Dwie sieroty/Tom II/XXXVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVI.

— Zasmuciłam cię drogie dziecko, zaczęła po chwili milczenia, przebacz mi... przebacz! Z roskoszą oddałabym życie, by cię uchronić od trosk i zawodów. Cierpię na równi z tobą, a milczeć mi jako matce, nie wolno. Posłuchaj więc... powinnaś zamknąć serce przed wszelkim uczuciem miłości, nie wolno ci jest marzyć o osobistem twem szczęściu, dopóki z głową do góry wzniesioną, pogodnym czołem, nie odzyskasz prawie do noszenia nazwiska swojego ojca. Chcąc zostać żoną doktora Loriot, należałoby ci przedewszystkiem odkryć mu naszą tajemnicę, i opowiedzieć wszystko!... Chcesz że to uczynić?
— Nigdy!... zawołała Berta. Mógłby rzucić cień podejrzenia na uczciwość mojego ojca a ja nigdy nie zniosłabym tego! Lepiej więc nie mówić mu o tem.
— Przebaczasz mi zatem swój smutek.
— Nic nie zawiniłaś względem mnie mamo, nie mara ci nic do przebaczenia. Mogę cię tylko uwielbiać i kochać bez granic!
Pani Leroyer chciała przycisnąć córkę do serca, lecz osłabionej tyloma ciężkiemi wrażeniami, zabrakło sił ku temu. Jej głowa opadła na poręcz krzesła, serce uderzać wolniej zaczęło, poraź drugi w ciągu godziny, straciła przytomność, padając w pół martwa prawie.
Berta z rozdzierającym krzykiem rzuciła się na ratunek matki, i w kilka minut ocuciła ją z omdlenia. Niebawem jednak rozwinęła się silna gorączka. Lekarstwo doktora Loriot wkrótce działać zaczęło. Nabrzękłe od łez powieki chorej, do snu się kleiły.
Wobec uśpionej matki, Berta pozostała sama. W sercu dziewczyny krwawy rozgrywał się dramat.
— Skończył się dla mnie mój sen roskoszny!... wyszepnęła. Moje marzenia i pragnienie miłości, muszę wyrwać z serca!... Nie dla mnie miłość... nie dla mnie spokój domowego ogniska. Mój ojciec krwią własną okupił winę innego... a jednak zbrodniarz tamten żyje zapewne, i tryumfuje bezkarnie!... Mnie więc należy nie zasypiać zemsty, nie należy gnuśnieć w samolubnej roskoszy... Wyrzekam się więc wszystkiego dla ciebie mój ojcze!... wołała w najwyższej rozpaczy, wyrzekam się szczęścia... miłości... dopóki nie oczyszczę twojej pamięci, i niepowrócę czci twemu nazwisku!...
Długo siedziała zalana łzami, pogrążona w smutnej zadumie, aż wreszcie zbliżyła się do stolika na którym leżały rozrzucone pieniądze Ireneusza i ów podsunięty nikczemnie list Jerzego de la Tour-Vandieu.
— Schowam go... rzekła po krótkim namyśle. Kto wie czy nie będzie mi kiedy potrzebnym?... A teraz, wyczekuję tylko uwolnienia Moulina, aby co rychlej rozpocząwszy działanie, uspokoić mą matkę.
To mówiąc zgarniała w szufladę przedmioty leżące na stole.
— Ależ ja miałam szal spięty broszką!... nagle zawołała. Co się z nią stało?... czyżbym ją zgubiła w mieszkaniu Ireneusza?... lub może wypadła mi w dorożce? Jakąż to boleść sprawi mej matce!... W broszce była oprawną jedyna fotografia Abla!... Ach! ten wieczór fatalny, same tylko nieszczęścia na nas sprowadził!
I siadłszy w ciężkim smutku, nie zważała na upływające godziny, dopóki zegar bijący północ nie rozbudził jej z rozpaczliwej zadumy.
Zbliżywszy się do łoża matki, ucałowała jej rozpalone czoło, i nie rozebrawszy się nawet, złamana fizycznie i moralnie, rzuciła się na łóżko by zasnąć choć chwilę.
Powróćmy na plac Królewski, do Estery, wdowy, po księciu Zygmuncie de la Tour-Vandieu.
Obecność tej nieszczęśliwej obłąkanej w mieszkaniu Ireneusza, da łatwo się wytłumaczyć.
Wiemy o wrażeniu jakiego doznała, ujrzawszy przy świetle błyskawicy twarz Jerzego. Rozdrażniona stanem burzliwej atmosfery, i tegoż rana widzianym w książce rysunkiem, poznała w księciu tegoż samego mężczyznę, którego zwykle nazywała „Człowiekiem z Brunoy“, i którego rysy pomimo obłąkania, wyryły się głęboko w jej pamięci. Wiedziona tajemniczym instynktem, odgadywała w nim jedynego sprawcę swojego nieszczęścia, i jak wiemy, nie myliła się wcale.
Wyglądając oknem spostrzegła, że ten człowiek wszedł do domu w którym zamieszkiwała. Postanowiła przeto czatować na niego, i w tym celu pragnęła wydostać się na schody, lecz ciemność w jakiej pozostawiła ją Marjetta, utrudniała zadanie.
Idąc powoli, dostała się do przedpokoju, gdzie otworzywszy drzwi, wyszła na główne schody.
Światło lampy płonącej pod sklepieniem sieni, przyjemne na niej wywarło wrażenie, ale zarazem oderwało jej myśl od pierwotnie powziętego zamiaru. Przysłuchiwała się przez jakiś czas oddalającym się czyimś krokom w korytarzu, a potem bezmyślnie zaczęła wchodzić na wschody. Zapomniała w tej chwili zupełnie o celu swojej wycieczki.
Idąc tak zwolna, znalazła się wkrótce na czwartym piętrze. Dalej iść już gdzie nie miała. Gdyby nie to, byłaby szła ciągle dopóki nogi nie odmówiłyby jej posłuszeństwa. Powstrzymała się zatem.
Przedostające się światło przez uchylone drzwi od mieszkania Moulin’a, zwróciło jej uwagę. Zbliżyła się nasłuchując.
Cisza panowała zupełna.
Bez namysłu więc ujęła za klamkę i weszła do pokoju, gdzie spostrzegła Jerzego de la Tour-Vandieu wraz z towarzyszącym mu agentem. Wtedy to uśpiona inteligencja obłąkanej odzyskała swe prawa.
Estera wskazując na Jerzego wymówiła wyrazy, które takim strachem przejęły dawniejszego kochanka Klaudyi.
Wiadome nam jest zakończenie tej sceny. Wiemy jak Jerzy z Theiferem uciekali przed groźbą Estery o ile im sił starczyło, wiemy, jak obłąkana schowawszy resztkę niedopalonego papieru, wyszła z mieszkania Ireneusza.
Z tą samą nieświadomością z jaką wchodziła na wschody, zbiegła z nich z pośpiechem, a zamknąwszy drzwi za sobą, weszła do swego gabinetu, gdzie położywszy się, wkrótce zasnęła.
Marjetta wróciwszy ze swej wycieczki w doskonałym humorze, pełna nadziei przyszłego szczęścia, zapaliła światło, a rozbudziwszy obłąkaną, podała jej kolację.
Pani Amadis po powrocie z teatru zadowolona troskliwością pokojówki, pochwaliła, i wszystko wzięło jak najlepszy obrót.
Nikt niedomyślał się dziwnych wypadków jakich widownią był ów tak spokojny dom na placu Królewskim.
Estera przy rozbieraniu się znalazła w fałdach stanika niedopalony kawałek papieru, i bezmyślnie wrzuciła go w srebrną kasetkę zamknąwszy wieko takowej.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Nazajutrz, około ósmej rano, zatrzymała się dorożka przed więzieniem świętej Pelagji. Wysiadł z niej Theifer wraz z dwoma agentami.

Inspektora znano w więzieniu, przeprowadzono go więc natychmiast do kancelaryi gdzie przedstawił przywiezione z sobą papiery.
— Dobrze, rzekł zarządzający, chciej pan zaczekać, sprowadzą panu zaraz uwięzionego.
W kilka minut potem, ukazał się we drzwiach Ireneusz Moulin.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.