy wkrótce pozostałością normańska, oznaczającą tyle co ród, rodzina,
O wyrazie lach, lachy, słyszeliśmy poprzednio, iż miał znaczenie towarzysza, brata itp. Toż jakby jedna rodzina bratnia żyła przez długie wieki cała szlachecka społeczność Polski, skojarzona najściślej obowiązkiem wzajemnej w każdym razie pomocy, i niepodobna w tej mierze do żadnej innej rzeszy społecznej, chyba właśnie do nowo uorganizowanych społeczności normańskich. Szukając pierwszego lepszego o nich świadectwa, przypominamy sobie np. ciekawe słowa kronikarza z połowy wieku XI, wyrzeczone o niedawno założonej rzeszy normańskiej w Normandyi frankskiej. „Słynęli pierwsi książęta Normandzcy“ — mówi benedyktyński mnich Glaber (Bouquet Script. X. 10) — „równie z rycerskich zalet oręża jakoteż z utrzymania spokoju publicznego i rzadkiej szczodrobliwości. Wszystek poddany ich rządom naród (rozumie się zwycię-zka szlachta normańska) żył między sobą jakby jeden dom krewnych, jakby jedna rodzina (velut unius consanguinitatis domus vel familia), w nienaruszonej niczem wierze, zgodzie i zaufaniu. Za rabusia bowiem i złodzieja uchodził u nich każden, kto w jakiejkolwiek sprawie przywłaszczył sobie nieco nad słuszność, albo oszukał kogoś w sprzedaży. O wszystkich też podupa dłych, ubogich, o każdym w ich domu goszczącym podróżniku, pamiętali z największą troskliwością, jakby rodzice o własnych dzieciach.../’ Pozostał dalej cały szereg wyrazów, oznaczających różne stany i czynności społeczne, a wniesionych przez Normanów do Polski. Lubo od wieków używane w urzędowym języku polskim, lubo czasem na pozór całkiem słowiańskie, są one przecież zabytkiem czasów lechickich, i dadzą się wymienić tu w porządku następującym: Stolica, stołeczny, stolec — — od nor-mańskiego wyrazu stoi, w innych narzeczach starogermańskich czasem stolia — tyle co tron królewski (w dzisiejszej niemczyznie Stuki, Kónigs-stukl). Zwłaszcza zaś w Skandynawii miał ten wyraz urzędowe znaczenie; ile że pomiędzy mnogimi królami tamecznymi jedni bywali bez tronu i stolicy, drudzy zaś, mianowicie Upsal-scy, nosili wyłączny tytuł stol-konung, królów stołecznych.
Książę, niegdyś Ksiądz, np. „Wielki Ksiądz Litewski“ — od normańskiego Jeonung lub knung Przez zwyczajną zmianę końcówki g w dz np. pening = pieniądz, messing = mosiądz itp., przeistoczyło się normańskie knung w słowiańskie kniądz, co później przeszło w ksiądz (jeszcze w Okolskiego Orb. Pol. czytamy Kniąż zamiast Książ). A miał nasz ksiądz czyli książę właśnie znaczenie normańskiego konunga, którato nazwa służyła w Skandynawii i innych krajach normańskich nadzwyczajnie licznemu tłumowi osób (w Estonii np. „ile grodów tylu jest królów“)? przeco za wygórowaniem później jednego króla chrześcijańskiego spadli ci konungi do godności książąt słowiańskich.
Slachta, szlachta — — od normańskiego slagt, czytaj slacht (Ihre II. 652), w innych narzeczach starogermańskich wyraźnie slahta — tyle co ród, familia. Jak ze wszystkiego co tu powiedziano wynika, używały w każdem zdobywczem państwie normańskiem tylko rody normańskie znaczenia politycznego, tylko członek rodziny czyli slahty normańskiej bywał uprzywilejowanym obywatelem kraju, zkąd w dalszym przeciągu czasu nazwa rodowitości lechickiej stała się ogólną nazwą panującej klasy narodu, lubo już wcale słowiańskiej.
Sejm niegdyś siem — od normańskiego wyrazu sam, saemja, ama, zbór, zgromadzenie, zgoda powszechna, zgadzać się na co, obradować (H, Grot. Hist. Goth. 582. Ihre II. 495. 507). Ztąd Siemowit tyle co sławny w sejmach, wił albo wita mąż sławny, znakomity, procer, opti-mas (Grimm R. A. 166). Z tym normańskim początkiem naszego sejmu zgadza się już Suro-wiecki (w Roczn. T. P. N. 1824, 314), lubo jeszcze nie domyśla się związku Lachów z Nor-maństwem.
Wiec, zgromadzenie — od normańskiego wyrazu swet albo wet, sweit albo weit, podobnież zgromadzenie, conrentus, conmmum, (Swen Agg. 161. Ihre II. 838. 2000). Głoski t i albo c zamieniają się wzajem, np. Gautbert — Gauzbert, Thurholt — Thurholz, Turholc, Witlaf = Witzlaf, Wiclaf. W ostatniem znaczeniu mnmmum, towarzystwo, odpowiada normańskie znaczenie tego słowa wybornie naszemu „ Adamie, ty boży kmieciu! ty siedzisz u Boga w wiecu.“ I temuż wiec przyznaje Surowiecki pochodzenie z północy.
Różnym od niniejszego wyrazu jest żeński rzeczownik wieca — od normańskiego vaits (za przestawieniem samogłoski mats albo mets, jak seim albo siem) tyle co sprawa sądowa, causa, res (Grimm R. A. 491. Ihre II. 2000). Zaczem t 26 zwykłe niegdyś wyrażenie „wiece sądzić“ znaczyło właściwie „sprawy sądzić“.
Pomijamy niektóre inne wyrazy, jak np. wcilda — władza (w skutek znanego przestawienia spółgłoski, powtarzającego się podobnież w wyrazach gard=grad, gród; dolmetsch = tłomacz; stolp = stlop, słup. Jakoż jeszcze w wieku XIV mówiono u nas (Lelew. Pomn. ję. i lichw.) Władysław albo Wołdzisław. Pomijamy podobnież wola — wolja, elekcya (w dzisiejszej niemczyznie wahl); rada, po normańsku tożsamo rada — a zakończymy uwagą o pewnym umysłowym skutku zwyczajnego u Normanów przywłaszczania sobie wszystkich spraw publicznych w kraju podbitym.
Nawyknięcie do wydawania rozkazów, prawr-dziwie republikańskie pożycie pomiędzy sobą, ciągła kolej gromadnych sejmów, wyborów, sądów itp., rozwinęły u Normanów niezwyczajny talent wymowy. Gdziekolwiek oni rozpostarli swre panowanie, wszędzie’ dziejopisowie chwalą im osobliwszy dar krasomowstwa, np. w Anglii Lappenberg I. 497 Medepompe, we Francyi Depping str. 379 eloguence, we Włoszech Gau-fred Malaterra (Bouqu. XI. 139) „wymowie od dają się Normani tak gorliwie, że nawet dzieci perorują jak retorowie, ut etiam ipsos pueros quasi rlietores attendas.“ Zajrzyjmy zaś do jednego z najnowszych dzieł o piśmiennictwie polskiem (Mecherzyński Hist. wyra.) a wyczytamy u wstępu, iż „wymowa była najżywotniejszą i najpiękniej rozwiniętą częścią literatury naszej, która stanowi prawdziwą jej chlubę i bogactwo.“ — Jakoż nietylko w czasach późniejszych, lecz od najpierwszych zawiązków społeczeństwa, panowało u Polaków zamiłowanie w przepychu słów, i już w wieku XII mówi kronikarz o Krakusie, iż głównie darem wymowy zniewolił sobie umysły, sententioso beatus sermonum agmine.
III. Zabytki wojenne.
Uderza tu przedwszystkiem sposób towarzy skiego służenia wojny. Każdy szlachcic pełnił niegdyś obowiązek służby wojennej jedynie w charakterze i pod nazwą towarzysza dobrowolnego. Jestto właśnie stosunek i sposób nazywania naszych łachów północnych, którzy podobnież tylko jako towarzysze, socn (ob. więcej o tem w części I.) ciągnęli na wszystkie wojny, zacząwszy od wieku Frothona aż do Kanuta. Przypomniawszy sobie zaś z żywota św. Ottona Bambergskiego, że już Bolesław Krzywousty dawał tę nazwę wzywanym pod swoją władzę Pomorzanom pogańskim, owym z dawiendaw7na lachom „nadmorskim“, o amici et socii! (Yita s. Ott. 678), możemy się przekonać, że nazwa naszych towarzyszów pancernych z czasów Żółkiewskiego i Czarnieckiego odnosi się aż do wieku Bolesławów, a ztamtąd sięga dalej w bohaterską przeszłość północy. Jakoż ze względu na tak szanowną starożytność tej nazwy służyła późniejszym towarzyszom Żółkiewskich i Czarnieckich godność Jaśnie Wielmożnych.
Szperając za wzmiankami o starożytnych zwyczajach wojennych w Polsce, trącamy w dziełach Wacława Potockiego (Poczet herb. 200) o dziwną reminiscencyę w tych słowach:
„Zwyczajem naprzód długim, a potem za laty Prawem między starymi było to Sarmaty,
Że kto nieprzyjaciela ręką w polu pożył,
Na drzewo okrzesane jego łupy włożył.“
Zkądże tak pogańskie wspomnienie w głowie szlachcica z czasów Michała Korybuta? Odpowie na to Jornandes (str. 617), mówiąc o narodach normańskich: „Gotowie (u Jornanda wychodźcy z Skandynawii) najsurowszą cześć oddawali Bogowi wojny; zawieszano mu na suchych drzewach zdjętą z nieprzyjaciół zabitych zbroję, huic truncis suspendebantur eocuriae.“ Uderzająca zgodność obydwóch podań jest nam najprzód dowodem powinowactwa wojennych swyczajów lechickich a normańskich, następnie zaś zkazówką, co to za naród rozumie się właściwie pod naszymi Sarmatami polskimi.
Jednym z dalszych zwyczajów tego rzędu było znane za Bolesławów wywieszanie przed nieprzyjacielem tarczy białej albo czerwonej; biała znaczyła pokój, czerwona wojnę. Mówią o tem Kadłubek i Bogufał w opisie wojny Bolesława Krzywoustego z Pomorzanami: „okazując oblężonym dwie tarcze, jedną białą, drugą czerwoną.... biała schlebia pokojem, czerwona grozi przelewem krwi, album pa cis blanditur cando-rem, rubrum cruoris minatur asperginem“ (Kadł. 695). Nie przypominając sobie zaś nigdzie indziej zwyczaju podobnego, znachodzimy go tylko u rozprószonych po różnych krajach Normanów, grożących lub „schlebłających“ swoim nieprzyjaciołom takiemże wywieszaniem czerwonej lub białej tarczy w Niemczech (Dahlm. I. 52), we
Francyi (Dep. 198), nawet w normańskiej Ameryce (Rafn Antiąu. 8. 149. 180).
Opisując poruszenia wojenne w czasie sławnej wojny Grunwaldzkiej, opowiada nasz Długosz (XI. 224), że Witołd połączoną armię polsko-litewską uszykował „starożytnym zwyczajem ojczystym“ w trójkąty czyli kliny, vetusło pa-triae more per cuneos — a gdy w sławnej bitwie normańskiej pod Brawallą postrzegł król Harald, iż wojsko jego przeciwnika Sigurda jest podobnież uszykowane w trójkąty, zawTołał pełen rozpaczy: „Ktoż nauczył Sigurda ustawiać wojsko w kliny? dotąd tylko Odin i ja umieliśmy tę sztukę!“ — tak dalece poczytywali się Normani za jedynych znawców trójkątnego porządku bitwy, zwanego u nich także dawnym zwyczajem narodowym (Dalin I. 196. 354).
Jeśli polskie wzywanie na wojnę za pomocą rozesłanych po kraju wici a normańskie za pomocą rozesłanych prętów wT kształcie świeżo wyciętych strzał (Grimm R. A. 162) nie zda się komuś podobnem, tedy stanowcze podobieństwo miał drugi sposób powoływania mieszkańców do obrony „posłaną w kolej buławą“, praktykowany niegdyś zarówno w szlacheckiej Polsce (Pol Sejmik w Sąd. W. przyp. 18), jak i w pogańskiej Skandynawii (Ihre I. 288. budkafle).
Nierównie obfitszego plonu wspomnień dostarczają pojedyńcze wyrazy, oznaczające różnego rodzaju stopnie, przymioty i narzędzia wojenne, jak mianowicie:
Hetman — w normańskim języku aetman (Snorro 20), aet albo inaczej citta ród, familia, z dodatkiem zwykłej końcówki man, razem tyle co naczelnik rodziny (Głoska h jest tylko zwykłym przydechem przyjmowanym, lub odrzucanym dowolnie, np. usarz = husarz, arfa — harfa itp., jeszcze w Lelew. Pomn. Jęz. i uchw. czytamy hona zamiast ona itp.). Znaczył zaś nasz hetman pierwotnie takiegoż naczelnika rodu, jak tego dowodem ustęp w starych przekładach biblii, gdzie mowa jest o hetmanach rodowych, ob. Sł. Lindego pod tym wyrazem: Hetmani familij Leop. Num. 7. Jakoż przywiódłszy sobie w pamięć, iż wszyscy Lechici nazywali się braćmi, jakoby jedną wielką rodziną, nietrudno będzie zrozumieć, jakim sposobem ich dowódzca wojenny otrzymał nazwę naczelnika rodziny. Wziąwszy zaś na uwagę, iż druga i to właśnie starsza, gocka forma wyrazu aet brzmiała atta, i że nad
Czarnem morzem do wieku XII przetrwały resztki ludności i mowy gockiej (Zeuss Deutsch. 432), przyjdziemy do uznania, iż głośny nad dolnym Dnieprem tytuł atdman jest tylko różną formą hetmana, i służąc ze swojej strony do wyświecenia tego wyrazu, odejmuje ostatni cień wątpliwości podanemu tu tłumaczeniu.
Przy instalacyi nowych hetmanów zastawiano u nas pieczoną głowę źrebięcą na stole bankietowym (Staroż. pols. I. 361). Wywodzi to swój początek od takichsamych instalacyjnych uczt u Normanów, kiedy każden z tak zwanych „królów pułkowych“ (Fylkis = konige) czyli właśnie hetmanów, obejmując rządy swojego pułku, miewał zastawioną sobie pieczeń źrebięcą, musiał jeść mięso końskie, niezbędny przysmak podobnych uroczystości, owszem ulubione jadło rycerskie wszystkich zamożniejszych Normanów (Snorro 145. Dalin I. 133. Grimm R. A. 237).
Pułk — po normańsku fylkCfip zastępują się wzajem np. Fulco — Pełka, /f=post), powszechnie znany wyraz normański, oznaczający pewną zamkniętą w sobie część ludności krajowej czyli wojennie uorganizowaną społeczność, rządzoną od osobnych „królów pułkowych“, wła ściwie. pułko-wodźców, którzy jako hołdownicy podlegali królom „stołecznym“.
Drużyna od słowa druh — po normańsku driug (Munch Vólk. 162) inaczaj drauht (Leo Beow. 96), tyle co sługa albo towarzysz wojenny — w związku z starożytnym wyrazem goc-kim driugan, pełnić służbę wojenną (Schulze Gloss. Kriegsdienste thun).
Harap, herap — po normańsku haerop (Ihre I. 819) okrzyk wojenny, clamor bellicus, dla zwołania ludzi w razie niebezpieczeństwa — zkąd nasze „przyjść po herapie“ czyli zapoźno, znaczyło właściwie: przybyć na miejsce okrzyku wojennego, gdy już niebezpieczeństwo minęło.
Bies — po normańsku biesse (Ihre I. 184) vir validus, praevalidus, człek waleczny, zapamiętały, jeden z owych wojennych zapamiętalców normańskich, którzy dla osiągnienia przyrzeczonych bohaterom rozkoszy w niebie pogańskiem, rzucali się bez hełmu i pancerza, na wpół nago, porwani właściwym sobie szałem wojennym, tak zwanym szałem ber serków, w najgęstszy tłum nieprzyjaciół, i ginęli tam pod ciosami. Do tegoto właśnie szaleństwa pogańskiego odnosi się nasze rozbiesić się czyli rozwścieklić się, jak i nasz bies, daleki od owych getyckich bessom, ściąga się najpowszechniej nie do złych duchów lecz do ludzi wściekłością uniesionych.
Rak — w normańskim języku raeke (Ihre II. 391) bohater, wojownik, pugil, bellałor. Jeszcze za czasów Długosza znano u nas ten wyraz, lubo już sam Długosz w swTojem piśmie Clenodia regni Pol. pod herbem Warnia (Mucz. 155) tłumaczy go fałszywie, mówiąc, jakoby od podobieństwa do twardej skorupy raków wzięta była polska nazwa „ludzi twardych i bohaterskich, fortem et heroicum virum.“
Chwat — po skandynawsku hwat (Ihre I. 944) alacer, żwawy, szybki — a widzieliśmy w danem powyżej objaśnieniu słowa Reidgothia, jak dalece szybkość i waleczność uchodziły u Normanów za jedno ).
’) Do przytoczonych na str. 99 przykładów używania przymiotnika szybki, reid, velox, jako chlubnego przydomku pojedynczych bohaterów i całych ludów, można przydać jeszcze niektóre inne. I tak np. wraz z Adamem Bremeńskim i Thietmarem mówi o Danach również geograf Raweński: Dania relocissimos profert homi-nes. Powtarzając się zaś w języku łacińskim i północnym, powtarza się ten przydomek normański podobnież i u Greków, dających Normanom tęż samą nazwę
Dzius — tyle co zuch, zwinny, usłużny — od normańskiego łhius (Schulze Gloss.) sługa wojenny.
Wiarus, wiara, w znaczeniu kołnierz, żołnierz — od wspomnionego dawniej wyrazu war (Ihre II. 1064), w starogockiem narzeczu vair, co przez wstawienie lub przestawkę litery i np. warować = wiarować, seijm = siem, zamienia się właśnie w wiar, wiara.
Pomijamy niektóre inne wyrazy, jak np. szparki od sparJca, natarczywy (Ihre II. 718), jechać rysią czyli kłusować od rijsen, rasa (Ihre II. 386), pędzić, a przechodzimy do poje-dyńczych nazw uzbrojenia, i to nie nazw późniejszych jak np. pancerz, glewia, pawęż, tarcza, płaty itp., lecz według zdania naszego najpierwotniejszych. Przyczem musimy zrobić uwagę następującą. Znaczna część wyszczególnionych poniżej słów znachodzi się już w gockim prze dromitai, biegunowie, cursores (Zeuss str. 555) Jest nawet niemałe prawdopodobieństwo, że sama nazwa Rus poszła od tej chwały szybkości (Zeuss tamże). Z ezem porównać uwagę Bogufała: Slavi multitudinem eąuitantium dicunt Ruczi. Russowie w zachodnich kro nikach niekiedy Rmzis kładzie biblii z wieku IV, kiedy jeszcze historya nic nie wie o Słowianach, przeco niepodobna przypuścić, s aby te słowa przeszły wówczas od Słowian do Germanów. Byłoby to zresztą jeszcze z innych powodów rzeczą wcale sprzeczną z naturą, ile że nie lud wojenny od niewojennego, nie Gotowie od Słowian, ale odwrotnie, uczyć się mogli wojny i nazw wojennych. Przez wszystkie zaś lata następne słyszymy ciągle o niewo-jenności i bezbronności ludów słowiańskich, i jeszcze w wieku XV, w czasach najwyższej potęgi Polski, skarży się jeden z najświatlejszych magnatów polskich na zupełną bezbronność swojej ojczyzny. „Polsce tylko jednej rzeczy brakuje: że gołe ciała nie mogą sprostać mężnemu sercu“ (Ostroróg Monum. Pam. Warsz. 1818 III. 354). W takim stanie spraw wojennych u Słowian, a przy znanem mistrzowstwie ludów normańskich w rzemiośle wojny, owszem przy wspoinnionej poprzednio okoliczności, że nawet narody potężniejsze, jak np. Frankowie i Anglicy, znaczną część swojej terminologii wojennej przyjęli od Normanów — jakżebyśmy dziwić się mieli czemuś podobnemu u Słowian?
B r oń w Wulfilowym przekładzie biblii brunjo (Schulze GIobs.Ą w normańskich narzeczach (Ihre
I. 283) brynja żelazne uzbrojenie ciała; w kapitularzach frankskich brunia toż samo.
S t r z a ł a — w narzeczach starogermańskich i skandynawskich (GrafF YI. 752, Ihre II. 793) strale strzała i promień, w dzisiejszej niemczy-źnie już tylko w znaczeniu drugiem, przenośnem, Sonnen-strahl, Sonnen-pfeil.
Szczyt, tarcza — od normańskiego skid, skydda (Ihre II. 645 k w narzeczach normańskich przechodzi w c np. kuning = cyning, kjoel = cyul, czółn) ochrona, ochraniać, zaszczycać; w dzisiejszej niemezyźnie schutz, schutzen, w łacinie scutum, tarcza.
Miecz — w normańskich narzeczach mece lub me, mets, np. stęka — mets, miecz do kłucia (Ihre I. 142, II. 763), u innych Germanów przed laty mest (Kruse Necroliv. 19); ztąd imie Mezeo, Meico albo też Mestko w kronikach niemieckich i polskich zamiast Mieczysław.
Kord po normańsku kard (Tode Gramm. 323, o zamiast a, Słowianin = Sławianin).
Szabla — po normańsku sabel(Ihre. II. 486), a zkądinąd (Loccen Antiąu. 119) dowiadujemy się? iż Gotowie normańscy kochali się w orężach zakrzywionych.
Jelca, rękojeść szabli (ob. Linde pod tym wyr.) — w narzeczach starogermańskich (Graff IV. 930) elah hela.
Oksza — w normańskich narzeczach (Ihre
II. 2038) oexa, yxa, oxa, topor — ulubiony rodzaj broni u Skandynawców.
Kula — po normańsku (Ihre I. 1173) podobnież kula — niegdyś zwykle kamienna.
Taran, młot do rozbijania murów lub jakichkolwiek ścian grodu — od normańskiego Taran, co było odmienną formą imienia Thor (Dalin I. 97) skandynawskiego boga wojny, czczonego w nadzwyczajnie częstym symbolu młota.
Bęben — po normańsku bamba (Ihre I. 126) tożsamo, a było to narzędzie powszechnie już używanem w starożytnych wojnach północnych (Dal. I. 354).
Zakończymy należącem tu słowem gród, w normańskich narzeczach gard, którebyśmy chętnie przyznali słowiańskiemu, gdyby nie uderzająca zgodność dwóch ważnych okoliczności. Jedną jest znane świadectwo Jornandowe: „Słowianie mają bagna za grody“ tj. nie mają grodów właściwych; drugą zaś powszechne u Normanów zamiłowanie w grodach sypanych i murowanych, towarzyszące im właśnie jako cecha charakterystyczna we wszystkich krajach, dokąd tylko przybiły łódki zdobywców skandynawskich (ob. wyżej w rozdź. o Krakusie).
IV. Zabytki bałwochwalcze.
Przedmiot niniejszego oddziału mógłby dostarczyć wątku do rozprawy obszernej.
Najgorliwsi bowiem obrońcy narodowości słowiańskiej widzą się zmuszeni do wyznania (Szafarzyk Staroż. słow.), iż znaczna część bóstw słowiańskich jest tylko powtórzeniem nazw skandynawskich, jak np. słowiański Perkun w myto-logii północnej, nad wszelkie porównanie pewniejszej i bogatszej od naszej, fairguns; słowiańska Prija u Skandynawców Freija, słowiańskie Żiwie u Skandynawców Sif, słowiańska Lada u Skandynawców Olda itp.
Temci słuszniej da się to powiedzieć o mniemanych bóstwach słowiańskich między Odrą a Elbą, jak np. o owym podejrzanej słowiańskości bożku Prowe, w normańskim języku prowe próba, wyrocznia (Ihre II. 352) — owym bożku
Heroimt albo Gerowit, który przedstawiany bywa ze wszystkiemi attrybutami wojny, a w języku normańskim znaczy dosłownie „bożka wojny“, (haer tyle co wojsko a wit czasem magnat? czasem zaś bohater, władzca, okrutnik, Ihre II. 2027 witas, słow. wites) — wkońcu o owym białym koniu Radgasta w Retrze ), który jak zresztą obcym jest innym stronom słowiańskim, tak przeciwnie nadzwyczajnie często powtarza się w mytologii germańskiej, mianowicie u Sasów, czczących go nawet w starożytnym herbie swego narodu.
Nie mogąc jednak rozwodzić się nad tem obszerniej, przestaniemy na kilku nazwach bałwochwalstwa polskiego, niezrozumiałych zkąd-inąd, a dających się wyświecić ze źródła nor-mańskiego.
Jesse, według Długosza najwyższe bóstwo słowiańskie, u Skandynawców zwyczajnie As, ) Osobliwszym trafem znaczy nazwa Radegast albo Ra-dehast, Radihost, w językach normańskich „konia szybkiego“ — rad, reijd, rado (ob. wyżej w objaśnieniu słowa Reidgothia) szybki; haest (Ihre I. 827) kon, u nas hester, a było już wspomniano kilkakrotnie, iż szybkość znaczyła główną zaletę bohaterską.
Aes, bóstwo, bożek w ogólności. To Aes bywa niekiedy pisane Esse (Saem. Fr. Edda w indesie), do czego zwyczajnym sposobem dodawszy j, np. Andrzej = Jędrzej, Ermanrik = Jermanrik, Ewa = Jewa itp., otrzymamy całkowite Jesse.
Diasek, diablik — od normańskiego dis, dias, diar, tyle co duch usłużny, na podobieństwo dwunastu służebnych duchów albo bożków Odina.
Diacheł, diablik — w mytologii normańskiej (Grimm Myth. 939) djakul, diablik.
Bałwan — po normańsku „wielkie bożyszcze“, od bal wielki i wan tyle w Eddzie co duch, idolum, bożyszcze.
Wiara — po normańsku Wara, bogini małżeństw pogańskich, wzywana przez Skandy-nawców w formule ślubnej: „Pobierzmy się w imię Wary, an die hand der Waar (Munch Vólk. 246)“ — co jak się zdaje przetrwało u nas w wyrażeniu „żyć na wiarę, używanem o związkach dawnym trybem pogańskim, bez uświęcenia kościelnego.
Fryga — normańska bogini zalotności — przypominająca się u nas w wyrażeniu o dziewczynie zalotnej: „zwinna jak fryga“.
Do tych wyrazów pogańskich niech nam wolno będzie dodać dwa chrześcijańskie, zastosowane przez Normanów do rzeczy bałwochwalczych.
Biskup, — po normańsku podobnież biskup (Snorro 303. 305). Według Alfreda W. (Grimm Myłh. 79) dawali Normani ten tytuł swoim kapłanom pogańskim, którzy zresztą niejeden obrzęd, jak np. znane w pogaństwie północhem polewanie nowonarodzonych niemowląt wodą, przyjęli w najdawniejszych czasach od Chrześcijan. Ani łacińskie episcopus, ani niemieckie bi-schof nie jest tak bliskiem naszemu wyrazowi jak skandynawskie biskup.
Cerkiew — w narzeczach normańskich kyr-ka, niekiedy cyryk, w znanem złożeniu kyrk-hof, cyrk-of (Ihre I. 1181. 886), nietylko cmentarz, ale cały dworzec cerkiewny. Starszy od dzisiejszego kościoła, był ten wyraz tak powszechnym niegdyś nad Wartą, że jeszcze w przekładach Statutu Wiślickiego w wieku XV czytamy zwyczajnie: „święta cyrkiew Gnieźnieńska.“
Oprócz nazw takich pozostały u nas jeszcze nierzadkie ślady dawnych obrzędów Skandynaw’ skich, które tu w małej próbce podamy.
Objaśniając wyraz mogiła, wspomnieliśmy 0 nadzwyczajnie rozszerzonej czci zmarłych u Skandynawców. W związku z bardzo żywą wiarą w życie za grobem, stanowiła ona znaczną część bałwochwalstwa całego. Wszystko zaś co o tem wiemy u Słowian, ogranicza się właściwie na nic nieznaczące lub wcale wątpliwe wzmianki, niknące do szczętu wobec wiadomego świadectwa: „Słowianie myślą, iż z życiem doczesnem wszystko się kończy.“ Jakoż nawet należący tu obrzęd słowiański pominki okazuje się nie tak wyłącznie słowiańskim, jakby się zdało. W skandynawskim języku minne znaczy pamięć, memoria, ztąd paeminna (Ihre II. 182) wspominać, mianowicie umarłych, jak to właśnie Normani nadzwyczajnie często czynili, wyprawiając sute uczty pae-minne, pominkowe, dla zmarłych (ob. Snorro 142). Uwzględniając zaś niezmierną przewagę bałwochwalstwa północnego w tej mierze nad słowiańskiem, tudzież szerokie rozpostarcie się wyrazu minne w znaczeniu pamięci i miłości u wszystkich ludów germańskich, nie można odmówić Normanom bliższego prawa do obrzędu 1 wyrazu pominków. Podobnież i znany litewski wyraz dziady w znaczeniu uczt zadusznych, zdaje się pochodzić od normańskiego doed, dziś po angielsku dead, umarli, nieboszczykowie. Słowiańskie pochodzenie Jorn and owego wyrazu strawa, użytego przezeń raczej w znaczeniu ofiernej śmierci pogrzebionych z Attilą niewolników, niż w słowiańskiem znaczeniu jadła, nie da się uzasadnić dostatecznie. Nie brak też uczonych staróżytników, którzy ten wyraz wyprowadzają od germańskiego strawa albo strafa (H. Grot. Hist. Gotth. 580) tyle co kara lub ofiara śmiertelna,
W porze naszego Bożego narodzenia obchodzili Normani święto swojego Thora, największą uroczystość pogańską, tak zwane gody Julskie, turzyce. Sprawiano wtedy Thorowi czyli słońcu wielką ofiarę ze zboża i różnych rodzajów jadła, zaścielano całą komnatę słomą, stawiono snopy zboża po kątach, spożywano na cześć boga różne potrawy, czyniono wróżby urodzaju itp. Pozostały w Szwecyi podziśdzień zabytki tego zwyczaju, i zastosowane później do uroczystości chrześcijańskiej, stanowią tam część wilii Bożego narodzenia (Dalin I. 128) — obchodzonej podobnież u nas.
Do obrzędów tegoż święta Julskiego należały także pewne praktyki z bydłem, w ciągu kté rych wybierano najdorodniejszego wieprza, i przeznaczywszy go na ofiarę w czasie późniejszym, brano go do żernika. Po utuczeniu za-kłuto go uroczyście, i uwędzonego spożywano przy innej uroczystości na wiosnę (Dalin I. 129. Grimm R. A. 90. Myth. 44. 45 majalis) Przypomina to nasze prosię, nasze szynki wielkanocne o tejże porze wiosennej.
Za symbol czczonego Julskiemi godami słońca poczytywała mytologia krajów północnych koło od woza, które z tej przyczyny zawieszano wysoko naprzeciw słońcu, na słupie u wrót obejścia gospodarskiego (Grimm Myłh. 1094). Sąto zapewne tesame koła, które widzieliśmy nieraz na wrotach zagród naszych, jakoby na gniazda dla bocianów, tych ptaków słońca, zatknięte.
Wszyscy znamy guślarskie obrzędy inszych dziewcząt w wilię św. Andrzeja, ale mało kto wie, że podobne zabobony praktykują się także w Skandynawii. Tymczasem w dziele jednego ze starożytników tamecznych, roztrząsającem znaczenie i używanie run, wy czytujemy (Loccen. Antiąuit. 11): „U nas runami nazywane bywają dziewczęta, które w wieczór św. Andrzeja ró-żnemi guślarskiemi sztukami przywołują kochan ków.“ Przeco rysujące się naszym dziewczętom znaki z roztopionego wosku albo ołowiu są właściwie runami, wymagającemi osobnej sztuki do odczytania.
Znajomość takich charakterów sekretnych, wiedza rzeczy nadprzyrodzonych, w ogólności wszelka umiejętność głęboka, nazywała się u Skandynawców kingi (Grimm Myth. 986), a posiadacz takiej umiejętności i wiedzy miał nazwę knig, przecząc o-knig (Ihre I. 1176). Jestto właśnie źródłosłów słowiańskiego wyrazu kniga książka, właściwie umiejętność, niegdyś głównie sekretna. Ztąd nasze księinik, w zastosowaniu do rzeczy pogańskich czmo-księnik, było właśnie tyle co knig, kniądz, wiedzący, a różniło się wcale od słowa książę, pochodzącego od innego wyrazu skandynawskiego knung, konung.
Jednym z najczęstszych obrzędów normańskich w pogaństwie było uroczyste używanie kąpieli albo łaźni. O starożytnych Prusakach, u naszego Kadłubka Getach, tj. z normańska Goe-tar, Normanach, mówi kronikarz Dusburg że — „najpobożniejsi kąpali się codziennie na cześć swych bogów, omni die balneis utebantur ob reverentiam deorum, H Gdziekolwiek też Normani założyli państwa zdobywcze, w których później obrzędy pogańskie pomieszały się w osobliwszy sposób z ceremoniami religii i rycerskości chrześcijańskiej, wszędzie tam pobożne pasowanie rycerskie łączyło się z obrzędem łaźni. Obchodzono taką kąpiel rycerską w normańskiej Sycylii, Normandyi i Anglii, a w tym ostatnim kraju, tym głównym celu tylokrotnych napadów i podbojów normańskich, nastał nawet osobny Order łazienny. Obchodzenie podobnież uroczystej łaźni za Bolesława Chrobrego w Polsce, jest zapewne pozostałością tego obrzędu starożytności normańskiej (ob. art. O łaźni Bolesława Chrobrego, w Szk. hist. tom II).
O gockiej uroczystości postrzyżyn była wzmianka poprzednio.
Wszystkim uroczystościom pogańskim towarzyszyły uczty stołowe, po których zwykle szły tańce; dlatego pozwolimy sobie nadmienić tu o jednych i o drugich.
O niektórych ludach normańskich opowiadają kroniki (Jorn. 611), iż tylko mięsem żyły, car-nibus tantum vivunt. Było ono tak dalece głó-wnem pożywieniem wszystkich pobratymców normańskich, iż Krzyżacy późniejsi zaledwie naju silniejszem staraniem dokazać mogli, aby podległa im szlachta pruska sadziła i pożywała kapustę, rzecz wcale szpetną w jej oczach. Jakie zaś zdanie panowało w tej mierze u dawnej szlachty polskiej, może nauczyć nas przysłowie staroświeckie: „Kaszka fraszka, jarzyna perzyna, chleb trawa, mięso potrawa.“
Co do tańca, wyczytujemy w cudzoziemskich opisach podróży po krajach skandynawskich: „Mieszkańcy tujsi kochają się w pewnym tańcu, który bardzo podobny jest do polskiego“ (Czacki Dzieła I. 21).
Wzmianki o innych zabytkach zwyczajów skandynawskich znajdują się nieraz w dziełach najprzeciwniejszej treści, jak np. w Maciej. Dziej, pierw. 456, 489, itd.
V. Zabytki przypowieściowe.
Pomiędzy innemi zabytkami przychodzi wspomnieć także o powinowactwie starodawnych utworów imaginacyi skandynawskiej i polskiej, o wielce zgodnych z sobą igraszkach dowcipu obudwóch ludów, o podobnem obrazowaniu prawd i doświadczeń życia itd.
Należą tu przedwszystkiem owe historyczno fantastyczne powiastki o Krakusie, Leszkach, Popielu, któreśmy ujrzeli poprzednio tak podo-hnemi w głównych rysach do zag północnych.
Jedną z takich reminiscencyj jest także znane podanie o ślepocie Mieczysława I. Słyszeli o tym królu najstarsi kronikarze krajowi, iż dopiero jako siedmioletnie pacholę przejrzał, a takie kalectwo w latach dziecinnych, w ogólności wszelkie upośledzenie i niedołęztwo pozorne, było zwyczajnym rysem wszystkich powiastek germańskich o sławnych bohaterach, którzy dopiero w latach późniejszych zasłynąć mieli pomyślną zmianą losów (Grimm Myth. 361). Mianowicie o angielsko-normańskim królu Offie krążyła na północy tradycyą, iż w podobny Mieczysławowi sposób ślepym był do lat siedmiu, i także cudem dostąpił światła (Lappenb. I. 222. Grimm Myth. ‘ 361).
Jako przykład osobliwszego zastosowania dowcipnej gry wyobraźni do poważnych spraw życia — uderza u nas historya detronizaeyi Mieczysława Starego a wyniesienia na tron Kazimierza Sprawiedliwego. Książę Mieczysław siedzi w Krakowie na trybunale i sądzi sprawy poddanych. Występuje przed nim z kolei pewna uboga nie wiasta, i skarży na swego syna, iż dał rozszarpać wilkom powierzoną sobie trzodę matczyną. Syn składa winę na najemników, ale nie polepsza tem sprawy, gdyż książę Mieczysław ujmuje się za matką, i wydaje wyrok przeciw synowi. Natenczas powstaje obecny temu biskup krakowski Getko, i odzywa się w głos: „Mądrze osądziłeś o książę! Ta uboga niewiasta to twoja ziemia krakowska, synem czyli raczej pasierbem ty jesteś, trzodą twój lud krakowski, najemnikami twoi urzędnicy drapieżni. Wydałeś wyrok przeciw sobie samemu.“ Cała sprawa sądowa okazała się naprzód ułożoną igraszką, po której Mieczysław ustąpić musiał z tronu. Krakowianie zaś obrali po nim następcą jego brata Kazimierza Sprawiedliwego (Kadł. 754 — — 761).
Teraz posłuchajmy zdarzenia z historyi szwedzkiej. W roku śmierci Bolesława Chrobrego zasiadał na tronie szwedzkim Bolesławów bratanek Olaf Skotkonung i sądził sprawy w Upsali. Wówczas stanął tam przed nim wyprawiony od szlachty westgockiej wieśniak imieniem Emund, i przedłożył mu sprawę następującą. W pewnem mieście ustronnem zdarzył się spór między ubogim a bogaczem, rozstrzygnięty przez sędzię na korzyść ubogiego. Ale bogacz nie chce zapłacić kary, i zamiast gęsi dał ubogiemu gąskę, zamiast wieprza prosiątko, zamiast grzywny ważnej nieważną. Pokrzywdzony użala się przed sądem, lecz prawa westgockie i uplandzkie są różnego w tej mierze zdania. Niech więc król jegomość ostatecznie rozstrzygnie sprawę. Olaf Skotkonung ujął się za ubogim, i kazał bogaczowi zapłacić karę podwójną. Na co Emund zażądał ogłoszenia wyroku królewskiego we wszystkich stronach państwa, a sam pospieszył zwołać powszechne zgromadzenie narodu. Cała sprawa sporna okazała się dowcipnym obrazem postępowania króla z narodem, mianowicie względem niejakiego Olafa Haraldsona. Olaf Skotkonung wydał wyrok przeciwko sobie samemu, i musiał jak Mieczysław ustąpić z tronu, na który Szwedzi z osobliwszej względności dla panującej dynastyi osadzili jego syna Jakóba czyli A munda (Dalin I. 487 — 490).
Opowiadający to dziej opis szwedzki nazywa sprawkę Emunda „prawdziwie gotycką“ tj. nor-mańską (alte gothische Weise; więcej o takich przypowieściach u Skandynawców tamże na str. 186) — a jakże nazwać ową scenę krakowską, której główny sprawca, krakowski biskup Gedeon, przezwany tak na cześć Gedeona w Starym zakonie, nazywał się w rzeczy Getko, tj. właśnie Got czyli Goet, a był członkiem normańskiego rodu Gryfitów.
Przypomina się wreście powiastka o małżonkach rycerzów Bolesława Śmiałego, powtarza jąca się w małoco odmiennym kształcie u Normanów francuzkich i północnych. Jeśli prawdziwa — ~ jest ona skutkiem tegożsamego stanu rzeczy w Polsce i w społeczeństwie normańskiem; jeśli zmyślona — — owocem zamiłowania w podobnych obrazach imaginacyi. Opowiada tedy kronika
T
Kadłubkowa (str. 660), iż gdy Bolesław Śmiały z rycerstwem swrojem przez długie lata po sąsiednich wojował krajach, pozostałe w domu małżonki sprzykrzyły sobie ciągłą włóczęgę mężów, i z służalcami swoimi w nowe weszły małżeństwa. O czem dowiedziawszy się mężowie za granicą (późniejsze kroniki piszą: w Kijowie), opuszczają tłumnie króla Bolesława Śmiałego, i spieszą ratować sprawę domową. Nareście i król Bolesław musi wrócić do kraju, i mszcząc się tam na zbiegach i ich wiarołomnych małżonkach, daje powód zaburzeniom późniejszym.
W tymsamym czasie kiedy Bolesław Śmiały wojował za granicą r. 1066, podejmuje sławny książę Normandyi Wilhelm Zdobywca swoją zwycięską wyprawę do brzegów Anglii, i podbija całe królestwro. Towarzyszące mu rycerstwo rozśiedla się w nowem państwie, i nie myśli o powrocie do kraju. „Wtedy wiele pozostałych w domu małżonek normańskich“ — opowiada blizkoczesny Ordericus Yitalis (Bouqu. XI. 240) — „rozgorzało dzikim płomieniem pożądliwości, i częstemi posyłkami domagało się u swoich mężów, aby coprędzej powrócili do domu, dodając pogróżkę, iż w razie dłuższej zwłoki pojmą nowych małżonków.... O czem dowiedziawszy się prawi mężowie i waleczni rycerze, wielorako się frasowali... lękając się aby za powrotem do kraju bez pozwolenia królewskiego nie okazali się wiarołomnymi zdrajcami i tchórzami. Odwrotnie zaś groziło pytanie, coby wypadło czynić, gdyby lubieżne żony występkiem skalały łoże, i potomstwo swoje piętnem wiecznej niesławy i hańby nacechowały? Zaczem panowie Hugo... i Hunfred... i wielu innych pospieszyło do domu, i otoczonego niebezpieczeństwami króla opuściło ze smutkiem.“
Teżsame dźwięki tradycyi odzywają się w po wiastkach o północnych królach Frotonie i Haraldzie, o których czytamy u Saxona Gramma-tyka (str. 60 p. v.) — iż tamten z przyczyny pospiechu swoich rycerzy do nowo poślubionych małżonek znaczne ponosił klęski, ten zaś dla uniknienia podobnej niepomyślności samem bez-żennem otaczał się rycerstwem — równie jak i f 0 Bolesławie Śmiałym powiedziano w żywocie św. Stanisława, iż nielubił wojowników żonatych, viros uxorios sibi non placere (str. 348).
Nie podejmowaliśmy osobnych studyów dla wyśledzenia większej liczby podobieństw tego rodzaju; jak obfitym jednakże plonem powinneby wynagrodzić się takie poszukiwania, okazuje przykład następujący. Znamy tylko jeden szczu-pluchny zbiorek przysłów normańskich (Tode Ddn. Gramm. 286 — 296), używanych obecnie, 1 zapewne mniej przeto zgodnych z naszemi niż dawniejsze, a już w tym kilkukartkowym zbiorku spotykamy znaczną ilość przysłów i przysłowiowych trybów mówienia, uderzającej tożsamości z naszemi. Oto kilkanaście przykładów tejsamej treści w językach polskim i duńskim.
Gdzie diabeł nie zmoże, tam babę poszle. 1 ślepa kura ziarnko znajdzie.
Jaki pan taki krain.
Ręka rękę myje.
Lepiej urodzić się szczęśliwym niż rozumnym.
Kto chce psa uderzyć, łatwo kij znajdzie.
Nie w jednym dniu (Rzym) zbudowano.
Kto ma wisieć, nie utonie.
Kruk krukowi oka nie wykolę.
Słyszała że dzwonią, ale nie wie w którym kościele.
Kupić kota w worku.
U Saxona Grammatyka (str. 37):
Zły to ptak, co własne gniazdo kala — probrosum referens alitem, qui proprium pol-luat nidum.
VI. Zabytki językowe.
Znaczną część językowych śladów lechizmu umieściliśmy w rozdziałach poprzedzających, gdzie wskazano tyle nazwań społecznych, wojennych, bałwochwalczych itp.
Tu przydamy kilka uwag ogólnych, tudzież kilkadziesiąt wyrazów luźnych, nie mając bynajmniej uroszczenia, aby w jednym albo drugim wypadku nie zaszła dowolność lub omyłka.
Nadzwyczaj bowiem trudno oznaczyć nieraz, czy który wyraz słowiański, znajdujący się także w języku innym, przyszedł do nas z obczyzny, albo wpłynął do języka innego od nas, albo wreście udzielił się obudwu językom z jakiegoś źródła wspólnego.
Wszystkie te trzy wypadki działały niechybnie w historyi mieszania się języków słowiańskich z sąsiedniemi; wiele wyrazów przyjęły oba ludy w czasach przedhistorycznych od wspólnych sobie przodków na wschodzie; niejeden wyraz przyswoili sobie Normanowie od Słowian; najwięcej atoli słów, mianowicie słów kunsztowniej-szych, znacznie już wydoskonalonemu stanowi towarzyskości właściwych — wzięli Słowianie od narodów normańskich.
Że tak było w istocie, będzie musiał przypuścić każden, kto zważy daleko większą starożytność i historyczną przewagę ludów północnych nad słowiańskiemi. Zanim jeszcze historya dowiedziała się o Słowianach, słynęły już od dawna narody pierwiastku normańskiego, i trzęsły ludami okolicznemi, zpomiędzy których Słowianie dopiero znacznie później i skromniej wystąpili na widok dziejów. Zaczem jeśli przyjdzie oznaczyć wątpliwą rodowitość któregoś z wyrazów tamtoczesnych, słuszniej przyznać go narodowi znanemu niż nieznanemu, czynnemu niż biernemu, starszemu w oświacie niż młodszemu. Chcąc bowiem twierdzić inaczej, i widząc już w gockim przekładzie biblii z wieku IV wyrazy tak na po-zor słowiańskie, a tak późnemu stopniowi rozwoju społecznego właściwe, jak np. clulg czyli dług dług, leihva lichwa, leikeis inaczej lekare lekarz itp., wypadłoby dla konsekwencyi przypuścić dalej, że i tych pojęć nauczyli się Gotowie od Słowian, tj. że naród wielki, wojenny, i już w III wieku głośny w historyi a w IV już piśmienny, był w tylu różnych rzeczach uczniem plemienia, które dopiero w kilka wieków później wystąpiło czynnie w historyi, dopiero od wieku XI liczy niewątpliwe zabytki piśmiennictwa, dopiero w tymże wieku wzniosło się nad stopień podrzędności — na co nie zgodzi się nigdy zdrowa krytyka.
Przyjmowali więc Słowiańie takie wyrazy kunsztowniejsze od obcych, i przyjmowali je temłatwiej, ile że już w dziedzinie pojęć najpierwotniejszych zachodziło uderzające powinowactwo między językami słowiańskim i normań-skim.
I tak — mimo wielkie zresztą niepodobieństwo obli języków — zadziwia tożsamość niektórych zaimków i przyimków. Oto np. polski zaimek on, w przekładzie statutów z wieku XV hon, honą, po skandynawski! podobnież hon, han; polskie ten po normańsku podobnież then; polskie sam, po skandynawsku samo; polskie tensam po normańsku tliesame; nasze po po skandynawsku pae itp.
Na drodze takiej pokrewności przedhistorycznej udzieliło się językowi polskiemu w czasach późniejszych wiele cech osobliwych, jedynie ze źródła północnego wyjaśnić się dających.
I tak np. zastanawiamy się wszyscy nad dawnem odróżnianiem u nas a długiego od a krótkiego, czyli tak długo trwającem kreskowaniem lub niekreskowaniem tej samogłoski — a tasama różnica panuje podziśdzień wre wszystkich językach skandynawskich, przydających w alfabecie pierwszemu a zwyczajnemu drugie aa przeciągłe.
Nasze, stłumione ó, w którem mianowicie Wielkopolanie tak się kochają, daje się słyszeć również w ję/ykach normańskich — np. w duńskim, gdzie o wymawia się często jak n, hondę = bundę itp., w anglonormańskim, który często używa o, oo zamiast u, monę zamiast muw, soon zamiast sun itp. 0 naszem brzmieniu nosowem ą albo ę wyrzekli już zasłużeńsi od nas badacze, iż przyszło z języka germańskiego (Maciej. D. pierw. 180 „wzór do tego dali Niemcy“) — a o językach normańskich panuje zdanie powszechne (Grimm Spr. 236, Munch Vólk. 80, Zeuss 326), iż okazywały niegdyś największą skłonność do tego brzmienia. I tak wybierając jeden przykład z tysiąca, czytamy w Ihrego słowniku skandynawskim pod słowem Ład: „Wtrąciwszy zwyczajnym sposobem gockim literę n będzie Łand.’1
Co do polskiego i czeskiego brzmienia r przyszli znakomici badacze do przekonania (Maciej. 519), iż sięga daleko głębszej starożytności niż zwyczajnie mniemano — a z historyi języków normańskich nasuwa się skazówka, że na północy r przechodziło zwyczajnie w (Grimm Spr. 710 gothisehes Z entfaltete sich ans R. 524 RR — goth. RS.) — co narzeczowym sposobem mogło między Elbą i Wisłą wydać brzmienie r. Tak np. w starogockim wyrazie leikeis (lekarz) z końcowej głoski s powstała na północy głoska r aibo rr lekarr, a gdzieniegdzie przez zachowanie pierwotnego brzmienia s utworzyła się nasza sycząca końcówka r, lekars lub lekarz.
Bardzo wiele wyrazów, mających na pozór cechę wcale słowiańską, okazuje się przy dokła-dniejszem roztrząśnieniu nabytkiem od Skady-nawców. 1 tak nasz czystopolskiego pozoru sąsiad okaże się w istocie bliższym językowi nor-mańskiemu niż słowiańskiemu. W dawnej polszczy-znie pisał się ten wyraz powszechnie samsiad, a ani samsiad ani sąsiad nie daje dość zrozumiałego wytłumaczenia treści wyrazu. W normańskich zaś językach znany jest wyraz samsaet lub samsat, złożony z wyrazów sam tj. współ (Ihre II. 495), i saet albo sat tj. mieszkaniec, osadnik (Ihre II. 513), zkąd razem samsat czyli współmieszkaniec tejsamej wsi, okolicy itp.
Owe wyrazy druh i drużyna, na pozór tego-samego pierwiastku co drugi, wtóry, znajdują daleko stosowniejsze wytłumaczenie w normańskich słowach driug, driugan, towarzysz wojenny, towarzyszyć wojennie.
Polski wyraz dług, rzecz pozyczona, debitum, na pozór tegosamego pierwiastku co długi lon-gus, pochodzi od Wulfilowego dulg, dług, de bitum, z zwyczajnem przestawieniem spółgłoski, np. walda władza, mioelk mleko itp.
Polski wyraz człek w znaczeniu sługi, nie jest skróceniem wyrazu człowiek, lecz zwyczajną modyfikacyą gockiego i normańskiego skalk, w niemieckim języku schałk, u nas przez częstą przemianę brzmienia sz w cz np. Szłopa = Człopa, Szantyr — Czantyr — i za przestawką spółgłoski — człak albo człek — sługa niewolny.
Czasem miewają takie z normańskiego przyswojone wyrazy polskie nieco odmienny odcień znaczenia, który jednakże przy bliższem zbadaniu okazuje się tem charakterystyczniejszem świadectwem ich przyjścia do nas z północy. I tak np. polski wyraz swar jest tylko nieco przeinaczonem powtórzeniem normańskiego swar odpowiedź, responsum (Ihre II. 826), ile że zuchwała odpowiedź rozgniewanego ciemięzcy normańskiego zdała się opanowanemu Słowianinowi smarem, łajaniem.
Polskie lichwa jest tylko powtórzeniem Wul-filowego leihvan, dziś po niemiecku leihen, pożyczyć ~ co ze względu na wysoki procent pożyczek gockich wydało się prostodusznym Słowianom lichwą.
Bardzo wiele wyrazów polskich, mających u nas znaczenie jakiejś niezrozumiałej przenośni albo alluzyi, tłumaczy się najprościej z normańskiego. I tak np. owe orle Gniazdo Lechowe ujrzeliśmy zamkiem, gnoest skandynawskiem. Ów rak Długoszów jest bohaterem, raek albo rak północnym. Częste w północnej Polsce nazwy miejscowe Złota, Złotniki, Złotoryja, nie mające nic złotego w swojej rzeczywistości, są tylko zabytkiem skandynawskiego wyrazu slott zamek (Ihre II. 667), dziś po niemiecku schloss.
Bardzo wiele wyrazów istniejących jednocześnie w językach niemieckim, skandynawskich i polskim, weszło do nas nie od Niemców, lecz widocznie z północy, jak np. szkoda nie od niemieckiego schaden lecz z normańskiego skada (Ihre II. 545); skrzynia nie od niemieckiego schrein lecz z normańskiego skrin; flaszka nie od niemieckiego flasche lecz od normańskiego fiaska; pukać nie od niem. poehen lecz od norm. pukke (Tode 346); kula nie od niem. kugel lecz z norm. kula; warować, obwarować, warowny, nie od niem. wehren lecz z norm. wara; fołdrować, popierać sprawę, nie od niem. fordem lecz z norm. for dr a, popierać; slua nie od niem. schleusse lecz od norm. slus; rum niegdyś w znaczeniu miejsca, nie od niem. raum lecz z norm. rum’, gerąda niegdyś sprzęty, nie od niem. gerathe lecz z norm. gerad; smakować nie od niem. schmecken lecz z norm. smoka; ster, sterować, nie od niem. stenem, steuer lecz z norm. styr, styra, itp. itp.
Zastanowienia godną jest rzeczą, iż wiele z przytoczonych tu śladów normańszczyzny należy dziś do archaizmów języka. Różnica a długiego i krótkiego wyszła już całkiem z pamięci; stłómione ó ustępuje coraz powszechniej otwartemu; cały nowszy kierunek języka dąży do otrząśnięcia się z wszelkich śladów obczyzny, do jaknajwiększej czystości słowiańskiej.
Za toż im głębiej w starożytność, im bliżej lechickich czasów Popiela — tem więcej normańszczyzny w języku. I tak jeszcze w wieku XIII wolno było Bogufałowi powiedzieć: „Zamiast gród, grodek, mówi się w języku słowiańskim wik, (str. 24) wik in slamnico cimtas.... radamus ad wik11 — czego dziś nikt nie rozumie, a co właśnie tłumaczy się z normańskiego, gdzie wik znaczy grodek, miasteczko (Ihre II. 2010), i stanowi bardzo częstą końcówkę miejscowych nazw. — Tenżesam Bogufał pisze gdzieindziej: „ Lig a tur as sen bogas, wiązania czyli bogi“ — co również niezrozumiałem jest dzisiaj, w nor-mańskiem zaś boga (Ihre I. 255) znaczy obręcz, wiązanie.
Jakoż ledwie nie wszystkie przestarzałe wyrazy polskie okazują się normanizmami. Oto próbka: Wznowione dziś orędzie, orędować, pochodzi od normańskiego aerende (Ihre 1.102) poselstwo, zlecenie, sprawa, od ara, posłać, poseł. — Cad (ob. Linde), pieniądze, w starogockim języku skatts (Schulze 313) skarb, z czego w dzisiejszej niemczyznie schatz; u nas przez zwyczajną zmianę sk, sch, w c powstało niegdyś cad. — Kordel (Linde), po normańsku kordel tożsamo (Ihre I. 1132). — Kruż (Linde), po normańsku krus tożsamo (Ihre I. 1167). — Łafa (Linde) płaca przyobiecana; po normańsku lafwa (Ihre II. 41. 87), obietnica, zobowiązanie się. — Łasa (Linde), zamknięcie; po normańsku laesa tożsamo (Ihre II. 37). — Łitkup (Linde), po normańsku lidkoep tożsamo (Ihre II, 64). — Łoft (Linde), po normańsku loft tożsamo (Ihre II. 87). — Myto, zapłata, dar, muta, miethe, tożsamo (Ihre II. 212. Beow. 107). —
Nawa, naf, nam tożsamo (Ihre II. 218). — Wardęga, w statucie Wiślickim tyle co włóczęga, wąrgang tożsamo (Grimm R. A. 396).: Gomon (Linde), wrzawa, poswarek, w staro-dawnem przysłowiu: „z gośćmi nie robić gomo-nu“; po normańsku gamman (Ihre I. 632) wrzawa gościnna, zgiełkliwe ucztowanie — itp.
Niektóre wyrazy najpowszedniejsze, zwłaszcza w znaczeniu pogardliwem, znajdują niespodziewane wyjaśnienie z języka skandynawskiego. Np. buda dziś po angielsku abode, abide, mieszkanie, mieszkać; u starodownych Normanów bardzo często bud, buda (Rafn Ant. 32. 5), na prędce uklecone mieszkanie z chrustu, darni itp. — Drab, po normańsku drap, drab, zabójca, drapa albo draba, drabować (Fr. Thorg. Lib. hist. pod tym wyr.) — — Gałgan w starogo-ckiem galga, galgan (Schul. 108), szubienica, szubiennik. — Kłam, kłamać, z pewnym odcieniem różnicy od łe, łgać-, po normańsku klam (Ihre I. 1071) bezwstydność w mowie, obscoenitas in loąuendo. — Swendać się, włóczyć się z miejsca na miejsce; po normańsku schwenden (Geijer I. 91), niestałe życie prowadzić.
Czasem teżsame wyrazy słowiańskie i pół 31 nocne brzmią na pozór nieco odmiennie, lubo oprócz zwyczajnej modyfikaeyi niektórych głosek nie zachodzi między niemi żadna różnica, I tak wziąwszy na uwagę, iż głoska a zamienia się niekiedy w ja ’ (Andrzej = Jendrzej), ch w k (chełzać = kiełzać), f w ch, p albo h (ofmistrz = ochmistrz itp.), g w h — nie będziemy się wahali przyznać, iż północne aeka, currum agere (Ihre
I. 48), jest naszem jechać lub niegdyś jachać — północne fatta, capere (Ihre I. 441), naszem chwytać, po serbsku fatać — północne ftipa, plorare (Ihre I. SOI), naszem chlipać, łkać — północne ulband (Schulze 397) naszem wielbłąd, właściwie wielbiąd — itd.
Szafarzyk w swoich Starożytnościach a Karamzyn w Historyi umieścili długi szereg wyrazów słowiańskich oczewistej tożsamości z skandynawskiemi. Nie powtarzając tu spisu tego — pomijając niezmierną liczbę słów, mających w języku normańskim i polskim tożsamo brzmienie, lecz może skądinąd przybyłych do nas, jak np. sztandar, kordelas, frukt, ran-kor, lina, praktyki, rybałd itp. itp. — załączamy próbkę innych wyrazów tego rodzaju, zebraną sposobem przypadkowym, a temśamem nie wyczerpującą wcale przedmiotu.
Bąbel — bubla, bunbla (Ihre I. 287. II. 2); bystry, burzliwy — bister (Ihre I. 193); flis — flis (Lindenbl. 179); gadka=gaąda (Grimm Spr. 326); głupi — glop (Ih. I. 686); gruz, rumowisko =gruus (Tode 321); hester = hest, hester, koń, konie (Ih. I. 827); kara, wózek = kaerra (Ih. I. 1049); kram = kram (Ih. I. 1153); krąg — kring (Ih. I. 1162); krzyż = kryss (Ih. I. 1170); mara — mara (Ih. II. 133); muł = muli (Ih. II. 203); śledź — sild, slid (Tode 333); strzęp — strump (Ih. II. 800); szkuta = skuta (Dalin I. 72); targ = torg (Ih. II. 928); tram — tram (Ih. II. 952); węgieł = ongi, wongl (Ih. II. 2016); brakować, wybierać = braken (Munch Vólk. 183); chlebiać, po-chlebiać = hleibjan (Schulze 140); łajać — lajan (Schulze 190); mierzić — marzjan (Schulze 228); plaskać=plaska (Ih. II. 339); skrobać — skraabe (Tode347); stękać= staenka (Ih. II. 759); szłapać = slaepa (Ih. II. 653); targać = targa (Ih. II. 860); wetować — weta (Ih. II. 1099).
W zakończenie zestawimy kilka najzwyczajniejszych sposobów przeistaczania się tychsamych wyrazów na północnym i na południowym brzegu Bałtyku. 1) Dzisiejsze północno-bałtyckie g (niegdyś powszechnie h) ma w stronach południowo-bałtyckich brzmienie ch. Ztąd szwedzkie dog, og, sig, swag itd. wymawia się i pisze u Niemców doch, auch, sich, schwach, itd. Z tej to przyczyny północne ląg towarzystwo, niegdyś także lage towarzysz, brzmiało między Elbą a Wisłą stanowczo lach. 2) Niektóre wyrazy północne przybierają w ustach południowo-bałtyckich przedstawkę g lub ge. I tak np. północne mende, sund, wald urabia się w języku niemieckim bez żadnej zmiany znaczenia w gemeinde, gesund, gewalt itp. Z tejże przyczyny północny wyraz naeste zamek (już i na północy przetworzony niekiedy w gnoest, od spólnego pierwiastku naesjan, ginaesjan, gnesen, Ihre II. 240. 235 zachowywać, ube-spieczać) przeistoczył się u nas w Gniazdo, Gniezdno, jak Dańsk w Gdańsk, Moewe w Gniew (m — n, np. Premzlau = Prenzlau), naera wT gna-rować itp. 3) Niektórym wyrazom, zaczynającym się na północy od samogłoski, bywa na południu od
Bałtyku (Jak podobnież niekiedy i na północy) przedstawiana litera w. Takim sposobem północne wyrazy ord, ulf, und brzmią na południu u Niemców wort, wolf, wunde itp. Z tejże przyczyny staronormańskie Julin, ongi, ulband zmieniły się u nas w Wieluń, wągieł, wielbiąd. Nie inaczej też urosło zapewne imię córki Krakowej Wanda. Jest to prawdopodobnie tosamo imię Anda lub Aeda, które niezmiernie często powtarza się w kronikach i zagach skandynawskich, np. Rafn Ant. 85, Dalin I. 331. 338. 459. Skutkiem przedstawki w, tudzież przez zachowanie używanej niegdyś na północy a dziś zapomnianej tam głoski nosowej an, np. dzisiejsze as, niegdyś ans, lad niegdyś land, gas niegdyś gans, powstało w ustach południowo-bałtyckich Wanda lub Waenda. Jakoż u Czechów dziś jeszcze zamiast wązki, w starej polszczyźnie wanki, pisze się auky, tj. właśnie tyle co Anda zamiast Wanda.
VII. Zabytki nazw miejscowych.
Mówiąc o normańskim charakterze wielu miejscowych nazw7, wspomnieć najpierwej o nieza przeczonych resztkach ludności i wykopalisk nor-mańskich w Polsce.
Co do pierwszej, przypomina się osobliwie ów skandynawski opis podróży po ziemiach polskich w wieku XII, z którego dochodzi nas wiadomość, iż w niektórych okolicach Wielkopolski, mianowicie koło Poznania i Międzyrzecza, znajdowały się nierzadkie osady pochodzenia skandynawskiego, rozmawiające zepsutą mową północną z autorem wspomnionego opisu, i chlubiące się przed nim swoją narodowością normańską (Czacki Dzieła I. 17).
Głośni z waleczności i myślistwa Kurpie mazowieccy nazywają się niekiedy Gocie, nad czem zastanawiając się, czynią sobie uczeni po-mimowolnie pytanie (Maciej. Dzieje pierw. 213): „Sąż oni resztką panujących tu niegdyś Gotów?“ — a przykład owych skandynawskich sioł w Wielko-polsce zdaje się tem słuszniej stwierdzać ten domysł, ile że ci Kurpie według powszechnego mniemania są rasy całkiem odmiennej od reszty ludu mazowieckiego, i wierzą podziśdzień w widziadła mytologii północnej, jak np. w owego strzelca potępionego (Maciej. Dzieje pierw. 458), w którym wszyscy starożytnicy upatrują skan dyoawskiego Odina czyli Wodana. Odnosi się jednakże gocka rodowość Kurpiów nie do starożytnych Gotów wieku IV, lecz do późniejszych współbraci Goetów pruskich i owych Bogn fałowych najeźdźców z Gotariku.
Pomiędzy różnemi wykopaliskami w okolicy Sędomierza, których dostarczyła znana Mogiła Ruszczą, pojawiają się przedmioty „zupełnie skandynawskie“ (Lelew. Pol. I. 417) — a same nazwy Mogiła (ob, wyżej) i Ruszczą (Ruś, ruski) są dalszemi skazówkami normańskiego charakteru wykopalisk i miejscowości.
Pomijamy niektóre inne zabytki, jak np. zna chodzone gdzieniegdzie napisy runami słowiań-skiemi, tak uderzającego podobieństwa do run północnych — jakoteż dziwną mnogość wykopywanych w Polsce pieniędzy anglo-normańskich itp. — a zwrócimy uwagę na osobliwszą tożsamość bardzo wielu nazw geograficznych w Skandynawii i na południowych brzegach Bałtyku — i to nietylko nazw pomniejszych, lecz owszem głównych, prowincyonalnych.
I tak np. tuż naprzeciw naszego Pomorza nadodrzańskiego, nazwanego u Długosza krajem i ludem z gruntu normańskim (ob. wyżej), leżała niegdyś w Szwecyi prowincya Moere (Munch-Fo7Ar. 134. 135) czyli Nadmorze, co z przydatkiem skandynawskiego przyimka pae, tożsamo co nasze po, wydaje właśnie Paemoere, Pomorze.
Za jedno z najstarożytoiejszych miast naszego Pomorza słowiańskiego poczytywano powszechnie Biały gród, z niemiecka Balgard, a tę samą nazwę Balgard, Balgard-sida miała niegdyś w Skandynawii cała okolica między Finlandyą a średnią Szwecyą (Munch Her. Zeit. 340).
Południowo-bałtyckie nazwy Warmia, Sam-bia, częste w Prusiech Romoe, Roinowe itp. zdają się prostem powtórzeniem skandynawskich prowincyi Waermeland, Smaland albo Samland, Romoe, Roma-rike ) itp. — a zwykłe w północnych kronikach nazwy Ruthenia zamiast Rugia, Rośsia i Morawia jako nazwy posiadłości normańskich na wyspach szkockich, jeszcze znajom-szemi łudzą dźwiękami.
Posuwa się ta zgodność niekiedy do wcale chaotycznej gry podobnych do siebie a przecież różnych nazw, pojęć i znaczeń. Uderza to oso ) Nie z tegożto Rzymu czyli Państwa Rzymskiego, Roma — rike, przybył do Litwy Palemon ze swojemi hufcami? bliwie w słowie Biały, zastosowanem często do okolic i ludów nadbałtyckich, oznaczającem nieraz tyle co w7ielki, np. Biała Chrobacya albo Wielka Chrobacya, i zgodnem w tein znaczeniu z skandynawskim wyrazem bal, wielki — przeco jedna i ta sama denominacya Biała czyli Wielka Chrobacya może być wytłumaczoną zarówno z obu języków, z języka słowiańskiego jako biała co do koloru, z północnego jako bal co do wielkości.
Odrzucając znaczenie wielkości, a przestając na znaczeniu koloru, zdaje się nazwa Biały występować dalej w dwóch ważnych zastosowaniach, raz w odniesieniu do głównej z rzek polskich, Wisły — drugi raz do osiedlonego niegdyś nad jej ujściem narodu Vidivari. 0 Widywarach nadmieniono powyżej, iż najłatwiej dadzą się wytłumaczyć normańskiemi słowami vidi vari tj. Biali ludzie, odnoszącemi się prawdopodobnie do pewnej części narodu Danów, zwanych także Białymi ludźmi, Albi hospiłes.
Nazwa Wisły nastręcza dwa odmienne wykłady. 1) Według Długosza I. 9 miała Wisła w starożytności nazwanie Biała woda, alba aqua, według dawniejszych kronikarzy służyło jej także miano Wandal lub zprosta Wand (Ossol. 495 a Wando scilicet flumen Wisła); lud nazywał ją Wisłą, wszystkie zaś przytoczone tu nazwy jednoczą się zgodnie w Długoszowem pojęciu Białej wody, ile że wis, weiss, wit, wid, w starogermańskich narzeczach znaczyło tyle eo biały (Wisła u Niemców średniowiecznych powszechnie Weissel), a wand jeszcze dziś po duńsku (Tode 340) tyle co woda. 2) Jeszcze prawdopodobniejszym zdaje się wykład następujący. Największe rzeki swoje nazywali starożytni Germani ogólnem mianem rzeka lub woda. Takim np. sposobem od starogockiego wyrazu elf albo elb (Ihre I. 394) poszło nazwisko Elby w Niemczech, Goeta-Elf w Szwecyi. Owoż inny wyraz gocki wis, tyle co woda, z zwyczajną końcówką el wizel, powszechnym trybem normańskim przeistoczony w wila, wis la, jak np. kugel w kngla lub kula, muszel w musla itp., miał w czasach przedchry-stusowych dać początek nazwaniu Wisły. Jako miańo najstaroży tniejsze upowszechniło się ono u Słowian, zasłynęło u pisarzów klasycznych. Około czasów Kraka i Wandy (opowiadają kro-niki nasze) weszła w używanie druga nazwa Wandal lub Wand. Powtarza się ta powieść kronikarska tak często, iż niepodobna odmówić jej pewnego gruntu historycznego. Możemy tedy przyjąć za prawdę, iż jak przedchrystusowi Ger-mani nadali Wiśle najpierwszą nazwę wiz, wisla, woda, tak późniejsze drużyny łachów normańskich, zawsze najgłówniej duńskich, nazwali ją także w ogólności rzeką lub wodą, lecz po swojemu, po duńsku, wandal lub wand. Ztąd istniały przez jakiś czas obok siebie dwie różne nazwy, u ludu słowiańskiego Wisła, u szlachty e F leehićkiej Wandal. Świadczy o tem dokument z dość późnych czasów’, bo z r. 1254 (Maciej. Roczn. 206), gdzie wyraźnie czytamy: super flumum Wandalum, a vulgo Wisła nominatum. Później wraz z tylą innemi śladami normańskimi, z owym wyrazem chwast, chwostek jako miotła, wik jako miasto, boga jako obręcz itp., przygasło normańskie miano Wandal, a wzięła górę dzisiejsza nazwa słowiańska.
W pobliżu ujścia dzieli się Wisła na dwa ramiona, z których jedno zwie się Samicą czyli prawdziwą Wisłą, drugie zaś Łachą czyli now-szem łożyskiem (ob. Linde pod słowem lacha). Pierwszy z tych wyrazów może pochodzić od skandynawskiego sam samme (Ihre II. 495) toż co słowiańskie sam; ztąd i po normańsku sama Wisła tyle co główna, prawdziwa. Drugi wyraz jest stanowczo zabytkiem po Normanach, u których lag, laga, laha (Ihre II. 5), jeszcze dziś u Niemców lachę, znaczyło wodę stojącą, dawne łożysko rzeki.
Takąż cechę normańską ma wiele innych wód polskich, jak np. Warta, przypominająca skandynawskie wyrazy waerta, warta, właśnie tyle co Długoszowe (I. 10) objaśnienie jej nazwy jako scrutinium — rzeka Nida, tegoż samego brzmienia, co rzeka Nida w Szwecyi — jezioro Gopło, podobne szwedzkiemu Gefle czyli Goefloe tj. z słowiańska Gopło itp.
Jeszcze więcej wspomnień normańskich nastręczają nazwy miast polskich, z których wymienimy najprzód starożytną Wiślicę.
Uznawszy niesłowiański charakter Wisły musimy tożsamo przypuścić o Wiślicy. Jakoż zgadzają się na to wszystkie okoliczności. Przymiotnik wi brzmiał u Normanów inaczej wit, dziś po angielsku white — a nazwa Witland czyli kraj Wiślny, jaką podróżnicy normańscy dawali krajowi przy ujściu Wisły, tudzież miano Witla, jakie miała główna stacya handlowa Nor manów przy ujściu rzeki Maas (Leo Beow. 10), liczą się do najpowszechniejszych termińów geografii średnich stuleci. Leżała ta Wiślica przy ujściu owej szwedzko-imiennej Nidy, w pobliżu skandynawskiego pomnika Ruszczą Mogiła, i była stolicą książęcia „z rodu Popiela“ tj. pochodzenia normańskiego. Samo zaś imię książęce Wisław, podobne do normańskiego imienia Wiłleif inaczej Wilef lub Wizlaf, jest również niedość pewną cechą słowiaństwa.
O miastach Gniezno, Kraków i Gdańsk mówiono już poprzednio.
Przy Gnieźnie należy wspomnieć górę Lecho-wą, pod temże miastem nad jeziorem Jeleń (Maciej. Dzieje pierw. 49. 363. Roczn. 88), jeden z najpamiętniejszych zabytków normańskiej prze-szłości Polski. Tak swoją nazwą Lechowa góra, pochodzącą w tym razie nie od słowa lach, towarzystwo albo towarzysz, lecz od lach, lech, skandynawską pisownią lag albo loeg, prawo — tudzież swojem położeniem nad wodą, okazuje się ona jedną z owych bardzo licznych w Skandynawii gór zgromadzeń sądowych, zwanych tam Loeg-bierg (Dep. 256. Grimm M. A. 802) tj. właśnie Lechową górą, a leżących zwyczajnie podobnież nad wodą lub wśród jeziora (Michel. Orig. XLVI. XCIIL 302 ąu centre dun lac). Przy którejto sposobności możemy dodać, że i litewskie wzgórki zebrań sądowych czyli tak zwane kopy zdają się wywodzić początek swój z północy, od skandynawskich wyrazów koepa, godzić, sądzić, pacisci (Ihre I. 1145), kopen, statut (Lappenberg I. 608).
Drugiem obok Gniezna stołecznem miastem Lachów była Kruszwica — trudna do wyjaśnienia z języka słowiańskiego — złożona z dwóch wyrazów normańskich tj. krus, dziś po niemiecku krug, niegdyś i w polskiem kru, garnek, dzban, może urna pogrzebna — i wik, u Skandynawców, a za czasów Bogufała jeszcze i w Polsce, wszelka osada miejska.
Według zdania dawniejszych od nas pisarzy (Bandtkie Dzieje nar. Pols. I. u wstępu w notce) powstało z tego północnego wyrazu wik zwykłe w Polsce zakończenie nazw miejscowych na wic i wice, zgodne z końcówką wik w niezliczonych nazwach osad normańskich u brzegów morza od Odry aż do Renu, np. Barwik, Szlezwik, Riswik itp. Jakoż oprócz Kruszwicy nad Gopłem leżała i leży jeszcze druga Kruszwica nad samym brzegiem morskim, w pobliżu Pucka.
O normańskim pierwiastku mogel w7 nazwach Mogiła, Mogilno, Mogilany — tudzież o pierwiastku slot (np. Slotte-berg w Szwecyi, Dalin I. 315) w nazwach Złota, Złotniki, Złotoryja — wspomnieliśmy powyżej.
Końcówka ryja w nazwach Złotoryja, Bo-goryja (boga widzieliśmy u Bogufała i w językach skandynawskich obręczem, ligatura), Czar-toryja, może pochodzić od normańskiego m (Ihre
II. 426), u nas reja maszt, w ogóle słup. Wiadomo zaś z mytologii północnej, iż słup był godłem skandynawskiego boga wojny Thora, służył za przedmiot różnych obrzędów i ceremonij, mianowicie przy wyszukiwaniu i zakładaniu siedzib (Rafn Ant. 9), i powtarzał się w bardzo wielu nazwach miejscowych, np. w Stolpe tj. właśnie w naszem Słup-sku (Stolp — stłóp = słup).
Jedna z naszych najczęstszych nazw miejscowych Chełm albo Chełmno, służąca zarówno miastom i górom, jest skandynawskim wyrazem holm (np. Stockholm, Bornholm itp.) tyle co kępa suchego lądu śród bagnisk, a temsamem miejsce podniosłe.
Ku utwierdzeniu wskazanego tym sposobem powinowactwa między geograficzną terminologią skandynawską a polską przyczynia się niemało okoliczność, iż wytknięte tu nazwy nie są wyrwane z jakichkolwiek zakątów kraju, z jakiejkolwiek epoki dziejów, lecz należą do osad najdawniejszych, i trzymają się głównej drogi nor-mańskiej, tj. Wisły.
Wymieniliśmy już kilka nazw północnych nad Wisłą lub w jej pobliżu, a możemy znaleźć ich drugie tyle, jakoto:
Toruń, Torn — różnych znaczeń w nor-mańskiem, torn, wieża, toern, bagno, torn tarń ciernie (Ihre II. 929. 936), Taurn albo Tome, okolica w Szwecyi (Dalin I. 321), Torn nazwa normańska we Francyi (Dep. 419).
Płock — zwyczajna przemiana normańskiej nazwy Paltsk albo Paltesk, Peltyska (Kruse Necr. 18), Połock nad normańską przed laty Dźwiną.
Rawa — w językach starogermańskich rawa spoczynek, miejsce spoczynku (Wackern. Leseb.
I. pod tym wyrazem).
Sędomierz — w Eddzie Sendomir, Sendo-mar (Saem. Frode Edda w indexie i 212).
Tyniec — po skandynawsku łun, tyn (Ihre
II. 974) dziś po angielsku town, miasto.
Na starożytnej „drodze greckiej“ przez Tatry Czorsztyn — po skandynawsku zwyczajną przemianą c w sk (oh. wyżej) skorsten, komin (Ihre IŁ 611) — co właśnie było nazwą wielu normańskich miast, Iskorosten na Rusi, Skorosten w Anglii (Langeb. II. 482), itp.
Niedaleko Czorsztyna na Spiżu Gniazdo lub Gniezno, bardzo prawdopodobnie normański zamek, przeznaczony wraz z Skorstynem strzedz tutejszej drogi greckiej dla Gotów.
Na drodze między Sędomierzem a Chełmem, w pobliżu drugiej Rawy, Waręż — u Normanów francuzkich tożsamo Yarenge (Dep. 451).
Podobnież w Sędomierskiem Busko nieznanego u nas pierwiastku —. w skandynawskiem busk, buske (Ihre I. 294) gaj, lasek.
Staropolski Kalisz powtarza się w szwedzkiej osadzie Całisia (Czacki Dzieła I. 15).
Staropolska Lenda, niegdyś powszechnie Ląd, przypomina częstą nazwę północną Lund. Również dawny Wieluń nad Wartą mniejszą czyli Liczwartą odpowiada normańskiemu Julin owi czyli Yelynowi lub Wieluniowi.
Starożytne Kuj a wy, powtarzające się w wa-regskiej nazwie Kujewa, Kujawa, u Niemców i Arabów zamiast Kijów, wiążą się może z głośną w skandynawskich kronikach nazwą południowo-bałtyckiej krainy Chue (Dalin I. 317).
Nazwa piaszczystego obecnie, mokrzystego niegdyś Mazowsza, Masoma — pochodzi może od północnego wyrazu maese, mase, bagno, moczary (Dalin I. 16).
Zamkniemy ostrzeżeniem, iż podany tu zbiorek miejscowych nazw ułożył się przypadkowo, bez poszukiwań w osobnych źródłach geograficznych, bez zasilania się innemi zbiorami tego rodzaju, jakim jest np. spis osad gockich nad niższą Wisłą w Yoigta Hist. Prus I. 73.
VIII. Zabytki osobowo-imienne.
W oddziele niniejszym wypada przedwszyst-kiem zrobić uwagę, iż znane końcówki naszych imion sław i mierz nie są jeszcze dostateczną rękojmią ich słowiańskiej rodowitości, a zwyczajne zakończenie polskich nazwisk familijnych na siei upowszechniło się u nas zapewne za przykładem honorowych nazw skandynawskich.
Polskiej końcówce sław odpowiada normań ska końcówka lof, oznaczająca podobnież sławę lub chwałę, inaczej zwyczajnie leif, lef lub laf, np. Fridleif lub Fridlaf, Finleif lub Finlaf, Ru-odleif lub Ruodlaf. Jeśli zaś poprzednie słowo kończy się głoską s albo, natenczas powstaje całkowicie nasze sław, np. Is-łeif albo Islaf, Witleif = Wizleif lub Wizlaf, Buris-leif==.BurisIef lub Burislaf. Skutkiem czego fiudno nieraz zade-terminować stanowczo, czy niektóre imiona jak np. Wizlaf lub Wisław, Gerslef = Jerslef = Jarosław, są własnością słowiańską lub północną.
Co do końcówki mierz, należy jak się zdaje odróżnić twarde i bardziej słowiańskie mir, np. Dobromir, od miękkiego a wątpliwszego mierz, np. Włodzimierz. To ostatnie mierz przyjmuje w językach normańskich powszechnie formę mar, np. Włodzimierz = Waldemar, Wizimierz ~ Wis-mar lub Ismar, Kazimierz na Pomorzu zwykle Kazimar, a północna końcówka mar, przeinaczająca się często w mer albo mers (Ihre II. 145) znaczy właśnie tyle co sław — zaczem Włodzimierz tyle co sławny z władzy.
W zakończeniu ski przychodzi ocenić najpierw ej prostą formę przymiotnikową, a potem zwyczajną końcówkę nazwisk szlacheckich, braną powszechnie od jakiegoś dziedzictwa familijnego, a będącą niegdyś w tak wielkiem poszanowaniu, iż samo zakończenie na ski mniemano niekiedy dostateczną cechą szlachectwa. Go do formy przymiotnikowej, zgadza się nasze ski z półno-cnem ske, niegdyś podobnież ski, i należy przeto do zabytków przedhistorycznej wspólności obu języków. Honorowe zaś znaczenie szlacheckich nazw familijnych na ski poszło prawdopodobnie od starożytnych Normanów, mających zwyczaj nadawać znamienitym osobom zaszczytne przydomki od miejsca pochodzenia albo od krajów bohatersko zwiedzonych. Uderza ztąd w zagach północnych długi szereg nazw niby-polskich, należących swoją zapomnianą dziś końcówką ski zamiast ske do czasów najodleglejszych, owszem do przedhistorycznych terminów inytologii północnej, jak np. Oski (Grimm Myth. 390), Gren-ski, Swenski (Snorro 183), Liwski (Munch Her. Zeit 77), Troński (Saxo Gr. 92), Kolski (Grimm Myth. 941), Haukdalski (Rafn Ant. 8), Hwin-werski (Snorro 14), itp. Owoż porównywując wielką powagę i starożytność tego przydomkowego zwyczaju na północy z lakążsamą zaszczyt-nością a nieco poźniejszem upowszechnieniem się naszej szlacheckiej końcówki siei, nie sądzimy mylnem mniemanie, że i pod tym względem powodowała się starożytna slachta leehicka wzorem swoich przodków północnych. Znachodzone zaś w zabytkach najdawniejszych, bo już w akcie konfederacyi z r. 1382, pojawia się to honorowe ski dość wcześnie w historyi naszej, aby początkami swojemi sięgnąć mogło lechickich pierwiastków Polski.
Oprócz wskazanych tu końcówek pozostały jeszcze niektóre imiona osobowe, używane w czasach dawniejszych, cechy wyraźnie niesłowiańskiej, spotykane codziennie w Skandynawii. Za przykład mogą posłużyć:
Wanda — ob. str. 129 i 245.
J a x a — po skandynawsku dziś Axel, niegdyś Axa, z zwyczajnym przyrostem j (ob. wyżej) — co wraz z normańskim znakiem herbowym Gryf, może obudzić domysł, iż ów staropolski ród Jaxów Gryfitów, mający jeszcze wiele innych znamion normańskich, przybył do nas od północy zza morza.
Jarand, Jorund — w średniowiecznych dokumentach równie u nas jak w Szwecyi (Dalin I. 284).
Tunl — ów kilkakrotnie u Thietmara wspo-mniony opat, doradźca Bolesława Chrobrego, i takieżsamo imię w dziejach normańskich (Dalin
I. 287).
Niektóre nazwy rodowe w dawnej Polsce, jak np. Plichta, Wydżga itp. są tylko starożytnemi wyrazami słownika normańskiego; plichta, dziś po niemiecku pflicht, obowiązek, powinność — vitega, vitga, vicga, wróżbita (Grimm Myth. 986), itp.
Nasz polski Jan brzmi dziś po normańsku podobnież Jan, Polak podobnież Polach, Polska podobnież Polska — a jeden z najczęstszych i najtreściwszych wyrazów storożytnej historyi normańskiej faelage, felach, towarzysz wojny i zdobyczy, socius militiae et praedae (Rafn Antiąii. 86), brzmiałby w spolszczeniu polach, po długiem zaś używaniu niechybnie polak. U Kaszubów Polak i dziś jeszcze niezmiennie Poloch ). ) Nastręcza się tu jeszcze inny sposób wykładu. Niektóre wyrazy północne otrzymują u Słowian nadbałtyckich przedstawkę po, np. waether po-wielrze, twaer po-twarz, rerba transversa, parum famntia (Ihre II. 979), win po-winny, przyjaciel, w średniowiecznych językach krewny, itd. Takim sposobem z nazwy pro-wincyi północnej Moere mogło powstać zesłowianione Pomorze, z północnego wyrazu lach zesłowianione Polach, u Kaszubów właśnie tyle co Polak.
Mniejszej dla nas wagi są niektóre nazwy postronne, jak np. imię małżonki Kiejstutowej Biruta, porwanej przezeń kapłanki, co właśnie wyrażała jej nazwa; po skandynawski! hrut, dziś po niemiecku braut, zwyczajnem u wschodnich Słowian wtrąceniem samogłoski. birut, biruta, poślubiona bogom dziewica. Podobnież owo niezrozumiałe w czeskiej pieśni o sądzie Libuszy Taetwa powtarza się w mytologi-cznych rodowodach historyi skandynawskiej, z którą zwłaszcza przydane czeskiemu Taetwa bliższe określenie Popelowa w ścisłym zostaje związku. Nie mniej owo zagadkowe u Nestora Norci przypomina może owego w skandynawskich źródłach Nora, praojca ludów północnych, Norici bardzo często zamiast ludy północne, co w tensam sposób odpowiada brzmieniem Nestorowemu Norci, jak historya ludów południowo-bałtyckich i północno-bałtyckich odpowiada sobie tylą różnemi związkami i względami.
W zakończenie spróbujemy wyjaśnić nazwisko owego starożytnego Polaka, z którego ust wyszła najdawniejsza powieść o lechickich początkach Polski — Mateusza Cholewy.
Tradycyą Mateuszowa brzmi tak pochlebnie dla Lachów, mówi z takiem lekceważeniem o pierwotnych krajowcach non ahorigines — wyraża się tak żałośnie o upadku potęgi Lechitów za Popiela omnis gloria Polonorum extabuit, iż zaledwie przypuścić można, aby Polak prawdziwie słowiańskiej krwi, aby kto inny jak potomek panujących niegdyś Słowianom Lachów, odzywać się mógł w tym tonie.
W rodzinach leż krwi lechickiej mogła za czasów Mateusza tj. w trzysta lat po upadku Popiela, zachować się jeszcze najżywsza pamięć lechickiego początku Polski, i u ichto zapewne potomków szukał Kadłubek najchętniej wiadomości do pierwszych rozdziałów swojej kroniki.
Z tych obudwóch powodów przyszłoby mniemać, że informator Kadłubka co do najdawniejszych pódań o pierwiastkach państwa Polskiego — nasz Mateusz Cholewa — normańsko-leehickiego był pochodzenia, a osobliwszem zdarzeniem zgadza się na taki domysł wszystko, co tylko wiemy o; Mateuszu.
Samo nazwisko Mateuszowego herbu czyli rodu Cholewa, tak pospolite w właściwem znaczeniu polskiem, a temsainem nie zupełnie prawdopodobne w rodzie dostojnym, jest tylko spolszczonem brzmieniem znanego w dziejach skandynawskich nazwiska, które niekiedy pisane bywało Kalf (Dahlm. I. 118), w czasach dawniejszych Kalewa (Dalin I. 322), zwyczajnem zaś u nas o zamiast a (grod = grad) Kolewa albo Cholewa, jak np, Kościsko albo Chościsko itp.
Znane wyobrażenie herbu Cholewa — dwie odwrotnie przeciwstawione sobie klamry z mieczem w pośrodku okazuje się znakiem prawdziwie skandynawskim, znachodzonym na pomnikach starożytności północnej.
Ów żart rubaszny, którym biskup Mateusz odpowiedział na otrzymane od księcia Bolesława poselstwo o pieniądze, prowadząc orędowników książęcych ad cloacae locum (Dług. V. 509. Łęt. Katal. 1. 62) — podobny swoją obrazowością do owych scen sądowych przed detronizacyą Mieczysława III w Polsce i Olafa Skotkonunga w Szwecyi — jest według wyrażenia się dziejo-pisów północnych „postępkiem całkiem gockim, normańskim — echt gothische Weise“ (ob. wyżej).
Żyje do tego Mateusz w ciągłej przyjaźni z prawdziwym Skandynawcą, słynnym Piotrem Duninem z Skrzynna (Bielowski Wstęp kryt. 94), i jak ten Piotr prawdziwie po normańsku buduje tyle gmachów kościelnych w Polsce, prawdziwie po normańsku stawia słupy milowe z głazu, używa anagrammatu, pisze kronikę itp. tak i nasz Mateusz Cholewa — istny potomek starodawnych Normanów, którzy powiastką płacili za ucztę w domu gościnnym (Dep. 361) — przy uczcie przyjacielskiej ciągnie powieść o lechickiej przeszłości Polski.
Spisał ją Kadłubek w kształcie rozmowy ), a tę formę dyalogową nazywają starożytnicy germańscy „najwłaściwszą umysłowym płodom normańskim“ (Grimm Spr. 529).
Ale trącamy już o mglistą sferę przywidzeń — czas położyć koniec rozprawie.
IX. Zamknięcie.
Przytoczyliśmy tyle różnych dowodów i ska-zówek, iż gdyby chodziło jedynie o przekonanie rozumu, moglibyśmy spodziewać się przebaczenia książce niniejszej.
Lecz pozostaje przeciwnik drugi — daleko niebezpieczniejszy — uczucie narodowe. ) Na str. 112 nazwaliśmy tę rozmowę, według wydania dobromilskiego, listową, lubo podział na listy tylko niektórym rękopismom jest znany. Czy zresztą przez Kadłubka czy kogo innego wprowadzony, w niczem on treści nie zmienia.
Jakto! — zawoła ku nam ledwie nie każden Polak dzisiejszy — mieliżbyśmy być potomkami tłumów normańskich — my którzy ani w mowie ani w tradycyi ani we krwi nie mamy nic normańskiego!
Na to możemy odpowiedzieć: Zatarcie się wyraźniejszych śladów cudzoziemczyzny powtarza się we wszystkich nowych państwach normańskich. W jeden albo dwa wieki po zamieszkaniu w świeżo zdobytym kraju rozmawiał Norman nad Dnieprem po słowiańsku, w francuz-kiej Normandyi po francuzku, w Neapolu i Sycylii po włosku, a dzisiejsi ich potomkowie nie mają podobnież jawnej świadomości swoich początków. Już w półtora wieku po zajęciu Normandyi podjął Wilhelm Zdobywca sławną wyprawę do Anglii, a jakże wyglądała i zachowała się towarzysząca mu szlachta normańska? Zamiast owych długich kędziorów, któreśmy widzieli tak drogiemi pogaństwu normańskiemu, miał każden rycerz według przepisów kościelnych krótko strzyżoną głowę, co wszystkim razem nadawało podobieństwo „do armii mnichów.“ Całą noc przed walną bitwą spędzili Normani na modłach, spowiedzi i komunii, a ponieważ nazajutrz była sobota, przeto zobowiązali się ślubem pościć po wieczne czasy ten dzień (Bouqu. XI. 318. 360). Gdy zaś przyszło do bitwy, rozpoczęło rycerstwo Francuzką pieśń o Rolandzie, i na głowę poraziło nieprzyjaciela. Któżby w tych wojownikach pobożnych, obcym dawnemu Normaństwu językiem przemawiających, wkrótce przepyszne klasztory fundujących w opanowanem królestwie, poznał prawnuków owej tłuszczy korsarskiej, która pod Hastingsem i Rollonem szerzyła pożogi po brzegach Francyi?
Zawoła tedy ktoś drugi: Jakto! mieliżbyśmy pochodzeniem naszem różnić się od większej części narodu — — od tego ludu wiejskiego, z którym od wieków na jednej żyjemy ziemi, teżsame dzielimy zamiłowania, kochając się namiętnie w roli i pługu, stroniąc od miasta i zajęć miejskich, a nieczując żadnego pociągu do owych włóczęg normańskich — zwłaszcza po morzach dalekich!
Temu odpowiadamy: Różnica pochodzenia znikła zaiste od lat tysiąca. Dziś szlachta i lud zarówno śą Słowianami. Wszakże słowiańskości tej nie dowodzić wspólnością zamiłowań rolniczych. Są to cechy daleko późniejsze niż mniemamy. Jeszcze za Bolesławów żaden Polak możniejszy nie myślał parać się rolą, która dopiero od Kazimierza W. i Zygmuntów stała się po wszechniejszą potrzebą. Przypomnijmy sobie co np. heraldyk Paprocki (Herby ryc. str. 118) prawi o swoich przodkach, którzy dawniej pospolicie wojennem trudnili się rzemiosłem, „i dopiero za jego wieku gospodarstwem bawić się poczęli, rozkopywając lasy, gwałtowne pola czynili, a osadzali chłopy i sami się rozradzali.“ — ~ Na wzajem też i Normani nie oddawali się tak zaciekle włóczędze, jakby to mniemać można. Wędrówki ich miały pewien wyraźny cel, a tym było: „znaleźć sobie stałe siedliska, w którychby mieszkać można spokojnie po wieczne czasy, ut adąuirant sibi regna, ąuihus vivere possint pace perpetua (Depp. 395)/ Samo życie morskie tak mało odpowiadało ich zamiarowi, iż nie dbali nawet o wydoskonalenie sobie środków dłuższego pobytu i wojowania na morzu, i podobnież jak późniejsi Polacy, uchodzili czasem za ludzi nieznających się na wojnie morskiej — gens Normanorum navalis nescia belli (Wilh. Ap. Leibn. I. 602). Znalazłszy zaś stałe „gniazdo“ na lądzie, zastosowywali się Normani z łatwością do warunków nowej ojczyzny, i stawszy się wszędzie po niedługim czasie wybornymi jeźdźcami, zamienili się gdzieniegdzie w zamiłowanych rolników.
Ozwie się wreście ktoś trzeci: Jakto! Nor-mani są jedną z odrośli plemienia germańskiego, a plemię to różni się tak dalece od mojej narodowości, iż starodawne przysłowie polskie położyło wieczysty rozbrat pomiędzy nami.
Na to daliśmy już odpowiedź. Rozbrat między narodowością germańską a słowiańską nierozcią-gał się do całego plemienia germańskiego, lecz jedynie do Niemców, z którymi i Normani pomimo wspólność plemienia w takimże samym r żyli rozbracie. Świadczy o tem przywiedzione w poprzedniej części przysłowie duńskie, nie mniej jaskrawe od naszego polskiego, saamed som en Tydsker. Cała też historya średniowieczna przedstawia ciągły antagonizm między normaństwem a teutonizmem, objawiający się osobliwie w wielkiej walce między cesarstwem a papieżami, w której cesarscy Niemcy uderzają gwałtownie na stolicę papiezką, hojni zaś dla kościoła Normani w południowej Italii, Normandyi, Anglii, niosą papieżowi stałe posłuszeństwo i pomoc. Powino-wacąc tedy naszych Lachów z północą, nie powinowacimy ich bynajmniej z niemiłym przysłowiu naszemu teutonizmem, lecz owszem z naj-przeciwniejszym mu rodem.
Takim sposobem wszystko co w obec uczu cia sprzeciwia się na pozor wykładowi naszemu — daje się bez trudności pogodzić z nim rozwagą.
Nasi Lachowie są w istocie tem niepodobniej-szymi do Normanów pierwotnych — okazują się tem bardziej Słowianami — ile że przyjście Normanów do Polski nastąpiło o wiele dawniej niż dokądkolwiek inąd — przeco też mieszanie się przybyszów północnych z ogółem ludności krajowej trwało w Polsce daleko dłużej, i odbyło się w końcu o wiele dokładniej, niż w jakimkolwiek innym kraju zajętym.
Pod tym względem nastręcza historya porównanie kilku normańskich państw, które w różnych powstawszy wiekach, różnią się od siebie mniejszą lub większą świadomością swych normańskich początków.
I tak np. południowa Italia, opanowana przez Normanów najpóźniej, bo w wieku XI, w sposób przez kilku pisarzów spółczesnych najdokładniej skreślony, zachowała nader szczegółową pamięć tego wypadku, i zna dobrze swoich władzców normańskich. — Francuzka Normandya, zdobyta przez Normanów w wieku X, jedynie krótkiemi zapiskami roczników oświecona w tej mierze, pamięta tylko bardzo ogółowo historyę swego powstania. — Słowianie nad Ilmenem i Dnieprem, owładnięci przez Normanów w wieku IX, nie mający żadnych o tem świadectw spółezesnych, zachowali wcale mętną pamięć swoich Normanów, już nawet do niepoznania przyćmionych niezrozumiałą nazwą Waregów, lubo przecież zbadanych w końcu. — Nasza Lechia nad Gopłem, założona przez Normanów najwcześniej, bo między wiekami VI a VII, w czasach najgrubszej ciemnoty literackiej w całej Europie, na 400 do oOO lat przed najpierwszemi śladami kronikarstwa u Słowian, straciła w tym długim przeciągu lat wszelką pamięć narodowości swoich założycieli, nawykła poczytywać ich za jedno-plemieńców z ludem opanowanym.
I jest zaprawdę wiele słuszności w tem nawyknięciu; gdyż dzięki natychmiestnemu pobrataniu się przybyszów północnych przez małżeństwa ze słowiańską ludnością kraju, zawiązała się rychło w istocie — a dzięki niezmiernie dawnej porze wypadku ustaliła się raz na zawsze — zupełna jedność obudwóch głównych stanów narodu.
I żaden też z najsławniejszych narodów świata, urosłych powszechnie ze zlewku przeróżnej krwi, nie mógłby w tej mierze pochlubić się większą jednolitością.
FRAGMENTY.
I. Bo charakterystyki Normanów.
Objętość nazwy. Nazwa Normani, inaczej jeszcze Nord-mani, Normandowie (od Nor i mende tyle co gmina, gemeinde), Nordliudi, Nordliuti, po niemiecku Nord-leute, razem tyle co „mężowie czyli ludzie z północy “ była dowolnym ogólnikiem, zastosowywanym do wszystkich ludów germańskich, zamieszkujących północną kończynę Europy. Przychodzi tedy wpoić sobie najpierwej w pamięć, jakieto ludy pomniejsze zawierały się w tym ogólniku. Owoż należy w tej mierze nie spuszczać z oka, iż mówimy tu o czasach wieku VIgo i pobliskich. Wtedy nazwa „Normani“ miała o wiele szersze znaczenie. Obejmowała ona w szczególności mieszkańców Szwecyi, Norwegii, Danii, wysp bałtyckich i północnego wybrzeża dolnej Elby, rozciągającego się klinem między Elbą, Danią a wybrzeżem Bałtyckiem. Normańskie miano Szwedów, Norwegów i Duńczyków na lądzie i wyspach morskich, jest powszechnie wiadomą rzeczą. „Dani i Szwedzi, których Normanami z o wiemy “ — „Dani, Szwedzi i reszta poza Danią osiadłych ludów, wszyscy zwą się Normani“ — „Normani tj. Norwegowie“ — powtarza się na każdej karcie tamtoczesnych kronik germańskich (Depp. 391 — 393). Nie tak powszechnie wiadomo, że i ów nadel biański zakąt między rzeką, Danią a morzem, zamieszkany przez starożytnych Saksonów, podzielał niegdyś tę nazwę. Nim jednakże bliżej przekonamy się o tem, nadmienić nam o pomniejszych ludach w Szwecyi i Danii.
Im głębiej sięgniemy w starożytność, tem więcej małych, odrębnych ludów, przedstawia nam każdy z krajów dzisiejszych. Z ówczesnej Szwecyi obchodzi nas tylko południowa część kraju. Mieszkali tam w pasie wyższym, północnym, właściwi Sweonowie, Swei, dzisiejsi Szwedzi; w niższym, ku południowi, w takzwanej Skandyi lub Skan-zii Gotowie, w swoim własnym języku Goetar czyli Geto-wie, podzieleni niekiedy w zachodnich i wschodnich Getów. Ci imiennicy sławnych burzycieli starożytnego Rzymu, zaludniali jeszcze niektóre wyspy bałtyckie, mianowicie Got-landyę naprzeciw ujściu Dźwiny. Na wschodniem wybrzeżu Szwecyi, w późniejszej prowincyi Roslagen, mieli siedzieć Rossowie czyli Rusowie, o których już od najdawniejszych czasów czytamy: „z grecka Russowie, po germańsku zaś Nordmanowie“ (Zeuss 554).
Jeszcze więcej ludów liczyła Dania. Właściwym Duńczykom czyli Danom służyły za starożytną siedzibę niektóre wyspy bałtyckie, mianowicie Zelandya i pobliższe, zkąd oni następnie dostali się na półwysep. Obok Duńczyków wyróżniano tu jeszcze trzy pomniejsze narodki. Głównym z nich byli w środkowej części kraju Jutowi e czyli Giuto-wie, inaczej jeszcze Giotowie, Geatowie lub też zprosta Gotowie (Zeuss 500). Mieli oni wraz z Duńczykami wyjść pierwotnie od owych szwedzkich Gotów czy Getów, i uchodzą zwyczajnie za jeden z nimi naród. Obok tych duńskich Gotów lub Jutów, od których cały półwysep otrzymał nazwę Jutlandyi, mieszkali ku północy Wandale, ku południowej stronie Anglowie. Obadwa te imiona używały niegdyś większego tu rozgłosu niż później, Półnooni Wandale lub Wandalici, nazwani tak od rzeczki Wendil, różni wcale od dawniejszych barbarzyńców tegoż imienia, słynęli jeszcze za czasów Kanuta W. z niezwyczajnie walecznych mężów, „Wandalów (np. Langeb. Script. III. 154. 163), a często całemu narodowi duńskiemu użyczali miana swojego. „Duńczyków czyli Wandalów“ (Kruse Chroń. 64) — „Wandalowie i reszta Jutów“ (Langeb. II. 359) — słychać wielokrotnie u kronikarzy. Nie mniejszym lustrem świecili także Anglowie, dzierzący jeszcze kilka dzisiejszych wysep duńskich, a dopiero po swojem wyjściu do Anglii prawie całkiem zapomniani w tych stronach.
Wszystkie bowiem wymienione tu ludy zostawały w ciągłym ruchu wojennym, który ich sławę, ich ludność i nazwiska, po różnych roznosił krajach. Ztąd też panowała najdziwniejsza w tych stronach mieszanina ludów i nazw ludowych. Mówiono: „Duńczykowie czyli Jutowie“ — „Ju-towie czyli Wandale“ — „Wandale czyli Duńczyki“ — „Duńczyki i Gotowie“ — „Gotowie i Geatowie, Giutowie, Getowie“ — i podobnie bez końca. Nie chcemy powiększać tej mieszaniny doliczeniem kilku zpowinowaconych z Normanami narodków, jak np. Herulów i Longobardów, których wspomnienie wyprowadziłoby nas na pole niepotrzebnych tu rozpraw o pokrewieństwie dalekich sobie ludów. Przestając na wzmiankach mniej wątpliwych, ile możności żadnemu nie podległych sporowi, przechodzimy do owego zakąta między Elbą, Danią a morzem.
Zamieszkiwali go niegdyś „Zaelbiańscy“ czyli normańscy
Saxonowie. „Pewien naród północny, który u wielu zwie się Zaelbiańcami (Transalbingi, Nordalbingi), u innych powszechniej Normanami“ (Schloz. N. Gesch. 607. Depp. 391) — Saxonowie zaelbiańscy czyli Normani“ (Kruse Chroń. 15) — „Zaelbiańcy czyli Normani“ (Depp. 392) — napotyka się razporaz w kronikach zprzed wieku X. Ci sascy Normanowie jestto lud wcale różny od późniejszych Sasów niemieckich. Uporczywi poganie i korsarze, opuścili oni częścią dobrowolnie starodawną ojczyznę swoją, częścią zostali uprowadzeni z niej gwałtem przez Karola W., ich krwawego podbójcę i Apostoła. Późniejsi Saxonowie teutoń-scy czyli niemieccy są przybyszami z dalszych okolic Niemiec, różnego szczepu i charakteru. Już Chrześcijanie i na-łomani do posłuszeństwa rządom królewskim, zostali oni tu właśnie osadzeni dla zneutralizowania pozostałych resztek krnąbrnego Saxoństwa normańskiego. W ogólności nie było żadnego bliższego podobieństwa ani spółczucia pomiędzy Teutonami a ludy normańskiemi. Poczytywali się oni przeciwnie zdawiendawna za nieprzyjaciół. Wypada nadmienić o tem dokładniej. Zachowując tedy w pamięci rozdrobienie ogólnej nazwy Normaństwa na poszczególne ludy Szwedów, Goetów szwedzkich, Jutów czyli Getów duńskich, Wandalów, Anglów i Sasów — spojrzyjmy na ich stosunek do reszty świata.
Normani nie są Niemcami. Niemcy i Normanowie urośli z jednego pnia germańskiego, lecz przeciąg czasów nadał im wcale różne oblicza. Wpłynęła na tę różnicę przedwszystkiem odmienność siedzib. Ludy niemieckie ciężyły głównie ku Dunajowi — ludy normańskie osiadły kołem brzegi bałtyckie. Niemcy zwracali się ustawicznie ku zie miora południowym, parli ku Burgundyi, Włochom i dal-matyńskim wybrzeżom Adryatyku; Normanom pozostały tylko skaliska albo moczary skandynawskie, otwierały się morza północne i dostępne niemi brzegi lądów i wysp. Tak przeciwna zaś sfera działania pociągnęła za sobą odmienność wszelkich stosunków bytu. Niemiec nawykł do swego lądu, i stał się ociężałym, rubasznym, gwałtownikiem — Skan-dynawiec pragnął także stałego domu na lądzie, lecz zmuszony szukać go dopiero drogą morską u cudzych brzegów, oswoił się tymczasem z morzem i łodzią, stał się rączym, przemyślnym, awanturniczym. Poszły za tem wcale różne u obudwóch ludów zwyczaje, narzecza, nawet charakter. Sporzą z tego względu podziśdzień uczeni niemieccy i skandynawscy. Ambitny teutonizm stara się np. wykazać argumentami, że owi duńscy Jutowie czyli Gotowie są właściwie ludem teutońskim, gdy przeciwnie uczoność skandynawska ciągnie Jutów do siebie, jako lud skandynawski i podziśdzień nieżyczliwy Teutonom. Toż prawie każden osobny naród normański ma osobną urazę do Teutoństwa, poszczególną zachował mu nieprzyjaźń. Im bliżej któren sąsiadował z Niemcami tem jaskrawszą barwę przybrała także ta niechęć. Osobliwie Sasowie Normańscy i Duńczyki długim prześladowali ich wstrętem.
Według swojej trądycyi historycznej przybyli Saxoni nad Elbę na okrętach, zza morza, najprawdopodobniej od brzegów skandynawskich. Pierwszym też krokiem nowych gości była wojna z napotkanym tu ludem teutońskim, z Tu-ryngami. Odtąd zostawali Saxonowie w ciągłym stosunku wojny z Germanami środkowej Europy. Po przemożeniu Turyngów zaczęły się krwawe walki z Frankami. Wielki król Franków i cesarz Rzymski Karol, pogromca wszystkich okolicznych narodów, oddał Sasom krwawo wet za wet. Dawni zdobywcy i poganie musieli teraz ukorzyć się do służebnictwa i chrześcijaństwa. Nastąpiły okropne prześladowania, exterminacya Sasów orężem, uprowadzenie ich w niewolę po różnych stronach wielkiego państwa Franków. Skutkiem podziału monarchii Karola W. pomiędzy jego wnuków wzniosło się osobne państwo Niemieckie. Wytrzebiony już w części Saxonizm miał teraz jeszcze mniejszą nadzieję podźwignięcia się. Skoncentrowane siły królestwa Teutoń-skiego narzuciły Sasonom jarzmo wieczyste. Z napływu przywołanych zewsząd osadników teutońskich urosła wcale nowa ludność, wcale nowa prowincya, mająca tylko próżną nazwę Saxonia, właściwie Nowa Saxonia. Podniosła wprawdzie reszta ludów normańskich przeciwko Frankom i Niemcom straszną burzę zemsty za ujarzmienie swoich spółbraci saskich, lecz to nie pomogło rozbitkom. Wyniknęły ztąd inne ważne następstwa, ale starodawnym Saxonom nie przyniosły one pożytku. Imię Niemca pozostało dla nich pamiątką śmiertelnej nienawiści. „Póki świat światem, nie będzie Sa-xon Teutonowi bratem“ — mruczało przez długie lata przygnębione normaństwo saskie.
Nie o wiele przychylniejsze uczucia mieli dla Niemców Normani duńscy. Z postępem czasu sięgnęło królestwo Niemieckie jeszcze wyżej za Elbę, po zwierzchnictwo nad resztą ludów normańskich, mianowicie nad Duńczykami. Przy starodawnej różnicy żywiołów narodowych rozwinęła się ztąd długoletnia nieprzyjazń. Pełno tego dowodów w rocznikach duńskich. Nie mówimy już o zwyczajnych wojnach między państwem a państwem, zdarzających się często są siadom, a podniecających niechęć wzajemną. Charakterysty-ezniejszemi w tej mierze są objawy antypatyi obyczajowej, nader częste w zajściach Niemców z Danami. Czyto króle-wic teutoński prosi o rękę królewny duńskiej (Saxo Gramm. Gheysm. 289), czy król teutoński domaga się hołdu od Duńczyków, czy poślubiona królowi Duńskiemu Niemka szerzy w Danii sprosne obyczaje teutońskie (Saxo Gramm. 58) — w każdym razie lubi kronikarstwo normańskie rózga dywać się o „niecnocie“ niemieckiej. Z powodu starodawnej sprawy o granice teutońsko-duńskie przyszło do rozstrzygnięcia sporu pojedynkiem między Teutonem a Duńczykiem, a pamięć duńskiej wówczas wygranej nabyła w dziejach krajowych nie mniej głośnej rozsławy, jak niefortunne zaloty króla allemańskiego do Wandy u Polaków. Znaczne niekiedy rozpostarcie się panowania duńskiego wzdłuż wybrzeży bałtyckich, w głąb Niemiec, jeszcze bardziej wzbijało w dumę Duńczyków, w zawziętość Niemców. W czasie wzajemnego nacisku Teutonów na państwo Duńskie wznieśli Duńezykowie olbrzymi wał murowy, który całą szyję półwyspu opasując, miał na zawsze odgrodzić Niemców od Danii. Jakoż najsprzeczniejsze zarzuty, skargi, łajania, padały ciągle zza wału na Teutonów. Słychać w tamtoczesnych kronikach duńskich ustawicznie o „teutońskiej pysze“ — „teutońskiej nadętości“ — „teutońskiej wściekłości (rabies)a (Swen Agg. Langeb. I. 45.46.49) — „teutońskiej rozpuście — „teutońskich chuciach — itp. Jeszcze i dziś odzywa się echo tego poswarku. Za czasów przedchrześcijańskich kipiała ta niechęć żółcią najsroższej nienawiści. Wtedy teutonizm a Nor-maństwo czyto duńskie, czy szwedzkie, czy saxońskie — były rzeczą na zabój sprzeczna.
Zaleciał owszem aż do nas Polaków odgłos tej sprzeczności przedwiecznej, lubo go już nie umiemy wytłumaczyć sobie ze wszystkiem. Od duwiendawna przezywa Słowianin nadwiślański Teutona „Szwabem,“ Zkądże się wzięło to przezwisko szydercze? Z swojej dzisiejszej ojczyzny w za-chodnio-południowej kończynie Niemiec, dalekiej od wszelkich styczności z Słowiańszczyzną, mogło ono z trudnością zawędrować nad Wisłę. Przybyło ono od Normaństwa Duńskiego i Saskiego. Kiedy skutkiem owych wojen między Saxonami a Frankami zaczęły wyludniać się i pustoszeć krainy saskie, a nadpływać do nich tłumy osadników teutońskich, namnożyło się tamże podobnież wiele kolonij z południowo — niemieckiej Swewii, ściągnionych osobliwie przez królów frankskich Klotara i Zygberta (Paul Diac. 2. 6. Zeuss 363). Urosła z nich osobna kraina Swawów czyli Szwabów, nad Salą. Nastały ustawiczne zatargi między Swabami a resztkami starosaxoństwa. Gdy nadto część emi-gracyi starosaxońskiej wróciła następnie do ojczyzny, wybuchły krwawe walki o ziemię. W tych zapasach stało się nazwisko Szwabów wyrazem nienawiści dla Normaństwa saskiego. Z czasem zaczęto rozciągać je do wszystkich Niemców. Znad Sali i Elby dostało się ono nad Odrę i nad Wisłę. Każde dzisiejsze szyderstwo z „Szwaba“ przy pominą starodawną różnicę między Teutony a Normanami. Powiedziawszy zaś w taki sposób, czem Normanowie nie byli, powiedzmy teraz za co ich mieć należy.
Arcy-piraci. „Ile wioseł u saskiej łodzi, tyle w niej areypiratów!“ — pisze już w V wieku po narodzeniu Chr. Sidonius Apolinaris do przyjaciela, donosząc mu o łotr o-waniu Normaństwa sasońskiego u brzegów frankskich.
„My z bożej łaski Archipirata Hebrydzkieh wysp“ — było zwyczajną intytulacyą xiążąt Hebrydzkieh ze krwi Normanów skandynawskich, którzy w epoce wszechstronnych podbojów i tundacyj normańskich opanowali północne wyspy szkockie (Lappenb. I. 86. 411). Ten wyraz obelgi u cudzo-ziemców a chwały u Normanów jest najzwięźlejszem określeniem ich charakteru. Całe normaństwo pogańskie było jedną wybornie uorganizowaną zgrają korsarzów, szkołą korsarstwa. Zawiera się w tem i opis ziemi normańskiej j obraz trybu życia mieszkańców. Korsarz albo nie ma żadnej siedziby na stałym lądzie, albo przesiaduje chwilowo w jaskini skalnej nad brzegiem morza, w norze niedostępnej na bagnach. Wszystka też ojczyzna normańska od ujścia Elby saskiej u granic duńskich aż do źródeł gockiej Elby czyli Gota-Elf w Szweeyi, była jednym nieprzejrzanym obszarem bagnisk i skalisk. A jak korsarz nie z dobrej woli obiera sobie życie w swojej nędznej kryjówce, tak i Normaństwo tylko skutkiem starodawnego przymusu żyło w swojej błotnej i kamiennej pustyni. Zachowała się u całego plemienia bardzo żywo tradycyą o jego poniewolnem wyjściu z okolic piękniejszych, południowych, u azyjskich wybrzeży Pontu. Zdaniem uczonych przypadło to wyjście w czasach niedalekich narodzeniu Chrystusa, a miało na celu uwolnienie się od zagrażającej nad Pontem niewoli Rzymskiej. Nie chcąc jej iileda, nie elioąo wejść w kluby ówczesnego s)ołecxei-skiego porządku świata pod sterem i jarzmem Rzymu, uszło harde plemię poza obręb wszelkich stosunków z Rzymem i światem, do swojej skandynawskiej ziemi wygnania i swobody. Tam od żadnego odtąd nie dosiężone podboju 5 wolne dziką wolnością bannity, jak ten bannita całemu świata wro gie s musiało ono chcąc niechcąe poddać się twardym warunkom życia; jakie im narzuciła natura nowej ojczyzny, Było to żyeie wieczystego ubóstwa — O zwyczajnych sposobach utrzymania się i bogacenia płodami rolnictwa lub pasterstwa nie było mowy na bagniskach jutlandzkich lub w skalnych pustkowiach Szwecyi. Pozostało jedynym trybem życia myślistwo, myślistwo leśne i wodne. Jakkolwiek obfite mogły być jego plony, nie wystarczały one do życia dostatniego, a temmniej do wygód i zamożności Bez chleba, bez bogactw, bez słońca 5 w półrocznym mroku zimowym, w ciągłych mrozach i zaspach śnieżnych, przyszło wyrzec się wszelkiego uobyczajenia na tryb zwyczajny, przestać na obyczajności sobie tylko właściwej, po swojemu świetnej i zacnej. Wszelkie tedy zwyczajne pojęcia o przyjemno-ściaeh, zaszczytach i cnotach życia społeezeóskiego — życia które nadto u reszty narodów europejskich stało się tymczasem chrześcijańskiem, traciły wagę u granie północnego normaństwa, a zaczynały się wtomiast pojęcia wcale innych rozkoszy, innej ambicyi, innych cnót życia w pustyni i w pogaństwie. Wszystko co powiedziano gdziekolwiek o okropnościach pogaństwa nowoczesnego, odnosi się głównie do pogańskości naszych Normanów. Co w takich obrazach pogaństwa wydało się mniej zrozumiałem lub wia-rogodnem, to w obecnej wzmiance o historycznem usadowieniu się Normaństwa na północy — stanie się może jaśniej-szem. Jak religia chrześcijańska pragnie świat cały opasać miłością i braterstwem, tak pogaństwo przeciwnie, na mocy swojego ducha odosobnienia i wyłączności, było samo przez się „wypowiedzeniem wojny całemu światu“ (Geijerl, 129). Owoż historyczne położenie Normaństwa jako powaśnionych z całym światem baunitów — jeszcze srożej rozjątrzało tę wojenną wrogość całemu światu. Przymus do myślistwa jako jedynego sposobu życia, tj. przymus do ciągłego rozboju, acz tylko w kniei leśnej, był trzecią podniętą wo-jenności. Małe przywiązanie do życia nędznego, tułaczego, pełnego znojów i cierpień, przyprawiało o temwiększą obojętność w narażaniu siebie i drugich na klęski i niebezpieczeństwa wojny, na najszaleńsze hazardy. Wszystko razem wydawało stan osobliwszy, okropny, do którego zrozumienia dopomoże prędzej twórcza imaginacya poety, niż chłodna dobrodusznośe największej erudycyi, widzącej wszystko w świetle chwili obecnej.
Byłto właśnie stan owego „arcy-piractwa.“ — „Z głodu i ubóstwa” — słyszymy od chrześcijańskich kronikarzy owego czasu (Ad, Brem. 63) — „nawiedzają Normanowie rozbojem wszystkie krańce świata znanego.“ Wspomnione gdzieindziej wypędzanie dzieci przez rodziców pogańskich w świat, albo wywoływanie całej młodzi krajowej przez króla z granic ojczystych, było tylko wygnaniem na rozbój po cudzych morzach i brzegach. Nie mając bogatej spuścizny do pozostawienia synowi, zawieszał ojciec normański nagi miecz nad kolebką dziecięcia, i błogosławił mu błogosławieństwem korsarskiem: „Tyle twego, co sobie szablą zdobędziesz“ tlAihss, 103). Chorowita reszta rodzeństwa bywała topioną albo w las na pożarcie wilkom rzucaną, a chłopcy zdrowi i rzeźwi podrastali na przyszłych „areypiratów“. Zaledwie też wiosna stopiła lody na wodach, zaraz spotykał ich rodzicielski rozkaz szukania sobie chleba na morzu, albo królewski wyrok tłumnej bannicyi z kraju. Tylko jeden z braci z tą albo ową siostrą pozostawał na zagrodzie ubogiej — stary ojciec, spoczywający po trudach korsarz, a syt wypoczynku i zgrzybiałości, rzucał się z „rodowego przylądku64 w morze — matka szła dobrowolną śmiercią za ojcem, wygnana zaś drużyna plądrowała tymczasem po dalekim gdzieś świecie. Dopiero pod wieczór kilkumiesięcznego dnia polarnego, ze ściętem mrozami morzem, stawały zgraje korsarskie znowuż u domowych niekiedy progów, zagrzać się przy ognisku zimowem. Wracały tylko niekiedy, gdyż część wyginęła na morzu, część poległa w boju na cudzych brzegach, część nareszcie znalazła fortunę pod cudzem niebem. W domu pozostała po nich tylko kilkuletnia sława w pieśni i wieści, któremi wypoczywające zimą korsarstwo skracało sobie długie noce zimowe, albo przydłużało uczty z łupów korsarskich. Następnej wiosny temwięcej za to ochotników i bannitów wyruszało na morze, i tak od roku do roku toczyło się wielo-wiekowem pasmem życie arcypiractwa skandynawskiego. Przynosiło ono na wszelki wypadek daleko więcej rezultatów stronom cudzym niż własnym. Na obcych bowiem brzegach wznosiły się pod orężem normańskim nowe państwa zdobywcze, zawiązywały się nieznane przed Normanami narody i społeczeństwa, o których skandynawska ojczyzna fundatorów czasami ani słyszała przez wszystkie wieki. Dla niej kończyło się wszystko na sławie dziwnego heroizmu, jakim w ciągu długiej a długiej praktyki tego arcypiractwa, tych zwyczajów korsarskich, tych wypraw i czynów bohaterskich, zakwitnęło w końcu życie jej ubogiego plemienia, uszlachetniło się poniekąd owo „zbójectwo z głodu.“ Mając przypatrzeć się bliżej niektórym z założonych przez Normanów społeczeństw s nie potrafimy zrozumieć należycie historyi ich zawiązków bez nieco dokładniejszego obeznania się z tym heroicznym lustrem Normaństwa.
Rycerskość. Trudno było Normanom nie zasłynąć z rycerstwa, gdy rycerstwo prowadziło ich do wszystkiego. Ojciec normański pozostawiał synowi tylko oręż w spuści-źnie, lecz tym orężem mógł się on dobić wszystkiego. Chleb powszedni, bogactwa, sława i znaczenie u świata, władza królewska, nawet zbawienie na tamtym świecie — wszystko było tylko dankiem odwagi. Ztądteż nawzajem wszystkie dobra światowe, wszystkie uczucia serca, wszelkie zawody życia — przybierały u Skandynawców jakąś barwę rycerską. Było osobne niebo rycerskie, tylko waleczną śmiercią do osiągnienia osobne przyjaźnie rycerskie, tylko pomiędzy waleczną młodzieżą ślubami zawiązywane — osobne państwa rycerskie, składające się z kilkuset łodzi walecznego korsarstwa — osobny przemysł kupiectwa rycerskiego, tylko z szablą w ręku praktykowany. Nawet każden kęs jadła skandynawskiego i każden kubek napoju bywał kęsem i napojem rycerskim, zaostrzającym krew i odwagę. Sławne z tego względu jadło normańskie, nieznające wcale chleba lub jarzyn, składało się tylko z mięsiwa, i to samej zwierzyny (Jorn. 611, Depp. 7). Woda zaś z zdrojów nor-mańskieh, wytryskujących z ziemi przesyconej rudą żelazną, zawierała wiele cząstek żelaza, które tem silniejszym hartem zbroiły ciało i duszę (Depp. 4).
W którąkolwiek tedy stronę spojrzymy, wszędzie uderzają zjawiska dzikiego bohaterstwa, przypominające heroiczną epokę Grecyi. Nie będziemy wyszczególniać tu wszystkich, bo cały dalszy ciąg pracy niniejszej wiele jeszcze wzmianek o nich dostarczy. W każdym razie nie szukać ich tyle w stronach własnych, na lądzie — ile za granicą, aa morzu. Gzem Beduinowi pustynia, tem Normanowi było morze bałtyckie. Tara on w tysięcznych postaciach i scenach bywał panem, bohaterem, przedmiotem podziwienia. Jak Farys na swoim koniu, tak Norman dokazuje w swej łodzi. Mała, równie na morzu jak i w rzekach przydatna, pod każdą wodę płynąć umiąca, do każdego brzegu zawinąć zdolna, po każdej suszy do przeniesienia łatwa, była mu ona koniem, domem, skarbcem, tronem królewskim, niekiedy nawet grobem, puszczonym samotnie na morze z ciałem zmarłego pana.
Oto np. płynie kilka takich okrętów, naładowanych towarami skandynawskiemi. Jestto wyprawa kupiecka, która niedawno była wyprawą zbrojną. Jej pan handlowny, do wczoraj straszny wszystkim brzegom sąsiednim korsarz, od dziś na lat kilka jest kupcem. Nazdobywawszy łupów dostatek, zmusiwszy osady nadbrzeżne do zaopatrzenia go tysiącem skórek wiewiórczych i popieliczych, osobliwie zaś wiele niewolników słowiańskich nałowiwszy — płynie on teraz z towarem swoim do Anglii, do Irlandyi, lub najchętniej do Arabów w Hiszpanii. Spojrzyjmy za śladem jego statków kupieckich dla obaczenia, jakieto inne zjawiska starożytnej rycerskości normańskiej nastręczą mu się w drodze po głębinach bałtyckich.
Nim stanął na Oceanie, potrzeba mu było spotkać się z kilkudziesięciu owych pływających „królestw“ normańskich. Byłyto państwa wszystkich młodszych synów królewskich, wyposażanych przez ojca kilką łodziami, garstką rycerzy i otwartym przestworem morza. Byłyto państwa takzwanych królów morskich, „nie posiadających“ — jak kroniki skandynawskie wyrażają się w dobrej wisrse — „ani stopy ziemi na ladzie, ale ogromne wojska na morzu.“ Od tych wojsk czyli pułków, po skandynawsku /Jtiki, mieli oni nazwę królów rycerskich czyli pułkowych» inaczej pułko-wodźców (Dalin 76). Z temi wojskami szukał każden chleba na morzu, napadał okręty cudzoziemskie, lądował po korsarsku u wszystkich brzegów bałtyckich, chwytał tam bydło i ludzi, tamto na rzeź dla siebie, tych na sprzedaż w niewolę „kupcom.“ „Gdzie jego łodzie przybiły, jego wojsko się rozłożyło, tam bywała stolica takiego króla“ (Dahlm. 51), młodszego z wielu królów po jednym ojcu. Niekiedy przykazywała ostatnia wola ojcowska, aby pozostali synowie władali z kolei na lądzie i na morzu. W żadnym przecież wypadku nie przestawał król morza długo na samem morzu. Po niezbyt obfitej tam łupieży przychodziło na koniec szukać sobie koniecznie portu, lądu, panowania stałego, rzadko w ojczyźnie, najczęściej w obcych stronach. Czyto zresztą pod cudzem czy własnem niebem, zawsze każden królewic normański miewał także tytuł królewski, panował na suszy lub na wodach. Ztąd n aj pi er w ej wynikła niezmierna liczba rycerskich królów północy. W każdera z państw skandynawskich królowało za pogaństwa po czterech, ośmiu, nawet siedmnastu królów pospołu (Depp. 12. 13). Na morzu władało ich oczywiście dziesięć-kroć więcej. O jednym z pierwszych monarchów Danii pogańskiej opowiadają kroniki, iż 220 królów normańskich podbił swemu zwierzchnictwu. Gdy w pierwszych czasach chrześcijaństwa przystąpiono niekiedy z rozkazu króla Duńskiego do chwytania i wieszania podobnych królików czyli rycerzy morskich, odwoływał sie niejeden z nich pod 37 szubienicą do kuzynowstwa z monarchą, lecz nie uzyskiwał tem względu. Drugiem następstwem królewskiego tytułu wszystkich synów królewskich była nader mała albo żadna powaga pierworodztwa. Tylko orężem zdołał brat starszy wymusić sobie uległość młodszych. Panowanie oręża rycerskiego wiodło do panowania pospolitej, czyli jak ów Grek mawiał, „prostaczej“, gminnej równości, stopniowanej jedynie większą lub mniejszą siłą ramienia. Zwyczajny stopień rycerstwa sadzał na tronie morskim, niższy od zwyczajnego strącał w szeregi pospólstwa, ginącego nieraz na owej szubienicy — wyższy dawał czasem panowanie nad wszyst-kiemi wodami i brzegami od atlantyckich kończyn Irlandyi aż po ujście Newy w zatokę fińską.
Spotykając zaś takie ruchome królestwa morskie» spotykał ów kupiec skandynawski podobnież wędrowne przybytki bałwochwalstwa. Byłyto łodzie bohaterów pobożnych. Jak na każdym stopniu umysłowego wykształcenia ludzkości, tak i w pogaństwie skandynawskiem, zdarzały się przykłady gorętszego pociągu ku duchownym celom żywota. Owszem twarde życie normaństwa usposobiało tem-bardziej do oczekiwania pociechy i wynagrody po śmierci, Jakiemże sercem byłby ubogi Skandynawiec ulegał przymu-. sowi zabijania dzieci, rodziców, siebie samego, gdyby go nie pocieszała była nadzieja, iż tym sposobem nędzne życie na ziemi zastąpi życiem gdzieś lepszem? Z osobliwszem też zajęciem pielęgnowało pogaństwo normańskie pojęcie nieśmiertelności, pragnęło zapewnić sobie jaknajrozkoszniejszą przyszłość za grobem. Ale jakże dorobić się tej rozkoszy, przypodobać się bogom pogańskim? Szczęśliwemu pogaństwu w krainach południowych, indyjskich, żywiąeych człowieka lada figą, lada daktelem, dość było usunąć się od świata, oddać się bogorayślności samotnej, aby się zbliżyć do bóstwa na ziemi i po śmierci. Pobożny samotnik skandynawski byłby w przeciągu dni kilku umarł z głodu, albo schwytany przez którego z owych Nemrodów, ludołowców, poszedł na trzebieńca do Korassanu. Pobożny czy niepobożny, musiał walczyć z życiem, srożyć nad innymi i sobą samym, trudnić się „arcy-piractwem.“ Chyba jakiś odmienny sposób korsar-stwa, odmienny tryb użycia łupów zbójeckich, mógł uczynić zadość dążeniu duchownemu. Owoż uroiło sobie pogaństwo skandynawskie, iż można było zapewnić się pomyślności na tamtym świecie, biorąc z sobą wielkie skarby do grobu. Wpajały tę wiarę najstarożytniejsze przykazania religii, raz po raz przypominane (Snorro 9. 11). Do czego samo życie dostatecznie już zniewalało, temu zabobon dwójnasób przysparzał żarliwości. Najstraszniejszym rodzajem arcypiractwa stało się piractwo z szału religijnego. Plądrował tedy każden i skarbił łupów co mógł; a nago udało się tylko wtedy wejść do rozkoszy niebios pogańskich, jeśli ktoś poległ w bitwie. Ubogi, tchórz, kaleka, szedł na tamtym świecie w zgraję kobiet i niewolników, nie dopuszczonych do raju bohaterów. Po śmierci zaś walecznego drapieżcy skarbów grobowych kładziono bogactwa przy zwłokach na stosie pogrzebowym, zabijano mu tłum niewolników i koni w drogę do nieba, i usypywano ponad wszystkiem wysoką mogiłę u przylądku nad morzem, na dolinie nad rzeką. Nawet kupcowi służyły bogactwa uzbierane głównie za środek do osiągnienia pomyślności za grobem. Po najobojętniejszym o nią Normanie dzielono spuściznę w trzy równe części, z których tylko jedna przypadała rodzinie, dwie zaś stanowiły wyprawę zmarłego na tamten świat, idąc na zakupienie mu szat bogatych i trunków hucznej stypy (D’Ohss. 102). Niekiedy złożono ciało i skarby w okręt samotny, i puszczano go na wolę wiatrów morskich. Gzy to w takim pływającym grobowcu, czy z stosu płomiennego, ozy niekiedy z mogiły bez spalenia — szedł pobożny arcy-pirata w progi Walhalli, zawsze tylko rycerskość tór mu do nich ścieliła.
Ona też ucharakteryzowała życie normaństwa wielą innemi zwyczajami i zjawiskami, o których nie słyszano gdzieindziej. Wojownictwo skandynawskie znało pewien rodzaj szaleństwa rycerskiego, takzwaną furyę ber serków, którą porwani zapamiętalcy rzucali się nawpół nago w tłum nieprzyjaciół, i zwyczajnie tam śmierć i raj znachodzili. W innym razie zdobywał się rycerz normański na postanowienia odwagi heroicznej, któreby największym bohaterom starożytności przyniosły zaszczyt. 1 tak np. owo palenie okrętów po wylądowaniu u cudzych brzegów, którem się wsławił zdobywca państwa Mexykańskiego, należało do po-wszedniejszych czynów Normaństwa na cudzej ziemi, mającej stać się im łupem lub grobem. Mniej stanowcze objawy junactwa lub zuchwałości, jak np. dobrowolne pozbywanie się pewnej broni albo jakiegokolwiek fortelu, którego nie posiadał także przeciwnik, zdarzały się tysiącami w każdej wojnie normańskiej. Zresztą jednakże bywała odwaga skandynawska regulowaną pewnemi przepisami rozsądku i honoru, sięgającemi najstarożytniejszych czasów i mistrzów. „Zwycięztwo dwóch nad jednym“ — opiewały np. rycerskie prawa Frodona (Langeb. II. 313) — „przynosi hańbę zwycięzcom. Ten jedynie godzien pochwały, kto przemoże jednego, da rady dwom a nie ulęknie się trzech. Przed czterma — najwaleczniejszemu godzi się uciec.51 Miano sobie podobnież za obowiązek honoru, nie rabować łodzi kupieckich, rozumie się normańskich. Gdy zaś u wrót którejkolwiek zagrody skandynawskiej, zwłaszcza w Islandyi, zgłosił się taki wojownik honorowy, i wyzwał gospodarza do walki o jego dom, musiał właściciel stawać do pojedynku, a zwyciężony — ustępował domu zwycięzcy (Dahlm. 157). W powszechnem rozszerzeniu się obyczajów rycerskich, nawet kobiety bywały bardzo często bohaterkami. Nieraz po 10 wojowników niewieścich dostawało się w niewolę po jednej bitwie gockiej (Dalin I. 233). O takzwanyeh dziewicach tarczonośnych, z normańska skoeldemoeen, słychać w każdym opisie sławniejszych bitew północnych. U jednych też Skandynawców panowały niegdyś królowe, a rycerki niższego rzędu, a brzemienne niewiasty dokazujące z orężem w ręku na pustkowiach nowoodkrytej Ameryki normańskiej (Rafn 9), niczyjej nie zwracały uwagi. Często pożycie dwojga małżonków było tylko pożyciem wspólnych przygód wojennych. Zwyczajnie atoli chronił się skandynawski bohater związków małżeńskich, i raczej ślubami braterstwa dozgonnego wiązał się z towarzyszem oręża. Jakoż bohaterem w najwyższem znaczeniu, „prawdziwym królem morza, ten jedynie słynął w Normaństwie, kto nigdy w życiu nie spoczywał pod strzechą dymną, i nie pił z roga przy ognisku domowem (Snorro 40).“ Dla takiego herszta morskiego nie było większej sromoty jak po życiu ciągłych bojów i przygód umrzeć na barłogu domowym. Nie znając zaś domu i wczasu, błąkając się ustawicznie z kraju do kraju, stawał się Norman namiętnym włóczęgą na całe życie. Nim jeszcze
Europa chrześcijańska zasłyszała o jakiemkolwiek rycerstwie ślubowanem, już Skandynawia roiła się tłumem pogańskich rycerzy błędnych, awanturujących się po najdalszych kończynach świata. Moglibyśmy przytoczyć tu niemało przykładów takiego rozbijania się królów morskich po wodzie i po ladzie, od Bosporu trackiego aż po Archangelsk, od Białego Morza aż po Gibraltar. Owszem, prawie żadne z historycznych imion Normaństwa nie brzmi w jednym tylko narodzie, lecz przeskakuje błyskawicą z dziejów ruskich do duńskich, z angielskich do franeuzkich, ze szwedzkich do irlandzkich itp. Ztąd trudno czasami dociec, czy ów Ruryk, albo ów Osrik, albo ów Hastings, pojawiający się blisko-cześnie w Nowogrodzie i w Danii, w Flandryi i pod Paryżem, w Anglii i na Bałtyku, jest jednym i tymsamym „arcypiratą“ lub kilką różnemi osobami. Ztąd także liczba awanturników podobnych okazuje się jeszcze większą w złudzeniu niż była w rzeczywistości. Łotrowało ich przecież tylu na prawdę po wszystkich morzach, iż najgorliwsi poszukiwacze ich imion i przygód historycznych muszą w końcu przerwać liczenie „dla niepodobieństwa zliczenia wszystkich“ (Dalin I. 350). „Za niektórych królów normańskich“ — opowiadają kroniki duńskie (Małlet 161) — „nosili wszyscy Duń czykowie strój majtków“, tj. trudnili się wszyscy arcy-piractwem; zwyczajnie bywało więcej Duńczyków na morzu niż na lądzie — a inni królowie musieli surowemi zakazywać prawami, aby poddani nie uchodzili z domu w świat na przygody (Kruse Chr. 85). Tak dalece wszystko co żyło — rozkołysało się niepokojem wojennym, ciągłym ruchem wojennym „Drapieżność z głodu“ zamieniła się z czasem w powszechną rycerskość z obyczaju.
Ale nie na tem skończył się wpływ ziemi na charakter mieszkańców. Nie dość było dzikiej naturze skandynawskiej zrobić Skandynawca arcypirata. Znalazłszy w nim zaród wysokiej zdolności umysłowej, rozwinęła ją ona w pewną oryginalną, zbójecką, pod-biegunową genialność. Jestto cała druga połowa chwały i znaczenia Normanów w dziejach.
Umysłowość. Gdyby się Skandynawcy nie odznaczyli w historyi czemś więcej jak tylko zbójeckim orężem swoim, nie byłoby tu potrzeby mówić o nich tak wiele. Że oni tak przeważnie wpłynęli na losy całej ludzkości nowoczesnej, przypisać to raczej potędze ich umysłu niż szabli. Wiele owszem z poprzednich rysów rycerstwa było jedynie rezultatem ich genialności. Wzięliśmy je pierwej tu na uwagę, ponieważ one pierwej i jaskrawiej uderzają oko, lecz skoro w kimkolwiek znajdziemy zarazem wielki umysł i śmiałe serce, bądźmy pewnymi, iż umysł był mu daleko większą pomocą w życiu niż serce. Jakoż i Normaństwu dopomogło do wielkości w historyi głównie jego uzdolnienie moralne. Zamknięta w rubasznych szrankach pogaństwa i twardego życia głodu albo rozboju, pozostała zdolność umysłowa, ta wielkość historyczna, zawsze tylko wielkością barbarzyńską, lecz ileż w niej rysów oryginalnych! — ile fantazyi, twórczości i potęgi, zawstydzającej nieudolność wielu ówczesnych ludów chrześcijańskich! — ile osobliwie zarodów ukształcenia przyszłego, wspierających i upładniających następnie w wysokim stopniu samąż cywi-lizaeyę chrześciańską! Nie mając pisać o tem książki osobnej, przestaniemy na skazówkach celniejszych.
„Najmędrszym ze wszystkich ludów germańskich, i prawie starożytnemu narodowi greckiemu równym“ (Joru. 617) — był wielki naród Gotów. Już w IV wieku ochrzczony, już wtedy w swoim własnym języku czytający księgi pisma św., posiadał on wysoko rozwiniętą oświatę, bogatą literaturę, miał swoich własnych historyków i poetów, osobliwie zaś obfitą poezyą historyczną. Owoż nasi Normani byli ściśle spokrewnieni z Gotami, po których wzięli nawet swoje nazwy Gotów, Goetów, Giutów, Geatów. Gzem tamci w porze dawniejszej na południu, tem ci byli całemu plemieniu germańskiemu w późniejszej na północy. Południowi Gotowie mimo potężne uczucie narodowości utonęli nako-niec w potężniejszej oświacie rzymskiej, północnym Gotom, dalekim od głównej widowni dziejów, pozbawionym słońca południowego lecz oraz niebezpieczeństw południa i sąsiedztwa z państwami potężniejszemi, dano było pozostać przy starodawnym trybie oświaty, i najdłużej ze wszystkich ludów germańskich zachować pierwotną narodowość germańską. Wszystko też co sami Germanowie wiedzą o swojej pierwoczesnośei, co w znamienitszych zabytkach piśmiennych pozostało po religii pogańskiej, po domowych i publicznych zwyczajach, po narzeczach starogermaństwa — pochodzi w największej części od Normanów. Wzięliśmy ich nazwę w jej pierwotnem rozszerzeniu od Elby aż do Islandyi, obejmującem starodawnych Saxonów, Anglów i Skandynawców, a saskie, anglosaskie i skandynawskie pomniki, tak bliskie sobie zawsze charakterem i treścią, że nawet w saskiej i anglosaskiej szacie odnoszą się głównie do miejscowości i dziejów skandynawskich (Np. Beowulf, Pieśń podróżnika itp.) — to główna chluba całej umysłowej puścizny pra-Germanów. Boć islandzkich ksiąg mytologii północnej, boć całej biblioteki skandynawskich pieśni i podań historycznych, całej wreście literatury anglo-saxońskiej z jej wielkiemi poematami jak Beowulf itp. — utworów najgłębszej starożytności acz niekiedy dopiero później spisanych — mógłby każden z najoświeceńszych narodów pozazdrościć Normanom. Autorstwo tylu zabytków umysłowości, w znacznej części nieznanych jeszcze uczonym, wraz z ową niezmierną ilością rękopismów o kolonizacyi Islandyi oczekujących druku dopiero, przedstawia naszych „arćy piratów w cale niespodziewanym blasku moralnym. Tensam czas który patrzył na ową poniewolną praktykę ich srogich obyczajów domowych i owe zbójectwo z głodu — widział ich oraz twórcami na polu imaginacyi i myśli. Połączyło się u nich owszem to życie umysłowe daleko ściślej z zmysłowem i praktycznem niż u któregokolwiek innego ludu. Wpłynęła na to znowuż pewna okoliczność geograficzna, na pozor małej wagi lecz z czasem pełna skutków największych. Żyjąc jedynie łupieżą morską, żyli nią Normanowie tylko przez jedną połowę roku, przez lato. Przy ściętych lodem morzach północnych, przy długich nocach i wieczorach zimowych, przy jednym kilkumiesięcznym wtedy wieczorze skandynawskim — czemże mieli zatrudniać się zgromadzeni w domu korsarze? Rycerskość wzdrygała się pracy ręcznej, a poniewolne próżniactwo ręki zmuszało do szukania rozrywki w zajęciach głowy. Sprawiano tedy uczty z łupów zwiezionych, i bawiono się — czyli jak kroniki normańskie mówią — „oszukiwano długie wieczory powiastkami“ (Snorro I. 288), Opowiadano sobie o swoich bogach pogańskich, o losach przodków, o tysięcznych przygodach na morzu i na lądach, o zwiedzanych przez siebie krajach i ludach,
’ ’.V; ’:. —, ’ — 3:8.. ’
Bezczynność oryentalna dała początek bajkom tysiąca i jednej nocy, bezczynność korsarstwa skandynawskiego w zimie snuła nieskończone pasmo sagów północnych. Same wprawdzie nudy zimowe nie zrobiły nikogo jeszcze poetą, ani sam głód bohaterem, ale daj głodowi serce odważne, długim zaś wieczorom umysł bogaty, a będziesz zapewne miał z nich rycerza w lecie, poetę w zimie. Długa kolej życia pod niebem skandynawskiem zrobiła Skandynawca jednym i drugim, ale tylko jednym i drugim. Nie mogąc w swojej pustyni być niczem więcej, przyswoiło sobie Normaństwo te obadwa zawody w niezwyczajnie wysokim stopniu, połączyło je niezwyczajnie ściśle ze sobą. Jakże w kilku słowach zawrzeć, co ztąd wynikło? jak się to objawiło?
Było „obyczajem ojczystym“, aby każden wojownik znamienitszy umiał na pamięć wiele pieśni rycerskich (Lan-geb. II. 324), jużto cudzych już swoich własnych. Grajków, piszczków, kuglarzy, miano za ludzi bardzo nizkiej wartości życia, ale poezya i twórczość poetyczna doznawały najwyższych względów. Nie było gorętszego życzenia dla poległych w bitwie rycerzy jak zostawić po sobie pamięć pisaną lub śpiewaną — nie było słodszej pociechy dla pozostałych przyjaciół jak uczcić ich takąż pamięcią. Nie posiadając zwyczajnych ku temu środków, wpadał dowcip normański na różne środki zaradcze. W braku pisma zwykłego pisano niekształtnemi znakami runicznemi, wynalazkiem wyłącznie skandynawskim. W braku papieru lub pergaminu kreślono napisy na kamieniach lub skałach, zwłaszcza nadmorskich, z daleka oku dostępnych. Było to pisarstwo kamienne nadzwyczajnie szeroko rozprzestrzenione po Skandynawii. Zachowały się podziśdzień 30-łokciowe napisy, — u np. w Blekingen (DahlraI.II). is oryezne na s a ac, Oskich upewnia, że głównie Najznakomitszy z k’kau. „„niejsze wiadomości z takich napisów skalnych P J,..,. swojej troniki fSaio Gramm.). Jzrae T;, e) zd, amj 81 napisy na kam eniach nagrobnych i porań, kowych, gwoli p y a Kamienia nvch. Bywaia one czasem różnym okolicznościom stawianycn.. j., u a, „rwledem historycznym, zawsze pod bardzo ważne pod d d ię0 względem obyczajowym — Mnodzy „czeni set, przerozneero ksztaicu r...,.,. zajmowali się Lawna ijm £ niem, rysunkiem, »»“’“e (Np. ól. Worm. Danie. Monum. Z PVrfiT.adTkomn godziła siS pamięć pisana Mb
VI). A jeśli lad najsławniejsi, najfortunmejsi śpiewana po śmierci, lt!lv „r„,;:„a „„ }V(tu.,. —.ach rycerze miewali ją już za życia w swych przedsięwzięciami! j. jaslek hwal. i1 — b’ nieraz o gardło (Snorro i — — J0i. 1.. ..,,.. j, nośmiertna i społczesna, dzieje pu-.uwielbienie, £“ilfWow, i nadziemskie — wszyst. bliczne.prywatne, rzeczy
LS„niSć»a poetów z obowiązku, tak-. f f?, Emanów, powiastkarzy wierszem i zwanych skaldów i N. G. 466). Wychodziły prozą (Dalin 1. 18.driwniej8zego układu, strofy naj z ich głowy Pema y arcymisternie zaplatanych war kunsztowniejszej budo wy, każ(Jen oczach (Np Snorro dróżnjk musiał składać piosnkę bywał Poet? tak i każden p, normaMieh gtarodawny lub za gę Panował w j obyczaj, iż podjęty w cudzym domu wędrowiec płacił za gościnność powiastką albo śpiewką“ (Depp. 361). Gdy w czasie wojen i przydłuższego milczenia Muz skandynawskich zjawił się w obozie normańskim jakiś śpiewak wędrowny, zapominało Normaństwo o zwykłej ostrożności, i pozwalało przebranemu za pieśniarza szpiegowi zbadać rozłożenie wojsk i obozu. Używali nieprzyjaciele Normanów niejednokrotnie tego fortelu, powtarzającego się w historyi królów Alfreda, Analafa i innych (Lappenb. I. 382). Oprócz przykrych zaś w takim razie następstw wojennych, wynikały z tego miłośnictwa poezyi, w ogólności z nadzwyczajnie żywo rozbudzonej gry fantazyi i myśli skandynawskiej, różne inne ciekawe a nieobojętne w życiu następstwa.
Jednem z najpierwszych było utworzenie się osobnego języka poetycznego. Składał on się z samych obrazów i przenośni. I tak np. wojownik nazywał się w nim raz na zawsze wilkiem, orłem, krukiem lub sępem, wojsko lasem wilków wyjących, oręż spuścizną przodków, książę dawcą pierścieni, tron stolicą podarków, naczelnik licznego orszaku rycerskiego żywicielem sępów lub orłów, morze drogą łabędzi albo puharem fal, sumienie stróżem duszy itp. itp. Zamiast — „dówódzca począł mówić wyrażano się zwyczajnie „przewodnik mężów zbrojnych rozwarł skarbnicę słów“ — zamiast „książę poległ w boju“ mówiono „stróż ludu umarł pokąsany od berdyszów, napiwszy się ranami ciosów orężnych“ — zamiast „zabił mu syna14 — „rozkłuto mu tarczę na dwoje11 itp. Snorro L 98. 108. 133 etc. Beow. 74. 77. 98. 115. 160. 163 etc. Długoletnie słuchanie takich przenośni nauczyło publiczność skandynawską rozumieć z łatwością najdziwaczniejsze. Dzisiejszemu odzwyczajeniu potrzeba oso bnych do tego studyów, Czasem nawet uczone komentarze nie uchylą zasłony wątpliwości. I tak np. powiedziano w jednej z pieśni rycerskich, iż biesiadujący w niebie bohaterowie piją z „krzywych narośli czaszek“ — co inter-pretatorowie wzięli za picie z czaszek nieprzyjaciół zabitych. Dopiero bliższe obeznanie z przedmiotem okazało, że te „krzywe narośle“ sąto rogi czaszek bydlęcych (Dahlm. I. 33). O niektórych wyrażeniach powiastek skandynawskich nie można wiedzieć z pewnością, czy one mają być rozumiane dosłownie, czy tylko jako obraz. 1 tak np. ową wzmiankę o śmierci rusko-normańskiego Olega z ukąszenia żmii na mogile konia ulubionego — wzmiankę powtarzającą się jeszcze w innej powiastce normańskiej — poczytują niektórzy za fikcyą obrazową, lubo nie umią odgadnąć jej znaczenia. Za częstem zaś używaniem obrazu słowa szło również częste używanie obrazu czyli znaku dla oka. Rozwinęła się ztąd nadzwyczajnie bogata hieroglifika przeróżnych znaków, godeł, symbolów, charakterów. Zapomagały ją wszystkie okoliczności miejscowe. Sam alfabet runiczny był tylko zbiorem różnych zygzaków tajemniczych, z których każden miał osobne nazwanie i znaczenie. Cała prawie umiejętność wróżbiarstwa, tak gęsto praktykowana w pogaństwie, zasadzała się na tłumaczeniu pewnych rysów mystycznych. Owo pisarstwo pomnikowe na kamieniach i skałach samo przez się prowadziło do skróceń i przydatków znakowych. Najwięcej jednakże przyczyniły się ku temu zwyczaje wojenności. Każde wojsko potrzebuje znaku czyli sztandaru, a u Normanów co 30 ludzi to już wojsko osobne. Zwyczajne złożenie każdej większej armii normańskiej na morzu czy na lądzie z bardzo wielu takich wojsk ma łych, dobrowolnie z sobą złączonych, zapełniało każdą armię tłumem najdziwniejszych znaków proporcowyeh na lądzie a znaków okrętowych na morzu. Co za podziw wzbudza z tego względu u wszystkich kronikarzy (Langeb. II. 476) flota króla Swena Duńskiego, płynąca na zawojowanie Anglii. Gdyś spojrzał po okrętach widziałeś u przodu same smoki, gryfy, lwy, orły, kruki, gady, ryby, delfiny — tysiące potworów różnego kształtu, rzeźbione i malowane, złociste i różnobarwne. Znaczna ich część była tylko płodem imaginacyi normańskiej, która nie przestając na zwyczajnym świecie kształtów stworzonych, zaludniała go jeszcze rojami niestworzonych, zmyślonych. Im większą zaś twórczością odznaczała się w tej mierze fantazya skandynawska, im czynniejszym w ogólności okazywał się umysł normański, tem żywiej też grała w nim chęć poznania świata całego. Nie było plemienia chciwszego wiedzy nad skandynawskie. Zdarzyło mu się owszem co zresztą wielokrotnie zdarza się w świecie. Im większe gdzieś ubóstwo środków do zaczerpnięcia nauki, tem większy tam zwyczajnie pochop a nawet zdolność do niej im ustronniejszy jakiś zakątek świata, tem srożej też trapi go małomieszczańska ciekawość tego wszystkiego, co się dzieje w świeeie dalekim. Poję-tność i ciekawość nawpół dzikiego a ustronnego Normaństwa — to dalsze z głównych rysów umysłowości północnej.
Pojętność Normanów osobliwie wtedy wystąpiła na widok, gdy oni wreście trwale w nowych ziemiach osiadł-szy, stali się tam uczniami i mistrzami oświeceńszych od siebie ludów. Co zaś do ciekawości, ta zdawiendawna była prawdziwą namiętnością Normaństwa. Chodziło jej głównie o poznanie nowych, dalekich krajów. Dla łupu szukał
Skandynawiec najchętniej brzegów bogatych, dla ciekawości — nieznanych, choćby najdzikszych. „Chciałem zbadać11 — opowiada już w IX wieku królowi Alfredowi normański żeglarz Wulfstan — „jak też daleko ziemia rozciąga się ku północy“ — a co Wulfstana bodło tak z domu, to i resztę jego ziomków i spółcześników gnało błędną drogą po wszystkich morzach. Bez żadnej potrzeby rzeczywistej, jedynie niepokojem ciekawości pędzony, idąc za ulubionem hasłem Normaństwa „fundti nyia land! doszukiwać się nowych ziem!“ przebijał się jeden przez lody do nieznanej potąd Islandyi, badał drugi z Wulfstanem północną rozciągłość brzegów norwegskieh, płynął trzeci ku zasłyszanym w jakiejś powieści „zielonym ziemiom“ Grenlandyi, zapuszczał się czwarty w głąb północnych krajów amerykańskich, gdzie w brodatym króliku jakiejś osady indyjskiej spotykał ziomka swojego, jeszcze dawniejszego od siebie awanturnika (Rafn Ant.). Piąty lustrował archangielskie wybrzeża morza Białego, inni wraz z owym królem Alfredem marzyli o Indyach wschodnich (Lappenb. I. 338), wielu przenosiło nad nie włóczęgę po ziemiach „ Włochów“ (była to ogólna nazwa wszystkich ludów dawnego państwa Rzymskiego), a najambitniejsi dopytywali się drogi do cesarskiej stolicy, do miasta Konstantyna, do Carogrodu. Kto szczęśliwie powrócił z Grecyi, ten przybierał za powrotem chlubny przydomek „Gerski“ tj. „Grecki“ — stawił sobie samemu pomnik z runicznym napisem tego przydomku — miewał takiż pomnik postawiony sobie po śmierci przez przyjaciela. Napatrzywszy się w Konstantynopolu zwyczajów wielko — światowych, nasłuchawszy się powiastek chrześcijańskich i starogreckich, nabiwszy sobie głowę historya o wojnie Trojańskiej i Ale ksandrze W. „który był najbogatszym ze wszystkich Włochów“ (Pieśń podrożn. angłosask.) — opowiadał on potem w ojczyźnie o dziwach krajów zwid zony ch, układał szerokie poemata podróżnicze, będące niekiedy prostem wyliczeniem cudzych krajów, miast i narodów, najpotworniejszą mieszaniną reminiscencyj starych i nowszych, bajecznych i prawdziwych. Powstało ztąd niezmiernie wiele opisów podróży skandynawskich, wierszem i prozą, fantastycznych i umiejętnych, w znacznej części jeszcze nie drukowanych. Mówiąc dziś o nich, znajdują uczeni dość materyału do układania szerokich rozpraw „o wędrówkach Skandynawców do Grecyi i innych krajów“ (Schloz. N, G. 541 — 572). Nawet po osiedleniu się w stałych później siedzibach, nawet możnymi królami chrześcijańskiemi zostawszy, nie pozbyli potomkowie Normanów dawnej ciekawości podróżniczej, przysłu-chywali się radzi opowiadaniom cudzych podróży, wysyłali innych w podróże po obczyźnie. Takim sposobem normań-ski potomek Alfred spisał w IX wieku opowiadania normańskich podróżników Othera i Wulfstana, drugi zaś wnuk Normaństwa pierwszy Sycylijski król Roger w wieku XII, wyprawił swoim kosztem Araba Edrisego w podróż po cudzych krajach, aby mu przywiózł dokładny opis całego świata, co rzeczywiście dało początek jednemu z najważniejszych pomników literatury geograficznej w średnich stóle-ciach. Za sprawą Normana sycylijskiego opisał Edrisi w pierwszej połowie XII wieku dość szeroce i naszą ziemię ojczystą, po której równocześnie podróżował inny Norman piśmienny, Islandczyk Sturson, spotykając koło Poznania i Międzyrzecza starożytne ziomków swoich osady.
A od wieków poznanie wielu krajów i obyczajów bywało najobfitszem źródłem mądrości. Jakoż nie było mędrszych barbarzyńców nad naszych ciekawych arcypiratów. Okazywała się rzeczywista wyższość umysłu normańskiego najbardziej w niezwyczajnym talencie organizatorskim, cechującym każde wystąpienie Normaństwa na świeżo zdobytym kawałku ziemi. Znajduje się o tem gdzieindziej wzmianka pobieżna. Tu zamkniemy ogólnem wyliczeniem niektórych innych znamion charakteru Normanów. Czyto w Niemczech czy w Anglii, we Francyi łub we Włoszech, wszędzie widzą i opisują historycy chrześcijańscy Normanów jako ludzi rycerskich, celujących osobliwszym poehopem do wielkich, awanturniczych przedsięwzięć (Depp, 3 le genie de grandes entreprises), w wysokim stopniu mściwych, w jeszcze wyższym przebiegłych i podstępnych, wymownych i kochających się w krasomowstwie, wreście lubiących pochlebiać i słuchać pochlebstw. Jestto właśnie charakterystyka heroicznych awanturników, chciwych sławy a temsa-mem i pochlebstw, wymownych jak każden co zeszedł wiele krajów i ludów, fortelnych jak takiż znawca słabości ludz kich, wreście mściwych nie tyle z srogości serca, ile raczej obowiązków organizaeyi społecznej, organizacyi najściślejszego braterstwa, zmuszającej każdego do ostatniej kropli krwi wetować krzywdę ojca, krewnych, przyjaciół. Przy takiej zaś społeczności, przy takich zaletach ramienia rycerskiego a osobliwie umysłowośei bogatej — czegóż nie byli w stanie dokazać nasi arcypiraci, mając zwłaszcza do czynienia z ludami niewojennemi, bez równej im przebiegłości, bez silnego spóju i steru społecznego!...
II. Do charakterystyki Słowian pierwotnych.
Powierzchnia ziemi. Należałoby okazać przedwszyst-kiem podział Słowiańszczyzny pierwotnej na pomniejsze ludy i nazwy. W tej atoli mierze Słowiańszczyzna wieku VI, ezyli Słowiańszczyzna przed nastaniem odrębnych państw słowiańskich nie jest Słowiańszczyzną w wieku IX, kiedy istniały już te państwa. Zwyczajnie mając dać obraz pierwotnego stanu ludów słowiańskich, kreślą go historycy według rysów późniejszych, zdjętych z podań Eginharda, Adama Bremeńskiego albo Helmolda, czyli podań wieku IX, XI i XII. Wtedy jednakże była Słowiańszczyzna nadbałtycka przetworzona już wpływem i następstwem tych zdarzeń, które dały początek osobnym państwom. Dlatego wszelkie wyszczególnianie pomniejszych ludów i księstw, 0 których dowiadujemy się dopiero od Eginharda albo jego następców, zdaje się nam niestosownem w obrazie wieków VI i VIL W obudwóch tych stóleciach można obok onych Jornandowych ogólników „Winidowie“ czyli Wendowie i „Słowianie umieścić chyba jeszcze dwie nazwy: Chrobaci 1 Serbowie. Mówią o nich nieco późniejsi pisarze greccy, odnosząc je wyraźnie do wieku VI i VII, Mieszkali w ów czas nad Bałtykiem cisamr Chrobaei i Serbowie, którzy wyszli ztamtąd pod tążsamą nazwę ku południowi nad Dunaj. W których przecież okolicach poszczególnych mieszkali za Karpatami Wendowie i Słowianie, Chrobaei i Serbowie, niepodobna twierdzić z pewnością. Wszelkie bowiem późniejsze ślady ich nazw nad rzekami Elbą i Wisłą nie są jeszcze dostateczną skazówką ich siedzib pierwiastkowych. Tyle jedynie pewną zdaje się rzeczą, iż siedliska Serbów i Chrobatów rozciągały się wówczas znacznie dalej na północ, aż ku brzegom Bałtyckim.
Szerszą pamięć niż sama główna nazwa „ Chrobaei“ i „Serbowie“ pozostawił po sobie ich przydomek. Zwali się oni Białymi któreto oznaczenie jak wielce jest staroży-tnem, tak też po nadzwyczajnie wielu rozsiało się przedmiotach. Nie masz prawie rzeczy u Słowian nadbałtyckich, któraby nie mogła uzyskać tej chlubnej nazwy. Oprócz Białyeh Chrobatów i Białych Serbów było tam Białe morze (bałtyckie), była rzeka Biała (Wisła), były Białe-grody, Białe-góry, nawet Białe-kneginie czyli księżne. „Biały“ znaczyło tyle co „piękny“, niekiedy tyle co „wielki.“
Zresztą świecił „biały“ kraj Słowian nadbałtyckich szerokiemi wodami. Wodnistość była główną cechą tych stron. Pisano o tem oddawna, bardzo obszernie (Ob. pierwsze roźdź. Dalina Hist. Szw.). Całe jeziorzyste dzisiaj Pomorze składało się wówczas z samych wysp i wysepek (Gall. 302 naturalis posicio regionie per instilas...’) Opływające je wody morskie sięgały nieprzerwanem zwierciadłem aż po Grudziądz i Gopło. Jakoż tyłeś poznać mógł kraju, ileś go zjechał czółnem. Gdzie nie stało morza łub rsteki, tam grzęzły nieprzebyte bagna, szumiały bory. Jedne i drugie ciągnęły się milami. Zwyczajną granicą między krajem a krajem, ludem a ludem, bywały kilkumilowe pustynie. Pełno też puszdz podobnych zachowało się w części do późnych czasów. Tylko gdzieś niegdzieś zieleniała pomiędzy niemi polana polna. W takim zaś stanie rzeczy nie pytaj o rolę i rolnictwo. Jeszcze w przeszło półtysiąca lat później — rzadko orano na Pomorzu. Późniejsze bogactwa rolnicze były teraz rzeczą nieznaną. Teraz żywiono i bogacono się lasem i wodą, zwierzyną i rybami. Toż wszystko co tylko żyło, parało się rybołówstwem, myślistwem, a najwspanialsi z myśliwych polowali — na ludzi. Głównym łupem i celem wojny bywał sprzedawany później jeniec, niewolnik. Gała też Słowiańszczyzna pierwotna miała do wieku VI postać ogromnej kniei, w której Germanin łowcą, Słowianin był zwierzyną. Ale ponieważ myśliwcowi nie bawić długo na miejscu, przeto i germańskie łowiectwo przykrzyło sobie w krotce błotną knieję bałtycką, i dopóki wolne było dzikie plądrowanie po świecie, do „lepszych ciągnęło ziem“ (Jorn. 635 ad mełiores ter ras). Zanim nowi plądrowniey przybędą, zapoznajmy się poniekąd z charakterem pozostałego w kniei plemienia.
Usposobienie plemienia. Głównym zarodem charakteru pierwotnych Słowian była pewna leśna płochliwość, nie towarzyskość. Jak Germanin chętnie się skupiał, tak Słowianin rozpierzchał. U tamtego działał zwyczajnie popęd ku-środkowy, u tego od-środkowy. Uwidomia się to fizycznie i moralnie. Fizycznym tego objawem było rozprószenie słowiańskich siedlisk po ziemi, nie lubiących nigdy koncentrować się około jednej spólnej średnicy. Moralnym objawem — takieżsamo zwykle rozpierzchnienie się słowiań skich zdań, nie lubiących koncentrować się rychło i na długo w jedno wspólne postanowienie. Ztąd pod względem fizycznym stronili Słowianie od cieśni i tłumu miasta, a podobali sobie w przestronności i swobodzie życia wiejskiego. Pod względem moralnym wiodło ich to w ustawiczną niezgodę — pierworodną wadę Słowiaństwa. I już od najdawniejszych chwil bytu słynęło ono z tej smutnej właściwości. Już w szóstym wieku pisano o siedliskach słowiańskich: „Dlatego że mieszkania Słowian leżą tak zrzadka po całym kraju rozsiane, zajmują oni tak wielką przestrzeń ziemi.“ A o radach i zwadach Słowian: „Niczyich rozkazów nie słuchają, a pomiędzy sobą ciągle się kłócą a nienawidzą (Szaf. 969). Wiele też innych rysów charakteru płynie z tego samego źródła. Nie zkąd inąd pochodzi mianowicie starodawna niewojenność Słowiaństwa. Jeśli co, tedy wojna wymaga ścisłego skupienia się, jedności, posłuszeństwa, Czyto w wojnie samowolnie podjętej ozy przymusowej, zaczepnej ezy odpornej, wszędzie potrzeba poddania się cudzej myśli i woli, wyrzeczenia się własnej, zapomnienia o wszelkich osobistych zdaniach i protestaeyach. Właściwa Słowianom trudność zdobycia się na taką zgodność przydłuższą odjęła im ducha wojny, lubo serce pała odwagą. Osobliwszym kontrastem ciżsami potrafią być bohaterami z osobna, a w ogóle słyną z niewojenności; odnoszą wielkie zwycięztwa, a przegrywają wojnę; cenią sobie wysoko sławę rycerską, a lekce ważą główny warunek wojny — jedność dowództwa. Nawet w starosłowiański wstręt od takiegoż jedynowładz-twa w pok oju, w głośne u historyków zamiłowanie Słowian w wolności gmino władnej, wchodzi znaczną miarą tylko niesforność osobista. Przeszkadzała im ona niezmier nie długo uróść w jaką taką całość społeczną. Toż nie zazdroszczono tego gminowładztwa Słowianom, a wspominający je Grek, spółcześnik Justyniana W., mówi iż „w pro-staczej i pospolitej żyją swobodzie“ (plebeja communigue libertate. Procop.). Jakkolwiek zepsutą była dworskość byzancka, owa „prostaczość“ słowiańska nie mniej szkodliwą się okazała.
Ale dobroczynna natura umie wszystkiemu znaleźć pewną pociechę. Brak kitu społeczeńskości u Słowian wynagradzał się pewną właściwością przeciwną. Im mniej do siebie samych, tem więcej lgnęli wszyscy do ziemi. Ileż wdzięku, moralności i siły, w tym miłośnym związku Słowiańszczyzny z naturą! Uboga ziemia nadbałtycka była Słowianom żywicielką, księgą religii, kapłanką niewinności, fortecą. Podczas gdy inne plemiona roiły sobie tysięezno-kształtne wyobrażenia bogów i bożków, Słowianie przestawali na prostem pojęciu jednego bóstwa w obłokach, twórcy piorunów i pogody.) Kiedy inne ludy żyły wojną, rozbojem i krwią ludzką, a w razie przegranej lub pokoju poniewolnego narażone były z braku łupów na głód (Jorn. 694 coepit cictm deesse), Słowianin przestawał na płodach lasu, wody, pasieki, które rzadko chybiały. Kiedy długie pożycie z ludźmi uczy fortelów, podstępności, korzystania ż ich błędów i nieszczęścia, słowiańskie obcowanie z naturą zachowało im chwaloną zdawiendawna niewinność serca, prostotę myśli, szlachetną otwartość charakteru. Gdy wre ) Wszystkie szczegóły ustępu niniejszego wzięte są z powszechnie — znanych rozdziałów Prokopa, ces, Maurycyusza itd.5 załączonych razem przy Słow. Staroż. Szafarz. Dlatego uwalniamy się od przytaczania co chwila tychsamych świadectw. ście inne narody wielkim trudem i kosztem budować sobie musiały grody warowne, Słowianom starczyły ku temu bagna i lasy, zwyczajna ich siedziba. U wszystkich pisarzów tamtoczesnych powtarza się wiadomość: „Słowianie za jedyne miasta warowne miewają błota, za najpożądańszą obronę bór.“ Owszem, w tak przyjaznem porozumieniu z naturą, nie dbał Słowianin o żadne styczności z ludźmi, pozbywał się chętnie wszelkich związków ze światem, i utajony na wyspie błotnej, albo w głębi lasów odwiecznych, pędził życie samotne. Dopiero czasy tłumnego później zaludnienia i najazdu kraju przez cudzoziemców znachodziły ścieżkę do jego ulubionej samotni, i wypłaszały go z niej. Wtedy apostołowie chrześcijańscy spotykali po bezdrożach pustelnicze zagrody ludzi, którzy przez wiele lat nie kosztowali chleba ni soli (Vita S. Ott. 496). Ciągnące zaś puszczami wojsko nieprzyjacielskie odkrywało niespodziewanie całe krainy osad ludzkich śród lasów i trzęsawisk, których dotąd nie znano w świecie... (Heim. 92).
Ale ponieważ życie samotne tem goręcej niekiedy pragnie widoku ludzi, przeto uderza nas drugi kontrast w charakterze plemienia. Jak ogólna niewojenność nie przeszkodziła odwadze indywidualnej, tak i ogólne zamiłowanie odosobnienia zgadzało się snadnie z pojedyńczemi wybuchami towarzyskości. Kto w codziennem życiu chodził chętnie samopas, ten wyjątkowo tem namiętniej lubił drużynę i zabawę świąteczną. Mianowicie gość każden zwiastował święto domowi. Obchodzono je niograniczonem wylaniem serca. Wszystkie karty kronik ówczesnych pełne są chwały gościnności słowiańskiej. Zachowywali ją Słowianie tem sumienniej, im pospolitszą była wówczas ta cnota. Każden z ludów pierwiastkowych słynął, musiał z niej słynąć. W zupełnym bowiem braku spokojnych związków i kom-munikaeyj między krajem a krajem byłto sojusz wzajemnej pomocy przeciw głodowi i niewygodom podróży w puszczach, przeciw drapieztwu zbójcy i wilków. Toż ustawy, religia i obyczaje każdego z narodów tamtoczesnych, zalecały gościnność jako najświętszy z obowiązków, a u Słowian miała ona cześć osobliwszą. Nawet jeniec wojenny bywał u nich poczytywany za gościa, który po niejakim czasie zyskiwał wolność. I jakżeby względem siebie samych mieli byli Słowianie okazywać się mniej gościnnymi i mniej ludzkimi? Nie ma też cnoty domowej, z której by Słowiaństwo pierwotne nie odniosło pochwały w dziejach, Żony słowiańskie stawiono za wzór miłości i wierności małżeńskiej, dzieci słowiańskie za wzór troskliwej opieki nad rodzicami staremi, bogaczów słowiańskich za wzór miłosierdzia względem uboższych
Nie bez wdzięku więc i pociechy mijało życie słowiańskie. Mimo ciężkich prób losu igrał uśmiech na młodzieńczych licach plemienia. Długie lata niedoli, o której wnet usłyszymy, nauczyły Słowian niezwykłej cierpliwości. Podziwiali ją wszyscy spółcześni. „Co komu innemu zdawało się nadmiarem nędzy i trudu, to Słowianin bez skargi znosił “ (Wituk.), Mierność w jedle, stroju, mieszkaniu — z a-dowolnienie z ubóstwa — były hasłem słowiańskiem. Lada strawa starczyła ustom, lada uciecha sercu. Ciągłe przestawanie z naturą utrzymywało umysł słowiański w ciągłej pogodzie i świeżości. Jak odradzająca się z każdem słońcem wiosennem ziemia — tak i Słowiańszczyzna pierwotna wieczną zieleniała młodością. Jak świerkający na drzewie ptak podobnie i Słowianin cięgle świerkał a śpiewał. Od najdawniejszych chwil życia słychać o namiętnem zamiłowaniu Słowian w gędźbie, śpiewie i tańcu. Kiedy inne narody tylko w oręż i maczugę wierzyły, gadatliwy, wesoły Słowianin z gęsię, w ręku bawił siebie i innych. Większa połowa świata uderzała w puklerze, a Słowiaństwo pląsało i śpiewało. Z chaosu wojennych krzyków i gwałtów tamto-czesnych brzmią ku nam dwa dziwnie odmiennej, dziwnie dziecinnej treści wyrazy: „Sclarns saltans! Słowianin-skoczek!“ Na czarnej chmurze ówczesnych dziejów świata — jakby biały ślad przelatującego po niej gołębia — bieleje sielanka pląsającego w pętach Słowiaństwa. Moglibyśmy dopatrzeć w niej wielu rysów nader zajmującego obrazu. Lecz nie obrazem bawić nam tutaj imaginacyę. Nadmienim raczej o historycznych rezultatach tej sielanki starosłowiańskiej.
Wynikłości spolecme. Próżna to rola krytykować hi~ storyę. Coż godniejszego przygany nad owo sielankowe usposobienie i życie pierwotnych Słowian, a przecież pod sterem Opatrzności wydało ono niezmiernie dobroczynne w pewnym względzie owoce. Wiele z owych ludów wojennych, które trzęsły światem i Słowiańszczyzną, wjgi nęło dzisiaj ze szczętem, a trzymający się ziemi Słowianin ocalał w jej objęciu. Osobliwszy pociąg do roli i zajęć sielskich, o tyle silniejszy u Słowian od uzdolnienia do potężnych związków społecznych, czynił ich niedbałemi o chwałę wojenności i panowania innym narodom, podawał ich w moc najeźdźców orężnych, zamieniał ich w niewolników, lecz udzielał im oraz jakiejś czarodziejskiej siły nieśmiertelności. Skoro burza najazdu minęła albo ucichła,
Słowianie z powstającą po burzy trawą podnosili znów głowę i okazywali się znowuż panami swojej ziemi. Co więcej, nawet, w razie pozostania najeźdźców na zawsze w kraju podbitym, Słowianizm brał nakoniec górę nad nimi. Czyto skutkiem numerycznej większości ludu owładniętego, czy zwyczajnej przewagi codziennych wpływów pokoju nad wyjątkowym stanem wojny — zawsze w końcu najeźdźcy wojenni zastosowywali się do życia spokojnych mieszkańców kraju. Narzuciwszy im swoje zwierzchnictwo, swoje prawa i obyczaje, musieli oni przecież poswatać się z nimi węzłami familijnemi, przyswoić sobie ich język, uledz geograficznym warunkom ziemi. Jakoż tylko dopóki trwały burze wojenne, dopóty Słowiańszczyzna jak dziecko przelęknione tuliła się do ziemi. Zdarzały się wprawdzie wypadki, że i któryś z ludów słowiańskich porwany został wichrem wojennym, i jak naddunajsey Słowianie u granic państwa Byzantyńskiego, łupieżył wraz z innemi ludami, lecz było to tylko wyjątkiem, wyjątkiem przymusowym, a w ogólności, a zwłaszcza nad Bałtykiem, korzyła się Słowiańszczyzna piorunom wojny. Skoro jednakże minęła pora burz i najazdów, skoro religia chrześcijańska rozlała swoję światło miłości po północnych stronach Europy, skoro przyszedł czas życiu i owocom spokoju, rozrosło się w szerokie konary plemię gnębione, i ponad mogiłami swoich najeźdźców rozścieliło majowy kobierzec jednej, zwycięzkiej narodowości. Czasy spodziewanego kiedyś wiecznego pokoju ludów nie miałyżby być czasami tem bujniejszego skwitnię cia Słowiańszczyzny?
Ale mowa nam tu jedynie o porze wojen i podbojów wojennych. Wtedy owo sielankowe usposobienie dało się gorzko uczuć Słowianom. Skłonność do siedlisk odosobnionych pozbawiała wszelkich korzyści pożycia skupionego. Zrzadka po kraju rozrzucone osady, trudne gromadzenie się ludu ku wielkim przedsięwzięciom pospołu, drobność a niezgodność panujących tuowdzie książąt słowiańskich, utrzymywały przedwszystkiem ciągły stan bezbronności. Lada nąjezdnikowi zbrojnemu otwierała się wolna droga w głąb Słowiańszczyzny, sposobność panowania pojedyńczym osadom. Same wyrazy „broń“, „obronność, „warowność były obce mowie słowiańskiej. Znana tylko ludom najchciwszym wojny, stanowiąca nieraz cały majątek wojownika, była broń, była zbroja rycerska, zgoła niedostępną ubogim ludom słowiańskim. Widzimy też Słowian niegdyś tak dalece nad wszelkie wyobrażenia dzisiejsze bezbronnymi, że jeszcze w wieku XV uskarżali się na to patryoci słowiańscy, mówiąc o państwie Jagiellońskiem: „Polsce tylko jednej rzeczy brakuje: że gołe ciała nie mogą sprostać mężnemu sercu. “ (Rękp. Jana Ostroroga. O uzbrojeniu. Pam. warsz. 1818. III. 354) O blisko tysiąc lat wcześniej były serca słowiańskie o wiele mniej odważne bo mniej doświadczone w rycerstwie, a ciała jeszcze bardziej nagie, bezbronne. Kiedy burze wojenne zagnały znaczną część Słowian zza Karpat ku południowi, i zmusiły ich żyć tam łupieżą a napaścią, nie śmieli oni z początku potykać się w polu otwartym, lecz szukali koniecznie ukrycia lasów, Natenczas w porze nieustannych gromów wojennych zdarzało się niekiedy, iż pochwytywano u granic państwa greckiego jakichś bezbronnych wędrowników z gęślami w ręku, którzy opowiadali o sobie: „Jesteśmy Słowianami znad morza zachodniego, i wracamy z poselstwa od książąt zagranicznych, którzy żądali od nas pomocy zbrojnej. My jednakże nie umiemy używać broni, bo w ziemi naszej nie masz wcale żelaza, a jedynem zajęciem naszem są gęśle“ (Stritt. II. 53). Znano też Słowian powszechnie z „braku wprawy wojennej“ (Jorn. 642 armis disperiii), acz mogli czasem liczbą zatrważać. Później obaczymy dokładniej, jak dalece wszelkie porządki i zwyczaje wojenne doszły Słowian zkądinąd. Tymczasem przychodzi tylko nadmienić, iż po łatwowierności, nie masz nic przeciwniejszego rozumieniu historyi nad trudnowierność. Omamiona swoim nałogiem mierzenia wszystkiego piędzią chwili obecnej, nie potrafi ona wytłumaczyć sobie najciekawszych zjawisk dziejowych. Napróżno będzie erudycya gromadziła tysiące świadectw, jeśli leniwa imaginacya nie złoży sobie żywego z nich obrazu. Mając przed sobą liczne świadectwa o nięwojenności Słowian pierwotnych, chciejmy także zrobić sobie prawdziwy obraz stanu, do którego ona wiodła koniecznie.
Byłto stan zupełnej nieudolności społecznej. Bez broni, bez trzymania się kupy, bez dowództwa i spoju politycznego — pozostawała Słowiańszczyzna na stopniu niemowlęctwa historycznego. Najgorętsi też miłośnicy plemienia, szukający wszędzie śladu jego czynów i chwały, muszą wyrzec o niem nakoniec: „Dziecinny był umysł Słowianina, który wiecznie okazywał się pacholęciem, który od kolebki aż do grobu bawił się śpiewem, muzyką, tańcem (Maciej. Dz. 539). I jakże to „wieczne pacholę“ miało sprostać ciągłym szturmom wojennym, miało wcale przodkować najwojenniejszym narodom? Zamiast tej roli przewódczej narzucała historya Słowianom w istocie weale odmienną rolę bierności, ulegającej każdemu wpływowi zewnętrznemu. Jedynież te łatwo przyjmowane wpływy obce przywiodły Słowian nawet do związania się w pierwsze ciała społeczne. Trzy najdawniejsze państwa słowiańskie, o których dotąd wiadomo w dziejach, tj. Samona, Bułgarskie i Rurykowe, zostały założone w Słowiańszczyźnie przez cudzoziemców. Był to wypadek na przyszłe czasy pomyślny, lecz w początkach nader dotkliwy. Niesłowiańscy założyciele przyszłych słowiańskich państw rozpoczynali swoje dzieło najczęściej od srogich najazdów i uciemiężeń. W każdym razie czy to bezskuteczny grabieżom stawiać opor, czy służąc za powolny materyał do cudzoziemczej budowy pierwszych państw w Słowiańszczyźnie, czy wreście przechodnie znosząc jarzmo, zawsze owa sielankowa bezbronność i niewojenność pierwotnych Słowian o ciężkie przyprawiała ich klęski. Harda odpowiedź antskiego Lawritasa Awarom: „Dopóki wojen i mieczów, dopóty nikt Słowian nie ujarzmi!“ — jeśli prawdziwa i rzeczywiście słowiańskiemi wyrzeczona ustami — była chyba próżną przechwałką. Szczerze w oczy patrząc wypadkom, widzimy Słowian pierwotnych wszędzie pod jakiemś zaklęciem bezwładności. Po wzmiance o jej pomyślnym nakoniec skutku, tj. o powstaniu ztąd pierwszych słowiańskich państw i społeczeństw, przyjdzie nam mówić później o skutku nierównie boleśniejszym, o ryczałtowem niegdyś wytępianiu Słowian niewolą, o przeistoczeniu ztąd nazwy Słowiaństwa w nazwę niewoli. Sąto fakta tak jawne, iż niepodobna pokryć ich kwiatami krasomówczemi — fakta tak wielkie i pełne długich następstw, iż nie łatwo wytłumaczyć ich samą biernością i bezbronnością Słowian pierwotnych. Oprócz tej nader ważnej przyczyny działały jeszcze inne ważne powody. Jedną zaś z dalszych okoliczności w tym względzie zdaje się nam owa wzmianka o „pacho-lęetwie“ Słowian pierwotnych.
Dziecięctwo. Szanowną zaiste pracę podjęło wielu ba-daczów słowiańskich, wykazując odwieczną, przed-Herodo-tową starożytność swego plemienia. Wszakże cała tysiącletnia przestrzeń czasów i dziejów między Jornandem a Herodotem zawiera na prawdę tylko kilka niepewnych nazw, mogących znaleźć zastosowanie do Słowian, lecz niezdolnych przedstawić ciągłego pasma czynów pamiętnych, utworzyć historyę w właściwem znaczeniu słowa, która sama jedna daje plemionom świadomość siebie samych, uczucie swojej siły, dojrzałość charakteru. Chociażbyśmy w ten sposób przedłużyli starożytność Słowian o jakich tysiąc lat dalej, pozostałoby to jedynie zdobyczą uczoności, niezdołającą zmienić owych dziecinnych rysów oblicza, jakie w historyi prawdziwej cechują Słowiańszczyznę pierwotną. Coż więc po lat tysiącu, jeżeli one w ostatnim rezultacie przyniosły jedynie pacholęctwo? Możnaż tyle wieków istnienia poczytać w istocie za pełną życia i treści rzeczywistość, jeżeli tak długi przeciąg czasów zakończył temsamem od czego zaczął — dziecięctwem? Przypuszczając zaś taką niedojrzałość pierwotnych Słowian nie wypada ograniczać jej na samym względzie moralnym. Pacholęctwo moralne bywa zwyczajnie także niemowlęctmem fizycztiem. To ostatnie objawiało się mianowicie w szczupłej liczbie ludności pra-słowiaństwa. Słowiańszczyzna w wiekach V i VI nie rozrosła się jeszcze bynajmniej do owej imponującej wielkości numerycznej, jaką ona cięży dzisiaj na szali dziejów. Dziś przyzwyczailiśmy się stawiać ludy słowiańskie pod tym względem na równi z innemi plemionami, osobliwie z ger mańskiem. Inaczej było w owych wiekach pierwotnych, o których tu mówimy. Wówczas nawet takie świadectwa dziejopisów, które dzisiaj mamią nas pozorem niezmiernej niegdyś ludności Słowian, świadczyły w istocie o ich mniejszym w tej mierze rozroście od innych plemion. Należy tu zwłaszcza owo świadectwo Jornanda o Słowianach: „Na północy od Karpat, po niezmiernej przestrzeni rozsiadł się liczny naród Winidów.“ Powtarza się ta wiadomość o wielkiej liczbie Słowian podobnież u innych pisarzów owego wieku. Wielcebyśmy się przecież mylili, gdybyśmy z tych ogólników wyciągać chcieli wniosek o milionach Słowiańszczyzny pierwotnej, o jej populacyjnej równowadze w obec Germaństwa. Mając mówić o Słowianach z pierwszych lat nowoczesnej historyi, mówią spółcześnicy Jornanda zawsze o całkowi tem plemieniu, bez odróżniania narodów pojedyń-czych. Tylko w tej ogółowości wydaje się im Słowiańszczyzna tak ludną i niebezpieczną. Taka zaś ogółowa miara liczenia niebywa nigdy zastosowywana przez nich do plemienia Germanów. Mówiąc o narodach germańskich, mówią pisarze V i VI wieku o każdym narodzie jako o osobnej całości, bez przypominania związku plemiennego pomiędzy ludami pojedyńczemi. Gdyby przyszło było porównać wtedy ów „liczny“ naród Winidów z ogółem wszystkich owych Gotów, Longobardów, Swewów, Wandalów, Teutonów, Franków, ludów północnych itd. itd., okazałaby się była niezmierna mniejszość Słowiaństwa. Jakoż zgadzają się z tem wszelkie dalsze następności porównania takiego.
W dalszych dwunastu wiekach musiała wszystka ludność europejska pomnożyć się kilkokrotnie. Za najbliższy tego przykład posłużyć mogą Magiarowie i Słowianie ziem po łudniowych. Przywołana przez cesarza Arnulfa horda Ma-giarć w nie zawierała według zdania badaczów ani miliona głów, a dzisiaj liczą oni pięćkroc i sześćkroć tyleż. Tożsamo powtarza się u Słowian południowych, którzy w wieku VI i VII wtargnęli za Dunaj jako zwyczajne tłumy najeź-dcze, a obecnie stanowią tam znamienite narody. W tymże-samym stosunku wzrastały także ludy germańskie, lubo wzmaganie się ich liczby nie tak wyraźnie uderza w oczy. Nie mało bowiem ludów tego plemienia, jak np. Wandale w Afryce, Ostrogoto wie i Longobardzi we Włoszech, Wisigoci w Hiszpanii, Frankowie w Gallii, albo wyginęło zupełnie, albo utraciło swój charakter germański. Te zaś odrośle, u których jak np. u Niemców i Anglów zachował się dawny pierwiastek plemienny, złożyły tysiącletni przyrost swojej ludności nie tak na ziemiach europejskich jak raczej w stronach odległych, po innych częściach świata. Skutkiem takiego rozpierzchania się w dal, pomijając ów średniowieczny napływ Teutoństwa do ziem słowiańskich, pomijając podobnież rozlanie się ludności zachodniej po Oriencie w czasach wypraw krzyżowych, zaludnione zostały bądźto przez szczerych bądź zromanizowanych Germanów niezmierzone przestrzenie północnej i południowej Ameryki, urosły owe zachodnioeuropejskie kolonie w Afryce południowej, Indyach wschodnich i Polynezyi. Coś podobnego nie da się powiedzieć o narodach słowiańskich. Tych wszystek rozrost, z wyjątkiem zaludnionych przez Słowian okolic północnej Azyi, powiększał bez przestanku samą Słowiańszczyznę europejską. Mając więc zrobić sobie słuszne wyobrażenie o jej stanie w wiekach V i VI, należy odciąć eałą przyrostową sumę ludności, należy mianowicie zapo roniee o ludach południowosłowiańskieh, ograniczyć cafe plemię na owe u Jornanda siedziby nadkarpackie, „niezmierne zapewne dla plemienia małego, lecz jakże np. ciasne dla wszystkich owych tłumów germańskich, które od Donu aż po Szkocyę, od północnych brzegów Norwegii aż po afrykańskie ziemie Wandalów zapełniały wówczas wszystek świat swoim chrzęstem. W takiem zaś ograniczeniu i porównaniu wyda się nasz „ludny“ naród Winidów naprawdę pacholęciem moralnie i fizycznie, narażonem na wszelkie ciosy przemocy. O klęskach takich świadczy aż nazbyt jawnie cały ciąg dziejów pierwotnych, a o mniejszej niż się zdaje ludności słyszeliśmy już poprzednio od pisarzów spółczesnych. Powołane wyżej słowa Prokopa oznajmiają, iż plemię słowiańskie jedynie dla tego tak szerokie zajmuje ziemie, ponieważ lubi mieszkać w siedliskach rozrzuconych po całym kraju. Gdyby więc przyszło było skupiać się obyczajem germańskim w ścisłe tłumy wojenne, byłaby Słowianom daleko szczuplejsza starczyła przestrzeń, byłaby się okazała rzeczywista ich mniejszość.
Temuż pacholęctwu fizycznemu i moralnemu przypisać także ciekawą okoliczność, uderzającą w charakterystyce Słowian pierwotnych. Zrzadka po szerokim rozsiedleni obszarze, nie zdolni przeto skuteczniejszego oporu, otwierali oni każdemu najazdowi łatwy przystęp do swoich krain. Ziemie Słowian napełniały się licznemi osadami innego rodu, bądźto spokojnie mieszkającego pomiędzy nimi, bądźto zagartującego ich wkrótce pod swoją władzę. Powstała ztąd najprzód osobliwsza mieszanina ludności we wszystkich prawie ziemiach słowiańskich — następnie takaż rozmaitość w nazywaniu tychsamych ziem i ludów. Widząc ogół mieszkań 41 eów złożonym z różnych plemion, poczytywali go dziejo-pisowie raz według przeważającej liczby Słowian za słowiański, drugi raz według górującego znaczenia innej narodowości, jak np. Hunów lub Gotów, za huński albo gocki. Takim sposobem otrzymują pierwotni Słowianie częste w dziejach nazwanie Hunów; Gotowie od swoich poddanych słowiańskich nazywają się niekiedy Słowianami, Gothos ąuos Slmenos nuncupant (Schwandt. II. 119); ułożone przez apostołów morawskich pismo słowiańskie uchodzi niekiedy za pismo gockie, gothicas litteras a ąuodam Methudio imentas (Schwandt. III. 552.554); na grobowcu Bolesława Chrobrego wyryto Gothorum seu Polonorum; geografowie arabscy mniemają nawet w najsroższych ciemięzcach Słowian, w Teutonach wieku X i ich królu Henryku Sasie widzieć naród słowiański (Lelew. Geogr. III. 48. 49); sam Długosz zastanawia się nad tem, że Poloni etiam Germani mcitantur (I. 22); a prawie wszyscy następcy Długoszowi, mianowicie Miechowita, Deciusz, Piasecki, prawią o powinowactwie Słowian i Polaków z Gotami. To co w owych czasach pierwotnych nazywano słowiańskiem, było czemś nader wątłem, mieniącem się, dziecięcem. To co dzisiaj zwiemy charakterem, duchem słowiańskim, jest owocem czasów następnych, rozwinęło się i urosło wraz ze wszyst-kiemi innemi narodowościami świata nowszego w przeciągu wieków niedawnych. Toć dopiero w wieku bieżącym, prawie przed naszemi oczyma, wzmogła się tak potężnie idea Słowiańszczyzny, wszechsłowiańszczyzny. W porównaniu z dzisiejszą jej powszechnością czemże ona była przed stołeeiem, a czem przed lat tysiącem? Pojedyńcze piersi natchnione, pojedyńcze chwile dziejowe, okazywały się świa domszemi swego słowiaństwa, lecz dla ogółu było ono ciemnem uczuciem niemowlęctwa. Taką np. chwilą świadom-sza jaśnieją w dziejach słowiańskich walki Słowiańszczyzny nadelbiańskiej z Niemcami. W pierwiastkowej dobie wieku V i VI, którą tutaj głównie mamy na względzie, mieszały się zdaniem naszem żywioły słowiańskie między Elbą a Wisłą z wielu żywiołami obcemi, szczególniej normańskiem, Wszakże od wieku IX, w którym mianowicie Polska otrząsła się z normańszczyzny, przyszło także w Słowiańszczyźnie nadelbiańskiej do wygórowania żywiołów słowiańskich nad obcemi. Z początku w porozumieniu z przeciwną Normanom cesarską władzą Zachodu, następnie niezawiśle od jej pomocy, w końcu stanowczo opornie przeciwko Teutonizmowi, strawiła Słowiańszczyzna nadelbiańska wszelkie resztki swego niegdyś normaństwa, przybrała postać całkiem słowiańską. Wtedy podwójną nienawiścią swojej podwójnej natury, jako potomkowie Normanów i Słowianie, rozgorzawszy do boju z Teutonami, wszczęli nasi bracia zachodni ową walkę olbrzymią, kilkuwiekową, w której pacholęcość Słowian pierwotnych dojrzała w ciągu czasów do bohaterstwa. Stało się to w wieku X i następnych, lecz o pół tysiąca lat wcześniej miały rzeczy wcale odmienny widok. Historya niepróżnuje: pięć wieków więcej może rozwinąć pacholę w bohatera, pięć wieków mniej może bohatera okazać pacholęciem. Pół tysiąca lat jestto różnica między Rzymem zprzed pierwszej wojny puńickiej tj. małym kraikiem włoskim a Rzymem — panem świata; o tyle zaś większa przestrzeń czasów w dziejach słowiańskich od Attyli po dzień dzisiejszy — miałażby nieprzypuszczać żadnej różnicy wieku i sił?
Jakoż tylko takie pojęcie stopniowego wzrostu plemienia w niezbyt oddalonej przeszłości, zgadza się z powsze-ehnemi dziś marzeniami o jego losach przyszłych. Gdyby Słowianie byli w istocie plemieniem tak starożytnem, jak 0 tem w wielu czytamy księgach — gdyby w istocie tak wielką pomiędzy narodami spełnili rolę, jaką niekiedy przyznają im badacze, czyniąc ich mistrzami wszystkich prawie narodów nowoczesnych (np. Maciej. Dz. 126.141. 195. 209. 299. 308, 311. 396. 479. 512. 536. 601) — zaludniając nimi ziemie i epoki klasycznej starożytności (Kollar Staroitalia) — tedy nadzieja przyszłej ich chwały w historyi byłaby o wiele wątpliwszą niż bez przywidzeń podobnych. Po mniemanych bowiem scenach wielkości starożytnej, niczem zresztą krytycznie udowodnić się niedającej, zmuszeni jesteśmy zbliżyć się do dziejów nowoczesnych i widzieć tam całe plemię słowiańskie w ciężkiem naraz upokorzeniu, imię słowiańskie obróconem w nazwę niewoli, cudzoziemców panami i organizatorami pierwszych słowiańskich państw — co wszystko tylko jakimś wielkim, powszechnym upadkiem plemienia wytłómaczyćby można. Takie zaś katastrofy po wiekach sławy, wymagając długiego przeciągu czasów, nie wróżą pomyślnie o przyszłości narodów, znacznie już w takim razie obciążonych brzemieniem lat i doświadczeń, niezbyt pochopnych do uniesień młodości. Z każdego przeto względu mniemamy właściwszą rzeczą zgodzić się na to, co szczere 1 nieuprzedzone badania każę przyjąć zaprawdę, bez czego najjaskrawsze zjawiska naszych dziejów pierwotnych pozostaną zagadką — tj. na fizyczne i moralne dziecięctwo Słowiańszczyzny w wiekach V i VI, na jej młodość historyczną w chwili obecnej....
— — »ww\aAAAAAA, vot —
III, Niewola średniowieczna.
Pogaństwo. Łatwo nam dzisiaj marzyc o patryarchal-ności życia bezbronnych Słowian w pogaństwie. Chrześcijanie od wielu wieków — oswoiliśmy się do tego stopnia z nauką o miłości i równości bliźniego, że nie umiemy już zrobić sobie pojęcia, jak dalece mogło niegdyś górować wyobrażenie przeciwne. Mieszkańcy państw oświeconych, spokojnych, lada wykroczenie karcącyeh — nawykliśmy pojmować życie jako stan naturalnego bezpieczeństwa osób i mienia, ani domyślając się wcale, czem ono było w czasie panowania prostej siły fizycznej. Nad wiele prac historycznych o starożytnościach Bastarnów lub Skordysków po-żyteczniejszem byłoby pismo, wykazujące różnicę między życiem w pogaństwie a chrześcijaństwie, za rządów siły a prawa. ’
Nim chrześcijaństwo nauczyło ludzi poczytywać się za jedną powszechną rodzinę bliźnich, miała tylko mniejsza połowa rodu ludzkiego godność i prawo człowieczeństwa, większa była tylko rzeczą, zwierzęciem. Tę większą, upośledzoną połowę stanowił przedchrześcijański niewolnik. Wszystkie państwa starożytne stały na niewolnictwie. Liczba niewolników była w Grecyi i w Rzymie wielokrotnie wyższą od liczby wolnych. Toć i za czasów chrześcijaństwa nie od razu zmienił się ten stosunek. Już chrześcijaństwo z dziesięć wieków istniało, a niewola łupieżyła jeszcze uporczywie po odleglejszych stronach kościoła. Z temei większą uporczywością grasowała ona w świecie pogańskim. I grasowała tem bezodporniej, tem obojętniej, im mniejszą w porównaniu wyrządzała mu krzywdę. Bo życie ludzkie było w pogaństwie o wiele mniej cennem i miłem, o wiele tańszem. Jakkolwiek jaskrawem wydaje się to powiedzenie, jest ono przecież prawdziwem. Gdybyśmy tylko znali to życie staropogańskie! życie naszego północno-europejskiego pogaństwa! A pozostało po niem daleko więcej świadectw piśmiennych, niżby ktoś mniemał. Cała starożytna literatura skandynawska, wszystkie zbiory praw i kronik germańskich, pełne są szczegółów dotyczących. Nie mając powodu rozpisywać się tu szeroko w tym przedmiocie, musimy przecież bogdaj kilka rysów przytoczyć.
Nie tylko brak moralności chrześcijańskiej, lecz tysiące innych przyczyn zarazem, czyniły życie poganom nieskończenie trudniejszem do zniesienia, mniej powabnem do pożądania. Lada gwałtownik mocniejszy mógł je wziąć albo spętać, pozostawiając krewnym jedyną pociechą — trudny obowiązek odwetu, jedynej wówczas kary. Lada choroba albo kalectwo robiły chorego ciężarem szczupłemu a ubogiemu społeczeństwu, które samo nie miało środków do życia, a leczyło głównie guślarstwem. Lada mór wytępiał całą drobną społeczność, lada głód zmuszał ją — jak wilka z lasu — uciekać z swoich pustkowiów, chronić się w strony żyzniejsze., zaprzedawać się tam w niewolę. Ztąd powstało z czasem wiele dzikich zwyczajów, które dzisiaj wydaję się okrucieństwem, a wówczas były ulgą. Pierwszym z takich środków ulgi pogańskiej było zabijanie nowonarodzonych dzieci płci żeńskiejy mające zapobiedz przeludnieniu przyszłemu. Drugim — takież zabijanie dzieci słabych i kalek. Trzecim — ryczałtowe wypędzanie całej męzkiej młodzieży w świat. Czwartym — dobijanie kalek, chorych i starców. Piątym — dobrowolna śmierć ludzi w podeszłym wieku, małżonek po śmierci mężów, braci i przyjaciół w skutek ślubu wzajemnego, lub tp. I nie są to rysy wyjątkowe, rzadkie, wątpliwe. Świadczą o nich do zbytku doku-menta i dzieje. Przeciw powszechnemu zwyczajowi zabijania dzieci lub zanoszenia ich w las — walczyło chrześcijaństwo przez długie lata upominającemi listami papiez-kiemi, które aż do XIII wieku sięgają, a przetrwały po dzień dzisiejszy. Po owym zwyczaju zadawania sobie śmierci przez starców — pozostało w Skandynawii wiele nadmorskich skał, takzwanych aetta-stupa czyli „rodowych41, z których sędziwi ojcowie i dziadowie dobrowolnie spadali w morze. Tłumne wypędzanie młodzieży z granic ojczystych napełniło na długi czas wszystkie wybrzeża i kraje europejskie chmurami korsarzów, najezdników, zdobywców. Tysiące wreśeie zag skandynawskich ciekawe opisy podróżników spółezesnych, liczne wzmianki w pomnikach ustawodawczych, opowiadają dziwy o pogaństwie północno-europejskiem, którychbyśmy żadną miarą wytłómaczyć sobie nie potrafili, gdybyśmy je chcieli oceniać według tego, co dzisiejsze chrześcijańskie pojęcia nasze przedstawiają nam miłem lub srogiem, godnem chwały lub obrzydzenia.
Bo Pan Bóg miłościwszym od ludzi. Skoro coś okaże się koniecznością, zaraz opatrzność uzbraja umysł ludzki taką władzą zniesienia cierpień niezbędnych, o jakiej ani śniło się tym, którzy nie ulegają konieczności podobnej. Srogi przymus zamienia się w obyczaj, okrucieństwo osładza się przyjemnością spełnienia obowiązku. Każmy np. najwierniejszej z dzisiejszych żon chrześcijańskich spalić się na stosie męża zmarłego — albo najprzywiązańszemu ze sług dzisiejszych dać się udusić na trupie pana swojego! A przypomnijmy sobie ówą mnogość dobrowolnie w pogaństwie palących się małżonek, z których wiele miałoby sobie było za hańbę, gdyby im ktoś przeszkodził śmierć ofierną. Albo odczytajmy opis owego dobrowolnego zgonu jednej z niewolnic ruskich, który widział i odmalował Arab Massudi. Entuzyazm dokonania czynu wzniosłego albo zasłużenia na chwałę ludzką ułatwiał srogie postanowienie, a kubek słodkiej, upajającej trucizny, wychylony śród uroczystych obrzędów, odejmował uczucie stryczka i płomieni następnych. Do ilużto zresztą niemniej okrutnych, acz odmiennie uko-loryzowanych postanowień zmuszają obyczaje i pojęcia dzisiejsze! Pod takimto łagodzącym wpływem przymusu o b y-e z a j owego dopuszczano się owych srogośei względem siebie i drugich. Zadawanie śmierci sobie lub innym stało się rzeczą daleko mniejszej wagi niż dzisiaj. Życie — jakeśmy wyżej powiedzieli — — było w pogaństwie o wiele mniej cennem i powabnem, o wiele tańszem. A gdzie życie tak niską miało wartość, cóż tam wolność czyjaś znaczyła! Owszem, jak owe morderstwa obyczajowe barwiły się pewnem przyjemnem omamieniem, tak niewola w pogaństwie miewała pewną wcale korzystną stronę. Kto chciał mieć niewolnika, ten musiał go także żywić. Przy powszechnym wówczas ubóstwie życia, przy nader częstych głodach, byłto niekiedy los godny pozazdroszczenia. Toć znamy tyle przykładów zaprzedawania się ludzi w niewolę podczas głodu. Jeśli z historyi późniejszych czasów feudalizmu chrześcijańskiego wiadomo, iż całkiem wolni i nieubodzy ludzie upatrywać mogli korzyści w pozbyciu swojej wolności obywatelskiej, idąc w feudalną zawisłość sąsiada potężniejszego, który za to przyjmował ich w swoją obronę i zwierzchnictwo — o ileż mniej wstrętu budziła niewola u niektórych ludzi za dni pogaństwa! I kwitnęło też, bujało niewolnictwo u wszystkich ludów pogańskich jak bujna trawa na stepie. Zasilały je, pożytkowały z niego, wszystkie stosunki życia, w obczyznie i w Słowiańszezyznie. Dla okazania jak powszechną była niewola, w ilu różnych wypadkach potrzebnym bywał niewolnik, jak chciwie zatem korzystano z bezbronności każdego ludu, który się łatwie dawał niewolić, spojrzymy najprzód na przykłady niewolnictwa tamtocze-snego u wszystkich ludów w ogóle, bez względu na narodowość.
Za granicą. Potrzebnym bywał niewolnik przedwszyst kiem do posługi. Im bardziej pierwiastkowem okazuje się któreś z społeczeństw, tem prostszy w nim podział stanów.
Najpierwotniejsze społeczeństwa dzielą się tylko na ludzi wolnych i niewolników. Wtedy człowiek wolny niełatwo usługuje równemu. Potrzeba usług codziennych jest oraz potrzebą niewolnika. Każdy Skandynawiec wędrowny — opowiada naoczny świadek arabski — miał niewolnicę służebną. która mu (długie) włosy czesała, odzież szyła, jeść gotowała. Każdej biesiadzie pogańskiej potrzeba było grajków, kuglarzy, tak zwanych „Wesołowskichjuż 42 w ósmym wieku znanych pod tem imieniem, których zabicie nie pociągało żadnej kary za sobą. Dopiero wtedy — opiewał osobny paragraf starodawnych praw zwyczajowych (Grimm R. A. 678) — „będą mogli krewni zabitego żądać wynagrodzenia od sprawcy, gdy który z nich potrafi schwycić za ogon młodą, dziką, góry na dół gnaną cieliczkę; ale powinien mieć wysmarowane olejem rękawice na ręku, a poganiacz cieliczki powinien gnać ją batogiem.“ Z tej igraszki nad zabitym grajkiem widzimy, że i klasa ludzi usługujących rozrywce składała się z niewolników. O klasie usług niższego rzędu rozumie się to samo przez się. Poczytywano w ogólności za honor i znak potęgi, mieć wielu niewolników. Wymagało tego zarówno dobro ziemskie jak i pośmiertne. Mając już bowiem zbawienne pojęcie nieśmiertelności, wyobrażało ją sobie pogaństwo tak zmysłowo, iż życie przyszłe uchodziło jedynie za bezpośrednią kon-tynuacyę ziemskiego. Należało tedy bogaczowi przenieść się na tamten świat z całym dworem. Szła tam za nim żona, szli niewolnicy, szły psy i konie. Urojono sobie nawet okrutnym zabobonem pogaństwa, że im okazalej przybędzie ktoś do nieba, tem lepiej będzie mu się tam działo. Na jednym niewolniku przestawał lada chudy pachołek, możniejszym towarzyszyło przynajmniej pięciu lub sześciu, najmożniejszym daleko więcej. Aby nieboszczyka niezostawić bez towarzyszki na tamtym świecie, poślubiali mu przyjaciele jakąś żonę po śmierci, jeśli jej nie miał za życia. W takim razie pogrzeb bywał weselem, stos płomienny łożem małżeńskiem.
Potrzebowała następnie niewolników nie tylko sława ludzka lecz i chwała bogów pogańskich. Do głównych ob rzędów czci bałwochwalstwa należały jak wiadomo ofiary ludzkie, składane z jeńców i niewolników. Apostołowie chrześcijańscy widywali w świętych gajach pogaństwa po siedmdziesiąt i kilka trupów, zawieszonych dokoła ołtarzów Frygi i Tora (Ad. Brem. Lindenbr. 62). Jeśli któremu z książąt pogańskich dopisała fortuna, tedy nie chciał on być niewdzięczniejszym od owego Rollona Normandzkiego, który szerokowładnym książęciem i pozornym chrześcijaninem z pogańskiego rozbójnika zostawszy, sypał jedną ręką dary kościołom chrześcijańskim, a drugą postu niewolników ofiarował do razu bogom pogaństwa, „Jestem dość bogatym“
— bywało hasłem takich zpogańska pobożnych neofytów
— „abym i chrześcijańskiemu i pogańskim służyć mógł bogom. “ Posuwała się owszem podobna hojność pobożna do osobliwszej niekiedy wykwintności. „Jeśli dłużej potrwa ta klęska“ — oznajmia w kroniee Snorra król Olaf — „tedy przyniosę bogom wielką ofiarę nie z ludzi pospolitych i niewolników, lecz z najdostojniejszych panów królestwa.11 Najmniej wykwintna pobożność takich hojnych bałwochwalców żądała, aby przeznaczeni do ofiary niewolnicy byli zdrowi, czerstwi i bez najmniejszej wady na ciele. Niewolnik słabowity, kaleka, nie miał nawet pociechy uraczenia się ową czarą upajającą, którą ofiarom pozwalano zwykle przed śmiercią. Jeśli zaś po niewolniku zdrowym pozostało kilkoro drobnych dziatek, a pan nie chciał żywić ich wszystkich, tedy rzucano je razem w głęboki dół, a które z nich wydrapało się z niego, to z miłosierdzia szło na chleb pański; reszta zaś jak psięta ginęła w dole. I zachowywano ten zwyczaj nie tylko w czasach pogańskich, lecz nawet w znacznie późniejszych latach, nawet względem sierot rodziców na wpół wolnych... (Grimm R. A.)
Potrzeba wreście było niewolników jako towaru. Pogaństwo północnej Europy prowadziło pewien handel z ludami oświeceńszemi. Mianowicie kupowali od nich poganie to, co do dziś dnia stanowi główny przedmiot pożądliwości pogaństwa indyjskiego i australskiego, tj. ozdoby stroju i broń. Różne rodzaje ozdób kruszcowych i oręża, wykopywane w starożytnych grobach pogańskich, świadczą o znacznym niegdyś odbycie towaru podobnego w stronach północnych, Z obyczajów późniejszych i z bliskoczesnych poematów o rycerstwie pogańskiem wiemy, że najdawniejsi królowie i książęta północni odpłacali się swoim rycerzom i dostojnikom głównie przedmiotami uzbrojenia i stroju, darami orężów, łańcuchów złotych, pierścieni, pancerzów, siodeł, płaszczów, żupanów itp. Ztąd w owych powieściach poetycznych nie zwą się starodawni królowie i książęta inaczej, jak tylko „szafarze darów złotych,“ „roz-dawacze pierścieni itp. Przechował się ten starorycerski sposób zapłaty do późnych czasów, kwitnął jeszcze w wiekach X i XI. Musiał tedy każden z takich książąt utrzymywać wielkie składy wyrobów płatnerskich i złotniczych, kupować je za granicą. Jednem słowem trwał znaczny handel tego rodzaju między pogaństwem a ludami oświeceńszemi. Czemże w tym handlu płacić mogli poganie? Same futra północne nie wystarczały. Płacili poganie głównie niewolnikami. Nie przyjmował ich wprawdzie otwarcie każden kupiec chrześcijański, lecz brali ich tem chętniej kupcy innej religii. Byli to osobliwie Żydzi i Arabowie. Z niewoli u Żydów wykupowały do późna pobożne panie królewskie. Co zaś do Arabów, ei jak wiadomo panowali podówczas w całej Hiszpanii, przesiadywali gęsto we Wło szech i w południowej Francyi, a będąc właśnie mistrzami przemysłu tamtoczesnego, byli oraz ludem najhandlowniej-szym. Toć ichto podróżom i opisom podróży winniśmy najdawniejsze wzmianki o Słowiańszczyznie. U nich też kwi-tnęła najwyżej fabrykacya owych towarów płatnerskich i złotniczych. Z nimi też najwięcej handlowali poganie, biorąc od nich ozdoby stroju i oręż, a dając im nawzajem niewolników. Ztądto tyle pieniędzy arabskich po całej północy europejskiej, po obudwóch morza bałtyckiego wybrzeżach. Wykopujący je dzisiaj Słowianin wykopywa kajdany swoich przodków, których kości od lat tysiąca zbielały gdzieś pod niebem Andaluzyi lub Korassanu.
A w ilu różnych wypadkach potrzebnym bywał niewolnik, tyle różnych sposobów niewolenia ludności wolnej czyniło zadość potrzebie. Służyła jei wówczas sprawiedliwość, wojna, nędza, przygoda. Popełmł-li ktoś występek a nie miał z czego zapłacić kary pieniężnie] — szedł w niewolę. Zapożyczył się ktoś a nie był w stanie zwrócić — płacił wolnością. Rozbił się komuś statek a morze wyrzuciło go żywcem na brzegi cudze — czekała go tam niewola. Wpadł nieprzyjaciel w ziemię, a mieszkańcy nie uspieli uciec przed nim w las albo z kraju — brał ich najeźdźca w niewolę. Głównym procederem wojny ówczesnej było porywanie jasyru. „Wpadli i wzięli mnogo luda“ — powtarza się na każdej karcie wojennych dziejów północy. Ztąd pierwszem staraniem nieprzyjaciela było — wpaść niespodzianie, nim żywa zdobycz pierzchnęła. Aby ją po schwytaniu sprzedać z łatwością, towarzyszyli wojsku za zwyczaj liczni handlarze ludźmi, „kupey“ ówcześni. Czyto nad Dźwiną ozy nad Łigierą, znajdujemy ich wszędzie w obozach najezdniczych. Skoro kilkudniowy rozejm nastąpił między stronami wojującemi, natychmiast za przyzwoleniem stron obu rozpoczynał się targ na ludzi, mieniano jeńców za jeńców, sprzedawano przewyżkę, swoi i cudzy kupczyli swobodnie niewolnikami. Dochodzi nas częsta z kronik północnych wiadomość o jakichś osobliwszych rycerzach, którzy przez pewien czas trudnią się wojną, korsarstwem, a potem bywają nagle „kupcami.“ Sąto właśnie zbrojni Nimrodowie ówcześni, wielcy łowcy rodu ludzkiego, którzy przez jedną połowę życia chwytali ludzi, przez drugą wozili ich po targach. Sąto — jak dawniej nadmieniono — najwaleczniejsi z myśliwych owego czasu, przyznający sobie w sumieniu swojem tyleż prawa do polowania na łudzi, co inni do polowania na lisy lub wieloryby. Toć w sumieniu pogańskiem człek słabszy, dający się zniewolić, a tembar-dziej dawny niewolnik, to nie człowiek — a rzecz. Wszak nawet w późniejszych zabytkach ustawodawczych nie nazywa się niewolnik zbiegły inaczej jak tylko „rzeczą zbiegłą, res fugitiva, a Dawniej lada chudopachołek pogański miał wszelkie prawo nad swoim niewolnikiem, mógł go zabić, skaleczyć, zaprządz do pługa, kazać mu kraść, zabijać, plugawić siebie i drugich itp. Dlaezegożby bohater pogański nie miał był rościć sobie takiegożsamego prawa do myślistwa po kniejach ludzkich jakie dziś jeszcze kwitnie mocniejszym z tamtej strony zwrotnika i południka? Przypomnijmy sobie dzisiejszy handel niewolnikami czarnymi, przypomnijmy sobie poetyczny obraz owego ludo-łowcy na pięknej wyspie greckiej) — a ułatwi się nam rozumienie jednej z całkiem zapomnianych kart dziejów północnych.
I nie brakło więc nigdy ani kupców ani towaru. Cała północna połowa Europy była jedną wielką targowlą niewolników. Głośni w X wieku korsarze skandynawscy, Asko-manowie, tylko niewolników po największej części łowili i sprzedawali. W czasie niskiej ceny towaru, po wojnie albo w głodzie, można było dostać niewolnika za bochen chleba (Jorn. 647). Wtedy przedsiębiorczy „kupiec“ północny nabywał go za bezcen u Łotwy lub w Słowiańszczyznie, i płynął z nim do krajów muzułmańskich, gdzie mu go złotem płacono. Jeśli przypadkowie chybił tam odbyt, tedy stały otworem Niemcy, Anglia, Irlandya. Wszystkie te kraje znane są z długoletniego handlu niewolnikami. Wiemy jakie cło w Niemczech opłacano od niewolnika. „Kto zechce sprzedawać niewolników lub konie — opiewa przepis celny króla niemieckiego Ludwika dla stron morawskich z r. 906 (Bocz. Cod. dipl. I. 72) — „zapłaci po szelągu od niewolnicy, i podobnież tyle od konia. Od niewolnika zaś i od klaczy po groszu. A bawarscy i słowiańscy krajowcy tamtych stron, jeśli zechcą handlować przerzeczonym towarem, wolni są od opłaty.“ Jeszcze w r. 1052 obdarza czeski ) Byron Don Juan TI. 126.
A fisher, łherefore, was he though oj men,
Like......and he flsKd
For wandering merchant-vessels, now and then, And sometimes caught as many as he wish’d, The car go es he confiscated, and gain He sought in the slave marht too, and disKd Fuli many a morsel 01 hal turkish trade.,,,
Brzetysław monaster Bolesławski „dziesiątym groszem z sprzedaży ludzi44 (tamże 126 de wenditione hominum), 0 pięć stuleci wcześniej zakupił wielki papież Grzegorz w Rzymie na targu pięknych młodzieńców z Anglii, którzy następnie zanieść mieli chrześcijaństwo do swej ojczyzny. Prowadzono nawet osobny handel taką w celach religijnych kupowaną młodzieżą niewolniczą (Kruse Chr. 99). Mianowicie święty apostoł Szwedów Ansgar słynął z zakupywania niewolnych dzieci słowiańskich i skandynawskich. Osoby świeckie pierwszego rzędu korzystały z handlu niewolnikami w celach chciwości. Małżonka wielkorządcy angielskiego Godwina zakupywała rokrocznie tłumy dziewcząt angielskich 1 wysyłała je w handel do Danii. Zwłaszcza też w Anglii grasowało w niesłychanym stopniu kupczenie towarem ludzkim. „Handel ludźmi“ — mówi jeden z nowszych opowia-daczów dziejów angielskich (Lapp. I. 447) — „stał się głównym zarobkiem. Co ledwie u najplugawszych ludów murzyńskich widywano, to w X i XI wieku działo się u Anglików. Brat sprzedawał brata, ojciec syna, syn matkę.44 Sprzedaż ojców przez synów była wówczas dość powszednią rzeczą u Niemców. W Anglii za najobfitszą kopalnię niewolnictwa służyło plemię pierwiastkowych mieszkańców, Brytonów czyli Gallów, jeszcze inaczej Walchów. Podbici przez Anglosasów poszli oni prawie całkowicie w niewolę, a nazwa „Wołoch44 lub Walch stała się w mniejszym obrębie podobnież ogólnem nazwiskiem niewolnika, jak na większą miarę stało się z nazwą Słowian. Boć żadna niewola nie mogła równą stopą mierzyć się ze słowiańską. Obeznawszy się z plagą niewolnictwa u innych ludów, spojrzyjmy na jej pastwienie się nad Słowiańszczyzną.
U Słowian. Pozostały nam w tym względzie świadectwa krótkie ale nader wymowne. Pochodzą one w największej części od pisarzów arabskich. Nie brak także podań niemieckich, lecz te ściągają się do czasów nieco późniejszych, do wieków X, — ’XI i XII. Mając na względzie lata dawniejsze, należy udać się do piśmiennych Arabów. Lubo niekiedy dopiero w dziesiątym żyjąc wieku, prawią oni przecież z nierównie dawniejszych wspomnień o Słowiańszczyznę. Oprócz tego nie było wówczas narodu, któryby miał tak obfite wiadomości o niewolnictwie jak Arabowie. Strony saraceńskiej Azyi, Afryki i Hiszpanii stanowiły jak }Iej powiedziano główną scenę handlu niewolnikami, Służyła mu od wieku VII po X cała prawie Europa chrześcijańska, korzystając chciwie z arabskiej potrzeby niewolników i z arabskich pieniędzy. Sama stolica rzymska bywała targowiskiem tego towaru saraceńskiego. „Widziano — opowiada żywociarz św. Zacharyasza pod r. 746 (Fischer I. 36) — „jak Weneeyanie zakupili w Rzymie mnóstwo niewolników obojej płci, aby ich wywieźć do Afryki, na sprzedaż ludowi pogańskiemu.“ — Około dwa wieki później donosi Luitprand (VI. 3) mimochodem o mieszkańcach miasta Verdun w północnej Francyi, iż — „dla niezmiernych ztąd zysków trudnią się zwyczajnie trzebieniem ludzi, i prowadzą takich rzezańców na sprzedaż do Hiszpanii — ęuos (eunuchos) ob mmensum lucrum Verdunenses facere solent et in ffispamam ducere.“ Tem wiarogodniejszemi okażą się podania arabskie o niewoli pierwotnych Słowian. Czytamy tedy w Księdze podróży Ebn-Haoukala, imama arabskiego z czasów przyjścia chrześcijaństwa do Polski, co następuje: „Kraj Słowian jest tak wielkim, że na wschód 43 dostarcza niewolników Korassanowi, na zachód zaś Anda-luzyi. Andaluzyanie zakupują ich w Galicyi, we Francyi, w Lombardyi i Kalabryi, aby ich uczynić rzezańcami, a potem wywieźć ich do Egiptu i Afryki. Wszyscy rzezańcy słowiańscy, którzy gdziekolwiek są w świeeie, pochodzą z Andaluzyi..(D’Ohss. 86).
Potrzebaż wymowniejszego świadectwa! Korassan, An~ daluzya, Francy a, Lombardya, Kalabrya, Egipt, Afryka — wszystkie te kraje pełne niewolników słowiańskich! „Gdziekolwiek niewolnicy są w świecie — znajdziesz pomiędzy nimi najwięcej Słowian. Dopiero zastanawiając się nad okropną rozległością tych słów arabskich, możemy znaleźć prawdziwe źródło metamorfozy imienia słowiańskiego w imię niewoli. Ebn-Haoukal nie zna osobiście krajów słowiańskich, i jedynie z tego wnosi o ich wielkości, że roje niewolników płyną z nich rokrocznie na wszystkie strony świata.
I płyną przed stóleciem dziewiątem, tj. przed zawojowaniem Słowiańszczyzny nadbałtyckiej przez Niemców w później-szem słowa tego znaczeniu. Jakoż w tych właśnie czasach przed-niemieckich, szukać właściwej epoki niewolnictwa i obelżywej przemiany imienia słowiańskiego.
Począwszy się zaś jednocześnie z początkiem całej nowoczesnej historyi, trwa ta epoka do bardzo późnych lat. Smutna wiadomość Ebn-Haoukala powtarza się temiż-samemi słowy u wszystkich jego następców do wieku XIIIgo (np. D’Ohss. 237). Przy gwałtownym nacisku Niemców na Słowiańszczyznę późniejszą, przy coraz sroższych pomiędzy niemi wojnach, przy coraz większej liczbie wojennych jeńców słowiańskich, mnożą się także niemieckie wiadomości o niewoli u Słowian. Przysporzył ich osobliwie wiek XII, sprawca ostatecznej ruiny Słowiaństwa nadelbiańskiego, opisanej w Kronice Helmoldowej. Spotykasz w niej co chwila dorywcze, bo już zgoła zpowszedniałe wzmianki o porwanych, wywożonych, sprzedawanych jeńcach słowiańskich. Zdawiendawna różnemi pięściami i powodami narzucana i szerzona niewola ~ zagęściła się w okropny sposób u Słowian. „Kiedy Czesi4 — mówi jeden z mniej zważających na to pisarzów (Lelew. Pol. w śr. 1856 II. 328) — „jeńców i brańców polskich sprzedawali, kiedy koło 1160 Pomorzanie zbiegłych i schronienia u nich szukających Obo-dritow Polakom, Sorabom i Czechom sprzedawali — była to prawdziwa synów i córek w Słowiańszczyznie sprzedaż, Matka Bolesława Krzywoustego, Królowa Judith, wielką liczbę Chrześcian z niewoli żydowskiej wedle możności wykupywała41 — bo „Żydzi w Polsce póki mogli, korzystali z tego, i ludźmi handlowali“ (tamże 418). Wszystkie strony i wszystkie czasy nawykały do widoku niewolników sło wiańskich. Widok ten przeciągał się w nieskończonosc Kiedy już w innych krajach ustały targi na ludzi, ustało niewolnictwo w ogóle: w ziemiach słowiańskich kwitnął jeszcze handel niewolnikami w najlepsze. Nurtując znaczną przestrzeń ówczesnej Słowiańszczyzny środkowej, miał on dwa główne targowiska, dwa główne odpływy, u dwóch przeciwległych jej kończyn. Jednym było północne ujście Dźwiny do morza Bałtyckiego, drugim południowa okolica nadadryatyckiej Raguzy. Parały się te obadwa ustronia ohydnem rzemiosłem ludokupstwa do późnych czasów XV stólecia. O handlu nad Dźwiną świadczą jeszcze pisarze pierwszej XVI wieku połowy. „Jest w onych stronach litewskich44 — czytamy u jednego (Miechowita Sarm. Pist. II. 147)»starodawny zwyczaj sprzedawania ludzi. Niewolnicy z urodzenia bywają przez panów swoich wystawiani na targ, jak bydlęta, wraz z dziećmi i żonami. Owszem, wolnego nawet urodzenia ludzie ubodzy, przyciśnięci brakiem żywności, sprzedają swoich synów, eórki swoję, niekiedy siebie samych, byle tylko jakąkolwiek nasycić się mogli strawą.“ „Wmieście Nowogrodzie“ — opowiada inny świadek, nieco wcześniejszy, z XV stóleeia (Gilb. de Lannoy nr. 41) — „jest targ osobny, gdzie mieszkańcy sprzedają i kupują swe żony... Płacą je głowa na głowę po jednej sztabce srebra lub dwóch, podług tego jak się zgodzą ze sobą.“ Jeszcze jaskrawsze świadectwa pozostały o sprzedaży ludzi w południowych okolicach nad morzem Adryatyckiem. Sąto miejskie przepisy prawa, po części wzbraniające, po części zaś pozwalające kupować niewolników. Dnia 27 stycznia r. 1417 ogłosił rząd miasta Raguzy uchwałę następującą: „Ponieważ wielu panów sąsiednich zanosiło do nas wielokrotne skargi przeciwko kupcom naszym w Narencie i Raguzie, i owszem codziennie przeciw nim skarży, że kupują i sprzedają ich ludzi“,... przeto zważając przeciwną wszelkim prawom sromotność postępowania takiego, zakazuje się pod karą półrocznego więzienia kupować i sprzedawać niewolników lub niewolnice, pośredniczyć w tym handlu, dopomagać mu przewozem niewolników itp. „Którejto karze wszelako nie podlega żaden obywatel albo mieszkaniec miasta Raguzy, kupujący niewolników lub niewolnice dla własnego użytku“ (Schwandtn. Script. rer. Hung. III. 452) Wszyscy ci niewolnicy i niewolnice nadadryatyccy byu to południowi Słowianie, w szczególności Serbowie. Oso-bliwszem zrządzeniem dziejów miała nazwa Serb albo serv takieżsamo łacińskie albo romańskie znaczenie niewoli na południu, jak nazwa Slate, sclave germańskie na północy. Jakoż widząc znaczną część Słowiańszczyzny kroacko-serb-skiej w niewoli i handlu niewolniczym, nie omieszkali słowiańscy i niesłowiańscy uczeni przyjąć za rzecz wiarogodną, iż wszyscy Serbowie dla tego noszą to miano, ponieważ oddawna dźwigali jarzmo niewoli (tamże 449 — 454). Jedna z najdawniejszych kronik polskich, takzwana Bogufałowa, posuwa się jeszcze dalej w swojem twierdzeniu. Zaprzecza ona przytoczonemu tu tłumaczeniu nazwy Serb, Serbia, lecz nie dlatego jakoby Serbowie nie mieli zasługiwać na miano niewolników, a owszem z tej przyczyny, iż w takim razie nietylko sami Serbowie lecz całe plemię słowiańskie przyszłoby narwać Serbami, niewolnikami. „Cudzoziemcy“ — oto są własne słowa kroniki (Boguf. 19. W po-prawn. wyjątku u Maciej, w Dz. pierw. 580) — „nazywają kraj Serbów Serwią, chcąc tem powiedzieć, iż Serbowie osiedli tam jako serm Nemroda (tego pierwszego ujarzmi-ciela rodu ludzkiego), który także Serbów zniewolił, i w dzisiejszym kraju osadził. Co jednakże nie zdaje się być prawdziwem, ile że nietylko ta jedna cząsteczka plemienia słowiańskiego, lecz owszem całe plemię słowiańskie musiałoby poczytane być za niewolników Nemroda.“ Jakoż wzmiankując w innem miejscu o nastaniu niewoli pomiędzy ludami w ogólności, oznacza tenżesam kronikarz pierwszą jej kolebką — Słowiańszczyznę. „Synem praojca Słowian“ (czyli słowiańskiego w ogóle pochodzenia) — mówi nasz Bogu-fał albo Baszko (tamże) w wieku Xlllym — „miał być także jak powiadają Nemrod. Nemrod bowiem po słowiań-sku nazywa się Niemierza, co w słowiańskim języku znaczy nie-mir (nie-spokój), albo nie mierżący spokoju. Od tego poczęła się niewola pomiędzy ludźmi, gdy przedtem wszyscy nienaruszonej używali wolności; on zaś pokusił się podbijać braci zwierzchnictwu swemu. A od tego pokuszenia się zuchwałego nietylko jego braciom słowiańskim lecz owszem całemu światu nastały prawa niewoli. §ąto zapewne rozumowania szkolarskie, lecz szkolar-skość ta dotyczę jedynie nieudolnego sposobu, jakim kronikarz chce wytłumaczyć sobie uderzające go zjawisko historyczne. Samo zjawisko stoi przez to nie mniej jawno i rażąco przed nami. Próżne lecz usilne staranie kronikarza o wyświecenie go sobie, nadaje mu tem większą oczywistość. Co z dzisiejszej tożsamości wyrazów Slave ’\ aclam, z owych najdawniejszych świadectw arabskich, z późniejszych świadectw przeróżnego źródła i czasu, wydobywa się na widok w rysach fragmentarycznych, to niniejsza kronika polska reassumuje i zawiera w jednem wyrzeczeniu ogólnikowem. Tak jest — „całe plemię słowiańskie“ ujrzało się w niewoli. Los nieszczęśliwego Słowiaństwa począł uchodzić za przykład niewoli i rozprószenia. „Poszli w rozsypkę“ — mówi niemiecki kronikarz XI stolecia o mieszkańcach zburzonej wojną osady — „jak rodzina słowiańska, którą w różne strony sprzedają“ (Thietm. 762) — gdzieindziej ojca, syna, rodzicę. Nazwa Słowian oblała się znojem niewoli nabiegła krwią ucisku. „Było wielu jeńców chrześcijańskich których pospolicie zwiemy Sławami, Słowiany “ — albo — „było wielu Slawów, tak bowiem zwiemy pospolicie niewolników chrześcijańskich“ (Dueange Gloss. lat.v. Sclav) — mówiono na przemiany, coraz powszechniej. „Zapisuję kościołowi osadę przerzeczoną ze wszystkimi ludźmi, miesz kańcami, wolnymi i nie wolnymi, Serwami, Sławami itd.“ — opiewały eoraz częściej dokumenta nadawcze (tamże). „Ty Sławie!“ — nazywał Skandynawiec z pogardą urodzonego z Słowianki ziomka swojego. „Ty Sławie! Ty Wendzie!“ — brzmiało coraz boleśniejszą obelgą, wyrzucającą komuś pochodzenie niewolne, albo równającą go niewolnikowi (Grimm R. A. 322. 842). Nikt nie chciał nosić tego imienia. Jeśli później w kronikach niemieckich nazwany jest ktoś Słowianinem, księciem Słowiańskim, tedy bywa to zwyczajnie wyrazem jawnej albo tajnej pogardy. Z początku żadne z pierwszych słowiańskich państw nie przyznało się do nazwy „państwo słowiańskie“, mianując się raczej ruskiem, bulgarskiem, morawskiem, polskiem, lechickiem lub tp. W którem z tych państw najpierwej zabrzmiała zwycięzko nazwa „Słowiańskie, w tem pierwotna eudzo-ziemczyzna najpierwej uległa przeobrażeniu narodowemu. Odkąd będziemy umieli patrzeć w nieubarwioną niczem prawdę pierwszych dziejów Słowiaństwa, odtąd uczujemy się Słowianie prawdziwie samodzielnymi, prawdziwie niezawisłymi od obcych pochwał i mniemań, sami sobie siłą i chwałą. I nie mamy zaiste powodu sromać się naszego cierniowego wieńca u wstępu dziejów — zapierać się naszego uciemiężenia w dziecięctwie. Toć i w piśmie prawdy ewangelicznej i w księdze dziejów ludzkich lepiej zacząć od uciśnięcia niż uciskania. Bo uciśnięty czuje potrzebę podźwignięcia się kiedyś, potrzebę przyszłości, potrzebę życia — a potrzeba taka to już pół zdrowia i bytu. Uciskającemu zaś o poranku coż może przynieść południe? coż za potrzeba wieczora? Przeto zamiast unikać widoku pierwoczesnej niewoli Słowiańszczyzny, lepiej uzupełnić go sobie wiadomością: kto najbardziej niewolił Słowian? ) ) Odpowiedziano na to częściowo powyżej str. 146 — — 150, — Więcej szczegółów o niewolnictwie zagranicznem znaleźć niożna w Fischera Geschichte des deutschen Handels I. 28 — 38. 45 — 57, tudzies w Czackiego;Dziełach I. 134 \
Objaśnienie mniej znanych skróceń,
Adami Bremensis Historia, ecclesiastica et de situ Daniae. EćL Linden-brog. Hamburg 1706.
Barthold Geschichte voo Kugen utid Pommern. Hamburg 1839,
Beowulf. Heldengedicht des VIII Jahrhunderts. Ubersetzt yon Lud. Ettmiiller. Ziirich 1840.
Bouguet Scriptores rerum gallicarum et franciearura. Par. 1738.
Dahlmann Geschichte yon Danemark. Hamburg 1840.
Dalin Olof s Geschichte des Reiches Schweden. Ubers. durch J, Ben-zelsti (rna und J. C. Dahnert. Greifswald 1156,
Depping Histoire des expeditions maritimes des Normands. Paris 1844.
D’Ohsson Des peuples du Caucase. Paris 1828.
Edda, die Islandische, von Saenmnd Froden. Ubersetzt von J. Schim-melmann. Stettin 1777.
Eichhorn Deutsche Rechts — und Staats-Geschichte. Zweite Auflage. Gottingen 1818.
Encotnium Einmae Reginae. Langebek Scriptores rerum Danicarum Tomus TL
Frisch Tentsch-lateinisch. Worterbuch. Berlin 1741.
Frodae, filii Arii Thorgislii Liber historicus de Islandia, cum An-dreae Bussaei versione et glossario. Hafniae 1744,
Geijer Geschichte Schwedens. Hamburg 1832.
Gheysmeri Thomae Compendium Historiae Danicae. Langebek Scriptores rerum Danicarum. Tomus II.
Giesebrecht L. Wen dis che Geschichten. Berlin 1843.
Graff Althochdeutscher Sprach-Schatz. Berlin 1834 — 1846.
Grimm J. Mythologie, deutsche. Dritte Ausgabe. Gottingen J1854,
Grimm J. Rechts-Alt erthiimer, deutsche, Zweite AufL Gottingen 18 ’4
Grimm J. Sprache? Geschichte der deutschen. Zweite Aufl. Leipzig 18
U,
Grotius Historia Gotthorum. Amstelodami 1655.
Guide to Northern Archaeology. London 1848.
Helmoldi Chronicon Slavorum. Lubecae 1102.
Ihre Glossarium Svio-Gothicum. Upsalae 1769.
Jorncmdes de Getarum sive Gotliorum origine et rebus gestis, Hugo Grotius Historia Gotthorum. Amstelodami 1655=
Kampen Geschichte der Niederlande. Hamburg 1833.
Kownacki Kronika węgierska i czeska. Warszawa 1823.
Kruse Fr. Chronicon Nortmannorum. Hamburgi 1851.
Kruse Fr. Necrolivomca o der. Ałterthiuner Liv~ Esth — und Kurlands. Dorpat 1842.
Langebek Scriptores rerum Danicarum, T. I — VII. Kopenhaga© 1772 — 1792.
Lappenberg Geschichte von England. Hamburg 1834,
LeibnUz Scriptores rerum BrunsYiceiisiam. Hamioverae 1707 — 1711,
Leo Uiber Beowulf. Halle 1839,
Lelewel Opisanie Polski i jej sąsiedztwa za czasów Bolesława Krzywoustego, Polska średnich wieków. T. IL Poznań 1856.
Loccenii Joau Antiąuitatum Sveo-gothicarum Libri tres. Franco f. 1676,
Maciejowski Dzieje Pierwotne Polski i Litwy, Warszawa 1846.
Maciejowski Roczniki i kroniki polskie i litewskie najdawniejsze, Warszawa 1850,;.
Mail et Introduction a Y Histoire de Dannemarc Copenhague 1755,
Michelet Origines du droit franęais. Pariś 1837.
Munch P. A. Yolker 5 die nordisch-gcrmamschen? ihre altesten Hei-math-Sitze, Wanderzlige und Zustande 5 ubersetzt von G. F Klaussen. Ltibeck 1853.
Munch P. A. Heroisches Zeitalter der nordisch-germanischen Volker und die Wikinger-Ziige. Ubersetzt voq G. F. Klaussen. Liibeck 1854. “:
Notices et Extraits de Mauuscrits de.la Bibliotheąue du Roi. Paris 1789.,
OM Magni Historia de Gentium septentrionalium variis conditionibus ’etc. Basiłeae 1567.
Ossoliński Yinzens Kadłubek, aus dem poln. von S. G. Linde. War-schau 1822.
Paulus Diaconus Warnefried de gestis Longobardorum. H, Grotius Historia Gotthorum. Amsteld. 1655.,
Pontoppidan Theatrum Daniae veteris et modernae. Bremae 1730.
Rafn Antiąuites Americaines d’apres les monuments hist. des Islan-dais. Copenhague 1845. Ł
Richthoffen Altfriesisches Worterbuch. Gottingen 1840.
Saxonis Grammaiici Dano rum Historiae Libri XVI. Basiłeae 1534.
Scherzu Glossarium germanicum medii aevi. Argentorati 1781.
Schilter Thesanrtis antiąuitatum teutonicarum. IJlmae 1738.
ScMózer Allgemeine Nordische Geschichte. Halle 1771.
Schulze Ernst Gothisches Glossar. Magdeburg 1848.
Schiuandtner Scriptores rerum hungaricarum. T. III. Viennae 1768,
Simonsen 7. Geschichtłiche Untersuchung iiber Jomsburg im Wendenlande. (Neue Pommersche ProvinzialbIatter, Stettin 1827 II. 1).
Snorro Sturlonides Heimskringla, yersione gemina illustravit J, Pering-skiold. Stockholmiae 1697.
Stenzel Scriptores rerum Silesiacarum. Bresłau 1835.
Suenonis Aggonis Historia Legum Castrensium. Langeb Scriptores rer. Dan. Tom. III
Suenonis Aggonis filii Historia Regum Daniae. Langeb, T. I.
Thierry A. Histoire de la conąuete de V Angleterre par les Nor-mands Paris 1856. T. L
Thietmari Chronicon. Pertz Scriptores rerum germanicarum T. III.
Tode Danische Grammatik. Kopenłiagen 1797.
Yita S. Anscharii. Langebek Scriptores rerum Danicarum. T. I.
Yikt S. Ottonis. Ludewig Novum yolumen Scriptorum rerum Germani-earum. T. I. Francofurti 1718.
Yoigt J. Geschichte Preussens. Konigsberg 1827.
Wackernagel Wilhelm, Alt-Deutsches Lesebuch. Erster The ii. Basel 1847.
Wilhelmi Apuli Poema de rebus Normanorum, Leibnitz Scriptores rer, Brunsv. Tomus I.
Witukindi Res gestae Saxoniae. Pertz Script. rer. germ. T. III.
Worm 01. Damcorum Monumentorum Libri sex, Hafniae 1643,
Zeuss K. Die Deutschen und die Nachbarstamme. Munchen 1837,
Brakuje w tym spisie — i brakowało autorowi przy pracy — wielu źródeł najpotrzebniejszych, nie znajdujących się ani w bibliotekach miejscowych ani w handlu księgarskim, chyba dłuższemu pobytowi za granicą dostępnych, jakiemi np. są: Geografia Gwidona Raweń-skiego, Ducange Scriptores rerum normannicarim, wielka Historya Danii przez Sulima, całkowite wydanie Eddy 5 całkowity zbiór zag, liczne dzieła o wyprawach, narzeczach i starożytnościach normańskich itd. itd Nawet zeszytu Biblioteki dla cztenija, w którym się znajduje rozprawa o zagach północnych jako źródle do dziejów polskich, nie można było doszukać się we Lwowie. 1 o ni o,
Inne pisma tegoż autora.
BOLESŁAW CHROBRY.
Opowiadanie historyczne według źródeł spólczesnych. W c-e. 1849, 1279 — 1555. SMc
W S 2ce. 1849,
JERZY LUBOMIRSKI
Dramat historyczny,
W 8ce. 1850.
MIDWMil II ilimUtfD.
Opowiadanie historyczne. 1 tomy w Sce. 1855 — i 856.
SZKICE HISTORYCZNE. 2 tomy w 8ce. — 1858.-