Dwie sieroty/Tom III/XXXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXIII.

Naczelny lekarz powtórnie zmarszczył czoło.
— Obawiam się, rzekł, lękam się mój młody kolego, ażebyś nie wszedł na niewłaściwą sobie drogę.
— Jakim sposobem panie dyrektorze?
— Powinienem udzielić ci przestrogę jako stary i doświadczony człowiek, i dam ci ją, a sądzą, że posiadam tyle zdrowego rozsądku, że skorzystać z niej nieomieszkasz.
I po chwilowej przerwie, tak zaczął:
— Od niedawna należąc do personelu naszego rządowego Zakładu obłąkanych, nie możesz jeszcze wiedzieć tego, co ci w tym razie wiedzieć koniecznie należy. Chciej więc zrozumieć raz nazawsze, że naszym zadaniem nie jest leczeniem obłąkanych dla zdobywania cudzych tajemnic, które stokroć lepiej pozostawić nieodkrytemi. Niezapominaj, że rozkaz policyi z którym przysłano nam chorą, zawiera te wielce znaczące słowa: „W interesie bezpieczeństwa publicznego.“ Zwróć i na to uwagę, że podwójna wzmianka „Do oddziału odosobnionych.“ „Pod sekretem“ podkreśloną jest dwa razy, co nam wskazuje, że ta kobieta już dla świata umarła!...
— Umarła!... powtórzył z przerażeniem Loriot. Nie wolno mi zatem próbować nawet przywrócić jej do zdrowia?
— Owszem, powinineś tego próbować w interesie nauki, i jeżeli ci się to uda, uczyni ci wielki zaszczyt, powiększy twą sławę. Wiedz o tem jednak zawczasu, że w położeniu tej nieszczęśliwej nie zajdzie pomimo to żadna zmiana. Rozbudziwszy ten umysł uśpiony, oddasz usługę nauce, ale tej biednej kobiecie wyrządzisz prawie krzywdę. Bo niezawodnie będzie wtedy więcej cierpiała, widząc się uwięzioną, niż teraz gdy nawet nie wie czyli jest wolną?
Edmund słuchał z przerażeniem doktora.
— Jakąż zbrodnię popełnić by mogła, rzekł po chwili aby ją tak od świata usunięto?
— Co nazywasz usunięciem od świata? wytłumacz mi proszę. Nie widzę tu nic podobnego. Ta kobieta jako obłąkana, została umieszczoną w zakładzie, gdzie będzie otoczoną wszelkiemi staraniami jakich jej stan wymaga. Jest więc na zupełnie właściwem miejscu.
— Ależ ten rozkaz zamknięcia jej w odosobnieniu wydany bez wymienienia dowodów?
— Przepraszam!... przerwał dyrektor; napisano tam: „W interesie publicznego bezpieczeństwa.“ Ten powód starczy za wszystko, niepotrzebując żadnych objaśnień ani tłumaczeń. Sprawozdanie lekarzy powiada, że zanoszone były skargi na chorą, która omal niepodpaliła domu w którym zamieszkiwała. Czyż trzeba więcej na wytłumaczenie środków jakie przedsięwzięto? Nie stwarzaj sobie daremnych złudzeń mój młody kolego, nie stawiaj domysłów w miejscu rzeczywistości. Bądź jednem słowem praktycznym, patrz trzeźwo, to jest potrzebnem dla początkującego lekarza w twojem położeniu.
— Jednakże panie dyrektorze mogę przedsiewziąść kurację, jakie bądź będą jej następstwa?
— Możesz wzbogacić naukę jednem więcej doświadczeniem, to twój obowiązek. Zdawaj mi sprawę dzień po dniu jakie będą tego następstwa.
— Przyrzekam to panie dyrektorze.
Tu Loriot wyszedł, rozbierając w myślach wszystkie szczegóły rozmowy z naczelnym lekarzem. Czuł się zachwianym w swoich nadziejach usłyszawszy ze sprawozdania że Estera była od lat dwudziestu dwóch obłąkaną.
Czyż po tak długim przeciągu czasu można się było jeszcze łudzić czarami powodzenia?
— Mam nadzieję, że tobie się uda tam, gdzie pierwszorzędni lekarze doznali niepowodzenia? pytał go dyrektor.
Edmund przypomniał sobie to szydercze nieomal zapytanie, i zaczął wątpić o sobie. Mimo całego jednak zniechęcenia:
— Spróbuję! rzekł, bądź co bądź spróbuję!
Od chwili zerwania stosunków z Bertą Leroyer, Loriot był ciągle smutny i ponury.
Wiemy, że uwielbiał tę młodą dziewczynę. Nie zdołał wymazać z pamięci a raczej z serca tego uroczego obrazu jasnowłosej. Zajęcia i ruch ciągły w jakim pozostawał, pozwalały mu zapomnieć chwilowo o rozwianych marzeniach, ale było to tylko czasowe ogłuszenie siebie. Gdy wchodził w progi domu, wspomnienie żywe wracało, i zgryzota cięższa jeszcze niż przedtem.
Obecnie gdy wrócił do swego mieszkania, Berta zajmowała tylko przez pół jego myśli, drugą połowę zabrała Estera Dérieux „odosobniona“ w Chareutou.
Zjadłszy z pospiechem śniadanie, zabronił przyjmować kogokolwiek, i zabrał się do wertowania różnych dzieł traktujących o obłąkaniu, i zawierających olbrzymie wycinki badań najznakomitszych specjalistów. Gromadził oddawna szczegóły, notował mnóstwo rzeczy, przygotowując broń do walki jaką stoczyć zamierzał.
Nazajutrz, o dziesięć minut przed obowiązkową wizytą przybył do zakładu, i kazał się wprowadzić do pokoju tej samej chorej posługaczowi, któremu dnia poprzedniego polecał gorąco nad nią opiekę.
— No i cóż Morel? pytał go w drodze, czuwałeś nad chorą tak, żeby tego niewidziała jakim ci to wczoraj rozkazał?
— Tak, panie doktorze.
— Nie zauważyłeś nic szczególnego?
— Nic, zupełnie.
— Żadnego widocznego ataku?
— Nie było żadnego ataku. Biedna istota, najłagodniejsza w świecie jakie kiedykolwiek widziałem. Wstała i ubrała się sama, jak zdrowa osoba. Przepędziła potem znaczną część dnia w oknie; wyglądając na ogród.
— Czy mówiła co głośno?
— Nic panie doktorze, śpiewała tylko od czasu do czasu, toż samo co przy panu.
— Melodję z Niemej z Portici?
— Niewiem, czy to z Niemej, ale wiem że to samo.
— A wieczorem była niespokojną?
— Bynajmniej. Po wypiciu przepisanego napoju, zdawała się być obezwładnioną.
— Nie miała żadnej gorączki?
— Nie, panie.
Tu posługacz otworzył drzwi celi.
Estera już wstała i ubrana była w suknie szpitalne. Siedziała przy otwartem oknie z głową opartą o kraty.
Nie poruszyła się wcale na odgłos otwierających się drzwi i kroków wchodzących osób.
Edmund zbliżył się do niej i położył lekko rękę na jej ramieniu, mówiąc z cicha to jedno słowo: „Brunoy.“
Obłąkana zerwawszy się gwałtownie, stanęła przed doktorem, który utkwił w jej oczach swoje spojrzenie.
— Brunoy!... powtórzyła z przerażeniem i groźbą. Brunoy... tam ja umarłam i on umarł.
— Byłem tego pewny, pomyślał młody lekarz; a więc to z Brunoy skutkiem jakiego strasznego zdarzenia zaczęło się obłąkanie.
Estera, której usta poruszały się jeszcze nie wydając żadnego dźwięku, osunęła się na krzesło. Jej długie jasne włosy spadały na ramiona.
Loriot wsunął rękę pod ten płaszcz złocisty i zaczął szukać na czaszce wypukłości i zaklęśnień, jakie dla frenologów bywają źródłem nieocenionych okryć.
Obłkąana zdawała się nic nie czuć.
Młody doktór drgnął nagle. Odnalazł na skórze bliznę w tem miejscu, gdzie na czaszce uczuł nacięcie.
— Co to jest? wyszepnął.
Chcąc rozwiązać tę zagadkę, rozsunął włosy ostrożnie, i odsłonił rzeczoną bliznę długą na siedem centymetrów, odznaczającą się wyraźnie na białej skórze głowy. Na końcu tej blizny widać było nabrzmienie wielkości sztuki dziesięcio groszowej.
Loriot przez kilka minut przyglądał się z uwagą tej bliźnie, i nienaturalnemu obrzmieniu. Posuwał palcem po tej bliźnie i nacisnął ją mocno.
Nieruchomość Estery wskazywała, że to dotknięcie nie sprawiało jej żadnej boleści.
— To jednak jest powodem obłąkania, odgaduję, a nawet jestem pewny, mówił do siebie Edmund. Posunął palcem zlekka po guzie zakończającym tę bliznę.
Takaż sama nieczułość ze strony obłąkanej.
Po chwili nacisnął mocno.
Esterę przebiegł dreszcz nagły, zerwała się z przeraźliwym krzykiem. Spojrzenie jej błędnem się stało. Podniósłszy w górę ręce, załamała je nad głową, jak gdyby doświadczając bolesnego wstrząśnienia mózgu. Trwało to dwie lub trzy minuty, poczem uspokoiła się wracając do zwykłej nieruchomości.
Młody doktor z zajęciem łatwem do zrozumienia, śledził wszystkie poruszenia chorej.
Jej twarz się rozjaśniła.
— Nie pomyliłem się, wyszepnął. Źródło choroby jest tam. Nieszczęśliwa została uderzoną w głową, i jestem pewien, że jakieś obce ciało naciskające mózg, tkwi w jej czaszce.
Estera nieporuszyła się wcale. Edmund korzystając z tej bezwładności, przystąpił do nowego badania, którego rezultat potwierdził jego domysły.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.