Przejdź do zawartości

Dwie sieroty/Tom I/XXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.

Na drugiem piętrze w domu pani Amadis, mieszkał pan Derieux, były pułkownik armji cesarskiej, kawaler orderu Legji honorowej.
Pan Dérieux zażądał dymisji z upadkiem Napoleona I, którą mu udzielono. Był ojcem pięknego i dobrego jak anioł dziewczęcia, starannie wychowaego w zakładzie naukowym w Saint-Dénis, które wróciło pod dach ojcowski po ukończonej tamże edukacji.
Stary pułkownik często z domu wyjeżdżał, Estera nudziła się, pozostawszy samą.
Pan Derieux, nieznający przeszłości pani Amadis, a tym sposobem nie podejrzywający zasad wątpliwych jej życia jakie prowadziła przed zamążpójściem, widział w niej tylko dziwaczkę pretensjonalną, lecz z dobrą opinją, kobietę w poważnym już wieku, której nie zawahał się wyjeżdżając powierzyć swą córkę.
Pani Amadis prowadziła dom okazale, trzymała powóz i konie, abonowała lożę na operę.
Pewnego wieczora nie mogąc sama pojechać do teatru, ofiarowała lożę pułkownikowi, pragnąc sprawić przyjemność jego córce.
Młody książę Zygmunt de la Tour-Vandieu, był na operze tego wieczora.
Zobaczywszy Esterę, doznał nagłe jak mówiono naówczas; piorunującego uderzenia w serce, zakochał się w niej szalenie.
Zapragnął wiedzieć przedewszystkiem, kto jest urocze to dziewczę, i dowiedział się o tem.
Opłakane spotkanie a następnie miłość fatalna niestety!.. Były one wstępem do przerażającego dramatu!
Młody książę został wprowadzony z łatwością do pani Amadis, której próżności pochlebiały wizyty tak wielkiego pana. Miłość młodzieńca wzrastała, w miarę bliższego poznawania córki pułkownika, lecz żadna zła myśl nie kalała tej jego namiętności.
Zacny, prawego charakteru, nie pomyślał ani na chwilę aby uczynić swoją metresą panny Derieux, lecz przeciwni zaślubić ją pragnął i mieć z niej żonę. Nieszczęściem między obojgiem młodemi wydrążyła się nieprzebyta przepaść.
Książę Zygmunt zwierzył się swej matce wdowie, ze swej miłości dla córki pułkownika oznajmił, że za jakąbądź cenę połączyć się z nią małżeństwem postanowił.
Księżna, uwielbiając swojego syna, pragnęła gorąco widzieć go żonatym, z radością więc z razu przyjęła jego wyznanie, posłyszawszy jednak rodzinne nazwisko dziewczęcia, radość zamieniła się w wybuch srogiego gniewu. Ze względu na zajmowane przez się stanowisko, nie mogła pozwolić na podobny mezalians.
Jan Dérieux, ojciec pułkownika, adwokat w parlamencie, biorący udział w powstaniach Robespierr’a, głosował w skazaniu na śmierć Ludwika XVI. Jasnowłosa więc panna Derieux była wnuczką królobójcy.
Owóż księżna odpowiedziała synowi, że podobne małżeństwo byłoby hańbą dla niej, i że wolałaby raczej widzieć go umarłym, niźli w podobny sposób zbrukanego!
Młodzieniec zrozumiał, że nie zdoła zmienić matki zapatrywania, postanowił walczyć przeciw własnemu sercu, aby zeń wyrwać niemożebną do ziszczenia miłość.
Rezultaty podobnej walki bywają naprzód przewidzianemi. Ktokolwiek poważy się walczyć z miłością, naprzód już bywa zwyciężonym.
Przekonawszy się wkrótce zupełnie o swojej porażce Zygmunt powrócił do pani Amadis i widywał się z Esterą, którą zaprzysięgał sobie niewidzieć już więcej.
Zadowolona i dumna z tego wdowa postanowiwszy był protektorką owego romansu, urządzała schadzki i pozwalała na długie sam na sam zakochanym. Córka pułkownika, była czystem, niewinnem dziewczęciem, ale kochała Zygmunta, młody książę był uczciwym człowiekiem w całem tego słowa znaczeniu, lecz wzajem ubóstwiał pannę Derieux.
Pewnego wieczora iskra wybiegłszy z pocałunku, wznieciła pożar, anioł, czuwający nad zakochanemi, odbiegł, przysłoniwszy białemi skrzydłami zarumienione oblicze...
Zygmunt nie należał do kategorji ludzi godzących łatwo wyrzuty sumienia i rozgrzeszających się dobrowolnie z własnych swych błędów. Przeciwnie, twierdząc, że popełnił więcej niż występek, prawie zbrodnię, nadużywając zaufania młodej siedemnastoletniej dziewczyny, postanowił wynagrodzić winę!
Pocieszał płaczącą, zaprzysięgając że zostanie jego żoną księżną de la Tour-Vandieu.
Trzy miesiące tak upłynęły gdy dnia pewnego poczęła smutno Estera:
— Należy ci, Zygmuncie, dotrzymać przyrzeczenia. Trzeba nadać nazwisko naszemu dziecku...
Na ów głos tkliwy, przypominający mu obowiązek, pospieszył młody książę do matki, a rzuciwszy się do jej stóp, błagał o zmianę jej surowego wyroku.
Księżna okazała się niewzruszoną.
Postanowił natenczas wbrew jej woli zawrzeć małżeństwo z panną Derieux, lecz biedne dziewczę odpowiedziało odmownie na tę propozycję niechcąc się wdzierać przemocą w rodzinę jaka ją odtrącała od siebie. Cierpiąc w milczeniu zalewała się łzami.
Tak upłynęło znów sześć miesięcy. Zbliżał się moment fatalny.
Pani Amadis, czując się być mocno winną w tem wszystkiem, z obawy wyjawienia się tej całej sprawy przed pułkownikiem zdołała go uprosić, aby ze względu na mocno nadwątlone zdrowie Estery, pozwolił jej zabrać ją z sobą na wieś do willi, w jakiej wynajęła mieszkanie w okolicach Brunoy.
Pan Derieux, mający właśnie wyjechać na czas dłuższy z Paryża, zgodził się na tą propozycję i obie kobiety przybyły do willi wynajętej przez panią Amadis.
Uczyniwszy powyższe zwierzenie doktorowi Leroyer, obecna opiekunka Estery, wprowadziła go do pokoju chorej.
Stary doktór nie znalazłszy nic niepokojącego w stanie zdrowia słabej odszedł, obiecując przybyć na pierwsze wezwanie.
Książę Zygmunt de la Tour-Vandieu, miał młodszego brata Jerzego, któremu z przyczyny jego marnotrawstwa i złego prowadzenia się matka zabroniła wstępu do swego mieszkania.
Jerzy w trzydziestym roku życia był kompletnie przeżytym człowiekiem. Zostając pod władzą metresy, Klaudji Verni, kobiety bardzo pięknej, ale do szpiku kości zepsutej moralnie i występnej, roztrwonił na jej wymagania całą swoją przypadającą mu po ojcu sukcesję, a obarczony długami, zmuszonym był niejednokrotnie dla zaspokojenia koniecznych potrzeb życia uciekać się do najtrudniejszych środków uwłaczających jego honorowi i stanowisku.
Ale wszelako sposoby wkrótce się wyczerpywały. Ostatnich fuduszów braknąć poczynało. Groziła nędza, straszna, czarna nędza, więcej jak nędza, ponieważ wielka liczba uczciwych kupców przezeń oszukanych, postanowiła, wnieść skarge do sądu i poprowadzić pana markiza na ławę policji poprawczej.
Na pomoc matki swej, księżnej wdowy nie mógł rachować, ponieważ zrażona i srodze zagniewana niepozwalała nawet synowskiego imienia wymawiać w swej obecności.
Przewidywać było można, iż nie przebaczywszy mu za życia, mogła w chwili zgonu zapisać cały majątek starszemu synowi, na co pozwalało jej prawo.
Jedyna nadzieja pozostawała Klaudji i Jerzemu w śmierci Zygmunta; ten jednak był w całej sile wieku i cieszył się zdrowiem doskonałym.
Mimo to wszystko jakiś wypadek na polowaniu, w konnej wycieczce, lub pchnięcie szpadą w pojedynku, mogły pozbawić go życia, i nadać Jerzemu tytuł książęcy wraz z majątkiem.
Łatwo pojmiemy, iż w takich okolicznościach Klaudja otoczyła księcia Zygmunta całą gromadów szpiegów. Dowiedziała się o jego miłości dla panny Derieux, odgadła wynikłe następstwa, i śledziła związek dwojga zakochanych, aż do dnia w którym pani Amadis sprowadziła Esterę do Brunoy i zamieszkała z nią w gotyckiej willi, gdzie przyjście na świat dziecka miało zniweczyć ostatnie nadzieje Jerzego, ponieważ jasnem było, iż książę Zygmunt uzna za własne to dziecię i uprawni je nawet małżeństwem.
Klaudja zdawała sprawę Jerzemu codziennie z tego co się działo.
Oboje nędznicy ułożyli plan haniebny, dla urzeczywistnienia którego, wynajęli dwa pokoje w oberży pod „Białym koniem“.
Skoro pani Amadis wezwała doktora Leroyer listem zapraszającym, Klaudja w męzkim przebraniu śledziła lekarza pośród wieczornych ciemności idąc po za nim aż do drzwi domu pani Rougeau-Plumeau, a następnie towarzysząc mu do jego własnego mieszkania.
W chwili, gdy zamknęły się zanim sztachety ogrodowe, weszła do niego i zażądała natychmiastowej audjencji, jakiej zdumiony doktór nie śmiał odmówić, wobec zaszłych obecnie tajemniczych wypadków.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.