W połowie czerwca Największe kwiaty róż Juna[1] ciskała Spod ciężkich powiek, Gdy pewien człowiek Suchego serca, (Wśród kwietnych burz Wapienna skała),
Odwrócił się, ziewnął szeroko, i trzciną
Ścinając traw główki, tak rzekł z pyszna miną:
„Jeśli dam Junie kosza, czyjąż będzie to winą?“
II
A więc, fora ze dwora! Masz rację! Mężczyzna Nie wytrwa przy Junie! Cóż stąd, że na łonie Wykwitł jej kwiat jabłoni? Pachnąca obora! Kwiecista zgnilizna! Kto spojrzy, ten plunie!
A zresztą niech Juna z gąsienic oczyści
I naprawi Altanę Trzech Róż, którą z liści
Odarła twa ręka — a kto wie, co się ziści!
III
Niech w drzewa zapuka, Niech pękiem kolorów Niezwykłych się mieni, Różami bez cierni. I takich, co wierni Jej będą, poszuka: Półmdłych amatorów Bezdusznej zieleni —
Kto wie? Niech poruszy czerwcowe pioruny,
Niech z sufitów postrąca pajęczyn całuny —
Kto wie? To się może przekonam do Juny.
↑W oryginale gra słów nie do przetłumaczenia. Juna po ang.: miesiąc czerwiec i imię kobiety.