Dyskusja indeksu:Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego

Treść strony nie jest dostępna w innych językach.
Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

W najstarszych wierzeniach ludów zjawia się umarły jako duch groźny i srogi, strasząc i niepokojąc pozostałych przy życiu. Ten wrogi charakter umarłego należy do indoeuropejskich wierzeń. Nieboszczyk zjawia się nieraz po śmierci i pragnie człowieka „napaść, skrzywdzić, udusić“, dlatego pozostali przy życiu starają się uchronić przed jego odwiedzinami. Umarły tak jest dla pozostałych przy życiu groźny, że ktoby z nich usłyszał krzyk, jaki nieboszczyk wydaje z bólu, musiałby umrzeć natychmiast. Chińczycy lękają się duchów zmarłych, zwłaszcza obcych, utrzymując, iż „obcy nie odbierają czci należnej od swoich, więc mają powód niepokojenia żyjących“. Z obawy przed umarłymi, do posług pogrzebowych najmują zwykle murzynów, ponieważ zetknięcie się z trupem uważają za niebezpieczne. Ludy pierwotne przekonane są, że dusze zmarłych oddziaływają na świat żyjących, wyrządzając im najczęściej szkody, a to ^, nie tylko duchy wrogów i obcych, ale także własnych krewniaków“ — i dlatego umarli wywołują u pozostałych przy życiu uczucie strachu i obawy. Nowozelandczycy np. wyobrażają sobie dusze zmarłych z tak zmienioną naturą, że swoich najbliższych i najwierniejszych przyjaciół prześladują. U na pół dzikich plemion Polinezji i Melanezji do przedmiotów obłożonych zakazem tabu należą zwłoki umarłego. Kto się ich dotknie, jest nieczysty, jakby zapowietrzony, unikają go jak zarażonego. Nie wolno mu nawet pokarmu do ust włożyć, gdyż duch umarłego może podczas jedzenia wejść przez otwarte usta (Z nowej Zelandji i wyspy Tonga). Znany jest powszechnie u wielu plemion barbarzyńskich zakaz wymawiania nazwiska świeżo zmarłych, aby z imieniem nie powstał duch nieboszczyka. W pojęciu tabu, jednem z najstarszych praw niepisanych ludzkości, tkwi wiara w moc demona, ukryta w przedmiocie, którego dotknięcie lub niedozwolone użycie mści się na przestępcy. Poruszenie np. trupa mści duch umarłego chorobą lub śmiercią. W Afryce i Australji nie wolno wymienić nazwiska zmarłego. Źródła tego zwyczaju szukać należy tam, skąd wypływają najprymitywniejsze popędy ludzkie: w bo jaźni przed szkodliwemi wpływami sił demonicznych. Plemię Sioux podczas uroczystości pogrzebowych proszą i zaklinają umarłych, aby odeszli na miejsca swego przyszłego pobytu i nie wracali na ziemię niepokoić pozostałych. Tubylczy mieszkańcy wyspy Nias (na Sumatrze) lękają się duchów umarłych, którzy z zemsty, że im pozostali przy życiu nie oddawali należnej czci, napadają ich, dręczą chorobami i powodują śmierć. Aby owych duchów przodków życzliwie usposobić, wyspiarze składają im ofiary, palą kadzidła, podobnie jak to czynią dobrym i złym duchom. Kafrowie wierzą, że „największe nieszczęścia grożą temu domowi, w którym człowiek, umiera“, może dla tego umarłych wyrzucają na pastwę dzikim zwierzętom. Plemiona na najniższym szczeblu rozwoju, jak np. Buszmeni ze stepów Kalabrji w Afryce, Weddowie na Ceylo-
, Śmierć’
7

98
nie, mieszkańcy Ziemi Ognistej, pigmejskie hordy Australji„ Botokudzi w Brazylji wierzą, że człowiek po śmierci staje się groźnym duchem, dlatego głównem staraniem pozostałych bywa. zjednanie sobie życzliwości umarłego albo przynajmniej ubezpieczenie się przed nim.
Woda spełnia w obrzędach ludowych rolę puryfikacyjną. Oczyszcza ona wszelkie brudy tkwiące w umarłym, zmywa nieczyste siły. „Gdy umarłego włościanina wynoszą z chaty, oblewają wodą próg izby i sieni „ma to oczyścić święte miejsca zbrukane przenoszeniem umarłego“, gdyby tego środka ochronnego nie użyto, „umarłoby jeszcze więcej osób w tym domu“. (Z p. myślenickiego). Po zasypaniu grobu i odprawieniu obrzędu cerkiewnego u Hucułów „uklękują grabarze, a pomodliwszy się trzymają ręce nad mogiłą, aby kto z domowników nalał na nie wody. Umywając ręce grabarze przemawiają: „Proszczyjte nas!“ (Przebaczcie nam). „Przebaczamy 1“ odpowiadają obecni. Tak trzy razy — robią to na znak, że tej dla grabarzy przykrej roboty nie wykonywali chętnie i z własnej woli, a chcą być od tego czyści.
Po pogrzebie odbywa się w Bośni i Hercegowinie oczy-szczenie uczestników pogrzebu i domu żałoby: wszyscy, którzy towarzyszyli zmarłemu na cmentarz, muszą się myć i rzucać poza siebie żarzące węgle, zanim do swoich domów wejdą. Naczynie, w którem się myli, tłuką, aby go do innego celu nie używać. Izbę, w której umarły leżał, zamiatają, skoro go tylko wyniosą z domu, a miotłę, którą izbę wymieciono, wyrzucają, aby jej więcej nie używano. Skoro Serb umrze, natychmiast wylewają w tym domu wodę i gaszą ogień, nawet w sąsiedzkich chatach wylewają wodę, a włościanie odwiedzający nieboszczyka za powrotem do domu myją się. Przez trzy dni uważa się dom żałoby za nieczysty, a przez cały ten czas nie rozpalają ognia, nie gotują, tylko sąsiedzi przynoszą jedzenie. Po powrocie z pogrzebu nakazują Żydzi przed wejściem do domu polać ręce wodą a nie ocierać ich, aby same uschły. Umarły, jego części składowe lub przedmioty mające z nim bezpośrednią styczność, uchodziły u starożytnych Parsów, Hindów, Greków i Rzymian za rzecz nieczystą, kalającą człowieka. Mieszkańcy Madagaskaru mienią umarłego nieczystym, w następstwie więc uważają wszystko, co było w związku z zwłokami, wszystkich tych, co dotknęli się lub jeno wzięli udział w obrzędzie pogrzebowym, za nieczystych. Dlatego wracający do swych mieszkań oczyszczali się, kąpiąc się w wodzie święconej. Wiara Malgachów w nieczystość duchową tych, co byli w jakiejkowiek styczności — z trupem, stworzyła rozmaite przesądy: oto ryż wzięty z domu śmierci uważano za nieurodzajny, wejście do domu, w którym znajdowały się jedwabniki, — po odwiedzinach umarłego — sprowadzało ich wyginięcie, wybudowanie domu na miejscu dawnego grobowca sprowadza zagładę całego pokolenia od głowy

99
rodziny aż do ostatniego wyrostka. W umysłowości człowieka pierwotnego używanie rzeczy, mających styczność ze śmiercią, trumną, nieboszczykiem, cmentarzem — jest dla wszystkich i wszystkiego groźne. Dlatego ustosunkowują się do tego rodzaju przedmiotów zarówno w dobrej jak złej myśli. Szeroko rozpowszechniony jest zwyczaj prania lub spłukiwania odzieży zmarłego, tkwiło w niej bowiem — zdaniem umysłu pierwotnego’ — coś z tej mocy, która powaliła nieboszczyka, a miało też przeszkodzić duszy, przyczepionej do odzieży, aby tu sobie nie obrała schroniska, coby dla pozostałych było niebezpiecznem. Przykłady takiego oczyszczenia odzieży albo bielizny po zmarłym mamy u Bułgarów, Ormian, Irlandczyków, Niemców (Ans — bach), Francuzów (Poitou), zarówno jak u Indjan peruańskich, ajmarskich, na Nowej Gwinei i in. Mimo różnicy wieków i ras zgodne są wierzenia ludów w dążeniu, by ducha nieboszczyka dobrocią, chytrością czy przemocą trzymać w oddali od żyjących albo przynajmniej nie budzić w nim złości, zawiści i tym podobnych uczuć niechęci. W tym celu tradycja ludu naszego, zarówno jak ludów na obu półkulach, zaleca przestrzeganie środków, które pierwotnie miały powstrzymać duszę umarłego od powrotu na ziemię. Doradzają więc posługiwania się środkami, które mają pozytywnie odwrócić nieboszczyka od tego zamiaru, albo negatywme ustrzec pozostałych przy życiu od niebezpiecznych odwiedzin umarłego. Pierwsze polegają na utrudnieniu lub zmyleniu drogi, drugie na usuwaniu wszelkich przedmiotów, do których dusze chętnie się „przyczepiają“. To usuwanie zaś ma znowu dwa kierunki. Zniszczenie przedmiotów ogniem i wodą albo pochowanie z ciałem zmarłego.
Źródłem powstania takowych wierzeń o śmierci i obrzędów pogrzebowych była obawa przed umarłym, który — wedle wiary pierwotnej u wszystkich znanych mi ludów — wstawał z grobu i nawiedzał pozostałych, aby ich niepokoić. Ta sama wiara, która stworzyła upiorów, była głównym motywem — z biegiem wieków zmienianym — zwyczajów wiążących się ze śmiercią. Lęk i groza przed tajemniczym duchem „umrzyków“, staranie odwrócenia ich lub chęć zjednania sobie ich przychylności oto źródła kultu zmarłych. W różnych stronach Polski zachowały się w przesądach odnoszących się do śmierci przeżytki tego na świat poglądu.
Wisielcy. — Samobójcy. — Upiory.
Do najgroźniejszych umrzyków należą zmarli nagłą śmiercią, samobójcy, wisielcy, a przedewszyskiem upiory.
Wisielec jest postrachem ludu lubelskiego „nikt nie chce go dotknąć, aby go odwiązać i pochować, używają do tego zupełnie obcych ludzi“. Gdy wisielca w Ropczyckiem mają chować,

100
to wloką go popod próg lub przyciesie domu, nie wynoszą zaś z domu przez drzwi, boby w ten dom piorun uderzył i grady pustoszyłyby okolicę, alboby wisielec wstawał z grobu i straszył ludzi. „Wisielca, który się powiesił na strychu, Rusini każą wyrzucić z a t y ł k i e m, tj. przez otwór w dachu (dymnik), ażeby ludzi nie straszył“. Pierwotnie z obawy przed złemi mocami wynoszono w ogóle umarłych innym niż zazwyczaj otworem. Tak np. „zwłoki Siamczyka niosą nie drzwiami, lecz otwo rem zrobionym w ścianie, wysuwając nogi w kierunku drzwi naprzód, poczem trzykrotnie obchodzą ze zmarłym wokoło chaty, aby zapomniał, w którem miejscu jest wejście (nie trafił do domu) i nie straszył“. Powieszonego w okolicy Olkusza „nie wiozą na cmentarz drogą, lecz granicami“. Lud polski i ruski samobójcy, wisielca nie grzebie na cmentarzu, ani w obrębie granic swej włości, lecz za granicą, w „miejscu na to oznaczo — nem i niepoświęconem, na rozstajnych drogach, albo gdziebądź w lesie, przy drodze“, a to „dlatego, aby Bóg włości nie ukarał gradobiciem“. Zdarza się nawet w okolicy Zamościa, że „włościanie spostrzegłszy grożące nieszczęście, iż wisielec lub jaki — bądź samobójca pochowany został w ich granicach, odkopują go i napowrót do właściwych granic odwożą, a tam go znowu chowają“.
W górach świętokrzyskich wisielców, w ogóle samobójców „chowają pod karpami drzew wywróconych od wichru“. Lud z okolic Pińczowa podaje przyczynę, dlaczego „wisielca nie po-winno się chować w pobliżu wsi, tylko w lesie albo w nieużytkach“, bo on „grad sprowadza“. Zwyczaj, do niedawna przestrzegany w niektórych okolicach Polski i Rusi, aby wisielców i samobójców grzebać w lasach lub polach, sięga głębokiej starożytności, zabroniono go bowiem surowo i potępiono jako zwyczaj pogański za apostolstwa św. Ottona (f 1139). W wyobrażeniu ludu górniczego w Suchedniowie (Kieleckie) wisielec, który sam sobie odebrał życie „nie może zaznać spokoju, lecz błąka się po lasach z miejsca na miejsce“; nieraz „w nocy spostrzegłszy rozpalone przez pastuchów ognisko, zbliża się do niego i grzeje się przy niem“. Mając cechy człowieka i ducha (złego) szkodzą oni ludziom. „Uganiając się po polach, drogach, zaglądając także do wsi i domu, z którego pochodzą, nie tylko straszą ludzi swą postacią, ale nawet napadają na nich, potykają się z nimi i o śmierć przyprawiają swym zabójczym oddechem.“ (Z nad Wisłoka). Zmarli śmiercią nagłą lub skazani na śmierć, utopieni, wisielce, wogóle samobójcy muszą po nocy straszyć. Lud bowiem przypuszcza, że przecięcie pasma żywota jest sprawą złego ducha. Stąd wiara, że „ścięty przez kata, ściska głowę swą za pazuchą“ a „wisielec chodzi po nocy trzymając swój stryczek w ręku“, że ten, który odebrał sobie życie wystrzałem, „ukazuje się z bronią w ręku“. Powszechnie wierzą, że zrywa się wicher i burza, gdy się kto powiesi. „Wiatr gwał

101
towny bywa zwiastunem, że się człowiek obwiesił“ (z okolic Żarek). Wiara, że samobójcy są sprawcami wichrów i burzy jest powszechną w Polsce i na ziemiach ruskich. „Po obwieszeniu się człowieka wichry panują do dnia* trzeciego na znak, iż radują się djabły z nowego przybysza, który się im w szpony dostał“ (od Rzeszowa). W Lubelskiem wierzą, że „chodzi jak upiór po śmierci i straszy ludzi“. Aby taki nieboszczyk nie był szkodliwym, ucinają mu głowę w trumnie. Ale czasem i ten środek okazuje się bezskutecznym. Martwieć chodzi mimo to w nocy, a że miał głowę uciętą, nosi ją pod pachą. Aby samobójca nie straszył po śmierci i nie wyrządzał ludziom szkody, zalecają uciąć mu głowę, włożyć między nogi twarzą do ziemi, całe też ciało położyć w trumnie grzbietem do góry“. (Białobrzegi, p. łańcucki). Wisielec po śmierci straszy, aby więc nie wyrządzał ludziom szkody, lud w Masłowie wkłada mu pod językiem dwa kawałki kredy po siedmkroć święconej, wziętej z dwu domów. O samobójcach powiada lud ruski w Żołyni, że „chodzą po śmierci i straszą“, przeto polecają środek ochronny, którym się posługują powszechnie przeciw upiorom: „Należy odkopać ciało nieboszczyka, przewrócić grzbietem do góry, uciąć głowę i włożyć między nogi twarzą do ziemi“ Samobójcy i człowiekowi, który chodzi po śmierci, wbijają w Polsce i na Rusi kołek z drzewa osikowego, aby nie mógł wstać i straszyć. — W 17 wieku rozpowszechnioną była w okolicy Poznania wiara, że „ktoby oderznął palec wielki u ręki wiszącemu na szubienicy złoczyńcy i palec ten jak świecę zapali“, ten „stanie się niewidzialnym“ i może bezpiecznie kraść i innego dopuszać się występku. J. Łukaszewicz w Opisie powiatu krotoszyńskiego podaje z aktów miejskich Kobylina, że złoczyńca 1658 r. wisielcowi ucinał palec wielki u ręki i zapalał jak świecę, aby stać się niewidzialnym i tym sposobem dopuszczał się występku. W tymże roku znaleziony taki „palec wielki człowieczy“ spalony został na rynku poznańskim z tą groźbą, że ktoby taką „relikwię“ nosił lub chował przy sobie, będzie jako ten palec spalony. „Gdy skazany na śmierć został stracony (przed 1842), lud zebrany rzucał się z wściekłością na miejsce egzekucji i łapał okrwawiony piasek, który miał mieć moc czarodziejską, iż zachowany pomiędzy napojami albo rzeczami jadalnemi, sprawiał wielki pokup“. Nietylko krew i części ciała wisielca ale także sznur, na którym zawisł, a nawet części ubrania mają nadzwyczajne tajemnicze przymioty. Według podań pomorskich kawałki sukna z odzieży powieszonego albo ściętego delinkwenta przynoszą szczęście. O mistycznym wpływie sznura z wisielca świadczy wierzenie, że „noszącemu przy sobie choćby kawałeczek powrozu, na którym się ktoś powiesił, lub węzełka z tegoż, wielkie szczęście wróży“, „o domu, gdzie jest dużo córek na wydaniu, dopomoże do wyjścia wszystkich za mąż.“ (Przebieczany). W przekonaniu, że „sznurek z wisielca przynosi posiadającemu go

102
wielkie szczęście“ włościanie z Łukawca „płacili do niedawna za kawałek takiego sznurka po 3 zł.“ Istnieje u ludu na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej przesąd, że „kawał powrozu odcięty od świeżo zdjętego wisielca, a wrzucony do beczki wódki, taką jej ponętną i przyciągającą własność nadaje, iż człowiek napiwszy się raz tej wódki, gotów później ostatnią sprzedać koszulę, aby ją pić bez upamiętania*. Żydzi „moczą w wódce powróz z wisielca, ażeby chłopom lepiej smakowała i więcej pili“. Z aktów procesów o czary dowiadujemy się, iż niejaka Anna Maciejowa Sieszczyna 1559 wypędzona została z Poznania za to, że „towa rzyszyła szynkarce do szubienicy, aby tam dostać powroza od szubienicznika“, coby jej „pomóc miało ku wyszynkowaniu miodu*. Powróz z wisielca pomagać może „by rzeka nie rwała brze gów“. Aby owiec nikt oczarować nie mógł, dają owczarze do napoju, przeznaczonego dla owiec, sznur od wisielca. Jeżeli ktoś rzucił urok na owce w polu, należy przepędzić je przez ów sznur, a wpływ uroku zniknie. (Z ziemi sieradzkiej). „Kto chce mieć wytuczone bydło — doradzają gospodarze w Czarnowie — powinien^ postarać się o kawałek szmaty z wisielca i nim żłób potrzeć*, a bydło założoną w żłobie paszę zawsze będzie jadało i utuczy się. Dla schwytania kwiczołów okadzają w Łętowni sidła obrzynkami sukien z powieszonego trupa (szmaciny z wisielaka). A czynią to dlatego, żeby kwiczoły szły do sideł, jak ludzie za chorągwiami i tak mu się dobrze zawieszały (nie na nogę lecz za szyję), jak ten wisielec się zawiesił. „Chcąc się zabezpieczyć, aby roje nie uciekały z pasieki, zakopują w pasiece gwóźdź albo przynajmniej kawałek drewna z szubienicy”. I lud ruski, części ciała wisielca przechowuje jako talizman przynoszący „szczęście“. Około 1890 r opowiadano o robotniku z pod Skolego Dobrzynieckim, że wyrwał z głowy towarzysza, który się powiesił, garść włosów a przechowując je starannie używał ich do łowienia ryb na wędkę, co jemu i ojcu zjednało sławę zręcznego łowcy ryb. Przesądni włościanie ruscy mienią wisielców upiorami, dlatego Nadbużanie „groby wisielców zabijają aż do trumny mocnym kołkiem dębowym, żeby nie wstawali w nocy i ludziom nie szkodzili“. Jeżeli zrywa się nagle silny wiatr, powiadają na Morawach, że ktoś się powiesił. Wisielcy lecą wtedy w powietrzu brzęcząc swemi łańcuchami. Muszą oni tak długo, jak mieli żyć, błąkać się po śmierci w postaci czarnego psa. Sznurek wisielca, zawiązany na prawej ręce, chroni od śmierci w boju, zawieszony na szyi konia poskramia jego dzikość. (Cheb 1823). Kto nosi sznurek z wisielca, temu nikt — nawet bies — szkodzić nie może. Chcąc mieć odbyt z piwa, kładą do beczki z piwem sznur z wisielća, na którym zawieszony jest kciuk wisielca. Kto ma przy sobie palec wisielca, temu spełni się wszystko, czego pragnie. Gdy powstaje nagły wicher, Chorwaci (Lohowec) powiadają, że ktoś się musiał obwiesić.

103
Gdy wicher szaleje, Słoweńcy utrzymują, że ktoś z roda-ków musiał się powiesić, złe duchy, które go chwyciły, sprawiają ten wir. Kawałki z odzieży wisielca, straconego po spowiedzi i komunji, służą Słoweńcom do czarów i w różnych chorobach. Kawałek sznura i części ubrania wisielca przynoszą szczęście Jugosłowianom i Francuzom. Z przesądów leczniczych ludu angielskiego, przywiązanych do skazanych na śmierć przestępców, wymieniają potarcie miejsca rany ręką zmarłego, obsypanie proszkiem z jego kości, środki mające „cudownie uzdrowiać“. Samobójcy, zbrodniarze, bez własnej winy zabici i w ogóle straceńcy od wieków średnich chowani byli na drogach krzyżowych: na Śląsku, w Siedmiogrodzie, a dziś jeszcze na ustroniu cmentarnem. Zakopują ich „głęboko w ziemi“, aby „uczynić nieszkodliwymi“ (w Szwabji, Badeńskiem). Lud tyrolski mniema, że wicher powstaje, gdy ktoś się powiesi, wicher ów oznajmia zbliżenie się złego ducha. Przysłowie niemieckie po-wiada: ktoś się obwiesił, gdyż się zerwała burza. W ogóle na ziemiach germańskich utrzymuje się przekonanie, iż wisielcy powodują burze. A nie wolno przeklinać wiatru, albowiem mszcząc się zrzuca za karę całun z trumny karygodnej osoby. Lud w Niemczech (im Bergischen) utrzymuje, iż drzewo, na którem ktoś się powiesił, usycha. Części ciała (ręka, palec, krew) wisielców, kawałki ze sznuru, na którym wisielt, używane były w Niemczech od średnich wieków, do czarów, przysparzały bowiem szczęścia albo zdrowia. Jeszcze 1881 r, oskarżony był kat Wil — lenbacher w Wiener Neustadt pod Wiedniem o sprzedawanie w celach leczniczych, stryczków, z osób powieszonych. Nie tylko stryczek, na którym obwiesił się w tym roku jakiś nieszczęśliwiec, rozrywały sobie kobiety przedmieścia Wiednia, ale odarły one z kory drzewo, na którym wisiał samobójca, w tem prze-konaniu, że i owa kora przysporzy posiadaczowi szczęścia.
Febrę „odpędza“ się w Niemczech (Braunau) w następujący niełatwy do urzeczywistnienia sposób: Wycina się wisielcowi kawałek mięsa z rodnych części ciała, pali się. trze na proszek i daje do zażycia choremu. Takim niespokojnym i niepokojącym duszom nieszczęśliwców stawiają krzyże i kamienie pamiątkowe, zwane w Niemczech „Marterlnu a rozpowszechnione także po naszych, morawskich i rumuńskich siołach. Gdy mimo to dusza nieboszczyka nie przestaje dręczyć pozostałych, wykopują jego zwłoki i przebiwszy je klinem, uśmiercają jak upiora. Rumun na Bukowinie stara się dostać kawałek ze stryczka wisielca, aby mieć szczęście w kupnie. W wyobrażeniu ludu włoskiego (na Sycylji) dusze ściętych lub powieszonych — bez względu na przestępstwo — są to istoty wyższe, dobroczynne, opiekujące się tymi, którzy się do nich o pomoc udają. Dlatego mieszkańcy Palerma i Mesyny poświęcają pewne dnie w tygodniu czci dusz straconych. Węgrzy i Sasi w Siedmiogrodzie wierzą, iż wszystko, co od wisielca (powieszonego.) pochodzi, przynosi

104
szczęście, pomaga w kradzieży, rabunku, staje się amuletem albo talizmanem. Kosteczka wisielca, włożona do sakiewki, przysparza pieniędzy, zakopana pod progiem przynosi szczęście, cząstka ciała włożona do łoju, z którego robiono świece, chroni złodzieja od wykrycia, gdy świecę tę zapali. Krwi powieszonego używają przeciw padaczce. Kawałek stryczka, na którym skazaniec wisiał, szmatka z jego odzieży przynosi szczęście, dają je do beczki z wódką (winem) a kto z tego napoju skosztuje, przychodzić będzie zawsze do karczmy. Żydzi w b. Królestwie samobójcy nie myją ani ubierają, lecz nakrywszy go płótnem, grzebią pod parkanem cmentarnym. Utrzymują zaś, że „sambójca musi się wałęsać po wieki wieków“, a nawet „przyjście mesjasza nie położy kresu jego cierpieniom“. Samobójczej śmierci „towarzyszy wielki wicher“, powodują go złe duchy, „wirując i krążąc koło ciała samobójcy“, żydzi (w Polsce, na Rusi i w Bukowinie) starają się dostać kawałek stryczka, na którym ktoś stracony został albo się sam powiesił, ucinają kawałek z jego ubrania w tej wierze, że posiadający te przedmioty będzie miał szczęście we wszystkich przedsięwzięciach. I Chińczycy wierzą w uzdrawiającą moc ciała skazańca. Dlatego pospólstwo w Chinach zjadało“serce skazanegojna śmierć i piło jego krew. „Po każdej egzekucji w Pekinie lud macza we krwi zabitego kulki gąbczastej materji, sprzedawane następnie jako lekarstwo przeciw suchotom“. Powszechny jest wśród ludów Europy przesąd przywiązany do części ciała skazanych na śmierć przestępców: palec straceńca, proszek z kości złoczyńcy itp. części ciała zmarłego mają cudowny skutek uzdrowienia. Sznur, na którym wisiał skazaniec, służy za talizman lub środek lecznicy, zarówno u ludów europejskich jak azjatyckich, a wiara, ta sięga — ąca w głąb średniowiecza, przetrwała z małemi zmianami do naszych czasów. Tłómaczą ją w ten sposób: „w pojęciu ludu: człowiek skazany na śmierć, jest ofiarą złożoną bogom“, a tem samem „wszystko, co z ofiarą tą miało związek, otrzymywało znaczenie świętości, a więc powróz, ziemia z mogiły“ itp.
W całej niemal Europie i po za jej granicami rozpow-szechnioną jest wiara, iż „nagłemu zgonowi towarzyszy silny wiatr“. W razie zerwania się burzy albo „gwałtownego wiatru“ powiadają, iż „ktoś się powiesił“. Dlatego w starożytności zwłoki zmarłego na okręcie rzucano do morza, by uniknąć burzy, jak tego mamy przykład w „Historji Apollonjusza, króla ty — ryjskiego“, zabytku powieściowej literatury starożytnych. Jakób a Voragine (1230 — 1298) w średniowiecznym zbiorze powieści p. t. „Legenda złota“ powtarza ten motyw: „rzucić ciało do morza, póki bowiem będzie ono z nami, burza nie ustanie“. Korzenie tej wiary tkwią w „utożsamienie duszy z tchnieniem“, wiatrem, wichrem. Wyobrażano sobie, że to „odlatująca, gniewna dusza zmarłego wicher sprawia“. Samobójca, wisielec lub topiec jest istotą złą i niebezpieczną, skazany jest, aby niepokoił ludzi ży

I
105
wych i wyrządzał im szkody, powodował wichury i burze. Istnieje rozpowszechniony na ziemiach Polski przesąd, że części ciała zmarłego mają siłę magiczną, dlatego używa ich lud do czarów i przypisuje cudowne własności. Komu umierający poda rękę, na tego przechodzi wszystka wiedza nieboszczyka (w Ropczycach). Ręka martwego zapewnia bogactwo w Łodzi. Gdy umierający w okolicach Wieliczki rwie w agonji szczękami, kładą mu między zęby kawałek kredy. Po skończeniu wyjmują ją z ust, a kto się nią „okreduje“ dokoła, będzie niewidzialny. Przedmioty, będące częścią zmarłego albo jemu bliskie, mają u ludu naszego moc mistyczną. Paznokcie zmarłego, palce ucięte wisielcom, prochy i kości z cmentarza, te i tym podobne przedmioty, mającej pewien związek z umarłymi, mogą być zadane jako czary i przyspieszyć skon znienawidzonych osób. „Skrawki płótna, pozostałe po skrajaniu żgła, (koszuli śmiertelnej), oraz igłę, którą szyto t. z. martwicę, zaraz po skończeniu pogrzebu niszczą. Gdyby bowiem złemu człowiekowi do rąk się dostały, mógłby niemi zaszkodzić wiele niejednemu“. Oto np. „gdy kto ma złość na drugiego, a chce się zemścić, to może pozbawić go zwroku, dostawszy trzech rzeczy: tj. igły, którą szyto żgło zmarłemu, włosa przeciwnika i żaby ropuchy. Przy świetle gromnicy w piątkową (na sobotę) noc szuka się w dole na kartofle: żaby ropuchy. Dostawszy ją, przewleka się przez jej oczy włos przeciwnika igłą martwicą i związuje się jego końce; póki włos związany, przeciwnik nie widzi; gdy się żabę spaliło, przeciwnik wiecznie pozostanie ślepym“. W okolicy Pińczowa robią w ten sposób czary na kowala: rzucają na ognisko kuźni kilka włosów z brody umarłego Żyda, zeskrobawszy nieco kamienia z nagrobka na okopisku żydowskiem, a z tego namnożą się tyle mrówek, że kowal zniewolony będzie zaprzestać roboty. W okolicy Ropczyc chcąc wrogowi zaszkodzić, biorą szczyptę ziemi z otwartego grobu i podają ją wrogowi w napoju, od czego on choruje, a potem umiera. Chcąc pijaka odzwyczaić od nałogowego picia, dają mu „napić się wody, którą obmywano zmarłego“ — Na ziemi dobrzyńskiej przestrzegają, aby nie robić kolebki z deski, z której wykonano trumnę. Parob — czak z pod Kielc chcąc obudzić w dziewczynie miłość, aby się z nią ożenić, powinien dostać kołeczków z trumny, a naskrobawszy z nich i z kredy święconej po trosze, podać to dziewczynie w wódce do wypicia. — „Igłę, którą się szyje zmarłemu ubranie, dziewki noszą przy sobie jako prezerwatywę od zostania matką“. Kto o północy przyniesie deskę z trumny i przy ogniu jej „gotuje jiumery, napisane na karteczkach zaprawnion ych w ciasto“, temu woda wyrzuci pięć numerów, które wyjdą na loterji — Szczęście spotka człowieka, gdy wyprawiając się w drogę napotka kondukt z umarłym Żydem (z Kijów).Tajemniczą moc przypisywaną ciału umarłego posiadają również przedmioty zostające z nim w styczności albo związku jak np. trumna, całun,.

106
deska, słoma, na której zmarł, leżał, a nawet ziemia z cmen-tarza. w którym nazawsze spoczął. Zwłaszcza w lecznictwie mają t. z. fetysze umarłych szerokie zastosowanie. Kto się na Mazowszu przy ciężkiej robocie „podźwignie“, temu dają do zażycia w wódce otręby z trumny. Lud w Poznańskiem zaleca przeciw zimnicy noszenie na szyji w woreczku ziemi z cmentarza. Mający febrę w Kieleckiem idzie latem na cmentarz, przed wschodem słońca i myje sobie twarz rosą nabraną z grobów. Dziecię w suchotach kąpie matka z Łukowca mazowieckiego w wodzie, do której wsypuje garść ziemi zebranej z 9 grobów.
Lud ziemi krakowskiej zaleca przeciw suchotom zanieść wodę na cmentarz, wrzucić do niej trzy garście ziemi cmentarnej i kąpać chore dziecko, a gdy się ciałko jego zaczerwieni, znak to, że ziemia chorobę wyciągnęła, a dziecko wyzdrowieje. Ażeby bole ustały, zalecają w Makowie żegnać chore miejsce kością umarłego. Pocieranie narośli ręką zmarłego usuwa chorobę (z pod Kalisza). Ból zębów leczą Mazurzy pruscy w ten snosób, że wskazującym palcem zmarłego naciskają ząb bolący. Chcącemu się pozbyć lękliwości radzą w Andrychowie umarłego pociągnąć za średni palec. Ziemia, zwłaszcza z grobów i cmentarzy, ochroni dziecię przed oczarowaniem. Wystarczy trochę błota na czole dziecka, aby je uchronić od uroków. Dziecko w Wierzchowiskach (p. lubelski) chore śmiertelnie kąpią w wodzie, do której wrzucają trzy razy piasku z mogił, zmiecionego miotłą wziętą z cmentarza. Kąpiel w odwarze ziemi wziętej z cmentarza z trzech chłopskich grobów (w Bierzanowie) leczy różne choroby. Jeżeli kto z uczęstników pogrzebu rozchoruje się, dają mu do picia zmieszaną z wodą ziemię z grobu tego nieboszczyka, na którego grobie zasłabł (Przebieczany). Kto przed św. Wojciechem udusi w palcach kreta, to już za samem dotknięciem się temi palcami ustają wszelkie boleści i goją się wszelkie rany. Zwyczaj ten, noszący na sobie ślady ofiary, rozpowszechniony jest w okolicy Żywca i Jeleśni. Gdy bydło jest chore, należy drewna ustrugać z mar, na których leżała niewiasta i trzaski te dać bydłu choremu zjeść z karmią, a bydło wyzdrowieje (Grzechynia). Gołębie chowają się dobrze, jeżeli się włoży do gołębnika cokolwiek gliny z cmentarza. (Żywiec).
Kość z cmentarza, włożona w dziurę domu, gdzie się za-gnieździły szczury, tępi je doszczętnie (Maków. Ziemia z cmentarza ma cudowne własności. Aby pszczoły z obcej do swojej sprowadzić pasieki, dość jest szczyptę z ziemi tej wrzucić do obcego ula (Rzeszów — Tarnów). Jeżeli ptactwo robi w zbożu szkodę, biorą miarę (długość oznaczoną na żerdce) z umarłego i wbijają w zboże, a umrzyk, z którego miarę wzięto, oganiać je będzie. Po śmierci gospodarza upomni się o zapłatę u niego za pilnowanie zboża. Ostrężynę można w polu wygubić, jeżeli

107
się jej urwie parę gałązek i włoży pod głowę umrzykowi (w okolicach p. Bochnia).
Pozostałością pogańskich czasów jest zwyczaj, zachowany w okolicy Pińczowa, że po śmierci gospodarza biorą trochę zboża i zasiewają niem pole, aby wydawało obfity plon. Tak np. śmiecie i miotłę, którą zamiatano izbę po umarłym, spalone na popiół, używane są w Studzienkach do posypywania kapusty, aby urosła zdrowa, bez robactwa. Miotła, którą się zamiatało po umarłym, odpędza lisy od kapusty: „jeno szorgaćpo kapuście miotłą, a lisy nie będą jadły“ (Żabno). Aby żona po śmierci męża nie wstępowała w nowe związki małżeńskie, lud ruski w Nowej Uszycy wkłada do jej łóżka kawałki desek pozostałe przy robieniu trumny. Aby uchronić zboże od szkodników polnych — myszy i ptaków — bierze Ukrainiec łyżkę, z której jadał nieboszczyk, okrąża nią po trzykroć pole i mówi: „Jak ów nieboszczyk łyżką tą ani jeść ani pić nie może, tak niech z pomocą boską ani ptaki ani myszy nie będą mogły z tego pola jeść ani pić“. Wystarczy z łyżką, z której nieboszczyk poraź ostatni jadł i która przy nim przez trzy dni leżała, obejść nago zagrożone pole trzy razy przed wschodem słońca w kierunku przeciw słońcu i rzucić łyżkę na środek pola, a żaden ptak go nie nawidzi.
Kobietę nie mającą dzieci mąż u południowych Słowian ma prawo od siebie odpędzić, upośledzona idzie na grób zmarłej w stanie brzmiennym a „wołając ją po imieniu i skubiąc zębami trawę z jej grobu, zaklina ją, aby nieszęśliwej darowała swój płód“ Wracając z cmentarza biorą’z jej grobu szczyptę ziemi, którą niosą przy sobie za pasem. Serbka (w Bośni i Hercegowinie) pragnąc wyjść za mąż, ma pójść do zmarłej kobiety i uderzywszy ją trzykrotnie nogą, powiedzieć:
, Tebe (ciebie) nosili,
Mene (mnie) prosili (do ślubu)
a pewna być może rychłego ząmęścia. U Serbów obrządku wschodniego na cmentarzach wiejskich (w Bośni i Herzegowinie) sadzą drzewa, na których zawieszają chustki, płótna, włosy, lusterka, jabłka jako ofiary dziękczynne za wyzdrowienie itp. Dawni Litwini czcili mogiły jako rzecz świętą, modlono się nawet do złożonych w nich przodków mających znaczenie mistyczne. Jeżeli dziecko bretońskie ma znamię albo płomień na twarzy, każą je dotknąć ręką umarłego, a znamię znika. Zwyczaj przeciągania chorych dzieci nago przez grób, albo po pod ramię trupa, znany i praktykowany był w Danji i Anglji. Jon Gud — mundsson laerdi, Islandczyk (1574 — 1650), w swej księdze czarodziejskiej, zaleca jako środek odpędzający duchy i czary: ząb ludzki, spalony na popiół. Ręką umarłego leczą w Dytmar-skiem karbunkuł i inne rany. Ludy w Siedmiogrodzie wierzą, iż człowiek zmarnieje i umrze, gdy do trumny, mieszczącej zwłoki

108
umarłego, włoży się coś z ciała (trochę krwi, śliny) albo ubrania tej osoby, której zadać chcemy czary. Aby odebrać człowiekowi sen, kładzie się pod głowę chusteczkę, którą ocierano sobie łzy na pogrzebie, ów człowiek będzie śnił o nieboszczyku i nie zazna spokoju w nocy, dopóki chusteczki nie spalą. Przez rzucenie kilku włosów, odcinków paznokci itp. do otwartego grobu, wywołuje się między małżonkami niezgodę. Kto w Siedmiogrodzie szmatkę z ubrania czy bielizny zmarłego zawiesi na wino — gradzie, sprawi tem, że ów krzak nie wyda nigdy winogron. Przez zakopanie kości z cmentarza w komorze, wypłoszy się wszystkie myszy.
Chustką, którą ścierano pot umarłego z czoła, albo go myto, używali Niemcy w średnich wiekach do celów leczniczych, — jak to dziś czynią np. w Meklenburgu, w Szwajcarji. Zwłoki mają siłę leczniczą, dotknięcie ich jest środkiem przeciw brodawkom, jbolowi zębów itd, pijaka wyleczą się z opilstwa, dając mu pić wodę, którą zwłoki umyto. Kości, szkielety i przedmioty znalezione na cmentarzu, ziemia nasiąkła siłą zwłok, gwoździe z trumny chronią przeciw czarom, noszą je też jako amulety. W ciele umarłego zostało jeszcze coś z siły życiowej, nieprzezwyciężonej, a zoędnej, mogącej być zużytej przeciw czarom, zwłaszcza skuteczne są części umarłego jak: włosy, paznokci.
Wedle wierzenia ludu niemieckiego dusza człowieka zmarłego, którego ciało leży jeszcze w izbie lub znajduje się w pobliżu, objawia się obecnym różnemi oznakami przyszłości. Przeciw takowej wierze, do dziś nie wygasłej wśród gminu niemieckiego, występował już Burchard z Wormacji około 1000 r. karcąc tę wiarę jako pogańską. Dusza oddzielona od ciała posiada moc przepowiadania przyszłości w wierzeniach ludów Skandynawji. Kościół w wiekach średnich gromił wypytywanie duchów (upiorów) o przyszłości. W naszym i wogóle europejskim folklorze przechowuje się do dziś przeżytek tej wiary, znanej ludom pierwotnym, w przesądzie, że dzieci urodzone w niedzielę słyszą głosy umarłych. Tertuljan w traktacie De anima opowiada o Celtach, iż zwykli byli noce przepędzać przy grobach rycerzy, aby od nich zaciągnąć pewnych wiadomości. I chrześcijanie wieków pierwszych „radzili się umarłych albo chodzili do grobów dla witania dusz świętych, jak czynią dotychczas Chińczycy Konfucjoszowi z zapalonemi świecami“, a co już kościół w trzecim wieku potępiał. W wiekach średnich pito różne napoje z czaszek świętych w tej wierze, że to leczy chorobę i przysparza zdrowia. Antonini Placentini w opisie swej, podróży do Palestyny (Itinerium z lat 570 — 580) podaje, że będąc w klasztorze żeńskim w Jerozolimie pił wodę z czaszki św. Teodoty, męczenicy — czaszka owa była klejnotami ozdobiona i w szkatule złotej zamknięta — piło wielu z niej „pro bene — dictione“.

109
Nie tylko części ciała męczenników i świętych miały dla wierzących cudotwórczą siłę, ale nawet.ziemia albo rosa z grobu świętych, woda przepływająca przez ich kości, trzaski z trumny, kawałki odzieży rozwijały podobną siłę czarodziejską“. Zwłaszcza krew, ów „cudotwórczy sok życia“ służy w wiekach średnich do różnorodnych celów: „Krew niewinnych dzieci, zarówno jak serce i krew czystej dziewicy działa cuda. Krew skazańców leczy wielką chorobę czyli padaczkę. Krew menstrualna oddziaływa ujemnie: owoce psują się, pszczoły opuszczają ule, żelazo rdzewieje itp. Gdy kobieta w miesiączce idzie przed wschodem słońca przez pole, to zabija gąsienice i robactwo, chrząszcze i muchy, a gdy włosy wyczesane wyrzuci na obornik, to rodzą się z nich węże. Popiół z jej sukni psuje barwę kwiatów, nawet purpury“. „Serce wyciętego z łona matki dziecka, ucięta małemu dziecięciu ręka (palec), kości umarłego, kawałek drzewa albo gwoździa z szubienicy są środkami sztuki ma-gicznej“ średnich wieków.
Używanie ciała, krwi, kości, włosów itp. nieboszczyków do przeróżnych czarów i leczenia, rozpowszechnione na obu półkulach, jest zabytkiem fetyszyzmu nieboszczyków. Ormianka, pełniąca obowiązki akuszerki przy położnicy, przynosi trochę ziemi z grobu świętego i wsypuje ją do kołyski „aby dziecko nabyło siły, błogosławieństwa i darów świętego“. U Turków ziemia z mogiły sprowadza sen głęboki, dlatego złodzieje uciekają się do tego środka usypiającego świadków ich kradzieży.
Osierocony Żyd „odwiedzając grób skarży się zmarłemu na swą dolę i błaga o względy“ — odchodząc od grobu kładzie pęczek trawy lub wetknie gałązkę „aby zmarły pamiętał o odwiedzinach“. Ciężko chorych stare kobiety żydowskie leczą w ten sposób: idą na okopisko, rozścielają chustkę na grobie pobożnego żyda i przyniósłszy ją do domu kładą choremu pod poduszkę. Na wiele dolegliwości pomagają też liście różczki (hoszana) zmoczone w święconym oleju lampki po umarłym. Aby rodzinie żydowskiej (w Małopolsce) dzieci nie umierały, ostatnie zmarłe dziecko chowają na grobie babki, który posypują czosnkiem, co ma pozostałe zabezpieczać od śmierci. W księdze rabina Eljezera (syna Hyrkona) z końca I wieku po Chrystusie, wspomniany jest następujący zwyczaj pogański, za który prorocy lud Izraela karali: zabijano pierworodnego człowieka, a uciąwszy mu głowę i zabalsamowawszy, stawiano ją w kącie (niszy), domownicy oddawali jej cześć, kłaniali się, palili przed nią świece i tp.
Świeca z umarłego służy złodziejom.
Autor „Czarownicy powołanej“ (Poznań 1639) zarzucał czarownicom, iż „zabijają dziatki niewinne, gdy im rodzice chrzest

110
św. odwłoczą“ i z tych „dziatek nowonarodzonych krew wysy-sają, a z ciał zwarzonych maści, proszki i inne gusła szatańskie gotują“. Z księgi sądowej w sprawach karnych, przechowanej w archiwum miasta Bochni, dowiadujemy się, że Regina Wierzbicka z Prędocina. obwiniona o czary, wzięta na tortury, zezna je dnia 15 marca 1679 r. iż nauczyła się tego czarowstwa od Boruciny w Niedarach (obie wsie w p. bocheńskim): „Boru — cina przedemną powiedziała, że brat jej zabił był na Kalwarji białogłowę brzemienną w lesie i dziecię z niej wypruł“. Z tego dziecięcia Borucina „wyoruła żyły i dała bratu, który jest złodziejem i temi żyłami świeci po nocy“. Jeszcze w 19 wieku według opowiadania E Kierskiego lud w Poznańskiem wierzył, jeszcze przed powstaniem, (1861) że czarownice miały zabijać „niechrzczone lub krzyżem świętym nieprzeżegnane niemowlęta, w kolebkach albo przy boku matek leżące“, następnie je «z grobów kradły i w kotle warzyły, dopóki ciało od kości nie od — padło i rozpłynęło“, „z gęstszej materji czyniły maść im po-trzebną, rzadszą zaś cieczą napełniały flaszki“ napojem. „Kto posiada kość zmarłego człowieka — może kraść bezpiecznie w nocy, a ci których okrada, nie usłyszą go, choćby wiele narobił hałasu“ (Z. Sopotni). Ciało zmarłego służy ludowi tomaszowskiemu do czarów. Złodzieja czyni niewidzialnym nie tylko żyła wyciągnięta z trupa i użyta za świecę, ale tę magiczną własność posiada nawet „chustka, którą umarłego przy ubieraniu obcierają“.
Lud w Lubajnach utrzymuje, że „palec zamordowanego otwiera wszystkie zamki“. Mazurzy w Prusiech wierzyli, że * „lampa paląca się tłuszczem zamordowanego czyni człowieka niewidzialnym“. Mówiono o tem jeszcze 1864 „z powodu morderstwa popełnionego na Żuławach“. Lud Sopotni małej przypisuje kości zmarłego człowieka przymioty mistyczne: Kto taką kość posiędzie, może kraść w nocy bezpiecznie, bo „ci, których okrada, nie usłyszą go, choćby wiele hałasu narobił“. Równie pomocnym dla złodzieja jest palec zmarłego, jeżeli się go zamiast świecy zaświeci, domownicy popadają w ciężki sen, podczas którego złodziej wszystko zabierać może. (Jurków p. brzeski).
Aby ukryć kradzieże kuchenne, wieśniaczka z Sieniawy brała piasek z grobów lub z ogrodzenia cmentarnego i przesiawszy go drobniutko, wsypywała szczyptę do garnków w przekonaniu, że piasek ten z cmentarza pokryje milczeniem grobo — wem jej sprawki. „Masarz, który do kiełbas włoży kawałek mięsa z trupa, ma zapewniony odbyt i dostatek“. Jeżeli złodziej z prawą ręką trupa w kieszeni udaje się na „zarobek“, ma zapewnioną niewidzialność i powodzenie sprawy. „Ręka taka zakopana przy drodze, prowadzącej do domu zbrodniarza ściąga mu dostatek i pomyślność“. Złodziejów lud nasz karze zadaniem czarów, mających spowodować śmierć winowajcy. Oto

111
jeżeli w Poznańskiem albo w innych stronach Polski, „komuś z rodziny umarłego coś skradziono, natenczas kładą umarłemu w trumnę takiż sam przedmiot, jaki zginął lub onego kawałek, w’ przekonaniu, że w miarę jak rzecz ta w grobie złożona przechodzić będzie w zepsucie, złodziej również schnąć zwolna zacznie i w końcu umrze*1. Śmierć powoduje tu umarły, działający za pomocą owego przedmiotu na przestępcę. W ziemi radomskiej dawano (1840 r.) „na przystawkę“, stawiając na ołtarzu świecę, aby „złodziej skończył życie wraz z dogorywającą świecą, jeżeli kradzieży nie zwróci“. W okolicy Gdowa kupują za pozostawione przy kradzieży pieniądze świece, które poła-mawszy kładą na ołtarzu w kościele, aby złodzieja tak połamało, jak te świece. Albo resztki zboża porozrzuconego w ucieczce przez złodzieja zanoszą do kostnicy, w której przechowują się kości zmarłych, a złodziej musi umrzeć. Chcąc ukarać podpalacza, bierze się węgla z pogorzeliska i wrzuca się do trumny świeżo pogrzebanego, a zbrodniarz „zczernieje jak węgiel“.
W Przyborowie powiadają: aby odkryć złodzieja, trzeba mieć z rzeczy skradzionej choćby jedną cząstkę i podłożyć ją pod trupa, a złodziej z tego umrze. Aby wyszukać rzecz zaginioną lub skradzioną, bierze wróżka po zmarłym klucz i biblję, kładzie je na brzegu stołu tak, żeby koniec klucza wystawał z książki, zawiesza na nim lekkie sito, wymawiając nazwiska tych, których podejrzewa o kradzież. Przy którem nazwisku klucz z książką się poruszy, tego posiadacz jest złodziejem. (Na Mazowszu pruskiem i Górnym Śląsku). Znany jest powszechnie sposób ukarania złodziei, sięgający odległej przeszłości. Poszkodowany, chcąc się na nieznajomym sprawcy zemścić, wkłada do trumny pod nogi nieboszczyka, garść lnu, a ten, który skradł, dopóty tylko będzie żył, dopóki umarły nie połknie lnu. Tak powiada lud dobrzyński. W innych okolicach Polski utrzymują, że jak ten lub inny przedmiot, włożony do trumny, powoli gnije, podobnie i złodziej marnieje. Wrzucają też pieniądz do kostnicy, aby ten, co skradł, umarł. Jeżeli zaś rzeczy zaginionej nikt nie skradł, lecz tylko przez niebaczność właściciela gdzieś się zarzuciła, wrzucający ten pieniądz sam umiera. Na ziemiach ruskich złodzieje używają świecy z trupiego tłuszczu, aby śpiący nie mogli się zbudzić i przeszkodzić kradzieży. Na kogo padnie takie światło, ten zasypia, jakby był umarły. Tym czarodziejskim środkiem posługuje się lud na Rusi, przeciw wrogom i złodziejom. Poszkodowany wkłada do trumny nieboszczyka garść lnu albo kilka groszy, a ten, który skradł, nie będzie się mógł ruszyć, podobnie jak umarły. (Nowa Uszyca). I złodzieje w Rosji posługują się świecą z tłuszczu trupiego, utrzymując, że światłb takie sprowadzi sen, a tem samem ułatwia kradzież.

112
Złodzieje na Morawach zwłokom nowonarodzonego lub nieochrzczonego jeszcze dziecka ucinają palec, suszą go, a gdy taką świecę zapalą, mogą spokojnie kraść, bo nikt się w domu nie obudzi. Palce zmarłych dzieci w Jugosławji służą złodziejom za świecę. Gdy ją zaświecą, okradzeni zapadają w głęboki sen, który złodziejom ułatwia pracę. Serb w Łużycach, łamany kołem za czary, przyznał się na mękach 1619 r., że „trzy brzemienne niewiasty zamordował, aby z paluszków nienarodzonych dzieci robił świeczki czarodziejskie“. W wiekach średnich wierzono powszechnie, że „światło z takich świeczek utrzymuje wszystkich ludzi w domu we śnie, tak, iż nikczemnik, który ich używa, może robić w domu co zechce“. Baca słowacki używa między innemi czarami palca niechrzczonych dzieci, który posiada tę magiczną własność, iż płonie wiecznem światłem, posługują się niem także złodzieje do swoich czynności, światło to bowiem czyni ich podczas kradzieży niewidzialnymi. Do niedawna zdarzały się wypadki we Francji, iż z cmentarzy wiejskich odgrzebywano trupa nowonarodzonego dziecka, „obcinano mu palce dla sporządzenia sobie z tego tłuszczu maści dla czarów“, albo wprost zapalono owe palce, których „płomień utrzymywał we śnie wszystkich domowników“, aby złodziej mógł bezkarnie kraść. Do tego samego celu służył wielki palec wisielca złodzieja“ (Bordeaux).
Robotnik w Tólz (w Bawarji) niedawno odkopał o północy na cmentarzu grób „czystej dziewicy“, aby jej odciąć palec od lewej ręki, w tem przekonaniu, że ten talizman przysporzy mu pieniądze. Ręka umarłego dziecka pięcioletniego otwiera wszystkie zamki na Litwie (Ludwik z Pokiewa Jucewicz Litwa Wilno 1846 str. 161). I Łotysze znają te czary złodziejstwa: „odkopują oni nieboszczyków i z tłustości ludzkiej robią świece, a skoro taką świecą się zaświeci i obejdzie z nią dom trzy razy dokoła, to wszyscy — ludzie i zwierzęta — w tym domu tak mocno się pośpią, że można kraść spokojnie przez całą noc aż do południa“. W całej Europie rozszerzone jest między ludem wierzenie, jakoby palec zmarłego miał cudowne przymioty, przedewszystkiem zapalony w nocy usypia wszystkich, a złodziej może podczas tego bezpiecznie kraść. Przykłady takiego uśpienia znane są w Danji, Szwecji i Norwegji. I w wyobrażeniu zabobonnych Żydów „palec trupa otwiera wszystkie zamki“, a „przy pomocy żył czy ścięgien wyciągniętych ze zmarłego, udaje się złodziejom ubezwładnić okradanych“. Krwią zmarłej w połogu kobiety albo poronionego dziecka pokropiona świeca w mniemaniu Cygana (w Siedmiogrodzie) ma tę własność, że zapalona usypia obecnych w domu i ułatwia złodziejowi kradzież. Proszku od pomordowanych dzieci mieli używać do guseł czarownicy i sekciarze w głębokich wiekach średnich, przynajmniej takie zarzuty robił kościół (wschodni i zachodni) Mani — cheuszom, Massalianom, Bogumiłom i innym odszczepieńcom.

113
Dzieje nekromancji, zwłaszcza skiomancji, w średnich wiekach wykazują, iż nie wzdrygano się od popełniania wstrętnych zbrodni na trupach, wyrzynano płód z łona matki, aby otrzymać krew, t. zw. „mumię“, część ciała, zwłaszcza palec umarłego, którego łój służył złodziejom do zapalenia świecy, pogrążającej obrabowanych w głęboki, „śmiertelny“ sen.
Tak zwana „złodziejska świeca“, która wedle przepisów średniowiecznej magji, powstała z suszonego palca noworodka, o ile możności wyciętego z łona matki, ma mistyczne własności. Jeśli, w razie włamania się, zaświecą taką świeczkę, złodziej staje się niewidzialnym, a mieszkańcy domu bywają pogrążeni w głębokim śnie. Wystarczało nawet ustawienie takiej niezapa — lonej świecy na stole, by mieszkance domu się nie obudzili. Jeszcze w 17 wieku złodzieje lub rabusie mordowali kobiety w ciąży, by osiągnąć wyż wspomniany czarodziejski środek.
Tak samo ręki lub palca zmarłego dziecka niechrzczonego, używali złodzieje, by uczynić się niewidzialnymi i by z łatwością zamki otwierać. W Palatynacie, jeszcze w XIX stuleciu nadzorowano cmentarz po pogrzebie takiego dziecka, by zapobiec rabunkowi. I czarownice używały w wiekach średnich t. z. balsamowanych palców; zgadza się więc z ogólnem wówczas wierzeniem ludowem, jeśli Szekspir w „Makbecie11 wkłada w usta trzeciej czarownicy, mieszającej zawartość czarodziejskiego kotła, słowa:
Finger of birth — strangled babę,
Ditch — delivered by a drab.
(Palec uduszonego w łonie matki dziecka przez złodzieja).
W starożytnym Meksyku starali się wojownicy o trzeci palec lewej ręki kobiety zmarłej w połogu, umieszczając go jako talizman na swej tarczy. Ten użytek palca kobiecego łączył się z wiarą Acteków, że kobieta zmarła w połogu, stoi na równi z bojownikiem poległym w boju i na drugim świecie zaj — mie to samo, co on miejsce.
Wierzenia naszego ludu przedstawiają upiora jako demona groźnego i szkodliwego, który napada nocą człowieka, dusi go lub odrywa mu głowę. Już w kronice Jana Her burta z Ful — sztyna czytamy o „dzieciach, które rodziły się z zębami i przepowiadały klęski“. Wiara w upiory zasadza się u nas na przekonaniu, że człowiek ma dwie dusze.Dziecko urodzone z dwoma rzędami zębów — od razu — jako zjawisko nadzwyczajne, uchodzi za niesamowite; gdy wyrośnie, to człowiek taki ma w sobie dwa duchy. „Jeżeli przyjdzie na świat dziecię o dwu duchach, złym i dobrym, co zaraz po tem można poznać, że z zębami się rodzi, to po śmierci człowiek taki zostaje zębatą strzygą, a to dlatego, że ksiądz przy chrzcie, chrzcząc tylko jednego ducha, drugiego, złego, pozostawia w człowieku, na jego i ludzi
.Śmierć.’
8

1“
nieszczęście. Dobry bowiem duch ulata za planety, a zły pozo-staje w ciele i skoro się tylko zamroczy na świecie, (w słotę) takiego człowieka — chce czy nie chce — wyprowadza z mogiły, aby tłamsił (dręczył) tak ludzi, jako i bydlęta“. (Z okolic Żarek, Siewierza i Pilicy). Dlatego, aby dziecko nie zostało po śmierci strzygoniem, dają mu dwa imiona na chrzcie, albo je bierzmują (ze Sławkowa). Ludzie starsi (pod Babią Górą i w innych okolicach) utrzymują, jakoby człowiek przychodził na świat z dwoma duchami. Oba te duchy powinny być chrzczone i mieć swoje imiona. Jeden z duchów otrzymuje imię przy sakramencie chrztu św., drugi przy przyjęciu bierzmowania, zwanego przez lud drugim chrztem. Ponieważ jedynie biskup nadać może imię drugiemu duchowi, a o to nie tak łatwo u nas na wsi zapadłej, przeto kto ma dwa duchy: dobrego i złego, a drugi raz się nie ochrzci, ten po śmierci zostaje strzygą (strzygoniem). Albowiem ten drugi zły duch nie ustępuje z człowieka, (chyba przez bierzmowanie). Jedynie duch dobry z ciałem umiera, duch zły błąka się wokoło zmarłego ciała, skazany na długą tułaczkę na ziemi.
W Krakowskiem opowiadają: „Gdy strzygoń umiera, wtedy ciało jego wraz z dobrym duchem, ochrzczonym, grzebią zwy-kłym trybem w ziemi, ale drugi jego duch, zły, nieochrzczony (t. j. nieobierzmowany) umrzeć wówczas nie mogąc, ani rozstać się ze światem, błąka się po nim jako straszydło, własnego ciała ciągnąc z sobą brzemię“. Utrzymują, że „umarły strzygoń ma jeden bok ciepły, gdyż żyje jeszcze drugim duchem (do złego) i nim straszy, mogąc przezeń wydobyć się z trumny na świat“. „Każdy strzygoń — mówią w innych okolicach ziemi krakowskiej — ma w sobie dwa duchy, jeden duch do dobrego, drugi do złego. Bierzmowanie duch zły wypędza. Gdyby człowiek, mający dwa duchy, bez bierzmowania umarł, to wtedy duch jego dobry idzie do ziemi z ciałem i czeka dopóki zły, który spocząć nie może i tylko straszy, nie będzie w jaki sposób zażegnany. Utrzymują też jakoby „upiory miały dwa, a czasami nawet trzy duchy i te właśnie duchy zmuszają ich do ponownej włóczęgi“. Strzygę wyobraża sobie lud ziemi sieradzkiej z dużemi zębami, z któremi się rodzi. „Gdy umrze, kładą go na dół z zębami w trumnie, inaczej robi szkody, łamie świece“ i tp. Strzygą może być mężczyzna albo kobieta, a ma zgubną właściwość, że „w jakim wieku umrze, w tym wieku będących ludzi zabiera, wysysając im krew z boków“. W wyobrażeniu kmieci naszych ze Skawicy „strzygoń jest to człowiek mający dwa duchy, z których jeden wychodzi po śmierci z grobu, tuła się pomiędzy ludźmi — biega tyłem obrócony i wyrządza różne psoty“. Tak zrzuca z półek garnki, miski, przewraca naczynia, odwiązuje bydło od żłobu i tp. Spotkawszy człowieka mówi: „Na pół droga l“, a „jeżeliby mu wtenczas człowiek nie ustąpił, to go podetnie tj. padnie na miejscu nieżywy“. Lud (w Po-

115
znańskiem) wierzy, że człowiek taki wstaje po roku z grobu i jak daleko okiem sięgnie — zabija ludzi, albo chodzi po nocy i chce walczyć z każdym, kogo spotka. W okolicy Denkowa, Ostrowca (Radomskie) chodzi wraz z ciałem w nocy po wsi, stuka w okno, przeszkadza ludziom i „różne wyrządza szkody“. W Przebieczanach, wsi powiatu wielickiego, wierzą, że „niektórzy ludzie mają dwa duchy, jeden ślepy, drugi głuchy“. Po śmierci takiego człowieka w okolicy Ropczyc, drugi jego duch wydobywa się w nocy z grobu i ogląda się wokoło. Skutkiem tego powstają straszne ulewy, zły ten duch zatapia wszystko, na co patrzy. Po czyim więc pogrzebie nasta ją długie i wielkie ulewy, jest to znak, że ten człowiek ma dwa duchy.
Lud w okolicy Tarnowa i Rzeszowa odróżnia w człowieku ducha i duszę. „Duch z ciałem umiera, dusza jest nieśmiertelna. Niektóry człowiek ma dwa1 duchy, dobrego i złego. Dobrego w człowieku ducha wiedzie na drogę zbawienia chrzest, złego bierzmowanie. Człowiek nie bierzmowany umiera dwakroć“. Jeżeli nowonarodzonemu dziecku matka daje ssać dwa razy dziennie, to dziecko to ma dwa serca. Po śmierci wstaje z grobu, chodzi w nocy po kościele i jak dziecko urodzone z zębami gryzie tam świece, tłucze lampy i tym podobne robi szkody. (Ropczyce). „Rodzą się czasami ludzie, posiadający podwójne serca. Kiedy jedno z nich (serc) umrze, drugie żyć nie przestaje i właściciel jego, pochowany głęboko w ziemi, wstaje z grchu, chwyta i dusi ludzi“.
Rozpowszechniony na całej przestrzeni ziem polskich przesąd o dwu duchach przypomina wiarę ludów azjatyckich o dwu duchach, dobrym i złym, ciemnym i jasnym, zabobon ludu kra-kowskiego o człowieku z kilku duszami przypomina wierzenia plemion pierwotnych Madagaskaru, Fidżi i jn. Pewne nadzwyczajne oznaki człowieka przyczyniły się do podtrzymania wiary w upiory. W Krakowskiem np. tak powiadają: „kto ma za życia na plecach mały znak siny, lub gdy ma zęby podwójne, ten niezawodnie po śmierci będzie strzygoniem“. Miejscami i bladość ma być oznaką upiora. Strzygoń powstaje też z człowieka, który sam do siebie gada, nie ma włosów pod pachą, nad oczami, na głowie, albo ma więcej wierzchołków na głowie (z Międzyczerwiennego). „Ludzie zmarli nagłą śmiercią lub których pasmo żywota niezwykłym rzeczy obrotem w biegu swym przerwane zostało jak np. paraliżem tknięci, samobójcy, lub ukarani śmiercią za wyrokiem sądu, wisielcy, topielcy“ zostają po śmierci upiorami, „lud bowiem przypuszcza, że owe skrócenie życia głównie za sprawą złego ducha nastąpiło“. (Małopolska, lud krakowski i in.). Ludzie rodzący się „z cienką skórką na twarzy“ są upiorami. „Pociągają oni za sobą do grobu krewnych, a potem innych ludzi na takiej przestrzeni, na jakiej słychać dzwony kościoła parafjalnego“ (z powiatu wyrzyskiego). Strzyga czyli upiór — w wyobrażeniu ludu z Mazowsza czer

116
skiego — ma właściwości złego, szkodliwego ducha, przede — wszystkiem uroczne oczy: „Ktokolwiek z familji strzygi pokaże się w kościele, a strzyga go zobaczy, ten w krótkim bardzo czasie musi umrzeć“.
Wieszczy czyli upiór pochowany w trumnie, gdy dostanie do ust żgło (koszulę śmiertelną), to je żuje i tem wciąga do grobu ojca, matkę i najbliższą rodzinę jedne po drugiem. Przesąd ludu w Polsce, na Rusi i w Niemczech, iż trup odkopanego upiora trzyma czasem koszulę śmiertelną w zębach, albo ją gryzie, spotykamy już w 17 w. u Jerzego Gengella, Polaka, (autora książki Eversio Atheismi) i Gabrjela Rzączyńskiego (Historia naturalis Sandomierz 1721), którzy zaświadczali, iż w Polsce, na Rusi i Litwie znajdowano „trupy (upiory), ruszające głową, językiem, oczyma i dlatego miały na sobie porozdzierane ubranie*. Upiorem czyli wieszczym — jak utrzymuje lud w Odolanowie, — staje się nieboszczyk pochowany w noszonej przez inną osobę koszuli, osobę tę ściąga on do grobu. Podobny przesąd istnieje w Niemczech. Wyobrażenie o wyjściu duszy zmarłego z ostatniem tchnieniem łączy się z wiarą ludu, że oddech ten jest zabójczy. Stąd powiadają w Bronowicach wielkich, że na kogo strzygoń chuchnie, ten musi umrzeć. Albowiem strzygoń samem tchnieniem o śmierć przyprawia człowieka. Dlatego to chłop w Toniach gdy mu strzygoń „chciał chuchnąć w gębę, naciera na niego gwałtem“, podczas jedzenia „z obawy, aby mu strzygoń do ust nie chuchnął“, starał się „aby obadwa razem mieli jadło w ustach, a strzygoń nie był w stanie chuchnąć mu w usta swoim duchem“, gdyż samo chuchnięcie strzygonia do ust zapaśnika, przyprawia go o śmierć. Po śmierci ciało upiora zachowuje jeszcze ślady życia: Członki jego są wolne, nie zastygają i nie tężeją, jak u innych umarłych, a oczy zamykane, chociaż kładą na nich grosze dla wtłoczenia przez ciężar, przecież otwierają się na nowo i jak za życia patrzą, a twarz nieboszczyka jest rumiana. Jeżeli umarły ma ciało wolne, nie stężałe, mówią w Mikluszowicach, że „wszyscy w tym domu pomrą“. Przesąd osnuty na pierwotnej wierze, że umarły żyje jeszcze przez pewien czas (ciało „nie stężałe“) i pociąga za sobą pozostałych na drugi świat. Stężałość i inne objawy ciała nmarłego tłómaczył sobie umysł pier-wotny jako oznaki życia ducha nieboszczyka i przypisuje je upiorom. Ślady takiego pojmowania zachowały się w wierzeniach naszego ludu. W Krakowskiem powiadają, że człowiek „mający po śmierci wiotkie, gnące się cielsko, czerwone paznokcie i brak włosów pod pachą“, jest upiorem Utrzymują też, że „umarły strzygoń ma jeden bok ciepły, gdyż żyje on jeszcze drugim duchem (do złego) i nim straszy, mogąc przezeń wstać i wydobyć się z trumny na świat“.
Znamienną właściwością upiorów jest to, że łakną i tuczą się krwią ludzką (lub zwierzęcą). Wierzenie to odwieczne i po

117
wszechne znajduje i wśród ludu polskiego zastosowanie. „Upiór ma twarz czerwoną“, a cecha ta znamienna pochodzi z ssania krwi z ludzi. Jest nawet przysłowie: „Czerwony jak upiór“. Znawcy między włościanami lubelskimi poznają za życia człowieka, który ma zostać upiorem, przedewszystkiem po tej „czerwonej zawsze twarzy“. Jako charakterystyczną cechę upiora uważa „zachowanie przez trupa kolorów na twarzy i płynność krwi“.
Ślady tego krwiożerstwa upiorów zachowały się i w ze-wnętrznym wyglądzie strzygonia. W pojęciu ludu z okolic Krakowa strzygoń to „człowiek bladego lica“, nawet dziecko po nim bywa „mizerne, chude, bladej cery“. Poznaje się umarłego strzygonia „po paznokciach czerwonych“. W Międzyczerwiennem utrzymują, że „strzygonie przysiadają człowieka śpiącego, na którego miały za życia złość i wysysają z niego krew“. I strzygonie na Podhalu „duszą ludzi śpiących i krew wysysają“.
Mazurzy w Prusiech utrzymują, że z dziecka, które odłą-czone ponownie ssie pierś matczyną, wyrasta upiór, który w „grobie ustami od krwi czerwonemi ssie krew swoich krewnych i powoduje u nich suchoty“. Upiór, zwany u Kaszubów wieszczem, rodzi się z zębami i ma plamę czerwoną (od krwi), a po śmierci zabiera inne dzieci. Martwieć taki wstaje z grobu i krew ludzi wysysa, dlatego po odkopaniu grobu ciało jego jest czerwone. Takiemu upiorowi ucinano głowę, aby go w ten sposób uczynić nieszkodliwym: Otworzono grób i znaleziono trupa nieuszkodzonego, a nawet broda mu urosła. Przyłożono mu więc rydel do gardła, a gdy krew trysnęła, zasypano go ziemią, aby krew nie bryzgla na kogoś, bo ma zabójcze własności. Od ucięcia mu głowy nie było wypadków nagłej śmierci w okolicy Ostrzeszowskiej (Wielkopolsce). W 17 i 18 wieku przypisywano upiorom zarazę, mór i różne choroby. „Dlatego- — powiada ks. Chmielowski w Nowych Atenach — wiele podejrzanych ciał podczas jakiej zarazy, chorób lub śmierci odkopują, znajdując krwiste, jak żywe, choć za żywota osoby te były jak chusta blade“. „Łeb im uciąwszy, serce przebiwszy — powiada p. Chmielowski — krwie wiele z nich wypływa, którą we śnie ludzi żyjących wypiły. Pochowano niedawnemi czasy — około 1716 r. — człowieka jednego z Tryszawy, który z krewnych swoich osobom wielkie czyni złości, onych dusząc, bijąc i krew z nich wysysając. Mówią, że to strzyga, którego dół (grób) otworzywszy, znaleźli go jak wór świeżusieńkiej krwi pełnego“. Już ks. Jan Bohomolec w książce zatytułowanej Dja — beł w swojej postaci (Warszawa 1777) zbijając przesądy o upiorach mówi o poznawaniu upiora po tem, że „jako trup jest rumiany, czerstwy, nieskazitelny, co ssaniu krwi przypisują“. „Lud tego jest zgania, iż upiorowie krew z żywych wysysają. Na niektórych miejscach w Polsce wierzą, iż czarownice czy szatani

118
w ich postaci zwabiwszy płaczem swoim do lasu, gdzie mie-szkają dzieci, krew z nich wysysają“. Zdaje się, że istniała wiara w przechodzenie własności tych z upiora na jego ofiarę, która po swej śmierci ssie również krew ludzką. Takby sądzić można z wiersza St. Garczyńskiego (Poezje Paryż 1833):
— mówią, że na ludzką krew upiór zajadły, Gdy ofiarę wybierze, z której soki pije, Ofiara umrzeć musi, lecz zmarła ożyje I mordercy swojego postępując torem, Znów niewinnych krew chłepcąc, staje się upiorem.
W gadkach ludu krakowskiego o upiorach przechowują się ślady kanibalizmu. Oto jedna z takich baśni o upiorach zapisana w Liszkach: Pewna gospodyni miała męża, lubiącego jadać wątrobę, gdy się upił. Pewnego razu idąc o północy do rzeźnika po wątrobę dla męża, wstąpiła do domku, gdzie były trzy trumny, a w jednej z nich leżał umarły. Odkryła więc wieko i nożem wyostrzonym wyrżnęła z nieboszczyka wątrobę. Wróciwszy do domu usmarzyła ją i podała mężowi, który w tej wątrobie tak zasmakował, że kazał ją sobie nazajutrz znowu podać. Gdy się oboje pokładli, przyszedł do nich w nocy upiór i stękając domagał się zwrotu swojej wątroby, przy tem tak krzyknął ostatni raz nad nimi, że oboje ze strachu zachorzeli i pomarli.
Prócz strzygoni płci męskiej występują w naszych baśniach ludowych także i strzygonice, błądzą one po rozdrożach, przychodzą też w nocy do wsi. Jedną, odwiedzającą stale swoje „nieżeniate“ córki, odkopano w grobie a gdy odcięto jej głowę, aby nie wracała na świat, krew się z niej lała jak z bydlęcia. Wielkopolanie znają także wieszczą niewiastę, która w postaci ćmy przylatuje przez dziurkę do izby i kąsa dzieci. Wieszczyca różczką otwiera piersi młodzieńcowi, wyjmuje mu serce i zjada, poczem piersi zamyka. Taki człowiek nie długo już żyje. — W przeciwieństwie do tych ponurych, krwiożerczych upiorów miewa strzygoń krakowski, charakter łagodniejszy i zalatuje wonią kadzidła kościelnego; zamiast rozdzierać ciała ludzkie i krew z żywych wysysać, „drze ornaty, przewraca lichtarze i ogryza świece w kościele, lub księży na pokusę prowadzi“ — Snąć wycisnął na demonologji polskiej silnie wpływ kościoła i kapituły krakowskiej, tej almae matris różnego rodzaju altarzystów, bursaków, organistów, braciszków i dziadów kościelnych, snują — cych nici takowych wierzeń o upiorach. Kto za życia pozostawał z pewnemi osobami w bardzo wielkiej przyjaźni lub też na odwrót w ciągłej z niemi żył niezgodzie — ten i po śmierci nie może się od nich oderwać. Zdarza się też, że strzygoń przestaje z kumem, znajomym, dopomaga mu w pracy, orze, uskutecznia roboty polne (końmi plebana), poratuje w biedzie. Nieraz drzewa rąbie, ziemniaki skrobie lub groch łuszczy. A nawet żyje z żoną

119
i obdarza ją dziećmi; ale te mają lica trupiej bladości. Wieszczy to — według mniemania Wielkopolan — człowiek upiór, który wie za życia o wszystkiem, dlatego nazywa się wieszczym a poznać go po tem, że rodzi się z zębami.
W Targoszycach opowiadają o wieszczym, że wyszedłszy z grobu, włazi za wieżę kościoła i przeraźliwie „wrzeszczy, wymieniając imiona ludzi, a jak daleko słychać jego krzyki, tak daleko ludzie muszą umierać*. Lud od Krotoszyna dodaje, że wieszczy to jeden z dwojga przyjaciół, pobratymów lub rówie-śników, który tym wrzaskiem przyciąga i wywołuje śmierć wszystkich w równym wieku z nim będących młodzieńców’, a przedewszystkiem swego towarzysza. — Gdy taki wieszczy umrze, to „krew w nim żyje“ i dlatego po śmierci niepokoi i szkodzi ludziom, zjada świece na ołtarzu a nieraz i człowieka. Charakter demoniczny strzygonia występuje w następujących ebjawach: „Strzygoń wychodzi o północy z grobu i biega tyłem obrócony*, albo „chodzi w tył jak rak w koszuli długiej po samą ziemię (śmiertelnica)“; lubi chadzać „granicami*, włazi też nocą kominem. Strzygoń wychodzi z grobu o północy — pora zjawiania się duchów — a oczy mu się błyszczą, jak kołowi w ciemności. Chodzi — jak rak — tyłem odwrócony. Kto go zobaczyć chce, musi wybić sęk z deski wyjętej z grobu, wejść o północy na wieżę i stąd patrzeć przez tę dziurę, a to chyba rzecz nie tak łatwa. Według innych wychodząc z grobu składa na nim koszulę i idzie środkiem drogi, a gdy go człowiek spotka, to mówi: Na pół droga! a jeżeliby mu wtenczas kto nie ustąpił, to go podetnie i śmiałek padnie na miejscu nieżywy. Strzygonie uwijają się po rozstajnych drogach, na polu, w lesie, od zmierzchu do czasu pierwszego piania kogutów. A poznać ich po tem, że mają czerwone paznokcie, brak im pod pachą włosów, a bucha im z pyska ogień i sypią się iskry. Sroży się zaś, gdy napadnięty przez nich chłop nie staje z nimi do bitki. Kto w spotkaniu sie z strzygoniem pozbawi go części ubrania, ten ma nad nim przewagę, strzygoń bowiem nie może wtedy wrócić spokojnie do grobu. Lud z nad Raby wierzy, że strzygonie pokazując się w postaci, jaką mieli w ostatnich latach życia, wyzywają ludzi do bójki, i biją się z nimi. Człowiek uderza go „od lewice* a strzygoń pyta: „Kiela razy mią wytnies?* Bijący odpowiada: Raz. Gdy go tak siedm razy uderzy, to się strzygoń na czarną maź rozleje. Mocując się ze swemi ofiarami po barbarzyńsku, upiór bije je i katuje, a jako jeden ze środków na straszącego „umrzyka“ to silne uderzenie go w policzek od lewicy („trzy razy rznąć ręką na odlew“).
Strzygoń, mężczyzna lub kobieta, mają taką samą siłę fizyczną jak za życia. Kto żywemu dał radę, może sobie w ten sam sposób poradzić z umarłym. Można też uciekać przed nim biegnąc wzdłuż zagonów, bo strzygoniowi wolno jeno chodzić uwrociem. Tym sposobem przytrzymują go do godziny 12-ej,

120
a gdy pierwszy kur zapieje, strzygoń wraca do grobu, albo roz-lewa się w smołę.
Upiór, jako wytwór wyobraźni ludów dzikich, jest istotą szerzącą śmierć i spustoszenie. Dlatego, aby się przed nim ubezpieczyć, posługiwano sięprzeciw niemuśrodkami gwałtownemi, jakich używano spółcześnie. Mamy świadectwa historyczne i sądowe od wieków średnich do drugiej połowy XIX w. o ucinaniu upiorom głowy. Że tu wymienię tylko kilka przykładów: Już 1624 r. odkopano na Kleparzu (w Krakowie) groby mniemanych upiorów. Z aktów miasta Poznania wiadomo, iż dnia 17 maja 1708 r. „odkopano na cmentarzu św. Wojciecha w Poznaniu wieszczą niewiastę i głowę jej ucięto“, a to w tem przekonaniu, iż ona była przyczyną powietrza morowego, grasującego podówczas w Poznaniu. Oto przykład z aktów żywieckich: Powietrze morowe, które się 1679 r. w okolicy Żywca zjawiło, przypisywano babie upiorzycy, która ofiary swe dusiła. Memorjał parafji rajczańskiej zaświadcza, że owej „babie strzydze, dobywszy ową, głowę w grobie ucięto“. Dnia 20 grudnia 1719 r. Ign. Janota, owczarz stary „w Usołach (za Żywcem) umarł, który był strzygoń główny, a ten po śmierci jawnie i potajemnie, we dnie i w nocy chodził, będąc pogrzebiony u kościoła raj — czańskiego, strachy, szkody i napaści ludziom wyrządzał i po domach pokoju nie dawał. O którym naradziwszy się, wykopać go kazano, i głowę jego ucięto, a przecie on chodził i ludzicm przeszkodę czynił, aż gromady trzech wsi: Rajcze, Usoły i Rycerki uląkłszy się, z grobu go wykopawszy, na granicę wywieźli, ob — ciąwszy ręce i nogi, na ogniu go spalili; co się stało 3 stycznia 1720“.
Ze środków używanych przez lud nasz przeciw upiorom przytacza jeszcze J. Bohomolec (Djabeł w swojej postaci Warszawa 1777 II 28) rady zabobonnych: „ciało odkopać, głowę rydlem uciąć i między nogami położyć, serce wyrwać albo kołem przebić lub całe ciało wbić na pal, wreszcie zupełnie spalić“. Do drugiej połowy 18 wieku wiara w upiory, ssące krew ludzką, była u nas, wśród ludu i drobnej szlachty powszechną, a Ks. Chmielowski w swoich Atenach, znamiennej książce epoki saskiej, tak się wyraża o współczesnem pokoleniu: „Indja pełna złota, Malabar pieprza, a Polska upiorów“. Dopiero promienie wieku oświecenia — za St. Augusta — rozprószyły ciemności tego okrutnego zabobonu. Do niedawna zdarzały się podobne praktyki: Przed sądem karnym w Bodzentynie oskarżony 1869 r. za rozkopanie mogiły włościanin Jan Szafraniec zeznaje, że żona po śmierci nawiedzała jego dom, straszyła go i dzieci, a nawet sąsiadów. Pragnąc pozbyć się przykrych odwiedzin nieboszczki, rozkopał przy pomocy grabarza grób, przewrócił w trumnie trupa nieboszczka plecami do góry i związał jej ręce. Pomimo to odwiedziny nie ustawały. Przeto Szafraniec otworzył powtórnie trumnę i odciąwszy głowę nieboszczki, zakopał ją

121
w innem miejscu. Do dziś radzą jako środek ochronny przeciw upiorom „odkopać trupa, uciąć mu głowę rydlem“, ale samo odcięcie głowy nie zawsze prowadzi do celu. Widywano bowiem takiego nieboszczyka w nocy z głową uciętą, którą nosił pod pachą. (Ż okolicy Suchodniowa). „Trzeba więc głowę odciętą położyć w nogach — między kolana — żeby zmarły nie mógł jej dostać“. W Łańcucie „głowy nie znajdzie a bez niej nigdy już straszyć nie będzie“. W wyobrażeniu naszego ludu — jak wogóle ludów pierwotnych — każda część ciała zmarłego żyje, ma siły żywotne. Umarły, gdy mu głowę utną, mocuje się i sili, aby rękami dostał głowę, gdy ją dostanie, bierze głowę pod pachę i kroczy jak żywy. (I. Chodźko. Pamiętniki Kwestarza). Lud od Tarłowa (w Radomskiem) podobne zaleca środki, aby się ubezpieczyć przeciw upiorom, niepokojącym ludzi. „Trupa wykopać i obrócić twarzą do ziemi, a wtedy już nie na świat, tylko w wnątrz ziemi zabłądzi“ (w okolicy Ostrowa: „wtedy trudno mu już podnieść się)“. Jeżeliby ten środek nie odniósł pożądanego skutku, „trzeba przebić serce upiora kołkiem osikowym albo gdzie pod lasem poćwiertować ciało i tam zagrzebać“. Podczas tych operacyj „bór strasznie szumie i czart łamiąc gałęzie usiłuje niemi uszkodzić lub skaleczyć ćwiertującego“ umrzyka.
Pastwienie się nad upiorami, jak ucinanie im głowy, prze-bijanie serca było w wiekach średnich a nawet w 17 wieku praktykowane w całej Europie. Nie jest to więc — jak sądzono — przesąd wyłącznie polski, ani słowiański. I ludy pierwotne przybijają palem upiorów i złych duchów. Aby ich uwięzić na zawsze w ziemi, przeciw umrzykowi, bo tak też nazywają upiora, radzą u nas wykopać go i „wraz z trumną wywrócić w grobie do góry nogami, aby wszedł sobie w głąb ziemi, a nie chodził po niej“. Wieszczych, jak upiorów, przewraca się w trumnie twarzą do ziemi, kładzie im się na szyji sierp lub siekierę, pod język pieniądz, a wszystko to na to, aby nie wstawał z grobu. — „W Białej pod Janowem psuło co noc bramę żelazną na cmentarzu“. Dziad kościelny, aby wykryć sprawcę, wziął igłę, którą nieboszczykowi zaszywali koszulę i zawlókł ją nicią z kłębka, wpiął igłę w nieboszczyka a kłębek trzymał. Po tej nici doszedł do jakiego grobu nieboszczyk wrócił. Rano przeszedł z księdzem do tego grobu, w którym znalazł maleńki otwór, „jakby myszą dziurkę“. Odkopano nieboszczyka, „włożono mu trzy grosze w zęby“ i z odwróconą twarzą do ziemi pochowano go — „od tej pory był spokój“. „Zatykają też dziury na cmentarzu, ażeby upiory nie mieli którędy wyłazić“, albo „krępują im ręce, wielkie palce (kciuki) wstążką od manipularza“, czy też „sznurem lipowym, którego i sam djabeł nie zerwie“. — Tak związany upiór chodzić nie będzie, chyba na nowiu“. A nawet dość poruszyć wielkim palcem u nogi, albo pociągnąć go za palec, żeby nie wstawał z grobu (ze Skawicy). Ktoby w zmar

122
łym poznał strzygonia — prawi lud w Krakowskiem — ten winien włożyć mu w usta krzemień, mówiąc: Chodź ziemią i nie strasz nikogo! Następnie przewrócić ciało w trumnie plecami do góry i uderzyć mocno łopatą w tylną część ciała. Radzą też wbić mu gwóźdź do głowy albo uciąć głowę. — Człowiek spotkawszy upiora, ma „skoczyć na zorane pole, na które upiór lub strzygoń za nim nie pójdzie, bo nie ma prawa do ziemi uświęconej ludzką pracą“, albo „dobiec do dzwonnicy i sercem dzwona uderzyć, a wtedy upiór rozleje się maziąu (w Radomskiem).
Lud ruski (w okolicach Brzeżan) utrzymuje, że „upiór jest czerwony (od krwi, którą ssie) i ma dwa serca, z których jedno umiera a drugie żyje, po śmierci“. I wiedźma — wedle pojęcia Hucułów — to kobieta mająca w sobie dwa serca, jedno po lewej, drugie po prawej stronie. Włościanin z Mszańca (p. sta — rosamborskiego) opowiada że: „upiór ma dwa serca i dwa duchy; jeden zamiera a drugi chodzi. Poznać go po tem, że ma czerwone, rumiane policzki“. Upiory i wiedźmy ukraińskie mają jeszcze cechy istoty krwiożerczej: w p. czehryńskim „krew z żywych wysysa, parobków gwałtownie rozdziera, całe doświtki uśmierca“, w powiecie skolskim „ssie z dziecka krew do grobu, a dziecko do trzech dni umiera“.
Czarownice i wiedźmy „codziennie pożerają po jednem dziecku“, „pół twarzy zębami odgryzają albo szarpią ciała ludzkie w kawałki“. Upiory przemienione w psy zagryzają się i zjadają na przemian lub sieją zarazę na bydło. Takie najazdy upiorów na wsie zapisała kronika mnicha Laurentego w 12 wieku. Wyobrażenia ludu ukraińskiego o upiorach zachowały wiele pierwotnych pierwiastków: „Upiorem staje się każdy samobójca po śmierci, duch jego nienawidzi ludzi, sprowadza na nich nieszczęście i stara się im szkodzić8. Matka, Rusinka pochowana na cmentarzn w Miczyszczowie pod Brzeżanami, wróciła do chaty, miała „dziecku swemu dać piersi, od czego byłoby zmarło, ale mąż zasłonił je sobą i upiorzycy nie dał; dziecko ocalało, lecz ojciec wkrótce potem umarł“. Upiory i wiedźmy na Rusi „przy pełni księżyca wyłażą z grobów i kierują kroki swe ku chatom, kędy zamieszkiwali za życia — dostawszy się do izby, krew ze śpiących wysysają lub zjadają serca dzieci“. Po dziewięciu nocach takiej wędrówki nastaje straszny pomór na ludzi i bydło. Wystarczy „gdy z podwyższonego jeno miejsca zapatrzą się na okolicę, a wówczas ginie wszystko, dokąd tylko zgubny ich wzrok doleci“. Jako środek zapobiegawczy przeciw upiorom i wiedźmom na Rusi: kładą podejrzanego do trumny obracając go twarzą do ziemi, podcinają mu żyły pod kolanami, aby nie mógł chodzić, wreszcie zasypawszy grób, nakładają kamieni, aby się nie mógł ruszyć. Gdy upiór mimo to wywołuje pomór we wsi, wtedy cała drużyna wiejska „udaje się na cmentarz i obchodząc każdy grób z osobna, pilnie zważa, który

123
z nich zapad! albo w którym jest dziura“, bo tam leży jakiś upiór, „zasypują więc szczelnie dziury u grobu, aby się przez nią nie przedarły promienie księżyca, mające własność budzenia upiorów i wiedźm ze snu grobowego“. Jako ostrzejszy środek znane jest i na Rusi upiorobójstwo. „Lud na ten cel wychodzi na cmentarz o północy uzbrojony: mężczyźni idą z siekierami i rusznicami, kobiety z łuczywem płonącem, pochodniami i krzyżem a poprzedza ich zamawiacz“, który „po odkopaniu grobu i wyjęciu trumny, poszeptawszy coś do ucha umarłemu, odczytuje nad nim formułę zażegnania i obraca go twarzą ku ziemi, wtedy obecni ucinają umarłemu rydlem lub łopatą głowę albo prawą nogę, wreszcie przebijają trupa osikowym kołem, kładąc mu uciętą głowę między nogi* W Nahujo — wicach (ziemi Samborskiej) taki znachor ruski podczas cholery 1831 roku „wybierał na cmentarzu upiory i wiedźmy ze zgromadzonego ludu i kazał je (żywe osoby?!) jako przyczyny zarazy nagle związawszy palić na cierniowym ogniu; tym sposobem zginęło tam wówczas me mało osób obojga płci“. Upiory, jak wszyscy umarli, bywają też przyczyną różnych chorób. „Jeśli upiór ukąsi lżej, trzeba według porady czarownika kolo Boryni — wziąć ziemi z mogiły upiora, rozpuścić w wodzie, umyć nią i dać mu się jej napić, jeśli upiór ukąsił ciężej, trzeba rozkopać mogiłę, naskubać włosów z trupa i okadzić niemi chorego, ale jeśli ukąsił śmiertelnie, trzeba odkopać i przewrócić trupa w grobie, obciąć mu nożycami włosy, a ciało jego porąbać w kawałki“.
Aby uniemożliwić powrót upiora na świat, Huculi „odkopują grób a wywlókłszy trupa, wbijają mu „w głowę (za uszami) dwa zęby brony“. Było to na początku XX stulecia — W Rych — waldzie (p. gorlicki) chodził po nocach dwudusznik — tak zwie się u Łemków upiór — i trapił ludzi, kilku odważniejszych gospodarzy i parobków tej wsi postanowiło uwolnić ją od tej plagi. Odkopali więc grób i znaleźli w nim „czerwonego jak burak i świeżego trupa“ odrąbali mu więc głowę od ciała, rzucili między nogi i przybili ją osikowym kołem a grób zasypali. Od tego czasu upiór przestał dręczyć włościan. Upiorem w Białej Rusi i na Litwie staje się człowiek, który za życia „znał sie z siłą nieczystą“lub zakończył życie samobójstwem. Taki upiór chodzi po świecie i ssie krew ludzką. Lud obawia się upiorów, duchów straszących, wogóle zmarłych. Upiór na Białorusi wychodzi z grobu, „wysysa krew ludzką“, aby uniemożliwić mu te wycieczki, „należy grób umarłego rozkopać, odrąbać mu głowę i włożyć pomiędzy nogi, a ciało przygwoździć do ziemi kołkiem osikowym“. Opowiadają o upiorach, przybywających do nas z Rosji, gdzie się „najgęściej rozkrzewili, że „napadają ludzi i ssą ich krew, sami mają krew zimną jak lód lub zastygłą i skrzepłą, osobliwie za paznokciami*. Opat czeski Neplach (f po 1371 r.) opowiada o pasterzu imieniem Myślata,

który po śmierci 1336 r. co nocy wstawał z grobu i pochód swój przez wsie znaczył duszeniem ludzi. Gdy go po wydobyciu *z grobu przebito kołem, wylała się z niego jak z naczynia krew, wyssana przezeń z łudzi. Dopiero po spaleniu zwłok przestał straszyć. Podobny wypadek z upiorzycą wydarzył się w 13“ r. O życiu umarłych w grobie świadczyć miała okoliczność, iż niektóre zwłoki zachowują przez dłuższy czas dawny wygląd, jak np. czerwony kolor ust, czerstwość policzek, włosy i paznokcie „nie przestające róść w grobie“ itp. W takim stanie znajdowano w Czechach odgrzebane zwłoki upiorów, mających rzekomo dlatego czerwone usta, że ssały krew żywych ludzi. Dopiero zupełne zniszczenie ciała przez spalenie zadawało kres ich pośmiertemu życiu. „Wampirem — wedle określenia chłopa serbskiego — nazywamy umarłego, który w 40 dni po śmierci co noc porzuca grób, dusi ludzi po domach i wypija im krew“. Bośniackie prsysłowie „czerwony jak upiór“ „pochodzi z wiary, że upiór od krwi ludzkiej, którą wysysa, staje się czerwonym“. Wampiryzm uchodzi za dziedziczny, wszakże upiorem stać się może każdy człowiek, nawet najpoczciwszy, skoro nad leżącym na marach przeleci ptak nieczysty (sroka lub kura) albo gdy przejdzie pod stołkiem, na którym leży nie-boszczyk, pies, kot, i tp. nieczysty czworonóg, wreszcie gdy cień ludzki, który wyobrażają sobie jako istotę samoistną, wchodzącą w ciało, padnie na umarłego i go do życia pobudzi. Zarówno lud chrześcijański jak mahomatanie w południowej Słowiańszczyźnie wierzą, iż „upiór może mieć w nocy stosunki z pozostałą przy życiu małżonką, może mieć nawet potomstwo, ale takim dzieciom przeznaczony jest krótki przeciąg życia“. Serb, zmarły w Kisilowej 1725 r., ukazał się w trzy dni po pogrzebie w nocy synowi „aby mu dał co do zjedzenia“, a gdy syn nazajutrz jedzenia nie przygotował, znaleziono go umarłego. Gdy następnie kilka osób nagle pomarło, otwarto grób mniemanego sprawcy ich zgonu i „znaleziono go czerwonego, oczy otwarte i oddech mającego — skąd wniesiono, iż był upiorem, kat serce mu palem przebił, a ciało spalono“.
Bułgarzy, w celu zapobieżenia powrotowi upiora, odko-pują grób, a ciało przebiwszy kołem głogowym, albo klinem drewnianym (gwoździem, igłą), ucinają mu też głowę i grzebią od innych części ciała oddzielenie. „Nie dobrze jest
— opowiadał odganiacz duchów z Pleternicy, w Slawonji
— spotkać upiora w otwartem polu, kto mu przypadkiem zajdzie drogę, wnet gniew ich ściąga na siebie. Niekiedy duch taki bywa niepochwytny i napadnięty człowiek jest wobec niego bezbronną ofiarą, niekiedy znowu bywa tak cielesnym, że można z nim walczyć, a nawet wygrzmocić go należycie“, ale człowiek przepłaca to zwycięstwo chorobą albo i śmiercią. Zazwyczaj wyrządzają tylko psoty napędzając ludziom strachu, tłuką naczynie, przewracają sprzęty, „walą do

125
drzwi kamieniami, puszczają kurę do izby, hałasują i okropnie ludzi straszą“. Bywają i groźniejsi: „Straszydła takie rzucają na ludzi kamieniami, jednemu rozbiło głowę, drugiego mocno w rękę skaleczyło“ itp. Środki, mające uchronić ludziska od napadów i szkód wyrządzonych przez owe krwiożercę istoty, należą do tego poziomu barbarzyństwa, na którym stoją wierzenia ludowe południowych Słowian o upiorach. „Zmarłego kaleczą przecinając mu piętę, lub odrębując palec u nogi, albo wbijając mu gwóźdź w tył głowy“. Najczęściej, przebijają ciało kołem głogowym. Ubijają też upiora wyschłą skórą byczą, wierzą bowiem, iż „każdy, na którego tryśnie krew upiora, sam przemienia się w upiora“, częsio też rozsiekują ciało trupa na kawałki. Przed 25 laty ukarani zostali w Abazji za znieważenie zwłok umarłego, który uchodził za upiora. Wykopali go z grobu na cmen tarzu, przebili kołem głowę, nogi, ręce i przygwoździli do trumny, aby nie powstał więcej. Lud miejscowy oburzał się z po-wodu kary nałożonej na sprawców tego czynu, utrzymując, że „zmarły był upiorem, trzeba więc było koniecznie uchronić przed nim dzieci i dziewczęta miejscowe, aby im nocami nie wysysał krwi z serca i ich nie zabijał“.
Nie u każdego umarłego, jak wiadomo, występuje tężyc trupi. Mazurzy (z Dąbrówna) uważają ten stan za tak groźny, że prze-powiadają zgon członka rodziny, gdy tężec nie nastąpi. Jak na Mazowszu pruskiem, tak i na Rusi wróżą śmierć jednego z domo-wników, gdy trup po śmierci nie stężeje. Gdy członki zmarłego nie tężeją, lud czeski utrzymuje, że ktoś z rodziny pójdzie za nie-boszczykiem na drugi świat. I na Morawach utrzymuje o umarłym, mającym miękkie ręce i lewe oko otwarte, że pociągnie za sobą krewnych. Bułgarzy mówią również, że umrzyk z otwarterm oczyma, miękki i uśmiechający się, najbliższych wpędza do grobu. Serbowie (w okolicach Fojnicy) utrzymują, że gdy umarły nie stężeje, pociągnie za sobą którego z żyją — cych; takiego umarłego uważają za upiora. I w Niemczech trup miękki, uśmiechający się, rumiany, — od ssania krwi — z otwar — temi oczyma uchodzi za upiora. Bawar, mniema, że umarły, który w grobie mlaszcze albo któremu się oczy same przez się otwierają, zapowiada, iż ktoś z rodziny umrze. Upiora poznają w Bawarji po tem, że „wargi jego nie są blade, lecz mają naturalny kolor czerwony, i cmoka ustami jak dziecko“. Lud stryjski utrzymuje, że trup miękki i giętki pociąga za sobą jednego z rodziny, widocznie uważają go za upiora. Umarłego w Meklemburgu, mającego otwarte usta i oczy wykopują z grobu i gdzie indziej grzebią. Gdy Dytmarczyk widzi, że członki umarłego nie stężały i ma na twarzy rumieniec, powiada o nim, że spowoduje czyjąś śmierć w tym domu.
Rozpowszechniona też jest wiara u ludów, że martwieć „w grobie wszystko do koła siebie gryzie“, zwłaszcza „ubiór, wskutek czego jego krewni muszą umierać“. Wierzenie ludu

126
poznańskiego, utrzymującego, że człowiek, pogrzebany w starej koszuli, staje się upiorem spotykamy i u Serbów łużyckich, którzy baczą na to, aby ubranie, nawet chusteczka nie dotykała ust zmarłego, w przeciwnym razie gryzie szaty i powoduje śmierć krewnych. I zniemczeni Słowianie hannowerscy przekonani byli, że przez pozostawienie w grobie chustki przy ustach nieboszczyka, tenże pociąga za sobą jednego z rodziny. Pisański, piszący około 1756 r., podaje następujące szczegóły o zwłokach takich nieboszczyków, przerażających swą bladością: „W wielu miejscowościach Pius, w chwili gdy się ma trumnę spuszczać do grobu, otwiera się raz jeszcze i odsuwa starannie ie części ubrania, nieboszczyka, które się przypadkiem, wskutek wstrząś — nień przy noszeniu zwłok, zbliżyły do ust nieboszczyka. Czyni się to w tej myśli, że mogłoby to dać pochop nieboszczykowi do pożerania samego siebie. Lud w Prusiech wierzy w upiory krwiożercze, które same siebie pożerają. Henneberger opowiada, że 1564 r., w czasie panującej w Prusiech zarazy, widziano „smoktanie (cmokanie) i jedzenie nieboszczyków w grobach“. Ks. Helwing podaje, że podczas zarazy 1710 r. mieszkańcy wsi Horsen, postanowili, jako środek przeciwko epidemji, wykopać zmarłego na zarazę, na którym były znaki, że zaczął sam siebie w grobie pożerać. Po dłuższych poszukiwaniach grabarze wykopali jednego trupa, któremu uroczyście ucięto głowę i zwłoki razem z żywym psem wrzucono do grobu. Lud niemiecki wierzy, że upiór (Vampir) ssie ustami krew osób żywych, które wskutek tego schną i umierają. Zazwyczaj umarły wstaje w nocy z grobu i nęka żywych, ale ssanie to może się odbywać na odległość, tylko przez cmokanie wargami w grobie, takich zwą Niemcy Doppelsauger albo Nachzehrer. Ssą oni swe ubranie śmiertelne, jeżeli przez niebaczne pościelenie im w trumnie, naprzykład koniec koszuli dostanie się im do ust. Przez ssanie takiej koszuli umarły powoduje skon osoby żywej. Aby temu przeszkodzić, wkładają umarłemu w zęby pieniądz albo kamień, wyjmują mu z ust koszulę, wstążki itp. wręczcie każą odciąć mu rydlem głowę albo kołem przebić piersi i tym sposobem ubezpieczają się od zgubnych wpływów umarłego.
Przestrzega się, aby wkładając umarłego do trumny, nie zbliżać mu do ust chustki, wstążki itp. boby je gryzł, i tem pociągnął żywych do grobu. Aby więc nie mógł zjadać żywych, Menklemburczycy wyrywają mu ząb. Niemcy w wiekach średnich w obawie przed upiorem, zwłaszcza w czasie moru, zwłoki niebezpiecznego upiora (Nachzehrer) ćwiertowali, głowę po ucięciu kładziono mu między nogi, serce przebijano palem, wypadki takie zdarzały się jeszcze 1561, 1617, 1732, nawet w Berlinie jeszcze za naszych czasów, a barbarzyński ten zwyczaj sięga VII wieku. Mamy świadectwa historyczne, że Niemcy w 8 wieku po Chr. przebijali palem zwłoki położnicy i nie — chrzczonego dziecka, aby nie wracały do żyjących. Upiór litew

127
ski, zwany Ajtwaris, albo po prostu nieboszczyk, to człowiek błąkający się po śmierci, który męczy i kąsa osoby najbliższe. Aby go się pozbyć, trzeba „odkopać grób, ściąć mu głowę i położyć ją między nogi“, a przestanie wychodzić z grobu. Analogiczne praktyki rozpowszechnione są wśród ludu litewskiego. Oto przykład: Przy końcu 19 wieku obwiesiła się w powiecie poniewskim 70 letnia staruszka, słynąca jako czarownica. Ponieważ włościanie byli przekonani, że to upiorzycą, postanowili „zmarłej odrąbać głowę, położyć między nogami, a zwłoki przygwoździć do ziemi kołkiem dębowym“. W Islandji odkopywano z grobu zwłoki takich umrzyków, ucinano im głowę — jako siedlisko duszy — i palono, co zachowało się od wieków średnich do 18 stulecia w Europie północnej. Saxo Grammaticus, w swej Historji duńskiej, napisanej około 1200, r. przywodzi przykłady odkopywania z grobu upiora krwiożerczego, aby mu głowę uciąć, przebić ciało albo je spalić.
Wspomina on o Mid-Odinie, poległym z ręki Finów, któ-rego „duch nie mógł znaleźć spokoju i zadawał śmierć każdemu, kto się zbliżył do mar, na których leżał. Musiano więc wydobyć z grobu ciało, odciąć głowę i przebić kadłub palem“, jak się to robiło z ciałem upiora w Anglji i innych krajach. Ludy Europy północnej, Norwegowie, Szwedzi, Duńczycy i Finowie, wierzyli lub wierzą jeszcze, że niektórzy umarli nocą z grobu wstają i ludziom krew ssą. W podaniach skandynawskich rabuś zwłok walczy z umarłym a pokonawszy go, ucina mu głowę, ciało pali i wtedy dopiero ma spokój. I w Anglji samobójców poczytywano za upiory, ciało ich grzebano na rozstajnych drogach, a gdy z grobu powstawali, przebijano ich kołem. W Szkocji do niedawna przechowywał się zwyczaj odgrzebywania mogił i uśmiercania w ten sposób upiorów.
Z siedmiorga dzieci — wedle wierzenia rumuńskiego jest siódme zawsze upiorem (strygą). Upiór jest największym wrogiem ludzi i ich dobytku. Ssie on krew dzieci, dusi najbliższych krewnych, jest sprawcą chorób (w Niemczech Hexen — schuss) i nieszczęścia ludzi, bydła, niszczycielem plonów i zasiewów. Aby się uchronić przed powrotem upiora na świat, chowają go do trumny twarzą na spód, a gdy to nie pomaga, przeszywają mu serce rozpalonem żelazem (teapa) albo ucinają głowę. Po siedmiu dniach i tylu latach wykopują upiora z grobu, a gdy go zastaną w zmienionem położeniu, przebijają mu serce kołem cisowym. Wypadki takiego znieważenia trupów zdarzały się dawniej często w Rumunji. Wykopanie z grobu czarownicy, wychodzące] na świat dla czarowania żyjących, zdarzyło się niedawno, bo 1891 r. w okolicach Szasz-Sebes (w Rumunji). Odkopawszy grób w nocy, otworzono umarłej usta, wybito jej zęby, a do jamy ustnej napchano kamieni, długim gwoździem przybito ciało umarłej, tak żeby nie mogła z trumny powstać.

128
Chłop rumuński, (zamieszkały we wsi południowych Węgier)podcj — rzywając żonę swą, że jako upiorzyca dusiła go w nocy, odkopał do spółki z chłopami 1895 r. grób żony, spalił kawałek jej sukni, a ciało jej posiekał na kawałki, aby nie mogła już z grobu powstać.
Po śmierci Rumunki (z Battonji), poczytywanej za cza-rownicę, siedmiu Rumunów odkopało jej grób i przebiło jej serce gwoździem do dna trumny, aby nie mogła powstać, działo to się na Wielkanoc 1909 r. Podobne okaleczenia zwłok spotykamy w rumuńskiej wsi Węgier południowych. We wsi wołoskiej (komitatu Krasso-Szóreny), zdarzył się jeszcze 1896 r. wypadek spalenia upiora: oto 7 chłopów wykopało z grobu zwłoki kobiety straszącej jako upiór, polano je naftą i podpalono, a popiół włożono do grobu. Podobnych środków barba-rzyńskich ima się i lud nowogrodzki: przybija ręce i nogi upiora albo wyrywa mu serce, i posiekawszy je pali, zdarzają się wypadki palenia ciała zmarłego, aby mu powrót na świat raz na zawsze uniemożliwić. A Tournefort (Voyage du Levant, Amsterdam 1718 I 52) podaje przykład podobnej wiary w upiora na wyspie Mykenos (w Archipelagu greckim). Po śmierci kmiecia greckiego 1701 r. widziano go, jak „wchodził do domów, sprzęty wywracał, świece gasił, z tyłu na ludzi napadał i inne robił psoty“. Aby temu kres położyć, dnia dziesiątego od pogrzebu, odkopano ciało, kat wydobył serce> które spalono nad morzem, ale upiór czynił jeszcze większe zamieszania, dopiero gdy spalili całego trupa, ustały nocne wyprawy upiora niepokojące mieszkańców wyspy.
Macedończycy wierzą, że umarli wstają z grobu i ssą krew ludzi żywych, którzy wskutek ubytku krwi schną i umierają. Dlatego z obawy, aby umarły nie stał się upiorem, zamykają mu oczy i usta, któremiby mógł ssać krew. Zwłoki zaś „świeżego“ umrzyka, który zda je się uśmiechać i żywego członka rodziny „za sobą pociągać“, wykopują z grobu, a gdy go zastają twarzą zwróconego ku ziemi, utrzymują, że się w grobie odwrócił i jest upiorem, przeto należy go klinem (gwoździem) przebić“. Urzędowe zeznania świadków i obdukcje stwierdziły, iż Hejduk z Medweja (na Węgrzech) jako dręczony przez upiora, po śmierci swej, zaszłej 1732 r. stał się upiorem, lud węgierski bowiem utrzymywał, że „nagabywani od upiorów za życia stają się upiorami po śmierci t.j wzajemnie krew wysysają ci, z których żyjących ssali upiorowie“. Starano się przeszkodzić temu „nacierając się krwią zmarłego Hejduka i jedząc ziemię mogiły, w której trup ten był złożony“. Lud w Arme — nji, z obawy przed zmarłym, uchodzącym za upiora, otwiera grób, ucina umarłemu głowę, rozbija ją, albo tylko wbija igłę w głowę i serce. Żyda, urodzonego z zębami — t. j. upiora, chowają na okopisku twarzą na dół, aby nie wstał i nie straszył ludzi. — Z obawy, aby umarły nie powstał z grobu, jeden z bractwa pogrzebowego^kładzie na desce — przemywając nieboszczyka — gałązkę w kształcie zamku, mówiąc: „oby z tobą

1
Zwłoki kobiety nagle zmarłej Zwłoki po sekcji młodego robotnika samobój
w kościele Jezuickim’2/12. 1927. przez powieszenie 27/6. 1928. — Powód:
zawód miłosny.
Zwłoki syieśniaka w Glinnej Nawarji zabitego przez zlinczowapie (sapiosąd) 28 ęzerwęą 1927,

Ki *
K ’. K,

129
ziemia się zamknęła“! W wierzeniach ludu polskiego spotyka-my się często z upiorami z odciętą głową pod pachą. Bogienki z okolicy Krakowa, które wyrządzają ludziom szkody, chodzą bez głowy. Podobną jest istota demoniczna również bez głowy, zwana w Łużycach Serpyszyja, dlatego że dzieciom głowy ścina sierpem. Demony o ludzkiej i zwierzęcej postaci bez głów na — gotykamy w Czechach, na ziemiach ruskich, w Anglji, Szkocji, Irlandji, w różnych stronach Niemiec.
Wiara, że upiorom, aby nie chodziły po świecie i nie wy-rządzały szkód, należy ucinać głowę i kłaść między nogi, albo wiara w duchy chodzące z głową pod ramieniem znana jest w Szwecji, Norwegji, Danji, Islandji, upiory bez głowy to duchy osób zmarłych gwałtowną śmiercią. W greckich formułkach zamawiania z drugiego do czwartego stulecia po Chr. wymieniony bywa duch zwany o a-wpakog Saiiuw (bez głowy). Wierzenia te odnoszą jedni do pogańskiego sposobu grzebania zmarłych, którym ucinano głowy i członki, inni zaś twierdzą, iż brakiem głowy u duchów oznacza lud umarłych, głowę bowiem uważa za siedzibę duszy i życia. Nowsi badacze uważają i ten rodzaj wampiryzmu za przeżytek kanibalizmu (ludożerstwa). Wiara w upiory znana była w wiekach średnich. Byli to wyklęci przez kościół umarli (tympanitae), którzy po śmierci zachowywali czerstwość i świeżość ciała a niepokoli wiernych. Aby się pozbyć upiora, odkopywano go z grobu, kapłan zdejmował zeń klątwę poczem zwłoki palono. Przesądy o istotach mitycznych wyjadających dzieciom wnętrzności lub serca znajdujemy na Zachodzie od najpierwszych wieków chrześcijaństwa, między innemi w prawodawstwie franków salickich.
Wyobrażano sobie strzygi jako istoty demoniczne, wysy-sające ludziom krew, ale już w Kapitularzach Karola Wielkiego, w edykcie Rotara, króla Longobardów z 789 r. określają ten zabobon jako pogański. Biskup Burchard z Wormacji, około 1000 r. przywodzi zwyczaj przebijania kołem ciał zmarłej matki i dziecka, z obawy, aby nie wróciły straszyć ludzi. Pojęcie a nawet nazwa strzygi (strzygonia) przypomina demonów mito — logji Greków i Rzymian. Strzyga, grecka orętyya albo rzymska strix, od słowa otętCw, stridere, oznacza skrzeczącą. Wyraźnie powiada Owidjusz w Fastach, że nazwa strzygi pochodzi od strasznego po nocach łomotu. Starożytni Rzymianie nadają jej postać sowy. I lud polski przedstawia ją sobie jako sowę, która smutnem swem hukaniem śmierć zapowiada. Przybiera ona jednak częściej postać chudej, wybladłej kobiety. Jędza ta kradnie i pożera niemowlęta, albo krew z nich ssie, zamieniając piękne i pełne na chude i blade. Starożytni Rzymianie wyobrażali ją sobie również w postaci demonicznych kobiet i czarownic, które porywają w nocy chłopców. Owidjusz opowiada, że przyleciawszy do kolebki dzieci, krew im ssą lub wyjadają wnętrzności, a dzieci te wskutek wyssania krwi mają
.Śmierć*
9

130
twarz wybladłą. Podobieństwo owych Lamij ze strzygami zna — leść można i w tem, że nazwy ich pochodzą od żarłoczności. Lamos znaczy po grecku paszczę, gardziel, nazwę Jędzy wywodzą też od jedzenia, pożerania (dzieci). Prawie to samo powiadają Rzymianie o Empuzach czyli Lamiach, chciwych również krwi i wnętrzności ludzkich, i o Larwach, duszach zmarłych, za karę pokutujących po śmierci.
W grobach starożytnych Egipcjan znaleziono zwłoki z uciętą głową, a inne części ciała pokaleczone. Aby umarli nie wracali „na świat”, związywano im nogi. Że to zwyczaj głębokiej staro-żytności, świadczy opisany u Strabona sposób grzebania Troglo — tyków egipskich, którym nogi do szyi przywiązywano zapomocą cierniowych gałązek. I w starożytnych Indjach, jak wskazują Wedy, wiązano umarłemu nogi, aby na ten świat nie wracał. Wiara, że zmarli wstawszy z grobów, napadają ludzi, była w Ba — bilonji i Chaldei powszechną. Przesądna trwoga przed grożącą nieustannie mocą nieczystych sił i czarów była po wszelkie czasy udziałem ludów świata starożytnego, jak jest nią do dziś źródłem wierzeń w społeczeństwach pierwotnych uginających się pod zaklęciem tego demonizmu. Aby uniemożliwić powrót umar — ł ego upiora, mieszkańcy Kongo kładą ciernisko na drodze od grobu. Na Borneo i u Dyaków groby okolone są ostremi częstokołami. Podobne ogrodzenia cierniami znajdują się na grobach w południowej Afryce i na Madagaskarze. Zapierają też drogę z grobu do domu czciną bambusową, aby nieboszczyk nie wracał. W tym celu ludy barbarzyńskie niszczą wszelkie ślady, które pozostawiają umarli i duchy, z obawy ich powrotu. Zakopują szczątki wroga w grobie, albo zabijają go gwoździem z trumny. Zwyczaj wiązania nóg umarłemu gałęziami krzaku cierniowego znany jest Hotentotom i innym plemionom afrykańskim, a niektóre ludy przedhistoryczne — jak świadczyć mają wykopaliska — chowały zmarłych owijając ich od stóp do głowy pięciem cierniowem.
U Fidżów przed pochowaniem zwłok związują umarłemu członki, aby nie zakłócał spokoju najbliższym. Mieszkańcy Dahomy wiążą mocno nogi umarłego. Pozostałością tego zwyczaju jest powiązanie nicią palców u nóg nieboszczyka w Armenjj, aby mu uniemożebnić powrót. U plemienia Tupi w Ameryce południowej wiążą umarłemu wszystkie członki, żeby odwiedzinami swemi nie mógł przyjaciół niepokoić. W tym celu Indjanie wiązali umarłemu nogi, a zmarłemu na Madagaskarze pęta się kolana i wielkie palce u nóg. Niszczenie zwłok z obawy przed umarłym, aby nie powstał i nie robił spustoszenia wśród żywych, praktykują ludy barbarzyńskie. Zmarłym u plemienia Domara (w Afryce), po wyzionięciu ducha, łamią kość pacierzową, Hottentoci ucinają mu palec, aby go uczynić nieszkodliwym, Abiponi wyrywają mu serce, płuca i język, rzucając je psem na pożarcie. I ludy azjatyckie przekłuwają złego

131
ducha palem; plemię siamskie w Bangkok przybija do ziemi złego ducha chorych kołkami, zwanemi dlatego djabelskiemi (lak-phi). Przybijano też i upiorom serce kołkiem, by ich uczynić nieszkodliwemi.
Przesądy ludu polskiego odnoszące się do upiorów zdra-dzają jeszcze swe pochodzenie od pierwotnego animizmu, kiedy to wierzono, że człowiek umarły wychodził z grobu, odwiedzał swoją rodzinę i znajomych i jako upiór, demon groźny, ssał ludziom żywym krew. Wiara ta była niegdyś na całym globie powszechna; dziś wlecze się tylko w przeżytkach na nizinach społeczeństw cywilizowanych, ale żywą jest jeszcze wśród plemion barbarzyńskich. W naszych wierzeniach ludowych zostały wyraźne ślady krwiożerczości tego demona, a choć dziś nie ssie żywej krwi ludzkiej, jego twarz i usta czerwone wskazują na pokrewieństwo naszych upiorów z wampirami, pijącemi krew ludzką. Zresztą upiór nasz napada nocą człowieka, dusi go lub odrywa mu głowę, e środki ochronne przeciw niemu są wspólne: przebija go się kołem osikowym, ucina głowę kładąc ją u stóp zmarłego, lub odwraca twarzą ku ziemi. Nasz chłop zabobonny — jak Australczyk — stara się uczynić nieszkodliwym upiora, przez ucięcie członków ciała albo ich związanie. I tu sprawdza się twierdzenie z psychologji ludów, że „pierwotne formy wiary bywają najtrwalsze i że na późniejszych stopniach kultury znajdują urodzajną glebę do bujnego rozrostu“. Z upiorem powstaje w ściślejszym związku zmora, jest to również zły demon, który dusi w nocy swoją ofiarę, ssąc jej krew z języka. Jak wiara w złe istoty nadprzyrodzone, ogniatające człowieka w nocy, da się wywieść od patologicznych objawów podczas snu, tak wierzenia w upiory tłómaczą stanem chorobowym osobników bladych, „bezkrwistych“, co na niskim stopniu kultury przypisywano upiorom, ssącym z nich krew. Stąd pochodzić ma, że strzygonie mają cerę świeżą, czerwoną, odżywiają się bowiem ciepłą krwią ludzką. Upiory, podobnie jak wilkołaki, to w pojęciach mitycznych dusze zmarłych krwi pozbawione i krwi łaknące, dlatego bodaj na chwilę krwią się ożywią. Przebijają z nich refleksy wiary pierwotnej w krew, tę „duszę ciała ludzkiego“.
Wiara w upiory jest częścią składową lub następstwem wierzeń w zagrobowe życie człowieka. W epoce, kiedy zemsta, głęboko zakorzeniona w naturze ludzkiej, przenikała społeczeństwo pierwotne, wierzono, że uczucie to, nie zaspokojone za życia, urzeczywistnień się mogło i po śmierci. Stąd wiara w upiory, które dla nasycenia się zemstą wysysają krew. Aby duchom zmarłych, którzy mszcząc się za doznaną w życiu krzywdę, wysysali krew żyjącym, uniemożliwić powrót do swoich, popełniano straszne okaleczenia trupów. Człowiek na niższych szcze-blach rozwoju, w trwodze przed duchami umarłych, które wracając do swych ognisk, aby się ogrzać i posilić, wyrządzały mu szkody na zdrowiu lub dobytku, starał się uczynić je nie-

132
szkodliwemi, jednając je sobie jedzeniem i piciem (stypą). Wedle wyobrażenia Słowian umarłego „najwłaściwiej ułagodzić dobrym ugoszczeniem i skoro głód zaspokoi, ludzi nie zaczepia“. Dlatego włościanie, gdy umarły nawiedza ich w nocy, „co wieczór zostawiają mu jego dział wieczerzy, aby się od niego wykupić i on rzeczywiście zjada wszystko“. Wobec powracających z grobu posługiwano się też oszukaństwem, gdy np. ciało samobójcy wynosił innym otworem, a nie drzwiami, aby zmylić drogę, wreszcie używano gwałtu wiązaniem nóg i rąk, przekłuwaniem piersi osikowym kołem, sypaniem mogiły z kamieni i chrustu, ścieleniem drogi cierniami i tp.
Wystawienie zwłok.
Wyłożone w powyższych rozdziałach wierzenia i pojęcia ludu o ciele i duszy, jako tworzące nierozdzielną całość w pojmowaniu umarłego, przenikają wszystkie stadja pośmiertnego życia od chwili konania przez cały obrzęd pogrzebowy — aż do obchodu uroczystości zaduszek. Ponure to święto umarłych przechodzi w obchodach naszych włościan cztery etapy: 1. Wystawienie zwłok. 2. Zawodzenie (Żałoba). 3. Wyniesienie (Kondukt pogrzebowy) i 4. Stypa (Pośmiertna uczta).
Rdzeń naszych obchodów pogrzebowych, przechowuje w przeżytkach indoeuropejski ceremonjał pośmiertny. 1 właściwy ceremonjałIndoeuropejczykówdzieli się na 4 akty: 1. Wystawienie zwłok, u starożytnych Greków rtęć^eais, odbywało się w ten sposób: Po uroczystem umyciu i ubraniu zmarłego, wystawiono go na widok (nogami zwróconemi do drzwi, jakby miał wyjść), przez co daje się przyjaciołom i krewnym sposobność widzenia się z nieboszczykiem. 2. Żale i zawodze — n i a, greckie Od wystawienia zwłok aż do przesypania
ich ziemią wywodzą najbliżsi krewni lub płaczki żale żałobne w postaci pieśni lub rozmowy z umarłym, a towarzyszyły im wybuchy namiętnego bólu, rwanie włosów, drapanie twarzy i łona. 3. Wyniesienie zwłok, u Greków odby-
wa się na trzeci dzień po skonie nieboszczyka, którego na wo-zie lub saniach odwożą z domu żałoby na cmentarz. 4. U cz t ę pogrzebową, u Greków rteąlteim/w zwaną, wyprawiano powróciwszy z cmentarza. Po obmyciu się następowało spożywanie potraw i napojów, przeplatane wspomnieniami o dobrych uczynkach zmarłego.
Między ludem a nawet wśród inteligencji — i to nie tylko u r.as widok umarłego wywołuje trwogę. „Umrzeć straszy“ powiada lud polski na Czerwonej Rusi. Pozostawianie z nim sam na sam, zwłaszcza nocą, przejmuje strachem dziecię i starca.

133
A uczucie to bojaźni od lat tysięcy tkwiące w duszy człowieka, który pierwotnie mienił umarłego złym duchem, istotę szkodliwą, spoczywa też na dnie zwyczajów pogrzebowych. Pierwotnym motywem grzebania a dawniej palenia zwłok była obawa przed umarłym, by nie wyrządzał pozostałym przy życiu szkód. — Obrzędy pogrzebowe powstały więc z pobudek egoistycznych „człowiek chciał mieć spokój ze strony ducha nieboszczyka, którego zanosił do grobu“. Starano się dogodzić zmarłemu, sprawić mu godny pogrzeb w tem przekonaniu, iż niespełnienie zaciągniętych wobec niego obowiązków, zaniedbanie należnych mu „honorów“ szkodziłoby nie tylko osobom najbliższym umarłemu, ale i jemu samemu nie dawałoby spokoju. Wyobrażano sobie między ciałem i duszą człowieka taki stosunek zależności, iż losy duszy po śmierci zawisłe były od obchodzenia się z ciałem. Na tem tle wyobrażeń powstaje wierzenie, że „pogrzebanie ciała — uświęcone tradycją — jest warunkiem wstąpienia nie-boszczyka do krainy duchów“. W przeciwnym razie dusza, wykluczona z królestwa umarłych, skazana jest na tułanie się po świecie. Świadczenie pozostałej przy życiu rodziny dla zmarłego, spełniane dla własnego spokoju, staje się i u nas przysługą, której on do przyjęcia na drugim świecie potrzebuje, objawem „zaszczytu, okazanego zmarłemu“, następnie obowiązkiem serca, branym na siebie przez rodzinę dla zjednania zmarłemu wiekuistego spokoju. Pogrzebanie zwłok jest też nakazem ludu polskiego, który wierzy, że duch niepogrzebanego pozbawiony jest spokoju.
Grzebanie zwłok było pierwotnie i u nas aktem ubezpie-czenia żyjących wobec umrzyków — zakopywano trupa, którego się obawiano. Przysypanie go ziemią miało uniemożliwić mu wydobycie się z grobu, wierzono bowiem, że umarli powstają jako duchy lub upiory i pozostałym przy życiu ssą krew lub w inny sposób pozbawiają ich życia. Dopiero pisma św. Augustyna, Tertuljana, Chryzostoma i in. zmieniły i pogłębiły znaczenie obrzędu pogrzebowego w duchu chrześcijańskim. Od niepamiętnych czasów do dziś przywiązują na obu półkulach wielką wagę do pogrzebu. Zaniedbanie albo zlekceważenie obrzędu pogrzebowego daje powód umarłym do wywarcia swej złości, i odwrotnie ścisłe spełnienie powinności obchodu pogrzebowego daje rękojmię spokoju ze strony zmarłego. Najgłówniejszym bowiem motywem grzebania zwłok jest obawa przed umarłymi staranie, aby nie być przez nich niepokojonymi. Lud polski i ruski wierzy, iż kto umrze w drodze niepochowany albo wo — góle bez obrzędu pogrzebowego, ten po śmierci wychodzi „na świat“ i straszy. „Nieraz zdarzało się — opowiada Petro Dudiek w Hołowach (p. kosowski), — że dusza nieboszczyka pokazywała się na tem miejscu, gdzie umarła i prosiła przechodnia, żeby sprawił jej pogrzeb“. Zaniechanie obrzędów pogrzebowych uważają powszechnie za grzech lub nieszczęście. Podobne wy

134
obrażenia znajdują swe ’odbicie ’w wierzeniach całej Słowiań-szczyzny, tudzież u ludów romańskich i germańskich. Bretoń — czycy powiadają, iż „żadna dusza nie dostaje się do raju, której nie oddano zbożnie ostatniej przysługi, błąka się ona nad brzegami rzeki, dopóki kapłan nie pozbiera kości i nie wyśpiewa hymnów“. Wedle zapatrywania ludu duńskiego „duchy umarłych, których zaniedbano pogrzebać, straszą jako widma“. Arabowie w dobie przedmahometańskiej utrzymywali również, że „dusza niepogrzebana pozbawiona jest spokoju“. Pochowanie zwłok było u starożytnych Greków i Rzymian obowiązkiem przez re — ligję nakazanym, gdyż dopiero przez to cienie zmarłych mogły być do podziemia przyjęte. W starożytnej Romie obcy, gdy w drodze natrafili na zwłoki, rzucali garść ziemi na nich jako oznakę pogrzebania, a nawet wobec zmarłego na obczyźnie albo topielca odprawiano ten obrzęd, zwany terrae iniectio = rzucanie, ziemi. Dusze tych, którzy nie zostali pogrzebani, nie znajdują po śmierci spokoju. Zmarły Patroklus ukazuje się Achillesowi we śnie i prosi o rychłe pochowanie zwłok, aby mógł zejść do Hadesu. Sybilla przebywając nad Acherontem z Eneaszem, pokazuje mu następnie pogrzebanych, którzy sto lat snują się nad rzeką, nie mogąc przedostać się na drugi jej brzeg. Dido przeklina niewiernego Eneasza, aby przedwczesną śmiercią legł na polu walki niepogrzebany. Nawet ludziom czci pozbawionym lub wrogom Grecy i Rzymianie nie odmawiali pogrzebu. Wedle prastarej, przedhistorycznej wiary umarły aż do swego pogrzebu błądzi w tem miejscu, do którego był przy-wiązany, na którem miał się zemścić lub odbyć karę. Dlatego duch zamordowanego w Koryncie (wedle Lucjana) błąka się i straszy po domu, dopóki kości jego, złożone w kącie izby, nie zostały rytualnie pogrzebane. Dusza Elpenora prosi Odeseja w podziemiach, aby po powrocie do kraju Circy nie zapomniał pogrzebać jego zwłok, w przeciwnym razie „ściągnie na niego gniew Boga“. Grecy i Rzymianie utrzymywali, iż „niepogrzebany sto lat błąkać się musi nad brzegami Styksu“. Przekleństwo ciążyło nad niepogrzebanymi. Dlatego sędziwy Priam, król trojański, udaje się we własnej osobie, z wielkim okupem, do zabójcy syna swego i na klęczkach błaga go o wydanie zwłok Hektora dla ich pogrzebania. I za czasów Cezarów — jak podają Plinjusz młodszy i Sweton w Życiu Kaliguli — przypisywano niepokojenie domu przez duchy nienależycie pochowanym zwło-kom.
O nawiedzaniu niepogrzebanych umarłych głoszą średniowieczne legendy z tą zmianą, że „biedne duszyczki“ — nasze ubożęta — można uspokoić pogrzebaniem na poświęconem miejscu lub odprawieniem mszy św. za dusze umarłych. W P. Skargi „żywotach Świętych“, mamy liczne przykłady, iż święci Lucjan, Tyburcjusz, Marcelin, Florjan i in. „objawiali się po śmierci dla uczciwego pogrzebu“. I gdy zapalony gniewem ce

135
sarz Djoklecjan ciało św. Sebastiana, kijami na śmierć zbite, w miejsce plugawe wrzucił, męczennik ów „jednej nocy białej — głowie przez sen się ukazawszy, o swem ciele powiedział i po — grześć je w pieczarach ziemnych, gdzie się chrześcijanie kryli, rozkazał“.
Malgachowie utrzymują, iż od chwili śmierci nieboszczyk godny jest wszelkich hołdów, gdyby go więc nie pochowano z należytym szacunkiem, dusza jego nie znalazłaby spokoju wiecznego i mściłaby się na pozostałych. Kult Malgachów dla umarłych i wiara w drugi świat jest tak wielka, że wszyscy członkowie plemienia wspomagając się wzajemnie, czuwają przy zwłokach i zajmują się pogrzebem, gdyby inaczej uczynili, wyklęłoby ich i wykluczono z plemienia. Grzebanie zmarłych jest świętym obowiązkiem nawet barbarzyńców. Zdaniem ludu na Madagaskarze duchy niepogrzebanych umarłych kazane są na to, aby błądziły wśród kocurów, puhaczy i nietoperzy albo nawet aby się w nie zmieniły. Grzebanie zmarłych było od lat tysięcy przedmiotem wielkiej staranności. Trafnie zauważono, że „im żywszą jest u ludu wiara w życie zagrobowe, tem więcej uwagi poświęca zmarłym“. Dowodem Egipcjanie i Chińczycy. Starożytne ludy mniemały, że od rodzaju pogrzebania zwłok zawisło życie po śmierci. Dla Hebrajczyków w epoce starego zakonu było największą hańbą leżyć niepogrzebanym, wydanym „na pożarcie niebieskiemu ptactwu i zwierzętom polnym“. Kabała hebrajska, na zasadzie pisma Starego Zakonu, zaleca po-grzebanie zmarłego ze względu na spokój jego duszy. Żydzi do dziś chowają umarłego możliwie najprędzej, „im dłużej leży on na słomie — tem większa dlań hańba i wstyd“, Obowiązek pogrzebania uważany był przez ludy starożytne za święty. W staroindyjskich Weddach czytamy: „Ojcowie (przodkowie) niszczą dobre dzieła męża, który im mogiły nie wystawił“. Plemiona australskie wierzą, iż „duchy niepogrzebanych umarłych stają się szkodliwemi demonami“. Dajacy na Borneo utrzymują, że zmarły zjawia się we wsi jako upiór, gdy obrzęd pogrzebowy nie odbył się ściśle według nakazów tradycji. Dusze niepogrzebanych w Nowej Zelandji błąkają się jako złośliwe duchy, dopóki ich nie zażegna kapłan. Siamczycy przekonani są, iż dusze umarłe gwałtowną śmiercią albo w należyty sposób nie — pogrzebane nawiedzają swoich krewnych jako strachy. Plemiona brazylijskie są tego przekonania, iż „cienie zmarłych nie znajdują przed pogrzebaniem spokoju“. Ałtajskie ludy utrzymują, że duch umarłego, który nie mógł żnaleźć miejsca odpoczynku w ziemi, tuła się tam, gdzie leży ciało. Mieszkańcy wyspy Samoa wierzą, iż „jedynie tacy nieboszczycy dostają się do raju, Riepogrzebani błądzą, wołając żałośnie: Hu! jak zimno, jak zimno!“ I Rarotonganie są tego przekonania, iż „tylko należycie pochowani wejdą do królestwa umarłych“; zaopatrywano zmar

136
łego w jedzenie, składano mu ofiary, w obawie, żeby należyci*? niepogrzebany nie wrócił na ziemię i winnych nie karał.
Z tych samych motywów powstał zwyczaj szybkiego — natychmiast po zajściu śmierci — pochowania zwłok zmarłego. Zwyczaj ten utrzymał się do dziś u nas wśród włościan i ludu miejskiego, jak u wielu innych ludów, pomimo przeciwnych nakazów nowoczesnej medycyny. U Słowian i Macedończyków, stojących na gruncie wierzeń i zwyczajów Słowian, chowają umarłych zazwyczaj w dniu ich śmierci. Od czasów germańskich zachował się u niektórych plemion niemieckich zwyczaj grzebania umarłego w przeciągu dnia. W Skandynawji średnich wieków rzadko zatrzymywano zwłoki przez noc, po umyciu i ubraniu grzebano go możliwie prędko. Żydzi na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, podobnie jak w Rzymie, wbrew roz-porządzeniom władzy, wynoszą zmarłych — po spełnieniu obo-wiązujących przepisów rytuału — co rychlej na okopisko. Pochód pogrzebowy odbywa się na Podolu (rosyjskiem) z niezwykłą szybkością a zwyczaj ten wywodzą z pisma św. Arabowie w czasach pogańskich chowali również z pośpiechem umarłych pod ziemią, jak dzisiejsi Beduini, którzy grzebią zmarłych w dniu ich zgonu. U ludów na niższych szczeblach cywilizacji pozbywają się trupa natychmiast po zajściu śmierci, Hotentoci w sześciu godzinach po śmierci, w Kalifornji po wyzionięciu ducha kopią nieboszczykowi’grób. Powodem rychłego grzebania zwłok jest obawa przed umarłym albo jego duchem, którego przedstawiają sobie jako istotę złą, szkodliwą, złowrogą.
W obrzędach pogrzebowych naszego ludu przetrwały pierwotne — nieznacznie jeno przeobrażone — pojęcia prastarej wiary t. z. animistycznej, która przypuszcza w człowieku duszę w postaci cielesnej, podobnej do cienia czyhającego na pozostałych przy życiu. Dlatego w najdawniejszych czasach starano się usunąć z widoku ciało umarłego. Niektóre plemiona Australji wynoszą umarłych na pustkowia, które ludzie omijają. Przypomina to zwyczaj chowania u nas samobójców na pustych miej scach, przez lud omijanych. — Przez wyniesienie umarłego w miejsca odległe i usunięcie go z widoku zanikało wspomnienie o nim, a tem samem zanikała wiara, trapiąca we śnie i na jawie rodzinę i pozostałych.
Nasz obrzęd pogrzebowy poczyna się od nakazów, od wieków przestrzeganych wśród włościan, w chwili konania. Należy konającemu ułatwić przejście z doczesnego życia do zagrobo — wego, ulżyć odrywanie się duszy od ciała. „Gdy Kaszub kona — tak powiadają na Pomorzu — trzeba od łoża jego odstąpić, albowiem duchy przychodzą, aby duszę umarłego zabrać“. — Włościanie powiatu krobskiego mówią, że do konającego, „gdy łyka ducha, napróżno się komukolwiek odzywać, „a kto by się odzywał, ogłuchnie i ziemskiego już nie usłyszy głosu“, groźny duch nieboszczyka uśmierci go. Wedle wyobrażenia naszych

137
włościan — zarówno jak Serbów, Siedmiogrodzian, Niemców i Rumunów — z trudem następuje rozłączenie duszy z ciałem, przeto „aby się dusza rychlej od ciała odłączyła, zostawiają konającego w samotności”. Kto męczy się długo konając, — o tym powiadają Rusini w obwodzie śniatyńskim, że ma Skusa (kusego?) tj. złego ducha, który mu nie daje skonać. Dlatego umierający przekazuje go komuś przez podanie dłoni albosprze — daje tę biedę drugiemu, poczem natychmiast umiera. I na Litwie wierzą, że „w chwili rozłączenia się duszy z ciałem staczają o nią walkę aniołowie z szatanami“. Dlatego uważają za obo-wiązek w takiej chwili otoczyć konającego ludźmi. Budzą więc śpiących do czuwania przy łożu umierającego, „aby śmierć nie przyszła niespodzianie“, bo ta jest groźna. Konającemu w Pa — latynacie górnym podają często wodę święconą, „aby doń złe duchy nie miały przystępu, a czem szerzej się skrapia, tem dalej muszą ustępować“. Każdy umierający — w wyobrażeniu ludu zabobonnego we Francji — widzi złe duchy w około siebie. Na wyspie Sylt pełnią straż przy zwłokach, aby Krasnoludki nie wykradły w nocy umarłego. I Żydom na przestrzeni Rzeczypospolitej „nie wolno konającego zostawiać samego w pokoju“. Dlatego uważają za „dobry uczynek być obecnym, gdy czyjaś dusza z ciała wychodzi“, im więcej osób jest wtedy, tem większa ulga dla duszy4*. Armeńczycy wierzą, że sprawiedliwy umierając słyszy głosy swych zmarłych krewnych, wołających nań: „Przybądź do nas, tutaj lepiej“. A konający odpowiada: „Wnet przybędę“. U Nisinamów w Kalifornji i na Tami krewni zmarłego przybywają w postaci trąby powietrznej (wichru) i zabierają nieboszczyka.
Na Polinezji, Mikronezji i Melanezji panuje wiara, że „duchy krewnych zbierają się koło domu konającego, by duszę jego odprowadzić do podziemia“. Aby odpędzić gromadę złych duchów, zbierających się nad domem żałoby Anamitów, rzucają garść ryżu w powietrze, odpędzając złe duchy słowami: „Idźcie precz! Jesteście nasyceni“. W poezji homerowskiej Kery, dusze uprzednio zmarłych, owiewają ziewaniem swem umierającego i wiodą go na tamten świat. Wedle starorzymskiej wiary uprowadzają umarłego Many.
Żwłaszcza podczas wywiezienia zwłok na miejsce wiecznego spoczynku towarzyszą zmarłemu na przyjęcie nowego przybysza złe duchy, a są to najczęściej dusze zmarłych krewnych. U wielu ludów pragnieniem umierających jest połączenie się ze swoimi, z duchami ojców. Znamiennem jest miejsce, na które umierającego przenoszą. Na Puszczy sandomierskiej „każdego umrzyka, bez różnicy płci, wieku i stanu o każdej porze roku, natychmiast po zgonie, wynoszą do stodoły i układają go na równej słomie“ gdzie aż do pogrzebu leży. Na Podhalu był dawniej zwyczaj, że „trumnę z nieboszczykiem składano na noc na b o — i s k u, bo tam są rządy gazdy, a gaździnę (gospodynię) w k o-

138
morze, bo tam rządziła za życia“. Lud rzeszowski zmarłego układa na słomie, pod krzyżem w pułapie (pod stragarzem), tj. w miejscu sakralnem, jak święte progi i kąty. Podobnie na ziemiach ruskich i „w Szwajcarji stawiają łóżko pod siestrzan“. „Aby ciężko chore lub już umierające dziecko prędzej skonać mogło, wystawiają je w Dębowej (p. pilzneński) z kolebką do połowy za próg, tak iż głowa jest za progiem — jakoby już wychodzić miało z domu“. W Siedmiogrodzie, na Sasach, „dzieci ciężko umierające kładą z łóżeczkiem na miejscu, gdzie stoi stół“, zajmujący zazwyczaj miejsce ołtarza. Aby umierającemu ulżyć męki konania, wynoszą z okolicy Częstochowy z izby rzeczy święcone, jak wodę, zioła i tp. niemniej ławy, stołki i tp. sprzęty a czynią to na to „aby nie zatrzymywały jego duszy“ i tem nie przedłużały konania. Osoby miękiego serca usuwa się od chorego, aby współczuciem nie przedłużały cierpień. Tę ostrożność zachowują przy zabijaniu bydła lub drobiu, aby wpółczu — ciem nie wstrzymywać zgonu (z Konińskiego). Morzycielka na Żmudzi w przekonaniu, że dusza konającego nie może rozstać się z tym światem stara się to rozstanie ulżyć: „gospodynię każę wynieść do innej izby, albo łoże jej tak ustawić, by nie widziała sprzętów gospodarskich i zachodów przy nich, a czyni to, aby gospodyni nie było ciężko umierać z myślą, że bez niej nikt tych spraw dobrze załatwić nie potrafi“. Podczas konania skąpca każę wynosić z izby skrzynię z pieniądzmi, „aby nie zatrzymywała jego duszy“. Od łoża dziecka konającego od-dala matkę, aby „pragnieniem zatrzymania go nie przedłużała mu konania“. Na Litwie każą „usunąć z izby to, co duszę mogłoby zatrzymać w ciele np. wynieść dziecko w chwili konania matki“. Żal za dzieckiem zatrzymuje duszę konającej.
Słoweńcy w przekonaniu, że umierający nie może dlatego skonać, że ukradł len, albo posunął granice roli, palą na jego piersi wiązkę lnu albo przesuwają kamienie graniczne, a konający zostanie wybawiony. Dla ulżenia konającemu „kładą mu pod podeszwę biblję i śpiewnik kościelny“ (na Śląsku, w Górach Kruszczowych, w Turyngji, w ogóle w Niemczech od głębokich wieków średnich. Żeby ulżyć męki ostatnich chwil, Żydzi kładą umierającemu pod poduszkę klucz od świątyni. Motyw to religijny, mający na celu umożliwienie umrzykowi na tamtym świecie życie bogobojne.
Podczas długiego konania, spowodowanego odrywaniem się duszy „grzesznej“ od ciała, stara się lud nasz „gwałtow — nemi środkami konanie skrócić“. Dla przyspieszenia śmierci wyjmują umierającemu z pod głowy poduszkę i kładą go na ziemi, na równej słomie.
Jest zwyczajem w Książnicach Małych kłaść umierającego na „jeżach“ (snopkach narożnych w strzesze) „ułatwi mu to i przyspieszy skonanie. W okolicy Ropczyc zdejmują natychmiast z łóżka pierzyny i poduszki, dlatego „aby się tam nie

139
ukryła dusza“, w Sandomierskiem, „by dusza nie pokutowała długo“, w Kieleckiem „aby mieć lekką śmierć“. Konającego, gdy nie może umrzeć, kładą dlatego w Małopolsce zachodniej „na równej słomie, bo ta jest wolna od węzłów, które wiążą duszę z ciałem i utrudniają rozłączenie się“. Jako powód podają Mazurzy w Prusiech „ułatwienie człowiekowi ostatniej walki ze śmiercią“. Sam chory, gdy się czuje zbyt słabym, każę się zaraz przełożyć na słomę i umrzeć jak jego praojcowie (Kalisz). Jeżeli chory na Rusi czerwonej skonać nie może, co uważają za największe nieszczęście, kładą go na słomie rozścielonej na ziemi. Zwyczaj kładzenia umierającego na ziemi, powszechny nie tylko Słowianom, ludom romańskim i germańskim, ale nawet Czeremisom, Wotjakom i Estończykom, znany był już w staro-żytnej Grecji (zwłaszcza w Atyce). I u Rzymian było zwyczajem, iż konającego ściągano z łóżka i kładziono na ziemi (de — positus), jak o tem wspominają Wergili i Owidjusz, a co ich komentatorzy (Servius) do prastarego kultu matki ziemi odnoszą („aby nawiązać łączność umierającego z ziemią“). Zwyczaj ściągania konającego z łóżka na ziemię, przestrzegany obecnie w Chinach i Indjach, tłómaczą tam jako zbliżenie umierającego do matki ziemi, a ślady tej służby na cześć świętej matki widzimy w rytuale urodzin, wesela i śmierci, tudzież w uroczystościach rolniczych klasycznej starożytności. Zwyczaj ten, wspomniany w staroindyjskim rytuale pogrzebowym, miał „umożliwić zmarłemu zstąpienie do przybytku dusz pod ziemią“. Mamy tu więc przeżytki prastarego wyobrażenia o przebywaniu umarłych pod ziemią: „Aby dusza bez przeszkody wejść mogła do podziemnego królestwa, musi człowiek umierać na ziemi“. Z ziemi („z prochu“) — mówi pismo św. Starego Testamentu — powstaje człowiek, do ziemi wraca na łono wspólnej matki.
„Kurze pióra bywają powodem długiego konania“, dlatego nie dają ich do poduszek, albo wyjmują z pod głowy poduszkę w tem przekonaniu, że piórko kurze skonać mu nie daje i kładą go na słomie — rozpostartej na ziemi.
Nie dobrze nawet sypiać na poduszce z piór (Kieleckie). „Gdyby kto polnego ptaka zastrzeli, oskubał i włożył do poduszki, to — wedle mniemania ludu ropczyckiego — nie będzie dobrze spał“. Gdy umierający bardzo się męczy i „nie może skonać“, wtedy i na Rusi (np. w śniatyńskim powiecie) wyjmują mu poduszkę z pod głowy, a podkładają kożuch, utrzymują bowiem, że „pierze nie daje skonać“. „Gdy młode, dopiero co wylęgłe kurczę — opowiadano w Karlowie — wyszedłszy na świat przelęknie się, a potem gdy jako dorosłe, zostanie zarżnięte, to jego pierze, dane pod poduszkę choremu, spocone wydaje „parę, lęk, który tkwi w pierzu i nie daje skonać umarłemu“. Lud w Górach Kruszcowych pragnąć ulżyć konanie, zmienia poduszkę pod głową umierającego, ponieważ pióra kurze albo ptactwa drapieżnego, któremi napełniane bywa, powodują nie

“0
pokój i nie dają spokojnie umrzeć. Aby ułatwić Słowakowi ko-nanie, wyjmują mu z poduszek kurze pióra. I Duńczyk w Dyt — marskiem nie może skonać leżąc na piórach kurzych. Pióra kurze i gołębie usuwają z pościeli konającego do dziś w Bawarji, aby mógł lekko skonać. Kto ma białe pióra kurze w pościeli, o tem utrzymuje lud islandzki, że nie może umrzeć. Dlatego w poduszkach położnicy znajdujące się białe pióra kurze są przeszkodą w porodzie. Lud norweski zakazuje sypiać na poduszkach z kurzych piór, gdyż kury posiadają t.z. pióra niepokoju, na których spać, ani umrzeć nie można. Podobne wierzenia spotykamy w Irlandji, Francji (pióra kuropatwy) w Niemczech, nad Renem, w Antwerpji, Portugalji. Czarne pióra kurze chłop węgierski (w komitacie Kalotaszeg) poczytuje za groźne dla człowieka, nie napełnia niemi poduszek, nie przechodzi po nich, gdy leżą na rozstajach, boby w tym roku jeszcze umarł. Przesąd, że na poduszce lub posłaniu z piór nie można spokojnie zasnąć albo że się ciężko umiera, rozpowszechniony jest w całej Europie. I Żydzi mniemają, że kto sypia w piórach kurzych, ten ma ciężkie, śmiertelne charczenie. Dlatego Żydówki w Małopolsce robią poduszki z piór kaczych lub gęsich, ktoby bowiem „sypiał na poduszce z pierza innych ptaków, ten miałby ciężkie skonanie “. Wedle wierzenia rabina żydowskiego z XVI w.’ pióra ptasie wstrzymują duszę, dlatego trzeba umierającemu wyjąć zpod głowy poduszkę z piórami. W książce Hildegardy (* 1098 f 1179) Liber subtilitatum przestrzega ta Święta, aby nie sypiać na piórach z kur i jastrzębi, gdyż ciężko na nich umierać. Ka znodzieja San Bernardino da Sienna (* 1380 — f 1“4) w dziele De Christiana religione powiada, że umierającego ściągają z łóżka, gdyż pióra ptasie w poduszce nie dają mu umrzeć. W zwyczaju tym widzą niektórzy pozostałość ofiary kur i gołębi, którą uzdrowieńcy w starożytności składali bóstwu. Czuwa — szowie w chwili zgonu osoby ze swego grona ucinają głowę kurze, aby ulżyć duszy odlot.
Gdy na Litwie umrze gospodarz, było do niedawna zwy-czajem „zabijać woła, bo gdyby tego zaniechano, wymarłoby bydło“. Byłby to przeżytej ofiary „pogańskiej“. Przenoszenie więc umierającego na „długą słomę“, które odbywa się dziś po większej części wtedy tylko, gdy chory skonzć nie może, odnoszono dawniej do każdego chorego podczas konania. W dobie indoeuropejskiej wspólnoty nie znano łóżek, sypiano na ziemi, zasłanej słomą, co jest do dziś zwyczajem ludów słowiańskich, a było obyczajem polskiej młodzieży szlacheckiej na Litwie („Pan Tadeusz“). Celtowie i Iberyjczycy — jak zaświadczają Strabo i Diodor — sypiali na ziemi i nie używali stołków jeszcze w czasach historycznych (w pierwszej dobie). Podobnie Germanowie i Słowianie siadywali na słomie i okołotach, a obrzędy ofiarne i objaty w ’starożytności odprawiano również na słomie lub sianie.

“1
Miejsce słomy zajmuje czasem kożuch lub grochowina. Gdy kto skonać nie może, podkładają mu w okolicy Dzianisza grochowiankę, albo groch pod głowę, a śmierć go „popuści“. Ciężko konającemu, podkładają i na Rusi grochowiankę, „aby go popuściło“. Chcąc konającemu w Siedmiogrodzie ulżyć konanie, zciągają mu poduszkę z pod głowy i kładą na lewy bok, a gdy to nie pomaga, zdejmują go z łóżka i układają na grochowinie, aby umierający nie leżał na piórach z gołębi, bo na nich nie można skonać. Gdy śmierć się zbliża, „kładą i Łotysza na grochowinach, rozesłanych na podłodze“. Groch, rosnący u nas w polu, obdarza lud nadprzyrodzonemi własno-ściami. Niegdyś doznawał osobliwszego kultu. Do dziś nie wolno rzucać na ziemię grochu, a gdy się rozsypie, całują go. Używają go też jako leku w różnych chorobach w Polsce i na Rusi.
Dusza umierającego uchodzi nie tylko źrenicą, ale także ustami wraz z oddechem, stąd szeroko po świecie rozpowszechniony, a przestrzegany i u nas zwyczaj zamykania ust zmarłemu. Z ostatniem tchnieniem ulatuje z ust nieboszczyka dusza, która jako widmo lub upiór straszyć będzie ludzi. Gdy umierający wyzionie ducha, jest pierwszą czynnością Kalisza — nina z najbliższego otoczenia „zawrzeć umarłemu oczy i usta“. Zwyczaj ten powstał na tle wiary pierwotnej, że umrzyk może otwartemi oczyma kogoś z żyjących „wypatrzeć“ na drugi świat, a zgrzytaniem zębów lub szarpaniem zębami części swej odzieży spowodować śmierć osoby ze swego otoczenia. Dlatego umarłemu natychmiast po skonaniu podwiązują w Małopolsce brodę, „aby usta nie były otwarte“ „z obawy, aby otwartą szczęką nie gryzł koszuli lub innej części ubrania“, co czynić zwykł upiór. Gdy umarły ma rozwarte usta i oczy otwarte, lud ruski w gu — bernji kurskiej uważa to za oznakę wróżącą śmierć jednego z domowników. Umarły bowiem wypatrzył sobie ofiarę, którą pochłonie tj. na tamten świat pociągnie. Dlatego natychmiast po śmierci takiemu nieboszczykowi podwiązują szczęki ręcznikiem, a na powiekach kładą kopiejki, — jak utrzymują — dla wykupienia się od śmierci, aby po tym nieboszczyku nikt więcej z rodziny nie umarł (w Szebekeni). Z obawy, aby nieboszczyk po śmierci nie kąsał, zamykają mu usta Jugosławianie twierdzą zaś, że zamykaniem ust „starają się przeszkodzić powrotowi ulotnionej duszy do ciała“. Dlatego i Serbowie Łużyccy umarłemu podwiązują szczękę chustką.
Umarłemu w Czechach, Niemczech i u Rumunów zamy-kają usta, albo zawiązują chustką, aby nie „wywołał“ kogoś z żyjących do siebie, na drugi świat. Lud Irlandji, podobnie jak Itonamowie zamykają umierającemu usta, nos i oczy, aby zły duch śmierci nie mógł ujść i tam się udusił. Literatura skandynawska z epoki t z. Sagi (Eyrbyggja) daje przykłady tej ka — tegorji wierzeń: Po śmierci Thorolfa nie można było doń przystąpić, dlatego z obawy przed umarłym, trzeba mu

“2
było zarzucić na głowę chustkę, zamknąć oczy i usta, aby nie być urzeczonym. Gdy Malgach na Madagaskarze umrze, konającemu przed ostatniem tchnieniem zamykają oczy nie dopuszczając, by je na nowo otworzył. Po zwróceniu ciała ku wschodowi usta przymykają za pomocą opaski zawiązanej pod brodą dokoła głowy.
Przy ustawianiu zwłok, miano pierwotnie na celu rozpo-rządzenie niemi w taki sposób, „żeby dla pozostałych był najmniej niebezpiecznym“. Przedewszystkiem więc umarłemu zamykają oczy, „aby wzrokiem nie mógł innych za sobą pociągnąć“. Zwyczaju tego przestrzegają bacznie u nas i na wszystkich ziemiach ruskich. Z pierwszch objawów życia, które przypisywano umarłemu, gdy leżał jeszcze na ziemi lub na grobowej desce, zwracały przedewszystkiem uwagę otwarte oczy nieboszczyka, wywołujące uczucie bojaźni wśród otoczenia. Umarli, jak wiadomo nie zawsze tężejące po śmierci, mają powieki otwarte, albo nie dobrze przymknięte, choć starają się je przymknąć, wzrok ich nie gaśnie i zdaje się, iż patrzą jak za życia. Lud mieni ich upiorami, groźnymi dla żyjących. Umarłemu w Po — znańskiem zaciskają oczy, zamykają powieki, w czem przestrzega się odwiecznego zwyczaju, „aby umarły nie — leżał z otwar — temi oczyma w trumnie i nie upatrywał sobie, ktoby za nim iść miał najpierw do grobu“. Zmarłemu (w Małopolsce zachodniej) „zaraz po skonaniu zamykają powieki, kładąc w tym celu na oczy jakiś pieniądz (czego atoli nie śmie robić ojciec ani matka).
W okolicy Kołomyji „gdy zmarły leży na ławie i oczy zwróci na chatę, to znów ktoś w niej umrze, bo zmarły zapatrzył się na niego, aby go sobie zabrać“, („gdy zaś ma oczy zwrócone do ściany, nikt w chacie nie umrze“). Wystarczy żeby człowiek żyjący miał we śnie oczy otwarte, aby niebawem życie zakończył.
Najstarszy w rodzinie — taki jest zwyczaj u Czechów — „zamyka oczy nieboszczykowi, nie patrząc na trupa, aby w przeciągu roku nie umrzeć“. Lud czeski utrzymuje, że umarły, któremu nie zamknęło się dobrze oczu, wyszukuje sobie jednego z swoich krewnych lub przyjaciół, aby za nim na drugi świat poszedł. W innych stronach Czechosłowacji powiada ją, że umarły, mający jedno oko otwarte, wypatrzy za sobą krewnego. Jeżeli nieboszczyk ma oczy otwarte, powiadają i u Wendów, że ktoś w rodzinie umrze. Chorwaci na otwarte powieki zmarłego kładą pieniądz, a gdy mimo to oczy się nie przymykają, wróżą, że ktoś z pozostałych w domu pojedzie za umarłym. W Bośni starają się zamknąć oczy zmarłemu, a gdy tenże mimo to jedno oko otwiera, tłómaczą to sobie jako „oglądanie się za jedną z miłych mu osób, której nie widział“. Jugosłowianie w Slawonji

“3
i Karyntji uważają również otwarte powieki zmarłego za wróżbę zgonu jednego z domowników i utrzymują, że „za umarłym pójdzie na tamten świat jeden z najbliższych krewnych, gdy nieboszczyk ma prawe oko otwarte, a jeden z dalszych, gdy lewe oko niezamknięte“. Serbowie w okolicach Fojnicy powiadają, że „otwarte prawe oko oznacza rychłą śmierć krewnego płci męskiej, lewe zaś zgon krewnej“. Podobne wierzenia krążą wśród ludu w Palatynacie górnym, tylko że tu miejsce płci zmarłego zajmuje linja pokrewieństwa, do której nieboszczyk należy.
W Niemczech kładziono na oczy (i usta) kamyk albo pie-niądz, który — podobnie jak greckie przewozowe n a u 1 o n — zdaje się być pierwotnie „odprawą pieniężną dawaną umarłemu za użytkowanie pozostałego po nim mienia“. I Rumuni utrzymują, że umarły, mający oczy otwarte, ogląda się w pokoju, kogoby zabrać z sobą. Gdy umarły ma tylko jedno oko otwarte, jest to znakiem rychłej śmierci jednego w domu. Na Bukowinie kładą na powiekach umarłego pieniądze, aby nie patrzył na ludzi i nie pociągnął ich za sobą. Zwyczaj zamykania źrenic umarłemu, aby kogoś z domowników na drugi świat nie wypatrzył, potępiały synody djecezjalne na Żmudzi jeszcze w 17 i 18 wieku. Należało do obrzędów pogrzebowych u starożytnych Skandynawów (nabjargir totenhilfen) zamykanie oczu zmarłemu, natychmiast po zgonie, aby jego „złamany“, „zły“ wzrok nie czynił spustoszenia. I u starożytnych Rzymian członek rodziny umarłemu, natychmiast po zaszłej śmierci, zamykał oczy, (ocu — los condere u Owjdego, premere u Wergiljusza, claudere u Lu — cana). Odwiecznem i w całej Europie rozpowszechnionem jest wierzenie, iż „nieboszczyk wypatruje po śmierci z pośród swego otoczenia nowe ofiary“. By uchronić otoczenie od zabójczego wzroku umarłego, przymykają mu powieki. Ofiarom i skazanym na stracenie zawiązują oczy może i dlatego, aby — jako owi nieboszczycy nie „wypatrzyli“ żywych. Zwyczaj zakrywania „urocznych“ oczu znany jest na obu półkulach. Przesąd ludów europejskich, że umarły mający oczy otwarte może kogoś z żywych na tamten świat wypatrzyć i dlatego należy nieboszczykowi przymknąć powieki, spotykamy i wśród krajowców z Kongo, którzy głoszą, że „nie można grzebać trupa, mającego oczy otwarte, bo cała rodzinaby wymarła“. „Gdy oczy zmarłego Wotjaka są otwarte, podczas spuszczania do grobu, umrze ktoś po nim we wsi“. „Jeżeli za świeżo zmarłym ma jeszcze podążyć niebawem ktoś drugi, — utrzymują Wotjacy — powieki nieboszczyka, mimo wszelkich usiłowań, aby je domknąć, wciąż się będą podnosiły do góry i żadnym sposobem przymknąć się nie dadzą“.
Na obu półkulach rozkrzewiona jest wiara, właściwa ludom na najniższych szczeblach rozwoju i znajdująca oddźwięk w prze-sądach naszego ludu o złych, uroczliwych oczach. We wzroku

1“
— powiadają nawet ludzie z inteligencji — odbija się duchowa istota człowieka, w umyśle pierwotnego człowieka wywoływał uczucie strachu nieprzyjazny, groźny wzrok obcego lub mocniejszego. Źrenica oka jest otworem, przez który dusza z ciała się wydobywa; wierzenie to, szeroko na obu półkulach rozprzestrzenione, znajduje swój wyraz w przestrzeganym i u nas zwyczaju zamykania ócz nieboszczykom. Jest on dostatecznie umo — ’ tywowany przykrem wrażeniem, jakie sprawia widok martwej źrenicy; w umyśle pierwotnego człowieka przyłącza się do tego uczucie strachu przed duszą, która ulotniła się z oka otworem źrenicy i może żyjących niepokoić.
Duszę umarłego pojmowano na niższym stopniu kultury jako istotę materjalną, złą i szkodliwą, dlatego starano się jej wcześnie pozbyć. Natychmiast po „wyzionięciu ducha“, gdy „dusza miała opuścić ciało“, ułatwiano jej „wyjście z domu“ przez otwieranie w domu dachu nad głową konającego. W okolicy Ropczyc „wydzierają ze strzechy chaty k i c z k ę (snopek słomy) znajdującą się ponad głównem oknem domu i kładą ją pod głowę pasującego się ze śmiercią“, na to, aby z trudem wydobywającej się duszy nieboszczyka dać swobodne ujście czy odlot. Ukończywszy budowę nowej chaty „przez rok cały dachu nie doszywają słomą, aby otworem tym — w górze od sieni — złe i bieda swobodnie wylatywały“. Gdy czarownica ma śmierć bardzo ciężką, — kona zazwyczaj kilka dni — a „dusza wyjść z niej bardzo długo nie może“, wówczas na Polesiu „muszą dach i pułap zrywać“, aby umarła spokojniej. Gdy dusza konającego nie może rozłączyć się z ciałem, bywa na Pokuciu zwyczajem, iż jeden z parobczaków wyłazi na strzechę i wetknąwszy w kalenicę (grzbiet strzechy) widła/ robi niemi otwór w strzesze, „aby konający się nie męczył“.
Żeby konający rychlej wyzionął ducha, jeden z parobków Jaworowskich wyłazi na kalenicę, rozrywa koźla ki i robi otwór, którym dusza nieboszczyka może wyleźć z chaty. Aby ulżyć umierającemu przedśmiertnych boleści, lud w Chełmszczyźnie rozwala powałę i strzechę chaty. „Po zabudowaniu chałupy w okolicy zaniedstrzańskiej, przez rok cały, w górze, od sieni, się dachu nie doszywa, aby tą dziurą wszystkie biedy wylatywały — nieszczęście bowiem poczytują sobie za rzecz ducha, który mając sobie zostawiony wylot w dachu, łatwiej się wyniesie“.
Opuszczanie ciała przez duszę następuje nieraz z wielką trudnością. Dlatego podczas ciężkiego konania otwierają na Białorusi drzwi i okna, a nieraz trzeba nawet „wybrać jedną deskę z powały“. „Najtrudniej umierać czarownikom, którzy duszę djabłu sprzedali, dusza, wiedząc o losie, jaki ją czeka, nie chce porzucić ciała i djabli muszą wyrywać ją bokami“. „Gdy chory

“5
umrzeć nie mógł, zrywano nad nim dach, aby mu ulżyć skona-nie“. Zwyczaj ten średniowieczny omawia San Bernardino da Sienna, Wło:h, żyjący w latach 1380 — 1“4, w dziele p.t. Qua — dragesimale. De Christiana religione Sermo X.
O zwyczaju odkrywania dachu nad głową umierającego, żeby dusza jego mogła swobodnie ulecieć, wspomina już Augustyn, Westfalczyk, Gottschalk Hollen (ur. około “00 r.) w Kazaniach zatytułowanych Opus sermonum dominicalium (Hagenau 1517). Gdy śmiertelnie chory w Turyngji ciężkie ma konanie, wyjmują z dachu domu cegłę, aby otworem tym w dachu dusza mogła swobodnie ulecieć. Dusza, wedle wyobrażenia ludu, z trudem wychodzi z ciała, aby jej to „wyjście ulżyć“ wyjmują w Niemczech cegłę albo gontę z dachu, przynajmniej ją obracają. (W Górach kruszcowych i nad Renem). W wielu stronach lud niemiecki zrywa kilka gontów z dachu, odkrywa dachówki, otwiera okienka na dachu, aby dusza miała swobodne ujście. „Gdy ktoś w Islandji umrze, zdejmują z okna błonę służącą za szybę, żeby dusza wylecieć mogła i wstawiają błonę na odwrót, aby dusza nie wróciła“.
Aby ułatwić konającemu wyjście duszy, pojmowanej zu-pełnie materjalnie, wyrywano słomę ze strzechy, a drogą tą przez dach wychodzą duchy lub wynoszą zwłoki w innych krajach europejskich. Nasze i w ogóle europejskie czarownice (od średniowiecza), nasi i obcy djabły wlatują lub wylatują kominem, którędy dostawała się do domu Atene w postaci jaskółki (Odyseja). Wieśniacy szwajcarscy w okolicy Zurichu zostawiają w dachu otwór, przez który wchodzi do domu duch. „Dusza upiora — wedle wierzenia ludu w Aargau — podczas konania wybija dziurę w dachu“. W Szwajcarji gdy niema otworów na dachu, „dusza zmarłego gospodarza stara się gwałtem wydostać i zrywa przemocą dach, dlatego w niektórych okolicach Szwajcarji stoi zawsze otworem okno na strychu, albo jakiś otwór na dachu, aby duch mógł wyjść i wejść“. Praktyka ta jest od wieków średnich do dziś rozpowszechniona w Europie w różnej postaci, stosownie do tego, jakie było pokrycie domu (chaty), przez wydarcie słomy, dachówki (albo tylko jej odwrócenie) podniesienie cegły i t. p. starano się zrobić otwór, którymby dusza konającego mogła swobodnie wyjść (wylecieć) z miesz-kania. Zamiast odkrywania dachu nad głową umierającego otwierano później w tym samym celu drzwi i okna. Zwyczaj ten przestrzegany był we Włoszech (Neapol), w Anglji, Szkocji, » Francji (Bordeaux), w Niemczech (Ansbach, Schwarzwald), a są ślady praktykowania go przez Celtów i Germanów. Na Madagaskarze starają się duszę, która wymknęła się z ciała, przez otwór zrobiony w dachu pochwycić, aby ją zmarłemu napowrót „wetknąć“. „Chińczycy robią otwór w ścianie, aby wypuścić duszę podczas konania“, predziurawiają też sufit w pokoju,
.Śmierć’
10

“6
w którym ktoś umarł,.ażeby ułatwić duszy przejście do drugiego — świata“. Aby się pozbyć ducha K w e y, Chińczycy otwierają okna albo odkrywają dach, wskutek czego duch ten prędzej odlatuje.
W Polsce panuje zwyczaj otwierania drzwi i okien chaty, podczas wyprowadzenia zwłok, aby dusza zmarłego swobodnie opuścić mogła swe ziemskie mieszkanie. Oto kilka przykładów z podaniem przyczyn tego zwyczaju. Wynosząc umarłego z izby, zostawiają Mazurzy w Prusiech drzwi i okna czas jakiś otworem,.żeby dusza, której rozstanie się z miejscem swego doczesnego przybytku bywa niekiedy ciężkie, mogła je opuścić powoli i bez przeszkód“. Przy wynoszeniu na cmentarz.dusza umieszcza się na górnej części trumny i opuszcza ten padół swej ziemskiej pielgrzymki dopiero przy zasypywaniu zwłok“. „Jeżeli dusza zmarłego wskutek zbyt wczesnego zamknięcia drzwi i okien przemocą zostanie do zwłok niedopuszczoną, natenczas przybywa ona na zewnątrz i niepokoi dom jako strach“. W Jeżach przed wyprowadzeniem nieboszczyka otwiera się w tym celu wszystkie drzwi obory. W Czarnej, Krzywej i wielu innych wsiach ziemi krakowskiej, otwierają wtedy również wszystkie drzwi i okna,.aby dusza nie została w domu“. Przed wyniesieniem ciała z domu w Tomaszowskiem otwierają wszystkie drzwi chaty i zabudowań gospodarskich, „aby gospodarz mógł raz jeszcze przejść po obejściu (zagrodzie) i pożegnać wszystkie kąty“. ’
W okolicy Głuska i Bychawy „kiedy umarłego wynoszą z domu, otwierają wszystkie drzwi, jak np. drzwi izby, komory, stodoły, stajni it.d. otworzą skrzynię, odkryją dzieżkę do Chleba, odsuną szufladę i t. p. ażeby dusza umrzyka wyszła za ciałem“. Po złożeniu trumny na wóz, „otwierają na oścież wszystkie drzwi domu i zabudowań gospodarskich, następnie wszystkie skrzynie, kufry, sąsieki, wogóle wszystkie sprzęty i naczynia, które się zamykają“ (w Borowie). Wynosząc trumnę z domu żałoby jest zwyczaj u Łemków (w powiecie gorlickim) „otwierać komorę, stajnię, skrzynię, sąsiek, żeby czasem dusza nieboszczyka gdzieś się nie zatrzymała i długo na tym świecie nie pokutowała“.
Zabobonny włościanin na ziemiach ruskich mniema, że dusza zmarłego „wychodzi z ciała w postaci białej pary — gołębi lub much — dlatego otwierają w domu wszystkie drzwi i zamki, ażeby wychodząc nie zaczepiła się na zawiasach drzwi“. Na Polesiu wołyńskiem odprowadzając ciało nieboszczyka, „odmykają chlewy i obory, żeby cały statek mógł raz ostatni widzieć umarłego, a także dlatego, że zmarły może żałowałby czegokolwiek i bydlę mogłoby zginąć, zapobiegając więc temu, otwierają wszystko, żeby umarły obaczywszy, że wszystko otwarte, nic nie wziął ze sobą“.

“7
W gub. kurskiej „podczas wynoszenia z chaty trumny (ze zwłokami) otwierają okna i drzwi, przez co dają znak duszy, żeby poszła za swojem ciałem, a nie została w chacie“ Podobnego zwyczaju przestrzegają w gub. permskiej i u Czeremisów.
Po skonaniu wieśniaka w Czechach, „jeden z obecnych otwiera okno,,aby dusza swobodnie mogła opuścić ciało“ i snadniej się dostała do nieba,,w przeciwnym razie będzie się błąkała po domu, dręcząc pozostałych we śnie“. Po zajściu śmierci Morawianie „otwierają na chwilę okno, aby dusza umierającego znalazła wyjście“; okno zaścielają białem płótnem, aby na niem mogła spocząć. Skoro Serb skona, otwierają okna, aby dusza — w postaci białego gołąbka albo błękitnej pary — mogła swobodnie ulecieć. Po wyzionięciu ducha przez umierającego, chłopi w Mołdawji „otwierają natychmiast okna, aby dusza ujść mo — i dostąpiła niebios“. Rumuni otwierają co rychlej okna domu, w którym ktoś wyzionął ducha, aby uwolniona dusza odlecieć mogła swobodnie. I Włosi w chwili śmierci człowieka otwierają natychmiast drzwi i okna, ażeby dusza, którą Sycylijczycy wyobrażają sobie w kształcie motyla lub gołąbka, bez przeszkody ulecieć mogła. *
Był powszechny w Niemczech zwyczaj, który tu i ówdzie do dziś przestrzegają, iż w razie zaszłej śmierci otwierają w domu jedno lub kilka okien, drzwi itp. otwory, „aby dusza mogła wygodnie odlecieć“. W niektórych okolicach Niemiec powiewają chustkami, aby wypędzić duszę, wołając za nią: „Idź precz i wylatuj“. Bezpośrednio po nastąpieniu śmierci otwierają okno w izbie, w której leży umarły, „aby duszy umożliwić wyjście bez przeszkód“. Zwyczaj ten, przestrzegany u Słowaków, w Palatynacie górnym, Szwabji, Tyrolu, Hannowerze, w Grecji, Szkocji. I w Siedmiogrodzie każą otwierać okna, aby mogła swobodnie wylecieć dusza, którą wyobrażają sobie jako w górę wzlatującą istotę np. białą gołąbkę albo brzęczącą pszczołę jako tchnienie albo cień. Lud w Danji i Skandynawji otwiera również okna albo robi otwór w dachu, „aby ułatwić duszy konającego wolny odlot oknem, dachem lub kominem. Gdy kto z Żydów naszych umrze, każą zaraz otwierać okna, „aby dusza wyszła“.
I w Armenji otwierają okna, aby „umożliwić duszy wyj-ście z ciała“. A Lapończycy natychmiast po wyzionięciu ducha przez nieboszczyka otwierali wszystkie okna w izbie, w której umarł. Podobny zwyczaj istnieje u Malajów. W domu żałoby „zawieszają kawał materji albo ozdobny liść w tem mniemaniu, iż na nim dusza zmarłego opuści izbę“ a gdy się liść zniszczy, powrót duszy jest uniemożliwiony, bo ona wrócić może tylko po tej drodze, na której wyszła.

“8
Plemię Algonkinów wypycha duszę zmarłego wśród krzyków przez otwór w chacie, u innych ludów pierwonych zrywają dach, aby wypłoszyć ducha, a plemię Tupi wrzuca dusze zmarłych do wody, aby odpłynęły. Po wywiezieniu zwłok, otwierają (w Bziance) drzwi i okna chaty, tudzież skrzynie, kufry, faski w komorze, „aby dusza nie błądziła po chacie, lecz jak najprędzej wolną znalazła drogę“. Drzwi domu, w którym umarły leży, są punktem wyjścia na tajemniczej drodze pośmiertnej w pierwszym etapie nieboszczyka z domu na cmentarz.
W obchodach pogrzebowych w tem stadjum spotykamy się z dwoma rzekomo przeciwnemi zwyczajami: Otwierania drzwi i okien w tym celu, żeby dusza swobodnie wyjść mogła z ciała, domownicy bowiem radziby się pozbyć tego szkodnika i drugi również rozpowszechniony u nas i u innych ludów zwyczaj zamykania drzwi i okien, aby temi wrotami nie wyszedł duch i nie wyrządził szkody ludziom. Oba zwyczaje wypływają z uczucia strachu przed groźnym duchem zmarłego. „Wyniósłszy nieboszczyka z izby, natychmiast drzwi zamykają, ażeby za nim ktoś inny z domowników nie poszedł na tamten świat“. 1 w Ropczycach idąc na pogrzeb „w domu, z którego umrzyka wynoszą, zamykają izby, komorę, stajnię, słowem wszystko — aby się gospodarstwo nie przewiędło, tj. żeby me poszło za nieboszczykiem“.Żaściankowa Szlachta w Delejowie (pod Brzeżanami) wierzy, że „dusza ludzka może po śmierci pozostać w chacie na pokucie, ażeby nie dopuścić do tego, zamykają zaraz po wyniesieniu zwłok drzwi izby chaty, aby tym sposobem zmusić duszę do towarzyszenia zwłokom“. I po wyprowadzeniu umrzyka po za obejście „zamykają wrota, aby dusza nie wróciła“.
Wynosząc zwłoki włościanina (p. zastawnieckiego) i Ru — sini mają zwyczaj otwierania drzwi i okien, „żeby wyszła z chaty Śmierć i dusza“, atoli gdy ciało zmarłego jest już na dworze, zamykają drzwi i okna „żeby Śmierć nie wróciła do chaty“ Po wyniesieniu zmarłego z obejścia, gdy mijają wrotą, zamyka je baba co rychlej i zatrzymuje uczestników pogrzebu w obejściu, a czyni to na to, aby w tej chacie wszyscy nie wymarli. Po wyniesieniu ciała nieboszczyka do-mownicy w Trościańcu nie wychodzą za zwłokami, lecz najpierw zamyka się drzwi, a dopiero po otwarciu ich wychodzą, gdyby bezpośrednio za umarłym wyszli, on zabrałby wszystkich za sobą na drugi świat. Ostatnia z chaty wychodzi matka, a po śmierci dziecka rodzice, w ogóle gospodarz lub gospodyni.
Drzwi domów, około których przechodzi kondukt pogrzebowy w Czechach północnych, mają być zamknięte, „aby Śmierć nie mogła się tam schronić“.

“9
Słowianie południowi po wyniesieniu zwłok umarłego na cmentarz zamykają drzwi i okna, żeby nikt nie wyszedł, tym sposobem nie dopuszcza się, aby ktoś z domu poszedł za Śmiercią czy umarłym. U Serbów łużyckich jest w zwyczaju natychmiast po wyprowadzeniu zwłok z domu zamykać drzwi, „aby zmarły nie pojawił się i kogoś z sobą nie zabrał. Lud w Dalmacji strzeże troskliwie niepochowanych zwłok, zamykając drzwi i okna, w którym leży umarły, z obawy, aby nie przeszło przezeń jakieś czworonożne zwierzę, kot, pies, mysz itp. istoty mające bezpośredni związek ze złym duchem, bo w takim razie zmarły staje się upiorem (Kosacz). W Lice (Rumelja) zamykają drzwi natychmiast po wyprowadzeniu zwłok, starając się tym sposobem przeszkodzić, aby nikt z domowników nie poszedł za nieboszczykiem, to znaczy nie umarł. Gdy umarłego z chaty wyniosą, Rumuni „zamykają za nim drzwi i okna, żeby umarły nie wrócił do domu i nie pociągnął za sobą nowych ofiar”.
I na Bukowinie wynosząc zwłoki umarłego na cmentarz, lud zamyka wrota zagrody, bo gdyby były otworzone, umarłby ktoś z tego domu. Skoro tylko umierający wyzionie ducha, zamykają w Niemczech drzwi, a gdyby zapomniano to uczynić, umrze natychmiast pierwsza z tych osób, która przejdzie otwar — temi drzwiami (Na Śląsku, w Brunświku, Hannowerze i Turyngji) Wynosząc zwłoki umarłego nakazują w Dytmarskiem natychmiast drzwi zamykać, aby ktoś z rodziny nie poszedł w ślady nieboszczyka. W Nordsteimke, po wyniesieniu zwłok z domu żałoby, najbliżsi i domownicy, którzy nie idą za trumną na cmentarz, „zamykają drzwi, aby umarły nie pociągnął za sobą jednego z nich do grobu”. I Żydzi po wyniesieniu zwłok naka-zują „drzwi pokoju zamykać, aby zmarły nie wrócił”. Zwyczaj zamykania drzwi po wyprowadzeniu zwłok przestrzegany był już w klasycznej starożytności.
Ubieranie i układanie zwłok.
Panuje u nas odwieczny zwyczaj, iż ludzie przygotowują sobie na śmierć ubranie, przynajmniej koszulę śmiertelną. Starsze kobiety we wsi Studzianki — jak w innych stronach Polski — „przygotowują je sobie jeszcze wtedy, gdy są najzdrowsze”. W ziemi sieradzkiej chowają ślubne szaty „na śmierć”, aby przywdziać w nie umarłego albo ulżyć mu skonanie. I w okolicach Pińczowa każą się grześć „w ślubnej koszuli”. Wśród ludu ruskiego w Rossowie przetrwał odwieczny zwyczaj przechowywania stroju weselnego, aby w nim być pogrzebanym, powiadają

150
bowiem, że „niema człowieka szczęśliwszego, jak ten, co umrze w ubraniu weselnem“. Ukrainki chowają na ten cel w skrzyni weselnej rańtuch (podwikę), gospodarze każą sobie robić trumnę albo przygotowują deski na trumnę Mają przykonanie, że „kto na śmierć przygotowany, ten dłużej żyć będzie“. Starzec na dożywociu w Chełmskiem posiada zawsze „czystą i całą bieliznę na śmierć w skrzyni na pogotowiu, jeżeli zaś chce mieć pogrzeb okazalszy, to zachowuje więcej odzieży np. kożuchi sukmanę“. Każda kobieta wiejska na Polesiu wołyńskiem „przygotowuje sobie na. śmierć koszulę lnianą, fartuszek i namitkę z tegoż płótna, letnik czerwony domowej roboty i t. z. pokrywało, tj. kawał płótna, którem się cała trumna przykrywa*. U Czechów i Morawian, u Serbów łużyckich i Bułgarów przechowują też na ten cel strój weselny albo mają w pogotowiu ubranie śmiertelne.
JW Badeńskiem i w Lesie turyngskim przechowują również ubranie weselne na ostatni wychód („zum letzten Gang“). U Rumunów (na Bukowinie) panuje odwieczny zwyczaj przechowywania sukni weselnych w skrzyni aż do śmierci, a ktoby z pozostałych nie pogrzebał ich w tych sukniach, od wesela nietkniętych, tenby popełnił wielki grzech. Myśl o pozagrobowem życiu towarzyszy Zmujdzinowi, będącemu jeszcze w kwiecie wieku: zawczasu przygotowuje sobie pośmiertne ubranie, zwane ikopis (do mogiły). Zmujdzinka przechowuje na dnie skrzyni „ślubne swe pończochy*, aby w nich stanąć na progu tamtego świata jak przed ołtarzem i „kilka koszul ze swej wyprawy własnoręcznie uprzędzionej i utkanej“. Opowiadają, że „Zmuj — dzin jeszcze w pełni sił, zawczasu każę sobie trumnę zrobić i przechowuje ją w domu na wypadek śmierci“. Koszulę, którą wdziewają na nieboszczyka, na wyspie Fehr, to dar ślubny od p. młodej, która ją sama uszyła, u nieboszczki koszula śmiertelna należała do wyprawy ślubnej.
Nad Renem „koszula śmiertelna dla każdego, nawet dla dzieci, leżała przygotowana w skrzyni“.W Ditmarskiem i we Fry — zji „dają, narzeczonej do wyprawy koszulę śmiertelną i całun“. U ludów germańskich i romańskich znany jest zwyczaj przygotowywania za życia śmiertelnej koszuli, o której pamiętają już na weselu. Petronjusz wspomina, że niektórzy Rzymianie sprawiali sobie za życia ubranie śmiertelne, zwane eufemistycznie vitalia.
Przy sporządzaniu ubrania śmiertelnego przestrzegają rozmaitych przepisów, z których może najpowszechniejszy jest zakaz robienia węzłów na nitce, używanej do szycia koszuli dla nieboszczyka. Umarły przez pewien czas po śmierci jeszcze żyje i czuje, dlatego szyjąc suknie dla umarłego nie robią na nitce węzełków, boby go gniotły („upychały*). „Nie powinno się

151
robić u nici węzełków, ale gdy jedna nitka wyjdzie, nawlekać zaraz nową. W węzełki bowiem wciskają się i zawiązują razem z niemi i grzfechy zmarłego, które tam pozostają i siedząc przy duszy, zbawienia jej utrudniają* (Kieleckie). Że dusza chętnie przebywa w węzłach, supełkach i tym podobnych wiązaniach, świadczy następujący przesąd w okolicy Ropczyc: „Zawiązanego powrósła nie wolno palić, ani na gnój wyrzucać, bo we węźle pokutuje dusza, należy tedy najpierw węzeł rozwiązać i duszyczkę uwolnić“. Umarłego na Rusi podwiązują czerwoną włóczką, nakazując, by ją rozwiązano, gdy zmarłego kłaść będą do grobu. Gdyby nieboszczyka złożono w trumnie nie rozwiązanego, wdowa po nim nie mogłaby wyjść za mąż. Wkładając ciało umarłego do trumny „wszystko, co związane — rozwiązują, aby nieboszczyk na tamtym święcie nie był spętany“. Huculi nie przewiązują też gazdy pasem (rzemieniem), „aby mu na drugim świecie nie było ciężko4, dlatego przeklinają w okolicy Nadworny: „Daj Boże, abyś na tamtym świecie chodził w rzemieniu“. Serbowie ubierając zmarłego według miejscowego zwyczaju „nie zawiązują na nim żadnego ze zwykłych węzłów w jego odzieży“, a spuszczając go do grobu, rozwiązują węzły u bielizny. Powszechny ten i u Czechów przesąd, aby przy szyciu ubrania zmarłego nie robić węzłów u nici, spotykamy też wśród ludu niemieckiego, gdzie zmarłej kobiecie nie upinają włosów szpilkami, aby jej nie gniotły.
W niektórych okolicach Niemiec rozwiązują nieboszczy-kowi każde wiązanie (kokardę), rozpinają ubranie zapięte na guziki, w przeciwnym razie umarły pociągnąłby za sobą kogoś z domowników. Zakaz ściśle przestrzegany także w Turyngji, Meklenburgu, Rumunji i in. Jako powód tego zakazu podają w Szwajcarji: „Węzełki przy zaszywaniu nieboszczyka są przeszkodą duszy na drodze do wieczności“. Umarły w przekonaniu ludu w Polsce, na Rusi, u Jugosłowian i in, czuje, widzi i słyszy, dopóki go nie wyniosą na cmentarz. Ubierając wstrząsają nim, przywołują go, w ogóle obchodzą się z nim jak z człowiekiem żywym. Przed ubraniem go nie wpuszczają też nikogo do chaty, gdyż „umarły się wstydzi, bo nie jest odpowiednio ubrany“. „Babki proszalne“ w Przebieczanach ubierając go „wo-’ łają nań po imieniu, („ażeby tężec ustąpił“) a wkładając poszczególne części ubrania mówią: „Daj rękę Wojtek, bo ci włożę twoje ubranie“ itp. Rozmawiają tak z umarłym, aby się łatwiej dał ubrać. Jeśli w Stradomiu nastaje burza z grzmotami, kobieta pilnująca ciała „porusza je i woła po imieniu na zmarłego“ a gdyby tego zaniedbała, nieboszczyk „pęknie“. Żydzi (w okolicy Witebska) przekonani są, że „człowiek po śmierci, zanim go do grobu włożą, czuje, choć nie ma siły mówić“ — porównywają go do stojącego na kładce w obawie, aby nie wpaść, starają się — podobnie jak Rusini — umierającego po

152
budzić do życia „targając za uszy, włosy, ściskając za nos, ko — ląc szpilką, podkurzając“ itp. Gdy myją i ubierają umarłego Żyda, krzątający się około tej czynności przepraszają go za wyrządzoną mu przykrość. Nie wolno podczas ubierania przyglądać się zwłokom, bo tem się przyczynia wstydu umarłemu. Przed pogrzebaniem upominają go, „żeby nie zapomniał swego imienia, gdy przyjdzie anioł podziemny“. I u Turków po umyciu wśród modlitw twarzy, rąk i nóg nieboszczykowi i włożeniu go do trumny, wyskakuje Iman na wieko i wołając nieboszczyka po imieniu, mówi doń: „Uważaj, a nie pomyl się“. Po umyciu ciała z „brudów żywota’1 przywdziewają je w koszulę śmiertelną ze zgrzebnego (lnianego) płótna uszytą, która osłania go od stóp do głowy. Z tego samego płótna robią okrycie na głowę i na nogi.
W pieśniach śpiewanych przy trumnie narzeka umierający, że cała nagroda jego żywota jest „s i e d m i a r (siedem łokci) płótna leżącego w grobie11, zdaje się więc, że tyle łokci brano na śmierte lnicę, liczba 7 ma znaczenie mistyczne. Prastary zwyczaj zabrania uszycia śmiertelnicy powierzać domownikom, a to z tego powodu, że „każda łza, uroniona podczas szycia na robotę, niechybnie ciążyłaby kamieniem na duszy zmarłego“. Kobietę na Rusi, zaledwie skończy życie, ubierają w śmiertelną koszulę, owiną nakidką (narzutką) t. j. tym samym kawałkiem płótna, który już jej raz w życiu jako z a w i c i e służył do oczepin, a obecnie okrywa ją całą w ten sposób, że końce płótna aż do palców nóg sięgają. Gdy Mahometanin umrze, kładą go twarzą ku wschodowi słońca, nakrywają prześcierad-łem, po umyciu go i oblaniu wodą jeden z obsługujących narzuca nań długą koszulę bez rękawów, podobną do naszej śmiertelnicy. Żydzi po obmyciu zmarłego szyją dlań śmiertelną odzież z nowego płótna na podobieństwo worka z rękawami i nogawkami.
W okolicy Wielunia niszczą kawałki płótna, pozostałe po skrajaniu żgła, wraz z igłą, którą je szyto t. z. martwicą, aby nie szkodziła człowiekowi, do którego rąk by się dostała, albo jak powiadają w okolicach Sieradza: „aby nowej koszuli śmiertelnej szyć nie pragnęła“. Nie wolno też nitki po ukończeniu szycia urywać zębami, bo przez samo dotknięcie śmiertelnicy dostaje się bólu zębów. Dlatego nawet igłę, którą szyto żgło, kładą umarłemu do trumny. Igła^ta, którą szyto koszulę dla zmarłego, ma taką moc magiczną przez swe zbliżenie do umarłego, że konie zaprzężone do wozu, w celu wywiezienia zwłok na cmentarz, nie zdołają ruszyć z miejsca, jeżeli się wbije tę igłę w koniec dyszla u wozu. Kto w złości lub z zemsty chce pozbawić swego przeciwnika wzroku, bierze trzy rzeczy: ową igłę, włosy przeciwnika i ropuchę. Przy świetle gromnicy wyszukawszy

153
w nocy z piątku na sobotę, w dole na kartofle, żabę, przewleka się jej martwicą (igłą) przez oczy włos przeciwnika i związuje się jego końce. Póki włos związany, przeciwnik nie widzi, gdy się żabę spali, pozostanie wiecznie ślepym (w Polsce i na Rusi). Aby konia z zemsty zagłodzić, kładą mu do żłobu igłę, którą szyto żgło umarłemu, a koń chociaż najbardziej głodny, jeść nie będzie i padnie (z ziemi sieradzkiej). Igłę, którą się szyje zmarłemu ubranie, dziewki w Studziankach noszą przy sobie, w tem przekonaniu, że nie zostaną matką. Czarownik z Rzą — chowy zadawał (ze starej książki rękopiśmiennej) następujące czary na śmierć: „Jeżeli chcesz, aby kto umarł, weźmij jaką część jego ubrania, a wrzuć ją do grobu, jak będą kogo chować, a on za rok umrze“. Francuzi w Wogezach wrzucają do ognia igłę, którą zaszywano śmiertelną koszulę, igła ta bowiem przynosi nieszczęście każdemu, ktoby jej drugi raz użył. Z zwyczajów przy ubieraniu zmarłego podnieść należy nakaz, „aby nieboszczyk nie dotknął ustami śmiertelnicy, w ogóle odzieży, stanie się bowiem przez to upiorem i pociągnie za sobą do grobu wielu członków rodziny“. (Na Mazurach pruskich, u Serbów Łużyckich, w Marchji Brandenburskiej, w Szwabji, Meklen — burgu, Turyngji (Nachzehrer).
Uświęcony wiekami obyczaj nakazuje ubierać umarłego w strój nowy, w którym ma się ukazać na tamtym świecie. Przebieczanie wierzą, że na tamtym świecie „każdy zjawia się w takim stroju, w jakim go pochowano, dlatego to umarłego ubierają w nowe ubranie, porządne, starganego nie dadzą, ażeby się tam nie potrzebował za nie wstydzić“. Dlatego i w Borowej „umarłemu do grobu nie wdziewają starego ubrania, w którem by była jaka dziurka, bo z tej familji umieraliby często ludzie“. 1 umarłego w Poznańskiem ubiera się koszulę śmiertelną z płótna białego, która ma być nowa i cała, gdyby go pochowano w starej lub podartej, rodzina by zmarniała. Koszula taka ma w rozmaitych stronach Polski nazwy: żgło, giezło, czchło, czeheł, śmiertelnica itp. Gdyby nieboszczyka pochowano „w starej, noszonej dawniej także i przez inną osobę koszuli“, taki umarły wedle mniemania ludu z Odolanowa „staje się człekiem wieszczym czyli upiorem“ i „osobę tę — której koszulę nosi — ściąga do grobu“. Zwłaszcza nie należy wdziewać na umarłego bielizny ze znaczkiem jej właściciela, gdyż wtedy umarły zaczyna w grobie ustami mlaskać, żuć swą bieliznę, przez co właściciela iej pozbawia życia. Podobne przykłady znane są z podań ludowych w Górnym Palatynacie, gdzie przez owinięcie umarłego w płótno, znaczone imieniem osoby żyjącej, ta wskutek ssania płótna przez owego nieboszczyka (Totenleker) po-stradała życie.
I w Siedmiogrodzie umarłego nie ubierają w koszulę osoby jeszcze żyjącej, boby zmarniała (zanikła), jak owa koszula w grobie. Zmarłego ubierają u nas zazwyczaj w „odświętną odzież“,.

154
aby się na drugim świecie dobrze przedstawiał. Podobnie na ziemiach ruskich ciało umrzyka stroją i tak układają na ławie „ażeby człowiek był ładny i pysznie wyglądał na drugim świecie”. W Żabiu chowają go w nowem ubraniu, „aby na drugim świecie miał się w czem pokazać, bo w jakim stroju go chowają, w takim zmartwychwstanie na strasznym sądzie“. Umarłego Bretończyka ubierają w strój niedzielny, dziewczynę w strój weselny, kobiety w świąteczny. Nieboszczyka w Czechach i na Morawach ubierają w strój odświętny, zazwyczaj weselny. Po umyciu umarłego Serbowie w Bośni i Hercegowinie ubierają go w szaty świąteczne. Wielką staranność i pieczołowitość roz-wijają ludy celem przybrania umarłego. Nad Renem, u Sasów Siedmiogrodzkich, w Ditmarskiem przywdziewają nieboszczyka w „najlepsze jego suknie”, albo w nowe ubranie.
Nasi chłopi zachowują wobec umarłych przestrzegane za życia zwyczaje. Oto np. dziecko ubiera (w Krakowskiem) jego matka chrzestna w koszulkę i kwiatki ale boso. „Umarłą dziewczynę w Przebieczanach ubierają w biały strój“. Na Kurpiach chowają dzieci w koszulce i czapeczce o jednym kwiatku, jeśli chłopiec, w kilku kwiatkach jeśli dziewczyna. „Na wieku trumny przybijają związany wstążką wieniec z kwiatów i barwinku z bożego drzewka i t.d.“. Parobkowi „przypinają bukiet na piersiach, na wieku trumny przybijają wieniec z kwiatów z wstążkami, a na grobie jego sadzą kwiaty”, niosą go zaś na cmentarz dziewice, dziewkę niosą młodzieńcy. Gdy na Rusi umrze chłopiec, ubierają go jak parobka do ślubu, a gdy dziewczyna umrze, to ubierają ją jak p. młodą i daję jej w ręce ręcznik.
U Hucułów „dziewicy plotą wianek z barwinku, kładą go zmarłej na głowie, a nadto ustawiają obok niej derewce (drzewce czyli rózgę weselną, ucięty wierzchołek świerka, upiększony białą wełną), głowę zmarłego dziecięcia okrywają białą wełną. Gdy Bojce umrze „dziewka, dają jej na głowę pozłacany wianek z barwinku (jak do ślubu) i chustkę do ręki, parobkowi przywiązują ją do pasa, a na palcu wkładają im pierścień z wosku”..„Gospodarzowi wdziewają na głowę dużą czapkę, gospodyni zaś zawiązują głowę rańtuchem”. Serbowie w Bośni chowają dziewczynę zmarłą przed ślubem, przystrojoną w kwiaty, z pierścionkiem na palcu, zupełnie jak na wesele. Chorwaci chowają dziewczynę z rozplecionemi włosami z wieńcem na głowie, który przed nałożeniem wieka trumny na piersiach jej kładą, kobiecie zawiązują głowę chustką białą, zostawiając po obu stronach włosy skręcone w guczkę. Młode dziewczęta w Rnmunji, „otrzymują ozdoby weselne, których się nie doczekały”. I Żmudzini przestrzegają tych różnic w ubraniu umarłych. „1 ko pis t. j. (śmiertelne ubranie) dziewczyny ma cechy ślubnego stroju, na głowie wianek, latem ruciany, w zimie mirtowy. Młodzieńcowi — Żmudzini „przypinają do klapy siermięgi bukiet zielony, zielo-

155
nemi gałązkami ozdobiają poduszkę, a wianek przybijają na wieku trumny*. Podobne różnice w stroju umarłych zachowują ludy na tej i tamtej półkuli.
Jest zwyczajem u ludu polskiego nakładanie umarłym osobliwego rodzaju obuwia na nogi. W okolicach Pińczowa kładziono im na nogi rodzaj szkarpetów z płótna. W przeżytkach zwyczajów, odnoszących się do wdziewania obuwia, przebijają dwie przeciwne zasady. W niektórych okolicach, przeważnie zbliżonych do Niemiec, a więc w Prusiech wschodnich, na Mazowszu pruskiem, w Poznańskiem, przechowuje się zwyczaj, może przejęty od sąsiadów, chowania umarłych w butach. Jako powód podają włościanie w Dąbrównie, żeby „nieboszczyk nie chodził na drugim świecie boso“, zakładają nawet lepsze obuwie, a jedna włościanka groziła swemu mężowi: „Włożę ci cho — daki, jak będziesz leżał w trumnie, spóźnisz się na sąd ostateczny — jaki będzie wstyd“! W Prusiech kładą parę butów do trumny, nie mogąc ich ubrać zmarłemu. W powiecie wągrow — skim obuwają w trzewiki lekkie, skopowe, zwane z niemiecka Sterbeschuhe. I Rusini w niektórych miejscowościach wdziewają umarłemu buty, gdyż „przelatując przez ogniste rzeki popiekłby nogi“. Chowając w butach przestrzegają na Mazowszu i Pokuciu, — aby obuwie było bez podkówek, podając w okolicy Śniatyna jako przyczynę, „aby prędzej zgorzały, gdy nieboszczyk będzie przez ogień przechodził*, wkładają mu też laskę na tę uciążliwą drogę. Huculi nie opasują zmarłego rzemieniem, jaki noszą, „ażeby mu nie było ciężko iść na tamten świat“. O zwyczaju dawania umarłym, a w ich zastępstwie ubogim, obuwia na tę drogę, świadczą chleby z Wrocławia i innych stron Śląska, rozdawane ubogim w dzień św. Jadwigi, księżniczki śląskiej (17 października) na jej grobie w Trzebnicy, przez tłumnie zbierających się tu co roku pielgrzymów. Zwyczaj ten obchodzony przez lud polski i niemiecki — jak dowodzi Vita st. Hedvigis — z 13 wieku, sięga pogańskich czasów. Jałmużny bowiem dawane na grobach, zostają w związku z obchodami za dusze zmarłych, a chleby rozdawane ubogim były pierwotnie ofiaro wywane duchom umarłych. W ogóle „Jadwiga, jako święta, przejęła wiele zwyczajów ludowych Śląska z jesiennych dni zadusznych“, obchodzonych jeszcze w dobie przedchrześcijańskiej. Pieczywo rozdawane dziś ubogiej ludności w Trzebnicy w dzień św. Jadwigi ma kształt podeszwy, stąd nazwa Hedwigs — Sohlen, zastępuje ono prawdopodobnie buty w naturze rozdawane ubogim, pierwotnie zaś umarłym wybierającym się w drogę na tamten świat.
Buty i kij wędrowny z lichtarzem w starożytnych grobach Alemanów, zarówno jak zwyczaj u Szwabów i Śasów dawania nieboszczykowi do trumny butów, świadczy, że Germanowie wyobrażali sobie podróż na drugi świat jako długą wędrówkę. O Brunhildzie powiada Edda, że dbywała tę „długą drogę“ bez

156
cierpienia. U Łotyszów ubierają umarłego w kalosze, dawniej dawano łapcie na nogi albo trzewiki, a na wierzch łapcie, może dlatego, ażeby po zdarciu jednego obuwia pozostawały drugie w rezerwie, do użytku w tej długiej na tamten świat podróży. U ludów germańskich chowano umarłych w obuwiu na drogę po drugim świecie. U starożytnych ludów Skandynawji było zwyczajem, przywiązywania nieboszczykom obuwia, w którychby mogli iść do Walhalli. I w Niemczech zaopatrywano umarłych w obuwie „śmiertelne“, aby nie okaleczyli sobie stóp, gdy przechodzić będą przez ostre kamienie i ciernie podziemia. Do dziś lud niemiecki kładzie położnicy do trumny trzewiki, aby przyszła Dozostawione niemowlę nakarmić.
W średnich wiekach zamiast składania obuwia do grobu, rozdawano je ubogim. Wedle podania ludowego w Jork hire obuwie, rozdawane za życia ubogim, służy nieboszczykom na drugim świecie do przejścia przez cierniste drogi. Zmarła w Alzacji położnica skarży się: „Dlaczego nie założyliście mi na nogi moich bucików, muszę przechodzić przez cierniska i ostre kamienie“. W Alemanji zmarłej położnicy dają do trumny parę trzewików, aby odwiedzając swe dziecię, nie chodziła boso. Lud angielski powiada: „Raz w życiu trzeba ubogiemu darować parę butów, aby po śmierci przebyć można ciernistą drogę bez okaleczenia“. Mamy świadectwo z 1189 r. w podaniu o ofierze takiego obuwia, aby w zagrobowem życiu przejść było można dwumilową drogę gęsto cierniami obsadzoną. Było starogermań — skim na północy zwyczajem, że przed zasypaniem grobu naj bliższy krewny zawiązywał umarłemu sandały (Hell-schuh) na drogę w krainę Helli. Normanowie przywiązywali zmarłym do nóg obuwie śmiertelne (helsko), aby przygotować ich „na długą i ciemną drogę do piekła“, u innych ludów germańskich wdziewają umarłemu buty, „gdyż musi przebyć rzeki i stromy góry, aby się na drugi świat dostać“.
Podobnie jak Mazurzy zakładają i mieszkańcy Kalifornji umarłym obuwie, aby nie ranili sobie stóp po ciernistej i żmudnej ścieżce na drugi świat. W grobach przedhistorycznych spotykamy często obok narzędzi, ozdób i innych przedmiotów składanych umarłemu do grobu, także obuwie do użytku na drugim świecie. Wręcz przeciwny istnieje u nas zwyczaj chowania umarłych bez butów. Zamiast butów lub trzewików wdziewają umarłym na ziemiach polskich i ruskich przeważnie skarpetki, (z płótna) onuczki lub sakwy płócienne. Starzy ludzie w Sopotni Małej (p. żywiecki) „nie pozwalają wdziewać umarłemu butów lub trzewików“, a jako powód — naturalnie drugorzędny — podają, iż „P. Jezus nie chce takiego człowieka (w obuwiu) przyjąć do chwały niebieskiej“, prawdopodobnie jednak z obawy, aby umarły w takiem obuwiu nie wychodził z grobu „na świat“ i nie prześladował żywych. W celu przeszkodzenia pośmiertnym wycieczkom umarłych, którzy pozostających przy życiu

157
dręczą i nękają, Polesiucy „chowają nieboszczyka bez obuwia, boso, w przypuszczeniu, że to ich odstraszy od chodzenia po śmierci*1.
U innych Słowian umarłym nie wdziewają butów, a lud czeski poda je źródło tego zwyczaju:.Gdyby się zmarłemu dało do grobu buty lub buciki (dla zmarłej), chodziłby w nich jako upiór, dopókiby ich nie podarł“. Umarłym na Rusi — w powiecie nadwórniańskim — nogi owijają brałemi płatkami (z płótna t z. płakienki) a na nie kładą „kapci“ z sukna, ale nie wdziewają butów z podkowami utrzymując, że.gdyby umarłego pochowano z żelazem, musiałby chodzić po świecie (jako upiór), dopókiby podków nie schodził“. Chorwaci dają umarłemu inne obuwie, bo gdyby go pogrzebano w tych samych butach czy opankach, które za życia nosił, wróciłby po trzykroć z grobu, naturalnie straszyć pozostałych. Na Białorusi chowają nmarłego boso w tem mniemaniu, że to uniemożebni mu chodzenie po śmierci jako upiór. Umarłym w Liśge nie kładą bu-cików na nogi, „bo nie godzi się stawać w obuwiu na ostatecznym sądzie“. I lud sycylijski podaje ten drugorzędny powód, dlaczego umarłym nie kładzie się na nogi butów ani trzewików, „nie godzi się stawać w obuwiu przed sądem boskim“. Umarłego w Siedmiogrodzie ubierają odświętnie — w razie nałożenia butów, zdejmują z nich okucie, jedni podają jako powód, aby żelazo nie rdzewiało, inni, że nie wypada z żelaznemi podkowami stawać przed obliczem P. Boga. Rumuni, którzy zarówno jak Sasi przestrzegają tego zwyczaju, tłómaczą go w inny sposób, a mianowicie: „Opodal bramy niebieskiej znajdować się ma piekielna, otóż skoro przybędzie nieboszczyk z podkowami, słyszy go pies w piekle i ściąga go z niebios do piekieł“. Konającego w nowosądeckim obwodzie kładą na równianej słomie, tak by „na kłosiech miał nogi ku drzwiom, żeby się ku drzwiom miał, bo go mają wyprowadzić i żeby już do tego domu nie powrócił więcej“.
Na całej etnograficznej przestrzeni Rusi, od gorlickiego i jasielskiego powiatu począwszy aż na gubernji kurskiej skończywszy, układają zwłoki zmarłego głową do pokucia (miejsce, gdzie dziś wiszą obrazy świętych, będące za czasów pogańskich przybytkiem bóstwa domowego), a nogami ku progom i drzwiom. Nieboszczyka w Czechach północnych kładą nogami do drzwi. W Slawonji kładą umierającego nie głową, lecz nogami do drzwi, w przeciwnym razie śmierć przekłułaby chorego. Zwyczaj ustawiania zmarłego nogami do drzwi zwróco — nemi, znany jest w Rosji, Karyntji, Palatynacie górnym i Mek — lenburgu. Dlatego istnieje w Niemczech przesąd, że umrze ten, kto śpi w łóżku tak ustawionem, iż nogi ma zwrócone ku drzwiom. Wedle odwiecznego zwyczaju wieśniacy z prawego brzegu Wezery, kładą nieboszczyka w trumnie, nogami zwróco — nemi do drzwi, t.j. w takiem położeniu, w jakiem go.wyprowa

158
dzają z domu, nogami naprzód, w przeciwnym razie wróciłby z grobu, aby swoich niepokoić. Z tych samych powodów układają umarłego nad Renem, we Francji i Rumunji nogami ku drzwiom. Umarłego Sycylijczyka „układa się w ten sposób, by nogi miał zwrócone do drzwi wchodowych, nigdy zaś żywym nie stawia się łóżka w podobnem położeniu, byłoby to bowiem wróżbą rychłej śmierci“. Z różnych środków ochronnych, jakich ima się lud szwedzki, aby przeszkodzić powrotowi zmarłych, najczęstszym bywa zwyczaj przestrzegany przy wynoszeniu zwłok z domu, aby „nogi umarłego były skierowane ku drzwiom, w przeciwnem bowiem położeniu nóg zwróconych ku izbie, mógłby nieboszczyk wrócić do domu“. Umarłego na Węgrzech kładą w izbie nogami zwróconemi ku drzwiom, utrzymują bowiem, że „z umarłym i śmierć z domu ustępuje“. I u Łotyszów pano-wał zwyczaj „stawiania nieboszczyka po środku izby nogami do drzwi“. Żydzi kładą również nieboszczyka w pokoju „ze zwróconą ku drzwiom twarzą“, a położenie to ciała wskazuje na tradycję odległych wieków. Zwyczaju tego przestrzegali już Grecy w starożytności. Zwłoki Patroklosa spoczywały podług Iljady nogami zwróconemi do wychodu z namiotu. Zmarłego układali starożytni Rzymianie na łożu (lectus funebris), w at — rium, nogami do drzwi, jakby do wyjścia. Znaczenie tego zwyczaju nie ulega wątpieniu. Układanie zwłok nogami ku drzwiom w „położeniu wprost przeciwnem od tego, które zajmować zwykł nieboszczyk za życia“, miało na celu łatwiejsze wyprowadzenie niebezpiecznego gościa, za jakiego uważany jest powszechnie umarły. Natomiast grzebano umarłych głową zwróconą ku zachodowi.
Wieśniaka sieradzkiego wynoszą w trumnie nogami do drzwi, „aby nie wrócił i nie zabrał kogoś z domowników“. Na Mazowszu pruskiem, podobnie jak na Rusi, wynoszą umarłego z chaty nogami naprzód „dla zapobieżenia jego powrotowi“. Na ziemiach Czechosłowacji przestrzegają odwiecznego zwyczaju wynoszenia umarłego nogami zwróconemi do drzwi domu, w przeciwnym razie „nieboszczyk mając twarz ku domowi zwróconą, powróci do swoich“, a niebezpieczne to odwiedziny. U ludu walońskiego wynoszą zmarłych z dorr. u nogami naprzód, stąd zwrot: enn* ale le pi dvan, znaczy umrzeć. „Jeżeli kilka osób w jednej rodzinie umiera w krótkim przeciągu czasu jedna po drugiej, przypisują to czarom (umarłego) i wynoszą wtedy nieboszczyka twarzą zwróconą naprzód, ażeby pozostałych rychła śmierć nie zabrała“. Zmarłych „chowają na cmentarzu nogami ku alei, przy której grób się znajduje“.
Lud niemiecki, wedle odwiecznego zwyczaju, kładzie nieboszczyka nogami ku drzwi i w tej pozycji wynoszą go przez próg, podając jako przyczynę, „aby nie wracał do domu i nie straszył“. Zwyczaj wyprowadzania ciała nieboszczyka z domu

159
stopami naprzód przestrzega lud w Prusiech wschodnich, na Pomorzu, w Brunświku, Mekleuburgu, Palatynacie górnym i w Tyrolu. Zwłoki umarłego w Szwecji, Holandji, podobnie jak w ogóle u ludów germańskich, wynoszą z domu albo z łóżka tylko w ten sposób, iżby nogi nieboszczyka wychodziły ku drzwiom, wskutek czego umarły nie znajdzie drogi powrotu. Zwyczaj noszenia zwłok umarłego z nogami ku drzwi spotykamy już u Homera. W takiem położeniu leżały zwłoki Patroklosa twarzą zwrócone do drzwi namiotu. Znany jest ten zwyczaj i w Rzymie, a nawet w innych częściach świata np. w Armenji, u plemienia Pehuenches.O tych Pehuenchach w Ameryce południowej opowiadają, że.zmarłego wynoszą z chaty nogami naprzód, bo gdyby go w innej pozycji wyprowadzili, to mógłby wrócić jako upior“. Umarłego Żydzi (w Polsce, na Rusi i Bukowinie); chowają w dniu śmierci z obawy przed złemi duchami. Wynoszą go z domu twarzą zwróconą naprzód, a niosący go dopiero za nim wychodzą, ktoby przed nim wyszedł z izby, umarłby wkrótce. Uczucie strachu przed umarłym i obawa, aby nie wrócił, była podłożem zwyczaju wynoszenia umrzyków nogami ku drzwiom. Wychodzono z założenia, że umarłym mają pozo-stali przy życiu wskazać najkrótszą drogę na tamten świat, skierować kroki nieboszczyka w tę stronę, aby go od żywych odwrócić.
Jak w czasach przedhistorycznych, przestrzegają w okolicy Pińczowa, przy chowaniu nieboszczyków na cmentarzu, aby „zwłoki ich grześć koniecznie głową zwróconą na zachód, a nogami i twarzą zwróconą na wschód słońca“. Układanie zwłok w grobie odbywa się i na Rusi wedle tych odwiecznych, tradycją przekazanych zwyczajów. Kładą więc trumnę z nieboszczykiem w grobie głową na zachód słońca, gdzie od wieków wyobrażano sobie królestwo umarłych a nogami na wschód.
Zwłoki zmarłego w Uszycy (na Podolu rosyjskiem) skła-dają na Pokuciu „pod obrazami świętych, na prostej ławie, przykrytej weretą, twarzą zwróconą na wschód“. Serba w Bośni i Hercegowinie chowają w grobie nogami a więc i twarzą zwróco — nemi na wschód. Na Pomorzu, w Meklenburskiem i u innych ludów słowiańskich umarłych chowano z obliczem skierowanem ku wschodowi słońca. W Poznańskiem i Prusiech zachodnich natrafiamy często na groby rzędowe, tak nazwane od spoczywających w ziemi rzędami szkieletów. Leżą one zazwyczaj na — wznak wyprostowane, z rękoma wyciągniętemi wzdłuż ciała, z głową zwróconą na zachód, wyobrażano sobie bowiem, że kraina cieniów znajduje się tam, gdzie zachodzi słońce. W naj-starszych wykopaliskach na ziemiach słowiańskich spotykamy czaszki leżące głową skierowaną ku zachodowi, krainie umarłych. Obrzęd ten zostaje w związku z prastaremi mitami ludów pierwotnych o zachodzie słońce. U plemion australijskich dusza

160
zmarłego idzie do miejsca zamieszkania przedkow, do wyspy umarłych, która leży na zachodzie, tam, gdzie słońce na każdą noc zamiera.
Wschód odgrywa ważną rolę w orjentacji, zwłaszcza w obrzędach ludów europejskich, ale także wschodnich. Gallowie jeszcze za czasów rzymskich grzebali umarłych twarzą na wschód zwróconą. Niemcy w epoce pogaństwa chowali umarłych obliczem zwrócone m na wschód. Żydzi w Polsce, na Rusi i w Litwie chowają umarłego „twarzą zwróconą ku wschodowi“, podając jako powód, naturalnie drugorzędny, „aby w chwili przyjścia Mesjasza umarły powstawszy, mógł iść wprost przed siebie“. „Zachód słoneczny wskazuje krainę śmierci państwo dusz“ ku zachodowi więc obracają głowę nieboszczyków, bo tam jest przybytek umarłych, wschód słońca jest miejscem zamieszkania bogów, do wschodu zwracają się ludy wschodnie z modlitwą i ofiarą. Obie orjentacje są przeżytkiem kultu słońca.
Podniesienie zwłok odbywa się wedle stałych, tradycyj-nych form rytuału pogrzebowego. Zwłaszcza oznaczone jest miejsce, gdzie zwłoki mają przebywać. Na Podhalu był zwyczaj, że „trumnę z nieboszczykiem składano na noc na boisku, „bo gazdy rządy są na boisku“, a trumnę gaździny w komorze, „bo tam rządziła za życia“. Nadrabianie umieszczają trumnę z zwłokami w sieni, na stępie. Najczęściej kładą je na środku izby pod siestrzeńcem (w Tatrach), w stodole na Litwie, pod belkami (Minden), pod oknem (w Karyntji), w obejściu, na dziedzińcu (w Górach kruszcowych, u Wendów, w Bawarji). Przy — chowuje się tam ciało umarłego przez czas dłuższy, ponieważ pierwotnie wyobrażano sobie duszę jeszcze po śmierci w ciele żyjącą. Nawet wśród inteligencji zauważyć można ostatnie prze-błyski takiego pojmowania duszy. Nie chcemy sobie wierzyć, że zwłoki drogiej nam osoby nic już nie czują. U niektórych plemion na Madagaskarze wystawia się zwłoki w domu żałoby lub w szopie na ten cel zbudowanej, u innych zaś w odludnych miejscowościach, w lesie. Wystawienie to trwa dłużej lub krócej zależnie od plemienia, majątku i stanowiska społecznego nieboszczyka, lecz prawie na całej wyspie pochowanie ostateczne odbywa się dopiero, gdy kości są całkiem pozbawione mięsa, gdyż dusza nie mogłaby wnijść przedtem do nieba, zanimby ciało nie pozbyło się części gnijących. Żydzi wynoszą zwłoki co rychlej, pierwotnie zapewne z obawy, aby nieboszczyk nie wstał i nie zabrał ze sobą osób żyjących.
Umierającego w Tomaszowskiem zdejmują z łóżka i układają na deskach, pokrytych świeżo wyjętą ze snopka słomą. I umarłego w Morownicy „kładzie się na desce“ którą opiera się o stołki albo stawia na ławce. Po śmierci włościanina w okolicy Czerska „biorą dwa stołki, kładą na nich deski, przykrywają słomą i na tem kładą nieboszczyka“. Gdy umarły

Robotnik samobójca, z dworca kolejowego Podzamcze.
Topielec na Kisielce (p. lwowski) Powód samobójstwa uwiąd starczy 10’5 1928.



161
ozimnieje, w Nowosądeckiem.złożą go na desce albo na ławie, poczem go dopiero myją“. Na Mazowszu i w Krakowskiem kładą umarłego — latem w sieni lub w stodole, zimą w izbie — na ławie wyścielonej równą słomą, zwracając nogami do kościoła. Umywszy i ubrawszy nieboszczyka kładą go do trumny, którą w Poznańskiem.stawiają na stołkach lub ławkach wśród izby, aby go mógł każdy obejrzeć i z nim się pożegnać*’. Djalog Śmierci z Mistrzem, przechowany w rękopisie z 15 w. wspomina o tej śmiertelnej desce w wierszu:
Darmo pożywasz lub jeszczka, Już ci zgotowana deszczka.
Przechował się też ślad tego staropolskiego zwyczaju w wierszu:
Maciek zmarł, leży na desce,
A piłby jesce.
i w znanej piosence:
Umarł Maciek, umarł, Oj, leży na descel
Nie należy jednak myśleć o desce trumny lecz o owej „desce, na której w wielu jeszcze okolicach u nas kładą nieboszczyka zaraz po śmierci“. Wedle odwiecznego zwyczaju składano zwłoki umarłego przed pogrzebem na desce, jak świadczy wyrażenie w różnych językach: „leżeć na desce“. W przysło — wiowem wyrażeniu pamięci: „aż do grobowej deski“ mieści się wspomnienie owego obyczaju, kiedy to zmarłego nie chowano jeszcze w trumnie, lecz na gołej desce. Już w Wizerunku Reja czytamy o znikomości życia człowieka, który „po małej chwili na deszce już leży“. W pieśni ludowej przeklina dziewczę chłopca, szukającego bogatej dziewczyny: „Bodaj się dorobił na grobowej desce“. Nieboszczyka do dziś w niektórych stronach „umieszczają na ławce, która też jest deską“. „Umierającego Poleszuka kładą na gołych deskach“. Na Ukrainie układają go na ławie głową do obrazów św. a nogami ku drzwiom. W Prze — myskiem, Chełmskiem, w powiecie Mozyrskim i in. nieboszczyka zaraz po skonaniu „kładą na gołych deskach“ albo „na ławie“, ta zaś jest zawsze grubą deską. Tenże zwyczaj przestrzegany jest w innych krajach słowiańskich np. u Łużyczan, gdzie „umarły dwa do trzech dni leży na gołej ławie“. Umarłego w Lesie czeskim po umyciu i ubraniu kładą na desce, którą po pogrzebie jako „deskę śmiertelną“ z emblematami śmierci i odpo — wiedniemi napisami umieszczają na drodze do kościoła razem z innemi deskami. Dopiero przed samem wyniesieniem zwłok na cmentarz kładą nieboszczyka do trumny. Przez deskę grobową nie wolno było w Chebie jeszcze 1823 r. przechodzić kobiecie, bo jej groziła choroba nóg. Zmarłego Chorwata po umyciu ciepłą wodą, zmieszaną z octem i po przebraniu w czystą bieliznę,
, Śmierć,
II

162
kładą na ławce, rzadziej na desce, a dawniej na ziemi zaścielc nej słomą.
Umarłego kładą w Niemczech (Elberfeld) na desce, wspartej na dwu stołkach i zaścielonej słomą, którą pokrywa prze-ścieradło. Zwłoki umarłego kładą w Dytmarskiem na desce, zazwyczaj wziętej z wozu, którą wyścielają słomą. Do dziś zachował się w Bawarji, Salchurgu, Austrji górnej i in. zwyczaj będący przeżytkiem kultu duszy cielesnej: Oto po obmyciu i ubraniu zmarłego kładą go na umyślnie w tym celu przygotowanej desce, rozłożonej zazwyczaj na ławce albo na dwu stołkach. W czasach „pogańskich” dawano nieboszczykowi do grobu ową deskę, na której leżały jego zwłoki, obecnie, gdy je kładą do trumny, wystawiają deskę na drogę, „aby była dla ducha nieboszczyka zaporą wstrzymującą go od powrotu do swoich“ W Tyrolu, Bawarji, w Alpach zachodnich panował zwyczaj składania zwłok umarłego na desce, zwanej Rehbrett (Leichen — brett), na której podawano imię zmarłego, datę jego urodzin i śmierci, przytem nieraz odpowiednie wiersze a deska ta służyła następnie zamiast krzyża lub nagrobka W okolicy Neukir — chen biedniejsza ludność nawet nie heblowane deski, z wypalonym znakiem krzyża, porzucała na drogach krzyżowych albo w lesie. Przed kilkuset laty wstecz nie chowano umarłych w trumnie, lecz na takiej desce. Zwyczaj układania zmarłych — na desce, w właściwy sposób przygotowanej, spotykamy w Szwaj — carji. Dawniej, gdy jeszcze trumny nie były w użyciu, zmarłego spuszczano tu do grobu razem z deską, której nazwa Rebrett świadczy o odległej przeszłości zwyczaju. (Wyraz re przycho-dzi już w pieśni Nibelungów i oznacza właśnie deskę, na której grzebano umarłego). Deska ta, zwana grobową, Totenladen, bywa rzeźbiona malowana (z trupią główką) albo zaopatrzona w napisy, wystawiają ją na grobach przy męce Pańskiej, na drodze do kościoła, przy drzewach, a przechodzący tamtędy ludzie modlą się za dusze zmarłych. Pod grozą zakłócenia spokoju umarłym, desek tych nie wolno ruszać z miejsca. Jako przeżytek prastarego kultu przodków doznawały one osobliwszej czci w rodzaju ducha domowego lub fetysza. Mamy liczne przykłady na Śląsku, w Czechach, Niemczech, Francji i innych krajach, że deski te grobowe przechowywano na pamiątkę po zmarłym. Na owej desce stoją zwłoki nieboszczyka aż do sporządzenia trumny.
Dzieci w Mołdawji kładą po śmierci na stole, zastępują-cym miejsce ołtarza, starszych na desce grobowej, tylko na ten cel przeznaczonej. Zwłoki Łotysza w Inflantach leżą w szpi — chlerzu; tam „ustawiają dwa pniaki lub dwie ławki, na nich kładą deszczkę przykrytą prześcieradłem, a na tem nieboszczyka“. Na dalekim Kaukazie, u plemienia Tuszynów chowają umarłych na desce a nawet „gdy kto na okręcie umiera, to ciało przywiązują do deski“, zanim je do wody spuszczą. Dajacy1

163
na Borneo stawiają deskę przy chacie, w której umarł plemie — niec, a deska ta służyć ma za chwilowe miejsce pobytu błąkającej się duszy zmarłego, która aż do pogrzebowej uczty nie zajęła jeszcze swego stałego miejsca. Znajdujemy na owych deskach grobowych różne napisy i obrazy, odnoszące się do życia zmarłego na tym albo na drugim świecie.
Gdy ciało zmarłego leży w izbie, powiatu będzińskiego, „z takiego domu wynoszą się ze wszystkiemi statkami do najbliższych sąsiadów, po wsiach zaś strawę gotują za domem“. Natychmiast po zgonie włościanina z okolic Częstochowy wynoszą z izby ławy, stoły i stołki, tudzież rzeczy święcone, jak wodę i zioła, w tem przekonaniu, że one „tracą wówczas swoją moc zbawienną“. I w okolicy Siewierza domownicy wynoszą z izby rzeczy poświęcone, a to z tej przyczyny, iż „gdyby je śmierć człowieka zaskoczyła, toby natychmiast utraciły swoją moc zbawienia; wynoszą także z izby i wszystkie sprzęty pozostawiając tylko obrazy świętych“. Praktykowany wśród włościan małopolskiej dzielnicy zwyczaj wypędzania nawet kota z chaty, w której leży „umrzyk“, rozjaśnia analogiczny zwyczaj ludu huculskiego: Oto gdy w Skolszczyźnie zamknie oczy nieboszczyk, wyganiają z izby kota, bo gdyby przez umarłego przeskoczył, nieboszczyk chodziłby po świecie w postaci białego kota albo upiora. Gdy Żmujdzin umiera, każą wynosić z izby sprzęty, „aby nie zatrzymywały jego duszy“; tak np. przy zgonie skąpca zabierają skrzynię z pieniądzmi, do których się przywiązał za życia. Zwyczaje te znajdują wyjaśnienie w pierwotnych wyobrażeniach o zmarłym, w którym upatruje się ujemne i szkodliwe wpływy. Gdy u Malgachów jest konający, prze noszą go pokryjomo w miejsce odludne, a prócz pielęgnującej osoby nikt go nie odwiedza, lecz po zgonie przenoszą zwłoki napowrót do mieszkania i wystawiają je z wielką pompą. Nie-którzy jednak Malgachowie opuszczają na zawsze domy żałoby.
Gdy umarły leży w chacie (p. nowotarski), nie wolno szyć, „boby to nieboszczyka kłuło“, ani orać, ani gnoju zwozić, „boby się nie darzyło w polu“. W domu, w którym umarł Nadrabia — nin „nie tłuką, ani mielą do trzeciego dnia“, aby nie naruszyć spokoju duszy nieboszczyka, która „siedzi w stępie lub w żarnach“. Nie rąbią też na progu, o który uderzono trumną wynosząc zmarłego na cmentarz, by „nieboszczykowi nie rąbać po głowie“. Świec umieszczonych przy zwłokach nie ruszają, nie w’olno nawet zapalać od nich świecy, „aby nie zakłócać spokoju umarłemu“. „Z księdzem o zapłatę żadnych targów nie robią, bo przez to mogliby sprawić niepokój duszy zmarłego“. Tego zwyczaju zaniechania pracy przestrzegano też podczas godów ludu polskiego, trwających dawniej od Bożego Narodzenia po Trzech Króli, jak tego dowodzą „święte wieczory“, do niedawna obchodzone na wsi. O tym czasie nakazują, aby po zachodzie słońca

164
nie prząść, ani motać przędziwa, w ogóle nie używać ostrych narzędzi, powiadają bowiem, że „kto w święte wieczory przędzie i mota, temu będą się wilki motały do obory“. W powiecie krasnostawskim nie wolno palić w piecu, gdyż „dusza ludzka po śmierci siedzi w trzonie (gdzie Chleb pieką) przez rok i sześć niedziel a dopiero po tym terminie pokuty idzie na tamten świat.
Odwieczny zwyczaj na Rusi (np. wRarańczy p. Czerniowce) nakazuje, aby przez cały czas od zaszłej śmierci wieśniaka (czki) aż do pochowania go (jej) w domu żałoby ustały wszelkie roboty prócz najniezbędniejszych zajęć, a w sąsiednich gospodarstwach wszystkie cięższe roboty. „Do dziewiątego dnia po pogrzebie nie wolno na Podolu lepić ani bielić chaty, „aby duszy nie zalepić, gdyż ona do dziewiątego dnia pokutuje w swojej chacie“. Bojkom nie wolno wywozić obornika ani podejmować roboty koło niego, a nawet myć w chacie, póki zwłoki umarłego nie pochowane. Gdy umarły leży w chacie (p. kołomyjskiego), ustają tam wszelkie roboty gospodarskie, a w całej wsi nie sadzą ogórków, nie „podsypują“ kurcząt i tp. U Łemków przez trzy dni po pogrzebie nie wolno niczego robić na roli nieboszczyka, a to dlatego, żeby dusza jego miała spokój i żeby ciału było dobrze i lekko leżało w grobie. Do domu, w którym leży umarły, Serbowie i Bułgarzy wzbraniają zaglądać przez okno, do izby albo mówić głośno, a ktoby to uczynił, przez rok cały będzie chory. Chorwaci zakazują komukolwiek z rodziny, w której zaszedł wypadek śmierci, pracować w polu, boby był nieurodzaj. W Slawonji nie wolno prząść ani tkać w izbie, dopóki umarły leży w domu, w przeciwnym razie skostniałyby pracującym ręce. Po śmierci gospodarza, aż do pochowania go i w Prusiech zakazują wszelkiej w domu roboty, „aby umarłemu — jak powiadają — nie przeszkadzać“. Szwabi wzbraniają w tym czasie ruchów wirujących, Sasi robót gospodarskich. Podobnie u ludów romańskich ustaje wszelka praca w domu, gdzie leży umarły, „aby nieboszczyk miał należyty spokój“ i u innych ludów europejskich „ustaje wszelka praca, szczególnie przędzenie i wypiekanie“. Zwyczaj wstrzymania się od wszelkiej roboty w dzień śmierci i pogrzebu, przypomina dnie feralne u Rzymian poświęcone zmarłym, w których powstrzymywano się od zajęć, chociaż dnie te nie były świątecznemi. W zakazie tym upatrują ludoznawcy środek oszukania złych duchów, „aby się wydawało, jakoby wszystko w domu wymarło i nie mają nic dla siebie do zabrania“. Inni widzą w tym zwyczaju wpływ umarłego jako tabu. Wreszcie Genep poczytuje to za jeden z mnogich zwyczajów rozłączenia (les rites de passage).
W Małopolsce panuje zwyczaj budzenia śpiących w izbie przy zwłokach. Obecnym przy umarłym nie wolno zasypiać. Gdy w chacie ruskiej (z okolicy Śniatyna) leży konający, budzą wszystkich podówczas tam śpiących, bo ktoby spał, mógłby już

165
nie wstać. Żmudzini przestrzegają, aby „w chwili skonu czyje-goś, nikt w domu tym nie spał“. Nie omieszkają wtedy budzić w nocy wszystkich, nawet dzieci. Wychodzą bowiem z założenia, że w chwili rozstania duszy z ciałem „obowiązkiem wszystkich jest otoczyć konającego“, o którego duszę staczają walkę złe duchy, skupieni około nieboszczyka służą do ich pokonania, — im więcej przeto osób zbierze się przy łożu wydającego ostatnie tchnienie, „tern zwycięstwo pewniejsze“. U Łotyszów w Inflantach nikomu zasnąć nie wolno przy zwłokach nieboszczyka w chałupie. A „jeżeli się trafi, że chory kona w nocy, to nawet niemowlęta wyjmują z kołysek, żeby broń Boże nie spały“. Natychmiast po zaszłej śmierci, budzą w Dytmarskiem dzieci w domu, gdyż zasnęłyby na śmierć. Budzenie śpiących, w razie zaszłej śmierci jednego z domowników, zwyczaj do dziś przestrzegany u ludów romańskich (Bretanji), w Niemczech, nie obcy i ludom pierwotnym, tłómaczą etnologowie w ten sposób, że ma to przeszkodzić, aby krążące duchy śpiących nie odleciały od swoich ciał razem z duchem zmarłego, wskutek czego osoby pogrążone we śnie pomarłyby.
Straż przy zwłokach.
Michał z Janowca, kaznodzieja 15 w. wytykając zwyczaje pogańskie swych owieczek, wspomina, że w dzień zgonu „schodzą się przyjaciele, krewni, a nawet żebracy, by zmarłego opła-kiwać“, a zowie ten zwyczaj „pustym wieczorem“. Noc spędzona przy zwłokach nieboszczyka, nazywają dziś pustą nocą, co pochodzić może od opustoszenia izby po zmarłym albo od pustoty (za-pusty), jakiej sobie uczestnicy przy oblewanej uczcie pozwalali. W Kaliskiem nazywają przedślubny wieczór („Polterabend“) zapustami weselnemi czyli pustotką. Obrzęd ów nosi też nazwę Opłakanych nocy, widocznie dopełniał je płacz i narzekania pozostałej po zmarłym rodziny. Przed zwłokami Kaszuby (w okręgu miastkowskim) odbywa się t.z straż umarłych, którą tworzą zaproszeni na obrzęd krewni i znajomi modląc się i śpiewając przy zwłokach. Czuwają zaś przy nieboszczyku, cd chwili śmierci aż do pogrzebu, nie tylko domownicy, ale także wezwani do śpiewania obcy, jedząc i pijąc mężczyźni i kobiety odzielnie, te piją wódkę z miski łyżką, tamci z butli kieliszkiem. (Ten ostatni zwyczaj to pozostałość odrębnych organizacyj płci z przedhistorycznej doby) — Owa czujna straż odbywa się przy umarłym z obawy, żeby zły duch nie zaszkodził rodzinie. Jeżeli rodzina zmarłego jest liczna, składa się np. z sześciorga osób, to w parafji Żabno zostają wszyscy na noc przy zwłokach, ale gdy tylko dwoje osób, jadą na nocleg do sąsiada. Widocznie do obrony przed duchem umarłego trzeba

166
więcej osób Lud polski (w okolicy Tykocina) gorliwie przechowuje prastary zwyczaj ciągłego śpiewania nad ciałem niebo-szczyka od chwili ubrania go aż do wyprowadzenia za wioskę. Śpiewanie to „ma przeszkodzić porwaniu przez złego ducha duszy grzesznika“. Dlatego krewni i sąsiedzi zebrani dokoła stołu w izbie, gdzie leży umarły, nie odstępują go dzień i noc, śpiewając pieśni nabożne przy częstem odwilżaniu gardła gorącym napojem. Jeden ze starszych gospodarzy t.z. dziad przewodzi zwykle w śpiewaniu, inni nucą chórem. On też wygłasza mowę pogrzebową i postępuje za trumną przed orszakiem, intonując t. z. egzorty.
Że pieśni nabożne, śpiewane były przy zwłokach przez t. z. noc pustą, w obawie, żeby umarły nie powstał i nie straszył pozostałych, tego dowodzi między innemi przesąd w okolicy Andrychowa nakazujący, aby przy śpiewie niektórych psalmów powstać, bo w przeciwnym razie umarły sam wstanie. Śpiewaniu pieśni nabożnych nadaje lud znaczenie magiczne. Przypisywanie śpiewom, słowom wierszowanym, mocy czarodziejskiej należy do najdawniejszych wierzeń ludzkości. Pragnąc śmierci znienawidzonej osoby, śpiewa się przez, rok (rano i wieczorem) pieśń nabożną. Po upływie roku, w ostatnim dniu modlitwy, śmierć musi nastąpić. „Wiele osób (w okolicy Olsztynka) tak się tego obawia, że z samego strachu choruje i umiera“. W Szczytnie (w Prusiech) umieją kogoś na śmierć zaśpiewać. Nazywają to „pośpiewaniem“. Należy wtedy przez cały rok, rano i wieczorem, na tem samem miejscu i w tej samej postawie trzykrotnie odśpiewywać psalm 94 i dodawać za każdym razem Ojcze nasz, dwa razy bez amen. Gdyby się modlący nie trzymał ściśle tego przepisu, spotyka go samego śmierć. Ludność ruska i niemiecka (w Prusiech) wierzy, że można człowieka „na śmierć zaśpiewać“. Zgonu znienawidzonej osoby sprowadza czarownica w powiecie rnargrabowskim „śpiewając pieśń nabożną przez cały rok rano i wieczorem“. W Wielbarku zaśpiewanie takie na śmierć odbywać się ma w piwnicy przez trzykrotne odśpiewanie psalmu dwa razy dziennie, również przez rok cały.
Wątek zaśpiewania na śmierć jest starożytnego pocho-dzenia, bo 7.nany już jest greko-italskiej magji i praktyce cza-rodziejskiej plemion australskich, pokrewnym motywem jest wyrządzenie szkody śpiewaniem. Przy ciałach nieboszczyków na pustych nocach świeci się światło, straż trzymają zazwyczaj dziadowie i babki, a częstując się wódeczką odśpiewują nabożne pieśni zwane dziadowskiemi. Do najstarszych należy następująca pieśń (zapisana w Brzezinach, a nucona z małemi zmianami na Mazowszu Czerskiem): Na śmiertelnym łożu spoczywa człowiek, a „dusza mu się w ciele 1 ę k a“, odzywa się więc do swego otoczenia:

167
Moje miłe przyjaciele, Dajcie-że mnie świecę śmiele. Co mnie dzisiaj, to wam potem: Wyjdzie dusza krwawym potem. Śmiertelny młot w piersie bije, Dusza nie chce (nie śmie) wyleźć z szyje Wychodź dusza z ciała w s z y j e. Dusza z ciała wyleciała, Nie wiedziała kaj paść miała, Na zielonej łączce stała I tam rzewnie zapłakała. Krzyczę, płacze, łamie ręce...
Po utuleniu duszy anioł odzywa się w te słowa:
„Siadaj, duszo, na me loty, Wyniosę cię pod niebiosy“. Wyleciała, wyleciała (dusza), W rajskie wrota zastukała.
Na to pukanie duszy, Matka Boska wzywa Piotra i Pawła ^„wpuścili d u s z ę, bo do raju chce“.
Nieszczęsna, nieszczęsna godzineczka była, Kiedy się duszyczka z ciałem rozłączyła. Poszła ona, poszła na zielonę łączkę Na zdrojową łączkę, po zdrojową wódkę (wodę). Wódki nie nabrała, rzewnie zapłakała.
Po pogrzebie krewni i znajomi spożywając w chacie naj-bliższego krewnego boży-obiadek, śpiewają pieśni nabożne, z których jedną podaję:
W smutku, smutku, mej żałości, Nie mogę mieć wiadomości,

168
Gdzie mój pierwszy nocleg będzie, Kiedy dusza z ciała wyńdzie. Na cmentarzu, przed kościołem Przywita się dusza z ciałem. Ciało wstało, powstajało, Z swoją duszą się witało i t.p.
Na pytanie duszy, co „ciało działało, że na duszę nic nie dbało“, odpowiada ciało z wyrzutem:
I tyś duszo przy tem była, Wszystkiegoś mu (ciału) dozwoliła.
Na powyżej przywiedzioną nutę śpiewano 1843 roku w okolicy Uniejowa następującą starożytną pieśń, zawierającą wiele reminescencyj pierwotnego pojmowania duszy cielesnej jako ptaka, gołębicy, latającej po śmierci po drzewach, wodach itp.
Gołębica (dusza) już wylata, Szukający swego świata.
(Szukający pocieszenia
I swych grzechów odpuszczenia). „Lesie, lesie! przyjmij-że mnie, Bo Pan Jezus nie wie o mnie“.
I wleciała między drzewa Szukający co potrzeba.
I upadła na dębie, Tam na nie dybią jastrzębie.
I upadła na wiśni, Tam na nią krogulczyk myśli.
I wleciała do wody, Szukający ochłody.
„Woda, woda! przyjmij-że mnie, Bo Pan Jezus nie wie o mnie“.
I upadła do rzeki, Warły na nią szczupaki.
I upadła do jeziora, Goniły ją do wieczora.
1 wleciała do ognia, Szukający ogrzania.
„Ogień, ogień! przyjmij-że mnie, Bo P. Jezus nie wie o mnie* i t.d.
W pieśni dziadowskiej, zapisanej w ’Studziankach, dusza, która z ciała wylecieć ma, „trzyma się szyji umarłego i łamie ręce*. Przypomina to pieśń o duszach umarłych, zaczynającą się od słów:
Idą, idą dusze płakające, Swemi rękami łamające.

169
Dusze te zmarłych, całkiem materjalnie pojęte, w duchu pier-wotnego animizmu, błagają niebo, słońce, księżyc, gwiazdy, obłoki, góry, lasy, wodę, aby je przyjęły, bo się ich Jezus zaparł. Ale napróżno. Dopiero Matka lituje się nad niemi: podaje im płaszcz, aby się go uchwyciły i weszły do raju. Wysłany do owej duszyczki na ten świat z polecenia P. Jezusa lub Matki boskiej anioł zapytuje, „czego płacze“, dusza zmarłego odpowiada mu, że „odumarła swych dziatek małych“, anioł pociesza ją, że sierót na świecie dużo i radzi jej, aby się „uchwy-ciła jego skrzydła, a zaniesie ją do raju“. Przybywszy na drugi świat, dusza puka do furty, aby jej otworzyć, a Matka Boska pyta się: „co się tłucze“
W pieśniach nabożnych i modlitwach, śpiewanych przez lud nasz w noc pustą zalatują nieraz echa wyobrażeń wiekami od nas rozdzielonych. Tak np. w pieśni nad umarłymi skarży się umarły, którego „ciało stęka“, że przyjaciele, sąsiedzi ciała się lękają. A strach ten przypomina żywo wierzenia ludów pierwotnych mających niewypowiedziany lęk przed duchem zmarłego (naszym „umrzykiem“). Pieśń błagalna z Sukowa kończy się prastarym obrazem, przypominającym przybywanie dusz na drzewie:
Stoi drzewo wyborne, Na niem ciało pokorne, Ciekła z niego słodka zdroja, Pożywała dusza moja.
W naszych pieśniach pogrzebowych i dziadowskich mamy reminiscencje ze znanych w wiekach średnich djalogów duszy z ciałem, w których dusza wyrzuca ciału tysiące pokus i udręczeń, przebytych w czasie.zamieszkania w ciele człowieka. Pieśń umierającego grzesznika, zapisana na początku 15 wieku, wiedzie dziś — co prawda żywot marny; przeszedłszy z ust do ust, po czterech wiekach zmieniła się znacznie, z całości zostały jeno strzępy „pozszywane bez ładu i składu“, ale poszczególne wiersze, zestawione tu dla porównania, świadczą o zachowawczości tradycji ludowej.
Wiek XV. (Płockie) Wiek XIX. (Kieleckie)
Ach, mój smutku, ma żałości...
O, mój smutku, mej żałości!..
Eja, ejai dusza moja, Ocuci się, długoś spała...
Gdzie ma siła, ma robota?... Pięć miar płótna, ośm stóp
w grobie..
Ala, ala! duso moja, Odetchnij se, długoś spała..
Gdzieś ona moja robota? Siedem miar płótna leży w grobie.
Jałmużnym nędznym nie dawał, Nędznym jałmużny nie dawał, Ofiarym Bogu nie czynił... Nie cyniłem Bogu licby...

170
Młotem moi piersi biją,
Dusza nie śmie wynić szyją...
O duszy ce, drogi kwiecie,
Nie tu droższego na świecie...
Śtrasny młot w piersi bije, Dusa nie chce wyniść z syje...
O dusycko, drogi kwiecie, Nie mas nic milsego w świecie.
Kwap się rychło do spowiedzi, Bierz się duso do spowiedzi, Kapłana w swój dom przywiedzi..Daj kapłanom do swej wiedzy...
Idzie dusza krwawym potem, Wyjdź-ze dusa z krwawym potem Co mnie dzisia, to wam potem. Bo co mnie dziś to wam potem.
Repertuar pieśni dziadowskich z 15 w., nie wygasł, jak świadczą Skargi umierającego. Zestawiam początek pieśni dziadowskiej z 19 w. obok owej staropolskiej pieśni.
Rękopis wrocławski z “19 r. Dusza z ciała wyleciała, Na zielonej łące stała. Stawszy silno, zapłakała...
Z Podlasia, w drug. poł. XIX w. Dusa z ciała wyleciała, Na zielonej łącce stała, I tam rzewnie zapłakała...
Podobne pieśni śpiewają w Czechach i Niemczech Wiele takich pieśni „nabożnych“, zwanych dziadowskiemi, zachowało się w zbiorach od 16 wieku, jak np. Przeraźliwe echo trąby ostatecznej, Wizerunek oczywisty mąk piekielnych, objawiony roku pańskiego 1549 itp. Lud ruski (w Chodowicach p. stryjski) utrzymuje, iż „nieboszczyk zaraz pierwszej nocy po pogrzebie przychodzi do domu“, przeto wszyscy domownicy czuwają przy — ciele zmarłego. „Obok ławy, na której leży nieboszczyk, stawiają stołek, a na mm świecę albo lampę, która „palt się nawet we dnie“, dla odpędzenia zła. A domownicy w towarzystwie gości przepędzają noc całą przy zwłokach, pijąc, śpiewając i rozpamiętując życie nieboszczyka. „Zamożniejsi najmują djaka. który przez całą noc czyta nad nim psalter“. I w okolicy Zarwanicy, „przez cały czas, kiedy nieboszczyk leży w domu, sąsiedzi spędzają przy nim noc całą, śpiewając pieśni nabożne i rącząc się wódką i przekąską“. Starają się tem czuwaniem przeszkodzić, aby złe duchy nie opanowały nieboszczyka. Każdy z odwiedzających w Ispasie zmarłego przystępuje doń, odmawia modlitwę i kładzie świecę albo pieniądz na jego piersi. U Łemków, w Jasielskiem. młodzież zbiera się w domu żałoby i „wyprawia barbarzyńskie żarty z trupem“. Tak np. wloką go za nogi i wołają (po imieniu), żeby wstał i bawił się z mmi, ciągnąc go za włosy pytają, czy zgaduje, kto to robi, łaskoczą go, aby się zaśmiał“ itp. Przeżytki to wiary w życie po śmierci duszy cielesnej nieboszczyka.
W czasie, gdy nieboszczyk leży w chacie, Huculi zbierają się przy zwłokach w sieniach i obejściu, a nawet i w drugiej chacie, aby urządzić zabawy i gry. W powiecie kosowskim roz-powszechnione są następujące gry: w Zająca, Kozę, Srokę, Pie

171
czeni? gęsi, Tkacze, Ciągnienie Boga (Bóg i Czart), Hruszkie (igraszki), Obrączka, Młyn itp. Mają one na celu „odwrócić uwagę rodziny od nieszczęścia, jakie ją nawiedziło, a tem samem rozerwać ją i ulżyć jej w bolu“ „zatrzymać jak największą ilość ludzi, osobliwie nocą, ażeby domownikom nie było strasznie i tęskno“, baczą zaś „by nikt nie zasnął koło umarłego, bo to wzbronione“. Duchowieństwo ruskie występowało od dawna przeciw tym zabawom i dziś je zakazuje, ale lud nie przestaje zabawiać się przy zwłokach, jak dawniej. I po wsiach morawskich trzymają straż przy umarłym przez całą noc, przyczem piją i modlą się nie tylko za duszę zmarłego, ale za dusze wszystkich członków gromady wiejskiej. Niektóre modlitwy odczytuje jeden ze starszych gospodarzy. Nieboszczyka głaszczą i pieszczą. Homilarz opatowiecki z XII. stulecia karci „pogański zwyczaj odprawiania nad nieboszczykiem niewczesnych żartów, śme — chów i djabelskich“ śpiewów, o których ze zgorszeniem wspomina wcześniej staroczeski kronikarz Kosmas a obaj mają na myśli znane u nas jedzenie, picie i czuwanie nad umarłym w tak zwany pusty wieczór i tym podobne pogańskie zabobony pogrzebowe, o których nadmienia też Kronikarz Wincenty Kadłubek. Przy zmarłym, dopóki leży w domu, Serbowie mają obowiązek czuwania przy nim, przedewszystkiem, aby go jakieś zwierzę nie przestąpiło, boby się w upiora przemienił Kobiety wywodzą żale i śpiewają pieśni żałobne. Sąsiedzi i znajomi schodzą się, mężczyźni i kobiety, wymieniają cnoty i zalety nieboszczyka, wystrzegając się źle o nim mówić. Podczas tych odwiedzin jedzą i piją, „ażeby dusza zmarłego mogła spoczywać w spokoju“. Serbowie odbywają od wieków na grobie nieboszczyka tańce, co zauważyć można było niedawno w miejscowościach Dalmacji: Konawli, Lice i in. Śpiewają przy tem pieśni guślarskie.z których przytoczymy tu w przekładzie polskim:
Gdy go zobaczyli strojni swatowie,
Na opak kopie ujęli,
Na opak kolo wywiedli. (Taniec zwany kołem) I żałosną pieśń zaśpiewali I junaka w niej wychwalali
Na staroserbskich nagrobkach w Bośni widzieć można na kamieniu w płaskorzeźbie dziewięć junaków tańczących na wspak koło pogrzebowe (mrtvacko kolo na opako); w górze wśród lecących na opak, mamy dziewięć dziewcząt tańczących również śmiertelne koło. Jak w życiu, tak na kamieniu, oba stany: dziewczęcy i junacki tańczą ten obrzędowy taniec oddzielnie. Na przeciwległej stronie nagrobka przedstawiona jest małżonka (luba) zmarłego racząca go pochwałą (biley) z napisem, który się stereotypowo powtarza: „Ona jak mu służyła za życia, tak i umarłemu posłuży“. Gdy się zbliża koniec Żmujdzina, „mc-

172
rzonego” (marinamas) nie odstępują kobiety starsze, „czuwając nieustannie, dniem i nocą, przy głośnem odmawianiu pacierzy i modlitw”, obrzęd ten w języku ludowem zwie się „morzeniem”. Przedśmiertne te posługi uważa każda za swój obowiązek i spełnia je bezpłatnie. Ta ciągła przy umierającym czujność wynikła z potrzeby obrony go przed czyhającemi na jego duszę złemi mocami. Z tej potrzeby wyrósł obyczaj morzenia. „Jeśli konanie trwa zbyt długo, gdy chory rzuca się, kropi się go święconą wodą, daje ją do przełknięcia, okadza umierającego święconem zielem, aby odpędzić szatanów”. Zwłoki Żmujdzina, przez dwa dni zostające w domu, odwiedzają krewni, 6ąsiedzi, bliżsi i dalsi znajomi zmieniając się kolejno, „aby czuwających nie zbrakło”. Obyczaj żmudzki zabrania pozostawiania zmarłego bez dozoru, zarówno jak samotnego przy nim czuwania, oba-wiają się bowiem, że „szatan czyhający zawsze na dusze ludzkie może niespodzianym łomotem przerazić, zgnębić lub o chorobę przeprawić osobę samotnie czuwającą”. Po odmówieniu przez każdego wchodzącego modlitwy za duszę nieboszczyka „zgromadzeni zasiadają na ławach dokoła i śpiewają dniem i nocą pieśni pokutne, litańje, koronki, dopóki zwłoki znajdują się w domu“. A „dzbany napoju i misy jadła, zastawione na stole” pokrzepiają śpiewaków.
W chwili skonania wszyscy domownicy na Żmujdzi czu-wać powinni, dniem i nocą, dlatego budzą nawet dzieci. Obowiązek ten ciągłej przy konającym czujności, tłómaczą Żmuj — dzini w ten spsób: „Ponieważ każdy człowiek ma swego anioła stróża, przeto im więcej aniołów zbierze się przy łożu wydającego ostatnie tchnienie, tem lżejsza będzie śmierć jego, tem szczęśliwsze pozagrobowe życie; w chwili bowiem rozłączenia się duszy z ciałem, staczają o nią walkę aniołowie z szatanami, im więcej jest aniołów, tem zwycięstwo ich pewniejsze”. Gromadnego czuwania przy łożu zmarłego, zwyczaju straży nocnej przestrzegają Niemcy od XII. w. Tak np. w Styrji odbywała się przy zwłokach straż, podczas której młodzież wyprawiała różne figle. Przy umarłym w Dytmarskiem pali się nieustannie światło, a rodzina, sąsiedzi itp. obejmują przy nim straż. Zwłoki zmarłego w Tyrolu (Tannenhof) „wystawione w cześć“ leżą owinięte lub zaszyte, tu i ówdzie skrapiają je wodą święconą, aby nieczyste duchy odpędzić. Każdy dom wysyła przynajmniej jednego członka wieczorem do nieboszczyka „na różaniec“, gdyby tego zaniechano, umarły przychodzi nocą, aby się zemścić. Straż nocna przy umarłym trwa od zachodu do wschodu słońca, odbywającym ją podają wódkę i chleb.
Przy zwłokach Seklera (w powiecie udwarhelskim) czuwają bliżsi i dalsi znajomi, a „kantor (śpiewak kościelny) musi co wieczór śpiewać”. Straż przy zwłokach miała pierwotnie na celu czuwanie, aby umarły nie powstał i nie nagabywał ludzi; starano się przy tem o uweselenie go, aby nie rozstawawał się z swoimi

»
173
w gniewie albo złości. Stąd powstał „pogański“ zwyczaj śpiewania wesołych piosenek, tańczenia i zabawiania się w czasie nocnych czuwań przy zmarłych. Owa straż nocna trwała przez trzy noce i dnie (w Nibelungach z XII w.), a czas ten skracano sobie piciem i sprośnemi schadzkami, przeciw którym Niemcy od XIII do XVIII w. występowali, nakładając surowe kary na przestępców, widocznie stary zwyczaj nie tak łatwo dał się wykorzenić Nocne czuwanie przy zwłokach praktykowane jest do dziś wśród ludów Europy od Skandynawji po Włochy. Śpiewanie pieśni w nocy nad zwłokami należało do rytuału pogańskiego, który kościół średniowieczny potępiał, np. ’ndiculus superstitionum z IX w. (De sacrilegio super defunctos id est dadsisas = śpiewy nad zmarłym), gromił je przełożony zakonu Regino z Prymu, piszący na początku X stulecia i biskup Burchard z Wormacji (f 1025) (carmina diabolica, qui supra mortuum nocturnis horis cantantur = pieśni szatańskie, które nad zmarłym porą nocną śpiewają). Podobnemi pieśniami zniewalali Germanowie północni duszę, aby przyjaciołom przynosiła szczęście, a wrogom szkody wyrządzała, w Skandynawji zniewalano niemi duchy zmarłych do objawienia przyszłości. Podczas straży nocnej przy nieboszczyku (w Mołdawji) zebrani w domu żałoby sąsiedzi, znajomi i inni mieszkańcy wsi spędzają czas na modlitwie, piciu i jedzeniu. Śmierć występuje jako osoba pod imieniem Ankou w Bretanji, gdzie — jak u nas — odbywa się straż przy zwłokach oraz poczęstunek.
Biesiady te odbywają się przedewszystkiem w nocy, o tym czasie bowiem duchy odprawiają swoje harce. Lud szwajcarski w okolicy Fryburga odbywa przez dwie noce straż przy zwłokach, o północy podają warzony groch, rzęsiście zakrapiany wódką. Biedni modlą się dniem i nocą, co godzina odśpiewują psalm za duszę nieboszczyka. I wieśniacy duńscy obchodzili tę uroczystą chwilę śpiewem, grą i tańcem. Samijczycy przystawiali stołek przy trumnie, „aby duch zmarłego mógł na nim spocząć“. Łotysze, odbywający straż w ostatnią noc, spożywają również potrawę grochową, a gdy młodzież zabawia się grą, „kobiety starsze podają zmarłemu w miseczkach kęsy ze wszystkich potraw i kładąc je na trumnie albo w pobliżu, wzywają nieboszczyka, aby się na drogę posilił“. Lud w Irlandji pije i pali tytoń podczas straży nocnej, odsłaniając twarz leżącego na marach, dają mu w usta fajkę, albo kładą ją na piersi. „Straż przy zwłokach i połączone z nią uczty i zabawy jak słusznie zauważono — odnoszą się do osoby zmarłego, odbywają się w jego obecności. Przy uczcie on otrzymuje swoją część, przemawiają doń pieszczotliwie (po wsiach morawskich) piją na jego zdrowie (w Śhrewsbury) lub zwilżają jego trumnę napojem“ (u Wendów).
I Węgrzy w Felsólóvć (komitat Vas) odbywają „straże przy zmarłym. Mężczyźni i kobiety siadają prz stole i śpię-“

wając pieśni żałobne, piją ze staroświeckiej drewnianej, pięknie rzeźbionej flaszki (csutora)) i jedzą Chleb; na środku stołu płonie dzień i noc świeca. Ta straż nocna i stypa odprawia się od wieków. „Noc pustą“ obchodzą i mieszkańcy wyspy Fóhr przy zwłokach, które czasem podnoszą. U głowy i nóg nieboszczyka palą się nieustannie po trzy czarne świece, wetknięte na miseczce w piasku, a uczestnicy czuwają przez całą noc, jedząc i pijąc. Nad zwłokami Rzymianina czuwali krewni albo umyślnie na ten cel wynajęta straż: custodes mortuorum cadaverarum, którzy baczyli aby uchronić zmarłego od oczarowania. Starożytnego zwyczaju czuwania przy zmarłym przestrzegali już Indusi. Zwyczaj czuwania przez czas dłuższy — do trzech dni — przy ciele zmarłego, powstał prawdopodobnie z obawy, aby nieboszczyk nie powstał i wyrządził coś złego pozostałym przy ży-ciu. Dlatego wśród ludu polskiego, u Francuzów i Bawarów, pełnią straż przy zwłokach nawet we dnie, „by nie zostawić nieboszczyka samego“. Na Śląsku polskim „czuwają najęci ludzie przy zwłokach“.
T. z. „puste noce“ trwają na Pomorzu, u Kaszubów, Ło — tyszów, Rusinów i Niemców przez cały czas, w którym zwłoki leżą w domu, a schodzą się wtedy przyjaciele, — sąsiedzi, znajomi — w Palatynacie i Szwabji po jednej osobie z każdego domu danej miejscowości — modlą się, śpiewają, jedzą i piją, starzy zaóawiają się grą w karty albo opowiadaniem, „młodzież tańczy, gra i krzyczy“ (Francuzi, Rumuni, Węgrzy, Sasi w Siedmiogrodzie, Łotysze, północni i południowi Niemcy, Tyrolczycy, mieszkańcy Karyntji, Czesi, Morawianie i Jugosłowianie). Pierwotnie dzikie, rozpasane objawy wesela przy zwłokach miały na celu zabawienie umarłego, aby go życzliwie usposobić dla siebie. Zwyczaj ten spotykamy u wszystkich ludów indoeuropejskich, pochodzi zaś z czasów pogańskich, kościół bowiem na zachodzie nie szczędził ostrych zakazów obchodu owych nocy bezbożnych, które nazywał vigiliae cadaverarum mortuorum albo excu — biae funeris. Już „św. Cyprjan wyrzucał spółczesnym, że spra-wiają pijatyki na cześć męczenników“, a hulaszcze biesiady ma na myśli wykaz przeżytków i zabobonów pogańskich z wieku VIII przywodzi je Indiculus superstitionum de sacrilegio ad se — pulchra.
Biskup Burchard z Wormacji (XI w.) karci ^nucenie przy zmarłym djabelskich śpiewów i odprawianie gier pogańskich“ (dosłownie: et cantasti ibi diabolica carmina et fecisti ibi salta — tiones, quas pagani diaDolo docente adiuverunt). Leżącego na marach nieboszczyka przychodzą odwiedzać sąsiedzi i znajomi, „aby go po raz ostatni zobaczyć“, a jego najbliższym „wyrazić swe spółczucie“, jak to bywa zwyczajem nie tylko u Indoeuro pejczyków, ale nawet u murzynów Togo w Afryce, gdzie „przychodzą przyjaciele i znajomi, aby się pożegnać z leżącym na marach nieboszczykiem i przekazać mu pozdrowienie do

175
swych najmilszych na tamtym świecie’. Nieco krzykliwą kon — dolencję składają też Barabrowie w Nubji. Czuwanie to żałobne przy zmarłym u ludów pierwotnych przeciąga się do późna, (zazwyczaj dopóki starczy jadła i napoju), zamieniając się w rodzaj orgji, krewni i zaproszeni piją, jedzą, śpiewają i tańczą. Na Madagaskarze umieszczają szczątki zmarłego w namiocie, umyślnie w tym celu rozpiętym, przez całą noc zmieniają się i czuwają nad szczątkami. U Malgachów w czasie, gdy zwłoki wystawione, nie ustają śpiewy i lamenty, melodje żałosne i uderzenia nieharmonijne w kotły. Niewolnicy wachlują ustawicznie zwłoki małemi wachlarzami o długiej rękojeści w celu odpędzenia złych duchów.
Przy zwłokach zmarłego lud na Nowej Gwinei przez całą noc odbywając straż śpiewa monotonne pieśni żałobne i zawodzi. Murzyni z Gwinei umarłych „opłakują ze straszliwem narzekaniem“, przyjaciele i krewni „podobni są w ten czas do szalonych“. Wówczas przestrzegają żałoby i postu ściśłego, ale po pogrzebie panuje rozpasana swawola i radość. W dzień pogrzebu zwłoki krajowca z Kongo złożone w trumnie leżą w chacie, przed którą kobiety i dzieci tańczą przez całą noc, przez drugą noc tańczą mężczyźni, poczem następuje pogrzeb. Iro — kezki z plemienia Indjan Ameryki północnej odbywają po śmierci męża taniec żałobny, zwany o-he-wa, ku uczczeniu pamięci zmarłego. Taniec ten, przy żałobnej muzyce, rozpoczynano z nastaniem nocy, a kończono dopiero nad ranem, „gdy cienie zmarłych, które wyobrażano sobie jako uczestniczące w tańcu, znikały“. Odbywano też podobne tańce w dnie za — duszne. na wiosnę i w jesieni, wierzono bowiem, że w owym czasie dusze zmarłych wracały na ziemię, aby uczestniczyć w „tańcu umarłych“.
Trumna w wierzeniach ludu.
Ks. Wł. Siarkowski w materjałach do etnografji ludu pol-skiego z okolic Pińczowa podaje, że „w parafji Kije przed kil-kudziesięciu laty nie chowano umarłych w trumnach, tylko w śmiertelnych koszulach“. O „zwyczaju chowania uboższych ludzi (w okolicach Lipnicy) bez trumien i składania ich na cmentarzu pod parkanem dzień przed pogrzebem“ pisze K. Brodziński w swoich Wspomnieniach z pierwszej ćwierci XIX w. U nas, a dawniej we Flandrji, Niemczech, u Żydów i innych ludów, chowano umarłych bez trumny, zawijano ich tylko w prześcieradło, płachtę albo słomę (u Permiów w korę brzozową) i tak składano w grobie. Bawarowie do 19 w. nie znali trumien umarłego zawijano w prześcieradło (całun) i kła-

176
dziono na deskę, do której go sznurami przywiązywano. I u Mal — gachów na Madagaskarze „chowają ubogich, nie mających od-powiednich środków, bez trumien, zagrzebują umarłych w matach“. Żydzi palestyńscy chowają umarłego bez trumny, zagrzebują go w grobie mającym sklepienie z kamieni.
Wieśniak nasz nie lęka się śmierci. Uważając życie przyszłe jako ciąg dalszy doczesnego, umiera ze spokojem, który służyćby mógł za budujący przykład. T. Mleczko opowiada w rozprawie p. t. Świat umarłych, że ojciec jego w późnej starości sam sobie robił trumnę. Do umierającego w Augustowskiem włościanina przyszedł był na własne jego żądanie stolarz „zdejmować zeń miarę na trumnę“, a nieborak prosił go usilnie o to tylko, „żeby mu dostatnią w plecach trumnę zrobił“. Uważał ją za ostatnią kapotę, pragnął jeno „żeby mu nie uwierała“. W Lubelskiem powiadają, „że ktoby chciał żyć długo, niech tylko sobie za życia sprawi trumnę i w niej sypia“. W okolicy Jędrzejowa i Książa zawczasu już zamawiają sobie trumnę i światło, które się ma przy zwłokach palić, sprawiają sobie ubranie pośmiertne, „którego się za życia nie tykają“, bo nawet rzeczy przeznaczone do trumny mają coś z tej zgubnej mocy zmarłego. „Jedna niewiasta (w Kieleckiem) kazała sobie uszyć nowe na ten cel ubranie: białą spódnicę, zapaskę, koszulę, gorset, chustkę na głowę, pończochy i prześcieradło, które włożyła do sprawionej już przez siebie trumny, nie tykając za życia wcale tego ubioru“.
Umarły żyje jeszcze przez pewien czas, słyszy i czuje z żywymi, z wiary tej wyrósł przesąd, że przy zamówieniu trumny nie należy targować się ze stolarzem o cenę trumny, którą się ma sprawić, bo „to bardzo cięży na duszy zmarłego“ (obok Częstochowy). I włościanie w Lubelskiem przestrzegają, aby „ze stolarzem nie targować się o cenę trumny zrobić się mającej, bo to bardzo cięży na duszy zmarłego“ Starsi ludzie i na Rusi przygotowywali sobie naprzód ubrania i trumnę na wypadek śmierci I w Niemczech starsi z ludu sprawiali sobie trumnę jeszcze za życia, we Fryzji „dawano ją na strych, i w mej sobie poobiednią drzemkę urządzali“, w Brunswiku „służyła za skrzynię na jabłka“. Żmujdzin jeszcze w pełni sił każę so-bie zrobić trumnę, którą w domu przechowuje, gospodarz przy-gotowuje sobie odświętny strój pośmiertny; kobieta koszulę wła-snoręcznie uprzędzoną i utkaną, z czasów z wyprawy, pończochy ślubne itp. Łotysze miewali dawniej trumny w zapasie dla siebie i swoich. Malgachowie na Madagaskarze mają zwyczaj „przygotować sobie prześcieradło, gdy zbliżają się do wieku podeszłego“, Antandrojowic czynią te przygotowania już w młodości, wciskając ostrożnie do wielkiej flaszy z tykwy, która im zatępuje kufer, świąteczną lambę, przeznaczoną przedewszystkiem na ten ostatni użytek. Drzewo, z którego trumnę robią,

177
nie jest obojętne. Wybierają sobie pewne gatunki. W Pińczow — skiem używano dawniej i dziś jeszcze szpilkowych drzew. Po włożeniu umarłego do trumny, wióry z niej palą, aby nie zo — zostawić najmniejszego wióra, boby zaszkodziło każdemu, ktoby je udeptał. Z kierunku unoszącego się w górę dymu wróżą, którą stronę wioski śmierć najpierw nawiedzi. Garść wiórów, pozostałych ze strugania trumny, kładą wraz ze święconem zielem pod głowę umarłemu (t. z. zagłówek), pozostałe wióra, trzaski i t. p. śmiecie wyrzucają daleko na drogę, bo „jakakolwiek pozostałość po umarłym może znowu potem komuś śmierć sprowadzić“. (Lubelskie). Wióra z „truchty* (truchleć) w Czarnym Dunajcu wynoszą przed dom i „przykładają je kamieniem, rzekomo aby ludzie wiedzieli, że w tym domu ktoś umarł*. Na Ukrainie trumny robią z desek klonowych i sosnowych „klonowe mają własność odganiania złych duchów, sosnowe nie dozwalają zmarłemu powstać z grobu upiorem i włóczyć się po ziemi ze szkodą ludzi*. Trumnę na Rusi (np. w powiecie śniatyń — skim) robią ludzie nie spokrewnieni („obcy“j; gdyby któryś z rodziny sporządził trumnę, zostałby kaleką na ręce i nogi. Najbliższym krewnym zabrania się też kłaść do trumny nieboszczyka, „aby ludzie nie mówili, że chcą się co rychlej pozbyć“ inni zaś utrzymują, że „nieboszczyk przyczepiłby się do krewnego, śniłby się i przy widywał długo*. (Ten drugi powód jest pierwotniejszy).
Za robotę nie godzi się brać żadnej zapłaty, bo „to dla nieboszczyka ostatnia przysługa pobudować mu chatę*. Zanim zaczęto używać do grzebania trumien, chowano nieboszczyków niegdyś u nas, jak u innych narodów europejskich, „w kłodach wydrążonych, zwykle dębowych, rozłupanych na dwie połowy, ściskanych żelaznemi obręczami*. A dawniej jeszcze posługiwano się w tym celu „czółnem wydłubanem z jednego pnia i takiemże korytem*. W mogiłach na Rugji i w Meklemburgu, zamieszkałych przez Słowian, znaleziono trumny z wydrążonych pni dębowych, a w nich inwentarz grobowy z epoki branżowej. Na cmentarzu wsi Beek (pod Dusseldorfem) można jeszcze widzieć groby o kształcie czółna albo łódki, mieszkance tej wsi są żeglarzami, okolica ta bowiem położona jest nad Renem. Łotyszów grzebano dawniej w korycie, nie w trumnie, jak dziś, do której kładą wióra z desek. W Madagaskarze prawie wszystkie trumny składają się z rodzajów wydrążonego koryta przedziurawionego w kilku miejscach, by wyciekał płyn zgnilizny. W celu zrobienia trumny, mężczyźni udają się do lasu, wyrębują drzewo i z pnia urabiają trumnę. Wybiera się specjalne drzewa. Przed wyrąbaniem drzewa, lub natychmiast po wyrąbaniu, zarzyna się woła, i maczając gałąź w krwi ofiary, kropi się nią, bądź by ułaskawić ducha mieszkającego w drzewie, lub jak mówią niektórzy, by to drzewo nie zraniło ludzi pracujących przy wykonaniu trumny, trumna bowiem jest wedle ich
.Śmierć’
12

178
myśli, jak wszystko co jest w związku z nieboszczykiem, nie — bezpieczna w dotknięciu z powodu magicznych własności.
Przy robieniu trumny w ziemi lubelskiej wystrzegają się, „ażeby w części wieka, która na głowę umarłego przypada, nie było sęków, albo przynajmniej, żeby sęk nie wyleciał, pozostałą bowiem dziurą od sęka umarły na świat wyglądać może i którego z krewnych do siebie zabierze“. Pewien podróżny miał — nawet widzieć, jak umarły leżący w trumnie, na cmentarzu w kaplicy, „przez dziurę po wypadłym sęku z trumny ruszał palcem“. Patrząc w dzień zaduszny o północy do kościoła, przez dziurkę w desce, która powstała wskutek wypadnięcia sękak widzi się duszyczki umarłych. Patrząc przez sęk deski z trumny można zobaczyć dusze zmarłych zebranych w dzień wszystkich świętych na nabożeństwo w kościele — (Skawa). Kto chce — zobaczyć strzygonia, jak o północy z grobu wstawszy, biegnie przez cmentarz tyłem obrócony, niech wybije sęk z deski, wyjętej z grobu, wejdzie o połnocy na wieżę i stąd przez ten otwór patrzy. (Skawica). Otwór po sęku z deski trumiennej ma tę cudowną własność, że kto spojrzy przez ów otwór podczas nowiu księżyca, pozna czarownicę. (Poznańskie). W różnych stronach Polski wystrzega się, by w deskach, z których zrobio-ne jest łóżko lub kołyska, nie była t. z. świeca, to jest sęk ze smugą żywicy, bo ktoś z domowników umrze wkrótce. (Sławków) — Podług mniemania ludu okolic Siewierza, ktoby się przez otwór od wypadniętego sęka w desce z trumny popatrzył na tańcujące pary w ostatki zapust, tenby zobaczył, jak „za każdą parą djabeł tańcuje“.
W okolicy Czchowa chcąc wyrządzić jadącemu jakąś szkodę, patrzą przez dziurę deski powstałą wskutek wypadnięcia sęka a wtedy wóz się wywróci, albo jakieś inne wydarzy się nieszczęście jadącemu. Do budowy domu w okolicach Pińczowa nie używa się deski ze świecą (sękiem), gdyby jednak zachodziła konieczność, wkładają w to miejsce krzyżyk z osikowego drzewa. Kto z ludu czeskiego patrzy przez otwór z wypadniętego sęku deski trumiennej, na parę biorącą przed ołtarzem ślub, gotuje nowożeńcom nieszczęśliwe pożycie. Lud ruski na Wołyniu przestrzega, by w grobie nie było otworu, czem zapobiega się nawiedzeniu ludzi przez zmarłych. Lud na Wołyniu i Ukrainie mniema, że przez dziurę deski grobowej, powstałej przez wypadnięcie sęka, można widzieć złe duchy i ich sprawki. Kto dziurą powstałą przez wybicie sęka patrzy na Elfy, traci oko, głoszą podania iryjskie z pierwszej ćwierci 19 w. Huculi „w trumnie dziecięcia wycinają w stronie głowowej, z prawego boku jedno, a dla starszego człowieka dwa okienka, ażeby zmarły mógł ze swej chaty (trumny) patrzeć się, w okienka te wstawiają zwykle szklanne przezroczyste szyby“. Zmarłemu w Śniatyńskiem dziecku ruskiemu, gdy jest jedynakiem, wycinają w ścianie trumny jedno lub dwa okienka, otwór tem

379
robią na to, „aby nie zapierać drogi drugiemu dziecku* mają-cemu się narodzić. Wedle innych „dziecku* trzeba zostawić otwór, aby mogło sobie wylatywać*. Robią też w trumnie z prawej strony otworek, „żeby dusza miała swobodny przystęp do ciała*. Czeremisi, poganie, w desce do przykrycia zwłok robią niewielki otwór, „aby przezeń mógł nieboszczyk widzieć, co się dzieje na ziemi*.
Nieboszczyka w ziemi krakowskiej „chowają w trumnie zabitej kołeczkami drewnianemi, nie zaś gwoździami żelaznemi*. W Poznańskiem „nigdy trumny nie zabiają żelaznemi gwoździami, ale drewnianemi ćwieczkami*, widocznie zabytek to czasów, kiedy jeszcze gwoździ, jak w ogóle żelazo, nie należało do przedmiotów codziennego użytku. I na Rusi nie wolno trumny przybijać żelaznemi gwoździami, lecz używająją w tym celu drewnianych kołków, Zełenyczanie w powiecie nadwórniań — skim podają jako powód — bo żelazne ćwieki nie zgniją*. Szczątkiem prastarego zwyczaju z czasów przed używaniem żelaza, jest zakaz ludu nadniemeńskiego: „nie używać do roboty trumny gwoździ żelaznych, bo może się prędko zdarzyć drugi pogrzeb*. Trumna robiona dla nieboszczyków ma być wygodna, bo „gdy się okaże za szczupłą, dusza zmarłego nie znajdzie miejsca w niebie*. „Umarłemu nie kładą nic pod głowę do trumny, ażeby dusza jego nie pokutowała długo*. I lud z okolic Onegi nie pozwala zabijać trumny żelaznemi gwoździami, co i tutaj jest zabytkiem epoki, w której nie robiono jeszcze takiego użytku z żelaza. Łódka, na której Charon przeprawia się z umarłymi po Styksie, nie ma żelaznych gwoździ. Kaszubi (w powiecie słupskim nad jeziorem Łebskiem) kładą zmarłemu do trumny rozmaite części zwierząt, jak np. włosy, koście, wełnę, szczecinę, miały one zastępować zmarłemu konie, owce i nie — rogaciznę, które mu towarzyszyły na tamten świat i miały mu tam służyć.
Umarłemu Kaszubie pomorskiemu „dawano dawniej do grobu pieniądz, ulubione jego rzeczy: modlitewnik, pióra drobiu, często tabakierkę, a nawet gdy nieboszczyk lubił się zapijać, i butelkę wódki, a to wszystko dlatego, by im na niczem nie zbywało po śmierci*. „Umarłemu (w ziemi krakowskiej) złożono do trumny oprócz różnego gatunku ziarna, jak żyto, jęzc — mień, owies, tatarka, proso, konicz, także miód i jajo, kawałek słoniny i kiełbasy*. „Do trumny wkładały kobiety w okolicy Rzeszowa zmarłym na drogę do wieczności każdego ziarna po szczypcie. Borowianie (p. pilzneński) opowiadają, że za dawnych czasów żył ksiądz, który „włożył do trumny zmarłej matki trochę zboża, chleba i ziemię i tę trumnę kazał zakopać w ziemi*. Zdarzyło się w Kieleckiem, że matka nie miała czasu kupić zmarłemu synkowi krzyżyka Gdy chowano przyjaciela jego, matka prosiła, aby do trumny włożyła drugi krzyżyk, którego

180
„nieboszczyk nie omieszka po za grobem doręczyć swemu przyjacielowi“. Wierzyła, że „dusze zmarłych przyjaciół widują się jeszcze po śmierci*. (Na Podhalu ubrawszy trupa w świąteczne odzienie, kładą mu do rąk krzyżyk z koronką — dzieciom obrazek patrona (ki) — dawniej dawali gazdzie fajkę do trumny, a w Studziankach tabakierkę z tabaką, której nieboszczyk zwykł zażywać. Z ustaleniem wiary katolickiej przybierają owe obdarzenia umarłych cechy i znaczenie religijne. Kładą więc do trumny książki do nabożeństwa, śpiewniki, obrazki świętych, różance, skaplerze, krzyże, medaliki, koronki, zioła święcone. Gdy otworzono w katedrze na Wawelu trumnę Kazimierza Wielkiego, a późnie j Stefana Batorego, znaleziono przy ich zwłokach koronę, berło, jabłko królewskie i części ich uzbrojenia, ostrogi itp. Miejsce owych wkładek do trumny zajmują ofiary składane kościołowi, a więc i konie, drogocenne naczynia, których zmarły król używał, zamożniejsi obdzielają Chlebem, bułką ubogich. Są to już późniejsze, zastępcze przedmioty pierwotnych danin umarłym. Ukraińcowi wkładają do trumny garnek kaszy i Chleb albo jabłka i piernik — jaja i sól, aby się pokrzepił, a dziecku orzechy i ziarna dyni, ulubione przysmaki. Umarłemu Rusinowi z okolicy jaworowskiej dają do trumny, kładąc przy boku zmarłego, napełnioną fajeczkę albo tabakierkę, stosownie do tego, czy był palącym czy też zażywał tabaki. Zdaniem Łemków (w powiecie jasielskim) na to wkładają do trumny, „żeby nie potrzebował wracać się po nie z tamtego świata“.
Umarłemu w powiecie nadwórniańskim dają do trumny nieco białej wełny owczej, rzekomo „aby dusza jego była taka czysta i biała jak wełna“. Sofron Witwicki w rozprawie o Hucułach (Lwów 1873) wspomina o panującym za jego czasu na Huculszczyźnie starożytnym zwyczaju karmienia duszy zmarłych. Dawano tam dzieciom do grobu garnek ze słodkiem mlekiem, kładziono na grobie starszych osób strawę przez trzy miesiące, przez pół roku a nawet przez rok po śmierci, stawiano też do grobu w garnku gliniannym „bożą wódeczkę“ z pobliskiego strumyka „aby dusza na tamtym święcie nie była bez wody“. Umarłemu (w p. śniatyńskim) dają płatek za pas, „aby miał czem ocierać pot na drugim świecie“, na palec zakładają pier ścień ślubny, a gdy go nie ma, robią pierścień z wosku, bo „na tamtym świecie mają znowu ślub brać, nie trzeba więc będzie kupować pierścionka“. Na nogi wdziewają zamiast butów rodzaj skarpetek, „bo tam (na drugim świecie) ma pocichutku chodzić, nie stukać butami“. Wojskowemu dają „abschied“, członkowi bractwa trzeźwości „hramotę“, aby na drugim świecie miał się czem wykazać. U głów kładą krzyżyk, aby nieboszczyk miał w swej chacie krzyż. Dziecku dają grosz za pazuchę „może mu się coś trafić na tamtym świecie, żeby miał swój grosz, bo tam nikt mu już nie da“. Do miseczki z wosku nałożą pożywienia i postawią w trumnie, „aby nieboszczyk miał co jeść

181
’na drugim świecie”. Jeszcze do trumny Pant. Kulisza złożono jego czapkę i laskę, jak to było odwiecznym zwyczajem ludu ukraińskiego, który tłómaczył to na swój sposób, mieszając chrześcijańskie pojęcia z wyobrażeniami „pogańskiemi“: „aby podczas powszechnego zmartwychwstania można było prędko zebrać się w drogę“. Do trumny Białorusina wkładają fajkę i tytoń, jeśli zmarły palił za życia, tabakierkę zaś, gdy zażywał tabaki, tym zaś, którzy lubili wypić, stawiano wódkę w butelkach lub kamionkach, gospodarzowi nóż, kobiecie grzebień, igłę, nici i t.p., majstrom kładą ich narzędzia, kowalowi dają młot do ręki, cieśli topór, każdemu zaś chleb i sól. Serbowie w Bośni i Hercegowinie wkładają do grobu dzban wina i pieniądze, dziewczętom ozdoby, dzieciom zabawki, kobiecie zmarłej w odmiennym stanie dają kądziel, wrzeciono dla dziecka płci żeńskiej, spodnie i pasek dla chłopca. Słoweńcy z Pobrzeża wkładają umarłemu do grobu małe świece woskowe, które zapalono w kościele podczas poświęcenia zwłok.
Do trumny nieboszczyka w Czechach północnych kładą obrazek świętego i grzebień, którym zmarły czesał się za życia, a do ręki dają cytrynę, położnicy igłę z nicią, żeby uszyła dziecku koszulinę. Wogóle kładą nieboszczykowi do trumny „przedmioty codziennego użytku albo rzeczy, które mu za życia były szczególnie miłe, aby ich na drugim świecie używał“ (u Serbów łużyckich, w Górach kruszcowych, w Badeńskiem i in.). Wkładanie do trumny oświęconych ziół, jak np. ruty, rozmarynu, piołunu — w Polsce, na Rusi, w Turyngji i Meklen — burgu) miało pierwotnie chronić umarłego od oczarowania, uroków i tym podobnych wpływów złego. Do tego celu służyć też miały siekiera, kosa, haczyk i tym podobne przedmioty z metalu (w Polsce, Czechach, na Rusi, Siedmiogrodzie, Dytmar — skiem), obie zaś kategorje wkładek mogły służyć również do obrony przed niebezpiecznem oddziaływaniem umarłego na otoczenie. Lud szwedzki opowiada o wdowie, która po śmierci męża włożyła mu do trumny fajeczkę, napełnioną tytoniem a zapytana, dlaczego to czyni, odpowiedziała: „Wszak coś musi wziąć ze sobą dla zabicia czasu (rozrywki); gdzie przyjdzie, dostanie ognia“. Jak na Pomorzu, „wkładano umarłemu do trumny sieć rybacką“, której „węzełki mają go w grobie trzymać na uwięzi“, tak we Francji dawano nieboszczykowi „powiązane sznurki, z wielu węzłami, co już synod w Ferrarze 1612 r. potępił“. Włosi wkładają umarłemu do trumny koralowy amulet albo kawałek czerwonego sukna, ma to oddalić od umarłego nieszczęście. Jest zwyczajem naszego i włoskiego ludu nad Adygą, że p. młoda przechowuje w skrzyni chusteczkę darowaną jej do ślubu („aby sobie łzy ucierała“) od matki, gdy opuści progi domu rodzinnego, i tę chustkę, która leży przez całe życie nietknięta, dają jej do trumny. Na Litwie i Rusi istniał do późna zwyczaj chowania z nieboszczykiem ulubionego zwierzęcia

182
(konia, psa) oręża i napoju. Pod Nowogródkiem, w lesie nale-żącym do Hrycianki, był kamień grobowy z napisem ruskim:
Tu Iwan Siemiaszko leży,
W nogach czarny pies tęskni, W głowach flaszka wódki stoi, W ręku ostry miecz dzierży.
„Jakoż w rozkopanej mogile znaleziono kości psa, resztę wódki i żelezce od szabli“. Gdy ojciec rodziny w Wilnie umrze, kładą mu pod trumnę kawał chleba z solą, „aby nieboszczyk nie zabrał dzieciom Chleba i dostatku“. Wśród szlachty drobnej na Litwie sypano do trumny zboże, widocznie zabytek pokarmu dla umarłego. Na Litwie, w Kurlandji i Estonji, na Węgrzech, u południowych Słowian, zarówno jak na ziemiach polskich i ruskich, stawiają umarłemu, zazwyczaj u głowy zboże, chleb, tytoń albo wódkę (piwo). Protokół wizytacyjny duchów, rzym. kat. z 1618 r. podaje następujący obrzęd pogrzebowy jako „pogański“, obchodzony w Inflantach: „Umarłym kładą u głów chleb w celu zaspokojenia głodu w długiej podróży, drugi chleb dają im do prawej ręki, aby uspokoić na wstępie do raju przywiązanego Cerbera: dają im też do lewej ręki dwa grosze, przeznaczone dla woźnicy przez rzekę, wreszcie porą zimową kładą furę drzewa na grobie, aby się dusza mogła ogrzać“. Do niedawna był zwyczaj u Łotyszów, że „nieboszczykowi kładli do trumny pół bochenka chleba i flaszkę wódki — siekierę, nóż, gwoździe, piłę i różne narzędzia gospodarskie lub rzemieślnicze, jeżeli nieboszczyk zajmował się jakiem rzemiosłem“. W daw niejszych czasach Madziarzy, nawet z intelegencji, grzebali zmarłych z ich ulubionemi przedmiotami: „mężczyzna zabierał ze sobą broń do grobu, a kobieta klejnoty“. Po zgonie 78-letniego wojewody Cyganów w Mehala (Komitat Temes) złożono go na ziemię, i przywiązano do szyji cegłę, z którą do trumny pochowany został. Dano mu też do trumny laskę, „aby się mógł obronić na drugim świecie przed złym duchem“.
Gdy rabin żydowski umrze w czasie posuchy, dają mu w Palestynie do grobu kartkę, która ma mu przypomnieć, aby na drugim świecie uprosił zmiłowanie dla dotkniętych tą klęską, kładą też do grobu kawałek uciętej śmiertelnicy, umaczanej w wodzie. Zwyczaj składania umarłym przedmiotów im należnych sięga głębokiej starożytności. Słusznie zaznaczono, że zwyczaje ludów słowiańskich wierniej nieraz zachowują pierwotne stosunki indoeuropejskie, aniżeli najstarsze pomniki narodów kulturalnych, jak np. Indów lub Greków. Za przykład służyć może zwyczaj dawania osobom zmarłym przedmiotów do grobu. Kiedy u nas, na Rusi i u Jugosłowian kładą w istocie rzeczy, których umarły za życia używał, to w najstarszych hymnach wedyjskich dają umarłemu do ręki łuk, który mu potem odbierają; zwyczaj mający u ludów Słowiańskich znaczenie realne, ma już w Ryg-

t 183
-wodzie czysto symboliczny charakter. Słowianin wierzył wżycie zagrobowe i przekonany był, że zmarły przenosząc się do krainy ojców swych, miał przed sobą drogę uciążliwą i długą. Pozostali po nim starali się więc, aby mu w tej pielgrzymce na niczem nie zbywało. Wkładano mu więc do grobu naczynia z ulubionem jadłem i napojem, wstawiano najmilsze narzędzia. Z mienia czyli ruchomości należy odzież do „pierwszych przedmiotów, dla których wytworzyło się prawo własności idywidu — lnej“ — poczytywano je „za tak zrośnięte niejako z osobą, że po jej śmierci składano je do grobu“. Kobietom u Słowian w dobie pierwotnej dawano po śmierci do grobu ubranie, bieliznę i przedmioty ozdoby, które prawem własności do niej należały, innego mienia posiadać nie mogła, nawet w późniejszej dobie rozwoju własności indywidualnej.
Piotr Dusburg w Kronice ziemi pruskiej z 13 wieku po-wiada o Prusakach, że wierzyli w „zmartwychwstanie ciała“, w tem znaczeniu, że.szlachcic czy chłop, bogaty czy ubogi, możny czy chudy pachołek, jakim kto był za życia, takim też zmar — twychwstanie po śmierci“. Stąd też poszło, że z ciałami szlachty palili broń, konie, sługi i służebnice, odzież, psy myśliwe, ptaki drapieżne i inne rzeczy, które się tyczą stanu rycerskiego. Z ciałami chłopów palono to, co miało związek z ich pracą. Wierzyli bowiem, że rzeczy spalone z niemi zmartwychpowstaną i służyć im będą jak dawniej. Prusowie w umowie pokojowej z Zakonem Krzyżaków z 1249 składają uroczyste przyrzeczenie, że nie będą palili ani grzebali za umarłym ludzi, koni, zbroi i innych drogich rzeczy. Na stosie, na którym 1341 r. płonęły zwłoki wielkiego Księcia litewskiego, Giedymina, spalono jego ulubionego sługę i rumaka, psy i sokoły, wreszcie trzech rycerzy niemieckich (jeńców) i zdobycz wojenną. Zwyczaj ten był panujący na Litwie i Żmudzi, o czem mamy wiadomości w Histo — rji Długosza (w. XV.) i kronice Stryjkowskiego (w. XVI). Każdemu nieboszczykowi przydawano przedmioty, odpowiednie stanowi, a zaopatrywano go nietylko w potrzeby życia codziennego, ale także w przedmioty, służące do przyjemnego przepędzenia czasu: w przybory myśliwskie, w kostki do zabawy itp. Kobietom zaś dawano kosztowności, przybory toaletowe, „grzebienie, szpilki, igły, „aby sobie zaszyły, jeśli się jej co zadrze na owym świecie“.
J. Melecius w dziełku „De religione veterum Prussorum“ z 16 w. powiada, że starzy Prusowie „do grobu z trupem rzucali pieniądze, Chleb i flaszę miodu lub piwa u głów stawiali, aby dusza nie była głodna ani uczuła pragnienia“. W książce „Recessus generalis4, drukowanej w Królewcu anno 1639, a zawierającej opis wizytacji kościelnej w Prusiech, czytamy o „zupełnie pogańskim i zabobonnym zwyczaju Litwinów chowania umarłych w najlepszym, odświętnym stroju i dawania im pieniędzy do grobu, jakoby tam, na drugim świecie, potrzebowali

184
odzieży i potraw*. Krzysztof Hartknoch w książce: Altes und Neues Preussen. Frankfurt i Lipsk 1684 pisze: „Gdy Zakon Krzyżowy zakazał palenia trupów, lud mimo to dawał umarłemu do grobu chleb i dzban piwa, by w długiej podróży nie cierpiał głodu i pragnienia*. Podobnie i u romańskich ludów było zwyczajem (jednym z najstarszych) dawania zmarłemu do mogiły tego, co mu było drogie albo potrzebne, co miało dlań jakąś wartość za życia.
Starogermański zwyczaj nakazywał składanie umarłemu do grobu tego, co mu się należało (Totenteil), co mu było za życia najdroższe, czego na drugim świecie potrzebował, a więc dawano mu naczynia i sprzęty domowe, pożywienie i napoje, psy, żony i niewolników. Z Sigurdem, bohaterem Hunów — jak opiewa Edda skandynawska — szli na stos żona, niewolnice, poddani, jeńcy, psy i in. aby w tem dobranem towarzystwie z królewskim przepychem mógł podwoje niebieskie przekroczyć. Pogrzeb zwykłego człowieka nie był tak okazały, wszelako i jemu dawano do grobu to, co było jego własnością, do czego się za życia przywiązał i co go za życia otaczało. Mężczyznę grzebano w zbroji i ubraniu, kobietę z wrzecionem i ozdobami na szyji. Burkhard z Wormacji nadmienia, że zabitemu, dawano do ręki maść, którą miał na drugim świecie smarować ranę, aby się zagoiła i z maścią tą grzebano umarłego. W starożytnych grobach greckich składano umarłym ziarna zboża, miód, i in. Zwyczaj przesyłania Helenom na drugi świat przynależnych im rzeczy stwierdzają inskcypcje (z Kios i Delfi) i Homer w opisie pogrzebu Patrokla, dla którego napełniają dzbany miodem i olejem, któremu ofiarują konie, bydło, jeńców, aby krew ich obficie spływała wokoło zwłok. Achilles lał na grób Patrokla wino, przywołując ducha przyjaciela. Na staroateńskim cmentarzu odnaleziono w najstarszych grobach (z czasów przedhistorycznych) nietylko zbroję, ale także różnego rodzaju naczynia z potrawami i napojami. W młodszych grobach coraz mniej tych dodatków, aż wreszcie zostały tylko ozdoby kobiet i zabawki dla dzieci. Z utworów poetów rzymskich Wergilego i Ca — tulla wiadomo, iż zmarłemu rzucano na stos chleb, pieczywo ofiarne (liba), i t. p. wedle prastarego wyobrażenia, że nieboszczyk będzie miał na drugim świecie czem się odżywić. Kładziono też na płonącym stosie rzeczy, które zmarły za życia posiadał i polubił, jak np. suknie, naczynia, sprzęty, przedmioty ozdoby.
Zwyczaj przestrzegany już w wierze przedhistorycznej dawania zmarłym do ust pieniędzy, zachował się do dziś między ludem polskim. Około Raniżowa, pomiędzy Wisłoką a Sanem, lud zwany Leśniakami albo Borowcami „kładzie zmarłym obol w usta: gdy ojciec umrze, a syn po nim dziedziczy grunt, kładzie nieboszczykowi w usta pieniądz miedziany i to nazywa „dawaniem odprawy*. Skoro nieboszczyka w Lubajnach umyją, „daje mu.

185
się do ręki pieniądz, co ma oznaczać, iż się wszystko od niego według prawa kupiło“. Zmarłemu koło Kielc gospodarzowi jeden z domowników „wkłada pod głowę jaki pieniądz, aby majątku nie wyprowadził na tamten świat“. Dzieciom w pa raf ji Leszczyny, po złożeniu do trumny „wtykają do rąk grosz lub trzy grosze“. Po obmyciu i ubraniu nieboszczyka na Mazurach pruskich dają mu do ręki pieniądze, mówiąc doń: „Otrzymałeś teraz wynagrodzenie, nie masz zatem poco wracać“. „Gdy wóz ze zwłokami umarłego na drodze do cmentarza opuszcza wioskę (p. pilzneński), gospodarz, który pogrzeb opłaca, kładzie na trumnie kilka groszy, aby odziedziczyć po zmarłym szczęście w pieniądzach“. I umarłemu w Makowie rzucają pieniądze do trumny, „aby sobie u niego kupić szczęście“. Umierającemu kładą w Mikluszowicach pieniądze na oczach, „aby po śmierci nie patrzał, gdyż ten, na któregoby spojrzał, wnetby umarł“. Po złożeniu ciała do trumny domownicy na Rusi (w powiecie nadwórniańskim) kładą przynajmniej po groszu pod głowę, a rodzina po kilka groszy na piersi i tak przemawiają do zmarłego „Tatu! (Mamo itp.) przedajcie mi szczęście, aby tak, jak wyście mieli i ja je miał“.
Łemkom w Jasielskiem kładą do trumny flaszkę i kilka szóstek „żeby nieboszczyk miał na tamtym świecie wkupić się do nieba tj. opłacić się stróżowi wrót niebieskich“. Umarłemu w powiecie kosowskim dają do kieszeni kożucha albo dziu — beńki (torby) pieniądze, „żeby miał na tamtym świecie zapłacić za przewóz“. Huculi w okolicy Żabiego dają za pazuchę grosza dla przewoźnika, który duszę zmarłych będzie przewoził przez rzekę. Zmarłemu (w powiecie śniatyńskim) Rusinowi dają „za pazuchę kilka groszy zawiniętych w płatek, „aby miał zapłacić myto na tamtym świecie“. Inni zaś kładąc zmarłemu pieniądz na piersiach, powiadają, że czynią to, „bo dusza musi przechodzić na drugim świecie po bardzo wąziutkiej kładce, nad wielką przepaścią piekielną, aby tedy nie upadła do piekła dusza, kła-dzie się ten pieniądz przed aniołem stojącym na straży tej kładki a on przeprowadza ją przez ową kładkę na drugi świat“. O zwyczaju składania umarłemu pieniądza na Czerwonej Rusi wspomina Klonowicz w Roxolanji (Kraków 1584).
W Czechach przed zawarciem wieka trumny, przystępuje spadkobierca, daje umarłemu parę groszy do trumny i w te słowa doń się odzywa: „Oto masz swoje, zostaw mi moje“. I Słowacy w Karpatach „kładą umarłym srebrne pieniążki pod język. Po śmierci Mohametanina w Bośni odbywa się starożytny obrzęd wykupna duszy zmarłego, polegający na tem, iż gospodarz domu podaje imamowi, po przez ciało zmarłego, owiniętą w chusteczkę, pewną kwotę pieniężną — stosowną do wieku — mówiąc: „Wręczam ci ten amanet“ (pieniądz śmiertelny) na co. mu imam odpowiada: „Otrzymałem“. Pieniądze należą do zmarłego, dzielą je jednak między ubogich i grabarzy, a pewną część

186
dostaje imam. Pieniądz, wkładany do trumny, nie tylko u Sło-wian, ale także u germańskich i romańskich szczepów, tłómaczą jako wykupno dziedzictwa nieboszczyka. Prusacy starożytni zaopatrywali umarłego w pieniądze, rzekomo „aby mógł sobie kupić posiłek w podróży na tamten świat“. Umarłemu w Tu — ryngji północnej dają do trumny pieniądz na drogę. Po śmierci gospodarza lub gospodyni domu w Mołdawji, na znak rozwiązania własności, dają nieboszczykowi do prawej ręki śrebrniaka, odkupując odeń nijako dom z całem gospodarstwem.Lud rumuński w okolicy Straży tłómaczy rzucenie monety do grobu jako zapłatę za miejsce, aby go ktoś drugi nie zajął, albo „aby nieboszczyk mógł opłacić przewóz na tamten świat“. Do niedawna „utrzymywał się w Sycylji pogański zwyczaj kładzenia w usta umarłemu drobnej monety“. Łotysze podchodząc żegnać się z nie-boszczykiem, rzucają pieniądz do trumny. I Madiarzy „wkładają do grobu pieniądze lub chleb, potrzebne do podróży i na opłatę za przejście do;życia pośmiertnego“. Starożytnym Rzymianom dawano zmarłemu w usta pieniądz, rzekomo „by mieli czem opłacić przewóz przez rzekę“. Zwyczaju tego przestrzegali już Hebrejczycy i starożytni Grecy a znany jest nietylko ludom aryjskiego ale i semickiego pochodzenia. Zmarłemu Czeremisowi nie zapominają „włożyć do kieszeni kilka sztuk drobnej monety, na zapłacenie bogu piekła Kiamat Tora“. Do grobu wrzucając pieniądz mówią: Pieniądze te niech ci będą na kupienie ziemi! (od bogini Mlande-awa, matki ziemi).
Oneżanie wrzucają do grobu parę miedziaków zmarłemu, akoby „na opłatę przewozu na rzece ognistej“. W grobach odkopanych na ziemi polskiej spotykamy często dawne pieniądze. Jmarłym w grobach rzędowych (w Poznańskiem) wkładano do ręki lub do ust monety, a zwyczaj ten z ostatniej doby prehistorji Słowian przetrwał u nas po dziś dzień wśród ludu wiejskiego. W grobach słowiańskich z końca doby pogańskiej a początku chrześcijańskiej znajdujemy czaszki mające w otworach ust monety. Na ten zwyczaj wskazują też wykopaliska z okolicy Płocka, na których między szczękami znaleziono denar Kazimierza 1.1 wykopaliska w Słaboszewie zawierają u rąk monety z XII. stulecia. W wykopaliskach na ziemiach czeskich znajdowano monety w rękach umarłego. W starożytnych grobach greckich spotykamy również monety, dawano je umarłemu celem wykupienia odeń reszty posiadania. Zwyczaju wkładania do grobu pieniędzy dowodzą też wykopaliska na ziemiach germańskich, pieniądze te służyć miały jako wykupno praw posiadania nieboszczyka. Wykopaliska rzymskie z czasów Rzeczypospolitej i Cesarstwa wykazują powszechny u Etrusków zwyczaj dawania zmarłemu w usta monety miedzianej jakoby zapłatę Charonowi za podróż.
Odkrycia w starorzymkich katakumbach, w grobach Euro — ipy zachodniej i środkowej świadczą, że kładzenie monet w usta

187
zmarłym lub obok zwłok praktykowali i chrześcijanie w pier-wszych wiekach naszej ery. Zwyczaj dawania nieboszczykowi na drogę monety, powszechny na tej i tamtej półkuli znajduje odpowiednie do czasu i miejsca wyjaśnienie. W starożytności klasycznej służył obol jako nagroda dla woźnicy za przewiezienie przez Letę, w czasach chrześcijańskich miała owa moneta życzliwie usposobić św. Piotra jako odźwiernego bram niebieskich, aby wpuścił grzesznika do nieba. Jedni przeznaczają pieniądz na „zakupno pochodni, rozświecającej ciemne drogi tamtego świata11, drudzy „na opłatę miejsca w ziemi“ i tym po — odobnych wydatków. Pieniążek (albo kamyczek), położony na ustach lub oczach umarłego, miał „zamknąć duszy wyjście z ciała, aby nie straszyła pozostałych przy życiu“, miał też służyć na zakupno strawy, lub przyjęcia na drugim świecie, w ogóle na opędzenie kosztów długiej podróży na tamten świat. (Ślad takiego pojęcia o zagrobowem życiu zachował kościół w nazwie wiatyku). Miał też pozostałych przy życiu ubezpieczyć przed groźnem dla nich powstaniem umarłego z grobu. Wśród ludu polskiego przechowała się szczęśliwie tradycja, wyjaśnia jąca nam pierwotne znaczenie tego zwyczaju pogrzebowego, oto pieniądz włożony zmarłemu do grobu ma być widomym znakiem wykupna od zobowiązania, które ciężyło na pozostałych spadkobiercach, złożenia umarłemu całego mienia do grobu. Przeżytek to prastarego dziedziczenia. Nieboszczyk ma prawo do całego mienia, które za życia posiadał, dostaje jednak tylko jego cząstkę, w postaci symbolicznego obola.
W starożytności uważano pieniądz, wkładany umarłemu do grobu, jako nagrodę dla Charona za przewiezienie przez rzekę zapomnienia, ale tłómaczenie to jest późniejsze, pierwotnie chodziło o wykupno całego mienia od nieboszczyka. Zwyczaj wkładania pieniądza umarłemu w tym pierwotnem znaczeniu spotykamy u ludów barbarzyńskich, że tu wymienię Alfurów, którzy zamiast pieniędzy wkładają umarłemu różne przedmioty, a kapłan woła do umarłego: „Masz tu swoją własność, zostaw nas (sioło) w spokoju“. Zwyczaj wkładania do grobu przedmiotów, które — mi się umarły posługiwał za życia, rozpowszechniony jest u ludów należących do rozmaitych ras. Estończycy dają umarłemu do trumny: mydło i szczotkę, aby się na drugim świecie umył i uczesał, czasem butelczynę gorzałki. P. Martiniere w książce pt. Voyage des Pais Septentrionaux (Paris 1671) opowiada o Lapończykach, że po złożeniu zmarłego ze skóry niedźwiedziej, na której leżał, do trumny, „dają mu do jednej ręki sa-kiewkę z pieniędzmi, aby mógł opłacić sobie wstęp do raju, do drugiej paszport podpisany przez kapłana na wolny przejazd“ „zaciągają też na nogi czarne buty, wsuną kilka miedziaków w usta i dają do ręki umarłemu świadectwo duchownego tej parafji o życiu i postępkach nieboszczyka św. Mikołajowi do wiadomości“. Kładą też przy nim małą beczułkę wódki, su

188
szone ryby i kawałek mięsa rena, „aby miał co jeść i pić, pod-czas tej długiej podróży“, „na głowie kładą mu kromkę chleba żytniego, aby na wielkiej drodze, którą ma odbyć, nie umarł z głodu“. Ponieważ według mniemania Czeremisów zmarły będzie potrzebował wielu rzeczy na tamtym świecie, jakich używał za życia, przeto kładą z nim do grobu: nóż do krajania chleba, szydło do robienia łapci, dwa kije, jeden, na którym opierając się będzie mógł chodzić, drugi do obrony przed wężami i psami piekielnemi. Do kieszeni wkładają kilka monet, na opła-cenie się bogu piekła. Kobiecie, prócz drobnych rzeczy, dają grzebień.
Do grobu sypią okruchy chleba, który mu się przyda na poczęstowanie odwiedzających go dusz i złych duchów. Do trumny nieboszczyka kładą nitkę jego dugości, mówiąc doń: Niech ci będzie na bujaczkę! Tylor opowiada o plemionach patagońskich, że „grzebią wraz z ciałem umarłego wszystkie ozdoby i broń jego, oraz zabijają zwierzęta, które posiadał, aby mu towarzyszyły do krainy szczęśliwości“. Eskimosi do grobu dziecka kładą głowę psa, by jego duch zaprowadził dziecko do krainy zmarłych. Prastary i szeroko rozpowszechniony zwyczaj dawania esobom zmarłym przedmiotów użytkowych do grobu albo na stos spotykamy w górach Nilghiri, gdzie zmarłej kobiecie z plemienia Kota, złożono na stosie sierp, sito, kolczyki itp. Na Nikobarach dają zmarłemu do grobu wszystko, co za życia jako swą własność posiadał, „aby lwi — duch jego — przy ciele pozostał i nie starał się od niego odłączyć“, po śmierci bowiem człowieka duch jego „Iwi-hoibe pozbawiony zostaje własności, rozkoszy, z tęsknoty więc za niemi, aby użyć przyjemości tego świata, usiłuje wleźć w kogo innego“. I Zapotecy zakopują umarłemu jego mienie, aby je miał na tamtym świecie — Podobnie jak u nas, dają umarłym Dajakom, Benuanom w Malace, tytoń do palenia a nieboszczykom plemienia Paresi w środkowej Brazylji i Czuwaszom prócz tytonia, flaszkę wódki do picia. Na Madagaskarze zagrzebywano wraz z nieboszczykami ich skarby z przedmiotami, które im były najmilsze i których często używali; Malgachowie ustawiali prócz tego obok grobu naczynia, których używał zmarły, jak: półmiski, talerze, butelki, i trochę jadła, jak: ryż, mięso wołowe lub z jagnięcia, „toaka“ t. z. rum i tytoń, zastosowując się do tego, co nieboszczyk lu — biał za życia. Niektóre plemiona, jak np. Sihanaka ustawiają przy grobie rodzaj urny, w której się pali gnój krowi, „by nieboszczyk mógł się ogrzać, gdy mu będzie zimno“. Do grobu murzyna ‘z Gwinei, naczelnika plemienia Baule, złożono 1795 r.. szablę, strzelbę, parasol (oznakę godności) czarę (do picia), a miano podług starego zwyczaju pozbawić życia jednego z niewolników na ofiarę cieniom zmarłego, czemu urzędnik kolonialny prze szkodził, wyrzeźbiono t>lko na wieku trumny trupią głowę. Wśród ludów pierwotnych była głęboko zakorzeniona wiara w życie czło

189
wieka po śmierci. Dlatego dawano umarłemu do grobu jedzenie i picie, odzież, zbroję, zwierzęta domowe, służbę, a nawet żonę, wszystko, czego za życia używał. Za czasów Cezara palono u Galów razem z psem jego ulubionych niewolników, a krewni rzucali się na płonący stos, aby połączyć się z umarłym. Kobiety trackie współzawodniczyły ze sobą, która z nich ma być na grobie męża „ofiarowana”. Królowi Scytów, po skonie jego, jak opisuje Herodot, zabijają (przez zaduszenie) jedną z nałożnic, marszałka, podczaszego itd. a po roku poddanych i koni W ogóle Indoeuropejczycy, którzy umarłych swych grzebali lub palili, mieli zwyczaj dawania im do grobu różnych do użytku potrzebnych rzeczy albo palili je na stosie umarłego, aby mu na drugi świat towarzyszły.
Starzy Polacy dawali do trumny niedźwiedzie lub rysie łapy, aby nieboszczykowi łatwiej przyszło drapać się na taką górę. Obcięte umarłemu paznokcie wkładają włościanie pod pazuchę (zanadrze}, gdyż w przeciwnym razie „po zostawione na ziemi części ciała obcięte, musiałby się umarły wracać“ (Przebiecza — ny) a to rzecz dla żyjących wielce niebezpieczna, zdaniem innych „żeby ich człowiek nie szukał po śmierci’. Lud nasz paznokcie obcięte — podobnie jak włosy — zbiera i pali albo wtyka w szczelinę, nigdy zaś nie wyrzuca na dwór. (Dobrzyńskie). Nie godzi się — powiadają na Ukrainie — obciętych paznokci rzucać na ziemię, bo djabeł je zbiera, lecz należy je chować za pazuchą, bo gdy umarły tam zajrzy, paznokcie wyrosną i przy ich pomocy wydrapie się na sam szczyt góry. Na Podolu wzbra-niają również rzucania na ziemię paznokci, bo gdyby ciężarna kobieta nastąpiła na nie, urodziłaby nieżywe dziecię. Oneżanie wyobrażają sobie, że „człowiek umarły żyje i w trumnie”, w tem przekonaniu sporządzają dlań rodzaj chaty z dachem i oknam szklanemi, do mieszkania tego „wkładają sprzęty i pokarmy” a przedewszystkiem „paznokcie, które nieboszczyk za życia skrzętnie chował do woreczka po każdem ostrzyżeniu i nosił przy sobie, paznokcie te będą mu potrzebne przy wdrapywaniu się na górę szklanną na tamtym świecie”. Włosy, zęby, paznokcie, wszystko, co należy do zmarłego, dają mu do trumny na ziemiach germańskich, w Ditmarskiem i in. M. Stryjkowski w swe Kronice powiada o Litwinach, że rzucali na stos umarłym „rysie albo niedźwiedzie paznokcie, wierząc, iż na górę wielką a przykrą ku sądnemu dniowi mieli wstępować, a to dla tego, iżby tem snadniej i bezpieczniej tam wleźli, paznokciami rysiemi myślili sobie pomagać“.
Cyganka na starość zapuszcza sobie paznokcie u rąk i nóg, aby się mogła po śmierci wydrapać na skałę i przedostać się na tamten świat. Umarły albo duch jego ma osobliwszą „moc nad tem, co należy do jego ciała”. Dlatego u nas i w innych krajach niszczą ucięte włosy i paznokcie, „aby nie dać umarłemu mocy nad człowiekiem“. W tym celu zapuszczają pized

190
śmiercią włosy i paznokcie, „aby umarły nie mógł uzyskać mocy nad uciętemi“. Ciało umarłego ma być w całości pochowane, gdyż po zostawione na ziemi części ciała musiałby się umrzyk wracać, dlatego to obcięte paznokcie, jako części ciała, wkładają umarłemu pod pazuchę. Ludy na obu półkulach przypisują paznokciom niezwykłe własności. Z przesądami tej kate — gorji spotykamy się w starożytności, w Edzie skandynawskiej, Talmudzie babilońskim.
Zębów, które wypadają, nie wolno wyrzucać, chowa się je w szczeliny drzewa spróchniałego, by ich po śmierci nie potrzeba długo szukać. Lud skandynawski przestrzega, aby zęby, kosteczki, wogóle części ciała, które człowiek za życia stracił, dano mu po śmierci do grobu. Zęby, które człowiek w życiu traci, chowają w Szlezwiku i Holsztynie, aby je umarłemu włożyć do trumny. Starzy Żydzi przechowują zęby wypadłe, które po śmierci dają im do grobu. Odcięte części ciała, kości itp. chowają Żydzi razem z ciałem zmarłego, aby tenże po śmierci łatwo odnalazł braknący członek. W zastosowaniu znanego miejsca w piśmie św.) Genesis III. 19) lud w dawnem księstwie Berg’u odcięte lub odpadłe części ciała kładzie umarłemu do trumny albo rzuca mu potajemnie do grobu.
Szeroko rozpowszechniony jest w Polsce zwyczaj wkładania umarłemu do trumny rzeczy służących do umycia i uczesa-nia zmarłego, np. grzebienia, którym czesano umarłego. Igłę, po uszyciu koszuli śmiertelnej, nakazują (w okolicy Sieradza) „złamać i rzucić, aby znów nowej szaty śmiertelnej szyć nie pragnęła“. W innych stronach kładą igłę i nici do trumny, „aby nieboszczyk mógł zeszyć sobie gzło, kiedy się drzeć za — cznie“. Rusini po umyciu umarłego zatykają mu w koszulę „za pazuchę“ igłę z nitką, „żeby idąc do nieba miał sobie czem zaszyć“ ubranie, zdaniem innych „żeby duszę nieboszczyka można było na nitce wyciągnąć z piekła do nieba“. Grzebień, którym zmarłego czesano, brzytwę, którą go golono, resztki płótna i igłę z nićmi dają i Czesi umarłemu do trumny. Po umyciu, ogoleniu i uczesaniu nieboszczyka „dają mu w Niemczech grzebień, brzytwę, chustkę i wyczesane włosy, miarę, którą trumnę mierzono, zęby, które za życia stracił“ — wszystkie rzeczy należące do niego. (Śląsk, Prusy — Meklemburg, Fryzja, Marchia, Szlezwig — Holsztyn, Westfalja). Nieboszczyka w Dytmarskiem ubierają w najlepszą odzież, a złożywszy do trumny, kładą mu na piersi talerz cynowy i kamień na usta. Resztę płótna, z którego uszyto koszulę śmiertelną, dają umarłemu do trumny, zarówno jak grzebień, którym go czesano. Ten ostatni zwyczaj jest bardzo dawny. Po otwarciu grobu św. Gudberta, zmarłego w 7 wieku po Chr. znaleziono w trumnie grzebień i nożyce. Jeżeli zmarłemu w Dytmarskiem nie złożą do trumny tego, coby nieboszczyk chętnie z sobą zabrał, to wróci się z grobu po te rzeczy. W czasach przedhistorycznych umarłego na ziemiach ger

191
mańskich myto, włosy i brodę czesano i ucinano, znajdują bo-wiem w grobach przedhistorycznych na ziemiach niemieckich między inwentarzem mogilnym, służącym umarłemu w życiu po śmierci, takie miski i dzbany, których używano w czasie pogrzebu, jak to ma w niektórych okolicach Brandeburgji zastosowanie, gdzie do dziś miskę, którą posługiwano się przy myciu zwłok, kładą razem z ciarem do trumny. Lud w Siedmio grodzie kładzie zmarłemu pieniądze na powiekach, aby nie otwierał oczu, talerz cynowy na ciele, „aby nie obrzmiewało“ a przedmioty te razem z brzytwą, którą zmarłego poraź ostatni golono, wkładają do trumny i grzebią je zwłokami. I Łotysze wtykają umarłemu do trumny pieniądze, „igłę i nici, aby nie-, obdarci przed Bogiem i aniołami stawali“. W grobach wielu ludów znajdujemy grzebienie, które dawano umarłym najczęściej pod głowę, widocznie do czesania lub ozdoby na tamtym świecie. Grzebienie te były za życia używane przez pogrzebanych, wkładano też zupełnie nowe, nieraz pięknie rzeźbione.
Lud polski w Prusiech wschodnich odziewa zmarłego w obuwie, jakie nosił za życia, a gdy mu ich nie można zaciągnąć na nogi, kładą mu je do trumny, w Królewcu podają powód, dlaczego to czynią: „umarłego musi się obuć, w przeciwnym bowiem razie zamoczy sobie nogi, gdy odbywać będzie swe wędrówki nocne“. Na Mazurach pruskich żona groziła mężowi w kłótni: „Zdejmę ci chodaki, gdy będziesz leżeć w trumnie a spóz’nisz się na sąd ostateczny!“. Położnicy w Niemczech kładą trzewiki do grobu, „aby mogła wstać i uspokoić dziecko płaczące w nocy“; gdy dziecku jej czynią krzywdę, słychać jak powłóczystym krokiem odbywa długą drogę, aby przyjść mu z pomocą, (podobne podania w Bretanji i Alzacji). I dziatwie kładą buciki do trumny, „aby się nie potykały w niebie“. Wedle jednej z kronik norweskich nakładano zmarłemu Norwegowi „mocne i nowe buty, aby mógł bez przeszkody dojść do Walhalli“. Dawanie umarłym butów na drogę jest do dziś zwyczajem w Irlandji, w Szkocji zaś tak motywują potrzebę darzenia ubogich parą butów:, Dar ten wyjdzie dawcy na drugim świecie na pożytek, tam, gdy będziemy mieli przebyć dzikie, cierniste pola, obdarzony ubogi poda nam owe buty, a my wdziawszy je, przekroczymy owo pustkowie“. Podobne podanie znane jest i w Ncrwegji.
Że to starożytny zwyczaj, świadczy opowiadanie Lucjana o kobiecie, która wróciła z grobu żaląc się, że jednego jej sandału nie spalono, który podczas pogrzebu gdzieś się zatracił, nastąpiło przeto dodatkowe spalenie sandału. W wykopaliskach grobów alemańskich znaleziono między innemi drewniane nogi i ręce, a zwyczaj ten piętnowano w wiekach średnich jako pogański. Szeroko rozpowszechniony zwyczaj pogrzebowy wkładania umarłemu do grobu obuwia miał pierwotnie na celu ułatwić mu podróż na tamtym świecie i uczynić mu ją wygodną,

192
a tem samem uczynić mu powrót na ziemię zbędnym. Dziecku z plemienia Beothuk i Nowej Fundlandji wkładają do grobu prócz łuku i strzałów kilka par obuwia. Murzyni w Meroe dają umarłemu prócz innych rzeczy dwie pary sandałów. Po śmierci Hidatsy (w Ameryce północnej) dusza jego zostaje jeszcze przez cztery noce w starem mieszkaniu, aby ją odpędzić, palą obuwie zmarłego, widocznie, aby w nich po ziemi nie chodził. Umarłego z plemienia Indjan Omaha, choć im nie wolno nawet dotykać mięsa jelenia, chowają w obuwiu ze skóry jeleniej.
W odległej starożytności wkładano nieboszczykowi do grobu jajko, dające początek życiu, uważane za siłę przeciwdziałającą złym duchom. W żywocie św. Jadwigi z 13 wieku mamy świadectwo, że jaja składano i u nas na mogiłach. Na Rękawkach, obchodzonych po Wielkanocy (na cześć zmarłych) zrzucają z kopca Krakusa jaja gotowane. Skorupy jaj, zawieszane u powały naszych chat, mają chronić przed złą mocą. Niedawno, bo 1909 r., zaszedł wypadek w Maniowie, wiosce ruskiej w Małopolsce wschodniej, że matka włożyła dziecku do trumny jajko, „żeby się dziecina miała czem bawić’1. „Na Białej Rusi we wtorek po niedzieli przewodniej zbierają się po południu wieśniacy i wieśniaczki na mogiłki cmentarza w polu, około grobowców krewnych. Płacząc, jaja czerwone, malowane czyli kraszanki po ziemi tarzają, które zebranym żebrakom oddają“. Zwyczaj święcenia i spożywania jaj na Wielkanoc ma również podkład magiczny: jaje miało bronić pozostałych przy życiu przed powracającemi na świat złośliwemi duchami. Starożytni Grecy i Rzymianie używali jajka w różnych chorobach, jako środka oczyszczającego, wkładano je do grobu, aby oczyścić nieboszczyka ze wszystkich nieprawości. W ucztach pogrzebowych na cześć zmarłych pierwsze miejsce zajmowało spożycie jajka, które też składano umarłym w ofierze.
Jeżeli ród rycerski w Polsce wygasał, było w zwyczaju na pogrzebie ostatniego potomka męskiego — łamanie jego miecza przy trumnie. Na pogrzebie króla Zygmunta Augusta (f 1572), ostatniego z domu Jagiellonów, skruszony został miecz jego, który jeszcze jako królewicz otrzymał od papieża w darze. Miecz jest własnością zmarłego, więc nikt nie może go używać. Przeniesienie go na drugi świat dokonywa się przez złamanie. Murzyni w Afryce ofiarując zmarłemu należące doń przedmioty, niszczą je w myśl zasady, że to, co się ofiaruje zmarłemu, ma być umarłe. Umarłemu nie wolno zabierać jego własności — utrzymują nasi wieśniacy — a ktoby się odważył cośkolwiek choćby z jego ubrania zabrać, odpokutowałby to gorzko. W Małopolsce umarły wrócił z tamtego świata po swoją czapkę, której mu nie włożono pod pachę, gdy go układano do wiecznego snu. Wdowę, za niespełnienie woli męża, straszył i niepokoił nieboszczyk. Wieśniacy w Juszczynie (p. myślenicki) utrzymują, że „gdy po czyjej śmierci bydlę w domu padnie, drób

Samobójstwo przez powieszenie się w lasku kleparowskim w dniu 5/10. 1929. Powód niesnaski rodzinne.

193
zdycha itp. nieszczęście się zdarzy“, uchodziło za dowód, że „zmarły bierze część swoją dla siebie*. Kmiecie tarnowscy utrzymują, iż „w chwili śmierci pszczelarza giną i jego pszczoły. Jeżeli więc spadkobierca po nim chce je zachować dla siebie, powinien je kupić odeń a ugodzoną zapłatę położyć mu na trumnie, z której dziad kościelny zabiera ją sobie na własność*. Widocznie w czasach zamierzchłych werzono, iż pszczoły podobnie jak cała „gadzina* szła za umierającym gospodarzem na drugi świat, aby tam nieboszczykowi nie brakło miodu, dopiero przez kupno od niego pszczół, można je było zatrzymać na własność, a odbierający cenę kupna dziad zastępuje tu miejsce nieboszczyka, podobnie jak między dziady (żebraków) dostaje się w dnie zaduszne żywność przeznaczona pierwotnie dla umarłych. Dlatego „miodu od pszczół nie trzeba dawać choremu, bo gdyby umarł, poginęłyby pszczoły* idąc za swym gospodarzem. Po odprawieniu nabożeństwa przy zwłokach, gdy je wynoszą z izby na obejście, zachował się na ziemiach ruskich (w obwodzie śniatyńskim) następujący prastary zwyczaj: Za stołem siada rodzina zmarłego, a jeden z krewnych podaje dwa bochenki chleba, najpierw najstarszemu zTrodziny, gospodarzowi, on daje żonie, ona dzieciom i tak cała rodzina trzyma w ręce Chleb, „aby zmarły nie zabrał wszystkiego chleba“. Gdy wynoszą ciało zmarłego z chaty (w kosowskim powiecie) najstarszy z rodziny bierze Chleb pod prawe ramię, siada na to miej-sce, gdzie leżała głowa nieboszczyka i zamyka drzwi, a gdy Chleb kilka minut tam pobędzie, daje go za swoją duszę. Czyni to na to, „żeby mienie nie poszło za umarłym z chaty*. Łud ruski w okolicy Kluczowa opowiada, że chłop zabrał był czapkę z grobu, nazajutrz w nocy zjawił się u niego umarły i domagał się z okropnym krzykiem zwrotu czapki. Gdy chłop chciał ją własnoręcznie zwrócić, umarły porwał chłopa a nad rankiem znaleziono go uduszonego.
Gdy krewni nie dają umarłemu w Małopolsce do trumny tego, co mu się prawnie należy, umarływstaje z grobu, aby się o swoją własność upomnieć, a pociąga to dla pozostałej rodzinie groźne następstwa. „Umarły może chwycić za rękę człowieka, który chce co z niego ukraść i już jej nie wypuści, tak że dopiero żywemu trzeba rękę odciąć*. Zachował się u nas i innych narodów zwyczaj obdarzenia pozostałem po nieboszczyku ubraniem ubogich. Są to przeżytki prastarych wierzeń o własności umarłych. Żebracy, dziady zastępują tu nieboszczyków. Gdy gazda w górach nad Łomnicą umrze, ubranie jego rozdają ubogim, by pomodlili się za spokój jego duszy, w przeciwnym razie zmarły mści się w rozmaity sposób np. wywołuje pod okno domowników, spędza razem bydło do jednej stajni itp. Po wyniesieniu zwłok z domu żałoby na podwórze, Rumuni dają odzież umarłego biednym, wręczając ją przez trumnę, rzekomo «by dusza jego otrzymała odpuszczenie grzechów i wieczny
.Śmierć’
13

194
spokój“. Odzież po umarłym rozdają ubogim Niemcy i Francuzi i in.
Gdy gospodarz domu w Serbji wyzionie ducha, przeciągają mu przez zanadrze naczynie z wodą soloną, i wodę tę dają bydłu do picia, „aby nie poszło za gospodarzem“ (na drugi świat). Nieboszczycy wedle wiary ludowej południowych Słowian są nieubłaganie mściwi, gdy im ktoś zabierze jakąś należącą do nich rzecz, np. gwóźdź z trumny, dusza nieboszczyka szuka co noc zabranej rzeczy i tak długo odbiera sen złodziejowi, dopóki gwóźdź nie zostanie zwrócony. Przedmiotów należących do umarłego nie wolno zabierać. Gdy grabasz w pewnej wiosce Styryjskiej chciał pogrzebanej góralce zdjąć drogi pierścień z palca, ona wstała z grobu i straszyła. W prawie germańskiem znane jest pojęcie tz. Totenteil, część przynależną zmarłemu, którą wkładano do grobu. Wedle wyobrażenia ludów germańskich nie wolno umarłemu kłaść do trumny przedmiotów należących do osób innych, gdyż „umarły czuje się uprawnionym właściciela ich pociągnąć za sobą do grobu“. 1 odwrotnie nie wolno nikomu zabierać umarłemu najdrobniejszej rzeczy, będącej jego własnością, na którą wielce jest zazdrosny. W Siedmiogrodzie wystrzegają się cokolwiek świadomie lub mimowoli przywłaszczyć sobie z tego, co bezpośrednio (części ciała) lub pośrednio (części z trumny, kwiaty itp.) należy do nieboszczyka, naruszenie własności zmarłego grozi winowajcy śmiercią lub nieszczęściem.
Naruszenie własności umarłego pociąga za sobą zgubne skutki. Znane są podania ludowe w Polsce i na Rusi, w Niemczech i Siedmiogrodzie o zabraniu umarłemu koszuli i następstwie tego czynu, który jego sprawca przepłaca życiem. I ludy romańskie wzbraniają naruszenia zmarłemu jego własności, co bowiem za życia do niego należało, to trzeba mu oddać po śmierci i dlatego chowają z nim jego rzeczy, w przeciwnym razie przychodził sam, aby je sobie odebrać, a powrót umarłego na ten świat bywa dla żyjących groźny. Z wątkiem, że nieprawy posiadacz cudzej własności prześladowany bywa we śnie i na jawie przez prawego właściciela, który z drugiego świata wraca, aby się upomnieć o swoją własność, spotykamy się u starożytnych Egipcjan, w legiendzie spisanej około 1000 przed Chr. a odkrytej w Karnaku (Teby) i w bajce „Setna“ zachowanej w rękopisie z czasu Ptolomeuszów, a opiewającej jak umarły zabraną sobie książkę odbiera od nieprawego posiadacza.
Zmarłej położnicy, cieszącej się „osobliwszemi względami“, dają do trumny „igłę, nici, nożyczki, naparstyk, płótno, potrzebne do pielęgnowania jej niemowlęcia“. (Ślązacy, Czesi, Saksoń — czycy, Śzwabi, Fryzowie i in.) Dzieciom zmarłym na Pomorzu dają do trumny zabawki, „bo nie miałyby w grobie spokoju“. Dzieciom w Dąbrowie daje się pozłacane jabłka i wianuszki, żeby po przebyciu do raju mogły się bawić na wielkiej łące,

195
przeznaczonej na gry dziecinnie. Dziecku do trumny dają Rusini w okolicy Skolego jaje i kołacz, aby się niemi na drugim świecie cieszyło i za matką nie płakało. Do grobu starej kobiety na Ukrainie kładą szczyptę zawiązanego w płatek maku, aby na drugim świecie miała czem bawić wnuki. Grzebiąc nieżywo urodzone dziecię daje się do trumny na Pokuciu: „mak, aby dziecko zbierało go i nie wracało do wsi, zanim bowiem zbie — rze, kogut zapieje“ i dziecię musi wracać do grobu, dają zarazem trochę wody święconej, również w tym celu, aby dziecię nie wstawało z grobu. Zmarłemu dziecku w Prusiech, na Pomo-rzu i Śląsku, zarówno jak w Szwajcarji i Niemczech młodzieńcom dzieciom, zmarłym w kwiecie wieku, dostaje się w udziele od ich towarzyszek kwiaty i wieńce (u starożytnych Greków, w Szwa — bji i Siedmiogrodzie). Dawanie zmarłemu do trumny albo do grobu przedmiotów, które mu za życia były potrzebne lub miłe jak np. dziecku zabawki, było i jest zwyczajem wielu ludów na tej i tamtej półkuli.
Eskimowie dają dzieciom do grobu głowę psa, „aby dusza tego zwierzęcia ochraniała duszyczki pozbawione na drugim świecie opieki“. Już w epoce neolitycznej spotykamy w wykopa-liskach z okolic Krakowa składane zmarłym przedmioty życia codziennego, a między innemi zabawki dziecinne. I starożytni Egipcjanie zaopatrywali zmarłego w jedzenie i napoje, odzież, narzędzia itp. rzeczy, potrzebne na drugim świecie, który wyobrażano sobie jako ciąg dalszy tego świata. Czyniono to z podwójnych względów. Przedewszystkiem — jak to posiadają napisy na grobowcach — dla przyjemności i wygody zmarłego przesyłano mu na tamten świat woły, gęsi, pieczywo itp. Nie zadawalano się wymienianiem owych rzeczy na grobowcach, lecz składano je do grobu w rzeczywistości. Człowiek został na drugim świecie tym, czem był na tym świecie. Każdy otrzymywał przeto te przedmioty, któremi się za życia posługiwał: rolnik pług, kobieta ozdoby, dziecię zabawkę itp., a nadto te sprzęty, których każdy człowiek bez różnicy potrzebował, a zatem garnki i czarki na pokarmy i napoje, odpowiednie ubranie itp. Znalezione w odkopych grobach egipskich przedmioty użytku do-mowego ukazują „ślady rzeczywistego ich używania“, „zostawiono zmarłym to samo narzędzie, ten sam sprzęt, któremi się za życia swego posługiwali“. Babilończykom i Peruanom dawano do grobu potrawy z mięsa, jarzyny, owoce i dzban z wodą. O starożytności tego zwyczaju świadczą wykopaliska z epoki kamiennej i metalowej, znalezione w nich przedmioty dawano umarłym do grobu.
Temu zwyczajowi zawdzięczają muzea lwią część swych archeologicznych skarbów. W grobach na ziemi polskiej, w których nie wiadomo czy pochowani są Słowianie, znajdujemy w epoce neolitu (około trzeciego tysiąclecia przed Chrystusem) różne przedmioty służące do użytku umarłym. W grobach szkieletowych,

196
w których chowano zmarłych w siedzącej pozycji, składano im naczynia z pokarmem lub napojem i narzędzie kamienne jak młot, siekiera. Jako przykład posłużyć może grób w Węgrzcach (pow. krakowski). Do tej grupy pomników zaliczyć należy groby skrzynkowe, w których zmarłego chowano nie bezpośrednio w ziemi, lecz w grobach mających kształt skrzyni kamiennej. Obok umarłego spotykamy prócz zwykłych narzędzi kółka bursztynowe i tym podobne przedmioty służące do ozdoby. Drugą młodszą grupę pomników epoki neolitycznej stanowią groby żarowe z urnami, (spotykane np. w Bochni, Brzesku). Po spaleniu zwłok w umyślnie na ten cel przeznaczonych miejscach, zbierano kości i popiół do urny glinianej i zakopywano ją do ziemi. Obok niej umieszczano miseczki, dzbanki i tym podobne garnuszki, również z pokarmem i napojem dla zmarłych. W kurhanach i mogiłach litewskich znajdujemy często topory kamienne, później żelazne siekiery, niezbędne i dla najuboższego narzędzia na ziemiach litewskich, obfitujących w nieprzebyte lasy. Ze sprzętów znalezionych tamże, spotykamy często kociołki miedziane i wiaderka, nożyce do strzyżenia owiec itp. W gro-bach rzymskich, celtyckich, zarówno jak w słowiańskich spotykamy naczynia do jedzenia i picia w głowie lub nogach zmarłego, a „pogański“ ten zwyczaj przetrwał do czasów chrześcijańskich i miał na celu zaspokojenie głodu i pragnienia umarłych na drugim świecie.
W grobach pogańskich na ziemiach niemieckich znajdu-jące się trumny z całego pnia drzewnego (Hólzerne Klotz-sarge) zawierają obuwie, laskę, świecznik i tym podobne przybory potrzebne zmarłemu do podróży na drugi świat („na daleką, ciemną drogę“). Wykopaliska skandynawskie z epoki kamiennej i późniejszej, „nieme ale wierne świadki“ tego zwyczaju, wykazują w grobach broń, naczynia i ozdoby, a zwyczaj ten — ze zmianą przedmiotów — zachował się do dzisiaj. „W Skandynawji grzebano z umarłymi okręty wikinków“. Szwedzi jeszcze w XIX stuleciu kładli umarłym do trumny nóż ręczny, fajeczkę i butelkę z wódką. Podobnie i w Niemczech od najdawniejszych czasów dawano umarłemu do grobu to, czego za życia potrzebował i jak w wykopaliskach przedhistorycznych znajdujemy jako przydatki (Beigaben) broń, naczynia lub ozdoby, tak dziś ze zmianą stosunków kulturalnych dają zmarłemu parasol i kalosze. (Voigtland). Jak było w epoce palenia zmarłych na stosie, tak zostało w dobie grzebania zwłok na cmentarzu. A źródłem tego zwyczaju była wiara, że człowiek żyje jeszcze po śmierci, jak żył za życia, przeto rzeczy tych będzie na drugim świecie używał. Przedmioty wkładane do grobu, a później do trumny, znajdują się u wszystkich ras i we wszystkich częściach świata, zarówno w grobach przedhistorycznych jak dzisiejszych mogiłach wiejskich.

197
Zwyczaj wkładania do trumny (lub do grobu) pewnych przedmiotów, miał na celu zaopatrzenie umarłego w najpotrzebniejsze rzeczy „na tamtym świecie“. Były też i inne motywa. Nie wolno zatrzymywać umarłemu tego, co było jego własnością, co mu się wedle prawa zwyczajowego należało. W przeciwnym razie mógłby — na szkodę pozostałych wstać z grobu, przyjść i sam sobie wziąć. Co nieboszczyk posiadał za życia, to wedle wyobrażenia najstarszych ludów, ma być z nim razem pogrzebane. Składanie przedmiotów dla nieboszczyków miało nietylko ich dobro na celu, ale także interes własny na oku. Przez ofiarowanie zmarłym „przedmiotów, do których sercem lgnęli“, starano się „usunąć z drogi powody, któreby zmarłego skłonić mogły do powrotu po swoją własność na miejsce swego pobytu, gdzieby zjawienie się jego sprawić mogło żyjącym przykrości“. Nie wyjawiano tego egoistycznego motywu, aby nie wywoływać zemsty umarłego, którego przez takie obdarzanie wykluczano niejako ze społeczności najbliższych. Ten drugi powód składania darów w naturze lub w figurach z gliny i kamienia, miał swe źródła w odwiecznej obawie przed zmarłym, w uczuciu strachu, którego do dziś nawet osoby z inteligencji nie mogą się jeszcze pozbyć Nie zadowalano się jednorazowym datkiem, ponawianiem tej ofiary w pewnych oznaczonych odstępach czasu, zaspokajano najniezbędniejsze pragnienia zmarłych nie dopuszczając, aby zatęsknili za życiem doczesnem albo co gorsza wywierali swą zemstę za to, że ich najbliższi wiedli tu wesoły żywot a oni tam pogrążeni byli w ciemności i smutku. Wyprawa nieboszczyka po śmierci, właściwa wszystkim ludom, a w przeżytkach zachowana i u nas, wypływa więc z dwu motywów, z chęci zaopatrzenia umarłego w środki, których zostająca w ciele dusza potrzebuje, tudzież z chęci uspokojenia zmarłego, aby jako upiór nie powstał, nie straszyli nie szkodził pozostałym.
Zawiadomienie o zgonie i wyniesienie zwłok.
Istniał w Polsce starożytny, bo sięgający jeszcze czasów Piastowskich, zwyczaj, dochowany aż do niedawna w niektórych okolicach, że lud zwoływano do gromady i do grodów obsyła — niem od chaty do chaty laski — w dokumencie z 1288 r. zwanej „laską opolną“. (Szlachtę zwoływano zapomocą wici lub znamienia). Godło to „podane przez władzę do pierwszej w siole chaty, kmieć natychmiast odnosił z ustnem wezwaniem do następnej chaty, laskę, która w ten sposób wszystkich kolejno okrążyła, ostatni odnosił na miejsce zebrania“. W aktach grodzkich i ziemskich z “71 r. mamy przykład takiego zwoływania

198
rękodzielników zapomocą znaku cechowego. Przechował się też u nas zwyczaj oznajmiania na tej drodze o śmierci włościanina i zwoływania całej wsi na pogrzeb. W Godowie i Komaszycach (p. lubelski) rozsyłają zawiadomienia o śmierci gospodarza tz. kulę pod postacią karbowanego drewienka, zwanego wrębami. Osoba przynosząca wręby kładzie je najczęściej na kominie, mówiąc: „Namta wręby“! Ten zaś, do którego chaty owe wręby przyniesiono, obowiązany jest odnieść je do następnej chaty — i tak w koło aż wróci do pierwszego. W okolicy Krosna „puszczają znamię“ w postaci rozszczepionej laski, oznajmiając w ten sposób o śmierci gospodarza lub o mającem się odprawić nabożeństwie żałobnem. We wsi Syry, powiatu lubartowskiego, obnoszą w tym celu gałązkę, w końcu zaplecioną w kółko, zowiąc ją witką za ciałem.
Rębowiacy, szlachta chodaczkowa od wieków osiadła pod Wyszogrodem, zachowała również ten zwyczaj. Oto „żałobną bu ławę“ — z wyobrażeniem na jednej stronie świętego, na drugiej krzyża — odnosi sąsiad do sąsiada wraz z zawiadomieniem o śmierci i o czasie pogrzebu zmarłego, po obejściu wsi całej wraca do sołtysa, który buławę przechowuje wśród innych zabytków przeszłości. Z historji wiadomo, że na wojnę zwoływano również rozsyłaniem wici. Tradycja — co prawda literacka — przypisuje „starożytnym poganom słowiańskim“ zwyczaj „zawiadamiania — przez naczelnika osady — miejscowych mieszkańców o zejściu nieboszczyka zapomocą czarnego w kształcie buławy znaku, przesyłanego od domu do domu“. W ruskich siołach sta — rosamborskiego i turczańskiego powiatu zwołuje gospodarzy na pogrzeb starszy z bractwa dzwonkiem cerkiewnym, który krąży od chaty do chaty aż nie obejdzie wszystkich domostw danego sioła. W innych stronach Rusi starszy uwiadamiał o śmierci gospodarza „przez w kształcie buławy znak“. Serbowie oznaj-miają śmierć członka gminy zapomocą zakrzywionego kija czarnego, który zowią śmiertna heja, albo descułką zwaną delka. Do malowanej na czarno deski drewnianej przylepiają kartkę z doniesieniem „kto umarł i kiedy się pogrzeb odbędzie“: obchodzi ona wieś na lewo, u nas, w powiecie krasnostawskim: „na opak od słońca“ to znacy na zachód, w krainę umarłych. W sprawach gromadzkich krąży ona od prawej strony. Zawiadomienie o wypadku śmierci w okolicy Kamenca (w Łużycach) odbywa się zapomocą czarnej laski, wydawanej przez sołtysa danej wsi, laska ta obchodzi całą wieś, poczem wraca napowrót na swoje miejsce.
Na. Morawach dziewczyna zawiadamia mieszkańców wsi o wypadku śmierci i zaprasza na pogrzeb, pukając prętem o drzwi każdego domostwa. W górach kruszcowych zachował się wśród górników przeżytek tego zwyczaju pogrzebowego. Oto późnym wieczorem, gdy włożyć mają na wieczny spoczynek zwłoki górnika, u wejścia na cmentarz uderzają drewnianemi młotkami

199
w wiszącą na słupach deszczułkę, a stukanie to ustaje dopiero gdy umarłego złożą do grobu. Śmierć w St. Annen (Dytnarskie) zapowiadano w ten sposób, że jeden sąsiad z prawej a drugi z lewej strony domu nieboszczyka dawali znać najbliższemu sąsiadowi, a ten następnemu i ta wiadomość o zgonie pewnej osoby obeszła całą wieś i to przed zachodem słońca, bo trzymanie takiej wieści przez noc sprowadzało na dom nieszczęście. Na pogrzeb w Lesie turyngskim zaprasza strażnik nocny (Wa — chter) oznajmiając każdej rodzinie o zaszłej śmierci, zaco otrzymuje w każdej chacie kawałek Chleba. M. Praetorius, historjo — graf Prus, opowiada, że do jego czasów (w 17.) dochowała się krewula (krzywa laska zazwyczaj z korzenia młodego drzewa wzięta) jako znak urzędu wójta. W celu zawiadomienia gro-mady o jakiemś ważnem zdarzeniu (np. o śmierci) posyłał ją do najbliższego sąsiada, a ten ją dalej odsyłał aż do ostatniego mieszkańca, póki do wójta nie wróci. Znany jest podobny sposób zwoływania się przez obsyłanie ognistego krzyża w górach szkodzkich, a krzywuli na Litwie.
I w Skandynawji jest w użyciu laska albo krzyż (z kartką, oznajmiającą sprawę). Na wyspie Fóhr oznajmiają mieszkańców o wypadku śmierci dziewczęta zwane od tej czynności lik-bad — dern, zapraszając wszystkich na oznaczony dzień do domu żałoby, gdy nie zastają nikogo w domu, kreślą kredą znak krzyża. Z laski tej, zwanej kluką, robią lub robili użytek w Poznańskiem (krywula), w Prusiech wschodnich (kula), na Pomorzu (kluka), u Serbów w Łużycach (klapak) w Czechach (paliczka albo kluka), w Saksonji (Kringel, Kniippel), Siedmiogrodzie (Schulzenkeule), Szlezwiku (Tingvol), Danji (Bysens Kep) Islandji (buskafli), a nawet u plemion turańskich. Zwyczaj zawiadamiania gromady zapo — mocą laski na zebrania albo w innym celu jest prastary i szeroko rozgałęziony. Znano go w czasach przedhistorycznych, przestrzegają do dziś u ludów pierwotnych. Naczelnicy dzikich plemion Afryki, Australji i Ameryki, gdy chcą ogłosić swym ple — mieńcom jakiś rozkaz lub wezwanie, posyłają posłańca z laską, który, nijako się nią legitymując, wyoowiada otrzymane polecenie. Był to sposób pierwotny udzielania sobie potrzebnych wiadomości i pochodzi niewątpliwie z czasów, kiedy sztuka pisania nie była jeszcze znaną.
Obwieszczenie śmierci pociąga za sobą dotkliwe następstwa: „nieszczęsna siła śmierci przeniesiona z domu żałoby na zewnątrz, może zażądać nowych ofiar“. Zapraszając na pogrzeb całe sioło lub okolicę, (w Polsce, na Rusi, w Czechach, Bawarji, Siedmio-grodzie i in.) przestrzega się pewnych ostrożności wobec umarłego, który — zawsze groźny — może pociągnąć za sobą pozostałych członków rodziny. Na Śląsku „zapraszająca na pogrzeb kobieta uderza prętem o każdą chatę we wsi, nie pozdrawiając nikogo, podobnie w Hesji i Imerecji, gdzie posłaniec zapraszający nie wstępuje do chaty, lecz wywoływa ’gospodarza lub go

200
spodyni“. W Meklemburgu „do osoby zapraszającej na pogrzeb nie wolno przemówić“. W tradycji ludu serbskiego zachowało się wierzenie, że w czarnej „kuli zawiadamiającej o śmierci tkwi jakaś straszliwa czarodziejska siła, która jej nie opuszcza aż do powrotu do sołtysa i której strzec się należy; gdyby czarna kula spoczęła czas jakiś pod dachem czyjego domostwa, wkrótce zmarłby jeden z jego mieszkańców“. — Z chwilą śmierci należy śpiących członków rodziny a nawet bydło obudzić, aby nie pomarli. W czasie wyprowadzenia zwłok na Mazowszu starem „ludzie w całej wsi spać nie powinni“, dlatego budzą ze snu dzieci, a nawet pszczoły, stukając kijem po ulu, „żeby nie spały, bo poumierają“. Przesąd ten — znany u Słowian i innych ludów europejskich — wyprowadzają z pierwotnej wiary o duszy, która podczas snu człowieka bawi gdzieś poza jego ciałem, odchodząc zaś z tego świata dusza nieboszczyka mogłaby zabrać duszę śpiącego i ta nie wróciłaby do ciała, budzą więc śpiącego, a tym sposobem przywołują duszę napowrót do ciała. Dlatego nad Renem utrzymują, że „ktoby zawiadomiony o wypadku śmierci w owej chwili spał, popada w wieczny sen“.
Skoro gospodarz na Mazurach (pruskich) zamknie pasieki, nowy pan domu ma obowiązek oznajmienia o śmierci właści-ciela żywemu i martwemu inwentarzowi, a więc bydłu, drobiu, zabudowaniom, drzewom owocowym, wogóle całej posiadłości jakby członkom jednej rodziny, temi mniej więcej słowami: „Dawny pan już nie żyje, ja jestem teraz nowym panem“. A czyni io dlatego, żeby pozostały inwentarz nie poszedł za umarłym. Zaznajamiając krewnych i znajomych, daleko mieszkających, zapomocą pukania, trzasku lub jakiego innego znaku (Działdowo), powiadamia się też i pszczoły, „daje im się żałoby“ tj. przypina się do każdego ula czarny gałganek, w przeciwnym razie wymierają. W podobny sposób następuje powiadomienie trzody, mianowicie owiec. Przy wyprowadzeniu nieboszczyka z domu wypuszczają w Wałach wszystko bydło z obory, odejmują pokrywy od ułów, aby były pan mógł je pobłogosławić. W wielu okolicach Polski i Rusi wynosząc zmaiłego gospodarza lub gospodynię na cmentarz, wypędzają bydło na obejście (podwórze). Oznajmienie śmierci bydłu na Kujawach odbywa się w ten sposób, że uderzają z lekka każdąkrowę, mówiąc: „Gospodarz umarł“. Podobnie jak po zaszłej śmierci, tak później przed lub po wywiezieniu zwłok gospodarza, w wielu stronach Polski, oznajmiają tę smutną wieść. Na ziemi sieradzkiej donosi najstarszy syn pszczołom o śmierci gospodarza: Obchodząc trzykrotnie ule, puka młotkiem i mówi: „Pszczoły, gospodarz wasz nie żyje, od dziś ja go będę zastępował, więc żyjcie i nie mar — twijcie się“. „Gdy gospodarz domu w Ostrowąsie umrze, jeden z domowników winien natychmiast donieść o tej śmierci pszczołom w ulach lub kusztach siedzącym, inaczej to natychmiast wypadają (obumierają). Daje się zaś znać o tem, pukając wkuszkę

20T
i mówiąc: „Pszczółki, pszczółki, wasz pan was żegna!“ Gdyby tego nie uczynił, wszystkie pszczoły wymarłyby z żalu za swym panem (Ziemia sieradzka — Kujawy — Mazowsze — Pomorze — Wołyń). W okolicy tarnowskiej utrzymują, że „w chwili śmierci pszczelarza giną i jego pszczoły“. Dlatego padkobierca chcąc pasiekę zachować dla siebie „powiniem ją skupić od nieboszczyka, a ugodzoną zapłatę położyć mu na trumnie, z której dziad kościelny zabiera ją sobie na własność“. W Chełmszczyźnie nie dają miodu choremu, bo gdyby umarł po zażyciu miodu, pszczołyby z nim wyginęły. Dlatego chłop polski w Zamościu sprzedaje pasiekę przed swoją śmiercią, gdyż pozostałej rodzinie nie wiodą się pszczoły, a temu, kto je po zmarłym kupuje, giną doszczętnie. (Wólka Żółkiewska). Nie wolno pszczelarzowi dotknąć się umarłego, albo trumny przy wyprowadzeniu zwłok, boby mu natychmiast uleciały pszczoły — Dlatego grabarz nie może chodzić około pszczół.
Przed eksportacją zwłok budzą wszystkich we wsi ruskiej nawet małe dzieci i pszczoły. Te ostatnie trzeba pobudzić stukając kijem po ulu, w przeciwnym razie pszczoły poumierają. Gdy w Śniatyńskiem umiera gazda, jeden z domowników bieży co rychlej do spichrza i miesza zboże, które gospodarz miał w swych rękach, aby z nim nie zamarło, a gdyby tego nie zrobił, ziarno zasiane nie zeszłoby. O zgonie gospodarza domu w Czechach i na Morawach zawiadamiają bydełko. Oto najbliższy krewny albo proboszcz puka do drzwi stajni i woła: „Pan umarł“. Gdyby tego zaniechano, bydło wyginie. O zeszłej śmierci, uwiadamia się i pszczoły, a mianowicie puka się trzykrotnie kluczem domu o ul, mówiąc: „Pszczółki, gospodarz umarł!“ Gdyby tego zaniechano, pszczoły w ulu wyginą. Podczas pogrzebu zakrywają ule czarnem suknem, jak na weselu czerwonem, aby towarzyszki rodziny razem z nią cieszyły się lub smuciły. Przed wyniesieniem zwłok Chorwata, wzruszają ule zawiadamiając tym sposobem pszczoły o wypadku śmierci, a bydło i wogóle zwierzynę domową przepędzają aż do bramy, aby uczestniczyły w pogrzebie.
Gdy gospodarz domu w Niemczech (Gottscheer) umrze, oznajmia się o jego zejściu wszystkim zwierzętom domowym, wołając: „Wstawajciel Hans umarł“. A czynią to na to, aby nie zaspały i za zmarłym nie poszły. Przed wyniesieniem zmarłego z domu w Turyngji, idzie jeden z domowników do stajni i uderza bydełko albo koni, „aby powstaniem oddało ostatnią usługę zmarłemu“. O każdym ważniejszem zdarzeniu rodzinnem zawiadamiają pszczółki, poczytując je za rodzaj duchów opiekuńczych. Prowadzą więc p. młodych do pasieki i mówią wierszem:
Pszczoły tu, pszczoły tam. Oto jest panna młoda.
*

202
Pszczoły tu, pszczoły tam,
Oto jest młody pan.
Pszczoły nie opuśćcie ich, Gdy będą mieli dzieci.
W chwili skonu gospodarza muszą być obudzone pszczoły* inaczej poginęłyby. W tym celu dziedziczący gospodarstwo przystępuje do każdego ula, puka doń trzykrotnie i mówi: „Pszczółki, wasz pan umarł, ja jestem waszym panem“. Niemcy na Śląsku zawiadamiają pszczoły o śmierci właściciela słowami:
Ihr lieben Bienen seit getrost, Ihr seid nun euren Herren los.
Kochane pszczoły, pocieszajcie się, Pozbyłyście się swego pana.
Jeżeli pan domu we wsi francuskiej umrze, zawiadamia się o tem pszczoły; w tym celu pukają 3 razy do każdego ula mówiąc: Wasz pan umarł, dostaniecie drugiego pana. Na każdym ulu zawiesza się kawałek czarnej materji na znak żałoby, inaczej pszczoły mogą wyginąć (w Wogezach). Wśród ludu francuskiego panuje też zwyczaj, iż o zgonie gospodarza zawiadamia się drzewa „trzęsąc je, by nadal rodziły, gdyż inaczej zeschłyby ze śmiercią właściciela, podobnie jak schną drzewa szczepione przez umierających. Wstrząsając drzewa, mówią do nich: „Zmieniacie pana“. Po śmierci gospodarza, Walończyka, „wkładają żałobę zwierzętom, które do niego należały, kotom krepę na szyji (w Hainaut), koniom czarne kity (Leodjum), na klatki z zębami i ule zarzucają krepę, gdyby tego nie zrobiono, ptak zginąłby w ciągu roku, a pszczoły odleciałyby (Verviers). O zgonie gospodarza lub gospodyni domu w Afołdawji zawiadamiają bydło, cały statek domowy, „aby i ono odczuło ten bolesny wypadek“. I w Holandji jeden z rodziny po śmierci gospodarza zawiadamia o tem pszczoły; po raz pierwszy gdy „ojciec pszczół“ leży na łożu śmiertelnem, wówczas krewny zmarłego puka do ula i mówi: „Pszczoły, wstawajcie! Wasz pan umierający“. Po jego skonie puka ponownie do ula i mówi: „Pszczoły wstawajcie! Wasz pan nie żyje“. W Anglji ponadto obwiązują ule krepą na znak żałoby.
Wedle prawierzeń o duszy lgnie ona do tego, co do niej należy, co za swą własność uważa, do rodziny gospodarstwa, itp. dlatego gdy gospodarz w Siedmiogrodzie umrze, dają o tem znać bydłu i pszczołom słowami: „Wasz pan umarł!“, inaczej spadkobiercy nie będą mieli szczęścia do bydła ani do poszczół. O zgonie gospodarza zawiadamia w Dytmarskiem pszczoły w ulu, nawet drzewo, które nieboszczyk sadził, w przeciwnym razie drzewoby uschło, a pszczoły poginęły. Gdy w Bearn (Basses Pyrenees) umrze gospodarz domu, należy zawiadomić o tem pszczoły w ulach, będące własnością zmarłego, w przeciwnym


203
razie roje uciekną. Niemal w całej Europie jest zwyczajem, przestrzeganym i między naszym ludem, że po śmierci gospodarza dają o tem znać pszczołom, koniom i bydłu. Po zaszłej śmierci gospodarza budzi się wszystkich domowników, wypędza bydło ze stajni i obory, wstrząsa drzewa owocowe, puka do ułów, aby ludziom, zwierzętom i roślinom całemu obejściu zapowiedzieć śmierć głowy domu. Przedstawiają sobie duszę nieboszczyka jako osobę, która przenosząc się na drugi świat, może wziąć ze sobą coś z gospodarstwa, które do niej należy. Dlatego ogłaszają uroczyście skon gospodarza domu bydłu, drzewom owocowym, zbożu w spichrzu i na strychu, aby się trzymały nowego pana, w przeciwnym razie mogłyby pójść za zmarłym gospodarzem tj. poginęłyby.
U łoża konającego włościanina „zbierają się u nas krewni i sąsiedzi i pożegnawszy się z umierającym oczekują jego końca*. Pożegnanie konającego z najbliższemi mu osobami, „uważają i na Rusi za święty obowiązek, w przeciwnym bowiem razie nie miałby nieboszczyk spokoju w grobie, a pozostający przy życiu szczęścia na ziemi”. I Serb w Bośni żegna się przed śmiercią z krewnymi i przyjaciółmi, których prosi o przebaczenie i którym sam przebacza najcięższe krzywdy, aby mógł spokojnie umrzeć; który tego nie uczynił, będzie miał ciężkie konanie. Już u starożytnych Rzymian zbierali się najbliżsi przy łożu umierającego, aby go pożegnać. Przed wyniesieniem zwłok następuje „uroczyste pożegnanie z nieboszczykiem — obecni podają mu rękę po kolei, całują go albo przemawiają doń po raz ostatni” — poczem wieko trumny zostaje przybite. Tak bywa na ziemiach polskich, w Czechach, Bułgarji, Siedmiogrodzie, Rumunji, wogóle u ludów romańskich i germańskich. Zanim zwłoki wyniosą z domu żałoby, „każdy z obecnych uczestników pogrzebu dotyka ręką trumny na pośratanie“ (pożegnanie) (Z Rzeszowskiego). „Przy wyprowadzeniu zwłok w Umianowi — cach obecni uderzają ręką lub czapką w trumnę na znak, że odpuszczają nieboszczykowi wszystkie urazy, jakieby mieli do niego”. Już wczesnym rankiem gdy zbiorą się krewni, przyjaciele, sąsiedzi zmarłego w domu żałoby i odprawiają zwyczajne po wsiach modły pogrzebowe, przewodniczy im tz. dziad, który przy tej sposobności wygłasza pospolitą mowę pogrzebową. Jestto zazwyczaj gospodarz starszy, zajmujący — podobnie jak starosta na weselu, — stanowisko przewodnika obchodu. Śpiewając tz. egzorty, idzie on za trumną — niesioną na cmentarz — za nim postępuje or szak pogrzebowy, wtórując żałobne pieśni swego przewodnika (Z Borowej). Nad Rabą, gdy ludzie z całej wsi zejdą się, by oddać zmarłemu ostatnią przysługę, ów dziad, zwany tu odpraszaczem, zanuca znaną pieśń za umarłych „Zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy”, a całe zgromadzenie mu wtóruje. Po przyśpiewaniu innych pieśni „wynoszą zwłoki z izby, uderzając głową trumny o próg domu na podziękowanie i skła

204
dają na wóz w osłonach“. Gdy konie do wozu zaprzęgną, „najbliżsi krewni i dzieci wśród głośnego płaczu obejmują trumnę rękami i dziękują ojcu, matce, albo też dobrodziejowi za wychowanie czy opiekę i przepraszają za błędy“. Wówczas odpraszacz przypiwszy do wszystkich obecnych, rozpoczyna nad trumną przemowę zwaną odpraszaniem.
W mowach pogrzebowych ludu polskiego — spotykamy ten stale powtarzający się starożytny motyw przeprosin („odpra — szań)“ zmarłego. Oto przykład takiej prośby o przebaczenie: „Jeżeli się tu, pomiędzy wami zgromadzonymi, która osoba od brata naszego N. N. pokrzywdzona znajdzie, proszę ją w imieniu tego zmarłego, niech baczy na te słowa i daruje onemu przewinienie“. Żegnając się z żoną i dziękując jej za wierne w życiu usługi, w imieniu śp. męża, mówca r prosi ją na miłość małżeńską, aby mu darowała, jeżeli ją w życiu obraził“. „Naostatek ciebie, kochana czeladko i was gospodarze, komornicy i wszystkich zgromadzonych, (nieboszczyk) prosi prze — zemnie, grzesznego człeka, jeżeli przeciwko któremu z was zawinił, abyście mu przebaczyli, jako i on wam wszystkie urazy daruje. (Z okolic Pilicy). Na Mazowszu, w razie śmierci rodziców dzieci, przed wyniesieniem zwłok, kłaniając się nisko, do kolan, wszystkim obecnym, przepraszają ich w imieniu zmarłych rodziców temi słowy: „Darujcie im i wybaczcie, co wam kiedy rodzice nasi w życiu swem zawinili“. Odpraszanie to przez jednego z gospodarzy, tak się odbywa w Przebieczanach: Gospodarz w imieniu zmarłego żegna się z domownikami i prosi o przebaczenie u sióstr, braci, rodziców, a potem obcych, pytając się ich: „Darujcie mi, jeślim komu co zawinił“. Wtedy wszyscy zgromadzeni odpowiadają: „Darujewa, darujewa“ (darujemy)! Mimo nowoczesną, kościelną osnowę mamy tu reminiscencje z czasów pogańskich. Oto witając zgromadzonych dziękuje im mówca „żeby się nie lękali oglądać cudzej śmierci“, a żegnając ich ponawia to samo: „niech was nie trwoży i nie zatrważa śmierć tego zmarłego“, a więc umarły pojęty jest jako strach, wzbudzający lęk w otoczeniu. Wreszcie sama forma jakby osobistego odezwania się nieboszczyka do żony, rodziny i gromady zachowuje niewątpliwie znamiona starożytności.
Zwyczaj „odpraszania“ nieboszczyka i cała rola „odprasza — nia“, mającego przemowę nad trumną jest i z tego względu wielce starożytną, że łączy się z obawą powrotu duszy umarłego. Włościanin w Lęczyckiem, przepraszając zebranych, kończy swoją przemowę słowy: „Teraz idźcie do domu, a pamiętajcie, nie oglądajcie się“. Przypomina to prastare wierzenie, jakoby „zmarły, za którym się kto ogląda, przychodził w nocy i straszył“. Bywa też odwiecznym zwyczajem, że ów kaznodzieja chłopski w Poznańskiem przy pierwszej figurze za wsią, w mowie pogrzebowej, wychwala zmarłego cnoty. Dokument z 1249 r. zawierający układ Krzyżaków z Prusami, mieszkańców War-

205
mji i Pomorza, poucza nas o tym starożytnym zwyczaju pogrze-bowym do dziś zachowanym. Oto życie zmarłego wysławiał tulisz, podnosząc u stron jego wielkie czyny. W Lubartowskiem przeprowadziwszy ciało zmarłego do pierwszej za wsią figury przydrożnej, zgromadzeni krewni, kumowie i współwłościanie „śratają się (żegnają), że zmarłym, obejmując trumnę w pół rękoma i całując jej wieko. W Kotlinie mówca pogrzebowy przez usta nieboszczyka dziękuje „ziemi świętejej, która go nosiła, słońcu świętemu, które go ogrzewało, dziękuje wodzie świętej, która mu ducha w pragnieniu wskrzeszała“ (krzepiła). Pochód pogrzebowy np. (w Czajkowie), złożony z mieszkańców wsi całej, towarzyszy zwłokom tylko do krzyża na granicy sioła, gdzie odbywa się właśnie pożegnanie. W Tomaszowskiem rodzina zmarłego żegna nieboszczyka trzykrotnem: Bądźcie zdrowi, odpuśćcie nam wszystkie grzechy! Poczem u krewnych w imieniu umarłego żegna zapomocą ziela zimowego całą gromadę, która odprowadza nieboszczyka do pierwszego za wsią krzyża, gdzie żegna go jeszcze raz jeden z najstarszych gospodarzy. Po odmówieniu pacierza za duszę zmarłego, wszyscy obecni z rodziną jego (prócz dwu przyjaciół, mających odprowadzić nieboszczyka) powracają do domów, ani rodzice swym dzieciom, ani dzieci rodzicom nie towarzyszą“ (na cmentarz). Zwyczaj żegnania umarłego przy Bożej męce zachował jeszcze tło pogańskie. Figury, kapliczki, krzyże pańskie i przypomnienia męki Chrystusa zwane dlatego przez lud Bożą męką stawiali włościanie zazwyczaj na rozstajnych drogach, gdzie złe duchy przebywają. Miejsca te oplata sieć wierzeń niezgodnych z wiarą ka-tolicką. Oto np. mówią w okolicy Zamościa, że w samą północ lub samo południe nikt nie zdoła obejść dziewięć razy figury przeciw wschodowi słońca, bo już za siódmym razem taki strach bierze człowieka, że aż włosy stają na głowie. Za dziewiątym razem chwyta człowieka za bary szatan i gdy się nie oprze jego pokusom, zatraci swą duszę. W różnych okolicach kraju obwieszają krzyże koszulą lub okryciem z chorego, w tem przekonaniu, że choroba przechodzi na krzyż przydrożny, o tym zwyczajem wspomina M. Konopnicka w słowach „co na swych krzyżach chusty wiesza stare“.
Na całej przestrzeni ziemi dawnej Rzeczypospolitej spo-tykamy mogiły, figury i Męki Pańskie po rozstajnych, krzyżowych drogach, które Słowianie, ludy germańskie i romańskie poczytują za przybytek strachów, upiorów lub duchów. Rozstaje czyli rozdroża uchodziły w starożytności za miejsca święte. Sta — roindyjskie pismo Gantamadharmasastra zalicza je obok świątyń za „przedmioty kultu, którym oddaje się cześć przez zwrócenie się do nich prawą stroną“. Wedle Pauzaniasza Grecy wybierali drogi krzyżowe na miejsca wiecznego spoczynku. Na tych od wieków uświęconych miejscach odbywa się wśród ludu polskiego z różnych stron Polski formalne pożegnanie nieboszczyka z pozostałymi przy życiu. Po usypaniu grobu nad nieboszczykiem

206
w okolicy Pińczowa „wszyscy towarzyszący temu smutnemu aktowi obłapiają (obejmują) rękoma poraź ostatni świeżą mogiłę, mówiąc: „Zostańcie z Bogiem!“. I na Rusi, panuje zaświadczony już 1772 r. u Zaporożców, zwyczaj miewania na pogrzebie mowy pochwalnej nieboszczyka, w której jeden ze starszych gosdodarzy w imieniu zmarłego dziękuje obecnym na pogrzebie za wyrządzoną nieboszczykowi ostatną przysługę i prosi ich o przebaczenie mu winy lub obrazy, stąd nazwa zwyczaju Pro — szczy albo z polska podzińkowańje. Owa proszcza czyli przebaczenie (zmarłemu) u Hucułów tak się odbywa: Najpierw ksiądz woła do zebranych po rusku: „Ja przebaczam i Pan Bóg przebacza, przebaczcie i wy“! Na co obecni odpowiadają.’ „Przebaczamy, niech Bóg przebaczy“! W innych stronach Huculszczy — zny, gdy najbliżsi z rodziny opierają swe głowy o trumnę, ksiądz wzywa uczestników pogrzebu: „Przebaczcie! poraź pierwszy, Przebaczcie! po raz drugi. Przebaczcie po raz trzeci“. Na co obecni za każdym razem odpowiadają: „Niech Bóg przebacza, my prze-baczamy“! Ksiądz w powrecie nadwórniańskim, żegnając niebo — boszczyka kończy temi słowy, zwróconemi najpierw do najbliższych krewnych, potem do dalekich, a w końcu do wszystkich obecnych na pogrzebie: „Może kto z was gniewa się na nieboszczyka, może on był z którym z was w gniewie, to obecnie, gdy on wyprawia się już w daleką podróż, przebaczcie mu“! Obecni odpowiadają zgodnie: „Niech mu P. Bóg przebaczy!“ Na Podolu rosyjskiem istnieje do dziś zwyczaj żegnania nieboszczyka i odpuszczania mu win. Oto gdy zwłoki umarłego wyniosą z chaty, rodzice zmarłego zatrzymują uczestników i zwracając się do nich mówią: „Towarzysze i sąsiedzil Nieboszczyk prosi o przebaczenie — przebaczcie mu więc i pożegnajcie“. A uczestnicy pogrzebu odpowiadają: „Niech mu P. Bóg przebaczy“. Pożegnanie to powtarza się trzy razy.
Wśród ludu serbskiego panuje zwyczaj, że umierający żegna się z krewnymi, przyjaciółmi i znajomymi, przeprasza nawet swoich wrogów albo im przebacza winy, „dopiero po zupełnem pojednaniu się ze wszystkimi, może spokojnie umrzeć“, gdy zaś przechodzi długie i straszne męki konania, „lud serbski jest mniemania, że mu ktoś nie przebaczył“. Umierający Serb prosi o przebaczenie nie tylko ludzi ale także „każde zwierzę w lesie, wszelkiego ptaka w powietrzu, ryby w wodzie i żmije pod kamieniem“. Wedle wiary mahometan w Bośnji i Hercegowinie zagniewany umarły może przekląć osobę, która go skrzywdziła, tak żeby nie mogła skonać, dopóki go nie przebłaga. Nieraz słyszeć można wśród ludu tamecznego zaklęcie: „Umrę a nie przebaczę ci tego“, dlatego tak wielką wagę przypisują tara pojednaniu na łożu śmiertelnem. Lud słoweński w krainie (Pol — janci) odprowadza zwłoki do krzyża, zwanego tu „znameniem“, za trumną niosą żarzące węgle z ogniska domowego, kładąc na nich kadzidło, ustawiwszy to przy trumnie modlą się za duszę zmarłego. Poczem dopiero zanoszą trumnę do kościoła. Bliżsi

krewni idą za trumną na cmentarz, inni uczestnicy wracają z po-grzebu do domu. Starożytny ten zwyczaj zowie się kerlejż (otworzone ze słów modlitwy Kyrie elejson, = Panie zlituj się). W południowych Niemczech (Voigtland) zanim umarłego wyniosą z izby, przystępują doń członkowie rodziny, aby się z nim pożegnać. Od najmłodszych począwszy, wszyscy po kolei podając mu dłoń mówią: Spocznij w Panu!
Przed spuszczeniem do grobu otwierają niekiedy trumnę, aby poraź ostatni zobaczyć i pożegnać się z nieboszczykiem (na ziemiach polskich, w Rumunji, Niemczech i in.). I górale styryjscy w pochodzie żałobnym zatrzymują się przy męce Pańskiej lub figurze świętego, na krzyżowej drodze, za wsią, a stąd po odśpiewaniu pieśni żałobnych i poświęceniu zwłok, postępuje kondukt pogrzebowy na cmentarz. Nad górnym Innem „stają trzy razy po drodze do cmentarza, przewróciwszy trumnę podnoszą ją u głowy w górę,,aby nieboszczyk po raz ostatni zobaczył wioskę ojczystą i z nią się pożegnał“. W innych stronach Niemcy doszedłszy do Bożej męki („Marterl“), zatrzymują się, a jeden z gospodarzy prosi w imieniu zmarłego o przebaczenie każdego, kogokolwiek obraził, prosi też o towarzyszenie mu do grobu. Po modlitwie za zmarłego i tego, który Bożą mękę wystawił, rusza pochód do kościoła, a następnie na cmentarz. Wynosząc umarłego Rumuni dotykają trumną każdy z przekroczonych progów domu, w tej wierze, iż tak żegna się umarły z swymi domownikami. Przed wyniesieniem zwłok Żmujdzina z domu „żegnają zmarłego wszyscy członkowie rodziny, całując jego ręce, nogi, twarz, zależnie nd stosunku za życia“. Poczem następuje mowa pogrzebowa. W jednej z nich, mianej w Dowoj — nowie (pow. rosieński gub. kowieńska), podanej w przekładzie z rękopisu litewskiego, czytamy: „Nieboszczyk przeprasza prze — zemnie, przyjaciela, wszystkich, kogo tylko obraził mową lub uczynkiem. Darujcie, przebaczcie, zapomnijcie winy jego“ itp. Estończycy „zatrzymują się przy starym drzewie, a po wypiciu wódki następuje pożegnanie nieboszczyka, poczem obwiązują dokoła pień kolorową nicią wełnianą“.
Aby powstrzymać duszę nieboszczyka od powrotu do swoich, powstał „zwyczaj, że pochód żałobny zatrzymuje się na oznaczonych miejscach, mianowicie na drogach krzyżowych, granicach i mostach, a dopiero po odbyciu modłów, ofiary i tym podobnych obrzędów rusza dalej na cmentarz (Śląsk, Brandenburgja, Siedmiogród, Rumunja, Francja, Portugalja — starożytne Indje). Rzymianie od najdawniejszych czasów miewali na pogrzebie mowy, w których chwalili umarłych. Po spaleniu lub pogrzebaniu zwłok Rzymianina krewni żegnali go po raz ostatni trzykrotnem Valel (Bywaj zdrów!) Zwyczaje te opisuje Wergili w w Eneidzie, Varro i Propercjusz. Przed wyniesieniem zwłok Czeremisi stawiają zmarłego na nogi i zniewalają go, aby się ukłonił i pożegnał z domownikami. Kiedy jeden

208
z Huronów (w Kanadzie) umrze, „zbiera się cała familja i są-siedztwo dla pożegnania się z nim. Ubierają go, twarz mu farbują czerwono i dają podarunki, jako temu, który się puszcza w daleką drogę; jeżeli jest żołnierzem, to mu broń przydają. Kiedy umarłego już ubiorą, mówi jeden temi słowy: Ty siedzisz między nami, masz taką postać jak my, a przecie nie jesteś już tem, czem my. Któż jeszcze przedwczoraj z nami mówił? Nie ty, była to dusza twoja, która jest teraz w kraju dusz, u naszych ojców.
Żydzi w Polsce, na Rusi i Litwie odwiedzając zmarłego przepraszają go najpierw, za wyrządzoną mu przykrość lub krzywdę, a następnie proszą, „aby wstawił się za mmi na tamtym świecie“. Przed wyniesieniem z domu nieboszczyka „najbliżsi krewni zbliżają się doń i proszą go o przebaczenie”. Podczas składania nieboszczyka do grobu „wszyscy obecni proszą go o przebaczenie, a posługacz bożnicy oznajmia mu, że ze wszystkich stowarzyszeń, do których za życia należał, jest już wykreślony“. Czyni to dlatego, że „nieboszczyk nie-świadom zerwania stosunków, mógłby swych kolegów powołać do siebie“. Wspomnienia dobrych uczynków zmarłego na pogrzebie odejmują — zdaniem Żydów w Polsce — trzecią część cierpień nieboszczyka w grobie. Żydzi na Bukowinie, zanim umarłego spuszczą do grobu, otaczają grób, a krewni płacząc i zawodząc proszą nieboszczka o przebaczenie, rzuciwszy zaś garść ziemi na grób mówią słowami pierwszej księgi Mojżeszowej: „Z ziemi jesteś i do ziemi wrócisz“. Gdy wyspiarz Samoa leży na łożu śmiertelnym, krewni i znajomi tjego starają się, aby rozstać się z nim w zgodzie, „z obawy, że gdyby umarł z urazą do nich, wróciłby z pewnością i przyniósł im nieszczę — scie.
Jest powszechny niemal w Polsce zwyczaj, że wyprowadzając ciało na cmentarz, stołki, ławki lub deskę, na których leżał umarły, albo na których spoczywała trumna, przewracają „do góry nogami“, a czynią to w tym celu, żeby duch zmarłego, nie mógł się na tych miejscach zatrzymać. Po wyniesieniu zwłok w Sieradzu „przewraca się w domu krzesła, ławki i stoły, aby umarły nie wrócił i nie zabrał kogoś z domowików“. (W Poznań — skiem). We wsi Wiśle przesuwają stolce (ławki), na których truchła (trumna) spoczywała, „ażeby wdowa po nieboszczyku szczęśliwie powtórnie za mąż wyjść mcoła lub wdowiec się ożenił“. W Prusiech wschodnich i na Pomorzu „dusza umarłego zostaje w domu, dofióki jej nie wyrzucą, przewracając stoły i stoliki; kondukt pogrzebowy w połowie drogi staje przy kupie słomy, na której dusza po raz ostatni odpoczywa“. Wyrzu-ceniem słomy pozbywa się natrętnej duszy. W powrocie z cmentarza „na granicy wsi albo gdzie pod krzyżem każą na Mazowszu starem wyrzucić jeśli nie wszystko, to choć trochę słomy, inaczej bowiem umarły wprędce pojawiłby się znowu we wsi“.

209
„Po pogrzebie — — kmiecie rzeszowscy — wóz wywracają, aby wytrząść duszę, gdyby się w nim przypadkiem gdzie zawieruszyła“ fZ Woli zgłobieńskiej). W Borowie czynią to, aby — jak powiadają — „wypchnąć z niego duszę, gdyby na nim pozostała“. „Rusini przestawiają wszystkie sprzęty domowe z jednego miej sca na drugie, ażeby ulubiony przez nieboszczyka porządek w mieszkaniu nie powstrzymał duszy“. Stołki dwa, na których stała trumna i lichtarze, w których płonęły świece, przewracają w Czechach północnycri i na Morawach, pierwotnie z obawy, aby umarły nie wrócił i na nich nie spoczął, obecnie ażeby nikt z rodziny nie poszedł za nim.
I Niemcy (Gischow bei Biitzow) po wyniesieniu zwłok na cmentarz, przewracają stołki do góry nogami, dopóki zwłoki nie opuszczą sioła. Po wyniesieniu zwłok na cmentarz (w dolinie Geisel) należy w domu żałoby powywracać stołki, na których spoczywała trumna z umarłym, w przeciwnym razie umrze ktoś z domu. Aby dusza zmarłego nie zatrzymywała się w domu żałoby, lud niemiecki każę przewracać garnki i naczynia, bo mogłaby się pod niemi skryć dusza nieboszczyka. Po wyprowadzeniu zwłok na cmentarz Prusacy w okolicy Królewca prze wracają stołki, na których spoczywały zwłoki, a gdyby tego zaniechali, umarły wróciłby z cmentarza i usiadłby na jednym ze stołków. 1 na Litwie (w okolicy Tylży) zachował się zwyczaj, iż po wyniesieniu ciała nieboszczyka z izby, przewracają ławkę, na której zwłoki spoczywały, a czynią to — jak powiadają — ażeby znów nie zaszedł w domu wypadek śmierci. Po zgonie Rumuna, przewracają do góry nogami stołek, na której spoczywała deska z umarłym, w przeciwnym razie umrze ktoś z pozo stałych w domu. W Siedmiogrodzie, we Francji, nad Renem, u Łotyszów i Finów, panuje od wieków zwyczaj, że „z chwilą gdy podnoszą trumnę na mary, (aby wynieść zwłoki z domu żałoby) przewracają stołki, ławki, krzesła, albo je zabierają, wymowne przeciwieństwo zaproszenia do odwiedzin“. Nakaz — jak zwyczajnie w tradycji ludowej obostrzony surowemi karami, ktoby go przekroczył, „pójdzie za nieboszczykiem tj. umrze drugi z członków rodziny“ albo „zmarły nie zazna w grobie spokoju“ tj. zostanie upiorem.
Zaraz po wyniesieniu ciała nieboszczyka zamiatają u nas starannie izbę. Tak na pozór prosta i naturalna czynność ma swoje uzasadnienie w wyobrażeniach umysłu pierwotnego o nie czystości trupa i szkodach, jakie wyrządza. Izbę, w której leżał umarły, zamiatają na Pokuciu i śmiecie razem z miotłą wynoszą na miejsce puste, gdzie ludzie nie chodzą, rzekomo „aby ci nie wtłaczali nieboszczyka w ziemię“. Przez cały czas, gdy umarły leży w chacie, nie wolno zamiatać, po wyprowadzeniu zwłok zamiatają na opak tj. od słońca. (Z Lubelskiego). Miotłą, którą zamiatano chałupę po zmarłym, dość „szorgnąć“ po kapuście, którą lisy zjadają, a nie będą robić szkody. Zwyczaj zamia-
, Śmierć.’


210
tania izby po wyniesieniu zwłok przestrzegany jest przez Rosjan, Czechów, (Góry Kruszcowe), Jugosłowian (w Serbji) i u Niem-ców (Minden, Voigtlend), we Francji (nad Renem), u Żydów, Japończyków, Wadszagów (w Afryce), w starożytnej Romie u Indów w epoce wedyjskiej.
Objawy żalu po umarłych.
Uczucia smutku po zgonie drogich osob przybierają rozmaite formy zależnie od stanu oświaty. Zachowały się u nas w tra-dycji, stwierdzonej świadectwami historycznemi, objawy żalu — po śmierci najbliższych członków rodziny — przez rwanie sobie włosów, kaleczenie ciała i bicie w piersi, jak u napół dzikich ludów. Mistrz Wincenty, piszący kronikę swą w pierwszej ćwierci XIII w., wymienia przy opisie stypy Popiela jako zabobony pogańskie, do jego czasów zachowywane na pogrzebach, „głosy zawodzeń, łkanie, żałosne jęki, straszliwe wycia, tłuczenie piersi i rąk załamywanie“. „Rwą włosy dziewice — powiada — mężatki drapią sobie twarze do krwi, staruszki — rwą odzienie“. W djalogu na cześć Kazimierza czytamy:
Foves planctum, foves luctum W pierś się tłuczesz i zawodzisz, Flentum, ob quem, quaeso, Płaczem — powiedz, co chcesz fructum (osięgnąć
Lam bunt noctienia? W ponocnych czuwaniach?
Na znak żalu po zmarłym chłostano się, jak o tem świad-czy staropolski wyraz chłostki po łacinie n e n i a e. Podobne zwyczaje pogrzebowe przestrzegane były jeszcze w 17 wieku, a dowodzą tego następujące wiersze Zimorowicza. W sielance XI, zwanej Żałoba, powiada autor:
Do tego płaczu, do tego obchodu śpiewaczki (płaczki) Prędziuchno przyszły, usta swe rzetelne Lamentów, serce żalów niosąc pełne.
Już w piersi czyste uderzają dłonią, Już włosy na wiatr wytargnione ronią, Wieńce do grobu z nim miecą...
W sielance XVI czytamy:
Tylko to przyzwoite niewiastom przy grobie Ryczeć i włosy targać...
Opierając się na zakazach pisma św. karci kościół wieków średnich (poenitentialia, concilia) pogański objaw żałoby: „gdy opłakujący śmierć nieboszczyka rwali sobie włosy, kłuli lub rozdrapywali twarz i ciało“.

211
Synody czeskie z 16 w. zakazują tego „pogańskiego nad umartym zwyczaju łamania rąk i zawodzenia“. Słowakom na synodzie z 1591 r. wzbroniono „pogańskiego nad ciałem zmarłego narzekania i wrzasku kwilenia, łamania rąk przy wyliczaniu czynów i uczynków zmarłego“. Z podniesieniem kultury ustał zwyczaj kaleczenia się, a pozostał jeno płacz i wywodzenie żalów, co należało do nieodzownych części ceremoniału pogrzebowego. Podczas stypy żałobnej, zwanej u Czarnogorców stołem żałobnym, dwie kobiety z najbliższej rodziny, występujące na znak żałoby z obnażonemi i ostrzyżonemi głowami, głośno opłakują zmarłego. Żal po zmarłym wyrażają Serbowie gwałtownemi oznakami rozpaczy, jak „rwaniem włosów, tłuczeniem się pięściami w głowę i rozdrapywaniem twarzy aż do krwi“. Płacz, jęki i zawodzenie przy zwłokach był do niedawna zwyczajem Bułgarów, Rosjan, węgierskich Rumunów i Sasów siedmiogrodzkich. Obrzędowe rwanie włosów i kaleczenie twarzy niewiast jako zwyczaj pogański, na Rusi zaświadcza autor Żywota Konstantyna Murowskiego Arabscy pisarzy XI wieku (Ibn Rosteh Masudi u Al Bekrego) podają, że „kobiety słowiańskie kaleczą sobie ręce i lica, gdy ktoś z rodziny umrze“. „Czem jawniejsze i gwałtowniejsze były te barbarzyńskie oznaki żalu, tem bardziej odpowiadały tradycji“.
Rozpacz Karola Wielkiego po śmierci Rolanda i jego bo-haterów wyraża się w Chansons de geste padaniem na ziemię, wyrywaniem sobie włosów z głowy i brody, w podobny sposób wyrażają ból swój spółczesni mu rycerze. W pierwszej ćwierci zeszłego stulecia spotykano w okolicach Gery (Voigtland ko biety, zawodowe płaczki (Leichenweiber), które na widok umarłego „wyły i zawodziły, drapały sobie twarz mocno malowaną i wyrywały sobie sztuczne włosy“. Po odśpiewaniu pieśni pogrzebowej odbierały zwykłą zapłatę. Gdy śmierć nawiedzi ubogie domostwo sycylijskie, „wszyscy członkowie rodziny i osoby obecne wybuchają straszliwym krzykiem i lamentem, i wyrażając swój żal nie tylko głosem, ale i wyrywaniem sobie włosów, biciem się w piersi i t.p., to się powtarza w chwilach z góry oznaczonych“. Krewni zmarłego Wołocha „pięściami tłuką się po głowie i twarz sobie rozdrapują do krwi, najbliżsi z rodzeństwa obrywają włosy na sobie, mężczyźni z czubów, a kobiety z warkoczem i rzucają je na grób“. Najbliżsi z rodziny zmarłego wojewody cyganów (Brocz Jóska f 1895 r.) rzucali się na ziemię wyrywając sobie włosy z żalu. Wdowę po wojewodzie 67 letnią Katinkę, wedle zwyczaju cygańskiego, przywiązano do drzewa i tak z płonącą świecą w ręku stała przez cały dzień. Jako oznakę żałoby rozdzierają Żydzi na sobie suknie po stracie bliskich krewnych, obsypują głowę popiołem lub kurzem, biją się w piersi, głowę, biodra i targają włosy, a zdarzało się, że tarzano się po ziemi w popiele. Fanatyzm bólu dochodził nawet do kaleczenia się i zadawania so

212
bie ran. Już w księgach mojżeszowych czytamy ustęp zabra-niający Żydom kaleczenia się. (, Z powodu śmierci osoby bliskiej nie wolno wam zacinać lub wypalać ciała waszego“). Zwyczaje tak były zakorzenione u ludu, że zakaz ten nie odnosił skutku.
Żałoba u ludów starożytnych wyrażała się w sposób, który nam się obecnie wydaje barbarzyńskim. Staroindyjskie przepisy sakralne (Apastamba) nakazywały po śmierci ojca lub żony jako oznakę żałoby: wyrywać sobie włosy i sypać prochu na głowę. Herodot i Diodor opowiadają o starożytnych Egipcjankach, że po śmierci swych najbliższych wybiegają z otwartemi piersiami na miasto, kając się i wyrywając sobie włosy wśród głośnego zawodzenia. Od tych objawów smutku nie różnią się oznaki żałoby dzisiejszych mieszkańców z nad Nilu, pomimo przyjęcia wiary mahometańskiej i po upływie tylu wieków. Z nadmiaru bólu po zgonie Patrokla leży Achilles rozciągnięty w kurzu, z głową zasypaną prochem z rozburzonemi włosami. Bryzeis rzuca się na ukochane zwłoki kalecząc swą pierś i piękne oblicze. I wzrastająca cywilizacja późniejszych czasów nie zapobiegła tym dzikim i surowym objawom bólu. Nie pomogły też i wydawane zakazy ustawodawców, jak np Solona zabraniające wybujałych objawów bólu kobiet. Zakazy te przeszły później do prąwa dwunastu tablic, zabraniących kobietom kaleczenie twarzy. Ale choć ustawa zmniejszyła nadużycia, objawy bólu nie mogły ustać. Zrodzone bowiem z uczucia żalu, uświęcone spuścizną i zwyczajem zrosły się z życiem ludu. Trwanie ich oznajmiają nam liczne ustępy w dziełach greckich i rzymskich pisarzy. Świadectwo Lucjana stwierdza, że jeszcze w drugiem stuleciu były nadmierne wybuchy bólu ostro karane. Rzymianki w pochodzie pogrzebowym szły z rozpuszczonemi włosam i i otwartą piersią, a wyrażały swój ból żałosną skargą, biciem w piersi (planctus), drapaniem twarzy, wyrywaniem sobie włosów i rozdzieraniem odzieży.
Murzynom, poczytującym chorobę i śmierć za dzieło czarowników, da je skon najbliższych osób do najdzikszych objawów bólu. Skoro członek rodziny, zwłaszcza mąż, wyzionie ducha, podnoszą kobiety przed drzwiami chaty okropny krzyk, wyrywają sobie włosy i kaleczą twarz. Na odgłos zawodzeń kobiet, podnoszą krzyk wszystkie niewiasty we wsi, czasem nie wiedząc nawet kto umarł. 1 Indianie w Ameryce po śmierci człowieka zawodzą, katują się i kaleczą. U plemion Cheppe — wyan i Natchezów objawy tej żałoby ograniczają się do kobiet, jak to w Germanów zauważył Tacyt. Patagończycy zawodząc ranią sobie do krwi ramiona i nogi cierniskiem, a w Kalifornji biją ostrym kamieniem w głowę. Zawodzące kobiety na wyspach Tonga, którym oczy od nieustannego płaczu obrzmiały, biją się w piersi aż do sińców i kaleczą sobie policzki. Negrzy wywodzą swe żale w domu zmarłego przez całą dobę. Te same

213
jęki, z wyrywaniem włosów i kaleczeniem ciała, ponawiają się na pogrzebie. Wróciwszy zaś do domu żałoby przez kilka dni jedzą, piją i tańczą, jakby byli na weselu a nie na obchodzie żałobnym. Pogrążeni w smutku za najbliższymi Hawajczycy wybijają sobie kamieniem przednie zęby, wyrywają włosy i kaleczą twarz. Gdy Pers umrze, członkowie jego rodziny „krzyczą okropnie, tarzają się po ziemi, drą suknie swe i biegną po mieście z twarzą pomazaną błotem dla okazania rozpaczy“. Wdowa biczuje się aż do krwi, co czwartek chodzi modlić się i płakać na grobie męża, gdzie do późnej nocy krzyczę przeraźliwe, rozdziera sobie szaty i wyrywa włosy.
Wiele plemion Jndjan w Ameryce objawiają żal i smutek po stracie najbliższej osoby pzez kaleczenie swego ciała (rąk, nóg) ostrym kamieniem. Tak np. Indjanki Sioux po śmierci męża na znak żałoby ranią sobie ręce i nogi do tego stopnia, że podczas chodzenia ciecze im krew, rwą włosy z głowy i wywodzą głośne żale. Brazylianki Bororo rozcinają sobie piersi ostrym kamieniem. Turczynki ze środkowej Azji przez rok cały płaczą i zawodzą. Do rytuału pogrzebowego ludów australskich należy zawodzenie i kaleczenie się do krwi. Mężczyzn! i kobiety w Australji środkowej mają za zwyczaj na lewem ramieniu (a nieraz i na prawem) blizny i obrzmiałości spowodowane ranami, które zadają sobie przy obrzędach żałobnych po śmierci krewnych. A gwałtowne te parokryzmy smutku i bólu, które wystawiano na widok, „przeznaczone były na to, by duszę zmarłego uradować“, ale przypuszczają również że, miały na celu odpędzenie nieprzyjaznego ducha. U niektórych plemion Nowej Zelandji była skaryfikacja z dotkliwemi po mej bliznami oznaką żałoby po śmierci męża lub bliskich krewnych. Tubylcy z Kanady ranią sobie piersi i nogi na znak żałoby. Umyślnie zacięte lub wypalone blizny jako symbol żałoby po wypadkach śmierci widzimy i u innych plemion. Objawy żalu za zmarłymi, mające na najniższych stopniach rozwoju dziki charakter, nie zanikają nawet u ludów na wyższych szczeblach kultury. W zachodniej Europie panował w średnich wiekach zwyczaj strzyżenia włosów na znak żałoby i ranienie twarzy nożem. Herodot wspomina o tym zwyczaju u Scytów, sąsiadów Słowian Kobiety serbskie jeszcze w 16 stuleciu ucinały sobie włosy i wieszały nad grobem męża. Zwyczaj ten pogrzebowy, szeroko rozpowszechniony i u innych ludów tłumaczą jedni jako symbol pierwotnego uśmiercania się wdów po zgonie męża, drudzy jako ofjarę dla duszy zmarłego
Wyzywanie i szarpanie włosów w chwilach rozpaczy zro-zumiałe jako wyraz żalu u ludów namiętnych, o żywych giestach jak np. u Żydów, stało się zczasem konwencjonalną oznaką żałoby, polegającą na strzyżeniu włosów i brody. Tę odmianę zauważyć możno w dziełach Homera. Gdy w Illiadzie Achilles po śmierci Hektora „włosy rękami szarpie“ a Helena i Andro-

2“
macha włosy sobie wyrywają, to czytamy w Odyssei, że pozostali na znak żałoby strzygli swe włosy... Wśród naszych włościan, jak niegdyś w Grecji za Aleksandra Wielkiego i w Rzymie, na znak żałoby mężczyźni zapuszczali sobie włosy i brodę po zgonie bliskich. Obecnie widzimy te oznaki żałoby u Persów, którzy przez tydzień po śmierci bliskich nie strzygą ni włosów, ni brody. — Zawodzenie i żale nad umarłymi ujęte w pełne zwyczajowe formuły, wygłoszone przez płaczki, zatraciły swój pierwotny charakter i wychodzą u nas z użycia. Ale i dziś jeszcze przy składaniu ciała zmarłego do trumny, przy wynoszeniu z chaty albo po spuszczeniu zwłok do grobu jest w zwyczaju wśród ludu polskiego głośne opłakiwanie zmarłych czyli zawodzenie przez kobiety, należące do najbliższej rodziny. Po śmierci włościanina w Kieleckiem wybiega jedna z najbliższych krewnych przed dom i zaczyna łkać i zawodzić, a w Dłaczu tym, w głośnych skargach i żalach o osieroceniu swem, córki po ojcu, żony po mężu, matki po synie lub siostry po bracie, mamy przeżytki zawodzeń z czasów pogańskich. W zawodzeniach tych przy zwłokach zmarłego, wdowa albo sierota przedstawia zazwyczaj opuszczenie rodziny i gospodarstwa wskutek odejścia na drugi świat gospodarza, chwali zalety nieboszczyka i prosi o przebaczenie, jeżeli go w czem rozgniewała.
W gadce od Chełmca (na Kujawach) wierna żona, po rzekomej śmierci męża, idąc za trumną „płacze i wyrzeka na całe gardło i ręce strasznie załamuje“: „A mój Bożel co ja też teraz będę robiła? ja biedna sierota, ja nieszczęśliwa!“. „Kiedy już wyszli l;u cmentarzowi, ona okrutecznie zaczęła znów ręce łamać, wrzeszczeć i wypłakiwać“. Wieśniaczka nad zwłokami córki „zawodząc płaczem, wylicza podniesionym głosem posługi domowe, które od niej otrzymywała“... W Sandomierskiem każdy z odwiedzających nieboszczyka, uczęstowany przez gospodynię, biada z nią nad zgasłym mężem i pozostałemi sierotami. Przywiodę tu jedno zawodzenie wdowy z okolicy Żarek w dosłownej relacji Federowskiego: „Zaraz po śmierci nieboszczyka żona jego, a po zgonie nieboszczki, najbliższa z krewniaczek, wybiega przed chatę, a zakrywszy twarz zapaską (fartuchem), trzymaną w obu rękach, poczyna rzewnie płakać. Płacz ten poczyna się coraz wzmagać, tak że nareszcie przechodzi w głośne łkanie. Poczem kobieta puszcza się wzdłuż drogi, w pośrodku wieś przerzynającej, a zawodząc od czasu do czasu, przeplatając płaczem, wymienia w krótkich słowach swój żal głęboki po stracie ukochanej osoby i jej pewne zalety“. Urywane te wspominki, przywodzę w całości:
O rety, rety! Matko Boska Częstochowska
Hu! hu, hu.
O pochwalony Jezusie najsłodszy
Hu! hu, hu.

215
O ja niescęśliwa siroteczka bidna
Hu! hu, hu.
O mój Boże! kaj poleciałeś ptaku mój miły.
Hu! hu, hu.
O mój Boże! co ja tera pocne, do kogo się przytulę.
Hu! hu, hu.
O mój gospodarzu drogi, kochany.
Hu! hu, hu.
O cegozes ty mnie mescęśliwo sirote opuścił.
Hu! hu, hu.
O mój gospodarzu, mój ty jedyny, o już cie więcy nie ujźre.
Hu! hu, hu.
O co ja bidna pocne z tymi sirotami, kto na nich pracował będzie.
Hu! hu, hu.
O mój ty sokole najmilejsy, o nie wrócis ty, już ‘ nie wrócis.
Hu! hu, hu
„Żal ten głęboki, wypowiadany monotonno smętym głosem, czym na słuchaczu bardzo smutne wrażenie. W zwyczaju tym przebija się piętno pogańskiej przeszłości”. Mamy historycznie stwierdzone zawodzenie rycerstwa polskiego w wiekach średnich. Długosz w Dziejach polskich opowiada, że na pogrzebie Kazimierza Wielkiego (ł 1370 r.) jechał przed marami rycerz przywdziany w. purpurę, wyobrażający osobę zmarłego króla, mary zaś „otoczało przeszło tysiąc rycerzy, zmarłego króla towarzysze, w żałobne szaty przybrani, a zawodząc smutne płacze i jęki, śpiewali pieśń prostego składu (carmen inconditum), ale głosem w niebo bijącą, która prawie wszystkim obecnym łzy wycisnęła“.
Nie mamy jednak przykładów zawodzeń z dygresjami opiewającemi życie codzienne z jego radością i weselem, jakie spotykamy np. w zawodzeniach ruskich. Już Al. Tyszyński dając Rys historyczny oświecenia Słowian zauważył, że wesołe epizody w pieśni pogrzebowej, ludu polskiego, przytoczonej przez Żegotę Paulego w jego zbiorze Pieśni Ludowych, (płaczkowie śpiewają tu opuszczonym przez zmarłego o piwie, karczmie itp.) zarówno w pieśni pogrzebowej, przywiedzionej przez Mele — cjusza (w 16 wieku), (śpiewa o napoju, jadle, dziewicy), odnoszą się do ludu ruskiego. Na ziemiach ruskich panuje od wieków zwyczaj, iż żona, matka, dzieci, rodzeństwo itp. po zgonie swoich bliższych lub dalszych krewnych plącząc i zawodząc przemawiają w formie niepozbawionej rytmu i rymu, sięgającej nieraz wyżyn artyzmu. Głoszą zaś te swoje żale bezpośrednio po skonaniu osoby drogiej, gdy ciało ubierają, przy wkładaniu go do trumny, podczas całego pochodu na cmentarz, jak i przy

216
samem spuszczaniu trumny do grobu, żona obowiązana jest opłakiwać męża, matka dziecko, wypowiadając na głos swe żale. „Im głośniej je kto wyraża, tem większe uznanie i szacunek zaskarbia się u gminy, a wdowa lub wdowiec na tem rychlejszy może liczyć ożenek*.
Opłakiwać („hołosity“) najbliższych jest obowiązkiem pozostałej rodziny. Wdowa po mężu na Wołyniu wywodzi następujące żale: „O mój najmilszy, mój gołąbku, mój wierny druhu, jak bez ciebie chata pociemniała i słońce za chmury zaszło, gdy ciebie nie widzę! Jak ja sama do chaty wrócę? Dlaczego tyś się nagniewał? Czy ja ci w czem nie dogodziła? Wróć się i poucz mię. Czy ci nie żal maleńkich dziatek, mnie młodej? Wróć się sokole!6 W tym duchu wdowa snuje swe żale od wyprowadzenia zwłok aż do zasypania grobu. Albo matka straciwszy dzieci wywodzi: „Dziatki moje, kwiatki, weźcie się za rączki i przyjdźcie do mnie na Wielkanoc“ itp. Na Podlasiu jeszcze na początku XIX w. był „zwyczaj najmowania płaczki“, która „idąc przed trumną i głośno płacząc, wyliczała v śpiewie żałobnym zasługi i cnoty zmarłego“. Tak np. na pogrzebie młodej dziewczyny płaczka nuciła smutnym głosem po rusku:
O, moja siostrzyczko! Jakże ty mnie porzucna, Jakże my z sobą dobrze żyli itp.
Po drodze na cmentarz, zawodzi Hucułka, postępując za trumną gazdy, temi oto słowy, które tu w przekładzie z ruskiego podaję:
Drużyno moja droga!
Czem ja ciebie tak pogniewała? Czyż Pana Boga ja nie błagała, Żebym z tobą przeżyła? Czy ja Boga nie prosiła, Żem się na biedę ostała? Z kim ja będę dzieci hodować, Z kim ja będę gazdować? Dzieci drobne jak drobna plewa, Ja sama nieszczęśliwa wdowa, iwanie, mój złoty, mój drogi, Co ty zrobiłeś?
Tyś odszedł, a dzieci mi zostawił; Niema komu ani dzieci hodować, Ani pójść do miasta, ani przynieść, Ni dać, ni wziąć, ni przywieźć. Tyś mnie wdowę samą zostawił, Tyś mnie na wieki zasmucił!
Dzieci u Hucułów zawodzą po matce w tych słowach: Mamusiu nasza rodzona, mamusiu luba! Czem my Boga zagniewały,

217
Żeście nas, mamusiu, sierotami zostawiły.
Tato matkę pochowa, Drugą sobie poszuka. Kto nas będzie nauczać, Kto nas będzie jednać:
Córka zawodzi po matce:
Mamciu moja złota, mamciu złota!
Kto mnie będzie wydawać,
Kto mi wianek dawać?
Kto nam pole będzie dzielić,
Kto bydł“ rozdawać? Gdy mąż będzie mnie bić, Komu pójdę się poskarżyć? Kto za mną się wstawi?
Albo inne zawodzenie dzieci po śmierci matki: „Czemu do nas mamu nie przemówisz, czemu nie spojrzysz na nas, czemu nam bolączki na palcach nie pozawijasz? A w którą drogę wybierasz się mamo? Skąd mamy ciebie wyglądać? Mamo nasza słodziutka, kwiecie nasz pyszny, żałobo nasza!.. Jakiemi słowy przemówisz do nas? Jakiemi łzami zapłaczesz nad nami? Czem my ciebie, mamo, zagniewały, że ty nie możesz nas wydać za mąż, nami rozporządzić6 itp. Matka zawodzi po córce w tych mniej więcej słowami: Córka moja! Z kim będę żyła, kim się będę posługiwała dziecię moje drogie! Dlaczego mię zostawiasz? Ja się na ciebie nie gniewałam, jam cię nie biła, czy ja ciebie tak zagniewałam, że ty mnie pozostawiasz! Dziecię moje drogiei
Kasiu moja!
Gdzie ciebie wyśledzić?
Czy w sadeczku, na listeczku, Czy w trawie, na rosie.
Czy w górach, na kamieniach, Czy w chacie, w odrzwiach?
Żale u Rusinów odprawia matka za dziećmi, wdowa za mężem, wdowiec po żonie, sieroty za rodzicami i rodzeństwem wywodzą żale za towarzyszami, drużbami i kumami, parobek za dziewczyną i odwrotnie. Żale te za umarłym wyrażają w rozmaity sposób: improwizacją, śpiewem, zawodzeniem, płaczem, jękiem, pochwałą zmarłego, przekazywaniem umarłemu, opowiadaniem jego życia itp. Zawodząc głośne żale i głosząc różne nieboszczyka zalety Hucułki śpiewają wśród płaczu i jęku (po rusku):
Pocoś umarł, kiedy ci dobrze było na swiecie, wszystkiego miałeś podostatkiem. Pocoś osierocił żonę i dzieci? Gdzie głowę złożą, co poczną z gospodarstwem? Czem zgrzeszyliśmy, czem zawiniliśmy, żeś nas opuścił? Czy ci nie żal tego świata

218
i rodziny? Chlubiłam się tobą. Wstań, przemów raz jeszcze do mnie i popatrz na mnie. Narzekania (priczitania) u ludu ruskiego przez osoby najbliższe z rodziny albo najęte płaczki, nad zwłokami i na grobie nieboszczyka, wychwalanie go i żale że pozostałą (wdową, matką itp.) przytacza ją Maeletius Klonowicz w swej Roksolanji (wspominając o najmowaniu płaczek) Oto wyjątek z książki Maeletiusa z 1582 r. p t. De sacrificiis et idolatria venterum Borussorum, Livonum aliarumąue vicinarum ge — ntium. Ad. Dr. G. Sabinum Joannes Maeletius: Po ubraniu i obuciu nieboszczyka, krewni sadzają go na stołku, a przypinając doń, wywodzą następujący śpiew pogrzebowy:
Ha lele, lelel Och, och ’
1 przecz (= dlaczegoś) ty mnie odumarł?
1 czyś ty nie miał co jeść albo pić?
I dlaczegoś ty mnie odumarł?
Oj, oj! I czyś ty nie miał pięknej żony?
1 dlaczegoś ty umarł? itp.
W ten sposób zawodzący wyliczają po kolei wszystkie zalety zmarłego i jego dobytek, a mianowicie: dzieci, owce, woły, konie, gęsi, kury itd. Na te pytania nie odpowiadając, przyśpiewują żałobnie: „Dlaczegoś więc umarł, gdyś to posiadał?!“ Zawodzenia ruskie, mające formę rytmiczną i charakter epiczno — lirycznej poezji, powstały z okrzyków bólu z powodu straty drogiej osoby i z obrazów charakteryzujących stosunek osoby opłakującej do nieboszczyka. Przez ścisły węzeł wolnej improwizacji z lytuałem obrzędowym, zawodzenia poczynają kostnieć i wchodzą w repertuar zawodowych płaczek. W takim stanie zastaje zawodzenia chrześcijaństwo które im wypowiada wojnę, wypiera wprawdzie zwyczaj najętego opłakiwania, rozwija zawodzenia w duchu nowego chrześcijańskiego na świat poglądu, nie pozbawia ich jednak typowych form i motywów pierwotnego charakteru. Główną osnową żalów (zawodzeń) ludu ruskiego stanowią wyliczanie przymiotów i zasług zmarłej osoby oraz przedstawienie szkody i nieszczęścia, jakie sprawiła śmierć danej osoby, zasadniczym nastrojem smutek i żal za zmarłym. Gdy umrze zamożniejszy Hucuł, „rodzina zajmuje 3 — 4 grających na fujarce, którzy przez całą noc grają; drugiej nocy najmują 1 lub 2 trembitów, a trzeciej kilka płaczek, by za nieboszczykiem płakały. Gdy ciało wkładają do trumny, grają na fujarkach i trembitach, a płaczki zawodzą“. Zachował się nawet tradycją wieków uświęcony zwyczaj, iż po zmarłym musi ktoś zawodzić żale (hołosyty), gdy dana osoba „sama nie umie zawodzić, to musi nająć, aby druga zawodziła“. Rusini ze stryjskiego, śniatyńskiego i sąsiednich powiatów najmowali na pogrzeb płaczki do zawodzenia, za co płacono im w naturaljach wełną, jagłami (pszonem) mąką, fasolą, dawano też chleb, ser, słoninę, wódkę, nawet odzienie. W powiecie nadwórniańskim pewna kobieta — nająwszy płączkę — powiedziała:

219
„Płacz, a dam ci wełnę!“ Płaczka zawodząc tak się skarżyła: „Będzie albo nie będzie siwe runo, a ja biedna płaczę darmo“ O takim obrzędowym płaczu z wielkim krzykiem na pogrzebach opowiadają najstarsze źródła historyczne Rosji. Kobiety po śmierci męża zawodziły wśród płaczu pieśni motonne, które odśpiewują z rana i wieczora aż do pogrzebu. Na Białej Rusi od — tychczas utrzymał się zwyczaj zawodzenia na pogrzebach, istnieją tu jeszcze zawodowe płaczki. Biadania nad zwłokami praktykowały się u Czechów w wiekach średnich aż do końca XVI w. „Niewiasty i dzieci lamentują naprzód w domu nad umarłym, potem gdy z domu zwłoki wynoszą, a po raz trzeci nad otwartym grobem“. Lamentacja wdowy nad trumną i grobem jest napół improwizacją obrzędową. „Są przykłady, że żona na dzień przed pogrzebem męża zamyka się przed domowemi i uczy się lamentacji, aby nad grobem nie płakać na wstyd przed ludźmi“. Gdy wdowa nie umie „narzekać“, wynajmuje sobie starą, ubogą kobietę, wprawną w lamentowaniu a uczęstniczki pogrzebu podnoszą to przed wdową, mówiąc: „Boże! to wam pięknie lamentowali, aż się serce krajało jak lamentowali“, narzekaczka zaś cieszy się z tego uznania.
Gospodarza domu opłakuje u Serbów najbliższa rodzina, od czasu do czasu nad nim zawodząc. T. z. narikanja. na pół śpiewne żale, zwrócone ku zmarłemu, to niejednokrotnie prawdziwie piękne utwory poezji ludowej. Zawodzą je płaczki domowe przyjaciele i znajomi, opłakując nieboszczyka chórem w domu i nad grobem, ale czynią to także narikacze, t. j. uproszone płaczki, słynące z wymownego opłakiwania umarłych i rozpaczliwych jęków. U Czarnogórców nazywają takie zawodowe płaczki pokajnicami, a bywa ich przy znamienitszych nieboszczykach kilkadziesiąt umyślnie na ten cel najętych w Chorwacji. Umarły bywa tu dzień i noc strzeżony, aby złe duchy nie wyrządziły mu szkody. Kobiety zawodzą monotonne żale, w których wyliczają zalety zmarłego, wyrażając przy tem swój ból i smutek. Najmują też zawodowe płaczki. Mężczyźni nie biorą udziału w tych oznakach żałoby.
Po śmierci męża wdowa u Jugosławian „przystępuje ze łzamt w oczach ku trumnie, a ściskając i Całując martwe ciało“, zawodzi, żegnając się z nieboszczykiem: „Coż sobie pocznę ja biedna, opuszczona, bez ciebie! Tyś był mą ochroną, pociechą itd. W podobny sposób narzeka, gdy spuszczają ciało do grobu. Serbki w Bośni, krewne zmarłego, wywodzą żale przez siedm dni na miejscu, gdzie nieboszczyk leżał. Podobne obrzędy istnieją w Łużycach, u Słoweńców i Rusinów w Rumunji. Jak płacz i żal po zmarłym, stopniujące się aż do wydzierania sobie włosów, drapania twarzy i kaleczenia ciała, tak lamentacje i zawodzenia należą do „pogańskich“ zwyczajów rytuału pogrzebowego Słowian. Zakazywały je penitencje średniowieczne. Mimo to do niedawna można było słyszeć u Słowian zawodzenia, narzeka

220
nia, krzyki i jęki najbliższych krewnych idących za trumną zmarłego.
Od niepamiętnych czasów panował zwyczaj opłakiwania zmarłych u dawnych Prusaków. Michał, biskup samijski około “30 r. karcił pogański zwyczaj zawodzenia i narzekania, podobnego do wycia (ulu lando) na mogiłach Prusaków. Prusowie w Kurlandji obchodzili w ten sam sposób pamiątkę umarłych ojców, matek i innych krewnych po zaszłej śmierci, w dzień zaduszny, a czasem na każde święto „na grobach lamentliwie śpiewają z płaczem, wyliczając zmarłego godności“. Płacz Litwinów zwany raudą, zawodzony przez bliższych i dalszych krewnych z „wyrzutami dla czego zmarły ich porzucił“ przy-pomina obrzędowe zawodzenie w Polsce i na Rusi. „Gdy Min — dogowi umarła kochana jego Marta, posłał po jej siostrę, żonę Dowmonta olszańskiego, aby przyjechała siostrę k a r z y ć (opłakiwać)*. Do dziś raudują jeszcze Litwinki, np. córka po matce temi słowami: „nie zejdziemy się już nigdy ani na jarmarku, ani na odpuście, nas biedne sieroty ostry wiatr przeszyje“ itp. Matka zawodzi za synem: „ty mój oraczu, kosarzu, ludzcy synowie po łąkach z kosami się uwijają, mego dziecięcia kosy rdzewieją“ itp. Żona opłakując męża, prosi zmarłych rodziców: „O 1 uchwyćcie swego zięcia, mego męża za białe ręce. O! otwórzcie mu drzwi welów (duchów). O! posadźcie na ławie welów w przeznaczony szereg“. W jednym z takich śpiewów pogrzebowych, tak zawodzi sierota nad grobem matki:
„Któż mi ogrzeje ręce i nogi?
Któż mi warkocz uczesze?
Kto mi usta umyje?
Któż do mnie słówko miłe przemówi“.
Po śmierci Litwina, żona codziennie przez 4 tygodni „przed wschodem słońca i po zachodzie powinna była opłakiwać umarłego“, w niektórych okolicach „opłakiwanie to spełniały żony nad samemi mogiłami“, u zamożniejszych „płaczki najęte opłakiwać ustawnie musiały pamięć zmarłego“. Płaczki na pogrzebie Litwina, tak opisuje T. Narbutt w Dziejach starożytnych narodu litewskiego: „Są to kobiety młode, z moc — nemi piersiami (płucami), które od chwili, jak umrze kto, aż do złożenia ciała do mogiły, wrzeszczeć nie przestają, ile można najgłośniej i najprzeraźliwiej. Jeżeli zmarły nie miał krewnej do tego zdatnej, uprasza się pierwszą lepszą sąsiadkę“. W. „chwilach, kiedy krzyczeć przestaną“, mają „twarze wesołe i wypogodzone“ — schodzą ze sceny jak aktorki. „Na pogrzebie ludzi ubogich niema tyle hałasu, przecież gdyby i żadnej krewnej nie było, któraś przez pobożność pokrzyczeć musi trochę“. W niektórych okolicach Żmujdzi zachowało się do dziś jeszcze obrzędowe zawodzenie kobiet — płaczek. „Z przeciągłym jękiem wyliczają przymioty zmarłego i wynikające stąd przyczyny do

221
żalu dla pozostałych“. Płacz i zawodzenie należą do odwiecz-nego rytuału pogrzebowego Żmudzinów. P. Martinieres w książce Voyage des Pais Septentrionaux. (Paris 1671) opisując po grzeb Lapończyka wspomina o płaczu, zawodzeniu („wyciu“) i łamaniu rąk osób bliskich nieboszczykowi. W owych żalach kobiet „pytano nieboszczyka, dlaczego umarł, czy go żona rozgniewała, czy znosił głód i pragnienie, czy nie miał ubrania, czy ponosił szkody w polowaniu albo rybołówstwie?“ Albo inne żale wdowy: „Ach mój skarbie! dlaczegoś mnie opuścił? Czy nie robiłam tego co kazałeś? Czy nie starałam się o dom twój? Czy nie dałam ci pięknych dzieci?“ Znów inna: „Dlaczegoś umarł? Czy nie miałeś ładnej żony, miłych dzieci, wódki“ itp. Zawodzenia ludów germańskich znane są od wieków średnich. Żale Gudruny (z Eddy) po zgonie męża Sygurda przypominają litewsko słowiańskie żale. Tacyt w Germanji nadmienia, iż płacz i utyskiwanie za zmarłymi były dla kobiet zaszczytne. Takie żale wywodzono po zgonie króla Wizygotów Alaryka (f około 410 r.) i króla Longobardów Alboina (f około 573 r.). Indicu — lus superstitionum z VIII stulecia zwalcza dadsisas tj. żale pośmiertne, a Regino z Prym, żyjący w X wieku, mieni je „śpiewami djabelskiemi“. Saxo Grammaticus w swej Historji duńskiej zaświadcza ten zwyczaj pogrzebowy u ludów północy. Drapa jako śpiew pochwalny Skaldów na cześć umarłych znają mieszkańcy Norwegji i Islandji. Po żalach mężczyzn wywodzą je kobiety w Grenlandji przy zwłokach umarłego.
Żale i zawodzenia ludów z południa: Greków, Albańczyków, Jugosłowian i Rumunów po zgonie członka rodziny mają wiele wspólnych wątków z żalami północnych ludów jak np. pochwałę cnót i zasług zmarłego a nieraz całą biografję. Zaczynając zazwyczaj wezwaniem do umarłego jakby z wyrzutem: „Dlaczego mnie porzuciłeś?“ kończą prośbą czy zleceniem, aby na drugim świecie pozdrowił drogich im nieboszczyków Opłakiwanie zmarłego odbywa się na Sycylji przez umyślnie na ten cel najęte płaczki, które pomagają rodzinie w wywodzeniu żalów. Zdarzają się między niemi „osoby słynne z pięknego sposobu opłakiwania nieboszczyków“.
Za trumną wieśniaka włoskiego postępuje gromadą płacz-ków płci obojga, sławiących cnoty osoby zmarłej. Zawodzenia żałobne w Sardynji i na Korszyce, zwane lamenti i voceri, sięgają głębokich wieków średnich. Kościół wielokrotnie karcił ten „pogański“ zwyczaj, nie mógł go jednak wykorzenić doszczętnie. I u Rumunów płaczki najęte napełniały dom jękiem i lamentami od chwili śmierci aż do pogrzebenia zmarłego. Żale za zmarłym w formie djalogu i duetu wywodzą Portugalczycy, Francuzi (departament Ille et Vilaine) i inne ludy romańskie. W starofrancuskich Chansons de geste wyraża się ból Heloizy na widok zwłok Raula w podobny do naszych form zawodzenia ludu. Płacze wdowa, że straciła najlepszego rycerza, że

222
ze śmiercią wybrańca serca, przepadła jej radość, a teraz wypada jej żyć w smutku i żałobie. Podobne żale wywodzą do dziś zawodowe płaczki w Krainie, Alzacji i w okolicy Miihlheimu nad Ruhrem. Zawodzenia, żale i pieśni o dowolnej rytmice, napół śpiewane przez kobiety najęte albo krewne spotykamy także w Siedmiogrodzie i na Węgrzech. W Abisynji towarzyszy pochodowi uroczystemu do grobu cały tłum najętych kobiet lamentujących i zawodzących żałośnie. Na greckich wyspach, w całej Helladzie i w Sardynji, gdzie nawet zachowały dawną nazwę preficze i piagnoni, na Korsyce, w irlandji i na Wołoszczyznie najmują jeszcze teraz kobiety do zaintonowania pieśni żałobnych przy zwłokach.
W średniowiecznych Planktach, podobnie jak w pieśniach i zawodzeniach pogrzebowych wybijają się na czoło podobne motywa żalu za nieboszczykiem i pochwały jego osoby. Wy-wodzenie żalów i pieśni pośmiertnych należało już do rytuału pogrzebowego ludów indoeuropejskich. Znane są z Iliady pełne westchnień treny czyli żałobne pieśni przy zwłokach Hektora. Bryzeida zawodzi w podobny sposób po zgonie Patro — klesa: Straciła drogiego opiekuna, który tak niedawno jeszcze był żyw, a teraz przepadły jej nadzieje powrotu z drogim przy jacelem do kraju ojczystego. Płaskorzeźba starożymska znaleziona na Nia Labiczana a znajdująca się dziś w Lateranie, przedstawia wystawienie zwłok umarłego płacz i zawodzenie rodziny przy odgłosie dętych instrumentów. W Atenach wynajmowano już kobiety z Karji i mężczyzn do opłakiwania zmarłych. I w pochodzie pogrzebowym starożytnych Rzymian nie brakło płaczek (praeficae), umyślnie w tym celu najętych kobiet, o których wspominają Plautus, Varro i Horacy Śpiewały owe pieśni żałobne (naenia) i pochwalne na cześć zmarłego. Funkcję tę spełniały i w Grecji kobiety zdaje się już zawodowo, jak to czynią do dziś w Kalabrji i Sycylji.
Za barami Rzymianina szła krewna lub zaprzyjaźniona kobieta, śpiewając wśród łez przy grze flecisty pogrzebowe nenje. Z tych śpiewów przy zwłokach i na pogrzebie rozwinęła się epika i liryka klasyczna. Germani i Trakowie (Herodot) opłakiwali swych zmarłych takiemi żalami, w których wysławiano czyny zmarłego. W scisłym związku zostają zawodzenia ludowe z obrzędowym płaczem u starożytnych Egipcjan: „Ja twoją siostrą — zawodzi Egipcjanka w jednym napisie — Ty mój potężny bracie, nie opuszczaj mn’ie“! Albo inne zawodzenie: „Ty taki najpiękniejszy, mój dobry ojcze! Tak daleko jestem od ciebie! Idę teraz samotna“. Pieśni przy zwłokach umarłego śpiewane przytacza już staroindyjska Rigweda. W XI księdze Mahabharaty, epopei indyjskiej, zasługują na uwagę zawodzenia matki na widok zmarłych synów, którzy pozostawili młode wdowy. Zewnętrzne oznaki żalów matki okazywały się biciem

223
w głowę, rozpuszczone mi włosami i omdleniem. Jak pieśni żałobne Germanów, śpiewane podczas czuwania przy zwłokach i na pogrzebie, tak i staroindyjskie pieśni przypisywały drogę nieboszczykowi. Ślady najstarszych zawodzeń nad ukochanym zmarłym, żon po utracie dzieci lub mężów, mężczyzn po śmierci przyjaciół i t.p. znajdujemy w epopejach asyryjsko babilońskich, egipskiej o Irydzie i Ozyrysie, grecko-italskiej o Demeterze i Persefonie, w księdze Makabeuszów, w Psalmach Dawidowych i Prorokach (Jeremjasz).
Płaczki zawodziły już na pogrzebach Persów, a znane były innym ludom Wschodu. „W parę godzin po śmierci człowieka z ludu Armenji zbierają się sąsiadki i opłakując zmarłego, w smętnych pieśniach opiewają jego przymioty i zalety“. Przytaczam jeden wyjątek z owych zawodzień w przekładzie z ormiańskiego: „Dlaczegoś ty umarł? Dlaczego ty milczysz? Dlaczego odchodzisz od nas?Cóżeśmy tobie zrobili? Dlaczego ty milczysz? Kto nas teraz będzie pieścił? Co mamy zrobić z two — jemi dziećmi? Podczas tych śpiewów bliskie krewne zmarłego odrapują sobie twarze do krwi, biją się cegłą w głowę. Nawet kobiety, które zmarłego dobrze nie znały, krzyczą i rwą sobie włosy na głowie. Spotykamy także płaczki zawodowe“. Ormianki zawodzą i płaczą nieustannie od śmierci aż do pogrzebu nieboszczyka, zarówno w domu jak na drodze do grobu. Zawodzenia te jako pogańskie karcił kościół ormiański i zakazywał pod groźbą ekskomuniki. Ojcowie kościoła zwalczali namiętne wybuchy żalu uważając je za pogański obyczaj. Zawodzenia te potępiał kościół mieniąc je jeszcze w XI wieku djabelskiemi (diabolica carmina et saltationes). Że tu wymienię tylko słowa Burcharda z Wormacji „Observasti excubias funeris, id est interfuisti vigiliis cadaverum mortucrum ubi christianorum cor — pora ritu paganorum custodiebantur et cantasti ibi diabolica carmina et fecisti ibi saltationes, quas pagani diabolo docente adinvenerunt“.
Jeszcze w 15 wieku zakazuje kościół płaczkom w Pru — siech zawodzenia na święconym cmentarzu, nad zwłokami zmarłego, karcąc zwyczaj ten jako pogański. I Islam zabrania dzikich objawów żałoby i zawodzenia. Mahomet zakazał krzyku i wycia, kaleczenia twarzy i rozdzierania szat, twierdząc, że są to podszepty złych duchów. Z czasów talmudycznych przechował się zwyczaj u Żydów w Palestynie, iż po śmierci bogobojnego Żyda, kobiety wywodzą żale swe na dachu domu i biją się kułakami w piersi. W starożytności znachodzimy u Egipcjan, Semitów i u Etrusków najęte płaczki. Obecnie istnieje ten zwyczaj najmowania płaczek mimo zakazu Mahometa, prócz Medyny, w całym mahometańskim Wschodzie. I u chrzescjań — skich ludów Azji zachował się ten zwyczaj. Znają go ludy syryjskie. Żale pośmiertne, zwane „Walwala“, wywodzą na pogrzebie i Arabowie. Płaczki znachodzimy u dzikich ludów, jak np.

224
u Natchezów z nad dolnego Mississipi i w północnej Karolinie. U Turkmanów, dzikich i koczujących plemion wysp turańskiej niziny, zawodzą płaczki przez rok cały w namiocie zgasłego, w godzinie, w której zmarły wydał ostatnie tchnienie, zmuszeni są też przyłączyć się do tych skarg żałobnych obecni człon kowie rodziny, nie przeszkadzajc sobie jednak w codziennem zajęciu. Nawet kobiety z najbliższego otoczenia przyłączają się do tamtych ale zawodząc a krzycząc nie przerywają jednak swej roboty.
Rytuał pogrzebowy Chewruzów i Abchazów w Imerecji nakazywał po zaszłej już śmierci „podnieść głośny krzyk boleści i zawodzić w tym celu, aby uwolnioną z więzów ciała duszę przestraszyć i odpędzić“. W cześć zmarłego odbywano gry, zabawy i tańce, które razem ze śpiewem i zawodzeniem miały ducha zmarłego życzliwie usposobić dla pozostałych przy życiu. Zaraz po zejściu ze świata chorego na Madagaskarze rodzina przez chwilę zachowuje się spokojnie, poczem wszyscy obecni wybuchają płaczem, krzycząc przeraźliwie, rozplatają włosy na znak żałoby. U plemion, jak np. Sakalava, które posiadały broń palną, męszczyźni strzelali, by trzymać zdała złe duchy, które czatowały zazwyczaj dokoła domu żałoby. La-menty te i krzyki jak w ogóle wszystkie zewnętrzne oznaki żałoby, nie pochodzą z rzeczywistej rozpaczy, są one jeno konwencjonalnym zwyczajem, sądzą bowiem, że „jeśli zwłoki zmarłego nie będą z wszelkiemi honorami odprowadzone na miejsce spoczynku, dusza zmarłego zamiast leżeć spokojnie w grobie, chodzić będzie dokoła i niepokoić żyjących“. Plemię Siou, jak inne ludy przerwotne, wyraża żal swój po śmierci bliskiej osoby przez barbarzyńskie udręczenie ciała i zawodzenia. „Głośne i niepohamowane bywają wybuchy bólu dzikich, którzy zarówno w smutku jak radości puszczają wodze swoim uczuciom. Lamentacje ich, powtarzające się perjodycznie w pewnym oznaczonym czasie, trwają długo i robią ulgę zbolałemu sercu, ale zarazem oddając zmarłemu należną część, ducha jego nastrajają życzliwie“. — Zwyczaj więc wywodzenia żalów rozpowszechniony jest od najdawniejszych czasów na obu półkulach.
Wierzenie ludowe, że zbytnia rozpacz pozostałych prze-szkadza spokojowi zmarłych wyrażone jest w ostatnim Trenie Kochanowskiego słowami ducha zmarłej matki Jana:
...„Twój nieutulony
Płacz, synu mój, przywiódł mię w te tu wasze strony Z krain bardzo dalekich, a łzy gorżkie twoje Przeszły aż i umarłych tajemne pokoje“..
Lud ziemi sieradzkiej przestrzega, aby nie płakać przy konającym, „bo mu ciężko umierać*, szyjąc gzło (koszulę śmiertelną) zmarłemu „wystrzegać się trzeba, aby łzy nie padały

Samobójstwo nieznanego z nazwiska robotnika w Rodatyczach p, Gródek Jagielloński. 29/9 1929.

225
na tę szatę, ponieważ każda łza ciężarem ołowiu pada na duszę umarłego“. Zmarłego w Żarkach wdziewają w smiertelnicę, długą aż po kostki, uszytą z płótna lnianego, lecz nie przez domowników, a to dlatego, że „każda łza uroniona podczas szycia na robotę, ciążyłaby kamieniem na duszy zmarłego.“ „Rodzice nie powinni płakać po stracie dzieci, ponieważ łzy ich ciążą dzieciom na tamtym świecie“ (Sławków), albo zakłócają im spokój. Kiedy matka przestanie płakać, wtedy i dziecko doznaje spokoju. Szlachta zaściankowa w Delejowie zakazuje nad umierającym płakać, gdyż mu się tem skon utrudnia. Nawet „zwierzęcia ginącego nie należy żałować, bo się mu przedłuża mękę“. Panuje w Polsce i na Rusi przesąd, że przy konającym — zarówno człowieku jak zwierzęciu — nie godzi się płakać głośno i żałować go, bo „będzie miał ciężkie i długie konanie“. Na Rusi nie wolno nawet żałować umierającego, gdyż „kto umiera, a żałują go, ten prędko nie skona, lecz męczyć się będzie; tak samo, kiedy rzną kurę (drób) a kto jej żałuje, to po zarżnięciu kura żyć jeszcze będzie“.
Przy konającym Huculi zabraniają płakać, „płacz bowiem nie dozwala mu rychło i spokojnie umrzeć i długo go męczy“. Aby zmniejszyć męki konania, wypędzają (w okolicy Trębowli) rozpaczającą rodzinę, bo „gdy ta płacze i żałuje za umierającym, to dusza z niego nie może wyjść“, lud tamtejszy utrzymuje nawet, iż umarłego można płaczem przywrócić do życia — naturalnie tylko na czas bardzo krótki. Gdy wobec konającego płaczą i zawodzą, lud ruski (w okolicy Sniatyna) przestrzega: „Nie płaczcie, dajcie mu skonać, bo zawrócicie go z tamtego świata“. Wogóle wierzą tu, że „niejedna matka płaczem, zawodzeniem zawróciła dziecko z drugiego świata“. „Aby dusza z ciała odeszła w spokoju, siedzą lub stoją przed konającym (na Ukrainie) cicho, nie płaczą nawet głośno“. Płacz po zmarłym na Rusi sprawia, że nieboszczyk „jest mokry na tamtym świecie, że jest w wodzie“. »
Za trumną zmarłego Rusina (w okolicy Skolego) może iść cała rodzina, tylko nie matka za pierwszem dzieckiem, nie wolno jej też płakać za niem, boby ono na tamtym świecie we łzach pływało. Matka u Bojków (w powiecie stryjskim) nie idzie za trumną, ani nie zawodzi za pierwszem dzieckiem. Rosjanie (gub. Orel.) schodzą się około Zielonych świąt na cmentarzu, wspominają przy grobach o swoich najbliższych, ale broń Boże ze łzami i żalem, przeciwnie wśród tańcu, śpiewów i przyjemności, należy bowiem rozweselić umarłych, ci zaś czuliby się obrażeni, gdyby ich bez radości opuszczono. I lud czeski zabrania rodzicom płakać po śmierci dziecka, gdyż przez to zakłuca mu się radość. Lud czeski utrzymuje, że łzy, wylane z żalu za zmarłym spadają mu na piersi i palą jak ogień. Kto za umarłym długo płacze i zawodzi, ten przywołuje go do życia na ziemi pełnej udręki. I na Morawach zabraniają otaczającym
„Śmierć“
15

226
zmarłego głośnych objawów żalu, podając jako powód, że „głośne szlochanie budzi nieboszczyka, a dusza jego wraca na — powrót do ciała i musi na nowo cierpieć męki konania“ Dla tego także do łoża osoby konającej przywołują wszystkich członków rodziny, gdyż nieobecność któregoś z nich mogłaby obudzić „tęsknotę, któraby powstrzymała skon i męki umierającego pzzedłużyła“.
Gdy góral chorwacki idąc za pogrzebem krewnego, mocno płacze i ogląda się poza siebie, nieboszczyk będzie często jego dom odwiedział, a to rzecz groźna dla rodziny. Wedle wierzenia Wendów (Słowian w Meklenburskiem) łza wylana nad trumną zmarłego odbiera mu spokój... Umierającego nie należy opłakiwać — powiadają w Marchji brandenburskiej — gdyż będzie miał ciężkie konanie. Łzy, spadłe na ciało umarłego, nie dają mu w grobie spokoju. Wśród ludu niemieckiego istnieje przesąd, że szyjąc umarłemu ubranie nie należy przelewać łez, aby mu nie zmoczyły ubrania, a gdyby tego nakazu nie usłuchano, umarły wstanie i zabierze z sobą plączącego, gdyż „że łzami wchodzi coś z istoty wylewającego łzy pod władzę śmierci“. (Sasi w Siedmiogrodzie). Lud w Turyngji zabrania płakać za umarłym, dopóki trumna jest otwarta, „aby nie zamącać zmarłemu spokoju“. Podczas konania chorego w Dytmarskiem wystrzegają się otaczające go osoby głośnym płaczem ulatującą duszę napowrót przywoływać, gdyż umierający męczyłby się dłużej. Zarzynając bydło albo wieprza nie należy go żałować, bo z nim i człowiekowi będzie ciężko umierać — Nad konającym nie należy płakać i jęczyć, w przeciwnym razie „umarły może odżyć, a dusza, która już się od ciała odłączyła, mogłaby być powołaną do życia“. Przesadne żale i łzy nadmiernie wylewane zakłucają umarłemu spokój, „ani jedna łza nie powinna paść na ciało nieboszczyka“. Taki zakaz krąży między ludem francuskim i włoskim. Zmarłe dzieci zbytnio opłakiwać zakazują Rumuni, gdyż „na drugim świecie będą musiały pić łzy“. Wiara, że zmarli wiele cierpią, gdy pozostali płaczą za nimi, jest też rozpowszechniona w Szwajcarji. Płacz i zawodzenie osób otaczających Łotysza, gdy kona, uważają za rzecz grzeszną, bo „przedłuża konanie“. Motyw ludowy, że łzy kochającej osoby po zmarłym odbierają mu spokój, znany jest wszystkim ludom Europy. A wyobrażenia tej kategorji sięgają odległych wieków, skoro znane już były starożytnym Grekom. Już Prote — silas przybywał z krainy umarłych nawiedzić plączącą żonę. Wiara ta istniała również u Persów i Indjan. Wedle Zend — Avesty „uniemożliwiają łzy pozostałych, przybywającym na most umarłym, wejście do nieba“.
Zbytni płacz pozostałych święte księgi staroindyjskiego prawa (Yajnawalkya) mienią dla zmarłych szkodliwym, „gdyż oni mimo woli połykać muszą łzy, które krewni wylewają“. Żydzi (w Polsce) przekonani są, że „przy konającym nie należy

227
płakać, bo to męki jego przedłuża“, dlatego „gdy matka kona, małe dzieci nie powinny być obecne“. A zmarły Żyd, „zbyt opłakiwany, nie ma spokoju w grobie i ukazuje się swym bliskim w zmoczonej od ich łez odzieży“. Że mamy tu do czynienia z pojęciem ludowem, tkwiącem korzeniami swemi w przedhistorycznej dobie, świadczą zwyczaje ludów pierwotnych. W wierzeniach plemienia Omahów (w Ameryce północnej) spotykamy się z zakazem, że „nie powinno się wylewać nazbyt łez opłakując zmarłego, bo to wstrzymałoby duszę w jej pochodzie do krainy szczęśliwości“ — Mamy też liczne ślady tej kategorji wierzeń w pieśniach o Zosi sierocie (Moniuszko) i podaniach ludowych motywu Lenorowego (Ucieczka Mickiewicza). W jednej z dawnych pieśni polskich powiada zmarły:
Żal mojej kochanki
W grobie mię porusza, Kiedy ona płacze, Moja płacze dusza.
Zmarła w Bolestraszycach córka, za którą matka zbyt dłu go płakała, przyszła z tamtego świata pytać się „czego matka za nią płacze, że przez to ma pełno wody w grobie“. Nie wolno długo płakać nad zmarłym, gdyż obciąża go się łzami. W całej niemal Polsce i u innych ludów Europy, rozpowszechnione jest następujące podanie: Matce zmarła córka, za którą ciągle płakała. ż.a poradą wróża stanęła z donicą na głowie za drzwiami w kościele, aby zobaczyć córkę: Patrzy — idą dusze zmarłych a na końcu jej córka, niosąc dwa dzbany łez — Na widok matki rzuciła owemi dzbanami łez o matkę. Zleciały się też dusze zmarłych i rzuciły się na kobietę i zaczęły ją bić — tak, że ledwie uciekła (Z Lubelskiego). W innej odmianie tej baśni matka spotkała się z surową twarzą córki, która wskazując na pełne naczynia, rzekła: „To są matko twe łzy, któremi mię obciążasz“. Po tych słowach, wylała na matkę wodę, poczem znikła.. Niebawem matka owa umarła.
Między ludem ukraińskim krążą podobne podania, że łzy rodziców po zgonie dziecka ciąża mu ołowiem, tak że cno wstaje z grobu jako groźny dla nich upiór. Niepocieszona po skonie swego syna matka, poszła raz na cmentarz i ujrzała o północy syna, dźwigającego wiadro łez przez nią wylanych. „Poczuwszy dech matki, (istoty żywej, której umarli nie znoszą) począł ją ścigać, a ona uciekając rzucała swą odzież, co on goniąc chwytał i rozrywał“. Na szczęście kogut zapiał i upiór znikł, ale matka nazajutrz umarła. Chorwaci zakazują matkom zbytnio opłakiwać utratę dziecka, wierzą bowiem, że w czasie procesji umarłych taka matka po śmierci nie może za procesją postępować, bo jej cięży dzban ze łzami wylanemi za dzieckiem. Podanie, że wylane łzy zamącają pokój zmarłego, znane są ludom germańskim. W Eddach prosi pochowany

228
Helgi swoją małżonkę Sigrun, by przestała płakać, gdyż „palące łzy spadają jak lód na jego pierś“, a ten sam pomysł, znany z podań i ballad typu Lenory, powtarzą się w szwedzkiej pieśni ludowej: łzy Krystyny napełniają krwią serce jej narzeczonego w grobie. W podaniach i pieśniach skandynawskich z 9 — 11 wieku spotykamy się z wiarą, iż zbytni płacz i żal za umarłym, nie daje mu w grobie spokoju. W literaturze ludów romańskich są liczne baśnie i bajki, w których zmarłe dzieci z dzbankiem pełnym łez matki zjawiają się i proszą ją, by zaprzestała płakać, gdyż nie mogą znaleźć spokoju w grobie. Babka Tomasza Cantipratensis, opłakująca swego pierworodnego, widzi we śnie wesołych młodzieńców, a za nimi z trudem wlokącego się syna. Na zapytanie matki wskazuje on na swą ciężką łzami przemokłą suknię i rzecze: To są twe łzy, których ciężar ta muje mój chód. Zakazy opłakiwania zmarłych miały na celu ułatwić konającemu wyjście duszy z ciała, a po śmierci niedopuszczanie do zakłucenia spokoju umarłemu, który mszcząc się wracał do swoich jako groźny upiór. Dla tego starożytne księgi Zendawesty zabraniały płaczu, gdyż łzy pozostałych nie dopuszczają zmarłemu przejścia przez most do nieba, a prawodawca indyjski w Jajnawalkja zakazuje płakania po zmarłym, który w przeciwnym razie skazany jest na spożycie wszystkich wylanych za nim łez. Przykłady tego rodzaju zakazów znajdu jemy u Greków, Rzymian i innych ludów starożytnych.
Włościanie na ziemiach polskich zachowują żałobę zazwyczaj przez rok, wstrzymując się przez ten czas od tańca i za-bawy. We wsi Żabnie (p. krasnostawskiego) „żałobują za ojcem rok jeden, za matką rok 1 sześć niedziel, za mężem i za żoną nie żałobują“. Na Rusi wdowa nie może poślubić drugiego męża przed upływem 6 miesięcy, wdowiec może się po dwóch tygodniach żenić. Żałoba po zmarłym mężu trwała na Litwie do 4 tygodni, „po żonie zaś trwała tylko dni ośm“. W Czechach, Francji, Niemczech i u Rumunów w Siedmiogrodzie, wśród Żydów, a niegdyś Indów starożytnych „trwanie żałoby stosowało się do stopni pokrewieństwa ze zmarłym“.
„Jeżeli ktoś (na Mazowszu Czerskiem) umrze, wtedy na znak przede drzwiami chałupy przewracają kołami do góry wóz ten, który ma służyć do wywiezienia ciała11. Na Bukowinie przestrzegają zwyczaju zaznaczania domu, w którym leży umarły, ręcznikiem przeciągniętym przez okno. Na Ukrainie (w Łebe — dyni) obwiązują w tym celu wrota czerwonym pasem, „żeby gospodarstwo nie uciekło. „Kobiety (na pogrzebie w Sando — mieskiem) przyodziewają się od głowy do stóp — zakrywając niekiedy i twarz — w białe, grube i obszerne płachty“. Każda bowiem kobieta w tych okolicach, okrywa się pewnym rodzajem prześcieradła obszernego i zasłaniać mogącego całą postać“. Gospodarz z okolicy Kosowa po śmierci żony chodzi przez cały czas, dopóki jej nie pochowają, z otwartą głową,

229
bez kapelusza (czapki), nie czesze się i nie goli. Żona po śmierci męża i dziewczęta po śmierci ojca rozplatają warkocze na znak żałoby i chodzą z rozpuszczonemi włosami. Na znak żałoby Serbów po śmierci ojca nosi syn rozciętą klapę od żupana. Żydówki noszą czarne fartuszki (krótszy na dłuższym), bo gdy się jeden podrze, nie można go naprawiać, aby nie powodować wypadku śmierci w rodzinie. Przez czas grubej żałoby, trwającej przez tydzień, Żydzi nie wychodzą z domu, siedzą na ziemi, a dawniej tarzali się w prochu i posypywali sobie głowę popiołem. Liczne tego przykłady mamy w piśmie sw. starego zakonu: w księdze Hioba, u proroków Jezajasza i Jeremiasza. Powstanie tego zwyczaju tłómaczyć mają słowa przekleństwa Adama:, ^ prochu jesteś i prochem się staniesz“, a oznaczają upokorzenie człowieka.
Zwyczaj posypywania się prochem lub popiołem na znak żałoby, spotykamy u narodów starożytnych. Wiemy z Iliady, że Achilles na wieść o śmierci swego przyjaciela Patrokla tarza się w prochu i prochem posypuje sobie głowę. Wergili i Catul wspominają, że i Rzymianie na znak żałoby posypywali sobie włosy popiołem. Na Madagaskarze na znak żałoby rozpuszcza się warkocze, a pozostawiając włosy w zupełnym nieładzie, nie czesze się ich, ani smaruje; wdziewa się suknie stare, brudne, z grubego materjału, nie okrywa się głowy, ni ramion; nie nosi się klejnotów, myje się jeno palce i spi się na ziemi, nie siedzi się na krzesłach; jednem słowem obowiązkiem każdego męszczyzny i każdej kobiety w ciężkiej żałobie jest przedstawić widok jak najopłakańszy i prowadzić życie nędzne, trzymać się zdała od wszelkich zebrań i rozrywek. Zwyczaj smarowania twarzy mułem na znak żałoby znany był w starożytnym Egipcie, co Herodot i Diodor opisują, a co się do dziś zachowało u ludu w Egipcie. Posypywanie się prochem (popiołem), po skonie drogich osób, albo tarzanie się w prochu, wyraża znikomość i poniżenie, gdyż „ziemia, proch, popioł to wytwory rozkładu istot organicznych“. Na tle tych wyobrażeń, pogłębionych w duchu chrześcijańskim, rozwinął się rytuał popielca, ustanowiony, jak przypuszczają, za Grzegorza Wielkiego, w VI wieku po Chr.
Na Puszczy sandomierskiej „żałobę oznacza białe tylko ubranie lniane swego wyrobu“. Kobiety w Tomaszowskiem noszą na znak żałoby białe paciorki. Nieliczne mamy przykłady żałoby u naszego ludu, ograniczają się one do noszenia koloru białego — mieszczanie po miasteczkach noszą białe obwódki przy wyłogach, mieszczanki zaś zarzucają białe okrycie na głowę. Kolor biały oznacza żałobę w średnich wiekach u Czechów, tak jest do dziś u Serbów łużyckich. W białych wypustkach i lamach przy czarnej szacie, jakie u nas do niedawna noszono, zachował się ślad symboliki tego koloru. Analogiczne zwyczaje spotykamy u innych narodów. Lud niemiecki w Badeńskiem zawiesza przed oknem białą chusteczkę. Niemki

230
na Śląsku (Schónwald) zakładają na znak żałoby białą chustkę, Westfalki i Heski biały czepek w miejsce czarnego. W Liine — burger Heide kobieta nosi na pogrzebie biały rańtuch na głowie, który na ten cel jeszcze jako dziewczyna przygotowała i w który ją po śmierci zaszyją. Całun okrywający trumnę jest również z białego płótna. Ubranie z białego płótna kobiet słowiańskich i germańskich na znak żałoby ma za sobą kilkuwiekową przeszłość.
Wdowy w Niemczech do 16 w. nosiły białe welony ża-łobne, do dziś w niektórych wsiach wendyjskich (słowiańskich) uchodzi biały kolor na oznakę żałoby. Zwyczaj ten starożytny, sięgający czasów przedhistorycznych, miał na celu osłonę pozostałych przed „psotami“ ducha nieboszczyka. Po dzień dzisiejszy utrzymał się biały kolor jako żałobny w odległych zakątkach Szwajcarji, jak np.: w Graubinden, Vorarlberg, Appenzell. W niektórych miejscowościach Grecji wkładano również biały strój na znak żałoby. Po śmierci parobka w Banacie wieszają na tyce białe płótno, po zgonie dziewczyny czerwone. Podobnie w Portugalji. Rumuni wystawiają przed chatą zmarłego białą chorągiew. W Rzymie starożytnym białą togę zakładano w czasie uroczystości, jak my dziś czarny frak. „Strój żałobny Parsi — sów w Indjach składa się z tuniki białej, a należący do pogrzebowego orszaku trzymają w ręku białą chustkę“. Barwą żałobną u Negrów afrykańskich jest również biała. Ponieważ kolor ten broni przed złemi duchami, przeto dla obrony przed duchem umarłego i demonami śmierci w Chinach, Siamie i Ana — mie pozostali przy życiu przywdziewają białe szaty. I w Japonji jest biały kolor oznaką żałoby. Parsowie w Bombay idą za pogrzebem w bieli. Malują się na biało w znak I by Oma — howie z Ameryki północnej, Australczycy iniekt plemiona Afryki. I Hindusi występują na pogrzebie w białych strojach, Limbuska w Assam na znak żałoby zawiązuje na głowie białą chustkę. Przeważna część ludów Azji wschodniej — Chińczycy, Anamici, Jawajowie i in., podobnie jak plemiona indyjskie w Ameryce i mieszkańcy południowej Kalifornji, noszą białe suknie żałobne. Pozostała po zmarłym rodzina w Siamie ubiera się na znak żałoby w szaty białe.
Kolor biały jest oznaką żałoby i w Madagaskarze. Duchy umarłych, grzebanych przeważnie w bieliznie, objawiają się śmiertelnikom w bieli. Ukazywanie się białych dam czy pań po starych zamkach, gdy kto z rodziny ma się urodzić, wstąpić w związki małżeńskie lub umrzeć, znane jest z tradycji ustnej i literatury powszechnej. Wymienię tu jeno Bieliczkę w Wieliczce, panię białą na zamku Avenal w Szkocji, na zamku w Berlinie, nad Renem, we Francji, w Nowym dworze (w Czechach). Wśród ludożerczych plemion Australji rozszerzoną jest wiara, że nieboszczykowie stają się białymi ludźmi. W mowie tubylców kolonji południowo australskiej wyrazy na pojęcie ducha

231
(upiora) i białego człowieka są synonimami. U ludów chrze-ścijańskich łączy się z kolorem białym pojęcie czystości i dobra. Dusze bogobojnych ludzi, niewinnych dzieci ulatają jako białe gołębie do nieba (u nas, w Niemczach i in.). Stąd e contra — r i o: Sny o białych zwierzętach lub kwiatach, oznaczają u nas nieszczęście. W Niemczach sen o białych różach albo liliach — w Nowym Jorku trzykrotny sen o białym koniu zapowiadają śmierć. Lud niemiecki wierzy, że biały kogut pianiem rozprasza czarownice U nas i u innych ludów europejskich jest pianie białej kury złowróżbne. Taką kurę zabijają natychmiast. Na wy-spie Jawie uważają białą kurę (z czarną plamą) jako skuteczny amulet przeciw złym duchom i dlatego nazywają takie kury „obronnemi“. Gdy tam zachoruje dziecko, kąpią je w tej samej wodzie, w której kąpano białego koguta. Chory na Sumatrze nosi przy sobie białego koguta i zażywa w napoju kilka kropel krwi z jego grzebienia. Celem odpędzenia złych duchów posługują się Chińczycy na pogrzebach białym kogutem. Pospólstwo w Chinach obawia się powrotu zmarłej położnicy do swego dziecka, które w śmiertelnych objęciach matki umiera, aby przebłagać złego ducha położnicy trzymają w takim domu białą kurę.
Ofiarowanie białych zwierząt, zwłaszcza kur (kogutów) opiera się na wyobrażeniu, że takie zwierzęta są naturalnymi wrogami złych duchów. Na Madagaskarze ofiarują białego koguta przy uroczystości obrzezania. Plemię indyjskie Munda składa bóstwu Bonga białego koguta w ofierze. Porrowie w Kam — bodji ofiarują białe koguty przy założeniu nowych pól ryżowych. Tingwianie na wyspie Luzon, w razie choroby, zabijają na ofiarę białego koguta. Przez ofiarowanie takiegoż kura żeglarze malajscy ubiezpieczają się przed nawałnicą morską. Murzyn na Jamajce w ciężkiej chorobie zarzyna białego koguta w tem przekonaniu, że tą ofiarą okupi zdrowie. Białe zwierzęta: owieczki, gołębie, kury, zapewne z powodu swej rzadkości, jako istoty nadzwyczajne, obdarzone siłą magiczną, służyły niegdyś do odpędzania złych duchów, do ochrony przed demonami.
Obok koloru białego, uważany jest czarny za wyraz smutku, wykluczający uczucie radości, dlatego używają go do żałoby. Z biegiem czasu kolor czarny obok białego oznacza żałobę. W Józwowie (p. lubelski) „biały i czarny kolor uważane są za żałobny”. Na znak żałoby włościaństwo chełmskie przybiera białą lub czarną odzież. Włościanki — chodzkie w Czechach na znak żałoby noszą czarne suknie z białemi chusteczkami, skrzyżowanemi na piersiach, albo czarne fartuszki z białemi kropeczkami i białą wstążką do wiązania. Nasi mieszczanie, a do niedawna osoby z inteligencji, noszą białe obramowania na klapach surdutów jako oznakę żałoby. Serbowie w Łużycach noszą do dziś na czarnej sukni zarzutkę z białego płótna. Było

232
r
zwyczajem powszechnym w Niemczech 17 wieku, noszenie na czarnych żałobnych sukniach białe okrycie (welon i tp). Okryciem trumny bywa całun czarnego koloru, ale też biała płachta (płótno). Nad Renem trumnę położnicy okrywają białem suknem, a koni białą deką. W Westfalji trumna zamężnych przekryta jest całunem czarnym z białym krzyżem, na trumnę niezamężnych kładą białe płótno. Na znak żałoby wystawiają w Badeńskiem przed oknami izby, w której leży nieboszczyk, białą chustę, w miastach wznoszą chorągiew. W Basto (Portu — galja) „wisi biała chorągiew dla kobiety, czarna dla mężczyzny, czerwona dla dziecka“. Kolor żałoby bywa czarny, ale także biały, ten ostatni nietylko u Słowian i ludów germańskich, lecz także u Indów.
To podwójne stopniowanie żałoby widziane jest jeszcze na wyspie Fóhr. Gdy kobiety na pogrzebie noszą czarne fartuszki, mają sureg-lidji, tj. najbliżsi krewni i sąsiedzi białe fartuszki żałobne. Ci ostatni zarzucają jeszcze na głowę i ramiona żałobną chustę sureg — nos — duk koloru czarnego, w ręku zaś dzierżą białą chusteczkę, którą przez cały czas pogrzebu z nachyloną w dół twarzą przy ustach trzymają. Rzymianki za czasów cesarstwa nosiły na znak żałoby białe suknie, mężczyźni czarne. Noszenie czarnych szat na znak żałoby po zmarłych — dziś najbardziej rozpowszechniony zwyczaj — wywodzi się z wyobrażenia, właściwego pierwotnym społeczeństwom, że kolor czarny jest środkiem obrony przed złym duchem umarłego i demonem śmierci. Dlatego plemiona barbarzyńskie czernią sobie ciało albo przynajmniej twarz, aby odstraszyć złe moce, że tu wymienię tylko Indjan — Menomini, mieszkańców Nowej Gwinei, Brazylji, północno zachodniej Ameryki (Tlinkitów). Czarny ubiór miał pierwotnie na celu noszących żałobę uczynić niewidomymi, aby nie wywoływać n ena — wiści ducha nieboszczyka. Na znak żałoby kobiety zamieszkujące archipelag Morza Banda opasują swe biodra czarną przepaską i okrywają naramienniki czarnem suknem. Zambalowie po śmierci krewnego nosili czarne chustki, dopóki przez zabicie człowieka (na ofiarę), nie uśmierzyli gniewu zmarłego. Z kolorem czarnym spotykamy się w żałobie u mieszkańców Ameryki północnej, u Egipcjan, Hebrejczyków, Arabów, Greków i Rzymian. Wpływowi rzymskiemu przypisać należy, że mimo stanowczego sprzeciwienia się Ojców Kościoła kolor czarny został obrany jako kolor żałoby niemal przez wszystkie chrześcijańskie narody.
Umysł człowieka pierwotnego przejmowały grozą tajemnicze szmery i kształty, które mu podniecona nocą fantazja w ciemnych malowała barwach. Przedstawiał sobie, że zjawiska te czarnym całunem nocy okryte, są dziełem złych duchów, które unikając światła dziennego pod osłoną ciemności szkodzą człowiekowi. Owe ciemne moce zjawiają się dlatego po zacho

233
dzie słońca, a przed wschodem znikają i są czarnego koloru. U nas czart i u Rusinów czort, pozostaje w związku z kolorem czarnym, — tego koloru są elfy i karzełki niemieckie, Rola Arabów, złe duchy ludów sybirskich, Eureup mieszkańców na Jawie, Hantu Djahad na Sumatrze i t p. Niezliczone zastępy demonów przemieniają się w czarne zwierzęta, unas np. w czarne psy i koty. Czarownica po śmierci staje się nie tylko u nas, ale także we Włoszech i u murzynów w Afryce czarnym kotem. Czarny kolor, w średniowiecznej symbolice przypominający ciemności piekieł, oznaczał szatana; w procesach czarownic wieków średnich odgrywają nie małą rolę czarne koty, w które się czarownice przemieniają.
Koguta lub kurę czarną ofiarowywano u nas podczas choroby demonom, a ofiara ta przemieniła się z biegiem czasu w środek lekarski przeciw szaleństwu. M. Rej w „Figlikach“ i „Zwierciadle“ radzi: „na duszną chorobę (t. j. obłęd) co rychlej łapać trzeba czarnej kokoszy“, co Haur w „Skarbcu“ (1689) dokładniej rozwija: „Na szaleństwo czarną kokosz na dwoje rozdarszy, co prędzej na głowę przyłożyć“. Tem się tłumaczy staropolskie przysłowie: „wart czarnej kokoszy“, co znaczy: oszalał. Czarne koguty były ofiarą składaną djabłu przez lud w Anglji i Francji XIV w. Czarny kogut i czarna kura uważane są w Karpatach, Alpach i Ardenach za zwierzęta szatańskie, z jaj ich po siedmiu latach wykłuwają się djabły. Dlatego do czarów i ofiar od niepamiętnych czasów używano czarnych kozłów, baranów, kur ńp. W Indjach północnych podczas cholery ofiarują bogu śmierci (Yamaraja) czarną kurę i w starożytności klasycznej — jak zaświadcza Śerwius było zwyczajem ofiarowania podziemnym bóstwom czarnych zwierząt. U nas i w ogóle u ludów europejskich przetrwały jeszcze przeżytki ofiary z czarnej kury i innych zwierząt nietylko jako lekarstwo w różnych chorobach, ale też jako potrawa na chrzcinach i weselach (czarna polewka). Dla ochrony dobytku przed wrogiemi mocami chowają czarne zwierzęta w domu, w stajni lub oborze. Na Śląsku czarna koza chroni dom przed duchami. Zanim młoda para wprowadzi się na nowe mieszkanie, napędzają tam pierwej czarną kurę. U Rumunów p. młody przechodzi u drzwi domostwa swej przyszłej przez czarne jagnię, dwa chleby i naczynie z wodą.
W Irlandji uważają krew czarnego kota za ludowo — ma-giczny środek przeciw ranom; pierwsze przez czarną kurę złożone jajo, spożyte rano na czczo, odpędza febrę, ujrzenie rano czarnego ślimaka oznacza nieszczęście tego dnia. Jeśli się zobaczy jednak wczesnym rankiem białe jagnię po prawej ręce, oznacza to dzień szczęśliwy. Barwa czarna, oznaczająca smutek w obrzędach żałobnych, upowszechniła się u nas znacznie później, w Czechach w połowie XVI w., w Niemczech pod koniec średnich wieków. Ale suknie czarnej barwy na znak żałoby

’234
spotykamy już w Babilonii, Grecji i Rzymie. Żałoba, w rozma-itej postaci, zależnej od czasu i miejsca, polega głównie na „przestrzeganiu pewnych, określonych przepisów pod względem ubioru i wystąpienia na zewnątrz”. Kaszubki, Serbki i kobiety wiejskie z okolic Dusseldorfu, biorący udział w pogrzebie, mają zarzucone na głowie chustki, tak że prawie nie widać ich twarzy, a okrywanie to głowy białą płachtą, jak to do niedawna jeszcze było zwyczajem wieśniaczek polskich i ruskich, nawet czarny welon, wogóle czarny strój powszechny wśród inteligencji w żałobie, miał pierwotnie na celu pozostałych przy życiu czynić niewidzialnymi, ukryć ich przed napadami umarłego, albo sprawić, żeby przebranych nie poznał zły, mściwy duch nieboszczyka.
Nie tylko zmiana ubrania i przebieranie się, ale także strzyżenie (głowy i brody) lub zapuszczenie ich miało na celu ochronić pozostałych przed szkodliwym wpływem umarłego i duchów. Dlatego Grecy, Persowie i niektóre plemiona Afryki i Ameryki strzygli na znak żałoby długie włosy, które zwykle nosili, a przeciwnie zapuszczali włosy i brody Egipcjanie, ponieważ je zwykle strzygli. Z wiekiem i postępem przybiera żałoba charakter uczuciowy. Przygnębieni po stracie bliskich unikają zabaw i przyjemności, odkładają ozdoby zazwyczaj noszone, zrzekają się niejednej rzeczy, dla innych zupełnie bez znaczenia, dla ich stanu duszy jednak nieodpowiedniej, czem wyodrębniają się nawet zewnętrzną stroną od swego otoczenia. Kobiety u Tamanachów odkładają korale, perły i sznury z muszelek. Po śmierci Hektora Andromacha, pełna rozpaczy, zdziera błyszczący strój. Kobiety które lubią podnosić swą urodę strojem i klejnotami, w dniach żałoby usuwają wszelkie błyskotliwe i jaskrawe przedmioty, świadczące o ich minionem szczęściu. Zwyczaje będące wyrazem szczerego żalu zbolałej duszy z czasem stały się konwencjonalną oznaką żałoby... Symboliczne, a więc nowoczesne tłómaczenie zwyczaju używania koloru czarnego do żałoby opiewa: „Jak światło jest obrazem radości, tak ciemność jest obrazem smutku i śmierci. Ciemną i czarną jest noc i państwo zmarłych, które, wedle szeroko rozpowszechnionej wiary, leży tam, gdzie słońce zachodzi“.
Przeżytki palenia zwłok.
Z wyniesieniem zwłok nie zrywają się jeszcze węzły łą-czące nieboszczyka z pozostałymi. Cały szereg starannie prze-strzeganych zwyczajów rozłączenia przy pochowaniu zwłok wykazuje, że ze strony pozostałych przy życiu niczego.się nie zaniecha, aby przeszkodzić pozostaniu albo powrotowi

235
duszy, która może być tylko ciężarem albo mieć dla nich zgubne skutki. Dwa odwieczne i ogólno-ludzkie zwyczaje: grzebania i palenia zwłok praktykowane były i na ziemiach polskich, jak na to zdaje się wskazywać nawet język polski. O paleniu zwłok i przechowywaniu popiołów w urnach świadczą groby żarowe, u ludu naszego zowią żal ni kam i „miejsca, gdzie popielnice wykopywano“; podobnie w literaturze starocerkiewnej nazywają groby żalami (żalnikami). Natomiast o zachowanym do dziś zwyczaju grzebania zwłok (niespalonych) w ziemi dają świadectwo wyrazy grób, grzebać (grześć — pogrzeb) t. j zakopać, pochować ciało zmarłego w ziemi.
Obie kategorje zwyczajów miały wspólną tendencję: usu-wania trupa z widoku żyjących. Wiadomo bowiem, że zwyczaj chowania zwłok powstał z obawy przed duchem umarłego, który pozostałych przy życiu dręczył w widziadłach we śnie i na jawie, albo zsyłał na nich słabości i inne nieszczęścia. Dopóki bowiem zwłoki zmarłego leżały niepochowane, dopóky pozostawał on w pamięci najbliższych, albo widziany był przez sąsiadów jako upiór. Pod tem przygniatającem uczuciem strachu przed umarłym powstaje dążenie do uczynienia go nieszkodliwym p zez 1) zakopanie ciała w ziemi lub 2) zniszczenie go w ogniu. Pierwszy sposób polega na pochowaniu ciała, a z niem i duszy, w ziemi, co u ras na niskim stopniu rozwoju miało na celu uniemożliwić powrót duszy z grobu. Jak nasz lud zabobonny wiąże nogi umarłemu, poczytywanemu za upiora, tak Papuanie na Nowej Gwinei wiążą umarłego, „aby z grobu nie wstał straszyć żyjących“. Jako wewnętrzny motyw działają tu uczucia strachu i grozy, które potęgując się przez ciągłe kojarzenie wyobrażeń (na widok trupa) żyjący przenoszą na umarłego i jego duszę. Dlatego w zabobonach ludu naszego (i niezliczonych innych) wskutek tego naturalnego przeniesienia uczuć, upiór jest nietylko przedmiotem strachu, ale także sam pełen strachu i niepokoju.
Drugi rodzaj obrzędów pogrzebowych polegał na spaleniu zwłok, aby na tej drodze pozbyć się duszy tkwiącej w ciele i jego organach. Albowiem uczucie strachu przeobraziło ulatującą z ciała duszę w złego ducha, demona sprowadzającego na otoczenie śmierć lub nieszczęście. Tak grzebanie, jak palenie, miało na celu ochronę żyjących przed duchem zmarłego, co się stało później obyczajem, obowiązkiem, wreszcie przykazaniem. Od najdaw-niejszych czasów spotykamy u Indoeuropejczyków dwa rodzaje grzebania zmarłych: palenie i zakopywanie zwłok. To samo zjawisko stwierdzają badania u starożytnych Persów i Indów (Awe — sta — Wedy). Świadectwa historyczne i wykopaliska wykazują, że typowo-pogański zwyczaj palenia zwłok trwał w Polsce aż do XI stulecia. Przy końcu ery „pogańskiej“ pod wpływem kultury rzymskiej i chrześcijaństwa począł się krzewić u nas zwyczaj grzebania zwłok, tak że przez pierwsze wieki dziejów

236
Polski ważyły się oba zwyczaje, dopóki grzebanie zwłok nie zapanowało powszechnie. Thietmar opowiada w swej Kronice pod r. 1018, że w Polsce, przed przyjęciem chrześcijaństwa przez księcia Mieszka, żony po śmierci męża zabijano przy stosie, na którym płonęły zwłoki męża.
Zwyczaj barbarzyński palenia zwłok u Słowian południowych zatwierdzony świadectwem z VI. stulecia po Chr. O Sło-wianach, zwanych Winedami, pisze św. Bonifacy w liście z 745 r., że „zachowują tak gorliwie miłość małżeńską, iż żona po śmierci męża własnego wzbrania się żyć, i ta uchodzi z pomiędzy innych za chwały godną, co sobie własnoręcznie śmierć zadała, aby wraz z mężem na jednym stosie płonęła“. Zwyczaj ten ustał w Polsce pod wpływem religji chrześcijańskiej. Słowianie wyprawiając zmarłego na drugi świat, dawali mu najniezbędniejsze rzeczy: prócz pokarmu i napoju odzież i broń — Za panem szli na stos jego sługi, i żona. W tym celu zabijano też konie, bydło, psy — cały dobytek zmarłego. Podróżnik arabski Ibn Dustah. żyjący około 912 r. po Chr., opowiada: „Gdy który ze Słowian umrze, palą jego zwłoki; kobiety po stracie członka rodziny kaleczą sobie twarz i ręce. Następnego dnia po spaleniu zmarłego na stosie, zbierają popioły jego do naczynia i stawiają je na pagórku. W rocznicę pogrzebu zbierają się tam krewni zmarłego, jedzą i piją — do 20 dzbanów miodu — poczem wracają do domu. Gdy zmarły miał trzv żony, jedna, szczególniej mu oddana, odbierała sobie życie zarzucając sznur na szyję, a zwłoki jej rzucano w ogień“. Tenże Ibn Dustah opisuje też zwyczaj grzebania pogańskich Rosjan: „Gdy umrze wybitny mąż, robią mu grób w kształcie wielkiego domu i kładą go tam, a z nim razem jego ubranie, zapasy środków żywności, naczynia z napojem i pieniądze. Wreszcie kładą jego ulubioną żonę żywcem do grobu i zamykają wejście. Samobójstwo wdów po zgonie męża było zwyczajem zaświadczonym historycznie u Rosjan (według Fadlana) w ogóle u Słowian (Maurikios, strategik)
Wedle Wulfstana, podróżnika z drugiej połowy IX. w. Prusowie z nad prawego brzegu ujścia Wisły tak ściśle przestrzegali zwyczaju palenia zwłok osób każdego stanu, (z bronią i odzieżą, że niespalona kość ludzka, gdziekolwiek napotkana, wymagała religijnego w tym rodzaju zadośćuczynienia. Palenie ciał zmarłych sięga tam głęboko w średnie wieki. W akcie pokojowym z Krzyżakami Prusowie, mieszkańcy Pomorza i Warmji, nawróceni na wiarę chrześcijańską, zobowiązują się w przywileju z 1249 r. że nie będą zachowywali obrządków pogańskich w paleniu ciał i chowaniu ich pospołu z końmi, bronią i odzieżą. Oto jak się przedstawia wiara w życie pogrobowe u naszych sąsiadów pod koniec 53 stulecia. Mieszkańcy ziemi staropruskiej — jak podaje Mikołaj z Jerosina, tłómacz kroniki Dusburga — wierzyli, że stanowisko, jakie tu na ziemi dostało się człowieko

237
wi w udziele, takie będzie i w przyszłem życiu. Stąd też było w zwyczaju, że gdy umarł wojownik, to wraz ze zwłokami jego palono zbroję, drogie szaty, konia, wyżły i sokoły, czeladź a nawet kobiety, dlatego, że wszystkie te rzeczy, zwierzęta i osoby miały z nim razem zmartwychwstać i jemu służyć dalej, jak służyły dawniej.
Książęta litewscy Olgierd i Kiejstut kończyli na płonącym stosie, gdzie z nimi pospołu płonęły ich służebnice, konie, psy i sokoły, tudzież uprząż i zbroja. Długosz w swej Historji opowiada o Litwinach i Źmudzinach, że w czczonych przez nich gajach i lasach posiadali oddzielne dla rodzin i rodów zgliszcza, na których palili ciała drogich sobie osób z końmi, odzieżą itp. M. Stryjkowski dodaje w Kronice swej, ogłoszonej w Królewcu 1582, powtarzając za Długoszem i Dusburgiem, że „Litwini, Żmudzini i Prusacy palili wraz ze zmarłym panem jego sługi, konie, charty, sokoły, zbroję, szaty i inne rzeczy, w których się on najwięcej kochał“, a „z chłopy sielskimi te naczynia, któremi oni do roboty żywności nabywali i co ku ich stanowi należało, wierząc, iż z temi rzeczami wespół mieli zmartwychwstać, jako na tym świecie, tak na owym cieszyć się tem i żywić mieli“. Czytamy w Kronice liwońskiej z XII. w. ze Sambowie palili zwłoki poległych wraz z ich zbroją. Lud w Łotwie i Estonji przestrzegał zwyczaju palenia zwłok do czasów historycznych. A przeżytkiem tego zwyczaju u Łotyszów jest palenie odzieży umarłego i łoża, na którem zmarł.
U Gallów (jak zaświadcza Cezar i Pompejus Mela) i Ger-manów (stwierdzają to Tacyt i starogermańskie pieśni, o raz wy-kopaliska) razem z mężem i panem szli do grobu albo w ogień: żona, czeladź, konie, sokoły, wszystko, co mu za życia było bliskie. aby nieboszczykowi służyć na drugim świecie. Palenie wdów znane jest również ze starogermańskiego podania. Brunhilda zarządza, by ją na stosie razem z Sygurdem spalono, a Edda bierze za złe Gudrunie, że przeżyła swego męża i pana. Okrutny zwyczaj z doby indoeuropejskiej, że wdowa po śmierci męża rzucała się na stos, na którym płonęły zwłoki małżonka, zwyczaj panujący wśród królów i możnowładców, wypływał z wiary, że zmarłemu należy dać do grobu to wszystko, co mu za życia było miłe. Istniała wśród Indoeuropejczyków wiara, że „po śmierci człowieka dusza jego przebywa w pobliżu zwłok i przez swą zjawę może być pozostałym niebezpieczną“. Starano się ją udobruchać i życie jej uprzyjemnić. Uważano za wskazane uduszę od czasu do czasu pokrzepiać jedzeniem i piciem“. Kładli więc do grobu umarłemu naczynia, broń, ozdoby, narzędzia, rozmaite przedmioty, których używał w życiu. Zabijano też na grobie lub palono konie, psy, czeladź, a nawet żonę umarłego, aby mu uprzyjemniały życie na drugim świecie, jak mu na tym służyły. Świadectwem tej wiary są szkielety, naczynia, broń, w ogóle przedmioty znajdowane od wieków w grobach z epoki

238
kamiennej do żelaznej. Herodot opowiada o Trakach, że po śmierci męża współzawodniczą żony jego o to, której z nich przypadnie w udziale zaszczyt być pochowaną z mężem, inne uważają to za hańbę, że go przeżyły. I nałożnice króla scytyjskiego — podług opowiadania Herodota — poćwiertcwane grzebano z nim razem.
Klasyczną ziemią zabijania wdów są Indje. Już Cicero i Diodor sycylijski podają, że Indcwie zabijają wdowy, a jeszcze w szóstem stuleciu ery chrześcijańskiej uważano jeno tę wdowę za cnotliwą, która razem ze zmarłym mężem szła na stos. Okrutne to prawo zwyczajowe — któremu sankcję nadawało mylnie tłómaczone miejsce z Rigwedy — zniósł dopiero rząd angielski 1829 r. Zwyczaj palenia wdów po śmierci męża, nieznany jeszcze literaturze wedyjskiej, nawet Sutrom, był wyrazem prawa małżeńskiego brahmanów, domagającego się bezwzględnej wierności żony mężowi za życia i po śmierci. Wszakże już Mahabharata uważa śmierć sati za obowiązek wiernej małżonki, a wdowy Madri i Kunti współzawodniczą o zaszczyt spalenia na stosie zmarłego męża Pandu. Przykłady dobrowolnej śmierci żon królewskich znane są z historji Indów od 510 r. po Chr. Mimo zakazów prawa zdarzały się w Nepalu jeszcze do 1877 r. wypadki skonu wdów na stosie mężów. U wyspiarzy Viti po śmierci naczelnika zabijają jego żony i niewolnice, aby mu na drugim świecie nie brakło obsługi i przyjemności. Podobnie na Kongo po zgonie wybitniejszego męża idą za nim jego koledzy i niewolnicy. W Chinach utrzymał się przez 2’300 lat (od 500 przed Chr, do końca 18 w.) zwyczaj dawania każdemu ze zmarłych cesarzy pary małżeńskiej z uboższej ludności do obsługi w mauzoleum, gdzie ci staruszkowie, zajęci oświetlaniem i paleniem kadzideł dla nieboszczyka, resztki życia swego mu ofiarowywali.
Przy obrzędach pogrzebowych królów i wysokich dygnitarzy w Madagaskarze, nie zadawalniając się ofiarą wołów, dodawano do niedawna ofiary ludzkie. Uczyniono to w r. 1882 przy śmierci wielkiego króla Anastosów, Razoomanery. Antandrojowie ofia-rowywali na grobie swoich dowódców soronę tj. życie czterech niewolników, których zwłoki służyć miały sławnemu nieboszczykowi. W r. 1889 król Mahafaly Lahitafika, ranny na wojnie, umierając wskazał na swoje pięć żon z prośbą, by je zabito i włożono z nim razem do grobu; zaledwie skonał, uskuteczniono jego życzenie. Gdy u murzynów na Gwinei umrze król, to „razem z królem grzebią i żonę, którą najbardziej kochał i niewolnicę, o których rozumieją, że będą najzdatniejsze do jego usługi i zabawy“. Nie była to śmierć dobrowalna z miłości lub tęsknoty za mężem, bo uczucia te były pierwotnym ludom obce, albo przynajmniej wyjątkowe. Żony rzucały się na stos płonący albo pod topór z konieczności, z nakazu odwiecznej tradycji, opartej na wierze w żywot pośmiertny. Zwyczaj pale

nia na stosie wdów i niewolnic po śmierci męża, w tej myśli, aby mu były towarzyszkami w życiu zagrobowem, praktykowany był u plemieńców Nowej Zelandji i na Bali, Hainan i Salomo, u Tolkotynów w Oregonie, Qualkoltów w Ameryce zachodniej i Babinów w Kolumbji brytyjskiej. Plemiona mieszkające na wybrzeżach Złotem i Niewolniczem w Afryce wierzą, że „dusza po śmierci człowieka idzie do kraju duchów, gdzie dalej pędzi życie na wzór doczesnego: na jej to potrzeby zabijają niewolników i żony, palą oręże, odzież i narzędzia“. Ze zwyczajem tym spotykamy się u Scytów, Mongołów i Samojedów, przestrze gali go Finowie, Turko-Tatarzy, Indjanie Ameryki północnej i zachodniej. Zgodnie z wierzeniami tych ludów duchy ich przodków prowadzą życie w święcie pozagrobowym, będące kopią życia ziemskiego; potrzebują zatem żon, sług, niewolników, zwierząt domowych różnych sprzętów itp., wogóle tego wszystkiego, co im w życiu ziemskiem było niezbędne. Dzisiejszy zwyczaj (rozpowszechniony u nas i innych narodów w Europie) prowadzenia konia za trumną generała, jest przeżytkiem czasów barbarzyńskich, kiedy to jeszcze zabijano zwierzęta na mogiłach panów, aby im służyły na drugim świecie.
Kiedy u ludów barbarzyńskich zabijano lub palono konia na pogrzebie jego właściciela, dziś zadawalają się zwyczajem wojskowych, iż koń postępuje za trumną nieboszczyka z domu żałoby na cmentarz. „Dawniej Kirgizi składali duchom zmarłych w ofierze koni, dziś to robi się symbolicznie: upuszczają koniom trochę krwi i na nich w ciągu 3 lat nikt nie jeździ“ — Na pogrzebie królów podcinano koniom ścięgna u tylnych nóg, przez co padały albo stawały się niezdolnemi do użytku. Czu — wasi i Czeremisi, plemiona fińskie z nad Wołgi środkowej, dziś już nie zabijają ani kaleczą koni, ale w zamian tego rzucają do grobu figurki koni z ciasta. Dokument z St. Gallen w 806 r. zaświadcza, iż na ziemi germańskiej, podobnie jak na celtyckiej, postępowała za trumną zmarłego krowa lub koń do kościoła, dawniej do grobu, „na zbawienie duszy nieboszczyka“. Starzy ludzie w Meklemburgu opowiadają o zwyczaju w tamtych stronach przyprowadzania bydlęcia do izby, w której leżał umierający, aby tenże „duszę swą tchnął w zwierzę“. Wyrażenie niemieckie „Die schwarze Kuh driickt ihn“ oznacza bliską śmierć. O uczestnictwie krowy lub koni na pogrzebach świadczy staro — indyjski obrzęd pogrzebowy, do dziś zachowany, że do łoża umarłego przyprowadzają krowę, którą on za ogon chwyta, aby tem p wniej był na drugi świat przeprowadzony.
Z odwiecznego sposobu chowania zwłok przez spalenie zostały w zwyczajach naszego włościaństwa słabe jeno echa. Może w związku z tym zwyczajem zostaje palenie słomy w Wielki czwartek przy wzywaniu zmarłych i zwyczaj pogański palenia „gromadek“, co wytykają naszemu ludowi kaznodzieje w Polsce XV. w. Do dziś zachował śię między ludem w Polsce zwyczaj.

240
palenia rzeczy po nieboszczyku lub słomy, na której leżał. Włościanie przebieczańscy „ubranie i przedmioty ulubione po zmarłym palą albo też wrzucają do gnoju, żeby pamięć o nim nie przy-chodziła, ubrania rozdają też ubogim“. W Kjasnostawskiem palą nawet pościel, na której spoczywały zwłoki. Widocznie obawiano się, aby duch zmarłego, który udzielił się pościeli, nie wyrządzał szkody pozostałym przy życiu. W całej Polsce rozciągniętą kłóć słomy, po skonie umarłego, palą lub wynoszą na drogę, bo „przez zetknięcie ze zmarłym mogłaby pozostałym zaszkodzić“. Słomę tę, na której leżał umarły, wyrzucają w Krakowskiem do rowu, przy drodze, „aby przechodzący — ujrzawszy ją — zmówili: Wieczny odpoczynek“. Widocznie wierzono ongi, że duch zmarłego na tej słomie przebywa. Dlatego słomy tej nie użyją do oświetlenia ani rozpalą nią w piecu, nie wyrzucają nawet do gnoju na oborę w tem przekonaniu, że „na takim nawozie przez siedm lat nicby się w polu nie urodziło“, duch umarłego wytępiłby cały plon.
W innych okolicach „słomy, na której nieboszczyk skonał, nie ruszają dotąd, dopóki ciało pod dachem; dopiero po pogrzebie, starannie zebraną, pali za wsią dziad lub baba. Z kierunku płynącego w górze dymu wróżą: w której stronie śmierć wioskę odtąd najpierw nawiedzi“. Po odwiezieniu zwłok do kościoła na Mazowszu starym, wracający do domu wyrzucają z wozu, na granicy wsi albo pod krzyżem, trochę słomy, „aby umarły nie pojawił się znowu we wsi“. Mazurzy pruscy palą ją na ogranicy wsi albo na grobie zmarłego. Słomę, na której leżał umarły, zabierają w Prusiech wschodnich na cmentarz lub zostawiają ją na ogranicy wsi, „aby nieboszczyk podczas odwiedzin w rodzinnej wiosce mógł na owej słomie odpocząć, zaś na Pomorzu rzucają słomę tę na drogę, „aby duch nieboszczyka tu się zatrzymał i nie odwiedzał domowników“.
Nietylko w Polsce ale i na Rusi istnieje zwyczaj, że sło-mę, na której leżał umierający, po skonie jego natychmiast wynoszą z domu i daleko w polu palą. Słoma i siano, na którem leżał umarły w powiecie kosowskim, palą po pogrzebie, razem z trzaskami, wiórami (hyblinie) pozostałemi po zrobieniu trumny. Słoma, na której umarły w Czechach leżał, nie bywa w celach domowych ani gospodarczych używana. Słomę tę wraz z innemi rzeczami nieboszczyka i sprzętami do mycia lub strzyżenia (golenia), po pogrzebie palą w pobliskim lesie, dają je też umarłemu do trumny, zakopują w ziemi, albo wyrzucają na pole, w tem przekonaniu, że umarły pozyska spokój, skoro razem ze słomą zgnije jego powłoka śmiertelna. Słomę, na której Serb w Łużycach wyzionął ducha, zagrzebują tam, gdzie stopa ludzka nie dochodzi. Na północy (Samland) zachował się analogiczny zwyczaj. Wioząc zwłoki umarłego na cmentarz, kładą na granicy wsi wiązkę słomy, na której leżała trumna. Gdy zmarły wstaje z grobu o północy, aby zwiedzić dawne mieszkanie swe,

245
przykuwa go słoma do tego miejsca (na ogranicy wsi), tak, że umarły nie może swoich niepokoić. Tak tłómaczą właściwą przyczynę nie tylko rzucania słomy na drogę, ale także stawianie trumny na progu a następnie na drodze pod krzyżem: Dusza umarłego trzymana jest tym sposobem w oddaleniu od domu, (pod krzyżem) albo w razie powrotu pozostać winna na progu domu, ale nie ma wejść do wnętrza. Dla zerwania wszystkich nici łączności z umarłym jest zwyczajem w Holandji, iż słomę, na której leżał umarły, rzucają na rozstajną drogę, albo palą przed cmentarzem, w Westfalji czynią to na drodze do cmentarza, w Austrji na polu zmarłego. W Niemczech (Kleve — Julich — Berg) za dawnych czasów, po odprowadzeniu zwłok zmarłego na cmentarz, woźnica z wiązkami słomy, na których trumna spoczywała, nie wracał do domu, aby nie zawlec choroby, ani rzucał słomy własnoręcznie, boby sam uległ słabości, lecz palił je lub wytrząsał jadąc manowcami. Słomę, na trzeci dzień po śmierci, natychmiast po wyniesieniu ciała z izby, rzucają w Frankonji i ziemi saskiej na drogę cmentarza, zwaną Notweg.
We wsi francuskiej spala się słomę z łóżka zmarłego na rozstaju trzech dróg. Ten, kto zapala ogień, powinien klęczeć i modlić się aż cała słoma się spali. Kierunek, który wskazuje dym wznoszący się w ostatniej chwili, oznacza okolicę, w której śmierć zabierze następną ofiarę. Słomę, na której leżał umarły, biorą Fryzowie na wóz i pościeliwszy ją pod trumnę, wrzucają do rowu. Zmarły na wyspie Fóhr leżał dawniej, przed włożeniem go do trumny, na słomie, stąd w języku północno-fryzyj — skim tib stre (auf Stroh) oznacza: ostatnie posłanie. Słomę tę zebraną w wiązki (okołot), w dzień pogrzebu kładą na wozie, po obu stronach trumny, a w drodze niewidocznie wrzucają do wozu. Na wyspie Sylt słomę, na której leżał nieboszczyk, po odwiezieniu go na cmentarz, palą przed progiem domu żałoby. Zapalano też wiązkę słomy przed skonem człowieka. Słomę, na której leżał zmarły, palą na wolnem miejscu albo wyrzucają na dwór, a czynią to najczęściej po wyniesieniu zwłok albo za powrotem z cmentarza na Śląsku, u Połabów, w Fryzji, Meklen — burgu, Norwegji i in. Już Homer kilkakrotnie wspomina, że do obrzędu pogrzebowego Helenów należało spalenie mienia nieboszczyka. Traktat talmudyczny (Tosefta Sabbat) przywodzi sta — rohebrejski obyczaj palenia łóżka, ubrania i przedmiotów użytku po zmarłym.
Dusza cielesna ma zdolność udzielania się przedmiotom bliższego otoczenia; przez dotykanie, kontakt, przechodzi ona w ubiór i tym podobne przedmioty użytku. Aby tkwiącego w nich demona uczynić nieszkodliwym, pali lud nasz ubranie zmarłego, nawet słomę, na której spoczywał. Posiadały one bowiem niebezpieczną, zgubną siłę, właściwą umarłemu.
.Śmierć’
16

242
Grzebanie umarłych.
Po spuszczeniu trumny w grób, gdy obecni modlą się i śpiewają wieczny spoczynek umarłemu, ksiądz bierze szczyptę ziemi z grobu i rzuca ją trzykrotnie na trumnę, a za nim czynią to wszyscy obecni na pogrzebie „bierąc po trzy szczypki (szczypty) ziemi na trzy palce trzy razy*. („Trzy po trzy* dla wzmocnienia zwyczaju przysypania). Przeżytek to zwyczaju pogańskiego. Ale kościół trzymając się zasad rozumnej polityki, nie nastawał gwałtownie na stare obrzędy pogańskie, głęboko w sercach ludów zakorzenione. Starał się jednak powoli je usuwać zastępując obrządkiem chrześcijańskim albo zatrzymując je nadawał im znaczenie zgodne z zasadami nauki Chrystusowej. I w tym wypadku nie odrzucił pogańskiego zwyczaju rzucania’ na mogiłę garści ziemi, lecz podniósł go na wyżyny symbolu chrześcijańskiego. Oto kapłan rzucając kilka grudek ziemi na trumnę, przypomina słowa starego testamentu, że „człowiek z ziemi się począł i do ziemi powróci*. Ma to się „przyczynić do spokoju duszy zmarłego a pozostałych krewnych i przyjaciół uwolni od tęsknoty*.
Że zwyczaj rzucania ziemi na grób jako pogański był dawniej przez kościół zwalczany, świadczą między innemi zakazy duchowieństwa we Francji i Niemczech; jeszcze 1668 r. w Szwabji poleca władza kościelna, aby przyjaciołom zmarłego wytłómaczyć, że „rzucanie pełnych garści ziemi do grobu jest zabobonem“. W istocie nasi włościanie objaśniają ten zwyczaj w duchu na pół pogańskim. W Małopolsce kopią grób na trzy łokci głęboko — widocznie, aby umarły nie mógł się wydobyć — poczem wszysczy grób zasypują, „aby dusza umarłego, która po sądzie bożym powróciła do ciała, i w niem się aż do tej chwili znajduje, opuściła je*. Po spuszczeniu umarłego do grobu uczestnicy pogrzebu Rusini rzucają trzykrotnie po garstce ziemi do grobu. Jako powód tego zwyczaju podaje lud w Śnia — tyńskim powiecie: aby się nieboszczyk nie śnił, ani nie przywidział temu, który na niego patrzył, rzucają na grób glinę. W okolicy Horodenki „aby nieboszczyk nie powrócił do chaty, lecz w spokoju pozostał w grobie*. LI Łemków (w Gorlickiem) „na znak pożegnania i żeby ziemia była dlań lekką*. Na Rusi czerwonej, „a Dy nieboszczykowi było lekko spoczywać w grobie“, na Ukrainie „mech mu ziemia piórkiem leży*. Na grobie zmar-łego w Czechosłowacji kapłan, a za nim uczestnicy pogrzebu rzucają trzy garście ziemi, ażeby mu była lekką. „Stukanie gródek ziemi to ostatnie wrażenie nieboszczyka, który, aż dotąd słyszał wszystko, co o nim mówiono*. Serbowie w Bośni mają zwyczaj kłaść płyty kamienne na zwłoki, zwyczaj z czasów przedhistorycznych i rzucać garść ziemi na grób. I w Buł — garji rzucają uczestnicy pogrzebu grudki ziemi na grób, aby tem „duszę wykupić*, albo „aby zmarłemu ziemia była lekką“./

243
Słoweńcy w Krainie rzucają grudę ziemi do grobu umarłemu „na znak, że się go nie obawiają” i wierzą, że to rzucanie ziemi na mogiłę nieboszczyka, powstrzyma go od powstania i szkodzenia żywym jako upiór. W Saksonji rzucają na trumnę go grobu trzy garście ziemi, „aby łatwiej o nieboszczyku zapomnieć”, a ziemia ta tna być szczególnie lekką. Zwyczaj ten rozpowszechniony nietylko wśród Słowian i ludów germańskich, ale także w Estonji, gdzie lewą nogą (w Siedmiogrodzie „odwrotną dłonią”) zsypują po trzy razy ziemię na grób, „aby powstrzymać upiora”, w Chinach, gdzie synowie zmarłego ziemię z fałdów swych sukni żałobnych wyrzucają na trumnę, a nawet wśród murzynów Toga.
Na cmentarzu, przy spuszczaniu trumny do grobu, każdy z Łotyszów, obecnych na pogrzebie, „czuje się w obowiązku rzucić nieboszczykowi piasku na oczy” a „rzucając trzy garście ziemi“ mówi: „Śpij słodkim snem pod tym lekkim piaskiem”. Umarłego kładą Czeremisi do grobu głową na zachód; zakopując go biorą ziemi z warstwy górnej, darniowej i mówią do niego: Na ci ziemi czarnej! Przed rozejściem się każdy dotyka ręką mogiły mówiąc: „Ciężar ziemi niech będzie na starych (wpierw pochowanych), lecz nie na ciebie“. Odwiedzając groby najbliższych krewnych rzucają Żydzi w Rosji szczyptę trawy lub ziemi po za siebie mówiąc: Z prochu powstałeś, prochem się stałeś!
Rzucanie ziemi na grób zmarłego miało pierwotnie uchronić pozostałych od powrotu umrzyka, jako szkodliwego ducha. Od najdawniejszych czasów używano ziemi (prochu, popiołu, piasku), jako ochrony przed złemi duchami. Posypywanie głowy ziemią i popiołem było u Hebrejczyków pierwotnie środkiem obrony. Achilles na wiadomość o zgonie Patrokla posypuje sobie głowę prochem. Dla ulżenia umierającemu kładą w Turyn — gji szczyptę ziemi na piersi. Za zwłokami w Arauco kroczy wdowa, sypiąc po drodze popiół, aby zmarłemu odciąć drogę powrotu. Na wyspach Fidżi, na Tonga sypią wdowy piasek na grób męża. I starożytni Rzymianie rzucali grudki ziemi do otwartego grobu, prawdopodobnie również celem odwrócenia od siebie nieszczęścia grożącego pozostałym ze strony umarłego. Mie-szkańcy Oldenburga kopią umarłym głęboki grób, w przeciwnym razie bowiem umarły może łatwo wstać, po śmierci chodzić i wyrządzać ludziom szkody. Z tego samego powodu na potężnej duszy Antara, za radą matki, piętrzą skalne głazy, aby zmarłemu uniemożliwić powrót na ten świat. Że zasypywanie grobu miało pierwotnie uniemożliwić powstanie pochowanego w nim utrtarłego, o tem świadczy i nasza tradycja ludowa. Oto jeżeli w Kamionce powiatu lubartowskiego który z tkaczów umrze, kopią mu grób na cmentarzu sami tkacze, „a biorą dół głębiej” w tem przekonaniu, że „jak go przewalą ziemią, to już nie wylezie”. Towarzyszący pogrzebowi wieśniacy w Mysłakowie

2“
(p. łowicki).rzucają ziemię na grób, jakby chcieli przeszkodzić, iżby umarły nie wstał i nie straszył żyjących“.
Po osypaniu mogiły nad nieboszczykiem w okolicy Piń-czowa wszyscy towarzyszący temu żałobnemu aktowi obłapiają (obejmują) rękoma świeżą mogiłę mówiąc: „Zostańcie tu z Bogiem“ jakby życzyli sobie, żegnając się z umarłym, iżby powstaniem z grobu nie zakłócał spokoju żywym. Znany u ludów europejskich (od półwyspu bałkańskiego aż po Skandynawię) zwyczaj rzucania kilku grudek ziemi przez towarzyszy i znajomych na wieko trumny albo na grób zmarłego z życzeniem albo modlitwą na ustach „aby mu ziemia była lekką“, miał pierwotnie na celu „ciężarem napiętrzonej ziemi, sypanej przez pozostałych przy życiu na mogiłę, przywalić zmarłego, aby go uczynić nie szkodliwym, gdy tymczasem życzeniem czy modli-twą pragniono ulżyć ciału cierpiącemu pod ciężarem napiętrzonej ziemi, by mu była lekką“.
Przechował się do dziś w niektórych stronach Polski zwyczaj, że najbliższa rodzina nie rzuca grudki ziemi na grób zmarłego, czynią to inni uczestnicy; a nawet najbliżsi idą za trumną tylko do wrót cmentarza, zostawiając innym odprowadzenie zwłok do samego grobu. Krewnym w Wielkopolsce nie wolno też nieść umarłego, gdyż całą rodzinę wrzuciłby do grobu. Dlatego w Poznańskiem „trumny nie wynosi żaden przyjaciel (krewny) zmarłego, tylko obski (obcy)“. Matka nie powinna towarzyszyć do samego cmentarza na pogrzebie dziecka pierworodnego. Gdyby tego nie przestrzegała, nie uchowa się jej żadne dziecko. W ogóle „rodzice dziecka swego zmarłego wyprowadzać osobiście nie powinni, bo wyprowadziliby za nim wszystkich z domu“. (Na Mazowszu Starem). W ogóle przy wynoszeniu zwłok z domu i przy odprowadzeniu ich na cmentarz rodzina nie bierze udziału. Ani rodzice swym dzieciom, ani dzieci rodzicom nie towarzyszą w pochodzie żałobnym. Zakazy tej kate — gorji są przeżytkami wiary w zgubną moc umarłego, zwłaszcza wobec najbliższych, z którymi był najściślej związany. Za trumną pierwszego dziecka lud ruski (w Skolszczyźnie) zabrania iść matce, nie wolno jej też wtedy za dzieckiem płakać, „boby dziecina na tamtym świecie we łzach się utopiła“. Ukrainka nie idzie za trumną pierwszego dziecka aż na grób, lecz odprowadza je tylko do wrót cmentarnych. 1 u Serbów najbliżsi krewni, „którzy się jeszcze spodziewają mieć dzieci“, nie spuszczają trumny z nieboszczykiem do grobu, lecz niosą trumnę tylko do cmentarza.
Podobne zachowanie się ściślejszej rodziny spotykamy u innych ludów. Najbliżsi unikają wszelkiego zetknięcia z umarłym, pozostawiając jego zaspokojenie drugim. W okolicy Dortmund, krewni nieboszczyka siadają do stypy w pewnem od gości oddaleniu. U plemion Hererów najbliższa rodzina nie bierze udziału w uczcie żałobnej. W różnych stronach Polski „rodzina

245
biorąc po garstce ziemi nie rzuca jej do grobu, ale sypie sobie za pazuchę na to, aby im się zmarły nie przyśnił, nie przewidział i nie powrócił do chaty, lecz w spokoju pozostał w grobie“. Gdy uczestnicy pogrzebu na Rusi (p. Zastawnieckiego) zasypują trumnę spuszczoną do grobu, najbliższa rodzina nie rzuca trzech tradycyjnych grudek ziemi, lecz bierze trochę ziemi za pazuchę podając jako powód „ żeby się umrzyka nie lękać*.
Fr. Wawrowski w artykule o popielnicach wspomina o starożytnym zwyczaju przestrzeganym przez kmieci, aby na pogrzebie „nikt z krewnych, powinowatych nie rzucał na trumnę do grobu ziemi“. Oto zakaz w tej postaci na Śląsku: „kto z najbliższych rzuci pierwszy grudkę ziemi na grób, ten najpierw umrze“. Analogiczny zwyczaj zapisano w okolicy Śniatyna. U Łotyszów nie wolno dzieciom rzucać piasku na grób ojca albo matki„ gdyż piasek ten ciężyłby zmarłemu*. W niektórych okolicach Francji wzbraniają krewnym rzucać ziemi na grób nieboszczyka. I w Niemczech (np. w Meklemburgu) istnieje zakaz zwyczajowy, żeby najbliższa rodzina nie brała udziału przy rzucaniu ziemi na grób. Istnieje przesąd hebrydzki podobnej treści „kto rzuca pierwszą garść ziemi na trumnę, będzie miał pogrzeb w’ rodzinie*. Oso-bliwy ten zwyczaj powstał na podłożu wyobrażeń z przed tysięcy lat, że umarły porywa pozostałe przy życiu osoby do mogiły, zwłaszcza członków najbliższej rodziny.
W naszych i obcych baśniach przechowała się pamięć prastarych, pierwotnych obrzędów chowania zmarłego. Do naj-starszych, jeżeli nie najstarszy — zalicza się porzucenie zmarłego w puszczy, (na pustyni) i oddanie go na pastwę dzikich zwierząt, jak to było w zwyczaju u starożytnych Persów, a czego do dziś przestrzegają Parsowie jako wyznawcy religji Zoroastra, wynosząc umarłych na otwarte murem tylko okolone miejsca, zwane wieżami milczenia, gdzie się stają łupem żarłocznych sępów. Oddanie zwłok na łup dzikich zwierząt 1 drapieżnego ptactwa mieni lud nasz największym grzechem i nieszczęściem. Bardziej rozpowszechnioną formą było rzucanie umarłych w wodę, do rzeki albo w morze, zazwyczaj w łódce, jak tego przykłady mamy u Germanów, w Indjach zagangesowych i na Archipelagu malajskim. W zwyczaju nadawania trumnie kształtu łódki i w baśniach ludowych o okręcie śmierci pozostał ślad tego sposobu chowania zmarłych. Jak przedhistoryczne wykopaliska wskazują, pojmowano śmierć jako dalszy ciąg życia ziemskiego z jego splotem potrzeb, życzeń, namiętności. Umarły zachowuje w grobie taką pozycję, jaką zajmował za życia np. siedzącą, pierwotne groby mają kształt mieszkania nieboszczyka. Zwyczaj zakopywania u nas niemowląt nieprawego małżeństwa pod progiem chaty w okolicach Zamościa, przez „skozaczone* dziewczęta (przeskoczki), świadczy, że niegdyś chowano i u nas umarłych pod progami domostwa. W tradycji ludu w Rosji przechowała

246
się wiadomość o zakopywaniu nieżywych noworodków pod progami chat.
Zwyczaj grzebania dzieci w chacie, na progu, przy drzwiach, spotykamy w Afryce, w Indjach, Meksyku, na Jawie i w Molu — kach, a znany był ludom starożytnym. Jako powód podają „aby duch dzieci mógł się wcielić w przechodzące tamtędy kobiety i odrodzić się na nowo“. W dzbanach czy urnach zakopanych pod progiem świątyń w starożytnej Palestynie odnaleziono szczątki pogrzebanych tu noworodków. W okolicach Humania „wieśniacy każą się czasem grzebać po sadkach“, przy chacie, a nieraz „stary ojciec rodziny zwykł sam wybierać drzewo, pod którem ma być pochowany“. O Teodozym, igumenie peczerskim podaje Latopis t. z. Nestora pod rokiem 6582 (tj. 1074 r.) wiadomość, że pochowany został w tej samej pieczarze, w której spędził ostatnie lata swego świątobliwego żywota, w której następcy jego przemieszkiwali. Mohametanie w Bośni i Hercegowinie chowają umarłych przed domem, w sadzie, w krzakach gaju, na grobach zaś zasadzają drzewa, krzewy lub kwiaty. Lipowani na Bukowinie grzebali umarłych jeszcze do niedawna w ogrodach przy chacie. Anamczycy nieraz przechowują ciała drogich osób po kilka lat we własnych domach, a grzebią zaś umarłych w granicach ich posiadłości. Zwyczaj grzebania umarłych przy kościele albo cerkwi, wielce był rozpowszechniony w Polsce, na Rusi i Litwie. Po dziś dzień miejsce w około domów bożych nazywają „cmentarzem“.
Nasze cmentarze są zabytkiem owej solidarności rodowej, nieboszczycy — jak za życia tak i po śmierci — znaleźli się w tej spólnocie rodzinnej. Nazwa rosyjska cmentarza: roditi — telskoje miesto i starogermańska aetthangar (=wzgórze rodowe) świadczą o tem pochodzeniu miejsc spoczynku, zakładanych na rozstajach i przy drogach. Samobójcę grzebano na ustroniu wsi polskiej, zazwyczaj na rozdrożu, pod „Bożą męką“ nie na cmentarzu, stąd o człowieku złym powiadano, że „niewart, aby go nawet pod Bożą męką grzebano“. Po dniu zadusznym, przy wyprawieniu w domu obiadów żałobnych, udawali się nasi wieśniacy gromadnie do krzyżów zawioskowych, dla ich podparcia, gdy się pochyliły. Jeszcze w XII. stuleciu grzebano u Czechów zwłoki niechętnie na cmentarzu, ale raczej na drogach rozstajnych, na polu, w gajach. Kosmas w Kronice czeskiej gani wło-ścian, „na pół pogan“, za „przesądny zwyczaj grzebania zmarłych po lasach i polach“, za „urządzanie przytem igrzysk wedle obrządku pogańskiego po drogach rozstajnych niby dla ukojenia dusz“. Litwini mieszkający w Mejszagole nie pozwolili na pogrzebanie na cmentarzu kobiety, która 1890 r. się powiesiła, wychodząc z tego wyorbrażenia, że „dusza samobójców chodzi po śmierci, popełnia wiele złego i bywa przyczyną wielu plag i nieszczęść“. Chcąc więc przeszkodzić temu „żeby się dusza ta nie błąkała i szkody nikomu nie czyniła“ należało ciało jej zakopać

247
daleko od wsi, w miejscu odludnem. Kościół w średnich wie-kach zakazywał „grzebania zmarłych w lasach i na polach, zabraniał igrzysk pogańskich na rozstajnych drogach“. Gdy wło — ściance w Bośni i Hercegowinie umierają dzieci, idzie ona na rozstajne drogi, kładzie tu swe nowonarodzone dziecko i pierwszego, którego spotka, przechodnia prosi na kuma dziecka. Na krzyżowej drodze kładą też chore dzieci, w tej wierze, że tam wyzdrowieją. Lud czeski (na początku 19 w.) polecał zanosić kamień na krzyżowe drogi, aby nie ponieść uszkodzenia ciała i być zdrowym.
Przeciw „pogańskiej“ wierze o pobycie dusz (zmarłych) i duchów na rozdrożach, rozstajach, krzyżowych drogach (bivia, trivia) występowali już św. Eligiusz (Vita) i biskup Burkhard z Wormacji (na początku XI. wieku); o ofiarach składanych Merkuremu na drogach krzyżowych mamy wiadomość w homilji Ael — fric‘a De falsis diis. Miszna, spisana około 203 po Chryst., wspomina o zwyczaju Emorytów (w Kanaanie) grzebania przedwczesnych płodów na drogach krzyżowych, a Raszi w objaśnieniach dodaje, że zwyczaj ten miał na celu zapobiec powtórzeniu tego wypadku. Wiara w przebywanie duchów na rozdrożach tz. krzyżowych drogach i kult do nich przywiązany, występuje już w sta — roindyjskiej i starorzymskiej religji, a dotyczące zabobony ludów słowiańskich i niemieckich odgrywają do dziś wybitną rolę.
Nienaturalną, gwałtowną śmierć przez samobójtwo uważa lud ziemi krakowskiej za dzieło złego ducha. „Samobójców nie chowają po cmentarzach, lecz na miedzach lub przy drodze pod krzyżem“, daleko za wsią, na pustkowiu albo w lesie, wykluczeni są ze wspólnego całej wsi miejsca spoczynku umarłych (np. w Kieleckiem). Z domu, w którym popełnił samobójstwo, nie wynoszą „winowajcy“, jak innych nieboszczyków, drzwiami, boby piorun uderzył w ten dom, lecz oknem (np. w okolicy Ropczyc). Jeżeli człowiek (w Zalasowej) zginie śmiercią nienaturalną, to „dusza jego błąka się przez siedm lat w tem miejscu, gdzie z ciała wyszła“. Wedle mniemania ludu śląskiego (w Małych Kończycach) dusze samobójców muszą wędrować po świecie i straszyć ludzi „póki czas ich kary nie minie lub też ktoś nie wymodli dla pokutującej duszy zlitowania“. Przebywają one za-zwyczaj niedaleko tej miejscowości, w której zakończyły życie. „Duch taki rozpala sobie ogień koło miejsca swej śmierci i grzeje się przy nim, bo mu zimno. Przybiera on różne postaci: to ukaże się jako mały synek w strzechatym kłoboczku na głowie, to znów jako czarne psisko z długiemi kudłami i świecącemi ślepiami. a ujadając głośno pędzi za człowiekiem. Czasem „ukaże się dusza jako biała płachta, leżąca koło krzyża, lub wywołuje ona szum w powietrzu i pośród drzew albo nawet mostem za — trzęsie i zatrzeszczy“ — „zaczepia ludzi i omamia ich prowadząc w takie strony, gdzieby zginąć musieli*. „Niebezpieczną jest rzeczą zadzierać z takiemi duchami, bo są one bardzo mściwe.

248
Jeśli się im wchodzi w drogę, to gonią one za człowiekiem, nie dozwalając swojej ofierze patrzeć przed siebie, tak że ta często ginie w wodzie“.
Lud w Poznańskiem opowiada o tych, co popełnili samo-bójstwo, topiąc się lub wieszając, że dusz ich „nie posłał Pan Bóg ani do piekła, ani do czyścca, bo one musiały dość wycierpieć, skoro odebrały sobie życie, ale że muszą ponieść karę za samobójstwo, więc kazał im Pan Jezus ciągnąć chmury czarne, co tak nisko przeciągają nad naszemi głowami*. (Z wierzeń o płanetnikach). Samobójcom przypisuje się grady i burze, po śmierci różne psoty, straszą bowiem i niepokoją ludzi jak upiory, dlatego włościanie pińczowscy, aby się przed nimi ubezpieczyć, dają im pod język krędę święconą, wziętą z dwu domów. „Gdy samobójca chodzi po śmierci i straszy, zalecają w Żołyni środek ochronny, używany przeciw upiorom: „odkopać jego ciało, przewrócić grzbietem do góry, uciąć głowę i włożyć między nogi twarzą do ziemi*. Straceńców, samobójców w Na — dworzańskiem nie chowają na cmentarzu, na miejscu święconem, lecz zwłoki zanoszą w pustkowie, „zawieszają na smreku albo kładą pod nim, u korzeni*. Samobójców (topielców, straceńców) w gub. kurskiej nie grzebią na cmentarzu, lecz zakopią gdzieś za wsią albo w ogrodzie (sadzie), bez wszelkich’ obrzędów, bez stypy. Lud ruski mniema powszechnie, jakoby wichry i grady nawiedzały ludzi za sprawą samobójców. Głośną była sprawa wlościanki A. Skulskiej, z Łysej (pod Podhajcami), która powiesiła się 1884 r. i pogrzebaną była na cmentarzu. Ale wójt „ulegając ogólnemu przesądowi, jakoby pogrzebane w pewnej gminie zwłoki samobójcy sprowadzały gradobicie, zarządził wykopanie i przewiezienie zwłok Skulskiej do pobliskich lasów podhajeckich, gdzie je pod dębem złożono i lekko ziemią przysypano“.
„Dusza samobójcy lub znachora — na Wołyniu — chodzi zwykle po śmierci i ludzi straszy, a gdy ją egzorcyzmy popow — skie lub babskie czary wypędzą, to w postaci kozy (dzikiej) widzialna dla wszystkich ucieka*. Huculi (z okolicy Kosowa) wierzą, iż samobójca albo straceniec, chodzi jako upiór po śmierci i nagabuje ludzi aż do czasu, w którym on miał umrzeć śmiercią naturalną. Każdy samobójca, który się powiesił lub utopił staje się wedle powszechnej wiary ludu ruskiego upiorem.Na Wołyniu „chodząc po śmierci sam na tę mękę skazany, dręczy on ludzi żyjących a przynajmniej postrachem jest dla nich*. Aby temu przeszkodzić, odgrzebują mogiłę samobójcy, który „zawsze leży obrócony twarzą do ziemi*, wbijają mu w piersi (krzyże) kołek osikowy, a „dwa zęby od brony wbija mu się do głowy poza uszami“, co mu uniemożliwia powstanie z grobu. Lud rosyjski w gub — tambowskiej wierzy, że dusze samobójców błądzą po świecie, aby taki nieboszczyk nie wstawał z grobu i nie straszył żyjących, „należy w grób wbić kół osikowy*.

249
W Czechach nie chowają samobójców na cmentarzu, wedle od-wiecznego obrzędu, lecz wynoszą go cichaczem w szarej nie — heblowanej trumnie do lasu i tam go zakopią. Jugosłowianie „zabici tak długo błąkać się muszą, jak powiadają, jak długo mogliby żyć, gdyby ich nie pozbawiono życia.* To samo utrzymują Słoweńcy w Karyntji o osobach, które przy padkiem zginęły. 1 Bułgarzy przyprsują zwłokom topielców i samobójców nieszczęście. Litwini utrzymują, iż ziemia, której dotknęło ciało samobójcy, staje się nieurodzajną, dla tego wi-sielcowi podsuwają wóz, aby nań padło ciało samobójcy, gdy go odcinają.
Plawiesa, nazywają Żmujdzini „ducha człowieka umarłego, który sobie zada śmierć przed czasem, gdy się powiesi lub zarznie, nie godny jest być pochowanym w mogile*. Jako złe duchy (piktas dwasies) „włażą do swojej skóry (plewie) zawsze o jednej porze, w nocy przed pianiem kogutów“ i poczynają broić i straszyć a nieraz dusić ludzi. Samobójca, który się powiesił lub utopił, a nawet ten, który został zabity, nawet dziecko uduszone lub utopione (nieślubne) w mniemaniu Łotyszów staje się duchem, strachem, który po śmierci chodzi i „okropnie dokazuje*. Mają na nich powszechnie znany sposób: „Nieboszczykowi w grobie przebijają serce osikowym klinem i uciąwszy głowę, kładą między nogami“. Odtąd nie straszy. Zabici, straceni albo nieszczęśliwemi wypadkami pozbawieni życia, w mniemaniu ludów niemieckich w Karyntji i Prusiech, błąkają się jako duchy tak długo, jak długo mieli żyć. Samobójca i skazaniec uchodzi w dawnem księstwie Berg za przeklętego. „Na przyjęcie jego zwłok otwierają tylko boczną furtkę cmentarza, gdzie na szarym końcu, pod murem, znajduje miejsce spoczynku*. Rozporządzenie cesarzowej austrjackiej Marji Teresy, z połowy 18 w., żeby i samebójów grzebać na cmentarzu, wywołało w ciemniejszych zakątkach zaburzenia ludu, który za takie zbezczeszczenie świętego miejsca obawiał się kary bożej, wybicia zboża przez grad.
Zwłok zmarłego złoczyńcy lud niemiecki (Ober-und Nieder Deutschland) nie wynosi drzwiami, któremi wszyscy wchodzą i wychodzą, lecz przeciąga je po pod próg albo otworem ściany. Zwyczaj ten sięga głębokiej starożytności, praktykowano go bowiem w Skandynawji, jak zaświadczają Eyrbyggja saga i Egils saga, przy wyprowadzeniu ciała złych ludzi, których posądzano, iż po śmierci straszyć będą jako upiory. Wedle starożytnego prawa szwedzkiego „palono samobójców na stosie, aby uczciwych ludzi nie dręczyli*, zdarzało się to w Niemczech jeszcze do 17 wieku. Lud brunświcki jest mniemania, że „na miejscach, w których pogrzebani są samobójcy, straszą duchy*, a Tyrolczycy sądzą, że „wszyscy samobójcy stają cię upiorami*. Palenie zwłok stosowano też u wielu ludów przedewszystkiem do skazańców i zeszłych z tego świata gwałtowną śmiercią, aby

250
jako upiory nie trapili żywych. U dawnych Fryzów samobójcę jako pozbawionego czci, wykluczano ze wspólnoty mogilnej, na wyspie Sylt przywiązywano sznurem ciało zmarłego do rumaka i tak włóczono w około cmentarza, a gdzie się sznur urwał, tam zwłoki zakopywano. U starożytnych Germanów zamordowani i mordercy, topielcy i kobiety zmarłe w połogu, wstają z grobów, aby odwiedzić pozostałych przy życiu albo w inny sposób dają o sobie znak życia, krążą na miejscu popełnionej zbrodni.
Staroislandzkie, szwedzkie, norweskie i duńskie, jak w ogóle starogermańskie podania obfitują w duchy, upiory lub widma niegdyś osób żyjących na ziemi, które po śmierci wstają z grobu i niepokoją ludzi. Są to złoczyńcy, samobójcy, w ogólności grzesznicy, ale także osoby niewinne, wobec których pozostali przy życiu nie spełnili swych zobowiązań. Samobójców, których dusze miejsce zbrodni okrążają i próbują powrócić, palono za dawnych czasów w Siedmiogrodzie, później grzebano w niepoświęconej ziemi. Do niedawna samobójców w Siedmiogrodzie nie wynoszono z domu przez próg, ale wsuwano przez okno, albo poprzez umyślnie na ten cel zrobiony otwór po pod progiem. Miało to na celu zmylić drogę albo utrudnić powrót zmarłemu, gdyby chciał dom nawiedzić. „Dusza zamordowanego — w wyobrażeniu ludu sycylijskiego i ugrofińskiego — błąka się po świecie przez tyle lat, ile miała przeznaczonego życia, jej to jęki słychać w poświstach wichru lub w szumie burzy“. Majtkowie w okolicy Poli wierzyli (1877), iż kto na okręcie popełni samobójstwo, ten pociągnie za sobą jeszcze trzech towarzyszy. Podobne wierzenia ludu spotykamy w podaniach wielkopolskich. Zwłoki skazańców starożytni Rzymianie zostawiali w polu, na otwarłem miejscu, niepogrzebane, o czem nadmienia Horacy w Satyrach i Dyonizjusz z Halikarnasu. Żyda samobójcę chowają u nas i na Bukowinie na szarym końcu oko — piska, każdy unika tego miejsca, a gdy zniewolony jest zbliżyć się do nieszczęśliwca, staje na trzy kroki przed grobem.
Żydzi w Królestwie odwiedzający zmarłych zostawiają na grobie gałązkę albo pęk trawy na znak owej bytności „aby zmarły pamiętał o odwiedzinach”. Samobójcy wedle wyobrażenia naszego ludu i innych ludów europejskich stają się po śmierci upiorami albo ziemi duchami. Aby żywych nie straszyli, nie ssali im krwi, dobywano umarłych z grobu i przebijano im serce kołem osikowem. Wiara ta praktykowana była w starożytności, u ludów pierwotnych i oświeconych w różnych częściach świata. W indoeuropejskich wierzeniach sjx)tykamy się z upiorami, są to duchy zamordowanych, przez ród swój niepomszczeni, rzed czasem nagle zmarli. Samobójcy i złoczyńcy u Ormian występują w postaci upiorów. Plemię indyjskie Naga dom i mienie przypadkiem lub w walce zabitych wystawiają na opustoszenie i zatratę. U Chińczyków uchodzą duchy samobójców za

251
nader niebezpieczne istoty. Na wyspach Marjańskich trzymają w osobnych więzieniach zwłoki gwałtownie zmarłych Kareni w Azji południowej utrzymują, iż dusze złoczyńców i gwałtowną śmiercią zmarłych a nie pogrzebanych ani spalonych, tułaj ą się po ziemi, nie mając przystępu do kraju umarłych. Dusze wałz — towną śmiercią zmarłych wydawały się ludom pierwotnym me — bespiecznemi szkodnikami. U plemienia Mintira duch samobójcy szedł na wygnanie do Tana — Mera (Kraj pusty), zdała od Pulo Bua (wyspa urodzaju). Osiedla zabitych i samobójców — zdaniem Huronów — leżą na drugim świecie z dala, na ustroniu. W ogóle dusza tych, których stracono albo którzy sami skrócili sobie życie, muszą tak długo błąkać się i straszyć, jak długo było im przeznaczone żyć na tym świecie. Na kuli ziemskiej rozpowszechnione są wierzenia, że samobójcy, zamordowani, skazańcy, zagłodzeni i tym podobnie nagle zmarli, po śmierci „straszą“ jako upiory i duchy. Podłożem tej wiary była obawa przed duchem nieboszczyka, którego nagły, niespodziewany skon nie zdołał z pamięci żyjących wymazać.
„Przejeżdżając przez bory i lasy, po niektórych okolicach (Zamościa, Hrubieszowa i in.) dają się gdzieniegdzie spostrzegać łomowiska gałęzi, wiechcie słomy i siana na jedną lub dwie osobne kupy, jakby umyślną ręką złożone. Są to mogiły nie-boszczyków: Tam zabity od zbójów, tu na rozstajnych drogach pochowany wisielec albo samobójca, ówdzie polegli w boju żołnierze. Przejeżdżający zsiada z wozu łamie gałąź z pobliskiego drzewa, żegna się i mówi: „Wieczny odpoczynek!“ za dusze zmarłych i nie oglądając się za siebie, odjeżdża. W niedostatku gałęzi mio’a wiecheć słomy lub siana z wozu wyjęty. Ktoby tego nie dopełnił, jest przesąd, że zły duch nieboszczyka gniewa się na podróżnego i może go w drodze obłąkać w taki sposób, że swoją drogą nie trafi albo że go w drodze spotkać może jakie nieszczęście“. „Zamordowany pogrzebion bywał na miejscu swej śmierci, usypywano nad nim krudę (kopczyk, mogiłkę) na którą każdy przechodzień obowiązany rzucać trzy gałązki i trzykroć odmówić „Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków Amen“. W połomiejskim lesie, koło Pilzna (p. tarnowski) ułożył lud dwie krudy, bo tu dawnemi laty rabusie zamordawali matkę i córkę.
Przy drodze z Sierakowa do Kobusza (w Poznańskiem) pochowano człowieka zabitego, ludzie przechodząc tamtędy rzucali suche gałązki na mogiłę i tak powstał stos z chróstu wciąż odnawiany. Podobna mogiła znajdowała się pod Piłą na miejscu, gdzie przejechano człowieka. W pobliżu Wierzonki na drodze do Poznania pochowano pod dwoma kamieniami dwoje kochanków, którzy sobie życie odebrali, gdyż dziewczynę chcieli zniewolić do małżeństwa z innym. Pielgrzymi idący na odpust klękają, modlą się przy mogiłach i rzucają na nie suche ga-

2B2
łązki. „W lesie Przedborowskim znajduje się miejsce Rybryczka, na które każdy przechodzeń do dziś rzuca suchą gałąź; twierdzą, że na tem miejscu zabito czarownicę* Za wzgórzem mor — derczem pod Wilczą, gdzie zabity został młody rzeźnik, leży kupa chróstu, którą wieśniacy powiększają dorzucając gałązki suche. I pod Suchą jest podobny stos chróstu wciąż odnawiany, leży tam przejechany, który po zachodzie słońca straszy. Przy drodze do Ostrej góry, pod lasem leży kupa kamieni, pod kté — remi pochowany być ma dziad zabity przez rabusi. Kto tamtędy przechodzi, rzuca kamień na grób jego i stąd ów kopiec. W czasie epidemji lub innej klęski wychodzili gromadnie Kurpie, stanowiący t. z. kompanje czyli bractwa w pole lub na drogi krzyżowe a wysłuchawszy ewangelji i nauki duchownej, wypowiedzianej przez jednego z Kurpiów, „wszyscy składają na to miejsce po gałązce drzewa lub innym drobnym przedmiocie“ co zakopaniem ewangelji nazywają, a miejsce to uważane za stację dla całej gromady.
Zwyczaj oznaczania mogił samobójców stosem chróstu jest szeroko rozpowszechniony na ziemiach dawnej Polski. „W ogrom-nym lesie pod miastem Białą (na Podlasiu), na zbiegu kilku drożyn, zabito — jak świadczy napis na krzyżu drewnianym — w r. 1756 dziada, co chodził o żebranym Chlebie i na miejscu morderstwa pochowano. Odtąd każdy z wieśuiaków przechodzących rzuca gałęzie lub kije, z przejeżdżających zaś w braku tychże garść słomy lub siana. Takowe dary nazywają jałmużną dla zabitego i formują ogromne stosy, które z czasem palą“. Samobójców grzebią na Ukrainie nie na cmentarzu, lecz w lesie lub w polu, przy rozstajnych drogach, a każdy z przechodzących powinien na ich mogiłę rzucić gałąź, pręcik, garść słomy lub kamień. „Samobójcę — na Wołyniu — chowają zwykle na rozstajnych drogach, a każdy z przechodzących powinien na to miejsce rzucić gałąź, pręcik, chróst, garść słomy lub kamień*. Opodal Brzeżan (na zachód od Łapszyna) znajduje się kopiec zarośnięty borem „wieść niesie, że bardzo dawno powiesił się tu chłop Ołeksa (Aleksander); kto tylko tędy przejeżdża, rzuca zawsze gałązkę na ofiarę ze słowami: „Tyle w upominku Ołekso!“ Ktoby tego nie usłyszał, nie będzie miał w drodze spokoju, spotka go jakaś przeszkoda.
„Idąc koło miejsca (w polu, lesie, itp.), na którem ktoś umarł, zwłaszcza śmiercią gwałtowną (np. wisielec, topielnik) „lub na którem ktoś pogrzebany — o ile ono nie jest na cmentarzu — należy na to miejsce coś rzucić, (np. gałązkę, grudkę ziemi, kamyk itp.) gdy je się mija, w przeciwnym bowiem razie nieboszczyk, tam spoczywający, ciągleby się niebacznemu wędrowcy ukazywał i prześladował go we śnie*. W ruskiej wiosce Mukanie pod Kołomyją powiesił się chłop, aby nie straszył pozostałych przy życiu, każdy przechodzeń rzuca na grób jego gałązkę albo kamień, a zwyczaj ten panuje na Pokuciu wobec

253
wszystkich zmarłych nienaturalną śmiercią, a zatem nie tylko samobójców, ale także zamordowanych. Na Czerwonej i Białej Rusi jest zwyczaj, że samobójcę chowają w lesie albo na od — udnem miejscu, a kto koło tej mogiły przejeżdża, rzuca gałązkę drzewa na ofiarę i mówi do umarłego: Tyle masz upominku! gdyby tego nie uczynił, będzie miał jakąś przeszkodę w drodze. „Dotąd zachowuje się na Litwie i we wszelkich osadach ruskich po całym kraju — podaje to Gołębiowski 1830 r. — zwyczaj, że przypadkowo (niespodzianie) zmarłych lub samobójców nie chowają w miejscach świętych, lecz przy rozstajnych drogach, a wierząc w błąkanie się podobnych cieniów (zmarłych) i okupując się im niejako, ażeby litościwym nic złego nie czyniły, rzucają (na mogiły owych umarłych) kije swe, gałęzie, nieco słomy lub siana, z czego powstają ogromne stosy, wskazujące te grobowce. Wolno jest spalić je, gdy nadto są wielkie i znowu narzucać nowel lecz nikt z nich nic nie ujmie“. Topielców lub zabitych przez zbójców chowano najczęściej w lesie, „przykrywano mogiłę łomem z gałęzi drzew i ten łom corocznie w dniu pewnym (zapewne w rocznicę śmierci albo w dzień zaduszny) ktoś podpalał“. „Jeden z podobnych łomów powiada T. Narbutt 1835 r. — sam widziałem za lewym brze-giem Niemna, przy drodze wiodącej z Kowna do Pren przez źlanże, leży na lewej stronie drogi przy lesie, nad samym gościńcem. Ktokolwiek z ludzi pobożność krajową zachowujących, idzie tamtędy, mimo łomu przechodząc, ma starannie wrzucić nań gałązkę jakąkolwiek. Z tego powstaje łom, zawsze trwający i pamiętny w podaniu miejscowem, jako na przykrywający proch (prochy) jakiegoś cudzoziemca, zabitego w tem miejscu przez zbójców. Mówiono mi, że się pali czasami. Służy to wszystko na uspokojenie cienia nieszczęśliwca nieznajomego. Łom ten trwa wiele już wieków, bez pochyby, gdyż majątek znaczny, przynależny niegdyś do miasta Kowna, bardzo dawno przed wiekiem jeszcze XV. z tem nazwaniem istniejący — jak mają akta miejskie w dowodach swoich — nazywa się lźlanże, co znaczy „za łomem położony“ względem Kowna“. Kościół starał się wykorzenić ten pogański zwyczaj panujący w Polsce, na Rusi i Litwie. Biskup łucki ogłasza na synodzie 1726 r., że „kto w polu lub w gajach pochowa zmarłego, będzie wyklęty“, a synodwileński z 17“ r.., za pochowanie ciała w polu lub esie wzbrania winnemu wstępu do kościoła przez 3 miesiące“.
O zachowawczości obrzędów pogrzebowych świadczy między innemi gromadzenie chróstu gałęzi na miejscach mordu albo samobójstwa, zwyczaj pogrzebowy istniejący na Pomorzu od czasów pogaństwa. Opat ursperski (Abbas Urspergensis) opowiadając o nawracaniu pogan przez Ottona Bamberskiego, apostoła Pomorza, dodaje, iż nakazywał nowonawróconym, „aby umarłych nie grzebali w lasach, między poganami, ani na polach, lecz na cmentarzach (około kościołów) i żeby bezbożnym

254
zwyczajem pogańskim nie kładli rózg (prętów) na mogiłach“. Mimo tylu wieków od owego nakazu, zwyczaj ten przestrzegany jest na Pomorzu: Opodal Nassowa w lesie, tuż przy drodze, istnieje taki gorobowiec, zwany przez lud niemiecki Russen — grab, na który przechodnie rzucają pręcie. Na drodze do Za — nowa w miejscu, gdzie czeladnik Brandenburger zabił towarzysza, gromadzą gałęzie do gałęzi na pamiątkę tego zabójstwa. Podobnie w lesie pod Lauenburgiem (również na Pomorzu) przechdnie na mogiłę zamordowanego handlarza bydłem dorzucają gałązkę do nagromadzonego chrustu. I w Łużycach dolnych znany ten zwyczaj „pogański“. Na miejscu zabójstwa rzuca lud tamtejszy pręty z obawy, aby umarły nie powstał i nie straszył ludzi, a taką mogiłę nazywa z niemiecka Toter Mann. Mimo wielkich zmian miejscowych i przeniesienia drogi nie ustaje ten zwyczaj.
Na miejscu, gdzie popełniono morderstwo, rzucają prze-chodnie gałązkę świerku, sosny lub innego drzewa, a zwyczaju tego przestrzega lud w Łużycach i Czechach. Zwyczaj ten pochodzi z czasów pierwotnych, kiedy taki sposób grzebania umarłych był powszechny. Kmieć czeski w okolicy Dubic nie minie miejsca mordu, nie rzuciwszy na mogiłę gałązki sosny albo jodły, a gdy się ich nagromadzi większa ilość, podpalają stos. Rzucanie gałęzi na mogiłę zamordowanego albo samobójcy istnieje u Kał muków i w Japonji a znany był w starożytności u Semitów i u plemienia Mehinaku w Brązy lji. Weddowie na Ceylonie grzebią zmarłych, przykrywając ich gałęziami, w tem przekonaniu, że przez takie przykrycie nieboszczyka, na zawsze w nim duszę zabijają.
Do najstarszych sposobów odpędzenia złego ducha, upiora i tym podobnych istot demonicznych należy rzucanie na nich kamieniami. O zmarłym w wielkiej chorobie, gdy mówią u nas, dodają: Niech śpi jak kamień!“. Może to przeżytek zwyczaju rzucania kamieniem na niesamowitego „umrzyka“. Gdy włościanina na Śląsku, wychodzącego z domu, zły znak ostrzega przed nieszczęściem, zwyczaj ludowy nakazuje „rzucić na drogę kamień“, aby odpędzić złe. Bułgarowie przy narodzeniu dziecka rzucają po za siebie kamień, wołając: „W zęby strzygom!“ widocznie aby odpędzić złe duchy od noworodka. Aby przeszkodzić albo uniemożliwić Śmierci czy umarłemu powrót, któryby pociągnął za sobą nowe ofiary, kobiety w Bułgarji natychmiast po podniesieniu zwłok zabijają na miejscu, gdzie umarły spoczywał, gwóźdź żelazny, podając jako powód: „żeby pozostali byli zdrowi, krzepcy i jak żelazo silni“. Serbowie i Chorwaci — — po wyniesieniu zwłok na cmentaz — na stole, gdzie złożone było ciało umarłego, kładą kamień (cegłę) „aby Śmierć w kamień się zmieniła i więcej na ten stół nie zlatywała“. Uskocy kładli na głowę i nogi zmarłego ciężkie kamienie, aby ten nie mógł powstać z grobu i nie straszył w domu. Dla powstrzy

255
mania.biednych duszyczek* od powrotu na ten świat, zataczano w Hesji duży kamień na grób.
W Czechach zachodnich i północnych spotyka się często kupę kamieni, do których przechodzący dorzuca kamyk (krzemień), mają to być mogiły zabitych lub morderców. Pod Reichstedt, i w górach Kruszcowych znajduje się kupa kamieni, które przechodzący tamtędy rzucają na pamiątkę jakiegoś zabójstwa. Na granicy Meklemburgu, w lesie prowadzącym do Starego Głob — zowa znajdują się resztki wielkiego zbiornika kamieni t. z. Tot — schlag (śmiertelne uderzenie), a podanie niesie, że na tem miejscu spoczywają zwłoki zamordowanego człowieka. Zwyczaj oznaczania mogił samobójców stosem kamieni jest szeroko rozpowszechniony w Europie. W górach Izerskich, na miejscach, gdzie popełniono zabójstwo, spotykano do niedawna kupy kamieni, a przechodzień z ludu mijając je, rzucał na nie kamień, aby się od złych wpływów obronić. Na miejscu, gdzie spoczywa samobójca, przechodnie w podaniu aargauskiem rzucają po kamieniu, aby duch zmarłego nie powstał, gdyby go djabeł obudził. Pod nazwą Toter Mann (Umarły, martwy mąż) istnieją w Marchji brandenburskiej miejsca, w których wyzionął ducha samobójca albo kogoś zabito. Aby błąkającego się ducha osoby, dotkniętej tem nieszczęściem, przykuć do ziemi, rzuca każdy przychodzień suchą gałązkę, patyk, na owo pamiętne miejsce a zczasem powstaje stos z chrustu niby mogiła lub grobowiec. Zwyczaj zasypywania grobu stosem gałęzi ma swe źródło w dobie germańskiego pogaństwa.
W średniowiecznej legendzie o Zygfrydzie, „zabójcy sio-strzeńców świętego, z obawy, żeby duchy pomordowanych nie powstały jako upiory, narzucali na zwłoki kamieni i powiązali im nogi“. Grobowce z kamieni i gałęzi, składanych przez przechodniów, spotykamy w Saksonji, księstwie Anhalt, w Hanno — werze, i indziej. Na granicy Meklemburskiej we wsi Menz znajduje się kamień, znany Totschlag od tego, że na tem miejscu kominiarz zabił swego majstra, znanego skąpca. Na takie miejsca każdy z przechodni rzuca kamień albo gałąź, z których zczasem powstają wysokie mogiły. W okolicy starożytnego Mitinum (Mautern), na ziemi austrjackiej, stoi stary buk, obwieszony obrazami świętych, a pod jego rozłożystemi konarami wznosi się mogiła z chrustu, zwana „beim todten Mann*. Każdy przechodzień kładzie na niej gałązkę. Z niezliczonej ilości gałęzi, od świeżo zerwanych gałęzi aż do zeschłych patyków i kamieni urósł potężny stos drzew, o którym tradycja głosi, że chroni on przed złemi duchami, które tam przebywają. W tym celu każdy przechodzień pociąga za sznur dzwonu w pobliskiej kaplicy, aby głosem dzwonu rozpędzić różnego rodzaju duchy..Pod tym stosem gałęzi leży człowiek zamordowany*. A tacy w wyobrażeniu ludów jakby z zemsty czy ze złości, że im skrócono życie, w postaci upiorów prześladują ży-

256
jących. Aby nie mogli powstać i ludziom szkody wyrządzić, za-sypywano ciała ich stosem kamieni, gałęzi itp Zbójców, skazańców, z obawy, aby po śmierci nie mścili się na żyjących, starano się uczynić nieszkodliwymi w prastarych czasach u ludów północy (Skandynawów, Germanów), jak obecnie w społeczeństwach pierwotnych, przez rzucanie na mogiłę kamieni, a każdy z przechodzących około niej dorzucał kamień. Na miejscu, gdzie pogrzebano zabitego, przechodnie w Schassburgu (Siedmiogród) rzucają gałązkę z lasu, a gdy mogiła znajduje się w polu, rzu cają na nią kamień lub trochę ziemi. Z obawy przed duchem powstających z grobu nagle zmarłych albo straconych, zwalano też na nich duże kamienie, jak to czyni lud w okolicy Reggio i Tarentu.
Na Inslandji znajdują się również podobne mogiły z ka-mieni, które każdy przechodzeń bodaj małym kamykiem pomnaża. O jednem takiem kamienistem wzgórzu powiada lud, że spoczywa w niem upiór przywalony kamieniami, a obowiązkiem każdego jest owe ciężary, pod któremi spoczywa wampir, zwiększyć, ażeby tenże nie mógł powstać i wyrządzić ludziom szkody. Podobne piramidy z kamieni, powiększanych przez przechodni, znajdują się w Danji i Szwecji. Służyły one za mogiły zabitym lub samobójcom, a zwyczaj rzucania na nie kamieni był rodzajem ofiary, której pierwotnem źródłem była obawa przed umarłym, uczucie trwogi aby nie powstał. Starożytne podanie islandzkie (Eyrbyggja saga) wspomina o zasypaniu niebezpiecznego upiora kupą kamieni, ażeby z grobu nie powstał. „Galowie — wedle Lucjana z Samosaty — w razie śmierci jednego z towarzyszy, złożywszy ciało zmarłego na murze i wyniósłszy za miasto, ciskają ponad niem kamieniami“. 1 u innych ludów miotają na duchów czy diabłów, kamienie, żelazo, nóż, sól i tym podobne środki odwracające, albo wieszają kamienie jako amulety mające chronić ludzi od duchów i czarów. Że to starożytny zwyczaj, świadczy Teofrast, który opowiada o zabobonnym, że gdy mu łasica (zły duch) drogę przebiegnie, on przez drogę trzy kamyki przerzuca. Analogiczny przykład mamy w Historjach cudownych Greka Flegonta z Troiłeś, współczesnego cesarzowi Augustowi: Oto obradującym na zgroma-dzeniu Fokejczykom objawił się „duch zmarłego niedawno ojca dziecka*;na ten straszny widok „obecni wznieśli krzyk i ciskając weń kamieniami, zmusili go do ucieczki“ Morderca bliskiego krewnego w Grecji miał być po wykonaniu kary śmierci wyrzuconym za granicę kraju i niepogrzebionym, że zaś „pozbawienie pogrzebu skazywało człowieka na wieczną tułaczkę po śmierci* a „taki duch tułacz niebezpiecznym był dla ludzi sąsiadem*, więc uciekali się do barbarzyńskiej prezerwatywy: odpędzano go gradem kamieni.
U starożytnych Greków i Rzymian był zwyczaj chowania zmarłych nienaturalną śmiercią na rozstajach i ciskania na ich

Samobójstwo 13 lipca 1929. przybysza wiejskiego na Pohulance. Powód z braku powodzenia.

257
mogiły kamieniami, celem odpędzenia złego ducha (cienia zmarłego) a następnie oczyszczenia tego, który się z temi nieczy — stemi siłami zetknął. Plato w dziele o prawach nakazuje w podobny sposób postępować z ciałem mordercy krewnego: Archonci i pomocnicy sędziów niech wyrzucą trupa za miasto na rozdroże, wszystkie zaś władze niech rzucą każda po kamieniu na głowę jego i oczyszczą tem całą społeczność. Ponieważ dla odpędzenia złych duchów używa się zamiast kamieni także patyków, cierni itp. środków, przeto na ziemiach słowiańskich spotykamy zwyczaj obrzucania gałęziami (cierniami) mogił ludzi przedwcześnie zgasłych lub zeszłych w sposób gwałtowny z tego świata, których tradycja ludowa skazuje na niespokojną po śmierci wędrówkę.
Gdy Czeremisi wyniosą umarłego, gospodyni domu rzuca za nim rozpalony kamień, chcąc przez to uwolnić się od odwiedzin zmarłego. Buszmeni w Afryce budują podobne mogiły z kamieni, o jednej z nich opowiadają, że w niej zły duch pochowany, dlatego każdy przechodząc tą drogą, miota na mogiłę kamień, aby zły duch z martwych nie wstał. Zwyczaj ten powstał prawdopodobnie z obawy, aby umarły nie wstał z grobu i nie trapił ludzi, powrót jego uniemożliwiano przysypaniem ciała kamieniami. W różnych częściach świata np. u Mongołów, wLahoul, na granicy Tybetu i Butanu, stoją kupy kamieni służące za drogowskaz, który przechodnie dorzucaniem kamieni powiększając wydatniejszym czynią. Także miejsca przez Mongołów zwane obon, służą za ołtarze, a „stary zwyczaj wymaga, aby każdy wędrowiec podniósł z drogi kamień i rzucił go do zebranych na tem miejscu kamieni, celem zjednania sobie demona tego miejsca (genius loci)“. Widać też na podłożu takich kamieni wiązki chrustu, suche gałęzie, pręty i patyki tworzące rodzaj pomnika lub grobowca, a pielgrzymi dla przebłagania złych albo dla zapewnienia sobie opieki dobrych duchów zawieszają na tych ołtarzach jako ofiarę kawałki płótna, sukna itp. „Do dziś mieszkańcy południowego Madagaskaru włożywszy ciało zmarłego do wydrążonego pnia, rzucają nań tyle kamieni, aż go zupełnie zakryją“. Aby umarły nie mógł wrócić na ten świat i nie straszył żyjących, na Borneo u Dajaków okalają grób jego ostrokołami, Dahomejczycy związują mu palec u nóg, a Chińczycy sznurują mumję, abynie mogła się ruszyć albo zabijają trumnę gwoździami i barykadują ją, aby umarły nie mógł wieka odwalić i powstać. Czuwasi „przymocowują dwa drągi na krzyż nad trumną, aby zmarły nie mógł podnieść wieka“, a Czeremisi okalają groby palami, których umarli przekroczyć nie mogą.
W celu przeszkodzenia powrotowi umarłych na świat ścielą drogę cierniami (w Kongo), piętrzą na mogiłę potężne kamienie (jak np. na bohaterską duszę Antara), wiążą i pętają lub przebijają kołem zwłoki, temi i tym podobnemi sposobami ubezpieczają się przed niepożądanemi odwiedzinami umarłych, upio-
, Śmierć.’
17

258
rów, duchów i t. p. widm. Mieszkance Brazylji budują również — w ten sam sposób, przez dorzucanie kamieni, piramidę zazwyczaj jako mogiłę dla zabójcy czy zabitego albo na pamiątkę morderstwa. U Indjan w Meksyku, w Peru, u Arabów, w Tumse, zarówno jak u Buszmanów, w Afryce i u Chińczyków przechowuje się zwyczaj rzucania kamieni na grób zamordowanego Kupa kamieni miała pierwotnie przygnieść umarłego, aby nie straszył pozostałych przy życiu. Na całej kuli ziemskiej rozpowszechniony jest zwyczaj dorzucania przez przechodniów kamienia lub gałęzi, trawy, wiechci słomy lub siana na mogiłę samobójców, zabitych lub nieszczęśliwców. Tłómaczą go rozmaicie: jedni widzą w nirn przeżytek palenia zwłok na stosie, przez dorzucanie gałęzi i chrustu do płomienia, drudzy widzą w tym zwyczaju rodzaj ofiary składanej zmarłemu, inni upatrują w usypywaniu kopca z gałęzi czy ziemi dorywczy grób, bo samobójcy nie sprawiano pogrzebu. W istocie jednak zwyczaj ten miał na celu obronę przed niebezpiecznym, groźnym wrogiem, za jakiego uważano umrzyka.
Od niepamiętnych czasów starano się ubezpieczyć przed powrotem umarłych, których nawiedzanie w postaci upiorów, duchów i tym podobnych strachów wyrządzały pozostałym przy życiu dotkliwe szkody. Sposoby, jakiemi się w tym celu posługiwano, były natury materjalnej, bo zawdzięczały powstanie swe wyobrażeniom o duszy jako istocie materjalnej i podobnym pojęciom o stosunku duszy do ciała, Z rozwojem cywilizacji przeobrażały się te pojęcia w końcu aż spadły do rzędu przeżytków w postaci zabobonów. Do tej kategorji wierzeń pierwotnego na świat poglądu należy przekonanie, jakoby duchy umarłych dały się powstrzymać od odwiedzin osób pozostałych przy życiu przez rzucanie lub nakładanie na zwłoki (groby) kamieni, drągów, gałęzi itp. Wyobrażano sobie, że dusze zmarłych w powrocie na ten padół, występując w powłoce cielesnej, jaką miały za życia, nie będą mogły odwalić owych zapór albo dadzą się miotanemi kamieniami i drągami odstraszyć. W sile wieku pozbawieni życia, zazwyczaj nie z własnej winy, samobójcy mają „powód pozostałym przy życiu objawić swój gniew i zemstę, a są w możności groźnymi czynami te uczucia swe stwierdzić“. Z tego wyobrażenia o straceńcach i samobójcach, tkwiącego korzeniami swemi w umysłach plemion barbarzyńskich, wypłynął szeroko na kuli ziemskiej rozpowszechniony zwyczaj nakazujący przechodniom rzucić kamień albo gałąź na miejsce, w którem taki człowiek stracony albo pochowany został, co ma się „przyczynić do tego, żeby błąkającą się duszę nieboszczyka uczynić nieszkodliwą i przykuć ją do swego miejsca“..

259
Stypa pośmiertna.
Chrzciny, wesele i pogrzeb obchodzi lud nasz, jak od lat tysięcy obchodziły inne ludy, uroczystą ucztą. Była ona zasadniczą częścią obrzędu pogrzebowego Słowian, jak w ogóle ludów indoeuropejskich. Najstarszą o niej wiadomość mamy w dokumencie łacińskim z 1090 r. pod ludową nazwą: strawy, która w staroczeskim, litewskim i gotyckim języku oznacza również ucztę pogrzebową. Po uczcie wydanej na grobie zmarłych Hunnów, za Attyli, wspomina Jordanes piszący w VI. stuleciu po Chr. A wspomniana tu nazwa strawy, oznaczająca ucztę pogrzebową w Polsce do 15. wieku (dopiero w 16 w. zastąpiona stypą), zarówno nazwa tryzna — w kronice kijowskiej t. z. Nestora z XII. w. — w gnieznieńskiem pochówki, w innych stronach pogrzeb — świadczą, że biesiada była główną, istotną częścią całego obchodu pogrzebowego. Gody te, obchodzone od czasów przedhistorycznych, polegały na obrzędowem jedzeniu i piciu. Jadło składano na grobach, które napojem zlewano, część dawano nieboszczykowi do grobu, albo przypijano doń „na rozłączenie z nim“, jak podaje Ahmed ibn Fadlan w opisie pogrzebu ruskiego z 922 r., a co potwierdza kronika mistrza Wincentego, który przy opisie godów księcia Popiela powiada, że do jego czasów, t. j. do początku XIII. w. odprawiano uczty pogrzebowe wedle obrządku pogańskiego (ex gentili ritu). W kazaniach średniowiecznych (z 15 wieku) czytamy, że na uczcie, urządzanej u nas ku czci zmarłych, zostawiano naczynia, miski z wieczerzy, niemyte „aby się duszyczki pożywiły“.
Do dziś panuje, w Abruzzach zwyczaj ludowy, zwracania nieumytych naczyń, z których na stypie jedzono. U Słowian i u Niemców w Meklemburgu włościanie nie myją ani piorą, dopóki ciało umarłego znajduje się w domu. Na dnie tych zwyczajów tkwi grubo materjalne wyobrażenie, że dusza umarłego zjada resztki potraw albo znajduje się gdzieś jeszcze w naczyniu, dlatego nie należy jej gwałtownie oddalać. Hindus nie pozwala synom przez “ dni, poświęconych cieniom umarłych, myć się ani ubierać, z obawy, aby w ten sposób oddalony brud nieboszczykowi nie zaszkodził. Gdy ciało nieboszczyka w Lubelskiem leży jeszcze w chacie, a krewni i znajomi przybyli w odwiedziny i ugoszczeni wieczorem się rozejdą, gospodarzący w domu pozostawia zawsze na stole jeden jeszcze pełny kieliszek gorzałki lub szklankę piwa wraz z kawałkiem chleba, ciasta i pieczeni na noc dla duszy nieboszczyka. Czynią to na drugą noc i w ogóle, dopóki ciało zmarłego nie zostanie pochowane. „Ponieważ kieliszek, równie jak i stół znajdują nazajutrz próżnym, więc znak to nieomylny, że i dusza także o przeznaczonym dla niej posiłku nie zapomniała“. I w Poznańskiem „stawiają też, gdy trup leży w trumnie, koło tejże kieliszek wódki i kawałek chleba z masłem, aby zmarły na drodze do wieczno

260
ści miał się czem posilić. Oczywiście sprząta to ktoś z żyjących, zwykle ubogi“. W Samostrzelu (p. wyrzyski) podczas t. z. pustej nocy, gdy zebranych w domu żałobnym częstują jadłem i piciem, „nieboszczykowi także po kilka kropel trunku wlewają do ust“. Dawają też nieboszczykowi do trumny bochenek chleba i kieliszek wódki. W Warmji wśród ludności polskiej przetrwał do niedawna prastary zwyczaj częstowania nieboszczyka. W tym celu stawiano dlań na stołku (przy progu) miskę z kaszą jaglaną, obok zawieszano ręcznik, aby umarły otarł sobie palce, któremi zwykł był próbować, czy kasza nie nadpalona. W niektórych okolicach zostawiają przy stole miejsce dla nieboszczyka, który stąd obserwuje obecnych i słucha, czy go chwaląc wspominają.
Podczas stypy Mazurów w Prusiech wschodnich zostawiają wolne miejsce dla nieboszczyka, a nakrywszy dlań do stołu, zastawiają jedzeniem i piciem, aby wziął udział w uczcie. Ustawiają też dla niego stołek przed progiem, w tem przekonaniu, że nieboszczyk przyjdzie i usiądzie, aby się przypatrzeć zebranym krewnym i sąsiadom. Stawiają też przed nim kieliszek z wódką albo czarkę z kawą: „Może będzie miał zachcenie“. Ludzie odbywający straż przy zwłokach powiadają, iż duch nieboszczyka macza swe palce w wódce, aby ją skosztować. Po skończonym obchodzie otwierają wszystkie drzwi, aby duch nieboszczyka mógł swobodnie odejść. Na stypie w Prusiech wschodnich „duch zmarłego — w mniemaniu ludu — przebywa podczas uczty za szerokim ręcznikiem, którym spuszczono trumnę do grobu, albo siada niepostrzeżony do wspólnego stołu, na którym stawiają dlań stołek, świecę, jedzenie i napój, i dopiero razem z gośćmi i on się oddala. Na Śląsku zostawiają dlań stołek, na którym nikt nie siada. Przy zwłokach umarłego w Masiach (p. białostocki) pali się 4 — 6 świec, obok zaś „stoi stół nakryty obrusem i zastawiony jadłem: mięso, sery, masło, chleb i piwo“, co ludzie odwiedzający umarłego pomodliwszy się jedzą, a w czem niedyś apercepował i nieboszczyk. Po stypie pogrzebowej zostawiają w Delejowie (p. Brzeżany) przez noc na stole wodę w kieliszku i kromkę chleba a „jeżeli z tego nic nie ubędzie, mają rękojmię, że dusza nie została w chacie na pokucie“.
Wywożąc zwłoki na cmentarz w Czajkowie, trumnę z nieboszczykiem stawiają na wozie i okrywszy ją białą płachtą, kładą na trumnie bochenek chleba który dają dziadowi kościelnemu. Na Mazowszu starem, biorą z sobą do kościoła ten bochen chleba i oddają go dziadom. Dziady, ubodzy, zastępują tu — jak przy innych sposobnościach — umarłych, duchów itp. W Lubaszu (Poznańskie) było zwyczajem w pierwszej połowie XIX w., że wynosząc umarłego na cmentarz, zostawiano w domu potrawę i kieliszek wódki dla zmarłego, a niekiedy noszono te pokarmy na ogranicę wsi, gdzie przystawano z ciałem zmarłego.

261
Z papierów ks. kanonika Dyniewicza, zapisanych 1858 r., mamy wiadomość, iż w Miłkowie (Poznańskie) chowając umarłych nie — siono im potrawę i wódkę do Bożej Męki, gdzie się żegnano z nieboszczykiem.
O ten posiłek dopominają się nieboszczycy. „Jeno nary — ktuj dobrom wieczerze — wołają dusze górali Beskidowych — to my przydziemy“. Dlatego i po pogrzebie zostawiają im Chleb i gorzałkę na posiłek. Z starożytnej uczty urządzanej dla zmarłego, w której on uczestniczył, zostały dziś jeno nikłe przeżytki. Oto np przechował się w Rudawie zwyczaj, że każdy, kto przyjdzie do ciała nieboszczyka i zmówi pacierz, powstawszy otrzymuje kawałek Chleba lub placka i szklankę piwa a przyjęcie to przy ciele nazywa się stypą. Po spuszczeniu trumny do dołu, Wielkopolanie idą na gorzałkę do karczmy, wspominając przy kieliszku o zmarłego cnotach. „W chałupie zaś jego wdowa lub ktoś z pozostałych krewnych daje pogrzeb czyli pochówek, to jest wyprawia poczęstne, na które przyjaciół, kmotrów i rodzinę sprasza. Na ten cel zabijają cielaka, bydlaka albo parę gęsi“. I w Krakowskiem „wszyscy z cmentarza idą do karczmy, na poczęstną“, gdzie „piją wódkę i jedzą chleb już dla nich przyrządzony i pokrajany“, poczem modlą się za duszę zmarłego. Ucztę ową, trwającą do wieczora, wyprawiają w gościńcu krewni zmarłego, nazywając ją skórką (chleba?). Pod Kłobuckiem w chacie najbliższego krewnego spożywają boży obiadek składający się z kaszy jęczmiennej, skopowiny i gorzałki. W okolicy Płocka jedzą najczęściej jaglaną kaszę, jedną z najstarszych potraw nietylko Słowian ale w ogóle Indoeuropejczyków.
Stypy w postaci sutych objadów sprawiała i szlachta dawnej Rzeczypospolitej zaopatrując i ubogich porcjami kaszy, grochu, mąki, Chlebem i datkiem pieniężnym. Zwyczaj wyprawiania uczty pośmiertnej dla ubogich był w średnich wiekach powszechny. Pamiątką owych styp były obiady żałobne, sprawiane dla ubogich, trwające jeszcze w wieku XVIII. trzy dni (jak to opisuje ks. K. Zera w Silva rerum), dziś ograniczone do jałmużny żebrakom cmentarnym w postaci pierogów, chleba i tym podobnych podarków. Urządzanie stypy w Bratkowicach zależne jest „nietylko od zamożności pozostałych członków rodziny, ale i od głębokości ich żalu za utraconym, gdyż uważają stypę poniekąd jako wyraz tego uczucia“. Dlatego stypa odpada, gdy umrze dziecko lub podrostek. Jeżeli po śmierci czyjejś w Kieleckiem straszy coś w domu, gdzie nieboszczyk zakończył życie, wówczas dla odpędzenia tego strachu, gospodarze domu sprawiają obiad dla „dziatków, a ci po skończonem jedzeniu skraplają dom święconą wodą*. Po pogrzebie w Żołyni czyszczą i okadzają izbę, pieką świeży chleb, podając jako powód — (drugorzędny) aby wszyscy byli zdrowi, pierwotnie jednak zwyczaj ten miał posilić i udobruchać ducha nieboszczyka, wielkiego szkodnika pozostałych przy życiu.

262
Każdy z bojarów międzyrzeckich „kto przyjdzie do ciała i uklęknąwszy zmówi pacierz, powstawszy natychmiast otrzymuje (od pozostałych po zmarłym: mężu, żonie lub dzieciach) szklankę piwa i kawałek chleba lub placka z temi słowami: „Toć jedz i pij, bo nieboszczyk na to pracował“, i to właśnie przyjęcie przy ciele nazywa się stypą. Po powrocie z pogrzebu bywa drugie przyjęcie, zwane Bożym obiadkiem, zaczynające się ijkończące modlitwą i śpiewem za zmarłego.
Nie tylko na wsi ale i we dworze, nawet w miasteczkach wyprawiają t. z. boże obiady (dziadom, ubogim) a nazwa ta dowodzi sakralnego charakteru uczty pogrzebowej. Karmienie umarłego, suta uczta wspólna z nieboszczykiem przy zwłokach lub na mogile skurczyła się dziś do poczęstnego uczestników przed lub po pogrzebie i do obdarzenia ubogich. Zachowały się jednak ślady pierwotnego wyobrażenia o spożywaniu potraw przez umrzyków w pojęciu jeszcze zupełnie materjalnem. Przykładem następująca baśń, spisana przez St. Cerchę z ust kobiety wiejskiej w Przebieczanach (p. Wieliczka). Jeden parobek przechodząc obok cmentarza około dwunastej godziny (w nocy), zapraszał umarłych:
Wstańcie żywi i umarli,,
Będziecie kluski żarli!
W Suchej:
Wstańcie umarli, Będziecie żarli!
Kilka razy tak było. Raz mu się odezwały: „Tylko przy-sposób (jedzenie), my tam przyjdziemy jutro, o tej godzinie(12-ej). W Suchej groziły chłopu: „Jak nam jutro nie dasz jeść, pój dziesz z nami“. Parobek przestraszył się, skąd on tyle (jedzenia) ^weźmie, aby mógł wszystkich napaść (nakarmić). Poszedł więc na naradę do księdza, a ten mu na to powie: Źle z tobą, że przechodząc koło cmentarza nigdyś im (umarłym) nie dał spokoju. Teraz po spowiedzi musisz kupić kilka butelek wina, ja je poświęcę i nalać do kieliszka od mszy św. wina. A izba musi być na przestrzał otwarta, boby się dusze zmarłych nie zmie-ściły, gdy się będą zwijać. I dusze przyszły o tej godzinie, co powiedziały. Idąc każda palec maczała w kieliszku i mówiła: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Ostatnie krople wina wzięła ostatnia dusza na swój palec. W opowiadaniu z Suchej ksiądz na spowiedzi, takiej udzielił rady: „Dam ci patynę, na — kryj stół obrusem, połóż na nim patynę i nakryj ją serwetą“. Nazajutrz w nocy przyszły dusze, każda przystąpiła do stołu, zapewno w tej myśli, aby się posilić, ale spostrzegłszy patynę, pocałowały ją, a o jedzenie już się nie upominały. Ostatnia dusza podziękowała za „tak dobrą wieczerzę“. Nasze i obce podania ludowe zawierają liczne wzmianki o ucztach nieboszczyków

263
Oto inny przykład: Jeden świadek jadąc koło cmentarza w oko-licy nadrabskiej, wyzwał lekkomyślnie dusze spoczywające na cmentarzu, zapraszając je do siebie na obiad. Nazajutrz zastawił stoły różnemi potrawami i napitkiem i modląc się oczekiwał gości. O północy rozpoczął się pochód białych duchów, a jeden z ich grona, staruszek, tak się do świadka odezwał: Za gościnne przyjęcie w imieniu wszystkich dusz dziękuję ale umarli nie jadamy potraw judzi żyjących. Odwzajemniając się zapraszamy cię do siebie. Śmiałek struchlał, ale musiał podążyć z nimi na cmentarz. Za przybyciem do pieczary rozkroił staruszek jabłko na cztery części i podał mu jedną, twierdząc, że umarli nad takie jabłko żadnych innych potraw nie znają. Gdy śmiałek wyszedł na ziemię, zastał wszystko zmienione, a dowiedziawszy się, że od pobytu jego na ziemi minęło dwieście lat, rozsypał się w proch, a dusza jego w postaci gołębia uleciała do nieba.
Wyprawienie zmarłemu stypy uważano za święty obowią zek. Świadczą o tem następujące podania. U gospodarza w Krze-mienicach, «pod Rakszawą, dopominała się nieboszczka żona „ahy za nią stypę wyprawił“. Gdy nakaz ten, powtórzony we śnie, oznajmił drugiej żonie, ta mu przez drwinę powiedziała: „Ma twój ojciec starą kobyłę, to ją zabij i wypraw stypę!“ Za to karygodne szyderstwo z rzeczy świętej spotkała ją kara: „Coś tak za nią ciągle rzucało kamieniami, aż ją zabiło i kamieniami przykryło“. „Pewien gospodarz (w Brzeskiem w Mało — polsce) umierając nakazał krewnym, aby po śmierci sprawili ucztę dla dziadów. Gdy jednak nie uczyniono temu zadość, nieboszczyk dopominał się strasząc domowników. Słyszano mianowicie w nocy stukanie i jęki pod łóżkiem, na którem ów go-spodarz umarł. Zabito więc wieprzaka i wyprawiono ubogim bal, darząc ich przytem pieniądzmi. To poskutkowało, bo jęki ustały, a nawet umarły obeśnił się jednemu z członków rodziny i dziękował za ucztę“.
„Natychmiast po zaszłej śmierci gazdynie w powiecie ko-sowskim pieką pięć kukiełek chlebowych i te kładą zmarłemu w zanadrze (za pazuchę), żeby miał co jeść w podróży na tamten świat“. Częstowanie nieboszczyka odbywa się nawet w drodze do cmentarza. „Wioząc nieboszyka na cmentarz Wołyniacy trumnę nakrywają nowem płótnem i chleb na niej kładą“. W innych stronach Rusi przy wynoszeniu zwłok z domu, kładą na trumnę chleb, sól i cukier, kaszę jaglaną. Zwyczaj składania potraw do grobu lub na grobie nieboszczyka, zachował się do dziś śród ludu ruskiego na Polesiu. Oto po pogrzebie zlewają pomyje i resztki obiadu ze stypy w garnek, wynoszą na cmentarz, wylewają na świeżą mogiłę i tłuką o nią garnek. Zdaniem ludu ruskiego „dusza nie powinna być głodną“. Dlatego w okręgu sniatyńskim „kładą na okno nowy garnek z wodą, pół bochenka chleba i powiadają, iż dusza wyszedłszy pije i je, po-

264
czem siada — w postaci muchy — na ręce i dziękuje rodzicom za pożywienie*. Włościanin nadwórniański wierzy, że.dusza zmarłego przychodzi pierwszego wieczora po pogrzebie do swego domu wieczerzać*, dlatego gotują na wieczerzę kaszę na mleku, nabierają z niej trochę do nowego garnuszka i z bułką kładą na zaścielonem oknie, mówiąc: „To wieczerza dla duszy zmarłego*.
Po stypie na Pokuciu „zapalają świecę, która paliła się przylepiona do trumny i stawiają ją na kominie, a obok niej kieliszek z wódką i kromkę chleba w przekonaniu, że dusza zmarłego przyjdzie w nocy, wódkę nadpije i Chlebem ją zakąsi*. Na stypie, zwanej w sniatyńskim powiecie upominkami albo zadusznem, siadają krewni i znajomi w około stołu a gospodarz albo gospodyni podają każdemu z nich kołaczyk i świecę, „za duszę nieboszczyka (pierwotnie dla niego) i zmarłych przed nim krewnych“ (najbliższych). Pierwszego wieczora (po pogrzebie) jedna z rodziny nalewa z nowej konewki wody do gar-nuszka, na którym kładą kołacz z wetkniętą doń świeczką, wszystko to stawiają na miejsce, na którem leżała głowa nieboszczyka, i na tej ławie zostaje przez całą noc. Wierzą bowiem, że „dusza nieboszczyka przychodzi w nocy pić wodę i jeść kołacz“. Nazajutrz, gdy sproszą znajomych na obiad, piją wodę z owego garnuszka i kosztują kołacz, resztę drugiego dnia zanoszą na grób. Następnie nalawszy do garnuszka świeżej wody, zawijają to razem z kołaczem i świecą w nową chusteczkę i ofiarują imiennikowi (czce) nieboszczyka, a osoba obda-rzona świeci świecę i odmawia przez 5 dni pacierze za duszę zmarłego.
Na Podkarpaciu ruskiem „przez całą noc po pogrzebie palą się świece na stole, a gdy umarł gospodarz lub baba stawiają na noc flaszkę wódki — i chleb, gdy dziecko to miód (mleko) i kołacz, aby dusza miała co jeść, gdy przyjdzie*. Gdy mleko się zsiędzie, twierdzą, że dusza je piła. Nazajutrz „jadło to dają za prostybih, a mianowicie, gdy ztnarł chłop, chłopu, gdy dziewczynka, dziewczynce* itp. Na Podolu lud po pogrzebie w oczekiwaniu odwiedzin nieboszczyka, przez trzy dni pod wieczór zastawia w izbie na stole albo na oknie całuszkę chleba, sól i miskę z wodą, a przez całą noc świeci się światło. Powiadają, iż „można czasem zobaczyć, jak dusza (umarłego) przy-chodzi jeść i pić, a gdy nie przyjdzie pierwszej nocy, do trzeciej przybywa na pewne*. Szczególnie matki przychodzą do swych dzieci. W okolicy Żabiego w chacie, gdzie leżał zmarły, stawiają dzbanuszek z wodą, przesieją garść mąki na stół dla duszy nieboszczyka i utrzymują, że owa „dusza przychodzi w nocy, pije wodę i robi ślady na stole“. Stawiając na oknie w pobliżu miejsca, gdzie leżały zwłoki gospodarza, czarkę z wodą, babusia ukraińska przemawia temi słowy: „Niechajże jego duszyczka przyleci i wypije te kilka kropel*. „Zaraz po

265
skonaniu (w Mołodjewi p. Czerniowce) przybijają do ścian w kącie (na pokuciu) nad katafalkiem rozpostarty i poziomo ustawiony ręcznik, na nim kładą bułkę i świeczkę“, których nie zdejmują aż do drugiego obiadu sprawianego za duszę niebo — boszczyka. Wierzą bowiem, że „dusza odprowadza ciało do grobu, stamtąd wraca do swego mieszkania, siada na świeczce albo na ręczniku“ i „bawi z rodziną do trzeciego obiadu“. Zmarłemu Hucułowi (ce) w okolicy Żabiego dają w zanadrze (za pazuchę) kukiełki (3 — 7) jak paluszki maleńkie, umyślnie w tym celu upieczone „żeby podał tam na drugim świecie ojcu, matce, siostrze“ itp. Za każdą kukiełką wymieniają imię ś. p. krewniaka, dla którego ten posiłek przeznaczony. Kołaczyk ten, zwany pryhistny, dostaje nieboszczyk w darze dla zmarłych z jego rodu, „ażeby miał z czem przyjść do rodów, a nadto wrzucają mu za pazuchę jakiś grosz na przewóz na tamten świat“. Wynosząc trumnę na cmentarz „zabierają dla nieboszczyka z izby cztery kołacze poukładane przy ścianach w chacie i kładą je na czterech węgłach nowej chaty“ (trumny).
„Na miejsce, gdzie ciało leżało, nie kładzie się ani nie siada nikt przez dobę od czasu wyniesienia ciała“. Huculi bowiem wierzą iż „dusza nieboszczyka powraca do chaty, skoro ciało zostanie zagrzebane, wraca ona z aniołami, jakich sobie zasłużyła, i siada na stole albo na oknie obok ławy, na której ciało leżało. Dusza pije wodę i je mąkę, na której spoczywa, dlatego posypują okno i stół mąką. Zaraz drugiego dnia widać, gdzie na mące spoczywała dusza, mąka bowiem tam jest poruszona, tę mąkę jedzą i aniołowie, którzy z duszą przylecieli“. Nazajutrz „rano zbierają resztę mąki i wrzucają ją w piec, a wodę z garnuszka wylewają na czyste pole albo dają ją bądź komu za prostybih“. Pozostałością częstowania umarłego Chlebem i potrawami jest obrzęd w gwarze huculskiej Miskami zwany, od misek, w których jedzenie to przygotowywano. Na wieść o śmierci, ogłoszonej przez trębaczy, Hucułki schodzą się do domu żałoby, a każda niesie w płatku nieco ziarna, kukurudzy itp. dla nieboszczyka i sypie je do stojącego przy zwłokach koryta, razem bywa 12 misek ziarna. Prócz tego pieką do 12 trojaków t. j. bochenków chleba a w każdym z nich wtykają po 3 świeczki, mniej więcej tyleż dwojaków (kołacz z dwiema świecami), wreszcie tyleż t. z. służby tj. daje się po jednej świecy (odynycia) w misce z ziarnem zboża. Nadto niosą ze zwłokami na grób t. z. gorącą miskę czyli ciepłą strawę z łyżką zawiniętą w płótno. Przed wyniesiem umarłego z zagrody, gdy na trumnie leżą zastawione dla niego owe miski z ziarnem i płoną — cemi w nich świecami, ksiądz bierze dwoma palcami miskę, którą dotykają wszyscy członkowie rodziny zmarłego, i podnosi potrzykroć w górę, jakby ofiarorował ową miskę z ziarnem unoszącej się w górę duszy nieboszczyka. Albodjak śpiewając „Wicznaja pamiat’“ bierze miskę z pszenicą, podnosi

266
ją dogóry i pokołysawszy nią daje uczestnikom pogrzebu a wszyscy dotykając miski palcami, kołyszą nią również. W pogrzebowym pochodzie u Hucułów ksiądz jedzie zwyczajnie konno, a jeden z gazdów niesie przed trumną miskę ze zgotowaną pszenicą, śliwkami, miodem i z wetkniętemi weń 12 woskowemi świeczkami, splecionemi z trzech cieńszych świeczek, dookoła misy ułożone są jabłka, orzechy itd. Miska ta zowie się chytawna od słowa chytaty, co znaczy chwiać, tj. chytać a to dlatego, że miskę tę często podnoszą w górę i w dół spuszczają, jakoby racząc ducha umarłego koływem tj. strawą i owocami. Przed złożeniem zwłok do trumny odbywa się na Rusi (Rorancza. p. Czerniowce) następujący obrzęd częstowania nieboszczyka: zastawiają stół w około kołaczykami i świeczkami, we środku umieszczą miskę z trzema kołyczakami, buteleczkę z winem albo mlekiem i zatknięte w Chlebie drzewko obwiesza owocami, bułeczkami, piernikami itp. Gdy ksiądz odprawi nabożeństwo żałobne (panachida), włościanie obstępują stół, podnoszą go w górę, jak gdyby chcieli zbliżyć do nieboszczyka duszy, poczerń gazdowie obwieszone drzewko, buteleczkę z winem i miskę z kołaczykami zanoszą umarłemu na cmentarz, skąd je zabiera ksiądz do domu. Każdy z uczestników pogrzebu otrzymuje ze stołu po kołaczyku ze świeczką z wezwaniem, aby się pomodlił „Za zmarłego duszę“. Niech „Bóg przebaczy duszyczce!“ odpowiada każdy z obdarzonych. Nieboszczykowi ścielą drogę t. z. pomaną, składającą się z kołaczyka, świeczki, centa i płatka (kawałka płótna), pomanę tę kładą we wrotach chaty, w bramie cerkiewnej i cmentarnej tj. na progach, aby nieboszczyk w trumnie przez nie przeszedł. Taką samą pomanę zostawiają w chacie. (Zabierają je sobie uczestnicy pogrzebu).
Gdy wyniosą umarłego z chaty w okolicy Zadniestrzańskiej, „kładzie żona na tem miejscu, ’ gdzie głowa leżała, bochenek chleba, a na trumnie kładą dwa bochenki; (pierwszy chleb zabiera kobieta wymiatająca izbę, drugie dwa dostają się kapłanowi)“. W tradycji zachowała się pamięć z czasów słowiańskich, że „przedtem trupowi około szyji zawiązywano kawał chleba“. W okolicy Horodenki „wyniósłszy umarłego z chaty, na miejscu, gdzie leżał, kładą nóż i chleba bochenek, aby im się powodziło w gospodarstwie“, nóż kładą na to, aby — jak powiada lud — „całe gospodarstwo nie poszło z domu za nieboszczykiem tj. w niwecz się obróciło“, chleb znów na to, „aby nie przechodził z tej chaty, jak nie przejdzie gazdy imię (mienie)“. W drodze z domu żałoby do bramy cmentarnej: „na wrotach, mostach i w bramie cerkiewnej kładą jako dar dla umarłego na płótnie bułkę i świeczkę“, przez które przenoszą zwłoki w trumnie“. „Przechodząc przez most — podają na pomanę bułkę przez trumnę. W cerkwi ustawiają na trumnie kołacz, flaszeczkę z wódką i gorejącą świeczkę.

267
W pochodzie pogrzebowym Huculi „nad każdym potokiem, który wypadnie przejść, ustawiają trumnę na ziemię, aby odbyć ceremonję oprowody (czytanie ewangelji) i trzyrazową proszczę (prośbę o przebaczenie). Przechodząc z ciałem przez potok, wrzucają do wody jaką monetę „przewoźnego“. „Im więcej opro — wodów i proszczy, tem więcej grzechów odpuszcza Bóg zmarłemu, a czem więcej przewoźnego wrzucą, tem prędzej i pewniej przewiezie się zmarły na tamten świat“. Po odbyciu tej cere — monji, zwanej oprowody, kładą chytawną miskę z koływem na trumnie. Po zasypaniu grobu obecni na pogrzebie Huculi spożywają z chytawnej miski koływo (strawę), poczem idą do domu na komasznię (obiad pogrzebowy). Gdy zwłoki leżą już zasypane w mogile, podają przez nią z jednej strony na drugą dwu grabarzom dwie kury, dwa kołacze, dwie świeczki itd. Rusini od najdawniejszych czasów odbywali uczty pogrzebowe. Z latopisu Nestora (w początkach XII. w.) dowiadujemy się, iż Wjatyczanie i Krywicze chowali umarłych wedle pogańskiego zwyczaju tj. „gdy kto umarł, wyprawiali mu tryznę, potem go ułożyli na stos i spalili, a zebrawszy kości, włożyli je w naczynie małe i postawili na słupie przy drogach“. Olga, księżna ruska, wyprawia mężowi swemu Igorowi, zabitemu przez Drewlan, stypę, o której w latopisie Nestora pod r. 945 czytamy: „Przygotujcie wiele miodu — powiada księżna do Drewlan — chcę popłakać na grobie męża i wyprawić mu tryznę. Oni to usłyszawszy, zwieźli wielkie mnóstwo miodu i zwarzyli — a gdy zasiedli do picia, Olga rozkazała ludziom swoim, aby im usługiwali“. Jako chrześcijanka poleca synowi, aby nie urządzał dla niej tryzny. Przeżytki owych biesiad przechowują do dziś na ziemiach ruskich. Oto np. w Skolszczyźnie na stypę proszą wszystkich uczestników pogrzebu od kapłana do żebraka „goszczą ich szczodrze, czem kto może, aby nikt nie mówił, że żałują nieboszczykowi“. Zapraszają na komasznicę (obiad pogrzebowy) całą wieś, aby błagali przebaczenia grzechów dla zmarłego; im więcej ludzi schodzi się i modli, tem pewniejsze będzie przebaczenie od Boga“. Na Podkarpaciu ruskiem stypę pogrzebową stanowi obiad w domu żałoby, gdzie „na zastawionym stole stoi w misie koływo, prastara potrawa, podobna do kuti, zgotowanej z pszenicy, miodem słodzonej, każdy z gości musi przed obiadem potrawy tej trzy razy skosztować, a ile ziarn pszenicy zje, tyle grzechów z nieboszczyka zdejmie“.
Po pogrzebie rodzina wracając do domu, zaprasza wszystkich uczęstników na obiad, na którym w powiecie śniatyńskim dostaje każdy z gości t. z. podawnik tj. bułkę z wetkniętą w nią świeczką. Obecni stają przy stole i zaświeciwszy świeczki swe, modlą się za duszę nieboszczyka i spożywają po kawałku t. z. dory; kto większy kęs tego tradycyjnego pieczywa zachwyci, ten z nieboszczyka przebierze więcej grzechów. Po modlitwie gaszą świeczki i spożywają obiad, modląc się do barszczu, go

268
łąbków i innych podanych potraw. „Przez trzy noce po pogrze-bie nieboszczyka w Rosji nie gaszą w domu światła i stawiają na oknie szklankę wody, kawałek chleba, i kieliszek wódki na posiłek dla duszy, która według wiary ludu ruskiego zwykła przez trzy doby dom swój nawiedzać. Ową wodę, wódkę i Chleb odświeżają na każdą z tych trzech dób. Lud tamtejszy wierzy także, że dusza zmarłego błąka się po tym świecie, straszy przechodniów i wodzi po manowcach przejezdnych i że dopiero po odprawieniu panichidy i sprawieniu parastasa oddala się na wieczne czasy w świat zagrobowy. Na stypie, wydanej w cześć zmarłego, niekiedy nawet w cerkwi, spożywał lud rosyjski ku — tję, rodzaj kaszy, którą karmiono ongi fnieboszczyka. Włościanie czescy odprawiają stypę w karczmie. Gdy ktoś w młynie — umiera, rzucają za nim garść pełną mąki, w chwili gdy go wynoszą na cmentarz, aby młynowi nic złego się nie stało, a przez ten czas miele młyn bez ziarna.
Wychodząc z wyobrażenia, że „dusza zmarłego w pierwszą noc po pogrzebie wraca do swego domu*, ustawiają Serbowie na tę noc dla nieboszczyka w tem miejscu, gdzie skonał, kromkę chleba, sól i kubek wina. Na uczcie pogrzebowej przestrzegają, by nie zastawiano nakryć na 13 osób, gdyż jedna z nich w tym roku jeszczeby umarła. Na takiej daci (stypie), nie należy kłaść noża ostrzem do góry, aby nie zranić duszy umarłego, ani łyżki do góry grzbietem, aby — jak mówią Chorwaci — „nie leżyć z otwartemu ustami po śmierci* tj. nie być upiorem. W Krainie serbskiej wstawiają u głowy nieboszczyka wodę w nowych garnu — szeczkach, trochę oliwy z winem, które po modłach księdza kładą do trumny nieboszczyka, zanim grób zasypią. W innych okolicach Serbji wino i oliwę wylewają na nieboszczyka przed samem spuszczeniem go do grobu. A żegnając umarłego po raz ostatni „polecają mu pozdrowić na tamtym świecie zmarłych rodziców i krewnych“.
Wypiekają na pogrzeb chleb lub miodownik, każdy z uczestników otrzymuje zeń kromkę, mającą być na grobie spożytą. W zapadłych ustroniach gór bałkańskich starają się nadać pieczywu postać nieboszczyka, a spożywając je na grobie zaraz po pogrzebie mówią: Niech go Bóg ma w swej opiece. W Bośni i Hercegowinie chowając nieboszczyka zaopatrują go w jabłka, chusteczki, lustro i tym podobne przedmioty, a grób oblewają wódką albo winem. Nawet w stolicy kraju, w Serajewie widzieć można uboższą ludność noszącą z sobą potrawy i napoje na cmentarz, które smacznie na świeżym grobie spożywa. U Wen — dów tj. Słowian w okolicy Hannoweru wylewano około 1700 r. piwo na głowę, piersi i nogi zmarłego. Siady styp pogrzebowych na ziemiach słowiańskich spotykamy już w wykopaliskach archeologicznych, z epoki neolitu, w postaci kości pozostałych po zabitych zwierzętach domowych i leśnych, które na pogrzebach spożywano. Do dziś obchodzą ludy słowiańskie t. z. po-

269
\ grzebiny, na których zaopatruje się umarłego jadłem i napojem, stawia mu się na stole chleb i sól, szklankę lub dzban z wodą na oknie, daje mu się to do trumny lub na grób, który staje mu za stół, a nawet w niektórych okolicach nakrywają w tym celu grób obrusem.
O zwyczaju „pogańskim“ wrzucania do ognia, na którym palono zwłoki Prusa, ulubionych mu rzeczy, mamy świadectwo z 13 stulecia. Oto gdy zakon krzyżowy zakazał palenia trupów, i innych zabobonów, lud mimo to „dawał umarłemu do grobu chleb i dzban piwa, by w długiej podróży nie cierpiał głodu i pragnienia“. Do 15 wieku „chowano tu zmarłych, nie jak kościół kazał, na cmentarzu i w kościele, lecz tam przy kopach (mogiłach) i getach“ (jatach), gdzie „odprawiano wspominki z hojną zastawą“ czyli stypą, zwaną sermen, „a pijąc do umo — ru, wzywano umarłych i bogów z ofiarami“. Hieronim Meletius opisując w 16 wieku pogrzeb, powiada, że na taką stypę za-praszano zmarłych, zostawiano dla nich wolne miejsce przy stole, zastawionem jadłem i napojem, rzucano przeznaczone dla nich potrawy pod stół, i wylewano dla nich część napojów na ziemi ę; „składano do grobu gliniane naczynia napełnione miodem i piwem“, wrzucano też do grobu „część jadła ze stypy pogrzebowej“. Do niedawna w Olsztynku, podczas stypy, obrusem, którym były zwłoki okryte, zaścielano stół stawiając na nim jedzenie przeznaczone dla nieboszczyka. A nikt, chociażby był bardzo głodny, nie mógł spożywać tego jadła. Umarłemu prócz monety dawali do grobu chleb, który kładli przy głowie trupa w trumnie, aby dusza nie zaznała głodu ani pragnienia. Oto jak Stryjkowski opisuje taką stypę u dawnych „Prusów niżnej ziemicy, którą zowią Sudawen, Samland“. „A kiedy się już który śmiertelnym czuje, tedy według możności na beczkę albo na dwie piwa każę prosić przyjaciół i wszystkich, co wowem siele mieszkają, których przeprasza i żegna. A oni zaś umrłego w kaźni pięknie wymyją i ubierzą w białą koszulę długą, jako jest obyczaj, a posadzą go na stołku i piją do niego przyjaciele temi słowy smętnemi a lamentliwemi mówiąc: „Ja do ciebie piję, miły przyjacielu! I czemuś umarł? A wszak masz swoją miłą małżonkę, dziatki, bydło itd. i wszytkiego dostatek“! Potem do niego drugi raz piją na Dobrą noc i proszą go, aby raczył na owym tamtym świecie pozdrowić ich przyjaciela, ojce, matki, bracia itp. aby też tam z nimi łaskawie i sąsiedzko się obchodził, jako tu oni z nim za żywota. Ubierzą go potem w szaty, a jeśli będzie mąż, przypaszą mu kord albo siekierę, ręcznik też około szyje, w który mu kilko groszy — według możności — zawiążą na strawę, chleba z solą i piwa wstawią w grób. A jeśli niewiastę pogrzebują, tedy jej włożą nici i igłę, aby sobie zaszyła, jeśli się jej co zedrze na owym świecie. A kiedy ją wiozą do grobu, tedy przyjaciele wszyscy idąc procesją szermują nożami wzgórę, wielkim głosem wołając: „Gej, gej! begejte

270
Pokole“. Zapewne* (Hej, hej! Biegajcie Piekielni!) to jest: Uciekajcie, biegajcie precz od tego ciała wy djablii“ Dziś się to jeszcze znajduje w jednym kącie Liflandskiej ziemie za Moj — zą Sołkową i com sam widział, przy pogrzebie umarłych, w trąby grają, śpiewając: „Idź nieboże z tego nędznego świata rozmaitych ucisków, na wieczne wesele, gdzie się hardy Niemiec, ani drapieżny Leisysz to jest Polak albo Litwin ani Moskwicin krzywdzić nie będzie mógł“.
W spółczesnej kronice Muriniusa czytamy: „Kurlandowie i Prusowie do karczmy zaraz z kościoła idą, a tam stypy zażywają, bez nożów jedząc a każdej potrawy sztukę, kto życzliwy zmarłemu pod stół miece i kufel piwa leje“. Długosz opowiada o Żmudzinach, że w ten sposób karmili zmarłych: Paląc w lasach zwłoki, do zgliszcz przystawiano niby stołki z kory dębowej, kładziono na nich potrawy (ser) i wylewano miód. Żmudzini wedle Jana Łasickiego umarłych z grobu na biesiadę zapraszali, dla każdego przeznaczając koszulę, i stołek przy stole suto zastawionym potrawami i napojem, którym mogiły zmarłych zlewali. Starożytni Litwini wierzyli, że po spaleniu ciała duch (wel) uchodzi w krainę przodków. Na wspominkach o zmarłych „wstępuje między gotujących i bierze udział w uczcie11. Lud litewski w okolicy Tylży utrzymuje, iż podczas stypy (żarm) wyprawionej dla nieboszczyka w dzień pogrzebu przez krewnych i kumów, zmarły macza palec w każdej misce, dlatego podczas stypy zawieszają czysty ręcznik u drzwi, aby nieboszczyk otarł sobie ręce. Stypa pogrzebowa w Niemczech odbywa się zazwyczaj w karczmie, biorą w niej udział wszyscy mieszkańcy wsi, którzy tworzyli straż (Todtenwacht) przy umarłym. Na pogrzebach w Lesie turyngskim odbywały się uczty i pijatyka, do dziś powiadają w Schleusingen „trzeba umarłych zapić“. W Szwa — bji i Palatynacie górnym utrzymują, że tem większy zaszczyt sprawia się nieboszczykowi, im więcej się je i pije na uczcie pogrzebowej. Przypomina to wyspiarzy Kei na Archipelagu ma — lajskim, którzy wyprawiają zmarłemu uroczystą ucztę w tem przekonaniu, że przez większe koszta uczty oddają nieboszczykowi większe honory.
Włościanki bawarskie do niedawna gotowały na ucztę pogrzebową tz. makaran zmarłego, a ciasto tego pieczywa mu — siało leżyć na prześcieradle, w które zawinięte było ciało nieboszczyka, przez to makaran ów nabierał zalet i cnót zmarłego, które spożywający sobie na tej drodze przywłaszczali. Składanie na grobach potraw dla umarłych w Bawarji każę podobnie przypuszczać materjalną obecność umarłych jako żywych, lubo już pochowanych osób. Jeszcze w 15. wieku pisano w Bazylei o składaniu chleba dla umarłych na grobie, najpierw zastawiano tam stół dla nieboszczyka, a potem dopiero otrzy-mywali ubodzy swoją część. Na dzień zaduszny stawiali Badeń — czycy w 16. stuleciu wino, chleb i inne potrawy na mogiłach,

271
a lud wierzył, że „biedne duszyczki“ nieboszczyków przychodzą o północy po te ofiary. Do niedawna stawiano w Bawarji i Pa — latynacie górnym, u stóp spoczywającego w grobie umarłego miskę z wodą święconą i okruszyny chleba „na pokarm dla biednych dusz*1. Nietylko na grobach ale także na katafalku w kościele kładą Bawarczycy chleb, bułkę, mąkę, jaja, sól, itp. pokarmy dla umarłych. Kto cokolwiek z tego spożył, umarłby w tym roku. Stypa, którą w Styrji około 1811 obchodzono uroczyście po pogrzebie, zwana Tótenzehrung, odbywa się w karczmie (gospodzie), a każdy z uczestników, zanim zasiadł do uczty, umywał sobie ręce w szafliku z wodą; ocierał je ręcznikiem.
Stypę urządzano dawniej w Dytmarskiem przed pogrzebem, przyczem niepomiernie pito i tańczono w około trumny, co się zdawało jeszcze na schyłku XIX. stulecia w Stapelholm‘ie. Pod koniec uczty w Weddingstedt kładł każdy z uczestników pieniądz na stole, mówiąc: „Aby zostać przy dawnem“. I dziś jeszcze lud w Szwecji, Norwegji, Danji, Szlezwiku i Holsztynie odbywa ucztę pogrzebową w tem przekonaniu, że nieboszczycy biorą na nich niewidzialny udział. A podania średniowieczne Skandynawskie głoszą iż „na stypach pogrzebowych zjawiały się dusze umarłych i spożywały przeznaczone im jadło i napój“. W Danji zastawiano przy głowach umarłego stół, na którym paliły się 6 świec, pod ścianą ustawiano stoły, przy których zajadali i pili uczestnicy pogrzebu, a ten, który już nie mógł więcej jeść, szedł do nieboszczka, kładł rękę na jego głowie i mówił: „Dziękuję za ucztę“. Poczem trumnę wynoszono. Wedle staro — germańskiego zwyczaju dawano umarłym do grobu to, co im za życia było drogie i czego na drugim świecie potrzebowali, a mogiły ich były miejscem ofiar składanych „dziadom“ przez pozostałych przy życiu potomków dla uproszenia dla nich błogosławieństwa. v
W starogermańskich czasach ucztowano na mogiłach, gdzie składano pokarmy i napoje dla umarłych. One uczty pogrzebowe ze śpiewem i tańcami przeniosły się w wiekach średnich z „pogańskich“ miejsc spoczynku umarłych na cmentarze w około kościołów, a nawet do kościołów samych. W r. 1348 zabroniono takich publicznych zabaw nad Renem, a jeszcze 1638 r. zapytywały o nie władze kościelne w Anglji. Wkońcu uczty te przeniesiono do domu żałoby, gdzie do dziś się odprawiają po pogrzebie. Ślady owych biesiad pozostałych w nazwach: w sta — roskandynawskiem drekka erfi (picie dziedzictwa) w Jutlan — dzkiem: Der seligen Leiche Heiltrinken (picie na zbawienie nieboszczyka) w innych stronach Niemiec: Totenvertrinken, Bast — verehren albo Totenvertanzen tj. zapice zmarłego, do czego włączało się biesiadowanie i tańce. Wedle średniowiecznego prawa panującego w Skandynawji i w Niemczech spadkobierca nie mógł objąć w posiadanie swego dziedzictwa, dopóki nie wy-

wyprawił zmarłemu uczty pogrzebowej, na której piciem zaświadczano, że się o zmarłym pamięta. Topielec (utopiony) islandzki imieniem Thorodd wraca mokry jeszcze z topieli z swymi to-warzyszami, w dziewięć dni po śmierci, na ucztę pogrzebową, gdzie zapijają jego dziedzictwo, aby się upomnieć o swój udział przy uczcie. Na takiej uroczystości zadusznej w Skandynawji zasiadał spadkobierca „na stopniu podwyższenia, zostawiając je wolne dla ducha zmarłego, którego wyobrażano sobie jako gościa honorowego obecnym. Po wypiciu pożegnalnego napoju, na cześć zmarłego i Bogów, spadkobierca zasiadał na honorowym stole, i brał dziedzictwo w posiadanie“. Lud słowiańskiego pochodzenia, zwany przez Niemców Wendami, zamieszkujący okolice Spreewald, odprawia również po pogrzebie stypę, a odchodząc po skończonem jedzeniu i piciu mówią, że „koża (kożuch) przepita“.
Mikołaj Gryse, kaznodzieja rostocki (ur. 1543) w książce pt. Leien Bibel (1604) karci owieczki swe za urządzanie styp po pogrzebie, na których jadano i pito, utrzymując, że „chcą przepić skórę nieboszczyka“. Od Wisły aż po Ren zachował się od wieków zwyczaj, iż uczestnicy pogrzebu po powrocie z cmentarzu szli do gospody, gdzie na koszt dziedziców zmarłego przepijano kożuch nieboszczyka (w księstwie Lippe). W Lubece mówią o „przejedzeniu skóry“. Stypa, po niemiecku Leichen — schmaus albo Traueressen, była w wiekach średnich „znakiem, że spadkobiercy obejmowali po zmarłym swe dziedzictwo“. Uczty pogrzebowe wyprawiali i Francuzi „pijąc na zdrowie zmarłego*. Istnieje w Walji zwyczaj pogrzebowy, że „przez trumnę zmarłego dawano żebrakom chleby, napoje i drobne pieniądze, aby tym sposobem grzechy nieboszczyka przeszły na obdarowanych“. U Francuzów w okolicy Auxois naczynie z wodą święconą umieszczają na trumnie, a następnie na grobie. Do niedawna panował w Argentióre, (dep. wysokich Alp) zwyczaj, że po pogrzebie stawiano na grobie zmarłego stół proboszcza i jego rodziny, przy końcu jedzenia pito pod przewodnictwem najbliższego krewnego zdrowie nieboszczyka. Zachował się wśród ludu angielskiego zwyczaj, zwany sineater, polegający na zjedzeniu (symbolicznem) grzechów i błędów nieboszczyka, by uwolnić od nich zmarłego. Ma to być przeżytek zwyczaju „z doby dzikości, kiedy to antropofadzy na stypie pogrzebowej zjadali części ciała zmarłego, aby nabyć jego właściwości“. Podobnie jak nasi włościanie kładli Szkoci po pogrzebie chleb i wodę w izbie, w której zmarły leżał, wierząc, że on tej nocy wracał i potrawę spożywał. Irlandczycy przez kilka nocy zastawiali poza domem bułkę i kartofle, a gdy one rano znikały, utrzymywano, że duch nieboszczyka sprzątnął, żaden bowiem człowiek nie tknąłby się potrawy przeznaczonej dla umarłego. Rumuni zapalają gromnicę przez trzy wieczory na miejscu, gdzie spoczywała głowa nieboszczyka, w mniemaniu, iż dusza jego wraca w tym

273
na to samo miejsce. Lud rumuński prawi, że przy stole przy-bywających w raju dusz znajdują się potrawy podawane na stypie dla pozostałej rodziny i ubogich. Powszechnie wierzą, że rozdawany między ubogich chlebna pogrzebie przysporzy szczęścia na drugim świecie.
Na pogrzebie w Wyżnicy (na Bukowinie) dzielą parastas, duży chleb (lub bułkę), do którego wtykają jabłka, śliwki i t. p. i który stroją ozdobnie; krewni niosą go za trumną do cerkwi i na cmentarz, poczem dzielą go — od księdza począwszy — między wszystkich uczestników pogrzebu. Lud włoski (na Sy — cylji) wierzy, że „dusza zmarłego przez trzy dni błąka się około miejsca, gdzie mieszkała za życia i szuka sobie posiłku“, dlatego „stawiają dla niej co noc chleb biały i wodę, zapalają pierwszej nocy trzy świece, drugiej sześć, a dziewięć w noc trzecią“.
„U Połowców węgierskiego pochodzenia (w komitatach Bo — rzodzkim i Heweskim) stoi na stole talerz z Chlebem i solą, którego nikt nie dotknie podczas stypy, gdyż wszyscy wierzą, że dusza nieboszczyka, zjawiwszy się raz jeszcze w gronie rodziny, zechce się przy nim posilić“. Łotysze po umyciu i ubraniu zmarłego stawiali go na stołku, a biesiadnicy zasiadają w około i przypijając doń, wypytują go o przyczynę śmierci, niedostatku itp. Po wyniesieniu zwłok na wóz kładą na trumnie nieco jedzenia i napoju, co potem między ubogich rozdają. Rodzina zmarłego obecnych uczestników pogrzebu „częstuje na grobie piwem, Chlebem i serem“. Po powrocie z pogrzebu od-prawiają w domu stypę, przyczem każdy z gości wyjmuje woreczek ze swojem jedzeniem, a dopiero po spożyciu swoich zapasów gospodarz częstuje wszystkich przygotowanemi potrawami i napojem. Łotysze zabijali na stypę „choć jedno bydlę, bo je uważano za cząstkę (własność) nieboszczyka, po którą, jeśli mu jej pożałowano, przychodził, aby ją sobie zabrać, lecz wtedy nasyłał na ludzi i bydło zarazę“.
W Inflantach — jak zapewnia misjonarz — jezuita 1606 — „u głów zmarłego kładli w grobie chleb, mniemając, że na tak długą drogę potrzebny mu będzie, w prawą rękę dają mu drugi chleb, by dał cerberowi, co to przywiązany przed rajem bez skaleczenia przepuszcza, w lewą rękę kładą dwa grosze dla przewoźnika przez rzekę. Zimą stawiają nad grobem wóz drzew, by się dusza ogrzała“. I Czeremisi urządzają po pogrzebie stypę, w tym celu zarzynają bydlę lub drób, a po zjedzeniu mięsa kości wrzucają do grobu, w głowach nieboszczyka stawiają dwie miseczki, jedną z mełną (rodzaj naszych naleśników), drugą z piwem, do brzegów miseczek przyklejone dwie woskowe świece, płonące, wyobrażać mają duszę i ciało nieboszczyka. Każdy z uczestników pogrzebu bierze odrobinę strawy i rzucając ją do miseczki, mówi: „Mełna ta niech dojdzie do ciebie;
Śmierć. 18

274
nie jedząc, nie pijąc, nie chodź głodny“. To samo czynią z pi-wem lub wódką w tem mniemaniu, że „dusze przedtem zmarłych przyjdą po duszę dopiero co zmarłego, a jako głodne będą potrzebowały pokarmu*. Ormianie, podobnie jak nasi wieśniacy, kładą zmarłemu chleb na piersiach albo dają w usta. O ucztach wyprawianych na grobach zmarłych przez Serbów wspomina już Herodot z swej Historji.
Skaldowie opowiadają, jak to „umarli jeszcze za czasów chrześcijańskich zjawiali się na stypach (dosłownie: na piwie dziedzica) i w nich uczestniczyli*. Zgodnie z wyobrażeniami ludów europejskich uważają nasi włościanie jedzenie i picie na stypie, dawniej bardzo obfitej i długo trwającej, za spełnienie obowiązku wobec zmarłego. Puszczacy na Podlasiu utrzymują, że „dla ulżenia duszy cierpiącej zmarłego, pozostali koniecznie dobrze pić muszą*, dlatego „nie zaniedbują dobrze zapijać ku pamięci nieboszczyka*.W dziejach Rzeczypospolitej polskiej liczne mamy przykłady hojnych uczt pogrzebowych w zamkach i dworach. Jeszcze do niedawna sprawiano u nas hojne stypy, aby obżarstwem i pijatyką uczcić godnie zmarłego. Takie huczne uroczystości zaduszne obchodzili Rosjanie (raduńci) i inne narody a jak wesoło i hucznie bawiono się w ten czas smutnych wspomnień, o tem przekonywa nazwa tego święta, pokrewna naszej radości, tudzież kary duchowieństwa nakładane za te obchody pełne dzikich śpiewów i pijatyk. Na Litwie nie wolno zostawiać nic z wołu przeznaczonego na ucztę pogrzebową.Jeżeliby na stypie u Łotyszów uczestnik jej dużo nie jadł lub nie pił, zemściłby się na nim umarły, zsyłając nań chorobę lub nieszczęście.
Wedle starogermańskiego zwyczaju „czem więcej ucze-stników było na uczcie pogrzebowej, tem większy przez to zaszczyt wyrządzano zmarłemu*. Dawne źródła islandzkie wspominają o stypach, w których biorą udział 1000 — 1500 osób, a lud Palatynatu górnego powiada, „czem więcej pije się na stypie, tem lepiej, bo to na dobre wychodzi zmarłemu*. Pro salute viventium et domus (dla zbawienia rodziny i pozostałych przy życiu), jak się wyrażają źródła średniowieczne o zwyczaju ofiarowania ziarna (zboża), składano umarłym dary w pokarmach i napoju, gdyby ich nie obdarzano, umarli wywieraliby zemstę na żyjących.
Jordanes (VI. w. po Chr) opisuje taką strawę urządzoną nad mogiłą Atylli przez Hunów, a polegającą na nadmiernem biesiadowaniu. O rozmiarach owych uczt daje wyobrażenie wiadomość współczesna, iż taka strawa pochłania znaczną część zasobów nieboszczyka. Cyganie umytego i ubranego nieboszczyka wystawiają przed namiotem, poczem bliżsi i dalsi krewni spożywając dużo jadła obficie skrapianego, rzucają od czasu do czasu na ziemię kromkę chleba i odlewają kilka kropel wódki, co unosząca się nad ciałem zmarłego dusza ma tajemnie spo

275
żywać. I murzyńskie plemię Akra częstując nieboszczyka wódką i darząc go, przemawiają doń: „Widzisz, co ci ten lub ów przy-niósł? Oto masz flaszkę rumu, pokaż ją ojcom na drugim świecie, a płótnem otrzyj sobie pot“ itp. LJ wielu ludów prymitywnych żywią zmarłego przed pochowaniem. Wyspiarze z Bornea palą świece i czuwają przy zwłokach, kładą zaś dwa razy dziennie przy trumnie potrawy, by zaspokoić głód zmarłego. Kobiety wiejskie w Brazylji umywszy i ubrawszy zmarłego, przystawiają go do stołu, gdzie przygotowane są potrawy w naczyniach, kté — remi się posługiwał przy jedzeniu. Przed pochowaniem zwłok odbywają się sute stypy w Nowej Brytanji, u Ainów, Chińczyków i in. W Hoan, Indowie w dzień zgonu krewnego stawiają wieczorem naczynia, jedno z ryżem, drugie z wodą, aby nakarmić i napoić ducha nieboszczyka, którego krewni przywołują do domu, uderzając w lemiesze i zawodząc żałośnie. Indowie — plemię Golde — kładą mu w usta ryż, a wylawszy gorzałkę na trumnę, wołają „Pij, wesołej podróży do kraju duchów, nie wracaj więcej i nie zabieraj żadnego z swoich dzieci“. Indjanie (plemienia Aszomawij wkładają umarłemu w usta ryż albo pieniądze, aby mógł sobie kupić jedzenie w kraju duchów, w Meksyku wylewają kilka kropel wody nad głową nieboszczyka. Zmarłemu dziecku u Wotjaków daje matka ostatni raz piersi. Dusza nieboszczyka w Gruzji — w wyobrażeniu plemienia Tuszynów — przebywa wśród rodziny i domaga się pożywienia, dlatego odkładają dla niej cząstkę z każdej potrawy.
Czuwasi zapaliwszy świece, kładą kołacz i kawałek kury na grobie umarłego dodając: „To dla ciebie!“ Uczestnicy pogrzebu zjadają to, w przekonaniu, że czynią to razem z nieboszczykiem. Przy potrawach dla umarłego zawieszają ręczniki do otarcia ust. Chińczycy zakopywali w grobach kasze z mięsem, ryżem i pszenicą, naczynia z winem, polewką itp. U napół — dzikich szczepów indyjskich, Bodów, podają zmarłemu na grobie „zwykłą porcję pożywienia i napoju“, a najbliższy krewny zmarłego przemawia doń w te oto słowa: „Bierz i jedz, jadałeś i pijałeś dawniej z nami, teraz już tego czynić nie możesz*. Kończy zaś słowami: „Nie przychodź do nas!“ Cherjahowie stawiając na grobie pożywienie i napoje, śpiewają nad zmarłym:
Wróć do domu!
Jest wymieciony i oczyszczony dla ciebie, A my tu, którzyśmy cię zawsze kochali, Postawiliśmy dla ciebie ryż i wodę.
Czuwaszowie, należący do szczepu turańskiego, położywszy na grobie, który przykrywają obrusem, pożywienie, mówią do umarłego: „Wstań w nocy, najedz się do syta i obetrzyj sobie usta obrusem.“ Syn przemawia temi słowy do umarłego ojca: „Uczciliśmy cię ucztą, oto masz chleb i różne potrawy, ale zostaw nas w spokoju i nie wracaj do nas“. I Czeremesi zło

276
żywszy zapasy żywności dla nieboszczyka, odzywają się do niego w te słowa: „To dla ciebie, masz tu jadło i napój“! przyczem stawiają u głowy umarłego dwie miseczki, jedną z pierogami, drugą z piwem. Zazwyczaj odbywa się ta uczta nad otwartym grobem a grabarze rzucając kawałek chleba i lejąc kilka kropel kumyski do grobu, odzywają się w te słowa do zmarłego: Iwanie, przeniosłeś się do ojców Czeremisów. Na masz wódkę, pij! Oby dostała się do ciebie! Poczem wszyscy piją i jedzą, resztki zaś potraw, a nawet naczynie rzucają do grobu, zanim go zasypią.
U Tunguzów przyjaciel nieboszczyka kładzie na jego grobie potrawę i napój. I plemiona A-lur, w sercu Afryki, dają umarłemu do pośmiertnego mieszkania trochę mleka, miodu i tytoniu. Peruanie uzasadniają przynoszenie na groby jedzenia i picia, głodem i pragnieniem dusz, które błądząc po śmierci znoszą różne dolegliwości. Indjanie południowej Ameryki stawiają na grobie garnuszek z wodą, w tem przekonaniu, że duch nieboszczyka, bawiący w pobliżu grobu, ugasi wodą swe pragnienie. Na Nowych Hebrydach zawieszają nad grobem owoce i inne potrawy, a brat zmarłego przywołuje go w nocy słowami: Tu są orzechy kokosowe i banany, przyjdź i weź je sobie 1 Na wyspie polinezyjskiej Rarotonga najbliższy krewny zmarłego położywszy na zwłoki upieczone prosię i roślinne potrawy, modli się w te słowa: „Lubiłem cię za życia, starałem się uleczyć cię ze słabości; ponieważ umarłeś, przeto weź twoje momolo, uzyskaj niem przystęp do raju i nie przychodź więcej nas dręczyć“. Urządzanie uczty po pogrzebie rozpowszechnione jest u Kanibalów na Sumatrze, u plemion barbarzyńskich na Madagaskarze, w środkowej Afryce, Kolumbji, na wybrzeżu Guayany, u Indjan południowej Ameryki, na Nowej Gwinei i u wielu innych ludów. Indjanie Ameryki północnej plemienia Brule’-Sioux z Ne — braski dostarczają umarłym pokarmów w grobie zapomocą odpowiedniego urządzenia. Takie stałe doprowadzanie pożywienia i napoju umarłym jakby żyjącym, odbywało się już na tysiące lat przed naszą rachubą czasu, świadczą o tem pewne otwory w grobach przedhistorycznych służące do tego celu.
Że zwyczaj ten sięga głęboko w przeszłość, świadczą starożytni Babilończycy, którzy na cmentarzu podawali umarłym strawę i napoje. A i tym podobne dary składane bywały dla duszy lub ciała zmarłego, dowodzą tego wyraźne przemowy lub wezwania pozostałej przy życiu rodziny. U starożytnych Egipcjan podobna uczta gromadziła pozostałych członków rodziny w przedsionkach grobowca. W trosce o duchy osób zmarłych, karmili je i poili Egipcjanie, którzy mumie przodków swych, przechowywane w domu, przynosili na ucztę. Stypę obchodzili już Hebrajczycy, o czem wspomina Jeremiasz. U sta-rożytnych Greków natrafiamy na liczne przykłady składania umarłemu ofiar z jadła i napoju. Z Iliady wiadomo, że Achilles

2H duszę zmarłego przyjaciela, Patrokla, nakarmił i napoił, nie szczędząc krwi ludzkiej i zwierzęcej dla jej pokrzepienia. „Na grobie Patrokla składa Achilles dzbany miodu i oliwy*. Po spaleniu zwłok Hektora i złożeniu ich w grobowcu — jak to opisuje Homer pod koniec Iliady — uczestnicy pogrzebu wróciwszy do domu, zasiadają w pałacu Priama do wspaniałej uczty pogrzebowej. Wykopaliska Mykieńskie wykazują w naczyniach resztki ubitych na ofiarę zwierząt, otworem na ten cel zrobionym spływała dla umarłych krew ofiarna.
Platejczycy w rocznicę bitwy pod Plateami udawali się w procesji na mogiłę, kryjącą zwłoki bohaterów i złożywszy na niej mleko, wino i oliwę, a zabiwszy bydlę na ofiarę „wzywali zmarłych, aby przyszli i spożywali ucztę“. „Klitemnestra posyła na grób Agamemnona pokarmy i napoje; Elektra składa ojcu libacje na grobie“. Jeszcze w czasach historycznych zbierała się rodzina grecka na stypie, przy której duch zmarłego miał być obecnym i spełniał funkcję gospodarza częstującego gości. I umarłym Rzymianom pozostali przy życiu składają na grobach potrawy i napoje, a ofiary te są niezbędnym warunkiem spokoju umarłych, gdy im się odmawia tej przysługi, wstają z grobów i błądzą nieszczęśliwi po ziemi. W tym samym dniu, w którym pogrzebano w starożytnej Romie zwłoki umarłego i odbywał się obrzęd oczyszczenia jego rodziny, która przez zetknięcie się z umarłym została zanieczyszczoną, wyprawiano nad grobem ucztę pogrzebową, którą już Varro mieni „starodawnym zwyczajem“ i podczas której odbywało się niepomierne picie (circumpotatio) zabronione już prawem XII. tablic. Z biesiad na grobach Rzymian rozwinęły się posiłki wiernych na miejscu wiecznego spoczynku męczenników. Ale już sobór w Toledo (589 r.) zabraniał picia i jedzenia na mogiłach. Indi — culus superstitionum (z VIII. wieku) i Burchard z Wormacji (około 1000 r.) karcą pogański zwyczaj składania w ogóle darów na grobie zmarłych.
Z pogrzebaniem zwłok albo później poczynały się u nas, jak w ogóle u Indoeuropejczyków, w czasach przedhistorycznych obrzędy zaduszne, będące integralną częścią kultu przodków. Dzieli je Schrader na 7 następujących aktów: 1. Dusze zmarłych unoszą się w kole rodzinnem jako duchy ojców. Czczono je w Indji pod imieniem pita ras (ojcowie), w Grecji jako Ttazftfiol (bogi ojce) albo Tęrro-nÓToęes (pradziadowie), w Rzymie Di parentes (bogi ojce) albo Divi manes (Duchy ojców), na Białej Rusi Dziadowie, u nas święte Dziady lub Ojce, jako sprawcy doli i niedoli człowieka, doznający wszędzie niemal boskiej czci. 2. Zmarły nie dostaje się jednak odrazu do koła tych Ojców, opiekunów rodzin i rodów. Zanim to nastąpi, dusza zmarłego błąka się i straszy jak upiór, a pozostali mają ofiarą zaspokoić jej potrzeby, aby im nie wyrządzała szkód. Kult ten ojców przywiązany był do pewnych okresów czasu i rozpadał na uroczy-

278
stości obchodzone w kole rodzinnem zazwyczaj, w dnie niepa-rzyste, (d Litwinów 16 wieku w 3, 6, 9 i 40 dniu po śmierci) i na dr ie zaduszne, obchodzone przez cały lud u Indów:Ashtaka, w Grecji w Rzymie Feralia (Lamuria), w Rosji
radunica itp. 3. Ponieważ pierwotnie jadło i napoje dla niebo-szczyka przynoszono mu na grób, przeto najdawniejsze stypy odbywały, się na cmentarzu, stąd nazwa ich w języku greckim neQi-6einvov=iicita w około grobu. Ulubionem miejscem spoczynku umarłych w czasach zamierzchłych były rozstajne drogi czyli rozdroża, tam więc wspominano o nich i przynoszono im potrawy. Urządzano też stypy na cmentarzach i w domach. 4. Obrzędowa uczta dla zmarłych rozpoczynała się ich wezwaniem, podobnem do zaklęcia w Dziadach Mickiewicza, który przedstawił je wiernie podług obrzędu obchodzonego w pierwszej ćwierci XIX w. na Litwie przez lud białoruski. Guślarz przywoływał duchy dziadów słowami:
Święte dziadyl wzywamy was!
Święte dziadyl chodźcie do nasi Jest tu wszystko, co Bóg dał itp.
Po nakarmieniu i napojeniu zmarłych następowało uroczyste ich pożegnanie:
Święte dziadyl Przylecieliście tu, Najedliście się i napili, Odlećcie teraz do domu itp.
Na ucztach dla ojców wystawione były potrawy i napoje na stołach, co zaś podczas jedzenia i picia spadło na ziemi, należało do umarłych, którzy nie mieli krewnych ni przyjaciół — Pozostałe z uczty resztki jadła i napoju wystawiano w naczyniach dla zmarłych ojców. Karmienie to umarłych należy do zwyczajów rozpowszechnionych na całej kuli ziemskiej i sięga zamierzchłej przeszłości, bo epoki kamiennej. Z potraw podawanych nieboszczykom u Indoeropejczyków odgrywał ważną rolę bób, z napojów miód. 5. Stypy poczynały się w nastroju poważnym i w milczeniu, stąd nazwa jej u Rzymian silicernium (uczta milczących). Wierzono bowiem, że duchy zmarłych były na uczcie obecne. Pod wpływem jednak napojów ustępował smu-tek wesołości, bo dłuższy żal był dla zmarłych niemiły. Uroczystość żałobną obchodzono śpiewem, muzyką i tańcami, odbywały się gry i zabawy (w cześć dziadów) jak to ma miejsce do dziś wśród Hucułów. 6. Dnie zaduszne kończyły się ugoszczeniem ubogich i kalek, jak to dziś jest w zwyczaju u ludów słowiańskich, a co zostaje w łączności z obowiązkowem karmie niem Bramanów na t. z. ęraddha. Uroczystości te zaduszne łączyły żywych i umarłych w jeden nierozerwalny pierścień rodzinny. Do tego ściślejszego koła należeli ojcowie, „dziady“ i pradziadowie, tym przedstawicielom trzech pokoleń składano owe Chleby,

279
zwane na Rusi kiecki (kluski), w Niemczech Klósse, w Pendża — bie pinda itp. Potrzeby duszy ojców zaspakajał przedewszystkiem syn, — u żydów syn pierworodny — na którym spoczywał też obowiązek zemsty obrażonego lub zabitego ojca. Z powodu tych nieodzownych ofiar dla zmarłych życzono sobie w starożytności męskiego potomstwa.
Kościół od najdawniejszych czasów ostro ganił i zakazy-wał te pogańskie obchody pogrzebowe. Przechowały się one jednak tu i ówdzie do naszych czasów. Przeżytkiem owych obrzędów są praktykowane wśród ludu polskiego stypy, na których licznie zgromadzeni krewni i znajomi jedzą, piją i śpiewają przez całą noc przy trupie albo po pogrzebaniu go. Na starosłowiańskich pogrzebach odprawiano zwyczajem pogańskim uroczyste gry, tańce, t. z. tryzny i inne „sprośne sceny“, napomyka o tem mistrz Wincenty w swej kronice i letopisy ruskie. „Igry“ te zachowały się jeszcze wśród włościan ukraińskich. Może przeżytkiem tych tańców i śpiewów są po dziś dzień zachowane między ludem tańce pogrzebowe. Oto np. w Sandomierskiem na stypie, zwanej tu pogrzebem, tańczą żałobnego. Grajkowie od Zawichosta wygrywają na obiedzie pogrzebowym rodzaj ober — tasa powolnego, który pod względem „tonalności“ ma być „bar-dzo dawny“. W czasie pogrzebu w Sandomierskiem śpiewają następującą pieśń stypową:
Od Bilcza.
Odległe echa wyobrażeń pierwotnych o duszy umrzyka, drgają jeszcze żartobliwie w powszechnie śpiewanej piosence niedgyś stypowej, bo nuconej na stypie pogrzebowej:
Umarł Maciek, umarł,
Już leży na desce, Żeby mu zagrali, Wyskoczyłby jesce.

280
zakończonej zwrotką:
I wywieźli Maćka
Pod samą dzwonicę,
Jesce Maciek krzyce: „Podajcie szklanicę 1“
Krakowianie, Mazurzy i Poznańczycy, na konsolacji (sty-pie) śpiewają pieśń w następującej odmiance:
Umarł Kuba, umarł,
Już leży na desce,
Nie turbuj się dziewce, Przyjdzie do cię jesce.
(z okolic Oikusza). ... M ’ i 7 ’rr 7 7 7-\-l^ JjZ-r drą-T — 5-r *1 1 ’T' t f ił, i 4 «i * » «-i r? i i ‘w Oj umarł Maciek umarł,
Oj leży na desce,
Oj ożyłby on ożył, By mu zagrali jesce.
W Szmołdzeńskich Klukach (na Pomorzu) „uroczystość pogrzebowa kończy się gędźbą, jak gdyby to było wesele lub chrzciny“. Podobne uczty pogrzebowe przy śpiewie i zabawie odbywają się na Kubie, w południowej Ameryce (Indjanie) w Meksyku i in. Dlatego wedle pojęć właściwych społeczeństwom pierwotnym umarłemu na drogę do życia zagrobowego towarzyszą huczne zebrania, uczty i pijatyka, podczas których żałoba i smutek ustępowały bujnej wesołości, pieśniom i tańcom na cześć umarłego odchodzącego do szczęśliwszych krajów.Stypa.do dziś obchodzona przez naszych włościan, przechowuje ślady prastarej formy obrzędu pogrzebowego, nie tylko w śpiewach i zawodzeniach, ale także w wkładaniu umarłemu potraw w usta do grobu. Pierwotnie bowiem kładąc do mogiły strawę, wyobrażano sobie, iż

281
nieboszczyk, do mogiły swej przywiązany, spożywa ją cieleśnie. Późniejsza forma stypy, przez nasz lud obchodzona, każę przypuszczać, że dusza umarłego, która ciało opuściła, nie potrzebuje już materjalnego pożywienia, lecz zadowala się duchową esencją potraw, ta zaś wyzwala się z materji przez spożycie potraw, co staje się powinnością pozostałych przy życiu krewnych i przy* jaciół nieboszczyka.
Gdy Mazur w Prusiech umrze, okrywają zwłoki obrusem, którym następnie nakrywają stół z jedzeniem a zastawionych potraw nikt nie tknie, choćby był bardzo głodny. Szmatką zaś, którą myto umarłego, dotykają potraw. Widocznie lud nasz wierzył, że w obrusie i szmatce tkwi coś z duszy nieboszczyka. I Prusacy przygotowują ręczniki i koszule dla dusz zaproszonych na uroczystość pogrzebową. W ogóle ludy różnych ras mniemają, że dusza umarłego trzyma się zazwyczaj płótna, chustki, szmaty itp. Składanie pokarmów na grobie dla nieboszczyków albo w chacie polega na prastarem wyobrażeniu, że „duch umarłego znajduje się w pobliżu swego ciała albo na miejscu dawnego zamieszkania“, na przekonaniu, że „umarły bierze udział w biesiadzie pogrzebowej“ albo że „jest na niej obecny“. Od niepamiętnych czasów sprawiano uczty dla umarłych, a zwyczaj ten, szeroko na kuli ziemskiej rozprzestrzeniony, zachował się do dziś w przeżytkach naszego ludu. Wyobrażano sobie, że „umarły jest tej uczty uczestnikiem, a czem liczniejsze było grono gości, czem więcej jedzono i pito, tem większy dla nieboszczyka zaszczyt“.
Na całej kuli ziemskiej istnieje wiara w życie duszy po śmierci ciała. Wiara ta w krótsze lub dłuższe istnienie oddzielonej od ciała duszy objawia się w pielęgnowaniu umarłego. A że u człowieka pierwotnego jadło i picie pierwsze zajmuje miejsce, przeto za najważniejsze uważano zaspokojenie tych głównych potrzeb zmarłego. W mniemaniu plemion barbarzyńskich umarły domaga się jedzenia (ryżu) i picia (libacji) a dopóki go się nie zaspokoi, wraca z tamtego świata, aby upomnieć krewnych za zaniedbanie ich obowiązków. W przywiedzionych pozostałościach obchodu staropolskiej strawy, jak w samej nazwie uczty pogrzebowej, mamy ślady pierwotnego pojmowania, że spożyte potrawy służyć miały za pokarm dla nieboszczyków. W wyobrażeniu człowieka pierwotnego umarły żyje jeszcze przez pewien czas, zanim dusza jego rozłączy się z ciałem; przyjmując pobyt duszy w pobliżu ciała, przez nią zamieszkałego, lud polski i ruski kładzie zmarłemu strawę w usta, na piersiach, u głowy, na mogile albo w miejscu, gdzie jadał za życia. Wyobrażają sobie, że umarły spożywa tę strawę albo dają mu ją na drogę na tamten świat. Stypa nie była pierwotnie uraczeniem gości, lecz zmarłego, wierzono bowiem w obecność jego przy uroczystości. Dlatego kładą mu jedzenie do grobu (trumny), albo stawiają je u głów jego, przypijają doń albo piją

282
na jego zdrowie. Wspominają go — stąd nazwa naszych Spo — minek — i wynoszą jego zalety. Uczta pogrzebowa należy mu z obowiązku, strawą — tak nie tylko u nas, ale i w innych językach słowiańskich nazywano tę ucztę — ‘ma być umarły zaspokojony, aby nie molestował rodziny, nie szkodził osobom, które go przeżyły i które on może niepokoić. Nawet kościół zatrzymał modły za spokój duszy nieboszczyka.
W pamięci ludu w Prusiech wschodnich nie wygasło przekonanie, że nieboszczyk „otrzymał swoje“ na wyprawionej dlań stypie i że nie będzie trapił pozostałych przy życiu — Uczta ta miała przedewszystkiem na celu pojednać duszę zmarłego z pozostałą przy życiu rodziną. Ma odchodzić z tego świata wesoła nie czuć smutku, rozłąki ze swoimi. Dawano jej do poznania, dajmy na to przez zostawienie dla niej miejsca przy stole, że’ śmierć nie zerwała węzłów łączących zmarłego z najbliższymi towarzyszami. Jedzenie, picie, zabawa, to najskuteczniejszy sposób rozweselenia żywych i umarłych, nie stosowanie tego środka groziło wyładowaniem srogiego gniewu nieboszczyków. Czem wyższe zmarły zajmował stanowisko za życia, tem obfitszą ucztę zastawiano po jego śmierci, z obawy przed przepotężnym duchem, którego tym sposobem spodziewano się udobruchać. Umysł pierwotny tak mniej więcej rozumuje: „Pozostali, za to, że rozporządzili ciałem zmarłego, winni są dać zadośćuczynienie jego duszy tj. mają okazać, że nie chcieli jej obrazić, że przeciwnie uznają jej przynależność i oczekują od nieboszczyka, aby i on poczuwał się do obowiązków wobec swoich najbliższych albo przynajmniej, aby im nie szkodził*1. Do tego celu zmierzały uczty pozgonne pozostałej rodziny. Odbywały się one pierwotnie bezpośrednio po pogrzebie na mogile, później w domu zmarłego. Na tym wyższym nieco szczeblu rozwoju, krewni i przyjaciele zmarłego, towarzyszący mu do grobu, spożywają ową „duszną strawę na wspólnej, gromadzkiej stypie i to jest oznaką ściślejszego ich zespolenia między sobą i z nieboszczykami“; uczta pogrzebowa zaświadczała publicznie, iż śmierć nie zrywa węzłów spólności, lecz przeciwnie, je zacieśnia. Dziś zatrzymała ona tylko charakter uroczystości „upominkowej“ stąd też jej nazwa polska.
Nasze stypy bowiem mają na celu nietylko zaspokojenie głodu i pragnienia nieboszczyka, ale także utrwalenie dotych-czasowych przyjacielskich stosunków między nim a pozostałymi przy życiu. Wyobrażenie to jest wyrazem wiary pierwotnych społeczeństw, że spożycie wspólnej potrawy zacieśnia święte węzły jedności. Dlatego u nas na wsi, podobnie jak w innych krajach, biorą udział w stypach prócz najbliższej rodziny także dalsi krewni i sąsiedzi, cały ród, wieś cała. A współuczestnictwo gromady objawia się nie tylko biernie w jedzeniu i piciu, ale czynnie zapomocą darów składanych na wspólną ucztę, która zobowiązuje umarłego, aby nie wyrządzał szkody swoim towa

283
rzyszom. Uczestnicy pogrzebu zebrani na stypie łączą się na uczcie, po raz ostatni z nieboszczykiem, aby go tem wspólnem jedze-niem i piciem uczcić, a zarazem węzły solidarności między sobą zacieśnić, ale także, aby tem fizycznem pokrzepieniem siebie i koni (wołów) wiozących umarłego, ubezpieczyć się przed mocami śmierci.
Od przedhistorycznych czasów aż do obecnej doby w różnych częściach świata i u różnych ras odbywa się karmienie umarłych w tem przekonaniu, że nieboszczyk spożywa zastawione dlań potrawy. Z biegiem czasu miejsce uczty na grobie zajęła stypa w domu. Jako przejściową formę spotykamy zwyczaj zaczęcia biesiady na mogile a zakończenia w domu. Indo — europejczycy wierzyli, że umarły jeszcze przez pewien czas żyje i dlatego dostarczali mu pożywienia, na umyślnie w tym celu sprawianych stypach (u Indów ęraddha u Greków rteęidetnror, u Rzymian silicerniumj. Wyobrażano sobie, że nieboszczyk jest niespokojnym duchem i straszy ludzi, dlatego w celu uśmierzenia go trzeba było nakarmić go i napoić. Stypy naszego ludu, zarówno jak uczty pogrzebowe innych ludów, zwłaszcza udział nieboszczyka przy obiedzie nie byłby zrozumiały, gdyby nie przypuszczenie, że umarły jada i pije jak człowiek żywy. A przypuszczalną tę wiarę potwierdzają wykopaliska na ziemiach słowiańskich, zarówno jak innych ludów europejskich, do grobów ich bowiem dawano dla umarłych strawę i napój. Z ubogiego inwentarza naszych grobów przedhistorycznych podnieść należy naczynia, w których składano dla umarłego jadło i napoje. Składanie tych rzeczy umarłemu nie ustało z zaprowadzeniem chrześcijaństwa i od tysięcy lat do dziś przestrzegane jest u ludów na obu półkulach. Groby z epoki kamiennej i bronzowej na ziemiach naszych budowane były nie tylko dla ochrony zwłok, ale także dla uniemożliwienia im powrotu do żyjących. Wyobrażano sobie umarłych przez pewien czas przy życiu, zastawiano im potrawy i napoje w naczyniach, rozpalano od czasu do czasu ogień, dla ogrzania i oświetlenia miejsca ich zamieszkania. I w mogiłach ludów klasycznej starożytności, zarówno jak u ludów Skandynawji, na ziemiach słowiańskich, jak i romańskich, znajdują naczynia do jedzenia i picia, świadczące, że starano się tym pierwotnym sposobem o uprzejemnienie nieboszczykowi pobytu na tamtym świecie.
Kult umarłych.
U nas, jak u innych ludów, odbywają się stypy nie tylko natychmiast po śmierci nieboszczyka, ale także w kilka dni albo tygodni potem, w krótszym lub dłuższym czasie po po

284
grzebie, wreszcie w oznaczonych na ten cel uroczystościach rocznych na t. z. wspominkach albo Zaduszkach. W Słupi pod Rawiczem „wyprawiają w kilka dni po pogrzebie stypę, na którą „proszą sąsiadów jakoby na wesele nieboszczyka“. Umarły, wedle pojęć ludowych, wraca do swoich jeszcze do dnia trzeciego, dziewiątego — a nawet do czterech tygodni. Dlatego dawni Mazurzy pruscy obchodzili stypy w dniach trzecim, szóstym, dziewiątym i czterdziestym. Lud w Wałach pruskich do niedawna po śmierci gospodarza stawiał stołek z ręcznikiem nieboszczyka, który wracał do domu do trzeciego, dziewiątego dnia a nawet do czterech tygodni. U Benedyktynów w Sieciechowie (Radomskie) zachował się po śmierci profesa zwyczaj zakonny, zwany trycezymą od tego, że przez dni trzydzieście stawiano na stole, gdzie zmarły za życia siadał, wszystkie potrawy i napoje, jakie za życia dostawał razem z zakonnikami, po obiedzie i wieczerzy oddawano to ubogiemu, który obowiązany był modlić się za duszę zmarłego. Dla uczczenia pamięci zmarłego Polaka na Czerwonej Rusi wszyscy uczestnicy stypy kładą do miseczki odrobinę tego, co jedzą — przez dni 40. Dawniej urządzano u nas takowe stypy w rocznicę śmierci nieboszczyka, jak to zaświadczają akta grodzkie w Bieczu z 1679 r. Mamy tu stwierdzony przykład stypy, którą brać szlachecka w cześć zmarłego urządziła po nabożeństwie. Włościanie z Golejówki odprawiają do dziś w rocznicę śmierci nabożeństwo żałobne (żałobna msza) za duszę zmarłego, „sprowadzają przytem do domu dziadów żebrzących i dziadówki, różne sieroty, kaleki itp. i ugaszczają ich, dając t. z. Boże obiady z kilku dań ciepłego jadła złożone“. W opisie pogrzebu Kazimierza W. (1370) odnaleźć można podobne ślady ofiar.
Uczty na cześć zmarłych odbywały się na Rusi dnia trze-ciego od śmierci nieboszczyka (tretyny) i czterdziestego (soro — kowyny). Po nabożeństwie każdy z wiernych je łyżkę koływa, (kutja) w tem przekonaniu, że „ile kto zje ziarnek, tyle dusz z czyśćca wybawi“. Na wspominkach w 9 lub 40 dzień po pogrzebie Rusinki z gub. Kurskiej przynoszą na mogiłki miseczki z sadłem, jajami, bułkami i innemi potrawami, które ksiądz zbiera i zawozi na plebanję. Huculi spraszają sąsiadów i krewnych na stypę w 40 dni (sześć niedziel) po śmierci, rozdając jałmużnę biednym, do tego czasu duch zmarłego krąży około domu i odwiedza rodzinę. Dlatego „w domu zmarłego pali się przez 40 dni po pogrzebie świeca albo lampa“, dlatego „przez 40 dni posyłają do cerkwi świecę i talerz panachiji (warzonej pszenicy) i z tego samego powodu „wystrzegają się powiedzieć o nieboszczyku coś złego“. Jeżeli zaś po 40 dniach wraca do domu, znak to, że dusza nie znalazła spokoju, bo jej ktoś nie przebaczył albo nie spełnił życzenia. Prócz parastasa tj. obiadu w dniu pogrzebu na pamiątkę nieboszczyka, wydają Rusini na Podolu rosyjskiem podobny obiad po uprzeclniem odprawieniu w cerkwi żałobnego nabożeństwa (panichidy), obiad ten wyprą-

285
wia się w 40 dni po śmierci nieboszczyka, czy raczej po po-grzebie. Istnieje bowiem wiara na Rusi, że „dusza zmarłego przez dni 40 błąka się po tym świecie, straszy przechodniów, wodzi przejezdnych po manowcach11. Dlatego odprawiają po 40 dniach stypę (tryzna), na którą spraszają krewnych i przyjaciół. „Umarły dopiero od tego czasu przestaje krążyć“. (Ispas). Po wyniesieniu zmarłego na cmentarz, stawiają w powiecie Biełho — rodzkim w domu nieboszczyka wodę, miód lub co innego, „aby anioł przeleciawszy, miał się co napić“, wodę tę zostawiają (w innych okolicach Rusi) przez sześć tygodni. W dziesięć tygodni po pogrzebie karpaccy górale z nad Łomnicy obchodzą t. z. dziewięciny (dewiatyny), wówczas rodzina zmarłego zanosi do cerkwi jako ofiarę 5 bochenków chleba, świecę i ładan, a ksiądz nad nim odprawia panachidę (parastas).
W szóstą sobotę po pogrzebie odbywa się na Rusi buko-wińskiej następujący obrzęd zaduszny, zwany sześcinami: „Zaczyna się odprawianiem nabożeństwa (parastasu) w chacie. Na każdej z czterech ścian izby płonie przylepiona świeczka woskowa. Stół zaścielony obrusem i zastawiony potrawami; w misie leżącej na trzech Chlebach znajduje się pieczona kura, flaszeczka z winem, drzewko zielone. Brzegi stołu obstawione rzędem kołaczy ze świeczkami, przed niemi stoją garnuszki z wodą, a w każdym z nich maleńkie drzewko. Stół z tą zastawą podnoszą w górę „na wieczną pamięć“. Gdy ksiądz zasiędzie za stołem, gospodarz domu wręcza mu drzewko za duszę nie-boszczyka, którego pamięć w tym dniu święcą, a reszta p o — many idzie za inne dusze zmarłe w rodzinie, każdy kołacz ze świecą za inną duszę. Garnuszki z maleńkiemi drzewkami otrzymują najszanowniejsi goście. Następuje potem wspólna biesiada, na której jedzą ze wspólnej miski, jedną łyżką, koływo obchodzące z rąk do rąk stół w około. Po skończonym obiedzie gospodarz przynosi kołacz, na nim topkę soli i świeczkę, które po przemowie podnoszą w górę, jakby na ofiarę nie-boszczykowi.
Lud ukraiński gubernji Czernichowskiej odprawiwszy w dzień pogrzebu stypę, obchodzi w trzy dni potem uroczystość zwaną t r e t y n y, za dziewięć dni d e w j a t y n y, na 40. dzień s o — r o c z y n y, po pół roku piwrokowyny i wreszcie w rocznicę pogrzebania rok o winy. Integralną część tych uroczystości stanowi obiad (biesiada), na którym odbywa się w mało zmienionej postaci prastare karmienie duszy nieboszczyka.
W rocznicę zgonu wyprawiają wieśniacy z Pokucia, po — minki w cerkwi, ksiądz odczytuje po mszy parastas (egzekwie) nad umyślnie w tym celu pieczonemi knyszami lub bochenkami chleba. A gdy jeden bochenek podnosi w górę, wyżej głowy, po razy kilka, otaczający go ludzie dotykają się jego palców i razem z nim podnoszą ręce do góry, wreszcie i dalej stojący dotknąwszy się rąk ludzi bliskich księdza wznoszą ręce

286
w górę, jakby podawali wspólnie duszom zmarłych ten posiłek. Po spełnionym obrzędzie odbywa się u zamożniejszych gospodarzy uczta, na którą sproszeni są kumowie, sąsiedzi wraz z księdzem.
Pamięć po zmarłym (w okolicy Zadniestrzańskiej) mężu obchodziła (1811 r.) żona przynosząc do cerkwi miskę z łyżką i kieliszek (zwyczaj ofiary przyjęty pono od Greków?) W ro’ cznicę śmierci żony, mąż przynosił w ofierze koszulę księdzu. Gdy Białorusin (ka) umrze, kładą przez 40 dni naczynie z wodą i ręcznik na oknie, jakby się spodziewano powrotu umarłego do swego mieszkania, w tej samej myśli zaścielano dziecku łóżko przez 40 wieczorów. Dusza zmarłego Białorusina „40 dni tuła się w swej wiosce rodzinnej, mianowicie 6 dni około domu, 3 dni w ogrodzie itp. poczem dopiero udaje się na drugi świat“, albo „zostaje na ziemi, by odbyć tu swą pokutę, zamieszkuje w drzewie, (które skrzypi), w zwierzęciu lub nawet w człowieku“. Tym wędrówkom dusz towarzyszą stypy pogrzebowe: pierwsza odbywająca się w dzień pogrzebu, inne w szóstym, dziewiątym, 40 dniu itp. Obowiązkową potrawą jest ku — tja, kluski i bliny. Zawodzenie najętych płaczek i wychwalanie nieboszczyka stanowią ośrodek owych „pohodek“. Lud rosyjski (gub. Tambowskiej) mniema, że „zmarli do sześciu tygodni niewidzialni przemieszkują w swoim domu i dlatego na noc rozściela się obrus i stawia na nim pokarmy na użytek nieboszczyków“. Oneżanie w 40 dniu po śmierci nieboszczyka urządzają stypę, nakrywając stół zostawiają dlań wolne miejsce, by mógł zasiąść, kłaniając się mu przemawiają: „Jedz, kocha-nie mojel“
Na te spominki czyli Zaduszki schadzali się najbliżsi na grobie zmarłego, albo w jego domu, w 3, 9, 40, dniu po pogrzebie, a jedząc i pijąc składali część potraw na grobie albo wylewali nieco na ziemię. Stąd pochodzą nazwy owych uczt pogrzebowych: tretina, dziewiacina, soroczyna ( — 40) itp. w naszej gwarze ludowej kar od śpiewów łacińskich: carmina czy też od chara żal. Po pogrzebie stawiają w izbie, w której nieboszczyk leżał, strawę i napój dla błąkającej się po domu duszy, a trzy kobiety idą co rana, przez trzy dni po pogrzebie, na grób nieboszczyka, zapalają tu świecę i stawiają naczynie z winem lub wodą.
Serbowie po pochowaniu zmarłego urządzają stypę za spokój jego duszy, a mianowicie na grobie albo w kaplicy cmentarnej, na cmentarzu okalającym kościół albo w domu żałoby. Lud wiejski przynosi najczęściej na cmentarz potrawy i napoje, które na świeżym grobie nieboszczyka z apetytem spożywa. Takie uczty na grobie odbywają się jeszcze dnia trzeciego, 7-go, 40-go, w połowie roku i w rocznicę — licząc od pogrzebu. Na

287
te obchody krewni, kumowie, przyjaciele i sąsiedzi przynoszą swoje prilogi składające się z kołacza, t. z. pity i flaszki wódki. Na główną ucztę pogrzebową, zwaną czetrdesetnicą, zapraszają w powiecie Czajnickim całą wieś, a każdy z zaproszonych przynosi z sobą bułkę, podobnie jak na weselu. Słowianie południowi utrzymują, że dusza zmarłego w 40 dniach, bezpośrednio po śmierci, w tym „wstępnym okresie swego żywota zagrobowego nie ma stałego pobytu* i odwiedza wszystkie te miejsca, w których nieboszczyk za życia przebywał.
Dusza zmarłego „nie idzie odrazo na miejsce swego prze-znaczenia, lecz lata w domu niewidzialna jako duch, tchnienie (stąd powiedzenie izdahnuti dusu) albo w postaci motyla, ptaka lata jeszcze przez 40 dni w około ubrania nieboszczyka albo około grobu pogrzebanego“. Dlatego „w Trebinje, w domu żałoby, przez 40 dni po śmierci pali się świeca albo lampa“, dlatego „w Serajewie przez 40 dni po zgonie posyłają po jednej świecy i talerzu panachiji (warzonej pszenicy) do cerkwi“. Po tym okresie czasu wraca jeszcze dusza zmarłego do domu, ale jest to „znakiem, że nie ma spokoju, gdyż nie spełniono jej życzenia albo jej nie przebaczono“. Po dokonaniu tego „zamienia się ona w białą gołąbkę i ulatuje do nieba“. „Grzeszna dusza zjawia się powtórnie jako czarny ptak“. Na stypę w domu zmarłego Serba zabijają duszne bydle tj. barana lub owcę, w razie postu odkładają stypę pogrzebową do wielkiej uroczystości w 40. dniu po śmierci, palą zaś przez 40 dni świecę na miejscu, w którem nieboszczyk leżał, kładą dlań bochenek chleba albo ugotowaną pszenicę i trochę soli.
Na stypach spominkowych spożywając kołacze przesypane obowiązkowo pszenicą (koliwo), mówią: „duszy zmarłego niech Bóg odpuści, a żyjącym daje żywot i zdrowie“, podobnie prze-pijają za dusze zmarłych. Nadto przynoszą dary żałobne z domu na „uspokojenie duszy zmarłego“. U nas i na Zachodzie kościół wytępił niemal doszczętnie ten „pogański zwyczaj“, cerkiew była dlań łaskawszą, dlatego zachował się u Słowian południowych, jak na ziemach ruskich, w mało zmienionej postaci. Na tych stypach widać głęboką przepaść, jaką wykopał między Słowianami rozdział Kościoła od XI wieku. Że te wspominki nie są wyłącznie kościelną uroczystością, świadczą obchody mahometan w Bośnji w dnie: siódmy, 40, w pół roku i w rocznicę pogrzebu. W święto, zwane Kubran Bajram, zabija na ofiarę zazwyczaj owcę syn dla zmarłych rodziców, brat dla rodzeństwa itp. Rozdzielają też za duszę zmarłych sornuni i hałwę, albo zawinięte w papier pieniądze, żeby ofiarowany mógł kupić sobie pożywienie. Na grobie zmarłego albo w dżamji zapalają światło.
O starożytnych Wendach (Słowianach) na Pomorzu opowiada Tomasz Kantzów (około 1540 r.), że przyjaciele i krewni zmarłego chodzili na jego grób w 30, 60 i 100 dniu, jedli tam i pili, dając zmarłemu jego część do grobu, pod kamienie. Kościół

288
nie usuwał terminu owych „pogańskich“ uroczystości, przeciwnie na msze żałobne w wiekach średnich przeznaczał również dnie 3, 7, 30 lub 40, lubo zabraniał nadużyć „pogańskiego“ obrzędu. Tak np. synod wormacki z 868 r. zabrania duchownym w dniach 3, 7 i 30 albo w rocznice śmierci przypijać do zmarłego, opowiadać rozśmieszające bajeczki, odbywać maskarady itp.
Od niepamiętnych czasów Litwini obchodzili stypy na cześć zmarłych, zazwyczaj w trzeci, dziesiąty i czterdziesty dzień, utrzymując, że dusza zmarłego błądzi po ziemi przez 3, 9, 40 dni i wraca do domu, a dopiero po upływie tego czasu odchodzi na tamten świat. Liczba 3, 9, 40 odgrywa ważną rolę w kulcie zmarłych nie tylko u Słowian i Litwinów, ale także u Greków, Rumunów, Włochów wogóle ludów indoeuropejskich. Dawni Prusowie obchodzili zaduszki jedząc i pijąc na grobach osób zmarłych, zazwyczaj w trzecim, siódmym, dziewiątym i 40 dniu po pogrzebie. Podobne siypy urządzali Pomorzanie, lubo w inne dnie poświęcone zmarłym. Jan Meletius w dziele de Sacrificiis Borus — sorum, Livonum (1551) tak opisuje stypę pośmiertną u na pół pogańskich jeszcze Prusów: „Żona zmarłego, o wschodzie i zachodzie słońca siedząc lub leżąc nad grobem zmarłego małżonka, płacze przez 30 dni, a krewni obchodzą stypę w trzecim, szóstym, dziewiątym i czterdziestym dniu po pogrzebie. Na stypy te zapraszają duszę umarłego“. Podczas owej uczty siedzą w milczeniu przy stole, jakby niemi, nie używają też przy jedzeniu nożów, dwie kobiety podają im potrawy również bez nożów. Każdy z uczestników tej biesiady z osobna rzuca coś pod stół, czem według ich wiary, dusza zmarłego żywi się — wystawiają też dla niej wodę do picia. Jeżeli coś przypadkiem spadnie na ziemię ze stołu, tego nie podnoszą, lecz zostawiają również jako żer dla dusz. Po uczcie kapłan wstawał od stołu, wymiatał dom i wypędzał dusze, jak pchły, ze słowami: „Piłyście i jadłyście, dusze, a teraz precz, teraz precz 1“
W rocznicę śmierci sprawiają Żmudzini zmarłym wspo-minki (atminimus łajditi), na których gotują sute objady. Uroczyste te biesiady na cześć zmarłego krewnego obchodzili w trzecim, szóstym, dziewiątym i 40 dniu, licząc od dnia pogrzebu. Niemcy i inne ludy europejskie obchodzą również wspominki umarłych w 7, 30 i 40 dniu po pogrzebie. W Bawarji swat na grobie zmarłego odprawia siódmego i 30, dnia akt dziękczynny, a na mszy żałobnej trzy najbliższe krewne składają na ołtarzu świece, dzban z pieniądzmi na wino i bułkę, prócz tego zapalają świece na grobie i darzą ubogich kukełka — mi, t. z. Totenspende. W 40 dni po pogrzebie wyprawiają stypę, która kończy obrządek pogrzebowy, poczem pamięć o zmarłym ginie.
We Flandrji i Skandynawji obchodzą uroczyście dzień 3, 7, i 30. W opactwie Orwal (w Ardenach) stawiają dla umarłego jedzenie przez trzy dni po pogrzebie, na miejscu, gdzie za

289
zwyczaj jadał, po uczcie rozdziela się potrawy między ubogich. Dusza zmarłego Greka przebywa przez 40 dni po śmierci na miejscu swego pobytu, dlatego stawiają na oknie szklankę wody i trochę ugotowanej pszenicy, aby duszę nieboszczyka pokrzepić.
„Wspominki“ te sięgają czasów przedchrześcijańskich, bo znane już były starożytnym Grekom, Rzymianom i Indom, obchodzono je zazwyczaj w pierwszych trzech, dziewięciu i trzy-dziestu dniach po zgonie osobnika, w tym czasie odnawiał się ściślejszy stosunek między nieboszczykiem a pozostałymi kre-wnymi.
Dusza zmarłego wraca z tamtego świata na swój grób, w rocznicę śmierci przybywa po raz ostatni do swego ciała, poczem się uspokaja na zawsze. U starożytnych Greków trzeciego dnia składano ofiarę na grobie zmarłego (trita), przytem odbywała się uczta zwana peridejpnon, na której w koło przy — pijano, podnosząc cnoty zmarłego gospodarza, jeszcze w dniu dziewiątym (ennata) składano na grobie zmarłego pieczywo i owoce jako potrawę, mleko, miód, wino jako napój, a dopiero w 30 dniu, jak np. w Atenach, kończono uroczystości żałobne. W starożytnej Romie podawano zmarłemu 3 i 7 dnia na gro-bie jedzenie w głę bokiem milczeniu, stąd nazwa tej ofiary si — licernium. W dziewiątym dniu po pogrzebie odprawiali na grobie nieboszczyka ofiarę jego manom (sacrificum novem diale), po której następowała uczta i dary składane dla zmarłego, tu i ówdzie odbywały się zabawy, ugoszczenie ludności i rozdzielanie jałmużny.
Dawniejszego zapijania uczestników „w koło“ tz. circum — potatio zabraniało już prawo 12 tablic. Podczas t. z. p a r e n — talia i rosalia, w rocznicę urodzin lub zgonu nieboszczyka, składali krewni i przyjaciele ofiary zmarłym z wina, mleka, oliwy, miodu i wody; wylewano na groby krew zabitych na ofiarę zwierząt czarnej maści. Podobnie ]ak to do dziś czynią, zapalano lampy na grobach, zdobiono je kwiatami i wieńcami. Sprawiano dla nieboszczyków ucztę, zwaną cena feralis, składającą się z bobu, owoców, jaj, chleba, soli itp. W owych dniach, poświęconych pamięci zmarłych, stanowiła uczta na ich grobie, najważniejszą część obrzędu, dlatego widzimy ją przed-stawioną na starorzymskich grobowcach.
Wedle staroindyjskich ksiąg świętych każda rodzina ma patronów: Pitaras t. j. ojca, dziadka i pradziadka, zajmujących w hierarchji niebieskiej stanowisko rzymskich Ma nów, każde nowe pokolenie dostarcza nowego członka (ojca), a z nim ubywa jeden najstarszy (pradziad), tak, że liczba Manów nie zmienia się, a ubywający z ich koła członkowie zapełniają szeregi „przodków“ (Rishis) bez określenia stopni pokrewieństwa. Tym wszystkim opiekunom składali Indowie w ofierze pożywienie jak np. ryż, bób, jęczmień i napoje (mleko, wodę itp.); zanosił
Śmierć. 19

290
je do Ojców Agni (bóstwo ognia), czyli rzucano je w ogień, gdzie się spaliły, albo spożywali je Brahmani w zastępstwie Manów.
Karmienie to odbywało się przedewszystkiem na stypie, zwanej ęraddha, po śmierci i w kilka dni po pogrzebie zmarłego, najstarszą strawę stanowiły kluski z ryżu, do picia i libacji używano wody. Podobne jedzenie i picie (oblacje) odbywały się kilka razy do roku, aż do rocznicy śmierci, na uroczystościach, zwanych u Indów Ekoddishta. Duch zmarłego po rozłące z ciałem, dręczony głodem i pragnieniem, nie miałby spokoju, gdyby mu nie postawiono przynajmniej nieco ryżu i czarkę z wodą. Po roku, gdy duch zmarłego przyjęty został do Manów, odprawiano wielką ucztę ęraddha. W pierwszym roku zmarły potrzebował jeszcze uspokojenia, albowiem duch jego nie zupełnie odłączony był od ciała, dopiero od rocznicy śmierci dostępował wieczystego spokoju. Pamięci zmarłych powierzone były dnie 3, 7 i 30 od najgłębszej starożytności. Pismo św. Starego Zakonu powiada: „żałoba po umarłym siedm dni trwa“. Ale Arona i Mojżesza lud opłakiwał przez dni 30.
Czas, w którym składali Indoeuropejczycy umarłym dary w jedzeniu i piciu, był ściśle oznaczony. U starożytnych Prusów wydawali krewni uczty pogrobowe w 3, 9. i 30 dniu od pogrzebu, u Greków w 3 i 9 dniu, u Rzymian i Indów w 9 dniu, u Germanów w 3, 7, 30 dniu, i w rocznicę śmierci.
Łasicki (XVI w.) podaje o Żmujdzinach, że sprawiali sty-pę w 3, 4, 6, 9 i 40 dniu od skonu, u Serbów odbywają się uczty po 40 dniach w drugiej połowie roku i w rocznicę śmierci. Indowie składali zmarłemu w 9, 11 i 30 dniu ofiary, podczas uczty. Dziewięciodniowy czas żałoby i oczyszczenia po pogrzebie spotykamy w Iranie, w Grecji, Rzymie i u innych ludów indoeuropejskich, przyrządzano wówczas właściwe potrawy. Wedle Herodota Scytowie obwozili zmarłego przez 40 dni, u przyjaciół, którzy go ugaszczali. Dnie 3, 7, 9 i 40 jako zaduszne, poświęcone pamięci zmarłego w przedchrześcijańskiej staroży tności, znane są i Kargińcom, którzy odprawiają uroczystości pośmiertne głównie w dniach 3, 7 i 40 po pogrzebie. Turcy w Chinach zachodnich i Beltirowie urządzają uczty na cześć umarłego w 3 i 40 dniu po jego śmierci, Kirgizi chińscy palą do 40 dni lampę z oliwą. U Chińczyka duch umarłego przychodzi do swoich w przeciągu 9 dii, następnie jeszcze raz w 21 dniu, i wtedy zastawiają mu stół w jego pokoju. Starożytni i współcześni mieszkańcy Indji obchodzą zaduszki, poświęcone pamięci umarłych, dnia 3, 7, 9 i 30 po pogrzebie. Najczęściej 3 albo 9 dnia dziedzic umarłego zapraszał na ofiarę (klusek) i obejmował spuściznę.
Dusza zmarłego Persa zostawała jeszcze trzy dni przy jego ciele aż do uroczystości żałobnej, zwanej ucztą owcy, a przez dziewięć dni nie wolno było rozniecać ognia w domu. W 30

291
dniu następowała ofiara zaduszna. Stypę poświęconą pamięci nieboszczyka obchodzi lud w Armenii w dniu pogrzebu, po siedmiu i czternastu dniach, a wreszcie w rocznicę śmierci.
„Człowieka dusza — w mniemaniu Wotjaków — po śmierci, nie zstępując do grobu, chodzi przez 40 dni po ziemi, tam gdzie on zwykł chodzić za życia“. W rocznicę śmierci wyprawiają dla nieboszczyka ucztę na „grobie“ przemawiając doń słowami: „Jedz i pij, ale nie przychodź do nas“. Dla uczczenia pamięci zmarłego, Czeremisi podczas stypy „kładą do miseczki (przeznaczonej na strawę dla nieboszczyka) odrobinę z tego, co jedzą i czynią tak przez czterdzieści dni w czasie śniadania, obiadu i wieczerzy“. Turcy (Mahometanie) święcą wspominki w 3, 7 i 40 dniu, wierząc, iż „każdy umarły wieczorem w rocznicę swego pogrzebu powraca odwiedzić swój dom“, przeto celem ugoszczenia dawnego gospodarza „nalewa się świeżej wody do szklanki, nakrywa ją czystym ręcznikiem i stawia na tem samem miejscu, gdzie umarły ducha był wyzionął“, nadto „dodaje się jeszcze czarkę mąki i wtyka świece w belki“ gdy rano spostrzega w szklance „mniej wody aniżeli jej nalano, stanowi to dowód, że umarły istotnie powrócił i mając pragnienie wypił wodę“.
Dzień 3, 7, 40 i rocznicę skonu obchodzą nie tylko ludy chrześcijańskie i mahometanie, ale także ludy pierwotne np. Na — ya-Korunilowie, Malerzy w Bengalji, Indjanie w Ameryce południowej, Malajczycy na Sumatrze. Wedle pojęć ludów pierwotnych „dusza zmarłego kilka dni (zazwyczaj trzy) krąży koło mogiły i domu, potem ulata w przeznaczone sobie przestworza, aby od czasu do czasu wracać do swoich“. Reminiscencją tych wierzeń jest znany w folklorze wątek podaniowy, powtarzający się i w naszych klechdach, że „ojciec umierając poleca trzem synom swoim, aby kolejno trzy noce czuwali nad grobem jego“. Widocznie wierzono, że dusza po śmierci niebo-szczyka przebywa przez trzy dni między domem ą mogiłą albo nad mogiłą.
Stypy pogrzebowe po trzech dniach urządzają Lapończycy, Burjaci, Tunguzi i inni. Tagalowie na Filipinach utrzymują, że duch nieboszczyka trzeciego dnia po zgonie wstaje z grobu, aby odwiedzić swoich i uczestniczyć na stypie. Ślady swego po-bytu w chacie zostawia na ziemi, posypanej w tym celu popiołem. Dlatego stawiają na progu u drzwi naczynie z wodą, aby duch umył sobie nogi. Po siedmiu dniach sprawiano ucztę grobową u Bakhwirów w Afryce zachodniej, u Wedów w południowych Indjach, gdzie przygotowują trochę ryżu i naczynie z wodą, nad którem zawieszają nitkę, dusza nieboszczyka spuszcza się po nitce przez pierwszych dziesięć dni, aby się napić wody i przekąsić. Po 40 dniach święcą uroczystość wspominek Nubijczycy, Danaljowie, Imereci i inni. Muizyni Togo sprawiają uroczystości (ucztę z tańcami i pijatyką) w ósmym, czter

292
nastym i dwudziestym pierwszym dniu po pogrzebie zmarłego. Plemiona myśliwskie Kalifornji przynoszą pożywienie przez kilka miesięcy na grób zmarłego. Chewzurzy wierzą, że dusze zmarłych przez rok cały odwiedzają dom swój i rodzinę. Dopóki nieboszczyk żyje w pamięci po nim pozostałych, utrzymuje się wogóle u ludów pierwotnych wiara, że dusza jego znajduje się w pobliżu. Z czasem gdy wspomnienie o umarłym zacierać się poczyna, odbywa on swą wędrówkę na tamten świat etapami a stacjami jej, w których on otrzymuje pokrzepiający posiłek, są owe uczty odprawiane najczęściej w tydzień, miesiąc lub rok po jego skonie.
Rozdział życia od śmierci, umysł pierwotny przedstawiał sobie jako podróż, której pierwszym etapem jest pochowanie zmarłego, a tem samem rozłączenie go z pozostałymi przy życiu. Nawiązanie stosunków między umarłym a żyjącymi następuje na uroczystościach poświęconych wspominaniu umarłych w 3, 7, 9 i 40 dni po zgonie, wreszcie w pół roku i rocznicę śmierci, co uświadamiają sobie pierwotne i na pół oświecone ludy jako dalsze etapy czy „powrót z podróży“ lub „odwiedziny ducha“. A że takowe wracanie nieboszczyka z tamtego świata na ziemię było dla pozostałych przy życiu niebezpieczne, duchy bowiem były straszne i groźne, przeto starano się temu przeszkodzić, pierwotnie przez zburzenie domu, do którego nieboszczyk wracał, przez stawianie mu różnych zapór, a najczęściej przez ugoszczenie go, i uraczenie jedzeniem i napojem. Obchody święta umarłych trwają od pogrzebu i stypy po przez wspominki o zmarłym w pierwszych dniach lub tygodniach po zaszłej śmierci aż do rocznicy pogrzebu, a wkońcu po dnie zaduszne, na których zbierają się do dziś chrześcijanie na cmentarzu zdobiąc mogiły swoich najbliższych w kwiaty i światła. W obchodzie owych rocznych zaduszek, będących koroną wielkiego święta umarłych, rozbrzmiewa wieś polska odgłosem najdawniejszych i najpowszechniejszych wyobrażeń o życiu pogro — bowem.
Gdy wspomnienie o zmarłej osobie u pozostałych przy życiu z czasem osłabnie, ożywia się ono w dnie poświęcone pamięci wszystkich dusz zmarłych. (Allerseelentag). Nawiązują się też przy sposobności nici łączności między zmarłym a jego poprzednikami na tamtym świecie. Przechowały się wśród ludu naszego wierzenia o przebywaniu i obecności dusz zmarłych na wypominkach. Lud ziemi polskiej wierzy, że w tę noc umarli powstają z grobów, bo wolno im na chwilę wrócić do życia. Biada jednak człowiekowi, któryby im zakłócił spokój, przemówił do nieboszczyka albo tylko zbliżył się do niego, śmierć go czeka niechybna.
W ten dzień — tak gwarzy lud pińczowski — można wi-dzieć duszyczki zmarłych, trzeba jeno bardzo wczas t. j. zaraz po północy udać się na nabożeństwo. Patrząc w ten dzień o pół

293
nocy do kościoła przez dziurkę w desce, która powstała z wy-padnięcia sęka, widzi się duszyczki zmarłych. W wyobraźni pierwotnych duch zmarłego przybywał na miejsce swego spoczynku i objawiał te same skłonności, tenże charakter, co za życia.
Sandomierzanie utrzymują, że dusze zmarłych w dnie za — duszne wychodzą z grobów i przebywają na miejscach, które zamieszkiwały za życia; każda dusza zmarłego udaje się tam, gdzie się urodziła i wychowała. Umarli zjawiają się na świecie jako mary lub w postaci zwierzęcej, można je zobaczyć przez dziurkę od sęka w desce wziętej z trumny. Psy, jako istoty obdarzone subtelnem czuciem, wyczuwają je najprędzej, dając znać o nich wyciem lub szczekaniem. Dlatego wzbraniają Sandomierzanie w dniach zadusznych szczuć psami — W Krakow — skiem utrzymują, że „wszystkie duszyczki czyśćcowe mają 24 godzin wolnych podczas modlitw za umarłych w dzień zaduszny“: wówczas „rozlatują się one z czyśćca, odwiedzają domy rodziców, krewnych, dzieci, przyjaciół na ziemi, niewidomym sposobem“.
W wilję wszystkich świętych, po nabożeństwie dusze zmarłych udają się na miejsce dawnego zamieszkania, gdzie często znakami szczególnemi dają znać o sobie (z Wągrowca). I w innych stronach Polski w noc zaduszną „przybywają dusze zmarłych na miejsce swego dawnego pobytu“. Zmarła matka, aby dziecko swe obaczyć, przychodzi do niego“, kołysze je i otula“. Wdowiec z Luczmina (p. bydgoski) chcąc ujrzeć żonę nieboszczkę położył się w noc zaduszną (z 1 na 2 listopada) na progu kościoła. Poznawszy żonę po chodzie, gdyż była kulawa, pochwycił ją i chciał zabrać do domu, ale odebrały mu ją inne duchy. W dzień zaduszny — powiada lud w Lubelskiem — dusza zmarłego wychodzi z grobu i idzie tam, gdzie zmarła. Temu, który się nie boi, może się dusza pokazać, a nawet z nim rozmawia. „Błażejową widzieli po roku synowie w noc zaduszną. Przyszła tak, jak była pochowana: chciała dziecko swe zobaczyć, spinała się na łóżko, ale nie mogła wyleźć i mówiła: „Daliście mi takie wielkie trzewiki, to chodzić nie mogę. Byłam w chałupie Januszów (gdzie mieszkała za życia i umarła) ale wszyckie spały. Ja tu jeszcze raz przydę“.
Lud okolic Lublina wierzy, że „w nocy tej dusze zmar-łych przybywają do chat swoich“ widziano, jak „zasiadały za stołem, grzały się przy kominie i obchodziły wszystkie kąty“. Dlatego w dzień zaduszny nie pieką chleba, bo „możnaby w piecu niechcący umęczyć jaką nieszczęsną duszyczkę“. Ktoby w ten dzień chleb piekł, temuby owe duchy za karę „całą chałupę spaliły“, a gdyby komu w zaduszki „wypadła z pieca głownia, będzie ona syczeć, kwiczeć, niby dręczona duszyczka, dlatego należy ją natychmiast zgasić, pokropiwszy święconą wodą“. Lud polski na Rusi czerwonej wyobraża sobie, że dusze umarłych.

294
wciskają się do chaty, przez szczeliny w ścianach lub prze sęki. Dlatego „w dzień zaduszny włościanie w Masłowie wzbraz niają lepić domu, „boby duszyczki zmarłych potrzebujące ra’ tunku nie przyszły“. Że obcowanie dusz w to święto umarłych wyobrażał sobie lud nasz w podobny sposób jak istot mate — rjalnych, o tem przekonywa następujący przykład: Na zewnętrznych murach kościoła krzyżackiego Bożogrobców w Gnieźnie pokazują małe wydrążenia, o których lud tamtejszy twierdzi, że „to są ślady dusz pokutujących, które raz w noc na zaduszki wstają z grobów, i usiłują wejść do kościoła, znajdując zaś drzwi zawarte, starają się dobyć przez mur i suchemi palcami (kościo-trupów) wie cą ściany, lecz pracy tej dokonać nie mogą, bo kur zapieje i znowu wracają na rok ciężkiej w grobie pokuty“.
W niektórych okolicach Polski wieśniacy święcą dzień zaduszny jak przed wiekami, wystrzegając się wszelkiej pracy koło lnu i przędziwa, żeby — jak mówią — duszyczkom nie zaprć — szały się oczy. Pozostali krewni przygotowują na przyjęcie nieboszczyka jadło i napoje, palą światła, aby im rozjaśnić drogę na ucztę. W odległej starożytności panował na ziemiach polskich obrządek składania potraw i napoji na grobach. W czasach przedhistorycznych wierzono, że dusze zmarłych przyjmują w istocie owe zastawione na ich grobach pokarmy i napoje, dziś zachowało się jeno symboliczne zaścielanie chustek jako obrusów i stawianie na nich kukiełek. Przykład z przeszłości Mazowsza pruskiego świadczy o wierze przodków, że dusze umarłych spożywały materjalnie jedzenie i napoje, które im podawano. Podczas uczty, wydanej dla zmarłych, płaczki zapraszały dusze w przekonaniu, że stoją one pode drzwiami, goście zaś siedząc w milczeniu rzucali im kawałki jadła pod stół, wyobrażając sobie przytem, że słyszą jak dusze przeżuwają i posilają się zapachem pokarmów, krzepiąc się napojem. W dnie zaduszne wyprawiano już w wiekach średnich uczty, na których pewną część potraw i napojów przeznaczano dla umarłych, po nich zaś dawano na ofiarę ubogim, chorym, dzieciom Dary dla zmarłych przeszły w czysto tradycyjny zwyczaj dobroczynnej ofiary na rzecz biednych, jako oznaki pamięci o zmarłych. Żwiązek ofiaiowania jadła dla dziadów tj. przodków z obdzielaniem że brakówj zwanych Dziadami, widoczny jest w następujących przykładach:
W dawnych czasach opowiadał jeden z wieśniaków w Ra — dłowicach — urządzano Dziady tj. wieczerzę wspólną dla ubo gich czyli dziadów. Każdy zamożniejszy przynosił po trosze ziemniaków, kapusty, kaszy, mąki itp. W domu, w którym zjawiał się zmarły, zastawiano stoły, zapraszano ubogich i rozpoczynano ucztę, podczas której zanoszono modły za duszę nieszczęśliwą. Gdy ludzie zapomną o nieboszczyku, tj. w dzień zaduszny nie wspomożą dziadków i nie modlą się za spokój jego duszy, to nieboszczyk im się przyśni — dawniej

295
oyło jego zjawienie się groźne — wówczas trzeba powiedzieć: „Wieczne odpocznienie“, a będzie dobrze. Do niedawna wypiekano w Opoczyńskiem trzy razy w roku „w dzień św. Jerzego jako ofiarę o dobre urodzaje, w Wniebowzięcie Najśw. Panny jako daninę za plony i w dzień zaduszny“ trzy olbrzymiej wiel — KOści chleby — jeden bochen ważył 30 funtów — zanoszono je na cmentarz i składano na grobach najbliższych osób.
Rusini święcą pamięć umarłych składając „potrawy i na-poje umarłemu na grobie, po zasypaniu go ziemią i — jakby na wspólną ucztę pożegnalną — na stypie w domu żałoby, następnie w dnie oznaczone na wspominanie zmarłego t. z. wspominki, nareszcie w zaduszki. Na Rusi zadniestrzańskiej „obchodził lud jeszcze przed stu laty 4 dni zaduszne: około Bożego Narodzenia, wielkiego postu (wielkanocnego) narodzenia Matki Boskiej (8 września) i około św. Piotrd“. U Rusinów podlaskich bywają również „czterykroć w roku“ obchody zaduszek: W wilję Zielonych świątek, w zapusty przed wielkim postem, na Wszystkich Świętych (1 listopada) i w wielkanocną sobotę, wedle nich „upo — minalną“ (pośw. wspomnieniom zmarłych). W upominalną, wielkanocną sobotę i wilję Zielonych Świąt wcześnie stół zastawiają i zapraszają dusze zmarłych, mówiąc (po rusku): „Przyjdź duszyczko do tego objadu ubogiego“.
Ukraińcy w gub. czernichowskiej wyprawiali wspominki za dusze zmarłych trzy razy na jesieni w trzy następujące soboty: na św Dmytra, Kuźmyna i Michała oraz trzy razy na wiosnę, (na Wielkanoc) o tym czasie i dziś składają na giobach osób najbliższych chleb i potrawy. „Bliżsi krewni na Podolu rosyjskiem rok rocznie podczas adwentu i postu wielkiego zamawiają egzekwie ryczałtowo za wszystkich zmarłych swojej rodziny. W poniedziałek zaś świąteczny, po zesłaniu Ducha św, corocznie odprawia się przez parocha na mogiłach mała panichidka, gdzie każdy dom włościański znosi według liczby pogrzebionych domowników po trzy kukiełki (knysze) i kwartę gorzałki na każdą mogiłę“, to wszystko z pewną dopłatą pieniężną od każdej mogiły daje się parochowi. Rusini na Podolu obcnodzą trzy razy do roku święto zmarłych. Prowody: w tydzień po Wielkiej nocy i następnie w sobotę zieloną (Zielone świątki), wreszcie Dziady w dnie zaduszne (26 listopada). Na Wołyniu przestrzegają święcenia pamięci zmarłych trzy razy do roku: „przed niedzielą przewodnią, przed Zielonemi Świątkami i przed pierwszą niedzielą adwentową“ (t. z. didy). Wynoszą wówczas na cmentarz pirogi i jaja (gotowane), które „toczą po mogiłach zmarłych“ i rozdzielają między ubogich, w czasie zaś objadu w domu „pierwszą łyżkę“ strawy i pierwszy kęs chleba kładą na osobną miskę i rzucają na wodę, dla topielców. Urządzane w dzień zaduszny „objady dla dziadków“, są przeżytkiem ofiar dla dziadów w znaczeniu przodków. W niedzielę przewodnią gotują jedzenie dla umarłych i składają je

296
na grobach, nad któremi palą świece. Pop odmawia tu mo-dlitwę, za co dostaje chleb i pieniądze. Zabytkiem tiyzny pogańskiej są też po Wielkanocy przez dziesięć piątków ponawiane na mogiłach nabożeństwa, śpiewy i uczty. Wołyniacy (powiatu berdyczowskiego) obchodzą po Zielonych Świątkach t. z. Rozihry „na pamiątkę zmarłych dziewcząt, które zamienione w rusałki wtedy najwięcej biegają po żytach“. Umarła na Wołyniu (w Jurkowszczyźnie) dziewczyna wstawała z grobu w Ru — salny tydzień (po Zielonych Świątkach) przychodziła w nocy do chaty i „nachyliwszy się nad garnkami z ugotowanem jadłem wciągała ten zapach i tem się żywiła; zbierała też okruszyny z chleba, które pod stół upadały“. Obchód zaduszek zwany Dziady odbywa się na Polesiu dwa razy do roku: w jesieni i na wiosnę. „Na wiosnę w niedzielę przewodnią ś w i a — t a j a albo Radownica zwaną, idą z każdej chaty na cmentarz, przynoszą z sobą wódkę, jedzenie rozmaite i jaja, zaścielają obrusem mogiłę i usiadłszy dokoła jedzą“, wspominając swoich zmarłych ojców, proszą ich o wspomożenie. „Resztki jedzenia zostawiają na mogile“, dokąd też kraszanki dla Dziadów zanoszą.
Drugą uroczystość Dziadów święcą w jesieni, zazwyczaj na początku listopada. Dzień przedtem „poszczą na sucho, i niosą do cerkwi na nabożeństwo, za dusze zmarłych potrawę, ka — n u n“ składającą się z trzech bułeczek, zwanych pampuszkami, i z miodu, w którym je maczają. Na wilję zasiadają wieczorem do objadu. „Na pokuci pali się świeca woskowa, na stole stawiają potrawy, każdy z obecnych odkłada na osobną miskę pierwszy kąs z każdego dania, leją tam też i wódkę przed wypiciem. Zaczynając objad, gospodarz żegna łyżką stojący pośrodku stołu kanun i mówi po rusku: „Święte dziady (ojcowie) przychodźcie ku nam, proszę was na wieczerzę“. Potem „odnoszą miskę z odłożonemi dla umarłych potrawami na cmentarz“. Cała „uroczystość odbywa się z powagą i należnem skupieniem, z prawdziwie pierwotną naiwnością“. Starzy opowiadają, jak to niegdyś „bardzo dawno temu ludzie umieli wywoływać duchy i jak ta wieczerza, którą żywi w tym dniu zjadają za zbawienie zmarłych, bywała niegdyś zabierana przez duchy“.
Obchody zaduszek na wiosnę zachowały się do dziś na ziemiach ruskich pod osłoną cerkwi. Kościół rzymsko-katolicki zatrzymał tylko zaduszki jesienne, wstawiając 835 r. w dzień 1 listopada Wszystkich świętych na miejsce zmarłych, od końca zaś X wieku wprowadził dnia następnego tj. 2 listopada uroczystość kościelną t. z. dzień zaduszny. Oba dnie świąteczne są owocem długich wysiłków zastąpienia pogańskiego obrzędu świętem chrześcijańskim
Włościanie ruscy z kolicy Jarosławia pierwszą łyżkę strawy, czy pierwszy kęs święconego na Wielkanoc „rzucają na ziemię dla dusz, które nie doczekały świąt“, zakopują też kawałki

297
chleba, sera kiełbasy itp. do ziemi, zapewne również dla dusz nieboszczyków, podając dziś tłómaczenie symboliczne: „na znak że wszystko z niej (ziemi) pracą rąk wydostają“. Rusini (nad Prutem) na wieczerzy świętej Bożego Narodzenia z każdej potrawy — a bywa ich dwanaście — zostawiają potrosze dla umarłych, rzucając resztki pod stół, lud zaś utrzymuje, że du« sze zmarłe żywią się tylko tem i dlatego na to czekają. Zapalają też świecę dla nich, gdyż umarli mają tyle tylko światła. A świeca ta ma się przez całą noc palić, przy tem świetle bo-wiem umarli spożywają udzielone im potrawy.
Po spożyciu obrzędowych 9 (12) potraw świętej wieczerzy (w wilję Bożego Narodzenia) Rusini w Sokolszczyźnie zostawiają z każdej potrawy po trosze, w tej wierze, że „dusze zmarłych przyjdą w nocy i z pozostawionych potraw kosztują“. Na trzeci dzień Wielkanocny idą na groby swych najbliższych, każdy przynosi w zawiniątku trochę jedzenia a przedewszystkiem jajko, które zakopują do grobu, by.oswobodzić duszyczkę z mąk czar — towskich“.
„W przewodnią niedzielę obchodzą Huculi Oprowody; w tym celu znoszą na groby małe bocheneczki chleba, p e repie z k i, bryndzę, mleko, mąkę, suszone śliwki, a gdy ksiądz odprawi modlitwę na grobach, rozdarowują te Chleby itp. biednym, albo jedni drugim za p r o s t i b i h“. W niektórych okolicach powiatu kosowskiego górale obchodzili w poniedziałek i wtorek po Wielkanocy obrzęd zaduszny zwany Grobkami (mogiłki), przynosili do cerkwi 12 — 30 misek z jedzeniem. Jestto jakby dalszy ciąg, wspominków, obchodzonych w 3, 6 i 12 niedzieli, co pół roku przez trzy razy, wspominki te umarłego zwane „gorącemi miskami“ dlatego, że o tym czasie przynoszono gorące potrawy do cerkwi, które ksiądz, odprawiający nabożeństwo żałobne, sobie zabierał, a które pierwotnie przynoszono w darze umarłemu. Mamy świadectwo współczesne z XII czy XIII stulecia, że lud ruski w dnie zaduszne „dla umarłych ogrzewał łaźnie, zawieszał ręczniki, zastawiał stoły pokarmem i napojem, a ziemię posypywał popiołem, aby umarli znaki swej bytności pozostawili“. Wieśniacy w okolicy Smoleńska w uroczystość wiosenną Dziadów (po przewodniej niedzieli) leją wino na mogiłę i zostawiają jadła dla zmarłych, przemawiając do nich: „Święci ojcowie, coście od nas ulecieli, pójdźcie do nas, będziemy jeść, co Bóg dał“.
Lud białoruski w okolicy Mińska tak obchodzi „święta umarłych“: W wilję niedzieli mięsopustnej (przed Wielkanocą) „po nabożeństwie żałobnem urządza się objad, zwany południem po r o d z i c i e la c h“, na którym dają ryby, blin, i kucję. „Zapraszają nań zmarłych krewnych, wylewając dla nich na stół trochę wódki“. W drugie święto umarłych, zwane radaunicą, a przypadające na wtorek po niedzieli przewodniej (po Wielkanocy) wyprawiają, Białorusini śniadanie

298
po rodzicielach, po nabożeństwie zaś żałobnem idą na mogiłki, tj. na groby swych krewnych, „nakrywszy je białym obrusem stawiają na nich przyniesioną z sobą wódkę i zakąski. Najstarszy z rodziny nalawszy trochę wódki na obrus, przywołuje umarłych na ucztę temi słowy:,,Święci rodziciele, którzyście od nas odlecieli, chodźcie ku nam, będziemy jeść, co Bóg dał“. Ostatni zakąsek rozdają znajdującym się na cmentarzu żebrakom i zaczynają zawodzić. Następnie zostawiwszy na każdym grobie po czerwonym jajku dla nieboszczyków, opuszczają cmentarz i udając się do karczmy, gdzie tańczą śpiewając. Stąd przysłowie: „Na radunicę do obiadu orzą, po obiedzie płaczą, a w wieczór skaczą“.
W wilję uroczystości św. Trójcy, trzeci dzień poświęcony wspomnieniom o zmarłych, odbywa sięobjad po rodzi-cielach, na którym „najstarszy w rodzinie zsunąwszy się z ławy tak, aby twarz jego znajdowała się na równej linji z jadłem, woła: „Staury, Haury, przyjdźcie k‘nam“. (Mają to być imiona dwu psów mitycznych a zdaniem innych pochodzić ma od zaduszek zwanych chautury, te zaś od spisu umarłych char — tularium). W czwartą uroczystość Dziadów, tj. w wilję soboty przed św. Dymitrem, zastawiają stół „wielką ilością potraw“, co ma „zachęcać dusze przodków do odwiedzenia chaty*1. Na tę wieczerzę po rodzicielach głowa rodziny w gub. mińskiej zapaliwszy świecę przed obrazem świętego i pomodliwszy się, wzywa przodków temi słowy, gdy wszyscy zasiędą do stołu:
Święte dziady, zowiemy was,
Chodźcie do nasi
Jest tu wszystko, co Bóg dał, Corn ja dla was ofiarował, Czem tylko chata
Bogata!
Święte dziady, prosim was, Chodźcie, lećcie do nas!
Następnie nalewa do kieliszka wódki i wylewa na obrus dla dziadów. Każdej potrawy odkładają trochę do osobnego naczynia i stawiają dla dziadów na oknie lub za oknem. Skrzypnięcie drzwi, pukanie wiatru do okna, ukazanie się jakiego skrzydlatego owadu bywa uważane za świadectwo obecności dusz przodków. Po spożyciu wieczerzy, głowa rodziny znów zwraca się do przodków w te słowa:
Święte dziady! Wyście tu przylecieli,
Pili i jedli;
Lećcież teraz do siebie!
Powiedźcie, czego wam jeszcze trzeba.
A lepiej lećcie do nieba:
A kysz, a kysz, a kysz!

299
Ostatki wieczerzy rozdają żebrakom. W Wileńskiem „część wieczerzy zanoszą na cmentarz i zostawiają dla nieboszczyków. Wróciwszy do domu siadają do stołu, a głowa rodziny wymienia po kolei wszystkich zmarłych krewnych, przyczem po ka — żdem imieniu woła: „Hautury“ i rzuca pod stół niewielki blin*. Na uczcie obchodowej w Zaduszki lud białoruski „stołu nie sprząta, by duchy miały co jeść, dla nich kładzie się osobne łyżki oraz część strawy wyrzuca się za okno“. Podczas Radunicy czyli w nieboszczyskij wielik dzień (pierwszy wtorek po niedzieli przewodniej) Białorusini urządzają stypę na cmentarzach, obrzędową strawą są grzybki z mąki pszennej, po uczcie „resztki strawy pozostawiają na miejscu, rozlewają nawet nieco wódki, rzucają tytoń, by dziady mieli co zakąsić, wypić i wypalić“.
W tych okolicach Białorusi, gdzie się odbywają Dziady dwa razy do roku: w jesieni i na wiosnę, tak je obchodzą: „Na wiosnę w niedziele przewodnią idą z każdej chaty na cmentarz, przynoszą z sobą wódkę, jaja, jedzenie rozmaite, zaścielają obrusem mogiłę, i usiadłszy do koła zjadają“. Wspominając swoich zmarłych mówią: „Pamiętaj Boże o moim ojcu“ itp. Resztki jedzenia zostawiają na mogile. W jesieni, na początku listopada, w sobotę „gospodyni niesie do cerkwi na nabożeństwo za duszę zmarłych, konieczną na ten dzień do poświęcenia potrawę, jest to kamin, składający się z rozgotowanego miodu i z trzech bułeczek, zwanych pampuszki, które się potem w tym miodzie maczają, ku wieczorowi zasiadają do objadu. Na pokuci pali się świeca woskowa, na stole stawiają potrawy. Każdy z obecnych odkłada na osobną miskę pierwszy kęs z każdego dania, leją tam też wódkę przed wypiciem“. Podczas wieczerzy „gospodarz żegna łyżką stojący w pośrodku stołu kumin i mówi: Święci ojcowie (diedy-dziady), przychodźcie ku nam wieczerzać. Proszę was na wieczerzę“. W końcu odnoszą miskę z odłożonemi dla umarłych potrawami na cmentarz.
Lud Białej Rusi wierzy, iż zmarli rodzice, wogóle przod-kowie na uroczystość żaduszną (w sobotę Dmitrowską tj. pod koniec października) przybywają do swych dzieci, wnuków, krewnych na ucztę. Dlatego „gospodynie wiejskie w tym dniu nakrywszy stół czystym obrusem, kładą na nim pełne misy jadła, które w tym celu przygotowali, a cała rodzina staje nabożnie przez pewien czas wokoło stołu, aby umarli przodkowie z zastawionych potraw swoją część spożyli, poczem dopiero zebrana rodzina zasiada do stołu“. Niektórzy „wybrani mieli nawet dostąpić tego zaszczytu, iż widzieli wszystkich swoich zmarłych krewnych siedzących jak żywi przy stole*. Inni opowiadają, iż widzieli w sobotę zaduszną dziadów (przodków) jak otworem w strzesze, złużącym za komin, włazili do izby. Naj ważniej-szym warunkiem tego objawienia umarłych jest uroczyste milczenie pozostałych przy życiu krewnych. Śmiech lub głośno

300
wypowiedziane słowo płoszy duchy ojców. W niektórych okolicach Białorusi zachował się następujący zwyczaj ugoszczenia w tym dniu zadusznym zmarłych dziadów: „Gospodyni bierze nieco z każdej potrawy zastawionej w miskach na stole i kładzie to na drewnianym talerzu, a gospodarz zlewa na to trochę wódki i talerz z tem jedzeniem i napojem stawia się na otwarte okno dla niewidzialnych gości“. Analogją do tego obrzędu jest przestrzegany i u innych ludów zwyczaj rzucania chleba pod stół, zakaz niewymiatania odpadków z potraw, „aby dusze umarłych zbierały je sobie i spożywały“.
Oto jak obchodzono Radawnicę czyli Radunicę na Biało-rusi z początkiem 19 wieku: „We wtorek po niedzieli przewodniej, po południu, zbierają się wieśniacy i wieśniaczki białoruskie na mogiłki czyli cmentarze w polu — albo w gajach — tam zasiadają około grobowca swych rodziców, dzieci, mężów, żon i innych krewnych (jeden grobowiec służy dla kilku zmarłych). Na każdem miejscu, gdzie leży pogrzebiony, plącząc tarzają jajka i oddają je żebrakom, którzy się na ten dzień gromadzą. Następnie rozścielają na grobowcu obrus, stawią na nim przyniesione potrawy, polewają grobowiec wódką i miodową sytą, a potem zasiadłszy na tej mogile osób dla siebie najmil-szych, jedzą, zaprosiwszy pierwej umarłych na swoją ucztę te — mi słowy: (w języku białoruskim): „Święci ojcowie, chodźcie ku nam, chleba i soli jeść, starzy i młodzi“! Potrawy nie po — winne być w liczbie parzystej, t. j. ma ich być pięć, siedm lub dziewięć, a wszystkie niepolewczaste (miód, twaróg, bliny z mąki gryczanej, jajka, wędliny itp.). Resztę, jaka się zostaje od zjedzenia, oddają żebrakom. Po jedzeniu jeszcze do umarłych czy nią taką odezwę: „Moi ojcowie! Wybaczcie, nie dziwujcie się, czem chata bogata, tem rada“.
Idą potem do karczmy, piją i tańczą. Podobnych obcho dów jest 4 w roku, w jednych stronach wypełniają je same kobiety, w drugich i mężczyźni są uczestnikami.
W dzień Wszystkich świętych zachował się w Czechach zwyczaj rzucania mąki albo kromek chleba w ogień, na ochłodzenie dusz pokutujących w ogniu czyścowym za swe winy. W niektórych okolicach zostawiają na ognisku płonącą lampę napełnioną masłem zamiast oliwy, aby biedne duszyczki, które na ten czas zwolnione od mąk czyścćowych przychodzą do swych domów, mogły sobie masłem tem rany swe pomaścić i znaleźć ulgę w cierpieniach. Zostawiają też na noc w tym celu mleko, aby dusze pokutujące w czyśćcu mogły się ochłodzić. Lud czeski wierzy, że „nieboszczykowie wstają o północy z grobu, gromadzą się w kaplicy cmentarnej i wyprawiają harce po mogiłach“. Serbowie w Bośni i Hercegowinie odbywają w dnie zaduszne uczty za wszystkich zmarłych cztery razy do roku (około Bożego Narodzenia, Wielkiej nocy, na św. Piotra i pono św. Marka). Obozując w te dnie na cmentarzu, jedzą kraszanki,

301
kołacze, pieczyste, piją wino i wódkę, a na grobach kładą jaja i kołacze. Wyznawcy kościoła wschodniego przynoszą do cerkwi panaiiia (warzoną pszenicę i świece) a mianowicie tyle garści ziarna i tyle świec, ile zmarłych opłakują. Z czytulji tj. spisu zmarłych przypominają sobie nieboszczyków. Każda rodzina ma taki spis, który sięgać średnich wieków, niektóre rodziny posiadają takie zapisy w starosłowiańskim języku, liczące do 200 zmarłych. Wymarcie rodziny (świeca se ugasła) odczuwają i poczytują za największe nieszczęście. Podobnie jak u nas w wiekach średnich, zapisy w testamentach za dusze zmarłych dochodzą znacznych sum w pieniądzach lub nieruchomym majątku. Po nabożeństwie idą na cmentarz, gdzie prócz modłów za dusze zmarłych i kadzideł oblewają groby winem ofiarnem (punje). Serbowie stawiają też na grobach gospodarzy jarzma, na któ-rych kładą jedzenie dla nieboszczyków. Obwieszają też drzewa lub patyki, zasadzone na grobach, różnemi przedmiotami, jak chusty, wstążki, naszyjniki, pukle włosów, jabłka, kwiaty itp. Serbowie (w okolicach.łajce) święcą uroczyście czwartki od nastania wiosny do żniw, w dnie te chłop nie podejmie się żadnej roboty, a święto to obchodzą zarówno katolicy jak Mahometanie, pomimo surowych zakazów tego „pogańskiego“ zwyczaju.
Wyznawcy Wschodniego kościoła obchodzą cztery razy do roku, przed czterema głównemi świętami, swoje Zaduszki, i w dnie te lud przynosi do cerkwi panachia tj. przegotowaną pszenicę, tyle garści, ile w rodzinie zmarłych opłakuje, ich groby zaś na cmentarzu zlewa winem, bułgarowie obchodzą zadusznicę (zaduszki) 3 — 5 razy do roku, wyprawiając sute uczty na grobach zmarłych. Słoweńcy w Krainie, Karyntji i Sty — rji wierzą, że dusze zmarłych zwolnione na dzień zaduszny (1 listopada) z mąk czyścowych, korzystają ze sposobności, aby odwiedzić swe domy, dlatego stawiają dla nich przekąski z odświeżającym napojem.
Słowianie już w czasach pogańskich „na godach wiosen nych i jesiennych, czcili przodków i umarłych, raczono i go szczono przybyłych z nawi (świat zagrobowy), aby nie mścili zapomnienia, zaniedbania, aby potomków, obchodzących ich cześć, darzyli powodzeniem w polu i oborze“, a „po właściwem ofiarowaniu pokarmu i napoju, po zapaleniu stosów, aby się przy nich grzały duszyczki, następowały zabawy i pląsy zgromadzonego w gajach czy na rozdrożach ludu“.
Dawni Prusowie obchodzili w ten sposób zaduszki, że członkowie rodu albo kilka pomniejszych rodów wspólnie po mo-dlitwie w kościele szli na groby swoich najbliższych, poczem odbywała się w gospodzie stypa, na której oddzielnie siadali mężczyźni i kobiety, jedząc potrawy bez nożów i rzucając pod stół jakąś cząstkę i lejąc kubek piwa dla dusz umarłych. W Kronice pruskiej z XIV stulecia mamy wzmiankę, że kapłan

302
ognia świętego na zapytanie krewnych o nieboszczyka, pokazywał na drzwiach pozostawiony znak od ukłucia czy zacięcia nieboszczyka..Na Litwie zachował się obrzęd Dziadów czyli przodków ten pierwotny charakter karmienia nieboszczyka jadłem i pojeniem w tym celu: „żeby dusze z tamtego świata żyją — cym sprzyjały, aby się w gospodarstwie szczęściło“. Pamiątkę umarłych ojców, jak opisuje M. Stryjkowski, obchodzą na Litwie i Żmudzi w październiku, około naszych Zaduszek. Chłopi w Kijanach, (dwie mile od Wilna) „na upominanie przyjaciół kolację sprawują wielkim dostatkiem, a gospodarz starszy, kiedy już mają począć jeść, weźmie na łyżkę wielką mąki, rozmaitego zboża, soli itp. a zakurzywszy kadzidła, mówi: „Aza wissumos priatelos musu!, potem jedzą i piją, aż na nogach nie mogą stać, ojczyste starodawne pieśni śpiewając“.
„W Kurlandskiej zaś i Samlandskiej ziemicy: kiedy czy-nią umarłym pamiątkę, tedy z kościoła prosto do karczmy idą, albo do którego domu, gdzie się na war piwa zsypią, żony za nimi przyniosą w koszałkach ryb pieczonych i warzonych na zimno, tamże bez noża jedzą, a żony im służą A każdy, co umarłemu krewnemu życzy, każdej potrawy sztukę pod stół rzuca i kufel piwa leje“.
J. A. Brand w książce p. n. Reisen durch die Mark Bran-denburg, Preussen, Churlandien (Wesel 1702) opisuje pod koniec 17 w. następujący obchód zaduszek u Litwinów: „W dzień zaduszny 4 stycznia zastawiają długi stół z najlepszemi — jakie maja — potrawami w zamkniętej izbie i mów ą w swoim (litewskim) języku — „Żywimy ojców (dziadów) dusze“, poczem odchodzą zostawiając potrawy przez całą noc w izbie. Nazajutrz rano zastają potrawy nietknięte, co uważają za błogosła wieństwo dla plonów, bydła i całej rodziny, w przeciwnym razie obawiają się jakiegoś nieszczęścia w polu, oborze, wogóle w rodzinie“. 1 Żmudzini dusze zmarłych raczyli ucztą w dnie doroczne przynosząc potrawy nad groby. Oto obrządek tej służby opisany przez duchownego w drugiej połowie. 16 wieku. „Wylewano wodę z miednicy, nad stołem zaś trzymano łyżki sztorcem, w czworobokach. Do ustawionej naokoło — nawet w południe — świateł, guślarz ofiarnik wzywał umarłych w pewnych zwrotach. Tak pomodliwszy się dobrze do dusz, zasiadał z domowymi do stołu i rzucał pierwszy kawałek potrawy pod trójnóg“.
„W dzień zaduszny, po przygotowaniu śniadania dla zmarłych, Łotysze wezwawszy dusze nieboszczyków, uskarżają się przed niemi, że nie uchronili bydła i koni, od wilków i chorób, cho ciąż corocznie należne im ofiarowywali dary, żaląc się w tych oto słowach: Wy dopuściliście, aby nam bydło poginęło myszy zjadły nam zboże, grad plon poniszczył itp. Wreszcie proszą dusze zmarłych, które przedstawiają sobie w postaci, po części wilków i niedźwiedzi, poczęści w postaci bóstwa, temi słowami:

303
Iwanie (ojcze) albo matko moja najdroższa! Pamiętaj o twoich dzieciach, jedz z tego naczynia i pij, ile ci się podoba, a nie zapominaj o nasi Tymczasem kładą na stole bochenek chleba, który się potem w ogień rzuca i zostawiają jedzenie, które w podobny sposób palą albo miotają na ziemię. Wreszcie wymiótłszy izbę (parnię) wypędzają dusze z izby, jeden z nich chwyta za siekierę i siecze w cztery kąty ścian, wyganiając z nich dusze, aby tam nie utkwiły“.
Inny współczesny sprawozdawca opowiada, że w święto dusz obchodzone w poniedziałki od św. Michała do Wszystkich Świętych, Łotysze karmią i poją duchy przodków, po domach albo na grobach. „Jeśli, powiadali, duchów dobrze nie nakarmimy, mszczą się rozgniewane, wywołując nieurodzaj, tratując zboże jeszcze w korzeniu“. Obrzęd karmienia dusz tak się odbywał: „W czysto umiecionej i ogrzanej łaźni, albo na poddaszu, stawia gospodarz mięsiwo, warzywo i piwo, rozkłada ogień, wzywa zmarłych po imieniu, by przybywali i pożywali; potrawy stoją do wieczora, poczem się je zabiera i spożywa. W ostatni dzień (na Wszystkich Świętych) kąpią i myją dusze, tak żegnając się z niemi: „Usłużyliśmy wam wedle możności, zachowajcież nas do przyszłego roku w pokoju“. Gospodarz rozrębuje ko — czergę na progu i każę duszom odchodzić, lecz gościńcem, nie polami po zbożu, by nie stratowały korzeni, nie wywołały nieurodzaju“. Źe to był zwyczaj pogański, sięgający głębszej przeszłości, świadczy między innemi zakaz kościelny z 1570 roku, wzbraniający surowo takiego biesiadowania dusz (dweselmelej)
I Szwedzi goszczą w zaduszki, powracających na świat nieboszczyków. Sporządzają dla nich ucztę familijną, kładą potrawy na ziemi, w ciepłej, oświetlonej izbie, przychodzą wieczorem i wymieniając pe imieniu wszystkich zmarłych członków rodziny, zapraszają na ucztę. A przyjmują dusze zmarłych w uroczystej ciszy, zostawiając dla nich miejsca na podwyższeniu i ofiarując im potrawy zaduszne. Germanowie wogóle obchodzili uroczystości za dusze zmarłych.
Wedle relacji zmarłego około 1000 r., w Korwei (West — falja) mnicha Widukinda (Res gestae Saxorum) obchodzili Sa — sowie na początku października trzydniową uroczystość jesienną, na której pamiętano o zmarłych. Ślady tego starogermańskiego święta zachowały się w zwyczaju ludowym ofiarowywania duszom zmarłych pieczywa zwanego Michaelsbrot. Dusze pokutujące, zwane die armen Seelen, na zadzwonienie w dzień zaduszny, przychodzą do swoich miejsc rodzinnych, gdzie im na stole zastawiają pieczywo, które wieczorem rodzina spożywa, wszedłszy przez okno, umarli zabierają sobie przeznaczone dla nich jedzenie i na odgłos dzwonu, znowu wracają do swych grobów. (Gossensasser). Jak przed lat tysiącem rozniecali ogień w grobach kamiennych, tak i dziś w noc zaduszną (listopada) „palą w piecu, aby biedne duszyczki mogły się ogrzać, zastawiają

304
dla nich na stole pieczywo i mleko*. Gdy umarli na ziemię wracają, wieśniacy „palą światło przez noc całą i napalają je dną izbę, aby goście z tamtego świata mogli się ogrzać, ścielą pościel, stawią stołek z ręcznikiem, podłogę posypują piaskiem i gałązkami jodłowemi“, a nawet najbliżsi pieką jeden lub więcej kołaczy, które na cmentarzu rozdają dziadom. „Biedne duszyczki* otrzymują na uroczystą biesiadę domową w Tyrolu nieco oliwy, aby sobie mogły rany posmarować, poczem skaczą radośnie.
Bawarzy opowiadają, że w nocy na 1 listopada latają du-sze na obcej ziemi zmarłych do miejsca rodzinnego po błogo-sławieństwo na dzień Wszystkich Świętych, a w noc następną wracają do swoich grobów. W niektórych okolicach (Berchtesga — den) nie ustał jeszcze zwyczaj zostawiania biednym duszom (arme Seelen) na noc z 1 na 2 listopada miski z jedzeniem, a ktoby to zjadł, nie doczekałby roku. W niemieckich gminach Volsugano kładziono w zaduszki potrawę na grobach, poczem ją rozdawano, do niedawna w Bawarji stawiano na cmentarzach naczynie z wodą święconą, drobki pozostałe z wieczerzy rzucano w płomienie na ognisku domowem, dla biednych duszyczek, które w dzień zaduszny wracają napowrót do swych gro-bowców.
Wieśniacy w Salchurgu i Austrji górnej, z obawy powrotu zmarłych, kładą im kromki chleba, wskazując niemi drogę do krainy umarłych, a tem samem trzymając ich w oddali od pozostałych przv życiu. Gdy spadnie kromka chleba na ziemię, powiada Tyrolczyk: Biedne duszyczki chwytajcie, aby djabeł nie zabrał. Drobki, okruchy chleba należą do biednych dusz (umarłych). Lud w Palatynacie mawiał: Kto zostawia przez noc chleb na stole, ten nie ma od biednych duszyczek spokoju. Lud francuski w Normandji po wieczerzy w dzień Wszystkich Świętych, zostawia umyślnie na talerzu zupę, a w szklance trochę wina jabłczanego, poczem otworzywszy okno Normandczycy usuwają się, aby o północy przybyły na ucztę familijną dusze zmarłych przodków.
I w Bretanji obchodzono jeszcze pod koniec XIX wieku, „ucztę familijną przy ognisku na cześć zmarłych; koło północy ustępują żywi ciepłego miejsca przy kominku umarłym, bo zmarłym zimno*. W ciemnych zakątkach Bretanji „panuje zwyczaj, zastawiania w dniu zaduszek (2 listopada) osobnego stołu dla członka rodziny, zmarłego w tym roku, rodzina cała zaś spożywa posiłek przy ognisku i oczekuje nieboszczyka, który zawsze przybywa* W dnie zaduszne — jak utrzymuje lud — wychodzą umarli z grobów, dlatego wieśniaczki nie dają ogniowi w chacie wygasnąć i zostawią im na noc potrawy, aby duchy mogły się ogrzać i pokrzepić. Synod trewirski z 567 roku, i następne we Francji i Niemczech, karcą i ganią pogańskie te zwyczaje w dnie zaduszne, zwłaszcza ofiarowanie zmarłym po

305
traw. Tępione jednak przez Kościół zwyczaje zaduszek nie zanikły, ale przystosowane do pojęć kultury chrześcijańskiej przez dziesiątki wieków wiodą swój żywot, jako świadki najstarszej wiary w życie zagrobowe. Do dziś zarówno w stolicy Francji, jak w sercu Polski, zapalają światła na grobach, jak przed wiekami czynili to ich przodkowie.
Od wieków obchodzono u nas, w całej Słowiańszczyźnie, wogóle u Indo-europejczyków, święto umarłych w t. z. wielkie gody Zachowały się wśród ludu naszego ślady karmienia dusz umarłych w wilję Bożego Narodzenia. W Libuszy, powiatu Gor-lickiego, panuje zwyczaj przypominający obchód „Dziadów“. Oto „z barszczu wilijnego wydziela się część dla duchów przodków i kre-wnych, obnosi ją na misce w około domu i na każdy węgieł wylewa się jedną łyżkę*. Obrzędowe jedzenie i rzucanie na powałę kucji, rozpowszechnione w niektórych stronach Polski, na ziemiach ruskich, u Litwinów i Łotyszów, jest zabytkiem przedchrześcijańskiej uroczystości zadusznej. Szeroko to rozprzestrzeniona wiara w potrzebę karmienia dusz zmarłych w t. z. dwunastnicę (od 24 grudnia do 6 stycznia). Z rozpoczęciem nowych godów połączona była uroczystość dusz zmarłych, czego ślady do dziś zachowały stę wśród włościan na ziemiach Rzeczypospolitej polskiej i ludów europejskich.
W tej bowiem uroczystej chwili, na którą chrześcijaństwo przeniosło święta Bożego Narodzenia i Trzech Króli, umarli odwiedzali pozostałych przy życiu, a ci przyjmowali ich czę-stując duszyczki potrawami, aby uśmierzyć ich gniew i zjednać sobie ich życzliwość a tym sposobem swoich rodaków uchronić od udręki i wszelkiego złego. Od tej ofiary, polegającej pierwotnie na poczęstunku, zawisły były losy każdego śmiertelnika, przeznaczone mu na cały rok. Jak lud nasz ubożęciu w wielki czwarteK, tak Anglicy Alholdom i Gobelynom na Nowy Rok zastawiali na ławie jedzenie i picie. Biskup paryski Wilhelm d‘Auvergne wytyka swoim, że na noc zostawiają dla Nocnic (dominae nocturnae) potrawy i napoje w otwartych naczyniach, spodziewając się za to dostatku i szczęścia. A. Burchard z Wormacji w XI stuleciu wspomina również o zastawieniu stołu jedzeniem i piciem dla trzech Sióstr losu. W święte wieczory (między Bożem Narodzeniem a Trzema Królami) stawiają Rusini chleb, sól, ryby, pszenicę i szklankę wody na stół, w tej wierze, że zmarły członek rodziny przyjdzie w nocy i zje coś z tych potraw.
„W wielu miejscowościach Francji, zachowano zwyczaj pozostawiania co roku na wigilijnym stole resztek jadła aż do powrotu ze sumy pasterskiej, a jadło to ma posilać cienie przodków, gdy te pod nieobecność rodziny gromadzą się u wigilijnego stołu”. W wielkie gody zostawia lud szwedzki nieco potraw na stole, co zmarli członkowie rodziny w nocy zjadają. Było to powszechnym zwyczajem północnych ludów Europy, że
Śmierć. 20

306
w ciemne, długie noce zimowe, wspominano bliższych lub dal-szych umarłych. Dlatego około Bożego Narodzenia i przed Nowym Rokiem, podobnie jak Słowianie, obchodziły ludy germańskie wspominki, analogiczne do tych, które w Zaduszki odprawiano.
Pamięci zmarłych poświęcone były u wszystkich ludów europejskich gody wiążące się z Bożem Narodź., Nowym rokiem i świętem Trzech króli, w którym to czasie zastawiano stoły dla nieboszczyków, na Śląsku piwo wigilijne, u Hucułów chleb i wódkę w oknie, podobnie w Szwecji, Laponji i Niederlandach.
Zaduszki obchodzono u nas od najdawniejszych czasów nietylko na jesieni, po zbiorze zboża i owoców, ale także na wiosnę, kiedy natura cała budzi się do życia. O tej porze, dawniej na Wielkanoc lub w Zielone świątki, jak obecnie w dnie zaduszne i na Wszystkich świętych, gromadził się lud polski na mogiłach i odprawiał obrzędy, związane z pamięcią zmarłych sięgające odległej starożytności. Zachowała się też między ludem polskim tradycja o odwiedzaniu cmentarzy w wielkim tygodniu (Upominalna sobota).’ Dnie po niedzieli wielkanocnej, zwane Radunicą (Radawnicą) albo Pominkami, poświęcone były pamięci przodków-dziadów.
W Międzyrzeczyznie zachował się do niedawna zwyczaj w trzeci dzień Wielkanocny odwiedzania zmarłych na cmentarzu. Mamy też przeżytki uroczystości „Dziadów“ na wiosnę pod nazwą Gajówek i Rękawek. W trzeci dzień Świąt Wielkanocnych zalegają mieszkańcy Krakowa wzgórze Krzemionek, i z wyżyny, na której się znajduje mogiła Krakusa, rzucają jaja, orzechy, jabłka, bułki itp. resztki święconego chłopcom, którzy pnąc się po spadzistości wyrywają sobie zdobycz. Zwyczaj ten, rozmaicie tłómaczony, ma być zabytkiem t. z obja — dów żałobnych wyprawianych na mogiłach w cześć zmarłych, przyczem przynoszone dla nieboszczyków potrawy rozdzielano potem między biednych. Obrzęd ten obchodzono nie w dzień zaduszny, na jesieni, lecz na wiosnę, która u ludu rolniczego jest początkiem nowego okresu życia. Nazwa Rękawek ma pochodzić od sypania rękami ziemi na mogiłę.
Kaznodzieje w Polsce XV w. stale upominają wiernych, „by już raz zaprzestali tych praktyk pogańskich“, zasadzających się między innemi na „karmieniu“ dusz w Wielki czwartek. Jeden z owych bezimiennych kaznodziei powiada: „W Wielki czwartek nie umywają po wieczerzy mis, a niektórzy zostawiają umyślnie na nich resztki potraw. Karmią się niemi w nocy dusze umarłych lub demon zwany Ubożę, którego chowają po domach dla szczęścia i mienia“. Michał z Janowa, kaznodzieja XV wieku, upomina owieczki swe, by w wielki czwartek przed Wielkanocą nie palili wedle obrządku pogańskiego ogni zwanych gromadkami, na pamiątkę dusz sobie miłych. Przyczem dodaje: „A kłamią ci, co twierdzą, jakoby dusze do tego ognia=

307
przychodziły i przy nim się ogrzewały, bo kto tam (na drugi świat) raz wszedł, stamtąd już nie wychodzi“. Duch opiekuńczy rodziny, zwany ubożęciem lub pionkiem, przybywał stale przy domu i dla niego to co czwartek po wieczerzy zostawiano resztki potraw, aby go uraczyć. Snąć obyczaj zostawiania na noc z czwartkowej wieczerzy dla ducha był w 16 wieku mię dzy ludem polskim powszechny, skoro autor Postępku prawa czartowskiego (1570) powiada: „Gdy się chłopce stanie jako wierzy, mówi czartu ku czci modlitwy, miece swoje włosy na ogień, ofiary czyniąc, we czwartek po wiecze rzy zostawia potraw i zjada to w nocy, nie wiem kto“. W Sejmie piekielnym, wydanym 1622, nocny Lelek powiada: „We czwartków dzień po wieczerzy broją troje dziwy, ludzi straszę... Przeto warzy ubogiemu we czwartki nie dają, tak z naczyniem nie pomyłem (zostawiając) to dla nas chowają“ I C z a — rownica powołana (Poznań 1639) potwierdza zwyczaj nie mycia mis we czwartek po wieczerzy, choć już nie dodaje, w jakim celu. Czwartek był dniem świątecznym, stwierdza to przesąd ludu polskiego w powiecie łukowskim, gdzie „grzechem jest oddawać się w czwartek po wieczerzy jakiemuś zajęciu np. prząść, koniom jeść dawać itp.“
Kazania polsko łacińskie z 15 wieku karcą lud nasz za składanie ofiar demonowi ubożę (w starosłowiańskim ubożije, biedne pacholę), którego czcili jako ducha zmarłych przodków, zo stawiając dlań resztki potraw ze stołu i zapalając ogień na kominku, aby się ogrzał. Dusze zmarłych — opowiadał niedawno włościanin — wracają na miejsce, w którem przebywały za życia. „Duch taki rozpala sobie ogień koło miejsca swej śmierci i grzeje się przy nim, bo mu zimno“. Nie tylko w Polsce, ale i na Rusi wierzono w duchy domowe, zwane ubożami i dla z > — dnania sobie ich względów zastawiano im w wielki czwartek potrawy. Zwyczaj karmienia duchów domowych przetrwał u Rusinów, Na Pokuciu, przez wielki tydzień płonęły do niedawna ognie na polach, „aby uchronić mieszkańców przed powracają cemi duszami“.
Na Śląsku, w Czechach i Łużycach, zachowały się do po-czątku XIX w. ślady obchodu na wiosnę święta umarłych. „Dnia 1 marca pospólstwo przed świtem wschodziło z pochodniami na zgliszcza i mogiły i przynosiło ofiary dla umarłych“. Jak u wszystkich ludów indoeuropejskich, tak i u nas prastare święto wiosenne, ku czci zmarłych przodków, zlało się ze świętą chwilą Zmartwychwstania Pańskiego, w tradycji jednak Słowian żyje ono jeszcze w zjawie duchów o tej porze. W wielki piątek, jak zapewnia lud nasz, odbywają nieczyste duchy schadzki na Łysej górze, o tym czasie umarli zaczynają sw7e wędrówki po świecie. Ubożęta, to duchy domowa, opiekujące się rodziną i dobytkiem, spotykamy je u innych ludów’ Europy w postaci karzeł ków7, którym również zostawiano resztki potraw’, drobki chleba

308
rzucane w ogień, poczytują to za ofiarę tym duchom. Podobnie jak naszemu u b o ż ę c i u zastawiają skandynawskim nissom, puckom angielskim i niemieckim koboldom co czwartek na noc jedzenie, a zwyczaj ten jest pozostałością obrzędów pogańskich.
Odprawianie na wiosnę styp w dnie poświęcone przodkom (t, z. wilję) rozpowszechnione było w całej Słowiańszczyźnie. Rumuni (na Bukowinie) schodzą się w święta wielkanocne na cmentarzu, aby na grobach zmarłych krewnych, spożyć pewne obrzędowe potrawy, a przy uczcie tej mają brać udział umarli, przez nikogo niewidziani. Pokarm i napój, podawany umarłym w ogień, stał się w późniejszym rozwoju ofiarą dla dusz, a wreszcie za dusze zmarłych. Na wsi rzucają u nas okruszyny chleba w ogień dla „biednych duszyczek“, u ludu niemieckiego dla arme Seelen, a w przeżytku tego zwyczaju widać ślad ofiary dla zmarłych przodków, podobnej do starorzymskiej ofiary opisanej przez Serwiusa w Komentarzach do Eneidy Wergilego. Jak ludzie na tej ziemi, tak na drugim świecie duchy zmarłych miały swoje ogniska, skupiające członków danego rodu, czy rodziny. Ci przodkowie tworzyli z pozostałymi przy życiu jedną, wielką wspólnotę Rzucając okruchy z pokarmów swych w ogień, albo wylewając kilka kropel napoju na ognisko, starają się najbliżsi dogodzić potrzebom umarłych, pozyskać sobie ich względy.
Było zwyczajem rozpowszechnionym w głębokich wiekach średnich, że w uroczystość na cześć nieboszczyków obchodzoną w lutym (Spulcaria in februario) „noszono na groby jadło i napoje“, wierząc, „że je z rana duchy zjedzą“. Przeżytki tego obrzędu przetrwały jeszcze u wielu ludów chrześcijańskich średniowiecza. Biograf św. Moniki, matki św. Augustyna, ojca Kościoła, wspomina o „zwyczaju pogańskim karmienia zmarłych przy grobach męczenników“. W średniowieczu, za czasów Karola Wielkiego obchodzono uroczystość na cześć nieboszczyków, mającą związek z godami wiosennemi, na cześć wyzwalającej się z pęt zimowych przyrody. Przebierano się, jak u nas, za zwierzęta (tura, niedźwiedzia itp.) ucztowano, zabijając wieprze (Spurcalia), noszono w nocy na groby jadło i napoje, wierząc, że je do rana duchy zmarłych zjedzą.
Opisując obrzęd zaduszek obchodzonych na ziemiach Rzeczypospolitej, Małecki przywodzi ustęp z Augustyna (De Sanc — tis Sermo XV) odnoszący się do obchodu zmarłych z czasów „pogańskich“. „Dziwię się — powiada tu św. Augustyn — dlaczego u niewiernych do dziś zakorzenił się ten zgubny zwyczaj, iż znoszą na groby zmarłych potrawy i wino, jakgdyby wyszłe z ciała dusze pożądały cielesnej strawy. A przecież uczty i pokrzepienia pragnie tylko ciało, duch zaś i dusza ich nie potrzebują. Co, kto sam zje, o tem powiada, iż je dla swoich miłych przygotował; co brzuchowi dogadza, przypisują pietyzmowi“ itd.

309
Faustus gromi chrześcijan, słowami: „Jednacie cienie zmarłych winem i potrawami“. W dni poświęcone wspomnieniu umarłych, skarży się duchowieństwo średnich wieków — sprawiano wystawne uczty, pito aż do upicia, na cześć zmarłych przodków, śpiewem i krzykiem, igrzyskami i tańcem obchodzono żałobę po nieboszczykach.
Mimo to przez całe średniowiecze panuje wśród ludu wiara, że dusze zmarłych utrzymują stosunki z żywymi. Po myśli słów pisma św.: „Połóż swój chleb i swoje wino na grobie sprawiedliwego“ składano umarłym ofiary z jedzenia i napoju, dnie i noce spędzano na grobach śród modłów i śpiewów. „Uważano umarłych za istoty opiekuńcze, których można sobie zjednać lub przebłagać“. Przeciw tym „pogańskim“ i„djabe’skim“ obrzędom występowali Burchard z Wormacji, św. Bonifacy, kapitularze i Synody w Lestines, we Włoszech (za Leona IV) i w Niemczech (742 r.) i in. Kościół w wiekach średnich wielokrotnie występował przeciw owym ofiarom na grobach zmarłych. Indi — culus superstitionum z VIII wieku gromił lud za ten „pogański“ zwyczaj (sacrilegium ad sepulera mortuorum). Surowe nakazy Kościoła sprawiły, że te ofiary jadła z mogił i cmentarzy prze-niesiono do domów.
Tępiony zwyczaj ograniczył się w końcu rozdawaniem dziadom pokarmów przeznaczonych dla umarłych. Jeszcze w księdze kościelnej wsi Świerże pod Kozienicami, czytamy pod 1779 polecenie archidjakona Olechowskiego plebanom, by „wykorzenili zwyczaj dawania w dzień zaduszny potraw, legumin, trunków, a na to miejsce by wystawiali skarbony na jałmużny pieniężne“. Na początku XVI stulecia stolica apostolska gotową była zgodzić się na skasowanie kościelnego obchodu zaduszek. Do XIX wieku zaś karcili duchowni w Polsce i na Rusi pogańskie zwyczaje na uroczystościach zaduszek. Gustaw oskarża księdza w Dziadach, (1823) jakoby ten „zniósł obchodzone dotychczas najpiękniejsze święto pamiątek“.
Jak w wielu innych okolicznościach, tak i w stosunku do zwyczajów „pogańskich“, których nie dało się wykorzenić z serc ludu, trzymał się Kościół katolicki tej zdrowej i rozumnej zasady zaszczepienia na dzikiej płonce wierzeń pogańskich gałązki wiary chrześcijańskiej. Kult umarłych zastąpiła uroczystość „Wszystkich świętych“. Pobudka do święcenia przez Kościół dni zadusznych wyszła ze sławnego klasztoru Bernardynów w Kluniaku pod koniec X wieku. Zapoczątkowany przez św. Odilona, opata kluniackiego, i wyznaczony na dzień 2 listopada 998 r. obchód, poświęcony wspomnieniu dusz wszystkich wiernych, przyjął się w Kościele powszechnym, wprowadzony przez papieża Jana XIX około 1006 r. Pod koniec wieków średnich a na początku nowożytnych dążył Kościół do zniesienia lub ograniczeń owego obchodu zaduszek. Chrześcijanie bowiem sprawiali ciągle jeszcze stypy na grobach, a dopiero później wsku

310
tek zakazu Kościoła, przeniesiono ów niewytępiony zwyczaj składania potraw, pokarmów i napoi dla dusz nieboszczyków z cmentarzy do domów. W Niemczech jeszcze 742 r. nawet proboszczowie brali udział w tych pogańskich stypach w dnie zaduszne. Strawę zaś przeznaczoną dla umarłych otrzymywali później ubodzy.
Powszechną jest między ludem naszym wiara, że w noc zaduszną, dusze zmarłych zbierają się w kościele na nabożeństwo, które odprawia zmarły ksiądz, przyczem umarli służą do mszy, dziad zmarły dzwoni, uczestniczą w nabożeństwie umarli danej wioski a pieniądze na mszę dają z wkładek do trumny nieboszczyków. „Nie wolno jednak wtedy wywoływać zmarłych lub z nimi rozmawiać“; „nie bardzo jest bezpiecznie być obecnym na takiej mszy, bo zmarli rzucają się na żyjącego i je żeli w czas nie umknie, to mu głowę u rwą“. (Krakowskie). Dlatego idąc na taką mszę umarłych „należy narzucić na siebie kożuch wywrócony do góry włosieniem i włożyć na głowę garnek“, a to w tym celu, aby w razie gdy dusze zmarłych poczują „przaśną“ duszę, (żywego człowieka), czyli świeży nę (świeże mięso ciała)“, rzucić im kożuch i garnek a samemu uciekać, aby tym sposobem ocalić życie. „Umarli starają się żywego człowieka, podpatrującego ich, rozerwać na części, a nie mogąc go dogonić, rwą kożuch i zrywają garnek“. (W Dobrzyniu nad Drwęcą).
Lud ruski (w Złotnikach) wierzy, iż w wilję dnia zadu — sznego, schodzą się dusze zmarłych do cerkwi, gdzie ksiądz nieboszczyk odprawia nabożeństwo, gdyby im się wtedy żywa pojawiła dusza (żywy człowiek) musiałaby ten świat pożegnać. Słoweńcy w Styrji, podobnie jak Niemcy w Angeltal wierzą, że w dzień zaduszny o 12-ej w nocy, dusze odbywające mękę czyśćcową idą na mszę do kościoła parafialnego, utrzymują i w Gottscheer, że umarli w noc św. Tomasza odprawiają w kościele mszę św., na której sami nieboszczycy są obecni. I lud litewski opowiada, jak to „w dzień zaduszny zbierają się do kościoła wszystkie dusze tych którzy koło tegoż kościoła są pochowani. Kapłan duch odprawia mszę, a duchy się modlą. Ktoby z żyjących odważył się wówczas wejść do kościoła, umrze“.
Podobne podania krążą wśród innych ludów. W odległej wiosce okolicy Christjanji — opowiada lud norweski — zmarły kapłan odprawiał o północy mszę i miewał kazanie, a słuchali go zmarli parafjanie. Obecność osób żyjących jest wielce dla nich niebezpieczna, bo zmarli nie znoszą żywych. Aby się obronić przed umarłymi, zaleca się zarzucić na głowę płaszcz, a gdy umarły napadnie obecną na on czas w kościele osobę i płaszcz jej zerwie, ona wymyka się i co tchu leci do domu. 1 Żydzi na ziemiach Rzeczypospolitej polskiej wierzą, że „umarli schodzą się o dwunastej w nocy w modlitewni, gdzie czytają Torę,

311
=a kogo z żywych poproszą o odczytanie ustępu z Tory, ten wkrótce umrze“.
Podanie o mszy zmarłych (duchów), którą odprawia w kościele zmarły kapłan, a modlą się zmarli parafjanie, spotykamy z małemi warjantami w Polsce i na Rusi, w Czechach i na Morawach, w Hesji, na Pomorzu, w Szwecji i Norwegji, Irlandji, Szlezwiku i Holsztynie, w Bretanji, nad Renem, w Tyrolu, Salc — burgu, Kolonji i in. Zakończenie tych podań wspólne albo mało zmienione: Osoba żyjąca, która tej mszy się przysłuchuje, umiera, bo „bezkarnie nie można widzieć obcowania duchów“, albo ratuje się podstępem np. rzuca coś ze swego ubrania, okrycie itp. i ucieka do domu, a duchy rozszarpują je na kawałki. Motyw szkodliwych wpływów umarłego jest pierwotny. Osnutą na tem tle r pogańskiem“ legendę starochrześcijańską, znamy z pism św. Augustyna. Schodzenie się dusz w noc zaduszek na nabożeństwo, procesjonalne chodzenie po wsi tych dusz w gromadach, ich narady itp., to mimo wpływów Kościoła — przeżytki prastarej, niewygasłej wiary w życie pozagrobowe.
O drewnianym kościółku na górze Marcina pod Tarno-wem krąży podanie, że na jednej z takich nabożeństw za dusze zmarłych widziała sierota zmarłą matkę, jak dźwigała dzban pełen łez, wylanych przez sierotę, i z powodu tego skarżyła się na córkę, która przerażona tym widokiem, zaprzestała płakać za matką. Podanie to znane jest na Kaszubach, w Mazowszu, na Śląsku, w Wielkopolsce, na Rusi, w Litwie, Niemczech i in., nie obce było Bretończykom, Celtom w Irlandji, Walji i Szkocji.
Znany jest z Dziadów Mickiewicza (część II.) obrzęd od-pędzania duszyczek umarłych po ich uraczeniu jadłem i napojem. Wezwanie Guślarza kończy się słowami: Zostawcież nas w spokoju! A kysz, a kysz! Częstowanie umarłych na wiosnę i w jesieni znane było od wieków na Litwie. Podczas takich uczt dla zmarłych „rzucano jadło pod stół i lano wino, żeby się dusze mogły posilić i napić; tego, co upadało na ziemię, nie podnoszono, lecz zostawiano dla dusz zmarłych. Po skończonej stypie wstaje od stołu pełniący obrzęd (sacrificulus) i oczyszczając dom miotłą wyrzuca dusze zmarłych razem ze śmieciem, jak pchły, i temi słowy prosi, aby z domu wyszły: „Jęły, piły duszyce, nu won, nu won“ to znaczy: jadły, piły du — szyce, ano precz, ano precz! Następuje przypijanie mężczyzn do kobiet i naodwrót, oraz wzajemne całowanie. Na jesieni co roku zastawiają Łotysze naczynia z grochówką, dla zaproszonych dusz zmarłych, członków rodzin, a po skończonej uczcie, gospodarz domu albo zażegnywacz, grzecznie wypraszał duchy nieboszczyków słowami: „Dość piliście, dość jedliście, duchy, wracajcie tam, skądeście przyszli“. Jedna z zapisek z 1606 r. o misji Jezuitów w Inflantach polskich, zapewnia, że Łotysze,

312
pogrążeni w bałwochwalstwie, „w dzień zaduszny sporządziwszy naprzód śniadanie, zwołują dusze swych zmarłych, każdego po nazwisku i zaczynają wyrzuty robić i oskarżać dusze, że nie uchowały koni, bydła ich od wilków i chorób, chociaż corocznie należne im ofiarowywali dary“. Wreszcie błagają dusze: „Iwanie lub najdroższa matko moja! Pamiętaj o dzieciach twych! Jedz z tego naczynia i pij, ile się tobie spodoba, tylko pomnij o nas!“ Nakoniec zamiatają izbę (parnię) i wypędzają z niej dusze, inny chwyta siekierę i nacina nią ściany po czterech węgłach, ażeby dusze nie utkwiły w jakiem miejscu“. W „dzień dusz“ (2 listopada) połuwiercy estońscy spraszają krewnych na objad, „gdy się zjadą i zasiędą za stołem, gospodarz uroczyście zaprasza na ucztę zmarłych krewnyeh, aż do najdawniejszego przodka. Obecni przy tem milczą. Gdy już, według mniemania gospodarza, dusze dosyć nasycą się jadłem i napojem, bierze serwetkę i potrząsając nią w powietrzu, wypędza nijako z domu niewidzialne dusze. Wtedy dopiero biorą się do jedzenia i picia żywi“.
Ludy starożytne miały wyrobiony kult zmarłych, odbywający się w oznaczonych na ten cel dniach i miesiącach. Na kilka wieków przed Chrystusem obchodzili Chińczycy, jak dziś Japończycy swoje zaduszki w piętnastym dniu siódmego miesiąca, starożytni Indowie na nowiu, Grecy w trzech ostatnich dniach miesiąca, na wiosnę i w jesieni, Armeńczycy pięć razy do roku, starożytni Rzymianie w lutym (feralia) i w maju (le — murje) dwa razy na rok, Batlokowie (w Transwalu), Kirgizi i Czeremisi raz w roku Babilończycy i Persowie na wiosnę. W czasie, kiedy Kościół obchodzi święto zaduszek, starożytni Egipcjanie i Rzymianie wierzyli, iż w dniu tym otwierały się groby (mundus patet) i wychodziły z nich duchy zmarłych (manes).
Starożytni Grecy składali w oznaczonych dniach roku na grobach ofiary w postaci mleka, miodu, wina, oliwy itp. (ge — nesia). W święto zmarłych, obchodzone w Atenach, pod nazwą Antesterje, w połowie lutego, „dusze zmarłych wydostawały się z podziemia na świat i po nim krążyły“, a że były groźne dla żyjących, przeto chcąc się „zabezpieczyć przed mętni żuto liście cierniowe i drzwi smarowano smołą“. Dla zaspokojenia głodu i pragnienia umarłych „przynoszono im potrawy w garnkach“, od których trzeci dzień poświęcony zmarłym nazywał się świętem garnków (Xiręoi), uprzednio „na grobach składano ofiarę z wina“. Nakarmiwszy tak i napoiwszy dusze zmarłych, kończono uroczystość odpędzając niebezpieczne istoty wezwaniem: zijęeg, ovx sr’ „Precz, wy du-
sze. Antesterje się skończyły!“
1 starożytni Rzymianie święcili na wiosnę i w jesieni uroczystości zaduszne. Przynosili Larom, opiekuńczym duszom ro-dziny, a niegdyś złym duchom, potrawy i napoje w miseczkach,.

313
które staw ali na ognisku. W wigilję nowego roku, starano się następującym sposobem przebłagać duchy zmarłych (Lemurów): ojcowie domów wychodzili o północy boso przed dom, myli sobie po trzykroć ręce w bieżącej wodzie, a obróciwszy się brali do ust trzy czarne fasole (bób), które poza siebie rzucali i nie oglądając się mówili po 9 razy: Te fasole zostawiam dla was, his redimo meque meosque fabis. I duchy zbierały fasole. Po powtórnem zwilżeniu rąk wodą, uderzano o spiżowe naczynia, aby brzękiem ich spłoszyć krążące duchy zmarłych, poczem dziewięciokrotnie wzywano je do odejścia wołając: „Ma — nes exite paternil“ = Duchy ojców odejdźciel Składano zmarłym ofiary dla „zabezpieczenia się od szkód, które mógłby wyrządzić zaniepokojony duch zmarłego“. Wergili kilkakrotnie wspomina o składaniu pokarmów i napoi dla duóz zmarłych, co Owidjusz w Fastach opisuje. Prócz uroczystości żałobnych, po skonie poszczególnych osób, odbywały się u Indoeuropej — czyków uroczystości żałobne całych rodów.
W nazwaniu zaduszek Dziadami, zachował się u Słowian ślad kultu umarłych, z doby pierwotnej. Kult ten u nierozdzie lonych jeszcze Indoeuropejczyków polegał na ofierze, a właściwie na pożywieniu, składanem zmarłym: ojcu (i matce), dziadowi (babce) i pradziadowi (prababce) zwanym „ojcami* lub „dziadami*. Wedle pojęcia starożytnych człowiek odradza się w synie, wnuku i prawnuku, tworząc ściślejszą rodzinę, ci też postępując za trumną, towarzyszą zmarłemu na miejsce wiecznego spoczynku.
Synowie, ojcowie, dziadkowie tj. trzy pokolenia, stanowią oddzielną organizację najbliższej familji, zwanej u starożytnych Indów Sapinda, u Helenów u Rzymian parentes, pro-
pinqui itp W księdze prawa starożytnych Indów (Manu) czyta my: „Mężczyzna zdobywa sobie świat przez syna nieśmier telność jest jego udziałem przez wnuka, ale krainę światłości oglądać może przez prawnuka. Starożytni Indowde, jak świadczą Grhya-sutras, składali wtedy duchom ojców (pitaras) ofiary w postaci gorących klusek, które kładziono na ziemi lub pod ziemią, przygotowywano też dla nich naczynie z wodą, a nawet ubranie. Dusza zmarłego przodka, przybywająca w pobliżu domu, przychodzi na ucztę, zasiada na przeznaczonem dla siebie miejscu albo zanurza się w wodę i z zastawionej potrawy spożywa parę („gorąco“) zostawiając zimne części. Po tej uczcie, starają się domownicy, aby się niemiłego gościa pozbyć. Kapłan indyjski dusze ojców wypraszał temi słowy: „Wyjdźcie, mili pitaras na stare, tajemnicze drogi, a nam użyczcie tu szczęścia i obfitości mężów“. I odprowadzano ich do granicy wsi. Zwyczajem tym odpędzania dusz, po ich ugoszczeniu, kończył się wogóle u Indoeuropejczyków obrzęd zaduszek.
W dnie zaduszne rozdają u nas dla biednych kalek i że-braków datki w postaci chleba, pierogów itp. pieczywa, zwyczaj

3“
ten spotykamy u starożytnych Indów, u których ęraddha ozna cza stypę, a zarazem ofiarę dla ubogich i wsparcia potrzebujących Braminów. I dziś jeszcze Indowie ofiarują dziadom (ojcom) ofiary z ryżu, mleka i owoców, a ktoby tego obrzędu zaniedbał, tenby narażał duszę zmarłego na wstanie z grobu i dręczenie ludzi żyjących. „Uczta żałobna ma więc na celu zapewnienie życzliwości dla pozostałej rodziny’.
Kult zmarłych przodków szeroko na kuli ziemskiej roz-przestrzeniony, tkwił głęboko nie tylko w wierzeniach Indoeuro — pejczyków. Starożytni Egipcjanie „wstawiali do grobów zapasy ciast i kaczki oskubane, na półkach z trzciny“, albo karmili mumie w domach. Chińczycy od niepamiętnych czasów dostarczają umarłym na trumnach pokarmów, zupełnie jak żywym, „wzywają dusze modlitwami i bębnieniem, żeby korzystały z potraw i napojów, przyrządzanych w pewne dnie, gdy przybycie ich do domu jest spodziewane“. Oddzielnie zaś „zostawiają trochę pokarmów dla ślepych i słabych duchów, które mogą się spóźnić, a dla dusz bez głowy przygotowują wiaderko z kru pnikiem i łyżkami, aby dusze owe mogły włożyć pokarm do gardła“.
Podwaliną religji chińskiej, jest wiara w duchy opiekuń-cze przodków, do których przydzielone są duchy wybitniejszych osób zmarłych. W dniu nabożeństwa, po wywieszeniu tabliczki, na której wypisane są nazwiska duchów lub przodków, pobożni Chińczycy składają im ofiary, w świątyni zastawione są potrawy, ryby, ryż, jarzyny i różne mięsiwa,.ażeby duchy mogły je bez przeszkody spożywać“. Zadawalają się one wonią potraw tylko, w spożywaniu zastępują ich uczestnicy na bożeństwa. Żyją do dziś w różnych częściach świata wierzenia, iż „dusze zmarłych odwiedzają swe domy, a ludzie przygotowują na przyjęcie nieboszczyków jadło i napój, palą światło, aby rozjaśnić im drogę z grobu i z powrotem“. Zwyczaj ten, spotykany u ludów znajdujących się na rozmaitych szczeblach uspołecznienia i ras i kultury, wywodzi się z wiary wielce rozpowszechnionej na kuli ziemskiej, że dusza, jako istota ma — terjalna, obdarzona właściwościami ciała ludzkiego, potrzebuje pokarmu i napoju. Obchody zaduszek spotykamy u ludów Ameryki, Azji, u Eskimosów, Indjan kalifornijskich, meksykańskich Acteków, Birmanów, mieszkańców Kambodży i Siamu, Japonji, Kaukazu i Armenji.
Wśród Mahometan panuje wiara, iż „co siódmy dzień przed ramazanem, dwa razy w czasie ramazanu w nocy, gdy na mi naretach palą się świece, oraz co piątek wieczorem umarły powraca do domu zobaczyć, czy krewniacy jego żyją w spokoju. O tym wieczorze, na przyjęcie nieboszczyka, dom czysto umie — ciony, „zapalają trzy świece w domu lub też posyłają je do meczetu*. Wszyscy się weselą, gospodarzy ani domownicy nikogo nie łają, ani nawet nie patrzą krzywo, „aby nie rozgnie

315
wać powracających umarłych“. W dnie owe dają ubogim jał-mużnę, „na zbawienie umarłych*. Mahometanie w święto umarłych (Bajram) idą na groby swych krewnych i zmówiwszy modlitwę, za dusze zmarłych, zarzynają bydle na ofiarę (kurban). Zazwyczaj syn zmarłym rodzicom, brat siostrze lub bratu zarzyna owcę.
Wotjacy wierzą, iż dusza umarłego wychodzi z grobu, żą-da ofiary (libacji), a ktoby jej nie spełnił, temu będzie się źle powodzić. Dlatego też dwa razy do roku kładą na grobach ofiary w postaci strawy i proszą aby dusze umarłych nie odwiedzały ich, a oni byli oszczędzani od złych duchów Dnie te za — duszne nazywają się w ich języku kiśton-k ro — nunal. Po żniwach, w jesieni obchodzono gromadnie uroczystość poświęconą duszom zmarłych. W każdej chacie zastawiano stół obficie potrawami, a zebrani z całej wsi gospodarze obchodzili wszystkie do-mostwa nie omijając żadnego, i fzucali cząstkę potrawy do stojącej obok stołu dzieży, do której przylepiona była świeczka, mówiąc: „Duchy zmarłych, oby ofiara ta dostała się wam w u — dziale!“ Potrawy ofiarowane składają do małego otworu na grobie.
Czuwaszowie kładą na grobie obrus i stawiają pożywienie, mówiąc: „Wstań w nocy, najedz się do syta i obetrzyj sobie usta obrusem!” Czeremisi corocznie składając ofiary zmarłym odzywając się do nich: „To dla ciebie, masz tu jadło i napój!”
U Indjan peruańskich zastawiają w każdym domu, w któ-rym ktoś umarł, ulubione potrawy: coca i tytoń dla zmarłego, zamykają przez dzień cały izbę, w tem przekonaniu, że duch nieboszczyka pokrzepia się tą zastawą, którą przez pozostałych nietkniętą zanoszą na grób nieboszczyka. Hojniejszą ucztę zastawiają w Zaduszki Meksykanie, pod koniec października, przyrządzają na ten cel pieczywo, w kształcie królików, ptaszków i innych zwierząt, palą też świece woskowe, w ilości dań, poświęcone duszom zmarłych. U niektórych ludów obchodzą święto umarłych w związku z uroczystością jesienną. Mieszkańcy północnej Bengalji (Kocch) na dożynkach składają co roku dla zmarłych krewnych owoce i kurę. Barowie w Afryce wschodniej na uroczystości Thiyot, poświęconej pamięci przodków i ofierze dziękczynnej za zbiory, stawiają dla każdego umarłego dzbanuszek piwa, który po dwu dniach krewny wypija. Batakowie na Sumatrze, zapowiadają jeszcze na pogrzebie, że podczas żniw dadzą nieboszczykowi trochę ryżu. W Nowej Ka — ledonji ofiarują zmarłym przewódcom, pierwociny swych owoców. Zaspokojenie głodu i pragnienia było pierwszą potrzebą człowieka, dlatego składano dowody pamięci o zmarłych, zastawiając dla nich pokarmy i napoje. Pojmowano bowiem duchy ma terjalnie.
Wszelki kult umarłych polegał na wierze, że dusza umar-łego zdolna jest i łaknąca spożycia ofiar. Składano je na gro

316
bie, skąd przez głębię ziemi dostawały się do przybytku dusz czyli ziemi zmarłych. Z rozwojem kultury, stosunek ten ofiaro dawców z nieboszczykami staje się idealniejszym. Z lęku przed złemi duchami nieboszczyków, rozwinęły się uczucia wyższe, religijne (nabożeństwa żałobne za dusze zmarłych), na dalszych szczeblach kultury uczucia humanitarne w dowodach mnie] lub więcej duchowego pojmowania pamięci o umarłych — wreszcie mistyczne marzenia i teorje naukowe o życiu zagrobowem.

BlBLJOGRAFJA.
Obrzędy, wierzenia i zwyczaje związane ze śmiercią, życiem pogrobowem i uroczystościami zadusznemi, przedstawił Dr. Adam Fischer, profesor etnologji na uniwersytecie lwowskim, w pomnikowem dziele: Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego. Lwów 1921 i w ciągu dalszym p. t. Święto umarłych, w Rozprawach i wiadomościach z Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie 1921 — 2, T. VII — VIII. Inne prace odnoszące się do tego przedmiotu podaję w niniejszej „Bibljografji“.
HB. AópaMOB. Kair nepecTajin yónBaT’ CTapnKOB B Ma/iopocin TKuBan dapHHa 1907 XVI. 41 — 2.
Rps. Akademji umiej. Kraków, Nr. 1250 Esthonische Gebrauche bei d. Todten.
T. Alatonczenko. Z tamtego świata, Kraj (Petersburski) 1887 Przegl liter. N. 33 — 4.
G. Albrecht Vorbereitung auf den Tod — Totengebrauche und
Totenbestatłung in der altfranzósischen Dichtung Halle 1892 Vom Allerseelenbettel. Unter innthaler Bote Hall 1898 Jg. VI.
N. 45.
Internation. Archiv f. Etnographie XVI. 1889 II. Tod u. Begrabnis Amatucci. I funerali a Roma durante i primi cinque secoli (Ren — diconti d. Academia di Napoli 1896).
Fr. Chr., Andrea. Die Totengebrauche der verschiedenen Vdlker der Vor u. Jetztzeit. Leipzig 1846.
R. Andree Ethnolog. d. Hockerbestattung Extrait de 1’ Archiv. f. Anthropologie 1907.
— Den Tod betriigen Zeitschrift d. Vereins f. Volkskunde Berlin 1909 XIX.
H. Ankert. Rersighaufung und Steinhaufung an Mordstellen. Am
Urquell 1896 VI. 220.
— Sterbeststroh in Nordbóhmen. Die Sagę von der Geistes messe. Zeitschrift fflr ósterr. Volkskunde Wien 1898 T. IV.
AHyuiH. Camr, Jiaaifl n KOHM KBK npnHa^eacHOCTi noxopoHHaro oOpHfla, MocKBa 1890.
Antike u. moderne Totengebrauche. (Neue Jahrbiicher 1905 XV. p. 36).

318
Adolf de Assier. Ludzkość pośmiertna, studjum nad widmami i marami, z angielskiego przełożył J. Drzewicki Warszawa 189ć.
O. ATaHaceB. IloaTmiecKia BO33ptHia CnaBflH Ha npHpoAy I.-1II. MocKBa 1865 — 9 3 TOMU.
K. Aurelly. Powracanie zmarłych. Lud 1904 X. “9.
B
Baechtold. Die Anwendung der Bahrprobe in der Schweiz. Ro — manische Forschungen 1890. B. V. S. 221 — 3.
M. Bartels. Was kónnen die Toten?Zeitschrift des Vereins f. Volks — kunde, Berlin 1899 B. IX. 1900 X.
Bastian Die Verbleibs — Orte der abgeschiedenen Seele Berlin 1893 p. 7 i 20.
0. BanoiHKOB. CnasaHia o cnop nymn t3 rfejioM B naMflTHHKax cpe^HeoB^KOBOH jiiTepaTypbi. TKypHa/i MHHHCT. HapoA. npo — CBtmeHiH 1890.
BegrSbnisbrauche der Litauer im 16 Jahr. Archiv. fur die Ge — schichte Liv-Est — und Kurland 1857.
B. Benczer. Jiidische Volksmedizin Am Urquell 1893 IV. 42. Bernhardi. Das Todaustreiben bei Kaschuben. Jordans Slav. Jahr — biicher 18“.
R. W. Berwiński. Studja ludowe Kraków 18401. str. 183 i 2“.
L. Biskupski. O wieszczych. Prace filologiczne, Warszawa 1891
III. 692.
J. Blau Todtenbretter in der Gegend von Nenern. Zeitschrift fur óster Volkskunde, Wien 1904 X.
— Die Barmutter Zeitschrift f. óster. Volkskunde, Wien 1904 X.
E. K — Blumml Germanische Totenlieder Archiv f. Anthropolo — gie Neue Folgę V. (XXXIII.) Heft 3/4.
— Germanische Totenlieder mit besonderer Beiucksich — tigung Tirols Braunschweig 1906.
H. Bliimner. Rómische Altertumer Miinchen 1911 str. 488.
Bóckel. Psychologie b. Volksdichtung Leipzig 1906, (Totenklagen
S. 100.)
A. Eor.naHOBm. riepe>KHTKri CTapnHHoro cBiTorjiJwy BijiopycnHiB cnp. id. Bi-ropT, Lud 1896 II. 211.
Wł Bogatyński. Nowotarszczyzna, Lud 1912 XVIII. 76.
J. Bohomolec. Djabeł w swojej postaci (o upiorach), Warszawa 1775 — 9 T. I. — III.
I. BopAeiiHHH. rioxopoHHi 3Bnqai. ETHOtpafj) 36ipHHK JlBiB 1912
XXXII. 351 — 2.
A. BopHcroK. rioxopoHHHl (ómiai B 3ejieHHgi. ETHorpacj). 36ip HHK JlBBlB 1912 XXXII. 234, 235 i 246.
Bornstein. Der Tod in der moderuen Literatur Lipsk 1900, Bousset. Die Himmelsreise der Seele. Archiv f. Religionswissen — sctaft L00 III. 136 — 69.

319
Le Brace. Obrzędy pogrzebowe Celtów. Dzieło wydane w języku francuskim, nieznane mi nawet z tytułu.
C. BpaiwiOBCKiii. noxopoHiu npmiMTaHm K»KHaro Kpan. PyccKiii (jii/iojior. B-ŁCTIIHK 1884. T. XII.
H. Braus. Le chenbestattung in Unteritalien, Archiv f. Religions — wissenschaft IX. 385.
A. Bruckner. Wierzenia religijne. Początki kultury słowiańskiej,
Kraków T. IV. cz. II.
— W. Klingera Żiwotnoje. Lud 1911 XVII. 184.
Ks. A. Brykczyński. Zapiski etnograf. Zbiór antrop. Akad, umiej. Kraków 1888 XII. 88.
Buch. Die Wotjaken. Helsingfors 1882.
Wł. Bugiei. Studja i szkice literackie, Poznań 1911
— Lamentowa grupa pieśni pogrzebowych Przemyśl 1925 — Les fetes annueles de la Pologne Extrait du Bulletin de la Societe d’ ethnographie de Paris. Alencon 1928.
Fr. Bujak Stypa doroczna — Kołtun. Lud 1910. XVI. 58 — 9.
B. Busek Kratićka historie obce Bilova. Narodopisny Vestnik
ćesko-slovansky Praha 1910 V. 208.
J. Bystroń. Studja nad zwyczajami ludowemi, Kraków 1917
C
W. Caland. Uber Totenverehrung bei einigen der indogerm. Vólker Amsterdam 1888.
— Altindischer Ahnenkult. Leiden 1893
— Die altindischen Totengebratiche. Amsterdam 1896.
— Altindisches Zauberritual Amsterdam 1900.
— Die vorchristlichen baltischen Totengebraiiche im Ar — chiv fur Religionswissenschaft 19“. B XVII. S. 492.
H. Carstens. Totengebrauche aus Dithmarschen Am Uręuell her. Fr. S. Krauss 1890 I. 7 ff
A. Chudziński Thanatos czyli śmierć i życie pośmiertne u Greków Lwów 1886.
Casopis ceskeho Musea Praha 1853 i n.
St Cercha. Przebieczanie, Materjały antrop. Kraków 1900 IV. 109 — 167.
A. F. Chamberlain. Ober den Zauber mit menschlichem Blut. Am
Urquell 1893 IV. 64 — 5.
J. A. Charap Sprichwórter galizischer Juden Am LJrquell 1893
IV 194 — 212.
K. Chełchowski. (Pusta noc) O potrzebie domów przedpogrze-
bowych, Zdrowie 1901 str. 24.
Chr. Chorvat. Smrt, pohrab a mrtvi w tradycii a zvykoch ludo — vich Slovenske Pohlady XII XIV — XV. 1895.
B. XpoMOBCKa. rojiociHs. EiHor. 36ipHMK 1912 XXXII. 334.
M. Cisek. Materjały etnog. z miasteczka Żołyni w pow. Prze-myskim, Zbiór antropol. 1889 XIII 69.
St. Ciszewski. Lud roln. górn. w Zbiorze antropol. 1886 X 242. — Dusza matki i dziecka. Petersb. Akad. nauk. 1904.

320
— Lud w Olkuskiem, Zbiór antrop. Kraków 1887 XI. 6.
— Czaszki ludzkie z kłódkami Lud 1911 XVII. 28, 30
C Clemen. Das Leben nach dem Tode Leipzig 1920
Gisbert Combaz. Sepultures imperiales de la Chine Annales de la Societe d’ Archeologie de Bruxelles 1907.
Cooka Opis podróży Pamiętnik polit i lit. Warszawa 1783 L M. Czarnowska. Zwyczaje ruskie Dziennik wileński 1817 T. VI Czasopis czeskeho musea Praha 1854 — 6.
n. MyÓHHCKiń TpyAH eTHOfparJ). CTarbicT. eKcneAMUHH BTJ 3a naanopyccKKifi Kpafi. rieTepcóypr 1872 — 7 I. — VII.
St. Czyżewicz. Wiązanka wierzeń. Lud 1907 XIII. 329.
D
J. W. Dalibor. Pogrzeb u Słowian. Biblioteka warszawska 1841 II.
B. B..ZJaHnjiiB. CriMSojiHKa nrau i pacTeniił B yxpaHH. noxopoH> npnwHTaHiflK KieBCKan Grapuna 1906 T. 94 CTOp. 611 — 18-
— nopiBnaHH CMepTi i eecijm — YKpaiHa II. 351.
— OópameHie K‘ miTaTejiHM o coónpaHin yr<paHHCKHX nopOHHMX npMHHTaHi.il YKpaisa 111. 224.
— riopiBHaHH Becijm i CMepri. yKpama 1907 VII.
— KpacHMH Tpayp B MaziopycKOM norpeć. oóprurfe X<nBas CTapMHa 1909. XVIII. CTOp. 31 — 37.
Danmarks Folkeminder. Kobenhavn 1904 — 1912 1. — IX.
B. JlepKaH. IlopOHHi 3BH’iai B ce.ni BepóiBiti. ETHOI’. 36ipH 1912 XXXII. 372.
K. Dirksen. Sitten und Gebrauche bei Sterbefallen in Meide-
rich b. Diisseldorf. Zeitschrift des Vereins fur Volkskunde Berlin 1891 B. I.
O. Donner. Das pindapitryajna oder Manenopfer mit Klóssen Ber
lin 1870.
Anna Dórfler. Totvorbereitungen im masurischen Volksglauben Am Urquell 1892 III. 1“-6.
M. Dowojna Sylwestrowicz. Podania Zmujdzkie 1894 I. “6II 207 — 9. Warszawa
T. Dragicević. Totenwartung bei den Mohammedanern in Bos men Am Urquell 1892 III. 27 — 4.
Duhn. Rot u. Tod. Archiv ftir Religionswissenschaft X.
P. Dubanowicz. Kult zmarłych, Lwów 1888.
E.
J. Engel. Der Tod im Glauben indogerm. Yólker i. — Program d Realschule zu Stralsund 1881.
— Betrachtungen iiber das Totenreich im Germanischen Volkglauben Norddeutsches Schulprogramm 1882.
M. Evsn. Totenbretter in Salzburg. Zeitschrift des Vereins ftir yolkskunde. Berlin 1898 B VIII.
Egzorta nad umarłym. Wieliczka 1899.
ETHorpa4> 36ipHHK BHJ(. TOB. UleBHeHKa JlbBiB 1912 T. XXXI —

321
V. Famera. Najmuriena panna (Topienie moreny) Czesky lid. 19“ XXIV 231.
M. Federowski. Lud okolic Żarek Siewierza i Pilicy. Bibliot. „Wisły“ Warszawa 1888 — 1889 T. 1, — II.
— Lud białoruski na Rusi litewskiej Kraków 1897 T. I. — III.
K F. Feilberg Totenfetische im Glauben nordgermanischer Vólker Am Urquell 1892 III. 1.
— Warum geben Spukgeister Kopflos um. Am Uręuell
1893 IV 39.
— Die Baumseele bei den Nordgermanen. Am Urquell
1894 V. 88.
A. Fietz. Begrabnisbrauche aus Jechnitz Unser Egerland Eger 1905 IX.
Feydeau. Histoire generale des usages funebres et des sepultures des peuples anciens. Paris 1858 T. I. — III. 100 tablic. A. Fischer. Święto umarłych. Rozprawy i wiadomości z Muzeum im. Dzieduszyckich T. 7 — 8 1921 — 2. Odbitka Lwów 1922. — Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego wydaw. Bibliot. Zakładu Ossolińskich. Lwów 1921 III. str. 439.
A. Flachs Rumanische Hochzeits u. Todtengebrauche Berlin 1899.
L. Frahm. Die Scheidenrufer. Am Urquell Wien 1891 II. 202.
I. Franko. Zaduszki we Lwowie przed laty 40. Kurjer lwowski 1888 N. 304-5.
— Psia krew. Przegląd tygodniowy red. A. Wiślicki Warszawa około 1890.
I. G. Frazer. The golden bough T. Smoleńskiego. Dzień zaduszny
Lud 1906 XII. 271.
J. Fiey Tod. Seelenglaube im alten Israel. Leipzig 1898. A. Freybe. Das deutsche Leichen u. Totenmahl in Niedersach-
sen I. 346 ff.
— Das Kleid d. Todesbereitschaft in der „Dorfkirche“ herausg. H. v. Lupkę Band I. p. 46.
H. Frischbier. Aberglauben. Am Urquell 1890 I. 15.
— Aus Ostpreussen. Am Urquell 1891 II. 80.
— Ostpreussicher Volksglauben Am Urdsbrunnen I. — VI.
G.
K. Gal. Zigeunertrauer in Siidungarn Ethnologische Mitteilungen
aus Ungarn Budapest 1895 IV.
E. Galie. Wampiryzm Przegląd naukowy 1848.
Gallće Sporen van Indo-germansch ritueel Volkskunde B. XIII. 89 i 129 ff
C. Gander Nachzehrer Am LJrquell 1892 III. 288 — 290.
P. Gardner Sculptured tombs of Hellas London 1896.
Fr. Gawełek Przesądy w Radłowie, Materjały antrop. 1910
XI. 58
— Palma, jajko i śmigus Lud 1911 XVII. 28.
„Śmierć“
21

322
B. TaBpHJioB. TpyAbi HCTBepraro apxeojior. c-tkana B Pocili Ka — 3aHb 1891 II. 150.
A. v. Gennep Le rites de Passage Paris 1909.
U. reHepo30B. PyccKis HapojiHbni npejicTaBJieniM o BarpoóHoR JKH3HH. CapaTOB 1883.
Globus 1902 T. 81 str. 360.
J. Gluziński. O włościanach w okolicy Zamościa w Archiwum domowem K. Wł. Wójcickiego Warszawa 1856.
F. Gołąbek. Dziady białoruskie Lud XXIV. Lwów 1926-
Ł. Gołębiowski. Lud polski Warszawa 1830 str. 252.
Sz. Gonet. Wierzenia ludu z okolic Andrychowa Lud Lwów 1896 II. 226.
— Szczegóły z wierzeń ludu. Lud 1897 III. “0 — 1.
— Strzygonie Lud III. 154.
— Rozmaitości ludoznawcze ze Suchej p. Żywieckiego Lud 1908 XIV. 369 i Lud 1910 XVI. 86-7.
O. de Gourguff w Revue des tradit. popul. Paris 1897 XII. 475. Grabowsky. Der Tod u. Totenfeste der Dajaken. International. Archiv fiir Ethnographie Leiden 1889 II.
H. Graff. De Romanorum laudationibus Commentatio Dorpat 1862.
G. Grandidier. La mort et les funerailles a Madagascar L‘ An-
thropologie 1912 I.
J. Grester. De christianonorum funeribus lngolstadt 1611.
J. W Grohmann. Die Aberglauben aus Bóhmen Prag 1864.
Grotefend. Das Leichen und Begrabniswesen im preussischen Staate Arnsberg 1869.
Grube. Pekinger Totengebrauche in Peking Oriental Society Journal IV. Peking 1898.
Gruneisen. Der Ahnenkult u. die Urreligion Israels.
A. de Gubernatis. Storia popolare degli usi funebri indoeuropei Milano 1873.
Claude Gunchard. Funerailles des Romains, grecs et autres na — tions Lyon 1581.
A. TycheB. CóopiiHK MaTepan. KaBKa3a TH<J>JIHC 1893 XVI. N. 9.331
B. Gustawicz. Podania z przyrody. Zbiór antropol. Akademji umiej.
Kraków 1881 V. 135, 159 i in.
— Kilka szczegółów z p. bob reckiego Lud 1902 VIII, 268-70 — Z życia Seklerów. Lud 1910 XVI. “8.
B. Gutmann. Trauer u. Begrabnissiten der Wadschagga Globus 1906 B. 89 P. 200.
H.
B. T. JCB Bonpocy oót yóificruk cTapHKOBt KicBCKaa CrapMHa 1902 T. 66 CTp. 93 — 4.
Dopełnienie: Gumę 06. yóincTBt, CTapriKOBb TaMwe 1902 T. 77, CTOp. 23-5
W. H. Boże Narodzenie we Francji. Wędrowiec-Warszawa 1884 XXII. 619.

323
K — E. Haase. Sagen aus Mecklenburg Am LJrquell 1893 IV. 23* K — Haberland. Die Sitte des Steinwerfens. Zeitsch. Vdlkerpsy“ chologie B. XII.
— Die Todtenhochzeit Zeitschrift f. ósterr. Volkskur.de 1904 X. 233.
Hastings. Encyclopedia of religion and ethics. Vol. IV. 411 — 511.
A. Hauffen. W. Hein Todtenbretter, Zeitschrift f. óster. Volks-
kunde Wien 1896 I.
H. Heerwagen. Totenbretter im oberfrankischen. Zeitschrift fur Volkskunde Berlin 1898 VIII.
W. Hein. Die Totenbretter im Bóhmerwalde Mitteilungen der anthropolog. Gesell. Wien 1891 B. XVI.
— Totenbretter. Am Urquell 1896 VI. 48.
— Die geographische Verbreitung der Totenbretter Mittei — lung. anthropol. Gesellschaft Wien. B. XXIV. S.55 i nast.
R. Hertz. Le representation collect. de la mort. L‘annee sociolo — gique 1905 — 6 T. X.
J. Heussler. Smrt v narodnim poddni Obzor Praha 1888 str. 177. Hillebrand. Grundriss der indoarisch. Philologie III. 2. (Toten — verehrung).
B. THaTiOK B 3anncKax HayK-ToB. UleBneHKa. JlbBiB 1911. T. 104
cTop. 218 — 19.
— IloXOpOHHi 3BH«iai H OÓpHAH I. CBeHUiyKMH TIOXOpOHHi rojiocira, ETHorpa^iuHHfi 36ipHHK BHA — HayK. ToBapHCTBa iM. UleBuenKa JIBIB 1912 T. 30, 31 — 2.
— 3HaAoón AO yKpaiHCbKoi AOMOHOJiborii. ETHorpaij). 36ip — HHK. JlbBiB T. XV., XXIII. — IV.
E. Hoffmann. Krayer Volkskundliche Bibliographie Strassburg Berlin 1919 — 1927.
Fr. St. Hock — Die Vampyrsagen in Forschungen zur neuren Li — teraturgeschichte herausg. Fr. Muncker B. XVII. Berlin J900
M, Hófler. Das Spendebrot bei Sterbefallen in Globus B. 80
S. 91.
— Gebildbrot bei Sterbefallen in Archiv. f. Anthropologie
N. Folgę VI. 91. ff.
— Sankt Michaelsbrot Die Hedwig sohlen. Die Knaufgeback Zeitsch. Volkskunde Berlin XI. 193, XI. 455, XII. 430.
— Das Sterben in Oberbayern. Am Urquell 1891 Ii., 90, 102 — Allerseelentagsgebrauche. Beilage (Miinchener) Allg. Zei — tung 1901. N. 271-2.
— Allerseelengebacke Zeitschrift fur ósterreichische Volks — kunde Wien 1907 XIII.
B. Hoff, Początki Wisły i Wiślanie Wędrowiec Warszawa 1888 XXVI. 184.
J. L Holudy. Rastlinne domace lieky a povery slovenske. Na — rodopisny Vestnik Cechoslovensky red. J. Polivka. Praha 1921 XV 68-96.

324
Homeyer. Der Dreissigste. Berlin 1864.
J. Hoops. Reallexicon der germanischen Altertumskunde Strass — burg 1911 — 19 I. — IV. Totenbestattung.
H. K. ryA3iii. nperrie WHBOTa u CMGPTM i HOBHH yKpaHHCbKiii ero
cnricoK. PyccKifi (jjHJiojiof. BhCTHiK 1910 T. 64 str. 317 — 336.
Hvezda. Praha 1863 str. 61.
I.
J. F. Ingler. Nachricht von den Beerdigungen Luneburg 1757.
J-
I. O. Jancewycz. Zu „Rot und Tod“ von Friedrich Duhn. Archiv
fur Religionswissenschaft 1908. IX. 1 — 24.
Sz. Jastrzębowski. Życie zagrobowe i legenda o Matusinej duszy Wisła 1891 V. 865.
— Przyczynek do Sabałowej bajki i Matusinej duszy Wisła 1895 IX. 118.
Xp. flunryjKUHCKifi. Manopycckia ripniHTarrin Ha A ywepniHMH. KieBCKaa CrapiHa 1888. I. 11 — 16.
— OcTaTKH HSbmecKHK oópn^uB MajiopycKOM norpeóeiiiH KieBCKan C/rapima 1890 I. 130 — 2 i ETHorpatj). Oóo3peHie 1898. T. 38 CTOp. 93 — 5.
J. Jaworskij. Siidrussische Vampire Zeitschrift f. Volkskunde
Berlin 1898 VIII.
— Omne vivum ex ovo Kijów 1909.
A. L. Jellinek. żur Vampirsage in Zeitschrift des Vereins f. Volkskunde 1904 XIV.
A. R. Jennewein. Der Dorffriedhof u. die Allerseelenfeier im Gebirge. Neue Tiroler Stimmen. Insbruck 1898. N. 247.
A. Jeremias. Die babylonisch assyrischen Vorstellungen von Le-
ben nach dem Tode Leipzig 1887.
Chr. Johansen. Totengebrauche. Am Uręuell 1892 III. 299 — 300 — Die nordfriesische Sprache Kieł 1862.
Ludwik z Pokiewa (Jucewicz) Litwa Wilno 1846 str. 1“, 293.
K.
B. Kahl. Die Graber der Wochnerinnen Mitteil. Schles. Volks-
kunde 1905 VII. 59.
— Seele u. Kerze in Hessische Blatter ftir Volkskunde Leipzig VI. 9.
— Ober Steinhaufen insbesondere auf Island Zeitschrift des Vereins ftir Volkskunde Berlin 1902 XII.
Kaibler. Die Leichenbretter Globus 1891, B. 59 S. 184.

325
Fr. R. Kaindl Jfidischer Todtenglaube in Rumanien Leipziger Zeitung 1893 Beilage 274.
— Totenhochzeit. Zeitschrift des Vereins fur Volkskunde. Berlin 1907 S. 320.
— Die Seele u. ihr Aufenthaltsort nach dem Tode im Volksglauben der Ruthenen. Globus 1895. T. 67 N. 23. str. 357.
J. Kallenbach. Tło obrzędowe Dziadów. Rok Mickiewiczowski, Lwów 1899.
— Ponowne wydanie w zbiorze: Czasy i ludzie Lwów 1905 str. 87-133.
O. Kałużniacki. Ober den Ursprung des Dritten, Neunten u. Vierzigsten im Totenkultus der heutigen Griechen, Sla — ven u. Rumanen. Tatigkeitsbericht der philolog. Gesell — schaft Universitat Czernowitz 1908 7/XI.
J. Kantor. Czarny Dunajec. Materjały antrop. 1907 IX. “1
V. S. Karadzić. Wiara w czarownice u Serbów Wędrowiec War
szawa 1891 str. 489.
K. Karczmarczyk. Ze starych aktów, Lud 1910 XVI. 49.
J. Karłowicz i. Gaidoz L obole du mort Melusine X. 56 ff. 1“ ff.
J. Karłowicz. Deska grobowa Lud X. 16.
— Pamięć o zmarłych Wędrowiec 1891 JI. str. 66.
J. Kibort. Ostatnie chwile życia Żmujdzinów. Wisła 1903 XVII. str. 573.
E. Kierski. Tygodnik i lustr. Warszawa 1861.
O. KncifleBcka. rioxopoHHi 3Buuai B ToBMawtcy, ETHorpacjb — UHnił 36ipHMK 1912 XXXII.
M. Klapper. Irrlichter u. Seelenglaube in Mittheilungen des nordbóhmischen Excursionsclub. XVIII. S. 310 — 20.
— Die arme Seele. Leipa-er Zeitung 1895 Mai.
H. Klein. Kult śmierci na Węgrzech. Wędrowiec Warszawa 1884 XXII. 404.
R. Kleinpaul. Die Lebendigen und die Toten im Volksglauben Religion u. Sagę Lipsk 1898.
J. P. Kleiweg de Zwaan: Janus. Archives internationales pour histoire de la Medicine Leyde 1913 XVIII. 455.
W. Klinger. Jajko w zabobonach ludu. Rozprawy Akad, umiej.
wyd. filoz. hist. Kraków. T. XXX. str. 1 — 161.
— TKnBOTHOe BT> aHTMMHOM-b H coBpeM. cyeBtpiu KieBi> 1911.

— Do wpływów starożytności na folklor. Lud 1909 XV str. 24.
Seb. Klonowicz. Roxolania Cracoviae 1583 przekład L. Kondratowicza w Bibliotece przekładów łacińsko-polskich. Wilno 1851 — 2.

326
K. Knauthe Am Urquell 1891 II 67.
— Steinaufhśiufungen Am Urquell 1894 V. 235.
J. Koczwara. Wierzenia. Lud 1911 XVII. 63 — 4.
R. Kóhler. Das Hautversaufen. Am Urquell 1896 VI. 123.
Franz Friedrich Kohl. Todtenlieder aus Oberfróschau bei Znaim około 1900.
O. Kolberg. Lud I. in
K. Kolbuszowski. Materjały z Zaborza pow. Rawski Lud. Lwów
1896 II. 162.
J. Kolessa. Urodziny i pogrzeb ludu ruskiego w Zbiorze antrop. 1889 XIII. “7.
E. Kołodziejczyk. Zwyczaje ludu kaliskiego. Lud 1909 XV. 102. — Z Andrychowa. Lud 1910 XVI. 80.
M. KojiOMMu^eHRO rioxopoHHi 3Bmai’ B ceni npoxopax Heprm — riBCKoi ryóepHl. ErHorpacj) 36ipHHK 1912 XXXII 393, 394, 396.
J. Kopernicki. Z Jurkowszczyzny. Zbiór antrop. 1887 XI. 196. — Śmierć i pogrzeb Serbów. Ateneum. Warszawa 1889 III. 392.
J. Korab. Święto zmarłych. Ognisko. Warszawa 1903 II.
H. KopoSKa. MaJiopyccKasi cKa3Ka oói> ySieiiiu cTapHKo&b. )KHBan crapnHa 1908 XVII 155 — 8.
Wł. Kosiński. Etnograf, z Galicji. Materjały antrop. etnogr. Kraków 1904, VII. 18.
— Jajko w trumnie. Lud 1909 XV. 356.
A. KoTJiflpeBCKiii. O norpeóajibHbixi> oSbinarat Ji3biqecKnxi> Cna
Briirb 1868 Przedruk w 3. tomie ConnHeHiir, CóopHMKi, i t d. pyccK. H3biKa H cnoBi>. Umnep. Arra^eM. Hayx neTep — óyprb 1891 T. 49.
Fr. Koszak. Nemoc, smrt a pohrzeb na Rokycansku. Czesky lid Praha 1899 str. 194.
B. M. Ko3apnmyK B „Hayui“ Wiedeń 1889 XVIII
K. Kozłowski. Lud Warszawa 1867 str. 198, 260, 376. Krankheit u. Tod auf der Insel Tama. Vólkerschau Miinchen
1901 — 2.
II, B. UBaHOBt. KpaTKiił o<repKT> BO33p%Hiń KpecTHHCKaro Hace — neHin Ha nyiny H Ha 3arpoóHyio XH3HB. OTwen> 1887.
Fr. Krauss. Rzucanie gałęzi lub kamieni na grób mordercy lub zabitego. Mitteilungen der Wiener anthropol. Gesell. 1885.
Fr. S. Krauss. Der Tod in Sitte, Brauch und Glauben der Siidslaven.
— Zeitschrift des Vereins fur Volkskunde red. K. Wein — hold Berlin 1891 I.
G. Krek. Einleitung in die slavische Literaturgeschichte. Graz 1887 II. wyd.

327
E. Kiick. Alte Trauentracht der Liineburger Heide Zeitschrift des Yereins Volkskunde Berlin 1902 XII.
J. Kukutsch. Ober die laudatio funebris bei den Rómern. Wien 1889.
II. Kyjiiui Baóyca 3 Toro CBiTa, Ka3Ka npo noMepaiif Aymi (3 3anHCOKi> o IOJKHOH Pycń IleTepóyprb 1856/7 i 4nTaH — xą pycKa 1. JIbBOB7> 1871. str. 120-5.
Kurjer lwowski 9 lutego 1917 N. 69. (Mięso z trupa).
S. Kurz. Todtenwache bei den Hienzen. Ethnologische Mittei
lungen aus Ungarn Budapest 1895 IV.
Kuster. Alttagglauben aus Schlesien. Am Urquell 1892 III.
3. Ky3enH. yKpatHci.Ki noxopoHHi 3BH’iai i OÓPHAH ETHOTpr^ii — HHM 36ipHHK. JlbBiB 1912 T. 31-2 str. “6.
— nocDKerme i 3aóaBH npn Mepnl 3anncKn nayK. TOB. HM. — IIIeBneHKa T. 121-2
— IloxopoHHi 3BHuai y CaMymnni ETHorp. 36.1912 XXXII. 365.
L.
E. Labatut Les funerailles chez les Romains. Paris 1878.
Langlois. Essai sur les dances des morts 2 tomy Rouen 1851. D. F. Lehmannus. De nummis sepulchral. 1709.
Lemcke. Mordkreuze im Pommern in Monatsbl. d. Gesell. f. Po — mmer. Gesch. 1891, S. 24.
Lemke. Seele u. Licht im Padagog. Archiv. 1905 S. 719.
T. Lenartowicz. Zachwycenie (letarg). Poezje Lwów 1876.
H. Lew. Uroczystości pogrzebowe w pobiblijnym Judaizmie. Izraelita 1879.
— Śmierć i obrzędy pogrzebowe u Żydów. Izraelita Warszawa 1899. Nr. 17 — 23.
F. Liebrecht. Ein alter Brauch (Graber) in Philologus Góttin-
gen 1863. S. 378.
T. Lipiński. Dawne obrzędy pogrzebowe wodzów polskich. Biblioteka warszawska 18“ I.
J. Lippert. Christentum, Volksg’auben u. Volksbrauch Berlin
1882 str. 390.
K. Lohmeyer. Z roczników kolegium Jezuickiego w Rydze
z 1606 r. w Mitteilungen der Lithanischen Gesellschaft Heidelberg 1893 III. 393.
J. Lovesanyi. Der Tod im Glauben u. Brauch der Slovaken. Ethnologische Mitteilungen aus Ungarn, Budapest 1896 Band V.
Ł.
H. Łopaciński Zwyczaj ocalania skazanego na śmierć przez dziewicę. Wisła 1905 XIX. 274, “1 — Zob. Studjum Dr. Barwińskiego w Kwartalniku historycznym lwowskim.

328
Lud red. A. Fischer. Lwów 1895 — 1927 I. — XXV.
J1 JIHTBHHOBI.. Kant canojin B’Ł CTapnnij CTapbixt jnosefi Ha jiyóoKK KieBCKaa OrapHHa 1885 VI 354-6.
JJ. JlenKMH. rioxopoHHbift 3BbiMafi n oópnflbi y Hamaro Hapoay 3opn 1883 N. 1 ff.Tenże, tamże 1890 N. 10 i 1892 N. 18.
Wł. Łoziński. Życie polskie w dawnych wiekach. Lwów 1912.
J. Łukaszewicz w Obrazie hist.-statyst. miasta Poznania. Poznań 1838.
Łzy po zmarłych wywołują ich z grobu. Etnograficznyj Zbirnyk Lwów 1912. T. 31 — 2 str 163.
Z pamiętników A. M. Przyjaciel ludu. Leszno 1845 XII.Nr.17-8
M.
K. Magierowski. Przyczynek do wierzeń ludowych. Lud 1897 III. 1“-5
Maksonowa Dusza po śmierci. Lud 1905 XI. 316.
J. Maeletius De sacrificiis et idolatria veterum Borussorum Ad Georgium Sabinum druk 1551.
A. H. MajiHHKa. Maaopycckie oópnflu, noBtpin u aaruiaHKH npir
noxopoHaxi>. ETHorpacjjmecK. 06o3ptHie 1898. III.
B. Malinowski. Totemizm i egzogamia. Lud 1912 XVIII. 49.
— Wierzenia pierwotne. Kraków 1915.
Alexios von Maltzew. Begrabniss Ritus und einige altertiimli — che Gottesdienste der orthodox-katholischen Kirche des Morgenlandes (Deutsch und Slawisch) Berlin 1898 1 — II.
L. Mandl, Theraphim Am Urąuell 1894 V. 92
— Verstorbene ais Leidenableiter Am Urquell 1896 VI. 36-7.
J. Marquerie. Le deuil, histoire, reglements, usages, modes d’autrefois et d’aujourd’hui. Nantes 1877.
P. Martinieres Voyage des Payis Septentrionaux Paris 1671.
Maspero Die Bestattung des Psaru. Deutsche Revue 1890. No — vember.
Materjały antrop. etnograf. Kraków 1896 I. i nast.
MaTepńuiH AOykpalHCbko pychKOl eTHOAborii JlbBiB 1899Iinast.
I. Mauritius. Korte Verhandeling in Begrafnissen Amsterdam 17“.
S. Meier. Volkstumliches aus dem frei — u. Kelleramt im Schweiz. Archiv. Volkskunde 1903. VI. 241 — 56
E. H. Meyer Deutsche Volksunde. Strassburg 1898.
— Mythologie der Geimanen. Strassburg 1903.
Meiners. Allgem. Kritische Geschichte der Religion. Hannover 1807 II. 705.
O. MHxańAeubKHił. rioxopoHHi 3BHnai ETH. 36ip. 912. XXXII. 303.
A. Mierzyński. Źródła do mitologii litewskiej. Warszawa 1892.
H. — II.

329
P. Miklavec. Zwyczaje ludu słoweńskiego. Lud 1902 VIII. 348. Mitteilungen zur jfidischen Volkskunde I. i nast.
Mitteil. Der schles. Gesellschaft ftir Volkskunde 1900. i nast. Ober Totenbretter.
T. Mleczko. Świat umarłych Lud 1902. VIII. 48.
— Chleb. Lud X. 1904.
L. Młynek. Tło obrzędowe Dziadów Kallenbacha. Lud VI. 201.
— Lud 1900 VI 205.
— Pieśni z Wadowickiego. Lud 1903 IX. 404.
E. Mogk. Mythologie in Paul Grundriss der germanischen Phi — lologie. Strassburg 1906. Tom III. str. 263.
Mogiły z chrustu i kamieni.
R. Andree Etnograph. Parallelen 46 — 8 Liebrecht Zur Volkskunde 267 in.
K. Weinhold. Altnordisches Leben 474 in.
Fr. Krauss. Mitteil. der Wiener anthropolog Gesellschaft. 1885 Verhandl. d. Berlin, anthrop. Gesellschaft 1894 p. 254. Zeitschrift f. Ethnolog. 1888 p. 282.
Zeitschrift f. Vólkerpsychologie XII. 239, 309.
Zeitschrift f. óster. Volkskunde I. 296 111. 3.
Am Urquell 1. 121, IV. 15, 53, 173 V. 235 VI. 220.
Schwally Leben nach dem Tote d. Juden p. 52 in. Prikloński-Krauss Schamanentum der Jakuten 1887.
O. Baumann. Durch Massailand zur Niląuelle p. 207.
— o —
J. Mooney Funeral customs of Ireland. Philadelphia 1888.
B. Mórner. Tinara. Die Vorstellungen der Naturvólker vom Jenseits. Jena 1924.
K. Moszyński. O źródłach magji i religji. Przegl. filozoficzny
Lwów 1925.
Fr. Mroczko. Pogrzeby. Przegląd literacki 1883.
B. Munkacsi. Volkglauben der Wotjaken. Am Urquell 1893 IV. 193 — 60.
Muret. Ceremonies funebres. Paris 1679.
M. Murko. Das Grab ais Tisch. Wórter und Sachen Zeitschrift
heraus. R. Meringer Heidelberg 1910 II. 1912.
A. MycHHOBm. rioxopoHHi 3BHKai B cejii Ei>KOMJii EmorpacJ).. 36ipHHK 1912 XXXII 382.
O. Mnxaft^eubKHH. rioxopoHHi 3BHuai i oSpa/rn: Emorp. 36ipH. 1912 XXXII 3“
— TojiociHHa ETHorp. 36ipHHK TOB. IHeB«ieHKa JIŁBIB 1912 T. XXXI CTp. 24-5
— IloxopoHHi SBMuai i oópjijiH B cem TpocuHHui CHSTHH“ CKoro noB. ETHorp. 36ipHHK JltBiB 1912 XXXII 306.

330
B. n. MnjiopaAOBHHii HapoAHie oSpjmbi H rrŁcHH JlyóeHCKoro y-fe3Aa, ricuiT. ryć. CSopHUKi. HCT. $HA. OómecTBa XapKOBi> 1897 X. 1 — 223.
— 3aM-bTKH o MaAopyccKoił AeMOHOJiorin. KieBCKan Grap. 1899. 5. 66. VIII. 196 — 209. IX. 379 — 400.
N.
T. Narbutt w Dziejach narodu litewskiego. Wilno 1835 I. 356 i in.
J. Negelein. Die Reise der Seele ins Jenseits. Zeitschrift des Vereins fur Volkskunde. Berlin 1901 B. XI.
— Das Pferd im Seelenglauben und Totenkult Zeitschrift des Vereins f. Volkskunde. Berlin 1901 XI. 1902 XII.
— Der Tod ais JSger u. sein Hund in Zeitsch. Vereins f. Volkskunde. Berlin XIII. 257 in.
— Der Individualismus im Ahnenkult in Zeitschrift f. Ethnologie 1902 S. 49 in.
— Macedonischer Seelenglaube und Totenkult. Zeitschrift des Vereins f. Volkskunde. Berlin 1904. XIV.
W. Nehring. Altpolnische Sprachdenkmaler Berlin 1887.
P. Niklovec. Zwyczaje ludu słoweńskiego. Lud 1902 VIII. 348.
M. P. Nilson Das Ei im Totenkult der Alten. Archiv fiir Reli — gionswissenschaft 1908 XI. 530 — 46.
Noworocznik dla płci pięknej. Warszawa 1833. „Rzeczy o śpie-wach ludu“.
M. O. W noc zaduszną. Biesiada literacka. Warszawa 1902.
O.
Obrzęd pogrzebowy u dawnych Żmudzinów. Przyjaciel domowy 1851 str 3.
O. OxpMMOBMniBHa. TOAOCiHHH B BOAOCHHIli. ETHorparj). 36ipHHK TOB. UJeBueHKa JlbBiB 1912 31. CT. 24.
— IloxopoHHi oSnuai i oópaAn CKÓibCKoro nOBiTa. ETHorp. 36ipHHK JlbBiB 1912, XXXI 229.
Oldenberg. Vedische Untersuchungen in Zeitschrift der deut — schen Morgenlandischen Gesellschaft B. 50 i inne tomy tego pisma.
FI. OpeBCKifi. Oóbiqaił yMbiBaTb pyKH IIOCTIL norpeóeHin yMep — uiHX’b. IlpnSaBneHie KT> HenuroBCK. 3napx. H3BLcTiHMb 1868. N. 10.
— OcnHa (OcHKa) BT» BipoBaHiHX’b Ha BonbiHL KieBCKan CrapHHa 1898. T. 62. crp. 6 — 9.
A. OHHiuaK. IloxopoHHi 3BHHai i oópHAH y XapKOBi Eraorp. 3óip. JlbBiB 1912 XXX. 325 i inn.

331
M. P. Obrzędy pogrzebowe w Indjach. Wędrowiec. Warszawa 1888 XXVI 308.
P.
M. riauoBCKMft. HapoAHHft noxopoHHnił oSpsa Ha Pycn. 3BlT. aK3A — yKp. riMHa3. 3a piK 1902|3 JlbBiB 1903.
Palec umarłego, z jego tłuszczu, świeca pomocna złodziejom, literatura ruska i obca:
ETHorpa4>i«rHHH 36ipHHK JIBBIB 1912 T. str. 188, 182, 31 — 2, 163.
Pamięć o zmarłych. Poszukiwania. Wisła. Warszawa 1887 I. i nast.
Pamiętnik polityczny i historyczny. Warszawa 1783 1.
O. Panvinii. De ritu sepeliendi mortuos. Frankfurt 1717.
W. Peiter. Das Leichen und^Trauer essen im Deutschbóhmischen Mittelgebirge. Zeitschrift fur ósterreich. Volkskunde. Wien 1898. T. IV.
T. nepeńMa. rioxopoHHi 3BH<iaT B PonHgi pyciriii. EmorpacJ). 36ipHHK JIŁBIB 1912 XXXI, 207.
J. Perles Die Leichenfeierlichkeit im Nachbiblischen Judentume. Eine archaeologische Studie. Breslau 1861.
A. Petrów. Lud dobrzyński. Zbiór antropol. Akademji umiejęt. Kraków 1878 II.
Fr. Petrucci. Pompę funebri di tutte le natione. Verona 1646.
A. rieTpymeBmt. JIUHCBIICTH ’lecKo-HCTopmiecKić. JInTepaTyp. CóopHHKt raanHKO-pyccKoft Maraubi 1887. 25-81.
Pfeiffer’s. Germania 1867. S. 284 — 309. Stypa węgierska.
I. Piątkowska. Obyczaje ludu ziemi sieradzkiej. Lud 1898 IV. 419.
— Pamięć o zmarłych — Sobótki i Kołysanki. Wisła 1901 XV. 485, 83 i in.
P. Pierret. Le livre des morts. Paris 1907.
M. Pieper. Die Agiptische Literatur Handbiicher der Kunst und Literaturgeschichte her. O. Walzel. Wildpark Potsdam 1927, Totenbiicher.
Pieśni o sierotach narzekających. Matka w grobie. Wadowice 1886, Wieliczka 1899, Frydek bez roku.
Eiójiiorpatjiifl CMepTH B ETHoracjHmriM 36ipHHKy JlbBiB 1912. T. 31 str. 164 i 176, 182, 193.
Pietzner. Landschaftliche, Friedhófe ihre Anlagen, Verwaltung und Unterhaltung. Leipzig 1904.
St. Piotrowicz. Znachorka. J. Bojczak Lud 1907 XIII. 230.
Br. Piłsudzki. Trąd wśród Gilaków i Ajnów. Lud, Lwów 1912 XVIII. 85 — 6.

332
n n a n K n. PychKi rojiociHfl BiĆJiiorpatjHH B ETHorpa^mHfi 36ipHHK JlbBiB 1912. T. 31, 36, 164 — 5.
Pławienie i śmierć czarownicy na półwyspie Heli 1836 r. Gryf 1910 str. 168 in.
Ks. A. Pleszczyński. Bojarzy międzyrzeccy. Warszawa 1892.
H. Ploss-Bartels. Das Weib, Leipzig 1908 II. 771 — 2.
A. Podbereski. Materjały ludu ukrain. Zbiór antrop. Akademji umiej. Kraków 1880 IV.
Ibn Fadlena Pogrzeb kupca nor m a ń s k i eg o (921 r.) nad Wołgą. Dr. Krek. Einleitung. Slav. Litter str. 426 — 431.
Prof. Hruszewski. Geschichte der Ruthenen I. 335 — 7.
Pogrzeb u ludu czeskiego. Czesky lid. T. IV i in.
Pogrzeb dziecka na Ukrainie. Kłosy 1874 ( 25.
Pogrzeb ks. metropolity Fijałkowskiego. Wędrowiec, Warszawa 1 marca 1883. Rok XXI Nr. 9. str. 120 — 1.
Pogrzeb Ormian tamże str. 817.
J. Polivka. Seit welcher Zeit werden die Greise nicht getotet? Zeitschrift des Vereins fur Volkskunde. Berlin 1898 str. 25-9.
— Neplać po neloźticich. Narodopisny vestnik ćesko-slo — vansky. Praha 1911 VI 207,
— Z drobne mitologie slovanske o hospcdarićkovi. Naro-dopisny Vestnik Ceskoslovansky. Praha 1915 str. 53 i n.
A. H. Post, Bausteine 1 352.
Prace w języku ruskim o zwyczajach i wierzeniach ludu ukra-ińskiego odnoszących się do śmierci i pogrzebu wydali Wasylew, Jaszczurzyńskyj, Jastrebow, i Litwinowoj.
T. Preuss. Die Begrabnisarten der Amerikaner u. Nordasiaten. Dissert. Kónigsberg 1894.
Prikłoński. Totengebrauche bei den Jakuten. Globus 1891 B. 59. S. 81.
Pruski (Z. Gloger). Obchody weselne. Kraków 1869 (część I, druga nie wyszła).
R.
Rablinowicz. Der Totenkultus bei den Juden. Frankfurt 1889. Radde. Die Chewsuren. Cassel 1878.
L. Radermacher das Jenseits im Mythos der Hellenen.Bonn. 1903
M. Rastrelli. Storia di riti funebri. Firenze 1784.
O. PaKOBa. rioxopoHHi 3BHnai B ce;ii Papama. EiBorpad). 36ip — HHK 1912 XXXII. 340.
E. Rautenberg. Das Verbrennen und Begraben Hamburg 1885. A. Renk. Der Tod in den Alpen. Insbruck 1900.

333
G. Revesz. Das Trauerjahr der Wittwe. Zeitschrift vergleich. Rechtswissen. T. XV.
D. Ridder De Fidee de la mort en grece classique Paris 1883.
O. Rieder Todtenbretter im bairischen Walde. Zeitschrift fur
Kulturgeschichte Weimar 1895 B. II.
E. L. Rochholz. Das Allerseelenbrod. Germania red. Pfeiffer.
Wien XI. 1-29. por. V. 69 — 94.
E. Rohde. Psyche Seelenkult der Griechen 3 Aufl. 1903.
M. Rósler. Totengebrauche aus der Gegend Friedland u. Dit — tersbach in Bóhmen. Am Urquell 1893 IV. 280.
Royer. Les rites funeraires aux epoques prehistoriąues. Revue d’ anthropologie 1876 111.
J. Rozwadowski. De mortu prologus. Materj. i prace komisji język. Akademji umiej. Kraków I. 177 — 206.
S. Rubin Leben und Tod aller Vólker Kraków 1898 (po hebrejsku). E. Rulikowski. Zapiski Ukrain. Zbiór antropol. Akad, umiej. Kraków 1879 III.
G. Rzączyński. Historia naturalis (Sandomierz 1721).
Z. S. Dalsze przyczynki do etnogr. Wielkopolski Mat. ant. 1912X11.41.
A. Saloni. Lud łańcucki. Materjały antrop. Kraków 1903 VI.
— Lud rzeszowski Mat. antr. Kraków 1908 T. X. 126.
Samobójcy. T — Ta^bKa. O noBicejibHHKax ITA. Hayira KOJIOMHH 1874 cTp. 315
1. OpecTb JleBmjKifi. Kaut OTiiocmiuch y Hach BT> CTapHHy KT> caMoyóiiic IBL. UreHin Bi>ncTop. Hecropa jrbTOnwcua. KICBT. 1891 V. 5 — 6. ySiuija KieBCKan CrapriHa 1901 CTp. 199 — 205. CTapMHHŁIH B033ptHisi Ha CaMOyÓiUCTBO KieBCKaH CTapHHa 1891 XII. 345 — 60. H. BjiHKOBCKiii.
Samter. Antike u. moderne Totengebrauche in Neue Jahrbucher ftir klass. Altertum Leipzig 1905 XV. 34.
I. CaHflyjiflK. IloxopOHHi 3BH«rai’ i oópnztH CHHTHHCKOFO noeiTa ETHOfp. 36ipHHK 1912 XXXII. 325.
P. Sartori. Todansagen. Zeitschrift des Vereins fur rhein — u.
westfal. Volkskunde B. I. 36 — 54
— Die Sitte der Alten und Krankentótung Globus 1895
T. 67 1. 107-111.
— Sitte u. Brauch. Lipsk 1910 — 19“.
— Die Totenmunze. Ersatzmitgaben an Tote Archiv. f. Reli — gionswissenschaft II. 205 ff. V, 64 ff.
— Feuer undLichtim Totengebrauche Zeitschrift Vereins f. Volkskunde Berlin 1907 T. XVII. 361-386.
— Das Wasser in Totengebrauche. Zeitschrift des Vereins ftir Volkskunde Berlin 1908 T. XVIII.
— Speisung der Toten. Jahresbericht Gymnas. Dortmund 1902/3,

334
F. Schadler. Ober das rómische Begrabnisswesen Landau 1888.
O. Schell. Ober den Zauber mit dem menschlichen Kórper. Am Urąuell 1892 III. 210. Das Sterbestroh im Bergischen. Am Urąuell 1896 VI 201.
— Todvorbedeutungen Am Urąuell Neue Folgę I. in.
B. Schiffer. Todtengeschichte bei den Polen Am Urquell 1892 — Todtenfetische bei den Polen Am Urąuell 1892 II. i 1893 III.
— Zur Volkkunde der palMst. Juden Am Urąuell 1894V. 264 W. B. Schindler. Der Aberglaube des Mittelalters Breslau 1858 str. 222.
W. P. Schmidt. Der Ursprung der Gottesidee Munster 1926.
J. Schnaider. Z kraju Hucułów Lud 1899 V 3“ — 5.
— Lud Peczeniżynski. Lud 1907 XIII. 107.
— Z życia górali nadłomnickich Lud 1912 XVIII. 213.
E. Schnippel. Leichenwasser in Ostpreussen Zeitschrift Volks — kunde. Berlin 1910 XX.
O. Schrader. Sprachvergleichung und Urgeschichte. Jena 1906
— 7 I — II.
— Totenhochzeit Ein Vortrag gehalten in der Gesellschaft fur Urgeschichte zu Jena. Jena 1904.
L. Schroeder. Totenbretter bei Esthen Mitt. antrop. Gosell. Wien XXIX.
W. Schulenburg. Wendisches Volksthum. Berlin 1882 str. 164.
W. Schulenburg u. R. Andree. Trudensteine Zeitschrift des Ve — reins fur Volkskunde. Berlin 1905 XV.
G. Schuller. Volktumlicher Glaube und Brauch bei Tod u. Be-
grabnis im Siebenbiirger — Sachsenlande SchSssburger Gy — mnasial Programm 1863 — 1865.
P. Schullerns. Glaube und Brauch bei Tod und Begrabnis bei
Rumanen. Zeitschrift d. Vereins f. Voikskunde. Berlin 1912. B. 22.
E. Schneeweis. Die Weinnachtsbrauche der Serbo — Kroaten Wien 1925.
O. Schwebel. Der Tod in deutsch. Sagę u. Dichtung Berlin 1876.
— Tod u. ewiges Leben im deutschen Volksglaoben. Min — den 1887.
P. Sebillot. Le paganisme contemporain ches les peuples celto-
latins. Paris 1908 p. 250.
— Le folk-lore de France I — IV. Paris 1907.
W. Seelmann. Die Totentónze des Mittelalters in Jahrbuch des Vereins ftir nieder — deutsche Sprachforschung B. XVII (Sonderabdruck Norden 1893).
B. W. Segel. Wierzenia i lecznictwo Żydów. Lud 1897 III 54.
W. CeMMHK. nOXOpOHHi 3BHUai B Xo/IMIHHHi E-rorp. 3ÓipHHK 1912 XXXII 389.

335
Chr. Sęwffeit. Disputatio de nummis defunctorum. Lipsk 1709.
Sexau. Der Tod im deutschen Drama des 17 u. 18 Jahrh. Bern 1906.
Ks. W. Siarkowski. Materjały z Kielc w Zbiorze antropolog. 1879 III. 13.
— Materjały z okolic Pińczowa w Zbiorze wiad. antrop. 1885 IX 31.
W. Sieroszewski. Wśród Jakutów. W jęz. rosyjskim i polskim.
H. Sints. Jenseitsmotive im deutschen Volksmarchen Teutonia Leipzig 1911.
P. Skarga. Żywoty świętych. Wiedeń 1842 I — 11.
K — Skrzyńska. Kobieta w pieśni ludowej. Warszawa 1881.
— Wieś Krynice. Wisła 1891 IV 99.
G. Slevogtus. De sepulturis imperatorum Jena 1722.
Śmierć, pogrzeb, umarli, zaduszki.
Przegl. liter 1883 Nr. i 3 — 1884 Nr. 13 in.
H. Frieschbier Ostpreus Volksglauben Am Urdsbrunnen I — VI Gaz. lwów. 1896 Nr. 252, 1890 Nr. 252.
Biesiada literac. Warsz. 1902 p. “ (Zaduszki).
Kłosy 1886 II 294.
Gazeta Kaliska 1900 Nr. 241 (gwiazdy padające!.
Echa płockie 1898 Nr. 4.
Kurjer wileński 1861 p. 856.
Rocznik krakowski I 75 — 89.
Rozmaitości Dod. Gazety lwów. 1836 str. 217.
Przyjaciel domowy 1851 p. 151 — 331.
Tygodnik polski 1820 I 49 — 68 o pogrzebach.
Przyjaciel ludu 1846 I 53 — 8.
Gazeta lubelska 1893 Nr. “9 i 230.
Muzeum domowe 1835 p. 82.
Tygodnik ilustrowany 1862 p. 170.
Dziennik polski Lwów 1860 Nr. 170 — 1.
K. W. Wójcicki Mór. Orędownik 1840 p. 57.
— Powietrze. Przyiaciel ludu 1840 II 238.
Lud 398. 58, XIV XVI
Tygodnik polski 1820 I 49.
Tydzień piotrkowski XII 45.
Gazeta kaliska 1901 Nr. 251.
Zdrowie 1901 str. 23.
Kłosy tom I 29.
Bibljoteka warszawska 1841 II 649.
Opiekun domowy 1865.
Głos narodu 1912 Nr. 250.
Gazeta radomska 1893 Nr. 62.

336
Wędrowiec 1891 II 66, 1899 I 463, 1897 p. 898.
Wisła III 607. XIV XIV 188, XVI 302, XVII 361, 99, Przegląd katolicki 1893 Nr. 2.
Gazeta codzienna Warszawa 1855 Nr. III.
Czyt. niedz. 1856 Nr. “.
Kurjer warszawski 1893 Nr. 302, 1885 Nr. 303, 1879 Nr. 246, 1884 Nr. 305, 1883 Nr. 286.
T. Smoleński. Dzień zaduszny Frażera. Lud 1906 XII 271. Rzucanie ziemi na trumnę. Szkółka niedziel. 1839 str. 206. Vogt. Mitteil. Schles. Gesel. Volkskunde 1895 — 1896
— o
G. Smólski Ze zbioru podań kaszubskich Lud 1902 VIII 300. Waldemar Sonntag. Die Totenbestattung, Totenkultus alter und neuer Zeit und die Begrabnisfrage Halle 1878.
Sonny. Rot im Totenkult Archiv fiir Religionswissenschaft 1906 IX.
M, CocoHOBrWb. Kt Bonpocy o 3anaAH0t BJiinnin Ha cnaBHHc — Kyro no93no. BapniaBa 1898.
— HbCHH U CK33KH O JKeHMX’L MepTBeuL. BapmaBCKiH YHH — sep. HBBfccTin 1890 N. 2 — 3.
Ist die Entwicklung des Gottesopfers aus Totenspenden von H. Spencer erwiesen? Vólkerschau Mtinchen 1901 I.
G. Spiess. Entwicklungsgeschichte der Vorstellungen vom Zu — stande nach dem Tode. Jena 1877.
Spinner. Totenrufen der Juden. Am Urquell 1891 II 112.
Z. St. Z nad Buga. Lud 1897 III 28.
M. Stadler von Wolffersgrun. Der Totenkultus bei den alten Vólkern im Programm des Real u. Obergymnasium in Feldkirch 1890 — 1, Programm. Feldkirch 1893.
Starożytności polskie. Poznań 1842 str. 169.
K — Steinen. Unter den Naturvólkern Centralbrasiliens. Berlin 1894.
V. Stenin. Vorstellungen des russischen Volkes vom Tode. Glo-bus 1891. B. 50. S. 236.
O. Stoli. Das Geschlechtsleben. Leipzig 1908.
Fr. Stolz. Das Totenbrett, ein Uberrest des bajuwarischen Hei — dentum. Zeitschrift fiir ostreich. Volkskunde Wien 1906 XII 113.
A. Strazyn. O poćte zemrelych u pohanskych Slowanu. Obzor Praha 1893.
M. Stryjkowski. Kronika polska, litewska, żmudzka. Królewiec 1582.
A. Strzelecki i H. Wodecki. Do deski grobowej. Lud X 129.
J. Sulisz. Zapiski etnogr. z Ropczyc. Lud 1906 XII 62.
M. CyMueBt. KyjibTypH-bfi nepejKHBaHin KieBCKaa CrapiiHa 1889. XXVII. 318 — 20.
Porównaj: KieBCKan CrapiiHa 1874. T. 47 str. 492 — 3 i tamże 1902 T. 78. str. 108 — 10.

337
KyjmyHŁi BiAbMbi u yiibipn. C60PHHKI> xapKOBCK. HCT. ipH-nojior. OóujecTBa 1891. 1’1. 229 — 10.
— MaJHOHKH 3 JKMTH yKpaiHKOrO CJIOBa. XapKOB 1910.
T. CBemiiuKHH. noxopoHiie rojiocimie i nepKOBHO-pejiirifiHa noe3i« 3anHCKn HayK. TOB. IM. lUeBueHKa JlbBiB 1910. T. 93 — 4 str i nast.
fIoxopoHHi rojiociHHH. ETHorp. 36ipH«K BHA. HayK. TOB. IM. UleB^eHKa. JlbBiB 1912. i nast.
J. Swiętek. Zwyczaje i pojęcia prawne ludu nadrabskiego. (Materjały antropol. 1896 I 343. 1897 11340 — Z nad Wisłoka Lud 1902 VIII 357 — 8.
— Borowa. Materjały antr. 1904 VII 112. — Liczby 3 i 9. Lud 1905 XI 378.
n. <5. IHeiłH. MarkpH.Hn noxopoH. CóopHmch Ana^;. IleTepOypr 1890. T. 51.
A Szendrey. Az ósmagyar temetkezes Ethnographia Budapest 1928 XXXIX 1. Altungarische Grablegungssitten „Nepelet“ (Życie ludowe) 1928 Nr. 1
W. Szuchewicz. Huculszczyzna. Kraków 1902 — 1908 I — IV
JI. IUyjibrnHa. HapoAHiił KajieH^ap «r. III. Be/iHK/ieHb. ETnorp. TOB. KHIB 1925.
E. Świeżawski. Djalog pogrzebowy Kadłubka. — Świekrostwo na Litwie 1903. Lud IX 129, 86.
A. B. LHninaijbKiii Kibnut. JlyóoKb BT> HepHiiroBCKofi ry6. BiAOMOCTH 1852 T. 48 str, 539 — 41
T.
J. Talko — Hryncewicz Zarysy lecznictwa lud. Rus. Kraków 1893 LI. TapaceBCbKHii. LIoxopoHHi 3BMHa’f Bi^ropo^cKoro noBiTa. ETHOfp. 35ipHHK 1912 XXXII 417.
Tegg. The last act, the funeral rites of nations II wydanie. London 1878.
H. Theen. Bienenzauber und Bienenzucht. Am Urąuell 1894, V 21 — 3.
H. Theen-Sóby. Bienenzauber. Am Urąuell 1896 VI 21.
Ter Tod. Mitteil. antrop. Gesell. Wien XXXII.
Tod u. Begrabniss. Mittheilungen ćer Niedergander — lausitzer Gesellschaft f. Anthropologie u. Urgeschichte. Liibben 1889.
M. Toeppen Aberglauben aus Masuren Danzig 1867 str. 107.
A. Tomicek. Vira w duchy. Narodopisny Vestnik ćeskoslovansky. Praha 1927 XX 96.
Der Tote im Glaube u. Brauch der Vólker Umfrage. Urąuell Neue Folgę II 108 i n.
Totenceremonien ąuf Tahiti im 18 Jhr. Vólkerschau, illustr. Monatsschrift. Miinchen POI I.
Trauer. Kreuzsteine des sachs. Vogtlandes. Mittheil. Altertums.
Plauen 1891 VIII 57.
„Śmierć*1
22

338
A. Treichel. Uber Reisig u. Steinhaufung bei Ermordetcn oder
Selbstmórdern. Zeitschrift fur Ethnologie Berlin B. XIX. Sitzungsberichte v. 15|XII 1888 S. 568.
— Steinhaufung in Island u. Reisighaufung bei Kal — miicken Zeitschrift fur Ethnologie B. XX. Sitzungsberichte 22 Juni 1889 S. 484.
— Uber Reisighaufung an Mordstellen. Am Urąuell 1893 IV 15 u. ani Urdsbrunnen I 121.
— Reisighaufung und Steinhaufung an Mordstellen. Am Urąuell 1896 VI 220.
Tpy^ti 3THOrpa4imecKO-cTaTncTHHecKOH 9Kciiejrnuin BT> aanajiuo pyccKift Kpafi. lOrosanajmutł OT/TŁ-TŁ, MaTepnjibi coópajrb n. G. MyduHCKiń neTepśyprb 1872 — 8. T. I. — VII (zwłaszcza Oópn^ti n AeMOH/iorifl T. IV.)
E B. Tylor. Cywilizacja pierwotna wyd. J. Karłowicza. War-szawa 1896 do 1898 I — II i Przypisy.
E. Tyszkiewicz. Opisanie powiatu Borysowskiego. Wilno 1847.
U.
S. Udziela. Materjały etnogr. z Ropczyc. Zbiór antropolog. 1886 X 93 XI 33 i XIV 130.
— Świat zmarłych. Wieliczka 1899. (Kwesljonarz).
— Tarnów-Rzeszów. Materjały antrop. etn. Akam. umiej. Kraków 1910 XI 171.
St. Ulanowska. Niektóre niater. etnogr. ze wsi Łukowca w Zbiorze antrop. VII 298 VIII 281.
— Łotysze. Zbiór antropol. Akad, umiej Kraków 1891 XV 257.
B. Ulanowski. Uber die Trauerzeit nach polnischem Recht. Archiv
f. Kathol. Kirchenrecht 1888.
W. Unwerth. Untersuchungen uber Totenkult. Germanische Abhandlungen heraus. fr. Vogt. H. 37. Breslau 1911.
— Untersuchungen uber Totenkult u. Odinverschwórung. Breslau 1911.’
Upiór Vampir. O. Hovorka. Vergleichende Volks medizin I. 425 ff.
M. Urban. Todtenbretter in Westbohmen. Zeitschrift f. óster Volkskunde Wien 1896 I.
Am Urąuell Hamburg 1890 — 6 red. Fr. Krauss I — VI. Neue Fol-gę 1897 i n.
A — ycnencKift. HOXOPOHHIJH nprwHTaHin Emorp. Oóospimie 1892 XIII — XIV.
V.
Die Verstorbenen im Wochenbette Globus 80 Nr. 7.
„ Selbstmórder Globus 76 Nr. 4 i 77 Nr. 7.

339
Narodopisny vestnik ćeskoslovansky Praha 1927 XX 1 — 49.
(Bibljograf. spis prac ludoznawczych tego pisma od I do XX)
D. Viollier. Essai sur les rites funerairesen Suisse Paris 1911. Vix. Die Totenbestattung in vorgeschichtlicher und geschichtli — cher Zeit. Leipzig 1896.
— Die Totengebraiiche Leipz. 1896. Reclam-Bibliothek.
F. Vogt. Mittheilungen der Schlesischen Gesellschaft fiir Volks — kunde 1894 str. 13.
H. Volksmann. Am Urquell 1890 1 121.
Fr. Vollmer. De funere publico Romanorum. Leipzig 1893.
— Laudationum funebrium Romanorum historia. Leipzig 1893.
V. V. Vukasović. Serbischer Totentanz am Grabę. Am Urquell 1892 III 21-2.
Vid Vuletić Vukasović: Usi e riti funebri presso gli Slavi meri — dionali nei tenipi antichi e moderni. Zara 1894 str. 48
W.
J. Wagilewicz-Dalibor. O upjrech a vidmach Czasopis ćeskeho
Musea Praha 1840 III XIV 232 — 261.
— Pogrzeb u Słowian. Bibljoteka warszawska 1841. T. Ii. str. 649-59.
Z. Wasilewski. Jagodne. Warszawa 1889.
E Wasmansdorff. Die religiósen Motive der Totenbestattung bei verschiedenen Vólkern. Wissenschaftliche Beilage zum Programm des kólnischen Gymnasium. Berlin 1884.
— Die Trauer um die Toten bei den verschiedenen Vól — kern. Berlin 1885.
St. Wasylewski. W sprawie wampiryzmu. Lud 1907 XIII 291. M. K. BacHJibeBt w „KieBCKan CTapHHa z 1890. r. T. XXX.
str. 322 — 332., obrzęd zaobserwowany później na Polesiu i w innych stronach. T. AópaMOBi>. llepe>KHTKM Tpynoco — jKJKeniH TKnBan CTapHHa 1906. T. I. OT#. V. str. 2 i HonoaHeHie tamże 1907. XVI. str. 1. HefliJin. JlbBiB 1911.
N. 29-30 str. 8-9.
Fr. Wawrowski. O popielnicach w Przyjacielu ludu. Leszno 1846 XIII 58.
H. L. Weber. Wie man im Bohmerwalde stirbt. Rosegger’s Heimgarten 1895. Juli.
K. Weinhold. Die heidnische Totenbestattung in Deutschland
Sitzungsberichte der Wiener Akademie Philos.-histor. Klasse 1859 B. 29 — 30.
— Sterbende werden auf die Erde gelegt. Zeitschrift des Vereins fiir Yolkskunde, Berlin 1901 B. XI,

340
F. Wereńko. Przyczynek do lecznictwa ludowego. Materjały antropolog, etn. Akademji umiej. Kraków 1896 I 187.
Wernher. Die Bestattung der Toten in Bezug auf Hygiene, geschichtliche Entwickelung und gesetzliche Bestimmun gen betrchtat. Giessen 1880.
S. Weissenberg. Krankheit und Tod bei ben Juden. Globus
T. 41.
E. Wesłowski. Die Vampirsage im rumanischen Yolksglauben. Zeitschrift f. ósterreich. Volkskunde Wien 1910 XVI.
E. Wessely. Die Gestalten des Todes in der darstellenden Kunst. Leipzig 1876.
H. Widmann. Das Todtenbrett. Fremden-Zeitung. Salzburg 1895. Jg. IX Nr. 9 — 11.
A. Wiedemann. Die Totenbarken im Glauben der altenAgyp — ter Globus 1908 T. 94.
— Trinken aus Heiligenschadeln. Am Urąuell 1893 IV 112.
— Aegyptische Totenopfer und ihr Zweck. Am Urquell 1894 V 2 i 41.
Wiener. Uber Erd-u. Feuerbestattung iu Bibel u. Talmud. Ju — disches Literaturblatt 1887 XV1 3 — 8.
Z. Wierzchowski. Z Puszczy Sandomierskiej. Zbiór antropolog. 1890 XIV.
Wilken. Uber das Haaropfer und andere Trauergebrauche Indo — nesiens. Amsterdam 1886 I — II.
Winter. Totenklagen der Letten Globus T. 82 p. 367.
O Wilkołakach zob. J. G. Gadelmann. Tractatus de iraagicis ve — neficis et lamiis Francofurt 1591, Lauben De lycanthrop a i Remigius Daemonolatriae Libri 111. Coloniae 1596.
M. Winternitz. Totengebrauche d. indogerm. Vólker Beilage zur Allgemein. Zeitung 1903 Nr. 259.
Wkner. Die Sitte Toten ein Geldsttick mitzugeben in Mitlhei lungen der niederlausitzer Gesellschaft fur Anthropologie u. Urgeschichte. Liibben 1890 Heft 6.
Wis elec. Zabobony. Gazeta radom. 1890 Nr. 4.
R. M. Witanowski. Lud Stradoraia Zbiór antrop. 1893 XVII.
J Witort Filozof ja pierwotna. Lud 1900 VI 19.
Wkładanie pieniędzy do grobu. — Bibljografja tego przedmiotu ETnorpamuHHH 3óipHMK JlbBiB 1912 T. 31. str. 164.
H. Wlislocki Tod b. Magyaren. Mitt. d. antrop. Gesell. Wien 1892 XII.
— Tod und Todtenfetische. Mitteil. antropol Gesellschaft Wien B. XXII.
— Tod u. Totenfetische im Volkglauben der Siebenbiir — ger Sachsen. Am Urąuell 1893 IV 16 20
K. Wł. Wójcicki. Badania staiożytności słowiańskich. — Po-grzeby u Słowian. Muzeum domowe. Warszawa 1835.

341
K. Wł. Wójcicki Zarysy domowe. Warszawa 1842 I — IV Wróżba. Marża na Zawodzenia i t. d.
- — Dzień zaduszny. Tygodnik ilustrowany. Warszawa 1861 IV.
T. K Wołków. Der Selbstmórder in Lithauen. Am Urąuell 1894 V. 87.
— Seelenspeisung bei den Weissrussen. Am Urąuell 1896 VI 25.
— MaTepaabi no aiHcrpaiJiin Poccin fleTepfiypr-b 19 10. I. i nast.
F. Wollman. Povest o bile pani Narodopisny vestnik ćesko — slovansky Praha 1912 T. VII “6 i nast. Odpowiedź tamże 1913 VIII 182.
— Vampyricke povesti v oblasti stredo europske Narodopisny vSstnik ćesko slovansky. Praha 1921 — 1925
F. Work. Le tiaineau dans les rites funeraires de 1‘Ukraine. Revue des traditions populaires. Paris 1896
A. Wuttke. Der deutsche Volksaberglaube der Gegenwart 1369 §. 727. Neue AufgabeBerlin 1900 p. 458.
Z.
Th. Zachariae. Zur indischen Witwenverbrennung. Zeitschrift des Vereins f. Volkskunde Berlin 1905 B. XV.
— Das Dach iiber einem Steroenden abdecken. Zeit-schrift d. Vereins fur Volkskunde Berlin 1908 B. XVIII.
R. Zawiliński. Przesądy w Zbiorze antrop. 1892 XVI 260 ETHorparf). 36ipHHK TOB. IIleBuenKa 1912 XXVII 249.
Zbiór wiadomości do antropologji. Kraków 1877 — 1895 Tom I-XVIII.
Zaduszki (pieczywo). Życie zagrobowe.
— Zeitschrift ftir ósterr. Volkskunde. Wien 1896 I i n.
— Zeitschrift des Vereins f. Volkskunde. Berlin 1891 I i n.
St. Zdziarski. Grzebanie starców. Lud V 88, 38”*.
— Z nad Bugu. Lud 1897 III 24.
— Pamięć o zmarłych. Wisła 1900 XIV 198.
— Przyczynki z polskiego, ukraińskiego i białoruskiego folkloru Lud 1901 VII 231-3.
JL K 3eJieHHHi>. Ouepi<n pyccnoii MHToionu (yMepmie n pyca — JIKM) rieTporpaa 1916.
— Russische Volkskunde Berlin 1927.
— CxijlHO CJIOBHHCKi XJlióopoóCbKi OÓpflAW. ETHorpaiJiMHHii BiCTHHK T. V.

342
J. Zengteller. Zaduszki Gazeta lwowska 1890 Nr. 232. lllustrirte Zeitung 1891. (31 październ.) Nr. 2522. Pogrzeb i dzień zaduszny Bułgarów.
C. Zibrt Vynasemi smrti a jeho vyklady Czesky Lid Praha 1893 11 453 i n.
— Smrt nesem ze wsi Praha 1910.
— J. Dobrowsky o wynaszeni smrti Czesky lid 19“ 226.
— XXIV Staroćeske obyćeje pohrebni. Vesna 1891 X.
G. J. Zieliński Obraz gubi duszę Wisła 1899 XIII 125.
J. S. Ziemba. Zwyczaje pogrzebowe w okolicach Uszycy na Podolu, w Zbiorze wiadomści do antropologji kraj. Kraków 1888 XII 227-9.
Ziemia Warszawa 1910 — 1925 I — XI.
O. Zimmermann Die Totenklage inden altfranzesischen Chan — sons de geste Berlin 1899.
Ign. Zingerle Geister ohne Kopf, Zeischrift fur Mythologie u Sittenkunde.
Ap — BapBiHBCKHH. 3BH’iaft yBMbniOBaHH nepecTyminKa <repe3 ji" BuHny B Hamift i uy>KiM JifTepaTypi — ETHorpatJiiirHMH 36ip — HHK JlbBiB 1912. XXXI. CTop. 170. — 201
— 3Bn«iafi BoateHH MepijH Ha caHHx. BiófliorparJ)iH pycKHx i pociucKHX TBopiB B: ETHorparJjimmH 36ipHHK JlbBiB 1912. XXXI CTP, 196 (2 pasu) CTp. 169, 175 i 176.
— KopM^eHe Aym no CMepra T. e Mepąfe, pycira óióziio — rpaijjin i uyiKa. ETHorparjńuHHii 36ipHHK JlbBiB 1912 T. 31-2 cTp. 163|4.
Bibliografja urodzin, wesela i pogrzebu.
Amira. Der Stab in der germanischen Rechtssymbolik Abliand — lungen der bayerischen Akademie phil. und hist.Klasse T.25. Bachmann Hochzeit und Totenbrauche des Egerlandes. Unser Egerland Eger 1905 X.
D. Dan. Glaube und Gebrauche der Armenier bei der Geburt, Hochzeit u. Beerdigung. Zeitsch. óster. Volkskunde Wien 1904 X
Th. Engert. Geburt. Hochzeit, Tod im Glauben d. Menschheit Wurzburg 1909.
A Fluchs Rumanische Hochzeit u. Totengebrauche Berlin 1899 A. v. Gennep Les rites de passages Paris 1909.
L Grgjić-Bielokozic (ur. wesel, śmierć) Wissenschaft. Mitteilung Bosnien u. Herzogovina Wien 1899 VI.
Rumanische Hochzeitsbrauche, Geburts und Totenbrauche. Globus B. 9, 32, 55, 57. 69 i 94.
Internationale Hochzeit, Tauf und Totengebrauche. MUnchen 1892

343
Huser Beitrage zur Volkskunde Hochzeit und Beerdigung. Programm-Schule Warburg 1900.
R. F. Kaindl, Die Huculen (Geburt, Hochzeit-Tod) Wien 1893.
— R. F. Kaindl und A. Manastyrski Die Rutenen in Bukowina (Geburt — Hochzeit — Tod) Czerniowce 1890.
J. Kófert. Geburt und Tod in Westbóhmen Unser Egerland VIII 54 — 6.
Kolbe Hessische Volksitten und Gebrauche im Lichte der heidnischen Vorzeit (2 Aufl) Marburg 1888.
J. Kolessa Narodziny, wesele i pogrzeb u ludu ruskiego powiatu Stryjskiego. Zbiór wiad. antropol. 1889 XIII 117 i n.
Fr. Krauss: Sitte u. Brauch der Siidslaven Wien 1885
„ Volksglaube u. Brauche der Siidslaven Munster 1890. Lemcke. Verlobung, Hochzeit u. Kindtaufe in Nordhausen Harzer Monatshefte. Marz 1891.
Lepner Preussische Litauer (Taufe, Hochzeit Tod.) Danzig 17“.
S. Florea Marian Hochzeit, Geburt u — Tod bei den Romanen
Programm d. Obergymnasium Suczawa.
K Matyas Z ust ludu: Opis wesela, chrzcin i poprzebu. Przegląd literacki Kraków 1884 N 13 — 16
Mittheilungen des Vereins fiir Geschichte der Deutschen in Bóhmen (Geburt, Hochzeit u. Tod) Prag III u. X ff.
F. P. Piger Geburt u. Taufe, Tod u. Begrabnis in Oberósterreich. Ósterreich-Ungarische Revue 1894 VIII i IX — Geburt, Hochzeit u Tod in Mahren Zeitschrift Verein Yolkskunde Berlin 1896 VI.
A. Pleszczyński. Bojarzy Międzyrzeccy Warszawa 1893.
— Demonologja Ukrainy Zbiór antrop. 1880 IV.
J. Pszczółkowska. Chrzest, zaślubiny i pogrzeb w Czajkowie Wisła 1903 XVII 302 i u.
der Marokkaner bei hauslichen Festen
Hochzeit und Tod im deutschen Volks-
Quedenfeldt Brauche Ausland 1890.
R. Reichhardt Geburt,
brauch. Jena 1913
Revue des traditions populaires T I i nast. (od tomu XVIII odpowiedzi na kwestjonarjusz o małżeństwie i dzieciństwie).a Tradition Paris T. I i nast.
Riede Alte Gebrauche bei Heiraten, Geburt u. Sterbefallen in Uinahasa Internationales Archiv für Ethnographie 1895 VIII
E. Samter Geburt, Hochzeit u. Tod Leipzig 1911
P. Sartori Sitte u. Brauch — Hauptstufen des Menschendaseins. Leipzig 19)0.
Sbornik za narodni żivot i obyćaje juźnich Slavena Jugoslavenska Akademija u Zagrebu T I i nast. (Urodziny, wesele i śmierć).
B. Schmidt Das Volksleben der Neu Griechen und das hellenische Altertum Leipzig 1871

3“
J. Sepp Vólkerbrauch bei Hochzeit, Geburt und Tod.Mtinchen 1891 Wł. Szuchiewicz Huculszczyzha Lwów 1902 I — IV. (Urodziny, wesele, pogrzeb).
Troels — Lund Kopenhaga 1908 B 9 — 11
Wachsmuth Das alte Griechenland itn neuen bei Geburt, Hoch-zeit u. Tod Bonn 1864
H. Wlislocki Gebrauche der Zigeuner dei Geburt, Hoch. Tod. Globus 1887 B 51 N 16 i nast.
— Volksglaube u. Brauch der Zigeuner Mtinster 1891.
— Volksglaube und Brauch der Magyaren Munster 1893. Por. Matka i dziecko Lwów 1927 „Ateneum“. Wesele Lwów 1928 księgarnia „Atlas“. U kolebki, przed ołtarzem, nad mogiłą. Lwów 1929 Instytut htauropigjański.