Dom tajemniczy/Tom V/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.
Północ.

René nie spodziewał się takiej konkluzyi, spojrzał więc ździwiony na nieznajomą.
— Co chcesz powiedzieć przez to?... zapytał.
— Chcę powiedzieć, że ja będę panu towarzyszyć, i że z narażeniem własnego życia, nie pozwolę ci wpaść w zasadzkę, jakiej się spodziewam...
— Zamierzasz więc narazić się razem ze mną?... O nie... na to ci nie pozwolę...
— Przysięgam ci, panie markizie, że źle bardzo robisz!... Życie moje na nic nikomu niepotrzebne, twoje zaś jest niezmiernie drogie... Zresztą niebezpieczeństwo jeżeli istnieje, zagraża panu tylko... Ja będę dla Kerjeana starą nieznaną kobietą... śmierć moja na nic mu się nie przyda, nie mam się więc czego obawiać... Pozwól mi pan działać swobodnie... Przypuśćmy zresztą, jak najgorzej... Jeżeli życie moje zostanie narażone, tem lepiej!... Śmierć moja będzie pokutą... okupi może zbrodnie moje...
— Zapominasz, że Janina de Simeuse jest waryatką, odrzekł René, i że ty jedna, jak utrzymujesz, możesz jej przywrócić rozum!...
— Prawda, szepnęła Perina, moja tajemnica poszłaby do grobu ze mną...
Mówiąc te słowa, zbliżyła się do biurka, na którem rozłożony był papier, atrament i pióra.
Wzięła jednę ćwiartkę papieru, napisała śpiesznie kilka wyrazów i podała je markizowi.
— Co to jest?... zapytał.
— To nomenclatura... dokładna doza substancyj, z których się składa eliksir, wynaleziony kiedyś przezemnie... Udasz się pan w danym razie z tą oto receptą do pierwszego lepszego chemika, a ten bez żadnego wahania przyrządzi panu w kryształowej flaszeczce płyn przeźroczysty, ślicznego zielonego koloru z mocnym aromatycznym zapachem... Skoro pan odnajdzie pannę de Simeuse, dostatecznym będzie zmoczyć jej skronie kilku kroplami tego płynu i dać go jej do powąchania, aby waryacya ustąpiła, aby natychmiast rozwiała się jak mgła!... Weź pan ten papier i schowaj go dobrze, bo z nim obejdziesz się bezemnie...
— Dobrze... odrzekł René... ufam ci... niech się stanie, jak sobie życzysz... Będziesz mi towarzyszyć...
— Dziękuję ci, panie markizie... powiedziała wiedźma, nie posiadając się z radości.
— Kiedy pojedziemy?...
— Za chwilę, bo czas już nagli.
René zadzwonił i wydał rozkaz służącemu, iżby się poszedł przekonać, czy kareta, po którą posłał, nadjechała.
Wierny kamerdyner powrócił z potwierdzającą odpowiedzią.
— Panie markizie, odezwała się wiedźma, potrzebować będę zapewne całej mej siły... każ mi podać zatem jaki posiłek, a do karety włożyć butelkę wina hiszpańskiego...
René wydał stosowne rozkazy natychmiast.
Perina zjadła śpiesznie kawałek zimnego mięsa i napiła się wina Lacrima-Christi.
— A!... rzekła z zadowoleniem, czuję, żem odżyła... Krew, co ścinała się w żyłach, rozgrzewa się i krążyć zaczyna na nowo... serce mi bije... myśli powracają, bo rozpoczyna się nowa dla mnie egzystencya... Przepadnij ohydna przeszłości... bo lepsza przyszłość otwiera się przedemną!... Byłam niestety, geniuszem złego... szczerze się chcę poprawić!... Jedźmy, panie markizie... jedźmy..
— Służę, odrzekł René, zabierając się do wyjścia.
Perina miała już iść za nim, ale się cofnęła i podeszła do biurka.
— Co robisz?... zapytał pan de Rieux.
— Nic... odpowiedziała, biorąc mały puginał w oprawie z kości słoniowej i wsunęła go w szeroki rękaw sukni.
— Po co to?... zapytał René.
— Szczególne pytanie, panie markizie!... puginał ten przeszyje serce Kerjeana, jeżeli łotr stanie mi na drodze...
— Zaniechaj podobnego zamiaru!... wykrzyknął szlachcic... Baron jest wrogiem moim... i do mnie należy go ukarać!...
— Zapominasz, panie markizie... odrzekła Perina... że należy do nas obojga, obiecałeś wszakże przypuścić mnie do współudziału w zemście...
— A więc zgadzam się ponownie, tylko, że pchnięcie sztyletem w serce, byłoby zemstą zbyt słabą... Nie tak powinien zginąć Kerjean!... Ja mu inną przeznaczam karę...
— Jaką?...
— Sam jeszcze nie wiem, ale niema takiej tortury ciała i duszy, któraby dostatecznie zgnębiła nędznika, co zaprzysiągł zgubę Janinie de Simeuse...
Perina położyła z powrotem na biurku mordercze narzędzie.
— Racya, panie markizie... odrzekła... a że masz pan prawo pomścić nas wszystkich, ustępuję ci tytułów swoich...
Oficer marynarki i wiedźma wyszli następnie z pawilonu i wsiedli do karety, oczekującej przed kratą. Kamerdyner zajął miejsce na koźle obok stangreta. Ten ostatni nie należał do służby pana de Rieux, bo pojazd został wynajętym... nie wiedział nic, o co chodzi... nie znał nawet nazwiska tego kogo wiezie.
Ruszono szybko we wskazanym kierunku... Przez całą drogę René i ex-mieszkanka Czerwonego Domu zachowywali głębokie milczenie. Na rogu ulicy l’Enfer, o dwadzieścia kroków od ulicy Tombe-Issoire, kareta zatrzymała się, kamerdyner drzwiczki otworzył.
Perina zarzuciła kaptur.
Przyłożyła do ust szyjkę butelki z kseresem i długo z niej ciągnęła. Potem wysiadła pierwsza, a René za nią.
— Jeżeli się nie mylę... powiedziała po cichu, to ulica Tombe-Issoire znajduje się tuż przed nami...
— Tak jest... odpowiedział pan de Rieux.
— Czy mała furtka, oznaczona na miejsce schadzki, znajduje się po lewej czy po prawej stronie?...
— Po lewej...
— Jakaż jest odległość od początku ulicy do tej furtki?...
— Ze dwieście kroków...
— Powtórz mi pan, proszę, nazwiska ludzi, którzy na pana czekają...
— Dagobert i Bouton d’Or.
— Doskonale... nie zapomnę... a teraz, czy pan markiz i jego kamerdyner dobrze są uzbrojeni?...
— Każdy z nas ma pistolety za pasem i szpadę u boku... Dla czego się pytasz o to?...
— Chcę dokładnie wszystko wiedzieć, zanim zabiorę się do działania...
— Co robić zamyślasz?...
— Rzucić się śmiało pierwsza w paszczę wilka...
— W jaki sposób?...
— Na pana czekają, panie markizie, a ja się spotkam z nimi...
— Jakto?... chciałabyś... zaczął młody człowiek.
— Tak!... przerwała Perina, tak chcę i tak robię!
— Ależ to szaleństwo!...
— Dla czego?...
— Jakże wytłómaczysz temu człowiekowi nieobecność moję?...
— To do mnie należy... nie raz w życiu, zapewniam cię... tłómaczyłam rzeczy daleko trudniejsze... i to ludziom daleko przenikliwszym...
— Przystaję na twoję rolą, ale jakaż będzie moja?...
— O!... rola to zupełnie bierna w tej chwili przynajmniej... Ukryj się pan tu na rogu, przy tym murze, na wpół zwalonym, na który pada słabe światło latarni i pozostań nieruchomy, milczący, Z pistoletem w każdym ręku... kamerdyner niech zajmie tak samo miejsce po przeciwnej stronie... Jeżeli mnie omyliły przewidywania moje, jeżeli nie ujrzę nic podejrzanego, powrócę zaraz tutaj... Jeżeli przeciwnie, wpadnę w pułapkę na pana zastawioną, jeżeli niebezpieczeństwo będzie groźne, uprzedzę pana, krzyknąwszy przeraźliwie...
— A wtedy... dokończył żywo René, rzucę ci się na pomoc, i przysięgam, że gdyby mi przyszło nawet walczyć z dziesięciu wrogami, wybawię cię z niebezpieczeństwa...
— E! do licha!... odrzekła Perina ze złością, właśnie, że nie potrzeba tego robić... Bo gdyby mnie zabito i gdybyś pan poległ w mojej obronie, cóż by się stało z Janiną de Simeuse?...
Pan de Rieux pochylił głowę i umilkł.
Imię panny de Simeuse było argumentem, na który nie umiał odpowiedzieć.
Perina mówiła dalej, korzystając z tego milczenia:
— Jak pan krzyk mój posłyszysz, zamiast podążać mi z pomocą, uciekaj co prędzej...
— Uciekać mam?... powtórzył z goryczą młody szlachcic, którego słowo to oburzyło.
— Rejterować, jeżeli pan wolisz!... powiedziała wiedźma. Najsławniejsi w świecie generałowie, nie raz rejterowali umyślnie po to, ażeby sobie zapewnić zwycięztwo?... Zrób pan tak, jak oni, a tak jak oni zatryumfujesz... Zapewniam cię... przysięgam ci!... Stangret niech zawróci karetą w stronę placu Świętego Michała... Skoro tylko rozlegnie się sygnał alarmujący, wsiadaj pan na kozioł, bierz lejce sam w ręce... i powracaj galopem do domu... Zamknij się w nim, zabarykaduj... jednem słowem, zarządź wszelkie środki ostrożności przeciwko zbójeckiemu napadowi, bodaj dzisiejszej zaraz nocy... Lepiejby nawet było, sto razy lepiejby było nie powracać do siebie, lecz poszukać sobie innego schronienia... Czy zrobisz markizie to, o co cię proszę?...
René się zawahał.
— Proszę o to nie w swojem, ale w Janiny imieniu... dokończyła wiedźma.
— Zrobię... szepnął René, zrobię... chociażby mnie to nie wiem wiele kosztować miało...
— Obiecujesz mi?...
— Przysięgam...
— Dziękuję, panie markizie... Teraz jestem zupełnie spokojną, bo mam pewność, że jeżeli umrę tej nocy, pan pozostajesz przy życiu, ażeby nas pomścić obydwie...
Zaledwie Perina mówić przestała, na oddalonej wieży jakiejś kościelnej północ wybiła, a jednocześnie zegary bliższych kościołów i klasztorów, powtórzyły dwanaście uderzeń.
Ze wszystkich stron różne dźwięki rozlegały się w ciszy nocnej.
— No markizie, odezwała się wiedźma, życz mi powodzenia i pomódł się za mną, bo od czasu, jak zaczęłam wierzyć w Boga, modlitwa odwagi mi dodaje...
— Chwilę jeszcze... chwilę!... zawołał pan de Rieux.
Ale Perina go nie posłuchała i poszła pewnym, przyśpieszonym krokiem, aż zniknęła w ciemnej ulicy Tombe-Issoire.
Posłyszawszy kroki jej, Dagobert powiedział był do Bouton d’Ora.
— Oto ten, na którego oczekujemy... zgubiony jest, a my ocaleni.
Olbrzym odpowiedział mu na to:
— Stało się...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.