Dyskusja indeksu:Dzieje Galicyi (IA dziejegalicyi00bart).pdf

Treść strony nie jest dostępna w innych językach.
Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

OD AUTORA.
Na początku wojnjr, większość publicystyki warszawskiej uderzyła namiętnie na Galicyę, za jej polityczną oryentacye.
Pomijam niepoczytalne wybryki różnych świstków, ale nawet pisma poważniejsze obarczyły Galicyę gradem ciężkich zarzutów. Znamienne zwłaszcza było wystąpienie organu konserwatywnego, który przez dziesiątki lat tonął w zachwycie nad »wielkościami« galicyjskiemi, i udzielał Galicyi stopnia celującego za sprawowanie się, za lojalność, a wtem nagle ogłosił ją Abderą, »bagnem«, smutnym okazem »nędzy ekonomicznej i moralnej«: co więcej, uwielbiane jeszcze wczoraj wielkości obdarzył mianem kary ero wiczów, sprzedających za mate-ryalne zyski »po kawałku sumienia«. Drwił przytem z »nib3do« samorządu, »nibyto« kultury i »nibyto« ochrony odrębności narodowej..
Przebywając w tym czasie w Warszawie, czułem się w obowiązku — nie jako Galicyanin, za którego się nie uważam, lecz jako Polak, któremu obcy jest wszelki prowincyona-lizm — r stanąć w obronie spotwarzanej prowincyi, odeprzeć doraźne sądy, oparte, z małym wyjątkiem, na nieznajomości jej dziejów, a terii samem warunków, wśród jakich przyszło jej żyć, borykać się z losem, bronić skarbów przeszłości i pracować dla wspólnej narodowej przyszłości.
Obrona moja, umieszczona w Tygodniku II lustrowanym (Nr. 1. r. 1915), polegała przeważnie na ma-leryale statystycznym, zaprzeczającym »ciemnocie«, oraz przy/ slowuowej nędzy ekonomicznej Galicyi i wykazującym jej nie^-wątpliwy rozwój na każdem prawie polu gospodarstwa spo f £h*UU, ££ Zitt. 18£6 �II lecznego i narodowego, za czasów onego n i b y t o samorządu. Pozatem, nie zamykając oczu na błędy i wady galicyjskie (znam je aż nadto dobrze i ostro je nieraz sądziłem), starałem się jednak wykazać, iż pomimo wielu przeszkód wewnętrznych i zewnętrznych, Galicya bądź co bądź pod wielu względami — zaznaczyła się dodatnio na polu pracy około’odrodzenia narodowego. Nie zapomniałem wreszcie podkreślić, czem ona stała się nfetylko dla siebie, czem położyła zasługi dla całego spo-społeczeństwa.
Obrona moja, przedrukowana już to w całości, już to w wyjątkach, w kilkunastu pismach warszawskich i prowin-^yonalnych, a nawet lwowskich (Lwów wóczas znajdował sir pod okupacyą rosyjską), nie przeszła bez wpływu. Od tej chwili, jeżeli nie całkiem umilkły »potępienia«, to odzywały się już rzadko i w tonie o wiele łagodniejszym, bardziej wyrozumiałym. Nie brakło też artykułów pochwalnych dla Galicyi..Zasługa to nie moja, lecz faktów, które zestawiłem...
Artykuł mój, równie jak i wzgląd na »aktualność, bo utrwalało się przekonanie o możliwości połączenia Królestwa z Galicya, skłonił firmę wydawniczą »Gebethner i Wolff« do uczynienia mi propozycyi napisania dziejów Galicyi, z przedstawieniem jej stanu przed wybuchem wojny.
Podjąłem się tej pracy, jako obowiązku, nie zważając na niekorzystne warunki. Zdaję też sobie dokładnie sprawę z jej hraków, ale mniejsza w tem część mojej własnej winy. Prze-dewszystkiem musiałem się liczyć z określonemi z góry rozmiarami książki, która miała się ukazać jako jeden z tomików »Biblioteki współczesnej«. Przypadło mi nawet streszczać własne, drukowane już poprzednio przyczynki do dziejów Galicyi (w Bibliotece Warszawskiej, Słowie Polski e m, Gazecie Polskiej i t. d.). Trzeba było dać szkic, a nie obraz podkończony. Szczupłe ramy nie dozwoliły mi np. dać rodowodu i rozwoju kwestyi ruskiej i kazały pominąć kwestyę żydowską. Nietylko rozmiary książki, ale i wymagania cenzury rosyjskiej zmusiły do opuszczenia kroniki udziału Galicyi w walkach o niepodległość 1831 i 1863 r.
Co więcej, nie mając dostępu do archiwów i bibliotek galicyjskich, musiałem czerpać materyał z nader szczupłej liczby opracowali, jakie można było znaleźć w księgozbiorach warszawskich. �III
Pierwszą część mojej książki (Czasy absolutyzmu) i cztery rozdziały części drugiej, ukończyłem przed wejściem do Warszawy wojsk niemieckich — rozdziały ostatnie napisałem w sierpniu 1915 r.
Tymczasem nagła zmiana »rządów«, wpłynęła i na stosunki wydawnicze. Niepewność położenia, wraz z innemi to-warzyszącemi jej okolicznościami, powstrzymywała nakładców od kończenia nawet rozpoczętych już wydawnictw. Rękopis mój przeto spoczął w ich tece prawie na półtora roku.
Obecnie stosunki wydawnicze zaczęły powoli wyrównywać się, a że sprawa wyodrębnienia Galicyi znowu przywróciła »aktualność« dziejom jej przeszłości, przeto przystąpiono, do druku mej książki.
Czasu na jej przerobienie nie miałem — poprzestałem, zatem jedynie na kilku drobnych uzupełnieniach.
Te »okoliczności łagodzące« zechcą uwzględnić zarówno czytelnicy jak i sprawozdawcy. *
Zwracam też ich uwagę na to, że książka moja przeznaczoną była przedewszystkiem dla mieszkańców Królestwa, zostających wówczas pod wrażeniem zapowiedzianego »odrodzenia Polski wolnej pod względem swej wiary, języka i samorządu*. Stąd też w pierwszej jej części przedstawiłem przyczyny tamujące rozwój ekonomiczny i kulturalny Galicyh a w części drugiej położyłem nacisk przeważnie na momenty mające związek z dążnościami polityęznemi, z walką o autonomię, aby w ten sposób dać obraz, jak ze zmianą stosunków Ga-licya wchodziła na drogę politycznego odrodzenia (1861-1873). Dalsze jej, »sżare« już dzieje zlekka jedynie zaznaczyłem,, a w przedstawieniu stanu jej przed wojną usiłowałem przedewszystkiem wykazać dodatnie wyniki samorządu. Z tego też powodu musiałem nieraz objaśniać rzeczy dla czytelników galicyjskich objaśnienia nie wymagające.
Na życzenie wydawców dopisałem w ostatniej chwili rozdział o »wyodrębnieniu«.
Kraków, 2. stycznia 1917. �i �CZASY ABSOLUTYZMU. i.
Galicya pod rządami Maryi Teresy.
Zanim jeszcze ks. Henryk pruski, z polecenia Fryderyka Wilhelma udał się na dwór petersburski, (1770) aby nakłonić cesarzową Katarzynę do podziału pomiędzy trzy ościenne mocarstwa graniczących z niemi prowincyi Polski, już Austrya na własną rękę rozpoczęła akcyę rozbiorową w r. 1769 przez rozciągnienie kordonu wojskowego wzdłuż Karpat od Śląska cieszyńskiego po Siedmiogród, wskutek czego zajęła gwałtem Spiż, zastawiony w r. 1412 przez Zygmunta króla węgierskiego, nigdy niewykupiony, a stąd stanowiący niezaprzeczalną własność Polski. . W roku następnym, również jeszcze przed projektem po — działu, wojska austryaekie zajęły Sądeczczyznę na rzecz Węgier. Administratorem »provinciae reincorporatae« został radca nadworny króla węgierskiego Józef Tórók de Szendro.
Pomimo tych grabieży, kiedy sprawa rozbioru Polski weszła na tory układów, a Prusy z Rosyą zaproponowały po przyjacielsku gabinetowi wiedeńskiemu przypuszczenie Austryi do tej pokojowej zdobyczy, Mary a Teresa w pierwszej chwili z oburzeniem odrzuciła współudział swój w tym »grzechu«, choć ją do niego nakłaniał syn jej Józef II., cesarz niemiecki. Wprawdzie później »ze straszną boleścią« dała się przekonać, głównie z obawy o wzrost Prus bez odpowiedniego dla Austryi ekwiwalentu, ale »czuła zgryzotę z tego łotrowstwa«, widziała w niem »plamę na całem panowaniu«, a jeszcze w styczniu 1772, na miesiąc przed zawarciem konwencyi, chciała się »wycofać 1
SAUOYA. �2 z honorem z całe] spraiwy«1). Nie przeszkodziło jej to w końcu wraz ze synem swoim, współregentem austryackim, podpisać w najściślejszej tajemnicy, z »dobrą wiarą«, umowy wzajemnego wspierania się przy podziale Polski. »Płakała, ale brała«, jak się wyraził Fryderyk, Wielkim zwany.
Traktaty rozbiorowe zawarto »w imię św. Trójcy« 5. sierpnia 1772 r.
Rozbiór jednak już przedtem był faktem dokonanym. Rosya nie potrzebowała zresztą wkraczać do Polski, bo wojska jej oddawna ją zajmowały i ucierały się z konfederatami barskimi. Również Prusy pod pozorem ochrony przed morowem powietrzem, wkroczyły oddawna do Prus Królewskich i części Wielkopolski. Najdłużej wahała się Marya Teresa, ale Józef II. skłonił ją do zajęcia jaknajprędzej nowych posiadłości. Obawiał się może niespodzianek, boć jeszcze w kwietniu 1772 petersburska Rada Państwa nie chciała pozostawić Lwowa przy Austryi, więc już w maju 1772 wkroczyły wojska austryackie do Polski pięciu szlakami, napotykając krótki opór jedynie ze strony konfederatów barskich, broniących Tyńca i Lanckorony. Dowódca austryacki Andrzej Hadik, odezwą z 10. czerwca, datowaną z Preszowa, zawiadamiał mieszkańców województw okupowanych, że »Naj. cesarz rzymski zamierza wziąć w protekcyę kraj polski«. Po przybyciu Hadika do Lwowa (25. czerwca) ogłoszono manifest Józefa II., z datą 2. lipca, w którym za cel okupacyi podawał »jedynie uspokojenie kraju«.
Traktat podziałowy prowadził nowe północne granice Austryi linią od Śląska, wzdłuż Wisły aż do ujścia Sanu (księstwa Oświęcimskie i Zatorskie, oraz południowe części województw krakowskiego i sandomierskiego), potem na Frampol, Zamość do Bugu, Bugiem w dół, następnie linią przez Zbaraż, biegiem rzeki Podhorce(?) do Dniestru (województwa: bełzkie i ruskie, z wyjątkiem ziemi chełmskiej* 2). Owa rzeka Podhorce czy Podborce była nową, nieznaną nazwą geograficzną, co dowodzi, z jaką znajomością kraju rzecz traktowano. Oczywiście nie znalazłszy jej, wyszukano później inną, mianowicie Zbrucz,
Ó Arneth. Maria Theresias letzte Regierungsjahre, tenże korespondencja M. T. z Józefem II. 2) Beer, Erste Teilung Polens. �3 który i dziś stanowi granicę Galicyi od wschodu. Wogóle granice Galicyi po pierwszym rozbiorze zbliżały się do jej granic dzisiejszych, z tą różnicą, że Kraków pozostał przy Polsce, a natomiast południowa część dzisiejszej gubernii lubelskiej z Zamościem należała do Galicyi.
Wsz}rstkie trzy mocarstwa wydały później, jak wiadomo, słynne wywody swych »praw nieprzedawnionych« do ziem zabranych. Kancelaryjni historycy austryaccy, puściwszy wodze bujnej fantazyi, dowiedli praw korony czeskiej do księstw Oświęcimskiego i Zatorskiego, a korony węgierskiej do Rusi Czerwonej. Sama Mar}^a Teresa »miała (własne jej słowa) nader małe wyobrażenie o tytule prawnym Austryi do tych krajów* 1). Nie wcielono ich też, jakby logika wymagała, do Węgier i Czech, lecz utworzono z nich nową prowincyę pod nazwą »Królestwa Galicyi i Lodomeryi (Halicz i Włodzimierz) wraz z księstwami Oświęoimskiem iZatorskiem«.
Pierwszym gubernatorem »rewindykowanych* krajów został hr. Jan Antoni Pergen, wysłany już we wrześniu 1772 jako komisarz pełnomocny »cam plena facultate«. Z instrukcyi mu udzielonych i z memoryału cesarza Józefa widzimy, że polecono mu postępować ostrożnie. Miał zachowywać z Polską dobre stosunki, udzielić amnestyi konfederatom, poczynić rozmaite ulgi podatkowe obywatelom, fabrykantom i rolnikom, którzyby do Galicyi się sprowadzili, uregulować stosunek poddańczy, zabronić wywozu zboża, zakładać wojskowe magazyny, postarać się o dobrych nauczycieli, obsadzić wyższe urzędy Czechami, Ślązakami i Węgrami mówiącymi po słowacku, (do Wieliczki miano sprowadzić urzędników salinarnych z Siedmiogrodu), niższe, »wykonawcze« powierzyć krajowcom. Żydzi nie cieszyli się łaską Józefa II., więc miano im odbierać karczmy, dzierżawy, a obcych nie puszczać do kraju. Do jakiego stopnia przebijała w instrukcyach nieznajomość stosunków, świadczy życzenie, »aby po pewnym czasie nikt prócz chłopów nie ubierał się po polsku«2). To też Pergen chciał nawet nałożyć karę za strój narodowy.
Ta nieznajomość stosunków była powodem, że wymagano od Pergena, aby zbierał szybko i skrzętnie wiadomości * ) Arneth. M. Theresias letzte Regierungsjahre. 3) Ignotus (Chłędowski). Zajęcie Galicyi. Ateneum 1880. 1* �4 0 stanie Galicyi. Pergen wziął się raźno do rzeczy i już w r. 1773 złożył memoryał, który, pomimo licznych niedokładności, dawał bardzo ciekawy obraz kraju pod każdym prawie względem. Była w nim charakterystyka warstw i ludzi, były szczegóły tyczące się rolnictwa, handlu, bogactw przyrody, przemysłu, stosunków religijnych, stanu miast i t. d. Zasługuje na uwagę, że Pergen dość silnie podkopywał ustaloną przez naszych najserdeczniejszych opinię o strasznej niewoli ludu w Polsce — chłopi, według niego, nie byli przeciążeni, mieli dość gruntów, panowie bywali przeważnie dla nich łagodni, wyrozumiali, chętnie idący im z pomocą. Ludność obliczał Pergen na 2 miliony, w czem było 140.000 żydów i koło 1.000 rodzin niemieckich — dyzunitów znajdowała się mała garstka na Pokuciu. Ziemia była wyborna, ale źle uprawiana, kopalniane bogactwa kraju niewyzyskane. Była obfitość rud żelaznych i soli. Wieliczka i Bochnia dostarczały rocznie 600.000 cetn. wied. soli kamiennej, warzelnie wj^dawały jej rocznie półtora miliona beczek. Kąpiele siarczane w Szkle równały się badeńskim. Na Pokuciu wydobywano marmur. Istniał rozwinięty przemysł płócienniczy, sukienniczy, garbarski, szklany, żelazny. Kraj, przedtem kwitnący, w ostatnich latach walk kon-federackich, głodu, pomoru, uległ zniszczeniu. Ludność ponosiła wielkie straty od przechodu wojsk rosyjskich. Dużo włościan kraj opuściło...1).
Pod tym względem Pergen stwierdzał to tylko, co już w r. 1771 donosił Stanisław August Katarzynie o skutkach kil-koletniej partyzantki konfederacyjnej. »Głód — pisał — grozi zagładą, trzecia część pól w prowincyach najżyźniejszych nie-obsiana... bydło robocze zjedzone przez wojsko, lub wyginęło przy ciągłej przewózce z magazynów*. Wszystkie zresztą współczesne źródła zgadzają się na to, że położenie kraju w chwili zaboru było okropne. Wszędzie widać było zgliszcza, spalone wsie, zrabowane dwory. Rosyanie łupili majątki konfederatów i nakładali na nie kontrybucye; konfederaci odwzajemniali się, niszcząc ekonomie królewskie i majątki stronników dworu. Dziełu zniszczenia pomagały bandy łupieżców, 1 swawola żołnierstwa. Fryderyk II. przy pomocy Drewicza przemocą wcielał młodzież włościańską do swoich szeregów, * ) Finlcel. Memoryał An. hr. Pergena, Kwartalnik historyczny 1900. �5 a jednocześnie zasilał swój skarb przez rozpuszczanie w Polsce fałszywej monety. Ludność pograniczna opuszczała kraj masowo, chroniąc się do Węgier, na Śląsk, na Morawy. Młodzieży szlacheckiej, zdolnej do obrony kraju zabrakło, tysiące bowiem konfederatów poległo, tysiące poszło na Sybir...
Memoryał Pergena uczynił jednak w Wiedniu dobre wrażenie, już przez to samo, że podnosił przyrodzone bogactwa kraju. Prócz tego przysłał kanclerzowi Kaunitzowi opis gospodarstwa społecznego, krajczy Seweryn Potocki. Pan krajczy wykazywał świetny stan obrotu handlowego, gdyż rzeczywiście Galicya była tym traktem, którym po całej Europie rozchodził się handel lewancki. Wreszcie Jeckel, znawca stosunków handlowych i ekonomicznych wydał opinię, że Galicya jest najżyźniejszą częścią Polski i nie ustępuje żadnej prowincyi państwa austryackiego. Wiedeń więc cieszył się, gdyż miał kraj »odzyskany« za terra deseria. Powstał nawet natychmiast projekt wybudowania kanału, aby handel płodami z Wołynia skierować na Galicyę 1).
Wjazd uroczysty Pergena do Lwowa odbył się 29. września. Magistrat powitał go mową łacińską, on również po łacinie zapewniał, że mieszkańcy Galicyi »stawszy się poddanymi Sacrae Caesareae Majestatis, szczęśliwy los wygrali«.
Rządy swoje rozpoczął Pergen od zaprowadzenia nadzwyczajnych sądów prowizorycznych. Potem wydawał z kolei edykty i rozkazy zabraniające emigracyi, polecające uprawę pól, zaprowadzające nowe miary i wagi, nakazujące konskryp-cy£ żydów, spisanie gruntów, serwitutów, produkcyi (materyał do wspomnianego wyżej memoryału). Na początku roku 1773 ustanowił sąd apelacyjny, zorganizował pocztę i t. d. Sądownictwo patrymonialne i miejskie, grodzkie i ziemskie, nie uległo zmianom — prawo polskie dalej obowiązywało.
W kwietniu 1773 przybył z Wiednia wysłany przez »gali-C3’jską deputacyę« hofrat Koczian z urzędnikami, aby znieść dawny podział na województwa i ziemie, a zaprowadzić austryacki system administracyjny. Za stolicę wybrano Lwów, lubo początkowo myślano to o Przemyślu, to o Jarosławiu, jako leżących więcej w środku kraju i bliżej Wiednia. Podzielono kraj na 6 okręgów (cyrkułów) i 24 dystryktów (w. r. 1776 liczbę
’) X. Chotkowski. Historyą polityczna Kościoła w Galicyi. �6 dystryktów podniesiono do 60). Na czele cyrkułu stał Kreis-hauptmann, capitaneus — a ponieważ capitaneus po polsku zwał się starostą, stąd i późniejsza nazwa starostów, która przetrwała do naszych czasów. W instrukcyi polecono między innemi Kreishauptmanom »starać się o naprawę ducha narodowego między ludem«, to znaczy wszczepiać w niego patryotyzm austryacki.
Cesarz Józef II. pałał niecierpliwością zwiedzenia nowych nabytków, mimo, że zatruwał tem »spokój i dobry humor« matki, obawiającej się widocznie o bezpieczeństwo jego osoby. Długo opierała się tej »strasznej podróży«, aż w końcu »złożyła Bogu tę »ofiarę«. Prosiła tylko, aby jeżeli już chce jechać, uczynił to przed złożeniem homagium, gdyż przysięga-ta »w każdym razie będzie tylko wymuszoną i wydartą tym biednym ludziom« 1).
W liście do Pergena żądał cesarz, ab)r z góry przygotować »cały naród« na to, że »nie jedzie cieszyć się z jego ucisku i wstydu«. Do podróży skłaniała go nadzieja, że i ludności galicyjskiej i państwu pożytek przyniesie. Chciał osobiście, dla dobra publicznego, nabrać dokładnego wyobrażenia o kraju, poznać jego urządzenia, stosunki, sposób myślenia ludności. »Jestto — pisał dosłownie — jedyna i największa przysługa, którą jestem w możności uczynić Polakom w ich bolesnem położeniu«. Zapewniał, że nie czuje żadnych »obaw«, wypraszał się od wszelkich przyjęć, uroczystości, zapowiadał przyjmowanie wszelkich próśb, skarg, memoryalów. Pragnął, aby mu towarzyszył w podróży obywatel umiejący po łacinie i do^ brze kraj znający...
Podróż Józefa II. przypadła na koniec lipca i początek sierpnia. Wrażenie odniósł nieszczególne. Kraj mu, się podobał, zwłaszcza okolice nad Zbruczem i to właśnie było przyczyną, że aż po tę rzekę posunął swe granice. Do ludzi jednak nie umiał trafić — trzymali się sztywnie, zdaleka, musiał »błą-dzić po ciemku«. Nie podobał mu się i Pergen, niedość według niego i pracowity i niepraktyczny, zbyt »idealista«. »Od roku — skarżył się matce — nic nie zrobiono prawdziwie pożytecznego, prócz zaprowadzenia trybunału«...
Przedstawiał matce, że potrzeba raz się zdecydować czy
’) Lisi.Maryi Teresy u Arnclha. �7 nowy nabytek uważać za ekwiwalent, który przy sposobności na coś lepszego zamienić będzie można, czy też »za stałą wieczną część Monarchii«. W pierwszym razie należy wyzyskać go 0 ile można przez podatki, dzierżawy, sprzedaż królewszczyzn, administrując jaknajtaniej, z uwzględnieniem jedynie »koniecznej sprawiedliwości®. W przeciwnym razie należałoby wzmocnić Galicyę militarnie, pobudować w niej twierdze, zrównać ją pod względem administracyjnym i prawnym z innemi pro-wincyami, lub też nadać jej odrębne stanowisko. Przemawiając za stałem utrzymaniem Galicyi przy Austryi, radził cesarz utworzyć dla niej osobną kancelaryę nadworną i proponował kandydatów na stanowisko kanclerza i gubernatora. Oświadczał się zą zaprowadzeniem reprezentacyi stanowej, za pozostawieniem w rządzie jakiegoś głosu, choćby doradczego, miejscowej ludności. Należy bezzwłocznie ratować ekonomiczne stosunki, ściągać kupców i rzemieślników, choćby protestantów. Duchowieństwo trzeba wziąć w ryzy, opływając bowiem w dostatki nie dba »o łaski właściwego monarchy, a kłania się przed despotycznym papieżem«1). Naganiał wreszcie cesarz’ nadsyłanie na urzędy z Wiednia awanturników, którzy ludności dają się we znaki. Zamiast szumowin należy brać ludzi uczciwych, nieprzekupnych, którzyby umieli ludność nie zrazić, lecz ujmować. Powinno się wyzyskiwać słabości szlachty 1 magnatów, udzielać lojalnym tytułów tajnych radców, szam-belanów, znakomitszych wynosić do stanu książąt, hrabiów, baronów...2). Jak się przekonamy, wiele myśli rzucanych w tym dorywczo dyktowanym memoryale, stało się później podstawą organizacyi Galicyi i postępowania rządu austryackiego.
Na razie stworzono w Wiedniu nadworną kancelaryę galicyjską i odwołano Pergena. Przed odwołaniem odebrał on jeszcze 29. grudnia przysięgę hołdowniczą (homagium). Miał z nią nieco kłopotu, wielu bowiem deputatów szlacheckich przybyło z instrukcyami. Szlachta pragnęła naprzód mieć zapewnienie zachowania swych przywilejów, chciała aby ogło — *) * ) Przebijający z tego ustępu słynny »józefinizm« nie był, jak twierdzi i dowodzi ks. Chotkowski (Hist. polityczna Kościoła w Galicyi za rządów Maryi Teresy), wynalazkiem Józefa II., na co już zresztą Heł-fert zwrócił uwagę. Józef II. »przeprowadził tylko twardą ręką czego matka nie zdążyła wykonać, lub przez ostrożność odłożyła«. -) Ignotus. (Chłędowski) 1. c. �8 szono utrzymanie praw dawnych, aby przy wyznaczeniu podatków miano wzgląd na smutny stan kraju. Byli tacy, co żądali wprost, aby pozostał dawny wymiar podatków, lub też, aby zrównano prawa szlachty galicyjskiej z prawami szlachty węgierskiej. Były i »petyta« osobiste, tak np. kraj czy Potocki przypominał obietnicę wynagrodzenia jego lojalności godnością tajnego radcy z uwolnieniem od taksy. Bergen w swem sprawozdaniu chwalił również lojalność hrabin Moszyńskiej i Kossakowskiej. Ta ostatnia, słynna ze swej ekscentryczności, ubolewała, jak skąd inąd wiemy, nad tj^mi, co dalej muszą cierpieć rządy Poniatowskiego, nie doznawszy szczęścia dostania się pod panowanie »świetnego w Europie domu cesarskiego«. Ale znaleźli się i nielojalni: starosta Kicki i podkomorzy Zielonka usunęli się od uroczystości *).
Sam Pergen wyszedł na tym akcie najlepiej. Szlachta, pragnąc zaskarbić sobie jego łaski, wręczyła mu dar pieniężny w kwocie 6.000 dukatów. Nie domyślała się, że dni jego gubernatorstwa były już policzone.
Następcą Pergena był Andrzej Hadik, lecz krótkie bjdy jego rządy, gdyż już w roku 1774 na stanowisku gubernatora widzimy hr. Henryka Auersperga. Na wjdmrze tym zawiódł się w części Józef II., nowy gubernator bowiem był człowiekiem porywczym, bezwzględnym, a więc zrażał, nie ujmował. Również nie według myśli cesarza obsadzał ważniejsze urzędy ludźmi, których kraj mało obchodził, a którzy szukali w nim tylko karyery i obłowu. Z tych czasów zdaje się pochodzi anegdotka o wspomnianej powyżej Kossakowskiej, która zapytana przez Maryę Teresę, jak się jej Wiedeń podoba, miała powiedzieć, że zyskał zewnętrznie. odkąd powyjmowano z okien kraty po wyjeździe powołanych na urzędy galicyjskie...
Inne jednak wskazówki Józefa II. zyskał) — zastosowanie za rządów Auersperga. Naprzód otoczono opieką protestantów: patenty z r. 1774 przyznały im prawo miejskie we Lwowie, Jarosławiu, Zamościu, Zaleszczykach i Brodach; zezwoliły na domowe nabożeństwa i uwolniły na lat 6 od podatków. Oczywiście miało to na celu ściąganie do kraju tych Niemców, których wyznanie stanowiło środek ochronny przeciw wynarodowie — *) * ) Opis uroczystości hołdowniczej podał Wl. Łoziński w »Gali-tyanach«. �9 niu. Również, w myśl Józefa II. ogłoszono patent z 13. lipca 1775 r., przepisujący, w jaki sposób należało szlachcie wylegitymować się ze swego pochodzenia i jak »w}^zyskać słabość do tytułów«. Patent tworzył stan magnatów. Odtąd szlachcic, na zagrodzie przestał być równym wojewodzie. Oprócz potwierdzenia dotychczasowych tytułów książąt i hrabiów Sacri Ro-mani Imperii, patent pozwalał w ciągu roku starać się o tytuł hrabiowski wszystkim dygnitarzom Rzeczypospolitej, wojewodom, kasztelanom i starostom grodowym — wskutek czego za opłatą czwartej części taksy, (jakże łaskawym był rząd austrya-cki!) byle chudopachołek, który pierwszy w rodzie dorwał się dygnitarstwa, zostawał hrabią, uprzywilejowanym magnatem, wznosił się ponad równość szlachecką, ponad stare i nieraz zasłużone rody, które wierne tradycyi, obcych tytułów nie przyjmowały. Co więcej, urzędnikom powiatowym Rzpltej, pozwolono starać się o tytuł baronów. W ten sposób, »wyzyskując słabość«, podzielono szlachtę polską na dwa stany: magnacki i rycerski.
Potrzebne to było dla utworzenia »Stanów krajowych galicyjskich «, na wzór austryackich Landsiande. Zebrania ich stanowiły sejmy stanowe, ogłoszone patentem z 13. czerwca 1775. Składać się one miały z magnatów i »rycerzy«. Do pierwszego z tych stanów zaliczono arcybiskupów, biskupów i infułatów, do drugiego prałatów i kanoników katedralnych. Członkami sejmu mogli być jednak tylko ci, co opłacali 300 złp. podatku gruntowego. Prócz tego dopuszczono do sejmu reprezentantów większych miast, na razie jednak tylko Lwów miał dostąpić tego zaszczytu i wysyłać dwóch posłów. Sejm jednak za panowania Maryi Teresy pozostał na papierze — wszedł w życie dopiero po siedmiu latach i to w składzie zmienionym. Zawcześnie więc w tem miejscu byłoby mówić ó jego atrybu-cyach i znaczeniu.
Z patentów współczesnych wspomnieć jeszcze należy o patencie z r. 1775, nakładającym na włościan t. zw. podatek rustykalny. Właściciel dóbr (dominium, państwo) był obowiązany nietylko go rozłożyć na włościan, ale i piyyjąć za niego odpowiedzialność finansową, gdyż słuszną jest rzeczą, twierdził patent, aby właściciel płacił za gromadę, jeżeli ją tak uciska, że ona wypłacać się nie może. »Filantropijne« to rozpo�10 rządzenie, stało się wkrótce jednym z głównych powodów niechęci i częstych zatargów między dworem a chatami.
Na wiosnę r. 1776 założono komisyę szkolną galicyjską, sprawa szkół bowiem leżała niby bardzo na sercu Maryi Teresy. Po zniesieniu zakonu Jezuitów (1773) opustoszał gmach lwowskiego kolegium jezuickiego (Akademii), który mieścił kompletne szkoły, posiadał poważne zbiory naukowe, obser-watoryum astronomiczne i bibliotekę tak wielką i doborową, że zaimponowała austryackim radcom gubernialnym. Gmach ten Marya Teresa przeznaczyła na przyszły uniwersytet i już w r. 1773 założyła w nim kolegium medyczne dla chirurgów i cyrulików. Przez dwa lata następne ciągnęła się korespon-dencya między »gubernią«, a najwyższą magistraturą szkolną (Studienhofkommissiori), wskutek czego otworzono kursa filozoficzne i prawnicze, połączone za dwa lata później ze zrefor-mowanem studyum teologicznem. Było to coś w rodzaju liceum z 7 profesorami: trzech wykładało teologię, dwuch prawo i dwuch fizykę i matematykę. Pobierali razem 5.000 złr.
Pozatem utrzymano nieco szkół klasztornych i otwarto w r. 1774 sześć gimnazyów rządowych (t. zw. klasy łacińskie), a w r. 1775 założono wyższą szkołę »normalną«, we Lwowie tak dla młodzieży jak i dla kandydatów do stanu nauczycielskiego. Później takież szkoły normalne powstały w miastach obwodowych. Do »uniwersytetu« przyłączono w r. 1770 konwikt szlachecki ks. Pijarów (collegium nobilium) fundacyi polskiej sufr. Głowińskiego.
Sprawę szkolnictwa wciąż »badano«, wciąż pisano referaty i sprawozdania z tego, co zastano i co zrobiono. Z tych sprawozdań łatwo się przekonać, że »fatalny« stan szkolnictwa w Polsce niewiele różnił się od stanu szkolnictwa w AustryiŁ). Dowiadujemy się z nich dalej, żę uważano szkoły za środek do germanizacyi, a jeżeli zawodziły pokładane w tyni kierunku nadzieje, to jedną z głównych przyczyn było skąpstwo rządu austryackiego. »Dobrych chęci« bowiem nie brakło, Tak np. hofrat Koranda, Czech, wysłany w sprawach szkolnictwa do Galicyi, proponował napisanie podręcznika historyi Polski w tym duchu, ab}^ zohydzić polską przeszłość, wykazując x) Interesujące porównanie przeprowadza ks. Cholkowski w dziele eytowanem tom II. �11 uczniom mniemane polskie barbarzyństwa, kładąc nacisk na zbytek i zepsucie, panujące w Polsce. Z tej samej głowy wyszedł projekt specyalnego katechizmu, który miał być owiany tym samym duchem, co proponowana historyą. Gharaktery-stycznem jest, że kiedy powzięto zamiar przetłomaczenia dla szkół polskich niemieckiego katechizmu, pobożna Mary a Teresa zauważyła, że z tem jej »nie spieszno«, gdyż »przed e-wszystkiem powinna niemiecka mowa być tam rozpowszechnioną« (1777). Następnie radziła sprowadzać na nauczycieli księży z Austryi, a młodzieńców pragnących w Galicyi wstąpić do stanu duchownego, przysyłać do Wiednia, »aby tutaj wykształcenie pobierali, gdyż przez takich Naiionalisten lepsza nauka by się szerzyła«...
Za rządów Auerśperga kancelaryę nadworną do spraw galicyjskich, wcielono (1776) do wspólnej kancelaryi czesko-austryackiej, co ostatecznie zdecydowało, że Galicya nie wejdzie w skład ziem korony węgierskiej, o co się Węgrzy starali, boć ją przecież jako niby dawną własność Węgier. »rewindykowano «. Natomiast przyłączono później do Galicyi Bukowinę, wydartą słabej Turcyi, jako również »prawną« własność korony węgierskiej. Stanowiła ona cyrkuł czerniowiecki.
Wreszcie zanotować należy, że za Auerśperga Brody zostały wolnem miastem handlowem dla prowadzenia handlu ze Wschodem, że utworzono w Jarosławiu komisyę ekonomiczną, mającą pośredniczyć w handlu płótnem i skórami, że w celu przyciągnięcia rzemieślników innych krajów ogłoszono /Generalny porządek dla cechów rzemieślniczych«, że przeprowadzono organizacyę żydów, poddając ich pod władze generalnej dyrekcyi i kahałów. Pozatem Auersperg podał plan ustalenia finansowego stosunku kraju do monarchii, proponując, aby z kwoty 4 milionów złr. pobieranych podatków, skarb państwa zatrzymywał 1, 800.000, a resztę oddawał na potrzeby kraju. Plan ten jednak nie zyskał aprobaty w Wiedniu.
Sześcioletnie rządy Auerśperga nikogo nie zadowoliły. Szlachta przyzwyczajona do władzy i życia konstytucyjnego, żałowała dawnych dobrych czasów — lepsza jej część zresztą nietylko z pobudek osobistych odczuwała niewolę. Uciskana wciąż nowymi podatkami i ograniczeniami, zniechęcona drapieżnością urzędników, szorstkością gubernatora, zatargami z ludem, jawnie okazywała swe niezadowolenie z istniejącego �12 stanu rzeczy. Stwierdziła to zresztą w parę lat później (1783) ankieta urzędowa, oparta na sprawozdaniach starostów. Zaznaczała ona, że szlachta jest źle usposobiona dla władzy, że na to pokolenie, które żyło pod rządami Rzpltej, liczyć nie można, że trzeba będzie zadowolić się formalnem posłuszeństwem. Wprawdzie poważnego fermentu obawiać się nie należy, ale trudniejsza sytuacya polityczna może przynieść niespodzianki. Ankieta stwierdzała dalej, że urzędnicy dokuczali szlachcie* upokarzali ją, za co odpłacała im niezmierną nienawiścią. Nie mogło być zadowolone i duchowieństwo, gdyż spotykało się z nieżyczliwością władzy przesiąkniętej już prądem »józefińskim^ Miasta, mimo ośmioletniego pokoju nie podnosify się. Polscy urzędnicy wypychani przez obcych przybłędów powiększali szeregi niezadowolonych. Drogi znajdowały się w opłakanym stanie (dopiero po ustąpieniu Auersperga polecono wybudować drogę bitą z Bielska do Lwowa). Lud szemrał z powodu zaprowadzenia obowiązkowej służby wojskowej* monopolu solnego i tytoniowego, oraz podatku rustykalnego. Wogóle ciężary podatkowe wszystkim dawały się we znaki, kiedy bowiem za czasów Rzeczpospolitej z ziem stanowiących późniejszą Galieyę skarb pobierał 3, 806.777 złotych p o 1-s k i c h, licząc w to już dochód z salin w kwocie 1, 870.000 zip.* to jak widzimy z obliczenia Auersperga za jego rządów, płaciła Galicya 4 miliony złotych reńskich, a zatem kwotę przeszło cztery razy większą. Rezultatem tej gospodarki było coraz większe wyludnienie kraju, mimo surowych przepisów przeciw emigracyi. Nawet ultralojalny krajczy Potocki wykazywał, że na samą Wołoszczyznę przeniosło się, a raczej uciekło 14.000 włościan. Wspomniana ankieta z 1783 zaznaczała również emigracyę ludu z powodów powyżej podanych.
Niezadowolony z rządów Auersperga był i sam Józef II. To też w r. 1780 w pałacu gubernatorskim zasiadł hr. Józef Brigido. Zaraz po tej zmianie na naczelnem stanowisku odwiedził cesarz po raz drugi Galieyę i pisał do matki: »Od ośmiu lat pod rządami W. Ces. Mości nic nie zrobiono«. �Vó
II.
Rządy i reformy Józefa II.
Po śmierci Maryi Teresy (1781) Józef II., rozpoczął nową epokę rządów w Austryi, a tem samem i w Galicyi. Doktryner, despota liberalny, z całym rozmachem wkroczył na drogę reform. »Uczyniłem z filozofii — pisał — prawodawczynię mego państwa — wysnute z niej wnioski zmienią całkowicie postać Austryi«. Ponieważ zaś Galicya nie posiadała, jak inne kraje austryackie, »żadnych obowiązujących przywilejów poręczonych przez monarchów«, uczynił z niej przeto rodzaj sta-cyi doświadczalnej; w niej niejednokrotnie przedsiębrał »pró-by« ustaw dla całej monarchii przygotowanych. Sprawiedliwość jednak przyznać każe, iż lubo rządy Józefa II. pozostawiły po sobie smutną pamięć dotkliwego ucisku finansowego i dążności germanizacyjnych, to wszakże między jego reformami i rozporządzeniami znajdowały się i takie, które nie były bez pożytku dla kraju. Sprawiedliwość również wymaga zaznaczyć, iż wykonawca jego woli, gubernator Brigido, okazywał życzliwość dla społeczeństwa, był przystępnym, łagodnym, wyrozumiałym. Charakteryzuje go choćby wyrażona przez niego opinia, że »nie należy obcym żywiołem zalewać kraju, w którym naprzykład sędziowskie posady można spokojnie złożyć w ręce szlachty«...
Pierwszym »czynem« cesarza, mającym pozory przychylności dla kraju, a obliczonym na efekt wśród słabych umysłów, blichtr za złoto przyjmujących, było utworzenie w Wiedniu »galicyjskiej gwardyi szlacheckiej«. Przybrano ją we wspaniałe mundury »z kontuszowemi reminisce, ncyami« — na czele jej postawiono popularnego i zasłużonego księcia jenerała ziem podolskich, którego Józef II. mianował właścicielem pułku, feldzeugmajstrem, a później feldmarszałkiem. Gwardya ta, której zadaniem było uświetniać dworskie uroczystości i pochody, zaledwie o rok przeżyła swTego fundatora.
Drugim umizgiem Józefa II. było wprowadzenie w życie konstytucyi stanowej, przyczem ścieśnił nieco udział w niej duchowieństwa. Instalacyi Stanów dokonano 11. września 1782 roku z taką pompą, jakby szło rzeczywiście o jaki ważny akt konstytucyjny. Uroczystość odbyła się w bogato przybranym �14 kościele po jezuickim, z mowami, salwami karabinowemi i armatniemi. Salwy te towarzyszyły i nabożeństwu w kościele katedralnym. Trzeci raz zagrzmiało 44 dział »wśród wesołego odgłosu podwójnego chóru trąb i kotłów« podczas toastu na cześć N. Pana. Trzy dni trwały uczty, reduty, aż wreszcie 14. września odbyło się pierwsze Zgromadzenie Stanów, na któ-rem wybrano deputatów do Kolegium (Wydziału), sekretarza stanowego i archiwaryusza. Potem znów nastąpiły obiady, ko-lacye, wreszcie wielka reduta zakończyła pięciodniowe uroczystości. Ślad po nich pozostał w sprawozdaniu gubernatora i w adresie członków zebrania stanowego do cesarza. Adres ten zredagowany został w tonie arcyniesmacznym. Wprawdzie — czytamy w nim — zmiana rządu przeraziła z początku umysły ludności, »zentuzyazmowanej swą wolnością« (za Rzpltej), a pierwsze rozporządzenia wywołały nawet »po-strach paniczny«, ale rychło rozproszyły się obawy, gdyż poznano »realne korzyści«, przez rząd dla szczęścia kraju zapewnione. Odkąd naród spostrzegł życzliwość monarchy, »uczuł skutek ojcowskiej troskliwości W. C. M. w sprawie monopolu soli«, wszystkie obawy znikły, a w ich miejsce wstąpiła nadzieja najlepsza. Ustanowienie Stanów przekonało, że monarcha »korzyści nowych poddanych zalicza do swych najszczerszych zajęć«. Chce wszystkich uszczęśliwić, nie chce mieć niewolników. »Czyż można sobie wyobrazić motyw silniejszy, aby przywiązać nas wszystkich węzłami nierozerwalnymi do naszej ojczyzny i do naszego monarchy?« Dalej szła cała litania czułości, po której następowała pokorna prośba, aby »przynajmniej dwaj współobywatele mogli zanieść do stóp tronu serca przepełnione miłością, wiernością« i innemi tego rodzaju podejrzanymi walorami i aby akt ogłoszenia przywilejów, »sta-nowiących fundamenta szczęśliwości ludu« mógł być wydrukowany i opublikowany całemu narodowi...
Owe Stany, ów »sejm postulatowy«, była to parodya samorządu, czy współrządu. Rząd wnosił postulaty, lecz sejmującym nie wolno było nawet zastanawiać się, czy te postulaty przyjąć, a jedynie wolno było naradzać się w jaki sposób je przeprowadzić. Stany bowiem wyrażały swój pogląd non ąuoad ąuestionem a n, sed ąuoad ąuaestionem quo modo. Postulaty te najczęściej tyczyły się spraw podatkowych, sejmujący nie rozprawiali zatem o wysokości i rodzaju podatków, ale jak �15 je na ludność rozłożyć. Pozatem zajmowały się Stany sprawami poboru rekruta, nadawaniem indygenatów, zawiadywały funduszem stanowym. Wolno im było wprawdzie występować z pokomemi prośbami i wnioskami do tronu, ale nad wnioskami tymi nie obradowano, lecz je przesyłano do guber-nium i kancelaryi nadwornej. Dowcipnie też później wyrażono się o galicyjskich sejmach postulatowych, że »prosiły o to, czego nigdy nie otrzymywały, a dziękowały za to, o co nie prosiły*. Stanom przewodniczył gubernator, mający prawo je rozwiązywać. Organem ich wykonawczym było kolegium (wydział) składające się z trzech panów (magnatów) i trzech * rycerzy* pod przewodnictwem gubernatora. Na sejmach — pisał w r. 1786 kasztelan bełzki Ewaryst Kuropatnicki — »nic nie mówią, ale w cichem milczeniu, po podaniu kandydatów elek-cya reprezentantów (kolegium) następuje, poczem zalecanie przez szefa i prezydenta Stanów do indygenatów, które tamże z reprezentantami podpisuje i na tem się sejm jednodniowy zawsze kończy«x). O sejmach stanowych austryackich pisze prof. Balzer: »Był to szczątkowy zabytek średniowiecznych urządzeń państwa stanowego, bez istotnego wpływu na rozwój życia publicznego, bez powagi i znaczenia nie tylko wobec rządu, ale i w społeczeństwie samem, jako martwy kształt rzeczy niegdyś żywotnej, z której uleciał duch, dawniej ją ożywiający* * 2).
Troska o zaludnienie Galicyi, a zarazem jej germaniza-cyc, skłoniła Józefa II. do otoczenia jeszcze większą opieką przybywających z Niemiec protestanckich rzemieślników i rolników. Wolno im było osiadać gdzie się im podobało, wyznawać swą religię, nabywać prawa miejskie. Na mocy rozporządzenia z 1782 rzemieślnicy protestanccy, osiadający w miasteczkach lub dobrach rządowych, otrzymywali bezpłatnie drzewo na budowlę, wapno i cegłę po cenie kosztu ze spłatą w ciągu lat sześciu, zagrodę 1600 sążni kwadratowych z uwolnieniem przez lat sześć od podatku i zapomogę jednorazową w kwocie 50 złr. Rolnicy protestanccy osiadający w jednem miejscu w liczbie 40 — 50 rodzin, dostawali bezpłatnie dom, budynki gospodarskie, bydło, narzędzia rolnicze, oraz odpowiednią x) Geografia albo dokładne opisanie królestw Galicyi i LodomeryL 2) O. Balzer. Historyą ustroju Austryi. �16 ilość gruntów prawem dziedzicznem — uwolnieni byli od wszelkiej robocizny na lat sześć, a od podatków i czynszów na lat dziesięć. Te same przepisy obowiązywały szlachtę, pragnącą na swej ziemi zakładać kolonie protestanckie — patent z roku 1783 przyznawał jej wzamian 300 złr. zwrotu kosztów za każdą rodzinę. Dalsze rozporządzenie z r. 1784 jeszcze bliżej określało świadczenia szlachty względem kolonistów i zastrzegało, że na najmniejszą osadę przynajmniej sześć rodzin przypadać’ winno. Później jeszcze rzemieślników protestantów, ich synów i czeladź sprowadzoną, uwalniało prawo od powinności wojskowej. Prócz tego korzystali przybysze protestanccy ze słynnego edyktu tolerancyjnego (Toleranz Gesetz) z r. 1781, który przyznawał protestantom i dyzunitom różne wolności religijne i obywatelskie, a między innemi własne szkoły, prawo starania się o godności akademickie i t. d. W Galicyi jednak osobne postanowienie z 1782 nie pozwalało stawiać akatolickich domów modlitwy (zborów) na wzór kościołów z wejściem od ulicy; nie mogły też mieć wież, ani dzwonów. Słuszną uwagę uczynił Kalinka, że ta »tolerancya« przyszła do Galicyi w 210 lat po przywilejach Zygmunta Augusta, nadających różno wier-com polskim wolność budowy zborów i nabożeństwa bez’ żadnego ograniczenia.
Do żydów edykt tolerancyjny nie odnosił się, jednakowoż i im przyznano pewne ulgi. Dozwolono im zajmować się rzemiosłami, zakładać fabryki, brać w dzierżawę majątki ziemskie. Gdzie szkół żydowskich nie było, mogli uczęszczać do chrześcijańskich. W Galicyi jednak zakazano im dzierżawienia gruntów chłopskich, młynów, dziesięcin, myt i szynków. Obowiązani byli do przyjmowania nazwisk i to wyłącznie niemieckich. Na każdy cyrkuł ustanowiono rabina, we Lwowie zaś kahał, mający 142 gmin pod swoją władzą.
Wiadomo, że Józef II. tolerancyę swoją umiał godzić z prześladowaniem kościoła katolickiego. Chciał z niego utworzyć instytucyę państwową, niezależną od Rzymu, której byłby panem samowolnym i prawodawcą. Zabronił duchowieństwu znoszenia się ze Stolicą Świętą, usuwał dawne bulle, dekreta, nowych nie pozwalał ogłaszać bez placitum regium, »oczyszczał« książki duchowne i kalendarze, ustanawiał patronów dyecezyalnych, kazał przedkładać kazania do cenzury, kasował procesye i pielgrzymki, polecał usuwać z brewiarza ustępy � — 17 o klątwach rzuconych na monarchów, wtrącał się nawet do nabożeństwa i sposobu jego odprawiania. Oczywiście przytoczyliśmy tu jedynie i to bez wyboru cząstkę jego »ukazów«. Kto się’ im opierał, tego prześladowano, kto im ulegał, mógł b}rć pewnym protekcyi. Wynikiem tego systemu był. rozłam wśród duchowieństwa — księża żądni łaski, karyery, dochodów, krnąbrni, niechcący słuchać kościelnej władzy, stawali się urzędnikami państwowymi, a nawet policyjnymi, szerzyli nową c. k. religię. W Galicyi Józef II. zniósł wszystkie semina-rya, ustanowił tylko jedno generalne we Lwowie, wyjęte z pod władzy biskupiej; sprawowało w niem rządy gubernium, mianujące profesorów, nadające kierunek wychowaniu kleryków. Mimo to Galicya stosunkowo najmniej uległa zarazie, choć jeszcze dziś żyjące pokolenie pamięta ostatnich epigonów tego prądu, owych księży »józefińskich«, urzędników państwowych, cyników i bonviveurów, niosących między lud zgorszenie swem życiem i postępowaniem, a nawet brakiem wszelkiej wiary. I wśród biskupów znajdowali się nie słudzy Boga i Kościoła, lecz sługusi c. k. gubernium.
W ścisłym związku z temi reformami stało zniesienie w ciągu jednego tygodnia (1782) koło siedmiuset klasztorów * austryackich. W Galicyi ubyło ich 54, z czego 15 w samym Lwowie. Przy sposobności zmniejszono i liczbę kościołów, nie-należących do duchowieństwa zakonnego. Sam Lwów stracił ich 22. Jeden przerobiono na zbór protestancki, drugi na cerkiew, trzeci na koszary artyleryi, czwarty na dom poprawy, piąty na piekarnię wojskową i t. d. Srebra i kosztowności zabrano. Z dóbr zniesionych klasztorów, kolegiat, prelatur, powstał fundusz religijny, z którego rząd potem utrzymywał se-minarya i uzupełniał kongruę (płacę) tych biskupów i proboszr czów, których dochody nie przynosiły oznaczonego minimum — korzystało z tego prawie wyłącznie duchowieństwo unickie. Gmachy klasztorne zabierał rząd na swój użytek. Zniesienie klasztorów odczuło na razie szkolnictwo, wiele bowiem klasztorów utrzymywało szkoły i przytułki dla młodzieży. Stracili i ubodzy, znajdujący często posiłek i pomoc u furty klasztornej.
Doniosłe i dodatnie tym razem znaczenie, miało zniesienie poddaństwa niewolniczego (Leibeingenschaft) z zachowaniem jednak stosunku poddańczego (Unterthanigkeit). Wolno 2
CAUCYL �18 było włościanom opuszczać grunta za opłatą i po daniu następcy. Mogli oddawać się rzemiosłom, zawierać małżeństwa według własnej woli. Podlegali wszakże juryzdykcyi dominium (panu) i obowiązani byli do świadczeń i robocizny. Dominium ściągało podatki i rekruta, do niego też należała policya i sądownictwo — obok tego włościanie posiadali własną starszyznę: wójta i przysiężnych. Późniejsze rozporządzenia (od roku 1782 — 1789) zabraniały kredytować poddanym wódkę ponad 3 złp., pociągały do odpowiedzialności dziedzica za pokrzywdzenie poddanych przez ofieyalistów, zakazywały zastawiania gruntów poddańczych lub przemiany ich na dworskie bez zezwolenia cyrkułu, broniły włościan przez przepisy podwodowe od ucisku wojskowych i urzędników, regulowały w 84 artykułach robociznę, daremszczyznę, własności poddanych, obowiązki czeladzi i t. d. Ostatni z tych patentów, znany pod nazwą pańszczyźnianego (1786) określił robociznę podług stosunków panujących w Austryi (najwyżej 3 dni tygodniowo, 8 godzin w zimie, 12 w lecie). Wreszcie w r. 1789 zabroniona dziedzicowi zawierać z poddanym jakąkolwiek ugodę bez zezwolenia urzędu cyrkularnego.
Z dalszych rozporządzeń, patentów, wspomnieć należy 0 wprowadzeniu fabuli (hipoteki), o łaskach przyrzeczonych neofitom, o ordynacyi sądowej, o nadaniu przywilejów cudzoziemskim rolnikom wogóle (Józef II. miał na myśli ściąganie do Galicyi pogranicznych chłopów polskich), wreszcie o zmianie podziału administracyjnego w r. 1782. Zaprowadzono wówczas 18 cyrkularnych urzędów, a Księstwa Oświęcimskie i Zatorskie stanowiły osobne jednostki administracyjne.
W r. 1783 przeprowadzono ową ankietę urzędową, o której była już wzmianka powyżej, a która miała na celu zbadanie stanu Galicyi i usposobienia jej mieszkańców. Wiemy jak starostowie scharakteryzowali stosunek szlachty do władzy 1 jak zaznaczali niezadowolenie ludu. Zrównanie w przywilejach włościan z Polski z rolnikami niemieckimi nie dawało żadnego rezultatu — »ani jeden chłop porządny z rodziną nie przybył do cyrkułu bełzkiego« skarżył się tamtejszy starosta. Ogólne utyskiwania starostów wywoływało duchowieństwo. Uważając Galicyę za siedlisko obskurantyzmu, a księży traktując jako funkcyonaryuszów państwowych, p. p. starostowie mieli do nich nieraz dziwne pretensye. Tak np. starosta sta�19 nisławowski z oburzeniem pisał, że duchowieństwo szerzy ślepe przywiązanie do Stolicy Apostolskiej, że jest przesiąknięte przesądami teologicznymi i filozoficznymi. Jeszcze księża łacińscy znajdowali jakie takie uznanie, przyznawano im bowiem wywieranie na lud wpływu moralnego, ale na duchowieństwie ruskiem ankieta suchej nitki nie zostawiała. Księża uniccy byli dla niej wcieleniem głup’oty i ignorancyi (zdanie starosty przemyskiego) — wielu z nich nie było w możności ani wygłaszać kazań, ani uczyć dzieci katechizmu, natomiast siało nienawiść do dworu. Skutkiem ciemnoty swych duchownych przewodników chłop nie odróżniał schyzmy od unii. A jednak, i to duchowieństwo nie było bez pewnej zalety: chętniej niż łacińskie wykonywało rozporządzenia cyrkularne...
Smutny widok, według relacyi starostów, przedstawiały miasta. Były tak biedne, że nie miały środków nawet na sprawienie sikawek wężowych i zbudowanie studzien, jakich wymagały przepisy ogniowe. Prócz Lwowa tylko Jarosław i Rzeszów posiadały po jednej sikawce wężowej, a Przemyśl z braku funduszów przerwał budowę studni. Wobec takich stosunków warto podkreślić, że jednocześnie w obciętej Polsce »komisye porządkowe« (boni ordinis) skutecznie pracowały nad uporządkowaniem wewnętrznym miast, w czem niósł im dzielną pomoc i departament policyi.
Smutnie w świetle ankiety przedstawiało się szkolnictwo. Wydano wprawdzie przepisy, aby miasta pozakładały szkółki, ale rozporządzenie to zostało na papierze. Były miasteczka,, w których nawet nie miał kto katechizmu nauczać. Mocno panów starostów gniewał Kraków za to, że przyciągał młodzież; galicyjską do siebie i »wychowy wał ją na wrogów zasad monarchicznych«. Przyznawała ankieta, cośmy już powyżej zaznaczyli, że na polu szkół średnich wybitną była działalność duchowieństwa,, zwłaszcza zakonnego, ale rząd ją ścieśnił. Zresztą, Józef II. był przeciwnikiem średniego wykształcenia, sądził bowiem, że na podobny »zbytek« może sobie pozwolić państwo dopiero po zaspokojeniu potrzeb oświaty ludowej.
Relacye starostów poruszały też sprawy ekonomiczne, podnosiły między innemi zdolności kobiet wiejskich do tkactwa. Wogóle tkactwo było szeroko rozpowszechnione w części zachodniej kraju (koło Andrychowa, Myślenic, Żywca) i miało zbyt w Anglii, Holandyi, Francyi, Rosyi i Prusiech 9* �20 a nawet w Turcyi. W bocheńskiem całe wsie zajmowały się garbarstwem. Handel pozostawał w rękach żydów, do których starostowie nie żywili sympatyi, malowali w jaskrawy sposób ich wyzysk, przesądy i niechlujstwo. Wyrażali zdziwienie jak Rzeczpospolita mogła ich protegować, pozwolić im na zajęcie wybitnego stanowiska w życiu ekonomicznem 1).
Ale wracajmy do działalności Józefa II. w Galicyi. Brakowało mu w niej zdolnych, wykształconych i mówiących językiem krajowym urzędników dla przeprowadzenia idei społecznych i politycznych. Trudno, aby Wiedeń mógł ich dostarczyć, — wiemy też dobrze jak zdecydowaną opinię miał cesarz o tej kanalii, co za Maryi Teresy zalała Galicyę. Więc też 21. października 1784 podpisał dyplom fundacyjny uniwersytetu lwowskiego. Akt sporządzony po niemiecku, nadawał prawo udzielania stopni akademickich, wyboru rektora i senatu. Uniwersytet złożony z 4 wydziałów był połączony z wyższem gim-nazyum. Sam Józef II., wglądał w szczegóły jego założenia, sam wybrał mu na pomieszczenie klasztor potrynitarski (dziś na tem miejscu wznosi się »Narodny Donu), sam zajmował się wyborem ciała profesorskiego. Pomagał mu w tein gorliwie wielki zwolennik jego reform, ks. Antoni Wacław Betański, pierwszy z nominacyi austryackiej biskup przemyski, Czech, były niegdyś sekretarz hetmana Jana Klemensa Branickiego. On też został pierwszym rektorem (rector magnificus). Przejęty doktrynami józefińskiemi, tchnął w oddaną jego pieczy in-stytucyę, ducha nawskróś państwowego. Dziekanem wydziału teologicznego został ultrarządowiec ks. Jan Babtysta Tinziger, drwiący sobie ostentacyjnie z władzy biskupiej. Na czele wydziału prawniczego stanął Antoni Pfleger, człowiek prawdziwej rfauki, na czele wydziału lekarskiego westfalczyk Burchard Swebert Schiwerek. Wreszcie dziekanem wydziału ’ filozoficznego był gorący patryota węgierski Martinovics, tajny rewolucyonista, jakobin, który w roku 1795 oddał w Budzie głowę pod miecz katowski. Ciało profesorskie również uderzało rozmaitością typów i charakterów. Były wśród niego, powiada historyk uniwersytetu, awanturnicze, dziwne egzystencye, typy powieściowe, często ludzie niepospolitych
Ł) Tokarz. Galicya w początkach ery józefińskiej w świetle ankiety urzędowej 1783. Kraków 1909. �21 zdolności, którzy jednak jako oderwani od pnia, niezrówno-ważeni, obcy, nie oddziaływali na młodzież, a natomiast, ulegając prądom z góry idącym, tracili czas na kłótnie z Kościołem 1). Językiem wykładowym był łaciński.
W r. 1784 ustanowiono nagrody dla pilnych rolników, oraz ogłoszono ulgi podatkowe za ulepszenia budowli wiejskich. Jednocześnie padł na żydów cios: powołano ich do odbywania służby wojskowej. W r. 1785 wprowadzono do sądów język niemiecki, który w ciągu trzech lat miał wyprzeć z nich całkiem język polski, — taki bowiem termin czasu pozostawiono sadownikom Polakom do nauczenia się po niemiecku. Rok 1787 przyniósł »sądy szlacheckie«i pierwszy wyłom w prawach polskich, mających tymczasowo moc obowiązującą, w tym roku bowiem wprowadzono pierwszą część kodeksu józefińskiego (prawa osobiste). Do licznych podatków przybył w roku 1788 podatek wojenny. W r. 1789 zaprowadzono nowy wymiar podatku gruntowego (»uniwersał urbaryalny«), który wywołał głośne niezadowolenie szlachty.
Niezadowolenie wogóle rosło z; dniem każdym, podsycane wiadomościami nadchodzącemi z Polski. Reformy »sejmu czteroletniego« budziły ducha, a wypadki polityczne kazały się spodziewać ziszczenia najdroższych nadziei. Austrya z Rosyą związane przymierzem prowadziły wojnę z Turcyą (prócz tego Rosya ze Szwecyą), a Prusy coraz wyraźniej wobec obu tych państw zajmowały wrogie stanowisko, zawarły przymierze z Wysoką Portą i popierane przez Anglię dążyły do traktatu zaczepno-odpornego z Polską. Z Rosyą nie liczył się już sejm czteroletni i szeroko mówiono o odzyskaniu dla Polski Galicyi. Delegaci galicyjscy znaleźli się na jesień r. 1789 w Warszawie, gdzie zawiązano komitet dla przygotowania w Ghełmskiem konfederacyi, która miała wkroczyć do Galicyi. Komitet ten prowadził tajne układy z komitetem zawiązanym we Lwowie, przez wysłanego w tym celu Kazimierza Rzewuskiego...
Z tego czasu pochodził głośny list Anonima do cesarza Józefa. Anonim ów, senex octuagenarius, mmąucim mendaz, ostrzegał pośrednio przed niebezpieczeństwem, przedstawiając ciężkie położenie ekonomiczne Galicyi i wykazując do jakiego stopnia urzędnicy wywołują wrzenie w kraju. Anonim
Finkel. Historyą uniwersytetu lwowskiego. �22 oskarżał ich o traktowanie szlachty zelżywemi słowy, o drwiny z jej uczuć, o arbitralne ściąganie kar niesłusznie nakładanych.
List wywarł na cesarzu wrażenie. Już nazajutrz po jego otrzymaniu (16 stycznia 1790) cesarz wysłał do hr. Brigido żądanie, aby mu o treści listu wydał opinię. Brigido odpisał natychmiast 20 stycznia. W odpowiedzi swojej zaznaczył, że i podatki i ciężary, »są w najwyższym stopniu dotkliwe«, co uzasadniał cyframi. Obecnie wynoszą (pisał) zwykłe podatki 2, 238.787 złr., kiedy stare wynosiły 996.942. Do tej kwoty należy doliczyć regia w sumie 271.331, podatek wojenny 700.000, wreszcie dostawę w naturaliach wynoszącą około 750.000. Nędza Galicyi jest następstwem złych rządów, rozporządzeń, przewrotów politycznych. Niezadowolenie jest powszechne — żadna warstwa pod tym względem nie stanowi wyjątku. Gdyby Prusy zawarły przymierze z Polską, miałaby Austrya, prócz nich, trzeciego wroga: Galicyę. Prowincya ta nie jest w możności ponosić narzuconych jej ciężarów...
Pć odebraniu tej opinii cesarz natychmiast zwołał do rozpatrzenia sprawy komisyę, która już 5. lutego ukończyła swe czynności. Przyznała, że jest źle, ale złemu nie zapobiegną obecni urzędnicy. Należy ich stopniowo usuwać, a na razie zmniejszyć podatki1).
Ale nie danem było Józefowi II. pójść za radą komisyi. Dzień 20. lutego 1790 r. był ostatnim dniem jego życia. Wstąpił po nim na tron Leopold II., jego brat, człowiek całkiem inny, »jeden z najlepszych Habsburgów «...
Zwrot ku lepszemu za Leopolda II. — Franciszek II. — Trzeci rozbiór. — Czasy napoleońskie.
Deputaci galicyjscy wysłani do Wiednia dla powitania nowego monarchy, zawieźli ze sobą adres, a raczej memoryał, z projektem nowej, rzeczywistej konstytucyi dla Galicyi. Nie tylko zmiana na tronie, ale i stosunki polityczne (traktat Prus z Polską został zawarty) dodawały im otuchy i stanowczości. Adres był jedną wielką skargą na system rządowy. Wykazywał upadek handlu i rolnictwa, zmniejszanie się ludności, obni-
J) Wł. Łoziński — Galicyana. �23 zenie wartości ziemi. Podatki przewyższają czysty dochód opodatkowanych, inne ciężary »pozbawiają ich nawet rtego, co jest do życia potrzebne«. ^Narodowość polska unicestwiona;., stała się poddaną narodu panującego. Obywatele usunięci od administracyi, stali się obcymi we własnej ojczyźnie« — mało braknie, a nawet ich interesa prywatne dostaną *się w ręce obcych, »przez zaprowadzenie w trybunałach sądowych ję-. zyka, którego nie znamy«. Wolność, prawa nienaruszalne człowieka są skrępowane... Prawo karne nie odpowiada w pewnych punktach najprostszym pojęciom sprawiedliwości, błędy i uchybienia stawiają na równi ze zbrodniami... »Stany są ty-lko cieniem, przedstawiającym faktycznie unicestwioną narodowość, a wskutek błędnej organizacyi nie są nawet w możności u stóp tronu wyrazić żalów i zwątpienia całego narodu«. Między dziedzicami a poddanymi zapanowała wzajemna niechęć, jedni w drugich widzą swych wrogów. Wskutek niedopełnienia przez rząd zobowiązań, zaciągniętych wobec poje-chmczych obywateli, »nawet najkorzystniejsze jego propozycye przyjmowane są z-nieufnością«. Dawne ustawy straciły moc, a nowe nie odpowiadają fizycznym i moralnym potrzebom kraju. Mnogość i nieścisłość rozporządzeń sprowadziła swawolę niższych organów władzy. Ustawy zamiast być tarczą zasłaniającą obywateli, stały się »bronią zaczepną«, gdyż urzędnicy interpretując je »uzurpują niejako dla siebie władzę ustawodawczą... i zaostrzają surowość rozporządzeń dokuczliwo-ścią osobistych charakterów«. Wszyscy są wysławieni na despotyzm urzędników cyrkularnych i »wydani na pastwę tłumu komisarzy«. Nawet sądownictwo powiększa brzemię ucisku, nie osłania i nie broni niewinnych — a »przemożna w kraju juryzdykcya polityczna przygniata jego powagę«. Po przedstawieniu tego »smutnego a prawdziwego obrazu położenia«, adres kończył się słowy: »Tylko mądrość W. C. Mości może ustrzedz wiernych poddanych od ruiny. grożącej z anarchii, której na pastwę jesteśmy oddani«...
Szczegółowo opracowanego projektu konstytucyi nie będziemy streszczać, ponieważ pozostała tylko pobożnem życzeniem. Zaznaczymy jedynie, że proponowana Magna Charta Leopoldina pragnęła zapewnić Galicyi stanowisko odrębne, wybitniejsze nawet pod wielu względami od tego, jakie Wę ) �24 gry zajmowały w monarchii austryackiej *). Na tak »daleko sięgające« żądania, nie był bez wpływu komitet warszawski, który nalegał, aby »>nie dać się uprzedzić ustępstwom Leopolda*.
Cesarz adres i projekt przyjął życzliwie, choć żądania uznał za wygórowane. Chciał nadać Galicyi »statut trwały«. Na razie zniósł podatek urbaryalny, czem sobie ujął szlachtę. Nad przyszłym ustrojem Galicyi radziła wybrana komisya. W protokołach jej znajdujemy potwierdzenie opinii o urzędnikach, jako »zbieraninie« i o »samowoli cyrkułów«, ale jednocześnie występują silnie zamiary prowadzenia polityki eksterminacyjnej. Stanowczo odrzucono wniosek przywrócenia praw językowi polskiemu, gdyż »szlachta żywi szkodliwe przywiązanie do Rzeczypospolitej i trudno na nią liczyć w razie wojny«. Będzie ona zawsze niezadowoloną, gdyż nic jej nie wynagrodzi stanowiska, jakie w Polsce posiadała.
Wogóle biurokracya postanowiła wytężyć, wszystkie siły, aby nie dopuścić do obalenia swej wszechmocy. W protokółach kancelaryi nadwornej przechowało się żądanie usunięcia galicyjskich deputatów, pozostających w Wiedniu, od wszelkiego wpływu, gdyż »nie można sobie wystawić nic więcej poniżającego dla tronu, nic zgubniejszego jako przykład dla^in-nych prowincyj, jak samo wejście z nimi w rozprawę w sposób formalny... Propozycye ich są tego rodzaju, że dziwić się należy, iż wogóle powstać mogły«... Mimo to dalej radzono, deputacya projekt swój przerabiała.
Przychylnym, a conajmniej nieprzeciwnym akcyi konstytucyjnej był hr. Brigido, któremu cesarz Leopold przesiał do oceny 52 punkty ułożone przez deputacyę. Akcya ta wywołała silny ruch w kraju, bez przeszkody ze strony gubernatora. Po-zawiązywały się we Lwowie i na prowincyi liczne komitety obywatelskie, odbywały się narady, prowadzona była obszerna korespondencya. »Rozbudziło się chwilowo takie życie polityczne, jakiego jeszcze nie było w Galicyi od chwili jej przyłączenia do Austryi, jakiego nie można było — nawet oczekiwać po martwocie józefińskiego okresu« * 2). Swoją drogą pracował
’) Obszerną o niej wiadomość podaje Stan. Starzyński. Projekt galicyjskiej konstytucyi, Lwów, 1893. 2) Bronisław Łoziński. Z historyi Stanów galicyjskich. Bibl. War-.szawska, 1904. �25 dalej Rzewuski — 23. kwietnia 1790 utworzył on związek, którego akt podpisało 5.000 szlachty. Wkrótce jednak rząd zakazał ».schadzek«.
Tymczasem wisiała w powietrzu wojna między Austryą i Prusami — odzyskanie Galicyi dla Polski wydawało się kwe-styą paru miesięcy. Leopold II. wszczął jednak za pośrednictwem Anglii rokowania i przyszło do zawarcia konwencyi prusko-austryackiej w Reichenbachu (27. lipca 1790). Leopold zobowiązał się zawrzeć na własną rękę pokój z Turcyą, a tem samem zerwać z Rosya. Wprawdzie już o odebraniu Galicyi nie można było marzyć, ale fatalne pod tym względem wrażenie, jakie konwencya reichenbachska wywarła w Warszawie, zrównoważyła nadzieja, iż odosobniona Rosya, przeciw której tworzyła się potężna koalicya, nie będzie mogła wtrącać się w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej. To przyspieszyło reformę rządu, której ostatnim wyrazem miała być konstytucja 3. maja.
Na dwa tygodnie przed jej uchwaleniem stanęło prawo o miastach. Doniosłość jego odczuł rząd austryacki. De Cache, poseł jego w Warszawie, w raporcie swym zwracał uwagę, że nowe prawo ściągnie do Polski ludność z sąsiednich krajów, sądził więc, że należałoby może zaradzić temu, aby »i z Galicyi nie ciągnęli tu przybysze«. Uwaga ta uderzyła cesarza Leopolda, który polecił zapytać gubernatora Galicyi, »coby należało zrobić dla mieszczan i chłopów Galicyi wobec reform dokonanych w Polsce«!).
Wobec konstytucyi 3. maja zachowała się Austrya przychylnie, a nawet zachęcała Rosyę do jej uznania. Na zjeździe w Pilnitz, (sierpień 1791) cesarz Leopold i Fryderyk Wilhelm postanowili nic nie przedsiębrać, ooby naruszyło całość Rzeczpospolitej i jej konstytucyę. Niestety Leopold umarł (1. marca 1792), Rosya zawarła pokój z Turcyą, (a poprzednio już i ze Szwecyą), zawiązała konfederacyę targowicką i wkroczyła do Polski. Książę Józef walczył z przeważającemi siłami, Prusy zdradziły, król przystąpił do Targowicy — i drugi rozbiór Polski stal się faktem dokonanym.
Austrya nietylko nie wzięła w nim udziału, ale udawała, że się czuje nim zgorszoną. »Gubemator Galicyi — pisze i) i) Kalinka. Sejm czteroletni. �26 w swym pamiętniku Kołłątaj — miał od swego dworu zlecenie szukać między znaczącymi Polakami takiego, któryby podjął się zrobić insurekcyą gdyby był na to od Austryi wezwany«. Jak się później okazało, szło o wybadanie, czy w Polsce zanosi się na powstanie i o obudzenie ufności Polaków do rządu cesarza Franciszka II. Zaczęto więc porozumiewać się z Polakami, ale »koinfidencya« krótko trwała, a nawet gubernator Brigido, który ją otworzył, »odwołany został« kończy Kołłątaj swą relacyę1). Poprzednio już (1793) »oddalono z Wiednia w przyzwoity sposób deputatów galicyjskich«2).
W początkach powstania Kościuszki, rząd austryacki zachowywał się neutralnie, a nawet napozór przychylnie, gdyż pozwalał przechodzić przez Galicyę oddziałom Łaźnińskiego i Wyszkowskiego, dążącym z Ukrainy, jednocześnie jednak czynił inne przeszkody, na które skarżył się Kościuszko przed hr. Brigido. W rzeczywistości cesarz Franciszek z góry postanowił zaokrąglić bez trudu swe posiadłości. Już 5. kwietnia 1794, a więc w 12 dni po wybuchu powstania, zapadło w Wiedniu postanowienie, porozumienia się z dworem berlińskim i petersburskim. Wkrótce nakazano oddziały polskie, wkraczające do Galicyi, rozpędzać, a rosyjskie i pruskie przyjmować po przyjacielsku. Później polecono wojsku austryackiemu zająć Kraków, aby uprzedzić Prusy, ale spóźniono się. Wreszcie 1. i 2. lipca wkroczyły wojska austryackie w granice województwa lubelskiego, »w celu usunięcia wszelkich niebezpieczeństw, na jakie mogłyby być wystawione granice Galicyi, jako też w celu zapewnienia bezpieczeństwa i spokojności krajów J. C. Mości«. Kościuszko, aby nie mieć do czynienia z trzecim wrogiem, kazał wojsk austryackich nie zaczepiać. Posunęły się na Lublin, walk nie staczały, (raz tylko przetrzepał je pod Józefowem major Cybulski) 3), ale szkodziły powstaniu, gdyż zabierały rekrutów, sprawiały dywersyę strategiczną, utrudniaty zaprowiantowanie oblężonej Warszawy...4).
Przy trzecim rozbiorze powiększyła Austrya swe posiadłości krajem pomiędzy Pilicą, Wisłą i Bugiem, to jest resztą 9 Bartoszewicz. Dzieje insurekcyi kościuszkowskiej. Wiedeń, wydanie drugie. 2) Kalinka. Sejm czteroletni. 3) Bartoszewicz 1. c. 4) Obszernie o zachowaniu się Austryi w »Kościuszce« Korzona. �27 województw krakowskiego, sandomierskiego i lubelskiego, ziemią Chełmską, oraz częścią Mazowsza, Podlasia i Litwy (woj. brzesko-litewskiego). Nowemu nabytkowi nadano nazwę Galicyi zachodniej, podzielono go na sześć cyrkułów, gubernatorem mianowano Margelika. Obie Galicye liczyły wówczas 4, 899.330 mieszkańców, (wschodnia 3, 611.132, zachodnia 1, 288.198).
Po hr. Brigido krótko rządził we Wschodniej Galicyi Józef. Mailath Szekely, po którym miejsce gubernatora zajął hr. Jan Gaisruck (1795 — 1801).
Sejmów stanowych, galicyjskich prawie całkiem w tych czasach nie zwoływano, — jedyny bowiem, o jakim wiemy, odbył się w r. 1795 w celu uchwalenia nadzwyczajnych podatków na cele wojenne. Dopiero w roku 1802, kiedy ma gubernatorstwie Galicyi zasiadał Józef Kermenyi (1801 — 1806), uznano za konieczne przywrócenie tej fikcyi konstytucyjnej, raz dlatego, aby nie odróżniać Galicyi od innych krajów ko-ronnj-ch, coby jej nadawało cechę odrębności, a następnie w tym celu, aby wydziały stanowe dostarczały materyału do obrazu stanu kraju i uwzględnienia jego.potrzeb x). Zachodziło jednak pytanie, jak zastosować patent józefiński z 1782 r. do Zachodniej Galicyi. Cesarz Franciszek, reakcyonista w każdym calu, który, jak opowiadał jego lekarz przyboczny br. Stifft, wyrazu »komstytucya« nie chciał słyszeć, pragnął rozstrzygnąć rzecz w sposób bardzo prosty, a mianowicie bez zwoływania Stanów, mianować sześciu dożywotnich członków Wydziału. Oparła się temu kancelarya nadworna, aby nie czynić wyłomu w ogólnej zasadzie — rozpoczęły się długie debaty, korespon-dencye z gubernatorem i — sejmu nie zwołano. Zdaje się, że wynikiem tej »kwestyi« było połączenie obu Galicyi w jedną całość w r. 1803.
W dziesięcioleciu 1795 — 1805 nie zaszły żadne poważniejsze zmiany, prócz tego, że ustanowiono ponownie w r. 1797 dla obu połów Galicyi osobną nadworną kancelaryę, na której czele stanął Józef Mailath jako kanclerz, a hr. Józef Woyna jako jego zastępca. Na reformy zresztą nie było czasu. Austrya drżała w swych posadach pod ciosami miecza Bonapartego. 0 Motywów tych domyśla się Boi. Łoziński w cytowanej wyżej rozprawie. �28
Po Lodi i Arcole, nastąpiło Marengo i Hohenlinden, a wreszcie zabłysło »słońce Austerlitzu«. Skurczyły się granice monarchii* szybkim krokiem dążyła ona do częściowego bankructwa. Rosły podatki wojenne, sprzedawano przez licytacją »królewsz-czyzny«.
Na Galicyi w tym‘czasie próbowano nowych kodeksów cywilnego i karnego. Nie bez ujemnego wpływu na jej życie społeczne i ekonomiczne, były przemarsze wojsk austryackich w r. 1802 i przechód wojsk rosyjskich w r. 1805. Lwów w roku 1804 obchodził uroczyście przyjęcie przez Franciszka II. tytułu cesarza austryackiego (w dwa lata później zrzekł się korony cesarstwa rzymskomiemieckiego i podpisywał się odtąd Franciszkiem I.). W r. 1805 zwinięto uniwersytet lwowski ze względu, że po trzecim rozbiorze w granicach Galicyi znalazł się Kraków ze swą prastarą Alma Mater. Przeniesiono też do Krakowa część profesorów lwowskich i zbiory uniwersyteckie. We Lwowie miejsce uniwersytetu zajęło Liceum, wyższy zakład naukowy, obejmujący kursa teologiczne, filozoficzne, prawnicze i studyum chirurgiczne (zamiast medycyny). Liceum liczyło mniej katedr niż uniwersytet i nie miało prawa udzielania stopni doktorskich.
Oddając suiim caiąue, należy przyznać, że ówczesny rząd galicyjski czynił starania o podniesienie ekonomiczne kraju. Ogłaszał nauki o chowie bydła, owiec i koni, o uprawie lnu, o sadzeniu drzew śliwowych. Z podróży »naukowo-polity-cznych« Baltazara Hacąueta, radcy górniczego i profesora hi-storyi naturalnej na uniwersytecie krakowskim, z notat podróżnika i statysty Józefa Bohrera, a zwłaszcza z rozpraw i artykułów pastora Bredetzkiego dadzą się wyciągnąć ciekawe szczegóły o budzącym się w kraju przemyśle, oraz postępie rolnictwa i hodowli. Zaczęto nawet dobywać olej skalny, którym smarowano osie u wozów *).
W r. 1807 za gubernatorstwa w Galicyi hr. Krystyana Wurmsera stanęło Księstwo Warszawskie. Galicya znów odżyła nadzieją. I nie czekała długo, bo oto w r. 1809 podczas wojny Austryi z Napoleonem, na dwa miesiące przed Wagram, wkroczyła do niej armia polska księcia Józefa. Sokolnicki
J) Streszczenie prac wymienionych trzech pisarzy podał Stan. Pe-plowski w »Galicyanach«. �przyjmował w Lubartowie deputacyę galicyjską, wjechał niemal tryumfalnie do Lublina i zdobył Sandomierz. Lwów podejmował gościnnie lekką awangardę Rożnieckiego, wreszcie książę Józef stanął »pod Baranami« w Krakowie. Ulotniły się władze austryackie, — miejsce ich zajął »Rząd wojskowy tymczasowy^.. Budziła wszakże niepokój jednoczesna okupacya Galicyi przez armię rosyjską »sprzymierzoną« z Napoleonem.
Nie tu miejsce na przypominanie dziejów 1809 roku. Wielkie nadzieje zawiodły, ale bądź co bądź straciła Austrya na rzecz Księstwa Warszawskiego całą Galicyę Zachodnią, okręg dokoła Krakowa, a z pierwszego zaboru cyrkuł Zamojski — Wieliczka została obu państw współwłasnością (kon-dominatem). Nie na tem jednak ograniczył się »rozbiór« Galicyi; Rosya bowiem za fikcyjną pomoc, a raczej przeszkadzanie Napoleonowi, zabrała cyrkuł tarnopolski i części cyrkułów Zloczowskiego, Brzeżańskiego i Zaleszczyckiego.
Gubernatorem tak okrojonej Galicyi został w r. 1810 hr. Piotr Goess. Był to, po hr. Brigido, drugi z rzędu przychylny krajowi gubernator, choć ta przychylność miała głównie na celu interes austryacki, a mianowicie połączenie Galicyi z państwem ^nierozerwalnymi węzłami«. Przy końcu swego urzędowania politykę rządową w Galicyi nazwał Goess »małymi środkami w porównaniu z wielkim celem«, a plan przekształcenia Polaków w krótkim czasie na Niemców, był według niego »niebezpiecznem urojeniem« (memoryał z r. 1815). Zdołał on też zaraz po objęciu urzędu przekonać Wiedeń o małej korzyści z nasyłania niemieckich rzemieślników do miast galicyjskich. Czynił starania o przywrócenie uniwersytetu lwowskiego, dbał o poprawę wychowania publicznego, a szczególną opieką otaczał rolnictwo, widząc w niem główne źródło dobrobytu kraju. Prócz liceum, sześć gimnazyów w miastach cyrkułowych miało, otrzymać nauczycieli rolnictwa — w szkole rolniczej w Wiedniu utworzono sześć miejsc dla stypendystów galicyjskich. W założonej w kwietniu w r. 1811 urzędowej Gazecie Lwowskiej, co wtorek i piątek wydawanej w języku-polskim, ogłoszono konkurs z nagrodami 200 złr. i 100 złr. p. t. Pytanie do rozwiązania (Preisfrage). Szło mianowicie o to, jakie gałęzie przemysłu lub płody ziemi nadawałyby się w Galicyi »do udoskonalenia i powiększenia«, gdzieby mogły mieć zbyt, aby powrócić Galicyi kwoty wydawane na wyroby obce i jakie �30 środki ku temu byłyby »najdogodniejsze i najprzyzwoitsze«. Pierwszą nagrodę na konkursie otrzymał pastor Bredetzky za rozprawę »0 przemyśle i gospodarstwie wiejskiem w Galicy! tudzież środkach podniesienia onychże«, drugą radca magi-stratualny Nowakowski, właściciel Chorostkowa za »Odpowiedź na pytanie«. Gazeta lwowska pełna była rozprawek tyczących się przemysłu i rolnictwa; pojawiały się w niej również opisy statystyczno-topograficzne różnych cyrkułów Ga-licyi, takie artykuły jak »Wody galicyjskie«, »Kronika instytutów edukacyjnych w Galicyi«, liczne rozprawki o dzierżawach, o pańszczyźnie i jej zniesieniu, wreszcie wiadomości statystyczne o całej Galicyi1). Dla podniesienia chowu koni i bydła wyznaczono nagrody dla dominiów posiadających najlepsze stajnie i obory i dla włościan za najlepsze okazy. Gubernator Goess często udawał się na objazd cyrkułów, aby naocznie przekonać się o stanie i potrzebach kraju. Zwiedził między innemi »Zakopane pod Giewontem« i Krynicę, około podniesienia której zaczęto się krzątać tak poważnie, że już w roku 1812 zaczęła współzawodniczyć z głośnym na Węgrzech Bar-dyowem. Prócz Krynicy, z miejsc kąpielowych, podnosił się Lubień, powracało do daiwnej sławy Szkło, w którem już Sobieski radził kuracyę Marysieńce* 2). Do liceum lwowskiego wprowadzono wykłady prawa polskiego, które rozpoczął 8. listopada 1811 Jan z Dobry Dobrzański »wszelkich praw doktór, oraz prawa polskiego i postępowania sądowniczego publiczny profesor«.
Ale nadszedł rok 1812, który przerwał prace pokojowe w całej Europie. Napoleon za pomoc Austryi gwarantował jej wprawdzie traktatem, przed samą wojną zawartym, posiadanie Galicyi, ale proponował jednocześnie zamianę jej na Illiryę. x) Ciekawe jest np. zestawienie statystyczne lat 1808 i 1810. W ciągu tych dwu lat ubyło nieco chałupników, ale przybyło 1391 »artystów, mieszczan i rzemieślników« i’ 19.828 włościan. Liczba kobiet wzrosła o 14.462, za to liczba mężczyzn zmniejszyła się o 9.966, a to wskutek wojny i rekrutacyi. W r. 1810 było miast 88, przedmieść 69, miasteczek 163, wsi 5.384. Ludność żydowska wynosiła 167.255. 2) W spisie podań o paszporty z Królestwa do wód zagranicznych w r. 1815 znalazłem kilkanaście osób jadących do Krynicy, a kilka do Lubienia. Najwięcej Królewiaków jeździło do Karlsbadu i do wód na Śląsku pruskim (Reinerz, Warmbrunn i t. d.). �31
Ta gwarancya i propozycya objęta była artykułem VI., przewidującym odbudowanie Polski.
Polski nie odbudowano — ofiarą klęsk i upadku Napoleona stało się Księstwo Warsżawskie. Austrya na kongresie wiedeńskim oświadczyła chęć oddania Galicyi na rzecz wskrzeszenia niepodległej Polski. Gdy jednak o takiem rozwiązaniu kwestyi polskiej, wobec planów Aleksandra I., nawet mowy być nie mogło, pragnęła wykroić dla siebie z Księstwa Kraków z Wieliczką i obwód Zamojski. Skończyło się na przyznaniu jej Wieliczki i przyłączeniu napowrót do Galicyi okręgu Tarnopolskiego, odstąpionego Rosyi w r. 1809. Kraków został miastem »wolnem, niepodległem i ściśle neutralnemu. W roku. 1816 przyłączono na nowo do Galicyi Bukowinę.
IV.
Od kongresu wiedeńskiego do powstania listopadowego..
Po rozstrzygnięciu kwestyi polskiej na kongresie wiedeńskim, wśród oświadczeń złożonych do protokółu przez reprezentantów mocarstw, znajdowało się i oświadczenie Metter-nicha. Wspomniał w niem, że cesarz Franciszek gotów był do »największych ofiar« dla odbudowania Polski, że zasady kierujące dostojnymi jego poprzednikami i nim samym, aż do epok podziału 1773 i 1795 »uroczyście były dochowywane«, a do porzucenia ich zmusił jedynie zbieg okoliczności, niezależnych od monarchów austryackich. Z przykrością poświęcając swe życzenia, cesarz dla swych dotychczasowych Polaków i dla tych co się dostaną pod jego panowanie, żywi »ojcowskie zamiary«. Wie dobrze, że », szczęście’ ludów, będące najlepszą rękojmią siły i jedności państwa, zależy od sprawiedliwego uwzględnienia przez rząd tego wszystkiego, czego się domaga duch narodowy«. Podziela liberalne zasady, wypowiedziane w nocie angielskiej i cieszy się z noty rosyjskiej, oznajmiającej Polakom nadanie instytucyi zgodnych z ich — duchem narodowym.
Liberalizm ten znalazł swój wyraz w V. artykule ^Traktatu przyjaźni« zawartego 3. maja między cesarzami Rosyi i Austryi. »Polacy — czytamy w tym artykule — poddani ka�32 iclej respectiue wysokiej Strony kontraktującej, otrzymają re-prezentacyę i ustawy narodowe, zastosowane do formy bytu politycznego, jaki każdy z Rządów, pod którymi zostawać będą, nadać im uzna za użyteczne i przyzwoite«. Taki sam ustęp znajdował się w »traktacie przyjaźni* zawartym między monarchami Prus i Rosyi.
Zobaczmy jak cesarz Franciszek dotrzymał swego przyrzeczenia.
Choć cesarz sam nadawał kierunek polityce, i wtrącał się do wszystkiego, mówiąc, że mógłby być użytecznym »hofratem«, rządy jednak jego państwa już od r. 1809 spoczywały głównie w ręku kanclerza Klemensa Metternicha, przedstawiciela skrajnej reakcyi. System jego, znienawidzony przez wszystkie ludy austryackie, runął z nim razem dopiero w r. 1848.
Rozwój jednak życia konstytucyjnego i ekonomicznego w Królestwie Polskiem, więcej niż obietnice Franciszka L, wpłynął na zachowanie się rządu wobec Galicyi w pierwszych latach po kongresie. Wprawdzie »ustawy narodowe« pozostały jedynie w artykułach traktatu, ale nastąpiła odbudowa pozornej »reprezentacyi«, to jest Stanów galicyjskich.
Odbudowa ta dowodzi jak można przy »dobrej woli« spaczyć szerszą myśl polityczną. Wskrzeszenie Stanów było bowiem następstwem memoryału hr. Goessa, który podczas Kongresu wiedeńskiego, nie wiedząc jeszcze, że los Polski został już rozstrzygnięty, proponował cesarzowi Franciszkowi »nadać Galicyi konstytucyę odpowiadającą jej stosunkom i potrzebom^. Nie przez miłość do Polaków, którym nie szczędził zarzutu płochości i lekkomyślności, (choć cenił ich inteligencyę, żywość i przywiązanie do narodowości), ale dla dobra państwa pragnął Goess, aby przynajmniej uprzedzono Rosyę i Prusy ogłoszeniem zamiaru wydania i wykonania konstytucyi. Chciał przywiązać Polaków do Austryi, »odwrócić uwagę społeczeństwa galicyjskiego od stosunków zewnętrznych ku wewnętrznym krajowym interesom«. Proponował zwołanie natychmiast ^pierwszej galicyjskiej reprezentacyi narodowej«, powołanie znakomitych obywateli na radców obwodowych i sędziów pokoju, zawiązanie towarzystwa rolniczego, ukróce-ńie samowoli urzędników i władz wojskowych, udzielenie amnestyi skompromitowanym w wypadkach lat ostatnich. �33
Przyjazd cesarza do Galicyi byłby ukoronowaniem tego wstępu do nadania konstytucyi.
Rady co do uprzedzenia Rosyi były spóźnione, nad me-moryałem Goessa przecież radzono blizko przez dwa lata. Pisano o nim referaty, potem opinie o referatach, wreszcie uwagi nad opiniami. Zapisawszy całe bele papieru uznano, że nadanie konstytucyi byłoby »niebezpieczne«, bo wzbudziłoby w Polakach przekonanie, że nie jest ona owocem »dobroci monarchy*, ale wynikiem tajnych układów z Petersburgiem i Berlinem, a »stąd wynikłby niewłaściwy wpływ na nastrój umysłów w społeczeństwie polskiem«. Rosya musiała nadać Królestwu konstytucyę, gdyż pod tym warunkiem przyznano jej ten nowy nabytek, bo odbierała zresztą spadek po konstytucyj-nem Księstwie Warszawskiem, ale Austrya nie potrzebuje iść za jej przykładem w prowincyi, którą ód 40 lat posiada. Zresztą od dworu rosyjskiego »nie oczekuje się takiej ścisłości w dopełnieniu przyrzeczeń, jakiej mianoby prawo żądać od dworu austryaokiego«1).
W końcu cesarz Franciszek postanowił przywrócić konstytucyę stanową, która właściwie nigdy nie była zniesioną, a tylko zapomnianą. Były to oczywiste kpiny z »reprezentaeyi i ustaw narodowych« przyrzeczonych w »traktatach przyjaźni*. Nowy patent stanowy z r. 1817 wprowadzał pewne drobne zmiany. Do sejmu należały cztery stany: duchowieństwa, magnatów, rycerski i miast królewskich, które, jak i poprzednio, jedynie Lwów reprezentował przez swego burmistrza i jednego wybranego mieszczanina. Do atrybucyi sejmu przybyło prawo obsadzania miejsc funduszowych, przyznanych młodzieży galicyjskiej dekretem z r. 1816 w instytucyach naukowych wiedeńskich, a mianowicie 10 miejsc w Terezyanum, 20 w akademii inżynierów, 40 w Akademii Neustadzkiej, 4 w instytucie ekonomicznym i kilka miejsc dla ubogich dziewcząt u Sale-zyanek wiedeńskich. Zczasem zwyczaj przelał to prawo na Wydział stanowy. Stany obradowały, a raczej zbierały się tylko dla spraw ważniejszych, a mianowicie dla wysłuchania postulatów, nadawania indygenatów, wyboru deputatów do Wydziału i urzędników stanowych, wreszcie dla rozpisania po-
Ł) Obszernie o memoryale Goessa w Br. Łozińskiego »Szkicach 7. historyi Galicyi« 1913. . 6AUCYA. 3 �34 datków. Do ogłoszenia postulatów byli przeznaczeni komisarze sejmowi, wyznaczani z dygnitarzy galicyjskich. Wydział stanowy składał się z 7 płatnych deputatów, po dwóch z trzech pierwszych stanów i jednego deputowanego miejskiego. Wydział stanowy winien był zdawać Stanom sprawę z czynności, rachunki z funduszu domestykalnego, i wszystkie działania sejmowe przesyłać w rękopisie do Wiednia, a stamtąd odesłane drukować i między członków Stanów rozdawać. Do rozchodu stanowego przyłączono. koszta: leczenia ciemnych i chorych na oczy krajowców, kształcenia akuszerek, utrzymywania folwarku dla praktycznej nauki gospodarstwa we Lwowie i t. d. Przewodniczył sejmowi prezes gubernium. W końcu patent zastrzegał, że niewolno Stanom wysyłać do Monarchy petycyi bez poprzedniego zezwolenia, a »jako znak szczególnej łaski« dozwalał członkom Stanów nosić mundury w kolorach herbu krajowego (czerwony frak ze złotemi wyszyciami, białe spodnie i pończochy, — szpada u boku, płytkie czarne trzewiki i »pieróg« stanowiły resztę ubrania).
Pierwsze zebranie odnowionych Stanów, odbyło się 17. czerwca 1817. Posłowie przybywali do kościoła pojezuickiego powozami, w paradnych mundurach, wśród szpalerów wojska i milicyi. Wyglądali na »generałów francuskich, lub admira-rałów angielskich«. Zgromadzonych powitał przewodniczący Stanów hr. Franciszek Hauer, który po Goessie został gubernatorem (mianowany na to stanowisko w r. 1815 ks. Ferdynand Wirtemberski wcale się nie pojawił we Lwowie). Odpo-^ wiadał mu w wyrazach głębokiej wdzięczności, wierny sługa tronu arcybiskup lwowski, prymas Galicyi, Andrzej Alojzy Ankwicz, syn kasztelana sądeckiego Józefa, powieszonego w Warszawie w r. 1794...
Jeżeli spaczono myśl Goessa co do konstytucyi, to jednak posłuchano niektórych jego rad, gdyż prócz udzielonej w roku 1816 amnestyi, zdecydowano się na wskrzeszenie uniwersytetu lwowskiego i na odwiedziny Galicyi przez cesarza. Cesarz przybył z żoną w lipcu 1817, a 7. sierpnia podpisał, akt powtórnej fundacyi uniwersytetu. Składał się on z trzech fakultetów: teologicznego, filozoficznego i prawniczego, do których przyłączono studyum chirurgiczno — medyczne dla »chirurgów«. Utworzono nadto katedrę rolnictwa, a 4. listopada rozporządzenie cesarskie, wydane dzięki zabiegom Józ. Maks. Ossoliń�35 skiego, ustanowiło nadobowiązkowy wykład języka i literatury polskiej. O katedrę tę ubiegał się dyrektor teatru Jan Nepomucen Kamiński, ale równie jak inni kandydaci, nie posiadał wymaganych warunków. Katedry, więc nie obsadzono.
Natomiast za pobytu cesarza ustalił poniekąd Kamiński byt lwowskiej sceny polskiej, która siedziała kątem w teatrze niemieckim na łasce jej dyrektora Henryka Bulla. Przedstawienia odbywały się w dawnym kościele franciszkańskim, przerobionym na teatr od r. 1789. Kamiński znalazł protekcyę do Met-ternicha, który wyjednał u cesarza powiększenie liczby przedstawień polskich. Później teatr polski otrzymywał 2.000 złr. rocznej subwencyi z funduszu »domestykalnego«, którym rozporządzały Stany.
Rok 1817 je§t wreszcie ważną datą w dziejach jednej z największych instytucyi naukowo-muzealnjrch w Polsce. 4. marca cesarz zezwolił na fundacją Zakładu narodowego imienia Ossolińskich. Założyciel, tajny radca, prefekt nadwornej biblioteki cesarskiej, później »wielki ochmistrz Królestwa Galicyi i Lodomeryi«, nabył tymczasowo na pomieszczenie swych zbiorów mury klasztoru Karmelitanek. Opiekę nad Zakładem objął wydział oświecenia Stanów, które w r. 1824 wybiły medal na cześć fundatora. Długi jednak czas upłynął zanim Ossolineum otworzyło swe podwoje dla dobra nauki polskiej...
Do pierwszych lat po kongresie należy jeszcze założenie Liceum teologicznego i filozoficznego w Przemyślu i dwuch szkół realnych we Lwowie i Brodach. Liczba gimnazyów wzrosła do 11, szkół normalnych do 32, żeńskich do 15, trywialnych (najniższych) do 302.
Na tem kończy się rejestr wszystkich »ulg«, spełnienia wszystkich »ojcowskich zamiarów« cesarza Franciszka. Odtąd wśród kilkunastu lat spokoju nic się w Galicyi nie dzieje, coby w krótkim szkicu obszerniej omówić należało. Kraj wegetuje, upada pod ciężarami, od czasu do czasu woła głosem rozpaczy: »Nie wydołamy«! (słowa Stanów w r. 1820). Wobec tego dzieje musi zastąpić sucha »kronika zdarzeń« i... próśb odrzuconych.
W r. 1818 udali się deputaci Stanów do Wiednia, aby złożyć życzenia weselne parze cesarskiej, (Franciszek I. wstępo 3* �36 wał w związki małżeńskie po raz czwarty) i ofiarować jej jako podarek ślubny ozdobną szkatułę.
W r. 1820 Sejm stanowy utyskiwał »na postępujący w sposobie najtrwożliwszym upadek« Galicyi i prosił pokornie, »aby czynności polityczne i sądowe były załatwiane w języku polskim«.
W r. 1821 rodzina Treterów ofiarowała swe zbiory uniwersytetowi. Rektor uniwersytetu otrzymał w sejmie głos wi-rylny. Odbywało się śledztwo policyjne wskutek okrzyku vi-vant carbonari! wydanego na wałach przez kilku uczniów lwowskich.
W r. 1822 umarł gubernator Hauer, którego zachowanie się było tak poprawne, że obywatele ufundowali stypendyum jego imienia. Następcą jego był hr. Ludwik Taaffe (1823 — 1826). Na sejmie podniosły się skargi z powodu wychodźtwa ludu na Wołoszczyznę, co przypisywano niezadowoleniu wywołanemu przez agitatorów. Po energicznej mowie Józefa Dzierzkow-skiego, »skarbnika korony«, o niedomaganiach Galicja, wysłano do Wiednia deputacyę. Zaniesiono wówczas po raz pierwszy prośbę o instytut kredytowy w celu zaradzenia upadkowi finansowemu. Wyliczono przy tej sposobności 52 rodzaje podatków opłacanych w Galicyi. Rok 1822 pamiętny też jest dla sceny i literatury polskiej — Kamiński wystawił we Lwowie pierwszą komedyę Fredry »Mąż i żona«.
W roku 1823 odwiedził Galicyę arcyksiążę Franciszek Karol, ojciec ces. Franciszka Józefa, a następnie zawitał do Lwowa cesarz Franciszek, dążąc do Czerniowiec na spotkanie się z cesarzem Aleksandrem. Towarzyszył mu Metternich, który zachorował w podróży i musiał dłużej zatrzymać się we Lwowie. W listach do żony, ubolewał kanclerz nad biedą galicyjską, prowadzącą »pauvres gens« do ruiny, gdyż mimo produktywności kraju niszczy go brak możności wywozu. Upadek cen był tak wielki, że funt mięsa kosztował we Lwowie 3 kraj-cary, a na prowincyi kraj cara. Brakło Stanom pieniędzy na założenie szkoły weterynarskiej, a nawet na subwencyę dla teatru.
W r. 1824 nabyto dla uniwersytetu z funduszów stanowych folwark Friederikenhof, aby prowadzić w nim wzorowe gospodarstwo pod kierunkiem profesora rolnictwa. Rozpoczęto �37 z tychże funduszów restauracyę cennych obrazów w kościele Żółkiewskim.
W r. 1824 Stany prosiły o ułatwienie handlu zbożem i drzewem (Wisłą do Gdańska) o założenie szkoły leśnictwa, nauki hodowli bydła, a po raz drugi o instytut kredytowy.
W r. 1825 zaniesiono te same prośby. Cesarz uwzględnił w zasadzie potrzebę instytutu kredytowego, ale... brak było kapitału zakładowego. Na uniwersytecie wprowadzono na wydziale filozoficznym wykłady w języku niemieckim. Utworzona już w r. 1817 katedra języka i literatury polskiej otrzymała nareszcie profesora w osobie Mikołaja Michalewicza, ale marne jego wykłady nie przyciągały słuchaczy.
W roku 1826 witano z sympatyą nowego gubernatora hr. Augusta Lobkowitza, który był przedtem wiceprezydentem gubernium i zyskał sobie takie uznanie, iż według Stanów ^nigdy wybór i wola N. Pana nie mogła zgodniej zejść się z po-wszechnem całego kraju życzeniem«.
W r. 1827 położono we Lwowie kamień węgielny pod budowę gmachu biblioteki Ossolińskich i zaczęto z Wiednia sprowadzać zbiory zostawione przez fundatora (zmarł w r. 1826). Odmówiono Stanom założenia fakultetu medycznego, »ponie-waż jest szkoła lekarska w Wiedniu, a przy niej są stypendya dla kilku Galicyanów«. Odmówiono również rozszerzenia nauki języka polskiego w szkołach średnich. Natomiast gubernium wydało postanowienie, że urzędnicy polityczni powinni znać choćby jeden język słowiański. Na prośbę Stanów o zniżenie podatku gruntowego i urbaryalnego i o ulgę w podatkach w razie nieurodzaju, odpowiedziano dopiero w r. 1829, że Stany »powinny się zaspokoić widokiem troskliwości cesarza o dobro Galicyi«.
W r. 1828 na prośbę Stanów o pomnożenie miejsc dla uczniów w gimnazyach lwowskich (w jednej klasie mogło być tylko 80), zamiast potworzyć oddziały, lub założyć nowe gim-nazyum, N. Pan oświadczył, iż pomnożenie byłoby szkodliwem ze względów pedagogicznych; gdyż jeden nauczyciel więcej uczniów dopilnować nie jest w możności. Nawiasem mówiąc, nauczyciel taki był wszechwiedny, gdyż sam jeden, prócz katechety, uczył wszystkich przedmiotów i prowadził powierzoną sobie młodzież przez wszystkie klasy. Taki sam los spotkał ponawiane wciąż prośby o instytut kredytowy, o zniesie�38 nie przedawnienia skarg włościańskich. Na przedstawienie w r. 1829 niesprawiedliwości podatku konsumcyjnego, nadeszła odpowiedź, że uchwała w swoim czasie zapadnie.
W r. 1829 dotknął kraj pomór bydła i nieurodzaj, lecz nadaremnie proszono o ulgi w r. 1830. Na prośbę zniżenia ceny soli odpowiedziano odmownie, gdyż »N. Pan już wielorakie i znaczne środki wsparcia Galicy! z ojcowską troskliwością obmyślił«.
Nadeszła »noc listopadowa«. Nie tu miejsce kreślić udział Galicyi w wypadkach 1831 r. Dość będzie zaznaczyć, że młodzież galicyjska ochoczo biegła do bratnich szeregów. Uniwersytet pustoszał z każdym dniem. Kiedy prof. Maus czjr-tąjąc »katalog« wymówił nazwisko jednego z nieobecnych, a któryś ze słuchaczy odezwał się: »poszedł do Polski«, zacny »legendowy« profesor rzeki z naciskiem: spełnił swą powinność, zapewne i pan ją spełnisz!1).
Rząd austryacki okazywał zrazu pewną przychylność dla powstania, a choć wydawał różne >;zakazy«, nie przeszkadzał zawiązanemu komitetowi we Lwowie, a nawet zezwolił na widzenie się i naradę wysłanników Rządu warszawskiego z jenerałem Clam Martinitzem. Gubernator książę Lobkowitz nie uchylał się również od pośrednictwa w Wiedniu, pomagał nawet komitetowi lwowskiemu, na mocy, jak sam potem prywatnie opowiadał, otrzymanego z Wiednia polecenia 1). Austrya nie martwiła się z kłopotu Rosyi, która była niewygodną i jako sąsiadka i jako popierająca niezadowolenie Słowian austrya-ckich. Reakcyoniście Metternichowi podobała się dyktatura, podobał się brak tendencyi rewolucyjnych i demagogicznych w rządzie powstańczym. Prócz tego Adam Czartoryski, za pośrednictwem swego brata Konstantego, proponował koronę je 9 Maus był profesorem historyi powszechnej. Wspominają go z uwielbieniem współcześni, a między innymi W. Pol w obrazie prozą »Z burzy«. Był serdecznym przyjacielem młodzieży i wogóle narodu polskiego. Cieszył się, kiedy ustanowiono katedrę języka i literatury polskiej. »Nigdy — pisał wówczas — niemczyzna nie wyprze mowy polskiej z tutejszego spoleczeństwa«. Wogóle podnieść należy, — że uniwersytet lwowski, zwłaszcza między rokiem 1830 — 1850 posiadał wielu wybitnych profesorów, których znaczną część powołano na uniwersytet wiedeński«. Wykształcili oni pokolenie, które później w życiu polity-cznem i spolecznem odgrywało rolę bardzo zaszczytną«. (Finkel). 2) L. Sapieha. Wspomnienia str. 201. �39 dnemu z arcyksiążąt. Ale upadek dyktatury, detronizacya cara Mikołaja, prócz tego ruch rewolucyjny we Włoszech, przejście do Galicyi korpusu Dwernickiego, wreszcie epidemia choleiy wśród stron walczących, zmieniły »oryentacyę« wiedeńską. Przychylnego sprawie polskiej ministra stanu Kolo-wratha wysłano na urlop. Clam Martinitz sucho przywitał wysłańców, oświadczył, że Austrya inie poprze powstania, zamknie granicę i utrudni rządowi warszawskiemu komunikowanie się z państwami zachodniemi. Tak się i stało. Po upadku powstania okólnik cesarza Franciszka z 9. paźdz. 1831 r. zapewniał bezkarność powrotu »poddanym galicyjskim, którzy swój poł^t w Królestwie Polskiem bez pozwolenia przedłużyli«.
V.
Rządy Kriega. — Prześladowania. — Sprawa włościańska. — Zabiegi Stanów.
Wyprawa partyzancka Zaliwiskicgo z Galicyi (1833) wywołała silne represye i dała początek kilkunastoletnim prześladowaniom, zwłaszcza, że zacieśniły się więz}^ obu cesarzy na zjeździe w Munchengratz. Nie stało już we Lwowie Lobko-witza (odwołano go w r. 1832 na życzenie Rosyi), a jego miejsce zajął arcyksiążę Ferdynand d’Este, jeneralny gubernator cywilno-wojskowy, ów niegdyś niefortunny rycerz z pod Raszyna. W nowym pałacu gubernatorskim bawił się w reprezentanta dynastyi, urządzał wspaniałe przyjęcia, roztaczał przepych i etykietę dworską, a rządy zdał na barona Franciszka Kriega von Hoęhfelden, prezydenta gubernium.
Nie sposób krótko przedstawić historyi tajnych związków i »spisków« galicyjskich, oraz tępienia ich przez Kriega. Rzecz ta zresztą posiada obfitą literaturę. Zaczęło się od pościgu za emigrantami i emisaryuszami, aby spełnić życzenie Paskie-wicza, wydalenia z Galicyi wszystkich, którzy brali udział w powstaniu listopadowem (list do arc. Ferdynanda). Po odpowiednich okólnikach poszły brutalne obławy. Schwytanych wydalano tłumnie do Francyi, lub wywożono przez Tryest do Ameryki. Więzienia napełniły się wkrótce »zbrodniarzami«, �40 z którymi postępowano bezwzględnie, znęcając się nad nimi bez litości. Zaliwskiego i podejrzanych o stosunki z nim, skuto w kajdany; wielu z nich w ciemnych kaźniach umierało lub wpadało w obłąkanie. Na zanoszone z tego powodu do Wiednia skargi, prezydent.najwyższego trybunału odpowiedział: »Tem lepiej dla kraju, choćby wszyscy więźniowie wymarli, bo mniej będzie zdrajców w państwie«. Odkrywano wciąż nowe spiski, a brutalność biurokracyi galicyjskiej względem spiskowców dochodziła do bezprzykładnych w Austryi rozmiarów. Rozpoczął się cały szereg procesów o zdradę stanu. Kazamaty słynnych Kufsteinów, Spielbergów zapełniły się. Padały wyroki śmierci na ludzi, którzy później zajęli w państwie i kraju najwyższe stanowiska — dość wymienić przyszłego ministra Ziemiałkowskiego, przyszłego prezydenta Izby poselskiej Smolkę, i przyszłego kardynała Dunajewskiego. W pogoni za spiskami przeprowadzano rewizye w seminaryach, gimnazyach, i za najniewinniejsze »kółka naukowe« wsadzano do więzienia i wytaczano procesy. Tak np. jeszcze przed zawiązaniem »tajnego związku« aresztowano, więziono i skazano z kilkunastu kolegami ucznia gimnazyalnego Karola Szajno-chę, który chciał utworzyć towarzystwo dla skatalogowania i opisania starożytności galicyjskich1).
Na rękę całej działalności Kriega była zmiana na tronie, zaszła w r. 1835. Po śmierci Franciszka, który sam rządził, a Metternicha uważał jedynie za wykonawcę swej woli, berło Habsburgów przypadło »dobrotliwemu«, ale niedołężnemu, słabemu umysłowo Ferdynandowi I. Odtąd dopiero rozpoczęła się wszechwładność Metternicha, a stąd i Krieg, jako jego kreatura, niczem się już nie krępował. Nie cofał się nawet przed prowokacyą i prostem okłamywaniem członków dynastyi i Metternicha. Tak np. kiedy w r. 1839 przybył na dłuższy pobyt do Lwowa brat cesarza, arcyksiążę Franciszek Karol, i z tego powodu myślano o wydaniu ainnestyi dla przestępców politycznych, Krieg rozpuścił wymyśloną ad hoc pogłoskę o przygotowanym zamachu na arcyksięcia — i oczywiście o amnestyi nie było już mowy. Walczył przeciw niej również, ’) Ukraińsko-ruskij Archiv. tom III. O innym procesie Szajnochy, za znalezione u niego wiersze, podał obszerną wiadomość Br. Łoziński w Bibliotece Warsz. 1904. �41 kiedy po ukończeniu procesu Smolki i towarzyszy (1844), arcyksiążę-gubernator, stosownie do poleceń Wiednia, zwołał konferencyę szefów w celu wybadania, czy przy pomocy amne-styi nie dałoby się. uzyskać sympatyi ludności. Krieg oświadczył, że ludność jest zupełnie zadowolona i obojętna na los spiskowców, z którymi się nie solidaryzuje. Tym razem jednak pozostał w mniejszości. Udzielono częściowej amnestyi »za polityczne występki«.
Pomocnikami Kriega w jego robocie były takie indywidua jak zastępca jego w gubernium bar. Lazansky, prezes sądu karnego alkoholik Pressen i Wittmann, lub dyrektor policjd Sacher-Masoch, którzy pozostawili po sobie pamięć najnikczemniejszych narzędzi.panującego systemu. Rzecz prosta, że zaliczyć do nich należy wszystkich starostów z lwowskim Mil-bacherem i tarnowskim krwawym Breinlem na czele, lub takich ich pomocników jak: Guth, Kamieniobrodzki, Zajączkowski i słynny wkrótce Chomiński. Jakimi byli komisarze starostw, świadczy fakt, że kiedy umarł komisarz jasielski Bahn-hólzel, urzędnik gorliwy, o brak lojalności nieposzlakowany, ale przytem człowiek porządny i sprawiedliwy, szlachta na ramionach trumnę jego zaniosła do grobu. Fakt ten zdumiał gubernium lwowskie, wytoczono więc śledztwo w przypuszczeniu, że zmarły ukrywał »zbrodnie« lub osłaniał »przestępców«, — ale nic nie wykryto, prócz uczciwego, bez szykany wypełniania obowiązków. Należy się wzmianka i komisarzowi przemyskiemu Tobiaszkowi, który głośno oświadczył: »nie dam spokoju tym dumnym panom, póki ostatnia hrabina nie będzie służyć za kucharkę u mej żony, póki dziedzic jeżdżący czwórką o kiju chodzić nie będzie«. . Przy takiej biurokracyi, przy tropieniu przez nią każdego ruchu wolnościowego i narodowego, nic dziwnego, iż zagnieździł się wspaniale system szpiegostwa, prowokacyi, de-nuncyacyi, podstępów, krętactw, zdzierstw i innych nieuchronnych właściwości państwa policyjnego. W tych warunkach żyć było duszno, — one też stanowiły zaczyn powstających konspiracyi, one wywołały nierozważny ruch r. 1846, który się skończył straszną katastrofą. Krieg, nie kto inny, był moralnym sprawcą rzezi galicyjskiej.
Zanim jednak przyjdziemy do tego najboleśniejszego �42 epizodu w dziejach Galicyi, nie możemy pominąć choć kilku faktów z jej kroniki od r. 1831 — 1846.
Przypatrzmy się naprzód nie działalności, bo tej w ści-słem znaczeniu tego wyrazu być nie mogło, ale dobrym chęciom Stanów galicyjskich. Pomiędzy ich członkami i w wydziale stanowym było wielu ludzi — świadczy Kalinka — prawdziwie gorliwych, energicznych i pragnących wyzyskać każdą sposobność, aby kraj podnieść, a przynajmniej ratować od upadku. »Ale rząd, który sam nic nie robił i Stanom nic pożytecznego robić nie pozwalał«...1).
W r. 1833 prosił sejm ponownie o naukę języka polskiego w gimnazyach i o instytut kredytowy, o wydział lekarski (niedawna epidemia Cholery była chyba aż nadto silnym argumentem), wreszcie o szkoły techniczne — wszystko napróżno. Naj. Pan albo nic nie odpowiadał, albo odwoływał się do dawnych decyzyj (w sprawie języka), lub wreszcie ogólnikowo zapowiadał, że uchwała później nastąpi (w sprawie kredytu).
W r. 1834 i 1835 wychodziły z sejmu błagania o przyspieszenie śledztwa i łaskę dla więzionych’ (»niewinmym cześć i wolność, obłąkanym i mniej winnym okaż łaskę«). Prośby nie wysłuchano.
Pukano dalej do »serca« rządu o ułatwienie podatku kon-sumcyjnego, o darowanie zaległości podatkowych, o zniesienie opłat uciążliwych, o zawiązanie dozwolonego już przez rząd Towarzystwa gospodarczego, o załatwienie owej, jak feniks z popiołów wciąż odradzającej się prośby o instytut kredytowy — wszystko napróżno! Nie pozwolono nawet w r. 1837 podnieść subwencyi teatrowi, z 2.000 na 4.000 złr. — a kiedy Stan)’ w następnym roku swe »wygórowane« pretensye na 3.000 zniżyły, otrzymały krótką odpowiedź cesarską: »zezwolić nie mogę«.
Nareszcie jednak sprawdziły się słowa: »proście a będzie wam dano«. Dzięki staraniom wybitnych lub wpływowych ludzi (zasiadali wówczas w sejmie Leon Sapieha, Kazimierz i Władysław Badeniowie, Ageiior Gołuchowski, Kazimierz Krasicki, Alfred Potocki, Wacław Zaleski, Maurycy Kraiński, Kornel Krzeczunowicz, Al. Fredro, Izydor Pietruski i t. d.), cesarz w r. 1839 potwierdził statuty Towarzystwa Kredytowego, a choć
’) Kalinka. Galicya i Kraków. �43 w następnym roku trzeba było jeszcze prosić o przyspieszenie rozpraw nad wprowadzeniem go w życie, to wreszcie 3. listopada 1841 został ostatecznie potwierdzony i zorganizowany »Galicyjski stanowy Instytut Kredytowy«. W dwa lata później nastąpiło zezwolenie na założenie Galicyjskiej kasy Oszczędności, a w r. 1845 odbyło się pierwsze zebranie c. k. galicyjskiego Towarzystwa Gospodarskiego, którego prezesem został Leon Sapieha. Wreszcie r. 1844 otworzono we Lwowie Akademię techniczną z oddziałem handlowym. Wykład w tejże szkole odbywał się w języku niemieckim, mimo, że Stany domagały się języka ojczystego. Co prawda polecił cesarz rozważyć czyby »niektóre« w niej przedmioty nie mogły być wykładane po polsku, ale rozważenie to nie wydało rezultatów.
Na tym punkcie rząd był nieprzebłagany. Zgodził się po wielu zabiegach, na poparcie usiłowań w kierunku podniesienia ekonomicznego, bo zrozumiał, że w jego własnym interesie leżało dać krajowi możność zaspokojenia żarłoczności skarbu państwowego, ale z jakichkolwiek ustępstw narodowych nie spodziewał się wycisnąć dla siebie żadnej realnej korzyści, żadnego podatku. Więc też głuchy był na wołania o pozwolenie wnoszenia pozwów i próśb w trybunałach szlacheckich, nie-tylko w języku niemieckim i łacińskim, ale i polskim, nie zgodził się nawet na wyroki polskie w sądach patrymomialnych i miejskich, gdzie rozprawy z konieczności toczyły się w języku polskim (r. 1841). Na prośbę Stanów w r. 1843, aby w szkołach ludowych (trywialnych) początki języka niemieckiego były udzielane w języku polskim, aby przynajmniej religię wykładano w gimnazyach po polsku, aby nauczyciele humaniorów ćwiczyli uczniów w stylu polskim, tak jak ćwiczyli w stylu łacińskim i niemieckim, aby wreszcie język i literatura polska była na wydziale filozoficznym przedmiotem obowiązkowym — odpowiedział Naj. Pan w d. 7. marca 1843 roku, że »nie uznaje potrzeby« przychylić się do tej prośby. Trzeba przyznać, że w czem, jak w czem, ale w dążnościach germanizacyjnych rząd był konsekwentny.
Konsekwentny był i w pracy jątrzenia ludu przeciw szlachcie. Sprawa to już nieraz szeroko omawiana. Więc dość będzie przypomnieć, że patenty i rozporządzenia ugodowe ułożyły tak stosunek między dziedzicem a ludem, że pierwszy ściągał na siebie odium za wszelkie nakładane na lud przez �44 rząd ciężary i państwowe obowiązki. Nadawszy dziedzicom w tym celu prawo egzekucyi i szerokiego wymiaru kary, rząd jednocześnie sprawy między panem a chłopem powoli usunął i z pod kompetencyi sądów, a rozstrzyganie ich zostawił urzędnikom politycznym, którzy przez »miłość ludu« wydawali na jniespra wiedli wsze wyroki, wpajając w lud przekonanie, że są jego jedynymi opiekunami przeciw uciskowi szlachty. Wyzyskiwano umiejętnie służebności leśne i pastewne (lisy i pasowyska w ustach Rusinów), aby stały się niewysychającem źródłem nieporozumień i nienawiści. Słynni mandataryusze (justycyaryusze), których dziedzice musieli z własnej kieszeni opłacać, a którzy byli urzędnikami państwowymi, »pierwszą instancyą«, trzymali albo stronę dworu, czem lud rozdrażniali, albo słuchali ślepo biurokracyi i sankcyonowali krzyczące bezprawia. Krótko scharakteryzował te stosunki hr. Kazimierz Krasicki, prezes Towarzystwa kredytowego, w memoryale złożonym Wydziałowi Stanów w r. 1842. Właściciel dóbr — pisał — »oprócz obowiązku utrzymania swej gromady w dobrym bycie, odpowiada jeszcze za jej uiszczenie się z podatków, za porządek i policyę miejscową, za odstawienie i pobór rekrutów i t. d. Kto z nas nie cierpiał już za nieumiejętność, lenistwo lub nieuczciwość swojego mandataryusza? Przytem włościanin, oddawna przyzwy cza jony uiszczać się tylko panu ze swoich powinności i obowiązków, zostaje dotychczas w przekonaniu, że wszelkie istniejące obowiązki są przez pana wymyślone i na jego korzyść się uskuteczniają. Dalej obowiązek utrzymywania policyi, poszukiwania złodziei, zbrodniarzy, włóczęgów, a w razie poszlaki jakiego zawinienia, karanie w pierwszej imstancyi lub oddawanie do wyższych sądów — wszystko to budzi nienawiść w ciemnym ludzie i pociąga za sobą aż nadto często zemstą Stąd tak częste w kraju naszym. pożary, pochłaniające majątki obywatelskie, i wywierające przez to samo najgorszy skutek na ogólny stan naszej prowincyi «.
W memoryale tym, ułożonym za wiedzą i w porozumieniu z szerszem kołem obywateli, a poruszającym jeszcze wiele spraw Innych, Krasicki dowodził, że trzeba »to dziecko (lud) pełnoletniem uznać«, i że drogę do dalszego postępu (zniesienia pańszczyzny) może utorować, »nadanie włościanom na własność posiadanych przez nich gruntów«. Tadeusz Wasi�45 lewski, referent Wydziału, zawsze uważany za inicyatora zniesienia pańszczyzny, przyznał, iż memoryał Krasickiego zawiera niejedną słuszną uwagę«, ale omawia sprawy »zbyt ogólnie, w tonie konwersacyj.nym«, przeto »nie nadaje się do osobnego lraktowania«. Łoziński przypuszcza, że Wasilewski nie działał z własnej myśli, »lecz pod apodyktyczną iinspiracyą guber-nialną« j. Krasicki natomiast zachowanie się referenta przypisywał jego miłości własnej — »nie mógł przenieść, aby sprawa takiej doniosłości socyalnej nie z jego inicyatywy wyszła«. Więc też kiedy sejm zebrał się we wrześniu 1843, usiłowano na zebraniu prywatnem posłów u Stanisława Skarbka porozumieć się co do tej »delikatnej sprawy«. Wówczas Wasilewski, nie zważając na proponowany »środek przygotowawczy« od-razu wystąpił z wnioskiem zniesienia pańszczyzny. W protokółach Sejmu znajduje się wniosek Wasilewskiego, uchwalony 86 głosami przeciw 15, aby zanieść pokorną prośbę do N. Pana o wybranie na przyszłym sejmie komisyi, mającej wziąć »z oględną roztropnością« pod rozwagę stosunki między właścicielami i włościanami, w celu przedłożenia wniosków jednoczących dobro właścicieli ziemskich z dobrem włościan, a tem samem zgodnych z dobrem pospolitem«... Uchwała ta, powzięta z prawdziwie »oględną roztropnością« nie podobała się jednak biurokracyi, więc też N. Pan nie mając w zasadzie nic przeciw »ulepszeniom«, o ileby one »nie naruszyły praw nabytych« i nie pociągały za sobą »przymusu*, uznał uchwałę sejmu za ^niewyraźną«i »ogólnikową« (co prawda taką i była), a z tego powodu nie widział potrzeby wyboru komisyi, nie wzbraniając jednak Sejmowi, aby ściślej oznaczywszy przedmiot, podał »wyraźny wniosek w drodze przepisanej«.
Wobec tego Sejm w r. 1844, pragnąc zaradzić ubóstwu włościan, uregulować z nimi stosunki ’właścicieli, aby »częstym sporom koniec położyć, przeszkody dobrego gospodarstwa usunąć, a tem samem spokojność publiczną utrwalić«, prosił powtórnie o zezwolenie na wybór komisyi, którąby wzięła pod rozwagę: a) zaprowadzenie ksiąg gruntowych, mogących służyć za podstawę do rozstrzygnięcia sporów, b) wyraźne przyznanie dominii utilis włościańskich gruntów, c) uregulowanie serwitutów i wspólnych posiadań, oraz d) opraco ł) B. Łoziński. Epilog Stanów Galicyjskich. Biblioteka Warsz. 1901.

  • �46 wanie projektu do dalszych narad Stanów i przedstawienia go wyższym władzom«...

Rząd, aby uniknąć zarzutu, że tamuje usiłowania ku polepszeniu bytu włościan, zgodził się na wybór komisyi, o czem zawiadomiło Sejm najwyższe postanowienie cesarskie z 11. marca 1845 r.
Na ten rok właśnie przypadło, czego nie przypuszczano, ostatnie zebranie się Stanów. Odbyło się pod niepokójącem wrażeniem niebezpiecznych wśród ludu agitacyi — czuć było w powietrzu nadciągającą burzę. »Królewskie propozycye« wnosili trzej komisarze: arcyksiążę Ferdynand, Leon Sapieha,. »wielki strażnik sreber koronnych« i Franciszek Niezabitowska Ze sprawozdania Wydziału stanowego, dowiedział się Sejm, że do prośby podanej o zawiązanie Towarzystwa akcyjnego w celu budowania kolei żelaznej w Galicyi, Naj. Pań »przychylić się nie raczył« zastrzegając sobie jednak budowę kolei kosztem skarbu Państwa.
Wyboru komisyi do sprawy włościańskiej dokonano na drugiem posiedzeniu Sejmu, przyczem wniesiono prośbę dodatkową, aby komisya miała obowiązek zastanowienia się nad środkami jakby poddańcze powinności zamienić w osypy zbożowe lub czynsze w gotowiżnie, albo je »zupełnie wykupić«. Ta uchwała dopiero mówiła wyraźnie, że idzie o uwłaszczenie, włościan. Rozszerzenie to jednak zakresu działania komisyi, wywołało ze strony arcyksięcia Ferdynanda d?Este (czytaj: Kriega) żądanie, aby komisya nie rozpoczynała swych czynności przed rozstrzygnięciem prośby dodatkowej przez Najjaśniejszego Pana.
Komisya do skutku nie przyszła. Pogrzebała ją ostatecznie katastrofa r. 1846, choć już przedtem wnioski Stanów składało ad acta cesarskie postanowienie z 22. marca. »Co do wniosków, — tak opiewa odnośny wstęp tego postanowienia — tyczących się komisyi dla prac przygotowawczych w celu uregulowania ksiąg gruntowych posiadłości włościańskich, zachował sobie N. Pan na później rozporządzenie, przyczem postanowił, aby ta komisya do działań swoich nie przystępowała, dopóki w tej mierze rozporządzenie nie nastąpi«.
Sejm w r. 1845 dał jeszcze inny dowód swej dobrej woli dla ludu. Z powodu powodzi, jaka dotknęła Galicyę, zwłaszcza w Tarnowskiem i Bocheńskiem, a więc na późniejszym głć�47 wnym terenie rzezi, uchwalono prosić cesarza, aby do funduszu pożyczkowego, przeznaczonego na wsparcie włościan, dodano na razie ze skarbu kwotę 400.000 złr., a nawet pomoc tę podwyższono do 1, 500.000, a kraj zobowiąże się przez dziesięć lat od kwoty tej ponosić prowizye. Na prośbę tę zapadła przychylna decyzya. Natomiast Krieg nie przystał na założenie magazynów zbożowych dla włościan, ani nawet na utworzenie w tym celu towarzystwa akcyjnego. Dodajmy jeszcze, że ów fundusz pożyczkowy, od którego kraj płacił rządowi prowizye, stał się w r. 1846 dla biurokracyi środkiem pozyskania ludu dla swych zamiarów i źródłem, z którego czerpała nagrody dla bohaterów rzezi.
W adresie, jaki Sejm r. 1845 złożył do stóp tronu, zabrzmiała nowa nieco nuta. Różnił się on od poprzednich, krótkich i nieśmiało wyrażających życzenia kraju. Obszernie omawiał klęski elementarne, upraszał o pomoc dla. ludności w myśl powziętych uchwał, dziękował za amnestyę ^niektórym« przestępcom politycznym, polecał sprawę budowy kolei, co ulży nędzy »rąk pracowitych«, przypominał konieczność załatwienia sprawy włościańskiej (tu była włączona znana nam, a odrzucona prośba o rozszerzenie kompetencyi komisyi), nakoniec poruszał sprawę ojczystego języka z powodu założenia Akademii realnej. »Mowę przodków — są słowa adresu — uważamy za najdroższe nasze dziedzictwo, a jej używanie i uprawę za najświętszy nasz obowiązek i najświętsze prawo; o zachowanie i wspieranie tej mowy nigdy Waszej Cesarskiej Król. Mości błagać nie przestaniemy. Mowa ta bogata, dźwięczna i wykształcona, większego jeszcze wykształcenia zdolna, posiadająca dzieła we wszystkich gałęziach nauk i literaturę, która już przestaje być nieznaną Europie, gdyby od nauk i szkół była na zawsze oddalona, zstąpićby musiała do rzędu mów prostego gminu, a i ten gmin cywilizacyi innych narodów przyjmo-waćby nie zdołał, skoroby w mowie własnej ich wiadomości i wynalazków przyswajać sobie nie mógł«.
Po tym wstępie Stany wyrażały żal, że »N. Pan nie widział się spowodowanym« przychylić się do prośby uwzględnienia języka polskiego w sądach, jeszcze raz tę prośbę ponawiały, a do niej przyłączały drugą, aby od politycznych urzędników wymagano »nie znajomości jakiegokolwiek słowiańskiego, lecz wyraźnie polskiego języka« i aby ten przepis roz-< �48 ciągnięto i na urzędników sądowych, »mowa bowiem polska nie jest dyalektem żadnej mowy słowiańskiej, lecz mową osobną« a podobne w niej innym słowiańskim językom brzmienia* często inne mają znaczenie, stąd też sędzia nieumiejący po polsku, może być narażony »na szkodliwe i niepowetowane pomyłki«.
Adres ten był śpiewem łabędzim sejmów postulatowych galicyjskich.
Oczywiście, że czasów kriegowskich, do których końca dobiegamy, nie wypełniają same tylko prześladowania i zabiegi Stanów. W obszernym szkicu należałoby uwzględnić wiele jeszcze faktów i rysów zarówno dodatnich jak i ujemnych. O niektórych dodatnich już mimochodem wspomnieliśmy, jak o pożytecznej działalności naukowej wielu profesorów uniwersytetu, wśród których nie brak było i takich, co brali udział w pracy nad podniesieniem ekonomicznem kraju (przy założeniu Kasy Oszczędności, Towarzystwa Gospodarczego i t. d.). Zwróciliśmy też uwagę na budzący się duch narodowy między młodzieżą i szlachtą, na pojawienie się całego zastępu wybitnych obywateli, którzy zezasem zajęli najważniejsze posterunki w pracy około odrodzenia kraju. Wypadałoby do tego dodać obraz ruchu umysłowego i literackiego. Wszak obok stojącego na szczycie sławy Fredry i głośnego już Pola, wstąpili w tym czasie w szranki literackie i naukowe: Bielowski, Dzierzkowski, Józef i Leszek Borkowscy, Magnu-szewski, Szajnocha, Przyłęoki, Kaz. i Al. Stadniccy, M. Dzie-duszycki, Batowski. Zbierali pieśni ludowe Zaleski (Wacław z Oleska) i Żegota Pauli. Tworzył wspaniałą bibliotekę ze zbiorem rycin i map Gwalbert Pawlikowski, który jednocześnie założył w Medyce najsławniejszy w czasach poro zbiorowych ogród w Polsce i szkołę gospodarstwa. Ma prawo do wzmianki i prasa peryodyczna jak Czasopismo Ossolińskich, Dziennik mód paryskich, Rozmaitości, Lwowianin, lub wydawnictwa zbiorowe, albumy, jak: Słowianin Jaszowskiego, zamieniony na Dniestrzankę, Ziewonja, Gołąb pożaru i t. d. Rozwojowi jej stawiała tamę cenzura, której osobna, choć niezaszczytna karta w dziejach Galicyi się należy. W r. 1839 powstało Towarzystwo muzyczne, w r. 1837 i 1844 odbyły się we Lwowie wystawy obrazów. Na polu malarstwa prócz sędziwego Maszkow-skiego pracują Alojzy Rajchan, Marcin Jabłoński, Jan Tysie�49 wicz, zdobywają sobie pierwsze ostrogi Kossak i Tępa. Rozwija się pod Kamiński-m scena narodowa we Lwowie, dla której wznosi wspaniały budynek hr. Stanisław Skarbek, jednocześnie założyciel doniosłej fundacyi filantropijnej w Droho-wyżu. Filantropia lwowska zapisuje w swych annałach instytut głuchoniemych, na którego założenie złożył fundusz bezimienny ofiarodawca, zakład ociemniałych fundowany przez Winc. Skrzyńskiego, zakład wychowania dziewcząt Głogowskiej, zakład Sierót powstały ze składek, fundusze na cele filantropijne arch. orm. Stefanowicza, Komarnickiej, Żmigrodzkiego i t. d.
Minio więc ciężkich warunków, tlało życie, działał umysł, odzywało się serce, w tym organiźmie skazanym przez system reakcyjny na martwotę i wynarodowienie.
VI.
Z dymem pożarów (rok 1846).
Prześladowania są najlepszym posiewem ruchów wolnościowych. Rządy Kriega przygotowały grunt do wybuchu.
W jesieni r. 1844 zjawił się w Galicyi Teofil Wiśniowski, członek centralizacyi Towarzystwa demokratycznego w Wersalu. Przybył w celu zbadania stosunków i zbierania składek na polskie szkoły wojskowe. Niezadługo po nim (w lutym 1845) zawitał do Franciszka Wiesiołowskiego wydalony z Poznania literat warszawski »kasztelanie« Edward Dembowski i zażądał, aby Galicya wysłała delegatów do Poznania, gdyż istnieje komitet kierujący tajnymi związkami w całej Polsce, na którego czele stoi Karol Libelt. Wkrótce zjechał do Galicyi z Poznania i główny publicysta Towarzystwa demokratycznego, a zarazem jeden z jego kierowników, Wiktor Heltman. Odtąd rozpoczęły się porozumienia z Poznaniem za pośrednictwem wysłanych w tym celu A. Bobrowskiego i Wiesiołowskiego. Poznań ze swej strony wysłał do Galicyi Brudzewskiego i Ryszarda Bar-wińskiego±).
Ł) Fr. Wiesiołowski. Pamiętnik z r. 1845 — 1846. Lwów, 1868.
SAUCM. 4 �50
Emisaryusze wysłani do wszystkich prowincyj polskich, zawiązywali stosunki i wzywali młodzież, aby była gotową do powstania.
Gorący entuzyasta Dembowski ofiarował Smolce naczelny kierunek powstania, zaręczając, że przyłączy się do niego 60.000 chłopów. Smolka nietylko odrzucił propozycyę, ale przekonany o nieuchronnej klęsce, odmówił wszelkiego w ruchu udziału, a co do chłopów zapewniał; że staną oni raczej po stronie rządu i pomogą mu do krwawego tłumienia ruchu. Na groźby odpowiedział, że choćby życie stracił, to przynajmniej uratuje młodzież od zagłady1). Wogóle wschodnia Galicya okazała się więcej oporną ruchowi zbrojnemu niż zachodnia. Zresztą nawet niektórzy członkowie centralizacyi sprzeciwiali się powstaniu, jak np. Malinowski, który po pięcioletnim pobycie w Poznaniu stanowczo odradzał rozpoczęcia beznadziejnej walki, a w końcu usunął się z centralizacyi, która, na jego miejsce powołała »genialnego« Mierosławskiego..Sam nawet Wiśniowski niedawno ostrzegał przed pokładaniem nadziei na pomoc ludu. Nic on jeszcze — mówił — nie wie o Polsce, nie troszczy się o formę rządu. Aby go pozyskać, musiałab)’ naprzód szlachta zrzec się przesądów, uznać w chłopie brata. »Nie zwyciężymy wrogów, póki sami siebie nie zwycięży 1113’«* 2).
Już we wrześniu, podczas ostatniego sejmu stanowego,, rozchodziły się wieści o gotujących się zaburzeniach. Kiedy zwrócono na to uwagę Kriegowi, odrzekł z lekceważeniem, że w najgorszym razie zaburzenia nie potrwają dłużej nad trzy dni, po których nastąpi sto lat spokoju3).
Ostrzeżenia ze strony Prus sprawiły, że w styczniu 1846 nakazano władzom galicyjskim, aby daty i fakta tyczące się spiskowych związków polskich komunikowały władzom pruskim, które nawzajem nadsyłać miały im swoje komunikaty.
Tymczasem członkowie ąentralizacyi Alcyato i Mierosławski w końcu grudnia przybyli z Paryża do Poznania. Po naradzie z miejscowym, w listopadzie zorganizowanym komitetem, postanowiono zwołać zjazd delegatów z trzech zaborów
Ó K. Wiedman. Franciszek Smolka. 2) R. Nabielak. Pamiętnik więźnia stanu. 3) Sapieha (wspomnienia) przytacza bon moł Kriega. Ktoś miał mu powiedzieć »Kocht im Tarnower Kreise« na co otrzymał odpowiedź: »Lassen Sie nur kochen. Wir werden besto besser speisen«. �51 do Krakowa. Zjazd odbył się w połowie stycznia. Wybrano na nim Rząd narodowy (Galicyę zachodnią po zrzeczeniu się Wiesiołowskiego reprezentował w nim Tyssowski) i zatwierdzono przedłożony przez Mierosławskiego plan kampanii. Wyznaczono dowódców powstania dla wszystkich prowincyi — oczywiście naczelne dowództwo miał objął »obywatel« Ludwik.
Pomiędzy ludem szerzono wieści o blizkiem wkroczeniu oddziałów powstańczych dla wymordowania urzędników i trzymających z nimi chłopów. Mówiono, że cesarz chce znieść pańszczyznę, ponieważ zaś szlachta z tego powodu gotuje się do powstania, przeto cesarz pozwala ludowi rozprawić się z nią ostatecznie, a w tym celu postarał się o zawieszenie... dziesięciorga przykazań. Władze austryackie nie dochodziły źródła tych wieści — prawdopodobnie same były tem źródłem, o co je w rok potem wprost oskarżali niektórzy obywatele (między innymi Aleksander Fredro i Franciszek Trzecieski) przed objeżdżającym Galicyę komisarzem cesarskim. Gubernium lwowskie jednak jeszcze 18. stycznia donosiło do Wiednia, że »zbro-dnicze plany rewolucyjnej propagandy... na teraz spełzły na ni-ozem i że co do spokoju i porządku w tej prowincyi, obecnie nie zachodzi żadna obawa«1).
Tymczasem w Galicyi »spisek« dojrzewał. Usiłowano do> niego wciągnąć lud w wielu miejscach, z pozornem powodzeniem. Poeta Julian Goslar (powieszony w r. 1850 w Wiedniu), wydał płomienną odezwę do ludu, aby razem poszedł ze szlachtą, obiecując mu za to zniesienie pańszczyzny.
We Lwowie Dembowski już w grudniu utworzył komitet, agitujący wśród inteligencyi i mieszczaństwa, zawiązał nawet stosunki wśród oficerów pułku Nugent. W początkach stycznia ukazało się pisemko rewolucyjne p. t. Kosa. Projektowano rozpocząć ruch od otoczenia i aresztowania wszystkich osób zebranych na zapowiedzianym balu u arcyksięcia Ferdynanda.
Ogólny wybuch powstania oznaczał Rząd narodowy na noc z 20. na 21. lutego.
Rząd pruski nie podzielał zapatrywań gubernium lwowskiego, ani systemu urzędników austryackich. Uwięził Mierosławskiego, Libelta i przeszło 1.000 osób, z których 253 oddał potem pod osąd za zdradę stanu. Wskutek tego zgasł w za 4) Łoziński. Szkice z historyi Galicyi, str. 212. 4* �52 rodku płomień powstania w Wielopolsce — skończyło się na chęci opanowania twierdzy poznańskiej przez 60 — ludzi pod wodzą Trąmpczyńskiego. W Królestwie kilkunastu ludzi uderzyło na Siedlce — z pomiędzy schwytanych, trzech powieszono, reszcie wyrok śmierci zamieniono.na ciężkie roboty. Na Litwie panowała cisza po aresztowaniu Róhra, wyznaczonego na dowódcę powstania litewskiego.
Powstanie wybuchło właściwie tylko w Galicyi i w Krakowie.
Major Leon Czechowski, naczelnik sił zbrojnych w Tar-nowskiem, dowiedziawszy się o wydanych rozkazach aresztowania i o nieprzychylnej postawie chłopów, przyspieszył termin wybuchu mającego rozpocząć się napadem na Tarnów w nocy z 18. na 19. lutego. Napadowi przeszkodziła zamieć śnieżna, a zniweczyły go zupełnie przygotowania starosty Breinla, który poruszył dzikie instynkty ludu.
Nie tu miejsce na opisywanie szczegółowe scen, które noszą w historyi miano rzezi galicyjskiej. Mordowano bez litości powstańców, pastwiono się nad żywymi i ciałami zabitych, rzucano się na dwory, kościoły, plebanie, szerząc naokół śmierć, zniszczenie, rabunek. Znieważano sakramenty, łamano krzyże — pisze w swych’ wspomnieniach ks. Karol Antoniewicz. W strasznych mękach ginęli obywatele, dzierżawcy, księża, oficyaliści. Pomiędzy ofiarami nie brak było kobiet i dzieci... Łuny pożarów oświecały drogę rozszalałemu tłumowi. »Zaciekłość chłopska doszła do stanu obłędu« — powiada ostatni historyk roku 18461). Na wozach i saniach ociekających brwią, zwoziło chłopstwo do Tarnowa trupów i ranionych, wyciągając rękę po przyobiecaną nagrodę. Liczne je-dnozgodne świadectwa stwierdzają, że Breinl nagrody nie odmawiał, hojniej przytem płacąc za pomordowanych niż za żywych...
Historyą przekazała nazwiska przywódców czerni, wśród których zasłynął zwłaszcza Jakób Szela, chłop ze Smarzowy w tarnowskiem.
Rzeź, choć w mniejszym stopniu rozszerzyła się po całej zachodniej Galicyi. Jedynie obwód rzeszowski ocalał prawie zupełnie, dzięki jenerałowi Legeditzowi, Węgrowi, który ń Limanowski. Historyą ruchu rewolucyjnego w Polsce w 1846 r. �53’ rozpędził bandy miejscowe, a nie dopuścił do wejścia obcych. Gdzieindziej wojsko »nie mieszało się do porachunku«, patrzyło obojętnie na zbrodnie i znęcanie się nad bezbronnymi. Kronika rzezi zanotowała jednak kilka nazwisk oficerów Niemców, którzy wyróżnili się posiadaniem uczuć ludzkich...
We wschodniej Galicyi ruch był słabszy i mniej też pochłonął ofiar. Przeszła do historyi jedynie drobna potyczka z huzarami pod Narajowem w brzeżańskiem i »rzeź w Horo-żanie« dokonana przez chłopstwo podburzone przez wójta i księdza gr. katolickiego Horodyskiego.
Jedynym jasnym promieniem tego ponurego obrazu było powstanie górali tatrzańskich w Chochołowie, do których przyłączyli się chłopi z Kościelisk i Witowa. We wdzięcznej pamięci potomnych zapisały się nazwiska micyatorów tego ruchu: ks. Kmietowicza i organisty Andrusikiewicza, żołnierza z roku 1831. Dzielni górale stoczyli zwycięską potyczkę ze strażnikami skarbowymi i chłopstwem z Czarnego Dunajca, ulegli jednak później przeważającej sile...
Do »ściśle neutralnego« Krakowa, na kilka dni przed wybuchem, wkroczyło wojsko austryackie pod dowództwem jenerała Collina, który jednak przestraszony kilku strzałami w d. 20. lutego, cofnął się w porządku na Podgórze, a potem do Wadowic. Korzystając z tego »dyktator « Tyssowski, ustanowił Rząd narodowy, wydał nieco szumnych proklamacyi i wziął się do organizowania siły zbrojnej. Ułatwiło mu to przybycie oddziałów Krakusów z Królestwa i Galicyi. Wyruszono w sile 500 ludzi przez Wieliczkę ku Gdowu. Na spotkanie powstańców wyszedł z Bochni podpułkownik Ludwik Benedek, zięć Kriega, na czele piechoty i konnicy. Przyłączywszy po drodze do swego oddziału kilka tysięcy uzbrojonego chłopstwa, przyszły »bohater« Sadowy odniósł łatwe pod Gdowem zwycięstwo (21. lutego) 1). »Chłopi zabijali wszystkich« rannych lub tych, co broń złożyli... »z okrucieństwem opisać się niedającem«. Rezultatem było 154 zabitych, z czego połowa padła z rąk »dziko wzburzonej hordy«... »Na wozach powstańców z medykamen — *) * ) Benedek w swym raporcie podaje, iż wziął z Bochni 327 żołnierzy piechoty i 155 kawałeryi. Można oznaczyć dość ściśle liczbę czerni, gdyż wypłacono później 35.000 złr. »pospolitemu ruszeniu« płacąc każdemu z uczestników po 5 złr. Pomagało więc Benedekowi 7 000 chłopów. �54 tami i innemi przedmiotami wszyscy jadący zostali przez chłopów obrabowani i w okropny sposób, pozabijani. Wogóle na zwłokach powstańców, leżących jakby w jakiej rzeźni, chłopi dopuszczali się straszliwego pastwienia«... Później posunął się JBenedek ku Wieliczce, gdzie jeszcze zastrzelono kilku powstańców. Wreszcie zwycięzca zebrał przywódców chłopów (a był między nimi »kwieskowany« urzędnik Krynicki) kazał im się rozejść do domów i nazajutrz zgłosić się z gminami do starosty w Bochni, celem otrzymania nagrody w gotówce i asygna-eie na sól przyrzeczoną *).
Nie na tem był koniec »zwycięstw«. Za radą Dembowskiego, w celu powstrzymania hord chłopskich, wystąpiła z Krakowa uroczysta procesya ku Wieliczce, ale na Podgórzu uderzyło na nią wojsko wracającego z Wadowic Collina. Dembowski niosący krzyż na czele procesyi, został zabity. Kraków kapitulował. Przed wojskiem austryackiem, wkroczyły do niego przednie straże wojska rosyjskiego, wysłanego z Kielc w sile koło 10.000 piechoty i jazdy z 20 działami. Zbliżyli się i Prusacy... Wojska »pósiłkowe« rozłożyfy się pod Krakowem, w którym zostali sami Austryacy. Traktat wiedeński z 6. listopada, zawarty między Austryą, Rosyą i Prusami, przysądził Kraków na rzecz Austryi, o czem obwieścił patent cesarski z 11. listopada. Przestała więc istnieć Rzeczpospolita Krakowska, złączona odtąd z Galicyą jako »Wielkie Księstwo Krakowskie*. W parlamentach francuskim i angielskim ubolewano na tem pogwałceniu traktatów wiedeńskich z r. 1815. Na tyle zdobyła się Europa, która gwarantowała całość i niepodległość »wolnego« Krakowa.
Rzeź galicyjska wywołała, nieszkodliwe zresztą, w całej Europie oburzenie. Zaniepokojono się nią nawet w Wiedniu. Raport gubernium przedstawił morderstwa jako »konieczną obronę*, gdyż chłopi rzucili się na »insurgentów« dopiero wówczas, gdy ci z bronią w ręku i groźbą chcieli ich wciągnąć do powstania. Gubernium przeto oświadczało się za bezkarnością zbrodni, z wyjątkiem jedynie wypadków, gdzie weszły
Wszystkie szczegóły i cudzysłowy z raportu Benedeka. Starosta bocheński Bernd, każdemu chłopu biorącemu udział w wyprawie, przyrzekł cetnar soli i 5 złr. za każdego powstańca (też z raportu Benedeka). �55 w grę »nieszlachetne motywy«1). Rząd wiedeński miał widać podstawy nie wierzyć raportowi, kiedy 2. marca zdecydował się wysłać do Galicyi Wacława Zaleskiego, jako pełnomocnego komisarza, któremu polecono zebrać informacye jak stłumić nieporządki i zbadać, Czy siły krajowe na to wystarczają. Oczywiście szło przedewszystkiem o sprawozdanie z rzezi i zbadanie o ile wina leży po stronie władz krajowych. Że tak było, dowód chyba w tem, iż arc. Ferdynand d’Este, który sam wybrał się do zachodniej Galicyi, nietylko przyjął chłodno Zaleskiego, ale zażądał, aby go odwołano, ponieważ jest całkiem zbyteczny. Rząd wiedeński jednak stanowczo odmówił żądaniu arcyksięcia, zaznaczając z naciskiem, iż Zaleski spełnia swą misyę »z woli najwyższej«.
W raportach swych stwierdził Zaleski udział agentów, zapewniających lud, że rząd zezwala na rabunek. Wchodzili w grę i żydzi, będący w posiadaniu nienaruszonych »naczyń srebrnych« (z innych źródeł mamy nazwiska żydowskich konfidentów Rreinla). Go do wynagrodzenia morderców Zaleski wobec sprzecznych twierdzeń, nie mógł zbadać ^prawdziwego stanu rzeczy«. Pewien naczelnik obwodu (cyrkułu), kiedy była mowa o rabunkach, wyraził przed nim opinię, iż to co się stało, było »rezultatem wojny«, a więc zrabowane przedmioty uważać należy za »łup wojenny« i przyznać ich własność posiadaczom — już ta opinia wybornie ilustruje poglądy władz galicyjskich. Do samego Tarnowa, według Zaleskiego, zwieziono 146 trupów, z których 116 było tak zmasakrowanych kołami i cepami, że rozpoznać zamordowanych nie było można. W więzieniach tarnowskich znajdowało się 99 rannych i 484 zdrowych 2). Dworów spalonych naliczył Zaleski 152. Zaleski proponował ogłoszenie ulg ludowi jako środek tymczasowy do uspokojenia wciąż dyszącego żądzą krwi chłopstwa, ale naprawy stosunków mogło, według niego, dokonać jedynie gruntowne uregulowanie sprawy włościańskiej. Trudno jednak ko-rzystać z komisyi wybranej przez Stany, gdyż członkowie jej — 1) Takie przedstawienie ze strony Kriega było »konieczną obroną«. Oskarżano go ogólnie o inicyątywę podburzania ludu. W świeżo wydanych »Wspomnieniach« Sapiehy Leona czytamy: »Cały plan uknuty został między Kriegem, prezesem sądu Kraussem i Sacher-Masochem«. -) Późniejsze wykazy podają 391 nazwisk zamordowanych. Inny wykaz liczbę ich ustanawia na 1484. �56 albo utracili życie, albo uciekli, albo »znajdują się na liście w mniejszym lub większym stopniu skompromitowanych« 1).
Daleko więcej, niż raport Zaleskiego, mówiły obszerne memoryały Hoscha, złożone najwyższym władzom wiedeńskim. Hosch, Niemiec, dziedzic Grybowa i Wojnarowej, był namiętnym wielbicielem domu Habsburskiego, najlojalniej-szym z lojalnych poddanych »zawsze sprawiedliwego ojcowskiego rządu«. Lecz choć mu »ręka drżała z oburzenia, bólu i smutku na myśl, że chociaż jednemu tylko organowi rządu prowincjonalnego powiodło się nasycić swą nienawiść ku szlachcie... i dla haniebnego planu zjednać posłuch, wskutek czego wysoki rząd obciążony zostaje chociażby pozorem aprobaty* — nie mógł jako człowiek uczciwy i świadek naoczny wstrzjunać się od kategorycznego oskarżenia administracyjnych władz galicyjskich, które dozwoliły na mordowanie »na-wet niewinnych chłopców i starców«. Szeroko i długo rozwodził się nad przyczynami »zwycięstwa komunizmu«, bronił szlachty przed zarzutem zdzierstwa ludu, stwierdzał udział urzędników w przygotowaniu rzezi, ochronę »rabusiów« i rozdawanie »premii« mordercom. Niepodejrzani świadkowie pod przysięgą gotowi byli zeznać, że za mordowanych płacono po 5 złr., a za żywych po 20 krajcarów, że darowywano chłopom konie dworskie, któremi zwozili ofiary. Wymieniał Hosch nazwiska żydów, którzy podczas rzezi przebywali w budynku starostwa tarnowskiego i sami chwalili się, że byli wtajemniczeni w rozporządzenia Breinla. Nadzwyczaj interesujące szczegóły przytaczał o niegodnem zachowaniu się dowódców wojskowych podczas tej »gry strasznej«, tego »dzieła nieliczącej się z następstwem złości i nienawiści«. Wobec zadowolonego z przebiegu wypadków feldmarszałka hr. Bertcholda, wyrwały się Boschowi słowa: »Lepiej było jak niegdyś w Florydzie przeciw Indyanom puścić na szlachtę zgraję psów gończych i skazać ją w ten sposób na rozszarpanie... zostałby przynajmniej nietknięty węzeł wzajemnego zaufania między dziedzicem a poddanym«...
Znalazł się w archiwach i drugi uczciwy głos niemiecki, glos urzędnika starostwa w Sanoku, który wygotował obszerny
L) Ostaszewski-Barański. Wacław Michał Zaleski, Lwówr, 1902. �57 memoryał o bezczynności władz i wojska1). Chciał oin objaśnić rząd o przyczynach i przebiegu wypadków, »jakich nie wykaże historyą żadnego dobrze zorganizowanego państwa«. Relacye urzędowe uważał za niedostateczne, gdyż władze popełniwszy wielkie błędy, kosztem prawdy chcą je »upiększyć«. Autorowi, równie jak Boschowi, szło tylko o dobro państwa, którego wysoki rząd »najniesłuszniej« jest przez opinię całego świata potępiany. Oburzającym był dla niego »widok tych kilkuset krwią oblanych, po największej części niewinnych ofiar ślepego rozjuszenia chłopów«. Aby temu zapobiedz »niczego nie podjęto... wszystko zostawiono biegowi rzeczy«. Skompromitowano wojsko bezczynnością, którą potem usprawiedliwiano brakiem dostatecznej siły. Autor memoryału stwierdza z własnego doświadczenia, że było to kłamstwo, gdyż na czele 10 żołnierzy zdołał powstrzymać w kilku gminach gwałty, a nawet w asystencyi dwuch żołnierzy przynieść pomoc dworom. Również jak Hosch broni autor szlachty przed zarzutem złego obchodzenia się z poddanymi. Proponuje jak Zaleski, znieść pańszczyznę, a prócz tego: pozbyć się systemu wietrzenia spisków, udzielić szerokiej amnestyi uczestnikom rewolucyi, nakazać wyższym urzędnikom uprzejmość wobec stron i podwładnych. Charakterystyczną jest uwaga, że daje się spostrzegać coraz Większe skłamanie się całej szlachty na stronę Rosyi »niedawno jeszcze najwięcej znienawidzonego przeciwnika polskiej narodowości«.
Nie kierował się sympatyą ku nam bezimienny »oficer zachodnio-galicyjskiej armii«, autora pamiętnika Das Polen-Attentat im Jąhre i8k6 (Grimma 1846) uczestnik represaliów w Tarnowskiem, wymieniający Szelę jako swego informatora. Ale i w jego broszurze znajdują się cenne szczegóły. Przyznaje on między innemi, że »wysłani.żołnierze i urlopnicy, tłumy chłopskie wojskowo zorganizowali, nad nimi komendę objęli i nakazali sumaryczny wymiar sprawiedliwości«, że rząd krajowy »umiał apelować do rewolty chłopskiej i forytować ją przez urzędników«, a wreszcie, że chłopom wypłacano nagrody pieniężne.
Ale jest jeszcze najklasyczniejszy świadek, sam starosta ń Br. Łoziński domyśla się, że autorem memoryału był Kajetan Schafer. �58
Breinl. W pamiętniku swoim, za życia niewydrukowanym, zrzuca ze siebie, oczywiście, wszelką odpowiedzialność. A jednak przyznaje się do »małych datków pieniężnych^ z góry udzielanych i do tego, że w przeddzień rzezi objaśniał chłopom prawo »obrony koniecznej«, którem później, jak wiemy, gubernium lwowskie usprawiedliwiało morderstwa.
Tych kilka niepodejrżanych świadectw wystarcza. Umyślnie nie przytaczamy wobec takich »dokumentów«, ani jednego źródła polskiego, których liczba jest tak wielka. Znajdujące się w nich setki przejmujących grozą szczegółów, stwierdzają niezbicie haniebną rolę urzędników austryackich. Niedawno wreszcie z archiwum ministerstwa wydobyto list starosty lwowskiego Milbachera (z 22. lutego 1846), w którym polecał man-dataryuszowi Błockiemu, aby zwołał chłopów z kosami i »ubił choć 100 drabów«. Milbacher podawał za przykład cyrkuł tarnowski, gdzie »chłopi poradzili sobie dobrze«. Niechże więc Błocki skorzysta ze sposobności stwierdzenia swojej wierności dla Naj. Pana«...x). Ten jeden dokument mówi więcej niż wszelkie opisy.
Rząd wiedeński czuł grozę położenia, zwłaszcza, że rozbestwione chłopstwo z trudem zaledwie dało się.uspokoić przez gęsto rozsiane asystencye wojskowe i aresztowania. Odmawiało ono jednak spełnienia powinności, głośno mówiło o podziale gruntów »pańskich«. Obawiano się przytem rozszerzenia się pożaru na inne prowincye austryackie...
Więc postanowiono działać energicznie. Ale energia ta łamała się w braku stanowczej decyzyi i jedności w sferach rządowych. Jedną ręką chciano karać, drugą nagradzać. Sadzano chłopów do więzień, a jednocześnie ogłaszano ulgi ludowi w powinnościach pańszczyźnianych i zapowiadano dal — *).? * ) Fascimile listu (po niemiecku) w cytowanych już nieraz »Szki-cach« Br. Łozińskiego. Nie znał go oczywiście poważny historyk austrya-cki Antoni Springer, a przecież posiadał dostateczny ‘materyal, aby stwierdzić istnienie premii i współwinę biurokracyi. Opierał się on na relacyach »organu rządu pruskiego« i na oskarżeniach pochodzących z najkonserwatywniejszych sfer austryackich. »Rząd nie mógł faktu zaprzeczyć... nie zdołał odeprzeć zarzutu moralnej współwiny w rzezi galicyjskiej. Bezpośrednia odpowiedzialność spadała na niższych urzędników... ale skoro rząd wykształcił tak złych i niezdolnych, to musiał się poddać następstwom, znosić powszechną niechęć opinii europejsl<iej«... (Geschichte ósterreichs seit dem Wiener Frieden 1809). �59 sze. Prowadzono śledztwa przeciw mordercom, co nie przeszkadzało, jak wiemy, wypłacić »bohaterom« Gdowa 35.000 nagrody. Uznawano winę biurokra-cyi, a przecież nic nie robiono, aby z niej usunąć skompromitowane żywioły. Nie chciano Breinlowi dać żądanej satysfakcyi przez wdrożenie dochodzenia, a wkrótce obdarzono go orderem Leopolda. Takież ordery lub szlachectwa austryackie otrzymali inni starostowie. Krieg lekceważył sobie i znosił postanowienia sądowe. Nie zwoływano sejmu postulatowego, mimo że Stany o to usilnie się dopominały. Wytoczono proces Szeli za szereg »nieusprawiedliwionych* morderstw, lecz zostawiono go na wolności pod opieką Breinla w Tarnowie. Zamęt powiększył drugi nadzwyczajny pełnomocny komisarz hr. Rudolf Stadion swemi ordy-nansami i projektami w sprawie włościańskiej; obudziły one niezadowolenie zarówno wśród ludu jak szlachty, pierwszy bowiem miał znacznie dalej sięgające aspiracye, druga widziała byt swój zagrożony.
Nareszcie zaświtała nadzieja, że Galicy a wybrnie z chaosu. Bawiącego w stolicy arc. Ferdynada namówiono do rezygna-cyi, a zaraz potem w kwietniu przeniesiono Kriega z awansem do Wiednia. Lazański został gubernatorem Moraw. W ten sposób usunięto jeszcze kilku »zasłużonych« a między nimi Breinla. Gubernatorem Galicyi mianowany został hr. Franciszek Serafin Stadion, człowiek szerszych poglądów i dobrej woli. Niestety nominacya jego zeszła-się z wykonaniem wyroku śmierci na Teofilu Wiśniowskim i Józefie Kapuścińskim *).
»Musiałem zboczyć z drogi — pisał Stadion — aby nie stanąć we Lwowie w dniu. tracenia i nie rozpoczynać swej działalności od przygotowań do tego aktu. Cała szlachta upatrywała w tym nieszczęśliwym zbiegu okoliczności rozmyślne działanie rządu, aby odjąć odrazu krajowi nadzieję zwrotu do łagodności«... 9 We Lwowie 31. lipca 1847. Kapuścińskiego oskarżono, że zamordował Merkla, burmistrza w Pilznie, jednego z pomocników Breinla. Skazany został również na śmierć ks. Kmietowicż, ale żaden biskup nie chciał zdjąć z niego sakry, więc osadzono go w kazamatach Kufsteinu z Andrusikiewiczem i trzema góralami... Lochy Kufsteinu i Spielbergu zapełniały się wciąż zdrajcami stanu. W samym Spielbergu liczono ich 150. Liczba procesów politycznych w r. 1847 doszła do 434. �60
Słowa powyższe znajdują się w »relacyi« Stadiona, uzasadniającej konieczność wydania amnestyi. Dokument to pierwszorzędnej wagi. Stadion stwierdzał w nim wszystko, co zarzucano władzom politycznym Galicyi. Przekonał się, że administracya jest nieudolna, nie budząca szacunku, i mająca na celu jedynie korzyści osobiste, policya zostaje w rękach, na które spuścić się nie można, o ^sądownictwie poza miastami niema mowy«. Dobro kraju nikogo nic nie obchodzi, urzędnicy zachowują się niemożliwie, ściągając nienawiść na rząd. Lud jest wzburzony przez podżegaczy, a »nawet złych lub nieroztropnych urzędników«. Szlachta oskarża rząd o niesprawiedliwość: zapadają surowe wyroki za zdradę stanu, a niechętnie występuje się przeciw chłopom, »którzy dopuścili się oburzających w najwyższym stopniu okrucieństw«. Nawet szlachta lojalna, potępiająca ruch powstańczy, zapatruje się tak samo, widząc prześladowanie nawet najmniej podejrzanych, wówczas kiedy »morderca, rozbójnik i podpalacz siedzi w domu wolny« i nie dosięga kara tych urzędników, co »podniecali chłopów do ekscesów lub nawet sami w nich udział brali«. Trzeba więc na gwałt dokonać zwrotu. »Kraj, który mógłby się stać najbardziej kwitnącą prowincyą Austryi, czeka bezgraniczna nędza, w razie, gdyby rząd odraczał konieczne ulepszenia«. Po nadzwyczaj rozsądnych uwagach nad środkami mo-gącemi przynieść uspokojenie i pomyślność kraju, żądał Stadion bezwarunkowej amnestyi dla całego szeregu osób 1).
Widzimy, że Stadion miał wówczas najlepsze chęci, ale Wiedeń niczego nie chciał się »nauczyć«. Wszak wobec niedołęstwa poczciwego cesarza Ferdynanda, »biednego epileptyka i hodowcy kwiatów«, rządziła państwem »konferencya«, mająca na czele tępego reakcyonistę arc. Ludwika, którym Metter-nich kierował. Ale były to już ostatnie dni wszechwładzy kanclerza. Rok 1848 chwilowo nawet Austryę nauczył rozumu. Wtedy zjawiła się i amnestya i konstytucja i wszystko, co kto sobie życzył. Nawiasem mówiąc, na amnestyi najlepiej wyszli mordercy i rabusie, sankcyonowała bowiem ona ostatecznie ich bezkarność.

  • ) Relacya pisana 28. grudnia 1847. Streszczenie na podstawie »Szkiców« Br. Łozińskiego, który do r. 1846 najwięcej wydobył ciekawych przyczynków.

�61
VII.
Wiosna narodów.
Rewolucya 1848 r.t która po obaleniu we Francyi tronu Ludwika Filipa, ogarnęła całą środkową Europę, miała epizod i w Galicyi.
Wiedeń powstał 13. marca. Padły pierwsze strzały, stanęły pierwsze barykady, pierwszy raz krew się przelała. W Burgu powstał zamęt. Wzburzonemu ludowi na początek.złożono w ofierze Metternicha. Kiedy wieść o tem się rozniosła, stolica Austryi zajaśniała illuminacyą.
Choć Windischgratz, któremu kamarylla dworska powierzyła dyktaturę w obronie ładu i porządku, ogłosił Wiedeń w stanie oblężenia i chciał przemówić do ludu głosem karta czy, cesarz Ferdynad zdobył się na tyle energii, że na radzie familijnej zawołał: »Nie każę strzelać — albo ustąpię«! 15. marca wyszedł z Burgu herold cesarski i odczytał tłumom manifest znoszący cenzurę, tworzący gwardyę obywatelską i zapowiadającym »wiernym ludom« zwołanie wszystkich Stanów prowin-cyalnych, które ze wzmocnioną reprezentacyą stanu obywatelskiego, opracują »konstytucyę ojczyzny«. Jednocześnie ogłoszono jej zasady, gwarantujące uznanie narodowości.
Stadion ogłosił manifest cesarski 18. marca. Zanim jeszcze utworzono Komitet narodowy, już Smolka, Hefern i Ziemiał-kowski ułożyli adres (petycyę) do cesarza, opatrzony kilkunastu tysiącami podpisów. Kiedy nazajutrz (19.) kładziono ostatnie podpisy, przyczem się zebrał tłum olbrzymi, policya pragnąc go rozpędzić, zapaliła szopę na przedmieściu i kazała uderzyć na alarm. Wystąpiła piechota, zatoczyła działa arty-lerya, nadbiegł wreszcie w galopie wezwany szwadron huzarów. Chwila była niebezpieczna, ale na okrzyki tłumu »Eljen Magyar« huzarzy wstrzymali konie, a rotmistrz ich salutując ludowi zawołał, że huzarów lękać się nie potrzebuje. Dwudzie-stotysięczny tłum podążył ku pałacowi gubernatora, któremu deputacya z ks. Leonem Sapiehą na czele wręczyła adres, domagający się gwarantowania polskiej narodowości (prawo języka w sądzie, szkołach i urzędach) oddzielnej administracyi prowincyonalnej, powszechnej amnestyi, rewizyi konstytucyi stanowej i reprezentacyi wszystkich klas w sejmie, powsze�62 chnego szkolnictwa ludowego, zniesienia pańszczyzny, równości obywatelskiej i politycznej wszystkich klas i wyznań wobec, prawa, samorządu miejskiego, obsadzenia urzędów krajowcami, sądów przysięgłych, zniesienia cenzury, uzbrojenia miast (gwardyi narodowej), wreszcie wojska krajowego pozostającego w kraju pod wodzą oficerów krajowców. Stadion chciał poprzestać na odebraniu adresu, ale po namyśle wyszedł na balkon i drżącym głosem oświadczył, iż więźniowie polityczni (było ich około 200) zostaną wypuszczeni za poręką obywateli. Kiedy tłum nie ustępował i domagał się gwałtownie broni dla gwardyi, Stadion był tak przestraszony, że musiano w jego-imieniu oznajmić ludowi, iż zezwala na wydanie nazajutrz, broni akademikom i na komisyę dla sformowania gwardyi *), co-przyjęto okrzykami: Niech żyje Stadion! Prócz tego mianował burmistrzem Lwowa hr. Agenora Gołuchowskiego, radcę gu-bernium, na miejsce znienawidzonego Festenburga, który niedawno obywatelstwem honorowem Lwowa obdarzył.... Bene-deka, dyrektora policyi Sacher-Masocha i znanego nam dobrze starostę Milbachera.
Na tych ustępstwach Stadion nietylko zatrzymał się, ale zajął stanowisko nieprzychylne ruchowi. Poczuł się biurokratą, był niepewny przytem, czy w Wiedniu nie zmienił się kierunek wiatru, gdyż nie odbierał żadnych instrukcyi. Był »w największym kłopocie« (słowa jego relacyi z 23. marca) pozostawiony w niepewności co do zasad, według których ma być prowadzona administracya polityczna«. Trwożyły go też prawdopodobnie zbyt jaskrawe demonstracye w kościołach, teatrze, na placach i ulicach. Wprawdzie dziwić się nie. można, że po tylu latach ucisku chciano sobie »użyć swobody«, ale bądź co bądź przebrano miarę. Za dużo było hałasu, efektów jaskrawych i mów Dobrzańskiego, który stał się bohaterem dnia. Młodzież akademicka zażądała, aby wstępując do gwardyi składała przysięgę cesarzowi Ferdynandowi »jako królowi polskiemu«. Stadion na to się zgodził, znów mu wołano: niech żyje! a Dobrzański obwieszczał niepodległość Polski. Na nabożeństwo x) L. Sapieha twierdzi w swych »Wspomnieniach«, że Stadion działał stosownie do otrzymanego z Wiednia rozporządzenia, czem osłabia »wymuszenie« ustępstw. »Wspomnieniom« jednak niezbyt ufać należy, jako źródłu mocno tendencyjnemu. Z pamiętników Ziemiałkowskiego wypadałoby, że stanowisko Sapiehy w r. 1848 było niewyraźne. �żałobne za poległych 13. i 14. marca wiedeńczyków Ziemiał-kowski zaprosił oddział wojska, t. zw. Deutschmeistrów rekrutujących się w Wiedniu — witano ich okrzykiem: »Niech żyją Niemcy!« na co odpowiedzieli »Hoch den Polen!«
Stadion rozwiązał 21. marca istniejący od dwuch dni Komitet narodowy i plakatami zabronił zbiegowisk i zebrań. Prócz tego odwlekał zawiązanie komisyi, mającej formować gwardyę narodową, aż wreszcie zabronił całkiem jej organiza-cyi przed wydaniem ustawy. Co więcej, niektórzy urzędnicy, a między nimi czystej krwi Niemcy, poczuli się nagłe... Rusinami i przy pomocy księży ruskich skłonili kleryków unickich do podpisania protestu przeciw żądaniu adresu, aby w szkole i urzędach zaprowadzono język polski. Wojsko było skonsy-gnowane — prowokatorzy śpiewali pieśni rewolucyjne. »Czuć. było, że stary ćwik biurokratyczny knuje jakąś zdradę1).
Deputacya złożona z Fredry, Pola, Bielowskiego i Szajnochy udała się 22. marca do Stadiona z żądaniem zniesienia cenzury, stosownie do patentu cesarskiego, i pozwolenia na wydawanie dzienników polskich. W dwa dni potem ukazał się pierwszy numer Dziennika Narodowego, wychodzącego jednak pod cenzurą samego Stadiona. Trzeci numer Dziennika wyszedł już bez cenzury. Później pojawiło, się sporo pism, przeważnie efemeryd. Warto zaznaczyć, że grono poważnych pisarzy wydało odezwę do braci literatów przeciw prywacie, załatwianiu w druku spraw osobistych. »Nim tedy — słowa odezwy — weźmiecie pióro do ręki, zostawcie na boku wszelką osobistość, a zaczepiajcie myśl waszą o dobro pospolite narodu swego, o dobra całej ludzkości«.
W poważnych kołach obywatelskich uznano potrzebę wysłania deputacyi do Wiednia, w porozumieniu z Krakowem, w którym zawiązano Komitet narodowy. Na czele jej stanął Jerzy Lubomirski, gdyż Sapieha przewodnictwa nie przyjął, a nawet całkiem się usunął. Do deputacyi, która wyjechała 26. marca, przyłączył się w Krakowie biskup przemyski Franciszek Wierzchlejski, późniejszy arcybiskup lwowski. Kraków nie zgadzał się na tekst adresu, jaki ułożono we Lwowie. Nie czuł się on Galicyą (jeszcze bardzo długo potem swą odrębność zaznaczał), miał szersze wymagania, nie chciał stać na grun ń Ziemiałkowski. Pamiętniki. Kraków, 1904. �64 cie wyłącznie prowincyonalnym, ale ogólnie polskim. Wziął udział w deputacyi dopiero po zapewnieniu, że adres zostanie przerobiony w Wiedniu i to w porozumieniu z Poznańskiem, gdzie istniał Komitet narodowy, przez rząd pruski uznany, a pragnący stanąć na czele ruchu wolnościowego całej Polski. Do deputacyi przyłączyli się i delegaci z Tarnowa. Wybrano zaraz »Wydział ścisły«, składający się z 9 członków dla kierowania sprawami krajowemi. Przez ten Wydział — pisze Ziemi ałkowski — deputacya wchodziła w układy z rządem austryackim i zawiązała stosunki z komitetem poznańskim, rządem węgierskim, z deputacyą kroacko-serbską, czeską, wysłała delegatów do sejmu frankfurckiego i do Paryża. Jednem słowem stała się tem, czem miał być Komitet lwowski1).
Deputacyę witano uroczyście w Wiedniu na dworcu kolei północnej. Cesarz przyjął ją 6. kwietnia. Adres ułożony »w połączeniu z obywatelami cyrkułu krakowskiego« zawierał mniej więcej te same postulaty co petycya, złożona na ręce Sta-diona, tylko je szerzej omawiał. Rozpoczynał się od przypomnienia, że Austrya w r. 1815 oświadczyła się za wskrzeszeniem niepodległej Polski. »Co okoliczności utrudniły wtedy (słowa adresu)-, mogą dziś ułatwić. Nie taimy, że to jest ostatecznym kresem życzeń naszych, że dla tej nadziei gotowi jesteśmy przelać krew, oddawać życie i majątek... W oświadczeniu W. C. K. Mości, że narodowość naszą uznać i uszanować pragniesz, słusznie upatrujemy chęć uchylenia traktatów rozbioru Polski«. Adres wzywał cesarza, aby się nie ociągał »ze słowem ubawienia naszego«, wojna bowiem jest »nieuchronna«, a Polacy »chcą być w przymierzu z Austrya« i wszystkiemi składaj ącemi ją ludami. Upraszano wreszcie, aby cesarz zatwierdził Komitet narodowy, któryby się zajął reorganizacyą kraju na podstawie czysto narodowej, ułożył projekt konstytucyi i prawidła wyboru zgromadzenia narodowego, mającego zastąpić dawny sejm »/niedołężny, de facto już nieważny i rozwiązany«. Jednem słowem Komitet miał być rodzajem rządu tymczasowego.
Cesarz odczytał przygotowaną odpowiedź, że przyjmuje prośby i rozkaże życzenia deputacyi wziąć pod rozwagę, aby, o ile one dobro kraju mają na celu, spiesznie je załatwić (inso x) Ziemiałkowski. Pamiętniki. Kraków, 1904. �65 fer sie das Wohl des Landes bezwecken, sie baldigst zu erle-digen
Wiedeń deputacyę przyjmował niemal entuzyastycznie, zwłaszcza powrót jej od cesarza był całym szeregiem owacyi. Jutrzenka wolności połączyła wszystkie ludy austryackie. Na gorące przyjęcie Polaków wpłynęły w pewnej mierze i malownicze ubiory narodowe. Okrzykom Es lebe Polen! nie było końca, na co deputacya odpowiadała okrzykiem Es lebe das freie Deutschland! Towarzyszyła deputacyi gwardya obywatelska, która jej wręczyła chorągiew polską; przyjmowała ją w auli uniwersytetu młodzież akademicka... Mów, afektów i efektów było co niemiara.
Część deputacyi złożyła hołd bardzo popularnemu arcy-księciu Janowi, uważanemu za zwolennika nowej ery. Arcy-książę oświadczył, że rozbiór Polski był największem nieszczęściem dla Europy. Od tej chwili — mówił — rozpoczął się handel narodami. Wskrzeszenie Polski jest konieczne. Roztropniej jednak o sposobach jej odbudowania teraz nie mówić, lecz się. do tego przygotować. W dalszej rozmowie wyraził się też arcy-książę, że urzędnicy austryaccy szkodę przynoszą, i że ich uważa za zgubę Austryi2).
Jednocześnie z Frankfurtu nad Menem, gdzie zebrali się niemieccy mężowie zaufania (t. zw. das deutsche Yorparla-ment) doszła wiadomość o zapadłej tam uchwale: »Honor Niemiec stawia się jako rękojmię, iż hańba ciążąca na Niemcach przez rozbiory Polski zmazaną być musi wskrzeszeniem Polski«. Jednocześnie sejm powszechny pruski »witał z radością* * zapowiedzianą reorganizacyę narodową W. Księstwa Poznańskiego, a wojskowe sfery pruskie zapewniały, że wojna z Rosyą jest nieunikniona. Urzędowa Wiener Zeitung w artykule wstępnym (2. kwietnia) wspomniała o konieczności odbudowania Polski. »Wolna Austrya — pisała — przyniesie wolność Polsce, a silna związkiem z nią i sympatyą Europy,
Ó Sapieha opowiada, że ustępu o sprawie polskiej nie przedstawiono przedtem kancelaryi cesarskiej. Minister Pillersdorf, ostrzeżony przez Wacława Zaleskiego, miał zwrócić na to uwagę cesarza, który nie dokończył odczytania odpowiedzi. Ale Sapiehy nie było wówczas w Wiedniu, a stanowisko jego wobec adresu pozwala przypuszczać, że przytoczył ukutą przez niechętnych bajeczkę.

  • ) Ziemialkowski. Pamiętniki.

GA.I0Y4. 5 �66 nie zawaha się stanąć do walki z Rosyą«... Wyrażała też opinię, że królem polskim powinien zostać członek domu Habsburskiego. Domyślano się, iż arcyksiążę Jan nie miałby nic przeciw włożeniu korony Jagiellonów na swe skronie...
Oczywiście, zwyczajem naszym, daliśmy się i tym razem porwać złudzeniom, każdy przychylny frazes braliśmy za dobrą monetę, dopóki smutna rzeczywistość nie położyła kresu naszym marzeniom.
Choć Metternicha nie stało, pozostała biurokracya, która nigdy łatwo nie ustępuje i do ostatniej chwili walczy na wyłomie. W Wiedniu oprócz niej żyła i kwitła kamarylla dworska z arcyksiężną Zofią, matką przyszłego cesarza Franciszka Józefa. Była to dama dumna, despotyczna, spragniona władzy*, zwolenniczka systemu Metternicha, choć bez Metternicha. Ku niej się zwracały oczy wszystkich wyznawców absolutyzmu.
Odrazu na zapalone głowy jak tusz zimny podziałała audyencya u prezesa ministrów Fiąuelmonta. Mówił dość szorstko, że Galicya naśladuje francuskie dążności anarchistyczne, że r. 1846 wywołany był jej nieroztropnością. Kiedy Lubomirski oświadczył, że żądania deputacyi nie są nieroztropne, ponieważ głównie opierają się na konstytucyi z 15. marca gwarantującej prawa narodowości, Fiąuelmont drwiąco zauważył, że gdyby w Europie chciano dzielić ludy na szczepy narodowe germańskie, romańskie i słowiańskie, trzebaby było powrócić do czasów Sema, Chama i Jafeta. Później nieco się opamiętał, mówił grzeczniej, a w końcu radził udać się do ministra spraw wewnętrznych, bo to do niego nie należy. Pillersdorf uprzejmie, ale silnie zaakcentował, że Polacy mają zbyt wielkie wymagania. Kilkakrotnie z nim konferowano, ale zawsze bezskutecznie. Przyznał ogólnikowo, że administracya Galicyi powinna być polską, ale sam nic uczynić nie może bez naradzenia się z innymi ministrami. Na razie zgodził się tylko na sformowanie gwardyi narodowej w każdej miejscowości mającej 1.000 mieszkańców. Przyciskany wreszcie do muru, zawiadomił deputacyę, że żądania wyrażone w adresie zakomunikował Stadionowi i dopóki nie otrzyma od niego opinii, nie może dać żadnpj na nie odpowiedzi.
Takie zachowanie się »konstytucyjnych* ministrów było aż nadto wyraźną wskazówką, czego po nich spodziewać się należy. �67
Gdy deputacya paktowała z Piłlersdorfem, witała serdecznie »zbrodniarzy stanu« wypuszczonych ze Spielbergu i Kuf-steinu (między nimi ks. Kmietowicza) i wysyłała w różne strony delegatów (do Paryża, Londynu, do Kossutha) we Lwowie utworzyła się wreszcie gwardya narodowa, której pierwszym dowódcą został Józef Załuski, napoleończyk, jenerał brygady w powstaniu listopadowem. Wybór, jak twierdzą współcześni, nie był zbyt szczęśliwy. Sam Załuski czuł, że nie da sobie rady, więc postawił obok siebie Romana Wybranowskiego, pułkownika z r. 1831, który stał się rzeczywistym, a po ustąpieniu Załuskiego jedynym komendantem gwardyi (dano mu rangę austryackiego jenerał-majora).
Tymczasem Stadion w myśl instrukcyi otrzymanych z Wiednia, starał się przeprowadzić wybór czterech delegatów do zaprojektowanego przez ks. Montecucollego, marszałka Stanów dolno-austryackich, a zaaprobowanego przez rząd »wy-działu centralnego wszystkich prowincyi«, który miał obradować nad sprawą rozszerzenia instytucyi stanowych, oraz przekształcenia urządzeń municypalnych i gminnych, ab)^ rezultat swych »przedwstępnych« obrad przedłożyć do uchwały sejmom prowincyonalnym. Zaprosił więc Stadion w tym celu członków sejmu stanowego bawiących we Lwowie i najbliższej okolicy, zawiadamiając, iż miasto Lwów wybrało już kupca Singra i adwokata Czajkowskiego, — szło więc o wybór jeszcze dwu deputatów. Zgromadzeni przez usta Aleksandra Fredry oświadczyli, że uważają się tylko za dorywcze zgromadzenie. Ponieważ jednak, — ciągnął dalej Fredro — okoliczności zmuszają nas »przywłaszczyć« sobie prawo reprezentacyi kraju, to niechby przynajmniej prawo to zostało ulegalizowane w ten sposób, aby jeszcze przed rozpoczęciem dyskusyi zapadła uchwała, iż zebrani będą działali na zasadach wyłuszczonych w adresie 18. marca i wybiorą ma delegatów tylko tych, co ten adres podpisali i zobowiążą się nie zboczyć z drogi nim wskazanej. Stadionowi oświadczenie Fredry nie przypadło do smaku, z naciskiem więc zaznaczył, że »grono osób« nie może występować, ani w charakterze ulegalizowanej reprezentacyi, ani też dawać deputatom jakichkolwiek instrukcyi i orzekać, że żądania adresu z 18. marca zawierają życzenia kraju. Natomiast »dla skuteczniejszego’ działania« podwyższył Stadion liczbę delegatów do trzech i przedstawił 12 kandydatów do wy 5‘ �68 boru. Ostatecznie, po wielu zastrzeżeniach, a nawet opuszczeniu, konferencyi przez część zebranych z Fredrą na czele, Gołu-chowski, »notoryczny wówczas mąż zaufania Stadiona«, świeżo mianowany wiceprezydentem gnbernialnym, zdołał przekonać, że »uchylając się od wezwania, utrudnilibyśmy tylko wypracowanie obiecane] nam konstytucyi narodowej, które] z upragnieniem wyglądamy«. Wybrano więc na delegatów Leona Sapiehę, Tytusa Dzieduszyckiego i Maurycego Kraińskiego. Wybrani podpisali deklaracyę, że »nie przypisują sobie żadne] legalnej powagi«, nie przyłożą ręki do żadnych »stanowczych rozstrzygań« i że podzielają zasady adresu (petycyi) z 18. marca, »od których w żadnym razie nie odstąpią?.
Delegaci spotkali się w Wiedniu z nieufnością członków deputacyi adresowej. Uważano ich za wysłanników »f.rakcyi szlacheckiej« i Stadiona — żądano, aby złożyli swe mandaty, bo sejmu niema. Pełno o tych swarach w »Pamiętnikach« Ziemi ałkowskiego, wołającego: Targowica! Jednakowo, jak widzimy z protokolarnego sprawozdania delegatów (15. kwietnia) zatarg został usunięty i większość delegatów poddała się żądaniom deputacyi. Sprawdziwszy, że obywatele bawiący w Wiedniu uznani byli tak przez cesarza, jak innych członków rodziny cesarskiej i ministrów, za »deputowanych naród reprezentujących®, że jako tacy wnieśli prośbę do tronu o sankcyo-nowanie Komitetu narodowego z szeroką kompetencyą orga-nizacyi kraju, delegaci większością głosów (trzech przeciw jednemu Singrowi — Dzieduszycki był nieobecny) uznali działalność swoją za bezprzedmiotową« i oświadczyli, że do obrad. Stanów nie przystąpią. Zaznaczali zresztą, że sam hr. Monte-cuccoli, autor projektu wydziału centralnego Stanów, od my-śli swojej odstąpił, widząc niemożność utrzymania instytucyi feudalnych.
Natomiast hr. Montecuccoli zaproponował rządowi zwołanie Stanów prowincyonalnych na sejm nadzwyczajny, z pomnożeniem liczby deputowan)’Ch miejskich. We Lwowie naznaczono otwarcie sejmu na 26. kwietnia.
Przeciwko zwołaniu sejmu wystąpiła lwowska Rada narodowa, następczyni rozwiązanego Komitetu narodowego. Wydała ona przedtem wezwanie do obywateli, ab)r znieśli pańszczyznę i odezwę wzywającą Rusinów do zgody. �69
Jak wiemy, inicyatywa do zniesienia pańszczyzny, wyszła ze Stanów galicyjskich i była przez rząd tłumiona. Zniesienia lego’ domagała się wyraźnie petycya złożona Stadionowi, domaga! się adres szlacht}’ tarnowskiej do cesarza (Komitet Sanguszki) i adres ogólno-krajowy wręczony cesarzowi na audyen-cyi. Kiedy wielu obywateli usłuchało natychmiast wezwania Rady Narodowej i naznaczyło termin ustania powinności pańszczyźnianych na 3. maja (niektórzy na 27 kwietnia jako pierwszy dzień Wielkanocy), rząd utrudnił wykonanie tego aktu dobrej woli, ogłaszając okólnik, że pańszczyznę znieść mogą tylko ci właściciele, których dobra nie są obciążone długiem, lub którzy wykażą się zezwoleniem swych wierzycieli. Równało się to poniekąd zaprzepaszczeniu sprawy.
Jakże wielkiem musiało być zdziwienie w całym kraju, kiedy 22. kwietnia ogłoszono w Wiedniu patent cesarski z 17. kwietnia ogłaszający zniesienie pańszczyzny z dniem 15. maja i wynagradzanie właścicieli kosztem skarbu państwa. Było to sprytne posunięcie na szachownicy ze strony rządu. Nie chciał on, aby lud cokolwiek zawdzięczał »panom« — niech lud wie, że tylko rząd jest jego prawdziwym opiekunem i dobrodziejem. Co więcej, nie załatwiając spraw serwitutowych (służebności), których uregulowania tylokrotnie sejm stanowy się domagał, rząd pogłębiał niechęć ludu do szlachty, rozdrażniał niezago-joną ranę.
Całkiem natomiast nie udało się rządowi zwołanie sejmu galicyjskiego, o co, ’nawiasem mówiąc, Stadion gorąco upraszał jeszcze 23. marca. Rada Narodowa w odezwie z 20. kwietnia oświadczyła wyraźnie, że »ktokolwiek do obu adresów przystąpił, tem samem sejm zwołany za nieważny i de facio rozwiązany uważać musi«... Sejm stanowy nie reprezentuje narodu, samo jego zebranie się, choćby dla uchwalenia niekom-petencyi, sprzeciwiałoby się zasadom wyrażonym w adresach, które sejm ten uznały za nieistniejący. »Wola narodu, w państwie konstytucyjnem objawia się rzetelnie tylko przez zgromadzenie reprezentacyjne, składające się z niezawisłych obywateli kraju, obieranych przez ziomków’ swoich na podstawie ogólnego prawa wyborczego«.
Odezw’a Rady spotkała się z ogólnem uznaniem. Zatrwożony Stadion rozsyłał listy, zaklinając prawne posłów sejmu stanowego, aby w interesie konstytucyjnym i materyalnym (ze �70 względu na ważne, sprawy instytutu kredytowego) na sejm się stawili.
Tymczasem w przeddzień otwarcia sejmu na nabożeństwo odprawione z powodu urodzin cesarskich (25. kwietnia), zjawiła się Rada Narodowa in corpore i zajęła obok Stadiona miejsce »samowolnie i w sposób najwięcej w oczy bijący, jakoby była prawnie ustanowioną korporacyą«.. Oburzonego tym zuchwałym postępkiem, gubernatora doszła wiadomość, że posłowie przybyli na sejm odbyli w Ossolineum poufną naradę przy udziale delegatów Rady. Rozdrażnienie Stadiona doszło do zenitu. Policya z jego rozkazu wtargnęła do lokalu Rady w starym teatrze, zabrała jej papiery i opieczętowawszy lokal Rady postawiła przy niej straż wojskową. Prócz tego Stadion ogłosił zakaz odbywania posiedzeń Rady, grożąc surową odpowiedzialnością właścicielom lokalów, którzyby je na posiedzenia Rady odstąpili. Cały Lwów zatrząsł się z oburzenia. Mimo gróźb Stadiona, Rada zebrała się w mieszkaniu Dra Gę-barzewskiego, a na posiedzenie jej przybyli członkowie Stanów, między którymi znajdował się powracający wprost z Wiednia biskup Wierzchlejski. »Niema sejmu«! zawołał Stanisław Chojecki, okrzyk ten powtórzono, członkowie sejmu wezwali uroczyście Radę, aby ich przypuściła »do udziału w pracach dla dobra ojczyzny przedsięwziętych«. Wybrano natychmiast z pośród nich 20 nowych członków Rady. Wieczorem tegoż dnia otrzymał Stadion od 90 zebranych na sejm właścicieli dóbr z duchowieństwem i delegatami miast.i obwodów oświadczenie, iż wobec patentu konstytucyjnego sejm postulatowT, »jako instytucyę systemu absolutnego« uważają za nieistniejący i w obradach jego udziału nie wezmą. Prócz tego oświadczenia doręczono jednocześnie Stadionowi tymi samymi podpisami opatrzoną »protestacyę« jakoby Rada narodowa »w sposób terrorystyczny« wpłynęła na zerwanie sejmu. »Najmo-cniejszym dowodem — słowa protestu — jest ta okoliczność, żeśmy zgodnie z Radą narodową złączyli się, takową uznać pragniemy i w tym celu z grona naszego 20 członków wybrali, którzy Radę narodową wzmocnić mają« *). ’) Łoziński. Stuclya. Opowiadanie jego na podstawie dokumentów zaprzecza twierdzeniu Sapiehy (Wspomnienia), że deputowani nie przyszli na otwarcie sejmu ze strachu przed tłumem. Może być zresztą, że �71
Sejm oczywiście nie zebrał się, a Stadion nietylko nie spełnił swej groźby co do posiedzeń Rady, lecz ogłosił 2. maja, iż przyprowadza do skutku »dawno już powzięty plan otoczenia się mężami, którzy przez inteligencyę i zacność charakteru, posiadają publiczne zaufanie«. Oczywiście w ustanowieniu tej Rady przybocznej tkwiła myśl sparaliżowania wpływu Rady narodowej.
Zanim jednak opowiemy losy Beirathu, musimy się na chwilę przenieść do Krakowa, który stał się terenem smutnych i nieoczekiwanych wypadków.
Ogłoszenie konstytucyi wywołało w nim, rzecz prosta, nieuniknione demonstrącye i wybór tymczasowego Komitetu narodowego (28. marca), zatwierdzonego przez Wiedeń (14. kwietnia). Weszło do niego kilku emigrantów, co mu nadało radykalne zabarwienie. Komitet rozpoczął swą prawną działalność od wydania odezwy o zniesienie pańszczyzny. Jednocześnie formowano gwardyę narodową, na której czele stał Piotr Moszyński, a dla której miał sprowadzić broń Adam Potocki. I byłaby »rewolucya krakowska« przeszła spokojnie, gdyby nie obłuda starosty Kriega, syna moralnego sprawcy rzezi galicyjskiej, który ściskając dłonie emigrantów na urządzonem dla nich »święconem«, jednocześnie wysłał tajne polecenie, aby ich więcej nie puszczano do kraju. Kiedy to wyszło na jaw, oburzona ludność wpadła do mieszkania starosty, i tylko dzięki członkom Komitetu udało mu się ujść szczęśliwie (25. kwietnia). Nazajutrz drobne oddziały wojska zaczęły od rana gospodarować po mieście i napastowały przechodzących, strzelały, zabiły kilka osób, a między nimi kobietę z dzieckiem. Tłum złożony z młodzieży i rzemieślników rzucił się na wojsko, wyparł je z miasta, przyczem postrzelił dowodzącego załogą hr. Castiglione. Stanęły barykady, odezwały się dzwony kościołów. Wkrótce zagrzmiały działa z Wawelu, dwie godziny trwało bombardowanie. Granaty uszkodziły nieco kościół Maryacki — do dziś dnia ślady kul »kwietniowy cłu są widne na obrazie Matki Boskiej zdobiącym »dom Długosza«. Aby uchronić miasto od zniszczenia, w}7wieszono białą chorągiew, parlamentarze udali się na za jakaś garstka miała ochotę uledz życzeniom Stadiona, lecz przestrasz}^ się postawy tłumu. �72 mek. Stanęła kapitulacya, na mocy której Komitet narodowy został rozwiązany, gwardya narodowa złożyła broń, wreszcie emigranci w ciągu trzech dni byli obowiązani opuścić granice państwa. Rządy nad miastem powierzono generałowi Schli-ckowi.
Z Krakowa wyjechała później deputacya do Wiednia z prośbą o ścisłe dochodzenie w sprawie postępowania władz rządowych i o zniesienie stanu oblężenia. Pillersdorf pocieszał deputacyę, że w Krakowie założy osobne gubernium, przez co się miasto podniesie. Deputacya protestowała przeciw takiemu darowi Danaów, rozrywającemu jedność kraju.
»Uspokojenie« Krakowa (dziwny zbieg wypadków) nastąpiło w chwili, kiedy w Wiedniu ogłoszono zapowiedzianą konstytucyę (25. kwietnia). Zabezpieczała ona wszystkim ludom „nietykalność ich narodowości i języka«.
W kilka dni potem doszła do Galicyi wiadomość z Poznańskiego o klęsce pod Książem (28. kwietnia) i zwycięstwie pod Miłosławiem (30. kwietnia). Ale pomimo kilku jeszcze zwycięskich utarczek, powstańcy poznańscy nie mogli stawić czoła przeważnym siłom pruskim. Złożono broń — napełniły się kazamaty kistrzyńskie i więzienia poznańskie.
Wracajmy do Lwowa. Utworzonej przez siebie radzie przybocznej, chciał nadać Stadion dość szerokie atrybucye. Miał ją zawiadamiać o wszelkich ważnych sprawach i mających się wydać rozporządzeniach, miał podawać do wiadomości publicznej opinie na posiedzeniach Rady wygłaszane, pozwalał jej członkom wnosić »mocye«, a co najważniejsze, gdyby jaka uchwała Rady nie zyskała uznania gubernatora, obiecywał ją na żądanie przedłożyć ministrowi spraw wewnętrznych. Na porządku dziennym pierwszego posiedzenia postawił gubernator: uregulowanie stosunków kameralnych, zaprowadzenie pierwszych instancja, szkoły i środki utrzymania kredytu krajowego1).
Błędem Stadiona było, że do Rady powołał z Polaków7 ludzi jednego tylko odcienia, a mianowdcie umiarkowanych, dyplomatyzujących, lub jak dziś powiedzielibyśmy »ugo-dowców«, (nazwy tej wówczas nie znano), a między nimi urzędników7, dobrych wprawdzie obywateli, ale bądź-co bądź
J) Łoziński. Szkice. �73 urzędników, a więc ludzi zależnych (Agenor Gołuchowski, Kazimierz Stadnicki, Maurycy Dzieduszycki).. Weszli do Rady i Rusiiii, ale znów jednej marki, t. zw. świętojurcy (biskup Jachimowicz, kanonicy Kuziemski i Malinowski). Beirath nie kleił się i wkrótce całkiem się rozkleił. Sapieha mówi, że posiedzenia jego były jedynie pogadankami przy herbacie o rzeczach bieżących, nawet błahych, bez wpływu na tok spraw krajowych. Natomiast Stadion zbliżył się na tych zebraniach do świętojurców i oddał się z zapałem tworzeniu ruskiego stronnictwa. Za jego poparciem zawiązała się »Hołowna rada ruska«, która dała początek zorganizowanej walce świętojurców z żywiołem polskim w Galicyi. Dlatego to do Sta-diona przylgnęła nazwa ojca i wynalazcy kwestyi ruskiejx).
Wiedeń burzył się dalej. Konstytucya »kwietniowa«, choć liberalna ale centralistyczna, ze wszystkich ludów austrya-ckich mogła zadowolić jedynie niemiecki. Ale i wśród Niemców spotkała się z gwałtowną opozycyą robotników, radykałów, gwardyi narodowej i akademickiej, a to z powodu zaprowadzenia pośrednich wyborów i ustanowienia cenzusu majątkowego, który od prawa wyboru i wybieralności usuwał proletaryat i sfery mniej zamożne. Rozpoczęła się serya »ko-cich muzyk«, które przybrały charakter poważnych zaburzeń po nominacyi znienawidzonego arystokraty, jen. Latoura, ministrem wojny. Ofiarą ich padł Ficąuelmont (2. maja), a na jego miejsce prezesem rady ministrów został Pillersdorf. Krótkie jednak było panowanie Pillersdorf a. Zamach na Centralny Komitet polityczny doprowadził do wybuchu »majowej* rewolucyi (15. maja) w Wiedniu; sprzyjało jej osłabienie załogi wiedeńskiej na rzecz wzmocnienia armii Radeckiego we Włoszech. Manifest cesarski zniósł cenzus i poczynił inne ustępstwa, ale cesarz wolał być bezpieczniejszy i wyjechał z rodziną potajemnie do Insbrucku. Do Wiednia przybył arcyksiążę Jan, mianowany zastępcą »cesarza konstytucyj —.

  • ) Jeszcze przed zawiązaniem ruskiej »Glównej Rady« biskup Ja-chimowiez i kan. Kuziemski, przy pomocy takich Rusinów jak urzędnicy gubernium: Eminger, Oettel i Póeher, zebrali podpisy na adres do cesarza w którym to adresie było bardzo nieśmiałe żądanie przyznania praw językowi ruskiemu, a natomiast silne zaznaczenie zerwania jedności z Polakami. Eminger, radca gubernialny, za pracę około zawiązania Rady ruskiej otrzymał 300 zlr. subweneyi.

�74 nego«. Stało się to jednocześnie z wybuchem rewplucyi w Pradze (12. czerwca), stłumionej przez księcia Windischgratza 1). Wkrótce ministeryum Pillersdorfa upadło. Utworzenie nowego polecił arcyksiążę dotychczasowemu ministrowi handlu Antoniemu Doblhoffowi, człowiekowi szczerze liberalnemu i uczciwemu. Nowy gabinet zaczął urzędować 19. lipca. Zasiadł w nim między innymi Aleksander Bach, naczelnik opozycyi z czasów przedmarcowych, odgrywający rolę radykała, który lada chwila miał się stać »mężem przyszłości« reakcyi, gorszym wstecznikiem, niż sam Mettemich.
Majowa rawolucya wiedeńska miała dla Galicyi ważne następstwa. Kiedy po ucieczce cesarza z Wiednia, wezwano do Insbrucku różnych mężów stanu dla ratowania sytuacyi, między wezwanymi znalazł się i Stadion rozgoryczony na Galicyę, obrażony do żywego na deputacyę polską w Wiedniu, która przeciw niemu skargę nietylko zaniosła, ale i drukidm ją ogłosiła. Opuścił Lwów cichaczem 3. czerwca, zdając kierownictwo gubernium Gołuchowskiemu, ale jednocześnie mianując swym rzeczywistym zastępcą jenerała Wilhelma Hammersteina »rzekomo skutkiem najwyższego upoważnienia — pisał później Doblhoff — o którem mi nic nie wiadomo« (memoryał z 27. lipca) * 2). W przejeździć przez Wiedeń miał Stadion mówić, że w Galicyi należy rządzić albo terrorem przy pomocy stu tysięcy wojska, albo nadać jej ustrój podobny do węgierskiego 3). Zawiózł też ze sobą projekt podziału Galicyi na dwie części, polską i ruską, co znalazło uznanie Pillersdorfa, (wszak sam, jak wiemy, nosił się z tą myślą), który też przeprowadził odpowiednią uchwałę na radzie mi-nisteryalnej i pozostawił swemu następcy jej wykonanie.
W maju i czerwcu odbyły się wybory posłów do zapowiedzianego sejmu konstytucyjnego w Wiedniu. Galicya wybierała 96 posłów. W miastach wybory poszły dobrze, gorzej w okręgach wiejskich, gdzie urzędnicy i świętojurcy mieli szerokie pole do działalności. Wybrano 38 ciemnych chłopów * ) W Pradze odbywał się w tym czasie zjazd słowiański, w którym liczny udział brali Polacy. Zjazd ten jednak, równie jak poprzedni zjazd polski w Wrocławiu (15. maja), nie miał żadnego’wpływu na przebieg wypadków w Galicyi. 2) Ostaszewski — Barański w biografii Wacława Zaleskiego. 3) Z listu Smolki do żony (K. Widman: Fr. Smolka. Lwów, 1881). �75 polskich i ruskich, w połowie analfabetów. W Rawie ruskiej posłem został wybrany... Stadion. Jak przeprowadzano wybory, dość wspomnieć, że w Kosowie omal nie wybrano żyda kryminalisty, a w tarnowskiem popierano kandydaturę pospolitego zbrodniarza.
Prezesem izby został wiedeński adwokat Szmitt, który jednak pozostał w cieniu, gdyż obradami kierowali naprzemian wiceprezydenci: Czech Strobach i Polak Smolka. Na tym sejmie dopiero przeprowadzono emancypacyę chłopów. Wnioskodawcą był Jan Kudłich, poseł śląski, syn ludu z uniwersy-teckiem wykształceniem. Zniesiono poddaństwo, pańszczyznę i wszelkie serwituty ciążące na gruntach chłopskich. Dla właścicieli uchwalono »wynagrodzenie« (indemnizacyę). Wysokość jego uregulowano dla każdej prowincyi oddzielnie; każda w ciągu 40 lat miała spłacić »obligacyę indemnizacyjną«. Kiedy jednak w innych prowincyach trzecią część wynagrodzenia nałożono na chłopów, w Galicyi zwolniono ich od tego i na sam kraj spadł cały ciężar opłaty.
Stadion i na tym sejmie pozostał wierny swym ideałom. Zasiadł przy chłopach galicyjskich, których swą szczególną otaczał opieką. Zachowanie się ich, głosowanie za każdym reakcyjnym wnioskiem, obudziło także oburzenie wśród ludu wiedeńskiego, że kiedy później wybuchła rewolucya październikowa, zaledwie Smolka ich obronił przed nienawiścią Wiedeńczyków. Przytem Stadion wciąż się uważał za gubernatora, przemawiał »jako szef władzy w Galicyi« co skłoniło posła Machalskiego do interpelacyi, kto jest gubernatorem, bo Stadion nim się nazywa, rozporządzenia podpisuje Hammerstein lub Gołuchowski — »mamy więc trzech gubernatorów — tri-umwirat«.
W Galicyi napozór było dość spokojnie. Wprawdzie nie brakło kocich muzyk, wprawdzie dochodziły wciąż do Lwowa wiadomości z prowincyi o prowokaoyach żołnierzy, ale do większych ekscesów nie dochodziło. Przeciw świętojurskiej Radzie głównej, Rusini żyjący w zgodzie z Polakami utworzyli »Zbor ruski«. Beirath po wyjeździe swego twórcy nie dawał znaku życia. Przykrym nad wyraz był spór między Radą narodową a »Ziemiaństwem«, stowarzyszeniem powstałem z ini-cyatywy Gwalberta Pawlikowskiego, członka Beirathu. Wprawdzie stowarzyszenie to miało jedynie strzedz interesów �76 właścicieli i godzić je z »dążnością publiczną« i duchem czasu, »przy unikaniu ogólno-politycznych zadań«, ale koło »Zie-miaństwa« skupiły się żywioły niechętne Radzie narodowej. Powstała też gorąca polemika dziennikarska między pismami sprzyjającemi Radzie a Dziennikiem Polskim, organem »Zie-miaństwa«, redagowanym przez H. Meciszewskiego.
Rada, podzieliwszy się, na ośm wydziałów, wykonywała dalej swe czynności. Najwięcej protestowała, a to przeciw organizowaniu gwardyi przez urzędników, przeciw kartelom z Rosyą, przeciw wyborom na dawnej podstawie, przeciw re-krutacyi, której kontyngent sejm dopiero powinien był oznaczyć, przeciw grabieży funduszy sierocińskich i t. d. Utworzyła sądy polubowne, działała podczas wyborów, wydawała in-strukcye, odezwy, przyjmowała na uroczystem posiedzeniu emigrantów, w imieniu których przemawiał Heltman, to znów urządzała uroczyste przyjęcia Bemowi, a zwłaszcza Dwernickiemu podczas ich chwilowego pobytu we Lwowie. Dzień 31. lipca, jako rocznicę stracenia Wiśniowskiego i Kapuścińskiego, pragnęła Rada obchodzić wielką manifestacyą, ale Hammerstein zabronił obchodu i rozwinął na, tak wielką skalę przygotowania wojskowe, że lada iskra mogła wywołać katastrofę. Zatoczono armaty, obstawiono szczelnie »górę tracenia* wojskiem. Musiano poprzestać na milczącem złożeniu wieńców.
W dniu tej niedoszłej manifestacyi miała już Galicya nowego gubernatora, o czem jeszcze nie wiedziała, bo nomi-nacya na to stanowisko Wacława Michała Zaleskiego nastąpiła 30. lipca. Stadion podał się do dymisyi już w końcu czerwca, przyozem złożył rodzaj memoryału mocno nieprzychylnego dla Galicyi.
Z Zalesiam spotkaliśmy się już jako z pełnomocnym komisarzem, wysłanym do Galicyi po katastrofie roku 1846. Z ówczesnych jego relacyj, można już sobie niejakie o nim wyrobić pojęcie. Okazał się człowiekiem dobrej woli, szczerze pragnącym dopomódz krajowi, wydźwignąć go z nieszczęścia, ale lękliwym, mało energicznym. Syn niezamożnych rodziców, z powołania literat, dla dhleba urzędnik, dzięki swym zdolnościom i pracowitości przebiegał szybko szczeble karyery. Zachował zawsze uczucia obywatelskie, ale zrósł się z posłuszeństwem dla obcej władzy. Co mógł, prostował, łagodził, ale �77 musiał postępować ostrożnie, aby nie ściągnąć podejrzenia, aby nie stracić zaufania u rządu. Stąd w postępowaniu jego połowiczność i chwiejność, te nieuniknione towarzyszki tych, co chcą pogodzić służbę u wroga z miłością dla kraju.
Na szczęście Zaleski znalazł w Doblhoffie człowieka, który mu wierzył. Objaśniał go o stosukach kraju, ostrzegał — przed polityką stadionowską, (referował jego memoryał 0 sprawach galicyjskich). Kiedy Doblhoff zaproponował mu gubernatorstwo Galicyi (przyczyniły się do tego i zabiegi de-putacyi krakowskiej, a zwłaszcza Adama Potockiego), zgodził się, ale postawił warunki. Żądał, aby mu polecono: nadanie praw językowi polskiemu w szkole i urzędzie,„usunięcie szkodliwych urzędników i zastąpienie ich krajowcami, ustanowienie Rady szkolnej krajowej, mającej wpływ i na uniwersytety, opracowanie projektu samorządu ze sejmem ustawodawczym, a więc autonomii. — Prócz tego wymagał, aby zaniechano myśli podziału kraju i przyjęto jego wnioski tyczące organizacyi Krakowa, który po skasowaniu Rady administracyjnej, utworzonej dla tego iwieżego nabytku w r. 1847, zostawał pod władzą Ko-misyi nadwornej, a właściwie w chwili nomiinacyi Zaleskiego pod dyktaturą wojskową jen. Schlicka.
Stosownie do porozumienia z Doblhoffem, instrukcya udzielona Zaleskiemu polecała mu naprzód udać się do Krakowa i przedewszystkiem ustanowić w nim władzę gminną, powstałą z wyborów, której w miarę potrzeby miał dodać urzędników mającej się rozwiązać policyi »jeżeli użyć się dadzą®. Następnie miał Zaleski przywrócić Radę administracyjną, omówić z właścicielami dóbr sprawę wynagrodzenia za pańszczyznę i uporządkowania stosunków poddańczych. W celu polepszenia finansowego położenia okręgu krakowskiego, zgodnie z życzeniami deputacyi krakowskiej, miał Zaleski założyć Kasę Oszczędności i połączyć »krakowskie terytoryum« z galicyjskim Zakładem kredytowym. Instrukcya polecała zaprowadzić język polski jako urzędowy, wymagając jednak, aby korespondencya z władzami wiedeńskiemi, z gubernium 1 urzędami obwodowymi, wreszcie z władzami innych prowincyj państwa, odbywała się po niemiecku, »dopóki ten język sam nie przestanie być urzędowym«. Załatwiwszy to wszystko miał gubernator udać się do Lwowa, i »jeżeli sejm państwowy (parlament) to postanowi, zwołać reprezentacyę całej pro�78 wincyi z obwodem krakowskim (bez Bukowiny), i z tą repre-zentacyą wziąć pod obrady sprawy tyczące się wyłącznie Ga-licyi. Reprezentacyi tej (sejmowi) powinien przedłożyć sprawę podziału Galicyi, jeżeliby jej wprzód nie rozstrzygnął sejm państwowy. Wolno mu było oddalać ze służby urzędników nie-mianowanych przez cesarza i podług uznania przenosić starostów.
Z takiem obszernem pełnomocnictwem zjechał Zaleski do Krakowa i w d. 19. sierpnia wydał proklamacyę, zawiadamiającą o celu swego przybycia i o ustaniu działalności Ko-misyi nadwornej. Przyjmował liczne deputacye, brał do rozpatrzenia przedkładane sobie wnioski. Młodzieży akademickiej, domagającej się reorganizaeyi uniwersytetu jagiellońskiego odpowiedział, że choć sprawa ta należy do sejmu, jednak będzie się starał o jej przyspieszenie, zwłaszcza, że obsadzanie urzędów krajowcami wymaga utworzenia nowych katedr.
Przeprowdziwszy wybory do rady miejskiej, na której czele stanął J. Krzyżanowski, b. prezes Komitetu narodowego i poseł na sejm wiedeński, zajął się jednocześnie Zaleski utworzeniem Komisyi administracyjnej, skłoniwszy do objęcia jej prezesury Piotra Michałowskiego, znakomitego zarówno obywatela jak i artystę, niegdyś naczelnika wydziału górnictwa przy Lubeckim.
Następnie zabrał się do przygotowania organizacyi uniwersytetu, którego rektorem wybrany został Józef Majer, znakomity fizyolog, późniejszy pierwszy prezes Akademii Umiejętności. Utworzony dla reorganizaeyi Akademii komitet, wybrał komisyę wykonawczą, która przygotowała memoryał (adres) żądający zaspokojenia koniecznych potrzeb uniwersytetu. Najważniejsze z tych żądań były: a) aby w uzupełnieniu postanowienia zatwierdzającego byt uniwersytetu, wydano rozporządzenie zapewniające istnienie innych zakładów przy Akademii (agronomii, weterynaryi, szkoły gimnastyki, szkoły organistów, tudzież bursy akademickiej); b) aby język polski był uznany jako urzędowy i wykładowy na wszystkich katedrach, a tem samem aby usunięto z 7 katedr profesorów Niemców; c) aby zaprowadzono katedry: historyi polskiej, prawa polskiego i jeszcze kilku innych przedmiotów; d) aby zgromadzeniu profesorów przyznano prawo przedstawiania kandy�79 datów na katedry. Memoryal z przychylnymi wnioskami wysiał natychmiast Zaleski do Wiednia. Usunięto odrazu czterech profesorów Niemców, powołanych w r. 1847, i ustalono wydział prawny, który »do dawnej ojczystej wracał świetności^1).
Podczas pobytu w Krakowie nie zapomniał Zaleski o potrzebach Lwowa i całego kraju. Na jego przedstawienie w Wiedniu, polecono rozporządzeniem z 20. września zaprowadzić język polski jako wykładowy w uniwersytecie lwowskim,, szkole technicznej i gimnazyach, »w oczekiwaniu wyższego-wykształcenia języka ruskiego«, oraz utworzono Radę szkolną krajową, w której Zaleski chciał widzieć następczynię dawnej polskiej Komisyi Edukacyjnej* 2). Na początek natychmiast spolszczył Zaleski jedno z dwu gimnazyów lwowskich (oba były niemieckie).
Olbrzymie rozruchy, jakie wynikły w Wiedniu 6. października (zbratanie się części wojska z ludem, krwawe walki na ulicach, zamordowanie ministra wojny Latoura), przeszkodziły Zaleskiemu zaprowadzić w Krakowie gwardyę narodową. Nie chciał do tego żadną miarą dopuścić jenerał Schlick, i rząd go usłuchał, mimo, że Zaleski gorąco za nią obstawał. Czuł przykre swoje położenie; przybył z zapowiedzią utworzenia gwardyi, a więc (pisał do Doblhoffa) narazi się na zarzut wia-rołomstwa (Wortbruch), stanie się niemożliwym. Sprawę zdecydowano przesłać do Ołomuńca, dokąd uciekł z Wiednia cesarz Ferdynand. Kazano wstrzymać utworzenie gwardyi da czasu, aż będzie wydana definitywna ustawa...
Pobytowi. Zaleskiego w Krakowie, położyły nagle koniec niepokojące relacye Gołuchowskiego. Krępowany przez Ham-mersteina, niema jąc »wy raźnych wskazówek i pełnomocnictw«, nie wiedział Gołuchowski oo czynić wobec piętrzących się niebezpieczeństw. Donosił, że lud jest podburzony przez fanatyczne duchowieństwo ruskie3), że obywatele się skarżą na indolencyę w tej sprawie urzędników, a nawet na 9 Słowa współczesnej Gazety Krakowskiej. 2) W piśmie do Gołuchowskiego. 3) Świętojurcy na wielką skalę rozpoczęli działalność. 19. sierpnia Hołowna Rada wysłała adres do Wiednia z protestem przeciw mianowaniu gubernatorem Polaka — zamiast spodziewanego podziału kraju,, (biadała) takie rozczarowanie! �80 jawne sympatyzowanie z chłopami. Straż finansowa prowadzi propagandę nienawiści wśród chłopów. Bezzwłocznie należy usunąć kilku starostów, którzy nie chcą się pogodzić z nowym stanem rzeczy. Gołuchowski wprost błagał Zaleskiego, aby dłużej nie zatrzymywał się w Krakowie.
Zaleski usłuchał i 25. października stanął we Lwowie. Było to w chwili, kiedy wojska Windischgratza i pobitego na Węgrzech Jellaczyca *) zbliżyły się pod Wiedeń, aby w krwa-Avej, dzikiej rozprawie zgnieść rewolucyę wiedeńską i zaprowadzić drakońskie rządy miecza. Zaleski ani się domyślał, że reakcya pełną parą dąży do pokonania ruchu wolnościowego av całej monarchii, że Windischgratz, mianowany feldmarszałkiem, przeznaczony został na »zbaAvcę tronu«, choć właściAvie był buntownikiem, gdyż av chAvili kiedy paszcze dział Avymie-rzył na Wiedeń, poczciwy cesarz Franciszek podpisywał manifest, w którem słowem monarszem poręczał ludom Austryi Avszystkie udzielone im praAva i swobody i oznajmiał, iż jest jego stałą Avolą, aby sejm państwowy przeprowadził rozpoczęte dzieło konstytucyi.
Skąd mógł Aviedzieć Zaleski w chwilach takiego chaosu i bezprzykładnej obłudy, ze Windischgratz 16. października pisał do Hammersteina, aby »przy pierwszej sposobności użył siły«. Hammerstein, jak świadczą dokumenty, wiedział naAvet szczegółoAyo o terminie i o całym planie ataku na Wiedeń...
Kiedy Zaleskiego witano szczerze we Lwowie, Hammerstein solennie mu przyrzekał, że bez jego zgody nie ucieknie się do kroków represyjnych. Zaleski udał się do UnioAva, aby na Lewickim, metropolicie ruskim, Avymódz listy pasterskie wzywające duchowieństwo do uspakajania ludu (listy te niektórzy popi publicznie palili), a powróciAvszy z wycieczki Avy-dał do naczelników cyrkułów okólnik, av którym polecał im przedewszystkiem utrzymanie zupełnego spokoju i porządku w kraju (29. października).
Nie przewidywał, że sprawę pacyfikacyi zupełnie inaczej rząd traktuje i że właśnie gotuje odpowiednie dla niego i dla 4 4) Przeciw »buntującym się« Węgrom na czele Kroatów wyruszył Jellac.zyc i doznał porażki. Jednocześnie w Peszcie zamordowano feldmarszałka Lamberga, komisarza królewskiego, wysianego do objęcia doAvództwa nad wojskiem węgierskiem. Od lej chwili rozpoczęła się, że tak powiemy, urzędowo rewolucya węgierska. �81
Hammersteiną instrukcye. Polecały one naprzód ściągnąć wojsko do Krakowa, Lwowa i Tarnowa. O wybuch powstania na prowincyi rząd się nie obawiał, bo (dowodził w instrukcyi) trzyma z nim ludność i duchowieństwo ruskie, bo szlachta wie dobrze jak ją chłopi nienawidzą,, a zresztą niewątpliwą jest rzeczą, iż w razie potrzeby wkroczyłyby wojska rosyjskie 1). Aby jednak nie dać tym wojskom powodu do wkroczenia i uniknąć zarazem ponowienia się. roku 1846, rząd wydawał cały szereg dyspozycyi. Kierownictwo okręgów zachodnich z Krakowem powierzał radcy gub. Ettmajerowi, kazał wyrzucić emigrantów, »intruzów« usunąć z gwardyi narodowej i t. d. Gubernator co do zarządzeń w sprawie bezpieczeństwa publicznego miał porozumieć się z generałem komenderującym. Miał też zbliżyć się do ruskiej Rady, która dała dowody wierności. Za ścisłe wykonanie tych poleceń instrukcya czyniła gubernatora odpowiedzialnym.
Zanim jednak instrukcye wysłano ż Ołomuńca, Hammer-stein poszedł za wskazówkami Windischgratza (wkraczającego w tej chwili po stosach trupów do Wiednia) i »użył siły« we Lwowie. Rozpoczęło się od napadu artylerzystów austrya-ckich na kilku spokojnych mieszkańców, z których jednego ciężko poraniono (1. listopada) a zakończyło się bombardowaniem miasta racami kongrewskiemi i palnemi kulami (2. listopada). Rozjuszone i rozpojone żołdactwo strzelało po placach i ulicach, biło i mordowało’ przechodniów i giwardzistów narodowych, pomimo, że ci posłuszni rozkazom Wybranow-skiego, zachowywali się całkiem spokojnie. Gały »nieprzyjaciel« Hammersteina składał się z nielicznego tłumu, który podniecony zachowaniem się żołnierstwa, ustawił barykady i byle czem się uzbroił. Daremnie Zaleski i Wybranowski błagali Hammersteina, aby nie znęcał się nad mieszkańcami — nie ustał, póki nie odniósł zupełnego zwycięstwa. Ofiarami jego waleczności było 55 trupów i 75 ranionych przyniesionych do
Rząd rosyjski bacznie śledził sprawy galicyjskie. Kanclerz ro syjski Nesselrode d. 18. września wysłał do Wiednia notę, przemawiającą za utworzeniem osobnego gubernium w Krakowie, ognisku rewo-lucyonistów. »Gdyby rząd austryacki — pisał Nesselrode — nie chciał dopełnić swych zobowiązań, danych przy objęciu Krakowa (położyć koniec wichrzeniom polskiej partyi rewolucyjnej) to J. C. Mość zastosuje środki, jakie mu przyznaje prawo i obowiązek prawnej samoobrony«. 6 6AMCYA. �82 szpitali i urzędów policyjnych, (liczba innych trupów i rannych niewiadoma). Wybuchły liczne pożary, między innemi starego teatru, uniwersytetu z biblioteką i ratusza, w którym pastwą płomieni padły archiwa i sądowe depozyty. Żołdactwo nie pozwalało gasić pożarów, rozbijało sklepy, rabowało, dopuszczało się niesłychanych barbarzyństw. Szkody materyalne obliczono później na 3 miliony złotych reńskich. Wstrętną brzydotę czynu Hammersteina powiększała jeszcze ta okoliczność, że w nieszczęsnym Lwowie panowała w tym czasie epidemia’ cholery 1).
W uśmierzeniu buntu chcieli wziąć udział i chłopi ruscy, podburzeni przez swych »pasterzy«. Na odgłos dział zebrały się tłumy chłopów na przedmieściach Lwowa, ale Hammer-stein im oświadczył, że sam sobie da radę i polecił im tylko, aby u siebie chwytali podejrzanych i dostawiali do władz wojskowych.
Kiedy wiadomość o uspokojeniu Lwowa doszła do Ołomuńca, do przygotowanych instrukcyi dodano nowy reskrypt do gubernatora, w którym kazano ostro karać urzędników za pobłażliwość dla prasy i poddać władze cywilne wojskowym tam, gdzie będzie ogłoszony stan oblężenia. Przyłączono też kopię pisma do Hammersteina, w którem mu wyrażano »vollkommensten Beifall« i polecono zaprowadzić gdzie zechce stan oblężenia, zawiesić »wyuzdaną« prasę, zabronić rozlepiania plakatów, rozwiązać kluby i Radę narodową, a gdyby nie usłuchały rozkazu, to je rozbić (gesprengt)r dalej rozbroić ludność, skonfiskować składy broni, z gwar-dyi narodowej usunąć nawet krajowców nieosiedlonych we Lwowie, a obcych wyrzucić z granic monarchii.
Położenie Zaleskiego było rozpaczliwe. Uczyniono go właściwie wykonawcą woli Hammersteina, który, nagrodzony awansem na generała jazdy, rządził jak chciał, urządzał rewi-zye i formalne łowy na emigrantów i podejrzanych, zawieszał *) * ) Sapieha we »Wspomnieniach« winę katastrofy lwowskiej stara się zdjąć z Hammersteina, mówiąc, że był to człowiek stary, głuchy, który nie wiedział nawet co się stało. Winowajcą miał być szef sztabu Ruckstuhl, który szukał sposobności do »zasługi«. Dokumenty jednak przeczą relacyi Sapiehy. Dodajmy nawiasem, że Hammerstein »odzna-czał się« już za młodu, kiedy pierwszy z Sasów w r. 1813, jako dowódca oddziału, zdradził Napoleona. �83 pisma, zniósł legion akademicki, dokonał »epuracyi« gwar-dyi narodowej i pozbawił ją orłów polskich na kaskach, ustanawiał sądy doraźne, rozwiązał wydział miejski, zamknął wykłady na uniwersytecie i w szkole technicznej. Wszystkie nikczemne żywioły podniosły głowę. Przytem rozwydrzenie ruskiego duchowieństwa było tak straszne, że z kazalnic podburzano lud, opowiadając mu niestworzone kłamstwa, jak np., ze we Lwowie panowie postawili szubienice dla wieszania Niemców i Rusinów (z urzędowego doniesienia starostwa).
Oskarżano Zaleskiego o brak energii, Czas krakowski ostro go zaczepił, pytał, »dlaczego gubernator był w cieniu«? Trudno rzeczywiście pojąć, że mógł na to wszystko patrzeć i nie rzucić stanowiska. Wprawdzie w czterech raportach osłabiał relacye Hammersteina, wspominał, że katastrofę wywołano z błahej przyczyny, że powód do niej dali artylerzyści, że wystąpienie ludności nie było dziełem spisku, — ale podawał to raczej jako »okoliczności łagodzące«. A przecież można. od niego było wymagać silnego protestu, choćby z narażeniem karyery.
Odsunięty, można powiedzieć, od zarządu krajem, Zaleski zwrócił uwagę na to pole, które wymykało się z pod władzy Hammersteina. Konferował z Radą szkolną o potrzebach szkolnictwa, popierał sprawę przygotowania dobrych podręczników. Wydał okólnik, aby wprowadzono częściowo język polski w gimnazyach prowincyonalnych, posiadających uzdolnionych do wykładów w tym języku nauczycieli. Rozporządzenie to wywołało protest Rady ruskiej, która w adresie do cesarza prosiła o utrzymanie języka niemieckiego, gdyż »język ruski w obecnym stanie nie jest jeszcze tak rozwinięty, aby mógł być językiem wykładowym«.
Protest świętojurców dostał się już do rąk nowego ministra spraw wewnętrznych, którym został Stadion (21. listopada). Skorzystał więc natychmiast, aby zaznaczyć swe wrogie uczucia dla Polaków i cofnął rozporządzenie z 29. września, albowiem (motywował) adres Rady ruskiej dowodzi, iż rozporządzenie to opierało się na »mylnem przedstawieniu«, że kraj sobie życzy języka polskiego. Wskutek tego upadły prace przygotowawcze do spolszczenia uniwersytetu lwowskiego* szkoły technicznej i gimnazyów.
Tego już Zaleskiemu było za wiele, zwłaszcza, że słowa 6* �84
»mylne przedstawienie« ściągały się wprost do niego. Chciał więc (tak przynajmniej twierdzi jego biograf) podać się o dy-misyę, ale uprosili go poważni obywatele, aby wytrwał na stanowisku 4).
Stadion gorączkowo wymierzał ciosy w Galicyę. Rozporządzeniem z 25. listopada ustanowił komisyę gubernialną w Krakowie dla sześciu zachodnich obwodów. Podział Gali-cyi stawał się faktem.
Przyspieszyło to zapewne redakcyę adresu, który osobna deputac3^a miała wręczyć cesarzowi. Adres dość rozwlekłe przedstawiał uczucia, jakie wywołała wśród lojalnych obywateli krwawa katastrofa lwowska. Była w nim mowa, że za »błędy jednostek* nie można karać ogółu, była skarga na zachowanie się urzędników. Wogóle adres był bardzo blady, bez męskiej stanowczości. Najsilniejszym w nim był ustęp o podziale kraju jako »kroku zabójczym«.
Zaledwie adres był gotów, stanął minister Szwarcenberg przed sejmem państwowym (konstytuantą) zwołanym do Kro-mieryża i uroczystym głosem odczytał te słowa: »Dziś w Ołomuńcu nastąpił akt znaczenia dziejowego. Cesarz Ferdynand nieodwołalnie abdykował, brat jego arcyksiążę Franciszek Karol zrzekł się praw swoich, a syn jego, jako Franciszek Józef I. wstąpił na tron austryacki«.
Stało się to dnia 2. grudnia. Nowy cesarz, dnia poprzedniego ogłoszony pełnoletnim, liczył lat ośmnaście.
»Uczucie taktu* — pisał Zaleski do Stadiona — kazało wstrzymać się z adresem, tem więcej, że »chwila obecna może mieć znaczenie epokowe i zamknąć okres ciężkich prób, ukazać jutrzenkę nowej doby«. Zamiast adresu ze skargą, z ubolewaniem, trzeba było napisać i zawieść do Wiednia adres hołdowniczy. Dziękowano w nim, że nowy monarcha w manifeście do ludów zapowiedział uznanie narodowości i »odpo-wiednie wewnętrzne urządzenia«. Deputacya jednak stanęła przed cesarzem dopiero w styczniu. Na opóźnienie to wpłynęły nieporozumienia. Adres podpisało kilku członków b. Rady narodowej, co nie podobało się »umiarkowanym«, a zwłaszcza członkom ś. p. stadionowskiego Beirathu. Powstała burza — 1 1) Ost. Barański 1. c.
I �85 trzeba było na nowo adres przepisać i na nowo zbierać pod niego podpisy.
Wśród ciągłych denuncyacyi, »skarg złośliwych i nizkich insynuacyi« *) świętojurców, wśród nieustannych zatargów z Hampiersteinem, kończył Zaleski dni swoich nierządzących rządów. Nawet mocno stronniczy historyk austryacki Helfert przyznaje, że przykre jego położenie było niezasłużone. Już to samo, że był ceniony przez Polaków starczyło za dostateczny powód, aby był uważany jako »unzweifelhafter Schild-trager dieser staatsgefahrlichen Partei«* 2).
Na pożegnanie go niejako ogłosił Hammerstein Galicyę w stanie oblężenia (10. stycznia). Donosił do Wiednia, że uczynił to w porozumieniu z Zaleskim, choć ten w relacyi swojej wykazywał zbyteczność i bezpodstawność tego rozporządzenia. 15. stycznia 1849 przeniesiony został Zaleski do Wiednia na szefa sekcyi w ministerstwie spraw wewnętrznych. »Przy-wykły do bezwzględnej uległości każdemu rozkazowi J. C. Mości«, zawiadomił Zaleski Stadiona, że natychmiast wyjedzie objąć nowe stanowisko. Żegnano go adresem podpisanym przez kilkuset obywateli. Zaznaczali w nim, że »nie mógł zapobiedz klęskom«, że chciał je łagodzić, że postępował prawnie, a stąd pozostawia żal po sobie.
Na adresie tym położył podpis i Gołuchowski, gdyż »nie było w nim nic takiego, coby miało cjiarakter de.monstracyi«, pisał do Stadiona, zdając jrelacyę z pożegnania Zaleskiego przez władze i duchowieństwo.
Przybywszy do Wiednia, Zaleski miał nadzieję, że poręczony mu zostanie referat spraw galicyjskich, ale i tu spotkał go zawód. Referat objął już Niemiec. Zmarł Zaleski 24. lutego 1849 na skutek choroby sercowej. Podobno zgon jego przeraził Stadiona.
Ze śmiercią, a raczej z ustąpieniem Zaleskiego z gubernatorstwa, kończą się dzieje roku’ 1848 w Galicja. Złote sny o wiośnie narodów, o wskrzeszeniu ojczyzny., zburzyła smutna rzeczywistość.

  • ) Słowa z pisma Zaleskiego do Stadiona.

2) Helfert. Geschichte Ósterreichs. Yom Ausgang d. Wiener Octo — — ber-Aufstandes.1848. �86
VIII.
Pierwsze rządy Gołuchowskiego. (1849-1859).
Konstytuanta przeniesiona w październiku z Wiednia do Kromieryża pracowała nad stworzeniem federalistycznego ustroju państwa. Jasnem było jednak, że wobec tryumfu absolutyzmu i zapanowania u góry kierunku centralistycznego, dni jej są policzone. I rzeczywiście obrady konstytuanty, której dwukrotnie przewodniczył Smolka (w grudniu 1848 i w końcu lutego 1849) zostały nagle zamknięte. Rząd sam postanowił »oktrojować« (nadać, narzucić) konstytucyę. Druga ta z rzędu konstytucya, nazywana »ołomuniecką« lub »marcową« została ogłoszona 4. marca 1849. Była ona równie centralistyczną, jak pierwsza, a przy tem znosiła odrębną konstytucyę węgierską, czyniąc z Węgier taką samą jak inne pro-wincyę monarchii. Państwo miało się składać z 13 krajów, obdarzonych autonomią prowincyonalną. Parlament miał się dzielić na dwie izby: niższą, złożoną z reprezentantów ludności, i wyższą, składającą się z delegatów sejmów krajowych. Sejmom tym zostawiono zaledwie cień władzy ustawodawczej. Oprócz dwu izb, konstytucya wprowadzała Radę państwa, doradczy organ tronu, złożony z samych wyższych urzędników.
W tymże roku i w następnym (1850) ogłosił rząd statuty krajowe. Statut galicyjski wprowadzał oryginalną nowość, karykaturę stadionowskiego podziału Galicyi. Stadion podzielił ją na dwie części, nowy statut na trzy i stosownie do tego stwarzał trzy sejmy, zwane kuryami krajowemi (Landesku-rien). Sejmy te, odbywające się w Krakowie, we Lwowie i w Stanisławowie, miały wydawać ustawy dla swych okręgów — ustawy zaś obowiązujące w całym kraju miały zapadać we wspólnym Wydziale Krajowym, do którego każda ku-rya wybierałaby pięciu delegatów. Gdyby w Wydziale nie mogło przyjść w jakiejś sprawie do porozumienia, rozstrzy-gnienie jej pozostawiał statut Wydziałowi centralnemu, do którego wchodziło, prócz członków Wydziału Krajowego, 18 delegatów przez trzy kurye wybranych.
Ale tak owe skomplikowane statuty, jak i konstytucya ołomuniecka, pozostały na papierze. Patent z 31. grudnia 1851 �87 zniósł całkiem konstytucyę. Zatrzymano jedynie ową doradczą, urzędniczą Radę państwa (Reichsrath), do której powoływał wyjątkowo cesarz i wybitnych obywateli, a której z czasem przypadło stać się zawiązkiem parlamentu.
W państwie Habsburgów niepodzielnie rządził dawny liberał, opozycyonista pierwszej wody, a obecnie podpora absolutyzmu i centralizmu, Aleksander Bach. Po ustąpieniu z powodu choroby nerwowej Stadiona (w czerwcu 1849) objął po nim zastępczo, a później na stałe tekę ministra spraw wewnętrznych. Wszechwładny jak Metternich, stał się i znienawidzonym jak Metternich. Dziesięciolecie jego rządów stanowi jedną z najciemniejszych kart w dziejach Austryi.
W Galicyi rzeczywistym wielkorządcą pozostał Hammer-stein. Zaprowadzony przez niego stan oblężenia, (zniesiony dopiero 1. maja 1854), dawał mu szeroką władzę, której nie wahał się używać i nadużywać. Oprócz znanych nam już »środków« uśmierzania buntu, wprowadził nowy, a mianowicie oddawanie podejrzanych do wojska (»w kamasze«, jak wówczas mówiono). Los ten, wbrew wszelkiemu prawu, spotkał między innymi Jana Dobrzańskiego. Miał spotkać i Za-charyasiewicza za wiersz »Machabeusze«, podobny treścią do »Chorału« Ujejskiego, ale ocaliła go choroba, na jaką zapadł w drodze do karnych kompanii w Theresienstadzie; trzymano go jednak w twierdzy przeszło trzy lata...
Z samowolą Hamniersteina walczył o ile mógł nowy gubernator (Landeschef) Galicyi, Agenor Gołuchowski (miano-wan}^ 19. kwietnia 1849).
Stanowisko to zawdzięczał Stadionowi, który go przedstawił ministerstwu jako człowieka wielkich zdolności, bystrego umysłu, z wyższem wykształceniem, energicznego, silnej woli, wolnego od zarozumiałości, pełnego powagi. Nominacya jego — pisał dalej Stadion — jako Polaka, mającego liczne stosunki, przyjętą zostanie sympatycznie, »kraj ją powita jako akt bezstronnej sprawiedliwości«.
Można powiedzieć,.żg?Stadion protekcyą udzieloną Go-łuchowskiemu przemazał wiele win swoich względem Galicyi. Dał jej człowieka, który okazał się dobrym gospodarzem i bodaj czy nie jedynym w wyższym stylu, praktycznym polskim mężem stanu w czasach porozbiorowych.
Zawiódł się jedynie Stadion co do tego, że nominacya �88
Gołuchowskiego sprawi w kraju dobre wrażenie. Już to samo, że Gołuchowski był jego mężem zaufania, nie mogło w szerszych kołach jednać dla niego sympatyi. Wierzono w to, że podsunął Stadionowi myśl utworzenia ruskiej Rady1). Szlachta, będąca żywiołem najwięcej rewoluc}’jnym, z natury rzeczy była najgorzej usposobioną względem szwarcgelbera, którem to mianem chrzczono nawet ludzi umiarkowanych, a cóż dopiero Polaków w służbie austryaćkiej. Nie inaczej zapatrywała się na Gołuchowskiego inteligencya i młodzież biorąca udział w ruchu wolnościowym. Arystokracya rządowa uważała go za parweniusza, jak każdego z nowych »hrabiów galicyjskich«, których spłodziła polityka Józefa II. Prócz tego Gołuchowski nie posiadał zalet towarzyskich Zaleskiego — był mało przystępny, nieraz nawet szorstki w obejściu.
Początki jego rządów utwierdzały nieprzych}dną o nim opinię. Widziano w nim ślepego wykonawcę woli, a raczej samowoli Hammersteina. Sporo upłynęło czasu, zanim można było spojrzeć za kulisy i dowiedzieć się o cichej walce, jaką prowadził nietylko z Hammersteinem, ale i z wszechwładnym Bachem, Ruską Radą, a pośrednio nawet z rządem rosyjskim, z carem Mikołajem.
W Austryi bowiem w tym czasie panował nietylko Franciszek Józef, ale i car Mikołaj. Udzieliwszy pomocy Austryi w zgnębieniu powstania węgierskiego, czuł się jej protektorem i wymagał prawie bezgranicznego dla siebie posłuszeństwa. W Galicyi, trapionej przechodami jego wojsk, postępował jak w kraju zdobytym.
W pierwszych dniach czerwca otrzymał Hammerstein od Bacha reskrypt, w którym donosił, że rząd rosyjski jest zaniepokojony o tyły swej armii z powodu rewolucyjnego wrzenia w Galicyi. Polecał więc Bach Hammersteinowi: a) aresztować »podejrżanych« rosyjskich i polskich (Królestwa) poddanych i trzymać ich w areszcie przez czas »przesilenia«; b) wydawać rządowi rosyjskiemu tych, których zażąda; c) gdy 0 Równie jak Stadion uchodził Gołuchowski przez czas długi za »wynalazcę« Rusinów. Ale nic trzeba było ich wynajdywać, bo oddawna istnieli. Nie wynalazł również nikt świętojurców, bo mieli już lata za sobą. Stadion ich tylko zorganizował, przytulii do swego serca. Zarzut czyniony Goluchowskiemu nosi wszelkie cechy plotki. Zresztą przeko namy się zaraz jakie względem Ruskiej Rady żywił uczucia. �89 by nie wystarczyły własne »środki«, wezwać do pomocy wojsko rosyjskie; d) podwoić czynność dla poskromienia rewolucyjnej działalności własnych i obcych poddanych. Reskrypt ten nadszedł w chwili, kiedy Gołuchowski, jako gubernator Galicyi wyjechał do Żmigrodu, gdzie car Mikołaj żegnał swoje wojska. Na audyencyi car oznajmił mu tonem samodzierżcy: »Oczyszczeniem kraju z żywiołów porządek zakłócających zajmie się już sam jenerał Hammerstein«...
Powróciwszy do Lwowa, Gołuchowski zastał już wykonany rozkaz Bacha, a raczej cara Mikołaja. Aresztowano setki podejrzanych, a między nimi wielu z tych, co po r. 1831 osiedli w Galicyi i przyjęli poddaństwo austryackie. Wydano Ro-syi przezacnego Piotra Moszyńskiego, który po powrocie z katorgi osiadł w Krakowie. Ten sam los, na żądanie Paskiewicza poparty rozkazem cara, spotkał sędziwego jenerała Józefa Załuskiego, poddanego austryackiego. Gołuchowski natychmiast postawił kwestyę gabinetową. Nie przeczył (w piśmie do Bacha z 22. czerwca) — że należy się starać o zabezpieczenie tyłów armii rosyjskiej, ale dowodził, że w razie utrzymania w mocy i konsekwentnego przeprowadzenia rozporządzeń bachowskich »ucierpiałby nasz rząd — muszę to otwarcie wyznać — na uczciwości i godności (Redlichkeit und Wurde)«. Jeżeli postąpiono tak z Załuskim, poddanym austryackim, człowiekiem starym, dobrze przez władze widzianym, bo go przed rokiem sam Stadion prosił, aby objął dowództwo gwardyi ’narodowej, — to chyba nikogo z ludzi spokojnych nie możnaby przed zamachem na ich wolność zasłonić. »Władza polityczna — kończył Gołuchowski — której się należy conajmniej takie znaczenie jak wojskowej, byłaby skompromitowaną*... Gdyby to rozporządzenie zostało w mocy, musiałby zażądać dymisyi.
W cztery dni później znów Gołuchowski pisał do Bacha w tejże sprawie. »Opinia mniema (ironizował), że Galicya jak Mołdawia i Wołoszczyzna jest pod protektoratem Rosyi, a rząd austryacki nigdy nie odzyska dawnej niezależności w tym kraju«. Donosił, że po wypadku z Załuskim, wszyscy nowi poddani żyją w trwodze, prószą o paszporty, których odmówić im nie może. Tak np. dał paszport do Anglii ks. Leonowi Sa7 pieże, do Marienbadu Wybranowskiemu c. k. generał-majo-rowi ad honores... Wskutek tych przedstawień zarządziło ministerstwo, aby av sprawie wydalania ludzi niebezpiecznych �90 władze wojskowe porozumiewały się z szefem kraju. Go do Załuskiego, starano się na drodze dyplomatycznej osłabić niesłychaną kompromitacyę rządu austryackiego Ł).
Po tej kompromitacyi nastąpiła zaraz druga. W końcu lipca na rozkaz cara przybył do Lwowa pułkownik Radziwiłł z żądaniem, aby Hammerstein kazał aresztować osoby, które tajna policy a rosyjska podejrzy wała o knowania spiskowe. Gołuchowskiemu udało się jedynie uratować Smolkę, zdołał bowiem przekonać Hammersteina, że aresztowanie prezesa parlamentu kromieryskiego wywoła wrażenie nietylko w samej Austryi. Aresztowanych wydalono z Galicyi. Znajdował się między nimi głośny poseł Ziemiałkowski, który wniósł skargę do ministeryum. Ministeryum zażądało relacyi od Go-łuchowskiego w porozumieniu z Hammersteinem, który na swoje usprawiedliwienie przytoczył to jedynie, że wykonał ^najwyższe życzenie Naj. cesarza rosyjskiego*. Gołuchowski wykazywał, iż nie było żadnych dowodów winy aresztowanych, ale zapobiedz ich wydaleniu’ nie mógł, »skoro zdanie generała komenderującego ma być rozstrzygające«. Po ośmiu miesiącach korespondencyi między ministerstwem, guber-nium i Hammersteinem, ten ostatni zakomunikował Gołuchowskiemu, że »skoro ministerstwo tego pragnie, władza wojskowa przeciw powrotowi wydalonych nie podnosi opo-zycyi«* 2).
Denuncyacye były na porządku dziennym — zdawało się, że powróciły czasy Kriega. Denuncyował kto chciał i gdzie p Załuskiego, mieszkającego u krewnych na prowincyi aresztował w Siedliszowicach (w tarnowskiem) na rozkaz Hammersteina, gen. Kar-ger, przy interwencyi komisarza straży skarbowej i oficera rosyjskiego. Wywieziono go zrazu do Zamościa, a następnie osadzono w cytadeli warszawskiej. Sąd wojenny wydał na niego wyrok śmierci/lecz car go ułaskawił. Ułaskawionego pod konwojem rosyjskim odstawiono do miejsca zamieszkania. 2) »Opieka« Rosyi i później nie ustawała Jeszcze w r. 1854 przybył z Poznania do Lwowa pułkownik rosyjski Paulucci i z zuchwałością charakteryzującą wysłanników cara Mikołaja żądał, aby mu dostarczono charakterystyki obywateli galicyjskich mieszkających w promieniu trzy-milowym od granicy rosyjskiej. Gołuchowski żądaniu odmówił i zwrócił uwagę ministerstwa na dziwne zachowanie się Rosyi. Jednocześnie starostom polecił, aby śledzili Paulucciego wałęsającego się po Galicyi i o każdym jego kroku składali raporty., �91 chciał; szły denuncyacye do Hammersteina, Gołuchowskiego, do starostów, do sądów, do ministerstwa, do najwyższych wiedeńskich władz policyjnych. Gdy nie można było uchwycić nitek nieistniejącego spisku, cofano się w przeszłość i wydobywano z archiwów echa różnych »przestępstw« i »zbrodnia Nic dziwnego, że gdzie wystarczało samo tylko podejrzenie, tam najdrobniejsza poszlaka, byle plotka, stawała się dowodem, który prowadził za sobą dochodzenia i prześladowania.
Za klasyczny przykład pod tym względem służyć może sprawa Aleksandra Fredry, któremu dopiero w r. 1852 wytoczono sprawę o treść^przemówienia, jakie wygłosił w Rudkach w r. 1848 na zebraniu miejscowej Rady narodowej. Dość było, aby ciemne indywidua po kilku latach przekręciły jego słowa, a już sąd lwowski, po długiem śledztwie prowadzonem z całym aparatem inkwizycyjnym, postanowił uwięzić znakomitego korriedyopisarza i;wytoczyć mu proces o zbrodnię stanu, grożący wyrokiem śmierci. Stało się to jednak już w czasach, kiedy Gołuchowski był już nie szefem kraju, ale namiestnikiem, tajnym radcą, posiadającym pełne zaufanie cesarza. Łatwo mu więc było uzyskać orzeczenie sądu apelacyjnego, który nietylko uwzględnił rekurs Fredry co do kwalifikacyi czynu, ale kazał zaniechać dalszych dochodzeń »z powodu zaszłego przedawnienia«.
Ofiarą takich denuncyacyi padło czterech profesorów uniwersytetu krakowskiego. Rzecz w swoje ręce wzięła najwyższa władza policyjna wiedeńska, spoczywająca w rękach generała hr. Kempena. Niezmiernie ciekawym dokumentem w tej sprawie jest relacya dyr. policyi w Krakowie Neussera. Wyliczywszy prawomyślnych profesorów, nie szczędził Neus-ser gołosłownych zarzutów należącym »stanowczo« do stronnictwa rewolucyjnego. Za takich uważał: Antoniego Helcia, Józefa Zielonackiego, Fryd. Skobla, Józefa Majera, Floryana Sawiczewskiego, Józefa Muczkowskiego, Józefa Kremera, Stefana Kuczyńskiego, Antoniego Małeckiego i Wincentego Pola. Należał do nich i adjunkt Julian Dunajewski, przyszły minister skarbu, któremu Neusser zarzucał, że »fraternizuje się ze słuchaczami« i należy do stronnictwa demokratyczno-rewolucyj-nego, »unikając w sposób chytry wszelkiej jawnej kompromi-tacyi w tej mierze«. Minister oświaty zażądał opinii Gołuchów�92 śkiego, który nie mógł w oskarżeniu dostrzedz »żadnych nieuchwytnych faktów«. Nie dostrzegał ich i baron Kempen, bć dochodzenia policyjne nie dały mu materyału do wytoczenia procesu kryminalnego. Ale dość mu było samego podejrzenia 0 nieprawomyślność; pomijając właściwą władzę dyscyplinarną, ministerstwo oświaty, wyjednał wprost u młodziutkiego 1 wierzącego mu cesarza usunięcie z katedr Zielonackiego, Helcia, Małeckiego i Pola...
W opowiadaniu o pierwszych rządach Gołuchowskiego, nie trzymamy się chronologii, bo nie było w tych czasach żadnego »rozwoju wypadków«, trwał tylko system bachowski, łagodzony umiejętnie. dłonią Gołuchowskiego. W systemie tym, między innemi leżało popieranie duchowieństwa trady-cyi józefińskiej, a prześladowanie kleru, ożywionego duchem obywatelskim. Ofiarą systemu w pierwszym rzędzie padł biskup tarnowski Józef Grzegorz Wojtarowicz. Prześladował go Krieg za to, iż po rzezi 1846 polecił podwładnemu duchowieństwu odmawiać rozgrzeszenia mordercom, nieokazującym żalu i nieprzyrzekającym poprawy. Ustąpienie Kriega nie poprawiło położenia, wreszcie w r. 1850 powołano Wojtarowicza do Wiednia i kazano mu złożyć godność biskupią. Oświadczył, że uczyni to jedynie na wezwanie papieża. Niestety, wezwanie to nadeszło, kurya bowiem rzymska chciała się odwdzięczyć rządowi austryackiemu za ogłoszenie wolności Kościoła 1). Wój-tarowicz osiadł w jednym z klasztorów krakowskich, gdzie i dokonał życia czcią powszechną otoczony. Kiedy mianowany jego następcą kan. przemyski ks. Józef Hoppe, Niemiec, nominacyi nie przyjął, rząd powołał na katedrę tarnowską powolne swe narzędzie w osobie ks. Jóizefa Pukalskiego.
Mimo »wolności« Kościoła wypędzono z Galicyi niezwykłej szlachetności kapłana-poetę ks. Karola Antoniewicza S. J., który w tarnowskiem odprawiał misye i nawoływał do pokuty i żalu na zbrodnie roku 1846. Za to samo ks. W. Serwa-towski, próf. seminaryum tarnowskiego, otrzymał interdykcyę kapłańską (usunięcie od nabożeństwa i udzielania Sakramen-
’) 18. kwietnia 1850 ogłoszono prawo dozwalające na nowo biskupom znosić się wprost ze Stolicą apostolską, bez pośrednictwa władzy cywilnej, przemawiać do dyecezyan i wymierzać kary duchowne. Przyznano też duchowieństwu zarząd swoim majątkiem i czuwanie nad czystością nauki Kościoła. �93 tów) na pół roku, a ks. Bielecki z seminaryum przemyskiego na rok cały. Nie jest wyjaśnione do tej chwili osobiste stanowisko w tych sprawach Gołuchowskiego. Przypuszczać należy, że decyzya zapadła w Wiedniu, a gubernium otrzymało jedynie rozkaz jej wykonania. W Krakowie prezes komisyi gu-bernialnej Ettmajer usunął od Sakramentów za te same przestępstwa ks. Madejskiego.
Archiwa przyniosły nam natomiast wyjaśnienie stosunku Gołuchowskiego do głównej Rady ruskiej. Zabiegała ona prze-dewszyśtkiem o wyodrębnienie Russinenlandu z Russinenuol-kiem, chciała do tego Landu przyłączyć i Ruś węgierską1). W r. 1849 zaprojektowała utworzenie przeciw Węgrom ruskich batalionów strzeleckich z ruską komendą i ruskim sztandarem, upraszając Hammersteina o przyjęcie nad nimi szefostwa. Gołuchowski przedstawił cesarzowi niebezpieczeństwo utworzenia zawiązku armii ruskiej — przyszła też z Wiednia odpowiedź odmowna, choć pełna słodyczy dla wiernych Rusinów. Potem Rada wysłała petycyę do Wiednia przeciw zaprowadzeniu sądów przysięgłych, gdyż Polacy zyskaliby w nich przewagę. Gołuchowski kilkakrotnie chciał rozwiązać Radę, ale Hammersteiń zawszę stawał w jej obronie. Denuncyacyom jej nie było końca — jedna z pierwszych tyczyła się samego Gołuchowskiego. Ponieważ chłopi ruscy podczas wojny węgierskiej odmawiali dworom pomocy przy sprzątaniu zbiorów, * co groziło ruiną ekonomiczną i głodem, przeto Gołuchowski zagroził, że władza użyje przymusu. Natychmiast Rada ruska w piśmie do Bacha wystąpiła gwałtownie przeciw temu »terrorowi «. »W denuncyacyach o tendencye niepodległościowe — pisze szczery sympatyk odrodzenia ukraińskiego — Rada posuwała się do ostatecznych granic upodlenia, pozyskując sobie i wogóle Rusinom małozaszczytne miano Tyrolczyków Wschodu«* 2).
Gołuchowski skończył z Radą ruską, kiedy miejsce Hammersteina zajął hr. Tomasz Khevenhuller-Metsch. Był to
Ł) Ponieważ Rusinów nazywano po niemiecku rozmaicie (Russen, Russniaken, Russinen, Ruthenen) przeto na propozycyę metr. Lewickiego arc. Ferdynand wydał w r. 1849 rozporządzenie, aby nazywać ich urzędowo Ruthenen. Rozporządzenie to podał »Ukraińsko-ruskij Archiw« (t. III.). 2) L. Wasilewski. Ukraina i sprawa ukraińska. �94 człowiek innego pokroju, zresztą w tym czasie na stosunki władzy wojskowej do cywilnej wpływało i stanowisko Gołu-chowskiego, będącego już namiestnikiem. Więc też Rada ruska wraz z prowincyalnemi filiami poddała się pokornie losowi. Ostatniem jej dziełem było założenie »Domu narod-nego« we Lwowie, który miał stać się politycznem i kulturalnem ogniskiem Rusinów 1).
Rada ruska rozwiązała się, ale nie ustał utajony w jej łonie prąd rusofilski, owszem, coraz szersze przybierał rozmiary. Piastujący katedrę języka ruskiego na uniwersytecie lwowskim prof. Hołowacki, nietylko do wykładu, ale i do wydawanych podręczników wprowadzał wyrażenia czysto rosyjskie. Zwróciło to uwagę Gołuchowskiego tem więcej, że to-psucie, a raczej tendencyjne powolne upodobnianie języka ruskiego do rosyjskiego, napotykało się nietylko w pismach ruskich, ale w seminaryach i na kazalnicy. Referat w tej sprawie powierzył Gołuchowski uczonemu Euzebiuszowi Gzer-kawskiemu, i wniósł w r. 1858 do ministra oświaty hr. Thuna fonnalny polityczny akt oskarżenia przeciw rusofilom. Na referacie Gzerkawskiego dopisał własnoręcznie słowa: »Polski żywioł jest jedynym środkiem reakcyi przeciw panslawiz-mowi«. Żądał usunięcia Hołowackiego, a nawet zniesienia katedry, a prócz tego proponował zaprowadzić alfabet łaciński i zrównać kalendarze. Thun jednak tylko kazał przestrzedz: Hołowackiego, a usunąć go dopiero w tym razie, jeżeli będzie nieposłuszny. Go do alfabetu i kalendarza, polecono tę sprawę osobnej komisyi, ale doniosłe wypadki polityczne, które za chwilę wstrząsnęły monarchią, nie sprzyjały tego rodzaju ko-misyom. Samo się przez się rozumie, że w obronie alfabetu i kalendarza, tych fundamentów« istnienia narodu ruskiego (dzisiejsi Ukraińcy uważają je również za opokę), stanęli świę — * i * ) Jak Gołuchowski oceniał prowodyrów Rady, jest dowodem choćby opinia, jaką wydał o jednym z jej twórców kan. Kuziemskim. Dyr. policyi Ghomiński w spisie »najlojalniejszych«, wygotowanym dla Wiednia (czekały ich za to nagrody), nie szczędził najwyższych pochwal temu »niedoścignionemu patryocie«. Gołuchowski pochwały przekreślił i w miejsce ich wyraził zapatrywanie, że K. jest człowiekiem ambitnym, do wszelkich intryg przystępnym, »kapłanem nie zasługującym na szczególne polecenie«. Nie omylił się, ten to bowiem Kuziemski mianowany przez rząd rosyjski biskupem w Chełmie, »oczyszczał« cerkiew unicką,, przygotowując grunt prawosławiu. �95 lojurcy ze swymi pasterzami duchownymi na czele. Charakte-rystycznem jest, iż wielu z tych patryotów, niechcących porzucić kalendarza, porzuciło potem w lat kilkanaście i religię i narodowość dla apostolstwa prawosławia na Chełmszczyźnie.
Niepodobna było Gołuchowskiemu osłonić szkolnictwa galicyjskiego przed germanizacyą. System pod tym względem był niewzruszony. Gonajwyżej można było napór nieco powstrzymywać. Jak wiemy, już za Zaleskiego Stadion zniósł rozporządzenie o wprowadzeniu języka polskiego jako wykładowego w uniwersytecie lwowskim i gimnazyach wschodnio-galicyjskich. Język niemiecki stał się w nich die prouisorische Naiionalsprache der Ruthenen, miał bowiem tymczasowo zastępować język ruski, zanim tenże dojdzie do pełnoletności. To też rektor uniwersytetu lwowskiego Tangl, wyrażał w przemówieniu swoją radość, że stoi na czele uniwersytetu ruskiego, a raczej ruskonniemieckiego. Tymczasowo język ruski jako. przedmiot stał się obowiązkowym w gimnazyach Wschodniej; Galicyi. Przystąpiono również do powolnego germanizowania uniwersytetu krakowskiego i gimnazyów Zachodniej Galicyi.. Gołuchowski przy pomocy Czerkawskiego starał się wydostać choć drobne koncesye. Na konferencyach w Wiedniu (1850) uzyskano, że w 4 gimnazyach Zachodniej Galicyi, polski język pozostanie wykładowym, prócz kilku przedmiotów w wyższych klasach, krakowskie zaś gimnazyum ma się pomału’ zbliżać do tego wzoru, natomiast w 6 gimnazyach Wschodniej Galicyi, język niemiecki będzie wykładowym aż do chwili* gdy będzie go mógł zastąpić język ruski. Język niemiecki nazawsze pozostanie w drugiem gimnazyum lwowskiem i w gimnazyum przemyskiem. Potem jeszcze (w r. 1856) uwolniono-uczniów Polaków od obowiązkowego uczenia się języka ruskiego i dozwolono utworzyć w gimnazyum lwowskiem równoległe klasy niższe polskie, co dopiero przyszło do skutku w r. 1858.
Po za temi starciami z rządem i wszelkim ^nierządem«, Gołuchowski zwrócił swe starania ku uspokojeniu i ekonomicznemu podniesieniu kraju. Naj ważniej szem zadaniem było załatwienie spraw pańszczyźnianych i serwitutowych w ten sposób, aby o ile możności zasypać przepaść między dworem a chatą. Nie można powiedzieć, aby Gołuchowski usunął wszelkie niechęci, ale rozumnemi rozporządzeniami, trzymaniem na. �96 wodzy agitacyi urzędników niemieckich i czeskich, pomału doprowadził do znośnego współżycia ludu z właścicielami. Zabliźniały się rany roku 1846 — pozostała wprawdzie nieufność, które] objawy ukażą się jeszcze nieraz w czasach konstytucyjnych, ale z żywiołowymi jej wybuchami już nam się spotkać nie przyjdzie. Nie bez wpływu na to uspokojenie były sprawozdania Gołuchowskiego o stanie kraju. Przedstawiał w Wiedniu w dobrem świetle stosunki krajowe, osłabiając przytem ustaloną opinię o rewolucyjności szlachty. Ostro karcił wybryki brutalności urzędników. Występował w stanowczym tonie przeciw ciężarom przez wojskowość na ludność narzucanym — memoryał o tych nadużyciach złożył na ręce cesarza (1853).
Popierał rozwój rolnictwa, szczególną opieką otoczył gospodarstwo leśne, wpłynął na założenie wyższej szkoły rolniczej w Dubłanach, zachęcał do zakładania towarzystw rolniczych na prowincyi. Na budowę i konserwacyę dróg bitych wydostawał kilkakrotnie znaczne fundusze (raz 6 milionów złr. na ten cel przeznaczono) przez co nietylko kraj zyskiwał na środkach komunikacyjnych, ale otworzyło się źródło zarobku dla ludności w latach nieurodzaju. Zwrócjł też Gołuchowski uwagę na potrzebę regulacyi rzek i budowę kanałów, kazał opracować plan połączeń kolejowych. Wprawdzie były to pia clesideria, bo rządom Bachowskim bynajmniej nie zależało na rozwoju Galicyi, ale sama inicyatywa miała znaczenie, torowała drogę przyszłym w tym kierunku zabiegom.
Daleki od starania się o popularność, nie przebłagał Gołuchowski »opinii«, która zawsze podejrzywała jego dobre chęci, nie rozgrzeszała go z zarzutu »szwarcgelberostwa«. Nie znaczy to jednak, aby koła z natury rzeczy łatwiej mogące ocenić.jego prace i zamiary nie widziały w nim troskliwego o dobro kraju obywatela, gorliwego rzecznika spraw Galicyi przed rządem i tronem. Są na to wyraźne dowody. Już w roku 1851, kiedy cesarz Franciszek Józef pierwszy raz przybył do Galicyi, w adresach układanych przez szlachtę spotykamy wykazy zadowolenia z rządów Gołuchowskiego. W jednym z nich nazwano go »oddanym dobru kraju pod każdym względem namiestnikiem«, w innym (krakowskim) wprost dziękowano cesarzowi za dobry wybór namiestnika, w innych wreszcie �97 szlachta wschodnio-galicyjska wyraziła się, że jest »dumną* z Gołuchowskiego.
Korzystał też on z pobytu cesarza, aby w przedstawionym mu memoryale popierać wyrażone w adresach życzenia kraju, co do rozszerzenia praw języka polskiego w szkołach i sądownictwie, które całkiem zniemczono za rządów Bachowskich. Wy-, kazywal konieczność conajmniej dopuszczania języków krajowych do skarg i podań sądowych. Za drugiego pobytu w Gali-cyi (1855) sam cesarz zażądał od Gołuchowskiego, aby przedstawił mu życzenia i potrzeby kraju. Więc powtórzył to samo o co prosił poprzednio i domagał się prócz tego organizacyi gminy, zaprowadzenia ksiąg gruntowych i t. d.
Byl to jednak groch na ścianę. Cesarz miał dobre chęci, ale nie posiadał jeszcze dość siły woli, aby wytrącić władzę z rąk Bacha. Kamaryla dworska umiała go przekonać, że mądrość Bacha ocaliła tron i Austryę, że jemu zawdzięcza monarchia spokój i zupełne wytępienie prądów rewolucyjnych. A — Bach nie uznawał praw narodowych, o rozwój Galicyi się nie troszczył, do Gołuchowskiego nie miał przekonania. Jego mężem zaufania był Kalchberg, wiceprezydent namiestnictwa. Zausznik ten śledził działalność Gołuchowskiego; nie pomagał mu, lecz przeszkadzał. W pamiętnikach swoich wspomina Kalchberg, że z Gołuchowskim był zawsze na bakier.
»Gołuchowskiemu — są jego słowa — szło o to, abym nię wszedł w drogę jego narodowym i osobistym dążnościom... Z ministrem Bachem pozostawał on w nienajlepszej harmonii^..
Pomimo to nie mógł zaprzeczyć Kalchberg Gołuchow-skiemu wybitnych zdolności administracyjnych. Jak je wysoko cenił cesarz Franciszek Józef dowodzi choćby to, że młodziutkiego swego brata, arcyksięcia Karola Ludwika, posłał nav dłuższy pobyt do Lwowa, (1853 — 1855), aby przy Gołuchowskim odbył praktyczne studya administracyi. Dostojny uczeń, później protektor krakowskiej Akademii Umiejętności, domniemany kandydat na tron polski, przywiązał się szczerze do »instruktora«, o czem świadczy wymownie Lindheim, biograf arcyksięcia.
To zaufanie cesarza było tarczą Gołuchowskiego przeciw Bachowi. Bach nietylko nie mógł usunąć go ze stanowiska, ale
GALICYA. 7 i �98 sam później, przy zmienionych okolicznościach, musiał swą tekę złożyć w jego ręce.
Nie zdołał też Bach przeprowadzić ulubionej myśli Sta-dionowskiej, podziału Galicyi. Projekt dwu oddzielnych sejmów, z których każdy miał się składać ze 140 członków, upadł stanowczo dzięki opozycyi Gołuchowskiego. Skończyło się tylko ha utrzymaniu osobnej komisyi administracyjnej dla Krakowa i Zachodniej Galicyi (1853), ale jedność kraju została formalnie zachowaną, gdyż komisya ta bądź co bądź podlegała zwierzchnictwu namiestnika lwowskiego.
Na tem kończymy dzieje pierwszych rządów Gołuchowskiego. Brak opracowań sprawia, że trudno dać szczegółowy, czy choćby pobieżny zarys wewnętrznych dziejów Galicyi z tego dziesięciolecia. »Na polu historyi rozwoju wewnętrznego w tym okresie — pisze profesor Finkel — niema prac przygotowawczych* *).
A) Cały ten rozdział opiera się prawie wyłącznie na podstawie pracy Br. Łozińskiego:N»Agenor Gołuchowski w pierwszym okresie rządów swoich 1846 — 1859« (Lwów, 1901). Stan Galicyi w pierwszych początkach rządów Gołuchowskiego przedstawia świetnie, ale zbyt jaskrawa Kalinka (Kraków i Galicy a). Książka Kalinki nosi wszelkie cechy pracy zbiorowej. Niektóre rozdziały, wymagające fachowej i głębokiej znajomości prawa i przepisów administracyjnych, miały wyjść z pod pióra Juwenala Boczkowskiego. Stanisław Tarnowski »stanowczo« temu zaprzecza na podstawie, że sam Kalinka o tem nie wspominał. Argument niedość przekonywujący.
— — — — — �CZASY KONSTYTUCYJNE. i.
Dyplom październikowy Gołuchowskiego. — Konstytucya Schmerlinga. — Wybory do sejmu.
W czerwcu 1859 r. armia austryacka została pokonaną pod Magentą i Solferino. Przez umowę w Villafranca utracdła Austrya Lombardyę.
Bolesna ta nauka, dana niedołężnym rządom biurokratycznym, wyszła państwu na dobre. Doradcy Korony zrozumieli, że potęga państwa leży przedewszystkiem w jego sile wewnętrznej, a siły tej w państwie różnonarodowem nie może być tam, gdzie wszystkie ludy, z wyjątkiem jednego, uprzywilejowanego, są niezadowolone, uciskane, a więc nie mają interesu w popieraniu państwa, lecz owszem, cieszą się z jego klęsk i słabości. W Austryi zresztą nawet naród uprzywilejowany, Niemcy, czuł się niewolnikiem biurokracyi, nie mając praw konstytucyjnych, zabezpieczających swobodę jednostkom, a ogółowi udział w ustawodawstwie i kontroli państwowej.
To też już w manifeście z 15. lipca 1859 r., oznajmują-cym zawarcie preliminaryów pokojowych, cesarz Franciszek Józef zapowiedział reformy na polu ustawodawstwa i admi —. nistracyi. Prezydentem gabinetu był wówczas Rechberg, najważniejszą zaś tekę ministra spraw wewnętrznych powierzył cesarz Gołuch owskiemu, po którym zarząd Galicyi objął t}^-czasowo Karol Mosch, wiceprezydent namiestnictwa.
— Ależ, Najjaśniejszy Panie, jestem Polakiem — zapwa-żył Gołuchowski, — usłyszawszy wolę monarszą, a pojmując dobrze trudności przyszłego swego stanowiska.
V \ �100
— Słowianie są moimi najwierniejszymi poddanymi — była odpowiedź cesarza.
Społeczeństwo galicyjskie uczuło natychmiast powiew nowych prądów.
W grudniu r. 1859 Gołuchowski wydał rozporządzenie, ab}^ władze polityczne w Galicyi porozumiewały się ze stronami nietylko w języku niemieckim, ale w obu językach krajowych, polskim i ruskim i.odpowiadały im w tym języku, w jakim wnoszono podania. Gminom i obszarom dworskim dozwolono w urzędowaniu wewnętrznem używać według wyboru jednego z trzech jęz}^ków; jedynie magistraty miast większych, miały z władzami rządowemi korespondować po niemiecku. Rozporządzenie to wreszcie stawiało zasadę, iż każdy urzędnik polityczny powinien znać języki krajowe, przez co oczywiście otwierano drogę do urzędów młodzieży obu narodowości. W zgodzie z tem rozporządzeniem stał patent cesarski z d. 1. stycznia 1860, polecający przy ogłaszaniu ustaw i rozporządzeń uwzględniać języki krajowe.
W marcu 1860 minister sprawiedliwości dozwolił używać w Galicyi obu języków krajowych przy rozprawach z pod-sądnymi nierozumiejącymi języka niemieckiego, a kiedy biu-rokraeya zaskoczona tem rozporządzeniem nie odrazu do niego się zastosowała, minister je powtórnie w czerwcu przypomniał i wykonanie jego w tonie stanowczym polecił. Wreszcie w lipcu tegoż roku Gołuchowski wszystkim władzom galicyjskim, nietylko politycznym, nakazywał posługiwać się ze stronami ich językiem. Takie samo rozporządzenie otrzymały władze skarbowe i sądy od ministrów skarbu i sprawiedliwości. Należy zauważyć z naciskiem, iż dziełu polskiemu. mężowi stanu, język ruski odz3^, sikiwał te prawa, które miał niegdyś za Rzeczypospolitej, odzyskiwał na równi z językiem polskim, pomimo, że zeszedł na stanowisko narzecza ludowego, z którego dopiero usiłowano utworzyć język literacki. Do odzyskania tych praw, sami Rusini niczem się nie przyczynili — była to dobra wola Gołuchowiskiego.
Jednocześnie rozpoczęto pracę nad ogólną reformą ustroju monarchii. Patentem z 5. marca »wznowiono« Radę państwa utworzoną w r. 1849, a składającą się z samych wyższych urzędników. Wprowadzono do niej 38 przedstawicieli sejmów (na Galicyę przypadło trzech) mianowanych przez ce i ) �101 sarza. Wzmocniona Rada pod prezydencyą arcyksięcia Rainera, miała być ciałem doradozem, wydającem swą opinię w sprawach ważniejszych. Radę otworzył monarcha mową od tronu dnia 1. czerwca 1860 r. W miesiąc później przyznał jej głos stanowczy w sprawach podatkowych i ustawodawstwa skarbowego.
Odrazu zarysowała się w Radzie walka między zwolennikami federalizmu i centralizmu. Autonomiczny kierunek w Radzie przedstawiali Polacy, Węgrzy, Czesi i Włosi wraz z reprezentantami Bukowiny, Dalmacyi, Istryi i Krainy. Żądali oni uznania polityczno-historycznych indywidualności i nadania krajom odpowiedniej autonomii. Zasada ta zwyciężyła 59 głosami przeciw 29. Cesarz zakończył pierwszą sesyę »iwzmocniónej« Rady słowami: »Opinie wasze wezmę niezwłocznie pod uwagę i w najbliższym czasie ogłoszę swoje postanowienie«.
Cesarz dotrzymał przyrzeczenia i polecił Gołuchow-skiemu opracowanie zasad konstytucyjnych. Dnia 20. października 1860 r. podniósł go do godności ministra Stanu, powierzając mu kierownictwo ministeryum spraw wewnętrznych, oraz ministeryum wyznań i oświaty. Tegoż dnia ogłoszony został słynny »Dyplom październikowy«, który utworzył w Austryi nową erę, izapowiadał konstytucyę opartą na zasadach federalizmu, miał stanowić podstawę szerokich koncesyi autonomicznych i dawał początek dualizmowi.
Dyplom postanawiał jako nieodwołalne zasady prawne: a) wykonywanie prawa ustawodawczego tylko przy współudziale sejmów krajowych i Rady państwa, do której sejmy miały wybierać 100 delegatów; b) oddanie tejże Radzie całej legislatury odnoszącej się do spraw wewnętrznych, kredytowych, celnych, handlowych i bankowych, jako też do poczty, telegrafu, kolei, wojskowości, podatków, pożyczek państwowych, konwersyi długu, zamiany i sprzedaży nieruchomości państwowych — wreszcie powierzenie jej uchwalania budżetu państwowego i kontroli długów i wydatków państwowych; c) załatwianie wszelkich innych przedmiotów prawodawstwa, wyraźnie pod b) nie wymienionych, na sejmach krajowych według mających się ogłosić statutów, a na Węgrzech podług dawnych ustaw sejmowych; ► �d) załatwianie przez Radę państwa bez udziału Węgrów tych spraw, które nie są sprawami wspólnemi z Koroną Św. Szczepana.
Tegoż 20. października cesarz polecił Gołuchowskiemu, przedłożenie wniosków co do języka wykładowego w uniwersytecie krakowskim i uwzględnienia języków krajowych w gimnązyach galicyjskich.
Dyplom październikowy był jednak poniekąd efemerydą — w półtora miesiąca po jego ogłoszeniu upadł Gołuchow-ski i rozpoczęły się rządy centralisty Schmerlinga, »jednego z największych błaznów komedyi dziejowej swego czasu«1).
Na upadek Gołuchowskiego złożyło się kilka przyczyn. Węgrzy rozpoczęli wprawdzie od illuminacyi, brali dalsze kon-cesye, ale kossuthowcy nie powstrzymali się od gwałtownych agitacyi politycznych, urzędy komitatowe przeszły w ręce najgorętszych. Węgrzy domagali się mianowicie zupełnej odrębności państwowej i przywrócenia swej konstytucyi z r. 1848. Żywioły »liberakie«, przeciwne autonomii krajów, pragnęły prze-dewszystkiem dążyć do urzeczywistnienia swych postulatów konstytucyjno-liberalnych. Skorzystała z tego reakcya, aby zadzwonić na trwogę. Pomogła jej rewolucya we Włoszech, grożąca wielkiem dla Austryi niebezpieczeństwem. Są również poszlaki, że na zjeździe monarchów, który w końcu października odbył się w Warszawie2), niechętnie odzywano się 0 autonomicznym programie Gołuchowskiego. Uznano więc potrzebę zmiany gabinetu.
Napozór była to tylko zmiana osób — cesarz bowiem polecił Schmerlingowi opracowanie reform konstytucyjnych. W tym czasie Schmerling rozesłał okólnik do namiestników wszystkich prowincyi austryackich, w którym oświadczył »gotowość i chęć przyjmowania objawów prawych opinii publicznej*, dodając, iż »otwartość w przedstawieniu stosunków 1 okoliczności uważa za pierwszą cechę męskiego charakteru«. Okólnik zapowiadał, iż w »krótkim czasie będą ogłoszone ustawy organiczne, odnoszące się do instytucyi wskazanych w najwyższym JCK. Mości manifeście« (Dyplomie Gołuchowr skiego). 1) Scherr. Rok 1848, 2) Zjechali się Aleksander II., Franciszek Józef i regent pruski, późniejszy cesarz Wilhelm I. �103
Sehmerlimg grał rolę obłudną. Centralista, przeciwnik wszelkiej autonomii, myślał tylko nad tem, jak spaczyć myśl Gołuchowskiego, ale manifest cesarski obowiązywał, znieść go nie było można; więc należało okazywać najlepsze chęci przeprowadzenia zasad w mim wyrażonych.
Galicya nie połapała się. »Dyplom« Gołuchowskiego przyjęła dość chłodno, nie wywołał om w niej żadnych gorętszych objawów, ale okólnik Schmerlinga wziął ją za serce, — nie żałowała Gołuchowskiego, twórcy konstytucyi na podstawach autonomicznych, ale z całem zaufaniem zwróciła się do Schmerlinga, zakapturzomego cemtralisty. Zaraz po jego okólniku, zwołano wielki zjazd w Krakowie, ma który przybyło do 600 paj wybitniej szych obywateli kraju. Uchwalono wysłać deputacyę z hołdem do cesarza i memoriałem do Schmer-limga. Spierano się mocno kto ma stanąć na czele deputacyi. Jedynym kandydatem przybyłych głównie »ze Wschodu« do Krakowa był Smolka, ale konserwatyści krakowscy nie chcieli dopuścić tego »demokraty« i »rewolucyomisty«. Stanęło na kompromisie: deputacya złożona z blizko 200 przedstawicieli wszystkich sfer społeczeństwa i obu obrządków wyruszyła pod wodzą Adama Sapiehy i Franciszka Smolki. W Wiedniu przy — j łączyła się do niej reprezentacya żydów Polaków 1).
Memoryał zawieziony przez deputacyę, ułożył znakomity historyk prawa polskiego, Antoni Zygmunt Helcel. Rozpuszczono później bajeczkę, że w ułożeniu jego brał udział Aleksander Wielopolski, który miał pokryjomu przybyć do Krakowa i całą noc u Helcia przepędzić.
Memoryał rozpoczynało powołanie się na okólnik Schmerlinga. Chcesz Ekscellencya »opimii«, więc ci ją przynoszą wysłańcy »nie przez wybory wprawdzie powołani, lecz przez głos niemal powszechny«. Galicya już nieraz zanosiła do tronu swoje życzenia i przedstawienia, ale te przechodziły przez pośrednictwo nieprzychylnych władz krajowych, a już od kilkunastu lat była ona pozbawiona »wszelkich właściwych organów, przez które do władz najwyższych przema-wiaćby mogła«. *) * ) Obszerniej o delegacyi, jakoteż wogóle o początkach ery konstytucyjnej w Galicyi opowiada szereg feljetonów K. Bartoszewicza w »Slowie Polskiem« (1906). i �104
Następnie memoryał wspominał, że mieszkańcy Galicyi nie odstąpili od dobrowolnej unii przed wiekami połączonych narodów i że czują swoją łączność z innemi dawnego państwa dzielnicami. »Gdybyśmy te uczucia kryli, światby nam nie wierzył i nieszczęśliwym nawetby szacunku odmówił«. Ta historyczno-polityczna indywidualność przy organizacyi monarchii zapomniana być nie może. Potrzeba więc »prawdziwie samorządnego organizmu krainy naszej« jako całości nieroz-dzielnej. Konieczne jest przeto, aby był sejm prowincyonalny jeden, »złożony na podstawie rzetelnej wyborczej reprezentacji narodu, a więc nie doradczy tylko, remonstracyjny lub postulatowy, lecz w przedmiotach tyczących się każdego moralnego i materyalnego interesu mieszkańców. stanowczy«. Gdyby parlament jakiś miał rozstrzygać w kwestyach »naszej oświaty«, majątku publicznego i instytucyj krajowych, to Galicya stawiłaby opór »germańskim dążnościom«.
Następnie żądał memoryał, aby godności kościelne i urzędy publiczne wszystkich gałęzi administracyi, sądownictwa i wychowania publicznego, były powierzane »ziom-kom naszym«, bo chyba »ekscellencya nie wątpi«, że współrodacy budzą większe zaufanie, które jest podporą władzy rządzącej. Języki krajowe powinny być językiem urzędów. »Język polski, jako bogaty, giętki, do najwyższego stopnia ukształcony, ma być wykładowy we wszystkich instytucyach edukacyjnych a językowi ruskiemu należy się przyznanie wszelkich praw, uzdolnieniu jego odpowiednich «...
»To są główne postulaty — kończył memoryał — które przyszliśmy wynurzyć nie w duchu opozycyi przeciw rozporządzeniom rządowym, których jeszcze nie znamy, lecz w celu oświecenia zwierzcłmiczej władzy państwa, której w chwili tak ważnej na szozerem objawieniu rzeczy zależeć może. Racz W. Eks. te nasze z należnem uszanowaniem podane przedstawienia wziąć na łaskawą uwagę« i t. d.
Deputacyę przyjął Wiedeń z ciekawością i życzliwie — zaimponowała mu liczebnością i... kontuszami. Schmerlin-gowi jednak nie była na rękę ta »demomstracya«, więc audy-encyę wyznaczył na 4. stycznia nie dla całej deputacyi, a tylko dla jej delegacyi. Był uprzejmy, ale zimny — na pochlebne dla siebie słowa odpowiedział ogólnikami.
Mówił, że sejm będzie jeden, a tem samem poniekąd �105 usuwał sprawę podziału administracyjnego kraju, ale sejmowi temu zostawiał jedynie prawo inicyatywy, kiedy kraj domagał się sejmu stanowego. Pocieszano się jednak, że to postanowienie może’ być zmienione, gdyż Schmerling przyrzekł, że »życzenia w memoryale wyrażone, jako> też w drodze prywatnej, czy to piśmiennie, czy osobistego porozumienia i wyjaśnienia, gotów będzie brać pod ocenienie i rozbiór sumienny, aby w statucie krajowym i prawach organicznych, o ile tylko być może, uwzględnić uprawnione kraju życzenia«. Co do języka zaznaczył, iż rząd pozostawia każdemu językowi tylko »prawo Wolnej propagandy w drodze nieprzymusowej«. Co do konstytucyi wyraził nadzieję, że praca nad nią najdalej za dwa miesiące ukończoną zostanie, upraszał więc delegatów, aby użyli swego wpływu »iżby zaniechano objawów, któreby rząd niepokoić mogły, a kraj aby w spokoju oczekiwał wydania odnoszących się do organizacyi kraju rozporządzeń, które aby’ Panów zadowoliły, najszczerszem jest mojem życzeniem «...
Mimo tych ogólników część deputacyi czuła się zadowoloną. Byli tacy, co uważali deputacyę za »wypadek europejski«, za »słup milowy na drodze życia narodowego«1). Według nich wyprowadziła ona sprawę polską »na drugą drogę, drogę spokojnego przekonywania«. Z walki materyalnej, która prawie zawsze grozi przegraną, przechodzimy (mówiono) do walki moralnej, która ma zawsze zapewnione zwycięstwo. Deputacya (mówiono dalej) jest najważniejszym krokiem politycznym Polaków od r. 1848; dzięki jej kwestya polska znów stanęła w gronie kwestyi europejskich, pobratała się ze wszystkiemi sprawami narodowemi, »zamieniła traktat sekretny między naszą sprawą a opinią, na jaw>ny«. Jeżeli pan minister ma »najszczersze życzenia zadowolić deputacyę«, to trzeba cierpliwie czekać zakreślonego przez niego dwumiesięcznego terminu. Precz więc »z małemi demonstracyami« (»objawami niepokojącymi« Schmerlinga) wobec »wielkiej demonstracyi« uczynionej przez naród cały. Samo spokojne oczekiwanie będzie demonstracyą.
Większość jednak mniej różowo zapatrywała się. W całym prawie kraju ustalała się opinia, że deputacya powróciła z niczem. 0 Brośzusa »Deputacya« wydana w Rzeszowie. �106
»Tylko Smolka pozostał w Wiedniu — pisze złośliwie w swych pamiętnikach Ziemiałkowski — by ze Stratimirowi-czem, ex-jenerałem Jelacziczowskim układać plany federacyi austryaekiej, gdy w kraju zaczęto spuszczać szarawary w cholewy, zastępować cylindry konfederatkami i przywdziewać się czamarkami«. (N. b. sam Ziemiałkowski chodził wciąż w czamarze, póki nie został ministrem).
Jedynym aktem »dobrej woli« Schmerlinga było postanowienie cesarskie z 4. lutego, uznające język polski za wykładowy dla większości przedmiotów na uniwersytecie krakowskim. Wiemy jednak, że było to wykonanie polecenia cesarskiego udzielonego Gołuchowskiemu.
Na wiadomość.o deputacyi krajowej stronnictwo święto jurskie postanowiło ze swojej strony uczynić krok do Schmerlinga. Więc siedmiu dostojników cerkwi ruskiej z trzema urzędnikami bractwa stauropigiańskiego uznało się za reprezentantów Rusi i pojechało do Wiednia przedstawić Schmerlingowi życzenia »drugiej narodowości«. Kładli nacisk na to, że z Polakami nie mają nic wspólnego, a w przedstawionym memoryale żądali zaprowadzenia języka ruskiego w szkołach i urzędach wschodniej Galicyi (jakby Polacy o to się nie starali!), uznania kirylicy za ^nienaruszalną«, napisów ruskich na tablicach gminnych i t. d.; skarżyli się też, iż urzędnicy państwowi stosują się do życzenia gmin w sprawie językowej. Skarga ta, dziwna napozór, miała jednak swe uzasadnienie, ponieważ wiele gmin ruskich oświadczyło chęć urzędowania po polsku.
Krok samozwańczy świętojurców oburzył tę część Rusinów, która pozostała wierną wspólnym ideałom obu narodowości. Zwołali zatem wiec i wysłali drugą ruską deputacyę do Schmerlinga, z protestem przeciw świętojurcom. Deputacya zatrzymała się w Krakowie, gdzie ją przyjęto owacyjnie*). W dalszej drodze do Wiednia witały ją tłumy okrzykami i muzyką w Krzeszowicach, Trzebini... Przyjął ją Schmerling d. 4. marca. Objawiła mu ona, że Rusini przystąpili do deputacyi ogólnej, którą Galicy a wysłała z początku stycznia, że ń Obszerniejszą o leni przyjęciu wzmiankę, jak wogóle o deputa^ cyi ruskiej, podaje Iv. Bartoszewicz w artykule »Przyczynki do kwestyi ruskiej« (Przegląd Narodowy, 1908). �107 sprawę równouprawnienia obu narodowości chcą pozostawić uchwałom sejmowym, że ci, co się starają siać niezgodę między bratniemi plemionami, nie mają prawa reprezentować Rusinów, ponieważ ich program i cele nie są programem i celem ludu ruskiego w Galicyi.
Deputacyę w Wiedniu witali też przedstawiciele młodzieży ruskiej. Mówca jej zaznaczył radość z przybycia pierwszej, ogólnej, krajowej deputacyi (Smolki i Sapiehy), ale »po dobrym i krasnym pohane i łukawe pryjszło« (deputacya świętojurców), wiec dobrze, że przybyła prawdziwa ruska deputacya, »aby tu nywu narodnu nazad zaoraty, kotoru ne-sumlinni ruki rozboroły i zepsowały«. Mówca wspomniał, że Polacy i Rusini — to »dity jednej rodyny«, i że »nie wyj szły z dobroha serdicia tii słowa, kotori meże brafmy lubow zape-reczajut«.
Schmerling niby cieszył się ze zgody narodowości (tak przynajmniej oświadczył deputacyi), ale skorzystał z wyciągniętej do niego ręki świętojurców, którzy w serwilizmie żadnych granic nie znali i jak to wkrótce zobaczymy, udzielił im silnego rządowego poparcia przy pierwszych wyborach sejmowych. 26. lutego 1861, ogłoszono konstytucyę szmerlingowską, czyli tak zwany »patent lutowy«, składający się z ustawy o re-prezentacyi państwa i ze statutów krajów koronnych. Kon-stytucya ta, jak się wyraził Leszek Borkowski, ^pozostawiała krajom prawo łatania dziur w mostach i zaopatrywania cho-rych po szpitalach«.
Rozczarowanie było zupełne. Schmerling skoncentrował całą władzę w Radzie państwa, zostawiwszy krajom cień autonomii; Była to wprawdzie konstytucya wolnomyślna, demokratyczna, zabezpieczająca prawa jednostkom, ale nie uznająca praw narodowości. »Człowiek — mówi Stan. Tarnowski — mógł żyć pod tem prawem jako tako, ale Polakowi, Czechowi, Węgrowi, było pod niem duszno i ciasno... Tylko Niemcowi wolno było zostać samym sobą... Na nic się nie zda dać wolność pojedynczym obywatelom, jeżeli się jej odmawia narodowym uczuciom i prawom... W państwach różnoplemiennych prowadzi to do nieufności, niechęci, oporu, do wszystkiego, co państwa i rządy osłabia«.
Co większa, Schmerling tak dowcipnie ułożył ordynacye �108 wyborcze, że w parlamencie mógł być pewien większości. Zatrzymał system kuryalny, przemieniwszy tylko nazwę »repre-zentacyi Stanów« na »reprezentacyę interesów«. »Ustawa wyborcza — pisze Tarnowski — wprowadzała do sejmu żywioły nieoświecone... wyzyskując zręcznie niedowierzanie pozostałe po roku 1846, i rozdział między warstwami ludności... wjcońcu rachowała i na to, że wybory kuryalne dadzą wstęp do sejmu całej falandze świętojurcowskich zawiści«. A że sejm wybierał delegatów do parlamentu, więc Schmerling liczył słusznie na korzyści, jakie z tych kuryalnych wyborów będzie mógł osiągnąć dla swych centralistycznych dążności. Tarnowski wspomina jeszcze, że nadeszły poufne instrukcye do organów rządowych, i »agitacya przedwyborcza tych organów uzupełniła w praktyce, co w zasadzie zamierzyła sobie nowa ustawa«1).
Przytoczmy wreszcie zdanie Bobrzyńskiego o konstytucyi szmerlingowskiej: »Konstytucya ta trzymała się zewnętrznie programu dyplomu październikowego, ale przekształcała go w istocie w kierunku centralistycznym. Każdy kraj otrzymał wprawdzie własny sejm z władzą ustawodawczą i pewnym samorządem, oraz z prawem wybierania delegatów do Rady państwa, ale kompetencya ustawodawcza sejmów, z wyjątkiem węgierskiego, określoną została nader ciasno, a cała waga ustawodawstwa skupioną w Radzie państwa. W Radzie tej państwa oprócz izby deputownych, stworzono nadto izbę panów, złożoną z osobistości powołanych przez Koronę, a będącą wyrazem jedności państwa... Statut krajowy galicyjski uczynił zadość życzeniu objawionemu w memoryale z 31. grudnia 1860 r., t. j. uznał jedność kraju i sejmu, ale niemal połowę posłów sejmowych przyznał ludności wiejskiej, stojącej wówczas na nizkim stopniu pod względem kultury i świadomości narodowej. Centralistyczny kierunek gabinetu Schmerlinga objawiał się nadto w tem, że sejmy krajowe zwoływane były na krótko, tylko dla dokonania wyborów do Rady państwa, w której skupiła się cała działalność polityczna i ustawodawcze«2).
Ó Tarnowski. Przegląd Polski. 2) Z dziejów odrodzenia politycznego Galicyi. Warszawa, 1905. — Jak mało znaną jest historyą Galicyi nawet przez niektórych historyków, �109
Sejm galicyjski miał składać się ze 150 członków, a mianowicie z 7 biskupów i arcybiskupów, 2 rektorów uniwersytetów i z 141 posłów wybranych: z klasy wielkich posiada-czy gruntowych, z miast i z izb handlowych i z »reszty gmin«.
Największą liczbę mandatów, bo 74, a więc przeszło połowę, przeznaczał statut dla owej »reszty gmim« czyli dla włościan i małomieszczan — właściciele dóbr mieli wybierać 44 posłów, a na większe miasta i izby handlowe przypadało 23 mandatów.
Cel był wyraźny, Schmerling miał przekonanie, że ciemny lud polski, który tak niedawno zbroczył ręce w bratobój-stwie i nie posiadał żadnego uświadomienia narodowego, dostarczy posłów, ślepo oddanych rządowi. O lud ruski Schmerling jeszcze więcej był spokojny, lud ten bowiem.nietylko zostawał pod wpływem duchowieństwa świętojurskiego, ale ciemniejszy jeszcze od polskiego., a również »cesarski«, marzył tylko o »lisach i pasowyskach« i wierzył dzięki siejącym nienawiść agitatorom, że panowie czekają tylko dogodnej chwili, aby przywrócić czasy pańszczyźniane. »Niebezpieczeństwo« grożące ze strony miast, usunął Schmerling przez wcielenie miast mniejszych do kuryi »reszty gmin«, a miał też nadzieję, że i z niewielkiej liczby mandatów przeznaczonych dla miast większych, kilka przynajmniej we wschodniej Galicyi, dostanie się »prawomyślnym«; polegał tu na wyborcach Żydach i Rusinach i na »zdolności« swoich urzędników. To zapewnienie sobie większości rządowej w sejmie, miało w następstwie na celu uzyskanie tejże większości w Radzie Państwa, sejm bowiem wybierał do niej z grona swego delegacyę. Na wszelki wypadek wybór delegacyi zastrzeżony został okręgom »kury-alnym«, t. j. — iż każda kurya poselska osobnych delegatów wybierała), aby w najgorszym razie »prawomyślni« stanowili znaczną część delegacyi.
Wybory do’ sejmu odbywały się w pierwszych dniach, kwietnia 1861 r. świadczy najlepiej »opinia« jednego z nich wypowiedziana w słowach: »Patenta (Gołuchowskiego) choć czyniły pewne ustępstwa, nie zadowoliły ludów Austryi... Zwrócono się tedy szczerze do szerszych jeszcze konstytucyjnych ustępstw. Dnia 26. lutego 1861 ogłoszono nowy patent, nadający zupełną konstytucyę«... �110
Z kuryi wielkich posiadczy gruntowych przeszli kandydaci narodowego komitetu centralnego. Szlachta nie skorzystała z możności wybierania tylko swoich, lecz oddawała w części mandaty wybitnym przedstawicielom inteligencyi. Wybrano w tej kuryi między innymi: Dietla, Zyblikiewicza i Smolkę, któremu powierzono również jeden z mandatów lwowskich. Książę Leon Sapieha został wybrany aż w sześciu okręgach (zatrzymał mandat krakowski), — miała to być wskazówka dla Wiednia, że kraj pragnie w nim widzieć mar--szalka sejmowego.
Również gładko poszły wybory w miastach. Nadzieje Schmerlinga na kilku posłów rządowych z tej kuryi nie ziściły się. Komitety miejskie postawiły za zasadę wybierać ludzi najlepszych i najzdolniejszych, bez względu na stronnictwa. W Krakowie na zebraniu przedwyborczem Dietl wśród oklasków wyraźnie oświadczył, że niema u nas walki stronnictw, bo wszystkie kółka i wszyscy kandydaci mają jeden cel, a tym jest narodowa autonomia kraju. Uznano też tak w Krakowie i we Lwowie, że w miastach tych należy dać po jednym mandacie żydowi — usłuchano hasła z Warszawy, gdzie ówczesne wypadki zbliżyły żydów do Polaków, a prócz tego chciano dać wyraz dobrej woli względem tych żydów, co przyznawali się do uczuć obywatelskich, pomimo, że rząd używał (i to nie bez powodzenia), wszelkich środków, aby ludność żydowską skłonić do separatyzmu. Kraków wybrał A. Z. Helcia, Leona Skorupkę i Samelsona, człowieka wypróbowanego patryótyzmu — ze Lwowa wyszli: Smolka, Floryan Ziemiałkowski, Leszek Borkowski i żyd Dubs,. fabrykant likierów, który niezbyt odpowiedział położonemu w nim zaufaniu.
Charakterystycznem jest, iż zachwiana w swych posadach biurokracya niemiecko-czeska zwoływała zgromadzenia urzędników, na których dowodziła, że jej również należą się mandaty. Na zebraniu w Kasynie niemieckiem wT Krakowie uznano, że Kraków zamieszkują trzy narodowości: Polacy, Żydzi i Niemcy, a więc jednym posłem krakowskim powinien być Polak, drugim Żyd, trzecim Niemiec. Podobne zebranie urzędników odbyło się w teatrze Skarbka we Lwowie, jak świadczy w swych pamiętnikach Ziemiałkowski.
Jeżeli wybory z miast większych nie odpowiedziały ży�111 czeniom rządu, to za to prawie zupełnie zadowoliły go wybory z gmin wiejskich i miast mniejszych. W zachodniej Galicji wybrano pięciu obywateli, dwuch księży i resztę włościan — wschodnia część kraju dostarczyła Rusinów: włościan, księży i paru urzędników.
Na ten wynik korzystny dla rządu złożyły się liczne przyczyny, prócz zastarzałej nieufności i nienawiści do szlachty i in-teligencyi. Główną było zupełne odsunięcie obywatelstwa od wpływów na wybory, przez powierzenie czynności wyborczych urzędnikom państwowym. Postępowali oni podług tajnych instrukcyi, nie kładąc tamy swym oryginalnym pomysłom. Miejscowe władze zbierały wiadomości o kandydatach i udzielały swej opinii władzom wyższym, od których otrzymywały wskazówki. Nadużyć, gwałtów, było co niemiara. Komisarze rządowi sprowadzali wyborców do siebie przed wyborami i namawiali ich, aby głosowali na urzędnika lub włościanina’ bywały nawet wypadki, że wyborców, którzy usuwali się od wyboru,.nie chcąc głosować na popieranego przez rząd kandydata, sprowadzano do głosowania przez pachołków. Używano prośby i groźby; wpisywano na listy wyborców osoby kryminalnie karane, lub nie posiadające całkiem praw wybór —. czych. Zdarzały się tak rażące fakta, że na 110 wyborców, tylko czterech było legalnie wybranych, że zostawali posłami.... nie-posiadający prawa wybieralności. Fałszowano protokóły wyborcze, co było tem łatwiej uczynić, że urzędnicy spisywali je po niemiecku, a więc wyborcy nie mogli ich schwytać na fałszerstwie. (Natomiast przy wyborach z większych posiadłości, to jest wśród wyborców, znających język niemiecki, protokóły sporządzano... w języku polskim).
Tak bronił się rząd centralny wraz z biurokracyą przed nadaniem konstytucyi we właściwym zakresie i przed rozszerzeniem autonomii krajowej.
We wsehodriiej Galicyi ułatwiały jeszcze »pracę« urzędnikom niezdrowe agitacye i nadużyęia ze strony księży świę-tojurców. W wielu miejscowościach, a nawet we Lwowie przemieniono cerkwie na budynki agitacyjne, ambony zaś na trybuny polityczne. Siano z nich nienawiść narodowościową, głoszono rzekome rozkazy metropolity, na których kandydatów należy głosować — wciągano nawet do agitacyi osobę m«-
I �112 narchy, który, jakoby miał metropolicie na dwugodzinnej audyencyi udzielić odpowiednich wskazówek.
Wobec takich nici sympatyi wiążących biurokracyę ze świętojurcami, nic dziwnego, że z okręgu wyborczego Bełz, Uhnów i Sokal, mógł być wybrany Joachim Chomiński, jeden z tych agentów Breinla, którzy w r. 1846 prowadzili lud na dwory, w nagrodę czego został dyrektorem policyi we Lwowie.
II.
Pierwszy sejm galicyjski.
Otwarcie sejmu wyznaczono na dzień 15. kwietnia 1861.
W dniu tym odbyły się uroczyste nabożeństwa w katedrze rzymsko-katolickiej i w kościele wołoskim.
Tłumy ludu wyległy na ulicę, aby przypatrzyć się reprezentantom kraju, dążącym ze świątyń do gmachu teatru skarb-kowskiego, którego sala redutowa miała służyć za izbę sejmową. Zwracały uwagę barwne stroje włościan, oraz czarne żupamy i kontusze szlachty; czarne dlatego, że wypadki warszawskie smutkiem przejęły cały naród, a straszny dzień 8. kwietnia ina ulicach Warszawy dopiero przed tygodniem zapisał się na karty historyi. Zauważono, że chłopom towarzyszyli jacyś asystenci i każdy prawie miał kilku »stróżów« dodanych przez gromady. Kto na to łoży? pytano, zwłaszcza kiedy się stało wiadomem, że rząd posłom włościanom, a nawet niektórym księżom ruskim, na koszta podróży udzielał dość hojnych zaliczek.
Pierwsze posiedzenie sejmowe otworzył naczelnik rządu krajowego, wiceprezydent Karol Mosch (świeżo mianowany namiestnikiem hr. Mensdorf-Pouilly nie przybył jeszcze do Lwowa). Zawiadomił on naprzód, że monarcha powołał do przewodniczenia w sejmie Leona Sapiehę, dając mu na zastępcę ks. Spirydiona Litwinowicza, biskupa in partibus, su-fragana lwowskiej archidyecezyi grecko-katolickiej. Następnie złożył reprezentant rządu życzenia obu dostojnikom i wysokiemu zgromadzeniu sejm, owemu, które na drodze życia politycznego przystępuje do tak ważnych działań. Mówca może �113
»dać upewnienie, że organa rządowe poczytywać będą sobie za obowiązek święty i zaszczytny, popierać te cele najgorliwiej*. Wreszcie wezwał Mosch sejm do sprawdzenia aktu wyboru marszałka, aby mógł od niego odebrać przysięgę.
Z kolei zabrał głos marszałek Sapieha. »Otwarcie sejmu — mówił — to fakt wielkiej wagi, bo to pierwszy raz k r aj nasz wita zgromadzenie, w którem wszystkie stany i klasy społeczeństwa na żywotnej zasadzie równości praw obradować mają nad sprawami wspólnej ojczyzny. Poważna to dla nas chwila i dla kraju, który w niej widzi zaranie dalszego swego postępu pod kierunkiem naszego działania. Stoimy w pierwszym szeregu tych pracowników, którzy zasady konstytucyjne powinni wprowadzać w formy ustalone, przerobić ideę w prawdę fundamentalną, na której stać mają losy’ naszego publicznego i domowego życia... Wielkie to i zaszczytne posłannictwo — obowiązek wobec sumienia i mocodawców. Powołanie to, należy przyjąć z religijnem uczuciem świętości... Wszyscy ważność tej myśli pojmujemy, wszyscy sumiennie nasz kraj kochamy... Stojąc na gruncie legalnym, starajmy się skrzętną pracą w braterskiej jedności, wytrwałością i poświęceniem niepraktycznych widoków obrócić wszystko na rzeczywisty i rychły pożytek... Pierwsze warunki naszego postępu złożone są w ręce nasze — ich rozwój od nas zależy... Wstępując na drogę ustaw konstytucyjnych, pod których wpływem rozwijać się będzie życie narodowe, ten najzacniejszy s k ar b i w a-rune k w o.l ności, z wdzięcznością w pamięci naszej zapiszemy imię wspaniałomyślnego monarchy, który uwzględniając odrębność naszych krajowych interesów, podaje nam sposobność rozwijania własnemi siłami dobra publicznego«.
Po wzniesieniu przez marszałka okrzyku na cześć monarchy, powstał Smolka i postawił wniosek, aby ważność wyboru księcia marszałka uznać przez aklamacyę, a gdy to nastąpiło, złożył Sapieha w ręce reprezentanta rządu przepisane przyrzeczenie:
»Jako marszałek krajowy dla Królestwa Galicyi i Lodo-meryi z Wielkiem Księstwem Krakowskiem, przyrzekam ni-niejszem w miejsce przysięgi Jego Cesarsko Królewskiej Apostolskiej Mości Cesarzowi wierność, posłuszeństwo, przestrze 8 6AUC A, �114 ganię praw i sumienne wykonywanie obowiązków moich. — tak mi Panie dopomóż«.
Formułę tę powtórzył ks. Litwinowicz, poczem Sapieha zasiadł na fotelu marszałkowskim.
Znów zabrał głos wiceprezydent Mosch, aby oświadczyć, że monarcha polecił złożyć w archiwach wszystkich krajów najwyższy dyplom z 20. października 1860 r. ustawę zasadniczą o reprezentacyi państwa ze statutem krajowym i ordyna-cyą krajową. Na razie złożył Mosch dyplom październików}7, wygotowany w języku niemieckim i w obu językach krajowych.
Nastąpił wybór sekretarzy kwestorów i różnych komisyi.
Kiedy przed wyborem kwestorów zaproponował ktoś, aby wyboru dokonano podług kuryi, sprzeciwił się temu gorąco Ziemiałkowski. Opinia publiczna — mówił — nie uznała podziału wprowadzonego przez statut, bo wybierano jak chciano, lud nie wybierał samych włościan, szlachta nie wybierała samych przedstawicieli wielkich własności. Tem więcej nie powinniśmy się dzielić tam, gdzie nam się dzielić nie każą. Ja jestem wybrany z miasta, ale jestem posłem całego kraju, wszyscy jesteśmy posłami całego kraju. Ze względu na jego dobro, raz postawmy zasadę zjednoczenia, i przynajmniej tam, gdzie nam wolno, trzymajmy się razem bez różnicy stanów.
Hucznymi oklaskami przyjęto słowa Ziemiałkowskiego, takiemi powitano też uchwałę, aby protokóły sejmowe sporządzane były w dwu językach: polskim i ruskim, ale prawdziwy entuzyazm danem było wywołać Adamowi Potockiemu.
Ów pan z panów, z dumnem obliczem i postawą imponującą, dał już nieraz dowód wysokiego patryotyzmu. Skazany niegdyś na kajdany i na sześcioletnie więzienie forleczne za to, że »brał udział w przedsięwzięciach i zamiarach ku przywróceniu państwa polskiego«, a zaraz potem po odczytaniu wyroku ułaskawiony, Adam Potocki nigdy się nie wymawiał od spełnienia obowiązków obywatelskich, czy to potrzeba było iść jako parlamentarz wśród gradu kul na Zamek krakowski, czy posłować do Wiednia w r. 1848, czy potem stać na czele Towarzystwa rolniczego, lub zbliżać się do Napoleona Iii-go, w którym widziano przyszłego wskrzesiciela Polski. Był to konserwatysta starej daty, to jest jeden z tych, co przede�115 wszystkiem dobro ogółu mieli na celu, dążyli do zgody, do łagodzenia namiętności, a nie zniżali się do walki stronniczej, prowadzonej pod firmą zasad, dla korzyści jednej warstwy, jednej koteryi, a nawet kilku jednostek.
I tym razem głos Potockiego był głosem patryoty, pragnącego gasić rzucane zarzewia waśni domowej. »W chwili tak’ ważnej i tak uroczystej dla nas wszystkich — mówił Potocki — gdy akt ukonstytuowania pierwszego sejmu został złożony do sejmowego archiwum, chciałbym, aby izba do tegoż archiwum jeszcze jedną deklaracyę złożyła, deklaracyę ważną i świętą, która będzie pierwszym wielkim krokiem na drodze odbudowania wzajemnej ufności i pojednania...
»0d r. 1848 włościanie posiadają prawa obywatelskie, są postawieni na równi ze szlachtą. Wolą monarchy i imieniem kraju zniesiono wszelkie stosunki poddaństwa. Jeżeli tedy rzecz sama już nie istnieje i o powrocie do pańszczyzny mowy już niema — czegóż chodzi po kraju jej mara, wywołana przez ludzi niechętnych krajowi, a chcących na jega szkodę utrzymywać rozbrat między właścicielami większej posiadłości a włościanami. Więc trzeba publicznie i jawnie przeciw temu wystąpić«.
Następnie mówca zwrócił się z wezwaniem do duchowieństwa, ażeby złożyło świadectwo, że »już w roku 1843 zebrane obywatelstwo orzekło życzenie wyjścia ze stosunków pańszczyźnianych*. »Wzywam właścicieli większych posiadłości — kończył Potocki — aby dali uroczyste poświadczenie, że jakiekolwiek zaszłyby zmiany, my zostaniemy wierni naszym uczuciom i przekonaniom, że stosunek równości i zabezpieczenia własności włościanom niezmieniony i w niczem nienaruszony pozostać musi i pozostanie. Powstańcie panowie wszyscy na znak, że potwierdzacie słowa moje, a uroezystem ich przyjęciem nadajcie temu oświadczeniu znaczenie uchwały sejmowej*.
Wszyscy powstali — długo niemilknące oklaski rozległy się po sali sejmowej.
Pod wrażeniem deklaracyi Potockiego składał mu naprzód dzięki, jako poseł włościański ks. Kuczka. Po księdzu Polaku zabrało głos dwóch księży Rusinów: Witwicki i Mo-gilnicki. Pierwszy z nich mówił po polsku, że »Rusini kochają
S* �116 ojczyznę, nie chcą rozdwojenia — należy popierać się wzajemnie a odrzucić podstępy i sztuczki (oklaski). Pojednanie jest obowiązkiem, którego dopełnić przed Bogiem i dla potomstwa naszego jesteśmy winni«. Ks. Mogilnicki z pewną ironią zauważył, że »słowa o myłosty sut’ nam dorohi, ale na słowa polehaty nie możem — my trebujem czynu«. Następnie mówca zwrócił się do »wysokich inteligencyą i majątkiem«: »Kochajte nasz narid, abyste ne buły holowa bez człenów, a my, człeny, bez holowy. Pokażtie, żeśtie bratia, tohdy wsich obywatełej obłoczajem, czy Lach, czy Rusyn«. Nawiasem dodajmy, że ks. Witwicki, który jeszcze parę razy przy innych okolicznościach nawoływał do zgody i przemawiał po polsku — zmuszony był na żądanie wyższych. sfer kościelnych, do złożenia mandatu, zaraz po ukończeniu posiedzeń pierwszego sejmu.
Przemawiali jeszcze w sprawie poruszonej przez Potockiego, książę Władysław Sanguszko, były adjutant Chłopi-ckiego i Skrzyneckiego i biskup Litwinowicz. Pierwszy żądał od włościan wzajemności: miech odpychają obmówców, niegodziwców, co oszczerstwami niezgodę sieją i lud bałamucą; dzięki im, dziś członków jednego ciała połowa nie wie, co druga chce, bo właśnie mieli rozkaz, aby się z mami nie porozumieć*. Biskup Litwinowicz uważał »za najuroczystszą tę chwilę, w której dożyliśmy jawnego ogłoszenia zgody i bratniej miłości« — więc należy’ wyrazić wdzięczność Bogu i jeszcze raz... cesarzowi, na którego cześć mówca wzniósł trzykrotny okrzyk lojalny.
Zaraz potem przystąpiono do uchwalenia adresu do tronu. Ze względu na jego krótkość podajemy go w całości:
»Najjaśniejszy Panie! Reprezentaci Kraju Galicyi i Krakowa, powołani na sejm najwyższą odezwą, czujemy się zobowiązani do wynurzenia Waszej G. K. Apostolskiej Mości uniżonego podziękowania za to, żeś Najjaśniejszy Panie raczył wprowadzić kraj nasz na drogę wiodącą do zapewnienia nam samorządu.
»Rozwijać siły moralne i materyalne tegoż kraju, zmniejszyć nadmiar ciężarów, pod którymi upada, nadać mu organiczną spójność na swobodzie gmin opartą i tę samodzielność, do której go wszystko upoważnia, oto jesL wzniosłe zadanie, które sejm galicyjski w ustawodawczem swem działaniu, a wszyscy współrodacy nasi przez przyrzeczony im �117 udział w administracyi, przedewszystkiem rozwiązać mają nadzieję. Wtedy to dopiero na niwie naszej zakwitnąć będzie mogła pomyślność, która, jak nie wątpimy, wchodzi w wysokie zamiary W. C. K. Apostolskiej Mości i do której wszyscy tego kraju mieszkańcy oddaw.na wzdychają«.
Wyborem komisyi do sprawdzenia wyborów, zakończyło się pierwsze sejmowe posiedzenie. Pomimo uroczystej dekla-racyi Potockiego, która wywołała tak ogólne, na pozór żądanie zgody i jedności, nie obeszło się już na tem pierwszem posiedzeniu bez pewnego zgrzytu ze strony świętojurców. Naprzód ks. Pietraszkiewicz zauważył, że adres wspomina o jednym narodzie (w adresie mowa była tylko o kraj u) i z tego powodu adres dopiero przy fdrugiem czytaniu został przyjęty jednogłośnie. Następnie przy wyborze do komisyi weryfikacyjnej pojawiły się znów głosy, aby wybierać kuryami. Poseł Bor}’-sikiewicz zaznaczył, że wierzy w dobre chęci panów, ale trzeba, »aby 1 u d sobi a pany sobi wybyrały osobno«; inny poseł ruski dodał, że trzeba »znaty wsi o k o ł y c z n o s t y«. Ks. Gini-lewiez również był zdania, że »h o s p o d y n e znajut obsto-j atelstwa swoi a selane swoi«. Zwraca uwagę różnica w języku mówców, choć wszyscy mówili po rusku. Lingwista w sprawozdaniach sejmowych znalazłby kilka języków ruskich: jeden był czysto ludowy, drugi mieszał wyrazy polskie, trzeci posiłkował się starocerkiewnym, a świętojurcy riió-wili »p o p i m językiem«, (wyrażenie włościan ruskich), który starali się zbliżyć do rosyjskiego. Niejednokrotnie później okazywało się, że włościanie ruscy rozumieli lepiej język polski, aniżeli swój dopiero tworzony język niby literacki. Jeszcze w r. 1866, liczne gminy ruskie prosiły o przysłanie im ustawy gminnej w języku polskim, bo ustawy tej w języku niby ruskim nie rozumieli.
Wracając do zgrzytów na pierwszem posiedzeniu, przytoczyć jeszcze należy, że poseł Zahorejko składał winę na panów, że nie posiadają u ludu »zawirenja«, a przyczyną tego, że »panowie szcze ne dały wsioho... bo hde pastwyska? hde lisy«?
Streszczenie rozpraw sejmowych zabrałoby wiele miejsca, bo choć posiedzeń było tylko dziesięć, same sprawozdania stenograficzne obejmują 543 stronic druku. Poprzestaniemy więc tylko na zaznaczeniu kilku ważniejszych Szczegółów. �118
Najwięcej czasu zabrało sejmującym sprawdzanie wyborów. Było ono o tyle interesujące, że wychodziły na jaw nadu-żj^cia biurokracyi.
Najdłużej zastanawiano się nad wyborem włościanina Siwca. Był to człowiek dość wykształcony, władający językiem niemieckim, którego nabył w ciągłej włóczędze po Austryi. Nie zapisany na wyborcę, skarżył się przed Fryderykiem kawalerem Vukasowiczem c. k. radcą dworu i starostą w Krakowie, że »głęboko obrażono jogo uczucia jako prawdziwego austrya-ckiego patryoty«. Wezwany’ do wytłómaczenia się adjunkt Moderlak w Siemieniu donosił w pierwszej relacyi, powołując się na swoją 36-letnią nienaganną służbę, że Siwiec nie jest właścicielem gruntu, że jego patryotyzm, »nie jest bezinteresowny, ale zabarwiony komunistycznemi i egoistycznemi tendencyami«. Lecz nagle w kilka dni później, ten sam Moderlak oświadczył, że Siwca zna osobiście, że jest on »ein entschiedener Gegner des Adels und der Umsturzpartei« i z tego powodu może być bardzo pożyteczny jako poseł, do którego to stanowiska, jako posiadacz gruntu, ma prawo. Cała kore-spondencya urzędowa, tycząca się Siwca, była odczytaną w Sejmie jako zajmujący rozdział z dziejów opieki, jaką biurokra-cya austryacka otoczyła wybory. Werjdikacyę wyboru Siwca odłożono na wniosek Potockiego, dla ostatecznego sprawdzenia jego kwalifikacji wyborczych.
Unieważniono natomiast wybór Chomińskiego, gdyż dowiedziono, że nietylko miał wątpliwą większość głosów, ale wogóle nie miał prawa wyboru w okręgu, który go do sejmu powołał, a ha wet ściśle biorąc statut, ’mówiący tylko o urzędnikach w jsłużbie, nie miał może wogóle nigdzie prawa wyboru. Nie pomogła gorąca obrona posła Borysikiewicza, dla którego Chomiński był człowiekiem »czestnym«, »urjadnikiem zasłużennyin«, a nawet »wełykym mużom«. Bronił go i ks. Mo-gilnicki i wiceprezydent Mosch, który prawo wyboru Chomińskiego udowadniał przez analogię między oficerami a urzędnikami cywilnymi. »Oficer — ‘zauważył na to Ziemiałkow-ski — wtedy ma prawo wyboru, jeżeli występuje ze służby z charakterem oficera — dlaczegóżby więc urzędnik, który wystąpił ze służby czynnej bez charakteru, miał mieć prawo wyboru«. Dowcipna ta gra słów wywołała gromkie oklaski. �119
Oryginalnym był protest ks. Łukaszewicza, Rusina, dołączony do aktów wyboru dra Grzegorza Ziembickiego w Przemyślu. Ksiądz ten udawał się do namiestnika ze skargą w języku niemieckim, że śmiano wybrać człowieka, »który myśli i czuje po polsku«. Ksiądz Ł. »był w tej nadziei«, że już dlatego, iż Ziembicki jest przez Polaków obrany, wybór jego będzie uznany przez rząd za nielegalny, ale ponieważ to się nie stało, więc oskarżał przed namiestnikiem urzędników, że widocznie z Polakami trzymają.
Wogóle komisy a weryfikacyjna.postępowała bardzo łagodnie i tylko przy wypadkach krzyczących nadużyć domagała się nieuznania wyboru. Cóż łatwiejszego było jak obalić wybór włościanina lub księdza ruskiego, który przeszedł zaledwie trzema, dwoma, a nawet jednym głosem większości — pomimo to, dla miłej zgody patrzano nieraz przez palce na różne braki w aktach, lub nieformalności. Robiono sobie tylko moralną satysfakcyę, piętnując sprawki urzędników i święto-jurców. W tej chłoście moralnej brali udział: Smarzewski, Zyblikiewicz, Ziemiałkowski, Skorupka. »Czytaliśmy protesty — mówił Ziemiałkowski, (przy weryfikacyi wyboru świę-tojurcy ks. Malinowskiego), — z których najjaśniej widno, iż z rzeczy najświętszych zrobiono,, narzędzia niecnych celów świeckich; czytaliśmy, iż grożono ręką mającą nieść błogosławieństwo, a ustami, z których powinny płynąć wyrazy miłości braterskiej, zaszczepiano jad niezgody i bratniej nieprzyjaźni«. Skorupka przyłączając się do żądania, aby wytoczono śledztwo urzędnikom, czynił to »z tej przyczyny, że tu nie chodzi o fakt pojedynczy, lecz o solenną protestacyę przeciw niecnym postępkom niektórych urzędników, którzy postępują drogami nie-prawemi, usiłują skrzywić wolę Najjaśniejszego Pana«.
Najdłuższą dyskusyą była serwitutowa. Tu włościanie polscy i ruscy mieli sposobność wypowiedzenia wszystkich swoich krzywd urojonych i prawdziwych. Na plan pierwszy występowały wciąż »pasowyska i lisy«. Prostemi ale dosa-dnemi barwami kreślono nędzę ludu wiejskiego. Poseł Szpu-nar wyraził przekonanie, że las jest publicznem dobre m. Świetny parlamentarzysta Ziemiałkowski, jak zwykle, przemawiał najjaśniej i najzrozumialej. Mówił, jako nie interesowanjr, bo nie należał ani do mniejszych, ani do większych posiadczy dóbr ziemskich. »Jeżeli działy się nieprawo�120 ści, jeżeli panowie robili krzywdę chłopom, to niech każdy z drugiej strony położy rękę na swem sercu i powie, czy chłopi panom swoim nigdy krzywdy nie wyrządzili?« Przyczyną złego, według mówcy, był tak zwany patent poddańczy, który dawał dziedzicowi prawo sądzić sprawę między samym sobą a poddanymi, a wyższą instancyę stanowił cyrkuł, który jako opiekun poddanych miał rozstrzygać w sprawach osób poleconych jego opiece. Urzędnicy cyrkułami W3ąeżdżali na komisyę, brali pensye i dyety, jedli i pili dobrze we dworze, a więc po co mieli komisyę kończyć? Więc też spory trwały całe łata, przechodziły z ojca ma syna a nawet na wnuka. Chłop marnował czas i pieniądze, a chcąc się odbić, podwajał swoje pre-tensye. Jeden dekret znosił drugi, a w końcu nikt nie wiedział co jest jego własnością. Powstawała obustronna niechęć, a oprócz tego zaszczepiono w ludzie szkodliwą skłonność do pieniactwa. Chcąc raz tę »chorobę« usunąć, zaproponował Zie-miałkowski, aby Wydział krajowy w najkrótszym czasie wypracował projekt ustawy, mocą której wszystkie spory powstałe z dawnego stosunku poddańczego i z powodu odjęcia gruntów, jako też wszystkie sprawy tyczące się służebnictw, rozstrzygane byłyby przez sądy polubowne z włościan i dawnych dziedziców złożone, z wyłączeniem sądów zwykłych i władz rządowych. A ponieważ przy dyskusyi wyłoniło się jeszcze wiele innych kwestyi, przeto ZiemiałkoAvski żądał, aby Wydział krajowy przedstawił projekt do ustaw: a) gminnej, b) hypoteczmej dla posiadłości włościańskich, c) sądów pokoju i d) równouprawnienia żydów. Wszystkie te wnioski zostały przez sejm przyjęte.
Najciekawsze debaty tączyły się nad kwestyą, czy wybrać delegacyę do Rady Państwa. W zasadzie większość była przeciwną tej instytucyi, będącej wyrazem centralistycznych dążności Schmerlinga. Ale co innego zasada, a co innego prak-tyczność. Iść do Rady Państwa, to znaczy pośrednio wyrazić zgodę na to, co jest — nie iść, to znaczy pozwolić, ab}^ bez nas o nas radzono, to znaczy zrzec się wpływu na sprawy państwowe i nie protestować przeciw uchwaleniu ustaw, niekorzystnych dla kraju. Na tem tle rozwijała się dyskusya, choć ze względów taktyki wszyscy mówcy większości, wysłanie dełe-gacyi uważali za bezcelowe. Pierwszy przemawiał Leszek Borkowski, autor słynnej »Parafiańszczyzn}^«, parlamentarzysta r �121 z r. 1848, mówca błyskotliwy, porywający, odważny, często paradoksalny. Ostrzegał, aby nie łudzić się, że posłowie nasi zdołają odwrócić nieszczęście, jakie system centralizacyi sprowadzić zamierza. Utoną oni w nawale posłów innych prowincyi bogatszych, którzy sprzeciwianie się wydatkom dotkliwym dla kraju ubogiego i wyniszczonego, poczytywać będą za chęci separatyczne. Gdyby kraj był zorganizowany, gdyby Rada Państwa nie mogła nadwyrężyć stałych i pewnych jego granic, gdyby ta Rada była »związkiem wspólnej i wzajemnej opieki, ale nie napadem kilku na jednego bezbronnego« — to mówca nie sprzeciwiałby się wysłaniu posłów. Ale cóż oni tam będą mogli więcej zrobić, jak protestować?
Po Borkowskim zabrał głos Dietl, zasłużony profesor-le-karz i obywatel, opiekun zdrojowisk galicyjskich, gorliwy ’obrońca praw języka, przyszły prezydent Krakowa i przyszły prawodawca szkolnictwa galicyjskiego.
Był to mówca spokojny, który myśl swoją wyrażał w skończonej formie, a zawsze brał rzeczy głęboko, gruntownie, jak przystało na męża nauki. I on nie widział korzyści z w}^słania delegacyi, ale dlaczego zrzekać się służącego prawa. Jeżeli wyślemy posłów, to »w błogiej nadziei, że po ukończeniu Rady Państwa sejm nasz na nowo zwołany zostanie, aby dokładnie, jasno, autonomię swego kraju urządzić«. Nad znaczeniem tej autonomii rozwodził się Dietl szeroko, a ponieważ była to zawsze sprawa jedna z najżywotniejszych, przeto nie od rzeczy może będzie przytoczyć choć w skróceniu jego zapahywania: lAutonomia nie jest separatyzmem, — ona o g r a n i c z a tylko władzę centralną do jej właściwych rozmiarów, to jest do punktu, w którym nie uciska bytu zgromadzonych w niej narodowości. Nie n^ślimy wyłamać się z pod władzy, ale nie dopuścimy absorbcyi. Chcemy, ażeby nie sięgała poza obręb swego działania — chcemy, ażeby nie tam o w a ł a uczucia narodowego w sercach naszych zaszczepionego — chcemy, ażeby nie roz-d w a j a ł a tych, którzy powinni jedną i nierozdzielną stanowić jednostkę — chcem3’, ażeby pętami, s w e m i nie k r ę-po wała swobód d u c h a i sił moralnych narodowych — chcem}’ nareszcie, ażeby nie dochodziła do tej ostateczności, która naród od tronu a tron od narodu oddala.
»T a autonomia nie jest przeciwną z a s a�122 dom monarchicznym i konstytucyjnym. Jestem lekarzem, — a więc pozwólcie, ażebym się po lekarsku na tę rzecz zapatrywał. Ten tylko organizm może być zdrowym i silnym, którego części składowe są zdrowe i swobodne. Jest w tych częściach pewna odrębność, a jeśli części organizmu wszystkie funkcye sprężyście odbywają, wszystkie razem do jedności działań dążyć muszą.
»Czy przeciwnie organizm taki może być zdrowym i silnym, w którym części składowe w rozstroju w niwecz idą, ’ trupieszeją i nikną? Mniemam, iż państwo z różnych narodów złożone, wtenczas tylko może być potężnem, gdy k a ż dy osobny naród tchnie życiem s w o j e m i rozwija się swobodnie w zakresie swej indywidualności. Siła państwa całego zależy więc na sile krajów koronnych; z nich wypływa źródło życia świeże i czyste — źródło pomyślności. Z tego źródła niech władza czerpie, ale niech go nie wiąże niechętną ręką, niech go nie wyczerpuje do dna pomnąc, iż sama potem uschnąć musi gdy to źródło bić przestanie. Wróćcie nam warunki naszego bytu narodowego, a m y wam wrócimy potęgę waszą złamaną, m}’ wam wrócimy wasz urok stracony, my wam wrócimy wasze skarby wypróżnione, wasz byt zachwiany. Boć jakże was mamy zasilać, gdy sami upadamy pod razami waszej samowoli. Jak mamy was zasilać, gdy nie mamy takiej autonomii, którąby nam pomyślność i życie narodowe wróciła?!
»Autonomia nie jest niebezpieczną dla potęgi wielkiego Państwa. Bo i cóż jest za znaczenie owej żądanej autonomii? Oto jej wyrazem jest, aby w szkołach zaprowadzono język narodowy polski i ruski; ażeby instytucye krajowe były in-slytucyami narodowemd; ażeby kościół był poważany; oto żąda, aby administracya krajowa była swojską; oto domaga się, aby sądownictwo było ustne i jawne; oto życzy sobie, aby piśmiennictwo było wolne, abyśmy więcej byli sami u siebie rządzącymi, jak przez obcych rządzonymi; abyśmy mogli wybudować gmach szeroki, wygodny i trwały, gmach, któryby snadnie wszystkich pomieścił i połączył...
»Otóż tak pojmuję ja autonomię krajową, której się do�123 magamy i domagać będziemy. Nikt z nas tu panowie takiej autonomii przeciwnym nie będzie, bo od tej a u t o n o-m iizależy nie-tył kopo myśl.nośćkrajualeipo-t ę g a całego Państwa. A po smutnem doświadczeniu ostatniej centralizacyjnej dążności, Państwo tylko na takiej autonomii koniecznie, i jedynie oprzeć się może«...
Zakwestyonowany poseł Siwiec, ów ein warhaft ósterrei-chischer Patriot, nie wyszedł z swej roli, lecz twierdził, że sejm wiedeński »wygóruje nad inne sejmy«, bo Niemcy są »wyż-szenii uczuciami natchnieni«, bo w Wiedniu »będzie większa ludzkość, większe światło, ’większa cywilizacya«. Więc też temu posłowi włościańskiemu, a właściwie wszystkim bałamuconym przez takich opiekunów posłom włościańskim, odpowiedział prosto z mostu Ziemiałkowski, czem to są o b c e p r a av a, obce urządzenia, ciasne, albo przestronne tak, jak suknie pożyczane. Wspomniał też, że kraj nasz, kiedy przyszedł pod berło austryackie, nie miał ani grosza długu, lud był wtedy trzeźwy, uczciwy i religijny, »a choć ciemny, toć i inne ludy nie uczyły się wtedy filozofii«. Mieliśmy rozległe dobra koronne, z których płacono urzędników, aby lud nie potrzebował na nich płacić podatków. Następnie dał mówca obraz rządów niemieckich, które kraj zubożyły, zniszczyły, kazały jego synom przelewać krew za cudzą sprawę, a w końcu doprowadziły do tego, że brat brata mordował«. Po tej lekcyi historyi, Ziemiałkowski również oświadczył, że nie wierzy, aby w Wiedniu wskórać co można, ale jeżeli wjr-soka Izba wybierze delegacyę, to niech zastrzeże się wyraźnie i umieści to w protokole, że wysłanie posłów naszych do Wiednia nie powinno być uważane jako zrzeczenie się prawa autonomii.
Wybory według ustawy odbyły się kuryami. W skład de-legacyi, składającej się z 38 posłów weszło 12 Rusinów, księży i włościan. Polacy przyjęli tych kandydatów ruskich, jakich im wskazał biskup Litwinowicz. Pragnąc w ten sposób dać dowód dobrej woli, żądali wszakże, aby cała delegacya w Wiedniu stanowiła jedno ciało, aby nie wytaczano w Radzie Państwa miejscowych sporów narodościowych, lecz razem walczono o prawa kraju, o autonomię. Litwinowicz przyjął ten warunek — i nie dotrzymał go. Już przy samem głosowaniu wyszła na jaw zdrada: posłowie ruscy przechodzili prawie je l �124 dnogłośnie, polscy — tylko zwykłą większością, gdyż Rusini głosów im nie dawali, a nawet część włościan polskich oderwali przez swą agitacyę 1).
Krótki czas posiedzeń sejmowych (na 1. maja zwołana była Rada Państwa) nie pozwolił na załatwianie nawet dziesiątej części zgłoszonych wniosków. W każdym razie niektóre z nich stały się uchwałą. Tak np. po świetnych mowach Dietla i Skorupki uchwalono wprowadzenie języka polskiego do wszystkich przedmiotów trzech wydziałów świeckich uniwersytetu krakowskiego. Załatwiono również wnioski, tyczące się organizacyi szkoły technicznej w Krakowie, nietykalności poselskiej, rewizyi czynności katastralnych i t. d. Żądano też od Wydziału krajowego, aby na następującą sesyę przedstawił projekty ustaw: o przyznaniu praw językowych w szkole, sądach i administracyi, o zmianach w ordynacyi wyborczej i w statucie krajowym, o jawnem i ustnem postępowaniu są-dowem i t. d. Przeprowadzono wreszcie dyskusyę nad samo-wolnem postępowaniem policyi krakowskiej, która wydalała z Krakowa wielu najzdolniejszych i najpilniejszych uczniów uniwersytetu. W obronie tej »podejrżanej« młodzieży wystąpili najpoważniejsi obywatele krakowscy, jak Michał Radeni, generał hr. Załuski, 80-letni hr. Ludwik Morsztyn i t. d. Prośbę ich, nadesłaną sejmowi, popierali Zyblikiewićz i Helcel, stoczywszy ostrą utarczkę z reprezentantem rządu.
Sejm został zamknięty 26. kwietnia. Zaraz po jego zamknięciu powinni byli wyjechać delegaci do Wiednia, ale Rusini zaczęli biadać, że jechać nie mogą, bo właśnie przypadły ich święta Wielkanocne. Więc znów dla miłej zgody Polacy zrobili ustępstwo i na prywałnem zebraniu u Włodzimierza Dzieduszyckiego oświadczyli Litwinowiczowi, że staną w Wiedniu dopiero na 9. maja, aby wspólnie z Rusinami przyjść nazajutrz na posiedżenie Rady Państwa. Ale znów mówiono Litwinowiczowi: »tu u siebie w sejmie możem}7 się różnić, a nawet walczyć, jeżeli taka wasza wola, lecz w Wiedniu mamy stanowić całość, bronić praw wspólnych naszego kraju. Li-
J) Więcej szczegółów o zachowaniu się Rusinów na sejmie 1801 znajdzie czytelnik w mojej rozprawie: »Przyczynki do kweslyi ruskiej«. (Przegląd narodowy, 1908, lipiec) �125 twinowicz dziękował za ustępstwo i przyrzekał dotrzymać umowy.
Więc też na dzień otwarcia Rady Państwa Polacy nie stawili się w Wiedniu, ale już na pierwszem jej posiedzeniu znalazł się w Izibie ks. Litwinowicz, znaleźli się i wszyscy Ru-sini. Co więcej, zasiedli oni między niemieckimi centralistami nie czekając na pojawienie się Polaków. Kiedy ci nareszcie przybyli i zaproponowali Rusinom, aby wspólnie wybrać miejsce dla całej delegacyi galicyjskiej, Rusini odpowiedzieli odmownie. Graeca fides okazała się w całej pełni*).
III.
Upadek Schmerlinga. — Belcredi. — Sejm r.. 1865/6. — Gołuchowski po raz drugi namiestnikiem.
Węgrzy nie byli zadowoleni z konstytucyi Schmerlingow-skiej. Mówili, że »dyplom październikowy Gołuchowskiego był różdżką oliwną podaną Węgrom, a patent lutowy pierwszym skierowanym przeciw nim strzałem armatnim«. To też usunęli się od udziału w parlamencie, w którym byli nieobecni również Siedmiogrodzianie, Chorwaci, Wenecyanie a w części Tyrolczycy i Dalmatyńcy. Sejm czeski wysłał wprawdzie swych delegatów, ale poczynił ścisłe określone zastrzeżenia.
Rada państwa otworzona została mową tronową. Byty w niej piękne słowa o samoistności kraju, o obronie każdej narodowości, ale były to tylko słowa. Wprowadzenie ich w czyn należało do Schmerlinga, który konsekwentnie działał w duchu centralistycznym, do czego mu dopomogła zaznaczona abstyinemcya. Podczas rozpraw nad adresem do tronu (11. maja 1861), okazało się, że rozporządzał 127 głosami na 175 głosujących. Do liberalno-centralistycznych posłów, oddanych Schmerlingowi, przyłączyli się księża ruscy z chłopami ruskimi. Chłopi ci, ludzie ciemni, analfabeci, nie rozumiejący ani słowa po niemiecku, głosowali na komendę swego dowódcy biskupa Litwiinowicza »późniejszego za te i inne przysługi me ń Obszerniej nieco pierwszy sejm galicyjski omawia K. Bartoszewicz w fejletonach Gazety Polskiej (1906).
« �126 tropolity lwowskiego« 1). Stąd też upadały wszelkie poprawki autonomiczne do adresu, a utrzymała się tylko jedna, wspominająca grzecznie o »roz-szerzeniu w miarę możności samo-istmości pojedynczych królestw i kraj ów«.
Zaraz potem zgwałcono »zasadę prawną« Gołuchow-skiego, gdyż bez udziału Węgrów uchwalono ogólny budżet państwowy i uregulowano sprawę między państwem a Bankiem Narodowym, choć poprzednio na interpelacyę Smolki odpowiedział Schmerling, że obradująca Rada Państwa jest >ściślejsza« i dlatego nie może obradować nad wnioskiem 0 odpowiedzialności ministrów.
Biurokracya tryumfowała na całej linii. Ujarzmiła sądownictwo, wzmocniła swe stanowisko nowelą karną i ustawą prasową, stworzyła szablonową ustawę gminną, nie uwzględniającą odmiennych w każdym kraju stosunków — jednem słowem podniosła rewolucyę. przeciw konstytucyi. Rozwiązano-sejmy: węgierski, chorwacki i siedmiogrodzki. Na Węgrzech zniesiono komitaty, wydziały powiatowe, reprezentacye gminne, zaprowadzono stan oblężenia i sądy wojskowe. Stanem oblężenia uszczęśliwiono też Tyrol południowy i prowin-C3^ę Wenecką.
W Galicyi nie zwołano całkiem sejmu w r. 1862. Rusinom poczyniono znaczne ustępstwa, tak przez utworzenie dwu ruskich katedr na wydziale prawa uniwersytetu lwowskiego 1 uznanie cyrylicy, jak i przez reskrypt kładący nacisk na używanie w urzędach języka i pisma ruskiego i zobowiązujący urzędników we Wschodniej Galicyi do nauczenia się cyrylicy 2). Sejm zwołany dopiero w styczniu r. 1863 został wkrótce odroczony, a wreszcie zamknięty z powodu powstania w Królestwie Polskiem. Poruszono na nowo myśl podziału kraju.
Dzieje Galicyi r. 1863 i 1864 są epizodem wielkiej trage-dyi narodowej. Ruch zbrojny w Królestwie zamienił Galicye w rodzaj obozu — połowa jej głównych działaczów politycznych weszła do organizacyi powstańczych, wysyłających do boju ludzi, broń i amunic3rę, a potem zapełniła więzienia. 24. lutego ogłoszono w jjralicyi stan oblężenia 3).
’) Abancourt. Era konstytucyjna. 2) Przedtem ustawy i rozporządzenia drukowano po rusku zarówno głoskami łacińskiemi jak cyrylicą. 3) Do udziału Galicyi w powstaniu jest cała literatura, niema je v �127
Rada Państwa obradowała bez udziału delegatów galicyjskich. Obrady te. jednak nie posuwały na krok sprawy przeprowadzenia konstytucyi schmerlingowskiej. Walka z Węgrami przybrała ostre formy — Czesi opuścili Rade Państwa.
Ale bezprawia dochodzące do tego, że Schmerling odbierał mandaty nieposłusznym posłom, zwróciły nareszcie na siebie uwagę Korony, która przejrzała, że w państwie kon-stytucyjnem gwałtem rządzić nie można. Sami centraliści wystąpili do walki ze Schmerlingiem i zaczęli domagać się odpowiedzialności ministrów. Prz}^ rozprawach budżetowych w r. 1865 zgotowano mu klęskę, a wpływy Węgrów dokonały reszty. Zaproponowano Schmerlingowi podać się do dymis}!, i 26. lipca 1865 r. stanął nowy gabinet hr. Ryszarda Belcrediego, który został ministrem prezydentem, kierownikiem ministe-ryum spraw wewnętrznych i policyi.
Nominacya Belcrediego, przeciwnika biurokratycznego centralizmu, była świetnem zwycięstwem idei autonomicznej. A choć Belcredi nie spełnił pokładanych w nim nadziei i uległ, nie bez własnej winy, silniejszym od niego okolicznościom i sprytniejszym mężom stanu, to wszakże od chwili jego nomi-nacyi rozpoczął się dla Galicyi drugi, pomyślniejszy okres, walki o autonomię, jako strażnicę praw narodowych.
Belcredi pragnął kroczyć po drodze wskazanej dyplomem październikowym Gołuchowskiego. Rozpoczął od zwołania wszystkich 17 sejmów (18. września), pozostawiając im sporo czasu do obrad nad sprawami krajowemi. 20. września“ 1865 r. ukazał się manifest cesarski, zapowiadający, że monarsze“ »dla dobra wiernych poddanych przewodniczyć będzie ta myśl zasadnicza, która znalazła wyraz w dyplomie z dnia 20. października 1860 r.«, to jest utrzymanie potęgi państwa »za pomocą wspólnego traktowania najwyższych jego zadań« i zapewnienie jego jedności z »uwzględnieniem różnorodności jego ^części składowych i historycznego ich rozwoju państwowego«. Monarcha zapewniał »uro dnak opracowania całości. Ważnem źródłem jest III. tom Wydawnictwa materyałów do historyi powstania 1863 — 1864 — zawiera 321 dokumentów. W »Rzeczy o r. 1863« Koźmiana, jest kilka reskryptów rządu austryackiego, dowodzących dwulicowego zachowania się Austryi. O udziale Galicyi pisze też K. Bartoszewicz w II. tomie książki: »Rok 18&3«Ł �128 czyście, i nieodwołalnie prawo ludów do współdziałania w prawodawstwie i zarządzie finansów przez uchwały legalnych re-prezentacyj«. Przypominał, że formę tego prawa określił patentem z 26. lutego 1861 r. a »ożywienie tej formy, harmonijne ukształtowanie budowy konstytucyjnej, powierzył wszystkim swoim ludom«. Ludy »okazały w części gotowość, wysyłając przez szereg lat swych reprezentantów« do stolicy, nie spełniony jednak został »nie>zmienny za.miar« monarchy, »ażeby interesom całego państwa podać pewną rękojmię konstytucyjnego prawnego ustroju, znajdującego siłę i znaczenie w wolnym udziale wszystkich ludów«. Wielka część państwa (Węgry) trzymała się zdała od wspólnego legislacyjnego działania, usprawiedliwiając się, »różnicą postanowień swych ustaw zasadniczych*. Ażeby więc »formie nie poświęcić istoty«, monarcha pragnie porozumieć się naprzód z reprezentantami wschodnich części państwa (Węgier i Chorwacyi) i przedłożyć im do przyjęcia dyplom z d. 20. lutego 1861 r. Ponieważ zaś jest prawie rzeczą niemożliwą »czynić jedno i to samo postanowienie w jednej części państwa przedmiotem rozpraw, a w innych częściach uważać je za ustawę powszechnie obowiązującą*, przeto z ubolewaniem zawiesić musi monarcha Badę Państwa, zanim owo porozumienie się nie nastąpi i zanim nie będzie można przedstawić reprezentantom innych Królestw do zatwierdzenia modyfikacyi ustaw zasadniczych, »jakie z owego porozumienia się wyniknąć mogą«.
Manifest kończył się słowy: »Wolna jest droga (frei ist die Bahn), która z poszanowaniem prawowitości wiedzie do porozumienia, jeżeli — czego z pełną ufnością oczekuję — duch do poświęceń zdolny i pojednawczy, jeżeli dojrzałe światło przewodniczyć będzie rozwadze moich wiernych ludów, do których z uczuciem pekiem zaufania zwrócone jest niniejsze słowo cesarskie«.
Słowa: »Frei ist die Bahn« stały się historycznemu
Zawieszenie czynności Rady Państwa było równoznaczne z zawieszeniem konstytucyi, stąd też spotkało się z gwałtowną opozycyą sejmów niemieckich i utrudniło pozycyę Belcre-diego. W Galicyi »manifest wrześniowy« powitano z zapałem i od niego datuje się zwrot Galicyi ku Koronie, ku szukaniu pojednania z rządem a u-stry ackim. �129
»Zaczęliśmy się garnąć z ufnością ku Koronie — pisał w rok później Ziemiałkowski w »Przeglądzie Polskim« — skoro — ta oświadczyła w roku 1865 chęć wstąpienia na inną drogę — i odtąd kraj monarsze szczerej lojalności niewymuszone daje dowody, chociaż dotychczas tak mało uczyniono dla kraju i nie dano mu zachęty do wytrwałości na tej drodze, choćby usunięciem z posad kilku wychowanków dawnej szkoły, zwolenników bezwzględnej centralizacyi, a nieprzyjaciół zapowiedzianej przez monarchę zmiany systemu rządowego* 1).
Stanisław Tarnowski w tym samym miesięczniku stwierdzał obudzającą się w Galicyi »niekłamaną życzliwość dla rządu austryackiego« w roku 1865 i »szczere pragnienie z jej strony przyjaźni i zgody«2).
Po ogłoszeniu »manifestu wrześniowego«, Lwów, stolica »czerwonych«, pierwszy postanowił dać dowód, iż społeczeństwa pragnie porozumienia z rządem i na miejsce uwięzionego za r. 1863 Ziemdałkowskiego, wybrał na swojego posła, niedawno jeszcze tak niepopularnego, mylnie sądzonego Gołu-chowskiego, uznając w nim przedstawiciela polityki kompromisowej; tym zaś, który na wybór jego wpłynął, był nie kto inny, tylko głośny dziennikarz i świetny agitator, Jan Dobrzański, »czerwony« redaktor czerwonej Gazety Narodowej.
Wybór Gołuchowskiego miał jeszcze drugie znaczenie: szło o demonstracyę na rzecz dyplomu październikowego, którego autorem był Gołuchowski, a który Belcredi obiecywał przeprowadzić. Więc też demokratyczny Lwów wybrał nie demokratę, „Rodakowskiego, człowieka bardzo popularnego dla swych zasad, lecz arystokratę. Charakterystycznem jest, że Żydzi i Rusini, nienawidzący się nawzajem, głosowali przeciw Gołuchowskiemu, ci Rusini, dla których dyplom październi-
Ł) »Przegląd Polski« 1866, zeszyt I. za lipiec. 2) Już te dwa współczesne świadectwa, gdyby innych nie było, zupełnie wystarczają do obalenia ustalonej, i tendencyjnie rozszerzanej bajeczki, że tak zwani Stańczycy wprowadzili Galicyę na drogę ugody czy kompromisu, jak się to komu podoba nazywać. O Stańczykach nikt wówczas jeszcze nie słyszał, bo dopiero w r. 1869 zjawiła owa głośna »Teka Stańczyka«, która dała nazwę utworzonemu o wiele później stronnictwu stańczykowskiemu. Wypływa ono na wierzch dopiero, kiedy cała »ugoda« już była przeprowadzona.
GALICYA 9 �130 kowy również był lepszy niż patent lutowy. Ale ponieważ Polacy chcieli Goluchowskiego, przeto przeciw niemu połączyli się ze sobą najwięksi nieprzyjaciele. *
Sejm zebrał się na pierwsze posiedzenie w dniu 23. listopada 1865 r. Otworzył je ks. Leon Sapieha przemówieniem, w którem wspomniał, że »dwa razy rozpoczęte prace sejmowe nie wydały owocu«, — należy się spodziewać, że obecny sejm odpowie życzeniom kraju. Monarcha przez udzielenie amne-styi skazanym za udział w organizacyi powstańczej, »dał świeży dowód łaski«. Krótkie swe przemówienie zakończył książę-marszałek trzykrotnym okrzykiem: »Niech żyje konstytucyjny cesarz i król nasz!«
Po Sapieże namiestnik cesarski jen. feldm. baron Franciszek Paumgarten, (Mensdorf ustąpił, mianowany w r. 1864 ministrem spraw zagranicznych) powitał po niemiecku sejmujące stany, przypomniał słowa cesarskie: »Frei ist die Bcihn« i polecił odczytać odręczne pismo cesarskie, zawiadamiające sejmy o manifeście z dnia 20. września.
Zaraz potem weszła pod obrady sejmowe sprawa adresu do cesarza. Uchwalono wysłanie dwuch adresów: pierwszego w odpowiedzi na manifest, a drugiego wyrażającego podziękowanie za amnestyę, za »otwarcie bramy więzień, wstrzymanie śledztw sądowych«.
Najwięcej zajmował umysły i największą też dyskusyę wywołał na sejmie projekt rządowy do ustawy gminnej. Większość komisy! sejmowej żądała, zgodnie z projektem rządowym, aby każda gromada, każda wieś stanowiła osobną samoistną gminę gromadzką, oddzieloną od gminy dworskiej (obszaru dworskiego) — z dwuch mniejszości zaś pierwsza pragnęła połączenia obu gmin razem, druga zaś przemawiała za gminą zbiorową, składającą się z paru lub kilku gromad (wsi) stosownie do ich ludności (tak jak jest w Królestwie Pol-skiem). Na czele większości, składającej się z Rusinów, chłopów polskich i części inteligencyi i szlachty stał Goluchowsld, a jeneralnym jej mówcą po zamknięciu dyskusyi był Zyblikie-wicz. W obronie wspólności gminnej obszaru dworskiego i gromadzkiego, gorąco przemawiał Adam Potocki. »Dwór — mówił — stoi przy kościele i wsi, chcecie rozerwać to, co wieki połączyły? Mamy sami zniszczyć ten stosunek? Nie, nigdy głosu �131 swojego na to nie clam«. Zwyciężyła większość, zmodyfikowawszy w szczegółach projekt rządowy.
Rusini przypuścili szturm generalny do projektu rad powiatowych. Napróżno tłómaćzono, że pomiędzy gminą a naj-wyższemi instytucyami krajowemi (reprezentacyami kraju i rządu), trzeba ustanowić pośredniczące ciała autonomiczne, na wyborach oparte; że tak zresztą jest wszędzie, gdzie istnieje konstytucya, że Węgrzy mają komitaty, Anglia posiada rady hrabskie, w Prusiech są rady powiatowe i obwodowe, w Belgii rady prowincyonalne; napróżno mówiono, że musi ktoś zajmować się szpitalami, domami, przytułkami, drogami, oświatą i t. d., a gminy do zajmowania się tem »są za słabe, sejm jest zaś za daleko«. Nie można się dziwić, że potrzeby rad powiatowych nie rozumieli może włościanie, ale czy można przypuszczać, aby jej nie odczuwali Rusini inteligentni, a przecież, który tylko z nich głos zabierał, każdy walczył przeciw radom do upadłego. Inteligencya ruska wiedziała jednak,. 0 co jej idzie. Czuła dobrze, że rady powiatowe mogą podnieść kraj i lud pod względem kulturalnym i ekonomicznym,, ale obawiała się, że lud wymknie się z pod jej władzy, wskutek samej styczności ze szlachtą i inteligencya polską. A tego-prowodyry bali się j.ak ognia, to było przeciwne ich interesom. Więc nie wytrzymał Adam Potocki, aby tej fałszywej; gry nie wykryć i nie rzucić jej w oczy inteligencyi ruskiej. — Że chłopi boją się rad powiatowych — mówił — »to jest plonem tego ziarna nieufności, jakie we własnych widokach siały rządy austryackie. Ale są jeszcze inni, co postanowili nie dopuszczać do zgody, do zbliżenia się« (brawa). >Jak wy staniecie — tu zwrócił się wprost do inteligencyi ruskiej — przed własnem sumieniem i przed Bogiem, jeżeli sprzeciwiacie się-tam, gdzie idzie o zbliżenie się wszystkich (huczne oklaski). Obierajmy drogi, które wiodą do zgody, do sprawiedliwości 1 do połączenia, ale nie te, które służą tylko podłym nienawiści om«... 1).
Ostatni przemówił komisarz rządowy Possinger. Przedstawił spokojnie i rzeczowo wszystkie dobre strony projektowanej instytucyi. Rządowi — mówił w końcu — wszystko je ń Wszystkie cytaty z przemówień podaję ze stenograficznych sprawozdań sejmowych. 9* �132 dno, czy izba projekt odrzuci czy uchwali, ale »bez rad powiatowych życie autonomiczne nie może się tak rozwinąć, jak to rząd w swem przedłożeniu zamierza«. Huczne oklaski na sali i na galeryi były odpowiedzią na oświadczenie Possin-gera. W glosowaniu Rady powiatowe uchwalono 26 głosami większości.
Namiętną walkę wywołała również dyskusya nad językiem rządowym. Ru, sini, którzy na każdem posiedzeniu występowali do boju przeciw uciskowi i »poisiahatelstwu« Polaków, tutaj znaleźli obszerne pole do wymowy i ostrych, gwałtownych wycieczek. Wydział krajowy wystąpił z wnioskiem, aby marszałek urzędował po polsku, aby protokóły rozdawano w dwu językach, w których też można stawiać wnioski i in-terpelacye, uchwały zaś aby zapadały w języku polskim. Olbrzymie rozdrażnienie załagodził Gołuchowski wnioskiem kompromisowym. »Pan Gołuchowski — pisał Tarnowski — wykazał niepraktyczność dwu języków w sposób tak jasny i dobitny, że...Rusini sann zgłosili się do kompromisu. Pochwycił tę gotowość... i zażądał ustępstwa, aby w trzeciem czytaniu każda uchwała była przedstawiona w języku polskim i ruskim...« Krok ten naraził Gołuchowskiego na zarzuty, bo sądzono, że będzie występował przeciw Rusinom. »Może — pisze Tarnowski — szedł on bezwzględnie i na przebój, ale nadał sprawie obrót pomyślny... To się nazywa łamać święto-jurców, a dobrze działać dla Rusinów«2).
Trzecie większe starcie z Rusinami — zaszło przy uchwalaniu prośby do tronu o nadanie Galicyi osobnego kanclerza, »kraj owca znającego stosunki krajowi naszemu właściwe, związanego z krajem wspólnością uczuć, życzeń i interesów, któryby w radzie Korony odpowiednie ważności kraju zajmował stanowisko, był tamże przedstawicielem i rzecznikiem jego interesów i potrzeb i miał sobie powierzony naczelny kierunek spraw kraj owych«.
Rusini, będąc przeciwni wnioskowi, posunęli się aż do tego, że zagrozili wyjściem gremialnem z sali sejmowej, ponieważ za kanclerzem rodakiem czyli Polakiem, pójdzie namiestnik rodak, starosta rodak, wójt rodak; przeto my kanclerza nie chcemy, »protestujemo protiw uchwałom o kancler 2) »Przegląd Polski« 1866, zeszyt I. �133 stwie dla Hałyczyny i opustymy salu narady«. 1 rzeczywiście salę opuścili. Adres bez nich uchwalono.
Odpowiedź cesarza na ten adres odczytano na posiedzeniu sejmu z d. 12. kwietnia 1866 r. Cesarz przyjął łaskawie »wyrażoną wierność i przywiązanie« i obiecał »poddać dojrzalej rozwadze prośbę objętą adresem«. Kanclerza, nawiasem mówiąc, Galicya się nie doczekała — miał go z czasem zastąpić minister dla Galicyi.
Data odpowiedzi cesarskiej wskazuje, że sejm obradował długo. Zaczęty 23. listopada 1865 r., przeciągnął się do 28. kwietnia 1866 r.
Spokojnie dziś patrząc na rezultat 80 posiedzeń sejmowych, należy przyznać, że choć sejm r. 1865 — 1866 nie podjął żadnych wielkich myśli, nie przeprowadził żadnych wielkich projektów, (ogromnie łatwo żądać wielkich rzeczy, a ogromnie trudno przeprowadzić nawet małe), to przecież praca jego była sumienna, ożywiona najlepszą wolą i wielostronna. Adresy, bądź co bądź utrwalały stosunek kraju do tronu i wyrażały jego potrzeby; uchwalenie ustawy gminnej i rad powiatowych, statutów gminnych Lwowa i Krakowa i sześciu ustaw, tyczących się zmian w sejmowej ordynacyi, dawało silniejsze podstawy autonomii. Tu wreszcie należał i uchwalony projekt ogłaszania ustaw krajowych, uchwał sejmowych i rozporządzeń krajowych w języku polskim, jako autentycznym, a prócz tego w ruskim i niemieckim.
Prócz tego sejm pierwszy raz obradował nad budżetem krajowym i funduszów indemnizacyjnych. Wprawdzie sejm, a względnie Wydział Krajowy, nie wykołatał jeszcze odebrania pod swój zarząd wszystkich funduszów i zakładów, ale mogli już sejmujący usunąć wiele niepotrzebnych wydatków, co im pozwoliło na to, że bez podniesienia ciężarów podatkowych, zasilili subwencyami szkoły rolnicze w. Dublanach i Czernichowie, zakład ciemnych we Lwowie, teatr krakowski, komitet restauracyi ołtarza Wita Stwosza w kościele N. Panny Maryi w Krakowie i t. d. Zresztą starania o odebranie wszystkich funduszów i zakładów krajowych były na najlepszej drodze, więc też lada chwila Wydział Krajowy miał rozpocząć swą działalność we właściwym zakresie i urządzić się na podstawie tak uchwalonej przez sejm instrukcyi, jak i ustano�134 wionego etatu urzędników i uchwalonych przepisów »ustali owy« służby krajowej.
Dla zasilenia funduszów krajowych uchwalono podatek od przedsiębiorstw kolejowych. Zapadły uchwały w sprawie katastru (spisu i opisu gruntów dla wymiaru podatków) i podatku konsumcyjnego od mięsa, co dążyło do ulżenia krajowi ciężarów. Przygotowano ustawy o patronacie szkolnym, oraz o konkurencyi kościelnej i szkolnej, t. j. o przyczynianiu się gmin i obszarów dworskich do utrzymania kościoła i bu-djmków kościelnych i do utrzymania szkół. Jeden tylko głos w całym sejmie chciał zrzucić z obszarów dworskich ciężar utrzymywania szkół motywując, że niesprawiedliwością jest żądanie, aby dwór płacił za szkołę, z której korzysta tylko gmina. »Chwała Bogu, ze taki głos był tylko jeden« — wspominał pisząc o sejmie Stanisław Tarnowski.
Uchwalono dalej ustawę drogową, opartą na sprawiedliwym rozkładzie ciężarów; zreorganizowano Towarzystwo Kredytowe; ograniczono wolność wekslową dla ratowania ziemi włościańskiej; uchwalono prosić rząd o zniżenie ceny soli dla ludzi i bydła; postanowiono użyć kredytu krajowego dla pomocy ludowi cierpiącemu z powodu nieurodzaju.
Prócz tego załatwiono dziesiątki innych wniosków postawionych przez posłów i rozlicznych petycyj, nadesłanych przez gminy, korporacye, instytucye.
Jeżeli to wszystko podsumujemy,. to nie będzienty podzielać ostrej krytyki, z jaką tu i owdzie występowano, usiłując dowodzić, że sejm zawiódł pokładane w nim nadzieje.
Krótkie streszczenie przebiegu posiedzeń, uchwał i rezultatu prac sejmowych, należy uzupełnić stwierdzeniem, że według jednomyślnego świadectwa współczesnych, zachowanie się polskich posłów-włościan, było bardzo taktowne. Nie mówili tak, jak Rusini, wciąż o disach i pasowyskach«. Niemile echo antagonizmu stanowego, rozbudzonego przez dawne rządy austryackie, należało do wyjątkowych. Był więc postęp, widocznie włościanie polscy zaczynali się czuć obywatelami, nie oddzielną warstwą, wrogą innym. Wnioski ich ^naturalnie doniosłości bliższej i ciaśniejszej« były przeważnie słuszne i praktyczne. Nabrali też wprawy w sejmowa�135 niu — rozumieli regulamin obrad i przestrzegali go należycie 1).
Tymczasem od północy i południa nadchodziła burza. Prusy i Włochy wydały wojnę Austryi. Oznajmił o niej manifest cesarski z 17. czerwca 1866 roku. W tydzień później {24. czerwca) arcyksiążę Albrecht pobił Włochów pod Custo-zzą, ale w dziesięć dni po tem zwycięstwie (8: lipca) — armia austryacka pod wodzą »zwycięzcy z pod Gdowa« Benedeka poniosła klęskę pod Kónigraetzem (Sadową). Pokój zawarty 29. sierpnia usunął Austryę z rzeszy niemieckiej. Prócz tego cesarz Franciszek Józef ustąpił Wenecyę Napoleonowi III., a ten ją oddał Włochom na otarcie łez tak po klęsce na lądzie pod Custozzą, jak i na morzu pod Li.ssą, gdzie Tegetthoff (20. lipca) rozbił flotę włoską admirała Persano 2).
Klęska wojenna miała się stać zwycięstwem konstytucyi i autonomii. Grom uderzył w Austryę — straciła prowincyę, musiała się wyrzec przewagi w Niemczech. Jak po Magencie i Solferino, okazała się dla niej znowu’ ale już gwałtowniejsza, potrzeba szukania oparcia i poparcia u swoich ludów.
Odręczne pismo cesarskie z 13. października składało podziękowanie ludom Austryi za ciężkie ofiary i za »patryoty-czny wierny duch ludności«, który nawet »wśród najniebezpieczniejszego położenia w znakomity sposób się objawił«.
Ta wdzięczność cesarza była poniekąd zapowiedzią, że na »otwartej drodzę«, po przeprowadzeniu zasad dyplomu październikowego, usuniętą zostanie »reszta przeszkód do porozumienia się«.
W Galieyi, jeszcze przed odręcznem pismem dziękczyniłem cesarskiem, usunięto już jedną z głównych przeszkód, — — — — — — — — — — — JT
Ł) Obszerniej o sesyi sejmowej 1865/6 pisałem w Bibliotece War — — szawskiej r. 1906 w artykule p. t. »Z walki o autonomię galicyjską«. . 2) Warto przypomnieć, że Galicya wchodziła wówczas w grę interesów dyplomatycznych.’ Poseł francuski w Wiedniu, Benedetti, zachęcając Austryę do zawarcia pokoju, miał udzielić wiadomości, że rząd pruski nosił się z zamiarem odstąpienia Galieyi państwu rosyjskiemu, a Czech Napoleonowi?1 Ile było prawdy5 — w tej wiadomości, brzmiącej dość fantastycznie, sprawdzić trudno, ale natomiast jest faktem, że izba handlowa wrocławska, ze względu na korzyści handlowe, wniosła pety-ęyę o przywrócenie rzeczypospolitej Krakowskiej, lub o wcielenie Krakowa do Prus. Junkrzy pruscy również w tym kierunku wywierali pre-syę na Bismarka. O tym projekcie dzienniki ówczesne szeroko pisały. �136 a mianowicie w d. 20. września ustąpił obcokrajowiec namiestnik jen. feld. Paumgartten, a miejsce jego zajął Agenor Gołuchowski. Fakt to pierwszorzędnego znaczenia w dziejach Galicyi i — ugody. Miała ona stać się ciałem — pomost do niej rzucono.
Gołuchowski zgodził się przyjąć powtórnie urząd namiestnika, ale pod następującymi, przedłożonymi na piśmie Belcrediemu, warunkami: — 1) zniesienie podziału Galicyi (w Krakowie dla zachodniej części kraju, urzędowała, jak wiemy, osobna komisya namiestnictwa); 2) puryfikacya biurokracyi galicyjskiej w ten sposób, że Belcredi z góry przyrzecze usunąć wskazanych urzędników, a namiestnikowi będzie wolno bez zwracania się do ministra przenosić urzędników z miejsca na miejsce; 3) natychmiastowe oddalenie kilku urzędników, znanych z wrogiego usposobienia względem kraju (Summera, Wolfarta, Henna i t. d.); 4) natychmiastowe zorganizowanie gimnazyów polskich; 5) reorganizacya szkół według potrzeb krajowych i zaprowadzenie katedr polskich na uniwersytecie lwowskim; 6) zaprowadzenie języka polskiego w całej administracyi wewnętrznej kraju; 7) przeprowadzenie nowego katastru; 8) załatwienie spraw serwitutowych; 9) przyjęcie planu postępowania w traktowaniu sprawy ruskiej; 10) reorganizacya żan-darmeryi.
Wszystkie te warunki przyjął w zasadzie Belcredi, obiecując wyjednać odpowiednie uchwały rady ministrów i przyzwolenie monarchy. Zastrzegał sobie jednak stopniowo przeprowadzenie tych reform, aby nie wywołać burzy wśród cen-tralistów i nie obudzić »pożądliwości« innych narodowości austryackich.
Wiadomość o nominacyi Gołuchowskiego przyjęła Galicy a Z radością, prawie z entuzyazmem. Poznano się już na nim i wierzono mu. Podróż jego po kraju i wjazd do Lwowa były istn3’m pochodem tryumfalnym. Lwów zajaśniał rzęsistą iluminacyą; a za jego przykładem poszły Avszystkie prawie miasta galicyjskie. Olbrzymi korowód z pochodniami otoczył jego pałac przy ulicy Mickiewiczowskiej. Ze wszystkich stron sypaty się adresy i dyplomy honorowe; Lwów utworzył stypendyum jego imienia. W tej radości najmniejszy stosunkowo udział brali konserwatyści krakowscy, którzy Golu�137 chowskiego nie kochali i.nawzajem przez niego kochani nie byli. 0 ile jednak społeczeństwo polskie objawiało, może nawet zbyt entuzyastycznie, bo na kredyt, swą radość z powrotu do władzy Gołuchowskiego, o tyle w Wiedniu nomi.nacya jego niemało krwi napsuła centrałistom, którzy przepowiadali, że z pomocą Rosyi obalą Gołuchowskiego. Mensdorff, minister spraw zagranicznych, stronnik Rosyi, tak był tą nominacyą rozdrażniony, że wkrótce podał się do dymisyi, motywując, że polityka zainaugurowana tą nominacyą, sprzeciwia się jego przekonaniom. Wprawdzie D e b a 11 e, organ półurzędowy, witała nominacyę Gołuchowskiego wielkim ’ artykułem, podnosząc jej doniosłe znaczenie, ale Neue freie Presse wściekała się wprost ze złości; nazywała ten fakt »pótwornym«, drwiła sobie z historycznych narodowości. Polemizowała z nią Presse, stając w obronie Gołuchowskiego. Tagesbote, organ centrali-stów w Pradze, porównywał Gołuchowskiego z Wielopolskim i zapowiadał, że lada chwila taki sam los go czeka. Ga-licyę tą nominacyą rozzuchwalono — nie zechce już ona poprzestać na autonomii, ale będzie dążyła do separatyzmu. Szlachetny ten organ pocieszał się tem, że Rosya i Prusy spotkają się na zamku krakowskim w chwili, kiedy Gołuchowski będzie chciał godzić Polaków z Rusinami. Wogóle Tagesbote uważał, że Austrya wstępuje na niebezpieczną drogę, że’ marzy o odbudowaniu Polski, o sekundogeniturze. austryackiej...
Ale największa burza przeciw Gołuchowskiemu nadeszła ze wschodu. Już w kilka dni po jego nominacyi nadszedł telegram z Petersburga zwiastujący, że nominacyą Gołuchowskiego uczyniła tam bardzo złe wrażenie. Mówiono w Wiedniu, że aby zrównoważyć to wrażenie, głównodowodzącym wojsk w Galicyi zostanie Aleksander książę heski, blizki krewny cesarza rosyjskiego 1). Zaraz potem Russkij Inwalid, organ urzędowy, wystąpił z artykułem, w którym w sposób nienawistny traktował nominacyę Gołuchowskiego. Ze Inwalidem poszła Correspońdence russe, również organ urzędowy, która podnosiła »nader ważne następstwa« tej nominacyi, a mianowi l) Zabawne jest to, że później zapowiadano tę nominacyę jak* ustępstwo dla Polaków, ponieważ książę heski był krewnym Bosaka-Ilaukcgo. Głównodowodzącym został jednak hr. Bicpiot de Saint Quew-lin (nom. 19. list. 1866 r.)! �138 cie zaprowadzenie języka polskiego jako urzędowego i »przed-siewzięcie środków przeciw duchowieństwu nieunickiemu«(!) Gołuchowskiego zdaniem będzie (twierdziła Correspondence) przepolszczenie« ludności ruskiej, a na to Rosya obojętnie patrzeć nie może. Naród »rosyjski« w Galicyi będzie wydany na lup Polaków, do których »żywi nienawiść« za ucisk odwieczny. Co za cel oddawać go pod jarzmo polskie? Correspon-dance rozumiałaby, gdyby rząd austryacki dla jedności państwa postanowił ustalić wpływ żywiołu dominującego, gdyby ©parł się na Niemcach lub Węgrach, lecz słowiańskiej jej duszy oparcie się na Polakach, było »równie niepojętem, jak niespodziewanem«.
Ale to były dopiero przygrywki do kampanii, która trwała przeszło dwa miesiące. Sam Inwalid wydrukował pięć czy sześć artykułów. Zabrały głos z kolei: Moskowskija Wie-domosti, Golos, Dziennik Warszawski, i pisma zagraniczne przez Rosyę utrzymywane lub subwencyonowane jak Zukunft, le Nord i t. d. Przyłączyła się do kampanii urzędowa pruska Norddeutsche-Allgemeine Zeitung. Wplątała się w polemikę nietylko prasa austryacka, ale prawie cała europejska.
Rzecz przybrała znaczenie faktu europejskiej doniosłości. Dzienniki wiedeńskie stwierdzały jednomyślnie, że nigdy nie pisano tyle o jakimkolwiek wypadku w polityce wewnętrznej austryackiej, co o nominacyi Gołuchowskiego. Z prasą rosyjską polemizowały: Patrie, Monde, Opinion Naiio-nale, Siecle, Union, Journal, des Debats, M. Aduertiser i t. d. La Patrie przekonała się z głosów rosyjskich, że Austrya stanowi przednią straż Europy przed Rosya. Opinion nationale twierdziła, że Rosya ogłasza panslawizm już nietylko przeciw Turcyi, ale i Austryi — »niech więc Europa radzi«. Monde zbijał wszelkie »urój one pretensye« do Rusinów, wykazywał ich odrębność, pochwalał Austryę za jej sympatye do Polaków. Journal des Debats widział w Gołuchów, skini męża, który przywróci dawną unię między Polakami i Rusinami. Aduertiser wyjaśniał odrębność — Rusinów i radził Austryi oprzeć się intrygom rosyjskim. Cała prawie prasa wiedeńska (z wyjątkiem N. Fr. Pressy) ostro, a nawet bardzo ostro i to niejednokrotnie odpowiadała pismom rosyjskim, oburzając się, że uważają one Austryę za wasala«. Wanderer »gniew Rosyi uważał za przestrogę« lecz zapewniał, że Austrya niema się czego �139 wogóle lękać Rosyi, a już co najmniej w sprawie polskiej — gdyż, jeżeliby ją podniosła, to «miałaby niezawodnie całą Europę za sobą«. Również silne były odpowiedzi starej Pressy i Debatty. Ostrzegały one, aby rząd austryacki miał się na baczności przed zamiarami Rosyi — Presse nawet oświadczyła, że to mieszanie się w wewnętrzne stosunki obcych państw, dowodzi potrzeby restauracyi Polski, aby raz usunąć tę kość niezgody. Mówiąc o »zachciankach« wszelkiego rodzaju, przypominano, że Bismark w rozmowie z Berendtem w Gdańsku, mówił %o pociągnięciu Prus po Warszawę«, że chodziły wieści o przymierzu Prus z Rosyą, które pierwszym miało dać Polskę po Wisłę, a drugiej Galicyę. O tem, że prasa polska, tak galicyjska jak poznańska, polemizowała z pismami ro-syjskiemi, nie potrzeba nawet wspominać. Chyba tyle zaznaczyć należy, że urzędowa Gazeta lwowska dała im lekcyę historyk spokojnie wyjaśniając, że co innego Ruś, co innego Rosya, co innego też Rusini, a co innego Rosyanie 1).
Tymczasem Gołuchowski udzielał we Lwowie audyencyi Rusinom i tak w rozmowie z nimi, jak i przy innych sposobnościach, zapewniał, że będzie przestrzegał równouprawnienia narodowości i praw służących językowi ruskiemu. Zabawnem jest to, że owemu »wrogowi« Rusinów zarzucali właśnie Polacy, iż przyczynił się do stworzenia kwestyi ruskiej w Gali-cyi, nie pojmując, iż przez poparcie szczerych Rusinów i opiekę nad językiem ruskim, Gołuchowski chciał tępić i rzeczywiście tępił panrosyjskie dążności świętojurców. I temu człowiekowi ucisk Rusinów zarzucały pisma rosyjskie, nieuzna-jące ani Rusinów, ani ich »narzecza«.
Kampania prowadzona przeciw Gołuchowskiemu, powtarzamy, trwała przeszło dwa miesiące. Inwalid wciąż polemizował i wytaczał nowe działa. Pomagała mu Correspondence ostrzegając, że »koncesye dla Polaków znajdą Rosyę i Prusy goto wemi do współdziałania«. Kólnische Zeitung wspomniała, że Beust (mianowany ministerm spraw zagranicznych 30. października) poświęci Gołuchowskiego Rosyi, co z tryumfem 0 Warto dodać, że pisma rosyjskie, zaraz po upadku Schmerlinga, a więc na rok przed nominacyą Gołuchowskiego, wystąpiły już przeciw autonomii Galicyi. Dziennik Warszawski np. drwił sobie »z autonomicznych zachcianek Galicyi« i życzenia Polaków przedstawiał jako »r&-wolucyjne«, ostrzegając Austryę przed grożącem jej niebezpieczeństwem. �140 powtórzyły pisma rosyjskie. Mówiono, że ambasador rosyjski w Wiedniu, Stackelberg, czynił rządowi austryackiemu przedstawienie. Nord. allg. Zeitung jeszcze 20. listopada pomieściła aż dwa artykuły dowodzące, że stanowisko Gołuchowskiego jest szkodliwe dla Austryi. Przemówił wreszcie Journal de St-Petersbourg, najurzędowszy organ rosyjski. Otrzymał wówczas d3unisyę Kaufman, generał-gubernator wileński, a opinia łączyła tę dymisyę z nominacyą Gołuchowskiego. Więc też Jour. de St.-Petrs. uprzedzał »mylne tłomaczenie, mogące znaleźć podsycenie w podniecaniach prasy ’zagranicznej, a nawet w pewnych czynach spełnionych w blizkości Królestwa Polskiego«. Tak dyplomatycznie wyrażono swe niezadowolenie. Journal zapewniał, że Rosya nie myśli o żadnej zmianie systemu na Litwie i w Królestwie. Z drugiej strony najurzędowszy organ austryacki Wiener Abendpost zaprzeczał 23. listopada, aby Rosya czyniła w Wiedniu jakiekolwiek przedstawienia.
Cóż dziwnego, że wobec takiego zainteresowania całej Europy, pobyt Gołuchowskiego w Wiedniu w połowie listopada, stal się najważniejszym faktem chwili, że cały Wiedeń miał na niego oczy zwrócone. Ra! Augsburber Zeitung zapowiadała na wiosnę powstanie, opisywała »wzburzenie« Gali-cyi, w Krakowie widziała »siedlisko nowego ruchu«. Przez cały grudzień oblatywały całą prasę »z najlepszych źródeł« wiadomości, że Rosya wzmacnia swe siły w Królestwie, a Austtya na gwałt wysyła wojska do Galicy i i Siedmiogrodu. W bujnej fantazyi publicystów, wojna wisiała na włosku, jako następstwo nominacyi Gołuchowskiego.
Rozpisaliśmy się może ponad miarę o wrażeniu, jakie wywarła nominacya Gołuchowskiego, ale sądzimy, że zyska na Lem oświetlenie tego faktu, który w dziejach walki Galicyi o autonomię miał pierwszorzędne znaczenie *). x) Obszerniej o tem artykuły K. Bartoszewicza: »Narodzinv oryen-tacyi austryackiej« i »Zamach na istinno-russką Galicyę wr r. 1866«. (Tygodnik illustrowany 1915, nry 45 — 47). �141
IV.
Przy Tobie Naj. Panie stoimy i stać chcemy.
Tymczasem w Wiedniu gabinet Belcrediego walczył z coraz więcej piętrzącemi się trudnościami.
Ugoda z Węgrami, dla — której zawieszono konstytucyę, nie posuwała się naprzód. Jednocześnie centraliści dążyli wszelkiemi siłami do podkopania Belcrediego. W rocznicę patentu wrześniowego, dzienniki, włożył}’’ na prezydenta ministrów całą odpowiedzialność, że rok cały minął a sytuacya się nie wyjaśniła. Nawet autonomiści, którzy z zapałem powitali Belcrediego, zaczęli powiększać zastępy jego przeciwników. Zarzucano mu połowiczność, brak jednolitości działania, mówiono, że zdawał się być zwolennikiem federalizmu, a stanął na progu dualizmu. Sejmy niemieckie, lub z większością niemiecką, występowały silnie przeciw patentowi wrześniowemu; żądania innych sięgały za daleko. Niemcy urządzali przeciw ministerstwu cały szereg demonstracyi, co znowu zmusiło Słowian do zwołania kongresu słowiańskiego. Zamęt był ogólny — niezadowolenie rosło. Niepowodzenia wojenne nie mogły również otoczyć urokiem rządu, choćby, jak w tym wypadku, nie ponosił on żadnej winy. »Ministeryum obecnie — r pisał Paweł Popiel — musi walczyć z dwoma potężnymi przeciwnikami: z ustrojem biurokratycznym i ze stronnictwem rewolucyjnem, którzy ostatecznie są do siebie podobni, bo tak jeden, jako i drugie stawiają i wkładają na ludność dowolny systemat«*). Czas główną winę niepowodzeń Belcrediego przypisywał biurokracyi, »która jest większą przeszkodą, niż sprawa węgierska«.
Co więcej, pod bokiem Belcrediego wyrastał silny rywal, który dążył do zajęcia jego stanowiska. Na horyzoncie austrya-ckim ukazała się gwiazda Beusta, który jeszcze będąc pierwszym ministrem saskim, za wpływem następcy tronu saskiego zbliżył się do austryackich sfer dworskich i wszedł w porozumienie z Węgrami, a zwłaszcza z Juliuszem Amdrassym, upatrzonym już przyszłym prezydentem przyszłego gabinetu węgierskiego. Beust był nieprzyjacielem Prus (Saksonia była sprzymierzeńcem Austryi w nieszczęśliwej wojnie), co również
Ł) Popiel. List do ks. Jerzego Lubomirskiego. �142 dawało mu clobrą markę na dworze wiedeńskim — pozyskał też jego zaufanie i wzbudzał wiarę, że stanie się dla Austryi tym mężem stanu, który ją wyprowadzi z ciemnego labiryntu na drogę jasną i prostą.
Centraliści spodziewali się, że Beust natychmiast zajmie miejsce Belcrediego, ale na razie nadzieje ich zawiodły. Beust zastąpił tylko Mensdorffa na stanowisku ministra spraw zewnętrznych (30. października). Za przyczyną jego, układy z Węgrami szły coraz pomyślniej. 17. listopada reskrypt cesarski, ogłoszony przy ponownem otwarciu. sejmu węgierskiego, przyjął elaborat tegoż sejmu za podstawę do układów.
W takiej chwili przełomowej, zapowiadającej nowy dualistyczny ustrój państwa, został zwołany na dzień 19. listopada sejm galicyjski.
Oczekiwano go z napięciem. Powszechną było tajemnicą, że uczyni poważny krok na drodze oparcia się o tron i państwo.
Jeżeli już w r. 1865 rozpoczął się »zwrot ku Koronie«, to obecnie widocznem było, że zwrot ten uzyskał nowe dla siebie podstawy. Decydowała tu siła wypadków. Z jednej strony Rosya w strasznem murawiewowskiem zgnieceniu powstania Avywierała swą zemstę na Królestwie i Litwie — z drugiej strony Austrya oświadczyła: »Frei ist die Bahn«, otwarta jest droga do porozumienia. Tam niszczono ślady resztek odrębności, — tu obok konstytucyi zapewniano autonomię. Tam ziemia była przesiąkła krwią męczenników, tam jeszcze słychać było zgrzyt szubienic i szczęk kajdan, dziesiątki tysięcy jęczały w katordze i pod ołowianem niebem Sybiru, tam wydzierano ziemię konfiskatami lub nakazem sprzedaży majątków Rosyanom, — a tu przywracano prawa narodowe. Tam zaprowadzano w szkołach, sądach i urzędach język rosyjski, tam, jak na Litwie, ogłaszano, że »zapreszczajetsia ge-warit’ pa polski« i zabraniano drukować książki w polskim języku — a tu polszczono niemiecki uniwersytet, zaprowadzano język polski w szkołach, sądach, w całej administracyi kraju. Tam Polaków usuwano z urzędów i zastępowano wrogą zgrają rosyjskich czynowników — tu Polacy wypierali z urzędów obce, wrogie żjwrioły, które od stu lat blizko czuły się jakby dziedzicznymi panami kraju. Tam »Ivomitet urządzającym, którego zadaniem szerzyć nienawiść do panów — t*i � — 143 — dążność do załatwienia spraw serwitutowych, aby zasypać przepaść między dworem i chatą. Tam Berg, Kaufmann, Be-zak, — tu Gołuchowski. Tam ukazy — tu uchwały sejmowe..
Dość tych silnych kontrastów, które dają się streścić w jednem: tam zagłada — tu odrodzenie. I czy można był® wówczas na świeżych ruinach nadziei przywiązywanych do ruchu zbrojnego i »sumienia« Europy, w chwili przygnębienia, zwątpienia, rozpaczy, nie zwrócić się ku tej stronie, która nietylko przyobiecywała wstąpić na drogę poszanowania praw ludzkich, boskich i narodowych, ale już na nią. wstąpiła?
Przenieśmy się w te czasy, przypomnijmy sobie jeszcze,, że powszechną wiarą było, iż lada chwila nastąpi zbrojne starcie się Rosyi z Austryą — a nie będziemy się dziwić ówczesnej »oryentacyi«! Czy można było namyślać się, po której, stronie stanąć? Wszak zwycięstwo Rosyi, przedstawiało się i przedstawiać musiało jako dalsza niewola i pochłonięcie Galicyi, aby ją na wschodzie do gruntu zmoskwiczyć i spra-wosławić, a na zachodzie poddać pod władzę knuta — kiedy przeciwnie — zwycięstwo Austryi wydawało się jedynym ratunkiem dla Królestwa przed jego ostatecznem wyniszczeniem i rusyfikacyą. Zwłaszcza, że ta Austrya z krwawej kąpieli wojennej wychodziła odmłodzona, wyrzekająca się dawnych błędów, z konieczności wyciągająca rękę ku swoim ludom, kiedy Prusy odebrały jej dominujące w Niemczech stanowisko.
Sejm otworzył marszałek przemową, w której przecle-wszystkiem podniósł, że najważniejsze uchwafy poprzedniego-sejmu uzyskały sankcyę monarszą, — nie została załatwiona jedynie prośba o kanclerza, ponieważ rzecz ta wchodzi w zakres ogólnej ’onganizacyi monarchii. Natomiast spełniono ważne życzenie kraju: »namiestnikiem został mąż zasłużony, na tej ziemi wzrosły, rozumiejący nasze potrzeby«. To też kraj powinien dowieść, »że rząd nie zbłądził, dając mu namiestnika w osobie rodaka; spodziewać się należy, że zbytnią niecierpliwością i przesadnemi żądaniami nie utrudni i tak ciężkieg®’ zadania namiestnikowi«. Dalej Sapieha wspomniał, że nadchodzi chwila reorganizacyi monarchii. »Dotąd zmuszeni byliśmy słuchać praw pisanych przez obcych dla obcych«, a wszelkie prawa przez władze czy parlamenty pisane, »jeżeli nie pochodzą z pnia narodowego są uciskiem« (oklaski). Przy�144 szła organizaeya państwa oprze się na podstawach narodowych — organizacya kraju wkrótce będzie przeprowadzona na zasadach uchwałami sejmu przyjętych. W końcu wskazał marszałek potrzebę organizacyi sądownictwa na podstawie zupełnego rozdziału władz politycznych i sądowych — i wniósł zwykły trzykrotny okrzyk na cześć cesarza.
Zaraz po marszałku przemówił Gołuchowski. Pierwszy to raz namiestnik cesarski witał sejm mową polską — był to znak widomy, że sejm wstępuje w okres prawidłowej autonomii. Mowa Gołuchowskiego była pełna »serdeczności prawdziwie polskiej«, jak to przyznawali nawet jego przeciwnicy. Wspomniał naprzód, że już poprzednio przez dziesięć lat pełnił obowiązki namiestnika. Znane mu są trudności tych obowiązków, dlatego wahał się, czy je podjąć na nowo, obliczał się z siłami. Na decyzyę jego wpłynęła zarówno »życzliwość, jakiej doznał w przeszłej sesyi sejmowej od współtowarzyszy, jak objawione z wielu stron żądania, wreszcie zaufanie monarchy*. Obiecywał działać sprężyście — prosił o radę i pomoc. »Klęski długoletnie powinny nas przekonać, że tylko w trwałem zespoleniu z monarchią austryacką, z którą nas połączyła Opatrzność, znajdzie kraj trwałą pomyślność. To przekonanie rozpowszechniając się i zakorzeniając coraz silniej i szerzej spotęguje wzajemne zaufanie między rządem a krajem i wyda zbawienne owoce«. Następnie przedstawiwszy manifest cesarski z 13. października, preliminarz budżetu indemnizacyjnego i projekt zmiany dwuch paragrafów ustawy wyborczej — zapewnił Gołuchowski, że to »braterskie powitanie*, to przyjęcie, jakiego doznał w całym kraju od Wisły do Dniestru, skłoni go do tem gorliwszej pracy i każe mu wobec wybrańców kraju wynurzyć głośno wdzięczność za tę życzliwość i zaufanie, które w chwili skonu, jako ^najdroższy skarb« zostawi swym dzieciom w spuściźnie.
Ze sprawozdania Wydziału Krajowego dowiedział się sejm, iż Wydział odebrał już pod swój zarząd większą część funduszów i zakładów krajowych a mianowicie: a) fundusz krajowy w ścisłem znaczeniu, b) szpitale i zakłady dobroczynne w Krakowie i we Lwowie, c) zakłady poprawcze i krajowy fundusz policyjny, d) fundusz mogiły Kościuszki, e) fundusze stypendyjne, kultury krajowej i indemnizacyjne. Na wniosek Zyblikiewicza wybrano pierwszy raz komisyę sej�145 mową do sprawozdania Wydziału Krajowego, aby sejm mógł ocenić działalność ten instytucyi.
Na pierwszych posiedzeniach, po załatwieniu spraw formalnych, nastąpiła weryfikacya uzupełniających wyborów na miejsce posłów, którzy zmarli, lub których wybór unieważniono. Wśród nowych posłów zasiedli: popularny adwokat lwowski Rodakowski, znany już nam jako kontrkandydat Go-łuchowskiego we Lwowie, wybrany obecnie w Tarnopolu, Euzebiusz Czerkawski, prof. filozofii uniwersytetu lwowskiego, jeden z najtęższych polskich pedagogów i najwybitniejszych później członków Koła Polskiego w Wiedniu, wreszcie Józef Majer, prezes Krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, który zresztą zasiadał już raz w sejmie, ale jedynie jako »wi-rylista« a mianowicie z urzędu rektora Almae Matris Jagel-lonicae.
Na znane nam pismo cesarskie’z d. 13. października, składające podziękowanie dudom« za ich patryotyzm podczas wojny, postanowił sejm odpowiedzieć adresem do tronu.
»Lękaliśmy się o adres — pisał Stanisław Tarnowski — lękaliśmy się, żeby zawarty w ciasnem kole prowincyonalnych tylko potrzeb i spraw, nie stracił tego świętego znamienia aktu narodowego, które nosić winien na sobie każdy akt wychodzący od Polaków«... Wszelki akt dobrowolny zobowiązania się względem jednego z państw rozbiorowych, jest zawsze dla Polaków trudnym i przykrym, i dlatego byliśmy niespokojni, czy adres nie ograniczy się czasem na zwyczajnych, nic nie znaczących wyrażeniach wierności i czy zdoła wyrazić tę myśl związku i przymierza z Austryą, które jest koniecznem nie dla naszej prowincyi-tylko, ale dl a naszej spraw y...
»Otóż lękaliśmy się, że nasz sejm tego stanowiska nie zajmie. Pomyliliśmy się; a nigdy jeszcze z tak szczerą radością nie przyszło nam przyznać się do pomyłki i do winy«.
Adres był przedmiotem długich narad na pozasejmowych posiedzeniach Koła polskiego. Przedstawiono aż cztery jego projekty. Nad każdym zastanawiano się, każde słowo niemal było ważone i dyskutowane. Wreszcie przyjęto go po namyśle, z przekonania, »bez żadnych z żadnej strony skarg i zażaleń«.
Adres zaznaczał naprzód, że wśród krwawych bojów, »niósł i nasz kraj krew synów swoich w ofierze« i objawiał 10
GAilCYA. �146 gotowość do poświęceń. Zaledwie ucichł szczęk broni, ©tworzył monarcha manifestem z 20. września na nowo drogę do założenia podwalin nowej budowy konstytucyjnej. Skoro nadejdzie pora, sejm »z ufnością i otuchą« przystąpi do »zada-nia przekazanego« reprezentantom Królestw i krajów w przekonaniu, że »prawa i dziejowe tradycye« krajów, uznane w dyplomie październikowym (1860), »dojdą do pełnego znaczenia«, a orzeczenie ludów, wypowiedziane głosem reprezentantów, ten »skutek otrzyma«, że niepodobnym się stanie już system centralizaeyi, »która paraliżując siły żywotne ludów, podkopywała i wątliła to, co stanowi całego państwa potęgę«. W owym to »zgubnym systemie« leży przyczyna cierpień naszych i klęsk państwa. Austrya zaś powinna być silną i potężną — »jej całość będzie zabezpieczoną, jej pomyślność i potęga wzmagać się będzie w miarę, jak przez samorządne ukonstytuowanie krajów koronnych rozwijać i wzmagać się będą na dziejowych i narodowych podstawach wszystkie ich moralne i materyalne siły«. Zadanie jest trudne... — ale kraj czeka z nadzieją spełnienia wielkomyślnyeh zamiarów monarchy. W tej nadziei utwierdza sejm »sankcya udzielona wielu pracom«, wybór na namiestnika »męża wzrosłego wśród nas i znającego nasze potrzeby i stosunki«, wreszcie zaufanie »w szczerość zamiarów obecnych doradców Korony«. Sejm wierzy, że »w moc opatrznego przeznaczenia i wiedziona dziejów koniecznością Austrya, aby być i silniej niż kiedy zakwitnąć, będzie w wewnętrznym swym ustroju najmocniejszym wyrazem poszanowania wolności, a na zewnątrz tarczą cywilizacyi Zachodu, praw. narodowości, ludzkości i sprawiedliwość i«...
»Świadomość własnego dobra i sumienie innych narodów chrześcijańsko-cywilizacyjną myślą przejętych, nie dozwoli, aby Austrya w pełnieniu tego posłannictwa stała odosobnioną. Posłannictwo takie było dziełem naszem przez długie wieki. Bez obawy więc odstępstwa od myśli naszej narodowej, z wiarą w posłannictwo Austryi i z ufnością w stanowczość zmian, które Twoje monarsze słowo, jako niezłomny zamiar wyrzekło, z głębi serc naszych oświadczamy, że przy Tobie Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać c h c e m y«.
Te ostatnie słowa były przez długie lata i są dziś jeszcze �147 niewyczerpanym tematem do drwin ze strony tak manifestujących swą »nieugiętość« zasad patryotycznych, jak i tych, co na innym gruncie gotowi są do ultralojalności. Czy drwiny te słuszne? — nie sądzimy. Cała treść adresu, cały jego nacisk, położony na zaufaniu »w wielkomyślne zamiary« monarchy, wskazują chyba jasno, co znaczyły słowa: »przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy«. A nie mówiono dalej: »i stać zawsze będziemy«, lecz »stać chcemy«, to znaczy: od Ciebie N. Panie, od kierunku Twoich rządów zależy, abyśmy zawsze przy Tobie stali; chęci mamy najlepsze, daj nam możliwość ich spełnienia. To nie bezwzględne zaprzedanie się, nie lojalność zawsze i wszędzie na każdy wypadek, — to przeciwnie: wyraźne postawienie warunku. Dziś ci wierzymy — mówiono do monarchy — że uszanujesz nasze prawa, że pozwolisz na rozwój naszej autonomii, że będzie poszanowaną wolność, że. Austrya spełni swe posłannictwo, stanie się tarczą cywilizacyi,, sprawiedliwości i t. d. a więc »bez obawy odstępstwa od naszej myśli narodowej« (to jest od naszych najdroższych ideałów, marzeń ojców i dziadów naszych), oświadczamy, że »stoimy przy Tobie« i że »stać chcemy« wierząc w Twe ^niezłomne zamiary«. Gdzie tu owo służalstwo, które wiecznie zarzucano adresowi, a dziś zarzucają ludzie, którzy go nigdy nie czytali i ze słów wyrwanych z całości, będącej w ścisłym ze sobą związku, formują akty oskarżenia? Przekonamy się’ wreszcie zaraz jaka była głębsza tendencya słów inkryminowanych.
Nie tak się przedstawiał projekt drugiego adresu, bo był i drugi, ułożony i wniesiony przez Rusinów. Rozpoczynał się on wzmianką o nieszczęściach, jakie Austryę dotknęły i o »żer-twach«, jakie ludy Austryi poniosły, a za które cesarz podziękował w swym manifeście. »Uszczasływłennyje tymy otecze-skymy czustwamy« członkowie sejmu składają nawzajem podziękowanie u »stupenej preświtłoho prestoła«, zaręczając, że wszystkich przejmuje »iskrennijsza predannist i nekołe-byma wirnist’ k’Waszomu Wełyczestwu i k’bohospasemnoj dynastyi Habsburśkoj«. Ryła potem mowa o »rozpłamenen-nym patriotizmie«, o potrzebie gojenia ran, ale według autorów adresu »doteperyszne prawytelstwo daremno trudytsia zahoity ich wedla teperysznej systemy«. Było to więc wyrażenie niezadowolenia z rządów Belcrediego, który łamał prądy centralistyczne i przeprowadzał autonomiczne zasady. Wyli* �148 raźniej o tem jeszcze mówiły słowa, że »nowijszyi sobytyja i preobrażenyja w naszym kraju« (miano na myśli nomina-cyę Gołuchowskiego) budzą obawę o przyszłość. Pogodzą się ludy — opiewał dalej adres — ale w naszym kraju »hde dwi narodnostjr meży soboju borut’sa«, potrzeba kogoś, coby godził, a więc na gwałt należy zwołać parlament, na podstawie ustaw zasadniczych z 26. lutego 1861 r. (schmerlingowskich, centralistycznych). Ta reprezentacya będzie godziła, ta każdemu sprawiedliwość wymierzy, ta zapobiegnie »oskorbłenju jednoj narodnosty czeres druhu«. W końcu adres żądał, aby autonomia była dana »z uwzhladnenjem oboh narodnostej«, a więc mają być osobne kurye i dwa wydziały krajowe.
Zanim jeszcze ów ruski adres żądający »dla zgody« podziału kraju, a dla wolności powrotu do centralizmu szmerlin-gowskiego, został odczytany i wniesiony przez X. Dobrzańskiego (później nazywał się Dobriańskim), już wygłosili swoje poglądy na sytuacyę dwaj wybitni mówcy, Rodakowski i Leszek Borkowski.
Pierwszy z nich miał mowę polityczną w szerszym stylu. Słusznie zauważono, że gdyby przemawiał nie w skromnej izbie prowincyonalnej, lecz w Paryżu lub Wiedniu, głos jego silnie odbiłby się w opinii europejskiej, a może nawet w opinii rządzących mężów stanu1). Mówca wskazywał na p o-s ł a n n i c t w o Austryi, na to, że powinna stać się państwem słowiańskiem i walczyć przeciw rywalizującemu z nią mocarstwu (Rosyi) siłą moralną wolności; powinna ona szczepom słowiańskim wskazać nowy dla ich rozwoju kierunek, aż przyjdzie czas na walkę materyalną. Ówczesne tępienie polskości na Litwie i niesłychany ucisk w Królestwie skłaniały mówcę do tem silniejszego zaznaczenia, gdzie leży posłannictwo Austryi. Opuściła ona dwa razy nadarzającą się jej sposobność wpłynięcia na losy Polski, a mianowicie w r. 1854 (wojna krymska) i w r. 1863. Wogóle Rodakowski rozwijał i komentował ze stanowiska historycznego i politycznego dwie główne myśli adresu, t. j. łączność sprawy polskiej z istnieniem i potęgą Austryi, oraz leżącą przed nią konieczność starcia się z innemi mocarstwami, przy oparciu się 0 Tarnowski. O adresie sejmu galicyjskiego. �149 na wolnych, równouprawnionych narodowościach. Następnie poddał krytyce prąd centralistyczny.
Leszek Borkowski wygłosił mowę fiawskróś pesymistyczną. Według niego konstytucye i przeobrażenia polityczne będą ziarnem zmamowanem tam, gdzie jest w kraju ogólna nędza; nie dość jest przesadzić instytucye europejskie, trzeba mieć do tego grunt przygotowany. A w kraju coraz gorzej, do czego się przyczynia »finansowy potwór należytości pośmiertnych*. Rząd jest zdzierczy, skarb pusty, sądy karne zapła-dniają zbrodnie, panuje rozżarzona gorączka komunistyczna, wszędzie zausznictwo, kradzież, rozboje, służalstwo. »Na spodzie szorstka ciemnota, z wierzchu wypolerowane zgniłki«. Austrya niema ani jednego męża stanu, ani jednego wodza — »nic jej nie pomogą odkolbowane karabiny«. Potrzeba zmian radykalnych. Orzeł dwugłowy austryacki trzyma się dwulicowej polityki: jedną głowę skłania, ku Niemcom, ą drugą teraz łaskawie patrzy na Słowian. Następnie mówca silnie występował przeciw panowaniu języka niemieckiego, poczem wspomniał, że dawniejsza polityka zrobiła naród małoruski, »utworzyła pośrednią istotę, syrenę, która dziś wabi do siebie Polaków i Ro-syan«. Mówca zadowolony jest jedynie z namiestnika rodaka, bo namiestnik jest nam pożyteczniejszy niż kanclerz, którego się przeszły sejm domagał. Go do samego adresu, zapomina on o żądaniu przywrócenia praw politycznych osobom amnestyo-nowanym za udział w wypadkach r. 1863. Wiadomo, że ci, których amnestya dotyczy, a którym praw politycznych nie przywrócono,, przekroczyli prawo, w okolicznościach nadzwyczajnych; »wtedy kto był poszlakowany, ten usprawiedliwiał się przed sądem, a kto nie był poszlakowany, ten usprawiedliwiał się wobec własnego sumienia, dlaczego poszlakowany nie jest*.
W tem miejscu X. Dobrzański przeczytał i poparł streszczony powyżej adres świętojurców, żądając przejścia do porządku dziennego nad adresem większości.
Adam Potocki zaznaczył, że dzisiejszym adresem wstępujemy w szranki przeciw’ centralizacyi. »System centralistyczny, którego rzeczywistym celem znieść i zrównać wszystko, z czego się składa odrębność i właściwość poszczególnych krajów Austryę składających, a narzucając im język i charakterystykę jednego szczepu, uluić wszystkie na jedno kopyto, wdać �150 4m jedne] formy, który w przeprowadzeniu tych celów używa jako broni, wolności politycznej — system ten nie może być ani szczerością, ani prawdą«. Fałszywe są zarzuty, jakoby przeciwnicy centralizacyi, byli przeciwnikami wolności; »oni są tylko wrogami wolności udanej, kłamstwa wolności«. Kłamstwem była ta konstytucya, która dopuszczała, że ministrowie z trybuny głosili przedawnienie praw, że dawali przewagę jednej narodowości nad drugą, że »pewnym narodom odmawiali w ich życiu krajowem owych oznak wewnętrznego życia narodowego, bez których żaden naród obejść się nie może«. Dzisiejsi doradc}r korony okazują zacność charakteru i szczerość zamiarów, wiec choć położenie nasze się nie zmieniło, mamy do nich zaufanie.
Z przemówienia Ludwika Wodzickiego, należy podnieść ustęp następujący: »Oddajemy się Austryi, ale’ się jej nie zaprzedajemy. Oddajemy^ się jej, bo wierzymy, że po ciężkich próbach przebytych i doznanych klęskach, pojmuje ona swą właściwą m i s y ę, że do spełnienia tej misyi nam połączyć się z nią godzi i należy. Byłoby wielkiem nieszczęściem, gdybyśmy w przyszłości mieli przejść do opozycyi, są jednak położenia, w których zrobićbyśmy to musieli. Żadne naprzykład względy nie zniewoliłyby nas do wzięcia powtórnie udziału w fikcyi politycznej, która się nazywała ciaśniejszą Radą Państwa«. Pozatem Wodzicki poloż}d nacisk na to, że Polakom nie idzie jedynie o wolność własną, gdyż żadna wolność nie zdoła się ostać, jeżeli nie będzie miała około siebie wolności innych ludów monarchii. »Jeżeli prawa innych nie byłyby należycie uznane, nie moglibyśmy wierzyć, że nasze własne długo będą szanowane«. Była to deklaracya walki o prawa i swobodę wszystkich słowiańskich narodowości Austryi, więc i Rusinów.
Po Wodzickim zabrał glos ks. Naumowicz. Naturalnie żądał przejścia do porządku dziennego nad adresem większości. »Bolszyst« Polska jest w sejmie, »bolszyst« jest w Wydziale, więc i adres napisany jest ze stanowiska czysto polskiego. A przecież ten uciśniony naród ruski, którego nie chcą dopuścić do głosu, był »wsehda twerdym murom« państwa austryackiego. Mówca przypominał, że w r. 1848 monarcha, »aż tohdy spokojno usnuł, koly dowidawsia, szczo jeho stere-żut ruski półki«. Na kartach dziejów galicyjskich świecą �151
»zwezdamy perwoj wełyczyny imeny duchownych naczalni-kiw: Harasiewiczyw, Lewickich, Snihurskich, Iachimowiczyw«, jako wzory »twerdeho i niczym nieustraszymoho austryjskoho palryotizmu«. Chwalił następnie Naumowicz Schmerlinga, że za niego władał w kraju »jakijś zakon, a nyni władije samowola*. Jeśliby spełniły4 się życzenia Polaków, »ne ostałoby nam istynno nyczoho bilsze, jak opustyty ridnyj kraj i z Austryi wywendrowaty« (głosy: »do Chpłma«! — z lewej: to nasz Paryż — śmiech, brawo). Za namiestnika nie mają powodu Ru-sini dziękować, bo by ubliżyli Mensdorffowi, który pozostawił po sobie świetną pamięć, uzyskał wielką popularność. Rusini w swoim czasie, z powodu jego nominacyi wysyłali »adresy blagodarenja«.
Świetnie odpowiedział Naumowiczowi Krzeczunowicz. Przypomniał między innemi, że przy uchwalaniu ustawy gminnej Polacy razem z chłopami ruskimi glosowali za tem, ażeby wybór wójtów nie ulegał zatwierdzeniu urzędowemu — świę-tojurcy zaś chcieli tego zatwierdzenia, ażeby wójci byli zależni od rządu. Któż więc przemawiał za waszą wolnością? — pytał wśród oklasków Krzeczunowicz.
Zyblikiewicz wystąpił przeciw adresowi mniejszości, wychodzącemu niby od ruskiego narodu. Ma prawo temu zaprzeczyć, bo i pochodzeniem i obrządkiem do. narodu ruskiegoma-leży. »Wszystkie narodowości doświadczywszy dobrodziejstw Reichsrathu odrzucają go, wiedząc, że oznacza on hegemonię Niemców. Tymczasem mniejszość w sejmie woła do monarchy: daj nam Reichsrath, który nie na Polaków tylko, lub na Rusinów, ale na cały nasz kraj tyle a tyle nieszczęść sprowadził*. Autorowie adresu nanowo naród ruski pod jarzmo poddają, domagając się tej nieszczęsnej konstytucyi. Tkwi w tem wielka nieszczerość, bo wiedzą o tem, że pęta kują swemu narodowi. »I ja jestem Rusinem, a za mną pewnie’więcej stoi Rusinów niżeli za autorami adresu — jako Rusin też własnem i współwyznawców imieniem wypieram się tego adresu i dlatego jedynie głos zabieram«.
Przemawiał następnie Grocholski, wykazując fałszywość świętojurców. Przypominał, że na pierwszym sejmie zawarli oni sojusz z Polakami przy wyborach delegacyi do Rady Państwa. Polacy głosowali na tych, których sami Rusini wskazali, a natomiast mieli iść razem w Radzie Państwa, nie wytaczać �152 przed nią sporów narodowościowych. »Ulegliśmy też waszej prośbie i nie pojechaliśmy do Wiednia z powodu waszych świąt, a wy pojechaliście, złamaliście umowę, połączyliście się z centralistami. Gdy was pytano, dlaczego nas niema, jeden z was powiedział, że Polacy muszą mieć powody polityczne, kiedy do Rady Państwa nie przybyli. Ęóźniej był i taki co mówił w Wiedniu, że Rusinom nie zawadza stan oblężenia (1864)... Historyą nas osądzi«.,.
Oryginalnem było przemówienie Szemelowskiego, który wystąpił jako Rusin i był ^śród ludu ruskiego w swojej okolicy bardzo popularny. Naprzód mówił po polsku, zaznaczając, że ogół Rusinów uważa adres ruski za adres pewnej frak-cyi. W dalszym ciągu swego przemówienia zwrócił się po rusku do włościan ruskich. »Borba« — mówił — między Polakami a Rusinami została sztucznie dla interesu wywołaną. »Polaki perszy buły, co pańszczyznu darowały (głosy: cisar darowaw!). Jak choczete, to ne wirte — a ja wam skazaw, że prawdu wam powim. Otże prawda, że najpersze pany darowały, a w misiac czy dwa, priszow patent od Najjaśnijszoho Pana«. Mówią tutaj wciąż o prześladowaniu narodu ruskiego. Gdzie są na to jakie fakta? — czyż nie radzimy nad wspólnem dobrem, czyż nie uchwalamy »żeby hromady same radyły, żeby mały lipszi szkoły«. W naszym adresie niema żadnych podziękowań, bo »szcze nema za szczo«... »Woźmit to sobi na rozum chłopski«... Mówca wie, że słowa jego zapewne nie przekonają zbałamuconych, bo »pip swoje, a didko swoje«*).
Przemówił i komisarz rządowy przeciwko pretensyo.m świętojurców. »Żądać od ministeryum, aby dla mniejszości w Wysokiej Izbie wyrobiło znaczenie większości, jest to żądać rzeczy niemożliwych. Rząd nie chce stawiać jednej narodowości nad drugą, nie chce też żadnej upośledzać. Gdzie, w czem to upośledzenie? — nikt bezśtronny nie dostrzeże jego ani śladu«.
Przystąpiono do glosowania. Za wnioskiem Dobrzańskiego, o przejście do porządku dziennego nad adresem większości, oświadczyło się zaledwie 23 posłów, a wiec nie gło x) Szemelowski mówił czystym językiem ludu ruskiego w Galicyi, co korespondentowi do urzędowego Dziennika Warszawskiego dało powód do drwin, że S. mówił jakimś polsko-rusko-chińskim językiem. �153 sowali nawet wszyscy Rusini. Przystąpiono następnie do dy-skusyi szczegółowej nad pojedynczymi ustępami adresu. Ru-sini chwycili się zabawnej, powszechną wesołość budzącej taktyki. Co który ustęp został przeczytany — X. Kaczała, X. Łoziński lub X. Pawlików stawiał do niego poprawkę w ten sposób, ażeby ustęp przeczytany wykreślić, a w miejsce jego wstawić ustęp z adresu ruskiego. Była to obstrukcya śmieszna, bo do niczego — nie prowadząca. Adres ostatecznie przyjęty został w dniu 10. grudnia 84 głosami przeciw 40.
Rozpisaliśmy się stosunkowo dość szeroko o dyskusyi nad adresem, ponieważ był on podstawą tego kierunku politycznego jaki przyjęła Galicya, popierając wszystko, co mogło się przyczynić do potęgi państwa austryackiego, »z wiarą w posłannictwo Austryi, jako tarczy cywilizacyi na Wschodzie« i »bez obawy odstępstwa od myśli narodowej«.
Podkreślamy jeszcze raz, że zwrot polityczny, adresem zaznaczony, miał na oku dwa cele: »galicyjski«, to jest uzyskania autonomii i polski: wzmocnienie Austryi dla przyszłego porachunku z Rosyą. Pierwszy cel w części osiągnięto już prawie przed pół wiekiem — realizacya drugiego celu rozgrywa się w oczach naszych. Żaden z członków sejmu nie doczekał się tej historycznej chwili. Stanisław Tarnowski bowiem, którego opinię o adresie przytoczyliśmy, dopiero w rok po jego uchwaleniu zasiadł na ławie — sejmowej1).
Sejm załatwił jeszcze sporo spraw innych. Uchwalono petycyę o. opuszczenie skutków kary skazanym na podstawie wyroków sądów wojennych z r. 1864; odesłano do Wydziału krajowego wniosek o zniesienie propinacyi i założenie Banku krajowego; uchwalono żądać ulgi podatkowej dla Krakowa i Lwowa, oraz zniesienie przepisów, ograniczających wolność dzielenia i łączenia gruntów; przypomniano Wydziałowi Kra-, jowemu, ażeby przyszedł z gotowymi wnioskami co do zastąpienia języka niemieckiego w szkołach, administracyi i sądownictwie, językiem polskim i ruskim i t. d. i t. d. Najważniejsze jednak uchwały zapadły w sprawach szkolnictwa.
Wydział Krajowy przyszedł z dwoma projektami: zaprowadzenia Rady szkolnej krajowej i ustalenia języka wykła — ’) Sprawę adresu przedstawiłem obszernie w Myśli polskiej (r. 1916) w artykule: Przy Tobie N. Panie stoimy i stać chcemy, �154 dowego. Pierwszy z tych projektów, będący następstwem wniosku Dietla na sejmie r. 1861, ustanawiał dla wszystkich szkół, z wyjątkiem uniwersytetów i akademii, Radę szkolną, jako najwyższą władzę w sprawie oświaty. Do instytucyi tej miały należeć: a) zarząd administracyjny i umiejętny wszystkich szkól w zakresie dotychczas przyznanym władzom politycznym; b) zatwierdzanie planów naukowych, przez zgromadzenie nauczycielskie układanych; c) administracya wydawnictw szkolnych i zatwierdzanie podręczników; d) coroczne składanie sejmowi sprawozdania o stanie wychowania publicznego; e) przedkładanie sejmowi projektów do ustaw i uchwał tyczących się oświaty.
Projekt o jęzjdtu wykładowym składał się z dwuch punktów. Pierwszy ustanawiał, że językiem wykładowym w szkołach ludowych, będzie język wybrany przez gminę, jeżeli nie postanawia inaczej jaka fundacya prywatna; drugi punkt prawo wyboru języka w prywatnych szkołach średnich przyznawał tym, co szkołę utrzymują, a więc korporacyom, insty-tucyom, gminom lub osobom prywahtym. Oba te projekty zostały przyjęte i przedstawione do sankcyi cesarskiej.
Prócz tego Dietl postawił kilka wniosków w sprawach szkolnych. Motywując swoje wnioski, powiedział Dietl między innemi: »pieniądze, które wydacie na rzecz oświaty, nie są wydane, tylko pożyczone, bo oświata, to najrzetelniejszy dłużnik; oświata, która rodzi wolność, moralność i zamożność, wynagrodzi z lichwą pieniądz na jej rzecz wypożyczony«. Wnioski Dietla przekazano Wydziałowi Krajowemu.
Interesujące szczegóły wyszły na~jaw przy wniosku Ry-dzowskiego o uzyskanie u rządu potwierdzenia zapisu Pelagii Rusanowskiej, na rzecz domu przytułku dla inwalidów polskich. Rusanowska zapisała na ten cel 180.000 złp. prosząc w liście Piotra Moszyńskiego, aby podniósł tę kwotę“, złożoną w depozycie sądu krakowskiego; opiekunem fundacyi ustanawiała Napoleona Iii-go, jako »wspaniałego i szlachetnego monarchę katolickiego«. Schmerling odmówił wprowadzenia zapisu w życie, a Hein, minister sprawiedliwości, nie uznał za stosowne zawiadomić o fundacyi ukoronowanego jej opiekuna.* »Dawne ministeryum — mówił Rydzowski — zmierzając do germanizacyi, obawiało się wszystkiego, co polskie — obawiało się nawet polskiej starości, polskiego kalectwa i poi�155 skiej nędzy«. Sąd krakowski za podmuchem wyższych wpływów uchwalił, aby depozyt przeznaczyć na dom przytułku dla inwalidów austryackich narodowości polskiej. Przeciw temu dowcipnemu załatwieniu kwestyi, rekurował Moszyński, a Ry-dzowski, jako kurator inwalidów, żądał, aby Wydział Krajowy udał się z prośbą w tej sprawie do ministra stanu, a w razie potrzeby do monarchy.
Jeszcze jedna’ ze spraw, podniesionych na sejmie, wymaga osobnej wzmianki. Szło o powiększenie liczby posłów sejmowych wybieranych przez miasta. Było ich 23 (właściwie 20, bo trzech wybierały izby handlowe) — projektowano dodać miastom jeszcze posłów’12. Było to żądanie zupełnie uzasadnione, ho znosiło w części niesprawiedliwość schmerlin-gowskiej ordynacyi wyborczej, która upośledziła miasta, siedliska cywilizacyi, handlu i przemysłu, koncentrujące też w sobie najinteligentniejszą ludność kraju. Pomijając dyskusyę nad tym przedmiotem, zaznaczmy tylko, ih i tu Rusini wystąpili w opozycyi, a mówiący w ich imieniu X. Pawlików zdobywał się na taką argumentacyę, że czasami sam nie mógł wstrzymać się od szczerego śmiechu, na czem go łapał Zybli-kiewicz, ku powszechnej sejmujących stanów wesołości1).
Świętojurcy wogóle (bo pisząc Rusini, mamy zawsze na myśli świętojurców — chłopi bowiem milczeli i nie byli politycznie wyrobieni) mieli tę jedynie rzeczywiście zaśługę, że Izbę w dobry humor wprawiali. Oto np. zgłosiła się znaczna liczba gmin ruskich, która prosiła, ab}^ jej przysłano ustawę gminną w języku polskim, gdyż nie rozumieją tego nowego języka ruskiego, w jakim ustawa została wydrukowaną. Prośbę tę wniesiono na ręce posła Łebkaluka, włościanina, który ją schował głęboko na życzenie świętojurskich prowodyrów. Ale wyszła rzecz na jaw przy sposobności innej prośby tego rodzaju, co dało X. Naumowiczowi powód do rozprawy na temat językowy i alfabetowy. »Nasza azbuka — dowodził — b}da cywilizowannoju sżcze tohdy koły jeszcze ani polskoj, ani niemieckoj cywilizacyi ne buło«/Wśród hucznej wesoło p Warto zaznaczyć, że na zachowaniu się świętojurców w sejmie i parlamencie sami Niemcy się poznali. Znakomity publicysta Fisch-hoff napisał już przecl pół wiekiem: »Eine eigene Politik haben die Ru-thenen nicht; sie wollen immer nur das, was die Połen nicht wollem. �156 ści uzasadniał Naumowicz wyższość azbuki lem, że po polsku trzeba pisać szcz, na co w azbuce jest jedna litera.
Sejm został zamknięty 31. grudnia. Marszałek podziękował krótko sejmującym, że dotknęli najważniejszych przedmiotów, że co mogli to zrobili dla uzupełnienia organizacyi kraju, że powiedzieli, co nas boli — dziękował wreszcie za spokojne dyskusye i za zgodnie powzięte uchwały...
Y.
Rezolucya.
Kiedy intrygi przeciw Belcrediemu wzmagały się, gdy nawet Węgrzy powiększyli liczbę jego nieprzyjaciół, obawiając się, aby przy jego życzliwości dla autonomistów Czesi nie uzyskali równego Węgrom stanowiska w państwie — uciekł się Belcredi do zwykłego w takich razach środka, a mianowicie przez rozwiązanie sejmów i rozpisanie nowych wjho-rów odwołał się do opinii publicznej.
Patent »styczniowy« zwołał sejmy na luty 1867 roku. Sejmy miały wybrać nowe delegacye do Rady Państwa, zwołanej w celu dokonania rewizyi konstytucyi schmerlingow-skiej w duchu autonomicznym. Sejmom pozwalał Belcredi dokonywać wyboru delegacyi kuryami, jak było dotychczas, lub z całego sejmu. Była to koncesya dla autonomistów; w którym sejmie bowiem mieli większość, w tym mogli wybrać tylko swoich. Sejm galicyjski nie potrzebowałby wysyłać np. Rusinów, trzymających z centralistami.
Ale krok Belcrediego był ryzykowny. Wywołał gwałtowne oburzenie wśród centralistów, którzy rozpasali namiętności w masach niemieckich, a jednocześnie rósł kokietujący z nimi Beust, popierany przez partyę Deaka. Więc choć wybory do sejmów wypadały w duchu Belcrediego, poczuł on, że wobec Beusta musi zejść na podrzędne stanowisko. Wolał więc ustąpić. Dnia 7. lutego minister spraw zagranicznych Beust, objął prezydenturę gabinetu, oraz tekę ministra spraw wewnętrznych i policyi, czyli został jakby wielkorządcą Austryi. 17. lutego otrzymały Węgry osobne ministerstwo i uznanie swej odrębnpści państwowej. Sejmom przesłano re�157 skrypt cesarski, usuwający zawieszenie konstytucyi schmer-lingowskiej, aby na jej podstawie wybrane delegacye do Rady Państwa, zatwierdziły ugodę z Węgrami.
Czesi postanowili nie obsyłać Rady Państwa. Za ich przykładem poszli Morawianie i Słoweńcy (w Krainie). Obawiali się oni, że ugoda z Węgrami odsunie na drugi plan, albo całkiem uchyli rewizyę schmerhngowskiej konstytucyi w duchu federalistycznym czy autonomicznym. Upoważniała ich do tej obawy postawa Niemców, którzy z radością powitali zwołanie Rady Państwa. W Galicyi zdania były podzielone: na Wschodzie przeważała chęć wybrania delegacyi »z zastrzeżeniami«, a to aby nie. wchodzić na drogę opozycyi, mogącej odwlec spodziewane dla kraju koncesye, natomiast w Zachodniej części kraju więcej było zwolenników ostrzejszego tonu w polityce, a więc wstrzymania się od wyboru delegacyi, aby zmusić rząd do powrotu na drogę federalizmu. Niektórzy z »panów krakowskich* (wyrażenie Ziemiałkowskiego) na własną rękę przyrzekli Czechom, że Galicya delegacyi nie wybierze. Wiadomość o tem przyrzeczeniu wywołała we Lwowie złe wrażenie. Wydelegowano więc natychmiast do Krakowa, a względnie do Wiednia Ziemiałkowskiego, już wówczas.członka Wydziału Krajowego, aby oświadczył »panom krakowskim«, że sejm stanowczo delegacye wybierze. Potwierdził to przybyły w sukurs Ziemiałkowskiemu, Grocholski. Wobec tego zapadła uchwała, że »panowie krakowscy« z Ziemiałkowskim pojadą na zjazd autonomistów do Wiednia, na którym oświadczą, że sejm galicyjski do projektu nieobesłania Rady Państwa przychylić się nie może. Co też uczynili.
Dzień 2. marca 1867 roku, stanowi ważną datę w historyi ugody galicyjskiej — z tego powodu należy się inu obszerniejszy ustęp poświęcić.
Tego dnia sejm miał przystąpić do dyskusyi specyalnej nad adresem do tronu i do wyboru ‘delegacyi. Adres był zredagowany w duchu antycentralistycznym i zawierał ustęp, że »uchwały Rady Państwa nie mogą mieć mocy obowiązującej*. Zanim jednak posiedzenie sejmu otwarto, Gołuchowski otrzymał rozkaz z Wiednia, aby natychmiast zamknął sejm w razie pozostawienia w adresie powyższego ustępu. Jednocześnie przyszła wiadomość, że za podobne zastrzeżenie zostały roz-.wiązane, sejmy czeski i morawski, Beust bowiem spodziewał �158 się za pomocą presyi rządowej uzyskać przy nowych wyborach większość centralistyczną. Była więc obawa, że i sejm galicyjski w razie opozycyi, temu samemu losowi ulegnie. A skład sejmu był w tej chwili znacznie korzystniejszy — zasiadało w nim mniej nieoświeconych włościan, przesiąkniętych antagonizmem klasowym. Więc między posłami tem silniej przeważyła chęć utrzymania sejmu i nie wdawania się w politykę niebezpieczną, zwłaszcza, że kraj potrzebował spokojnej wewnętrznej pracy, aby się podnieść z długoletniego zaniedbania i społecznego rozstroju. Zwołana na posiedzenie komisya adresowa postanowiła, aby całkiem nie uchwalać adresu. Zawiadomiono o tem namiestnika i sesya sejmowa była otwarta odczytaniem przez Ziemiałkowskiego oświadczenia komisyi, że »wobec zaszłych wypadków i niebezpieczeństwa, na jakie mogłoby być narażone wewnętrzne kraju zadanie«, komisya mniema, iż jest jej obowiązkiem cofnąć projekt adresu, »który był wyrazem myśli przewodnich sejmu«. Przystąpiono zatem do dyskusyi nad centralistycznym adresem, proponowanym przez Rusinów, który oczywiście, olbrzymią większością odrzucono.
Następnie Ziemiałkowski referował wniosek o wysianie delegacyi. Sądzono, że rzecz jest zdecydowana; tymczasem wyłoniła się ostra opozycya. Cofnięcie adresu powiększyło za-stępy przeciwników wysyłania delegacyi, którzy twierdzili, że wobec grożącej reakcyi należy *ząjąć stanowisko opozycyjne. A pomiędzy tymi przeciwnikami znalazł się i Adam Potocki i Grocholski, który jeszcze niedawno jeździł mitygować »pa-nów krakowskich«. Była chwila decydująca — od uchwały sejmowej zależało, czy utrzymać, się na drodze ugody, czy się z niej cofnąć. Przesadne zapewne b)rło wyrażenie jednego z wybitnych publicystów piszących o tej sesyi, że »chwila ta decydowała o pognębieniu kraju, albo jego odrodzeniu« — ale nie ulega wątpliwości, że ugoda co najmniej uległaby znacznej odwłoce.
Gołuchowski wpływem swoim zaczął paraliżować opo-zycyę — Ziemiałkowski w długiej mowie zwalczał argumen-tacyę przeciwników. »Jeżeli to prawda, — mówił, — że nam grozi reakcya, że nastanie centralizacya, to obowiązkiem naszym jest właśnie iść do Wiednia i temu przeszkadzać; a jeżeli nie podołamy temu i nie przeszkodzimy, to przynajmniej po�159 wiemy sobie, że spełniliśmy obowiązek, a siało się lo, eo Bóg chciał... Kraju naszego nikt nie posądzi o szczególne jakieś pre-dylekcye dla rządu austryackiego. Przez się prawie lat obskurantyzm, zaprowadzony w szkołach, doprowadził do rozstroju społecznego; podatki, wyśrubowane do wysokości takiej, że im prawie podołać nie możemy, sprowadziły upadek materyuln}’; szafowano mieniem, szafowano krwią naszą bez miłosierdzia na polach obcych bitew za sprawy, z których wrogi Austryi i wrogowie nasi korzystali. Stąd to ludność nasza nie mogła wyrobić w sobie sympatyi dla rządu. Nareszcie biurokracya obca, nieprzyjazna nam, sieje nienawiści między jedną klasą społeczeństwa a drugą, tak, że blizcy jesteśmy rozkładu społeczeństwa... Jeżeli mimo to kraj podpisał to, co sejm wyrzekł przed kilku miesiącami, że pragniemy i szczerze pragniemy potęgi Austryi, i przy tej Austryi stać myślimy, bardzo ważne muszą to być powody, które zniewalają kraj zapomnieć 0 wszystkich cierpieniach. Spojrzyjmy, co się dzieje na ziemiach, które niegdyś część Polski stanowiły: w jednej części kapitały pruskie wykupują ziemię naszą, a ziomków naszych do rzędu pariasów strącają; w drugiej części mieczem 1 ogniem wytępiają braci naszych i przesiedlają całe rodzin}’. Tu tylko znalazła polskość schronienie, tu tylko wolno nam pisać, czuć po polsku, upominać się o prawa swoje; G a 1 i c y a jest arką, w której polskość się skryła i przy pomocy rządu i pracy naszej przetrwa burze barbarzyńskiej powodzi. Dlatego moi panowie, ż e chcemy mieć Austryę silną i tego szczerze pragniemy, nie powinniśmy żadnej przeszkody stawiać,, gdzie idzie o to, aby Austrya była wzmocniona; a wzmocniona będzie, przez ukonstytuowanie, jakie podług naszego zapatrywania być powinno. Zdaje mi się, że to jest najsilniejszy powód, dla którego powinniśmy delegatów do Rady Państwa wysłać«...
W obronie wysłania delegacyi przemówił Zyblikiewicz, któremu raz tylko udzielono brawa. Za to huczne oklaski i brawa zbierał członek »grona krakowskiego« Ludwik Wo-dzicki, przemawiający przeciw wysłaniu delegacyi. Ziemiał-kowski zabrał głos powtórnie i pobił zapatrywania przeciwników. Sejm większością 99 głosów przeciwko 34 uchwalił obesłać Radę Państwa. Do tych 34, którzy głosowali przeciw obe�160 sianiu, należeli przeważnie posłowie krakowscy, z okolic bliższych Krakowa, aż po Tarnów i przyszli Stańczycy (Wodzicki i St. Tarnowski).
Delegacya pojechała do Wiednia (przyjęli do niej wybór i... opozycyoniści), a Ziemiałkowski,,»głośny twórca uchwały 2. marca«, jak go później Czas nazywał, wybrany został prezesem Koła polskiego i jednocześnie mianowany przez cesarza drugim wiceprezydentem izby poselskiej. Przy uroczy-stem otwarciu Rady Państwa w d. 22. maja zasiadł’ tedy w stroju polskim obok prezydenta Giskry.
W izbie brakowało tylko Czechów, którzy na swej polityce jak najgorzej wyszli. Wiemy już, że rozwiązano ich sejm, a rząd, który wszędzie i zawsze przy wyborach ma wpływ ogromny, postarał się, że do nowego sejmu czeskiego weszli w przewadze centraliści. Gdy się to stało, nowy sejm czeski 145 głosami przeciw 85 zatwierdził wybory i wybrał delegacyę do Rady Państwa, składającą się z 42 centralistów i 12 Czechów. Z sejmem morawskim zrobił rząd té samo. Była to lekcya poglądowa dla Galicyi.
W przemówieniu, otwierającem Radę Państwa, zaznaczył monarcha przyjście do skutku układu z Węgrami i oświadczył, iż w »naturalnem następstwie« innym krajom przyznana być winna »wszelka możliwa autonomia w drodze porozumienia się parlamentarnego«.
Dnia 8. czerwca odbyła się w Budapeszcie koronacya Franciszka Józefa na króla węgierskiego. Był to dzień świetnego tryumfu polityki kompromisowej Deaka, którego, jakby dyktatora, słuchała większość Węgrów, mimo szalonej agi-tacyi Kossuthoweów. Rozum polityczny Deaka i wspólnika jego pracy Eótvósa, powrócił Węgry do dawnej chwały i niezależności. Wprawdzie potem Węgrzy dążyli do zupełnego rozwodu z Austryą, ale nie można stosunkami późniejszymi mierzyć wcześniejszych. Po klęsce pod Yilagos Węgry straciły swe stanowisko i stały się najzwyklejszą prowincyą monarchii austryackiej — ugoda zaś z r. 1867 podzieliła Monarchię na dwa samoistne państwa: Cesarstwo austryackie i Królestwo węgierskie, złączone z sobą unią realną, polegającą na wspólności spraw, objętych osobną umową. Oba państwa otrzymały wspólnych ministrów wojny i spraw zagranicznych, a dla spraw wspólnych utworzono delegacye z sejmu węgierskiego �161 i austryackiej Rady Państwa. Ówcześni Węgrzy, z wyjątkiem Kossuthowców pojęli, że otrzymali wszystko, co na razie otrzymać było można; poszli więc za zdrowym zmysłem i dojrzałością politjrczną, przeciw zapatrywaniu nieprzejednanych. Deaka uznali za »Ojca narodu« — a kiedy umarł w kilka lat później, pogrzeb jego stal się olbrzymią manifestacyą narodową, — wdzięczni rodacy wznieśli mu pomniki.
Tymczasem w Radzie Państwa miano uchwalić adres do tronu. Była w nim nagana zawieszenia konstytucyi przez Bel-crediego, co było udzieleniem votum zaufania Beustowi, jako jej wskrzesicielowi. Nic dziwnego, że Beustowi, już wówczas kanclerzowi, chodziło bardzo o jednogłośne przyjęcie adresu. Delegacya polska zrozumiała, że chwilę tę można wyzyskać, i weszła z Beustem w układy. Do traktowania z nim wybrała Krzeczunowicza, Adama Potockiego i Ziemiałkowskiego.
Wiemy już, że za czasów Belcrediego sejm uchwalił ustawę szkolną z polskim językiem wykładowym i utworzenie Rady szkolnej krajowej, jako naczelnej władzy nad szkołami galicyjskiemi; wiemy również, że Beleredi ustępstwo co do języka przyrzekł Gołuchowskiemu. Ale uchwały sejmu wymagały sankcyi, a tej nie było. Otóż tej sankcyi zażądano od Beusta, a oprócz tego jeszcze: przyznania praw językowi polskiemu w sądach i urzędach, oraz utworzenia w kraju najwyższego senatu sądowego. Trudności były spore, gdyż ówczesna Rada stanu (»-Staatsrath«) sprzeciwiała się sankcyonowaniu ustaw sejmowych. Gdy układy nie doprowadziły do rezultatu, Polacy po rozpoczęciu dyskusyi nad adresem do tronu, opuścili salę obrad. Wobec tego Beust wyszedł z izby, wezwał trzech polskich delegatów i polecił ministrowi Hyemu, aby przeciągał dyskusyę aż do jego powrotu. W sali więc szła dy-skusya, a obok trwały układy w obecności ministra spraw wewnętrznych Taaffego i Gołuchowskiego, który przybył pilnować w Wiedniu spraw kraju. W końcu Beust przyrzekł uzyskać sankcyę dla ustaw szkolnych, a sprawę języka urzędowego i senatu rozważyć i poprzeć. Delegaci zwołali posłów i przedłożyli im wynik układów — prócz Krzeczunowicza wszyscy zgodzili się głosować za adresem. »Weszliśmy do sali — pisze w swych pamiętnikach Ziemiałkowski — poczem Hye, który już przeszło godzinę chwalił adres, zakonkludował swój panegiryk*, i adres uchwalono prawie jednomyślnie, bo 11
GAUCYA �162 tylko dwóch posłów tyrolskich za nim nie głosowało. Galicyjska Rada szkolna otrzymała sankcyę ustawodawczą 22. czerwca, a 25. t. m. postanowieniem cesarskiem uznano języki krajowe w Galicyi za wykładowe w szkołach średnich i ludowych.
Wkrótce potem wniósł rząd w parlamencie projekt zmiany konstytucyi’ lutowej. Referentem był Brestl, koreferentem Ziemiałkowski. Bręstl, mając mało czasu, oddał ułożenie referatu Ziemiałkowskiemu, który oczywiście zredagował go w duchu autonomicznym. W komisyi jednak większość wprowadziła poprawki centralistyczne i dopiero za wstawieniem się Beusta udało się uratować w izbie niektóre postanowienia na korzyść autonomii sejmów, między innemi przekazano im całe ustawodawstwo gminne. W każdym razie projekt ten tak pachnął centralizmem, że delegacya polska za nim nie głosowała.
Wreszcie uchwalono i ogłoszono tak zwaną konstytucyę grudniową po dziś dzień obowiązującą w Austryi.
Konstytucya ta warowała równość wszystkich w obliczu prawa, zdolność wszystkich obywateli do urzędów, prawo przenoszenia się z miejsca na miejsce, prawo emigracyi, nietykalność mieszkania, tajemnicę listową, prawo podawania petycyi, prawo zakładania stowarzyszeń i zwoływania zgromadzeń; zapewniała dalej wolność myśli i prasy, wolność religijną, wolność uczenia się i nauczania, prawo wyboru powołania, obronę narodowości i t. d. Najwięcej bolał centrali-stów artykuł 19. zapewniający równouprawnienie wszystkim narodowościom, który był żywcem wzięty z kromieryskiego projektu konstytucyjnego. Zasady były piękne, ale ogłoszone jednocześnie prawa zasadnicze, urządzające stosunki krajów austryackich, przeniknięte były duchem centralizmu, skupiając nici państwowe w centralnych władzach, a zostawiając zbyt mały zakres autonomii sejmom i władzom krajowym.
Gdy konstytucya została ogłoszona i miał nowy rząd być utworzony dla krajów austryackich, proponowano Ziemiałkowskiemu tekę ministra handlu, ale ją odrzucił, podając za powód, że głosując przeciw konstytucyi, nie może należeć do rządu, który ma ją wprowadzić. Ponieważ jednak szło o to, aby Polak był w rządzie, zaproponował Alfreda Potockiego na ministra rolnictwa. Koło Polskie na to się zgodziło, i Po�163 tocki jako minister rolnictwa zasiadł w gabinecie, na którego czele stanął jako prezydent ks. Karlos Auersperg, a Giskra jako minister spraw wewnętrznych.
Dla braku miejsca pomijam działalność tego ministerstwa (t. zw. Biirger-Ministerium), które z jednej strony powstrzymywało prądy autonomiczne, a z drugiej strony przez ustawy wyznaniowe, szkolne i t. d. szło w duchu skrajnego liberalizmu.
Trudno jednak pominąć myśli, która ze sfer wiedeńskich wyszedłszy, wywołała niezmierne wrażenie w kraju. Oto cen-traliści, chcąc pozbyć się Polaków, którzy im »przeszkadzali«, pragnęli Galicyę odstąpić Węgrom na zasadach odrębności, jaką otrzymała Chorwacya. »Byłoby to szczęściem dla Gali-cyi«, — pisały niektóre dzienniki — i takie też w kraju przeważało zdanie. Ale zachodziła wątpliwość, czy Węgrzy zgodzą się na ten podarunek. Na rok przedtem poseł Dobriański,. Rusin węgierski, domagał się w sejmie węgierskim, aby Węgry na mocy traktatu rozbiorowego odebrały Galicyę jako swą »własność«, na co mu Andrassy odpowiedział: »Pan Dobriański chce okręt przeładować, aby go zatopić*.
Jeżeli myśl przyłączenia Galicyi do Węgier bardzo się w kraju podobała, to nowa konstytucya spotkała sie z jedno-myślnem niezadowoleniem. Wprawdzie rząd starał się je łagodzić przez ostateczne zniesienie podziału administracyjnego’ kraju (ustanowiono jednolite władze administracyjne we Lwowie) i polecenie sądom, aby przeprowadzały obrady i pisały referaty w tym języku, w którym prowadzi się rozprawa ze stronami, co było pierwszym wyłomem w języku niemieckim jako administracyjnym, — ale te ustępstwa uważano za zbyt małe, niezdolne okupić centralistycznych tendencyi konstytucyi. Rząd zresztą nie * ukrywał swych dążności. Ministrowie Herbst i Plenerj ścieśniali swemi rozporządzeniami atrybucye sejmowe, minister oświaty Hassner starał się przy pomocy okólników pozbawić Radę szkolną samodzielności, wreszcie minister spraw wewnętrznych Giskra, podzieliwszy kraj na większe okręgi administracyjne, polecił ich naczelnikom, aby. w pewnych sprawach wprost, się z nim porozumiewali, z pominięciem namiestnika. Wywołało to rozgoryczenie, a protest kraju przeciw tym rozporządzeniom znalazł swój najwybitniejszy wyraz w dyskusyach i uchwałach sejmowych 1868 r. ll* �164
Zaraz przy otwarciu sejmu Smolka, wśród oklasków ga-leryi, postawił wniosek: Sejm cofa uchwałę z d. 2. marca 1867 względem obesłania Rady Państwa i wzywa delegatów do złożenia mandatów. Jako motyw podał nieodpowiadającą życzeniom kraju konstytucyę grudniową. Smolka żądał federacyjnego ukształtowania. Monarchii, przyczem specyalnie »co do Królestwa Galicyi i Lodomeryi z Wielkiem Księstwem Krakow-skiem odpowiadać może — tylko taki samorząd i stosunek państwowy do monarchii, jak służy królestwu węgier —, s skiemu, — ile że królestwo Galicyi i Lodomeryi z Wielkiem Księstwem Krakowskiem, będąc częścią organiczną dawnej Rzeczypospolitej polskiej, owej wielkiej indywidualności histo-ryczno-politycznej, która przez 1000 lat spełniała i spełnia jeszcze znakomite posłannictwo w dziejach Europy, a chociaż wykreślona z rzędu państw samodzielnych, żyje pełnem życiem w gronie narodów, a należąc najkrócej do składu państwa austryackiego, najmniej podpadła procesowi unifikacyi, i bądź co bądź odwołując się na swe prawo przyrodzone, nie podpadające żadnemu przedawnieniu, na podstawie... tej wybitnej swej odrębności historyczno^politycznej i narodowej, której kraj nasz nigdy się nie zaparł, lecz i owszem domagał się uznania tejże przy każdej sposobności, — więcej niż każdy inny kraj, do monarchii należący, ma prawo niezaprzeczone domagania się odrębnego stanowiska samodzielnego w składzie państwowym monarchii«.
»Jestem tego przekonania, — mówił Smolka — że Polska musi być, że musi być wzniesione owo przedmurze, bez którego Europa do równowagi, do swobodnego oddania się sprawom pokoju, umiejętności i cywilizacyi przyjść nie może i nie przyjdzie. Co aby mogło być, trzeba nadać Galicyi rząd narodowy niezawisły... zrobić ją tym punktem krystalizującym, o który Polska ugrupować się będzie mogła «...
Zyblikiewicz chcąc zmodyfikować wniosek Smolki, zażądał, aby sejm objawił swą opinię o konstytucyi grudniowej. Komisya, której przydzielono oba wnioski, zaprojektowała przez usta Grocholskiego, aby wniosek Smolki odrzucić, a natomiast uchwalić przygotowaną rezolucyę. Dyskusya tak nad głośną rezolucyą, jak nad adresem do tronu, wreszcie nad tem, czy iść do Rady Państwa, należała do najcharaktery�165 styczniejszych, podczas niej bowiem, najsilniej się starły ze sobą dwa prądy: ugodowy i opozycyjny.
W adresie sejmu do cesarza zaznaczono, że Galicya jest częścią dawnego udzielnego państwa, że konstytucya grudniowa nie uwzględniła jej indywidualności, że domaga się szerokiego samorządu. W proponowanej rezolucyi zaatakowano silnie ustawy zasadnicze nowej konstytucyi jako »nie-odpowiadające nadziejom ani warunkom rozwoju narodowego*, jako »ubliżające historyczno-narodowej indywidualności* a stąd rodzące powszechne niezadowolenie i zwątpienie... Dłuższe trwanie takiego stanu zgubnie oddziała na pomyślność kraju i dobro państwa«.
Wobec tego sejm na mocy § 19 statutu krajowego czynił wniosek następujący: »Królestw, u Galicyi i Lodomeryi z Wiel-kiem Księstwem Krakowskiem przyznany będzie samorząd narodowy w zakresie odpowiednim jego potrzebom i odrębnym stosunkom. Przede wszy stkiem: 1) Sejm stanowić będzie wyłącznie o sposobie wyboru do Rady państwa. 2) Delegacya sejmu Królestwa Galicyi i Lodomeryi z Wielkiem Księstwem Krakowskiem będzie brała udział w czynnościach Rady państwa tylko w sprawach wspólnych temuż Królestwu z innemi częściami Monarchii w Radzie państwa reprezentowanemu 3) Następujące przedmioty, o ile się tyczą Królestwa Galicyi i Lodomeryi z Wielkiem Księstwem Krakowskiem mają być wyjęte z zakresu działania Rady państwa, oznaczonego państwową ustawą zasadniczą i jprzejdą w myśl § 12 tej ustawy w zakres działania Sejmu tegoż Królestwa: a) urządzenie izb i organów handlowych; b) ustawodawstwo względem zakładów kredytowych i zabezpieczenia, banków i kas oszczędności z wyjątkiem banków emitujących znaki pieniężne; c) ustawodawstwo o przynależności; d) ustanawianie zasad nauczania w szkołach ludowych i gimnazyach i ustawodawstwo o uniwersytetach; e) ustawodawstwo w przedmiotach prawa karnego i po-licyi karnej; ustawodawstwo prawa cywilnego i górniczego; f) ustawodawstwo o głównych zarysach organizacyi władz sądowych i administracyjnych; r �166 g) ustawy mające się wydać w celu przeprowadzenia zasadniczych ustaw Państwa o powszechnych prawach obywateli, o władzy sędziowskiej i o władzy rządowej i wykonawczej w tychże ustawach powołane; h) ustawodawstwo o przedmiotach, odnoszących się do obowiązków i do stosunków naszego kraju do innych; i) ustawodawstwo gminne bez ograniczeń, wypływających z artykułu czwartego zasadniczej ustawy o powszechnych prawach obywateli. 4) Na pokrycie wydatków administracyi, sądownictwa, wyznań, oświaty, bezpieczeństwa publicznego i kultury krajowej w Królestwie Galicyi i Lodomeryi z Wielkiem Księstwem Krakowskiem, wydzielona będzie z funduszu państwa do rozporządzenia Sejmu suma, rzeczywistjmi potrzebom odpowiednia, i suma ta będzie wyjęta co do szczegółów jej użycia z zakresu działania Rady państwa. 5) Dobra krajowe Królestwa Galic}d i Lodomeryi z Wielkiem Księstwem Krakowskiem, zwane kameralne, przyłączone zostaną do funduszu krajowego tego Królestwa jako własność kraju*. 6) Żupy solne (kopalnie i warzelnie) w Królestwie Galicyi i Lodomeryi z Wielkiem Księstwem Krakowskiem nie będą mogły być ani sprzedane, ani zamieniane, ani obciążone bez zezwolenia Sejmu tegoż Królestwa. 7) Królestwo Galicyi i Lodomei^i z Wielkiem Księstwem Krakowskiem będzie miało w kraju swój własny sąd najwyższy i kasacyjny. 8) Królestwo Galicyi f Lodomeryi z Wielkiem Księstwem Krakowskiem otrzyma krajów}^ zarząd odpowiedzialny przed Sejmem w sprawach administracyi wewnętrznej, oświaty, bezpieczeństwa publicznego, kultury krajowej i sprawiedliwości, oraz ministra w radzie korony«.
Projektowi rezolucyi przeciwstawił Smolka prócz wniosku nieobsylania Rady Państwa i projekt ustroju federalisty-cznego przez podział Austryi na: a) kraje korony św. Szczepana (Węgry); b) kraje niemieckie dziedziczne; c) kraje należące do korony św. Wacława (czeskie), nareszcie na Królestwo Galie}?! i Lodomeryi z Bukowiną. Projekt ten oczywiście sprzeciwiał się zasadzie federalistycznej, gdyż krzywdził mniejsze, a nawet większe indywidualności narodowe, nam zaś odbierał �167 ludność polską na Śląsku cieszyńskim. Prócz tego sądzono, że minęła już chwila odpowiednia nadania państwu ustroju przez Smolkę projektowanego. Co więcej, przeważało zdanie, że Polacy nie powinni mieszać się w wewnętrzne sprawy Austryi, ale równie jak Węgrzy dbać przedewszystkiem o własne dobro, któremu mogłoby zaszkodzić wejście na drogę opozycyi. »Nie mogę się zgodzić — mówił Adam Sapieha — by nam wypadało zajmować jakiekolwiek stanowisko w sprawach austrya-ckich. Nie chcę być ani autonomistą, ani federalistą, ja jestem czysto i wyłącznie Polakiem, któremu przypadło wskutek klęski i wypadków do Austryi należeć«. Najostrzejszej krytyce poddali wniosek Smolki Gołuchowski i Ziemiałkowski. Ziemiał-kowski zapytywał się, czy kraj chce postępować na drodze organizacyi żmudnej, powolnej, ale prowadzącej do celu, czy też rzucić się na pole walki? Dowodził dalej, że jest przesada w twierdzeniu, iż krajowi dziś gorzej, niż za rządów Schmer-linga. Dziś kraj ma w swoich rękach organizacyę społeczną i wychowanie ludu, bo ustawodawstwo gminne i zarząd szkół ludow}Tch — »są to dźwignie tak silne, że jeżeli się ich właściwie użyje, podniosą kraj do takiej potęgi, iż nie będzie potrzebował obawiać się ani germanizacyi wiedeńskiej ani zachcianek panslawistycznych«. Do tego trzeba pracy, a do pracy spokoju, czego wniosek Smolki nie rokuje. Następstwem jego byłoby niezawodnie rozwiązanie sejmu... Komisya proponując rezolucyę obiera drogę wskazaną ustawami konstytucyjnemu Samorządu żądamy nietylko dla dobra kraju, ale i państwa. Samorządem wzmocnimy nasz kraj, samorząd nietylko wzmocni Austryę obecnie, ale i w przyszłości otworzy jej szerokie pole do rozwoju potęgi.
Sprawozdawcą i obrońcą rezolucyi był Grocholski. Przemawiali za nią ciągle Zyblikiewicz, Chrzanowski i dwa razy Szujski. Ten ostatni już poprzednio przy dyskusyi nad adresem pokazał się czerwieńszym od wszystkich, bo postawił wniosek, aby do słów: »chcemy Austryę widzieć potężną i kwitnącą« dodać jeszcze: »i wolną«. Adam Potocki i L. Wodzi cki b}di za uszczupleniem rezolucyi, lubo i to uszczuplenie stawiało szerokie żądania*). Sanguszko był przeciwnym wo ~ ł) Potocki stawiał »poprawki« do wniosku komisyi. Już na samym wstępie cło rezolucyi chciał odjąć jej cechę kategoryczną. Wnosił, aby �168 gole rezolucyi, gdyż ona niszczyła dzieło 2. marca, któremu »wszy stko mamy z a w d z i ę c z y ć, bo nawet zapowiedziany przyjazd cesarza do Galicyi«. I rzeczywiście tylko bilka dni oddzielało obrady nad rezolucyą od naznaczonego terminu przyjazdu pary cesarskiej. Rząd jasno dawał poznać, że w razie uchwalenia rezolucyi przyjazd ten zostanie odwołany. Namiestnik Gołuchowski starał się swoim wpływem re — ’ zolucyę pogrzebać, przyczem wygłosił mowę tak patryotyczną, że wywołała ogólny podziw. Przemawiał nie jako namiestnik, ale jako poseł, obywatel, patryota obejmujący swą myślą całą Polskę. Wykazywał niestosowność chwili do uchwalenia żądań, które zaszkodzić mogą, a spełnić nateraz się nie dadzą. Wzywał do rozwagi w imię posłannictwa narodu. »Nie o Gali-cyi nam tylko myśleć należy« — mówił — więc »nie stawiajmy sami sobie zapory wobec przyszłości, która wprawdzie zapewne nie jest tak blizką, ale o której niewolno powiedzieć, iżby była niemożliwą«. Nie pomogło jednak i to wezwanie: rezolucyę uchwalono. Nazajutrz odroczony został przyjazd pary cesarskiej do Galicyi, a w parę dni później odwołano go stanowczo.
Drugiem następstwem rezolucyi było ustąpienie Gołu-chowskiego. Wprawdzie sam się podał do dymisyi, ale niewiadomo czy uczynił to dobrowolnie, czy pod presyą z góry. Według jednych uchwalenie rezolucyi uważał pośrednio za vo-tum nieufności dla siebie, a zarazem za osłabienie swego stanowiska wobec monarchy. Przyjazd cesarza miał być uwieńczeniem jego polityki, uroczystem stwierdzeniem paktu między tronem a krajem — odwołanie przyjazdu zadało cios jego misyi i dalszemu programowi. Podanie się zatem do dymisyi, było prostem »wyciągnięciem konsekwencyi«. Według innej wersyi, mowa Gołuchowskiego wywołała w Wiedniu najgor zamiast słów: »Galicyi przyznany będzie samorząd« i t. d. powiedzieć: »Ivraj otrzyma przynajmniej te warunki samorządu, które już dziś są mu niezbędnie potrzebne, a przedewszystkiem, oprócz przedmiotów, które już obecnie za sprawy krajowe są uważane, całkowity samorząd we wszystkich sprawach wychowania publicznego, współudział sejmu w ustawodawstwie o podstawach organizacyi władz sądowych i administracyjnych, sąd najwyższy i kasacyjny w kraju, zarząd krajowy odpowiedzialny przed sejmem w sprawach administracyi wewnętrznej, oświaty, bezpieczeństwa publicznego i kultury krajowej, oraz ministra w radzie korony«. �169 sze wrażenie. »Niechętni namiestnikowi centraliści podnieśli ją do wielkiego wypadku, a mianowicie podkreślali ustęp, w którym Gołuchowski stanął na stanowisku patryoty, Polaka i w imię korzyści polskiego narodu, a nie w imię Galicyi przemawiał do sejmu. Niechęć ta przybrała w Wiedniu takie rozmiary, że musiał podać się do dymisyi« x). \
Ziemiałkowski, drugi »autor uchwały 2. marca«, też wyciągnął konsekwencyę: złożył prezesurę Koła Polskiego, którą objął po nim Kazimierz Grocholski.
Giskra nie chciał przedłożyć rezolucyi Radzie Państwa, zwołanej na 17. października; mówił, że nie jest do tego obowiązany, a listonoszem sejmu galicyjskiego być nie chce. Wprawdzie Rada Państwa wybrała komisyę do obrad nad rezolucyą, ale komisya tak odwlekała złożenie referatu, że Koło Polskie zagroziło opuszczeniem parlamentu. Wobec tego komisya przyspieszyła swą pracę, lecz orzekła,, iż żądania zawarte w rezolucyi sprzeciwiają się ustawie konstytucyjnej. Referat nie przyszedł jednak pod obrady pełnej izby, ponieważ Niemcy nie chcieli dopuścić do biernej opozycyi Polaków wobec tego, że aż przy pomocy stanu wyjątkowego w Czechach zwalczali opozycyę czeską. Prezes izby zatem wspomniał jedynie o złożeniu referatu i wyraził ubolewanie, iż z powodu zamknięcia sesyi nie może się nad nim odbyć dyskusya.
Rozpoczęła się akcya wpływów prywatnych. Gołuchowski konferował z ministrami, Ziemiałkowski za pośrednictwem Andrassego starał się przychylnie usposobić monarchę. Inn« źródła podają, że Beust pragnąc zyskać posłów polskich »w de-legacyach« dla budżetu wojskowego, też czynił starania, aby ułagodzić Polaków rozdrażnionych nietylko sprawą rezolucyi, ale i świeżo uchwaloną w Radzie Państwa ustawą o szkołach ludowych, ścieśniającą ustawodawstwo krajowe. Wskutek tych zabiegów, na radzie ministrów, odbytej pod przewodnictwem cesarza, przyszedł pod obrady wniosek zaprowadzenia języka polskiego w urzędowaniu wewnętrznem władz administracyjnych i sądów w Galicyi. Wezwany ze Lwowa kierownik (Leiter) nam. Possinger długo przemawiał przeciw wnioskowi, ponieważ według niego »oddawał on żywioł niepolski na 9 9 Chłędowsld (Ignotus) w artykule Rezolucyą galicyjska (Ateneum 1881. II.). �170 pastwę Polakom«. Giskra i Herbst popierali Possingera — mimo to wniosek przeszedł jednym głosem większości1). »Najwyż-sze postanowienie« w tej sprawie nosi datę 4. czerwca 1868. »Postanowienie to — pisze Robrzyński — przeprowadzono w tymże roku szczerze i stanowczo. Tem samem wszystkie władze w Galicyi dostały się w ręce Polaków i Rusinów, a resztki biurokracyi niemieckiej ustąpiły z kraju, o którym można było powiedzieć, że chociaż bez formalnej odrębności administracyjnej, faktycznie do niej bardzo się zbliżył*.
Koncesya ta jednak nie zadowoliła kraju, nie spełniała bowiem ani jednego z żądań objętych rezolucyą. Demokraci pod wodzą Smolki aż nadto głośno wyrażali swe niezadowolenie; wtórowali im, wprawdzie ciszej, konserwatyści krakowscy, a Szujski, stojący wówczas na rozstaju między demo-krat}^zmem a konserwatyzmem, lekceważąco wyrażał się 0 »szczypcie koncesyi«. »Ulica« i dziennikarstwo nie szczędziły nawet obelg większości delegacyi. Ofiarą połączenia się majczerwieńszych z najbielszymi« padli Gołuchowski i Ziemi ałkowski. Lwów demonstracyjnie wyraził im votum nieufności — złożyli więc swe mandaty.
Na sejmie 1869 Smolka uzyskał już 54 głosów przeciw 57 za swym wnioskiem niewysyłania delegacyi. Tak znaczna mniejszość skłoniła 17 delegatów, zgadzających się z polityką Gołuchowskiego i Ziemiałkowskiego, do złożenia mandatów. Nowo wybrana delegacya nie chciała jechać do Wiednia, uczyniła to dopiero pod groźbą Possingera, że rząd rozwiąże sejm i przeprowadzi »bezpośrednie« wybory. Rezolucyę sejm powtórnie uchwalił! Prócz tego przeszły na sejmie projekty ustaw o Radzie szkolnej, o Radach szkolnych okręgowych 1 o seminaryach nauczycielskich, które jednak w formie uchwalonej mogły liczyć na sankcyę jedynie w razie przyjęcia przez Radę Państwa rezolucyi1 2). 1) Pamięlnik Giskry. Szalę na korzyść wniosku przeważy! swym głosem min. BreSti. 2) W tem miejscu (zc względu na chronologię) choć w przypisku zaznaczyć należy, iż w r. 1869 Beust, usiłujący zawrzeć sojusz z Francyą i Wiochami przeciw Prusom, chciał zaszachować przyjazną im Rosyę pr,.ez wywołanie powstania w Królestwie i ogłoszenie Galicyi państwem niepodleglcm, wynagradzając Austryę za jej utratę częścią krajów naddunajskich. Później w r. 1870 min. wojny bar. Kuhn w niemo�171
Podczas posiedzeń Rady Państwa zwołane] w grudniu, a obradującej do kwietnia 1870, przyszedł-do steru rząd centralistyczny Hasnera. Chciał on złamać opozycyę czeską i kle-rykalno-niemiecką przez przeprowadzenie wyborów bezpośrednich, do czego było potrzeba zmienić ustawę o reprezen-tacyi państwa. Ponieważ taka zmiana wymagała większości dwu trzecich głosów, przeto dla pozyskania delegacyi polskiej, rząd postanowił wejść z nią w układy na podstawie rezolucyi. Układy jednak nie doprowadziły do rezultatu, gdyż posłowie polscy nie zgodzili się na bezpośrednie wybory i złożyli swe mandaty. Gdy za ich przykładem poszła reszta autonomi-stów, upadł gabinet i odroczono Radę Państwa. Po tej drugiej walce o rezolucyę pozostał jedynie dowcip Lama o delegatach galicyjskich: pojechali do Wiednia gross und wild (nazwiska dwu członków delegacyi), a powrócili do Lwowa klein und mild.
Utworzenie nowego gabinetu powierzył cesarz hr. Alfredowi Potockiemu (11. kwietnia 1870). Rozwiązawszy Radę Państwa i sejmy krajowe, zarządzono nowe wybory. Sejm, który z nich wyszedł, po raz trzeci uchwalił rezolucyę (31. sierpnia 1870).
Postanowienie cesarskie (z 30. kwietnia) zaprowadziło język polski jako wykładowy dla wszystkich przedmiotów na uniwersytecie krakowskim. Następnie Potocki zaprosił do Wiednia na naradę wybitnych posłów galicyjskich, aby porozumieć się z nimi co do rezolucyi. W naradzie wzięli udział między innymi: Leon Sapieha, Gołuchowski, Ziemiałkowski, Adam Potocki/ Smolka, Zyblikiewicz. Gabinet zgadzał się na rozszerzenie kompetencyi sejmu, wydzielenie budżetu krajowego co do podatków bezpośrednich z budżetu państwa, ustanowienie odpowiedzialnego ministra dla Galicyi i t. d. Do porozumienia jednak nie przyszło, gdyż wezwani, ulegając wpływowi opinii, nie chcieli ustąpić od żadnego z głównych punktów rezolucyi. Wstrzymywała też ona wiele spraw, któreby załatwić należało, a między innemi wydanie ustaw szkolnych i utworzenie władz wykonawczych Rady szkolnej. Chcąc temu zaradzić, ryale swoim radził na wypadek wojny z Prusami i Rosyą ofiarować Ga-licyę wyswobodzonej Polsce (Wertheimer. Graf J. Andrassy I. 478, 479, 506). Zlokalizowanie wojny między Francyą a Prusami położyło koniec tym projektom. / �172 ministerstwo ogłosiło tymczasowy statut seminaryów nauczycielskich i organizacyę rad szkolnych i okręgowych.
Niemożność porozumienia się z Czechami i opozycya niemiecka w Radzie Państwa doprowadziły do upadku gabinetu Potockiego (4. lutego 1871). Na czele nowego ministerstwa stanął hr. Hohenwart, stanowczy przeciwnik centralizmu, sprzyjający żądaniom Czechów i Polaków. Powołał on do gabinetu Kazimierza Grocholskiego jako ministra bez teki, któremu oddano nadzór spraw galicyjskich. Hohenwart gotów był rezo-lucyę uwzględnić szeroko. Doprowadził nawet do tego, iż pozyskał dla swej myśli centralistów niemieckich, — ale sprawa rozbiła się o to, że centraliści wymagali, aby Polacy zatrzymując dla siebie wysyłanie delegacyi przez sejm, zgodzili się na bezpośrednie wybory w innych krajach i aby ich delegacya nie brała udziału w Radzie Państwa w takich sprawach, w których Galicya otrzyma autonomię. Szło poprostu o pośrednie przyczynienie się Polaków do złamania oporur Czechów. Tego nie chciał Hohenwart, nie chcieli i Polacy. Dla Avątpliwego więc rozszerzenia autonomii czeskiej, upadło rozszerzenie autonomii galicyjskiej. Upadł i Hohenwart, kiedy sję zgodził na przywYócenie państwowego prawa czeskiego (t. zw. artykułów fundamentalnych). Zamian uznania państwowej odrębności krajów korony czeskiej, naruszając zarówno konstytucyę jak i dualizm, spotkał się z gwałtowną opozycyą Niemców i Węgrów, poufnie popieranych, jak się zdaje, przez Prusy *). Interwencya rządu wspólnego (Beusta) i rządu węgierskiego u cesarza położyła koniec gabinetowi Hohenwarta (27. października).
Po Hohenwarcie, prócz dobrej woli, pozostały trzy pamiątki: powołanie Gołuchowskiego po raz trzeci na stanowisko namiestnika (11. lipca 1871), uchylenie ograniczenia wykładów polskich i ruskich na uniwersytecie lwowskim i zaprowadzenie języka polskiego jako wykładowego w Politechnice lwowskiej. Pozatem, wolą monarchy powołaną została do życia Akademia Umiejętności w Krakowie.
Za centralistyczno-liberalnego ministerstwa ks. Adolfa Auersberga (nie zasiadał już w niem Grocholski) rząd przygotował projekt ustawy o bezpośrednich wyborach, zapowia ) H Winiarski. Ustrój prawno-polityezny Galicyi. �173 dał jednak uwzględnienie żądań Galicyi, o ile nie naruszą jedności państwa. Wskutek tego delegacya przedłożyła na nowo rezolucyę, którą, nawiasem mówiąc, sejm po raz czwarty uchwalił (w październiku). Rada Państwa wybrała wydział rezolucyjny, który po półrocznych obradach przybył z projektem ustawy rozszerzającej autonomię galicyjską na podstawie projektu rządowego z czasów ministerstwa Potockiego i Hohenwarta. Wprowadził jednak do tego projektu znane nam już żądanie centralistów, aby delegaci galicyjscy nie brali udziału w obradach nad sprawami przyłączonemi do zakresu działalności sejmu galicyjskiego, co więcej, odejmował im głos przy uchwalaniu dotacyi państwowej (ryczałtu) na rzecz szkolnictwa i administracyi galicyjskiej. Warunek ten był bardzo niebezpieczny dla kraju wyniszczonego biurokratyczną gospodarką, a więc potrzebującego poważnych wkładów ma-teryalnych. Zresztą obrady nad tym projektem, nie mającym widoków przejścia, odroczono do załatwienia sprawy wyborów bezpośrednich.
Wybory takie przewidywane były w konstytucyach 1861 i 1867 w razie, jeżeli zajdą wyjątkowe okoliczności, wskutek których nie dałoby się dokonać wysłania posłów przez sejm krajowy. Rząd jednak przedsięwziął wybory bezpośrednie uczynić już nie wyjątkiem, a regułą. Wystąpili przeciw temu silnie autonomiści wszystkich krajów, wystąpił i sejm galicyjski w adresie do cesarza (z 25. listopada 1872). Adres zaznaczał, że wnioski o bezpośrednich wyborach, budzą różne »domysły i obawy«, że odjąć sejmowi wybór posłów, byłoby to »zachwiać wiarę w prawa konstytucyjne i podkopać podstawy opartego na tych prawach porządku«. Przypominano też monarsze niezałatwioną rezolucyę, choć już opinia co do dalszej o nią walki była rozdwojoną. Coraz więcej dawały się słyszeć głosy, że społeczeństwo ponosi szkodę przez odkładanie załatwienia najważniejszych potrzeb kraju. Dlatego to sejm nie odwlekał już dalej uchwalenia przedłożonych przez rząd ustaw o szkołach ludowych, choć nie były one skrojone na miarę rezolucyi, a raczej stały z nią w znacznej sprzeczności.
Protesty przeciw bezpośrednim wyborom nie pomogły. Polacy 6. marca opuścili izbę poselską w czasie obrad nad zmianą ordynacyi wyborczej. Rząd znalazł dostateczną wie�174 kszość (2/s) i uzyskał dla uchwały sankcyę cesarską (2. kwietnia 1873). Rezolucya została już na zawsze pogrzebaną.
W mowie tronowej przy zamknięciu Rady Państwa w ustępie o Galicyi czytamy: »Usiłowania, aby Królestwu temu nadać zgodną z jednością i potęgą państwa autonomię nie doprowadziły do zamierzonego celu, w powołaniu jednak do Rady koronnej jednego z synów tego kraju, upatrzy on dowód mojej o jego dobro ciągłej troskliwości«.
Tym »jednym z synów« był Floryan Ziemiałkowski, którjr w chwili nominacyi (21. kwietnia) był prezjułentem Lwowa.
Wybory bezpośrednie odbyły się we wrześniu. Galicya na mocy nowej ordynacyi wyborczej, która powiększała znacznie liczbę członków Izby poselskiej, otrzymała 63 mandatów zamiast dotychczasowych 38.
Po otwarciu Rady Państwa przy obradach nad adresem (18. listopada) reprezentant Koła polskiego Julian Dunajewski oświadczył, że posłowie polscy »odkładając to co się stało, przynajmniej chwilowo na bok i licząc się z faktycznemi stosunkami«, zdecydowali się wspólnie z lewicą niemiecką wziąć udział w pracy nad potrzebami państwa.
Opozycya przeciw bezpośrednim wyborom znalazła jeszcze swój wyraz we wniosku przedłożonym na najbliższym sejmie przez ks. Jerzego Czartoryskiego. Żądał on, aby opierając się na niezniesionym art. 16 statutu krajowego, Sejm zastrzegł się »przeciw sposobowi, w jaki wybory bezpośrednie do Rady Państwa w naszym kraju zaprowadzone zostały«. Za wnioskiem tym oświadczyło się zaledwie 54 posłów — większość w liczbie 73 odrzuciła go, a tem samem wyrzekła się polityki przez kilka lat prowadzonej.
»Walka o rezolucyę — pisze Chłędowski — skończyła się zatem najzupełniej sza, przegraną dla Galicyi, kraj nie korzystał bowiem z nadarzającej mu się kilkakrotnie sposobności otrzymania bardzo obszernej autonomii, stojąc upornie przy słabo obmyślanej uchwale sejmowej... Galicya żądając w danych stosunkach za wiele i żądając nie w porę, była w r. 1872 na łasce centralistów, zamieniła obiecujące stanowisko polityczne na daleko gorsze*...1).
Tegoż zdania co Chłędowski jest większość pisarzy, oma ‘) Ateneum. 1881. 11. �175 wiających owe czasy. Zapominają oni jednak, że »obszernej autonomii« chciano zawsze udzielić pod warunkami trudnymi do przyjęcia. Zapewne, że źle jest żądać »za wiele«, ale doświadczenie uczy, że w polityce polegającej na ustępstwach i kompromisach, kto żąda mało, ten jeszcze mniej dostaje. Wogóle argumentacya »coby było, gdyby« ma bardzo kruche podstawy.
Rezolucya upadła, ale bądź co bądź wśród walki o nią uzyskano poważne koncesye. Z każdej batalii wyniesiono pewne zdobycze. Kiedy przyszli do władzy i do wpływu w kraju przeciwnicy rezolucyi i opozycyi, o rozszerzeniu autonomii galicyjskiej i wogóle o dalszych ustępstwach słuch zupełnie zaginął...
A może i bez rezolucyi i bez opozycyi dałyby się uzyskać otrzymane ustępstwa? Może.
VI.
Po r. 1873. — Nowy statut. — Reszta zdobyczy. — Rezultaty autonomii.
»Epoka wielkiej polityki i walk konstytucyjnych — mówi Bobrzyński — skończyła się, rozpoczęła się praca organiczna nad odrodzeniem kraju na tych podstawach i w tych ramach prawno-politycznych, które zdobyte zostały w ciągu epoki poprzedniej
Chcąc objąć, choćby w pobieżnym szkicu, dzieje tej pracy organicznej w ciągu lat przeszło 40 (1873 — 1914), trzebaby na* pisać przynajmniej tomową rozprawę. Drugie tyle należałoby poświęcić na. skreślenie obrazu wewnętrznych walk politycznych, na charakterystykę stronnictw, opis waśni narodowościowych i klasowych, streszczenie obrad i uchwał kilkudziesięciu sejmów, przedstawienie działalności Koła polskiego w parlamencie i t. p.
Zadanie nasze było skromniejsze. Zaznaczyliśmy z góry, że chcieliśmy jedynie przedstawić krótko dzieje gnębienia narodowości polskiej w Galicyi za czasów absolutyzmu i dzieje’ przejścia jej na drogę politycznego odrodzenia za czasów konstytucyjnych, to znaczy dzieje jej walk o autonomię. �176
Zadanie to spełnione.
Nasuwają się jednak dwa pytania: czy w ciągu ostatnich lat 40 nie zmienił się ustrój prawno-polityczny Galicyi i co przyniosła krajowi, owa tak upragniona, z takim trudem zdobyta niezbyt szeroka autonomia?
Postaramy się na oba pytania dać krótką, treściwą odpowiedź.
W roku 1896 gabinet, na którego czele stał Kazimierz Badeni, powiększył liczbę członków Izby poselskiej przez utworzenie kuryi powszechnego głosowania (»piątej kuryi«). Na Galicyę przypadło 15 mandatów, odtąd więc wybierała 78 posłów.
W dziesięć lat później sądzono, że rozognioną walkę narodowościową da się osłabić przez zniesienie kuryi i zaprowadzenie powszechnych, równych, bezpośrednich i tajnych (»czteroprzymiotnikowych«) wyborów, (ustawa z 26. stycznia 1907 r.). Z 516 mandatów przypadło na Galicyę 106.
Co do składu sejmu galicyjskiego zachodziły kilkakrotnie drobne zmiany przez powiększenie liczby wirylistów, (przyznano mandaty »z urzędu« biskupowi krakowskiemu, prezesowi Akademii Umiejętności i rektorowi Politechniki), oraz posłów miejskich (dwóch ze Lwowa, jednego z Krakowa, pięciu z nowo utworzonych okręgów). Po ostatniem z tych powiększeń (w r. 1900) sejm składał się z 161 członków, a w tem 12 wirylistów.
Największa jednak, gruntowna zmiana — składu sejmu nastąpić miała w r. 1914 po kilkuletnich walkach o reformę ordy-nacyi wyborczej. Rząd w widokach polityczny ch daleko poza granice Austryi sięgających (imperyalistyczny program następcy tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, zamordowanego w r. 1914 w Sarajewie) wziął w opiekę Rusinów i żądał, aby im wyznaczyć i zabezpieczyć większy procent mandatów. Rozpoczęła się więc zacięta walka z rządem, Rusinami i między stronnictwami polskiemi. Rezultatem jej był upadek namiestnika Robrzyńskiego i rozwiązanie sejmu. Dopiero namiestnikowi Korytowskiemu udało się doprowadzić do kompromisu. Nowe prawo wyborcze jest powszechne; przyznaje głos wszystkim wyborcom do parlamentu. Głosowanie jest (a raczej miało być) tajne, bezpośrednie, jednakże nie jednolite i nie równe, bo oparte na zasadzie reprezentacyi inlere�177 sów (kurye) i na pluralności. Do okręgów wiejskich w Ga-licyi Wschodniej zastosowano zasadę proporcyonalności. »Godząc się na tak znaczną liczbę okręgów proporcyonalnych — powiedział metropolita Szeptycki — Rusini stwierdzają, że uznają prawa polskie do ziemi na Wschodzie«.
Sejm miał się składać z 228 posłów, a w tem 62 Rusinów (27.2%). Z dwóch zastępców marszałka jeden miał być Rusinem. Przyznano też Rusinom dwa miejsca w Wydziale Krajowym (jeden z nich miał być zastępcą przewodniczącego Wydziału), oraz miejsca wśród sekretarzy, kwestorów i rewidentów i w całym szeregu komisyi sejmowych. Zabezpieczono dalej Rusinom osobny wybór delegatów do Rady nadzorczej Banku krajowego, do Wydziału galicyjskiej Kasy oszczędności, do Komisyi włości rentowych, komisyi podatku zarobkowego i komis}u apelacyjnej podatku osobisto-dochodowego.
Nie te jednak przepisy dawałyby siłę Rusinom, gdyż i bez przepisów jeden z nich na życzenie Polaków był zawsze zastępcą marszałka, jeden zasiadał w Wydziale Krajowym, a prz}T wszelkich wyborach w Sejmie zawsze ich, na mocy zwyczaju, uwzględniano. Siła leżała w ich procencie, który w pewnych wypadkach uniemożliwiałby powzięcie uchwał bez ich zgody. Tak np. uchwalenie nagłości wniosku wymagało większości 2/s obecnych, tyleż głosów potrzeba było do ustanowienia stałej komisyi do większych projektów, a ko-misya, którąby miała obradować w czasie pozasejmowym, wymagała ustawy, uchwalonej 2 U głosów przy komplecie 2U członków sejmu. Dość byłoby zatem w dwu pierwszych wypadkach, aby do Rusinów przyłączyło się kilkunastu posłów żydowskich, lub jakieś najmniejsze stronnictwo polskie, a o łuskaniu 2h’głosów mowy być nie mogło. W trzecim wypadku dość byłoby Rusinom i garstce trzymających z nimi nie przybyć na posiedzenie sejmowe, a komplet byłby niewystarczający do powzięcia uchwały.
Ale cała owa reforma statutu sejmowego, jak i cała »ugoda«, stała się wobec yybuchu obecnej wojny bezprzedmiotową. Jakikolwiek bowiem będzie wynik tej olbrzymiej walki, Galicyę czekają zapewne inne losy. Albo nie zostanie w dawnych granicach, albo stanie się częścią nowej koncepcyi państwowej, albo zajmie inne stanowisko w ukształtowaniu się monarchii austryackiej. Ugoda polsko-ruska na funda 12 �178 mencie przez statut z r. 1914 uchwalonym, stanie sic prawdopodobnie jedynie miłem wspomnieniem, dowodem, »dobrych chęci« ze strony Polaków1).
Należy jeszcze wspomnieć o zdobyczach autonomicznych Galicyi w ciągu lat ostatnich.
Naprzód powiększono nieco kompetencyę Rady szkolnej krajowej.
Następnie przy zaprowadzaniu wyborów bezpośrednich do Izby poselskiej, Galicya uzyskała częściową kompensatę za zgodę na tę reformę o charakterze z natury rzeczy centralistycznym. Do zasadniczej ustawy państwowej wprowadzono w r. 1907 dwa nowe ustępy. Pierwszy zezwala sejmom w sprawach należących do ustawodawstwa krajowego, »uchwalić także postanowienia z dziedziny ustawodawstwa sądowo-kar-nego, policyjno-karnego i prawa cywilnego potrzebne do uregulowania przedmiotu«. Ustęp drugi brzmi: »Do zakresu działania ustawodawstwa krajowego należą także takie zarządzenia, tyczące się organizacyi państwowych władz administracyjnych, które opierają się na kompetencyi ustawodawstwa do organizacyi autonomicznych władz administracyjnych i które mieszczą się w ramach zarysów, zastrzeżonych dla ustawodawstwa państwowego«. Następnie ustawa z r. 1909 podała interpretacyę, co znaczy przyznane sejmowi zarządzenia w sprawach »kultury krajowej«. Interpretacya ta rozszerzyła znaczenie terminu ogólnikowego »kultura kraj owa«.
Wreszcie uwzględniono jeden z najważniejszych postu — A latów autonomicznych Galicyi, a mianowicie zezwolono na ustanowienie krajowej Izjby Obrachunkowej, w celu stałej kontroli finansowej samorządu (krajowego, powiatowego i gminnego). Utworzeniem jej miał się zająć sejm najbliższy, którego zwołanie naznaczono na jesień 1914 r. Niestety, sejm nie mógł być zwołany wskutek mobilizacyi rosyjskiej w obronie honoru Serbii i dalszych następstw obrony tegoż honoru * 2).
Przychodzimy z kolei do drugiego pytania: co przyniosła Galicyi autonomia? p Zwracam uwagę, że słowa te były pisane w r. 1915 (przypisek przy korekcie w r. 1916). 2) Pragnącym zapoznać się z ustrojem prawno-politycznym Galicyi polecamy cytowaną parokrotnie rozprawę p. Bohdana Winiarskiego. �179
Budżety są miarą rozwoju gospodarki.
Pierwszy budżet sejmowy (krajowy) uchwalony w roku 1866 obliczał wydatki na...................... 1, 337.402 K.
W7 budżecie na rok 1880 wynosiły wydatki.. 8, 094.624 K.
W budżecie na rok 1900 wynosiły wydatki.. 19, 953.996 K.
W budżecie na rok 1911 wynosiły wydatki.. 63, 356.178 K.
Równolegle z wydatkami wzrastały dochody. Budżet z r. 1866 obliczał je na 1, 179.946 K., w budżecie 1911 przestawiały one kwotę 58, 874.945 K.
Wśród wydatków pierwsze miejsce w całym szeregu budżetów z ostatnich lat trzydziestu zajęły wydatki na cele oświaty, które z 61.308 K. w r. 1866, wzrosły do 25, 375.135 K. w r. 1911 — czyli od 5.2% ogółu wydatków do 40.05%.
Drugie miejsce w budżecie 1911 r. zajmują wydatki na cele gospodarcze (rolnictwo, górnictwo, budowy wodne, me-lioracye). Kiedy w r. 1866 całkiem ich nie było w budżecie,, w r. 1911 doszły do kwoty 14, 191.237 K., stanowiąc 22.39% całej sumy wydatków.
Na trzeciem miejscu stoją wydatki na cele zdrowia i opiekę nad ubogimi. Kiedy w r. 1866 wynosiły one 29.164 K.„ w r. 1911 obliczono je na 14, 191.237 K., czyli 10.70% ogółu wydatków.
Czwarte miejsce przypadło w budżecie wydatkom na komunikacye. Od kwoty 120.000 w roku 1866, wzrosły da 6, 086, 169 K., czyli w r. 1911 stanowiły 9.60% wydatków.
Gdybyśmy mieli miejsce na przedstawienie całego szeregu pozycyi z różnych lat, zobaczylibyśmy, jak budżet przechodził różne fazy stosownie do wzrostu tych czy innych potrzeb krajowych. W każdym razie pokrótce zaznaczymy, że w pierwszych latach autonomii szczególną uwagę zwracano na komunikacye, jako środek niezbędny do pracy nad go-spodarczem rozwinięciem kraju. Kiedy weszły w życie ustawy o szkołach ludowych, pozycya wydatków na oświatę z roku na rok wzrastała, aż doszła do kolosalnej stosunkowo kwoty. Jednocześnie (od r. 1874) wzrosły wydatki na cele zdrowia, ponieważ kraj przejął na siebie koszta leczenia chorych. W tymże czasie pojawiają’ się pierwsze wydatki na budowle wodne. Od r. 1881 rozpoczyna się śmielsza inicyatywa w wydatkach gospodarczych przy pomocy polityki kredytowej. 12* �180
Z konwencyą długów krajowych (1893) z podniesieniem dodatków do podatków, z uregulowaniem indemnizacyi, nadszedł okres znacznej zwyżki wydatków na cele kulturalne i produkcyjne. »Stwierdzić trzeba — pisze znakomity ekonomista prof. Milewskix) — że jedynie dzięki przezornej gospodarce skarbowej przez 40 lat można coraz szersze podejmować zadania, i tu przypomnieć warto słowa Romanowicza (przywódcy demokratów) powiedziane w ostatniej jego mowie budżetowej 27. października 1903 r.: »Nam dziś, gdy rozporządzamy milionowemi kwotami, kiedjr widzimy, jak pod wpływem wydatków na oświatę, na cele ekonomiczne, życie w kraju się dźwiga dzięki Bogu, nam dziś łatwo jest ojcom naszym robić zarzuty: a nie daliście więcej na szkoły, a nie daliście więcej na cele ekonomiczne, na podniesienie przemysłu i t. d. Panowie! Oni nie mogli więcej dawać wobec tego strasznego ciężaru, jakim kraj został obarczony. I to jest fakt, który skonstatować i w umysłach społeczeństwa utrwalić należy«.
Przypatrzmy się z kolei innym budżetom.
Wydatki gminy miasta Lwowa na rok 1913 wynosiły 10.315.496 K. (w r. 1894 wynosiły one 3, 423.380 K.). W obliczeniu tem nie mieszczą się w całości budżety dóbr i przedsiębiorstw miejskich (tramwaje, zakład do oświetlenia elektrycznego, gazownia, rzeźnia i t. d.), gdyż podano tylko czyste ich dochody. W razie budżetowania »surowego« wzrosłyby tak wydatki, jak dochody do 16 milionów.
Wydatki Krakowa obliczono w budżecie roku 1914 ha 12, 582.885 K., dochody na 12, 584.014 K. (budżet r. 1893 obliczał wydatki na 1, 711.056 K.). Tu należy zastosować tę samą uwagę co do budżetowania czystego i surowego.
Wydatki na cele oświaty wynosiły w budżecie lwowskim na r. 1913 Koron 2, 078.860 K., w budżecie krakowskim na r. 1915 — 2, 033.700 K.
Wydatki i przychody powiatów autonomicznych w roku 1910 wynosiły według zamknięć rachunkowych 21, 476.218 K. (w r. 1902 tylko 7, 546.493 K.). ^
Zamknięcie budżetowe 30 miast większych z r. 1910 wy 9 W książce: »Z dziejów odrodzenia politycznego Galicyi«. �181 kazywało w dochodach i wydatkach 16, 357.318 K. (w r. 1912 wydatki i dochody wynosiły 2, 266.040 K.).
Reszta gmin miejskich i wiejskich tak w dochodach jak wydatkach wykazywała 20, 716.379 K. (w r. 1900 wydatki i dochody wynosiły 3, 038.390 K.1). —
Wszystkie dochody i wydatki budżetów autonomicznych wynosiły zatem koło r. 1910 — 1914 przynajmniej po 123 — 135 milionów koron.
Widzieliśmy, że pierwsze miejsce tak w budżecie krajowym, jak Lwowa i Krakowa, zajmują wydatki na cele oświaty. Ile na tę oświatę wógóle wydaje się corocznie w Gałicyi, można podać tylko w przybliżeniu, bo nie mamy z ostatnich łat cyfr z gmin i powiatów, a nie sposób obliczyć ile łożą na oświatę różne instytucye, a tem mniej, ile wynosi ofiarność prywatna.
Pewne cyfry mamy takie (z r. 1911): wydatki państwa na oświatę w Gałicyi wynosiły 16, 047.927 K. — wydatki kraju 25, 375.135 K., wydatki wreszcie Lwowa i Krakowa koło 4 milionów koron. Razem przeszło 45 milionów koron.
Wydatki »większych miast« na cele szkolne w r. 1910 wynosiły 1, 294.123 K. (w r. 1902 wynosiły już 954.135 K.), wydatki gmin małomiejskich i wiejskich dwa razy tyle, t. j. koło 3 mil. koron, (już w r. 1902 wynosiły 2, 084.542 K:). Oczywiście do r. 1911 podniosły się, więc dodawszy do pewnych 45 milionów, te około 5 mil. koron, nie przesadnie, ale raczej pesymistycznie stawiamy kwotę 50 milionów koron, jako taką, którą’ państwo i autonomia wydają rocznie w Gałicyi na szkoły i oświatę.
Przejrzyjmy teraz budżety wszystkich większych (a w części i mniejszych) zakładów finansowych, a w każdym prawie znajdziemy pozycye oświatowe. Spotkamy je i w różnych stowarzyszeniach wyznaniowych, społecznych, naukowych, filantropijnych, towarzyskich, przerostowych. Są instytucye, (klasztory, instytucye filantropijne, koleje, fabryki, izby handlowe) utrzymujące własne szkoły. Są liczne stypendya i zasiłki dla uczącej się młodzieży. Istnieją bursy utrzymywane *) * ) Cyfry budżetowe bierzemy z dzieła prof. Głąbińskiego. wNauka skarbowości«. Lwów, 1911 i ze Statistisches Jahrbuch des aulonomen Landesverwaltung in ósterreich XIII. Jahrgang (1915). �182 przez stowarzyszenia, instytucye i drogą składek. Są wreszcie stowarzyszenia poświęcone wyłącznie sprawom szerzenia oświaty. Takie »Towarzystwo Szkoły ludowej« posiada budżet wynoszący koło półtora miliona koron rocznie — setki jego »Kół« posiada budżety do stu tysięcy koron (zaszczytnie odznaczało się Koło tarnopolskie, którego budżet dosięgał do miliona koron). »Towarzystwa oświaty« zakładają biblioteki ludowe. Zaliczyć tu należy i »Macierz polską«, wypuszczającą co rok setki tysięcy egzemplarzy dziełek szerzących oświatę wśród ludu i klas pracujących. Dodajnty do tego wreszcie ofiarność prywatną.
Nikt się nie potrudził, (trud to zresztą wielki) aby obliczyć, ile z tych wszystkich źródeł płynie grosza na cele oświaty. A przecież płyną z nich miliony.
Ta »kochająca się w ciemnocie« Galicya miała w ostatnich czasach Akademię Umiejętności, 2 Uniwersytety, politechnikę, Akademię sztuk pięknych, Studyum rolnicze (wydział uniw. krak.) i akademię rolniczą w Dublanach, dwie akademie handlowe, seminarya duchowne, akademię we-terynaryi, średnią szkołę rolniczą w Czernichowie, dziesięć szkól przemysłowych wyższego typu, dwieście kilkadziesiąt niższych szkół rolniczych, przen^slowych i zawodowych, dwie szkoły nauk politycznych, dwa uniwersytety ludowe, przeszło 30 seminaryów nauczycielskich, konserwatorya i szkoły muzyczne, szkoły malarstwa, gimnazya i licea, wyższe kursy dla kobiet (np. imienia Baranieckiego w Krakowie), kilkadziesiąt szkół analfabetów, szereg kursów przegotowaw-czych i t. d. i t. d.
Rządy absolutne pozostawiły Galicyi 12 gimnazyów ośmioklasowych, 7 czteroklasowych i 2 szkoły realne (sześcioklasową i trzechklasową). Liczba ich uczniów w roku 1868 (rok objęcia zarządu szkół średnich przez Radę szkolną) wynosiła 7.905 (w tem 7 prywatnych gimnazyów żeńskich) — uczących się w nich było 35.8101).
W r. 1910/11 było gimnazyów publicznych 86, szkół realnych 14 — razem 100, posiadających 40.060 uczniów. Prócz tego było gimnazyów prywatnych męskich 17 i żeńskich 13 0 Buzek. Rozwój szkól średnich. Lwów, 1909. �183 z 4.110 uczniów i uczenie. Dodać należy jeszcze 2 licea żeńskie z 1.312 uczenie.
W r. 1871 założono 9 seminaryów kształcących nauczycieli ludowych (6 męskich i 3 żeńskie), które liczyły uczniów i uczenie 1.300. W r. 1910/11 było seminaryów 18, uczniów i uczenie 4.631. Prócz tego było 8 seminaryów prywatnych. Przed samą wojną liczba seminaryów doszła do 33 (w tem 12 prywatnych).
Oba uniwersytety (krakowski i lwowski) miały w roku 1880/1 1.822 słuchaczy (756 i 1.066), w r. zaś 1911/12 liczba ich. wjmosiła 8.088 (2.827 i 5.261). Sił nauczycielskich, (profesorów, docentów, lektorów) w r. 188Ó/1 było 148, w r. zaś 1911/12 liczba ich doszła do 409.
Politechnika lwowska w r. 1880/1 posiadała 216 słuchaczy, w r. zaś 1911/12 było ich 1803. Liczba sił nauczycielskich podniosła się w tym czasie z 45 na 128.
Szczególną uwagę zwrócić należy na olbrzymi-postęp szkolnictwa ludowego. Galicya posiada 6.243 gmin, zauważyć tu jednak należy, że w Galicyi każda osada (wieś czy miasto) tworzy zazwyczaj osobną gminę, stąd bywają gminy mające po 200, a nawet po 150 mieszkańców, w niejednej z nich zatem liczba dzieci w wieku przymusu szkolnego jest nadzwyczaj mała.
Otóż na te 6.243 gmin, było w r. 1868 szkół ludowych wszelkiego, rodzaju (4-klasowych, trywialnych z jednym nauczycielem, parafialnych i klasztornych) 2.476.
W r. 1898 było już szkół p ublicznych ludowych 4.117 w r. 1902 » » ’» » 4.486 w r. 1906 y> » » >> » 4.902 w r. 1913 » » » » » 5.963
Na początku wreszcie r. 1914 ze sfer Rady Szkolnej wyszło zawiadomienie, że niema szkół tylko... w 24 gminach i to w takich, w których jest zaledwie po 15 — 30 dzieci w wieku szkolnym.,...
Liczba uczących się dzieci w r. 1871 wynosiła.. 156.015
W r. 1898 na naukę codzienną uczęszczało dzieci 660.649 W r. 1907 » » » » » 953.499
W r. 1913 » » »..» », 1, 152.048 �184
Nadto do szkół dopełniających (po ukończeniu nauki co-, dziennej) w r. 1913 uczęszczało 216.778 dzieci, to znaczy, że w r. 1913 liczba dzieci pobierających naukę publiczną w zakresie szkoły ludowej wynosiła 1, 368.826.
Nie trzeba jednak zapominać, że ludzie zamożniejsi nie oddają dzieci do szkół ludowych, że istnieją chedery żydowskie niewchodzące do obliczenia, że wreszcie wśród dzieci w wieku przymusu szkolnego znajdują się słabowite, nierozwi-nięte, kalekie. Z tego powodu można śmiało powiedzieć, że w przeddzień wojny, rzadkim w y j ą t k ie m było w Ga-licyi dziecko, któreby nić’ pobierało nauki początkowej.
Ze wzrostem liczby szkół ludowych wzrosła i liczba nauczycieli i nauczycielek. W r. 1875 było ich 3.266, a w r. 1907 — 12.639, wreszcie w r. 1913 spis ich obejmował 17.097 nazwisk. Z porównania dwu ostatnich dat (1907 — 1913) widzimy, że przybywało ich średnio rocznie 743 1).
Drugie miejsce po oświacie w budżecie krajowym zajmują wydatki na cele gospodarcze (rolnictwo, górnictwo, budowy wodne,.melioracye i t. d.). Przedmiot to tak obszerny, na tyle gałęzi rozdzielający się, że chcąc dać pobieżne przedstawienie usiłowań i rezultatów Galicyi w tym kierunku, trze-baby mu poświęcić kilka arkuszy druku. Poprzestaniemy więc na wyrwanych bez systemu cyfrach i faktach z olbrzymiego ich szeregu, mając na względzie te, które wykazują postęp go-“ spodarki krajowej na tem polu, lub które wykazują wyzyskane lub niewyzyskane bogactwa naturalne Galicyi.
Galicya jest krajem, jeżeli nie wyłącznie, to przeważnie rolniczym. Rolnictwo jej według ogólnego zdania, nie stoi na takim stopniu, jakby stać powinno. Rozdział ziemi jednak na produkcyjną i nieprodukcyjną (pisze statystyk Buzek) jest daleko korzystniejszy w Galicyi niż w innych krajach Austryi i państw europejskich. Nieużytki wynoszą w niej zaledwie 3.5, kiedy w Austryi 5.8, w Niemczech 9.2. Co do rozległości, uprawa ziemi dosięgła już obecnie w Galicyi swoich granic (Bujak). Wobec niemożności wydatniejszego zdobj’-
’ l) Posługiwałem się przeważnie cyframi z artykułu mojego »Cic-mnota Galicyi« umieszczonego w petersburskim »Głosie Polskimi (1014, czerwiec). Uzupełniłem je z »Podręcznika do statystyki Galicyi«. �185 wama nowych przestrzeni, rozwój rolnictwa galicyjskiego możliwy jest tylko w kierunku intenzywności, t. j. powiększania dochodów surowych (zbiorów) przez nakład kapitału i pracy, (tenże).
Wydajność pszenicy na ha. w ąuintalach (według Lubo-męskiego) wynosiła: w r. 1884 — 1893 w Gal. Zach. 7.1. Wschodniej 8.9 w r. 1896 — 1905 » » » 9.5. » 10.5 w r. 1906 » » » 10.3. » 11.9 (w calem państwie od 1896 — 1905 wydajność wynosiła 11.7).
Wydajność żyta w tychże latach wzrosła w Galic}ń Zachodniej z 5.6 na 9.4, we Wschodniej z 7.7 na 9.8, (w państwie Avynosiła 10.9).
Wydajność jęczmienia w Galicyi Zachodniej wzrosła z 8.8 na 9.5, we Wschodniej z 7.4 na 9.5 (w calem państwie wynosiła przeciętnie 12.0).
Wydajność owsa w G. Z. wzrosła z 7.8 na 11.1, w G. W. z 5.8 na 9.3 (w państwie 9.4).
Wreszcie wydajność kartofli wzrosła w G. Z. ż 66.8 na 113.8 w G. W. z 90.4 na 110.0.
Wydajność zbóż w porównaniu z Czechami jest niższa, odtrąciwszy jednak Czechy, reszta krajów państwa austrya-ckiego, ogólnie biorąc, większą wydajnością się nie odznacza.
Wartość zboża (pszenicy, żyta, jęczmienia i owsa w roku 1904 wynosiła 304, 660.000 K.
Plon buraków cukrowych przy dobrej uprawie dorównywa plonom czeskim lub morawskim — podobnie ma się z wydajnością cukru. (Bujak). Obszar zajęty przez chmiel stanowi 15% całego obszaru chmielami austryackich, (bywa sprzedawany w Niemczech jako chmiel czeski). Chłopi we wschodniej Galicyi uprawiają tytoń, którego produkcya wzrasta ogromnie — w r. 1905 liczono 37.153 »plantatorów«.
Galicya produkuje największą ilość koni w Austryi, zaopatrując w nie połowę kawaleryi austryackiej. Przyrost tej produkcyi od 1880 — 1910 wynosił 23.1%. W r. 1910 posiadała Galicya koni 905.272, czyli 12 sztuk na 100 mieszkańców (w Austryi 6.6). Była to więcej niż połowa koni w całej Austryi (1, 801.090). �186
B y d ł a rogatego według spisu z 1910 r. miała Galicya sztuk 2, 505.079, (o 25% więcej niż w r. 1870). Stanowiło to 28% produkcyi bydła w Austryi. Na 100 mieszkańców było 34 sztuk bydła, kiedy w Królestwie Polskiem tylko 7.1. Wartość koni i bydła ceniono na 360 milionów.
Produkcya ś w i ń w latach od r. 1880 do r. 1910 wzrosła 0 172%, wynosząc przeszło 28% całej produkcyi austryackiej. (W Galicyi sztuk 1, 835.464, w Austryi 6, 431.966).
Lasy zajmują w Galicyi 2, 013.000 ha, t. j. stanowią. 25.6 obszaru, co odpowiada orzeczeniu znawców, że każdy kraj powinien mieć 20 do 30% zalesienia (Królestwo Polskie posiada 18%). Dostarczały one rocznie 3, 660.000 metrów sześciennych drzewa opałowego i tyleż drzewa użytkowego, faktyczny wyrąb miał być jednak o milion m3 większy. Handel drzewem za granicę wynosił koło 85.000 wagonów (czyli koło 1.7 milionów m3) wartości koło 70 mil. koron.
Galicya ma dwie reprezentacye wielkiej własności: T o-warzystwo gospodarskie we Lwowie i Towarzystwo Rolnicze w Krakowie; pierwsze z nich. posiada »oddziały«, drugie dzieli się na »Towarzystwa rolnicze okręgowe«. Oba otrzymują subwencye rządowe i krajowe, zajmują się zaś przeważnie podniesieniem hodowli bydła, na co wydają *U swych funduszów. Towarzystwo Kółek rolniczych powstałe w r. 1882 jest reprezentacyą drobnej własności. Z początku rozwijało prawie wyłącznie, działalność handlową, w ostatnich jednak latach równe starania poświęciło działalności oświatowo-rolniczej i kulturalnej (czytelnie, drużyny teatralne, straże ogniowe, konkursy, wykłady). W roku 1912 było kółek 1704 liczących 76.717 członków. W tymże roku Towarzystwo posiadało 965 sklepików. W roku 1908 lustratorowie obliczyli obrót roczny zlustrowanych 243 sklepików na 6 milionów koron. Kółka sprowadzały nasion 1 maszyn rolniczych za 1, 066.266 K. — udziały członków w r. 1913 wynosiły 711.000 K. W tymże roku obrót doszedł do 16Vs milionów, — samych nawozów sztucznych sprzedano za 483.380 K. (w całym kraju sprzedaje się ich za 8 — 10 milionów). W ciągu 6 lat zorganizowano przy Kółkach 189 straży ogniowych włościańskich. Patronat spółek włościańskich założony przy Wydziale Krajowym zakłada i opiekuje się Kasami pożyczkowo-oszczędnościowemi �187 włościańskiemu, spółkami mleczarskiemu, spółkami magazynowemu i t. d. Najsilniej rozwinęły się s p ó ł k i kredytowe systemu Raiffeisena, których liczba w r. 1912 doszła do 1.382 z 288.551 członków i 65, 434.683 K. wkładek. Bilans ich wynosił w tymże roku 79, 454.483 K. Jeden z najostrzejszych krytyków galicyjskiej gospodarki rolnej wyraża podziw dla tego rezultatu j.
W sumaryczńem wyliczeniu zakładów szkolnych, wspomnieliśmy już o wyższych i niższych szkołach rolni-c z y c h. Dodajmy do tego, że są w Galicyi utrzymywane przez kraj »dopełniające kursy rolnicze« i kursy mleczarskie, ogrodnicze, sadownicze i t. d., są nauczyciele wędrowni, są ogrody powiatowe i szkolne, są zakłady rolnicze doświadczalne; osobno są prowadzone badania doświadczalne nad łąkami i pastwiskami. We Lwowie istnieje doskonale rozwinięta krajowa szkoła lasowa. Są osobni instruktorowie uprawy lnu i t. d.
Biuro melioracyjne dla spraw gospodarstwa wodnego stworzone przez Sejm w r. 1878, mimo opozycyi niektórych posłów i Rusinów, spełnia doniosłe zadanie, zatrudnia przeszło 60 inżynierów i stu kilkunastu ukwa-lifikowanych dozorców melioracyjnych. Do r. 1903 (późniejszych cyfr nie posiadamy) dokonało t. zw. drobnych meliora-cyi (regulacyi wód, osuszeń, nawodnień) na przestrzeni 94.268 morgów. Przy publicznych przedsiębiorstwach melioracyjnych wykonano regulacyę wód i obwałowanie rzek na długości 608 kilometrów, prz}xzem osuszono lub ochroniono od zalewu obszar-gruntów wynoszący 185.079 morgów. Przygotowano wówczas (1903) projekty techniczne, których wykonanie zapewnione zostało ustawami, w dziale regulacyi wód i obwałowaniu na przestrzeni 1846 kilometrów, przez oo miał być osuszori}^ lub ochroniony obszar 397.194 morgów. Suma na ten cel przez, kraj wydana do r. 1903 wynosiła 19, 528.520 koron — a suma kosztorysowa wykonanych już wówczas w części, lub będących w toku ustawowych i prywatnych me-lioracyi, wynosiła przeszło 55 milionów koron j. Istnieje prócz 0 Zdzisław Ludkiewicz. Kwcstya rolna w Galicyi. Lwów, 1910. 2) Milewski. Bujak podaje, że do r. 1904 koszta robót melioracyjnych wyniosły 46, 500 000 koron. Późniejszych obliczeń nie posiadamy. Wogóle conajmniej połowę danych cyfr w.niniejszym rozdziale czer�188 tego Bank melioracyjny (stowarzyszenie udziałowe), które przeprowadza drenowanie, rocznie na 1.000 hektarów. Na drenowanie gruntów włościańskich gminom i włościańskim »spół-kom wodnym« daje subwencye kraj i rząd w 25% kosztów drenowania, a w 331/2% kosztów osuszania; na resztę kosztów mogą zaciągnąć pożyczkę z przeznaczonego na to funduszu (3%, ratami w 30 latach). Od r. 1907 Wydział Krajowy udziela prócz tego włościańskim spółkom wodnym, gminom i pojedynczym właścicielom ziemskim, mniejszym i większym, bezprocentowych pożyczek zwrotnych w 10 latach w wysokości całych kosztów drenowania.
Go do bogactw naturalnych ziemi galicyjskiej, na pierw-szem miejscu położyć należy węgiel, jako będący z żelazem najważniejszą dziś dźwignią życia gospodarskiego. Zagłębie krakowskie, łączące się z Zagłębiami śląskiemi (pruskiem i austryackiem) i Zagłębiem dąbrowskiem w Królestwie, posiada go w tak wielkiej obfitości, że według zdania niemieckich znawców, pokłady jego zawierają do 20 miliardów ton, a więc wystarczyłyby na 1.000 lat przy produkcyi rocznej 20 milionów ton (tonna = 1.000 kilogramów). Bogactwo to jednak do tej chwili jest mało wyzyskane, tak z powodu braku kapitałów jak i konkurencyi kopalni pruskich, których właściciele postarali się (choć nie korzystają) o pierwszeństwo prawa eksploatacyi znacznych przestrzeni węglowych w powiecie chrzanowskim. Mimo to kopalnie takie jak Jaworzno, Siersza, Niedzieliska, Jeleń, Bory, zaopatrują w węgiel większą część Galicyi. Nowe przedsiębiorstwa Brzeszcze i »Compagnie ga-licienne des mines« mają tak silne podstawy, że (według Bujaka) lada chwila co najmniej podwoją produkcyę galicyjską.
Pokłady węgla brunatnego znajdują się w kilkunastu miejscowościach podkarpackich zachodniej i wschodniej Galicyi, oraz pod Żółkwią, Kawą Ruską i t. d. Wartość ich jako paliwa niewielka, a stąd i mała produkcya. Korzystają z nich głównie koleje wschodnio-galicyjskie.
Obfite źródła nafty znajdują się w Podkarpaciu. Główne ich centra koło Krosna (Potok, Wietrzno), Drohobycza piemy z opracowań dawniejszych (1900 — 1908), gdyż nowych bardzo majo; posiadają biblioteki warszawskie. Dorzucamy leż nieco szczegółów z pamięci i notat własnych (kilka dat dodaliśmy podczas korekty), �189’ — (Borysław, Schodnica i Tustanowice) i Kołomyi (Słoboda run-gurska). Eksploatacya ropy postępuje w olbrzymich skokach. Kiedy w r. 1880 wydobywano jej 320.000 ąuintali, (franc, centnar handlowy) a w r. 1890 — 9)6.000 qu., to już w r. 1900 produkcya ta wynosiła 3, 472.000 qu., a w ostatnim roku obliczenia 17, 586.200 qu. Co do jakości, ropa galicyjska nie ustępuje amerykańskiej, a lepszą jest od kaukazkie], daje bowiem 50% nafty, kiedy kaukazka tylko 30%. Często się spotyka zarzut czyniony Galicyi, że całe to bogactwo oddala w ręce »obce«. Naprzód nie całe, bo i »swoi« nafcie zawdzięczali i zawdzięczają majątki, nieraz milionowe (z ostatnich czasów dość wymienić milionera b. ministra Długosza). Poprostu brak było chęci ze strony wielkich kapitałów. Stało się to samo co z węglem w Zagłębiu dąbrowskiem — a Królestwa nikt za to nie wini.
Pokrewny chemicznie nafcie wosk ziemny (ozokeryt), znajduje się. jedynie w Galicyi. Nigdzie indziej go dotąd nie znaleziono.
Komuż niewiadomo o kopalniach soli w Wieliczce i Bochni? Prócz tego posiada Galicya liczne źródła słone i warzelnie. Koło Drohobycza (w Stebniku) znajdują się pokłady soli kamiennej jeszcze niewyzyskane, a obfitością swoją podobno przewyższające Wieliczkę. Pod Kałuszem są bogate pokłady soli potasowej (kainitu); obok Stassfurtu w Niemczech, jedyna té tego rodzaju kopalnia.
Prócz tego eksploatuje Galicya w niewielkiej ilości rudę ołowiu (galenę), rudę c y nkową (galman), i — u d y ż e-lazne, siarkę, glinkę ogniotrwałą, porfiry, marmur, piaskowiec, granit. \ Obfituje za to Galicya w torfowiska (obszar ich obliczają na 300.000 ha.) i w źródła mineralne: solanki.czyste, siarczane i jodowe (Rabką, Iwonicz, Rymanów, Truskawiec), szczawy (Krynica, Szczawnica, Żegiestów, Wysowa i t. d.) i siarczane (Lubień, Swoszowice, Truskawiec i 33 innych).
Starania kraju i sejmu o podniesienie górnictwa objawiło się naprzód utworzeniem krajowej Rady górniczej. Rada ta z Wydziałem krajowym, posiadającym od r. 1878 stałego referenta spraw górniczych, popierała przedewszystkiem badania geologiczne i uregulowanie podstawy prawnej kopalń oleju i wosku ziemnego. Sejm subwencyonował badania pro�190 wadzone w związku z państwowym zakładem geologicznym,, a następnie samodzielnie przez Akademię Umiejętności. Owocem tych subwencyi jest »Atlas geologiczny Galicyi«, atlas, jakiego nie doczekał się wcześniej żaden kraj w Europie. (Bu-, jak). Sejm subwencyonowal też wiercenia naftowe, uchwalił krajową ustawę naftową, założył krajową szkołę wiertniczą,, krajową stacyę doświadczalną dla przemysłu naftowego, ogłaszał konkursy na prace z dziedziny technologii i nafty, udzielał stypendyów dla górników i uczniów szkół wiertniczych i akademii górniczych. W ostatnich czasach objawił się znaczny ruch koło poszukiwań węgla na nowych terenach w pobliżu. Krakowa. Potworzyły się spółki, do których z udziałami prz}^-stąpity różne instytucye i gminy. W r. z. miała być otwarta w Krakowie w osobno na ten cel wzniesionym gmachu Akademia górnicza, ale wybuch wojny stanął temu na przeszkodzie.
Bogactwem Galicyi, które jednak jej dotychczas więcej szkody niż pożytku przyniosło, jest obfitość wód płynących. Wylewy ubożą kraj, a niewyzyskaną jest siła motoryczna dopływów Wisły i Dniestru, znaczny spad posiadających. Obliczenia wykazują, że siły wodne dosięgnąć mogą półtora miliona koni parowych, a produkcya tej siły jest znacznie tańsza, niż produkcya maszyn parowych. Co do regulacyi rzek, kraj wiele już uczynił (w szczegóły wdawać się nie możemy), a rozpoczęta przez rząd budowa kanałów galicyjskich ma wysoką doniosłość dla handlu i przemysłu. Przy Wydziale Krajowym sprawami regulacyi rzek, jak już wiemy, zajmuje się krajowe biuro melioracyjne.
Pod względem komunikacyjnym rzeki galicyjskie małą przedstawiają wartość dla kraju. Są to przeważnie rzeki górskie, płytkie, bystre (stąd to znaczenie ich jako siły motorowej). Jedynie na Wiśle i Dniestrze krążą małe parowce. Wisła też ma największe znaczenie handlowe jako arterya komunikacyjna. Odbywa się na niej, i na jej znaczniejszych dopływach. żegluga na łodziach, tratwach, szkutach i galarach, służących do spławiania węgla, kamieni, piasku, wapna, soli i t. d. Od roku 1886 — 1890 przepłynęło rocznie przy urzędach cłowych na Wiśle i dopływach, przeciętnie 3.590, a między r. 1891 — 1895 przeciętnie 5.399 tratw, galarów, i t. p., na których przewieziono w pierwszem z tych pięcioleci 1, 422.005, �191 a w drugim 1, 907.804 centnarów metrycznych. Po Dniestrze przewożą drzewo, zboże, nasiona strączkowe i węgiel drzewny. Spław towarów na Dniestrze, wykazujący od r. 1886 — 1890 przeciętnie 336.205 cent. metr. wzrósł ogromnie w następnem pięcioleciu, doszedł bowiem do 1, 522.129 cent. metr. przewozu rocznego.
Dróg b i t y c li w r. 1850 posiadała Galicya 4.627 kilometrów, z czego t. zw. eraryalnych (rządowych) 2.947 a krajowych, obwodowych i gminnych 1.680. Eraryalnych ta sama liczba do dziś dnia pozostała, a nawet się zmniejszyła do 2.886. kilometrów. Natomiast dróg bitych krajowych, obwodowych i gminnych, dzięki gospodarce z czasów pierwszych rządów Gołuchowskiego, było w r. 1865 już 6.199 kilometrów. Stan więc był już względnie pomyślny. Od tej pory prócz rekon-strukcyi dróg dawnych, wybudowano do r. 1900 kosztem Wydziału krajowego, lub przy udziale subwencyi kraju dróg bitych 6.581 kilometrów. Późniejszych cyfr nie posiadamy, ale przypominamy, że wydatki na komunikacye w budżecie krajowym na r. 1911 wynosiły 6, 986.169 K., kiedy te same wydatki w budżecie r. 1900 obliczono na 3, 186.050 K., czyli, że kraj na komunikacye wydawał w r. 1911 dwa razy tyle co w r. 1900. Wydziały powiatowe w r. 1902 wydały na drogi 5, 078.225 K. (prócz 753, 244 K. kosztów administracyjnych). Pod względem dróg zresztą postęp Galicyi tak widoczny, że najostrzejsi krytycy, nie mają jej nic do zarzucenia. A pomiędzy temi drogami bitemi były i takie, które wymagały olbrzymich wkładów i pokonania niezwykłych trudności — dość wspomnieć wspaniałą drogę do Morskiego Oka w Tatrach.
Znaczną część budżetu komunikacyjnego kraju pochłaniają koleje żelazne. Państwo, po zbudowaniu w czasach przedkonstytucyjnych przez Towarzystwo akcyjne wielkiej arteryi kolejowej przez sam środek Galicyi (kolei Karola-Ludwika z odgałęzieniem do Czerniowiec) nie żałowało później ogromnych wkładów na budowę kolei strategicznych. Dzięki temu Galicya pokryła się poważną siecią kolejową. Ale te same względy strategiczne utrudniały i podrożały budowę kolei prywatnych, lokalnych — wojskowość nie zgadzała się na wąsko-torowe, stawiała wymagania co do kierunku. Mimo to liczy Galicya 17 kolei lokalnych, których budowa kosztowała koło 100 milionów. W r. 1893 wyszła ustawa �192 kolejowa o popieraniu ich budowy. Nawiasem mówiąc, kraj subwencyonował i budowę niektórych kolei państwowych. Roczna dotacya na rzecz funduszu kolejowego w r. 1905 w}^ nosiła 750.000 K. W budowie pierwszych sześciu kolei lokalnych, udział finansowy kraju przedstawiał kwotę 16, 174.000 K. Poważne »świadczenia« niosły powiaty, gminy, obszary dworskie. Długość państwowych linii kolejowych w r. 1910 wynosiła 4.120 kilometrów, p^watnych 900 kilometrów, razem 5.00 kilometrów. Ponieważ zaś Galicy a stanowi mało co więcej niż 3/s obszaru Królestwa Polskiego, posiadającego koleje długości 2.764 kilometrów, przeto w stosunku do Królestwa sieć jej kolejowa jest 3 razy większą.
Przystępujemy z kolei do największej bolączki Galicyi: przemysłu. Że znajdował się on do ostatniej chwili w kolebce, zaprzeczyć niepodobna. Tylko pamiętajmy, że kiedy rząd polski po r. 1815 nie szczędził ofiar, aby kraj uprzemysłowić, kiedy później małe uprzemysłowienie Rosyi pozwoliło rozwinąć się przemysłowi Królestwa (niestety pozostającemu w wielkiej mierze w rękach obcych), to rząd austryacki widział zawsze w Galicyi głównie rynek zbytu dla industryi austryackiej. Nawet era konstytucyjna nic pod tym względem nie zmieniła; dopiero autonomia umożliwiła powolne przeciwdziałanie zalewowi fabrykatów zachodnio — austryacldch. I to nie zaraz, bo kraj zbiedzony i wyniszczony, odzyskawszy swobodę ruchów, sił swoich w jednym tylko kierunku wytężać nie mógł. Królestwo siłą rzeczy wzięło się do przemysłu, bć inne drogi były dla niego zamknięte, — Galicyi otworzyło się nagle pole pracy we wszystkich dziedzinach życia narodowego. Musiała jednak wszystko zaczynać od początku. A kiedy w tym kierunku poczęła stawiać pierwsze kroki, napotkała przeszkody prawie nie do zwalczenia. Nie jedyną był słynny fiskalizm austryacki, który wysoko opodatkowywał fabryki, zanim w ruch zostały puszczone, — nawet protekcyjne dla przemysłu austryackiego taryfy kolejowe nie stanowiły głównej zapory. I fiskalizm i taryfy zaważyły ciężko na doli przemysłu galicyjskiego, ale przedewszystkiem temu wątłemu noworodkowi przyszło stanąć do zapasów z potężnym przeciwnikiem. W czasie, kiedy Królestwo nie odczuwało konku-rencyi i miało otwartą drogę na Wschód, Galicya związana granicami politycznemi i celnemi z krajami wysoko rozwinie�193 tymi przemysłowo, była poniekąd skazana na to, aby pozostać krajem wyłącznie rolniczym. Zasypywały ją swymi wyrobami Austrya właściwa i Czechy, które już w r. 1792 zdobyły się na wielką wystawę przemysłową. Można byłoby wytrzymać tę konkurencyę, gdyby państwo, które ma ogromny wpływ na rozwój lub tamowanie przemysłu, zechciało go popierać w Galicyi. Ale mimo autonomii, nacyonalistyczne i centralistyczne tęndencye rządów austryackich nie ustąpiły z pola walki. Zresztą nietylko w Austryi osłabienie ekonomiczne kresów częstym bywa objawem. Dla Galicyi nawet połączenie kolejowe z krajajni austryackimi, pokazało się zgubnem. Upadły narazie wskutek niego wszystkie cukrownie, upadło tkactwo i garncarstwo. Zczasem się dopiero podniosły.
Wiele też zaszkodziła na początku autonomii niewiara w możliwość stworzenia wielkiego przemysłu. Wprawdzie av r. 1877 sejm postanowił wejść na drogę uprzemysłowienia kraju, ale skierował swe usiłowania ku rozwojowi rzemiosł i przemysłu ludowego; sądząc, że »drogą nawiązania nici naturalnego rozwoju«, drobny przemysł rozwinie się w wielki. W r. 1878 z »Tymczasowego Komitetu doradczego do spraw przemysłowych« powstało »Kuratoryum dla spraw przemysłu domowego i rękodzielnictwa*. W r. 1883-Bank krajowy zaczynał użyczać na ten cel pożyczek. W r. 1887 powstał »Fun-dusz przemysłowy« zasilany przeważnie kosztem kraju. Dopiero wr. 1903 »Komisya krajowa przemysłowa«, która zastąpiła dawne »Kurat’oryum«, zaczęła się opiekować właściwym przemysłem. W r. 1906 opracowała na żądanie sejmu »plan systematycznej akcyi, celem powołania do życia wielkiego przemysłu«. Zażądała: ulg podatkowych dla przedsiębiorstw krajowych, udzielania im dostaw publicznych, uwalniania fabryk od gminnych podatków i dostarczania im przez gminy gruntów pod budowę. Prócz tego zaprojektowała Ko-misya założenie Banku przemysłowego, powiększenie biura Komisyi i biura statystycznego, wreszcie (pomijając jeszcze inne żądania) wymagała, aby na politykę handlową celną i komunikacyjną państwa wywierać silny nacisk w kierunku uwzględnienia przemysłu galicyjskiego. Pierwszym skutkiem tych żądań, było uwolnienie nowych przedsiębiorstw, mogących wpłynąć na rozwój przemysłu, od wszelkich autonomicznych »dodatków« do państwowych podatków bezpośrednich. 13 6ALlCYA* �194
»Fundusz przemysłowy« lubo stosunkowo niewielki, ale stale powiększany, pomógł powstaniu wielu nowych przedsiębiorstw i rozszerzeniu dawnych. Obok niego w r. 1908 powstał przy Banku krajowym fundusz inwestycyjny, który w r. 1911 wynosił półtora miliona koron, a miał dojść do 5 milionów, na co przeznaczono 40% czystego dochodu Banku. Wreszcie w r. 1911 na mocy uchwały sejmowej założono we Lwowie »Bank przemysłowy dla Królestwa, „Galicyi i Lodomeryi* przy udziale kraju i (niestety) wiedeńskiego Towarzystwa Eskon-towego (o udział ten trwała namiętna walka) a jednocześnie utworzono krajowy »Patronat rękodzieł i drobnego przemysłu*. Bank ma na celu ułatwiać powstawanie nowych przedsiębiorstw i finansowanie towarzystw akcyjnych, »Patronat« zaś pozwolił »Komisyi przemysłowej« wziąć w wyłączną opiekę przemysł fabryczny. Bank przemysłowy otworzył swą filię w Krakowie. Nad rozwojem przemysłu pracują również »Zwią-zek przemysłowy« i »Liga pomocy przemysłowej«, która objęła głównie dział reklamy przez urządzanie ruchomych wystaw, wykładów i t. d. Liga ta liczy kilkadziesiąt-»Kól« rozrzuconych po kraju i otrzymuje znaczną subwencyę z Wydziału Krajowego.
Przydajmy do tego szkolnictwo przemysłowe. Po za politechniką, reprezentująca najwyższy stopień szkolnictwa przemysłowego, a posiadającą 5 wydziałów z 1.803 uczniów (r. 1911), są średnie szkoły przemysłowe we Lwowie i Krakowie. Szkół przemysłowych uzupełniających w r. 1908 było 68 z 7.270 uczniów — w ostatnich latach założono takież szkoły dla dziewcząt. Uzupełnia to znaczna liczba szkól zawodowych (2 dla przemysłu drzewnego, 3 dla przemysłu żelaznego, 10 tkackich, 3 garncarskie i t. d.). Ważny posterunek zajmują bogate Muzea przemysłowe we Lwowie (Dzieduszy-ckiego) i Krakowie (Baranieckiego). Nie bez znaczenia są »kurśa majsterskie«, warsztaty szkolne i t. d.
Po tym pobieżnym szkicu usiłowań na polu podźwi-gnięcia przemysłu, nasuwa się pytanie: jakie są jego rezultaty? Szczepański i Lewicki nazywają rozwój przemysłu galicyjskiego ilościowo świetnym1). Z każdym rokiem przybywa * i * ) Dr. Al. Szczepański. Stan wytwórczości przemysłowej i górniczej Galicyi. Lwów, 1912. Dr. Witold Lewicki: Zagadnienia gospodarcze Galicyi. Lwów, 1914. �195
» kominów« Galicyi; Szczakowa, Biała, Trzebinia i całe pogranicze zachodnie jest już mocno »zadymione«. Powstają fabryki tkackie, chemiczne, ceramiczne, metalurgiczne, cementownie, cukrownie, rafinerye nafty, walcownie, fabryki cellu-lozy, papiernie i t. d. Sanok dostarcza wagonów kolejom, akcyjna fabryka Zieleniewskiego buduje mosty żelazne w całej Austryi i produkuje najlepsze »kotły«. Nawet ta bibułka do papierosów, która przybywa z Kairu i Paryża jako egipska i francuska »rodzi się« w galicyjskim Sassowie.
Owa świetność ilościowa polega na tem, że kiedy w roku 1902 było wszystkich zakładów przemysłowych w Galicyi 68.657, w r. 1910 liczba ich doszła do 102.563. Statystyka jednak zbyt szczodrze szafuje nazwą zakładów przemysłowych. W ściślej szem znaczeniu posiadała Galicya w r. 1910 zakłam dów przemysłowych (fabryk) 4.363. Liczba robotników fabrycznych wzrosła od r. 1902 do 1910 o 42%, a liczba koni mechanicznych o 65%. W przemyśle »domowym« pracowało 97.601 osób.
Największa liczba koni parowych przypada na młyny,. (24.468 na 3.152 zakładów). Potem idą: tartaki (zakładów 621,. koni p. 11.079), gorzelnie (zakł. 499 k. p. 4.579), papiernie (zakładów 9, k. p. 2.875), cukrownie (zakł. 2, k. p. 1.692), rafinerye nafty i wosku (zakł. 26, k. p. 1.251), fabryki — cellulozy (zakł. 3, k. p. 1.100), tkalnie wełny (zakł. 15, k. p. 1.074) i t. d..
Jeszcze nieco cyfr i faktów:
Kapitalizacya wykazuje postęp znaczny. Już w r. 1900’ w samych 44 istniejących wówczas Kasach Oszczędności było wkładek 187, 479.000 koron (w r. 1870 w 10 Kasach 14, 869.906). Ostatnie obliczenia z r. 1913 wykazafy, że w wielkich bankach, 52 Kasach Oszczędności i 2.707 Towarzystwach zaliczkowych, pocztowych Kasach oszczędności i spółkach pieniężnych, wkładki wynosiły do 800 milionów koron. Przeciętnie w ostatnich latach przybywało corocznie 60 milionów oszczędności i to prżeważnie ze sfer mniej zamożnych, małomiejskich i ludowych. ’
Ubezpieczenia ogniowe wykazywały już w r. 1902 w Kra-kowskiem Towarzystwie Wzaj. ubezpieczeń polic 508.141, z wartością ubezpieczoną na przeszło p ó ł tb r a miliarda (1, 502 mil. koron). Od tego czasu wartość ubezpieczeń’w samem Towarzystwie Krakowskiem wzrosła dd *2, 359, 351.861, i i i �196 choć w tym czasie powstały dwa nowe Towarzystwa Ubezpieczeń: »Dniestr« ruskie i «Wisła« ludowe.
Stowarzyszeń wszelkiego rodzaju (politycznych, oświatowych, ekonomicznych, humanitarnych i t. d.) w r. 1874 było 590. W r. 1900 liczba ich wzrosła do 5.518. W tem było: oświa-towo-naukowych 1.329, rolniczych 1.286, humanitarnych 996, zarobkowych 934, straży ogniowych 333, przemysłowo-handlowych 226, towarzyskich 211, sportowych 164 i t. d. Od tego czasu do dni ostatnich przed wojną, liczba stowarzyszeń bodaj czy się nie potroiła, bo już w r. 1912 wynosiła 12.621. Liczono wśród nich stowarzyszeń politycznych 171, naukowych i literackich 106, oświatowych i czytelń 3.956, nauczycielskich 83, sztuk plastycznych 19, muzyki i śpiewu 131, »Sokołów« 506, straży ogniowych 1.785, towarzyskich 539, rolniczych 2.601, dla podniesienia handlu i przemysłu 126, przemysłowo fachowych 951, humanitarnych 721 i t. d.
Prasę peryodyczną reprezentowało w r. 1865 tylko 14, w r. 1875 już 68 wydawnictw. W r. 1901 ogół pism wynosił 237, w r. 1914 doszedł do 342.
Samych pism codziennych polskich wychodziło z początkiem r. 1914 w Krakowie i we Lwowie 14. Pro-wincya, połączona świetnie siecią kolejową z temi dwoma ogniskami, nie czuła potrzeby posiadania własnych pism codziennych, dla spraw zaś lokalnych miała tygodniki: w Tarnowie, Rzeszowie, Przemyślu, Stanisławowie, Kołomyi, N. Targu, Tarnopolu, Zakopanem. Dzienniki rozchodziły się w 140 tysiącach egzemplarzy, t. j. w takiej mniej więcej liczbie, jak dzienniki warszawskie przed wybuchem wojny. Jeżeli zważymy, że Galicy a posiada tylko 4 miliony ludności polskiej, i że dzienniki jej zaledwie w jakichś setkach poza krajem się rozchodzą, (w zaborze rosyjskim stawiała im rogatki cenzura), kiedy dziennikarstwo warszawskie zaspakajało potrzeby ludności polskiej dwa razy większej i miało prócz tego dość znaczną liczbę odbiorców na Litwie, Rusi i w całej Rosyi — to łatwo przekonamy się, że dziennikarstwo galicyjskie rozwinęło się znacznie więcej niż warszawskie.
Wypadałoby szeroko podkreślić jeszcze zasługi Galicyi dla nauki polskiej, wspomnieć o jej wspaniałych (jak na nasze stosunki) bibliotekach, muzeach, galeryach, o jej towarzystwach i ’zjazdach naukowych, o restauracyach zabytków �197 architektury, ale to rzeczy powszechnie znane i w krótkim szkicu objąć się nie dające.
Interesuj ącem byłoby również przedstawić działalność samorządów miejskich, ich ogromny wpływ na rozwój miast, ich zasługi tak gospodarcze i kulturalne, jak społeczne i narodowe. One stworzyły czysto polską administracyę, one stały się pierwszą szkołą życia publicznego. Ale to znów tematy zbyt obszerne, aby można z nimi krótko się załatwić1).
Kończymy cytatą:
Już przed 10 laty, Wielkopolanin, znakomity ekonomista, b. poseł do Rady Państwa, dyrektor Banku krajowego, profesor ekonomii uniwersytetu krakowskiego, autor wysoko cenionego dzieła »Zagadnienia narodowej polityki« prof. poseł Dr. Józef Milewski, przedstawiwszy trudności, wśród jakich rozwijały się budżet i gospodarstwo Galicyi, a następnie przeszedłszy wyniki tego gospodarstwa, stwierdził, że przysłowiowa zła polska gospodarka w Galicyi już nie istnieje. »Racyonalna polityka finansowa, — są jego słowa — licząca się z środkami, cierpliwa a wytrwała, stała się programem wszystkich poważnych stronnictw Sejmu. Prócz finansowej zasługi, ma ten fakt moralną i polityczną doniosłość. Moralną, bo stwierdza, że umiemy wyzbywać się dawnych błędów i wad, a teorya ewolucyi społeczeństw uczy, że te tylko narody utrzymają się wśród międzynarodowego współzawodnicWa, w narodowej walce o byt, które umieją wykorzeniać sAve błędy i wady, nabywać moralne siły. Polityczna doniosłość znów na tem polega, że stwierdziliśmy, iż umiemy rządzić się sami, pomimo szczupłości pozostawionych nam publicznych źródeł dochodu, że nam nie potrzeba kurateli*.
Warszawa, 30 sierpnia 1915. i) i) Poruszyłem tę sprawę w artykule »Samorząd miasl ^alicyj-skich« (»Myśl polska«, zeszyt II. 1915, pseud. S. Lemnicki). �WYODRĘBNIENIE. (Rozdział dodatkowy).
Dnia 5. listopada 1916 jednocześnie z proklamacyą dwuch cesarzy zapowiadającą utworzenie samoistnego Królestwa Polskiego, ogłoszono manifest cesarza Franciszka Józefa o wyodrębnieniu Galicyi.
Akt ten historyczny brzmi dosłownie: /Kochany D-rze Kórber!
»W myśl układu, jaki stanął między Mną a Jego cesarską Mością cesarzem Niemiec, będzie z obszarów Polski, wyzwolonych przez nasze waleczne wojska z pod panowania Ro-syi, utworzone samoistne państwo z dziedziczną monarchią i konstytucyjną formą rządu.
»Przy tej sposobności myślę z wzruszonem sercem o wielu dowodach oddania się i wierności, jakich w ciągu moich rządów od kraju Galicyi doznałem, jako też o wielu wielkich i ciężkich ofiarach, które kraj ten, wystawiony na najgwałtowniejszy napór nieprzyjaciela, w obecnej wojnie w interesie zwycięskiej obrony wschodnich granic monarchii ponieść musiał, i które mu zapewniają trwały tytuł do Mojej najgorętszej ojcowskiej opieki.
»Jest zatem moją wolą, w chwili, kiedy nowe państwo powstaje, równolegle z tym rozwojem rzeczy także krajowi Galicyi nadać prawo samodzielnego urządzenia swoich spraw krajowych aż do pełnej miary tego, co z jej przynależnością do całości państwa i z jej pomyślnością się zgadza, i dać przez to ludności Galicyi rękojmię jej narodowego i gospodarczego rozwoju. �199
»Podając Panu ten mój zamiar do wiadomości, polecam Panu, ażebyś, celem jego ustawowego urzeczywistnienia, wypracował i przedłożył Mi odpowiednie wnioski.
»Wiedeń, dnia 4. listopada 1916.
Franciszek Józef m. p.
Korb er m. p.
Do aktu tego urzędowa Wiener Zeitung podała następujący komentarz:
»Jest rzeczą jasną, że powstanie samodzielnego państwa polskiego w północno-wschodniej stronie monarchii, nie może pozostać bez oddziałania na rozwój stosunków w kraju Ga-licyi. Wynika stąd konieczność przystosowania tego kraju, zarówno pod względem ustawodawczym jak i administracyjnym, do nowego położenia. Zamierzone nowe ukształtowanie nawiązuje do odrębnych stosunków, które już oddawna w rozmaitych urządzeniach krajowych i ich stosowaniu znajdowały wyraz i wytycza drogę ich dalszego — rozwoju.
»Stanowisko, ’jakie ma być Galicyi przyznane w obrębie Austryi, nie jest w piśmie odręcznem co do szczegółów ściśle określone. Te szczegóły pozostają zastrzeżone dalszym rozważaniom i dalszej decyzyi. Bądź co bądź pismo odręczne daje ważne punkty oparcia dla osądzenia przyszłego ukształtowania spraw, wytyczając ramy, w których ma być zaprowadzony porządek. Jeżeli krajowi nadaje się prawo samodzielnego porządkowania swoich spraw aż do pełnej miary tego, co z jego przynależnością do całości państwa i z jego pomyślnością się zgadza, to ’w słowach tych jednoczą się oba dla wszelkiego państwowego rozwoju w Austryi miarodajne momenty: dobro państwa, a w jego obrębie dobro kraju.
»Go się tyczy urzeczywistnienia zamiaru zapowiedzianego w piśmie odręcznem, to pierwszy krok uczyniony jest już w samym manifeście i zapowiedziane jest odpowiedzialne współdziałanie rządu. Prezydent ministrów otrzymuje polecenie wypracowania odpowiedniego planu co do tego, w jaki sposób nowe ukształtowanie rzćczy zgodnie z ustawami ma być wprowadzone w życie.
»Głębokie wrażenie, jakie to pismo odręczne może wywołać w Galicyi, będzie bezwątpienia potężnym bodźcem dla kraju w nadziei lepszej przyszłości, tak, że zdoła on tem szyb�200 ciej przecierpieć ujemne skutki, wywołane bzpośrednim na-porem wojny światowej i przez to stworzyć podstawę do porozumienia między obu kraj zamieszkującymi szczepami.
»Najwyższe pismo odręczne będzie kamieniem granicznym w historyi kraju. Spodziewać się należy, że wielkoduszne zamiary monarchy, widoczne w tem piśmie, ziszczą się obficie w potężnym rozwoju kraju«.
Na ten »kamień graniczny w historyi kraju«, pomijając szersze, dalej idące » marzenia«, których nigdy wyrzec się nie mogła i nie wyrzekła, czekała Galicya przez półtora wieku, to jest od pierwszego traktatu rozbiorowego, który ziemie polskie w skład jej wchodzące przydzielił do monarchii austrya-ckiej. Nie sama ona zresztą dążyła do wyodrębnienia, gdyż bywały chwile, w których i kierownicy monarchii myśl tę podzielali i byli skłonni do jej urzęczywistniena. Niektóre z tych momentów, zaznaczone w »Dziejach Galicyi« przypomnę w krótkiem, uzupełnionem nowymi faktami, zestawieniu:
Już w rok po »rewindykacyi« (1773) cesarz Józef II. zastanawiał się nad tem, czy nie nadać Galicyi odrębnego stanowiska (patrz str. 7).
Po wstąpieniu na tron Leopolda II., deputacya galijska zawiozła do Wiednia adres, a raczej memoryał z projektem osobnej konstytucyi dla Galicyi. (Magna Charta Leopoldina). Lubo cesarz uznał żądania memoryału za wygórowane, zapewni! przecie delegacye, że nada Galicyi »statut trwały-... Zabiegi biurokracyi plan ten rozwiały, a nawet nie dopuszczały do zwołania sejmów stanowych (patrz str. 22. i dalsze).
Po trzecim rozbiorze, który powiększył znacznie obszar Galicyi, uznano potrzebę przywrócenia sejmów, tej fikcyi konstytucyjnej, w tym wszakże między innemi celu, aby nie odróżniać Galicyi od innych krajów koronnych, coby jej nadawało cechy odrębności (str. 27).
Po odpadnięciu Zachodniej Galicyi do Księstwa Warszawskiego (1809) gubernator hr. Piotr Goess proponował cesarzowi Franciszkowi nadać Galicyi odrębną konstytucyę, odpowiadającą jej stosunkom i potrzebom. Memoryał Goessa kładł nacisk na to, że w ten sposób odwróci się uwagę galicyjskiego społeczeństwa »od stosunków zewnętrznych«, to jest od »marzeń« o połączeniu się z innemi prowincyami Polski, a przedewszystkiem z Księstwem Warszawskiem (str. 32). �201
»Traktaty przyjaźni« zawarte d. 3. maja 1815 między monarchami Rosyi, Prus i Austryi, ustanawiając konstytucyjne Królestwo Polskie, połączone z cesarstwem rosyjskiem, oraz »wolne i niepodległe miasto Kraków«, nie zapomniały o losie Polaków zostających pod panowaniem Prus i Austryi. Mieli otrzymać »reprezentacyę i ustawy narodowe«, a zatem mieć zapewnioną odrębność. Wiemy aż nadto dobrze, jak to przyrzeczenie wykonano, jak »osłodzono ile możności przykrość rozłączenia, (les rigeurs de separation), « jak zapewnione »wszędzie spokojne używanie właściwej narodowości«1).
Od tej pory o odrębności Galicyi, powiększonej w r. 1846 przyłączeniem Krakowa, panuje cisza aż od »wiosny ludów« (1848). Jak wiemy, deputacyi galicyjskiej, proszącej monarchę, o przywrócenie Polski, a zarazem o zatwierdzenie Komitetu, narodowego, któryby zajął się reorganizacyą kraju na podstawie czysto narodowej i ułożył projekt konstytucyi, oraz zwołania zgromadzenia narodowego, przyrzekł cesarz Ferdynand »życzenia rozpatrzeć, i o ile dobro kraju mają na celu spiesznie załatwić« (str. 64).
Wiadomo na czem się skończyła »wiosna ludów«, a z nią nasze nadzieje.
Czasy konstytucyjne zbudziły je na nowo. Wielki zjazd obywatelski w Krakowie, wysłał w r. 1861 deputacyę z memo-ryałem wykazującym »potrzebę samorządnego Organizmu krainy naszej« (str. 104 i dalsze). Znamy dzieje pierwszych sejmów i wiemy jak się odbył zwrot ku Koronie (1865), jaką myśl wyrażały słowa adresu: »Przy Tobie Najjaśniejszy Panie stoimy i stać chcemy« (str. 141 i dalsze). Znane nam są też dzieje »rezolucyi«, która sprawę odrębności jasno i szczegółowo przedstawiła (str. 156 i dalsze), a której żądania, jak się wyraża historyk austryackiego parlamentu, »trzymały w naprężeniu cały parlament« przez lat cztery«* 2). Wiemy co myślał o »samodzielności« Galicyi Smolka. 0 Cytaty z listu Aleksandra I., do prezesa senatu Ostrowskiego List Len zawiadamiał Polaków »o ustaleniu losu ich ojczyzny«. Obszernie o leni w mojej książce: »Utworzenie Królestwa Kongresowego«, {Kraków, 1916). ^ ’ 2) Dr. Gustaw Kolmer. Parlament und Verfassung Dosłowniej: wstrzymywały oddech (in Athem hielten). �202
Ba! w tymże czasie Beust nosił się z myślą ogłoszenia Galicyi... niepodległem Królestwem. Dążył on (1869) do stworzenia aliansu Austryi Włoch i Francyi przeciw Prusom, przeczuwając zaś, że Rosya stanie po stronie Prus, myślał o zaszachowaniu jej wywołaniem powstania w Królestwie i utworzeniem Polski z Galicyi, przez co stworzyłby rodzaj polskiego Piemontu.-Austrya znalazłaby sobie wynagrodzenie w krajach naddunajskich Ł).
Plany te doszły do wiadomości Bismarka. Jest rzeczą więcej niż prawdopodobną — pisał Bismark do ambasadora północno niemieckiego w Wiedniu Werthera, — że Beust żywi takie plany i że uważa je za poważne ogniwo w swej polityce aliansu z Francyą... Myliłby się, ktoby sądził, że takie Królestwo (galicyjskie) nie byłoby zdolne do rozwoju (»lebensfahig«). Jest tylko kwestya, czy już same pierwsze próby utworzenia takiego Królestwa z Galicyi (choćby pod osłoną austryackiej granicy) nie zdołałaby Rosya zaraz zneutralizować i sparaliżować przez jakąś akcyę przeciwną (»Ge-genbewegung«). Nawet gdyby Austrya utworzyła takie państwo z arcyksięciem jako królem w tym celu, aby się niem posłużyć jako straszakiem (Schreckbild) dla sparaliżowania Rosji, to to obliczenie bjdoby fałszywe. Albowiem na to trze-baby koniecznie takich dogodnych warunków, jakie były w r. 1830. Tymczasem teraz (tuż po roku 1863) Rosya w swoich polskich krajach jest w stanie natychmiast zdusić powstanie, zanimby się jeszcze rozwinęło. A więc Prusy — konkluduje Bismarck — nie potrzebują się lękać takich planów hrabiego Beusta«2).
Za bliższych nam czasów sprawę odrębności Galicyi podnoszono w stronnictwie ludowem (wniosek Wysłoucha), a następnie podjęło ją stronnictwo narodowo-demokratyczne, zanim puściło się na mętne fale neoslawizmu. Rozwinęło tak szeroką agitacye za »wyodrębnieniem«, że poruszyło prawie kraj cały i wywołało namiętną walkę, tem więcej, że hasło wyodrębnienia Galicja przyjęły ówczesne zjednoczone stron — 9 9 Wzmianki o lem u Wertheimera: Graf Julius Andrassy. (Stutt-tarl, 1910). 2) Przekład prol’. W. Sobieskiego (Rok polski 1916, zeszyt listopadowy). �203 nictwa niemieckie (program »Zielonych świąt«). Przestraszone rosnącym wpływem t. zw. Wszechpolaków, połączyły się ze sobą wszystkie stronnictwa galicyjskie, aby. zwalczać poruszoną przez nich ideę. I stała się rzecz dziwna, dowodząca do jakiego stopnia doprowadzić może zacietrzewienie partyjne, troska o własne znaczenie i władzę. To, co na początku ery konstytucyjnej było przez cały lat dziesiątek przewodnią ideą, »marzeniem«, dążnością polityków galicyjskich, nagle stało się ^niebezpieczeństwem«, bodaj nie »zdradą narodową«. Odrzekano się uroczyście tego, co nie tak dawno było spójnią, programem najwybitniejszych ludzi rozmaitych obozów...
Jeden z argumentów brzmiał, że przez uzyskanie odrębności pozostawimy Czechów na pastwę Niemcom. Pomijając niesłychaną odporność, bogactwo ekonomiczne i kulturę, które oddalają od Czech niebezpieczeństwo, argument ten uczuciowy mógłby, mieć polityczne uzasadnienie w tym wypadku, gdybyśmy ze strony czeskiej cieszyli się wzajemnością. Ale rzecz to zbyt znana, iż Czesi nigdy nie oglądali się na dobro nasze, potrzeby nasze, ideały nasze, kiedy stały im na przeszkodzie do urzeczywistnienia swych celów politycznych. Raz nawet bardzo wyraźnie, dość brutalnie, a więc i ^niepolitycznie« zaznaczył to w parlamencie poseł Kramarz, wyciągając rękę do zgody z Niemcami, bez uwzględnienia ihteresów polskich, a nawet z szorstkiem ich zlekceważeniem. Otwartość jego była tak rażąca, tak silnie dotknęła Koło Polskie, że zmusiła aż klub czeski do wyparcia się jakoby »osobistych« poglądów niezręcznego mówcy. Nieostrożnie »wygadał się« z tem, co jego klubowcy myśleli, należało więc rzecz osłabić, zatuszować.
Rzadko zresztą politycy czescy liczyli się choćby bodaj z uczuciami naszemi. Czyż nie jechali z hołdem do Moskw}’ wkrótce po r. 1863, choć Polacy błagali ich o powstrzymanie się od tego kroku. Oczy ich i serca wciąż zwrócone ku Moskwie, wciąż manifestujące ten kierunek (i to w czasach, gdy nie było Polaka, któryby nie widział w Rosyi głównego wroga naszego narodu), powinny nas były dawno wyleczyć z romansu, z uczuć nieodwzajemnianych. Doszło do tego, że nam w Krakowie na zjeździe dziennikarzy słowiańskich odrzucono rezolucyę przeciw uciskowi Polaków w zaborze rosyjskim i to �204 odrzucono av sposób szorstki, bezwzględny, obrażający wprost gospodarzy. A w późniejszych czasach na Śląsku cieszyńskim mieliśmy aż nadto dowodów miłości bratniej ze strony Czechów. Wolno nie mieć za złe Czechom, że myślą jedynie o sobie, można nawet chwalić ich za to, ale to chyba tylko zachęta, aby ich naśladować, a co najmniej dbać więcej o dobro własne niż cudze.
Ów argument »czeski« nie był zresztą nowym. Podniesiono go już podczas pierwszej dyskusyi w sejmie galicyjskim nad rezolucyą (r. 1868). Odpierał go między innemi Ziemiał-kowski.” »Będąc częścią polskiego narodu — mówił ten zasłużony obywatel, a przytem trzeźwy, niepospolitych zdolności polityk — nie możemy wchodzić, jak nam radzą, w takie związki z jakimkolwiek innym narodem, k t ó r e b y przesądzały o przyszłości naszego narodu; do tego nie mamy prawa. A gdybyśmy nawet mieli prawo, nie moglibyśmy tego uczynić, bo w nas tkwi niczem niezachwiana wiara w lepszą przyszłość. Ta wiara jest tak silną, że co do mnie, gdybym ją’stracił, straciłbym cel życia mego. W tej naszej przeszłości historycznej, w tej przynależności do narodu polskiego, spoczywa źródła naszych praw do żądania takiej samoistności w monarchii austryackiej, którąby nam zapewniła nasz byt narodowy. Nas nie odziedziczono, z nami nie zawierano pak-t ó w, nas wzięto i przyłączono, ale nie wcielono; bo organizm, do którego należymy, żyje i my jego życiem żyjemy i żyć mamy prawo, dopokąd się sami tego prawa nie zrzeczemy. Oto jest prawny tytuł naszego samorządu, tytuł nierównie silniejszy, niż jakiekolwiek pisane prawa«... ^
A na rok przedtem w publicystycznej polemice z Szujskim, ganiącym Sejm za uchwałę 2. marca *), tenże Ziemiał-kowski odpowiadał krytykowi w pierwszym swym do niego liście otwartym w te słowa: »Źleby stało z patryotyzmem czeskim, gdyby dla tego, żeśmy w kwestyi wysłania delegacyi do Rady państwa za zdaniem Czechów nie poszli, Czesi mieli się rzucać w objęcia świętej Rosyi2). Czyliż Czesi nas nigdy * ) Przegląd polski 1867, kwiecień, w artykule: »Uchwala sejmowa z 2. marca i delegacya do Wiednia^
Ó Pielgrzymka moskiewska nastąpiła w kilka miesięcy potem. �205 nie odstępowali? Czyliż i w tej nawet kwestyi Czesi usłuchali przedstawień naszych? A przecież to nas nie wiodło w ramiona Rosyi. Zresztą wolno, jeśli się komu podoba, wierzyć w filozoficzny kamień polityki słowiańskiej, lecz to jeszcze nie nadaje prawa potępiania tych, którzy tej wiary nie podzielają. Rozbitki szukamy przystani, łamiemy sobie głowę nad sposobami dostania się do portu zbawienia; cóż więc dziwnego, że czasem fałszywą wybieramy drogę, niewłaściwych chwytamy się środków? Ale któż ręczy, że Słowiańszczyzna jest drogą prawdziwą dojścia do Polski, jest środkiem właściwym odbudowania ojczyzny naszej? Wołamy o narodowość, skarżymy się na cudzoziemczyznę, wyrzucamy sobie złudzenia dyplomatyczne, a cudzoziemczyzną i dyplo-macyą słowiańską chcielibyśmy się łatać. My jesteśmy P o-lakami. Lud polski nie rozumie już tego wyrazu: Słowianin. I historyą i świat znają nas tylko pod nazwiskiem Polaków... Kochajmyż to miano z całą wyłącznością zazdrosnej miłości i nie wypuszczajmy polskości naszej ani na chwilę z myśli i serc naszych, by chwytać złudzenia. Oświecenie umysłu, podniesienie ducha, uzacnienie serca, to nasze powołanie, w tem nasze zbawienie; a bez chełpliwości przyznać sobie możem, że do tego wszystkiego nie potrzebujemy szukać natchnienia »Słowiańszczyzny«.
Drugim argumentem, który wytoczono przeciw wyodrębnieniu Galicyi, była obawa przed finansowemi jego następstwami dla kraju. Galicya nie podoła ciężarom — mówiono — czem oczywiście stwierdzano mniemaną bierność finansową Galicyi i kazano wierzyć, że państwo jest jej dobrodziejem, że nic z niej dla siebie nie wyciąga, lecz owszem do niej dokłada. Tym »wolnym żartomc dał odpowiedź ekonomista Gląbiński, późniejszy prezes Koła Polskiego i austrya-cki minister kolei, który na mocy całego szeregu zestawień liczbowych stwierdził, że »Galicya przychodami przez skarb państwa z niej czerpanymi pokrywa w s z y s t ki e wydatki państwowe na rozmaite działy administracyi w kraju łożone, niemniej dostarcza państwu odpowiedniej nadwyżki dochodów, służącej na utrzyma�206 nie wojska w k r a j u i na inne cele wspólne monarchii i p a ń s t w a«1).
Obok tego twierdzenia postawić należy opinię ś. p. Józefa Milewskiego, którą zakończyliśmy nasz krótki szkic dziejów Galicyi. Jak wiemy, znakomity ten ekonomista, wówczas »konserwatysta krakowski«, należący więc do wręcz innego niż Głąbiński obozu, chwaląc racyonalną politykę finansową sejmu galicyjskiego, polityczną jej doniosłość widział w tem, że daliśmy dowód, że »u m i e m y rządzić się sami pomimo szczupłości pozostawionych nam publicznych źródeł, i że nie potrzebujemy kurateli*.
Niczego nie dowodzi niższy budżetowy udział Galicyi w przychodach państwa, niż jej udział w niektórych wydatkach na cele administracyi. Austrya bowiem ze względu na oprocentowanie i umorzenie długów, przeznacza na admini-stracyę stosunkowo niewielką część swych przychodów. Jest też rzeczą naturalną, że Wiedeń, skupiający przemysł i handel, gromadzący dyrekcye zakładów transportowych, bankowych, asekuracyjnych i t. d., wraz z Niższą Austryą opłaca 35% podatków bezpośrednich, a więc więcej niż Galicya i Czechy razem. A czy można na tej.podstawie twierdzić, że Czechy, kraj tak bogaty, jest... biernym? Rzecz w tem, iż »podatki w Wiedniu nie płyną jedynie od jego mieszkańców, gdyż są tylko w kasach publicznych wiedeńskich płacone, a płyną miliono-wemi żyłami z całego obszaru państwowego«.
»Tak samo wykazują kraje przemysłowe stosunkowo zbyt wysoki udział w przychodach podatków konsumcyjnych nie tylko dlatego, że mają ludność zamożniejszą, mającą większą siłę konsumcyjną i podatkową, ale także dzięki systemowi# wybierania podatków konsumcyjnych w miejscach produk-cyi, np. w fabrykach curku, w browarach piwnych, w rafi-neryach nafty, a nie wprost od konsumentów; na których podatek spada w cenie produktów«. , Podobnie ma się sprawa z dochodami celnymi. Galicya sprowadza towary kolonialne i fabrykaty głównie z Zachodu, a cło, które za nie opłaca, wykazane jest rachunkowo na rzecz innych pogranicznych krajów koronnych.
’) Idea samodzielności a finanse Galicyi. Lwów, 1902. �207
Również co do kolei państwowych zauważyć należy, że państwo ciągnie zyski z Galicyi, których jednak liczbowo przedstawić nie można, ponieważ niema osobnych wykazów. To tylko pewna, że najintratniejszą w państwie jest główna linia kolei galicyjskich, (dawniej zwana Karola Ludwika), a natomiast największy deficyt przynoszą państwu południowe koleje strategiczne.
W końcu (aby zbyt się nie rozszerzać), należy jeszcze zwrócić uwagę na dochód, jaki ciągnie państwo w Galicyi z podatków bezpośrednich, np. od przedsiębiorstw, które operują w Galicyi, a mają swe dyrekcye w Wiedniu i tam też podatek opłacają; dalej z poczty, loteryi, stempli, monopolów soli i tytoniu i t. d.
Już z tych kilku szczegółów widać, że utarty frazes o bierności Galicyi jest pustym dźwiękiem, używanym jedynie dla. wywodów tendencyjnych *).
Wyodrębniona Galicya z natury rzeczy stanie silniej finansowo, bo będzie pracowała dla siebie a nie dla drugich, przyczyniając się tylko oznaczoną kwotą do wspólnych wydatków państwa.
Prócz tego finanse Galicyi wzmożą się przez zmniejszenie ciężarów administracyjnych. Stojące obok siebie podwójne władze administracyjne, państwowe i autonomiczne, narażały nietylko na wielkie wydatki, ale wchodząc sobie w drogę, wywoływały nieuniknione tarcia. To też już oddawna pracowano nad ich połączeniem. Głównym rzecznikiem tego był ś. p. minister Dunajewski, a po nim prof. poseł Wł. L. Jaworski. Projekty ich spotykały się z niechęcią’ ze względu na niebezpieczeństwo polityczne, ponieważ autonomia musiałaby zrzec się części swych kompetencyi na rzecz państwowych władz administracyjnych. Odrębność wytworzy całkiem odmienną sy~ tuacyę: udział państwa w zarządzie krajem, powinien ograniczyć się do koniecznych potrzeb jedności państwowej. Nie będzie trzeba, jak to często bywało, za temi samemi sprawami chodzić wskutek dualizmu władz od Annasza do Kaifa-sza, od wydziału powiatowego do starostwa, od Wydziału ń Głąbiński w »Nauce skarbowości« (wydanie III. 1911, str. 647) oblicza wydatki papstwa w Galicyi na 283, 889.956 koron, przychód zaś. na 311, 597.746 koron. �208 krajowego do Namiestnictwa, nie będą się wreszcie te sprawy opierały o Wiedeń. Stąd mniej pisaniny, i... mniej urzędników, mniej przeto i kosztów administracyjnych.
»0 to chodzi przedewszystkiem — pisał Głąbiński — abyśmy mogli stanowić dla siebie takie ustawy, które odpowiadają naszym potrzebom i stosunkom, abyśmy mieli taką organizacyę władz, jaka jest wypływem owych potrzeb, abyśmy nie byli zalewani powodzią biurokratycznych »kawal-ków«, na które trzeba pisać mozolne »Berichty«, abyśmy w urzędnikach wśród biurowej mechanicznej pracy nie tracili ludzi i współobywateli, lecz wszystkie nasze siły obrócić mogli dla kraju, dla ludności, wychowali w tym celu zastęp gorliwych obywateli urzędników, odpowiedzialnych przed sumieniem, narodem i reprezentacyą kraju! Precz więc ze sztucznym i kosztownym dualizmem władz autonomicznych i rządowych, ale też precz z owym uwielbianym, a faktycznie fatalnym nadzorem i kontrolą rządu wiedeńskiego w sprawach administracyi publicznej! Przy dzisiejszym systemie biurokratycznym, naśladowanym także przez władze autonomiczne, nie wiele pomoże nawet upragnione pomnożenie sił istotnie niedostatecznych w urzędach powiatowych i centralnych. Przyniosą one ulgę urzędnikom przeciążonym pracą, ale nie wieją ożywczego ducha w działalność administracyi publicznej «...
Zwrócimy jeszcze uwagę na jeden zarzut, jaki podnoszono, kiedy przed kilkunastu laty wyodrębnienie żywo zajmowało umysły. Wtedy dopiero (mówiono) — będziemy mogli o niem myśleć, kiedy załatwimy sprawę ruską. Takie właśnie stawianie kwestyi odłożyłoby ad calendas graecas tę sprawę. Źródłem zaostrzenia kwestyi ruskiej był głównie Wiedeń, który stanowiąc dla Rusinów »wyższą instancyę«, kazał im lekceważyć szukanie zgody z Polakami. Wszak centralistyczne hasło diuide et impera wywołało kwestyę ruską w tych formach, w jakich się przejawiała. Rusini nie chcieli po przyjacielsku jak bracia z braćmi ułożyć się z Polakami, lecz oglądali się na swych przyjaciół wiedeńskich. Ambicya i karyero-wiczostwo jednostek niemałą tu odgrywały rolę. W wyodrębnionej Galicyi nie będzie można walczyć o swe »prawa«, o mniemane »krzywdy« drogą awantur, budzeniem wśród ciemnego ludu nienawiści narodowej, społecznej i klasowej, �209 na co pobłażliwie, a za dawnych czasów zachęcająco spoglądały rządy centralistyczne. Trzeba będzie pogodzić się ze stanem rzeczy i wyciągnąć rękę do zgody. Gwarancya konstytucyjna zabezpieczy Rusinom prawa narodowe. Mogliby mieć o nie obawę, gdyby byli w znacznej mniejszości (choć nigdy 0 ucisku i wynarodowieniu nie myśleliśmy, bo to nie leżało w naszym charakterze), ale stanowiąc połowę ludności galicyjskiej (pomijając żydów), mają Rusini już przez to samo pewność, że będą takimi jak i my panami na własnej, wspólnej obu narodom ziemi. »Wolni z wolnymi, równi z równymi« musimy przyjść do zgody i pracować razem dla dobra kraju 1 przyszłości. Może to być nie na rękę tylko fanatykom anarchii i moskalofilom. Rozumne i uczciwe, kochające swój naród żywioły, dojdą łatwo z nami do porozumienia.
Wszystko zresztą, co można w obecnej chwili powiedzieć o przyszłym ustroju Galicyi, jest tylko przypuszczeniem, lub życzeniem. Manifest cesarski, wydany jako następstwo proklamowania niezależnej Polski, stawiając tylko zasadę nie mógł oczywiście ściśle określić szczegółów, lecz polecił je opracować prezydentowi ministrów. W dwa tygodnie po manifeście zmarł sędziwy monarcha — wkrótce u steru rządu stanęli inni ludzie, a po nich.znowu inni. W ich ręku spoczywają w tej. chwili dalsze losy wyodrębnienia.
Wiadomo, że w sferach tych istnieją dwa poglądy nawet na sposób przeprowadzenia woli zmarłego m-onarchy. Jedni pragnęliby sprawę załatwić krótką drogą na mocy § 141), drudzy, w słowach »o ustawowem urzeczywistnieniu« widzą konieczność przedłożenia sprawy uchwałom parlamentu. Tego drugiego zdania był podobno dr. Kórber i na jego wniosek wyraz »gesetzmassig« wszedł do orędzia cesarskiego.
Bez względu jednak w jaki sposób i w jakim czasie ’wyodrębnienie nastąpi, to przecie zdaje się nie ulegać wątpliwości, że oprze się ono na szerokich podstawach. Manifest ce 4) Paragraf ten ustawy zasadniczej przewiduje możliwość tymczasowego załatwienia rozporządzeniem cesarskiem »naglących koniecznością w czasie gdy parlament nie jest zebrany.
GALICYA 14 �210 sarski mówi wyraźnie o nadaniu Galicyi »prawa samodzielnego urządzania swoich spraw krajowych aż do pełnej m iary te go, co zgadza się z jej przynależnością do całości państwa i z jej pomyślnością*. »Pełna miara«, to nie rzecz połowiczna, to nie jakieś rozszerzenie samorządu, ale szeroka, najdalej sięgająca autonomia. Go więcej, manifest podkreślił, że w chwili, kiedy nowe państwo polskie powstaje, monarcha objawia swą wolę »równolegle z tym rozwojem rzeczy«, to znaczy, iż uznaje »konieczność przystosowania Galicyi zarówno pod względem ustawodawczym jak administracyjnym do nowego położenia« (słowna komentarza). Więc nie idzie tylko o autonomię, o odrębność Galicyi w stosunku do Austryi, ale 0 taki jej ustrój, który byłby w zgodzie z urządzeniami nowego państwa. Galicya zatem ma się stać pomostem, węzłem, między monarchią austryacką, a powstającą Polską.
Prasie polskiej i austryackiej w pierwszej chwili nasunął się na myśl stosunek Chorwacyi do Węgier. »Opinia« ró-wrnież na razie przypuszczała, iż analogicznem będzie stanowisko Galicyi. Przypatrzmy się wiec temu stosunkowi.
»Trójjedyne Królestwo« (Chorwacya, Sławonia, Dalma-cya), pod względem obszaru równające się połowie Galicyi (z małą nadwyżką) a posiadające trzecią część jej ludności, zawarło w r. 1868 ugodę z Węgrami, składającą się z dwuch zasadniczych części: z niezmiennej prawno-państwowej i ze zmiennej finansowej, mającej co 10 lat ulegać rewizji.
Ugoda prawno-państwowa zapewnia Chorwacyi niezawisłość, równorzędność, odrębność polityczną, a więc zupełną autonomię ustawodawczą i wykonawczą we wszystkich sprawach, które nie są wspólnemi sprawami całych Węgier i państwa austro-węgierskiego. Zmiany w. podstawach tej ugody mogą nastąpić jedynie za wspólną zgodą trzech czynników, to jest króla, sejmu węgierskiego i sejmu chorwackiego.
Chorwacya ma własny sejm, składający się z 90 posłów 1 wiasny rząd krajowy w zakresie kompetencyi sejmu, a zatem składający się z trzech wydziałów: a) spraw wewnętrznych (należą do niego i sprawy finansowe, rolnicze, handlowe i przemysłowe), b) wyznań i oświaty, c) sprawiedliwości. Na czele każdego wydziału stoi szef w charakterze ministra. Wszystkie wydziały są samoistne i niezależne od siebie, wszystkie za�211 równo podlegają »banowi«, namiestnikowi królewskiemu, odpowiedzialnemu przed sejmem.
Sejm oprócz określonej władzy ustawodawczej, ma prawo układania budżetu, kontroli zamknięć rachunkowych, oraz wyboru 40 posłów do wspólnego sejmu węgiersko-chor-wackiego i o członków węgierskiej izby panów.
Do spraw wspólnych, załatwianych przez sejm węgierski należą: budżet dworu, pobór rekruta, ustawodawstwo wojskowe, podatki państwowe, sprawy monetarne, bankowe, kas oszczędności, miary i wagi, ochrona marek, prawo morskie, handlowe i górnicze, sprawy komunikacyjne (koleje, rzeki, kanały, porty, myta drogowe), poczty i telegrafy, i ustawodawstwo przemysłowe.
Język chorwacki posiada pełne prawa. Ministerstwa wspólne (węgierskie) obowiązane są przyjmować pisma i akty w języku chorwackim pisane i załatwiać je w tymże języku. Akt koronacyjny ma posiadać dwa teksty, węgierski i chorwacki. Prawa wspólne mają być w obu językach ogłaszane.
Ugoda zapewnia wywieszanie wspólnych sztandarów w wypadkach tyczących się korony św. Stefana, oraz podczas obrad sejmu chorwackiego i węgierskiej Delegacyi, do której wybiera węgierska izba posłów czterech posłów chorwackich, a izba panów jednego »pana« chorwackiego. Ugoda zapewnia dalej »ile możności« stanowiska Chorwatom we wspólnym rządzie, a mianowicie w t. zw. sekcyach chorwackich we wspólnych ministerstwach skarbu, obrony krajowej i handlu. Na monetach węgierskich obok tytułu króla węgierskiego, ma być umieszczony tytuł króla Chorwacyi, Dalmacyi i Sławonii.
O sprzedaży majątku nieruchomego Chorwacja, ma prawo decydować jedynie sejm chorwacki.
Pośrednikiem między królem a Trójjedynem Królestwem jest chorwacki minister bez teki.
Odrębność Chorwacyi ma swój wyraz i w armii w stosunku analogicznym do stanowiska Węgier względem Austryi. Tak jak w Węgrzech istnieją honwedzi, podlegli osobnemu ministrowi honwedów, tak i Chorwacya posiada swą »narodową obronę kraj ową«, pod komendą chorwacką i chorwackimi oficerami pod wspólnymi sztandarami Węgier i Chorwacyi. 14* �212
Ugoda finansowa polega na tem, że Trój jedyne Królestwo obowiązane jest w stosunku do swojej siły podatkowej »przyczyniać się do wydatków wspólnych całej monarchii Austro-węgierskiej, tudzież do wydatków w sprawach wspól-nych między krajami węgierskiej korony«. Stosunek ów w r. 1889 określono w ten sposób, że siła podatkowa Węgier wynosi 92% a Chorwacyi 8%. Na tej zasadziej dalej przedłużano umowę.
Ghorwacya ma jednak prawo na pokrycie swych potrzeb administracyjnych żądać wyłączenia z przychodów kraju 44% publicznych czystych dochodów, tak, że najwyżej 56% tych ogólnych dochodów może zasilać kasę państwową. Jeżeli okaże się, iż ten procent nie dosięga sumy kluczem zastrzeżonej (8: 92), to resztę mają pokrywać Węgry, przeciwnie zaś, nadwyżka idzie na rzecz Chorwacyi.
Tak się przedstawia w krótkim zarysie ugoda węgiersko-chorwacka, czyli odrębność Trój jedynego Królestwa. W praktyce, na budowie tej ukazały się poważne rysy. Okazało się, że »wspólnych spraw« jest za dużo, że Węgrzy zbyt silnie ugodę na swą korzyść interpretowali, co połączone było ze szkodą i krzywdą Chorwacyi. Nie tu miejsce wschodzić w szczegóły — dość zaznaczyć, iż stosunki węgiersko — chorwackie wciąż były zaostrzone, że Węgrzy wyzyskiwali swą hegemonię pod względem finansowym, nie szanowali praw narodowych i językowych, a stąd sejm chorwacki bywał terenem zaciętych sporów, że przychodziło nieraz nawet do krwawych starć, do ogłoszenia stanu wyjątkowego...
Ugoda zatem węgiersko-chorwacka nie może być wzorem dla uregulowania stosunku Galicyi do Austryi — może jedynie służyć za przestrogę, za wskazówkę, że przy budowie gmachu odrębności należy postępować bardzo ostrożnie, należy mu dać silniejsze niż chorwackie fundamenta, aby zabezpieczyć go przed niespodziankami, zwłaszcza iż wiadomo aż nadto dobrze, że sympatye pewnych sfer wiedeńskich dla wyodrębnienia polegają głównie na tem, aby usunąć z Rady Państwa zawadzających im posłów galicyjskich, bez zrzekania się jednak decydującego wpływu na spraw)’ galicyjskie.
Niełatwe zatem będzie zadanie usunięcia wielu trudności. Zdają sobie z tego sprawę najtęższe umysły, którym przypa�213 dnie rola rzeczników kraju przy ustalaniu warunków wyodrębnienia.
Jeden z reprezentantów Galicyi, zajmujący wybitne stanowisko w Kole Polskiem i parlamencie austryackim, przy-tem biorący udział w subkomitecie opracowującym zasady wyodrębnienia, tak mniej więcej streszcza swoje poglądy:
»Ustanie podwójny system władz administracyjnych, które zlać się muszą w jednolitą władzę krajową... Na czele kraju oczywiście stanie rząd krajowy łączący w sobie atry-bucye namiestnictwa i Wydziału Krajowego, z kompetencyą jednak bardzo rozszerzoną, jeżeli z zakresu spraw wspólnych będzie wyłączony cały szereg spraw stanowiących podstawę odrębności...
»Warunki wyodrębnionej Galicyi wymagają rządu daleko więcej rozgałęzionego niż rząd chorwacki, o znacznie większej liczbie działów i ich kierowników, o daleko większej tych kierowników odpowiedzialności. Różne są pomysły co do nazwy rządu, przyszłego, jego naczelnika i członków... głównie jednak chodzi o to, aby był to rząd silny, świadomy celu i swojej odpowiedzialności, aby umiał utrzymać swą nieza-Ł leżność wobec rządu centralnego i bronić stanowczo interesów i potrzeb kraju...
»Największą trudność w tym kierunku stanowić będą sprawy, które mają zostać wspólnemi z Austryą, których zarząd będzie więc w ręku rządu krajowego, a ostateczna decy-zya w ręku rządu wiedeńskiego. Skonstruowanie stanowiska rządu po części niezależnego, a po części jednak zależnego od. władz centralnych, będzie niezmiernie trudnem zadaniem i kamieniem probierczym dla talentu organizacyjnego tych ludzi, którzy będą powołani do praktycznego przeprowadzenia wyodrębnienia.
»W ogólności załatwienie trudności rozlicznych w tej nowej komplikacyi w tak już skomplikowanej austryackiej maszjmie prawodawczej i wykonawczej, nastręcza wielką liczbę zagadek i prawie łamigłówek, by uniknąć ciągłych tarć i sporów kompetencyjnych...
»Co do sejmu krajowego ze znacznie rozszerzoną kompetencyą, to chyba wątpliwości żadnej nie ulega, iż musi on być oparty na tym samym systemie wyborczym, jak dzisiejsza Rada Państwa. Dopuszczając jednak powszechne prawo gło�214 sowania do sejmu galicyjskiego będzie się trzeba prawdopodobnie domagać elementu hamującego, a więc Izby wyższej, jak nią jest w Austryi Izba panów wobec Izby posłów.
»W każdym razie rozwiązanie zagadnienia sejmowego jest nierównie prostsze i łatwiejsze, niż rozwiązanie udziału Galicyi w załatwianiu spraw wspólnych całej Przedlitawii. W tym kierunku powstają już rozmaite projekty, jak ściślejsza i obszerniejsza Rada państwa, albo znowu osobna dele-gacya Rady państwa i sejmu galicyjskiego, na którą te ciała przelałyby część swojej atrybucyi.
»Tak te dotąd najbardziej skrystalizowane projekty, jak i inne mniej wyraźnie określone, mają znowu mnóstwo trudności i wytwarzają sytuacye równie przykre, jak wytworzone przez ugodę węgiersko-chorwacką stosunki między Sejmem węgierskim a delegacyą chorwacką, wybieraną przez tamtejszy Sejm krajowy. Na razie jednak rozbieranie bliższe tej kwestyi byłoby przedwczesne wobec nieustalenia głównych zasad wyodrębnienia«...
Nad ustaleniem owych głównych zasad wyodrębnienia pracuje (w chwili kiedy to piszemy) z polskiej strony osobna komisya konstytucyjna (subkomitet), powołana przez komi-syę parlamentarną Koła Polskiego w celu ułożenia nowego statutu galicyjskiego i projektu ustawy wyborczej dla przyszłego Sejmu. Przewodniczy jej prezes Koła Biliński. W naradach jej biorą udział: namiestnik Bobrzyński, marszałek krajowy Niezabitowski, arcybiskupi lwowscy Bilczewski i Teo-dorowicz, biskup przemyski Pelczar, hr. Agenor Gołuchowski, oraz kilku profesorów uniwersytetu. Po ukończeniu obrad tej komisyi, rzecz przejdzie do komisyi finansowej, poczem dopiero zajmie się nią komisya parlamentarna, a w końcu pełne Koło Polskie. Oczywiście narady te mają charakter przeważnie informacyjny i przygotowawczy.
Również ze strony rządu rozpoczęły się prace przygotowawcze. Mówią nawet, iż obecny minister spraw wewnętrznych bar. Handel ma gotowy zarys nowego projektu konstytucyjnego dla Galicyi.
Jakikolwiek będzie wynik tych prac, nie ulega zdaje się wątpliwości, iż na rozstrzygnięcie sprawy dość długo czekać przyjdzie. Podobno w łonie rządu przeważa zdanie, iż zastosowanie § 14 nie da się przeprowadzić i że rząd będzie conaj�215 mniej próbował załatwić sprawę na drodze parlamentarnej. W czasach wojennych rzecz gładko i szybko pójść nie może. Zresztą wyodrębnienie Galicyi, w ten czy inny sposób przeprowadzone, mieć będzie znaczenie praktyczne dopiero po wojnie. Wszak dziś część Galicyi znajduje się jeszcze pod okupa-cyą rosyjską.
Również wzgląd na przyszłą Polskę, podkreślony w manifeście zmarłego monarchy, stanowi niemały szkopuł, gdyż ustrój nowego państwa jest jeszcze zagadką.
Słowa manifestu miały wyraźnie na celu takie urządzenia, któreby osłodziły ludności polskiej w Galicyi pozostanie jej w obrębie państwa austryacko-węgierskiego. Idzie więc 0 to, aby stosunki jej z nowem państwem przybrały charakter duchowej i materyalnej łączności. A więc należy zabezpieczyć prawo swobodnego porozumiewania i komunikowania się mieszkańców Galicyi z mieszkańcami Królestwa Polskiego 1 prawo swobodnego przesiedlania się. Sprawy celne i taryfowe powinny być tak ułożone, aby ułatwiały »wzajemną wymianę dóbr«, między członkami jednego narodu. Powinien upaść kordon, który stworzył odrębność kulturalną, gospodarczą i przemysłową. Powinna być jednem słowem przywrócona »łatwość znoszenia się z krainami pozostałemi pod obcem panowaniem«, jak to w swoim czasie (1815) wieścił i czego po zwyczaju nie dotrzymał Aleksander I. w manifeście do Polaków po utworzeniu Kongresowego Królestwa.
Kraków, 2. stycznia 1917.