Czem was przyjąć, goście mili,
W zamian soli i chleba?
Goście duchem tu przybyli,
Duchem przyjąć ich trzeba.
Wprawdzie wszystek nieskupiony
Do tej chatki poziomu:
Cząsteczkami, w różne strony
Rozesłałem go z domu.
Często szukam — nie znachodzę,
I sam jeden być muszę;
Po ciernistej życia drodze
Rozproszyłem mą duszę,
Wszędzie serca część oddartą
Mnie zostawić sądzono:
Coś nad Niemnem, coś nad Wartą,
Coś nad Wisłą spienioną.
Reszta poszła w inny sposób,
Aż się spłacze, przeboli
Na mogiłach drogich osób,
Albo własnej mej doli.
Jeden tylko duch skrzydlaty
Został w sieni u wchodu,
Opiekuńczy duch tej chaty —
Gościnności narodu.
Więc i z niego bądźcie radzi:
On tu pełni swą strażę,
On do domu was wprowadzi,
On me serce pokaże...