Duch Pogrzebanego (Wóycicki, 1876)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Władysław Wójcicki
Tytuł Duch Pogrzebanego
Pochodzenie Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
Wydanie trzecie pomnożone
Data wyd. 1876
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Andriolli, Kostrzewski, Sypniewski, Pillati, Witkiewicz, Gerson
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Duch Pogrzebanego.



Szedł drogą do miasta żak ubogi, i spotkał pod murami bramy ciało zmarłego człowieka, niepogrzebione, potrącane nogą przechodniów. Nie wiele miał w mieszku, ale dał z chęcią na pogrzeb, by nań nie pluto i nie rzucano kije. Pomodlił się nad świeżo wysypaną mogiłą, i poszedł daléj w świat wędrować.
W dębowym lesie sen go umorzył, a gdy się zbudził, z podziwem zobaczył pełne kieszenie złota. Dziękował niewidoméj dobroczynnéj ręce, i przyszedł nad wielką rzekę, gdzie się przeprawiać potrzeba było. Dwaj przewoźnicy ujrzawszy pełne kieszenie złota, wzięli go w łódkę, i na samym wirze, odebrawszy złoto, utopili.
Gdy bezprzytomnego unosiły wały, przypadkiem pochwycił deskę, i za jéj pomocą, wypłynął na brzeg szczęśliwie. Nie była to deska, ale duch pogrzebanego, i temi doń przemówił słowy:
— Uczciłeś zwłoki moje pogrzebem, dziękuję ci za to! Na znak wdzięczności, nauczę cię jak przemienić się można w wronę. Tu go nauczył zaklęcia. — Oto masz list do mego rodzonego brata, on cię nauczy przedzierzgania się w zająca i sarnę.
Żak nauczony zaklęć, z łatwością mógł się przemienić we wronę, zająca i sarnę. Wędrował długo, wędrował daleko, aż przywędrował na dwór możnego króla, gdzie został strzelcem nadwornym. Król ten miał córkę nadobną, ale ta mieszkała na wyspie niedostępnéj i zewsząd oblanéj morzeni. Mieszkała w miedzianym zamku, a miecz miała taki, że kto nim machnął, największe wojska zwyciężał. Właśnie nieprzyjaciele naszli granicę onego króla, zapotrzebował i zapragnął zwycięzkiego miecza! Lecz jakże go otrzymać, gdy nikt się dotąd jeszcze nie dostał na wyspę samotną!
Ogłosił przeto, że ktokolwiek miecz zwycięzki od królewnéj przyniesie, nie tylko, że jéj rękę otrzyma, ale i tron po nim osiędzie.
Nikt nie był tak śmiały, aż żak wędrowny, a teraz strzelec nadworny staje przed królem, oświadcza gotowość, prosi o pismo, by na ten znak, królewna oręż wydała.
Zdziwili się wszyscy, a król powierzył mu pismo do swojéj córki. Poszedł do lasu, nie wiedząc wcale, że drugi strzelec nadworny za tropami jego śledzi.
Zrobił się naprzód zającem, a potem sarną, i leciał prędko i żwawo; ubiegł drogi już niemało, aż nad brzegiem morza staje. Wtedy zamienił się w wronę, i przeleciał wody morza, a nie spoczął aż na wyspie.
Wszedł do zamku miedzianego, pięknéj królewnie oddaje pismo od ojca, i prosi, by mu miecz zwycięzki dała.
Piękna królewna na strzelca patrzy. Ujął jéj serce od razu. Pyta ciekawie, jakim sposobem mógł się dostać do jéj zamku, co oblany zewsząd wodą, stopy ludzkiéj nie dowidział?
Wtedy strzelec opowiedział, że znał tajemne zaklęcia, któremi zmienić się może w sarnę, zająca i wronę. Piękna królewna prosi więc strzelca, by się w jéj oczach zamienił w sarnę. A gdy się zrobił wysmuklą sarną i począł się lasie i skakać, królewna skrycie z samego grzbietu wycięła mu kosmyk sierci. Kiedy w zająca zamienił się znowu, z podniesionemi słuchami skakał, królewna skrycie z samego grzbietu wycięła mu sierci trochę. Aż gdy się zrobił i czarną wroną, zaczął podlatać w komnacie, ze skrzydeł ptaka skrycie królewna wyrwała po kilka piórek.
Wnet napisała pismo do ojca, i oddała miecz zwycięzki. Żak młody wroną przeleciał morze, biegł potem sarną nie mało drogi, aż blizko lasu zającem skacze.
Zdradliwy strzelec już tam czatował, widział kiedy się zmienił w zająca, i poznał teraz. Naciągnął luku, wypuścił strzałę — zabił zająca. Wyjął mu pismo i miecz odebrał; poszedł do zamku, królowi pismo i miecz oddaje zwycięzki, lecz zarazem dopełnienia obietnicy danéj żąda.
Król radością uniesiony, wraz przyrzeka rękę córki, wsiadł na konia, i z tym mieczem przeciw wrogom jedzie śmiało Ledwie dojrzał ich sztandary, machnął silnie kilka razy, a na cztery strony świata. Za każdym zamachem miecza, szeregi wrogów trupem upadły, a drugie trwogą przejęte, jak zające uciekały.
Wraca wesół ze zdobyczą, i sprowadza piękną córkę, by strzelcowi, co miecz przyniósł, oddał za małżonkę.
Sprawiono ucztę. Już brzmią grajkowie, cały zamek świeci jasno. Lecz królewna zasmucona siedzi obok strzelca zbójcy; poznała zaraz, że nie ten wcale, którego widziała w zamku, ale nic śmiała ojca zapytać, gdzie tamten dorodny strzelec; płakała jeno wiele a skrycie, do tamtego serce biło.
A on żak biedny, w zajęczéj skórce, leżał zabity pod dębem, leżał rok cały. Aż jednéj nocy, czuje się zbudzon ze snu mocnego. I staje przed nim on duch znajomy, którego ciało pogrzebał. Ten mu przygody jego powiedział, wrócił do życia, i mówi:
— Jutro królewnéj już zaślubiny, śpiesz więc do zamku co prędzéj, ona cię pozna, pozna i strzelec, co ciebie zabił zdradziecko.
Młodzieniec zerwał się żywo, idzie do zamku z bijącém sercem, wchodzi do wielkiéj komnaty, gdzie liczni goście jedli i pili. Piękna królewna wnet go poznała; krzyczy z radości i mdleje, a strzelec zbójca, skoro go dojrzał, zbladł ze strachu i zzieleniał.
Wtedy młodzian opowiedział zdradę Strzelca i morderstwo; a, by słowom dał świadectwo, w obec wszystkich zgromadzonych, zrobił się wysmukłą sarną, i królewnie począł się łasić. Ta, sierć mu uciętą w zamku, na grzbiet sarny przyłożyła, a sierć zaraz przyrosła. Znów zamienił się w zająca, i podobnie sierć ucięta, którą schowała królewna, za dotknięciem, wnet przyrosła. Wszyscy patrzą podziwieni, aż się młodzian zrobił wroną. Królewna dobyła piórek, co z skrzydeł w zamku wyrwała, a piórka zaraz przyrosły.
W on czas stary król rozkazał, aby Strzelca zbójcę stracić. Wywiedziono cztery konie. A były to wszystko dzikie. Przywiązano ręce, nogi, pojedzono biczem konie; a te, za jednym poskokiem, rozszarpały zdrajcę strzelca.
Młodzieniec otrzymał rękę młodéj i gładkiéj królewnéj. Cały zamek jaśniał świetno; pili, jedli z wesołością, a królewna nie płakała, bo jak chciała tego miała.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Władysław Wóycicki.