Przejdź do zawartości

Dwie sieroty/Tom V/XXXIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXIV.

Była już blisko północ, gdy Théfer zmoknięty na wskroś i bardzo znużony wrócił do domu.
Od kilku godzin nie miał nic w ustach ale brakło mu odwagi zmienić ubranie i pójść do restauracji lub do jakiego jeszcze otwartego szynku. Rzuciwszy się więc na łóżko, zasnął snem twardym.
Około godziny ósmej rano, zbudziło go gwałtowne dzwonienie do przedpokoju.
Opanował go przestrach! Czyliżby przyszli jego aresztować?
Rozwaga wprędce go uspokoiła.
Rozśmiał się z swej trwogi i wyskoczywszy z łóżka pobiegł otworzyć.
Jerzy de la Tour-Vandieu przebrany za posłańca stał w progu.
— Jakże się cieszę, zawołał Théfer, że księcia tu widzę. Będziemy mieli o ważnych rzeczach do pomówienia.
— Masz pan coś nowego? — wyszepnął Jerzy.
— Tak i bardzo ważnego. Miało nas spotkać wielkie nieszczęście, ale je zażegnałem.
— Odnalazłeś Jana-Czwartka?
— Nie z jego strony zagrażało nam niebezpieczeństwo.
— Więc ze strony Ireneusza Moulin?
— Bynajmniej.
— Z czyjej więc strony?
— Niewiedząc o tem; mieliśmy wroga straszniejszego po nad tych dwóch głupców.
— Mówże pan kogo?
— Powiem natychmiast lecz widzę, że książę już drżeć zaczyna na samą myśl o otchłani jaką mieliśmy pod nogami.
Tu Théfer opowiedział przerażonemu księciu co zaszło w ciągu dwudziestu czterech godzin.
— Ha! miałeś słuszność! — wyszepnął Jerzy, niebezpieczeństwo było straszne!...
— Ale na szczęście już nie istnieje.
— Jestżeś tego pewnym?
— Najzupełniej. Ze śmiercią jadowitej gadziny, niknie i siła jej jadu.
— Inny człowiek może zastąpić jego miejsce.
— Niechaj się książę tego nie obawia; — zawołał Théfer. To pewna że zniknięcie Plantada poruszy całą prefekturę i że obiorą na jego miejsce innego agenta, ale ten agent nie będzie miał wrodzonego talentu policyjnego jaki miał tamten, któremu przeciąłem karjerę, a przypadek nie nasunie mu wskazówek i dowodów jakie ma tamten przy sobie w mogile. Naprzykład fałszywa moneta zgubiona przez Terremonda czyż nie jest zabijającym dowodem? Wiedzą zarówno w prefekturze, że dorożka № 13 zatrzymała się przy domu, który potem zgorzał. Pierwszy raport Plantada zatrzymał się na tem. Dalej nic nie wiedzę.
— Mogą, wszelako otrzymać wskazówki od właściciela pana Servan albo komisarza policyi w Bagnolet.
— Jakie wskazówki?
— O Prosperze Gaucher... o pożarze...
Théfer rozśmiał się głośno.
— Gdzie będą szukać Prospera Gaucher — zawołał — i co im mogą powiedzieć spalone gruzy?
— A Terremonde i Dubief?
— Ci niepowrócą. Nazbyt wygodnie im będzie uchodzić za porządnych ludzi, by mieli ochotę wracać do kraju i narażać się na niebezpieczeństwa. Sprawa zatem dorożki 13, na wieki zostanie pokryta tajemnicą. Klucz do rozwiązania jej, posiadał tylko Plantade, a ten nie żyje.
— Szkoda jednakże żeś nie zabrał jego papierów.
— Chciałem to zrobić, ale przeszkodziło mi zerwanie się ziemi, mimo to, są zagrzebane głęboko i nigdy nie ujrzą światła dziennego. Wszystko idzie dobrze, jesteśmy bezpieczni. Największe nieszczęście w tem leży że mnie usunięto od poprzedniego zajęcia. Trudniej mi będzie dowiedzieć się teraz jak rzeczy stoją.
— Mniejsza z tem — odparł Jerzy — jeżeli jak mówisz śmierć Plantada przecięła wszystko. Będziesz miał teraz więcej czasu na poszukiwanie Jana-Czwartka.
— Przeszukałem już cały Paryż i jestem pewien że ten nędznik uciekł za granicę z pieniędzmi które nabył tak łatwo.
— Czego miałby się obawiać? nierozumiem.
— Chciał być zupełnie bezpiecznym.
— Był przecie pewnym że pani Dick-Thorn go nie zaskarży. Mylisz się mój Théferze. Jan-Czwartek ukrywa się na pewno w jakiej norze podrogatkowej i tam używa owoców swojej kradzieży.
— Zwiedziłem wszystkie kryjówki i nic odnaleść niemogę.
— Rozpocznij wędrówkę na nowo. Musisz koniecznie wykryć tego człowieka. Ta niespokojność mnie zabija. Zdaje mi się chwilami że oszaleję!.. Jan-Czwartek może mnie zgubić papierami jakie posiada. Ta myśl nie daje mi zasnąć spokojnie!
— Czegóż się tak książę obawia?
Wszystkiego! Pomyśl jaki by to straszny wynikł dla mnie skandal gdyby się dowiedziano, że mój wyjazd był tylko udanym!...
— Jak dawno książę byłeś w swoim pałacu?
— Onegdajszej nocy.
— Czy było ważnego co w listach?
— Nie; coraz rzadziej przychodzą. Wszyscy mniemają, że jestem za granicę.
— Trzeba więc zachować jak dotąd wszelkie ostrożności, ale nie zaniedbywać nocnych wycieczek. Można bywać rzadziej, ale bywać ciągle.
— Masz słuszność. Zastosuję się do twej rady.
— Jak dawno widział się książę z panią Dick-Thorn?
— Niewidziałem jej od dni kilku. Nie daje znaku życia.
— Co dowodzi, że śpi spokojnie, co poważam się zalecić i waszej książęcej mości. Ze wszystkich cierpień najdokuczliwsza jest obawa. Bądź książę jak ona cierpliwym i spokojnym.
— Łatwo to powiedzieć! — odparł Jerzy.
— I łatwo zrobić, — dodał Théfer. Niebezpieczeństwo ustało z chwilą śmierci Plantada. Znam ja zdolność naszych agentów i jestem pewien że nic nie wykryją.
— A Plantade?
— Plantade był wyjątkiem. Będą go żałować ale zastąpią innym.
— A naczelnik publicznego bezpieczeństwa?
— Zdolnym jest bez wątpienia, ale ma na głowie zbyt wiele interesów by się zajmować taką drobnostką. Jestem pewien, że za trzy dni najdalej zażądają moich usług na nowo. Powtarzam, że książę może spać spokojnie.
Théfer jak widzimy był pewien swej sprawy i liczył na swoją szczęśliwą gwiazdę.
Zniknięcie Plantada, zaciemniło jeszcze bardziej sprawę dorożki Nr. 13. Były inspektor więc liczył, że nikt niewykryje tego, co jego następca wniósł z sobą do grobu. Słowem z jego punktu widzenia jednego tylko Jana-Czwartka można się było obawiać.
Jerzy pragnący uspokojenia; podzielał zapatrywania się swego pomocnika.
— Cóż mi więc radzisz nadal czynić? — zapytał Théfera.
— Ukrywać się tak jak dotąd, dopóki Jan-Czwartek nie przestanie być niebezpiecznym. Wtedy dopiero książę z podniesioną głową będziesz mógł wejść do swego pałacu przy ulicy św. Dominika.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.