Przejdź do zawartości

Dwie sieroty/Tom V/XXIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIV.

Obaj młodzieńcy nieprzytomni z trwogi, czekali na jego słowa jak na wyrok śmierci.
Nakoniec urzędnik przemówił.
„Sala świętej Anny, łóżko № 8. Chora żyje“
Któż zdoła opisać radość biednych przyjaciół Berty? porównać tylko można to ich uczucie do uczuć skazańca któremu w godzinę śmierci przynoszą ułaskawienie. Nie byli w stanie przemówić ani słowa, ale w ich spojrzeniu wyczytać można było nieograniczoną radość i nadzieję.
Edmund przemówił pierwszy ochłonąwszy nieco z wrażenia.
— Serdecznie panu dziękujemy za dobrą nowinę. Ale nie koniec na tem. Czy nie raczył byś nas pan objaśnić jaki jest stan zdrowia chorej?
— Nie umiem panu udzielić żadnych szczegółów w tej mierze, a dla spóźnionej pory i widzenia się z nią odmówić jestem zmuszony. Jutro z rana, zgłoście się do mnie panowie, a mimo że to nie jest dzień odwiedzin, sam poprowadzę panów na salę. Zechcesz mi pan jutro podać nazwisko nieznajomej i miejsce jej zamieszkania.
— Najchętniej! — odparł doktór. Jutro się stawimy.
— Czy panowie życzą sobie zabrać chorą?
— Koniecznie... nieodwołalnie! W domu wygodniej jej będzie, a sądzę że nic temu nie staje na przeszkodzie.
— Nic; w rzeczy samej, skoro tylko panowie podadzą swoje nazwiska. Pomówię z naczelnym lekarzem aby ułatwić wszelkie formalności za nim panowie przybędą.
— O której godzinie możemy się tu stawić?
— Około pierwszej w południe.
Po powtórzonych podziękowaniach nasi znajomi wielce pocieszeni opuszczali szpital Św. Antoniego, należało teraz szybko wziąść się do dzieła na jutrzejsze przyjęcie chorej poczynić odpowiednie przygotowania.


∗             ∗

Berta Leroyer od czasu przywiezienia jej do szpitala, znajdowała się pomiędzy życiem a śmiercią. Silna gorączka połączona z zupełną bezprzytomnością, niepokoiła wiele lekarzy. Pielęgnowano ją też ze szczególniejszą pieczołowitością, wypełniając ściśle przepisy lekarskie.
Tego dnia w którym Ireneusz ślad jej odnalazł, stan jej zdrowia polepszył się o tyle, że ciągle dotąd zamknięte oczy, otwierała teraz chwilowo, a na zadawane sobie pytania poruszała ustami, lecz żaden dźwięk głosu nie wydobył się z jej gardła.
Zapytana przez doktora na co cierpi najbardziej wskazała ręką piersi i boki.
Po ścisłem zbadaniu, przypisano nowe lekarstwo, a przed wyjściem z sali, lekarz zbliżył się do siostry Miłosierdzia.
— Nie ukrywam przed panią — rzekł, iż stan naszej chorej jest bardzo niebezpieczny. Dziwię się nawet, że tę katastrofę przeżyła. W skutek silnego upadku, ma nadwerężony cały organizm. Czy nikt się o tę nieszczęśliwą nie dowiadywał?
— Nikt, dotąd; pytałam się o to.
— To dziwne... niepojęte...
— Zapewne jej rodzina nie wie co się z nią stało? Nic więc nie będziemy się mogli dowiedzieć, dopóki sama nieprzemówi.
— Tak, trzeba czekać... ale to kwestja czy przemówi kiedy?
Z temi niepocieszającemi wcale wyrazami, odszedł do innych chorych, a siostra miłosierdzia pozostała przy Bercie, wpatrując się w nią pełnym litości spojrzeniem.
Berta Leroyer jakeśmy, to wyżej powiedzieli, czuła się nieco lepiej, lecz była jeszcze niezdolną powiązać w myśli wszystkich zaszłych wypadków. Przypominała sobie cokolwiek przeszłość, lecz wszystko to jakby za jakąś nieprzebytą mglistą zasłoną.
Wychodząc z koncelarji szpitalnej Moulin pożegnał Edmunda.
— Muszę natychmiast — rzekł, jechać do Belleville za poszukiwaniem Jana-Czwartka.
— A ja idę za zdobyciem pałacu, dla mojej ukochanej królewnej — dodał Loriot... Kiedyż się zobaczymy?
— Dziś, wieczorem. Jeżeli mamy jutro przewieść pannę Bertę, musimy się jeszcze dzisiaj naradzić. Dobrze byłoby powiadomić pańskiego stryja o naszym odkryciu i prosić go by nam na jutro zechciał użyczyć swojej dorożki. W każdym razie będzie to bezpieczniej niż posiłkować się obecnie ludźmi, którzy zdradzić nas mogą. Dziś już nikomu nie wierzę i wszystkiego się obawiam.
— Bardzo słusznie, panie Ireneuszu. Należy nam teraz strzedz Berty jak oka w głowie. Wrogowie nasi są potężniejszemi aniżeliśmy sądzili. Miejmy wszelako nadzieję, że połączone nasze usiłowania, ochronią to nieszczęśliwe dziewczę od nowych zamachów. Do wieczora więc — dodał młody doktór ściskając rękę Moulin’a.
— Do widzenia! — ten odrzekł.
Spotkawszy Edmund dorożkę, kazał się zawieść na ulicę św. Dominika, do pałacu książąt de la Tour-Vandieu.
Odźwierny, który mu pobiegł otworzyć, znał go dobrze i na zapytanie: Czy jest pan Henryk w domu — odrzekł bez wahania.
— Jest panie; a jednocześnie uderzył w dzwonek, zawiadamiając służbę na górnym piętrze o przybyciu gościa.
To też gdy młody doktór szedł przez podwórze, służący stojący już przy wejściu do przedsionka, powitał go ukłonem pełnym poszanowania i wprowadził do gabinetu Henryka..
Młody adwokat pracował przy dużym biurku zawalonym prawnemi aktami i księgami.
Podniósł głowę, a zobaczywszy wchodzącego Edmunda z radośnym okrzykiem podbiegł ku przybyłemu.
— Ha! nakoniec mam cię... bałamucie! Zacząłem przypuszczać żeś zupełnie już o mnie zapomniał. Czy wiesz że mówiono wczoraj o tobie na Berlińskiej ulicy?
— Wybacz, mój drogi — rzekł Edmund, ale jak ci wiadomo nie jestem panem mojego czasu.
— Tak; w rzeczy samej, wiem że jesteś bardzo zajętym, a nawet za wiele. Nadmiar we wszystkiem szkodzi, a ty masz nazbyt dużo pracy. Na twojej twarzy znać widocznie zmęczenie.
— To nie zmęczenie!.. odrzekł z westchnieniem Edmund.
— Cóż więc takiego?
— Ciężkie zmartwienie... zgryzota!..


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.